• Nie Znaleziono Wyników

i regionalizmy we współczesnym Maroku w świetle rozmów z imigrantami marokańskimi w Europie

Uwagi wstępne

W badaniach prowadzonych wśród imigrantów z Maroka w Hiszpanii i Francji (lata 2006-2010) najżywiej interesowały mnie dwie zmienne, tj. etniczność i religijność rozmówców, oraz ich wpływ na wybory migrantów odnośnie do integracji społecznej i gospodarczej. Nieodzownie więc musiałem sobie zadać pytanie o to, co zdaniem moich rozmówców oznacza „być Marokańczykiem” oraz „być muzułmaninem”. Ogólny zarys definicji „muzułmańskości” ‒ w kształcie, w jakim wyłania się ona z przeprowadzonych przeze mnie rozmów, przedstawiam w innym tekście1

‒ w tym zaś, zgodnie z tytułem, rozważam dylematy „marokańskości”, z jakimi konfrontowani są moi rozmówcy w kraju pochodzenia i na emigracji w Europie.

W kontekście etniczności Marokańczyków warto zauważyć, iż ‒ podobnie jak wiele innych państw postkolonialnych ‒ Maroko doszło do niepodległości w granicach kolonialnych. Mimo że obszar władzy politycznej marokańskiego sułtana przed ustanowieniem protektoratu francuskiego w 1912 roku znacznie lepiej niż w przypadku wielu innych państw afrykańskich odpowiadał granicom, jakie ostatecznie przyjęło terytorium protektoratu, a następnie niepodległe państwo, trzeba mieć świadomość ich arbitralności. Mówienie o „Marokańczykach” w sensie etnologicznym jest dość ryzykowne. „Marokańczycy” to kategoria głównie polityczna

1 R. Stryjewski, Marokańczycy w Europie. Głos z gospodarek etniczno-religijnych w dyskusji nad nowym obliczem Europy, [w:] Kościoły i religie wobec igracji i igrantów, red. J. Zamojski, Warszawa 2009, s. 110–148.

150

i jako taka jest podstawową kategorią systemów zarządzania migracjami w państwach docelowych, w których cudzoziemcy klasyfikowani są przede wszystkim według kryterium obywatelstwa. Przyjęcie kategorii „Marokańczycy” jako przedmiotu badań etnologicznych nie budzi wątpliwości w projektach prowadzonych w ramach antropologii stosowanej ‒ a tak jest w przypadku moich badań ‒ których wyniki służyć mają praktykom zarządzania ruchami migracyjnymi do lepszego zrozumienia zjawiska migracji, jak również zalet i wad stosowanych przez nich kategoryzacji migrantów. Z tego względu przyjmuję w swoich badaniach etnologicznych kategorię polityczną, będąc przy tym w pełni świadomym, że pewne grupy Marokańczyków ze wschodniego Maroka bliższe są ‒ i nieważne, czy mierzyć to kryteriami obiektywnymi czy subiektywnymi ‒ zachodnim Algierczykom niż chociażby Marokańczykom z Sahary2. Ekstremalnym przypadkiem okazują się być Rifeni, z których wielu postrzega siebie jako Rifenów właśnie ‒ czy szerzej: Berberów ‒ i niejednokrotnie explicite protestuje przeciw nazywaniu ich Marokańczykami.

Nawet wśród tych rozmówców, którzy zgadzają się na nazywanie ich Marokańczykami, bardzo widoczne jest wewnętrzne zróżnicowanie zarówno w kontekście pochodzenia, jak i w kontekście przyjmującym. Składają się na nie różne grupy berberskie, w tym jednostki wykazujące identyfikacje tradycyjne wzdłuż trzech najbardziej podstawowych linii podziału na berberskie kultury w Maroku ‒ taszelhit, tarifit i tamazight ‒ ale także aktywiści współczesnego odrodzenia panberberskiego, rozpoczętego niegdyś w algierskiej Kabylii i coraz silniej obecnego w Maroku. Na „tożsamościowym rynku” w Maroku na pierwszym planie berberskość ściera się z arabskością, ale tożsamościowych opcji jest tam przecież o wiele więcej3. Marokańczyk może identyfikować się przede wszystkim ze swoją grupą etniczną, swoim regionem, swoim państwem, ale też tożsamościowo wykraczać poza granice polityczne państwa, w którym przyszło mu żyć. Tożsamościowych ram dostarczają przecież także makroregion Maghrebu, świat arabski, świat muzułmański, Śródziemnomorze, Afryka, Frankofonia itd. Wszystkie te opcje tożsamościowe są ponadto dynamiczne i mogą ewoluować w miarę rozwoju procesu migracyjnego. W przypadku Marokańczyków kwestie tożsamościowe są tak zawiłe, że wszelkie

