PL ISSN 0419-8824
Jan B aszkiew icz
W a rs z a w aFrancja w św iecie XX w.
F rancja „pięknej ep o k i” m iała na ogół d o b re sam opoczucie. Klasy dom inujące e k o n o m icznie i elity polityczne skłonne były m niem ać, że — ja k śpiew a się w Marsyliance — „nadszedł o to dzień chw ały”. Tak droga później generałow i de G au lle ’owi grandeurfrancçaise m iała przecież wym iar najzupełniej dosłowny: im p eriu m kolonialne, u p ro g u Trzeciej R e p u bliki liczące ok. 900 tys. km 2, pow iększyło się do 1914 r. dw unastokrotnie (10,6 m ln km 2, 55 m ln ludzi). Pozw alało to łatwiej godzić się z „krwaw iącym w yłom em w W ogezach”, tzn. z u tra tą A lzacji i L otaryngii. To dotkliw e u p o k o rzen ie n arodow e nie było zresztą p o strze gan e ja k o nienapraw ialne: p o d koniec X IX w. repu b lik ań sk a F rancja zd o łała wyjść z izolacji politycznej w m onarchicznej E u ro p ie dzięki sojuszow i (nie tylko politycznem u, także m ilitar nem u) z Rosją. Sojusz to n a d e r wstydliwy z p u n k tu w idzenia d em o k ra tyczno-republikańskiej cnoty, daw ał on je d n a k F rancuzom solidne poczucie bezpieczeństw a w obliczu rosnącej potęgi zjednoczonych N iem iec. W zm ocniła to poczucie bezpieczeństw a zręczna polityka m inistra spraw zagranicznych Teofila D elcassé: se k re tn e p o ro zu m ien ie z W łocham i (1902) i, p rzed e wszystkim, o d ro d zen ie p o sześćdziesięciu latach „serdecznej zgody” z W ielką B rytanią (1904). Było to zu p e łn e odw rócenie sytuacji z pierw szych dwu d ek a d Trzeciej R epubliki, lekcew ażonej wówczas arogancko n a politycznych salonach Europy.
Jej dem okratyczny system utrw alił się ju ż solidnie m im o niedostatków obywatelskiej kultury Francuzów . W yszedł cało z trudnych p ró b , ze skandali korupcyjnych k o m p ro m itu ją cych sp o rą część klasy politycznej; z niedołężnych, na szczęście, p ró b puczu m ilitarystów i nacjonalistów , rodzącej niebyw ałe zacietrzew ienia sprawy D reyfusa, konfliktu z K ościołem . W szystkie te zaw irow ania szczęśliwie nie przekraczały w ytrzym ałości instytucji dem okratycz nych Trzeciej R epubliki. N ie prow okow ało też politycznego chaosu tradycyjne ju ż we Francji rozczłonkow anie p a rtii i orientacji oraz zw iązana z nim ściśle, o b racająca się z zaw rotną szybkością „k aru zela” zm ian rządowych. S centralizow ana, lecz k o m p e te n tn a b iurokracja i stosunkow o duża sta b iln o ść klasy p o lity cz n ej, zd o ln ej do sensow nych ko m p ro m isó w , za p o b ie g a ły an a rc h iz a c ji życia p u b lic zn e g o . W całej E u ro p ie zw olennicy id e i re p u b lik a ń skich i d em o k ra ty cz n y ch z z a z d ro śc ią sp o g lą d a li n a u stró j F rancji. W p o c z ą tk a c h X X w. ta k ż e so c ja ld e m o k ra c i, osobliw ie niem ieccy, byli w w iększości p rze św iad c zen i, ż e po zw ycięstw ie rew olucji p ań stw o , k ie ro w a n e p rz e z p a rtię socjalistyczną, przybierze kształt republiki p arla m en tarn ej na w zór francuski, z plu ralizm em politycznym i obszernym k atalo giem praw i w olności obyw atelskich.
B udziła też podziw i zazdrość F rancja „pięknej ep o k i” ja k o m ocarstw o kulturow e. C h a rakterystyczna dla fin de siècle’u była w ielobarw ność i ruchliwość francuskiej sztuki. To czas zarów no śm iałych innow acji, szokujących niekiedy poszukiw ań, ja k i odnaw iania tradycji. Ledw ie F rancuzi p rze k o n ali się do m alarskiego im presjonizm u, który staw ał się klasyką, a już pojaw ili się m istrzow ie nasyconych kolorów i w yraźnego k o n tu ru (van G ogh, G auguin, B raq u e, C ézanne). T ę orientację kontynuow ali fowiści (M atisse, V lam inck). Jeszcze dalej poszedł H iszpan i F rancuz z w yboru, Picasso, oraz kubiści (znów B raque, po nim L éger i M arcoussis). A p o d k oniec pięknej epo k i pojaw ia się ju ż m alarstw o abstrakcyjne. K om u nie odpow iadały te ekstraw agancje, m ógł w ybrać tradycyjny ak adem izm lub św ietne m alarstw o naiw ne C elnika R ousseau.
P odobne rozdw ojenie w architekturze: m ożna w ybrać b ard z o oryginalną i śm iałą, neoba- rokow ą secesję — albo w ytw orny neoklasycyzm p roponow any p rzez braci P erret. N ie inaczej w m uzyce, k tó ra oferow ała w spaniały „now oczesny klasycyzm” D ebussy’ego i m łodego Rave- la, ale także „barbarzyńską” aw angardę (w łaśnie ściągnął był do F rancji wielki Strawiński). W te a trz e g atunki tradycyjne: postrom antyczny d ra m a t R ostanda, kom edia nie tylko bulw a row a — zderzały się z fascynującym i wysiłkam i odnow ienia sztuki te atraln ej i re p e rtu a ru (A ntoine, L u g n é-P o e , C o p eau ). Pojawiły się św ietne talenty poetyckie anarchizujące, roz w ichrzone, dynam iczne (L arb au d , C endrars, a p rze d e wszystkim A po llin aire) — i dojrzały klasycyzm C laudela oraz Valéry’ego. Słabnący ju ż g atu n ek pow ieści naturalistycznej ratow ał m łody M a rtin du G ard , pojawiły się już w szelako rew elacyjne zapow iedzi zu p ełn eg o o d n o w ienia sztuki pow ieściopisarstw a (m łodo zm arły A la in -F o u rn ie r i zwłaszcza M arcel Proust). O ddaw ano h o łd nauce, k tó ra o dnosiła w spaniałe sukcesy w p o d n o sz en iu jakości ludzkiego życia (sym bolem takiej jej roli stał się zm arły p o d sam koniec w ieku L ouis P asteu r). M ocna była ten d en c ja tw orzenia wielkich syntez naukow ych. Je d n ak ż e dom inacja racjonalizm u i scjentyzm u nie je st bezw zględna: znaczny był ju ż wpływ B ergsona, rzecznika pozn an ia intuicyjnego. P o d obny du alizm ujaw nił się w refleksji n a d sp ołeczeństw em i polityką. W ugruntow anym ju ż system ie republikańskim dem okracja, parlam entaryzm , w olności indy w idualne stanow ią solidną tradycję. A le nie są czymś niewzruszonym , b o tradycję tę kw estio n u ją zarów no oryginalni m yśliciele anarchizujący (m.in. G eorges Sorel), ja k i now oczesny konserw atyzm pow racający do tradycji wcześniejszych: kultu dyscypliny społecznej, m onar- chizm u, idei „w ielkiego n a ro d u ” (M aurras, B arrès).
