• Nie Znaleziono Wyników

"Polacy w Petersburgu", Ludwik Bazylow, Wrocław 1984 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Polacy w Petersburgu", Ludwik Bazylow, Wrocław 1984 : [recenzja]"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

tezam i teorii dysocjacji elektrolitycznej. Owocowało to — jak inform uje W. W. S i- n iukow — sw oistą teorią jonowej hydratacji.

A rtykuł ten, podobnie jak teksty J. I. Sołow iew a i A. N. K riwomazowa, w y ­ dobywa z dorobku N. A. Morozowa co celniejsze ujęcia, które znalazły takie czy krne rozw inięcia w św iatow ej literaturze chemicznej. Można natom iast pow ątpie­ wać, czy był to efek t spowodow any w pływ em jego prac. Sądzić m i raczej w y ­ pada, że był on spowodow any tym, iż chem ia św iatow a rozwijała idee analogiczne

do poglądów N. A. M orozowa i to n iezależnie od niego.

O innych pracach, zam ieszczonych w książce, nie będę się tu w ypow iadać, po­ niew aż nie leżą one na lin ii moich profesjonalnych zainteresow ań. K siążkę oce­ niam jako pożyteczną i interesującą przynajmniej z dwóch powodów. Po pierw ­ sze dlatego, że pokazuje zm agania człow ieka borykającego się skutecznie z p rzeciw ­ nościam i losu; po drugie dlatego, że zaw iera sporo inform acji mogących posłużyć do syntetycznego opracowania dziejów teoretycznych badań w dziedzinie chem ii. Biografia N. A. Morozowa dostarcza też w iele interesujących przekazów o epoce, która ciągle — w dziedzinie nauk ścisłych — czeka na sw ego historyka. Sądzę przy tym, że lektura książki może być pouczająca pod niejednym w zględem .

Stefan Zam ecki (Warszawa)

Ludwik B a z y 1 o w: Polacy w Petersburgu. W rocław 1984 Zakład Narodowy im ienia Ossolińskich 473 ss. nlb. 2.

Obszerne dzieło o Polakach w Petersburgu napisał profesor U niw ersytetu W arszawskiego — Ludwik Bazylow. Okazało się ono ostatnim w Jego dorobku naukowym . Gdy pisałem tę recenzję, Profesor jeszcze żył i pracow ał nad k olej­ nym dziełem poświęconym cyw ilizacji rosyjskiej, ale zasłabał n agle i po k ilk u ­ nastu godzinach, 17 stycznia 1985 r., życie zakończył.

Profesor Bazylow (ur. 14 IiV 1915 r. w e Lw ow ie, absolw ent i doktor U niw er­ sytetu Jana Kazimierza) opublikował w iele książek o Rosji X IX i początkach X X w ieku oraz o jej powiązaniach z Polską. N iestrudzony na tym polu, w ostat­ nich kilkunastu latach obdarzył czytelników kilkom a w artościow ym i dziełami, jak choćby: Dzieje Rosji (wyd. 2 Warszawa 1977), Obalenie ca ratu (wyd. 2 Warszawa 1977), Ostatnie lata Rosji carskiej. R z ą d y S tołypina (Warszawa 1972), Społeczeńst­ w o rosyjskie w p ie rw sz e j połowie X I X w i e k u (Wrocław 1973), Syberia (Warszawa 1975). W każdej z nich znajdziem y m niejsze lub w iększe fragm enty poświęcone nauce i ludziom z nią związanych. I każda z tych książek, w ydaw anych w dość w ysokich nakładach, nie poleżała długo na półkach księgarskich. W księgarniach krótko też gościła, w ydana w dziesięciotysięcznym nakładzie, książka, o której chcę coś niecoś napisać.

P olacy w Petersburgu: politycy, poeci, pisarze, dziennikarze, uczeni, lekarze, inżynierow ie, aktorzy, m uzycy, a naw et i sportowcy oraz tysiące bezim iennych robotników i urzędników wtopionych w obce m ilionow e środowisko, próbujący się organizować w przeróżne stow arzyszenia, grupujący się najczęściej w okół kilku parafii katolickich. A jeszcze ci, którzy w padali do „W enecji Północy” na kilka tygodni czy m iesięcy, zw ykle dla załatw ienia tu „u samej góry” rozlicznych in te­ resów: spadkowych, uzyskania koncesji czy zw rotu skonfiskow anych przez władze carskie dóbr rodowych. W szystko to ma na uwadze Ludwik Bazylow. Tem at pod­ jął n iezw ykle rozległy, a i okres, którym się zajm uje, krótkim nie jest. D w a stu­ lecia! N ie ma w ięc sensu w iększego w ypom inać Autorowi, że to i tamto pominął,

(3)

jakiejś ciekawszej w izyty n ie odnotował, że zbyt m ało pisze o działających w sto­ licy nad N ew ą pew nych osobach czy instytucjach.

