• Nie Znaleziono Wyników

TENDENCYJNOŚĆ W »MARYI MA

W dokumencie Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności (Stron 98-105)

GDALENIE«.

A więc: wbrew, czy: pom im o pierw otnej chęci objektyw nego przedstaw ienia rów noupra­

w nień, ju ż przez sam w ybór takiego ch arak­

teru ja k m a jster Antoni, pow iedział Hebbel:

tak oto się tu dzieje, ale tak się dziać nie po­

winno! — a naw et przecież »rozpaliwszy się«

głosi przy końcu sztuki przez usta zranionego śm iertelnie w pojedy n k u sekretarza tolerancyę, ludzkość, potrzebę uniezależnienia się od obłu­

dnej opinii ogółu. W padł więc na te same tory co nielubiane przezeń Młode Niemcy i za­

ostrzył naw et tendencyę politycznie, bo ty ra­

nia w ładzy ojcow skiej, skostnienie patryar- chalności stało w zw iązku z panującym p od­

ówczas wszędzie absolutyzmem . Tendencya

u Hebbla je st co praw da tylko ubocznym re ­ zultatem przeprow adzonej przezeń likwidacyi m ieszczańskiej m oralności. Jem u zawsze cho­

dzi o uchw ycenie tego m om entu, w którym

»rozpryśnięte życie w raca na chwilę do pier­

w otnej jedności« czyli do Idei, ale w tym wy­

padku Idea nie je st filozoficzną chim erą, lecz karzącą, spraw iedliw ą Nemezis, któ ra w izdebce stolarza podsum ow uje krw aw ą k reską bilans bezosobistych zbrodni społecznych. Zresztą nie w paru skąpych refleksyach sekretarza w k o ń ­ cow ej scenie mieści się sens sztuki, lecz w tej jed n ej wizyi, będącej podstaw ą całego dram atu, a ucieleśnionej z niesłychaną siłą: ja k trzech m ężczyzn spycha powoli w śm ierć biedną ko­

bietę kurczow o trzy m ającą się życia. Czytali­

ście E dgara Poego »Przepaść i w ah ad ło «?

Przypom inacie sobie stam tąd chwilę, w której naokoło w ięźnia rozżarza się żelazny czw oro­

bok ścian, nam alow ane na nich czarcie posta­

cie n ab ierają gorących kolorów życia, i powoli czw orobok zsuw a się w coraz to węższy rom b, popychając w ięźnia ku okrągłem u otw orow i w środku, który je st bezdenną przepaścią?

Czemś takiem w świecie nie mechanicznych, lecz psychicznych kom binacyi je st »Marya Ma­

gdalenach Idea staje się potem widmem uto­

pionej Klary, przeciw którem u tw ardy starzec broni się zajadle, aż do końca. Każde słowo, które w ypow iada m a jster Antoni w ostatniej scenie, je st »trefferem« pod względem chara­

kterystyki, aż do ostatniego zdania w łącznie:

»Już nie rozum iem św iata!« w którem n a j e ­ dną chwilę świta mu przeczucie wyższego po­

rząd ku rzeczy.

Jak w idzim y Hebbel pomimo, że był p a r excellence poetą konieczności, nie w ym ijał ten- dencyi. Pow iedział: poeta żyje zawsze w pe­

w nej epoce i jeżeli chce rzeźbić Ideę, nie może tego inaczej uczynić, ja k w m ateryale zaczerpniętym z tej rzeczyw istej epoki, ma- teryał ten zaś je st i w nim i naokoło niego i niem a odeń ucieczki. Oto jego w łasne słowa:

»Poeta nie m oże dać nic innego ja k tylko sw ó j w łasn y p ro ce s ż y c io w y ; nie m oże i nie p o trzebu je, bo je ż e li ż y je p ra w d ziw e m życiem , je ż e li nie za sk o ­ ru p ia się m ało stkow o i sam olubnie w sw’ojem chudem

»ja<r, le cz da p rzez siebie p rz e p ły w a ć tym n ie w id zia l­

nym ży w io ło m , któ re każd ego czasu są płynne i p r z y ­ go to w u ją n ow e fo rm y i postacie, w te d y m oże iść sp o ­ kojnie za popędem sw e g o du ch a i b y ć pew n ym , że w sw o ich p o trzebach w y p o w ia d a p o trze b y św iata, w sw o ich fan tazyach daje o b ra zy p rzy szło ści, ch o ciaż z tego w cale nie w y n ik a, b y się m iał m ieszać o so b i­

ście w w alk i, które się w łaśn ie to czą na ulicy«.

