• Nie Znaleziono Wyników

Zdecydowanie osobno. Łódź żydowska w epopei Israela Joshuy Singera

5. Pod wspólnym dachem. O mitologizowaniu współistnienia różnych narodowości

5.1. Kilka uwag o uwarunkowaniach kształtowania się wyobrażeń koegzystencji

5.1.4. Zdecydowanie osobno. Łódź żydowska w epopei Israela Joshuy Singera

Czy analogiczną sytuację – nieznajomość Polaków i ich kultury przez Żydów oraz odwołanie się w kreacji bohaterów do stereotypów znajdzie-my również w powieści I. J. Singera Bracia Aszkenazy? Struktura naro-dowościowa świata przedstawionego w tej powieści jest zgoła inna aniżeli w powieści Wł. S. Reymonta, co już w jakimś stopniu daje odpowiedź na postawione pytanie: Polacy, jeszcze bardziej niż Niemcy, znajdują się bowiem na marginesie powieściowego społeczeństwa. Bardziej zastana-wiająca jest jednak historia Łodzi, tak różna od tej, którą znamy. Gdyby zastąpić w powieści nazwy miejscowe innymi, znawcy dziejów miasta raczej nie zauważyliby podobieństwa pomiędzy miejscem akcji a przemy-słową metropolią.

O usytuowaniu akcji utworu na ziemiach polskich świadczą, poza naz-wami własnymi miejsc, odwołania do historii53. Natomiast dzięki nawią-zaniu autora do „umowy zgierskiej” wiemy już z całą pewnością, że miejscem akcji jest Łódź. Od tego momentu zaczyna się historia Żydów łódzkich, przetykana czasem ich konfliktami z niemieckimi osadnikami. I jest to historia zaskakująca – widzimy bowiem zupełnie inne dzieje miasta niż te, do których przywykliśmy. Na krańcach miasteczka, poprze-cinanego „żydowskimi uliczkami” mieszkają polscy chłopi. Dość szybko jednak odchodzą od pracy na roli. Zatrudniają się u Żydów, kupują w kramikach, a ich dzieci „pałętają się” po żydowskich ulicach. Zrzucają też chłopski ubiór i przywdziewają miejski. Potem przyjeżdżają niemieccy tkacze i zamieszkują w chłopskich chałupach54. W tym ujęciu to nie Żydzi

53 „Przybysze ciągnęli do okolic nizinnych, w stronę Warszawy, ku obszarom od Ży-rardowa do Kalisza, od Pabianic i Zgierza po Piotrków. Część z nich osiadła w miasteczku Łódź, położonym nad wąską stojącą wodą – Łódką. Na uboczu od miasteczka, przy drodze prowadzącej do sosnowych lasów przybysze wybudowali sobie domki, założyli ogródki, zasadzili kartofle, wykopali studnie, zasiali zboże i ustawili swoje tkackie warsztaty. W zamian za to rząd Królestwa Polskiego, podległy wówczas rosyjskiemu carowi, nadał im takie przywileje, jakich tylko zażądali. Nie pobierano od nich przez pierwsze lata podat-ków, nie powoływano ich do wojska, nie stawiano im przeszkód w obchodzeniu prote-stanckich obrządków, w zachowaniu mowy i obyczaju, a wreszcie zabroniono Żydom mieszkać w pobliżu ich osiedla, w pobliżu Łodzi, które nazwano Wilki, bo wilki ukazywały się tu nieraz w zimie, w wielkie mrozy. Kilkudziesięciu Żydów mieszkało jednak w miasteczku, w jednej ciasnej uliczce. Wszyscy oni byli krawcami i wpuszczono ich do miasteczka tylko dlatego, że szyli odzież dla jego mieszkańców; innym zaś Żydom nie pozwolono tu mieszkać” (Sing. I, s. 8).