Polakom , pracującym naukowo w Petersburgu lub kształcącym się w tam tej­ szych w yższych uczelniach, Profesor B azylow pośw ięcił stosunkowo dużo m iejsca, m niej w ięcej piątą część książki, praw ie 100 stron. A przecież o sam ych tylko Polakach studentach i pracownikach naukow ych jednej z kilkudziesięciu uczelni Petersburga, m ianow icie U niw ersytetu Petersburskiego, m ożna napisać odrębną, w cale obszerną książkę..

O czyw iście można, ale tylko w ów czas, gdy przeprowadzi się bardzo żmudne, skom plikow ane i długotrw ałe badania, przede w szystk im archiw alne. Od razu tu powiedzm y, że książka B azylow a o Polakach w Petersburgu, podobnie jak i jego książki w ym ienione w cześniej — poza dziełem Obalenie c a r a t u 1 — n ie są oparte na m ateriałach archiwalnych. Autor, w ytraw ny uczony, zdaje sobie doskonale sprawę, iż można mu z tego powodu czynić ew entualne zarzuty. Z w erw ą, w ła śc i­ w ą dla jego pisarstwa, uprzedza je takim wyznaniem :

„Trudno byłoby pom inąć całkow itym m ilczeniem problem m ateriałów n ie drukowanych, przynajmniej w sensie w yjaśniającym . N ie należy sobie bowiem wyobrażać, że w archiwach leningradzkich czekają na klien tów dziesiątki szaf z etyk ietam i «Polacy w Petersburgu», «Polacy w Piotrogrodzie», i tylko brać, w y ­ pisyw ać, dawać do przedruku i w zbogacać naukę. N ie ma takich zespołów archi­ w alnych — trzeba by prowadzić długie poszukiw ania i m ieć w ielk ie szczęście, żeby znaleźć jeszcze parę nieznanych nazw isk, często też bez pew ności, że chodzi rzeczyw iście o Polaków. M ogłyby n iek ied y coś w n ieść akta osobowe, ale chyba tylko do artykułów przyczynkow ych o bardzo w ąskiej tem atyce. A utorow i pracy poświęconej całokształtow i zagadnień nic lub bardzo n iew iele przyjdzie z tego, że będzie o jakiejś średniej osobistości w iedział n a w e t trzy razy w ięcej niż w ie ” (s. &— 9).

Można byłoby zaryzykować i stw ierdzić, że w ła ściw ie Autor nic w swej książ­ ce nowego n ie napisał, niczego n ie odkrył. W ykorzystał tylko dorobek sw ych po­ przedników, przeczytał m nóstw o przyczynków, wspom nień, w ypisał w iele szczegó­ łów z różnych książek pośw ięconych osobistościom, w ynotow ał ze słow n ików bio­ graficznych — już w cale licznych, a głów n ie z Polskiego słow nika biograficznego — potrzebne m u inform acje, od czasu do czasu zajrzał do gazet i czasopism z opisyw anego okresu. I w szystko to uporządkował, scalił, skom entow ał, przypa­ sow ał do w ym yślonej konstrukcji, opartej na zasadach chronologii, rzucając ten obfity m ateriał na tło ogólnego rozwoju stolicy Rosji w powiązaniu z w arunkam i politycznym i i ekonom icznym i w cesarstw ie. Czy to mało? Sądzę, że ogrom nie dużo.

K siążka Bazylowa o Polakach w Petersburgu będzie zapewne ch ętn ie czytana, choć faktografii, dat i nazw isk w n iej w iele, a le w szystko to podane jest w spo­ sób przejrzysty i przystępny, o co — jak m i się w ydaje — Autor szczególnie za­ dbał. U żyw a on języka barwnego, klarow nego, okraszonego często anegdotą i dow ­ cipem z przym ieszką złośliw ej ironii; w ielu taką lekturę bardzo lubi, będą jednak i tacy, których mogą irytow ać niektóre w yrażenia Profesora — n iek ied y ociera­ jące się w łaściw ie już o język potoczny. Rzucają się też w oczy krótkie kom enta­ rze odautorskie, m niej lub w ięcej dowcipne, nieraz ograniczające się do jednego dosadnego w yrażenia.