Sprzyjało dem okratycznej stabilności Trzeciej R epubliki obniżenie poziom u konfliktów socjalnych: p ła c e ro b o tn ic z e rosły pow o li, lecz sta le , p u b lic z n a e d u k a c ja to im p u ls dla p ro m o c ji sp o łe cz n ej „niższych k la s” , d o b ra k o n iu n k tu ra ek o n o m ic z n a (z k ró tk im i je d y n ie z a ła m a n ia m i) zm n ie jsz a ła p o cz u cie n ie p ew n o śc i b y to w an ia i s tra c h p r z e d b ez ro b o cie m . N ie b rak o w ało w praw dzie pow odów do niezadow olenia społecznego ta k w m iastach, ja k i na wsi, co prow okow ało niekiedy gw ałtow ne konw ulsje (u schyłku X IX w. „czarny te rr o r” a n a r chistów, od 1905 r. w ielkie fale strajków robotniczych i zam ieszek chłopskich, pojaw ienie się bezkom prom isow ego „rew olucyjnego syndykalizm u”, 1906). Psuło to klim at społeczny, nie spychało je d n a k k raju n a kraw ędź katastrofy. Przyszła ona z zew nątrz, w p o staci W ielkiej Wojny.
N ie spraw dziły się w ięc nadzieje, że la belle époque stanow i zaliczkę na w spaniały, p o k o jowy, k ulturalny i zam ożny w iek X X . D aw ała im w yraz efektow na W ystawa Światowa w Paryżu u p ro g u stulecia, w 1900 r. W n e t p o te m przyszła „pierw sza zim na w o jn a” : w zm ożony wyścig zbrojeń, kryzysy m aro k ań sk ie i b ałkańskie. A p o nich — W ielka W ojna.
Jej wybuch nie unicestw ił optym izm u: nie było we F rancji patriotycznej euforii, ale obawy m ieszały się z determ in acją i w iarą w sukces. N iem cy to przeciw nik silniejszy i liczbą ludności, i p o te n cja łe m przem ysłow ym ; w szelako F rancja — inaczej niż w 1870 r. — n ie była osam o t niona. B ardzo liczono n a siłę dem ograficzną R osji i n a p o tę g ę przem ysłow ą W ielkiej Brytanii. P roklam ow ano „świętą je d n o ść” (union sacrée) wszystkich klas i partii. N ie w ierzono, że konflikt przeciągnie się n a cztery la ta z górą i p o ch ło n ie m ilionow e ofiary oraz gigantyczne środki m aterialne.
W ciągu owych czterech lat optym izm wygasł, św ięta je d n o ść się załam yw ała, ofiary budziły p rzerażen ie. Starczyło je d n a k determ inacji i w D n iu Zwycięstwa — do dzisiaj się o nim we F rancji uroczyście p am ięta — w ierzono, iż ta w ojna stan ie się „o statn ią z o sta tn ic h ”. P ro k la m ow ano „triu m f w ielkich dem okracji Z ac h o d u ” . S ądzono zresztą, że w ojennej hekatom by m ożna było uniknąć, gdyby nie zaw iodły elity rządzące i p an u jąc e klasy, nie p o d d a n e dość skutecznej k o n tro li swoich społeczeństw . R e ce p tą na nowy, lepszy i pokojow y świat stać się w ięc m iało hasło „więcej d em okracji”, „dem o k racja dla w szystkich”.
Także więcej dem okracji społecznej. Po długich latach w ojennej dyscypliny n astąp ił efekt dekom presji: strajki, ostro d o tą d rep resjo n o w an e i rzadkie, p o 1918 r. rozlały się w ielką falą. W śród m ilionów zdem obilizow anych żołnierzy więcej było frustracji niż euforii. R z ąd u stę p o w ał rew indykacjom socjalnym , ro zładow aniu n apiętej do granic w ybuchu sytuacji posłużyło także, w 1920 r., rozdzielenie się p artii socjalistycznej na n u rt socjaldem okratyczny i silny z p o czątk u n u rt kom unistyczny m oskiewskiej obediencji. W n e t pójdzie za tym rozbicie p o tę ż nej cen trali związkowej, CGT. Powody do społecznego p ro te stu znikać b ęd ą pow oli, lecz w fabrykach będzie dość spokojnie.
W ygrać w ojnę było p iekielnie tru d n o ; rów nie tru d n e okazało się w ygranie pokoju. F rancja odzyskała A lzację i L otaryngię, ale nie d ostała Saary. B ardzo w ydatnie o słabiono m ilitarnie Niem cy, zneutralizow ano lewy brzeg R enu. A le nie u dało się F rancji utrzym ać zapow iadanych gw arancji brytyjskich i am erykańskich na w ypadek niem ieckiej agresji, a Liga N arodów od p o czątk u zo stała w ydatnie osłabiona nieobecnością w ielu ważnych państw . M im o klęski N iem cy p o zo sta ły p o tę g ą e k o n o m ic z n ą i d e m o g ra ficz n ą; p o d m in o w a n e te ż były n a c jo n a liz m e m i rew an ży zm em z je d n e j, k o m u n iz m e m z d rugiej strony. R a d zieck iej R osji oczy w iście n ie p o strz e g a n o w e F ra n c ji ja k o przeciw w agi dla N iem iec ; re a se k u ra c ji za cz ęto szu k ać w E u ro p ie Środkow ej: w C zechosłow acji, Jugosław ii, R um unii („M ała E n te n ta ”), a p rze d e wszystkim w Polsce. F rancuzi m usieli je d n a k na k o nferencji pokojow ej ulec naciskom A nglosasów i zgodzili się na niekorzystne dla Polski rozstrzygnięcia, m.in. w kwestii G dańska i G ó rn eg o Śląska.
D otkliw ym rozczarow aniem stały się losy niem ieckich rep aracji w ojennych. Straty Francji były olbrzym ie: zginęło 1,4 m ln żołnierzy, w zrosła śm iertelność w śród ludności cywilnej, dram atycznie spadła liczba uro d zin (nie rekom pensow ało tych ubytków odzyskanie A lzacji i L otaryngii). W ysoko uprzem ysłow iona F rancja północnow schodnia leżała w gruzach (straty oblicza się dzisiaj n a ok. 30 m ld franków w złocie). P rz ed 1914 r. F rancja m iała rep u tację m iędzynarodow ego lichwiarza: jej zagraniczne w ierzytelności wynosiły ok. 45 m ld. W ielka część tych należności (m.in. pożyczki dla Rosji) okazała się nieściągalna, w ojna zaś zadłużyła F rancję (głów nie w U SA ) na sum ę 35 mld. F in an se publiczne obciążyły zobow iązania w obec ofiar wojny. P ocieszano się form ułą, że „N iem cy wszystko za p ła c ą ”. A le Niem cy, p ogrążone w kryzysie, płaciły n iereg u larn ie kwoty o k reślone przez kom isję m iędzynarodow ą znacznie poniżej (fantastycznie w ygórow anych) francuskich oczekiwań. N ie p o m a g ała ani m iękka polityka w obec N iem iec (B riand, 1922), ani polityka tw arda, a naw et aw anturnicza (Poincaré,
1923: okupacja zagłębia R uhry). O statecznie, p o całej serii kulawych kom prom isów okazało się, że niem ieckie rep a ra cje były w ielką iluzją: w sum ie F rancuzi dostali tro ch ę p o n a d 7 m ld m a re k w złocie. N ie u d ało im się przy tym pow iązać z rep a ra cja m i spłaty w łasnych długów zaciągniętych w USA.
