• Nie Znaleziono Wyników

T

warz księżyca1 — jedna z dwóch w twórczości Parnickiego trylogii2 — kończy, biorąc pod uwagę czas ukazania się trzeciej części, emigracyjny okres pisarstwa autora Tylko Beatrycze. W chwili ukazania się pierwszych dwóch części Parnicki jest ju ż autorem o ustalonej renomie odnowiciela polskiej powieści historycznej, mającym na swoim koncie m. in. dwie najważniejsze — jak sam twierdzi — powieści.

Jednak w przeciwieństwie do bardzo dobrze przyjętego Końca „ Zgody Narodów ” i nieco mniej łaskawie, ale także chwalonego Słowa i ciała, kolejna powieść nie znalazła wielkiego uznania w oczach krytyków. Szczególnie niepochlebnie pisano o pierwszej części, poświęconej losom Mitroanii, wplecionym w dzieje Cesarstwa Rzymskiego III wieku n.e. Główny zarzut dotyczył nieprzejrzystości fabularnej czy wręcz niezrozumialości pewnycli wątków. Stefania Podhorska-Okołów, chwaląc wyobraźnię pisarza w tworzeniu wizji wędrówki Mitroanii po za­

światach, wyrażała wątpliwość co do miejsca tej wizji w całości kompozycyjnej powieści:

N ie w iad o m o je d n a k , dlaczego P arnicki k aże sw ojej b o h aterce o d b y w a ć tę p o d ró ż d w u k ro tn ie, raz p o d czas jej pozornej śm ierci, po której w raca do życia realnego, w zb o g a c o n a je d n a k zaziem - skim i d o św ia d czen iam i i po raz drugi ró w n ież zakończonej p o w ro tem n a ziem ię, gdzie po dłu g ich latach sędziw ego w ieku um iera, m ając lata d ziew ięćdziesiąt d w a 3.

Zarzutow i braku spójności narracyjnej świata pierwszej części Twarzy księżyca, tow arzy­

szyło przekonanie o mimetycznej nieskuteczności wybranego przez Parnickiego modelu opowiadania, rozproszonego między dialogujące ze sobą postacie. Niektórzy krytycy po­

czuli się nawet zm uszeni do pouczania pisarza:

O tó ż istnieje je d e n ty lk o sp o só b takiego u k sz tałto w an ia n arracji „o d a u to rsk ie j” (tzn . p ro w ad zo n ej w trzeciej osobie i bez p o śred n ictw a specjalnie pow o łan y ch p o sta ci) b y sw ym k sz tałte m o d z w ie r­

cied lała „ d u c h a ” zam ierzchłej epoki: T rzeb a p o d k reślić nieid en ty czn o ść o p o w ia d a ją c e g o „ a u to ra ” z rzeczyw istym tw ó rc ą k sią żk i4.

Ze szczególną dezaprobatą traktowano pogwałcenie proporcji między przedstaw ieniem świata przeszłości a burzącymi jego spójność i skończoność wątkam i metatekstowymi:

W u tw o rze tym Parnicki po raz p ierw szy św iadom ie zb u rzy ł w y stę p u ją c ą w d aw n iejszy ch je g o k sią żk ach ró w n o w ag ę pom iędzy opisem sam ej historii a a n a liz ą jej p o z n a w a n ia 5.

1 Cytaty z powieści, w kwadratowym nawiasie z numerem tom u i strony, podaję na podstawie wydań:

T. Parnicki, Twarz księżyca. (Powieść z wieków III—IV). C zęść pierwsza. Wyd. I. W arszaw a 1961.

T. Parnicki, Twarz księżyca. O powieść bizantyńska z roku 450. Część druga. Wyd. I, W arszaw a 1961.

T. Parnicki, Twarz księżyca. C zęść trzecia. Wyd. I, W arszawa 1967.

2 Drugą tw orzą powieści: Tożsamość, Przeobrażenie, S ekret Trzeciego Izajasza.

3 S. Podhorska-Okołów, M ędrzec czy sofista?, „Twórczość” 1961, nr 9, s. 128.

4 W. Billip, Wolność, p rzym u s i obowiązek, „Nowe Książki” 1961. nr 22, s. 1354.

5 Ibidem, s. 1355.

I choć identyfikowano tę strategię jako starannie przemyślany zabieg autora, to intencje tego skom plikow ania przedstawienia literackiego pozostawały niejasne. Jeśli próbowano szukać ich sensu, to przede wszystkim tłumacząc złożoność tekstu rzekomym pragnieniem walki Parnickiego z tradycją powieści historycznej; natomiast wewnątrzpowieściowe odnie­

sienie takiego kształtu utworu nadal wy dawało się niezrozumiałe:

...a k c ję tę a u to r św iad o m ie k ruszy, rozbija, nie tylko b u rząc chronologię zd arzeń , ale g u b iąc u m y śln ie po dro d ze zaczęte w ątki — ab y kiedyś potem do nich p o w racać i sp la ta w sz y stk o w ta ­ kie g o rd y jsk ie w ęzły za g a d e k i niedom ów ień, że czytelnik gubi się w p o w ik łan y m la b iry n cie ście­

żek i d ró ż e k i często nie wie, gdzie w łaściw ie jest.

A u to ro w i o to w łaśn ie chodzi, bo inaczej stą p ałb y u ta rtą d ro g ą pow ieściow ej trad y cji6.

Czytelnik w swoim nierozum ieniu tekstu jest zatem ofiarą walki autora z tradycją oraz złośliwości. Skutek był taki, że do jego pisarstwa przylgnął na jakiś czas nieszczęśliwy term in — „antypowieść” . Idąc tym tropem. Jerzy Jan Piechowski wysuwał hipotezę, że twórczość Parnickiego oddala się od powieści w kierunku eseju czy traktatu historiozoficz­

nego, stąd kategorie stosowane do opisu fikcji nie bardzo się tu sprawdzają:

...c z y słow o „ a k c ja ” je s t w łaściw ie w tym w y p ad k u użyte? Bardziej tra fn e je s t raczej słow o — refleksja. A k cja bow iem w z n acz en iu n a stęp o w an ia w y p a d k ó w w czasie, w z n acz en iu zd arzeń rozg ry w a jący ch się n a zasad zie ich opisu czy relacji osó b p o stro n n y ch , w łaściw ie n ie istnieje7.

Wobec bezskutecznycli prób poszukiwania całościowego modelu tej prozy, krytycy trak­

tują rozbity' i niespójny świat przedstawiony powieści jako podstawę wnioskowania o jego sensie, a raczej o wielości jego sensów, której to wielości pisarz ma rzekomo bronić przed scalającymi lekturami:

C z y ta ją c P arn ick ieg o do niczego nie m ożem y dojść i nic się nam n i e w i ą ż e , nie „trz y m a k u ­ py” . [ ...] C a ło ść — w b rew tem u, co n iek tó rzy P arn ick iem u z a rz u c a ją — je s t z b u d o w a n a w yjąt­

kow o c e l o w o : m ianow icie tak, a b y w łaśnie całość sy p a ła się nam „p rzez palce” i by istniał ty lk o n ie u sta n n y „ru ch n a p rz ó d ” , ruch p ro w ad zący do n ik ą d 8.

W tym ujęciu, wysiłek powieściopisarza historycznego zm ierza do zbudowania estetycz­

nego labiryntu bez wyjścia. Lektura nie prowadzi do rozpoznania konstrukcji owego labi­

ryntu. ale jest niekończącym się błądzeniem w obrębie równoważnych w ariantów fabular­

nych. Brak tylko próby odpowiedzi na pytanie, jaki jest cel owego błądzenia. Nawet ci krytycy, którzy wyrażali podziw dla twórczości Parnickiego, w kwestii zasady spajającej tekst rozkładali bezradnie ręce. Tak było wówczas z wybitnym znaw cą Parnickiego, Jac­

kiem Łukasiewiczem , który wyznał:

N iestety , pow ieści tej nie d a się streścić, a przynajm niej j a tego nie p o trafię zro b ić9.

