U S T Ę P Z N IE W Y D A N Y C H P A M I Ę T N I K Ó W
J ^ E O N A p E M B O W S K I E G O .
Teraźniejszemu pokoleniu polskiemu, a mianowicie mieszkań
com Warszawy, nie potrzeba szczegółowo przypominać, kto był zm ar
ły przed kilku laty w Warszawie, kasztelan Leon Dembowski, z k tó rego pamiętników ogłaszamy ustęp, odnoszący się do stosunków trze
ciego dziesiątka naszego wieku, mało dotąd badanych i nie dosyć wszechstronnie znanych. Dembowski cicho gospodarował przez czas pewien w ojczystych swoich Klemontowicach i Bronicach, większość jednak życia i to przeważnie na służbie publicznćj w Warszawie prze
pędził. W arszawa była drugim jego domem, a jak 011 zżył się z nią zupełnie, tak i mieszkańcy stolicy królestwa kongresowego w pochy
lonym, wychudłym, posiwiałym staruszku, uznawali swojego stałego obywatela. On sam, zawsze starannie ubrany, wygolony i świeży, ele- ganckiemi manierami towarzyskiemi, przypominał jeszcze obyczaje z końca zeszłego i początku bieżącego wieku, pełen blasku dwór pu
ławski, na którym się wychował i uprzedzającą grzecznością wiele serc jednał.
Dembowski Leon urodził się w Puławach r. 1789, tegoż samego dnia co Leon Potocki i dla tego obadwaj jednakowe dostali imiona.
Matka jego była serdeczną przyjaciółką ks. Izabelli Czartoryskiej, ge- nerałowćj Ziem podolskich, to tćż wszyscy z m atką Dembowskiego spokrewnieni, uważani byli w Puławach, jakby należeli do rodziny książęcej. Wychowanie tćż młodemu Leonowi dano jaknąjstaranniej- sze, a po szczegóły, odnoszące się do dzieciństwa i młodzieńczego wieku autora Pamiętników, odsyłam czytelnika do pierwszćj ich czę
ści, ogłoszonśj w r. 1882 w Ateneum.
Z Puław przeniósł się Dembowski do Warszawy, z zamiarem zapisania się na istniejące tu podówczas kursa prawne i w celu rozpo
częcia praktyki urzędniczćj. Lubo zamiar pierwszy nie był do urze
czywistnienia łatwy, kursa te bowiem mocno kulały, za to przy sto sunkach, jakie mial Dembowski, nietylko urzędnicza praktyka, ale w całćm znaczeniu tego słowa praca spadła na niego.
Kiedy po kongresie wiedeńskim utwarzano Królestwo, cofnął się Dembowski na wieś, ale tu p r o c u l n e g o t i i s nie mógł długo zo
stawać, gdyż współziemianie w r. 1817 wybrali go na posła do sejmu z powiatu Kazimierskiego.
Dembowski, posłując przez czas dość znaczny, m iał sposobność wykazać wybitne swe prawnicze, adm inistracyjne i finansowe zdolno
ści, to tćż wszystkie partyje za rozjemcę go brać zwykły; ks. Adam Czartoryski cenił wysoko jego światło, a już w chwilach wzburzonych żołnierskich namiętności generała Chłopickiego, jeden tylko Dembo
wski miał do niego przystęp.
Z tych waględów w wypadkach współczesnych sprawował ważne zadanie, o którćin jednak bardzo mało zwykł mówić, ze względu na siebie samego, chociaż w r. 1831 powierzonym mu zostało ministeryum skarbu.
Polityczne zmiany usunęły na pewien czas Dembowskiego do zajęć rolniczych; ale w chwili zagajonych reform administracyi Kró
lestwa, postanowiono korzystać z jego doświadczenia i powierzano mu kierunek różnych gałęzi rządu, jako to: komisyi spraw wewnętrz
nych, komisyi oświecenia, a nakoniec komisyi em erytalnćj.
Dembowski, szczególnićj w kwestyach fachowych, b ra ł się nieraz za pióro i szczególnićj w „Przeglądzie naukowym,” założonym przez jego syna, Edwarda z Hipolitem Sldmborowiczem, wiele artykułów jego znajdziemy. Główną jednak po nim spuścizną są obszerne pa
miętniki, zatytułowane: „Moje wspomnienia.”
