• Nie Znaleziono Wyników

W lecie 2010 roku wrocławskie Muzeum Architektury zaprosiło do

zaprezentowania swoich najnowszych

prac Atelier Si, Pb..., czyli dwójkę

artystów — Barbarę Idzikowską

i Eugeniusza Geta-Stankiewicza.

E

kspozycja zatytułowana „Metamorfozy ” doczekała się pięknie wydanego, bogato ilustrowanego katalogu. Znalazły się w nim teksty wybitnej znawczyni szkła artystycznego Clementine Schack von Wittenau, wieloletniej kurator zbio-rów Museum für Modernes Glas w Koburgu, Miro-sława Ratajczaka, niestrudzonego komentatora twórczości Geta oraz Františka Janáka, czeskiego mistrza szkła, który wspomagał duet Idzikow-ska & Stankiewicz w trakcie realizacji szklanych ramion dla bezrękiego Chrystusa. Katalog otwie-rał tekst mego autorstwa Między kreską, szkłem

i światłem, którego zmodyfikowany i skrócony

wariant przedstawiamy na łamach Formatu. Barbarę Idzikowską interesuje świat szkla-nych marginaliów. Na początku swej artystycznej drogi komponowała obrazy z ułomków barwnych tafelek szkła łączonych wyciąganymi w płomieniu palnika szklanymi niteczkami lub spajanych dru-cikiem. Niemal od samego początku towarzyszyły Idzikowskiej szklane baby cięte z okiennych tafli, bujające na misternie utkanych obłokach. Potem pojawiły się one na szklanych karteluszkach. Set-ki obrazków zaludniły żywiołowe kobiece postaci — podskakiwały, wyginały się, zmagały się z wia-trem, ciężkim kłosem, podfruwały, robiły przysia-dy, nie ustawały nawet na moment. Raz artystka kształtowała ich sylwetki zamaszystymi linia-mi, innym razem operowała pełnym mięsistym kształtem czarnego ciała. Niekiedy na szklanych obrazkach gościło złoto bądź jako tło, bądź jako kontur postaci. „Rysowanie” na szkle okazało się pasjonującym i pochłaniającym zajęciem. Z mi-niaturowych obrazków komponowała Idzikow-ska wielkoformatowe opowieści — nanizane na srebrne druciki, drobnymi supełkami łączone ze szklanymi kosteczkami układały się w oryginalne panneau, które zawieszone w przestrzeni dopeł-nione światłem i powietrzem prowadzić mogło niekiedy dialog ze swym własnym cieniem. Tak powstała praca Wrocław —  — Krasnoludki. Działo się to jeszcze przed nadejściem fali

krasna-lomanii. Skrzaty Idzikowskiej w niczym jednak nie przypominają bajkowych stworów, jakie gremial-nie objęły w posiadagremial-nie większość wrocławskich ulic Starego Miasta, i które z upodobaniem tropią i fotografują turyści. Krasnoludki Basi są dobrze ukryte i raczej trudno dostępne, bowiem zdobią okno w siedzibie władz miasta. A ponadto w au-torskim wydaniu sympatyczne i pracowite kra-snale są po prostu... kobietkami.

W  roku Barbara Idzikowska i Eugeniusz Get Stankiewicz zainaugurowali oficjalnie działal-ność Atelier Si, Pb... („tajemnicze” skróty odnoszą się do chemicznych symboli dwu istotnych skład-ników, wykorzystywanych przez witrażowników: krzemu /Si/ i ołowiu /Pb/). Bogata tradycja artes

vitrearum nie stanowi jednak dla nich punktu

odniesienia, poszukują własnych warsztatowych rozwiązań. Początkowo sięgali po najzwyklejsze przycięte w prostokąt szybki, które służyły za transparentną kartkę do rysunkowych popisów. Kolejny etap związany był z procesem... piecze-nia. Powszechnie przecież wiadomo, że sprzymie-rzeńcem w okiełznaniu szklanej materii jest ogień, czyli wysoka temperatura. I tak oto pęk transpa-rentnych szklanych laseczek misternie i zmyślnie ułożonych w formie niczym na kuchennej bla-sze, w piecu przemienił się w szklaną kratownicę. A ta okazała się być przydana i jako rama, i jako podobrazie, i jako sama w sobie ciekawa ażurowa

struktura. W dużym formacie wykorzystali ją po raz pierwszy przygotowując witraż upamiętniający postać papieża Jana Pawła II pomieszczony w ko-ściele św. Elżbiety we Wrocławiu.