2

W swoich badaniach pozostawiam na uboczu problem Sahary Zachodniej i tożsamości zamieszkującej ją ludności, zjawisko niewątpliwie ciekawe, ale marginalne z punktu widzenia aktualnej imigracji marokańskiej do Francji i Hiszpanii.

151

podziały tego kolektywu na sztywne kategorie badawcze byłyby sztuczne i chyba poznawczo szkodliwe. Stanowi to dodatkowy, poza motywacjami płynącymi ze wspomnianej wyżej antropologii stosowanej, argument za pozostawieniem politycznych granic kraju pochodzenia jako wyznacznika zasięgu doboru moich rozmówców.

Zróżnicowanie kulturowe kontekstu pochodzenia w ocenie moich rozmówców

Jak już wspomniałem, postrzeganie państwa pochodzenia, jak i faktu bycia bądź niebycia Marokańczykiem zależy od wielu zmiennych, takich jak region pochodzenia, poziom i rodzaj wykształcenia, klasa społeczna, pochodzenie wiejskie/ miejskie, wiek, płeć itp. Sami rozmówcy uwrażliwiają przede wszystkim na znaczenie „miejsca urodzenia”, twierdząc na przykład:

W Maroku wiele rzeczy zależy od miejsca, w którym się urodziłeś… czy jesteś ze wsi, czy z małego miasta, czy… To wszystko zależy od regionów… Małe miasto z jedną tylko ulicą, w którym wszyscy w piątek muszą być w meczecie i wszyscy tak samo… i trzeba robić to, co robił twój dziadek… to jest inne… Kiedy rozmawiasz z Marokańczykiem, musisz wiedzieć, skąd pochodzi. To będzie miało wpływ na to, jaki jest, co mówi, co myśli… Poza klasą ekonomiczną czy społeczną musisz być świadomy jego miejsca urodzenia…

Linie podziału między różnymi tożsamościami i sposobami myślenia wśród moich rozmówców przebiegają głównie wzdłuż podziałów regionalnych i etnicznych.

Różnice regionalne a tożsamości rozmówców

Półwysep Tangerski i Rif jawią się jako regiony najbardziej separatystyczne ‒ oba w sensie kulturowym, tj. kontestowania tożsamości „marokańskiej”, a Rif także w sensie politycznym, tj. secesji z granic dzisiejszego Maroka4

.

Półwysep Tangerski, Rif i wschodnie Maroko

W świetle rozmów rywalizacja Północy z Południem jest jednym z podstawowych aspektów wewnętrznych podziałów w obecnych politycznych granicach Maroka. Południe kojarzone jest na Północy z polityczną opresją, polityczną supremacją, „obcą” państwową administracją, a na poziomie społecznym z zarozumialstwem, wynoszeniem się i poczuciem wyższości. Północ postrzega samą siebie jako poddaną owej opresji Południa, pozbawioną przez Południe różnych należnych jej, zdaniem rozmówców, praw, dóbr i przywilejów. Rozmówczyni

4 Por. A. Zouggari, J. Vignrt-Zunz Jawhar, Jbala – histoire et société. Etudes sur le Maroc du Nord-Ouest, Paris-Casablanka 1991; D. Montgomery Hart, R. Raha Ahmed, La sociedad ereber del Rif arroquí, Granada 1999; K. Mouna, Le bled du kif. Economie et pouvoir chez les Ketama du Rif, Paris 2010.

