• Nie Znaleziono Wyników

z pełnego heksametru Terentianusa Maurusa?

Pisząc przed laty studium o odręcznej notatce zapisanej na karcie przedtytułowej Etyki chrześcijańskiej Wincentego Houdry’ego, wydanej dokładnie w połowie XVIII wieku (Venetia 1750), w treści której – notatki, nie Etyki – pojawiło się imię Hiacintus, czyli Jacek, i nazwisko Saplica, otwierałem je formułą, która wydawała mi się nader trafna jako poprzedzająca rozważania o losach całych nakładów książek, które bywały niszczone, palone na stosach w ilościach nie­

kiedy hurtowych14. Takie auto-da-fé zarządzała często Inkwizycja w stosunku do książek posądzonych o treści heretyckie, niekiedy decydował się na czyn taki sam autor, obrażony zbyt surową krytyką15. Habent sua fata libelli – dzieła

13 Tamże, s. 41.

14 M. Piechota: Saplicowie – Soplicowie. (Na marginesie pewnej odręcznej notatki w „Etyce chrześcijańskiej” Wincentego Houdry’ego). W: „Pieśni ogromnych dwanaście”. Studia i szkice o „Panu Tadeuszu”. Red. M. Piechota. Katowice 2000, s. 46–61.

15 Szerzej o tych problemach pisałem w szkicu: M. Piechota: „Auto-da-fé”. Roman-tyczne konteksty terminu Świętej Inkwizycji. W: Barokowe przypomnienia i inne szkice

ulegają przeznaczeniu, podlegają zmiennym kolejom swego niekiedy jakże interesującego życia.

Spostrzegłem, że na drugim biegunie historycznoliterackich gawęd rozpo­

czynanych tą sentencją znajdują się relacje o niezwykłych losach pojedynczych egzemplarzy książek wielokrotnie zmieniających właścicieli, gromadzących na swych okładkach, grzbietach opraw, marginesach poszczególnych kart i w dzie­

siątkach innych miejsc (trudno je tu wszystkie wyszczególniać) ślady lektury, okruchy historii. Narzekałem, że historycy literatury i miłośnicy ksiąg zwykli często przywoływać tę rzymską sentencję (zazwyczaj jako anonimową), nie zwracając przeważnie uwagi na fakt, iż jest to jedynie końcowy fragment obszer­

niejszej formuły. W zwięzłym przypisie odsyłałem do wystarczającego, jak mi się wówczas wydawało, kompendium: w istocie, jak podają autorzy Skrzydlatych słów, pochodzące z rozprawy Terentianusa Maurusa De litteris (z II/III w. n.e.) całe zdanie brzmi: „Pro captu lectoris habent sua fata libelli”16. Czy rzeczywiście jest to całe zdanie?

Człowiek uczy się całe życie, przynajmniej dotyczy to kilku znanych mi hu­

manistów. Dopiero podczas powrotu z konferencji „Życie i twórczość Juliusza Słowackiego. W 200. rocznicę urodzin Poety” (Przemyśl i Rzeszów, 2–3 kwietnia 2009 roku) kolega Józef Budzyński, profesor filologii klasycznej, uświadomił mi, że mamy tu do czynienia z klasycznym heksametrem i od ręki zaznaczył mi właściwe rozłożenie akcentów: „Pró captú lēctóris | habént sua fáta libélli”

– teraz i ja usłyszałem wśród stukotu kół, że to heksametr. Widzę, że konieczna będzie kolejna obszerna dygresja: w istotnym momencie, podczas rugowania historycznoliterackie. Red. R. Ocieczek, M. Piechota. Katowice 1994, s. 161–173. Tekst rozwinąłem do studium: Tegoż: Norwid wobec „auto-da-fé”. Z zagadnień symboliki terminu.

W: Symbol w dziele Cypriana Norwida. Red. W. Rzońca. Warszawa 2011, s. 191–207; wreszcie ogłosiłem w wersji najobszerniejszej: Tegoż: Tragiczne i komiczne konteksty terminu Świętej Inkwizycji w polskim romantyzmie. Jeszcze o „Auto-da-fé. Komedii w jednym akcie i jednej scenie” Cypriana Norwida. W: Komizm i tragizm w literaturze romantyzmu. Red. M. Pie­

chota, M. Kalarus, O. Kalarus. Katowice 2016, s. 11–33.

