• Nie Znaleziono Wyników

większej/mniejszej znajomości i/lu b używalności kodu kulturowego, czyli historycznie ukształtowanego systemu znaków i kryjącego się za nim sy

16 Por.: „Zwracanie się do drugiego podmiotu, potrzeba bycia odebranym jest dla każdego aktu społecznego czymś absolutnie istotnym" (Reinach 1991:178). W lingwistyce „zwracanie się (do dru- giego)" jest podstawową funkcją języka w tzw. etnografii mówienia (zob. Hymes 1980).

17 Jak łatwo - zmianą położenia jednego wyrazu - można zniweczyć tę wartość naddaną (którą później nazwiemy warstwą epitekstową), świadczy przykład zapisany przeze mnie w r. 1983 pod­

czas słuchania serwisu informacyjnego Radia Wolna Europa. Przybyły wówczas do Polski Jan Paweł II zakończył swe przemówienie powitalne subtelnym nawiązaniem do inwokacji z Pana Ta­

deusza: „Witam cię, Polsko, ojczyzno moja!". Relacjonujący to powitanie lektor RWE powiedział:

„Kończąc, Ojciec Święty zwrócił się do rodaków ze słowami: «Witam cię, Polsko, moja ojczyzno!* ".

stemu wyobrażeń, przekonań, wartości i ocen, fundowanego przez składniki kultury rodzimej i kultur z nią współfunkcjonujących, który, tworząc wspól­

notę znaczeń i odwołań, zapewnia poczucie jedności danej społeczności na­

rodowej. Kod kulturowy jest zawsze fenomenem ponadjednostkowym, jed­

nostkowy natomiast (ale także grupowy, środowiskowy itd.) jest stopień jego znajomości i/lu b używalności (szerzej zob.: Chlebda 2000c: 169-171).

Pytanie o istotę i zakres powiązań skrzydlatych słów z modelami komuni­

kacji społecznej, z aktami społecznymi (w tym - z aktami mowy), z czynnikami alfabetyzmu funkcjonalnego, horyzontu semiotycznego i kodu kulturowego bo­

daj nigdy nie było u nas stawiane, tymczasem współzależność tych zjawisk jest oczywista. Mówiąc w największym skrócie, skrzydlate słowa są organiczną czę­

ścią kodu kulturowego jako systemu znaków; stoją za nimi teksty należącego do realnego bądź pożądanego horyzontu semiotycznego danego społeczeń­

stwa; do adekwatnego odczytania sensów wypowiedzi zawierających skrzydla­

te słowa potrzebny jest określony (nierzadko bardzo wysoki) poziom alfabetyz­

mu funkcjonalnego. Dziś do tych uzasadnień ogólnych można dodać dwa dalsze, aktualne właśnie tu i teraz: po pierwsze, dyskurs publiczny w Polsce po roku 1989 jest miejscem, w którym dawniejsze skrzydlate słowa przywoływane są, a nowe rodzą się i funkcjonują w takim nasileniu, że uzasadnienie można mówić o „dekadzie skrzydlatych słów" polszczyzny najnowszej; po drugie, ten sam okres i ten sam dyskurs został przyjęty za podstawę sformułowania tezy o „zmierzchu paradygmatu romantycznego" (Janion 2000: 19-34), gdyż świad­

czył o wyraźnym zawężeniu naszego dotychczasowego horyzontu semiotycz­

nego, o szczególnym nasileniu analfabetyzmu funkcjonalnego w przekroju całego społeczeństwa, o naruszeniu spoistości międzypokoleniowego kodu kul­

turowego. I chociaż do szczegółowego zbadania naszkicowanych tu zależności należałoby, jak sądzę, powołać do życia „frazeologię eksperymentalną" jako specjalną poddyscyplinę lingwistyczną18, to nawet przy użyciu metod bardziej tradycyjnych analiza miejsca i roli skrzydlatych słów w dyskursie rodzimym (a częściowo i międzykulturowym) pozwoli uznać to zapoznane przez języko­

znawców zjawisko za efektywny wziernik w procesy zarówno wewnątrzjęzy- kowe, jak i pozajęzykowe, kulturowo-społeczne.