54 „Na krańcach [miasteczka] jeszcze wciąż mieszkali chłopi w swoich lepiankach ze słomianymi dachami, wraz z chudymi krówkami, kurami, wieprzami i psami. Ale z każdym dniem znikała ich wiejskość. Zostali wciągnięci do miasta. Znajdowali zajęcie przy wożeniu cegieł, to przy kopaniu gliny, to przy karczowaniu terenu. Powoli zrzucali

są gośćmi na polskiej ziemi, ale wydają się nimi Polacy. Poza tym ludność wyznania mojżeszowego czuje się tu bardzo dobrze.

Zauważamy też zupełnie inną historię Łodzi: historię miasta budo-wanego przez Żydów. Wydawać się też może, że to właściwie dzięki nim ono powstało i rozwinęło się. I nie jest to złudzenie. Dalej dowiemy się, że tak jak za sprawą Żydów Królestwa Polskiego zaczęła się Łódź fabryczna, tak za sprawą litwaków, Żydów wypędzonych z Rosji, zaczęła się Łódź wielkoprzemysłowa55. Dzięki nim powstały domy, przedsiębiorstwa, fa-bryki, przyjechali do Łodzi rosyjscy kupcy. Litwacy również przyczynili się do rozwoju życia intelektualnego:

Litwaccy nauczyciele, buchalterzy, dentystki, akuszerki, wszyscy oni zaczęli ściągać ze wszystkich krańców Rosji do Łodzi. […] Agenci maszyn do szycia i rosyjskich towa-rzystw ubezpieczeniowych, maklerzy, faktorzy, pośrednicy, komisjonerzy i wojażerowie zjeżdżali się wciąż do miasta i handlowali, kupowali, ubijali interesy, robili transakcje i zapełniali wszystkie ulice i uliczki. Miasto rosło, rozszerzało się, ożywiało się coraz bardziej dzięki nieustannemu napływowi przyjezdnych, ich ruchliwości i energii (Sing. I, s. 226–227).

A gdzie Niemcy, dzięki którym – wedle naszej wiedzy – rozwinęła się Łódź fabryczna i wielkoprzemysłowa oraz Polacy, którzy tę akcję zapo-czątkowali? O Polakach, twórcach uprzemysłowienia Łodzi, I. J. Singer nawet nie wspomina, natomiast Niemców w powieści nie znajdziemy wielu. Poznajemy Hünzego i jego rodzinę, których przedstawiliśmy w poprzednim rozdziale, jego synów jako samodzielnych fabrykantów po śmierci ojca, równego Hünzemu stanem posiadania Fritza Goetzkego, jednego z zaufanych dyrektorów Hünzego – Alberta, służących fabrycz-nych Melchiora i Josela oraz zięcia Hünzego, pułkownika barona von Heidel-Heidellowa, pełniącego funkcję komendanta Łodzi podczas I wojny światowej. Wszyscy występują na kartach powieści w związku z bohaterami żydowskimi, głównie fabrykantem Hünzem i Maksem

chłopską odzież i wdziewali tandetno-miejską, kupowali w kramikach, zarabiali i wy-dawali pieniądze. Ich dzieci pętały się po żydowskich uliczkach, nauczyły się żydowskich słów, złapały czasem kawałek chały w sobotę za zdjęcie lichtarzy ze stołu w żydowskim domu, za zapalenie zimą w piecu, za zgaszenie lampy. Biedni niemieccy tkacze wprowa-dzili się do chłopskich chałup. A rychło potem jęli chodzić po wsiach niemieccy agenci i werbować chłopów, kobiety i młode dziewczęta do pracy w parowych fabrykach, które poczęły się właśnie pokazywać w mieście […]” (Sing. I, s. 25).

55 Może warto na to zwrócić uwagę, gdyż na stronach internetowych możemy prze-czytać, że Bracia Aszkenazy są trzytomową (?) „powieścią historyczną o rozwoju żydow-skiego przemysłu włókienniczego w Polsce”, tak jakby ani rząd Królestwa Polżydow-skiego, ani Niemcy nie brali w nim udziału. Yiddish literature, www.britannica.com/EBchecked/ topic/653224/Yiddishliterature/234160/Writers-in-Poland-and-the-Soviet-Union (dostęp: 10.09.2012).

