• Nie Znaleziono Wyników

W spojrzeniu R oberta G ravesa na mity greckie je st pew ien rys ch arakte­

rystyczny. B adacz kultury antycznej, lepiej u nas znany ja k o pow iesciopi- sarz, stw ierdził bow iem , że w m itach odzw ierciedlony został ogrom ny prze­

łom w historii kultury - przejście od m atriarchatu do patriarchatu. M łodzi, dzielni herosi walczą tam o władzę p e r f a s et nefas, a każde zw ycięstw o uspra­

w iedliw ia środki, jakich użyto dla je g o osiągnięcia. Starców, kobiety i dzieci traktuje się w tym system ie etycznym w sposób instrum entalny - jeżeli m ogą pomóc, należy ich wykorzystać; jeżeli przeszkadzają - trzeba ich usunąć z dro­

gi, a najlepiej zgładzić87.

Trudno pow iedzieć, czy G raves, zafascynow any teorią B achofena, miał rację stosując jeden klucz do interpretacji starożytnych mitów. Ale zebrane przez niego wersje ilustrują tezę naczelną. N a przykład historia Perseusza.

Ten młody bohater, niezadow olony z faktu, że o rękę je g o matki D anae stara się Polidaktes, król wyspy Serifos, w pew nej chw ili naiw nie uw ierzył, że władca, licząc się z je g o opinią, zm ienił decyzję i skierow ał sw oje afekty w stronę H ippodam ei, córki Pelopsa. C hcąc zadem onstrow ać w łasną przy­

chylność dla królew skich planów, zobow iązał się do zdobycia atrakcyjnego ślubnego podarunku, na przykład głow y G orgony M eduzy. Polidaktes z sa­

tysfakcją zażądał spełnienia obietnicy, w ierząc, że narazi tym sam ym Perse­

usza na śmierć. Bezlitosny św iat intryg, w którym władca, w poczuciu siły,

87 Por. A. K raw czu k , Wstęp, w: R. G rav es, M ity greckie, p rzel. H. K r/e c z k o w s k i, w stęp e m o p a trz y ł A. K raw czu k , W arszaw a 1968.

ale jednocześnie w dążeniu do upraw om ocnienia w łasnej bezw zględności, w ykorzystuje brak dośw iadczenia i prostoduszność m łodzieńca je st oczyw i­

ście św iatem m ężczyzn - tu cel uśw ięca środki. Perseusz pow inien zginąć, ale lak, by odpow iedzialnością za je g o śm ierć nie m ożna było obciążyć Poli- daktesa.

Jednakże sam a G orgona M eduza została potraktow ana we w spom nia­

nym m icie bardzo instrum entalnie. Ani Perseuszow i, ani nikom u z jeg o bli­

skich nie uczyniła nic złego, tak więc z perspektyw y m łodego bohatera była jed y n ie groźnym w yzw aniem , sym bolem najw iększego niebezpieczeństw a, probierzem je g o dzielności i odw agi. P otw orność G orgony M eduzy była w ynikiem kary, jak ą w ym ierzyła jej Atena, rozgniew ana faktem , że piękna córka starca m orskiego N ereusa oddała się Posejdonow i w jej św iątyni. O d­

tąd M eduza m iała kształt „skrzydlatego potw ora o płonących oczach, olbrzy­

m ich zębach, w yw ieszonym języku, m osiężnych szponach i w ężow ych zw o­

ja c h ”88, a jej spojrzenie zam ieniało człow ieka w kam ień. M it nie roztkliw ia się nad nieszczęsnym losem m orskiej boginki, pokutującej za chw ile m iło­

snych uniesień. Od m om entu uzyskania potw ornej postaci G orgona M eduza j e s t potw orem , którego zabicie przynieść może chw ałę jej pogromcy. U trw a­

lony w m icie Perseusza schem at fabularny stał się z czasem charakterystycz­

nym m otyw em epiki rycerskiej.