18 Badania frazeologiczne w swej absolutnej większości obejmują zastany materiał językowy po­

wstały w warunkach naturalnych. Zadaniem frazeologii eksperymentalnej byłoby badanie wielko­

ści i jakości zasobów frazeologicznych w warunkach stworzonych sztucznie (w ramach ekspery­

mentów psycho- i socjolingwistycznych), a także eksperymentalna analiza parametrów jednostek frazeologicznych niemożliwa do przeprowadzenia innymi metodami (np. badanie akustycznych parametrów artykulacji jednostek frazeologicznych na tle akustycznych własności niefrazeo- logicznych ciągów wypowiedzeniowych). Przykładem metod psycholingwistycznych może być wielkoskalowy eksperyment prowadzony w Rosji w latach 1988-1993, którego efektem bezpo­

średnim było stworzenie 2-tomowego rosyjskiego słownika asocjacyjnego (PAC), a pośrednim - pu­

blikacja frazeologicznego słownika asocjacyjnego (AOC; na ten temat zob.: Chlebda 2002a).

Przykładem metod socjolingwistycznych mogą być badania ankietowe nad minimum paremiologi- cznym języka rosyjskiego (PlepMaKOB 1971) i polskiego (Szpila 1999 i 2002; por. też badania nad sto­

pniem znajomości biblizmów w: Bajerowa 1988; zob. również: Pluskota 1997).

31

Ujmijmy rzecz w szerszej perspektywie. W języku polskim, jak i w każdym języku etnicznym, odłożyły się - na różnych piętrach systemu, w różnych jego jednostkach - ślady i świadectwa naszej pamięci zbiorowej: skondensowane do­

świadczenia i obserwacje, polskie uprzedzenia i nastawienia, utrwalone przez wieki opinie i sądy wartościujące, uogólniające wyobrażenia stereotypowe, wreszcie pojęcia zupełnie swoiste, przez nas tylko wypracowane, nigdzie in­

dziej w systemach pojęciowych innych nacji niewystępujące. Powierzchniowo- językowymi werbalizatorami tych „kondensatów pamięci zbiorowej" są wyra­

zy, frazeologizmy, przysłowia, nazwy własne i ich pochodne, adresatywy i inne formuły etykietalne, małe gatunki mowy: toasty, życzenia, gratulacje, kon- dolencje, nekrologi; są wśród tego morza form także jednostki zwane skrzydla­

tymi słowami. Ale to, jako się rzekło, postrzegalna wzrokiem powierzchnia ję­

zyka - pod nią zaś, często na dużych głębokościach, kryje się złożona, wielopiętrowa, częściowo tylko ujawniona i poznana sieć pojęć pozostających względem siebie w relacji skomplikowanych zależności wzajemnych. Konfigu­

racja tych pojęć w przestrzeni mentalnej mogłaby być zobrazowana przez ro­

dzaj mapy, a że do mapy tej można dotrzeć tylko poprzez jej powierzchniowo- językową reprezentację, skrzydlate słowa będziemy w tej książce postrzegać głównie jako składniki „językowej mapy polskiej pamięci zbiorowej". Skrzydla- tolog więc wystąpi tu w funkcji kartografa, który na podstawie obserwacji, po­

miarów i analiz pewnej rzeczywistości (tu - językowej) sporządza w takiej czy innej skali jej graficzną (tu - na przykład leksykograficzną) reprezentację i zara­

zem interpretację, by potem udostępnić tę mapę użytkownikom, a i korzystać z niej we własnych poszukiwaniach i analizach dalszych.

Zarysowawszy płaszczyznę i perspektywę oglądu skrzydlatych słów, przed­

stawię teraz pokrótce podstawowe narzędzia instrumentarium, jakim się będę w dalszych partiach książki posługiwał. Po pierwsze więc, u podłoża wszy­