Aszkenazym. Co ciekawe jednak – żaden z bohaterów niemieckiego pochodzenia nie budzi sympatii.

Heinz Hünze, który nie radzi sobie z synami i córkami, jest grotesko-wy i momentami odrażający w swoim prostactwie. Jak wiemy, w fabryce jest niepodzielnym władcą i od jego woli zależy los robotników (Sing. I, s. 34), co pozwala mu bez wahania wykorzystywać tę sytuację. Na jego stosunek do robotników nie wpływała ich narodowość. Równie źle traktował Niemców, jak Polaków (Sing. I, s. 34, 211–212) i o wszystkich jednakowo źle się wyrażał. Synowie Hünzego to ludzie bez godności i honoru – nie szanują rodziców, nie potrafią nic robić, trwonią ciężko zapracowane przez ojca pieniądze i w końcu tracą fabrykę, czemu sami są winni. Gardzą, jak ojciec, wszystkimi, ale brakuje im jego mądrości. Goetzke, o którym wiemy znacznie mniej niż o Hünzem, również nie budzi sympatii. Został ukazany jako człowiek nienawidzący swojego wspólnika i zazdroszczący mu sukcesów (Sing. I, s. 209–210). Jest takim samym typem człowieka, jak Hünze, tak samo ograniczonym i złośliwym, i bardziej jeszcze małostkowym.

Z zupełnie innego powodu sympatii nie budzą dwaj służący fabryczni. Melchior, zwalisty mężczyzna „o rudowłosych łapskach”, rewidował robotników przy wyjściu z fabryki. Jego najbliższy przyjaciel Josel był głównym wartownikiem fabrycznych zabudowań, pilnował również kluczy do drzwi i bram. Nieoficjalnie zajmowali się również lichwiar-stwem. Wiodło im się dobrze. Melchior otrzymywał napiwki od odwiedza-jących Hünzego interesantów i wynagrodzenie od dyrektora Albrechta, któremu dostarczał fabryczne dziewczęta do sprzątania dyrektorskiego mieszkania. Wychodziły po tym sprzątaniu posiniaczone, w taniej sukien-ce lub z rublem w kieszeni. Josel natomiast brał pieniądze od każdego, kogo wpuszczał na fabryczny dziedziniec – od skupujących odpadki, śmieciarzy zabierających gnój ze stajen, furmanów przywożących suro-wiec, nawet od chłopów, którzy chcieli znaleźć pracę w fabryce. Tak jak Melchior pożyczał pieniądze, ale on wolał pożyczać je kobietom, „a przede wszystkim matkom małych córeczek”. Kiedy „oszczędności” Hünzego wprowadziły biedę do robotniczych mieszkań, obaj podnieśli jeszcze lichwiarski procent.

Dorodny Melchior nie przestawał wesoło wygrywać na klarnecie wobec najładniej-szych dziewcząt, które się schodziły w jego mieszkaniu zastawionym trunkami zlanymi z niedopitych resztek po hünzowskich balach. Stary Josel używał sobie z małymi dziew-czynkami, które przychodziły wciąż prosić o pożyczki dla matek (Sing. I, s. 212–215).

Albrecht, zwalisty dyrektor i prawa ręka Hünzego, był leniwy i wiecz-nie zaspany. I tak też prowadził fabrykę. Maks Aszkenazy, kiedy objął

fabrykę, przekonał się jednak, że fabryka szła mocą własnego rozpędu, jak dobrze nakręcony zegarek” (Sing. I, s. 156). W istocie więc Albrecht niewiele w niej pracował. I. J. Singer wyeksponował szczególną skłonność tego ledwo stojącego na „swoich klocowatych nogach w szerokich, torbiastych spodniach” człowieka, do młodych, ładnych dziewcząt fa-brycznych. Aby je zdobyć, wykorzystywał swoją pozycję w fabryce (Sing. I, s. 213).