Książę Władysław Czartoryski gromadzący wszystkie możliwe m ateryały do życiorysu swojego ojca, od rodziny po zmarłym kaszte
lanie Dembowski nabył także rękopis jego Pamiętników. Rękopis ten składa się z czterech grubych tomow w formacie arkuszowym i zaczy
na się od opowieści o rodzinie Dembowskich, oraz od chwili urodzenia autora. Opowiadanie ciągnie się koleją lat do końca 1831 r., a brak jest rękopisu z czasu od r. 1808— 1813. Z początku zapewniano nas, że książę Czartoryski nabył całą po Dembowskim spuściznę, to tćż byliśmy tego przekonania, że tom, obejmujący wypadki z lat powyżćj wymienionych, z wielką stratą dla potomności, jako odnoszący się do epoki stosunkowo mało znanćj, został uroniony. Teraz atoli docho
dzą nas wieści, że Dembowski Pamiętniki swe spisywał aż do r. 1865 i że reszta ich ma się dotąd w ręku rodziny znajdować. Cieszymy się więc nadzieją, że szczęśliwi ich posiadacze pozwolą z nich publiczności polskićj korzystać, a może tćż znajdzie się u nich także tom braku
jm y.
Książę Władysław Czartoryski z właściwą, a znaną uprzejmo
ścią, nietylko, że z tych pamiętników tak samo, ja k ze wszystkich owych bogatych zbiorów pozwolił nam korzystać, ale nawet upowa
żnił nas do publikowania części, które za więcćj ważne i zajmujące uznamy. Robimy to chętnie, raz dlatego, iż jesteśm y przekonania
7 0 m o j e w s p o m n i e n i a.
tego, że czytelnikom przyjemność sprawimy, a powtóre, że z czasem znajdzie się może wydawca, który całość ogłosić zechce.
Główną podstawą wychowania bogatej naszćj młodzieży w koń
cu zeszłego i na początku bieżącego wieku, był klasycyzm przefiltro- wany przez francuzki alembik. Nie był to humanitaryzm w czystćm znaczeniu tego słow a, ale raczćj wykształcenie encyklopedyczne.
W umysłach, w ten sposób w drogę życia wyposażonych, widać przy
gotowanie do praktycznego życia, ogładę i wykształcenie ogólne, ale brak systematu, metody, tych rzeczy właśnie, które daje porządnie przebyta szkoła. Dembowski od współczesnych swoich tćm się wy- różniał, że pola nigdy nie zależał, czytał dużo i ciągle szedł z ruchem współczesnym; jednak mimo tej pracy, a umysłu z natury trzeźwego i jasnego z poglądem ogólnym na rzeczy, nieraz mordował się i porał i brak metody, jako główna wada daje się spostrzegać w jego Pamię
tnikach.
W ymagania takie przykładać do Pamiętników, byłoby to może rzeczą zbyt pedantyczną, trudno je bowiem uważać za coś więcćj, jak za spisanie faktów, w których się uczestniczyło, lub o których się sły
szało. U Dembowskiego atoli tak nie jest. Jego pamiętniki nie są ciągle prowadzone w jednym i tym samym tonie. Czasami jest to opowiadacz anegdotyczny, towarzyski niemal gaduła, to znowu prze
rzuca się na pole historyka i krytyka, chce wszystkie fakta uogólnić, wyszukać dla nich jedno wspólne źródło i podług danój zasady je upo
rządkować. W takich razach chwieje się zwykle i słabnie, i mimo bogatej w szczegóły wiedzy, niedostaje mu właściwego, a odpowie
dniego punktu zapatrywania. Niemnićj przeto sumienność w zapi
sywaniu pojedyńczych szczegółów, krytycyzm, prawda, a szczególnićj cechujący go objektywizm, sprawiają, że zarówno zwolennik, jak i nie podzielający jego zapatrywań, weźmie chętnie pismo jego do ręki.
P a ry ż , d . 2 5 lipoa 1 8 8 3 r . ASr.
M O JE W SPO M N IE N IA . 7 1
Znaczną część tego roku (1830) spędziłem w Warszawie. Sejm w maju i czerwcu przetrzym ał mnie w stolicy. W lipcu dopićro wró
ciłem do Klemeutowic, które znowu opuściłem w końcu października dla zasiadania w sądzie najwyższćj instancyi.
15-go sierpnia obchodzono w Puławach imieniny księżnv Maryi Wurtembergskićj. Zjazd tego roku był nader liczny. Ordynat Za
moyski, prezes generału, kasztelanowie: Kochanowski, Koźmian i ja, ks. wojewoda Czartoryski i mnóstwo innych osób przybyło na ten fami
lijny obchód.