152

pochodząca z Tetuanu, a w chwili prowadzenia rozmowy mieszkająca w Granadzie, komentuje:

W Maroku istnieje swego rodzaju rywalizacja, między Północą a Południem na przykład... tak, zwłaszcza między Północą i Południem, choć ja uważam, że wszyscy jesteśmy równi… Ale rywalizacja Północ-Południe nie bierze się z niczego, jest tak dlatego, że Północ była zawsze poddana opresji ze strony przywódców, którzy są przecież z Południa. To dlatego ludzie z Północy zawsze myślą, że nie dostają czegoś, co dostają ludzie z Południa. Wywołuje to wiele konfliktów między ludźmi, konfliktów, które pozbawione są sensu, bo to nie ludzie są winni. Oczywistym winnym jest nasza administracja. Jak by nie było, to bardzo głupia rywalizacja, ale też bardzo w dzisiejszym Maroku powszechna, do tego stopnia, że nie możesz normalnie pogadać z chłopakiem z Casablanki… to głupie, ale z drugiej strony nie da się zaprzeczyć, że ludzie z Południa zadzierają nosa, uważają się za lepszych… bo… nie wiem dlaczego, ale myślą, że są lepsi. Jasne więc, że to się nam nie podoba. Jesteśmy bardzo dumni. Nawet Jego Wysokość nazwał nas „dzikusami”, powiedział tak w jednym ze swych królewskich przemówień (śmieje się).

Wrogie Południe często pojawia się w rozmowach z rozmówcami pochodzącymi z Północy jako utożsamiane z marokańskim państwem, postrzeganym głównie jako dawca posad i przywilejów (A nam nikt tego nie dał…). Pretensje Północy/peryferii w stosunku do Południa/centrum wynikają z politycznego przywództwa, które pozostało w rękach Południa po uzyskaniu przez Maroko niepodległości5

. Kolejny rozmówca z Tetuanu, dziś mieszkający w Granadzie, opowiada:

Nic… No bo spójrz… Rifeni… Abd El-Krim, który walczył przeciwko Hiszpanom i Francuzom… gdzie go zatrzymano?... Na Południu! Północ walczyła, lud walczył przeciwko Hiszpanom, mieli broń, mieli wszystko, należeli do różnych organizacji, walczyli w o wiele większym stopniu niż Południe, lecz kiedy oni walczyli przeciwko Protektoratowi, ludzie z Południa, zwłaszcza ludzie z Fezu, uczyli się, studiowali, i kiedy nadeszła niepodległość, a rząd zaczął szukać ludzi, by dać im stanowiska, nie znaleźli nikogo na Północy, więc udali się do Fezu, gdzie ludzie się kształcili… teraz ludzie na najwyższych stanowiskach opowiadają: „W czasach Protektoratu zrobiłem to, zrobiłem tamto”… nieważne… prawda jest taka, że nic wtedy nie zrobił! A ludzie, którzy walczyli, i którzy niczego nie oczekiwali od swojego państwa, zostali zapomniani, jak na przykład mój dziadek – walczył i nic, umarł i nic nie dostał, ani stanowiska, ani zwykłego „dziękuję”.

Zamieszki, do których doszło na Północy w 1984 roku, krwawo stłumione przez marokańską armię wypełniającą rozkazy króla Hasana II, stanowią bardziej współczesną podstawę roszczeń Północy kierowanych pod adresem Południa:

W Tetuanie też były problemy… strajki, kilka dni strajków i wtedy masa ludzi bez wykształcenia przybyła i zaczęła wszystko niszczyć, jak to się zazwyczaj dzieje w czasie różnych strajków. I król interweniował, bo problem był bardzo poważny, żołnierze musieli interweniować, i zrobiła się z tego wielka sprawa… Od 1984 roku

5 Por. I. Dalle, Hassan II entre tradition et absolutisme, Paryż 2011; P. Vermeren, Le Maroc de Mohammed VI. La transition inachevée, Paris 2011.

153

król nigdy nie pojechał na Północ… w 1984 roku był strajk… to był strajk ogólnokrajowy, ale ludzi na Północy dotknęło to bardziej niż innych. Do Tetuanu przyjechały czołgi, helikoptery, zaczęli strzelać, ogłoszono stan oblężenia, sto pięćdziesiąt osób zginęło, dzieci, starcy… nawet ludzie, którzy tylko próbowali rozwieszać bieliznę na balkonach. Północ zawsze była jakoś tak antymonarchistyczna. W jednym ze swoich przemówień Hasan II nazwał ludzi z północy „śmieciami”… on nas obraził… to dlatego ludzie z Północy są w opozycji, bo król zachowywał się nie fair… Północ zawsze walczyła, zawsze broniła Maroka, ale potem nigdy nikt nie pomógł Północy…

Kwestia konfliktu Północ-Południe pojawia się również w rozmowach z imigrantami z atlantyckiego i środkowego Maroka, czyli „Południa” w percepcji rozmówców z Półwyspu Tangerskiego, Rifu i wschodniego Maroka.

