• Nie Znaleziono Wyników

Ze starych lepszych czasów

Jak długo ludziom żłóbka nie podnosisz zbyt wysoko, sa wszyscy ludzie dobrzy.

Bóg pozdrawia niejednego, który mu nie dziękuje.

Gdzie są pieniądze, tam siedzi djabeł, a gdzie ich niema — tam też.

#

Nie przebaczaj sobie niczego, ale innym zawsze!

Ludziom daje się dawaniem, ale Bogu braniem i dziękowaniem

Ze starych lepszych czasów.

Jeden z najpopularniejszych szwajcarskich autorów, Gotfryd Keller, opisał w swych sławnych „Ziiricher Novellena historyę landwójta (Landvogt) z Greifensee, który zaprasza różne swe stare przyjaciółki i pozwala im brać udział w swych rozprawach sądo­

wych. Ponieważ to były same lżejsze wypadki, a do tego same kłótnie małżeńskie, dlatego sądził, że to będzie bawiło poczciwe damy, jeśli się będą przysłuchiwać. — Można sobie pomyśleć, że żadna z nich nie odmówiła. Przybyłe punktualnie znajome swe land wójt kazał wprowadzić do wielkiej sali rozpraw i usadził je po obu stronach swej stolicy sądowej, niby jako przysięgłych, wów­

czas pisarz siedział przy małym stoliku, prawie w pośrodku nich przed niemi.

Sługa sądowy wprowadził wprzód parę małżeńską ze wsi, ży­

jącą w wielkiej niezgodzie z sobą. A najdziwniejszem było to, że landwójtowi, mimo liczniejszych rozmów z parą tą, nie było możli- wem odkryć winniejszego a to dlatego, źe się obaj małżonkowie bez końca zasypali wyrzutami i oskarżeniami. W kilka dni przed­

tem — a tę sprawę miał landwójt rozpatrywać — porwała czuła mał­

żonka misę z ciepłą bryją i rzuciła ją swojej „gorszej" połowicy na głowę, tak, źe biedak z oparzoną głową stał przed sędzia, gdzie

£2

od czasu do czasu spadały całe czuby włosów na ziemię, poczem on zawsze sięgał na głowę, by się przekonać, czy to istotna prawda, ezego ale zawsze bardzo żałował, bo mu druga baranica zostawała na ręce, kiedy się nią głowy do.tykał. Czuła małżonka czyli oskar­

żona „lepsza" połowica przeczyła temu stanowczo i twierdziła, że jej maż w zupełnie nieusprawiedliwionym napadzie złości sięgnął po misę z bryją a uważając ją widocznie w swej szalonej złości za swą czapkę futrzaną (baranicę), wsadził sobie na głowę. Land- wójt po krótkim namyśle każe babie wyjść i mówi potem do jej męża: „Ja wiem dobrze, żeś ty tą cierpiącą połowicą i tym biednym Jobem, na którego wciąż jakieś ciosy spadają, wiem też, że bez­

prawie i djabelstwo jest po stronie twej żony. To też ją w przyszłą niedzielę wsadzimy do drylhausu (Drillhauschen nazwano w Niem­

czech w starych czasach klatkę, zbudowaną tak, że ją było można obracać jak górny kamień przy żarnach wokoło czopu, znajdują­

cego się w pośrodku podłogi tej klatki. Takie drylhausy znajdowały się zwyczajnie na rynku a delinkwent był więc wystawiony na publiczny pośmiech, co nie jest przyjemnością, ale gorsze było, że się biedaka z klatką obracało, aby go ze wszech stron widzieć.

Sdy się go obracało raźno, wtedy nie można sobie gorszej katuszy pomyśleć.) Do takiego drylhausu miała być wsadzona ona żona dobrodziejka a landwójt dodał: „A ty sam będziesz ja przed zgro­

madzoną gminą obracał tak długo, aż serce twoje będzie spokojne a baba się naprawi." Ale poczciwy chłop uląkł się nie mało, słysząc ten wyrok i prosił sędziego usilnie, żeby od tej kary odstąpił, bo jeśli baba jego jest okropnie złośliwcem i złem stworzeniem, że jednak jest jego żoną i że to na niego nie przystoi, wystawić ją aa taką publiczną hańbę. Niech pan landwójt, tak prosił, zadowoli się ostrą naganą, o to proszę usilnie, tak dodało jeszcze dobre chło­

psko. Landwójt pokręcił głową i kazał mężowi wyjść za drzwi a żonę jego zawołać. Do niej rzecze teraz landwójt: „Wasz mąż jest, jak mi się wszystko zdaje, nicponiem i łajdakiem nielada a tak jest też bardzo prawdopodobnem, że sobie też oparzył głowę, aby was wwieść do nieszczęścia i narobić wam kłopotu. Jego zło­