Bliżej poznajemy także niemieckiego komendanta Łodzi z okresu I wojny światowej, nienawidzącego Polaków pruskiego właściciela dóbr, pułkownika barona von Heidel-Heidellowa. „[…] ów zubożały arystokra-ta, który dla odnowienia blasku swego herbu ożenił się z córką łódzkiego fabrykanta Heinza Hünzego” (Sing. II, s. 122), a później za sprawą nazwiska i majątku piął się szybko w wojskowej karierze, okazał się człowiekiem bezwzględnym. Równie łatwo było mu wyrzucić obecną właścicielkę pałacu teścia, co kazać spalić dla pokazu kilka wsi lub Kalisz w pozbawionym podstaw odwecie (Sing. II, s. 122). Wyroki śmierci podpisywał bez czytania (Sing. II, s. 128). Łódź, którą nazywał jidisch-

-polnischer Mistkasten (żydowsko-polski chlew; Sing. II, s. 134), podobnie

jak swoich żołnierzy trzymał w żelaznej dyscyplinie. Kazał „czyścić ulice, jak na niemieckie miasto przystało”, zakazał zatrzymywać się, gromadzić w grupkach i przystawać pod murami, co było dotychczas praktyką, rzucać na ulicę papierki, niedopałki, a nawet spluwać. Dbał szczególnie o stan higieniczny Łodzi56. Jego wysiłki jednak nie przynosiły skutków, „bo równocześnie z czyszczeniem ulic, oczyścił baron von Heidel- -Heidellow miasto z chleba, z ciała i z duszy”, czyli sprowadził na nie nędzę i głód, wywożąc wyposażenie fabryk do Niemiec. Pozbawiał ludzi pracy, a miasto jego charakteru. Był powszechnie znienawidzony. Podob-nie jak przedstawionych wyżej bohaterów, i jego intymne skłonności zostały w powieści obnażone57.

Jakich Niemców ukazuje I. J. Singer? Trudno tu dokonać oceny, war-tościować będziemy bowiem jako Polacy, a interesować nas będzie

56 Komendant miasta „Głębokie rynsztoki musiały być codziennie oblane wapnem, skrzynie na śmiecie po podwórzach wysmarowane smołą, ścieki i kanały oczyszczone. Po ubogich ulicach na Bałutach chodzili milicjanci, łapali biednych ludzi, Żydów z brodami, kobiety w perukach i odprowadzali ich do miejskich zakładów kąpielowych […]. Ale im więcej baron von Heidel-Heidellow szorował ludzi i ulice, tym więcej epidemii tyfusu, szkarlatyny i innych chorób szerzyło się po mieście […]” (Sing. II, s. 135).

57 „[…] ujął swego adiutanta za rękę i jął głaskać jego czerwone policzki swymi kości-stymi palcami.

– Du schoenner Bub (Piękny chłoptaś) – szeptał starczymi, bezzębnymi ustami. Jego sztuczna szczęka mokła obok na stoliku w szklance wody. […] Baron ciągnął go do siebie kościstymi palcami. Znowu czuł się zdobywcą” (Sing. II, s. 128).

stanowisko Żyda. Sądząc jednak po stosunku autora do zachłannych i bogacących się kosztem współbraci Żydów, Hünzego i Goetzkego należy uznać za postaci zdecydowanie negatywne. Z tych samych powodów należy podobnie ocenić Melchiora i Josela – żaden z żydowskich bohate-rów nie wykorzystuje kobiet i dzieci w niegodny sposób. Z innych już przyczyn postacią negatywną jest również dyrektor Albrecht – judaizm jest religią wrogą obżarstwu, choć niezalecającą też ascezy w jedzeniu; zdecydowanie złe i odrażające jest natomiast wykorzystywanie przez niego dziewcząt. Zarządzenia barona von Heidel-Heidellowa wyraźnie sytuują go jako antysemitę, a na tym punkcie Żydzi są bardzo czuli, toteż i przykładów takich zachowań barona i komendanta miasta znajdziemy w powieści niemało. Znaczące jest również jego nazwisko. Heide po niemiecku znaczy tyle, co „człowiek nieokrzesany”. Na nic, jak widać, zdało się jego szlacheckie pochodzenie. Jego zachowanie jest warte tyle samo, co kultura Hünzego i Goetzkego. Negatywnymi postaciami są również synowie Hünzego; wszystko, co robią, zasługuje na potępienie. Służący fabryczni Melchior i Josel, dyrektor Albrecht oraz baron von Heidel-Heidellow i młodzi Hünzowie dodatkowo jeszcze zasługują na anatemę. Z punktu widzenia ortodoksyjnych Żydów są oni ludźmi wyklę-tymi z powodu pedofilii (Josel), czynnego homoseksualizmu (Heidel- -Heidellow), stosunków pozamałżeńskich (dyrektor Albrecht oraz z całą pewnością Melchior i młodzi Hünzowie); zgodnie z nakazami religii żydowskiej seks przed ślubem powinien natychmiast zakończyć się małżeństwem. Do tej negatywnej kolekcji Niemców należy dodać również kamerdynera, pamiętającego jeszcze czasy Hünzów. Postać ta przypomi-na w pewien sposób Reymontowskiego Augusta, poniżanego przez Bucholca jego wiernego służącego58.