Na pytanie: „A dlaczego Północ tak bardzo się skarży?” rozmówca z Casablanki odpowiada:

‒ Północ?! (śmieje się lekceważąco)… tak, ale myślę, że w historii oni rzeczywiście nie byli dobrze traktowani… na przykład przez naszego poprzedniego króla [Hasana II]. Ten obszar nigdy nie był dobrze rozwinięty, to najbardziej zacofana część kraju, trochę zapomniana, teraz podejmowane są próby, coś się robi, ale to potrwa wiele lat… W Tangerze realizuje się wielkie inwestycje, zwłaszcza w porcie, i buduje się nowy port w pobliżu Tetuanu… myślę, że ten w Tetuanie to ma być największy port w Maroku… to oznacza wiele miejsc pracy… To prawda, że to najgorzej rozwinięta część kraju, no dobra, najgorzej rozwinięty jest Rif, położony bardziej na wschodzie, ale jak by nie było, Północ to bardzo zaniedbany obszar… To normalne, że się skarżą, ale nawet oni nie chcą tam mieszkać. Ja za skarby świata nie chciałbym tam mieszkać, ani ja, ani moi przyjaciele. Po prostu nie patrzymy na Północ jako region atrakcyjny… może być atrakcyjny dla turystyki, na krótki pobyt, ale żyć tam? Nie, człowiek nie może się dobrze czuć, żyjąc tam… mogę tam spędzić dziesięciodniowe wakacje… ale ludzie z Północy nie lubią ludzi z wnętrza kraju…

‒ Nazywają was Południem…

‒ (śmieje się) Dla nich wszystko, co leży na południe od Tangeru to Południe, nie? (śmieje się)… Jesteśmy tacy różni… jest między nami taka wielka różnica… Nawet tu w Hiszpanii… nawet nie chcę mówić, co ja myślę o ludziach z Północy…

Jak już wspomniałem, Północ Maroka to zdaniem moich rozmówców główny region emigracyjny Maroka. Rozmówca z Casablanki mówi: „Ostatnimi czasy doszło do dużej emigracji z północnego Maroka, nie wiem dlaczego, pewnie ze względu na pieniądze”.

To również region tranzytowy do Europy dla rzeszy emigrantów z Maroka i Afryki Subsaharyjskiej. Świadczy o tym fragment rozmowy z imigrantem z Nadoru mieszkającym w Granadzie:

‒ Macie dużą emigrację z Północy…

‒ Tak, wielu ludzi wyjechało… ale jest tam również dużo ludzi z Afryki… subsaharyjskiej Afryki… przybywają tam i czekają na możliwość dostania się do Hiszpanii… do Melilli, bo z Melilli mogą przyjechać tutaj.

154

‒ To łatwe?

‒ Skąd! Nie słyszałeś, ilu umiera, tam jest wielka walka z policją, marokańską, hiszpańską, przejść przez Melillę jest bardzo trudno, kiedyś było łatwo, ale teraz sprawy mają się inaczej…

‒ A ludzie z Nadoru jeżdżą raczej do Hiszpanii czy do Francji?

‒ To zależy, jedni jadą do Francji, do Niemiec, tak robili dawni emigranci, dzisiejsi wybierają za cel raczej Hiszpanię. Tu jest łatwiej… trudniej dostać się do innych krajów. Kiedyś było inaczej, bo ludzie mówili, że Hiszpania była jak Maroko, dlatego ludzie podróżowali bardzo daleko, aż do Holandii… Teraz są dwie trasy: do Hiszpanii jeżdżą ludzie z Północy i Wschodu, podczas gdy ludzie ze Południa i środkowego Maroka jeżdżą do Włoch… Płyną statkiem z Casablanki do Tunisu, a potem z Tunisu do Włoch… to zależy od szmuglerów… Dla nas, ludzi z Północy, nikt nie organizuje wyjazdów do Włoch… więc wszyscy próbują dostać się do Hiszpanii.

‒ Jacy szmuglerzy?