Będąc sąsiadem najbliższym P uław , razem z moim teściem po
rzuciliśmy Klementowice ') zrana, a, przybywszy do Puław koło go
dziny 9 zrana, razem z Koźmianem udaliśmy się do M arynek, gdzie mieszkał nasz prezes.
Wkrótce przybył tam i ks. Adam, przynosząc dopićro co odebra
ne z poczty dzienniki.
Nie było jeszcze wówczas w Europie ani linii telegraficznych, ani kolei żelaznych, ani nawet związku między W arszawą a Paryżem w prostéj linii drogami bitemi, ztąd pochodziło, iż kiedy obecnie m a
my z Paryża wiadomości telegraficzne w kilka godzin, a dzienniki pa- ryzkie już 3-go dnia są u nas czytywane, w owćj epoce, o którćj piszę, we dwa tygodnie dopiéro odbierano też dzienniki, a najprędsze wiado
mości, przez kuryerów przesyłane, zaledwo 6-go dnia do Warszawy dochodziły.
Wchodząc ks. Adam rzekł: — Rewolucya w Paryżu!— Dzienniki, które wara zaraz odczytam, zawierają nader niejasne doniesienia. To tylko pewna, że dyuastya Burbonów zepchnięta z tronu. Lecz co d a
lej będzie? czy wybór innéj? czy powrót Bonapartych? czy Rzeczpospo
lita?—jeszcze nie da się rozstrzygnąć.
Odczytał nam dziennik „Les Débats,” w którym dnie lipcowe już były dosyć dokładnie opisane.
Nie będę powtarzał opisania tych wypadków, które są powsze
chnie wiadomemi: po kilkodniowych zapasach ludności, połączoućj z gwardyą narodową, ustąpić musiał Karol X z Paryża, a następnie z Francyi.
Za wpływem generała Lafayette, wyniesiono na regenta Ludwi
ka Filipa, ks. Orleanu, syna; owego księcia, który się przezwał za pierwszéj rewolucyi Egalité i którego intrygi pozbawiły tronu Ludwi
ka XVI.
Wkrótce z regenta Ludwik Filip ogłoszony został królem i tyra sposobem zapobieżono utworzeniu Rzeczypospolitéj.
Odczytanie tych wiadomości wywarło niesłychane na wszystkich umysłach wrażenie, lecz szczególnie Koźmian nie mógł się uspokoić.
Trwożył się ciągle, jakby przeczuwał nastąpić mającą burzę, lecz szczególnym zwrotem myśli, który nim zawładnął, przypisywał wy
padki, które miały miejsce w Paryżu, a które, nie wątpił, że wywrą wpływ i w Polsce, jedynie szkole romantyków i otrzymanéj przewadze nad klasykami. — Ten nieszczęśliwy romantyzm,— mówił o n —spaczył nietylko wyobrażenia o pięknem, lecz również i wyobrażenia o m oral
ności, o poszanowaniu praw i prowadzi do rozstroju całego towa
rzystwa.
Zapewne, że Koźmian mylił się co do źródła wypadków, lecz przyznać należy, iż przeczucia jego sprawdziły się. Duch ten
rewo-') T e ś c ie m D em b o w sk ieg o b y ł s e n a to r K o o h a u o w s k i — w ieś K le m e n - to w io e, p o ło żo n a w d zisiejszćj g u b e rn ii L u b e ls k ie j, b y ła w łasn o ścią D e m b o w skiego.
7 2 M O JE W S P O M N IE N IA .
lucyjny, który wziął początek we Francyi, wkrótce ogarnął i półno
cne części związku niemieckiego.
Nastąpiły kolejno zaburzenia w drobnych państwach rzeszy, a uwieńczyło ten zwrot polityczny oderwanie się Belgii od Królestwa Niderlandzkiego.
I w W arszawie zaczęły się także okazywać jakieś poznaki pod
niesionego ducha, posunięte do zuchwalstwa. Nie daję wprawdzie wiary twierdzeniom Mochnackiego, który intrygi kilkunastu zapaleń
ców poczytywał za związek potężny już w końcu r. 1825 istniejący z zamiarem podniesienia buntu podczas koronacyi i do którego wplą
ta ł imiona poważne, którym się ani śniło popierać te bez celu zamia
ry; lecz nie mogę zaprzeczyć, iż wypadki we Francyi, Niemczech i Bel
gii, miały wpływ nader potężny na losy naszego kraju.
