II. Skrzydlate słowa w rodzinie pojęć frazeologicznychw rodzinie pojęć frazeologicznych
1.0.0. W kręgu konwencji i kryteriów. Publikując w roku 1976 swoje
„Wprowadzenie do frazeologii syntaktycznej" - monografię w historii polskiej frazeologii teoretycznej z wielu względów przełomową - Andrzej Maria Lewi
cki rozpoczął je pytaniem, którego oczywistość w tym miejscu wydawała się nie podlegać dyskusji: „Co to jest związek frazeologiczny?". Tymczasem już w zda
niu następnym oczywistość tę Lewicki zakwestionował, „pytanie jest bowiem źle postawione. Nazwy są konwencjonalne. Właściwie zadane pytanie powinno brzmieć: Co nazywasz związkiem frazeologicznym?; Jak sądzisz, co należałoby nazwać związkiem frazeologicznym?; Co wiesz o tym, jakie jednostki językowe nazwano związkami frazeologicznymi?" (Lewicki 1976: 9). Ta różnica między
„niewłaściwie" i „właściwie" postawionym pytaniem jest dla mnie znakiem ró
żnicy między dwoma przeciwstawnymi porządkami ontologicznymi. Zgodnie z pierwszym klasy zjawisk językowych są - są (istnieją) w sensie egzystencjal
nym, są w sensie bycia czy bytowania, tj. istnienia bytów o danych im z góry przymiotach, które badacz powinien tylko ujawnić i opisać. Zgodnie z drugim
„klasy faktów językowych nie istnieją przed wyodrębniającymi je pracami języ
koznawczymi" (Lewicki: tamże). To, co rzeczywiście jest - jest w sensie bycia fi
zycznego, co istnieje w postaci postrzegalnej zmysłowo (słuchem czy wzro
kiem) - to określone ciągi foniczne czy graficzne zwane wyrazami oraz szeregi takich ciągów następujących po sobie jeden za drugim w linearnej płaszczyźnie przestrzennej bądź czasowej; to, które zestawienia takich ciągów zostaną odnie
sione do klasy związków frazeologicznych, jest rezultatem jednostkowych lub kolektywnych ustaleń definicyjnych. „Jest zdumiewające - pisał Marian Mazur (1976: 26) - jak wielu naukowców ma skłonność do «semantyzacji» problemów, tj. do snucia rozważań w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie «co to jest x ?», nie zdając sobie sprawy, że w nauce pytania takie są bezprzedmiotowe, nie wolno więc ich stawiać".
Takie właśnie pytanie - „a co to są skrzydlate słowa?" - słyszałem najczę
ściej, gdy ujawniałem zamiar poświęcenia skrzydlatym słowom specjalnego opracowania. O ile jednak ten typ pytania nie może dziwić w ustach tzw. prze
ciętnego człowieka, należy bowiem do ludzkich pytań odruchowych w sytua
cjach stykania się z wszelkimi rzeczami nowymi, o tyle na drodze postępowa
45
nia badawczego - o ile tylko nie ma mieć ono charakteru operacji na hipostazach - powinno być porzucone na rzecz pytań z kręgu sugerowanego przez A.M. Lewickiego. Zacznijmy od trzeciego z nich: „Co wiesz o tym, jakie jednostki językowe nazwano skrzydlatymi słowami?" - gdyż wiem na przy
kład, jakiej odpowiedzi na nie udzielili już Henryk Markiewicz i Andrzej Roma
nowski, nazywając „skrzydlatymi słowami" długi niemal na 12 tysięcy jedno
stek szereg tworów językowych wypełniający dwie księgi o wspólnym tytule
„Skrzydlate słowa", które oznaczać tu będę skrótami SS-1 (1990) i SS-2 (1998).