N ie było n ato m ia st iluzją, lecz ryzykowną rzeczywistością zbliżenie z N iem cam i. „Linia B ria n d a ” zwyciężała. F rancja szukała gw arancji bezpieczeństw a w system ie Ligi N arodów , w precyzow aniu reguł solidarnej obrony p o k o ju i pow szechnego rozbrojenia. W szystko to to n ę ło w p o to p ie retoryki, bo m ocarstw a m iały w tej m a terii b ard z o o dm ienne w yobrażenia. Toteż F rancuzi zaczęli się odw racać od idei bezpieczeństw a pow szechnego i roić o „bezpie czeństw ie podzielonym ” , „regionalnym ” . N iefortunnym tego re z u lta te m stało się L ocarno. N a k onferencji lokarneńskiej (październik 1925) zgodzono się przekreślić podział n a zwycięz ców i zw yciężonych, dopuścić N iem cy do „k o n c ertu m ocarstw ” i do Ligi N arodów . G ranice N iem iec z F rancją i B elgią zadeklarow ano ja k o absolutnie n ien aru szaln e (z gw arancją W iel kiej B rytanii i W łoch). A le N iem cy odm ów ili uznania „absolutnej nienaru szaln o ści” granic z Polską i C zechosłow acją (wykluczono tylko ich rew izję przy użyciu siły). O słabiło to w artość sojuszów Paryża z W arszawą i Pragą.
W yobrażano sobie we Francji, że Pakt reński zaw arty w L o ca rn o uch ro n i N iem cy od „zarazy ta k nacjonalizm u, ja k i k o m unizm u” , odciągnie N iem ców od zbliżenia z Z S R R („po lityka R a p allo ” ), a naw et zapoczątkuje e rę ogólnego p o je d n an ia i rozbrojenia. Traum atyczne dośw iadczenia W ielkiej W ojny przetrw ały przez cały okres m iędzyw ojenny i skłaniały do szukania szans dla pacyfizm u. N ie tylko zresztą dyplom atycznych: F rancja rozbudow yw ała swą p o tę g ę m ilitarną — silną flotę (m inister Leygues) i p o tę ż n e fortyfikacje na granicy z N iem ca m i (m inister M aginot). Je d n ak że, ja k pisał p o te m L eo n Blum , „w zm acniano sta rą arm ię zam iast śm iało tworzyć arm ię now ą”. P otężna flota nie m iała odegrać w w ojnie istotnej roli, linia M ag in o ta nie ch roniła F rancji od strony Belgii (choć jej n eu tra ln o ść Niem cy już raz pogwałciły, w 1914 r.), a złudzenia co do francuskiej „pierwszej arm ii św iata” prysły żałośnie w 1940 r.
D o b re sam opoczucie w racało w szakże F rancuzom u schyłku „szczęśliwych lat dw udzie stych”. O d 1926 r. kapitalizm stabilizow ał się w krajach wysoko rozw iniętych, k o n iu n k tu ra się popraw iała. P ro d u k t narodow y w 1913 r. to 43 m ld franków w złocie; w 1929 r. wyniósł już 59 m ld. O d 1926 r. fra n k został ustabilizow any, ceny przestały rosnąć, ciężar długu publiczne go zelżał. P rzestał się też kręcić koło w ro tek rządowy: gabinet P oincarégo p rzetrw ał p rzez całe trzy la ta (1926-1929). To re k o rd całej historii Trzeciej R epubliki. R z ąd p re m ie ra Tardieu (1929-1930) rep rez en tu je politykę światłej praw icy i form ułuje am bitny p ro g ra m m o d e rn iza cji socjoekonom icznej w dynam icznym , am erykańskim stylu, a także reform y ustrojow ej, w zm ocnienia w ładzy wykonawczej. S tosunki m iędzynarodow e F rancji w ydają się spokojne i ustabilizow ane.
W tej sytuacji W ielki Kryzys stał się dla F rancji grom em z jasn eg o nieba. N ie dostrzeżono go zresztą od razu. G dy inne kraje m usiały ju ż zam ykać swe rynki, F rancja jeszcze znajdow ała zbyt dla tow arów w koloniach; skutki załam an ia osłabiało duże jeszcze rozp ro szen ie fran cu skiej produkcji. A le te ż kraj wychodził z zapaści wolniej i w śród większych konw ulsji niż u sąsiadów : w 1935 r. p oziom pro d u k cji wynosił tylko 67% w p o ró w n an iu z przedkryzysowym 1929 r. Szybko znów zm ieniające się rządy koalicyjne były skrępow ane sprzecznym i żądaniam i w yborców różnych partii; nie m iały też dobrej recepty antykryzysowej. Z dum iew ający był egoizm w ielkich sił społecznych, a osobliwie klas zam ożnych: każdy próbow ał na w łasną rękę ratow ać swe interesy, do b ro w spólne zniknęło z horyzontu. O bok kryzysu ekonom icznego
i m oralnego ro zp ę tał się też kryzys polityczny. S kom prom itow ani byli ju ż nie tylko politycy, w jakiejś części isto tn ie u tytłani w aferach, ale i cały system republikański i parlam en tarn y , przynajm niej w jego centropraw icow ym wydaniu. Kryzys k apitalizm u i dem okracji p a rla m e n ta rn e j zaczęli eksploatow ać kom uniści (do 1930 r. p a rtia słaba i sekciarska): ukazywali stali nowski Z S R R ja k o system ekonom icznego sukcesu i ła d u służącego ludowi. N a skrajnej praw icy z kolei podziw iano „ p o rz ąd ek ” włoskiego faszyzm u i jego u m iejętność rad z en ia sobie z kryzysem. N a szczęście obok kom unistów trw ała solidnie w dem okracji zak o rzen io n a p a rtia socjalistyczna (S F IO ), a faszyzujące „ligi” były liczne i skłócone; p ró b a ligowego puczu w lu tym 1934 r. całkow icie zaw iodła. D em o k ra cja francuska — inaczej niż d em okracja republiki w eim arskiej — zachw iała się, lecz ostatecznie ob ro n iła i przetrw ała.
Próby udzielania pom ocy o fiarom kryzysu, p odejm ow ane przez praw icow e rządy, były chaotyczne i nieskuteczne. W k ońcu więc zdesperow ani Francuzi — robotnicy, chłopi, d robni posiadacze, funkcjonariusze publiczni — oddali walkę z kryzysem w ręce p artii lewicowych. W ybory z wiosny 1936 r. przyniosły w ielki sukces socjalistom i k o m unistom (którzy zm ienili fro n t i zaczęli m ów ić o obro n ie d em okracji i pokoju). C entrolew icow a p a rtia radykalna stra ciła głosy, b o uw ażano ją za w spółodpow iedzialną za p o p rz e d n i chaos. R z ąd tych trzech p artii tw orzących „F ro n t Ludow y” zm ienił klim at społeczny i rozbudził nadzieje. B ardzo rozw inął ustaw odaw stw o socjalne, rozgrzew ał złą k o n iu n k tu rę polityką zb ro jeń (u zasadnioną przez złą sytuację m iędzynarodow ą). P opełn io n o je d n a k niem ało błędów ekonom icznych, a różnice m iędzy p artiam i F ro n tu w net zaczęły go osłabiać. K om uniści oczywiście chcieli iść dużo dalej w polityce socjalnej niż socjaliści, a radykałow ie, p a rtia n a d e r lewicowa w sferze polityki, byli przyw iązani do ekonom icznego liberalizm u. R ozbiło to F ro n t Ludow y w 1938 r.: pow tórzyła się sytuacja z lat 1924 i 1932, gdy w w yborach zwyciężała lewica, radykałow ie i socjaliści, i po dwu latach, nie rad z ąc sobie z trudnościam i, traciła w ładzę. Jed n ak ż e F ro n t Ludow y nie m inął b ez śladu, im puls, ja k i jego rządy dały polityce i postaw om ludzkim (zgoła innym u w arstw ludowych, a innym w śród zam ożnych posiadaczy) okazał się b ard z o silny.