stkich obserwacji i analiz będzie leżał „frazematyczny schemat aktu komunika­

cji", skonstruowany przeze mnie niegdyś dla potrzeb frazeologii pragmatycznej (frazematyki; zob. Chlebda 1991: 71-73 [2003: 114-115])19. Układ tego modelu, którego szczegółowy opis znajdzie Czytelnik w przywoływanej pracy, pozwala sytuować Nadawcę (twórcę tekstu) nie tylko wobec Adresata wypowiedzi, ale wobec tych wszystkich nadawców-odbiorców, jakich miał na myśli Bachtin, pisząc o wiecznym „łańcuchu wypowiedzi"; tym samym model ten wpisuje w akt tworzenia, przekazu i odbioru tekstu procesy i efekty cytowania, nawiązywania, odwoływania się, powoływania się na wypowiedzi cudze (a więc przestrzeń intertekstu). Oprócz Nadawcy w akcie komunikacji biorą udział: przewidziany, świadomie przez Nadawcę wybrany Adresat wypowie­

dzi, nieprzewidziany, przypadkowy, czasem niepożądany, często nieznany Na­

dawcy Odbiorca (Recypient), wreszcie Obserwator: szczególna odmiana Recy- pienta, który bezpośrednio do dialogu Nadawcy z Adresatem się nie włącza,

19 Ponieważ pierwsze wydanie „Elementów frazematyki" z r. 1991 jest dziś praktycznie niedo­

stępne, w nawiasach kwadratowych będę podawał odnośne strony także według wydania drugie­

go z r. 2003.

stoi z boku, a obserwując dany akt komunikacji (tekst wypowiedzi) z dystan­

su (także czasoprzestrzennego), ma możliwość postrzegania go w znacznie szerszych układach i splotach zależności komunikacyjnych, niż bezpośredni uczestnicy tego aktu. Takim Obserwatorem może być np. językoznawca, który w niniejszej książce będzie przyglądał się funkcjonowaniu skrzydlatych słów w polskim dyskursie intra- i interkulturowym.

Obserwatorowi narzucam trudną rolę „człowieka niewiedzącego", która to kategoria jest drugim z podstawowych narzędzi używanego tu instrumenta­

rium. Człowiek Niewiedzący - będę się od tej chwili posługiwał takim właśnie zapisem graficznym - to hipotetyczny innojęzyczny, poza- czy ponadnarodowy odbiorca naszych tekstów i/lu b użytkownik naszych słowników, który nie dys­

ponuje naszą świadomością językowo-kulturową, który nie jest zdolny do wy­

jaśniania zjawisk naszego języka poprzez kojarzenie ich z innymi zjawiskami tegoż języka, z innymi tekstami i zjawiskami naszej kultury, któremu więc w konsekwentnie jednorodny sposób należy objaśnić znaczenia wszystkich, na­

wet najprostszych, najbardziej oczywistych (dla „człowieka wiedzącego") jed­

nostek naszego języka. Rola Człowieka Niewiedzącego jest tak trudna dlatego, że obserwator w tej funkcji powinien umieć postrzegać fakty własnego języka okiem całkowicie chłodnym i nieuprzedzonym, tak jakby widział je czy słyszał po raz pierwszy w życiu, nic o nich uprzednio nie wiedząc - a przecież własnej świadomości językowej wyzbyć się nie możemy. Ale każda próba zajęcia po­

zycji Człowieka Niewiedzącego okazuje się zabiegiem bardzo skutecznym zwłaszcza w procesach weryfikacji słownikowych definicji znaczeń i tworzenia definicji nowego typu20.

Trzecim z narzędzi podstawowych jest stosowany tu typ oglądu materiału badawczego; określiłbym go jako „ogląd tekstowo-słownikowy jedno- i dwuję- zykowy (wewnątrz- i międzykulturowy)". Naturalnym żywiołem skrzydlatych słów są teksty wypowiedzi ludzkich: to z nich skrzydlate słowa się wywodzą, to w nich funkcjonują, to dzięki przelatywaniu z jednych do drugich zyskały swoje miano; te pierwsze nazwiemy później tekstami źródłowymi, drugie - tek­

stami aktualnymi. Jednak instancją sankcjonującą jest dla skrzydlatych słów sy­

20 Wprowadzając po raz pierwszy postać Człowieka Niewiedzącego w napisanym po rosyjsku artykule o nazwach zwierząt w słownikach dwujęzycznych, pisałem m.in.: „Leksykografowie praw­