Dzięki lekturze tego dzieła na pytanie Andrzeja Lewickiego mogę odpowie
dzieć: wiem, że w opracowaniu tym „skrzydlatymi słowami" nazwano bez róż
nicy następujące i im podobne jednostki (wykaz ten będę dalej nazywał „listą pretendentów", a numery porządkowe jej składników podawać będę w nawia
sach okrągłych):
(1) Trzeba przyjąć, że jest on [ruch Ziem i] trojaki. Pierw szy [...] jest obrotem sw oistym i bezpośrednim dla dnia i nocy, dokonującym się dokoła osi ziem skiej z zachodu na w schód. [...] D rugi jest roczny ruch środka Ziemi, który zakreśla koło zodiaku dokoła Słońca, rów nież z zachodu na w schód. [...] Z kolei zatem idzie ruch nachylenia jako trzeci ruch Ziem i, rów nież o rocznym okresie, lecz przeciw ny porządkow i znaków zodiaku, tj.
idący w kierunku odw rotnym niż ruch środka Ziemi.
(2) Reguły pokrew ieństw a i zaw ierania m ałżeństw służą zapew nieniu krążenia kobiet m iędzy grupam i, tak jak reguły ekonom iczne służą zapew nieniu w ym iany dóbr i usług, a reguły językow e - krążeniu przekazów .
(3) A chce od nas p. O rtw in dow odu, że w iersze Paw likow skiej są prześliczne? - M oże
m y m u dać na to słow o honoru!
(4) Ja, ja burm istrz, ja burm istrz m arzeń niezam ieszkanych.
(5) I V igny bardziej tajem niczy w racał przed południem jak by do swej w ieży z kości słoniow ej.
(6) W ojna i pokój w kosm icznej w iosce.
(7) D w ie m inuty „N ienaw iści".
(8) R ozm nażanie się królików Rojtszwańca.
(9) W yciągnąć się za w łasne w łosy (warkocz) z bagna.
(10) Chocholi taniec.
(11) Polaków portret w łasny.
(12) To jest zbyt piękne, aby było praw dziwe.
(13) S korabia na bal. Ze statku na bal.
(14) Sm rod ek dydaktyczny.
(15) Fantastyka naukow a.
(16) Kuba Rozpruw acz.
(17) D zieci kw iaty.
(18) G abinet cieni.
(19) N iepokalanów . (20) Brązow nicy.
Ponieważ już na pierwszy rzut oka - pod względem budowy formalnej (struk
tury) - twory te są tak zróżnicowane, że pytanie o prawomocność objęcia ich wspólną etykietą (tj. o zasadność odniesienia ich do jednej klasy) jest w pełni usprawiedliwione, spróbujmy ustalić ten wspólny ich mianownik, który musiał być podstawą postępowania autorów SS-1 i SS-2. Na czoło siłą rzeczy wysunie
się przyjęte przez nich na pierwszej stronie przedmowy do SS-1 definicyjne określenie, zgodnie z którym skrzydlatymi słowami były nazywane „rozpo
wszechnione i często przytaczane wypowiedzenia, których autorstwo lub po
chodzenie można ustalić". Zawarte są w tym określeniu cztery stwierdzenia:
1. skrzydlate słowa należą do klasy wypowiedzeń;
2. skrzydlate słowa należą do klasy wypowiedzeń rozpowszechnionych;
3. skrzydlate słowa należą do klasy wypowiedzeń częstotliwych;
4. skrzydlate słowa należą do klasy wypowiedzeń o imiennie znanym pochodzeniu.
Odnieśmy się teraz do tych czterech stwierdzeń. Po pierwsze, jeżeli przez wypowiedzenie rozumieć, jak to jest przyjęte w polskiej lingwistyce, zamkniętą i ukształtowaną składniowo jednostkę informacji zawierającą predykację1 - czyli, prościej, zdanie pojedyncze lub złożone - to do wypowiedzeń odnosi się tylko jedna trzecia powyższych przykładów; gdyby określenie z SS-1 chcieć ro
zumieć ściśle terminologicznie, dwie trzecie powyższych przykładów (i po
ważną część całego zbioru Markiewicza i Romanowskiego) trzeba by statusu skrzydlatych słów pozbawić. Domyślamy się, że wyraz wypowiedzenie użyty zo
stał w SS-1 nie w językoznawczym sensie terminologicznym, lecz w ogólniej
szym sensie 'tego, co zostało (wy)powiedziane'; tylko w takim znaczeniu wypo
wiedzenie odnosi się do wszystkich 20 przykładów. Jeżeli jednak zechcemy w przyszłej definicji zachować terminologiczną jednoznaczność, wyraz wypowie
dzenie musi być w niej - zwłaszcza na miejscu genus proximum - zastąpiony in
nym.