M ity greckie kom entow ane przez G ravesa zaw ierają wiele takich w ąt­

ków. O drażająca form a nie budzi w spółczucia, ciało nie je st „św iątynią du­

ch a” - przeciw nie, kalectw o, a tym bardziej bestialskość postaci zasługują na śm ierć i zniszczenie. Skała Tarpejska dla ułom nych niem ow ląt w ydaje się w tym kontekście prostą kontynuacją im peratyw u zabijania M eduz, Hydr, C him er etc. Piękno to ład, harm onia, proporcjonalność, to zarazem praw da natury i doskonała form a dobra. B rzydota staje się w yłom em estetycznym , uwłaczającym idei doskonałości. Ten wątek aksjologiczny ważny był nie tylko dla kultury greckiej - pojaw ił się rów nież w Rzym ie, a przede w szystkim w Bizancjum . Stam tąd zaś prom ieniow ał na południow ą i w schodnią Sło­

w iańszczyznę.

Średniow iecze zachodnioeuropejskie zaproponow ało w tym zakresie roz­

w iązania bardziej am biw alentne. Z jednej strony brzydota i ułom ność ciała byw ały znakiem szatańskości, z drugiej zaś zbyt doskonałe piękno mogło być dziełem diabelskim i źródłem nieczystych pokus. A le w szystkie

wspo-mniane wcześniej, a pozornie różnorakie wątki m ożna spiąć w spólnym m ia­

nownikiem , który w yraża się im peratyw em niszczenia zła1” .

Na aspekt w iązania zła z pierwiastkiem żeńskim zw racano uwagę w wielu różnych kulturach. Warto jednak pam iętać, że u źródeł europejskiej nowo- żytności legły zarów no tradycje starogreckie, w ieńczące Perseusza za zabi­

cie G orgony M eduzy, jak i tradycje biblijne, nakazujące palenie czarow nic, a także tradycje rzym skie i biznatyjskie w zm acniane średniow iecznym my- zogynizm em . U patryw anie w kontaktach z kobietą źródeł osłabienia woli i nieczystych myśli pojaw ia się jak o stały w ątek chrześcijańskich prób w pro­

w adzenia celibatu kapłańskiego, zjaw iska nieznanego w Starym Testam en­

cie. Pierw sze próby w tym w zględzie czyniono ju ż w III i IV w ieku n.e., ale bardziej konsekw entne praw nie rozporządzenia przyniosły dopiero synody w Pawii (1022) i Bourges ( 1031 ). na których m ałżeństw a biskupów uznano za nieważne, a kobiety żyjące z duchow nym i za konkubiny. Instytucja ofi­

cjalnego konkubinatu utrzym yw ała się jednak jeszcze długo, zw ażyw szy, że sobór w Bazylei zm uszony był w ydać 22 stycznia 1435 D ecretu m d e co m u- b im iiiris, dekret przeciw ko konkubinom i tym sam ym praw nie zalegalizo­

wać ideę całkow itej abstynencji seksualnej kleru90. W I486 roku. a więc pół wieku później opublikow any został po raz pierw szy M a lleu s M a lejica ru m {M łot na c za ro w n ice)91 - traktat pokazujący pełne spectru m niebezpieczeństw wynikających z kontaktów z kobietam i, które należąc do płci z natury słab­

szej, podatne są na szatańskie pokusy i łatw o m ogą „najcnotliw szego do grze­

chu przyw ieść” .

W Polsce pierw sze procesy o czary rozpoczęły się za czasów Z ygm unta A ugusta, ale fragm enty M iota na cza ro w n ice przetłum aczył Stanisław Z ąb­