Ciężki kryzys wewnętrzny, ekonom iczny i polityczny, p o części przynajm niej znieczulał F rancuzów na dram atyczne p o garszanie się sytuacji m iędzynarodow ej. N adzieja na b ez p ie czeństw o zbiorow e pryskała, a i „bezpieczeństw o reg io n a ln e”, w ydum ane w L ocarno, zaw iod ło. U p a d ła rep u b lik a w eim arska, H itle r łączył pokojow ą reto ry k ę z o d tw arzaniem m ilitarnej p o tę g i N iem iec, z ro zm iękczaniem i ła m an iem klauzul tra k ta tu w ersalskiego. Z ałam ały się próby w ykorzystania obaw M ussoliniego w obliczu agresywności H itle ra („fro n t ze Stresy” łączący W. B rytanię, F rancję i W łochy, 1935, rozbił się p o p ó ł ro k u w skutek napaści W łoch na A bisynię). „O ś B e rlin -R zy m ” stała się fak tem (1936); jej pow stanie poprzed ziło w kroczenie w ojsk niem ieckich do zdem ilitaryzow anej w W ersalu N ad ren ii i w ybuch hiszpańskiej wojny dom ow ej. N iem cy i W łochy p o p arły czynnie g en e rała F ranco, w e F rancji opinia w tej spraw ie była p o dzielona, a rząd — do spółki z rząd em brytyjskim — przyjął „politykę n ieinterw encji” . Brytyjska koncepcja „łag o d zen ia” stosunków z H itle re m (appeasement) zdobyła pop arcie wielkiej części francuskiej klasy politycznej. W spierała się na k o m p letn ie fałszywym m n ie m a niu, że żąd an ia H itle ra m ają określony p u ła p , zm ierzają do „zjednoczenia wszystkich N iem ców w jednym pań stw ie”.
D em o k racje zachodnie pozw oliły tedy H itlerow i gładko p o łk n ą ć A ustrię. G orzej było z jego ro szc ze n iam i d o S udetów : P aryż łączyły z P ra g ą m o c n e so jusznicze układy. Tuż p r z e d M o n a c h iu m p o w o ła n o te d y w e F ra n c ji p o d b ro ń 400 tys. rezerw istów . A le p o w ra cają ce g o z M o n a c h iu m p re m ie ra D ala d ie ra w itały entuzjastyczne tłum y: dziękow ano m u za o b ro n ę p o k o ju ... P raw dą je st zresztą, że nie b rakow ało i „antym onachijczyków ” oburzonych
w ydaniem n a łup H itle ra lojalnego sojusznika Francji. C iągle je d n a k ścigały Francuzów w spom nienia W ielkiej Wojny: aż do 3 w rześnia 1939 r. pacyfizm b ard z o m ocno określał społeczne nastroje.
F rancja m iędzyw ojenna, pacyfistyczna, zam ożna, dem okratyczna postrzeg ała się nadal ja k o p o tę g a duchow a. I m iała p o te m u podstaw y. W niektórych obszarach kultury nie ma bow iem konkurencji: ta k było ze sław ą „szkoły paryskiej” w m alarstw ie, k tó rą w niem ałej części w spółtw orzyli cudzoziem scy twórcy, ale której trzo n e m był francuski d orobek. R ozkw i ta ła m uzyka (R avel, M ilhaud, P oulenc), d oskonałe czasy przeżyw ał te a tr, choć w większym sto p n iu dzięki w spaniałym re a liza to ro m („k a rte l cz te re ch ” : D ullin, Baty, P itoëff, Jouvet) niż dzięki solidnym sk ąd in ąd francuskim d ram aturgom . Jeśli film w znosił się m iędzy w ojnam i p o n a d p oziom nieco jarm arcznej rozrywki, to ogrom na część zasługi p rzypada francuskiem u kinu artystycznem u (Vigo, R enoir, D uvivier, Clair, C octeau). Była F rancja n ad a l p otęgą w literatu rz e, filaram i owej po tęg i są P roust, G ide, C laudel i Valéry. Z dążen iem m łodszej generacji do swobody, spontaniczności, odrzucania konw encji w spółgrał znakom icie su rre a lizm literacki (B reto n , S oupault, E lu ard , P éret, A ra g o n ); n u rt, który wywarł ogrom ny wpływ n a m alarstw o (M asson, P icabia, M iró) oraz n a film (C octeau, B unuel, D ali: dwaj ostatn i we F rancji w łaśnie stworzyli znaczące dzieła). Była w reszcie m iędzyw ojenna F rancja m ocarstw em naukow ym , co pośw iadcza liczba n ag ró d N obla w dziedzinie n a u k ścisłych, a także rozkw it filozofii, socjologii, historiografii.
Po szczęśliwych i szalonych latach dw udziestych pojawiły się wszelako, w n astępnej d ek a dzie, zjawiska niepokojące: w ielki kryzys, gruntow anie się totalizm ów i słabnięcie dem okracji w E u ro p ie, p o garszanie się sytuacji politycznej w e Francji. Sztuka, a osobliwie lite ra tu ra reagow ała na to wszystko niejednoznacznie. M ożna było odw rócić się o d polityki, izolow ać ludzi kultury od jej po d stęp ó w i obrzydliwości (to p o stu lat Ju lien a B endy). M ożna było się angażow ać po stro n ie k om unizm u (jak część surrealistów ), faszyzm u (Brasillach, Céline), pacyfizm u (G iono). M iędzynarodow ym kongresem w o b ro n ie kultury (1935) kierow ali G ide i m łody M alraux. W ojna dom ow a w H iszpanii stała się te ste m politycznych postaw i zachętą do ideowych zaangażow ań intelektualistów , pisarzy, artystów.
K olejna ju ż paryska wystawa światowa (1937) n ie bez pow o d u przełożyła akcen t z d orobku m a terialn eg o n a n au k ę i kulturę. A le ju ż w n et m iało się okazać, że w świecie agresywnych totalizm ów i nacjonalizm ów najśw ietniejsza naw et k u ltu ra nik o m u nie daje osłony p rzed k atastrofą.
G dy w ojna z H itle re m stała się faktem , n ad a l nie kw apiono się we F rancji „um ierać za G d ań sk ” . Trwał strach p rze d w ielkim u p u ste m krwi, takim ja k p rze d ćwierćw ieczem , i owo cował zdum iew ająco naiw ną koncepcją, że m ożna będzie pow alić N iem cy w ojną n a w yczer panie. Z a k ła d a n o zatem , że co najm niej przez dwa la ta N iem cy b ę d ą siedzieć cicho i słabnąć w skutek b lo k a d y ... Stan m oralny F rancuzów był dużo słabszy niż w 1914 r. Toteż i klęska stała się to taln a: dow ództw o ujaw niło b ard z o słabe talenty, oficerow ie zbyt często uchylali się od odpow iedzialności, żo łn ierzo m b rak ło wiary w sukces, zaplecze cywilne p o sukcesach niem iec kiej ofensywy z wiosny 1940 r. w padło w panikę.