dopodobnie myślą tak: człowiek może nie wiedzieć, co to takiego np. amfora czy anafora, i w takich wypadkach trzeba mu dać dokładną informację encyklopedyczną. Ale co się tyczy bociana, zająca, niedźwiedzia, to ich znaczenie jest oczywiste, zrozumiale samo przez się: wystarczy dać użytkowni­

kowi informacje najbardziej ogólną, rodzaj aluzji informacyjnej, a on już sam zrozumie. Oczywi­

stość jest jednak nieprzejednanym wrogiem praktyki leksykograficznej. Poczucie oczywistości zwa­

lnia leksykografa z poszukiwania adekwatnego opisu semantyki jednostek języka - adekwatnego wobec ich realnej treści językowej, filologicznej czy kognitywnej. Na tym właśnie zasadza się war­

tość kategorii «człowieka niewiedzącego», że nie pozwala ona leksykografom zadowalać się pro­

stym «i tak zrozumieją®. «Człowiek niewiedzący» nie zrozumie. On nie wie - i jego niewiedza po­

winna zmusić leksykografa, by dokonał aktu samoświadomości językowej, czyli zdał sobie sprawę, czym tak naprawdę jest taki na przykład bocian w językowym postrzeganiu świata danej wspólno­

ty. Czyżby tylko «dużym ptakiem przelotnym z długim prostym dziobem» [jak utrzymują słowni­

ki]? " (Xne6na 1995: 188 w przekładzie własnym).

3 - W. Chlebda, Szkice... 33

stem języka, ucieleśniany zwykle w postaci gramatyk i słowników filologicz­

nych. Mogłoby się wydawać, że słownik jest dla skrzydlatych słów tym mniej więcej, czym klatka dla skrzydlatych stworzeń latających: więzi je, niwecząc samą ich istotę - lotność. Jednak obserwacje ptaków w ich żywiole naturalnym ornitolog prędzej czy później podsumowuje wyprowadzeniem zbioru ich po­

staci uogólnionych, wzorcowych czy prototypowych, tworząc atlas ptaków po to właśnie, by nieskończona różnorodność ptasiej braci dała się usystematyzo­

wać, a dalsze obserwacje tej lotnej materii miały swój stabilny punkt odniesie­

nia. Filologicznym analogiem takiego atlasu ptaków jest słownik, lokujący się między tekstami i tekstami; w stosunku do tekstów uprzednich jest syntezą, podsumowaniem, swego rodzaju średnią arytmetyczną czy wspólnym miano­

wnikiem setek niepowtarzalnych użyć, w stosunku do tekstów przyszłych jest to wzorcem, to sprawdzianem czy weryfikatorem, to płaszczyzną odniesienia i instancją odwoławczą, będąc równocześnie podstawą całościowego teorety­

cznego oglądu języka. To centralne międzytekstowe miejsce jest w polskiej skrzydlatologii zapełnione jedynie częściowo: imponujące dokonanie Henryka Markiewicza i Andrzeja Romanowskiego nie jest słownikiem w tym ścisłym filologicznym znaczeniu tego terminu, które zakłada - jako definicyjny waru­

nek sine qua non - istnienie przynajmniej dwóch obligatoryjnych elementów: po pierwsze, hasłownika utworzonego przez faktyczne jednostki danego języka (po stronie lewej) oraz, po drugie, jednorodnego opisu parametrów tych jedno­

stek dokonanego w określonym metajęzyku (po stronie prawej), przy czym szczególną rangę wśród tych parametrów ma charakterystyka semantyczna (definiowanie znaczeń). W obu księgach „Skrzydlatych słów" Markiewicza i Romanowskiego hasłownik utworzony jest zarówno przez jednostki języka, jak i przez nie-jednostki (z przewagą tych ostatnich), różnego rodzaju charakte­

rystyką semantyczną objęto zaś, jak szacuję, jedynie od 0,5 do 7,5% materiału hasłowego (zob. rozdz. III.3.). Regularnym opisem słownikowym skrzydlate słowa objęte są u nas właściwie tylko w „Czesko-polskim słowniku skrzydla­

tych słów" Teresy Zofii Orłoś i Joanny Hornik z r. 1996. Ogólne słowniki języka polskiego, a nawet słowniki frazeologiczne z reguły skrzydlatych słów nie no­