Po drugie. „Jeśli coś zostało rozpowszechnione lub jeśli rozpowszechniło się, to zwiększyła się liczba osób, które to znają, stosują, akceptują, ulegają temu itp." - piszą autorzy Innego słownika języka polskiego (II: 492); w definicji bar
dziej tradycyjnej rozpowszechniony to 'ogólnie znany, często spotykany' (SJPDor VII: 1240). Żadne z tych określeń - „zwiększyła się", „ogólnie", „często" - nie jest ostre i żadne nie wskazuje z pożądaną precyzją, jaką część danej społeczno
ści powinno by ogarnąć dane zjawisko, by można było o nim orzec, iż jest „roz
powszechnione". Należy przy tym pamiętać, że rozpowszechnienie jest wielko
ścią skalarną nie tylko w płaszczyźnie, by tak rzec, horyzontalnej (obejmując na przykład mieszkańców większej lub mniejszej połaci kraju), ale i wertykalnej, sięgając w głąb tych rozwarstwień regionalnych, profesjonalnych, pokolenio
wych, światopoglądowych, intelektualnych i innych, które w badanym okresie tę społeczność realnie tworzą. Faktyczne rozpowszechnienie danego zjawiska językowego (tu - skrzydlatych słów) mogłoby być stwierdzone tylko przy po
mocy metod jego kartografowania (mapowania) na podstawie wyników ankie
Sformułowanie K. Polańskiego (EJP: 426). Termin „wypowiedzenie" został wprowadzony przez Zenona Klemensiewicza w jego pracach składniowych z lat 60. (zob. np. jego Zarys składni polskiej, Warszawa 1969). W dalszych rozważaniach będę przez „wypowiedzenie" rozumiał „jedno
stkę przekazu słownego, wyrażaną zwykle zespołem wyrazów (niekiedy jednym wyrazem), stano
wiącą pod względem językowym całość powiązaną gramatycznie i wyodrębnioną prozodyjnie"
0odłowski 1976: 35).
47
towania odpowiednio dobranej populacji2, po czym należałoby jeszcze przyjąć - zapewne arbitralnie - jaki stopień rozpowszechnienia danego faktu językowe
go można uznać za wskaźnik jego skrzydlatości. Postulat mapowania zjawisk leksykalno-frazeologicznych - oczywisty np. w dialektologii - mógłby się tu wydać zbyt rygorystyczny czy nawet zbędny, rzecz jednak nie tyle nawet w tym, że dotychczasowej oceny stopnia rozpowszechnienia faktów zwanych skrzydlatymi słowami dokonywano głównie metodą szacowania intuicyjnego, czyli na wyczucie, ile w tym, na czyje to mianowicie wyczucie. Otóż oceny ta
kiej dokonują zwykle ludzie o wysokim i najwyższym poziomie intelektual
nym, o szczególnie szerokim oczytaniu ogólnym i specjalistycznym, władający różnostylową polszczyzną literacką jako swym językiem podstawowym i obra
cający się na ogół w kręgu ludzi sobie podobnych. Są podstawy, by podejrze
wać, że daną społeczność postrzegają oni w dużym stopniu subiektywnie, tj.
przez pryzmat samych siebie i swego wąskiego kręgu osobistego czy zawodo
wego, przypisując ogółowi cechy jawnie zawyżone. W mojej prywatnej ocenie o przykładach (l)-(5) i (20) - a może i (6)-(7) - żadną miarą nie da się powie
dzieć, że są one „rozpowszechnione" - ale jest to opinia tak samo subiektywna, jak subiektywna była w tej mierze decyzja autorów „Skrzydlatych słów". Przyj
mijmy doraźnie, że skrzydlate słowa powinny się cechować „optymalnym roz
powszechnieniem społecznym".