W ątpliwości autorów omówień i recenzji powieści budzi sens takiej komplikacji zdarzeń historycznych, gdy historia jest faktem dokonanym, przeszłością zam kniętą jako byt skoń­

czony w swoim stawaniu się. Skoro fikcja historyczna jest ponownym opisaniem przeszło­

ści za pom ocą środków literackich, to skąd ten chaos wątków i zdarzeń nie związanych żadną rozpoznaw alną zasadą porządkującą, w sytuacji, gdy istnieje matryca fabularna stw orzona w historiografii naukowej?

T en ag n o sty cy zm je s t czym ś now ym w tw órczości au to ra A e c ju sza . A le m nie zu p ełn ie nie p rze­

k onuje. N ie w iem dlaczego ten o b raz synkretycznej p lą ta n in y w ierzeń, d ążeń, instytucji, nie po­

6 K. Brończyk, A ntypow ieści T. P arnickiego, „Życie i Myśl”, 1961, nr 7— 8, s. 223— 4.

7 J.J. Piechowski, P om iędzy p raw dą a złudzeniam i, „Kierunki” 1961, nr 20, s. 7.

8 J. N arbutt, R ozw ój p o lsk ie j p ow ieści historycznej, „Znak” 1971, nr 7— 8, s. 997.

9 J. Lukasiewicz, O blicze księżyca, „Tygodnik Powszechny” 1962, nr 23, s. 5.

w iązan y c h w zajem nie je d n o ste k ludzkich, ob raz zato m izo w an y ch sp o łeczn o ści m a być a rg u ­ m entem , że nie istniały w ó w czas (i nie istn ieją dziś p e r a n a lo g ia m ) ż a d n e siły h isto rio tw ó rc ze?

P rzecież historia d o k o n ała s ię 10.

Zauważony przez autora recenzji sprzeciw powieści wobec historii, pojmowanej jako ustalony obraz przeszłości, nie zm ierza do refleksji nad przesłankam i owego sprzeciwu.

Niezwykły wysiłek poznawczy czytelnika, jakiego wymaga powieść, wydaje się pozbawiony sensu. I trudno się dziwić, jeśli — zgodnie z opinią krytyków — ma on prowadzić odbiorcę do nikąd. Taka diagnoza nie wiedzie jednak do zakwestionowania sensu lektury, ale do przesunięcia pisarstwa Parnickiego poza powieść historyczną. Propozycja cytowanego wyżej Jerzego Narbutta jest następująca: oto pisarstwo, które uprawia Parnicki trudno na­

zywać dalej historycznym, skoro w jego powieściach nie da się ustalić żadnego porządku rozwojowego dziejów:

P arnicki zajm uje sta n o w isk o r a d y k a l n i e a g n o s t y c z n e p isząc pow ieści h isto ry czn e o a b s o l u t n e j n i e p o z n a w a l n o ś c i h i s t o ri i . Jest to najdalej p o su n ię ta p r z e m i a n a ś w i a d o m o ś c i historycznej, o sią g n ię ta na d ro d ze sw oistego sa m o b ó jstw a: h isto ry k a w p isa rzu h isto ry c z n y m 1 .

Inny krytyk wyrazi się jeszcze dosadniej:

T u o k reślen ie „an ty p o w ieść” nie w ystarcza. Tu trzeb a je rozszerzyć o o k reślen ie „ a h isto ry c z n a ” 12

Pozbawienie powieści historycznego wymiaru dokonało się wobec braku czytelnego mo­

delu epoki, który mial tkwić u spodu literackiego przedstawienia. Kluczowy okazuje się brak znanego i dostępnego referentu tekstu o tak skomplikowanej konstrukcji. Osobność tej twórczości jest tak dotkliwa, że krytycy za wszelką cenę chcą ją przełamać odesłaniem do znane­

go, zewnętrznego wobec tekstu układu, uzasadniającego taką koncepcję epiki historycznej.