16 „Losy książeczek zależą od pojętności czytelnika / ○ De litteris, w. 258. □ Cytowa­

ne w skróceniu || Habent sua fata libelli, Książ(ecz)ki mają swe losy” (H. Markiewicz, A. Romanowski: Skrzydlate słowa. Warszawa 1990, s. 658; por. nowsze wydania tego kompendium: Tychże: Skrzydlate słowa. Wielki słownik cytatów polskich i obcych. Wyd.

nowe, popr. i rozszerz. Kraków 2005, s. 411). To źródło pod względem literaturoznawczym nieco nowocześniejsze, w tradycyjnym zbiorze sentencji łacińskich znajdujemy lakoniczny zapis: „Habent sua fata libelli / ◊ Książki mają swe losy” (Dicta. Zbiór łacińskich sentencji, przysłów, zwrotów i powiedzeń z indeksem osobowym i tematycznym. Zebrał, oprac. i zre­

dagował C. Michalunio SJ. Kraków 2004, s. 203). Tu znajdziemy jednak pełniejszy zapis tytułu dzieła Terentianusa – De litteris, de syllabis, de metris i odesłanie pod właściwy adres:

„vers. 1286”.

z programów szkolnych przed dwoma wiekami z okładem i zrzucania z piede­

stału retoryki przez Komisję Edukacji Narodowej, Ignacy Krasicki polemizował w Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkach z tym aktem detronizacji przedmio­

tu za pośrednictwem mowy mistrza Xaoo, mędrca w kraju bez książek, który wygłaszał pochwałę metod mnemotechnicznych, uznawał wyższość w edukacji

oralności nad piśmiennością:

Bylibyśmy zapewne – mówił Xaoo – mniej dbali o poezją, gdybyśmy nie uznali, iż skłonność rytmów lepiej wpaja w umysł i pamięć rzeczy, które chcemy, żeby młodzież nasza umiała i mogła pamiętać17.

Z kolei Mickiewicz w latach szkolnych 1810–1811 dwukrotnie opanowywał wiedzę z zakresu retoryki – „Program kładł nacisk na retorykę”, pisze Zbigniew Sudolski18 – a to dlatego, że będąc zdrowia „słabego” (to ocena ze świadectwa ukończenia klasy drugiej), powtarzał z woli rodziców klasę trzecią. Jakże inspiru­

jąco brzmi w zestawieniu z tą okolicznością konstatacja Mariana Maciejewskiego:

„Romantyczna powieść poetycka wyrastać będzie […] w kontekście opozycji antyretorycznej”19. Łaciny uczyłem się już w liceum, opanowywaliśmy wówczas pamięciowo rozmaite mnemotechniczne rymowanki o treściach gramatycznych w rodzaju: „Drzewa, wyspy, kraje, miasta / Choć na -us, lecz jak niewiasta”, „A, ab,

e, ex, de / Cum, sine, pro, prae – z ablativem!” (było ich znacznie więcej, przyta­

czam tylko dwie, gdyż dawno już nie zaglądałem do tej „szufladki”) – z wdzięcz­

nością więc zapamiętałem kolejną regułkę podpowiedzianą mi przez kolegę prof. Budzyńskiego, a dotyczącą zasady odróżniania rytmu heksametru i penta­

metru: „Héksamétrem fontánna / w niébo wysóko się wzbíja // Péntamétrem zaś w dół / śpiéwnie opáda jak dészcz”. Jednak po powrocie z sympozjum zrodziła się – jak zwykle – kolejna wątpliwość, bo nigdy w dyskusjach mniej lub bardziej uczonych nie jesteśmy w stanie wyczerpać problematyki, postawić wystarczającej liczby pytań i udzielić na nie zadowalających odpowiedzi. Nie zapytałem wów­

czas kolegi prof. Budzyńskiego20, czy ten heksametr to całe zdanie Terentianusa.

17 I. Krasicki: Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki. Oprac. M. Klimowicz. Wyd. 7, zmien. Wrocław 1975, s. 98.