śliwość zasługuje na niezwykłą karę a wy sama możecie mój wyrok karny na nim wykonać. My tego łajdaka w przyszłą niedzielę wsadzimy do drylhausu a wy możecie go tak długo drylowaó (obracać klatkę), jak długo się wam będzie podobało." Baba, usły­

szawszy ten wyrok pana landwójta, podskoczyła z radości kilka­

krotnie do góry, potem pocałowała landwójtowi rękę, dziękując mu bez ustanku za taki dobry i mądry wyrok i ślubowała uroczyście, że drylę (koło od klatki) będzie dobrze i prędko obracała i nie ostanie, aż męża dusza w ciele boleć będzie. — „Teraz widzimy, gdzie djabeł siedzi," woła teraz landwójt ostrym głosem i wyrokuje,

6* 83

żeby tę złą babę na trzy dni przy chlebie i wodzie zawarto do wieży. Złośliwie patrzył się teraz ten babski smok wokoło siebie a gdy widziała, kobiety, siedzące po prawicy i lewicy sędziego, patrzące na nią z pewna bojaźnią, wtedy nie omieszkała jeszcze w obie strony pokazać swój język, niż ją wyprowadzono.

Po niej wprowadzono pewną zgryźliwą parę małżeńska, która nie mogła znaleźć pokoju, nie wiedząc sama dlaczego. Źródłem tego nieszczęścia było widocznie to, że mąż i żona od pierwszego dnia swrego małżeństwa nigdy tak prawdziwie nie mówili z sobą a to zaś miało w tem przyczynę, że obom brakowało tej ze­

wnętrznej słodyczy i wdzięku, któryby był znalazł jaką platformę pojednawczą. Małżonek, który był krawcem, posiadał, ja k sam o sobie sądził, bardzo tkliwe uczucie sprawiedliwości a nad nim roz­

myślał przez cały czas podczas swej pracy. - Wówczas inni krawcy śpiewali pieśni lub rozmyślali nad jakimś żartem, na który sobie chcieli pozwolić, on sobie dumał. Zona jego obrabiała swoią małą rolę i postanawiała zawsze przy pracy, że przy następnej kłótni za żadną cenę nie ustąpi. Ale ponieważ byli obaj bardzo pilnymi ludźmi, dlatego znajdowali tylko przy jedzeniu trochę czasu do kłótni. Ale i tego czasu nie mogli porządnie wyzyskać dlatego, że zaraz na początku swej kłótni mijały się ich zatrute strzałki, boi każdy coś innego myślał i na coś innego się gniewał, a tak koń-i czyła się każda kłótnia cichą złością. Przy takim życiu — rzecz' prosta — nie mogli dobrze wryglądać! Wyglądali też ja k o wy cii siedem chudych lat egipskich, chociaż im niczego nie brakowało ja k tylko serdeczności. Wczoraj był gniew męża nieograniczony,]

tak, źe wyskoczył od stołu i uciekł. , Ponieważ się ale dziurawy!

obrus zawiesił na jego guziku, dlatego pociągnął za sobą i zupę owsianą, misę z kapustą i talerze i zmiótł je na ziemię. Zona uwa­

żała to za rozmyślny gwałt a krawiec, oświecony naraz jakbyś objawieniem z góry, zostawił ją przy tem mniemaniu, by tak pod­

nieść swój autorytet i swą siłę pokazać. Zona ale nie miała zamiaru coś podobnego znosić i zaskarżyła go u land wójta.

Ten ich kolejno przesłuchał i poznawszy z ich bezcelowych i śmiesznych kłótni właściwą przyczynę ich niezgody, zasądził oby­

dwóch na cztery tygodnie aresztu i na używanie „łyżki małżeńskiej8;

Na jego skinienie zdjął sługa sądowy ten instrument, który na żelaznym łańcuszku wisiał na ścianie. Była to czysta, z lipowego drzewa wystrugana podwójna łyżka na jednej rączce, ale tak wy­

strugana, że jedna łyżka była w dół a druga do góry zwróconą.

„Patrzcie," mówi teraz landwójt do obydwóch, „ta łyżka jest zro­

biona z lipy, z onego drzewa miłości, pokoju i sprawiedliwości.