W T w a rzy k s ię ży c a [Parnicki] posługuje się ... no cóż, t e l e w i z j ą . D ając tym sam ym c z y teln i­

kow i w sk a z ó w k ę by historii przez siebie opow iadanej nie tra k to w a ł dosłow nie, po d ręczn ik o w o , ale sym bolicznie. W oli bow iem być pisarzem , k tó ry nie o p o w iad a fak tó w sp ięty ch ch ro n o lo g ią, lecz tym pisarzem , k tó ry używ a historii — j a k tego chce sta ro ży tn a m a k sy m a w ed le jej n a u c z y ­ cielskiej roli — ja k o k an w y d y d ak ty czn y ch lu b filozoficznych ro z w a ż a ń 13.

W zadziwiający sposób recenzenci pierwszej części Twarzy księżyca łączą brak czytelnej fabuły i rozpoznawalnego kształtu przedstawianego świata z traktowaniem powieści jako paraboli, w której to perspektywie utwór „odbieramy niemal wyłącznie jak swego rodzaju przypowieść, operującą materiałem umownym i na wpół bajecznym, a więc ponadczaso­

wym i «ogólnoludzkim», nie odnoszącym się do żadnego konkretnego czasu i m iejsca” 14.

Historiozofia pisarza w ujęciu większości krytyków ma charakter czysto negatywny. Nie ukazuje żadnego modelu wyjaśniającego dzieje, a w dodatku operuje formami podawczymi tak odległymi od znanego czytelnikowi wzorca narracji historycznej, że traci w ten sposób związek z konkretem historycznym, na rzecz paraboli i dydaktyzmu. Jak m ożna było za­

uważyć. najczęściej motywuje się takie skomplikowanie referencji agnostycyzmem, pod czym kryje się zarzut poznawczego nihilizmu.

...k o n flik ty historyczne, siły działające w danym w ieku, h isto ry czn e w y d arzen ia i o so b y o ra z tezy historiozoficzne sta ją się — dzięki arcydrobiazgow cj ich analizie, d o p ro w ad zo n ej d o a b s u rd u —

10 S. Żółkiew ski, Powieść. Opowiadanie. R eportaż, „Rocznik Literacki”, 1961, s. 66.

11 J. N arbutt, R ozw ój p o lsk ie j p ow ieści historycznej, s. 997.

12 K. Kłoś, „ Twarz księżyca " czyli klucz do warsztatu wielkiego pisarza, „Stówo Powszechne” 1961, nr 146, s. 6 13 Ibidem.

14 W. Billip, Wolność, przym us i obowiązek, s. 1350.

t a k n i e p r a d o p o d o b n e , że przestajem y ju ż w końcu w iedzieć, gdzie k ończy się p ra w d o p o ­ d o b ie ń stw o historyczne, czy praw id ło w o ść argum entacji historiozoficznej tezy, a za c z y n a c z y ­ s t a f i k c j a 15.

Krytyka w yraźnie broni się przed pytaniem, czy przypadkiem nie jest to twórczość usiłu­

jąca wyjść poza modele dziejowości dostępne w postaci różnego typu „głębokich modeli historii” . Twórczość, klóra nie oferuje porządkującej tezy historiozoficznej zostaje ze­

pchnięta do roli pouczenia, choć nie bardzo wiadomo o czym. Jak zauważył Stefan Szy- mutko. śledząc dyskusję powojenną na temat historii i powieści historycznej:

N arzu cen ie pow ieści historycznej m oralizatorskich zad ań o zn acza koniec pew nej koncepcji g a ­ tu n k u , k res p o w ojennych nadziei i am bicji. [. . . ] G atu n ek przezn aczo n y do w ielkich z a d a ń m usi p o p rz e sta ć n a m ałych — koić cu dow nym , baśniow ym św iatem zm ęczone w idokiem w sp ó łc ze­

sności oczy, p o w ta rz a ć w upiększonej form ie — stare i u zn an e p raw d y m o ra ln e 16.