Jak już w spom niałem , Autor stosunkowo dużo pisze o Polakach pracujących naukowo w Petersburgu. W iększe fragm enty p ośw ięcił m iędzy innym i: Janow i

1 W dziele tym Bazylow w ykorzystał w dużym zakresie przechow yw ane w ar­ chiw ach M oskwy i Leningradu akta policji i osław ionej „ochrany”, k ancelarii R a­ dy M inistrów i Dum y Państw ow ej.

(4)

Potockiem u, Żegocie O nacewiczowi, A leksandrow i C hodkiew iczowi, Ignacemu D a- niłow iczow i, Józefow i Sękow skiem u (prawie 10 stron!), Rom uladowi Hubemu, Jó­ zefow i M ianowskiem u, S tan isław ow i Ptaszyckiem u, W łodzim ierzowi S pasow iczo- wi, Janow i Baudouinow i de Courtenay, Tadeuszowi Zielińskiem u, Leonowi P etra- życkiem u. Z in stytu cji naukow ych polskich lub z Polską ściśle związanych Bazy- low najwięcej pisze o R zym sko-K atolickiej A kadem ii Duchow nej, o losach w y ­ w iezionej do Petersburga B iblioteki Załuskich oraz o Związku Polskim Lekarzy i Przyrodników (przy czym praw ie zaw sze praw idłow o podaje n azw ę tego stow a­ rzyszenia, czego — n iestety — nagm innie n ie czynią inni autorzy wspom inający ów Związek), a także o Polskim T ow arzystw ie M iłośników H istorii i Literatury. K ilkanaście stron w sum ie dotyczy P olaków w w yższych uczelniach petersbur­ skich, w tym n iem al połow ę zajm ują inform acje o Polakach w Petersburskim Instytucie Technologicznym . W szystkie te spraw y są znane i już w ielokrotnie opisyw ane, choć n ie zawsze w publikacjach łatw o dostępnych czytelnikow i.

Jeśli chodzi o tem atykę zw iązaną z dziejam i nauki polskiej w Petersburgu, to zauw ażyłem stosunkowo m ało potknięć faktograficznych. Oto one: Józef M ia­ now ski był profesorem terapii szpitalnej, a n ie fizjologii; Józef Łukaszewicz nie był profesorem Instytutu Geologicznego — uczelni o takiej n azw ie w Petersburgu n ie było (chodzi zapewne o Instytut Geograficzny); Henryk M erczyng n ie był pro­ fesorem , ani też w ykładow cą, w Instytucie Górniczym; W ładysław K otwicz nie był „akadem ikiem ”, tj. członkiem rzeczyw istym Akadem ii Nauk w Petersburgu, w ybrano go (w 1923 r.) jedynie członkiem korespondentem tej instytucji; Edward K ow erski i Zygm unt W oysław n ie b yli profesoram i Instytutu Górniczego, ale tylko w ykładow cam i (w system ie organizacji szkolnictw a w yższego w R osji roz­ różnienie tych stanow isk jest istotne); Stan isław Łoskiewicz w ykładał w In stytu ­ cie Technologicznym w latach 1886—1912, a nie — jak podaje B azylow — w latach 1890—1910; Kazim ierz Sm oleński rozpoczął w ykłady w tejże uczelni w 1907 r., a w ięc w trzy lata później od podanego roku przez Bazylowa; o ile m i wiadom o K ierbedź n ie w ykładał w Instytucie Górniczym, w każdym razie jego nazw isko nie pojaw ia się w oficjalnych spisach profesorów i w ykładow ców tej uczelni; n ie po­ twierdzają też archiwalne akta osobowe inform acji o studiach Stanisław a Szczepa­ na Zaleskiego na U niw ersytecie Petersburskim , a K sawerego Praussa w Instytucie Technologicznym (pierwszy ukończył Cesarski U niw ersytet W arszawski, a n astęp ­ n ie na dłuższy okres zw iązał się z U niw ersytetem Dorpackim; Prauss natom iast stud iow ał w innej uczelni petersburskiej: Instytucie Górniczym). Razi też w ielo ­ krotnie używ ana nazwa uczelni krakowskiej — A kadem ia Górniczo-Hutnicza, nazw a dopiero przyjęta od 1949 r., Autor zaś ma na m yśli m iędzyw ojenną A ka­ dem ię Górniczą.