Przypominajcie sobie przy każdein jedzeniu, gdy sobie podawać będziecie łyżkę tą (bo innej nie dostaniecie), zawsze jakąś zieloną

«4

i kwitnąca lipę, na której śpiewają ptaki i ponad którą przesuwają się chmury i w której cienili siedzą miłujące się pary, pod którą sędziowie siedzą i pokój się zawiera." Maż. musiał nieść łyżkę a żona szła za nim z fartuchem u oczu, a tak udawała się ta chuda i blada para na miejsce przeznaczone, skąd po czterech tygodniach wyszła pogodzona i pojednana, ba nawet już z czerw ieńszemi licami.

Dwie siostry, piękne, wzrosłe i „szwarne", były oskarżone, źe fobią zasadzkę na cichych i niewinnych małżonków i w ten sposób w niejednych małżeństwach powstają niepokoje, że nadto o swoją chorą matkę, znajdującą się w ich domu, wcale się nie troszczą.

Przed sąd landwójta zawezwane przybyły w wabiąco zajmujących szatach, z włosami dziwnie zwodniczo ufryzyerowanemi i z pięknymi kwiatami. Stanąwszy przed landwójtem uszczęśliwiały go słodkim uśmiechem, rzucając na niego swe ogniste, zakochane oczy. Ale, biada wam dziewuchy, stary landwójt już nie kocha. A tak zerwał zaraz przesłuchanie, kazał je wyprowadzić, uciąć im włosy, obić je rózgami i tak długo sadzać u kołowrotka, ażby coś zarobiły dla swej chorej matki.

Następnie przybyli dwaj sekciarze jako oskarżyciele. Jako jedyni odmówili czasu swego przysięgi obywatelskiej i wzbraniali się wypełniać swoje obowiązki obywatelskie, wszystko pod po­

krywka swej wiary i swego wewnętrznego powołania. Teraz oskar­

żali oni ubogich ludzi, że im brali z łasa drzewko opałowe. „Ktoście wy ?“ zapytuje je ich landwójt, „ ja was nie znam."

„Jakto mcżliwe," odpowiadają obaj, wymieniając prędko swoje nazwiska. „Przecież nas pan landwójt już częściej do siebie wołał;

przesyłając nam pisane lub ustne rozkazy!"

„Ja was jednak nie znam," odpowiada ten zimno. „A ponieważ [wy mi sami przypominacie, jakoście nigdy żadnego obowiązku obywatelskiego nie chcieli wypełnić, dlatego i ja nie mogę wam żadnego prawa przyznać, szukajcie go, gdzie chcecie!"

Zawstydzeni wychodzą teraz obaj i szukają prawa w wyko­

nywaniu swych własnych obowiązków obywatelskich.

W taki i podobny sposób załatwiał on wiele, wiele podobnych spraw-, łagodząc spory, karząc łajdaków’, ale, nigdy karą pieniężną a nigdy nie biorąc ani halerza ani się dając przekupić. — Szczę­

śliwsze i spokojniejsze były to czasy, te stare dobre czasy, które takich oryginalnych ludzi wydawały.

Po wojnie.

A ch! Boże! nasz Boże! jakże też to będzie, Wojna się skończyła, a wojna jest wszędzie.

Świat się znów na nowo nie może odrodzić, Naród jeden z drugim nie może się zgodzić.

Po wojnie światowej minęły trzy lata, A niema żadnego pokoju dla świata.

A wielcy panowie wciąż radzą i radzą Już sami zwątpili, czy tu radę dadzą.

Siedzą nad ksiażkami, granice rysują, . Go z mozołem zrobią, źli ludzie zepsują.

W latach powojennych był to czas bogaty W różne kompromisy i różne traktaty, Beczkę atramentu pełną wypisali A papieru tyle już spotrzebowali, Zeby nim owinął kulę ziemską całą, A jeszcze by może go coś nadbywało.

Panowie wciąż radzą we dnie a i w nocy, Różne mądre głowy biorą do pomocy, Nawet zawołano też mędrców z Afryki Do tej nad pokojem ważnej polemiki.

Radziły tu głowy i żółte i czarne, Ale wszystko było wysilenie marne.

Ugód najrozmaitszych bywało bez liku W Wersalu, Genewie nawet Wenedyku, W rozmaitych stolicach ugody pisano, Ludy się koniecznie pogodzić starano, Ugodę zerwała wkrótce jakaś strona, Nie pomogły groźby ni punkty Wilsona.

, Któż nam pokój zrobić na świecie pomoże, Jeśli nie zlitujesz się Ty, Panie Boże?

Marya M o c"e k.

SSE SSSSB

Powiązane dokumenty