• Nie Znaleziono Wyników

Lublin i Lubelszczyzna jest mozaiką różnorodną struktur, ruchów, instytucji i organi-zacji zajmujących się ekologią, dlatego że jest to modne, bo ma przyszłość, bo jest raczej mało znane, więc można tym łatwo manipulować, przestawiać, dopasowywać.

Na Zachodzie napisano już grube tomy na temat „Ekologia a ekoszwindel" i

„Ekologia a ekotrick". Wszyscy wiemy, że są ekologiczne worki, w które można włożyć nieekologiczne śmieci i wywieźć na ekologiczne wysypisko. Mamy ekologi-czne zapałki i ekologiekologi-czne strzelby do zabijania zwierząt. W tym gąszczu bardziej lub mniej ekologicznych postaw i zachowań, działają organizacje powołane przez społeczeństwo do działania na rzecz szeroko rozumianej przyrody i na kształtowanie postaw życzliwych środowisku, proekologicznych. Są instytucje państwowe, a wśród nich administracja, czyli wojewoda i podległa mu pośrednio lub bezpośrednio poli-cja, inspekcja ochrony środowiska, sanepid, zarządy parków krajobrazowych itd.

Są instytucje państwowe o względnej samodzielności, służebne wobec społeczeń-stwa, będące nośnikami idei proekologicznych, czyli uczelnie, szkoły, przedszkola. Są wreszcie fundusze i fundacje, które dysponują środkami na to, aby zachowania przyjazne środowisku mogły być kształtowane i aby tworzone były odpowiednie do tego warunki.

A więc jest: Bank Ochrony Środowiska oraz Lubelska Fundacja Ochrony Środowiska Naturalnego. Pewnie są i inni prywatni lub państwowi sponsorzy, ale najczęściej albo o tym jeszcze nie wiedzą, albo po prostu się wstydzą.

Są instytucje o dłuższym życiorysie, dla których ekologia jest istotą i treścią dzia-łania lub tylko marginesem. A więc, są towarzystwa regionalne i organizacje o scen-tralizowanych strukturach, mające czapki organizacyjne w postaci wojewódzkich i centralnych zarządów. Do nich należy i Liga Ochrony Przyrody i Polskie Towarzy-stwo Turystyczno-Krajoznawcze i Polski Związek Wędkarski i Polski Związek Ło-wiecki. Wymienione organizacje mają ogromny dorobek i wyłączność w sprawie tworzenia straży ochrony przyrody, czyli własnej policji wyposażonej w prawo man-datowania. Są nawet niezależne instytuty naukowe...

I wreszcie jest ogromny ruch pasjonatów ochrony środowiska i ekologii, najczę-ściej o niewielkich możliwościach oddziaływania. Dla tych formalnych i

nieformal-166 Jan Kuśmierzak

nych grup wymyślono angielską nazwę: NGO's. Jest to jednak ruch znaczący i obej-mujący blisko 20% aktywnej części społeczeństwa.

Wśród tych grup można odszukać i ruch ,,Wolę być", i „Federację Zielonych", i „Towarzystwo Wolnej Wszechnicy Polskiej", i „Klub Przyjaciół Kubusia Puchat-ka", i „Towarzystwo Brzydkiego Kaczątka" Jest klub „Serce" i jest klub

„Śledziona". Jest „Wolna Grupa ode Słupa" i „Ruch Św. Franciszka". Jest „Front Wyzwolenia Zwierząt", są i anarchiści; jednym słowem, są ruchy od całkowitej ne gacji (NIE) do pełnej afirmacji (TAK). Wymienianie wszystkich formalnie zareje-strowanych grup jest niemożliwe i bezcelowe, gdyż według sądu rejonowego w Lublinie jest już ich blisko dwóch tysięcy, a liczba ta ciągle rośnie. A gdyby dołą-czyć do tego jeszcze grupy nieformalne...

Tak rozdrobnione i zatomizowane społeczeństwo jest na rękę różnego rodzaju kombinatorom, którzy korzystając z ogólnego zamętu i z trendu na ochronę środowi-ska, chcą się dobrać do funduszy budżetowych i pozabudżetowych przeznaczonych na rozwój demokracji lokalnych, nic tylko tych oficjalnych [czyli rad sołeckich, gminnych, dzielnicowych czy miejskich], ale przeznaczonych na finansowanie dzia-łalności grup mających wspólny interes, np. w ochronie jakiegoś fragmentu rzeki przed zanieczyszczeniem, czyli rzeczywistych demokracji lokalnych. W tym gąszczu różnorodnych, czasami sprzecznych ze sobą poczynań, są oczywiście i próby działań pozytywnych, nastawionych na integrację kilku-kilkunastu grup, w celu wzmocnie-nia ich oddziaływawzmocnie-nia.