Z kilkom a stw ierdzeniam i czy sugestiam i Bazylowa o niektórych osobach, przede w szystkim ich stosunku do polskości, można byłoby dyskutować, w ydają się bowiem zbyt apodyktyczne, jednostronne. Autor w sw ej książce w iele razy domaga się — i słusznie — umiaru i dostrzegania różnych, jakże skom plikow a­ nych uw arunkow ań w tych sprawach. Naw ołuje, aby „nie rozszczepiać w łosa na czw oro”, a mimo to zdarza mu się takie rozszczepianie.

Chodzi tu m iędzy innym i o wybitnego filologa klasycznego Tadeusza Z ieliń­ skiego, który przed I w ojną św iatow ą m iał n iechętn ie przyznawać się do polsko­ ści, używ ał im ienia w brzmieniu rosyjskim Faddiej z otieczestw em Francewicz, a w okresie II w ojn y św iatow ej „niestety” w yjech ał z W arszaw y do N iem iec. Pow ołanie się na św iadectw o autora pięknych reflek sji literackich o Petersburgu — Jarosława Iw aszkiew icza — jest absolutnie niew ystarczające. To n ie żaden do­ wód, żadne źródło. Ani Iw aszkiew icz nie m ieszkał w Petersburgu, ani też nigdy 'v tym m ieście n ie bywał. Po raz pierwszy — i chyba jedyny — zobaczył dawną

(5)

stolicę Rosji m ając 77 lat czyli w 1971 r . 2 N atom iast — o czym Autor zapew ne doskonale w ied ział — w szyscy P olacy pracujący w Rosji i publikujący po ro sy j­ sku oficjaln ie u żyw ali im ion i „otieczestw ” w ed łu g zw yczaju rosyjskiego. Faktem jest jednak, że Zieliński do początków X X w . n ie utrzym yw ał bliskich k ontaktów z nauką polską, ani też polską kolonią w Petersburgu, co jeszcze nie znaczy, że w ypierał się polskości. Można powiedzieć, że w racał do niej powoli, św iadom ie, zw ażyw szy choćby to, że od dziesiątego roku życia w ych ow yw ał się poza dom em rodzinnym, a n astępnie studiow ał i pracował w środow iskach całkow icie inie p ol­ skich. Tym w ięc bardziej zasługuje na podkreślenie, że gdzieś około 1905 r. za­ czął się Zieliński integrow ać z petersburską Polonią, naw iązał kontakty z filo lo ­ gam i polskim i w zaborze austriackim , a w czasie I w ojn y św iatow ej stał się jed ­ nym z naj czynniej szych działaczy w polskim środowisku nauk ow ym Piotrogradu (między innym i w spółtw órca i prezes Polskiego T ow arzystw a M iłośników H istorii i Literatury, w icedyrektor W yższych K ursów Polskich). Być może, że znaczną rolę w dojściu ak tyw nym Z ielińskiego do polskości odegrał przybyły do Petersbur­ ga jesianią 1900 r. Baudouin de Courtenay, z którym Zieliński przez w ie le lat stykał się na U niw ersytecie Petersburskim (obaj b yli profesorami zw yczajnym i na W ydziale Historyczno-Filologiczmym ) i u którego b yw ał w domu.

W ostatnich latach życia, w B aw arii — do której, po zburzeniu w e w rześniu 1939 r. m ieszkania w arszaw skiego, w yw iozła go opiekująca się nim córka (uczony m iał w ów czas 80 lat) — Z ieliński dał też w iele dowodów sw ego przyw iązania do polskości, a n aw et m iło śc i8 do kraju, w którym spędził m niej niż czwartą część sw ego życia.