W ypadło drogo płacić za błędy appeasem entu, sam ozadow olenie, za n ied b an ia obronne, nielojalności w stosunku do sojuszników w P rad ze i W arszawie. W obliczu katastrofy rzucono się w objęcia m arszałka P etaina, który dla w iększości F rancuzów staw ał się tarczą „chroniącą p rz e d najgorszym ” , ale dla w ielu także obro ń cą trw ałych w artości zaprzepaszczonych przez ro zp a san ą i b ezb o żn ą dem okrację, niem al now ym w cieleniem Jo an n y d ’A rc ... G arstk a ludzi skup io n a w L ondynie przy de G au lle ’u była żałośnie o sam otniona, lekcew ażona przez Brytyj
czyków, o drzucana pogardliw ie przez A m erykanów . N ie p o zo stało to bez wpływu na pow o je n n ą politykę de G au lle ’a. R eżim Vichy nie ograniczył się do załatw iania spraw bieżących,
adm inistrow ania pok o n an y m krajem : zaczął n iezd arn ie realizow ać „rew olucję n aro d o w ą”, konserw atyw ną społecznie, autokratyczną politycznie, ksenofobijną, klerykalną, serwilistycz- n ą w stosunkach z niem ieckim o k u p an tem . N ie w olno lekceważyć rozm iarów i wysiłku Francji walczącej, ale fak tem jest, że kom uniści zaczęli w ojow ać z N iem cam i d o p ie ro p o w ybuchu wojny niem ieck o -rad zieck iej, a ruch o p o ru gaullistowskiej o rientacji nasilił się w rezultacie rosnącego te rro ru o k u p an ta, zajęcia przezeń „wolnej strefy” (1942), wywózek na roboty do N iem iec, w zm agającej się represyjności reżim u Vichy. R eżim ów nie k ontentow ał się ulega niem niem ieckiej presji, w niektórych dziedzinach (m .in. w dyskrym inacji Żydów ) okazywał w ręcz h an ieb n ą nadgorliw ość.
W tej żałosnej sytuacji i w śród ta k głębokiego u p ad k u rola de G au lle ’a była dopraw dy opatrznościow a. Jeg o w yobrażenia o niezniszczalnej w ielkości F rancji m ogły uchodzić za śm ieszną donkiszoterię. Je d n ak ż e jego w izjonerstw o szło w p arz e z chłodnym realizm em . To jego determ inacja, zręczność, u p ó r, naw et m egalom ańskie poczucie m isji dziejowej przyniosły skutki dla F rancji nieocenione. To głów nie dzięki n iem u — choć także dzięki C hurchillow i — W ielka Trójka z ostatniej fazy wojny przekształciła się w W ielką Czwórkę. Oczywiście, p o w ro tow i F rancji do „k o n c ertu w ielkich m ocarstw ” (dok o n an em u , przyznajm y, nieco na kredyt) w alnie dopom ógł realny w kład m ilitarny Francuzów w kam p an ię w ojenną w N iem czech i A ustrii w 1945 r., je d n ak ż e bez presji i au to ry tetu de G au lle ’a w kład ów nie byłby ta k duży. To on szybko przyw rócił do życia m echanizm y dem okratyczne i w zbogacił je głosow aniem ko b iet w w yborach i re fe re n d u m z paźd ziern ik a 1945 r. Sam p o d d ał się lojalnie dem okratycz nie w yrażonej woli Francuzów : odszedł z rzą d u w styczniu 1946 r., gdy stw ierdził, że jego pro jek ty ustrojow e nie m ają p o p arc ia n aro d u . Z an im to uczynił, zdążył jeszcze pchnąć energicznie F rancję n a tory m odernizacji socjoekonom icznej, odbudow y ze zniszczeń, odnowy dem ograficznej. W brew potocznym po g ląd o m C zw arta R epublika w znacznej m ierze żyła tym i refo rm am i z lat 1944-1945 i kontynuow ała je.
W spom niane refe re n d u m przesądziło o o drzuceniu przedw ojennych instytucji politycz nych: F rancuzi chcieli zm ian, choć nie byli zu p e łn ie zgodni co do ich kierunku, głębokości i tem p a. K lasyczna praw ica skom prom itow ała się kolaboracją i n a kilka lat zeszła ze sceny; p o tę ż n a p rze d w ojną p a rtia radykalna m ocno zm niejszyła swe wpływy, bo identyfikow ana była z o d rzuconą Trzecią R epubliką. Trzy siły zdom inow ały scenę polityczną, w wielkiej m ierze dzięki aktyw nem u udziałow i w ru ch u oporu: kom uniści i chadecki R uch R epu b lik ań sk o -L u - dowy (M R P ) rywalizowali o sta tu s największej partii, tro ch ę z tyłu zostaw ali socjaliści. P o ro zu m ienie m iędzy nim i było n a d wyraz kruche. Socjaliści nie b ard z o w ierzyli w naw rócenie się n a d em okrację kom unistów , niezwykle m ocno pow iązanych ze stalinow skim Z S R R : to łączyło socjalistów z MRP. A le p rojekty ustrojow e M R P (ograniczony w praw ach, dwuizbowy p a rla m en t) były dla socjalistów nie do przyjęcia. Socjaliści i kom uniści zgodnie żądali republiki p arla m en tarn ej ze słabym p rez y d en te m i jednoizbow ym p a rla m e n te m dom inującym nad rządem . O drzucali też po stu laty MRP, by osłabić laickie zasady ustroju. Łatwiej było uzgodnić kontynuację refo rm socjoekonom icznych (poszerzanie se k to ra publicznego w gospodarce, w spieranie inwestycji państw ow ych i prywatnych, rozbudow a św iadczeń socjalnych, d e m o k ra tyzacja oświaty), ale i tu M R P obaw iał się n ad m iaru etatyzm u, u p atru ją c w nim drogę do „sowietyzacji” Francji.
C zw arta R epublika, której ustrój ustanow iono w śród sporów ju ż bez de G a u lle ’a (i wbrew je g o p ro jek to m ) krytykow ana była ostro, i nie tylko p rzez zw olenników P iątej R epubliki,
zainteresow anych w akcentow aniu w ad poprzedniczki. Z arzu c an o jej, że dopuściła do recy dywy ułom ności R epubliki Trzeciej, a w ięc partyjniactw a, sejm okracji, niestabilności i bezpro- gram ow ości rządów . Krytyka to przesadna. Spory o konstytucję i zaw arty w końcu konstytu cyjny kom prom is (nie ta k b ard z o kulawy, ja k często m ów iono) to tylko je d e n z ciężkich jak głazy problem ów , k tó re F rancja m usiała rozwiązyw ać w pierw szej pow ojennej dekadzie. Były też sprawy p o stę p u socjoekonom icznego, integracji zachodnioeuropejskiej, bezpieczeństw a k raju w sytuacji „zim nej w ojny”, dekolonizacji.