Próby interpretacyjne w oparciu o elastyczne ośrodki rozpoczęły się od działalno-ści Regionalnego Centrum Edukacji Ekologicznej, powołanego w ramach Lubelskiej Fundacji Ochrony Środowiska.

Polegały one głównie na organizowaniu corocznych spotkań ekologów z grup formalnych i nieformalnych w ramach Forum Ekologicznego |w tym roku było już piątej. Bardzo pożyteczne, służące wymianie informacji pomiędzy ruchami spotka-nia, przekształciły się wkrótce w profesjonalnie przygotowanie ekologiczne święta, gdzie więcej uwagi zaczęto poświęcać etykiecie i formie, i gdzie zabrakło już. miej-sca na inne cele. Skierowano również ogromny wysiłek na edukację w szkołach. Na-zwano to Alertem Ekologicznym, czyli stanem podwyższonej gotowości.

1 to szlachetne przedsięwzięcie bardzo szybko przekształciło się w wyścig na-uczycieli o wyższe miejsce w hierarchii szkoły. Mniej ważne stało się zatem samo działanie, lecz odpowiednia jego prezentacja w tzw. kronice alertu, gdzie wycyzelo-wane litery (forma) zwyciężały nad treścią.

Próbowano jeszcze rozszerzać krąg oddziały wań formalnych struktur związanych z Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej poprzez zorganizowanie opłatka ekologicznego u Ojców Dominikanów i przekształcenie tego klasztoru w centrum integracyjne. Ale i to działanie, choć bardzo pożyteczne i szla-chetne, umrze swoją naturalną śmiercią. Te wysiłki, choć niedaremne, nie mogły się udać z bardzo prostej przyczyny. Ruch scalający idący od góry i podporządkowujący sobie niezależnie działające ruchy i organizacje, jest skazany na niepowodzenie, gdyż

Wszystko rodzi się w bólach 167

jest sprzeczny z podstawowymi prawami rządzącymi społeczeństwem. Nie można bowiem budować demokracji przy pomocy rozporządzeń. To tak, jak by Sejm od ju-tra uchwalił dobrobyt. Nic można jednak nie doceniać wysiłków i efektów ludzi do-brej woli. związanych z tymi ośrodkami.

Równocześnie z działaniami administracyjnymi, czy odgórnymi, szły w parze wysiłki animatorów i organizatorów ruchów oddolnych. Bardzo pozytywną rolę na tym etapie odegrał Ryszard Kukiełka, lider lubelskiej grupy „Wolę być", który już na I Forum Ekologicznym w „Agro", dawał wyraźnie sygnały o swoim kilkuletnim do-robku. Potem były spotkania ruchów i organizacji ekologicznych w Kolumnie koło Łasku pod Łodzią.

I jeszcze raz pojawił się Ryszard i spróbował zorganizować w Lublinie federację Klubów UNESCO. Jego wysiłek został storpedowany już na starcie, przez ośrodki nie-chętne istnieniu niezależnych organizacji. A zatem, trzeba było szukać inspiracji poza Lublinem, w oparciu o doświadczenia tych środowisk, którym się częściowo udało.

Takich prób, niezależnych od siebie, podjęli sie ludzie związani lub przynajmniej inspirowani przez teatry (Teatr NN, Stowarzyszenie Teatralne Gardzienice).

W Lublinie, siłami Joanny Furmagi (byłej aktorki Sceny Plastycznej KUL) i Dar-ka WlaziDar-ka, również artysty (choć, jak sam mówi „o tajemniczym zawodzie") i

„dzięki staraniom Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych w Krakowie, Towa-rzystwa dla Natury i Człowieka oraz Małopolskiej Ovcrisel Międzyregionalnej Współpracy Ekologicznej, rozpoczęło działanie Biuro Ekologiczne, mające na celu obsługę pozarządowych organizacji ekologicznych, społeczności i inicjatyw lokal-nych, a także wszystkich mieszkańców Lublina, którym nieobce są potrzeby środo-wiska naturalnego".

Wkrótce do tych poczynań dołączył Cezary Michalec z Polskiego Towarzystwa Storczykowego, oferujący wszystkim chętnym pracę w polskiej wersji „Ulicy Se-zamkowej" (naprawdę to jego rola polega na zmuszaniu nas do myślenia) i Roman Pukar z komputerem i mnóstwem pomysłów, i Tomasz Targoński z Ruchu Św. Fran-ciszka, z mocnymi ludźmi ze straży ochrony przyrody. A potem (a może przedtem) dołączyli inni, a wśród nich główny specjalista od ekologicznej mody, Roman Woł-czko z Lubelskiego Towarzystwa Wcgetarian, który wrobił Ewę Przybysz - filozofa, antropologa - w nie kończącą się mrówczą pracę.