^ G łę b o k ie p rz e k o n an ie w tej m aterii ży w ili au to rz y M łota na czarownice, d w aj d o m in ik a n ie - H en ry k K ra e m er In stito ris i J a k u b S p ren g er. Ich sła w e tn e d z ie ło u k a z a ło się po raz p ie rw szy w roku I4 8 6 , a w latach 1 4 9 6 -1 5 2 0 , d zięk i w y n a laz k o w i d ru k u , w z n aw ia n o j e c z te rn a s to k ro tn ie . Isto ta p sy ­ chozy, k tó ra w o k re sie ren esan su , b aro k u i p o c zęści o ś w ie c e n ia p o c h ło n ę ła n ie z licz o n e o fiary , p o d z iś d zień n ie d o c ze k a ła się je d n o z n ac z n eg o w y ja śn ie n ia . P o z o staje je d n a k fak tem , że w ia ry w ist­

n ien ie c za ro w n ic n ie w y k o n cy p o w ali d w aj d o m in ik a n ie , że je s t o n a z n a c z n ie sta rsz a niż in sty tu c ja inkw izycji. J u ż w P ięcio k sięg u M o jże szo w y m („ C za ro w n ik o m /cz a ro w n ic y ż y ć n ie d o p u śc isz .” |H x o - dus, X X II, 18]) p o w ta rz a się in fo rm a cja o n ak azie k a ra n ia śm ie rc ią ludzi p o są d z a n y c h o czary , c h o ć sam a isto ta c za ró w n ie jest p ra k ty c z n ie w y ja śn io n a . W y n ik ało b y z te g o . że z ja w isk o c z a ro w a n ia n ależało d o ta k zn an y ch i p o sp o lity c h , że tłu m a c ze n ie g o K sięg a u z n aje za zb ęd n e.

w Por. A. Szafrański, W. W ójcik, Celibat, w: Encyklopedia katolicka, t. II, Lublin 1985, s. 1399-1402.

1)1 M łot na czarownice. Postępek zw ierzchowny w czarach [ _| Z p ism J a k u b a S p re n g e ra i H en­

ry k a In sty to ra [ . . . | p o w ięk szej c zę ści w y b ra n a i na p o lsk i p rz e ło ż o n a p rz e z S ta n isła w a Z ą b k o w ic a J...1 w K rak o w ie [ ...] R oku P a ń sk ieg o 1614. W y d aw n ic tw o W Y S P A 1992.

kow ic i wydal drukiem dopiero w roku 1614. Badania Bogdana B aranow ­ skiego potw ierdzają, że w R zeczypospolitej w ieku siedem nastego - zw łasz­

cza w w ojew ództw ach w schodnich - nasiliły się procesy o czary. N ie darm o zresztą Z ąbkow ic, polski tłum acz M io ta ofiarow ał sw oją pracę księciu Janu­

szowi O strogskiem u, dziedzicow i w ielkich m ajątków na W ołyniu, katoliko­

wi w pierw szym pokoleniu, którego ojciec K onstanty „czczony był na Rusi ja k o obrońca praw osław ia"1'2. Trudno więc oprzeć się myśli, że część przy­

najm niej ucieczek chłopskich, znanych w literaturze historycznej jak o zbie- gostw o na Dzikie Pola, łączyć by należało z prześladow aniam i w ynikający­

mi ze zw alczania herezji czarostw a. A bezw zględna w alka z czaram i była zorganizow aną, m asow ą ofensyw ą przeciw ko Złu.

Zło, ja k o je d n a z naczelnych kategorii aksjologicznych, rozpatryw ane byw a w literaturze filozoficznej w dw ojakiej co najm niej perspektyw ie.

P ierw sza z nich, historycznie starsza, w yw odzi się z postaw fideistycznych, a potem uzasadnień sch o lasty czn o -teo lo g iczn y ch i zakłada ontologiczny status Zła, istniejącego o b iektyw nie ja k o przeciw ieństw o D obra. P erspek­

tyw a druga, zw iązana z ak sjologią kulturow ą, pozw ala patrzeć na zło w k a­

tegoriach relatyw istycznych, zm iennych, w znacznej m ierze dookreślanych przez histo ry czn ie w arunkow any system w artości - zakłada w ięc kontek- stualność i subiektyw ność zła ja k o pochodnej zm iennych postaw episte- m o lo g ic z n y c h . Z p u n k tu w id z e n ia p ie rw s z e g o s ta n o w is k a w ą tp ie n ie w obiektyw ne istnienie Z ła m oże być rów noznaczne z herezją. Stanow isko d rugie zakłada, że je d y n ie w konkretnych w arunkach historycznych, gen e­

rujących o kreślone postaw y aksjologiczne następuje proces identyfikacji w artości negatyw nych i uruchom ienie sankcji m oralnych zw iązanych ze społecznie dep recjo n o w an y m i czynam i jed n o stek lub zbiorow ości. C zło­

w iek nie m oże być w cieleniem obiektyw nie istniejącego zła, m oże nato­

m iast źle postępow ać.