‒ Handlarze ludźmi, po prostu przemytnicy… są tacy ludzie, którzy organizują… trzeba zapłacić… oni mają transport, łodzie… to nielegalne, ale ludzie, którzy to organizują, znają odpowiednie osoby w policji, i w marokańskiej, i w hiszpańskiej…

W rozmowach często przewija się wątek północy Maroka jako granicy pomiędzy Europą a Afryką, jednej z najgorętszych granic na świecie, o szczególnej presji migracyjnej z Afryki. Imigrantka z Tetuanu opowiada:

Zwłaszcza jeśli tam pracujesz, na Północy, jak mój ojciec, tam, na granicy, z całą tą kontrabandą… Wyobraź sobie, że jesteś odpowiedzialny za obszar taki jak Tetuan ‒ to taka mieszanina, granica z Ceutą, najgorsza granica na świecie, broń, narkotyki, prostytucja, pieniądze, imigracja, wszystko… całe dnie bez możliwości przespania się czy odpoczynku… a on był dowódcą w takim miejscu… i wyobraź sobie, że masz pod sobą czterdziestu pięciu ludzi, z których dwóch potrafi pisać i czytać, nie jest tam łatwo, a poza tym marokańska administracja pracuje przecież po francusku, a ci ludzie go nie znają…

Na marginesie rozmów migranci wzmiankują problem Ceuty i Melilli, dwóch hiszpańskich enklaw na wybrzeżu Afryki Północnej. Oba miasta stanowią przedmiot sporu między Hiszpanią a Marokiem. To ostatnie uważa je za swoje terytorium, czasowo jedynie okupowane przez sąsiada z północy. Mieszkańcy tych miast to w większości Berberzy. Wbrew oficjalnej marokańskiej propagandzie, zgodnie z którą ludność po obu stronach granicy dąży do przyłączenia Ceuty i Melilli do macierzy, rozmówcy wskazują, że przeciętni Marokańczycy nie znają specyfiki społecznej obu miast. Jedna z rozmówczyń, Arabka ze wschodniego Maroka, tak opowiada o swoim mężu pochodzącym z Melilli, którego poznała już w Hiszpanii:

‒ A twój mąż, co z jego integracją?

‒ Prawda jest taka, że on jest trochę szczególnym przypadkiem… cierpi tu to wszystko, co ścierpieć musi każdy Arab, a kiedy jedzie do Maroka cierpi to, co ścierpieć musi każdy cudzoziemiec… Kiedy przyjechał do Maroka, żeby się ze mną ożenić, potraktowali go jak

155

obcego… Ostatecznie pobraliśmy się w niewielkim miasteczku w okolicach Melilli, gdzie ludzie wiedzą, że mieszkańcy Melilli to Arabowie i Marokańczycy, ale z hiszpańskim obywatelstwem. Pojechaliśmy więc tam, bo w mojej wiosce nikt nie chciał udzielić nam ślubu. Notariusz zapytał: „Co? Jak? Jak może być Arabem, jeśli nie mówi po arabsku?! Jak może być Hiszpanem, kiedy ma taką arabską twarz?!”.

Postawa roszczeniowa, nawet jeśli nie tak silna, jak w przypadku rozmówców z marokańskiej Północy, pojawia się także w rozmowach z imigrantami ze wschodniego Maroka, którzy postrzegają swój region jako opuszczony i zapomniany przez władze. Jeden z nich komentuje:

Jestem z Nadoru. To na wschodzie, północnym-wschodzie, w pobliżu Udżdy, niedaleko od Algierii… to życie, za które możesz zapłacić.... to znaczy nie ma głodu, ale to bardzo smutne, bardzo trudne życie.

Maroko atlantyckie, środkowe i południowe

Jedną z najważniejszych podkreślanych przez rozmówców zmian w Maroku jest stopniowy upadek przewagi Casablanki w gospodarczym życiu kraju. Marrakesz jawi się jako główny jej konkurent, owa konkurencja postrzegana jest wszelako przez moich rozmówców z Maroka atlantyckiego, środkowego czy południowego jako „nasza”, „swoja”, wewnątrzregionalna. Jak wspomniałem wyżej, nowe inwestycje pojawiły się także w Tangerze i Tetuanie, niemniej jednak rozwój północy oceniany jest przez wielu rozmówców z pozostałych regionów Maroka jako rozwój „ich”, „obcy”.