Po trzecie, podobnie subiektywna musi być na razie także ocena „częstości przytaczania". „Często" to w potocznym rozumieniu 'wiele razy' - i już w tym momencie musielibyśmy zapytać, ile to mianowicie razy powinno zaistnieć (wystąpić, być zaobserwowanym) dane zjawisko, byśmy mogli powiedzieć o nim „często"? Lecz przecież nie sama ilość pojawień jest istotą częstości, lecz liczba pojawień w określonym czasie - pytanie więc musi brzmieć, ile razy w ja
kim odcinku czasowym powinno zaistnieć dane zjawisko, by mogło by uznane za częste (częstotliwe)? Ale specyficzność zjawiska, o którym tu mowa, wyma
ga pójścia jeszcze dalej - chodzi przecież o zjawisko ze swej natury tekstowe, przywoływane w tekstach, zjawisko, dla którego tekstowość (a nawet wielotek- stowość) jest jego stanem naturalnym. Jeżeli pewna grupa wyrazowa wykazuje wzmożoną, ponadnormatywną częstotliwość występowania nawet w długim (wieloletnim) okresie, ale w tekstach (wypowiedziach) o ściśle ograniczonym zasięgu - jak to się dzieje np. w polemikach naukowych w łonie jakiejś dyscyp
liny badawczej - to czy częstotliwości tej wystarcza, by ową grupę wyrazową obdarzyć bezwarunkowo mianem „skrzydlatej"? Oceniając częstotliwość, po
winniśmy więc pytać nie tylko „ile razy" i nawet nie tylko „ile razy w jakim czasie", lecz „ile razy w jakim czasie w jakich tekstach", wskutek czego czynnik frekwencyjny zazębi się tu wyraźnie z czynnikiem rozpowszechnienia. Obiek
tywna ocena częstotliwości używania (zwłaszcza ponadnormatywnej, zwięk
2 Na temat mapowania w lingwistyce zob. np.: M. Karaś, Językoznawstwo a kartografia (O wzaje
mnej przydatności i stosunku obu tych dyscyplin), „Onomastica", t. 7, 1961, Wrocław 1962, s. 21-44;
I. Winkler-Leszczyńska, W sprawie mapowania faktów językowych, „Język Polski", R. 36, 1956, s. 173-178; B. Kreja, Metody mapowania zjawisk językowych, tamże, s. 190-198.
szonej lub zmniejszonej) jest w wypadku grup wyrazowych szczególnie trudna, o ile bowiem dysponujemy listami frekwencyjnymi, a nawet całym słownikiem częstotliwościowym leksemów3, o tyle list frekwencyjnych czy słownika czę
stotliwościowego jednostek frazeologicznych polszczyzny ogólnej, żadnego z jej rejestrów i żadnego z gatunków tekstów nie mamy. Także więc ocena „czę
stości przytaczania" jako kryterium skrzydlatości faktów językowych musi być w tej chwili intuicyjna i subiektywna (z wszystkimi zastrzeżeniami, jakie od
niosłem przed chwilą do subiektów oceniających). W mojej opinii w tej części dyskursu medialnego, którą poddałem mojej obserwacji, do częstotliwych (w różnym jednak stopniu) można z listy pretendentów zaliczyć tylko przy
kłady (5)-(7) i (10)-(19).
O ile kryteria 2. i 3. stosowane są przy ocenie statusu wszelkich jednostek języka, nie tylko skrzydlatych, kryterium czwarte ma dla ustalania cechy skrzy
dlatości wymiar szczególny, bo definicyjny, przy czym musimy rozstrzygnąć, czy istota tego kryterium zawiera się w sformułowaniu Markiewicza i Romano
wskiego („...których autorstwo lub pochodzenie można ustalić"), czy w sfor
mułowaniu, którego użyłem sam (,,...o imiennie znanym autorstwie"), wbrew pozorom bowiem ich treści są różne, i to zasadniczo: fakt, że autorstwo czegoś można ustalić, wcale jeszcze nie znaczy, że autorstwo to jest „znane" (a przynaj
mniej znane powszechnie; należałoby zresztą zapytać ściślej: „znane komu?").