Nie lepiej obszedł się I. J. Singer z Polakami, którym poświęcił na kartach powieści mniej miejsca niż Niemcom. Reprezentują ich wspo-mniani wcześniej właściciele Bałut, bracia Konarscy, rozrzutni szlachcice, którzy wyszli na głupców, sprzedając za bezcen swoją ziemię, a ponadto socjalista Marcin Kuczyński, socjaldemokrata Paweł Ściński, pułkownik żandarmerii Konicki lub Wojciech Smoluch. Ci bohaterowie ukazani są zawsze w związku z losami Żydów, bywają też im przeciwstawiani jako postaci negatywne. Jedynym wyjątkiem jest książę Pącz-Pączewski, wojewoda łódzki w odrodzonym państwie polskim, ale i on występuje w powieści w dość specyficznej roli, podobnie jak baron von Heidel- -Heidellow59.

58 „Po latach lokajskiego poniżenia w siedzibie u Żyda, niewiedzącego, jak się należy obchodzić ze służącym, nieumiejącego krzyczeć, wymyślać i dać się obsługiwać, uczuł znowu przyjemność służenia. Miał pana nad sobą” (Sing. II, s. 127).

59 Por. M. Adamczyk-Garbowska, Dwie powieści…, s. 87. „Jeśli idzie o polskie po-staci” – pisze M. Adamczyk-Garbowska – „Singer nigdy nie próbuje wprowadzać

czytelni-Relegowanego z uniwersytetu studenta weterynarii Marcina Kuczyń-skiego poznajemy w związku z perypetiami życiowymi Feliksa Feldbluma, Żyda, postaci niezwykle szlachetnej, ideowej i naznaczonej tragizmem. Obaj są członkami partii Proletariat (Sing. I, s. 276; Sing. II, s. 79), a później Polskiej Partii Socjalistycznej (Sing. II, s. 79). W przeciwień-stwie do Feldbluma, który wierzył w wolność i równość ludzi bez przele-wu krwi, Kuczyński uważał, że robotników można porwać za sobą tylko wtedy, gdy przemówi się im do instynktów, głównie do siły wydobytej z walki i umocnionej przelaną krwią (czyżby odezwały się tu wypaczone echa walk narodowowyzwoleńczych Polaków?). Widzimy go także pod-czas brawurowej ucieczki z rąk ścigającej go policji po terrorystycznym napadzie na stację kolejową w Rogowie. Zabił wówczas dwoje ludzi. W ten sposób zdobywał pieniądze dla swojej organizacji (Sing. II, s. 80– 83). Obu, i Feldbluma, i Kuczyńskiego, ukazał I. J. Singer w legionach Kuczyńskiego-Piłsudskiego, pierwszego jako oficera, drugiego jako ko-mendanta legionów i przywódcę organizacji bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej (Sing. II, s. 178). Dodajmy jeszcze, że Kuczyński podkpi-wał sobie z semickich korzeni Feldbluma. Ogólnie rzecz biorąc – wzoro-wany na Piłsudskim bohater to postać zdecydowanie negatywna, szcze-gólnie w porównaniu z partyjnym kolegą.