W końcu września dymissyonowany oficer, starający się o posa
dę w magistracie Warszawskim, gdy na podaną prośbę nie otrzymy
w ał od prezydenta, radcy stanu Wojdy, innćj rezolucyi jak kilka słów cierpkich, tonem imponującym wyrzeczonych, spotkawszy go na ulicy Długiśj, kilkakroć laską uderzył. Wypadek ten, który w innym czasie byłby surowo i natychmiast ukarany, tą razą przeszedł przecie bezkarnie. Aresztowano wprawdzie oficera, lecz, że JW . Wojda nie zjednał sobie zamiłowania obywateli warszawskich, utworzyło się silne stronnictwo, twierdzące, że obelga podobna spełniona na ulicy a za- tćm nie w czasie urzędowania, nie może być jak tylko przedmiotem obrazy osobistej, ulegającój zwykłemu postępowaniu karnemu.
Zdanie to ściśle konstytucyjne, znalazło uznanie władz. Posta
rano się o złożenie kaucyi, oficer uzyskał wolność a następnie wybu
chłe powstanie uwolniło go od wszelkićj odpowiedzialności.
O tćm całćm wydarzeniu doniósł mi listownie JW . Kochanowski, domieszczając, iż coś horyzont w Warszawie zaczyna się zciemniać.
Mnie wypadała kadencya zasiadania w sądzie najwyższym od 1-go listopada. Miałem już od Marca najęte mieszkanie w Warszawie na Nowym świecie, w domu, dawnićj Petesta, obecuiep. Wojnarowskie
go, urzędnika w biurze JW -go Nowosilcowa.
Zajmował on z rodziną część mieszkania na dole, od frontu by
ły także dwa sklepiki z wiktuałami. Na 2-ićm piętrze mieszkał JW -ny Grejbner, także urzędnik wyższej rangi JW -go Nowosilcowa, który późnićj był prezydentem miasta Warszawy.
Opuszczając Klementowice w końcu października wziąłem z so
bą jedynego syna, Edwarda i ojca mojego. Pozostał w Klementowi- cach nasz przyjaciel pan Piramowicz, dlatego, zostawiwszy jednego służącego do strzeżenia domu, pokojów nawet nie pozamykałem, zo- stawując wszystko otworem pod pieczą pana Piram ow icza, który mie
szkał o kilkadziesiąt kroków w oficynie i m iał przy sobie trzech słu żących. Był to bowiem człowiek majętny, który, aczkolwiek posia
d ał wielkie dobra Puchaczew, wolał mieszkać w Klementowicach
M O JE W S P O M N IE N IA . 7 3
T o m I I I . L ip iec 1884. 10
74 M O JE W S P O M N IE N IA .
przy dawnych przyjaciołach jak z liczną kolateralną rodziną w Pucha- czewie.
Przybyłem do Warszawy 28-go października. Nazajutrz zrana o 6-tćj udałem sig do Belwederu do W-go ks. Konstantego. Było je szcze zupełnie ciemno. Schody i pokoje lampami oświetlone, w przed
pokoju ściany ozdobione rysunkami i sztychami, wyobrażającemi ubio
ry wojska polskiego i rozmaite rasy koni.
W sali audyencyonalnej na dole adjutant służbowy czynił honory a razem spisywał imiona i nazwiska żądających posłuchania, wska
zując każdemu, jakie miejsce ma zająć.
Tymczasem przechodziły posyłki od piechoty i jazdy, dążące do dalszych pokojów dla zameldowania się W-mu księciu.
W-ki książę przywiązywał największą wagę do meldowania się tych posyłek, dla tego generałowie i oficerowie każdego żołnierza k il
ka razy oglądali, czyli wszystko w jego ubiorze jest w porządku, a mi
mo tego bardzo często wydarzało się, iż dowódcy dostawali się pod
„O rła“ za popełnione pomyłki w meldowaniu się, w maszerowaniu lub zwracaniu się. Zwykle w podobnych audyencyach ustawiano woj
skowych w jednćj linii, cywilnych naprzeciwko. W -ki ks. po wyjściu najprzód rozmawiał z wojskowymi, następnie z cudzoziemcami i, je żeli pomiędzy nimi znajdowali się francuzi, W-ki ks., który m iał wie
le dowcipu, tych ostatnich preferował, a nawet czasem zapraszał ich na dłuższą pogadankę.