K onstytucja, w skutek różnic w trójpartyjnej koalicji, rodziła się dość długo. Pierwszy jej p ro je k t odrzucony został w re fe re n d u m z m aja 1946 r., co było p o raż k ą lewicy. Po jej u stę p stw ach na rzecz M R P konstytucję zaap ro b o w ało re fe re n d u m z p aźd ziern ik a 1946 r., ale przy dużej absencji zm ęczonych politycznym i p rzepychankam i Francuzów . N ow a republika, „nie podzielna, świecka, dem okratyczna i społeczna”, w yposażona została w instytucje dużo lepsze niż przedw ojenne. To nie konstytucja była w inna, że źle ją wykorzystywały i elity polityczne, i p artie. Pierw sze podm uchy „zim nej w ojny” w ypchnęły z tró jstro n n ej koalicji kom unistów (1947): zastąpili ich w rządzie radykałow ie, n ad e r liberalni w kw estiach gospodarczych. Tzw. trzecia siła, k tó ra objęła rządy, była w ięc skłócona i m iała słabą większość. G aulliści zorgani zow ali się w 1947 r. i z p o czątk u odnosili efektow ne sukcesy wyborcze. I oni, i kom uniści ostro krytykowali ustrój i politykę Czw artej R epubliki; m iędzy tymi dw om a kam ieniam i m łyńskim i trzecia siła szukała środkow ej drogi. B rak było spójnej polityki ekonom icznej, a w arunki życia Francuzów , w istocie b ard z o tru d n e , prow okow ały w latach 1947-1950 gigantyczne fale straj ków. D o p iero od p o czątk u lat pięćdziesiątych skutki p la n u M arshalla i rozgrzew ająca k o n iu n k tu rę w ojna k oreań sk a dały im puls ekonom icznej popraw ie. D odajm y, że to w łaśnie w C zw ar tej R epublice zrodziła się wizja olbrzym iego rynku dw ustu m ilionów konsum entów z całej E u ro p y Z achodniej: jakże zm ieniłby on p ara m etry pro d u k cji i konsum pcji! W yobraźnię uw odziła wizja zam ożnej, dem okratycznej E u ro p y potw ierdzającej swą osobow ość ta k p rzed n a p o re m cywilizacji am erykańskiej, ja k i — zwłaszcza — w obliczu gróźb stalinow skiej eks pansji. R odziły się więc kolejno: w izjonerski p la n francuskiego polityka S chum ana, 1950; E u ro p e jsk a W spólnota W ęgla i Stali, 1953; tra k ta t rzym ski tw orzący podstaw y W spólnego R ynku, 1957. N ie były te m u obce i motywy polityczne do dzisiaj żywotne: R epublika F ed eraln a N iem iec (1949) szybko odzyskiw ała ogrom ny p o te n cja ł gospodarczy i F rancuzom w ydawało się konieczne „ sp ęta n ie” jej instytucjam i ponadnarodow ym i.
P roblem y bezpieczeństw a kraju w groźnej atm osferze „zim nej w ojny” rozwiązywało p o w stanie koalicji atlantyckiej (1949): m im o w ahań i sporów w tej kwestii C zw arta R epublika p o zo stała w obec niej lojalna, zgodziła się też na wejście do N A TO R epubliki F ederalnej (układy paryskie, 1954). R ozdarcie polityczne w tych kw estiach w ydawało się nieuleczalne, ale w iększość p o p a rła tak ą wizję bezpieczeństw a zbiorow ego.
G w ałtow ne spory i konflikty w ew nętrzne wywołała także kw estia dekolonizacji, o k tó rą o statecznie przew róciła się C zw arta R epublika. D e G aulle zapow iadał głębokie reform y w k oloniach F rancji (konferencja w Brazzaville, 1944) i pogodził się, acz n iech ętn ie, z n ie p o d ległością Syrii i L ibanu. C zw arta R epublika zdaw ała się iść tą drogą, uznając w 1946 r. „wolne p ań stw o ” W ietnam u. A le sprzeczne w ykładnie tego m glistego o kreślenia doprow adziło w net do krwawej, kosztow nej i długiej wojny, k tó rą ostatecznie F rancja p rze g ra ła (1954). N ie bez długich w ahań i oporów uzn an o w Paryżu praw o do niepodległości dwu p ro tek to rató w , M a ro k a i Tunezji (1956). Z tym w iększym je d n a k u p o rem b ro n io n o „francuskiej A lgierii”, gdzie n arodow e pow stanie zaczęło się jesien ią 1954 r. A lgieria m iała status trzech d e p a rta m entów Francji, było ta m około m iliona E uropejczyków (głów nie F rancuzów ) i b ard z o dużo
francuskiego m ajątku. A le też i Algierczycy walczyli o niepodległość z w ielką determ inacją, w ypadło ta m p osłać p ó ł m iliona francuskich żołnierzy!
W ojna algierska gruntow nie za tru ła klim at polityczny Czw artej R epubliki, wywołała gw ałtow ne podziały w ew nętrzne, p o p su ła m iędzynarodow y image F rancji i n ie tylko w świecie arabskim , w plątała ją w n ie fo rtu n n e i aw anturnicze afery (porw anie sam o lo tu z przyw ódcam i algierskim i, d esan t sueski). C zw arta R epublika nie w ytrzym ała tych wszystkich przeciążeń. W w arunkach grożącego puczu zw olenników A lgierii francuskiej szeroka zgoda polityczna w yniosła do w ładzy de G au lle ’a z upow ażnieniem p rzedstaw ienia przezeń p ro je k tu nowej konstytucji (1 V I 1958).
S tw orzone przez niego instytucje Piątej R epubliki nie były, od sam ego p oczątku, m ile w idziane przez klasę polityczną; otrzym ały je d n a k w refe re n d u m z w rześnia 1958 r. n ad sp o dziew anie solidne p o p arc ie (80% tak). N ie pobiły jeszcze re k o rd u trw ałości konstytucji Trzeciej R epubliki (65 lat), ale funkcjonują ju ż z górą lat 40 i n ie b u d zą dzisiaj ani em ocji, ani sprzeciwów. Zaw dzięcza to konstytucja z 1958 r. zm ieniającym się, elastycznym odczytaniom . „P ółprezydencki” system Piątej R epubliki zdolny je st obsługiwać pop raw n ie b ard z o różne układy sił politycznych w b ard z o szybko zm ieniającym się kraju.
C zw arta R epublika schodziła ze sceny w atm osferze zam ieszania i ciężkiego kryzysu państw a. W m iarę upływ u czasu p o trafio n o spojrzeć życzliwiej n a jej dorobek. P rzeprow adziła ona F rancuzów przez niezwykle tru d n e czasy, zachow ując m im o zaw irow ań dem okratyczne zasady i procedury. P ostęp ekonom iczny w ciągu tych 12 lat był b ard z o poważny, choć jego skutki nie p rzez wszystkich F rancuzów były odczuw ane. M a w reszcie n a swym koncie Czw arta R epublika zapoczątkow anie integracji europejskiej, lojalność w obec koalicji atlantyckiej i, dram atycznie p o d koniec załam any, kurs na dekolonizację.
„W ielkość F rancji” była, by ta k rzec, od zawsze podstaw ow ą dewizą de G au lle ’a. Służył jej p o sw ojem u, nie bez w yniosłości i skłonności do personalizow ania władzy, ale z niew ątpliw ą czystością intencji i resp e k tem dla podstaw ow ych zasad dem okracji. A b su rd aln e było przypi sywanie m u, n a skrajnej lewicy, skłonności faszyzujących. W osobliwy sposób p o trafił łączyć rom antyczne w izjonerstw o z trzeźw ym realizm em . R ozum iał, że F rancja dźwiga na barkach ciężkie b rzem ię H isto rii i „kroczy stale o d w ielkości do u p a d k u ” , a służyć jej m ożna tylko polityką pragm atyczną („p o g ard a dla d ogm atów stanow i drogę do sukcesów ”). W iele jego idei p o sta rz ało się, w iele w siąkło w piasek — ale w sum ie zaciążył p o tę żn ie i pozytywnie na losach X X -w iecznej Francji.