18 Z. Sudolski: Mickiewicz. Opowieść biograficzna. Warszawa 1995, s. 24.

19 M. Maciejewski: Narodziny powieści poetyckiej w Polsce. Wrocław 1970, s. 9.

20 Kartkę z ołówkowym zapisem kolegi prof. Budzyńskiego heksametru Terentianusa i zapamiętywanki o odmienności rytmów heksametru i pentametru przechowuję jako za­

kładkę w imponującym dziele tegoż, będącym podstawą uzyskania tytułu profesorskiego, z miłą dedykacją na karcie przedtytułowej: „WSzanownemu Panu Profesorowi / Markowi Piechocie / z koleżeńskimi pozdrowieniami / z prośbą o przyjęcie / autor / Katowice, dnia 26 IV 2004 r.” (J. Budzyński: „Paideia” humanistyczna, czyli wychowanie do kultury.

Ponieważ kilka lat później zaledwie parę kliknięć doprowadziło mnie w In­

ternecie do „zawieszonego” tam rzekomo oryginalnego tekstu trzyczęściowego traktatu Terentianusa, w okolice wersu o losach książek, w akapicie introduko­

wanym znacznych rozmiarów czcionką inicjalną, i już ten pierwszy wers owego akapitu zniesmaczył mnie poważnie dwoma podejrzanymi literkami („Forsitan hune aliquis uerbosum dicere librum”), postanowiłem – jak zwykle w takich wypadkach – skorzystać z pomocy kolegi prof. Tadeusza Aleksandrowicza, kierującego wówczas pracami naszej Katedry Filologii Klasycznej, który też rychło skolacjonował tekst z najlepszym dostępnym wydaniem i przesłał mi wersję poprawną. Wprowadził korektę także w kolejnych słowach, których zrazu naiwnie nie podejrzewałem o kalectwo płynące z bezrefleksyjnego kopiowania tekstów, zamieniając „inuenerit” na „invenerit”, „uobis” na „vobis”, i znacznie zmodernizował – wedle Grammatici Latini – interpunkcję, tak że najbardziej mnie interesujący wers 1286 nie występuje już jako samodzielne zdanie, gdyż w tej edycji po „putabit” jest dwukropek, nie kropka:

Forsitan hunc aliquis verbosum dicere librum non dubitet; forsan multo praestantior alter pauca reperta putet, cum plura invenerit ipse;

1285 deses et impatiens nimis haec obscura putabit:

pro captu lectoris habent sua fata libelli.

sed me iudicii non paenitet: haec bene vobis commisi, quibus est amor et prudentia iuxta, et labor in studiis semper celebratus inhaeret21.

Zawsze życzliwy mi Tadeusz dodał, że dziś uważa się, iż Terentianus był auto­

rem trzech oddzielnych traktatów wierszowanych. Cytowany fragment pochodzi z części II De syllabis, zatem nie z części I De litteris, jak można by przypuszczać, gdyby nie to, że w traktatach zachowano ciągłą numerację wersów. Żaden z nich nie ma polskiego tłumaczenia, poza powszechnie znanym, niekiedy mylnie numerowanym, wersem 1286: „Los książek zależy od pojętności czytelników”.

Już teraz widać wyraźnie, że ten wers stanowi rodzaj wniosku wynikającego z treści poprzednich czterech, jednak nie wypada całej pracy poświęcać jednej sentencji22, zatem spróbuję udać, że początek tego zdania przestał mnie już Studium z dziejów klasycznej edukacji w gimnazjach XVI–XVIII wieku (na przykładzie Śląska). Częstochowa 2003).

21 Terentianus Maurus: De litteris, de syllabis, de metris. W: Grammatici Latini. Vol. 6.

Ed. H. Keil. Lipsiae 1874. Pogrubienie moje – M.P.