Można też dyskutować, czy b yły członek Zgromadzenia F ilaretów w ieleń skich , w yb itn y orientalista Józef K ow alew ski „zatracił polskość zupełnie w ostatnim okresie życia”. Przytoczony przez B azylow a fragm ent pam iętnika Juliana B arto­ szew icza jako dowód tego stw ierdzenia jest n ie w ystarczający, jak też przypom ­ n ienie „o całkow itej rosyjskości” syna orientalisty, malarza Paw ła K ow alew skiego. N ie ma, a przynajm niej takiego nie znam, faktu w yparcia się przez K ow alew ­ skiego pochodzenia polskiego, ani też jakiegokolw iek lżenia polskości przez niego, podobnego, jak czynił to, na przykład inny orientalista zw iązany sw ą m łodością z W ilnem, Józef Sękow ski. Ostatnie lata K ow alew skiego nie b yły łatw e dla n ie ­ go. W Szkole Głównej W arszawskiej — do której się przeniósł z Kazania, pozo­

2 J. I w a s z k i e w i c z : Petersburg. W arszawa 1976 s. 51. Fragment, czy ra­ czej fragm encik, który Iw aszkiew icz pośw ięcił Zielińskiem u, ja nieco inaczej od­ czytałem n iż Profesor Bazylow. Pam iętać należy, iż w iedza pisarza o Z ielińskim z okresu petersburskiego pochodziła z zasłyszanego niegdyś lub przeczytanego. A w sw oim życiu Iw aszkiew icz obracał się w tow arzystw ach interesujących i n a­ słuchał się m nóstw a historii od starszych, anegdot, plotek, w spom inków . Jest to m ateriał dla pisarza bardzo interesujący, dla uczonego także — jednak po bardzo dokładnej w eryfikacji. Zresztą Iw aszkiew icz w sw ych refleksjach w yraźnie m ów i o Zielińskim jako o „w ielkim Polaku”.

3 Św iadczy o tym m.in. w yznanie uczonego, w yrażone w przedm owie — za ty ­ tułow anej Tęsknota, a mającej charakter „testam entu i spowiedzi” — do dwóch ostatnich tom ów jego dzieła Religje św iata starożytnego, napisanych (i dotych­ czas n ie opublikowanych) w Baw arii. Pozw olę sobie przytoczyć jeden z fragm en­ tów tej przedm owy: „Był jednak Polakiem i, tęskniąc za Ojczyzną, odczuw ał w y ­ łącznie ją, polską tęsknotę. I owocem jego tęsk noty był — P an Tadeusz. I ja też jestem Polakiem , chociaż, niestety, n ie M ickiewiczem . I ow ocem m ojej tęsknoty tu, na tym nie bruku, lecz asfalcie górnobawarskiej w iosk i jest niniejsza książka”. Cytuję z m aszynopisu przechow ywanego w Leningradzkim Oddziale A rchiw um AN ZSRR, f. 9771 op. 1 d. 14 k. 2. Przedm owa n osi datę 22 X II 1943. Inny egzem ­ plarz tej przedm owy, wraz z ostatnim i tom am i (V i VI) Religii św ia ta , przecho­ w yw an y jest w Oddziale R ękopisów Biblioteki U niw ersytetu W arszawskiego. Por. M. P 1 e z i a: „Dziecię niedoli’’. Ostatnie dzieło Tadeusza Zielińskiego. „Analecta C racoviensia” 1983 s. 355—366.

(6)

staw iając tam rodziną i stanowisko rektora u niw ersytetu — n ie uzyskał katedry w swej specjalności, w ogóle w uczelni tej języków orientalnych nie nauczano. W ykładał w ięc historię powszechną, przedm iot praw ie mu obcy. W W arszawie m iał nadzieję opracow yw ać przyw iezione z Kazania m ateriały orientalistyczne, ale w szystk ie one spłonęły w okresie pow stania styczniow ego. Spłonął też rękopis jego sześciotom ow ego dzieła Podróż do Chin i Mongolii w latach 1828—1831, które bez­

skutecznie w cześniej starał się w ydać po polsku.

K ow alew ski, n ie m ając w W arszawie żadnego naukowego środowiska orienta- listycznego, samotny, rozgoryczony, in telektualn ie już w ła ściw ie „jałow y”, nudnie „odklepyw ał” w ykłady, do których n ie m iał serca. Fakt, że w Szkole Głównej w ykładał po polsku, a w Cesarskim U niw ersytecie W arszawskim po rosyjsku, n ie św iadczy, iż „zatracił polskość zupełnie”, a jed ynie tylko to, że podporządkował się narzuconym przez w ładze rygorom, podobnie jak m usieli to uczynić w szyscy pracujący w tej uczelni Polacy, rów nież b yli w ykładow cy Szkoły Głównej. P raw ­ dą jest natom iast, iż w W arszawie K ow alew ski nie obnosił się zbyt m anifestacyj­ n ie ze sw ą polskością ani też n ie n aw iązyw ał do szczytnych ideałów swej młodości (choć z żyjącym i przyjaciółm i w ileńsk im i utrzym yw ał kontakty, a A ntoni Odyniec w pisze mu się w 1865 r. do sztambucha: „Po 40 latach kocham Cie równie szcze­ rze, rów nie serdecznie, jak daw niej”). A tego m łodzież polska n ie m ogła m u w y ­ baczyć, jak rów nież i tego, że posłusznie w ypełn iał polecenia władz, chcąc być lojalnym profesorem -urzędnikiem u niw ersytetu rosyjskiego w W arszawie.