tują. Skład korpusu (hasłownik) przyszłego „Słownika skrzydlatych słów języ­

ka polskiego" nie jest więc określony, a jednostki pretendujące do zajęcia w nim miejsca na ogół nigdzie jeszcze nie doczekały się definicji swoich znaczeń. Ni­

niejsza książka sama przez się luki tej nie zapełni, żywię jednak nadzieję, że przynajmniej unaoczni jej istnienie, podda pod dyskusję drogi wiodące do usta­

lenia korpusu i do optymalnego opisu tworzących go skrzydlatych słów pol­

szczyzny, uzmysławiając przy tym, że opisu tego dokonać można zarówno pro publico bono, jak i z pożytkiem dla teorii lingwistycznej.

Moim bezpośrednim materiałem obserwacyjnym były oczywiście teksty, w pierwszym jednak rzędzie teksty aktualne, a nie źródłowe. Wzajemny stosu­

nek tekstów obu tych typów jest złożony. Teksty źródłowe są punktem startu, a w wielu wypadkach i siłą napędową skrzydlatych słów, natomiast wyodręb­

nianie z nich fraz prototypowych, a następnie obróbka tych ostatnich, obciosy-34

wanie, przystosowywanie do możliwości nośnych pamięci społecznej, nagina­

nie do nowych sytuacji, sprawdzanie ich mocy sprawczej, zakresu możliwości znaczeniowych i stopnia elastyczności strukturalnej zachodzi właśnie w tek­

stach aktualnych, ustnych i pisanych. Bywa, że skrzydlate słowa przywracane bywają swym autorom i tekstom macierzystym - jedne wcale regularnie, inne tylko okazyjnie (często zmienione nie do poznania), jeszcze inne jednak zrywają się z rodzicielskiej uwięzi i wiodą żywot całkowicie samodzielny w środowisku wobec macierzystego obcym. Wygodnie byłoby przyjąć, że teksty źródłowe współtworzą horyzont semiotyczny, a teksty aktualne - dyskurs, ale ponieważ składowe horyzontu semiotycznego regularnie przywoływane są w dyskursie, a tworzące dyskurs teksty aktualne same stają się szybciej czy wolniej - lub mogą się stawać - częścią horyzontu semiotycznego, opieranie analizy skrzyd­

latych słów wyłącznie na tekstach aktualnych byłoby czynnością poznawczo bezpłodną. Niemniej, powtórzę, wyjściowym i bezpośrednim materiałem obse­

rwacyjnym są tu teksty aktualne wypełniające pewien obszar polskiego dyskur­

su publicznego ostatnich 15 lat21.

Z kilku funkcjonujących w polskiej humanistyce sposobów rozumienia dys­

kursu (zob. ich przegląd w: Duszak 1998: 31-21, Polkowska 2001; por. także:

MaKapoB 2003: 83-100) najbliższe stosowanemu w tych szkicach jest stanowisko Marka Czyżewskiego (Czyżewski, Kowalski, Piotrowski, red., 1997: 10-28).

Dyskursem nazywać tu będę pewien zespół wypowiedzi rozrzuconych w cza­

sie i w przestrzeni, ale dających się postrzegać jako całość kształtowana przez uwarunkowania społeczno-kulturowe i sama wpływająca na kształt życia społecznego danego miejsca i czasu; to najszersze pojęcie nazwiemy dyskursem społecznym. W jego ramach wyróżnić można sferę dyskursu publicznego i od­

dzieloną od niej przenikliwą granicą sferę dyskursu prywatnego. Poważna część dyskursu publicznego realizuje się za pośrednictwem środków masowe­

go przekazu, tradycyjnych i nowszych (czasopisma, radio, telewizja, internet);

część tę będziemy nazywać publicznym dyskursem medialnym. Dyskurs me­

dialny z kolei realizuje się w wypowiedziach o formie ustnej (fonicznej) i pise­

mnej (graficznej), przybierając postać to czysto werbalną, to syntetyczną, w któ­

rej słowo łączy się w organiczną synergetyczną całość z obrazem i/lu b muzyką.