Tą razą, kiedy się zbliżył do mnie, i gdy mu oświadczyłem, że przybyłem do Warszawy dla zasiadania w sądzie najwyższym, obej
rzał mnie i rozpoczął konwersacyą: — ,,Mais Vous avez l'air d’un lieu
tenant de cavalerie,“ — a to z powodu, źe wedle przepisów miałem buty palone z ostrogami. Po czein wypytywał się, czy całą zimę przepędzę, gdziein obrał mieszkanie? i tym podobne kwestye, któ
re w ówczasowyin świecie uchodziły za oznakę grzeczności.
Ponieważ o W-m księciu już mało wzmiankować będę, jeszcze ra z—może powtarzam się—lecz napomknę, że, o ile był surowym na placu Saskim i w rzeczach dotyczących służby, to w towarzystwie, w którćrn miałem sposobność bardzo często go widywać u JW -nej Gutakowskićj na Grzybowie, gdzie przybywał wieczorem dla widze
nia się z panną Grudzińską, był rzadkićj uprzejmości dla wszystkich.
Prowadzący ogólną konwersacyą z dowcipem, a nawet od oficerów, którzy tam przychodzili, nie wymagał zwykłych dla naczelnego wodza atencyi, pragnąc, ażeby w tćm kółku nie za b rata cesarskiego, lecz za zwykłego gościa był uważany. Tu zwykle spotykał ludwika Kickie- go, Teodora Szydłowskiego, pułkownika Skrzyneckiego, Karola Sie- chenia, wszystkich bądź w służbie będących, bądź niedawno z niej wyszłych.
W ciągu dnia tego odwiedziłem mojego teścia. Ten przypo
m niał mi rozpacz Koźmiana w dniu 15-ym sierpnia, dodając: — „Nie mogę ci zataić, iż tu powszechnie mówią, źe i u nas wybuchnie
rewo-lucya, a nie widzę, gdzie są, środki, gdzie są nawet powody, lecz prze
konałem się, że i rząd zaczyna wierzyć, iż mogą nastąpić i u nas za
burzenia.“
Wieczorem odwiedziłem mojego szwagra m inistra oświecenia, Stanisława Grabowskiego. Uwiadomił mnie, że p. Ignacy Sobolewski, minister sprawiedliwości, jest chory, że 2-go listopada bedzie sesya dyscyplinarna i że w miejsce p. Sobolewskiego on jest przeznaczony do prezydowania.
Była u niego na tym wieczorze JW . Tekla z Byszewskich h ra
bina Skarbek, którćj córka, Emilia, była małżonką mego siostrzeńca Leona Grabowskiego. Zaledwiem przybył prosiła mnie, ażebym z nią udał się do pokoju, w którym mieszkał drugi mój siostrzeniec, Ludwik Grabowski. Gdyśmy się znaleźli sami, rzekła do mnie: — „Jeżeli Bo
ga kochasz daj mi radę, co mam czynić z córką... Jest w dziewiątym miesiącu ciąży, gdzież ma odbyć połóg? Zapewne wiesz, co tu się świę
ci i że lada chwila będzie rewolucya.“ — Odpowiedziałem jój, że cho
ciaż dopiero 24 godzin, jak się znajduję w Warszawie, doszły mnie wprawdzie słuchy o jakichś zaburzeniach, których się spodziewają, lecz, że ja temu wiary nie daję, bo nie widzę ktoby rewolucyą miał wykonać. — Na to odpowiedziała mi: ,,Nie widzisz, bo nie chcesz wi
dzieć, ale wszakże tu, gdybyś się dobrze przypatrzył, tobyś dostrzegł, że w mieszkaniu ministra Witwicki leje kule. Kiedy więc tu o zapa
sach wojennych przemyśliwają, cóż się dzieje gdzieindziej?“ Na to jćj odrzekłem: „jest tylko jedno rzeczą pewną, t. j., że w podobnćm usposobieniu umysłów córka pani odbyć połogu na wsi nie może.
Trzeba więc osiąść albo w Warszawie, albo w Poznaniu, albo w B er
linie.“ Na to odrzekła: — „Za granicę udawać się niepodobna, nie mam dostatecznych funduszów; a w razie zaburzeń nie wiadomo jak długoby trzeba za granicą bawić.“ Zdecydowała się więc córkę na połóg do W arszawy sprowadzić, jakoż najęła mieszkanie na Krakow- skiem Przedmieściu w kamienicy położonćj od strony ulicy Kozićj.