Obok fabuły, równie wiele uwagi poświęcono koncepcji postaci w Twarzy księżyca. Jeśli w pierwszej kwestii złożoność zdarzeń opierała się schematyzująceinu rozpoznaniu, w wypadku postaci krytycy podkreślali przede wszystkim podobieństwo i jednowym iaro- wość bohaterów pierwszej części. Uchwycenie charakterystycznego typu postaci zdawało się zwiastować obecność czytelnego wzorca, według którego pisarz tworzy swoich bohate­

rów. Byl nim pewien wspólny wielu postaciom Parnickiego wątek biograficzny, przew ijają­

cy się także przez inne powieści:

Ja k a nić p row adzi do lab iry n tu T w a rzy k s i ę ż y c h Istnieje ta k a nić i o p la ta z a g ad n ien ie w sp ó ln e d la całego cyklu „Ś w iaty m iesz ań có w ” — zag ad n ien ie m iesz ań có w 17.

Z agadnieniu postaci u Parnickiego recenzenci poświęcili sporo uwagi. Niestety, i ta figu­

ra tekstu nie doczekała się uznania z icli strony. Postać przejmuje w ich opisach cechy atrofii akcji, nieobecnego opisu, niepewnej tożsamości zdarzeń. Z największą dezaprobatą krytyki spolkal się zdecydowanie poziom relacji osobowych w powieści.

D ziw ne to za iste osoby, po zb aw io n e osobow ości, m egafony pew nych haseł, idei, sy stem ó w , tak b ard z o a b stra k c y jn e , że o p ró cz zielonych oczu M inerw iny i jej sc eptycznego n a sta w ie n ia do ludzi i faktów , niczego nie zn am y i nie m ożem y przylepić do żadnej z nich ( ...] . S tąd m oże ta bezciele- sn o ść akcji, ta jej sw oista b e z p łc io w o ś ć ...18

Postacie w powieści objawiły się autorom recenzji jako czy sto retoryczne figury' autor­

skiego dyskursu, które odgrywają swoją bierną rolę w teatrze mowy.

...m ó w ią z u n ifik o w a n y m , odcieleśnionym językiem o d au to rsk ieg o esp era n to , a to, co m ów ią, nie je s t ani sa m o a n a liz ą ani a n a liz ą d rugich tylko ko m u n ik o w an iem sobie pew nych ob ch o d ząc y ch je

sz czeg ó łó w akcji, albo rozbitym n a g losy m onologiem in telektualnym a u to ra 19.

W słuchując się w te krytyczne glosy można się domyślać, że poprzedzające je lektury powieści ugrzęzły na powierzchni tekstu, odepchnięte jakby ostentacyjnie odepchnięte przez nieprzedstaw iającą narrację utworu. Nawet postać, ta tradycyjnie najbliższa odbiorcy figura powieści, nie w zbudzała zainteresowania czytelników-fachowców. Nawet bogactwo semanty czne postaci interpretowano na jej niekorzyść.

15 J. Narbutt, R ozw ój p o lsk ie j p ow ieści historycznej, s. 997.

16 S. Szymutko, O d bytu do rom ansu. K rytycznoliteracka recepcja pow ieści historycznej w latach 1945— 1956, [W:] C ezury i przełom y. Studia o literaturze p o lsk ie jX X wieku, pod redakcją K. Krasuskiego, Katowice 1994, s. 80.

17 J.J. Piechowski, P om iędzy p raw dą a złudzeniam i, s. 7.

18 S. Podhorska-Okołów, M ędrzec czy sofista?, s. 129.

19 K. Brończyk, A ntypow ieści T. Parnickiego, s. 223.

Jeśli um ie on pom ieścić w jed n ej postaci tyle serio i tyle groteski, to dlatego, że p o sta ci od p o ­ czątk u d o k ońca w yraźnie i k o n se k w en tn ie nary so w an y ch u niego nie m a 20.

Pierwsza część trylogii najwyraźniej nie spotkała się z uznaniem recenzentów. Wyzwanie rzucone przez Parnickiego tradycji powieści historycznej, a przede wszystkim koncepcji głębokich praw historii, trafiło na nieprzygotowanego recenzenta. O czekiw ania krytyków wobec epiki historycznej lokowały się gdzie indziej, ich wyrazem byl na przykład bardzo chwalony Boski Juliusz Jacka Bocheńskiego, który ukazał się w tym samym roku. Nie m o­

gło być inaczej. W przeciwieństwie do tej książki, w Twarzy księżyca nie znajdziem y goto­

wego sensu historii, którą oferuje Bocheński. U Parnickiego sens jest wpisany w błąd, kłamstwo, zapomnienie, które towarzyszy lekturze jego powieści, dzięki czemu czytelnik zostaje wytrącony z pozycji obcowania z antykwariuszem dziejów.