Zapleczem materiałowym niniejszych szkiców będzie w głównej mierze pisana część dyskursu medialnego zrealizowana w formach tekstów werbalnych (rza­

dziej syntetycznych) o charakterze publicystycznym.

Stwierdzając, że bezpośrednim materiałem obserwacyjnym będą tu tzw. tek­

sty aktualne pochodzące z pewnego obszaru polskiego dyskursu medialnego (a poprzez to i publicznego, a dalej społecznego) głównie z ostatniego 15-lecia, mam pełną świadomość faktu, że jest to rzeczywiście tylko „pewien obszar"

dyskursu, a więc i tylko określona przez ten obszar część polszczyzny, nie

21 Nie są to oczywiście ramy sztywne: w wielu miejscach będę daleko wykraczał poza ogranicze­

nia czasowe (nawet do wieku XIX) i przestrzenne (sięgając np. do dyskursu rosyjskiego różnych okresów); wykraczać też będę raz po raz poza dyskurs stricte medialny.

35

całość. Badając dzisiejszy stan języka polskiego, skupiamy się zwykle na języku mediów, wiedzeni przeświadczeniem, że ustalają one swego rodzaju „średnią językową" reprezentatywną dla całokształtu zachodzących w nim zjawisk i procesów. Ale media mediom nierówne: całość mediów - całość w Polsce po roku 1989 niezwykle rozbudowana i zróżnicowana - jest dla pojedynczego ba­

dacza praktycznie nie do ogarnięcia, a wybór do obserwacji tylko pewnej ich części - tego właśnie, a nie innego zestawu środków przekazu i konkretnych tytułów - w zasadniczy sposób kształtuje jakość otrzymanego obrazu22. Co wię­

cej, trzeba mieć świadomość faktu, że zawartość przekazu nawet wszystkich znanych mediów razem wziętych bynajmniej nie pokrywa jeszcze całej naszej przestrzeni komunikacyjnej, gdyż na przestrzeń tę składa się długi szereg sfer i kodów nie tylko nieobjętych (jeszcze) przez media, ale nieprzenikliwych dla mediów i broniących tej nieprzenikliwości przed penetracją medialną23. Aby więc uniknąć deformujących stan rzeczywisty uogólnień, trzeba wyraźnie okre­

ślić, jaką część dyskursu, jakie media, jakie subkody dzisiejszej komunikacji społecznej zostaną poddane obserwacji, a wnioski relatywizować do tych ogra­

niczeń.

Korpus materiałowy niniejszych szkiców składa się z ok. 6 tysięcy wyim- ków z tekstów polskiej publicystyki wysokiej gromadzonych od końca lat 80.

wieku XX po pierwsze lata wieku XXI. Pisząc „publicystyka wysoka" mam na myśli tę część publicystyki, która jest podstawowym środkiem formułowania i rozpowszechniania sądów i ocen przez tzw. elity symboliczne - te grupy i oso­

by, które kształtują wiedzę, przekonania i nastawienia publiczne, odgrywając

„szczególną rolę w ustalaniu hierarchii spraw ważnych i nieważnych, publicz­

nie prawomocnych hierarchii wartości moralnych i estetycznych, a nawet wzo­

rów recepcji prawd naukowych" (Czyżewski et a l, red., 1997: 17), sprawujące więc, by się uciec do skrzydlatego określenia, „rząd dusz". W moim prywat­

nym mniemaniu prototypowym przykładem forum elit symbolicznych jest w Polsce „Gazeta Wyborcza", teksty pochodzą więc głównie z niej, jej dodat­

ków tygodniowych i mutacji lokalnych, a także z „Polityki", w nieco mniejszym

22Z braku odpowiednich danych odnośnie do skrzydlatych słów można się tu odwołać do boga­

to udokumentowanych badań W. Pisarka nad tzw. słowami sztandarowymi. Analizując wybory słów sztandarowych w zależności od deklarowanego przywiązania do poszczególnych czasopism, Pisarek zauważa: „Poszczególne ich [czasopism] tytuły skupiają wokół siebie czytelników, których łączy skłonność do wybierania tych samych słów sztandarowych jako wyrazów nazywających tre­

ści najlepsze lub najgorsze. Można ten fakt wyjaśniać, twierdząc na przykład, że to czytane gazety i czasopisma skutecznie wskazują swoim odbiorcom, co powinni podziwiać, a co potępiać. Można też twierdzić odwrotnie, że to gazety i czasopisma trafnie dostosowują się do przypuszczalnych oczekiwań swoich czytelników. W praktyce zapewne oba te mechanizmy wzajemnie się wzmac­

niają, utrwalając różnice postaw i opinii, a co za tym idzie, różne hierarchie wartości, manifestujące się w odmiennych skłonnościach wyboru poszczególnych słów" (Pisarek 2002: 71).