W literaturze przedm iotu w spom ina się niejednokrotnie, że zjaw isko pro­

cesów o czary, które ogarnęło Europę na przestrzeni X V I-X V III w ieku, w y­

nikało z przesłanek teologicznych. Źródłem tych postaw w znacznej mierze stała się filozofia scholastyczna, zajm ująca się m iędzy innym i ustalaniem ontologii Szatana ja k o naturalnego w roga Boga. Rozw ażania te doprow adzi­

ły do uznania za herezję w szelkich sądów podw ażających w iarę w istnienie obiektyw nego Zia oraz negujących m ożliw ość instrum entalizow ania ludzi przez m oce piekielne. Znalazły one potw ierdzenie i sankcję w roku 1484, w bulli Innocentego VIII Sum m is de sid e rant es affectibu s, tworzącej prawne

podstawy do ścigania w szystkich w rogów ludzkości, posądzonych o kontakt z szatanem. B ezpośrednią konsekw encją papieskiej bulli był M a lleu s m ale- fica ru m , dzieło oparte na założeniu, że skoro bezsprzeczne je st obiektyw ne istnienie Szatana, to m uszą istnieć ludzie, za pom ocą których w prow adza on w czyn swój plan opanow ania świata. Są nim i w pierw szej kolejności nie­

wiasty, m ogące - jak sugerow ał św. Tom asz - obcow ać ze złym duchem cieleśnie, płodzić z nim istoty „m ocne i w zrostu w ielkiego” . Jednocześnie matki, dzięki diabelskiem u w sparciu, potrafią skutecznie ukryw ać ich praw ­ dziwe pochodzenie, narażając tym sam ym ludzi na straszliw e niebezpieczeń­

stwo.

Takow e brzydkości cielesn e szatani odpraw uj;) nie dla sw ojej u c ie ­ chy, ale dla zarażenia duszy i ciała tych, z którym i o b c u j;)'1.

Jest w idei posądzania kobiet o dysponow anie nadprzyrodzoną m ocą pewien rys, charakterystyczny dla am biw alencji D obra i Zła. Przeciw ieństw o tych dw óch pierw iastków zaw ierają w szystkie źródłow o potw ierdzane sys­

temy etyczne. W w iększości z nich Zło w iązane byw a z pierw iastkiem żeń­

skim. A ntropologia D obra i Z ła m anifestuje się w ja k iejś m ierze poprzez wsparcie patriarchatu lub m atriarchatu, poprzez przyznanie K obiecie roli nadrzędnej lub podrzędnej kulturow o. O pozycja D o b ro -Z ło w ym aga ja sk ra ­ wego przeciw staw ienia M ęskości i Zeńskości; idea rów noupraw nienia płci zbiega się z indyferentyzm em m oralnym .

Praw ne zakazy prow adzenia procesów o czary, odbyw anych obligato­

ryjnie z użyciem tortur i prow adzących zazw yczaj do kary śm ierci, pocho­

dzą przew ażnie z drugiej połow y X VIII wieku, choć źródła historyczne za­

św iadczają, że i w w ieku X IX zdarzały się na tym tle sam osądy, zw łaszcza w izolow anych społecznościach w iejskich. N atom iast badania etnograficzne wykazują, że wiara w realne istnienie czarownic utrzym ała się również w dw u­

dziestow iecznych prześw iadczeniach ludow ych. M ichał K om ar w jednym z esejów pośw ięconych tej problem atyce zauw aża, że zarów no rozpoczęciu polow ań na czarow nice, ja k i próbom zakończenia tych procesów tow arzy­

szyła znam ienna ideologizacja, często w spierana przekłam aniem tem poral- nym. Autorzy Encyklopedii Francuskiej, w spółtw órcy filozofii ośw iecenia zachowywali się tak, jakby to w stydliw e zjaw isko m iało m iejsce w odległych wiekach, w dalekiej przeszłości i było zupełnie obce now oczesnej, w ykształ­

conej Europie.