Druga część trylogii ukazała się jeszcze tego samego roku, z podtytułem: Opowieść bi­

zantyńska z roku 450. Inna tematyka, kompozycja, bohaterowie, tło historyczne, czas akcji odległy od pierwszej części o prawie dwieście lat. Rzucał się w oczy brak troski o ciągłość losów postaci. Jedynym łącznikiem pozostawał ród Mitroanidów, ale bardziej w postaci mitu rodowego niż ilustracji dziejów żywych spadkobierców posłannictw a M itroanii.

Siedząc reakcję krytyki zauważamy, że zm iana była jeszcze bardziej zasadnicza. Ci sami często autorzy recenzji, wcześniej negatywnych, teraz nie szczędzili autorowi pochwal i komplementów:

O d stro n y „ w a rsz tato w ej” je s t ta d ru g a część trylogii zro b io n a n a p ew n o lepiej niż pierw sza . [ ...]

N a m iarę n ajlepszych osiągnięć a u to ra je s t zw łaszcza w y o d ręb n io n a w o so b n y P r o lo g e k sp o z y ­ cja, b ę d ą c a sw ego rodzaju arcydziełem , jeśli chodzi o um iejętność sto p n io w a n ia n apięcia, a z a ra ­ zem d o sk o n a le zary so w u ją c a głów ne k o n tu ry sceny, n a której ro z e g ra ją się d a lsz e w y p a d k i21.

G d y się pozw oli ponieść prądow i zd ań i słów , spięć akcji oraz m yśli, w y p ro w a d z ą o n e w re sz ­ cie pro sto do p o rtu fabuły, gdzie wyłoni się niespodziew anie, ja k la ta rn ia m o rsk a, ro zw iązan ie zag ad k i, o św ietlające całość. T o d o b ra lektura, „w ciągająca” 22.

Niektórzy nawet wycofywali się z wcześniejszych ostrych sądów:

P o lek tu rze II tom u w ydaje mi się, że m ożna ju ż ow e k o n stru k cje k lasy fik acy jn e o d rzu cić. Je st to dzieło b eletry sty czn e o trudnej — ja k w sp ó łc zesn a m u zy k a — w ielow arstw ow ej budow ie, o sk o m p lik o w an y m — co w cale nic z n acz y niew idocznym — ry su n k u , o zło żo n y ch spięciach n arra cy jn y ch i now oczesnej, o przyszłość zahaczającej in terp retacji in telek tu aln y ch p o b u d e k ludzkiego d ziałan ia. I nie je s t „ah isto ry czn a” 23.

Cóż się zatem stało? Odpowiedź jest pozornie prosta. Krytycy wskazują na takie pozy­

tywne aspekty, jak: „napięcie”, „wciągająca lektura”, „doskonale zarysowane główne kon­

tury” , „port fabuły” , „rozw iązanie zagadki oświetlające całość”. Te określenia pochodzące z dwóch tekstów krytycznych, dobrze obrazują oczekiwania krytyków co do kształtu tw ór­

czości Parnickiego. W myśl tego, jej wartość mogłoby podnieść scalenie splątanego świata przeszłości poprzez dom inującą narrację i wyraźnie zarysowany kształt fabuły. Jeśli uzu­

pełnimy to wielością metafizycznych dysput, jakie prowadzą bohaterowie tej powieści, otrzymujemy w efekcie model historyczno-metafizycznego krym inału w stylu Dostojew­

skiego. Drugi tom potraktowano zatem jako powrót na stanowiska zbliżone do głównego nurtu tradycji powieści historycznej.

Ale byli i tacy, którzy także w tej części widzieli słabości zauważone wcześniej. Jak m oż­

na przypuszczać, znowu przedmiotem ataku była postać:

2(1 Z. Szpotański, Teodora P arnickiego „Twarz księżyca", „W ięź” 1969, nr 1, s. 134.