23 Por. uwagę W. Pisarka we Wprowadzeniu do zbioru „Polszczyzna 2000": „Bodaj najdotkliwsze luki wynikają z braku prac o polszczyźnie w naukach ścisłych i technicznych, w sieciach informaty­

cznych, w encyklopediach i atlasach, w kontaktach międzynarodowych, w przemyśle rozrywko­

wym, na szyldach, w wojsku, w rodzinie, a także we wspólnotach religijnych innych niż rzym­

skokatolicka i ewangelicko-augsburska" (Pisarek, red., 2001: 6-7).

stopniu z „Tygodnika Powszechnego", „Rzeczypospolitej", „Wprost", w znacz­

nie mniejszym - z „Forum", „Newsweek Polska"; czasem w porywie lokalnego patriotyzmu korzystałem też z „Nowej Trybuny Opolskiej". Obraz skrzydla­

tych zasobów polszczyzny byłby nie tylko pełniejszy, ale i jakościowo różny od otrzymanego, gdybym uwzględnił także np. „Gościa Niedzielnego", „Nie",

„Nasz Dziennik", „Gazetę Polską", „Szczerbiec" czy „Trybunę", ale dziś nie dysponujemy jeszcze ogólnodostępnym (np. internetowym) wielkim zrówno­

ważonym korpusem tekstów, który by możliwości kwerendalne pojedynczego badacza rozszerzał24. Uzasadniona jest obawa, że tak wąski krąg źródeł od­

zwierciedla nie tyle stan polszczyzny wskazanego okresu, ile na przykład ma­

niery językowe poszczególnych dziennikarzy i mody panujące w środowiskach redakcyjnych wymienionej grupy czasopism - i zapewne w jakimś stopniu tak rzeczywiście jest. Jednak w poddanym obserwacji zestawie czasopism mamy do czynienia z tytułami, które są wyjątkowo otwarte na „głosy cudze" - w cyta­

tach, przytoczeniach polemicznych, w udostępnianiu swoich łamów gościom rozmaitych orientacji, odwoływanie się więc do tego akurat kręgu czasopism jest w istocie, jak mniemam, odtwarzaniem tego wielogłosu, który stanowi dziś o naturze polskiego dyskursu publicznego. Korzystałem też zresztą z dwóch opracowań, które są tego wielogłosu pełniejszym odzwierciedleniem: z książki Witolda Beresia „Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP", będącej komentowaną antologią blisko stu ważnych tekstów polskiego życia publicznego lat 1989-1999, reprezentujących „cały wachlarz polityczny, środo­

wiskowy i regionalny polskich mediów" (Bereś 2000: 20) oraz z opracowanej przez Pawła Śpiewaka antologii „Spór o Polskę 1989-99" (Śpiewak, red., 2000), w której liczba tekstów i rozrzut tytułów prasowych znacznie przekracza opra­

cowanie Beresia.

W końcowym etapie pracy nad niniejszymi szkicami uzyskałem dostęp do komputerowych korpusów tekstowych o łącznej objętości niemal 30 milionów wyrazów: opublikowanej na CD-ROM próbki Korpusu Języka Polskiego PWN oraz prywatnego korpusu komputerowego prof. Tadeusza Piotrowskiego;

W końcowym etapie pracy nad niniejszymi szkicami uzyskałem dostęp do komputerowych korpusów tekstowych o łącznej objętości niemal 30 milionów wyrazów: opublikowanej na CD-ROM próbki Korpusu Języka Polskiego PWN oraz prywatnego korpusu komputerowego prof. Tadeusza Piotrowskiego;