Co się tyczy wariantu pierwszego - możności ustalenia autorstwa resp. po
chodzenia - to dwadzieścia przykładów, które tworzą listę pretendentów, dzie
li się pod tym względem na dwie grupy. Pierwszą tworzą jednostki, których autor został ustalony i ujawniony z imienia i nazwiska; należą do niej przykłady (1)-(14), czyli odpowiednio: 1. M. Kopernik, 2. C. Levi-Strauss, 3. J. Lechoń, 4. T. Peiper, 5. Ch.-A. Sainte-Beuve, 6. M. McLuhan, 7. G. Orwell, 8. I. Erenburg, 9. K.F.H. von Miinchhausen, 10. S. Wyspiański, 11. M. Rostwo
rowski, 12. N. Falk i R. Liebmann, 13. A. Puszkin, 14. M. Wańkowicz, oraz (19)-(20), tj. M. Kolbe i T. Żeleński-Boy, a także (16), bowiem autorem wyraże
nia Kuba Rozpruwacz jest - Kuba Rozpruwacz, człowiek, który wobec świata ta
kie właśnie miano nosił, bo takim sam się podpisywał (w SS-1 Kuba Rozpruwacz umieszczony jest w dziale „Hasła anonimowe"). Przykład (15) ilustruje przypa
dek ustalenia pochodzenia, ale już nie jednostkowego autora: „Nazwa pojawia się w tytule magazynu amerykańskiego Astounding Science Fiction pod redakcją Johna W. Campbella (1938)". Grupę drugą stanowią dwa wyrażenia: (17) Dzieci kwiaty „Popularne określenie hippisów angielskich (lata 60-te XX w.)" i (18) Ga
binet cieni „Określenie opozycyjnego gabinetu w Anglii (od XVIII w.?)", których to komentarzy nie można nazwać ani „ustaleniem autorstwa", ani „ustaleniem
3 Zob. np.: H. Zgółkowa, Słownictwo współczesnej polszczyzny mówionej. Lista frekwencyjna i rango
wa, Poznań 1983; H. Zgółkowa, K. Bułczyńska, Słownictwo dzieci w wieku przedszkolnym. Listy frek- wencyjne, Poznań 1987; H. Zgółkowa, T. Zgółka, K. Szymoniak, Słownictwo polskich tekstów rocko
wych. Listy frekwencyjne, Poznań 1991; I. Kurcz, A. Lewicki, J. Sambor, K. Szafran, J. Woronczak, Słownik frekwencyjny polszczyzny współczesnej, red. Z. Saloni, 1 .1-2 [skrót wersji 5-tomowej], Kraków 1990.
4 - W. Chlebda, Szkice... 49
bliższych okoliczności powstania", ani nawet „ustaleniem pochodzenia", są to bowiem zwarte charakterystyki desygnatów tych nazw. Dodam dla ścisłości, że za frazą (12) To jest zbyt piękne, aby było prawdziwe stoją dwaj autorzy i ustalenie, który z nich faktycznie tę frazę wymyślił, jest raczej niemożliwe, głęboko zaś pod frazą (5) z poetyckiego przesłania Sainte-Beuve'a kryje się autor (autorzy)
„Pieśni nad pieśniami" (7, 3), gdzie orszak oblubieńca śpiewa w zachwycie na widok oblubienicy: „Dwoje piersi twoich jak dwoje małych bliźniąt sarnich.
Szyja twoja jak wieża z kości słoniowej". W zasadzie nie można też przypisy
wać Wyspiańskiemu autorstwa wyrażenia chocholi taniec, bo takiego sfor
mułowania w tekście „Wesela" nie ma; na dobrą sprawę jest to jednostka anoni
mowa. Pojęcie autorstwa (pochodzenia) jest więc w księgach „Skrzydlatych słów" dość rozciągliwe; niezbędne regulacje w tym zakresie zaproponuję tu w podrozdziale 6.0. oraz w rozdziale III.