22 Na obrzeżach mickiewiczologii pokutuje sąd, jakoby wykładowca Collège de France dworował sobie z Hegla, wypominając mu, że kilka wykładów z rzędu poświęcił niegdyś w Berlinie drobiazgowej analizie jednego zaledwie pojęcia. W istocie rzecz nie jest tak

interesować i skupię się na ciągu dalszym, tym bardziej że wielu z nas przed „sed”

postawiłoby dziś przecinek23 i cały przytoczony tu fragment mógłby uchodzić za jedno zdanie (wielką literą jest zapisane tylko słowo „Forsitan”). Ponownie korzystam z pomocy i życzliwości Tadeusza i podaję tu jego tłumaczenie wersów 1287–1289, czyli następujących po interesującym przez wieki tysiące uczestników życia kulturalnego wersie 1286:

Ja jednak nie wstydzę się oceny. Powierzyłem wam to w dobrej wie­

rze, ponieważ macie (odpowiedni) zapał i wiedzę, a ponadto w studiach (nad tekstem) zawsze towarzyszy wam pilność i zaangażowanie.

To po części „zaklinanie” pomyślnej recepcji przy zastosowaniu wspomnianej już w przypisie 22 znanej retorycznej zasady, zjednywania sobie słuchaczy­

­czytelników zgrabnym komplementem. Jesteśmy dopiero w III wieku n.e., a już mamy do czynienia ze świadomym kształtowaniem relacji w obrębie słynnej triady autor – dzieło – odbiorca, do czego przyzwyczajeni zostaliśmy dopiero przez literaturoznawców stosunkowo niedawno. Z biegiem lat coraz bardziej jestem skłonny przyznać, że w obrębie humanistyki (niemal) wszystko wymyślili już starożytni. Współcześni jedynie streszczają i upraszczają.

Za miarę popularności omawianego tu zwrotu z traktatu Terentianusa proponuję uznać zwieńczenie tekstu będącego radosnym obwieszczeniem i poniekąd ekskuzą, mianowicie ogłoszonego w „Pamiętniku Literackim” spro­

stowania zdumiewającego nieporozumienia24, autorstwa Jacka Brzozowskiego jednoznaczna (Zob. A. Mickiewicz: Literatura słowiańska. Oprac. J. Maślanka. Wydanie Rocznicowe 1798–1998. T. VIII–XI. Warszawa 1997–1998). Trzeba jednak przyznać obiek­

tywnie, że Mickiewicz z upodobaniem stosował retoryczną zasadę captatio benevoletiae i umiejętnie schlebiał słuchaczom swych wykładów: „[…] to może nas dziwić, że wielcy uczeni i wielce mądrzy Niemcy, którzy nawet zostali profesorami filozofii, nie przeniknęli tej tajemnicy [tj. czy „Hegel przyjmował osobowość Boga, nieśmiertelność duszy, istnienie tego, co pospolicie nazywamy niebem i piekłem” – M.P.], rozwijanej, co prawda, w ciężkich i za­

wiłych zdaniach, którą jednak dziennikarze francuscy i niektórzy młodzieńcy polscy odgadli po przeczytaniu kilku pisemek Hegla” (Kurs trzeci, Wykład XVIII, tamże, t. XI, s. 227–228).

23 „Lecz” to: „Spójnik łączący wypowiedzenia współrzędne lub części zdania, wyraża przeciwieństwo, kontrast. Stawia się przed nim przecinek” (J. Podradzki: Słownik inter-punkcyjny języka polskiego z zasadami przestankowania. Warszawa 1999, s. 162).

24 Parafraza formuły o losach autografów tworzy konstrukcję ramową wypowiedzi z jej otwarciem: „Dziwne i zaskakujące bywają losy manuskryptów. Najsmutniejsze i, niestety, nadto liczne w naszych dziejach są przypadki nieodwracalnego ich zniszczenia. […] Bywa, że edytorzy i bibliografowie informują o manuskryptach zaginionych, wtedy można jeszcze mieć nadzieję, choćby najmniejszą, na odnalezienie dokumentów. Najrzadszy i bodaj naj­

szczęśliwszy jest jednak przypadek, gdy wiadomości o utracie rękopisu okazują się po prostu mylne” (J. Brzozowski, Z. Przychodniak: Niezwykły przypadek „zniszczonego” autografu.