W ydaje się, że dość podobnie potraktow ał problem czarostw a Henryk Sienkiew icz, w platając w pierw szą ze sw oich pow ieści historycznych m o­

tyw jak b y bardziej z pogranicza fenom enologii baśni i złego snu niż histo­

rycznej tragedii setek tysięcy anonim ow ych kobiet. H orpyna D ońców na peł­

ni w O gniem i m ieczem funkcję swoistej antagonistki Heleny Kurcewiczówny.

W ym ogi fabularne sprawiły, że przypadła jej w udziale rola m alow nicza i nie­

zbędna zarazem . H orpyna je st w iedźm ą sprzym ierzoną z B ohunem 94.

Pojaw ienie się postaci czarow nicy w utw orze, którego akcja toczy się w połow ie wieku X VII je st w ięc zabiegiem ja k najbardziej uspraw iedliw io­

nym z perspektyw y źródłow o potw ierdzanej praw dy historycznej. Jednakże racjonalizm drugiej połow y w ieku XIX nie zezw olił ju ż na traktow anie tej postaci z pełnym respektu przydechem . Sienkiew iczow ska D ońców na jest groźna i zarazem groteskow a, w zasadzie przyjazna ludziom, wróży im, chroni Kozaków przed złym i m ocam i na W rażym U roczyszczu, lojalnie dotrzym u­

je słow a danego B ohunow i, którego zresztą darzy głębokim i praw dziw ym sentym entem . Jest jednocześnie kobietą ciężko dośw iadczoną przez los, ko­

bietą pozornie lekcew ażącą praw a boskie i ludzkie; w istocie zaś bezskutecz­

nie dbającą o w łasne bezpieczeństw o. W ostatecznym rachunku ginie prze­

cież zabiła podstępnie przez sym patycznego skądinąd szaław iłę i oczajduszę.

W płaszczyźnie kom pozycyjnej całego tekstu zasada prezentow ania Hor- pyny respektow ana je st bardzo konsekw entnie. Praktycznie naczelnym kre­

atorem jej w iedźm ow atości je s t Rzędzian, a sekunduje mu w ty m p a n Z agło­

ba. To od pachołka pana Skrzetuskiego dow iadujem y się, że rannego Bohuna pielęgnow ała czarow nica D ońców na i ona to w łaśnie przepow iedziała m ło­

dem u Kozakow i m iłosną porażkę. Jednocześnie jed n ak relacja Rzędziana w prow adza do pow ieści postać antypatycznej w iedźm y i utrw ala ten w izeru­

nek w czytelniczej świadom ości. Pobieżna lektura nie zawsze pozw ala w pełni zrozum ieć psychologiczne podstaw y takiej kreacji. Przecież i sam Sienkie- w iczow y Rzędzian nie pojm uje, że źródłem jeg o fascynacji H orpyną może być coś innego niż szatańskie uroki:

H „ H o rp y n a (D o ń c ó w n a), p o stać h isto ry c z n a. S io stra p u łk o w n ik a k o zack ieg o , D ońca, „k ra ­ ś n a ” w ie d źm a, o b d a rz o n a u m ie ję tn o śc ią p rz e p o w iad a n ia p rz y szło śc i (d w u z n a cz n e w ró żb y d o ty c z ą ­ ce B o h u n a o ra z śm ierci b rata) i n a d zw y c z ajn ą siłą. | ... | O D o ń c ó w n ie w z m ia n k a w ep o sie S am u ela ze S k rz y p n y T w a rd o w s k ie g o Wojna Jam ow a z kozaki. Tatary M oskw ą..." T. B u jn ick i, A. R ataj, Trylogia Sienkiewicza. Leksykon, K ra k ó w 1998, s. 56; „ D o ń có w n a H o rp y n a - p o stać fik cy jn a, stw o ­ rz o n a w o p a rc iu o relacje z ep o k i na tem at c za ro w n ic s łu żą c y c h C h m ie ln ic k iem u . N azw isk o od a u ­ te n ty c zn e g o p u łk o w n ik a D o ń c a ” . M. K o s m a n ,Ogniem i mieczem ”, piaw ila i legenda, Po zn ań 1999, s. 182.

Jak ty lk o trochę o z d raw ia ł [B ohun - E. K .], p rzy ch o d z iła d o niego

ści zabaw ne, po części uspokajające, bo przecież to w łaśnie jej zaw dzięcza­

my pośrednio dobrą wróżbę dla zam iarów Skrzetuskiego. D opiero później postrzegam y w niej złow rogą pom ocnicę B ohuna i potencjalną m orderczy­

nię niew innych ofiar, których kości tw orzyć m iały jak o b y ostrokół C zorto- w ego Jaru.

Jest więc w tej postaci jak ie ś pęknięcie konstrukcyjne, ja k a ś nieostrość aksjologiczna, która w praw dzie każe czytelnikow i odetchnąć z ulgą po uda­

nym strzale Rzędziana, ale też i w strzym ać nadm iar entuzjazm u w zw iązku z pełną dystansu do tej egzekucji postaw ą pana W ołodyjow skiego.

C o spraw ia, że jak o czytelnicy w spółczujem y Helenie, że razem z boha­

tym ent raczej liczyć nie m oże? C zyżby aż tak silnie tkw iła w nas podśw iado­

ma zgoda na tradycyjny podział ról społecznych, w myśl którego m ężczyzna m oże działać aktyw nie i popełniać przy tym błędy, natom iast kobieta w inna być uosobieniem dobroci, czystości, bezpieczeństw a, niew inności, wiary, m iłości i nadziei - zostaw iając jednakże m ężczyźnie inicjatyw ę obrony tych cech?

Jeżeli przyjrzym y się bliżej postaci Horpyny, w oczy uderza jej sam o­

dzielność - ba, dom inacja nad św iatem otaczających j ą m ężczyzn. H orpyna rozkazuje, rządzi, w ydaje polecenia, w ym aga, by przestrzegano jej nakazów.

N aw et w igraszkach m iłosnych je st stroną aktyw ną - to ona przecież „rozda­

je kułaki i c ału sy ” . Praktycznie niem al zaw sze podkreśla sw ą dom inację lub je st przynajm niej gotow a do przejęcia inicjatywy. Pozw ala rozkazyw ać so­

bie jed y n ie B ohunow i, którego darzy niew ątpliw ym , choć pełnym św iado­

m ości niespełnienia sentym entem . Ale też i Bohun je st jedynym m ężczyzną, z którym H orpyna rozm aw ia jak rów ny z rów nym . W jej żartach z Rzędzia- nem je st elem ent w yższości i przew agi choćby czysto fizycznej - suprem a­

cja św iadom ej sw ego ciała kobiety nad zafascynow anym jej w italnością m ło­

dzieńcem . W stosunku do m ieszkającego we m łynie karła C zerem isa miesza się w H orpynie poczucie dom inacji i opiekuńczości. Z jednej strony traktuje niem ego kalekę ja k o sw ego niew olnika, z drugiej natom iast potrafi się za nim ująć i zapew nić mu bezpieczeństw o. Jego rola w C zortow ym Jarze jest dość dokładnie określona:

- C zerem is pod skałam i kuk u ry d zę sadzi, w ino sadzi i ptaki w sidła tupie. |t. 2, s. 23]