Swoje dram aty zaś nazyw ał »ofiarami a r­

tysty dla swego czasu« (kiinstlerische Opfer der Zeit), był i chciał być zaw sze »współcze- snym«, bo naw et gdy pisał taką »Judytę«, »Ma- riam nę«, »Gigesa«, to wiedział, że je pisze jak o człowiek w spółczesny i zabarw ia w spół- czesnemi zagadnieniam i. K ażda cząstka czasu, która teraz tuż koło mnie przepływ a, je st go­

dna, żeby ją widzieć sub specie Idei. Ale »współ- czesność« Hebbla chyba tylko w »Maryi Ma­

gdalenie® była popularną; jego dyagnozy były podobnie ja k dyagnozy Nietzschego »unzeit- gemasse Betrachtungen«.

Z apytajm y jed n ak , co było tendencyą ten- dencyi u H ebbla? Zawsze tylko redukcya do Idei. Do redukcyi tej dąży poezya podw ójnie:

raz osiąga ją chwilowo ju ż przez samo w ra­

żenie estetyczne z dzieła sztuki płynące, po- w tóre: otw iera człowiekow i oczy na św iat (je ­ dno i drugie całkiem Schopenhauer) i przez uśw iadom ienie m u podstaw bytu, nakłania go do świadom ego brania udziału w pantragicznym procesie ludzkości, do którego każda epoka historyczna m a inny stosunek, a którego ce­

lem je st św iadom y pow rót do Idei. A więc Idea i znow u Idea, nie człowiek.

Ale ja k ju ż raz powiedzieliśm y: »m ateryał się mści«. To znaczy, że Hebbla tem peram ent był za silnym, aby w imię fetysza ja k ie jś tam Idei przejść do porządku dziennego nad tem, co się naokoło niego działo. Dlatego »Marya Magdalena« oddziałała bardziej niż teorya Hebbla; ona była jedn ym z w zorów wielkiego Ibsena, który już w cale nie wstydził się być poetą tendencyjnym (Karol, b rat Klary, czło­

wiek przyszłości, je st postacią w ybitnie ibse- now ską), ona jeszcze stoi poza taką »Różą Bernd« H auptm anna. Polscy poeci dopiero co m inionego okresu, ci poeci »wiekuistych aktualności« całkiem inaczej sobie poczynali.

Dla nich w spółczesne tem aty broń Boże nie

śmiały mieć haczyka tendencyjnego, dla nich tem aty takie były tylko o tyle poetyczne, o ile i w nich była — dusza! I w nich! n a w e t w nich! Co za łaska! I o w ydobyw anie tylko tej duszy chodziło. A czy nie lepiej by było odw rócić aksiom at i powiedzieć: duszę o tyle tylko wydobyć można, o ile tem at je st aktual­

nym? Jeżeli wogóle potrzeba ja k ie jś tam d u ­ szy, czy Idei...

Powiedzm y otw arcie: o co idzie wielu p o ­ etom, gdy piszą sub specie aetern ilałis, gdy n a ­ w et m ając jak iś w spółczesny tem at pod pió­

rem przez ró żnem an ipu lacyjk i asek uru ją sw oje dzieło na wieczne czasy, tak ja k się k o nser­

w uje sardynki, albo obsypuje lód trocinam i.

Próżność, próżność panowie! Chcielibyście so­

bie zapew nić nieśm iertelność i chodzi wam tylko o w ynalezienie recepty na to, żeby się podobać i za 2000 lat! I dlatego to ju ż zaw czasu usłużnie odrzucacie wszystko, co ja k o p rz e j­

ściowe m ogłoby nudzić i niecierpliwić waszych prapraw nuków , a dbacie tylko o to, co jest

»ogólnoludzkie«!

I Hebbel pisał sub specie aełern ilatis, ale

tylko w znaczeniu poczucia odpow iedzialno­

ści — wobec gwiazd. Zresztą trzeba czytać w Przedm ow ie do »Maryi Magdaleny«, ja k sarkastycznie zapatryw ał się na m arzenia po­

etów o nieśm iertelności.

Jest tylko jeden słuszny pow ód, dla k tó­

rego nie dow ierza się poezyi tend encyjnej:

poczucie, że tendencya obliczona je st na zbyt k ró tką metę, że za mało pociesza, za mało rozjaśnia, a m oże tylko łudzi. Bo jeżeli się stoi oko w oko naprzeciw poezyi, chciałoby się od niej mieć wszystko, a przynajm niej p rz e j­

rzeć wszystko, mieć pełny obraz sw ojej nę­

dzy czy swego zadania. Każda książka działa na nas tylko o tyle, o ile je st fragm entem z ja k ie jś je d n ej idealnej książki, Książki-Matki...

Z tego stanow iska dopiero m ożnaby pomówić o tem, co je st praw dziw ą a co fałszyw ą aktu­

alnością, naturalnie w ykluczając z góry aktu­

alność m etafizyczną z okresu Przybyszew skie­

go, k tó ra je st blagą.

W dokumencie Fryderyk Hebbel jako poeta konieczności (Stron 98-105)

Powiązane dokumenty