Nazajutrz to jest 30-go października udałem się wieczorem na Grzybów do JW -nćj Gutakowskiśj. Zastałam tam zwykłe towarzy
stwo a między innymi Skrzyneckiego i Ludwika Kickiego. JW -ny So
bolewski, prezydujący w Iladzie administracyjnej, g ra ł w maryasza z panią Lnińską przy oddzielnym stoliku. JW -na Gutakowska po przywitaniu się zapytała mnie, co sądzę o tak głośnych w Warszawie rozmowach o nastąpić mającćj rcwolucyi? Odpowiedziałem na to, że dopuszczam możliwość ulicznych zaburzeń, które w każdych wielkich m iastach, czasem z bardzo błahych powodów zawsze nastąpić mogą.
Zanadto krótko bawię w Warszawie, abym mógł się przekonać o po
łożeniu rzeczy w tein mieście. Wiem, że w Lubelskićm i w sąsiednich województwach Podlaskićm i Sandomierskićm, ani obywatele, ani lu
dność o rewolucyi nic nie wiedzą i o niej nie myślą. Co zaś do W ar
szawy, nie widzę w nićj żadnych elementów do podobnego działania.
Garnizon w znacznićjszćj liczbie złożonym jest z rosyan, z pułków
poi-M O JE W S P O poi-M N IE N IA . 75
skich, gwardye a nawet niektóre kompanie wyborcze i 4-ty pułk są znane z przywiązania do osoby W-go księcia, właściciele domów w każdym kraju nie są stronnikami zaburzeń, liczna zaś klasa han
dlujących, przemysłowców, rzemieślników i żydzi, stanowiący najwięk
szą masę ludności Warszawy, żadnego nie mają interesu w popieraniu zaburzeń; zdaniem więc mojém najwięcój co może nastąpić, to zabu
rzenie uliczne, które z łatwością da się przytłumić.
Pan Sobolewski przerw ał swoję partyą i potwierdził moje zda
nie. Dlatego o tym szczególe wspominam, że wykazuje ja k naczelnik rządu cywilnego w Królestwie uważał całą tę rzecz. Skrzynecki nie omieszkał wmieszać się do rozmowy. Zawsze on mnie nazywał u n r é v o l u t i o n n a i r e , a dnia tego wychwalał cenzurę jako dobrodziej
stwo dla kraju, arty k u ł dodatkowy jako tamę myślom exagerowanym, w skutku których następowałyby swary i pojedynki, któreby kraj po
zbawiły najzdolniejszych ludzi. Dziwią się cenzurze, lecz dosyć jest odczytać „Kicińskiego Osła,“ ażeby usprawiedliwić ustanowienie jéj, jakże on śm iał okryć śmiesznością starca, który w usługach kraju stawszv się weteranem, uzyskał zaufanie panującego? A co do arty kuł u dodatkowego, czy dobrze było, kiedy szyby Lindemu powybijano, dlatego, że na mównicy swoje zdanie wyraził?
2-go listopada nastąpiła owa sesya, na którćj pierwszy raz zasia
dać miałem w sądzie. Że to była sesya dyscyplinarna zastępował mi
nistra sprawiedliwości, podówczas chorego, m inister oświecenia.
Że miałem dnia tego wykonać przysięgę przed sesyą, przybyłem do pałacu Krasińskich koło godziny 9-tćj. JW -n y Grabowski, który zawsze z wrodzonéj żywości charakteru lubił się spieszyć, wkrótce po mnie przybył. A, gdy obydwa, nie mając co robić, czekaliśmy na kolegów, rozpoczęła się znowu rozmowa o nastąpić mającej rewo- lucyi.
Mówił on: — „Wszystko, co zamierzają spiskujący, jest już rz ą
dowi wiadome do tego stopnia, że nietylko wiemy, iż oznaką rozpoczę
cia działań ma być zapalenie w czterech punktach położonych do
mostw, to jest jeden na ulicy Gęsićj, jeden przy koszarach kirasyer- skich, jeden na ulicy Mazowieckićj naprzeciw domu pana Kochanow
skiego a jeden koło Karmelitów. Ostrzeż p. Kochanowskiego, aby wody dobry zapas kazał przygotować!
„Mamy prócz tego wykaz imienny spiskowych. Zadziwisz się, kiedy ci powiem, że lista ta dosięga liczby przeszło 1500 osób. Mię
„Mamy prócz tego wykaz imienny spiskowych. Zadziwisz się, kiedy ci powiem, że lista ta dosięga liczby przeszło 1500 osób. Mię