i Zbigniewa Przychodniaka, edytorów nowego wydania krytycznego wierszy Juliusza Słowackiego (Poznań 2005). Rzecz dotyczy szczęśliwie dochowanego, aczkolwiek przez półwiecze z okładem uchodzącego za zniszczony podczas wojennej zawieruchy, autografu jednego wiersza: „Chciałoby się sparafrazo­

wać słynną maksymę: Habent sua fata autographi”25. Jak widzimy, zapisana została w pamięci jako maksyma jedynie druga połówka jednego heksametru Terentianusa. Parafraza, pastisz bądź parodia tekstu klasycznego sygnalizu­

je wyczerpanie się formuły serio, bywa zwiastunem dekadencji artystycznej i intelektualnej. Jest tablicą nagrobną pierwotnego znaczenia owej myśli (na autentycznych tablicach nagrobnych zachowały się chociaż dystychy elegijne, a tu pół heksametru!), ale też staje się równocześnie manifestacją jej drugiego, niekiedy długiego życia, nowego sensu, budowanego przez kolejne pokolenia humanistów – chyba jednak nieco mniejszych niż wielcy poprzednicy – na fundamencie pierwotnego sensu.

Do takiego „życia po życiu” cytowanych tu „złotych myśli” znakomicie pasuje przetworzenie podstawowej formuły dokonane przez Juliusza Wiktora Gomulickiego, a przytoczone w interesującym szkicu pióra Janusza Tazbira:

Przed laty (1973) Juliusz Wiktor Gomulicki pisał: „Mają swoje fata książki wydane, ale mają je również książki projektowane i o niejednej spośród tych drugich można by ciekawą opowiedzieć historię”. Byłbym niezmiernie rad, gdyby po ukazaniu się tego skromnego przyczynku inni badacze zechcieli przypomnieć takie właśnie „ciekawe historie”26.

Ciekawych, dobrze opowiedzianych historii nigdy dosyć. Miejmy nadzieję, że apel autora szkicu nie pozostanie bez odpowiedzi, choć mija już dekada od jego ogłoszenia, a nie spostrzegłem tych oczekiwanych narracji.

Wreszcie swoistej nobilitacji omawianego tu zwrotu, wyrwanego z  ob­

szerniejszego kontekstu swego macierzystego pełnego zdania, dokonał – to rzecz dawniejsza, ale szereguję tu wydarzenia wedle rangi, nie zgodnie z ko­

lejnością – Bartłomiej Szyndler, dając swej pracy z roku 1982, poświęconej

O tzw. rękopisie warszawskim „Odpowiedzi na «Psalmy przyszłości» Juliusza Słowackiego”.

„Pamiętnik Literacki” 2009, z. 4, s. 138).

25 Tamże, s. 140.

26 J. Tazbir: Książki, które się nie ukazały. W: Romantyzm. Poezja. Historia. Prace ofia-rowane Zofii Stefanowskiej. Red. M. Prussak, Z. Trojanowiczowa. Warszawa 2002, 345.

Cytowane przez Tazbira zdanie pochodzi z: J.W. Gomulicki: Kraszewskiego „opus tumul-tuarium”, przedruk w: Tegoż: Aleje czarów. Spacery, sylwety, zagadki i zwierzenia literackie.

Warszawa 2000, s. 215. Pogrubienie moje – M.P.

spopularyzowaniu wiedzy o książce, tytuł: I książki mają swoją historię27. Rzecz znamienna, w obszernym i świadczącym o imponującej erudycji autora indeksie książki próżno szukać nazwiska autora maksymy, Terentianusa, twórcy trzech poematów: De litteris, De syllabis i De metris. Modyfikując przytoczone tu parafrazy Brzozowskiego i Przychodniaka oraz Gomulickiego, można zapisać nową sentencję: „Mają swoje fata autorzy”.

Wyrwanie z macierzystego kontekstu połówki heksametru, „habent sua fata libelli”, przydaje tym słowom zmodyfikowany, zawężony nowy sens: podobnie jak ludzie (w domyśle) książki mają swoje losy. W zupełnie nieuzasadnionym, przez wieki z przyjemnością praktykowanym, antropomorfizmie – poczuciu wyższości wyrażanej przekonaniem o dominacji człowieka w świecie ożywionym i nieożywionym – zapominamy o tym, że to ludzie wpływają na losy książek, od ludzi (od recepcji, pro captu lectoris) zależą historie poszczególnych egzemplarzy prywatnych, bibliotecznych, od niedawna również „zawieszonych” w Internecie.

Verba volant, scripta manent – średniowieczna