Drugi nurt organizatorski tworzył się poza Lublinem, w dolinie rzeki Giełczew.

Tu, głównie z inspiracji Ośrodka Praktyk Teatralnych Gardzienice, rodził sie ruch włączający coraz większe kręgi społeczeństwa do działań na rzecz demokracji lokal-nych. Była tam i polityka (dwa konkurencyjne Komitety Obywatelskie), i edukacja (utworzenie szkoły średniej, której absolwenci już „robią" w ekologii), i wymiana młodzieży między miastami blixniaczymi (Okhempton i Piaski), i wielkie imprezy plenerowe (Otwarcie), i seminaria, i warsztaty („Niecka Lubelska", „Praktyki teatral-ne wobec ekologii").

168 Jan Kuśmierzak

Były oczywiście i działania praktyczne polegające na tworzeniu pasa terenów wolnych od zagrożeń ekologicznych pomiędzy Paleniem i Roztoczem.

Te działania, ciągle rozszerzające swój zasięg, przybrały zinstytucjonalizowaną formę w postaci Pracowni na Rzecz Bioróżnorodności. W pewnym momencie, te sil-nie już płynące nurty integracyjne natknęły się na siebie.

Na imprezie „Zawsze po Bożym Ciele" czyli w połowie czerwca tego roku w Gradzienicach podpisano akt woli, deklarując się do utworzenia wspólnej organiza-cji. Wkrótce, bo jeszcze przed wakacjami, z tego związku powstała Rada Programo-wa Biura Ekologicznego w Lublinie.

Obecnie mamy własne biuro w samym środku miasta na wprost Urzędu Wojewó-dzkiego, obok siedziby Wojewódzkiego Funduszu, na ulicy Wieniawskiej 15A (czynne od 10.00 - 16.00). W biurze jest biurko. A na nim telefon (nr 226-67). I tyl-ko nie ma jeszcze biurokracji, bo wprawdzie zatrudniamy dwóch pracowników, ale nie płacimy im pensji, zalegamy za lokal, nie mamy na telefon, pieniądze na wyjazdy zagraniczne pożyczamy od znajomych.

Gości i przyszłych sponsorów (np. z Fundacji Marshala) częstujemy kwiatem li-powym, z gałęzi przywiezionej z wycieczki za miasto i wiszącej pod sufitem, a mi-mo to kochamy nasze biuro, bo jest naprawdę nasze, bo urodziliśmy go w bólach, (choć me wiemy kto matka, a kto ojciec i ilu jest tych ojców), bo tak naprawdę ma-my wystarczającą wolę utrzyma-mywania go przy życiu. 1 nie dama-my się od tego poma-mysłu odwieść. Bo zainwestowaliśmy w to biuro nasz dorobek, bo mamy dalekosiężne pla-ny, bo stajemy się partnerami dla władz wojewódzkich. Tak duży jakościowo skok, z pozycji petentów do partnerów, okupiony jest dużymi ofiarami, przy tym doszło nam trochę nowych wrogów (kto ich nie ma?), nie uniknęliśmy również wzajemnych szorstkowości, a przecież ten rozmaryn... rozwijamy się.

W naszym biurze przy telefonie i maszynie do pisania siedzi Ewa. Jest tu również Pogotowie Ekologiczne prowadzone przez Tomka i jego twardych ludzi. Joanna zaj-muje się czasopismem o nazwie TOK i poświęca na tę działalność tyle czasu, że nie starcza już go na dzielenie się z nami informacją, co ów TOK będzie zawierał. W środę Janusz (przy wsparciu Joanny z Klanzy) próbuje utworzyć profesjonalne po-radnictwo dla nauczycieli ekologów. W piątki Roman karmi korzonkami i innymi specjalnościami wegetariańskiego świata. Ryszard rozkręcił zbiórkę makulatury, Da-rek chroni Czerniejówkę, a Tomasz mówi, że „Teraz Wisła".

Jest tu również mnóstwo ludzi, których celowo nie wymieniam z nazwiska, gdyż uważam, że nie należy odsłaniać wszystkich atutów, bo mogą się jeszcze przydać.

Tych kilka asów, które mamy w rękawach, trzymamy na wszelki wypadek. No i to by było prawie wszystko. Jeżeli czujesz, że masz szczerą ochotę zrobić coś ze swoją energią i chcesz ją wykorzystać z pożytkiem dla środowiska, przyjdź do nas.