W  roku Barbara i Get prezentowali swo-je prace na wystawie pt. „Methamorphosen und anderes...” w Orangerie Schloss Rosenau, siedzi-bie Museum für Modernes Glass, w niemieckim Koburgu. Tam właśnie, podziwiając kolekcję dzieł sztuki dawnej Veste Coburg (której oddziałem jest wspomniana oranżeria) oboje zachwycili się pięk-nym średniowieczpięk-nym destruktem — drewniana figurą Chrystusa, będącą zapewne fragmentem krucyfiksu wiszącego niegdyś na belce tęczowej, w którymś z frankońskich kościołów. Korpus umęczonego Chrystusa z wklęśniętym brzuchem, uwypuklony duktem żeber i przejmującą łysą gło-wą o martwym, a jeszcze pełnym bólu obliczu ska-zańca, wywarł na nich wielkie wrażenie. Szczegól-nie rówSzczegól-nież dlatego, że czas pozbawił go ramion.

Artyści poczuli potrzebę zadośćuczynienia. Odwrócenia biegu rzeczy. Utrwalony na fotografii Ukrzyżowany został przywieziony do Wrocławia i w postaci wydruku : wypełnił jedną ze ścian pracowni. Wkrótce odwzorowano go na szkle — czarną frytą na rastrowym, transparentnym „podobraziu”, w skali niemal : ( cm). Monu-mentalny pomnik zawisł w przestrzeni Muzeum Architektury, u jego stóp na postumencie obitym ołowiana blachą artyści złożyli szklane ręce (wy-konane we współpracy z czeskim artystą Franti-škiem Janákiem). Ołowiane wióry sugerują, że oto zostały one świeżo wystrugane. Działaniem tym Barbara i Get wpisują się w rozpoznawalne kon-teksty kultury chrześcijańskiej, nadając im jednak nowe znaczenia. Wokół otoczonych szczególnym kultem sakralnych obiektów od wieków wier-ni składali dziękczynne wota. Metalowe plakiety w kształcie oka, nogi, ręki, ucha, serca, głowy dedykowali cudownie uzdrowieni lub żywiący nadzieję na poprawę zdrowia. Odlane w kryszta-łowym szkle ramiona, których odcisk zdjęto z rąk

M I Ę D Z Y K R E S K Ą , S Z K Ł E M I Ś W I AT Ł E M ...

Barbara Banaś

PO S T A W Y II ј

Barbara Idzikowska, PRANIE I PRACZKA, instalacja, , szkło sodowe, fryta szklana, stal nierdzewna

ї

Barbara Idzik

o

wsk

artystów, mogą więc być niczym owo dziękczynne wotum. Podziękowaniem za talent, który znajduje ujście w pracy rąk. Ich ukształtowanie wskazuje także na odniesienie do brakujących Chrystuso-wych ramion. Wyciągnięte, z charakterystycznie zwiniętą dłonią, której jednak nie przeszywa mę-czeńska rana. Oto symbolicznie: twórcy oddają Stwórcy to, co dla nich cenne — własne ręce. Tak, jak zauważą wszyscy — nieproporcjonalnie małe do wielkiego korpusu. Bo to tylko ludzkie ręce...

W lapidarium Muzeum Architektury, pomiędzy romańskimi głowicami z dawnego opactwa bene-dyktynów na Ołbinie, rozgościła się także praczka. Bezpardonowo zagarnęła tę przestrzeń (dawniej mieszczącą klasztorny refektarz) na przejrzystych, niemal niewidocznych sznurkach, rozwiesiła swo-je pranie. Właściwie przyłapuswo-jemy ją na gorącym uczynku. Długowłosa panna unosi się zgrabnie na palcach, zamaszyście wyciągając ręce ku gó-rze. Znamy tę sylwetkę — to dziewczę uciekło ze szklanych obrazków Basi... Z daleka wydawać się może sugestią cienia rzuconego na białą płachtę. Dopiero z bliska odkrywamy niuanse szklanej ma-terii. Ciało pogodnej praczki — usypane z czarnej fryty, która po wytopie zyskała lekko chropawą, miejscami połyskliwą i aksamitną fakturę — odzia-ne jest w zwiewną sukienkę utkaną ze szklanych nitek misternie dzierganych w płomieniu palnika. Nie tylko jednak emanująca jakąś swawolną rado-ścią kobieca postać zajmuje naszą uwagę. Równie niezwykłe jest szklane pranie. Tu po raz kolejny obserwujemy subtelne zmagania artystki z mate-rią. Udaje się Idzikowskiej oddać w szkle struk-turę tkaniny. Na podpiętych w narożach kwadra-towych szmatkach układają się kolejne kaskady miękkich zaklęśnięć. W zimnej poświacie reflek-torków owo pranie wydaje się z lekka poruszać ni-czym delikatnie owiewane wiatrem. Ażurowe „fi-ranki” bielą się w przestrzeni. Tylko gdzieniegdzie, jakby na przekór tej idealnej czystości, artystka wprowadziła barwne plamki. Wśród wyłaniających się w kolejnych odsłonach migotliwych szklanych 32 PO S T A W Y II ј M I Ę D Z Y K R E S K Ą , S Z K Ł E M I Ś W I AT Ł E M ... 1 2 Barbara Idzikowska:

, . PRANIE I PRACZKA, instalacja, , szkło sodowe, fryta szklana, stal nierdzewna . PRANIE, instalacja, fragment, , szkło sodowe, fryta szklana, stal nierdzewna . Ekspozycja w Muzeum Architektury we Wrocławiu

3

płócienek odnajdziemy element tyleż zaskakujący, co całkowicie naturalnie wpisujący się w inscenizowane przedstawienie. Na ostatnim sznurku zawisł złapany czterema nieistniejącymi klamerkami grubo tkany ręcznik pokryty czarnymi maźnięciami. Z gęstwiny zlewających się linii wyłania się twarz — znajomy wi-zerunek — współczesny veraikon. Czy to echo oblicza wiszącego nieopodal koburgskiego Chrystusa?

To świadome zderzanie światów: sacrum i profa-num, mieszanie konwencji, gra skojarzeniami i sym-bolami wydaje się sprawiać intelektualną (i nie tylko) przyjemność obojgu artystom. Przyglądając się ich pracom nieodmiennie odnoszę wrażenie, że udało im się zachować coś z dziecięcej, nie do końca odgadnio-nej, niefrasobliwości. Posiadają umiejętność czerpania radości z tego, co robią. Ich działanie zdaje się zabawą

33 PO S T A W Y II ј

. Barbara Idzikowska, GŁOWY WROCŁAWSKIE 2009-2010, fryta szklana, stal nierdzewna

. Barbara Idzikowska, Eugeniusz Get Stankiewicz, współpraca František Janák, BEZ TYTUŁU, szkło sodowe, fryta szklana, stal nierdzewna, blacha ołowiana . Barbara Idzikowska, GŁOWY WROCŁAWSKIE 2009-2010, fryta szklana, stal nierdzewna

M I Ę D Z Y K R E S K Ą , S Z K Ł E M I Ś W I AT Ł E M ... 6 5 8 PO S T A W Y II ј ї 7

. Barbara Idzikowska, Eugeniusz Get Stankiewicz, współpraca František Janák, BEZ TYTUŁU, szkło sodowe, fryta szklana, stal nierdzewna, blacha ołowiana

i dyskursem jednocześnie, jest podszyte nie tylko specyficznym humorem, ale i nie zawsze łatwym do odgadnięcia duktem abstrakcyjnego myślenia. Oboje darzą wielką atencją dokonania daw-nych mistrzów i niekiedy wybrane ich dzieła wplatają we własne prace, twórczo trawestują. Swego czasu Barbara Idzikowska realizowała witraże transponując rysunki Fryderyka Ber-narda Wernera. W  roku w wrocławskim Ossolineum prezentowali wspólnie z Romanem Kowalikiem projekt „Dürery XX. Lubomir-skich”. Także koburgski Chrystus wpisuje się w ten nurt artystycznych działań.

Jednym z najnowszych dzieł Barbary Idzi-kowskiej prezentowanych w Sali Romańskiej Muzeum Architektury jest kompozycja Głowy

wrocławskie. Powstała ona z myślą o

repre-zentacyjnej Sali Rajców Miejskich w Sukien-nicach, której okna wychodzącą na zachodnią pierzeję rynku. Kompozycja składa się z trzech dziewięciopolowych „okien” — na środko-wym, w centrum, widnieje ujęty w czerwony otok wizerunek św. Jana Chrzciciela, patrona Wrocławia. Na sąsiadujących oknach, w po-szczególnych ich kwaterach, pojawiają się głowy mieszkańców nadodrzańskiej metro-polii. W czarno-białym panoptikum mamy: buzie pyzate i uśmiechnięte niczym wyobra-żenia księżyca w pełni na starych cyferblatach, jajowate główki z perkatym noskiem i przy-pominające karykaturalne rysunki profilowe oblicza z długimi nosami (długi nos przypra-wiano zazwyczaj kłamcom...). Raz dominuje czarna kreska, raz mocna, wyrazista czarna plama, a biała cukrowa struktura szklanego tła wydobywa niuanse rysunku. Głowy

wrocław-skie Idzikowwrocław-skiej przywodzą na myśl inne

zna-ne „głowy”. Te z Sali Poselskiej wawelskiego zamku — spoglądające z góry, z drewnianych kasetonów stropu — renesansowe dzieło Seba-stiana Tauerbacha z... Wrocławia.

34 M I Ę D Z Y K R E S K Ą , S Z K Ł E M I Ś W I AT Ł E M ... 3 2 1 4 5 Barbara Idzikowska

-. Z SERII DZIEWCZYNY Z SP, emalia na szkle, złoto, stal nierdzewna

PO S T A W Y II ј

„SZKLANY SŁOWNIK