U d ało m u się p rze d e wszystkim zam knąć ciężką h ip o te k ę kolonializm u i dać now e im pulsy postępow i ek onom icznem u kraju (to pierw sze zresztą w ydatnie ułatw iło drugie). W spraw ie im p eriu m kolonialnego przyjął politykę w łaśnie pragm atyczną: b ad a ł możliwości utrzym ania takiej lub innej form y zw iązków F rancji z jej k o loniam i i rychło doszedł do w niosku, że dom u ocalić się nie da, m ożna tylko się sta ra ć o ratow anie m ebli. Toteż dekolonizacja francuskiej C zarnej A fryki (1960) dop ełn iła się n a d wyraz spokojnie, a F rancja zachow ała w tych krajach duże wpływy polityczne, ekonom iczne i m ilitarne. W spraw ie A lgierii, k tó ra n ad a l wywoływała nam iętności i konflikty, pucze w A lgierze, konspiracje i zam achy w m etro p o lii — de G aulle zm ieniał poglądy pow oli i na raty, a za raze m wpływał n a zm iany opinii społecznej. I osiągnął to , że układy eviańskie przyznające A lgierii niepodległość re fe re n d u m z kw ietnia 1962 r. potw ierdziło im ponującą w iększością głosów (91% ). K oniec p ery p etii kolonialnych pozwolił F rancji otworzyć się n a k raje Trzeciego Świata, na czym G enerałow i b ard z o zależało, i u p o rządkow ać finanse publiczne.
Z ah am o w an o w ięc inflację, stw orzono solidnego, „ciężkiego” franka, zdjęto z kraju garb długów zew nętrznych, rezerwy dewizowe rosły. Rosły też w ielkie inwestycje i m iejsca pracy. F rancja poczuła, że je st nie tylko zam ożnym społeczeństw em , ale i bogatym państw em . U łatw iło to de G au lle ’owi w zm ocnienie władzy prezydenckiej i stosow anie na zew nątrz „polityki w ielkości”. G dy nie pow iodło m u się ustanow ienie „d y rek to riatu trz e c h ” (z A ngli kam i i A m erykanam i) w N A TO i, ja k postulow ał, rozszerzenie sfery działania p a k tu do w ym iarów strategii globalnej — zaczął uniezależniać F rancję o d stru k tu r m ilitarnych NATO (ostateczne wyjście z nich w 1966 r.) i przyspieszył p rac e n a d francuską b ro n ią atom ow ą. In teg ru ją ca się ekonom icznie E u ro p a Z a c h o d n ia m iała pozostać E u ro p ą ojczyzn, ale de G au l le b ard z o chciał „wcisnąć” ją pom iędzy dw ubiegunow y u kład U S A -Z S R R . W ym agało to koordynacji politycznej w ram ach E W G , a w zam yśle G e n e ra ła F rancji przypadłaby rola głów nego k o o rd y n a to ra ... W tym sam ym d uchu prow adził politykę p o je d n an ia z R F N , zw ień czoną u k ła d em z 1963 r.: zw iązek F rancji i R F N m iał dom inow ać w E u ro p ie Z achodniej, ale p o d b a tu tą Paryża! D e G aulle nigdy nie wierzył w sukces k om unizm u ani w trw ałość i zw artość „bloku w schodniego” (sądził, i nie mylił się, że to, co narodow e, zawsze w eźm ie w k ońcu górę n a d tym, co ideologiczne). S tarał się przyspieszyć te procesy polityką ograniczonego otw arcia n a W schód, której e lem e n te m stały się jego oficjalne wizyty w Z S R R (1966), Polsce (1967) i R um unii (1968).
„Polityka w ielkości” była efektow na, ale jej rezultaty dalekie od oczekiwań. W dodatk u i ona, i ożywienie ekonom iczne odw róciły uw agę rządzących gaullistów od narastająceg o kryzysu społecznego. P aternalizm ow i rządów G e n e ra ła tow arzyszył arbitralny i te c h n o k ra tyczny styl kierow ania adm inistracją publiczną i gospodarką. Skostniał system edukacji, szanse aw ansu społecznego m łodych zm niejszały się, w d o d atk u dla bard zo licznych roczników tużpow ojennych zaczynało brakow ać pracy. N ie było troski o harm onijny rozwój wszystkich regionów kraju. Siła nabywcza ludzi pracy rosła pow oli, nie na m ia rę ekonom icznego w zrostu; p o ło ż en ie pracujących kobiet, em erytów , robotników cudzoziem skich było b ard z o trudne. Cały splot tych społecznych p roblem ów doprow adził do gw ałtownej eksplozji w m aju 1968 r., b u n t studencki był tylko zapalnikiem .
N a tle gigantycznego strajku i zapaści ekonom icznej kraju zakw estionow ana została w ładza gaullistów; szczęściem dla G e n e ra ła opozycja była skłócona, a klasy p o siadające w padły w p rze ra żen ie n a w idok zam ieszek i załam yw ania się gospodarki. G aullizm zdołał opanow ać sytuację (wielką rolę o degrał w tym p rem ier P om pidou, in sp ira to r ogrom nych ustępstw kapitalistycznego p a tro n a tu na rzecz strajkujących robotników ). P rzedterm inow e wybory z czerw ca 1968 r. dały ab solutną w iększość p artii gaullistowskiej, ale image G en e ra ła doznał znacznego uszczerbku.
Z daw ał on sobie z tego spraw ę i próbow ał ratow ać sytuację id eą partycypacji, tj. p o g łę bion eg o uczestnictw a m as w życiu politycznym , ekonom icznym , regionalnym . N ie uw iodła ona w yobraźni F rancuzów , re fe re n d u m w spraw ie partycypacji z kw ietnia 1969 r. de G aulle p rz e grał — i natychm iast u stąpił z prezydentury. W ybory prezydenckie wygrał gaullista (pod koniec zresztą w niełasce G en e ra ła), ek sp rem ier P om pidou.
Postgaullizm w jego w ydaniu nie m ógł być ta k hieratyczny i paternalistyczny, ja k za rządów G en e ra ła. P o m pidou zgodził się n a skrom niejszą i dyskretniejszą rolę państw a w sferze socjoekonom icznej, n a więcej liberalizm u, ale za raze m i n a więcej polityki socjalnej. Pozwoliło to w zm ocnić rząd p o p arc iem u grupow ań centropraw icow ych, w tym liberałów m inistra fin an sów G iscarda d ’E staing. Po drugiej stro n ie sceny skupiać zaczęła siły lewica: zreorganizow ana p rzez F rançois M itte rra n d a p a rtia socjalistyczna i destalinizująca się (nie bez oporów ) p artia
kom unistyczna. W yniki w yborów p arla m en tarn y ch z lat siedem dziesiątych sprawiły, że zaczę to m ówić o F rancji przepołow ionej: wyrównywały się siły rządzącej praw icy (gaulliści i centro- praw ica) i skupionej w okół tzw. W spólnego P ro g ram u (1972) kom unistyczno-socjalistycznej lewicy. W spólny P ro g ram był n ad e r radykalny: obiecywał re sp e k t dla francuskiej tradycji dem okratycznej, ale też jej p ogłębienie o d em okrację socjalną, szybką p o p raw ę w arunków życia ludzi pracy i pierw sze kroki n a dro d ze „zrywania z kap italizm em ” (nacjonalizację całej grupy korp o racji przem ysłow ych i banków ).