Socjaldemokrata Paweł Ściński pojawia się po raz pierwszy w świecie powieściowym, gdy wraca z Nisanem, Żydem z Bałut, ze zsyłki. Później widzimy go w rewolucyjnej Rosji: „Ten człowiek o niebieskich oczach, jasnych włosach i jasnej bródce, przypominającej brodę talmudysty, o łagodnym, a nawet romantycznym usposobieniu, porzucił swoje książki, kiedy tylko jego partia doszła do władzy i jął się rewolweru” (Sing. II, s. 201). Wykonywał dla rewolucji „pracę oczyszczania”:

Noc w noc wysyłał swoich ludzi na miasto w automobilach ciężarowych, uzbrojonych w rewolwery, karabiny, ręczne granaty. Ekspedycje napadały wśród nocy na wszystkich dawnych dygnitarzy, wyższych dostojników wojskowych, baronów, hrabiów, wyższych urzędników, bankierów, fabrykantów, eserów60 i wszystkich tych, którzy nie należąc do klasy posiadającej, wlekli się w swojej nieświadomości za wrogami proletariatu. Wszyst-kich tych rejestrowano, aby ich następnie unicestwić. Żadnych sądów Ściński nie urządzał. Aresztowani byli przesłuchiwani, badani i skazani na miejscu, a ich nagie ciała przewożo-no natychmiast ciężarowymi automobilami na cmentarz i grzebaprzewożo-no w dużych, płaskich grobach. Wielu wsadzano do piwnic krestiowskiego więzienia (Sing. II, s. 20).

Pierwowzór wydaje się oczywisty i oceny dokonywać nie trzeba.

ków w ich prywatne życie; nie są też ukazani w relacjach z innymi Polakami, ale wyłącznie w opozycji do Żydów”.

60 Eserami nazywano członków zwalczanej po dojściu bolszewików do władzy Partii Socjalistów-Rewolucjonistów.

Typem równie negatywnym był pułkownik żandarmerii Konicki, du-szą (przeszedł na prawosławie) i ciałem zaprzedany oraz podporządko-wany służbie w carskiej policji politycznej. Był to człowiek odrażający, przebiegły i podły, z opanowanymi do perfekcji technikami przesłuchiwa-nia aresztantów, które przejął od Rosjan. Jedna z nich polegała na zastraszeniu więźnia poprzez wystawienie go na psychiczną torturę przysłuchiwania się w samotności sfingowanym odgłosom katowania innych więźniów. Po odpowiednio długim czasie, gdy więzień był już półżywy ze strachu, Konicki, bez podnoszenia głosu, traktując przesłu-chiwanego z szacunkiem, niemal po ojcowsku, dobrotliwie tylko tłuma-cząc, stosując jednak odpowiednie, niemal niezauważalne chwyty, docierał do najgłębszych tajemnic więźnia, by zasiać w nim bojaźń, zwątpienie i osamotnienie. Po takim przesłuchaniu aresztant w czystej i wygodnej już celi nie przestawał myśleć o tym, że towarzysze nie wy-trzymali tortur podczas śledztwa, bo skądże pułkownik Konicki mógł tak dokładnie wszystko wiedzieć? W końcu „Zagrzebał głowę w słomianej, więziennej poduszce i płakał, szlochał wśród nocy” (Sing. II s. 83–100). Dodajmy jeszcze, że w powieści pułkownik Konicki przesłuchuje Żydów. Nie jest to fakt bez znaczenia. Na jego miejscu mógłby I. J. Singer z powodzeniem umieścić Rosjanina i w niczym nie zmieniłoby to sytuacji; uczynienie przesłuchującego Polakiem daje natomiast dużo do myślenia.