Natomiast sformułowanie „imiennie znane pochodzenie", którym się doty
chczas posługiwałem, jest zdradliwe, bo niedookreślone. Komu bowiem miało
by owo autorstwo być znane? Możliwości, że przypomnę przyjęty w rozdziale I schemat komunikacji, są cztery: autorstwo może być znane Nadawcy, Adresa
towi, Odbiorcy (Recypientom) i/lu b Obserwatorowi. Zarówno wgląd w dys
kurs, jak i próby weryfikacji ankietowej (zob. Tarsa 1996, flafle^KO 2002: 150, 167-168, 186-187) pokazują, że duża część Recypientów nie zna autorstwa skrzydlatych słów zawartych w odbieranych wypowiedziach lub też ma tylko mniej lub bardziej mgliste odczucie „naddania" wskazanych wyrażeń w sto
sunku do reszty (kon)tekstu. Co więcej, autorstwa (pochodzenia) używanych przez siebie skrzydlatych jednostek nie zna często i sam Nadawca: wydobywa je z zasobów swojej pamięci językowej, gdzie bywają opatrzone etykietą autor
stwa, ale gdzie nierzadko towarzyszy im jedynie świadomość faktu, że „ktoś tak pow iedział', „to nie moje", „powiem tak, bo to dobrze powiedziane", „do
brze byłoby tak powiedzieć" i nic poza tym. Jedynym uczestnikiem aktu komu
nikacji, który zna, a jeśli nie zna, to wie, że nie zna, lecz powinien znać autor
stwo (pochodzenie) odnośnych jednostek, jest Obserwator - on to bowiem, przypomnę, przynajmniej potencjalnie (ale z definicji) „ma możliwość postrze
gania danego aktu w znacznie szerszych układach i splotach zależności komu
nikacyjnych - także zależności od autorów i tekstów uprzednich wobec dane
go - a „znaczenia składników wypowiedzi mogą być dlań znacznie bogatsze, niż dla bezpośrednich rozmówców, skupionych na osiąganiu celów najbliż
szych" (Chlebda 1991: 72 [2003: 114]).
Kwestia wiedzy o autorze lub pochodzeniu skrzydlatych słów jest w opinii niektórych badaczy kwestią dla samego statusu skrzydlatych słów kluczową:
według nich skrzydlate słowo jest skrzydlatym słowem dopóty, dopóki istnieje świadomość jego autorstwa (dopóki użytkownik języka to autorstwo czy po
chodzenie zna), kiedy świadomość ta zanika, mielibyśmy mieć do czynienia ze zwykłym frazeologizmem (zob. np.: Liberek 1999, Lewicki 2003: 302). Aby nie rozbijać teraz toku wywodu, odkładam bliższe rozpatrzenie tej kwestii do roz
działu III, by jednak do tego czasu nie wyjaśniać za każdym razem, czy mówiąc 50
0 autorstwie mam na myśli „możliwość ustalenia" autorstwa czy „wiedzę uży
tkownika" o autorstwie, proponuję wszędzie tam, gdzie rozróżnienie to nie bę
dzie konieczne, posługiwać się sformułowaniem ogólniejszym i pisać o cesze
„imienności" lub - jeszcze szerzej - „indeksówości" jednostki skrzydlatej4.
Dwie z cech wymienionych dotychczas - „indeksowość" i „optymalne rozpo
wszechnienie społeczne" - wzięte łącznie będę uważał za zestaw cech koniecz
nych skrzydlatości, tj. za jej konstytutywne minimum.
2.0.0. W kręgu pretendentów tekstowych. Jak powiedziałem, uściślenia, polegające na rozróżnieniu pojęć „ u s t a l i ć pochodzenie" i „z n a ć pochodze
nie" oraz na wyróżnieniu różnych podmiotów wiedzy kryjących się za poję
ciem „znać", będą istotne dla rozważań nad ontologią skrzydlatych słów w roz
dziale III. W tej chwili, ustaliwszy, że żadne z czterech kryteriów zawartych w definicyjnym określeniu skrzydlatych słów przez H. Markiewicza i A. Roma
nowskiego nie obejmuje bezdyskusyjnie i bezwyjątkowo wszystkich 20 przy
kładów z listy pretendentów, będziemy poszukiwać ich wspólnego mianowni
ka wśród innych możliwych tu określeń. Z f o r m a l n e g o punktu widzenia w przytoczonym wykazie mamy do czynienia z zespołami zdań (tekstami wie- lozdaniowymi) - (l)-(3); zdaniami pojedynczymi - (5) i (12); różnymi rodzajami równoważników zdań - (4), (6)-(9) i (13); grupami składniowymi - (10)-(11) 1 (14)-(18), gdzie inicjalna duża litera i kończąca je kropka są rezultatem przyję
tej w SS-1 i SS-2 konwencji zapisu, a nie zdaniowości, wreszcie z pojedynczymi wyrazami - (19)-(20). W ujęciu prostszym przytoczona lista składa się z tek
stów, zdań, grup wyrazowych i wyrazów.