Miasto Casablanka nie ma właściwie żadnej tradycji. Jego ludność stanowią migranci ze wszystkich marokańskich regionów. Nie jest zaskoczeniem, że moi rozmówcy z Casablanki, mimo nadal obecnych różnic regionalnych, mają najlepiej rozwinięte poczucie bycia „Marokańczykami” w zachodnim rozumieniu koncepcji tożsamościowej, opartej o ideę państwa-narodu6. Odpowiedzi, jakich udzielają na pytania dotyczące kontekstu wysyłającego, odnoszą się w większym stopniu do Maroka jako całości, w mniejszym zaś do bezpośredniego zaplecza regionalnego. W przypadku rozmówców pochodzenia berberskiego tożsamość berberska w warunkach dużego, nowoczesnego miasta szybko zostaje wyparta przez tożsamość arabsko-muzułmańską. Fakt, że rozmówcy pochodzenia berberskiego nie znają podziałów wśród marokańskich Berberów czy też specyfiki poszczególnych

6

W przypadku pozbawionej własnej tradycji Casablanki widoczna jest tendencja do homogenizacji do „marokańskości” poszczególnych grup napływających w ramach migracji wewnętrznych w Maroku. Podobny trend homogenizacyjny, tym razem do ogólnej „muzułmańskości” lub „muzułmańskości europejskiej”, widoczny jest w grupach imigrantów muzułmańskich w Europie.

156

berberskich grup, jest przejawem takiego procesu. Ta sama niewiedza dotycząca podziałów wewnątrzberberskich widoczna jest zresztą w wypowiedziach wszystkich rozmówców o arabskiej tożsamości, co jest rzeczą typową dla „dominującego”, który zazwyczaj słabo zna specyfikę „zdominowanego”. Rozmówca z Granady dzieli się ze mną następującą refleksją:

Casablanka to miasto, które nie ma historii, miasto o bardzo krótkiej przeszłości, które stało się wielkie tylko dlatego, że ludzie przyjechali tam do pracy. Co z tego wynikło? Wynik był taki, że ludzie z całego kraju zaczęli żyć w jednym miejscu… Berberzy, Rifeni, ludzie z Marrakeszu i z Sahary… wszyscy się wymieszali, na przykład w moim przypadku – mój ojciec jest Berberem z Warzazat… ale nawet nie wiem, z której grupy, bo ich jest trzy czy pięć… on nie mówi po berbersku… moja matka nie jest Berberką… oboje moi rodzice urodzili się w Casablance, a że ludzie w mieście mówią głównie po arabsku, mój ojciec stracił gdzieś berberski. Mój dziadek, tak… on jeszcze mówił. Tak więc w Casablance różnice wynikają bardziej z sytuacji społecznej niż z pochodzenia… pochodzenie to coś marginalnego… Możesz mieć przyjaciół przez całe życie i nigdy nie wiedzieć dokładnie, skąd pochodzą ich rodzice… ale w innych regionach ‒ tak, to jest ważne…

Zdaniem rozmówców przypadek Casablanki jest raczej wyjątkowy, a styl życia miasta dość odległy od sposobów myślenia w innych regionach kraju:

Dla reszty Maroka Casablanka to zupełnie inny świat… no może nie aż tak… nadal jesteśmy przecież częścią Maroka, ale tak, to bardzo liberalne miasto, bardziej liberalne i bardziej otwarte… Casablanka była sławna, Casablanka to miasto sukcesu i każdy chciał tam pojechać i osiąść tam. Casablanka miała sławę miasta rozwiniętego, miasta, które oferuje absolutnie wszystko… i prawda jest taka, że oferuje ci wszystko. Jeśli chcesz edukacji, ona tam jest, jeśli chcesz najlepszego szpitala, jeśli chcesz najlepszego, co tylko mamy w Maroku, to znajdziesz to w Casablance…

Inny rozmówca wskazuje:

Casablanka, tak, to nadal gospodarcza stolica, ale jest już trochę przesycona. Podejmowane są próby, by poprawić tam jakość życia w kwestiach innych niż czysto gospodarcze, wiesz, na przykład wszystko to, co nazywa się życiem kulturalnym… Casablanka doświadczała tego rozwoju przez wiele, wiele lat, i trochę już tego za dużo jak na jedno miasto. Już dość. Nawet ludzie z innych regionów, oni też zaczynają szukać spokojniejszego