Typem równie mało ciekawym, choć już z innych powodów, jest ksią-żę Pącz-Pączewski, wojewoda łódzki w odrodzonej Polsce. Zamieszkał w pałacu opuszczonym przez pułkownika barona von Heidel-Heidellowa i nie chciał go zwrócić prawowitemu właścicielowi. Zmuszony sądownie, pozostawił go „w niezbyt idealnym stanie”. Brakowało też różnych cennych przedmiotów i raczej można wątpić, czy zabrała je służba (Sing. II, s. 247–248). Książę jest postacią pod każdym względem antypatyczną, pełną uprzedzeń, uraz i pychy, co zdaje się podkreślać jeszcze jego groteskowe nazwisko. Pragnie powrotu dawnego ładu, czuje się niedo-wartościowany, jest wiecznie niezadowolony. Charakteryzuje go również brak szerszych horyzontów myślowych. Przemawia przez niego egoizm i megalomania. I jest antysemitą. Tę cechę podkreśla się wielokrotnie (Sing. II, s. 249). Na tym na razie zamkniemy prezentację postaci księcia, wiążą się bowiem z jego osobą także inne aspekty koegzystencji Polaków i Żydów, dlatego wypadnie nam do niej jeszcze powrócić.

Zwróćmy uwagę, że żaden z przedstawionych bohaterów narodowości niemieckiej lub polskiej, z którymi dane było Żydom w Łodzi współżyć, nie jest dobrym, przyzwoitym, normalnym lub choćby tylko przeciętnym człowiekiem. Czy nie mamy tu do czynienia z jakimś żydowskim

stereoty-pem postrzegania obcych, wedle którego każdy goj jest zły lub w jakiś sposób naznaczony?

Na koniec, na zasadzie już tylko anegdoty, zaprezentujemy epizo-dyczną zupełnie postać Wojciecha Smolucha. Szlojme Duwed Preiss, ten sam, który „Zbił […] wielki majątek ze swoich placów na Bałutach […] puścił się przez wiele granic i lądów aż do Anglii, i nie znając żadnego obcego języka, porozumiewając się z żydowska po niemiecku, zakupił wielkie maszyny, zaangażował inżyniera i chemika i razem z maszynami sprowadził [ich] do Łodzi” (Sing. I, s. 26). Jego fabryka posiadała komin jeszcze wyższy aniżeli komin niemieckiego fabrykanta Hünzego, miał jednak reb Szlojme Duwed niejakie problemy z zatrudnieniem tkaczy – Żydów lub Niemców (!) ze względu na ich zasady religijne, a głównie ze względu na pracę w soboty lub niedziele. Ponieważ był uczony w Piśmie, poradził sobie i z tym problemem, a mianowicie „sprzedał” fabrykę i stała się ona własnością Wojciecha Smolucha, „który nie musi przestrzegać świętych praw Zakonu, nadanych przez Boga wybranemu narodowi Żydowskiemu” (Sing. I, s. 27). Akt sprzedaży

opiewał, że Szlojme Duwed Preiss ze świątobliwej gminy Łodzi, położonej nad rzeczką Łódką, sprzedaje fabrykę swemu parobkowi Wojciechowi Smoluchowi.

– Panie – prosił parobek […] – jestem biedny, jakże mogę kupić fabrykę? – Głupiś, Wojciech! […] rób, co ci każę, zapłacisz mi za fabrykę tylko rubla. – Ale ja nie mam rubla! – przestraszył się Wojciech.

Reb Szlojme Duwed wyjął srebrnego rubla ze swej dużej, skórzanej sakiewki i dał go parobkowi.

– Na, masz, Wojciechu, pożyczam ci rubla – powiedział – zapłać mi za fabrykę, którą ci sprzedaję, oddasz mi go, kiedy będziesz miał (Sing. I, s. 26).

Ta scena jest porównywalna z cytowaną wcześniej sceną w kantorze Grosglika. Czy nie mieliśmy racji mówiąc, że polski noblista potrafił po mistrzowsku ukazać kupiecki charakter swoich żydowskich bohaterów? Warto podkreślić, że nagromadzenie takich właśnie anegdot oraz ukaza-nie dwuznacznej, żydowskiej przebiegłości kupieckiej spowodowało m.in.