Jak zostało powiedziane wcześniej, klasy faktów językowych ustanawiane są przez prace językoznawcze, granice zaś i zawartość tych klas - przez defini
cje. Istnieje jednak jeszcze czynnik tradycji, którego nie sposób ignorować, tra
dycyjnie zaś do klasy skrzydlatych słów odnosi się fakty językowe o postaci głównie zdań i grup wyrazowych, a także - rzadziej - pojedynczych wyrazów (rzadziej, gdyż przyznaje się, że w ogólnym korpusie skrzydlatych słów jed- nowyrazowce stanowią zdecydowaną mniejszość: 5-10%). Tym samym tradycja nie włącza do korpusu skrzydlatych słów tekstów (wielozdaniowców), ale nie jest to sprawa li tylko czystego zwyczaju takiego a nie innego kształtowania klasy skrzydlatych słów: ta tradycja ma pod sobą racjonalne podłoże merytory
czne5. Otóż skrzydlate słowa - nie ma co do tego różnicy zdań - ze swej istoty
4 Nawiązuję tu do terminu „reprodukcja indeksowana", zastosowanego przez A.M. Lewickiego (2003: 120-121) na oznaczenie „cytatu, tzn. fragmentu reprodukowanego odsyłającego do konkret
nego dzieła, do konkretnej sytuacji komunikacyjnej". Tym samym przez „indeksowość" rozu
miałbym sam fakt istnienia autorskiego tekstu odwoławczego, z którym ogniwo czyjejś wypowie
dzi aktualnej daje się powiązać genetycznie (niezależnie od tego, czy nadawca lub odbiorca tej wypowiedzi z istnienia owego tekstu odwoławczego zdaje sobie sprawę).
5 Powtarzam tu rozumowanie, jakim posłużył się Eugeniusz Grodziński, gdy tłumaczył, dlacze
go termin „synonimy" rezerwuje głównie dla pojedynczych wyrazów, a nie dla grup wyrazowych i zdań (choć teoretycznie nic nie stoi temu na przeszkodzie): „Dlatego, że tak właśnie ukształtowała się (...) cała historia synonimiki. W encyklopediach, słownikach jednojęzycznych, podręcznikach
51
i z definicji powinny przenosić się od człowieka do człowieka szybko, swobod
nie, lekko, uwolnione od wszystkiego, co mogłoby stanowić balast. Wcześniej powinny być zapamiętane, czyli wejść do magazynów pamięci językowej danej wspólnoty w postaci optymalnie „spakowanej", przystosowanej do długiego przechowywania. Uwarunkowania te łączę pod wspólną nazwą „możliwości nośnych pamięci społecznej". Społecznej właśnie - bo jakkolwiek pojemna, ela
styczna i sprawna potrafi być indywidualna pamięć językowa pojedynczego człowieka, społeczna pamięć językowa jest pamięcią uśrednioną, niejako ocio
saną ze skrajności przypadków jednostkowych. W magazynach społecznej pa
mięci językowej teksty wielozdaniowe mają niewiele szans na przechowanie, w komunikacji społecznej zaś - niewiele szans na swobodną cyrkulację między
ludzką (z reguły tym mniej szans, im więcej zdań wchodzi w ich skład). Dla potrzeb zarówno „magazynowania" (w pamięci), jak i „transportu" (między lu
dźmi) tekstom potrzebne jest zrzucenie zbędnego balastu leksykalnego i różno
rakie (prozodyczne, rytmiczne, eufoniczne etc.) dostosowanie pozostałego po tej operacji materiału do możliwości nośnych pamięci społecznej. Nie mogą tu nie przyjść na myśl spostrzeżenia Waltera J. Onga, że „efektywne rozwiązanie problemu przechowania i odzyskania pieczołowicie wyartykułowanej myśli wymaga w pierwotnej kulturze oralnej, by myślenie odbywało się z pomocą
rakie (prozodyczne, rytmiczne, eufoniczne etc.) dostosowanie pozostałego po tej operacji materiału do możliwości nośnych pamięci społecznej. Nie mogą tu nie przyjść na myśl spostrzeżenia Waltera J. Onga, że „efektywne rozwiązanie problemu przechowania i odzyskania pieczołowicie wyartykułowanej myśli wymaga w pierwotnej kulturze oralnej, by myślenie odbywało się z pomocą