Z resztą niejasne są drogi, które zaw iodły bezim iennego karła do Czorto- w ego Jaru. Czerem isi albo M aryjczycy to lud zam ieszkujący tereny nadw oł- żańskie, słynący z kultu drzew, upraw iania m agii przyrody i z um iejętności w różbiarskich'"’. Niski w zrost zaw dzięczał zapew ne tow arzysz H orpyny na­

turze lub kalectw u we w czesnym dzieciństw ie, natom iast nie w iadom o, kto i z jakiej przyczyny uciął mu język. W w ierzeniach ludow ych niski wzrost, zw łaszcza w połączeniu z w ielką głow ą przypisyw any był istotom dem onicz­

nym , przew ażnie tym , w które wcieliły się dusze zm arłych97. N atom iast nie­

m ota ja k o defekt fizyczny w zm agała niesam ow itość karła. Obie te cechy czy­

niły go w ym arzonym kom panem czarow nicy, a nadzw yczajne um iejętności

K. M o s /y ń s k i. Kultura hulowa Słow ian, to m d ru g i. Kultura duchowa cz. 1, w y d an ie 2, red.

n a u k o w y J. B u rs /ta . 1967, s. 25 1 , 372, 379.

1,7 T am że. s. 608.

strzeleckie utw ierdzały postronnych obserw atorów w prześw iadczeniu o je ­ go zw iązkach z siłam i nieczystym i. W płaszczyźnie fabularnej obecność C zerem isa je st uw iarygodnieniem roli Horpyny, dodatkiem w zm acniającym jej w ątpliw ą niekiedy dem oniczność.

Sam a H orpyna je st jed n ak w iedźm ą dość nietypow ą, choć zgodnie z po­

krętną dialektyką M łota na cza ro w n ice ta nietypow ość w łaśnie m ogła być diabelskim om am em .

Z aczem w iedzieć potrzeba, iż ja k o tro jak ie są czaro w n ice, to jest:

szkodzące, a ratow ać nie m ogące: drugie które ratow ać m ogą, ale z ja­

k iejś osobliw ej z szatanem um ow y nie szkodzą. T rzecie, które i szkodzą, i ratow ać mogą™.

H orpyna i szkodzi, i ratuje, choć w jej zabiegach trudno dopatrzyć się czegoś nadzw yczajnego. Szkodzi oczyw iście z perspektyw y interesów Skrze- tuskiego, bo ku jeg o rozpaczy ukryw a kniaziów nę. Ale je st to jednocześnie przysługa oddana B ohunow i i pom oc udzielona sam ej Helenie, która - gdy­

by nie opieka młodej w iedźm y - m ogłaby um rzeć w w yniku zadanej sobie rany. Znajom ość ziół leczniczych, uspokajających, uśm ierzających, gojących i nasennych św iadczy przede w szystkim o m edycznych talentach m łodej Kozaczki, ale nie należy zapom inać, że je st też ona skłonna napoić knia­

ziów nę odurzającym w yw arem i zapew nić B ohunow i jej nieśw iadom ą po­

wolność. Etyczne zasady m łodego watażki i jeg o am bicja zdobycia w zajem ­ ności ukochanej kazały mu odrzucić złow rogą propozycję Horpyny. G dyby stało się inaczej, m ożna by z pow odzeniem sytuow ać olbrzym ią K ozaczkę w śród czarow nic „szkodzących” . A le jednocześnie w iedźm a przyrzeka, że będzie dobra dla uw ięzionej, p o c ie sz a ją - zgodnie z w łasną oceną sytuacji -

wolność. Etyczne zasady m łodego watażki i jeg o am bicja zdobycia w zajem ­ ności ukochanej kazały mu odrzucić złow rogą propozycję Horpyny. G dyby stało się inaczej, m ożna by z pow odzeniem sytuow ać olbrzym ią K ozaczkę w śród czarow nic „szkodzących” . A le jednocześnie w iedźm a przyrzeka, że będzie dobra dla uw ięzionej, p o c ie sz a ją - zgodnie z w łasną oceną sytuacji -

Powiązane dokumenty