Chyba też K ow alew ski nie pośw ięcał w iele uw agi sw ym dzieciom, pozosta­ w iając całkow icie ich w ychow anie swej żonie, 'prawosławnej Rosjance. Obu jego synów, malarza i chirurga, profesorów uczelni rosyjskich, do Polaków zaliczyć nie m ożna. Dajm y jednak tem u spokój, tym bardziej, iż fragm ent p ośw ięcony K ow a- leskiem u n ie n ależy w łaściw ie do tem atu książki, zw iązki jego bow iem z Peters­

burgiem b yły n ikłe i tylko raczej pośrednie.

W reszcie n ależy w spom nieć o szacie graficznej książki. Kolor papieru n ie jest typow y, jaskraw o-żółty, a przede w szystkim w ielk a liczba w łam anych w tekst ilustracji, aż 203, z których 28 — to portrety uczonych, a 12 przedstawia budynki różnych instytucji naukow ych (głów nie uczelni wyższych) lub z nauką blisko zw ią­ zanych. Szkoda, że w spisie ilustracji n ie zaznaczono, skąd one pochodzą, z jakich publikacji je reprodukowano, gdzie przechow yw ane niektóre oryginały. Wzmianka: „zdjęcia z Biblioteki U niw ersytetu W arszaw skiego” i „ze zbiorów pryw atnych autora” — moim zdaniem — w publikacji naukowej jest daleko nie w ystarczająca.

J e r zy Róziewicz (Warszawa)

N. S. C z o c z i a, A. A. D m i t r i j e w a, N. G. K o n k i n a: S tanisław Wi- k ie n tjew icz Kalesnik. Izd. Leningradskovo U niw iersitieta, Leningrad 1983 ss. 112. Publikacja dedykowana jest w ybitnem u geografow i radzieckiem u polskiego pochodzenia, S tan isław ow i K alesnikow i, który zm arł w 1977 r. Składa się ona z ośm iu zasadniczych rozdziałów. W pierwszym nakreślono dość obszernie życiorys profesora. Z tekstu dowiadujem y się m iędzy innym i, że urodził się on 23 stycznia 1901 r. w Petersburgu, dokąd jego ojciec, W incenty, wraz z m atką Józefą i troj­ giem dzieci przenieśli się z dawnej w ileńsk iej guberni. Jako P olacy byli w y ­ znaw cam i religii rzym skokatolickiej i dlatego zapew nili synow i elem entarną naukę w petersburskiej niższej szkole katolickiej, m ieszczącej się w ów czas na W yspie W asilew skiej. K olejny etap edukacji naszego rodaka — to gim nazjum ukończone

Cytaty

Powiązane dokumenty

T proletariackie, aby mogły one 'v 5Wym zwartym szyku wcielić bojo- rewolucyjne tradycje i cele klasy Robotniczej, jako całości.. W przeciwstawieniu do innych

Również sekw encje tRNA archebakterii za sa ­ dniczo różnią się od sekw encji tRNA z innych organizm ów (np. trójka iJnpCm, zam iast trójki TtyC* w ramieniu

M orfologia igliwia, a także stan pędów i gałęzi drzew iglastych jest wygodnym i standardow ym biow skaźnikiem dla oceny imi- pji skażeń z atm osfery..

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

szych przestrzeni. Z tego też powodu, w obu działach, badania ześrodkowują się na poznaniu granic występowania, możliwie jaknaj większej ilości form i warunków,

powiednio przez wyrazy: emisya i ondu- lacya, które znów, ja k to wskazał Bur- ton, mogą być ostatecznie identyczne, jeśli materya składa się z figur wysiłu

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-

Znaleźć największą liczbę n ∈ N, dla której umie Pan/i pokazać, że dla każdej nieparzystej m < n, jeśli |G| = m, to G jest