21 W. Billip. „Twarzy k s ię ży c a " ciąg dalszy. „Nowe Książki”, 1962, nr 12, s. 726.

22 Jerzy J. Piechowski, Św iat dymów, „Kierunki” 1962 nr 21, s. 6.

21 K. Kłoś. „ Twarzy księżyca " now y blask, „Słowo Powszechne" 1962. nr 61, s. 3.

Ó w człow iek nie je s t isto tą z krw i i kości, je s t ja k b y m odelem człow ieka, ja k im ś X czy Y w rów

-, . -24

n a n iu m atem aty czn y m , w a rto śc ią w ro zu m o w an iu .

K lucz doń o d n aleźć m ożna, w idząc w nim je d y n ie kukłę, m ask ę p o d p o rz ą d k o w a n ą d ziałan iu m itów , instytucji, organizacji. [ ... | K o n k retn y ból i lęk sta ją się a b stra k te m lęku czy b ó lu 25.

M im o wielu głosów chwalących drugą część za ewidentnie bardziej przejrzystą fabułę oraz rozw iązanie głównej zagadki, dawne utyskiwania wracają.

Zaskocz.enie zm ianą odróżniającą pierwszą część od drugiej nie prowadzi jednak do głębszej refleksji nad związkami estetycznymi lub całościową koncepcją trylogii. Odpowie­

dzi oczekiwano częściowo po trzecim tomie, który miał się niebawem pojawić:

...a u to r z a p o w ia d a część trzecią. Z n ając tem p o p racy P arnickiego, m o żn a być pew n y m , że spełni s w ą ob ietn icę ju ż n ie b a w e m 26.

Niestety, na trzecią część trzeba było czekać sześć lat. Nie wiadomo jakie przyczyny sprawiły to opóźnienie. Być może pisarz był ju ż w innym miejscu drogi twórczej niż wtedy, gdy zaczynał pracę nad trylogią. Jego nowe projekty — związane z Nową baśnią — pchały go ju ż w stronę zmodyfikowanej koncepcji powieści history cznej.

O statnia część Twarzy księżyca jest z pewnością jed n ą z najtrudniejszych w lekturze po­

wieści Parnickiego, a zarazem jed n ą z najbardziej fascynujących. M onotonne dialogi m a­

sek, za którymi czai się zbrodnia polityczna, miłość, ukryte skarby. Jednak i tym razem zadowolenie krytyków było jedynie połowiczne. Uznanie wzbudzała problematyka zakoń­

czenia, heroizm czynu głównego bohatera, szczególnie wyraźny na tle m onotonnych obrad zjazdu:

T rzec ia część T w a rzy k s ię ży c a w ydaje się czytającem u przez czas długi, bo p raw ie aż do końca, n a jw ię k sz ą k lęsk ą, ja k ą p o n ió sł w Parnickim rom antyk. [ ... ] Je st tam g ra sil g o sp o d a rcz y ch i g ra w y w ia d ó w i w ięcej b ard zo d ługo nic. [ ...] D opiero w o sta tn ich rozdziałach o g ląd am y w idow isko o so b liw e — w osiem dziesięcioletnim eu n u ch u budzi się n a tu ra w ojow nika, k tó rą m im o ok alecze­

n ia i w ieku zach o w ał, ta k ja k Bethoven g eniusz m uzyczny. R ozdziały te o d czy tu jem y ja k o triu m f czło w iecz eń stw a, a tak że ja k o m arzenie o w alce uczciw ej i n ie p o d stę p n ej27.

N iezm ienne pozostają za to zarzuty pod adresem konstrukcji postaci. Tak jak w dwóch poprzednich częściacli jaw ią się one krytykom w monotonii typu postaci, którego każdy z sześćdziesięciu siedm iu bohaterów jest odbiciem:

P rz em aw iają, w a lc z ą ze so b ą ja k o m aski bezim ienne, p o d o b n e do siebie, b ę d ące niejako w id o cz­

P rz em aw iają, w a lc z ą ze so b ą ja k o m aski bezim ienne, p o d o b n e do siebie, b ę d ące niejako w id o cz­

Powiązane dokumenty