To przepołow ienie F rancji n ie odpow iadało G iscardow i, który w 1974 r., p o nagłej śm ierci P om pidou, wygrał pospiesznie zorganizow ane wybory p rezydenckie. Po raz pierwszy najwyż szą w ładzę w Piątej R epublice obejm ow ał niegaullista. L iberał G iscard w olał oczywiście polityczną różnobarw ność od dwu politycznych bloków szczerzących n a siebie kły; w olał też ekonom iczny liberalizm (z ak cen tem wrażliwości społecznej) o d p atern alizm u i etatyzm u gaullistów. Podjął tedy p ró b ę politycznego „rozkurczu” : lekkiego w zm ocnienia praw opozycji, osłabienia roli policji politycznej i państw ow ego m o n o p o lu radiow o-telew izyjnego. N ie dys ponow ał je d n a k sw obodą ruchów , jego w łasne zaplecze polityczne n ie było dość silne, gaulliści dom inow ali w koalicji p arla m en tarn ej. A n i w ięc polityczny, ani socjalny liberalizm G iscarda n ie zanotow ały w ielkich sukcesów. M o d el gaullistow ski trzym ał się m ocno w polityce w e w nętrznej i m iędzynarodow ej (choć G iscard odważył się zakw estionow ać „politykę w ielko ści” : stw ierdził trzeźw o, że F rancja je st jedynie „m ocarstw em śred n im ”). B odaj najtrwalszy był w kład G iscarda w p o szerzen ie liberalizm u obyczajowego i hum anizacji praw a.
Zw ycięstw o socjalisty M itte rra n d a n a d G iscardem w w yborach prezydenckich z m aja 1981 r. otw orzyło nowy okres w dziejach Piątej R epubliki: system atycznych „zm ian w arty” na politycznej scenie. Zakończyły się dw udziestoletnie z górą m o nopoliczne rządy prawicy. O d w yborów z m arca 1978 r. żad n a w iększość p a rla m e n ta rn a , praw icow a czy lewicowa, nie p rze trw a ła dłużej niż je d n ą kadencję! P rzyspieszone przez M itte rra n d a wybory z czerwca 1981 r. potw ierdziły uform ow any ju ż wcześniej czteropartyjny „k a rtel” : dwie p a rtie n a prawicy (gaulliści, giscardyści) i dwie na lewicy (socjaliści, kom uniści). A le zapoczątkow ały też sto p niowy zm ierzch p a rtii kom unistycznej (dostała w 1981 r. 16% głosów w obec 38% dla socjali stów). W alne zwycięstwo lewicy przyniosło też o sta tn ią p ró b ę b ard z o radykalnych zm ian w socjoekonom icznym system ie Francji. Lewicowy rząd p re m ie ra M auroy zaczął „zm ieniać życie” i „zrywać z kapitalizm em ” : energicznie nacjonalizow ano w ielkie k o rp o racje i banki, aby m ieć środki n a finansow anie państw owych pro g ram ó w socjalnych (skrócono tydzień pracy, p o d n iesio n o w ydatnie płace, obniżono w iek em erytalny, ro zbudow ano system osłon socjal nych dla słabszych grup społecznych itd.). W zm ocniony nacjonalizacjam i sek to r publiczny nie pracow ał źle, m a on w e F rancji pow ojennej długą i nie najgorszą tradycję (także gaullistow- ską), ale b u d ż e t nie w ytrzym ał olbrzym ich obciążeń socjalnych — i trze b a było zatrąb ić na odw rót, w rócić do rygoryzm u finansow ego, a naw et dyskretnie repryw atyzow ać część znacjo- nalizow anych firm . R ozgoryczenie wyborców lewicy było ogrom ne, w skaźniki po p u larn o ści lewicowego rzą d u gw ałtow nie zaczęły spadać.
A przecież socjalistyczne rządy (kom uniści rychło opuścili gabinet) m iały i trw ałe osiąg nięcia: p o d ję to z a n ie d b an ą za G iscarda, pilnie p o trz e b n ą m o dernizację technoprzem ysłow ą, o b d arzo n o w reszcie F rancję sa m o rz ąd e m lokalnym z praw dziw ego zdarzenia, złam a n o p a ń stwowy m o n o p o l radiow y i telewizyjny, zniesiono k arę ś m i e r c i . Toteż zwycięstwo prawicy w w yborach 1986 r. było w yraźne, lecz nie n okautujące. O znaczało now ą p ró b ę dla konstytucji Piątej R epubliki: w spółdziałanie („k o h ab itację”) p rez y d en ta i rzą d u z dwu przeciw nych b rze gów politycznej sceny. O pinia społeczna tak ą kohab itację p o p ie ra ła — i jej pierw sza p ró b a
nieźle zniosła egzam in. Powrót praw icy do rządów pokazał także, iż nie m a ona recepty na cud gospodarczy. N eo lib eraln a polityka, do której prócz giscardystów włączyli się gaulliści p re m ie ra C hiraca, przyniosła raczej m izerne efekty. Z nów podn ió sł się p oziom społecznego niezadow olenia: na tej fali lewica w ygrała w iosną 1988 r. w ybory prezydenckie (druga k ad e n cja M itte rra n d a ) i p arla m en tarn e.
O sta tn ie dw udziestolecie X X w. znaczyły tedy n ie u sta n n e zm iany w arty (alternances) na politycznej arenie, b o z kolei wybory p a rla m e n ta rn e w 1993 r. w ygrała w ysoko praw ica, a w 1997 r. (m niej przekonyw ająco) lewica. W 1995 r. prawicy przypadł P ałac Elizejski, p r e zy d en tem został (po dwóch wcześniejszych nieudanych p ró b ach ) Ja cq u es Chirac. O bie fo r m acje, lewica i praw ica, nie różniły się zbytnio w spraw ach polityki zagranicznej: stosunku do po g łęb ian ia integracji europejskiej, do p a k tu atlantyckiego, do polityki Z S R R , a p o te m do now ego ła d u w E u ro p ie W schodniej. W iększe różnice ujaw niają się w obszarze polityki w e w nętrznej: co do roli se k to ra publicznego w gospodarce, kwestii bezpieczeństw a w ew nętrzne go, polityki podatkow ej czy stosunku do im igrantów . A le i tu sw oboda m anew ru je st ograni czona. Liczne plagi, k tó re nękają w spółczesną Francję, są zjaw iskam i w spólnym i dla wszyst kich krajów najwyżej rozw iniętych. Trapi je p o d o b n ie stru k tu raln e bezro b o cie wynikające z p o stę p u technologii i m anagem entu, który w ydatnie red u k u je p opyt n a siłę roboczą; nęk a je kryzys instytucji opiekuńczych państw a socjalnego, rosnący elitaryzm społeczeństw a, a zatem deficyt egalitaryzm u, m asow a p rzestępczość i inne pato lo g ie społeczne, zagrożenia ekologicz ne. N ikt nie m a dobrych rec ep t na szybkie u p o ran ie się z tym wszystkim, co tłum aczy niepokój i zm ien n e wybory elek to ratu . F rancuzi przyzwyczaili się p o n a d to do do g m atu suw e ren n e g o państw a narodow ego i do w yobrażenia o przodującej roli F rancji w światowej k u ltu rze duchow ej. Tymczasem procesy integracji europejskiej red u k u ją tradycyjną suw erenność państw ow ą, F rancja je st ju ż tylko „m ocarstw em śred n im ” , a jej k u ltu ra duchow a nie p ro m ie niuje w o statn im półw ieczu ta k m ocno ja k p rzedtem .
N ie we wszystkich dziedzinach m ożna m ów ić o kryzysie: oparły m u się nau k i ścisłe, k tó re zachow ały m iędzynarodow y p restiż (potw ierdzany licznym i n ag ro d am i N obla) i przyczyniały się niem ało do postępów francuskiej ekonom iki. Słabiej w ypadają nau k i hum anistyczne: liczni pow ojenni maîtres à penser sław ieni byli p o n a d m iarę, b o za w yrafinow anym ap a rate m pojęciow ym kryli tw ierdzenia wątpliwe lub ban aln e. Je d n ak ż e hum anistyka francuska po w ojnie — to nie tylko paryskie kapliczki n aukow e skupione w okół takich m istrzów , ja k S artre, A lthusser, Foucault, D errid a. D o ro b e k filozofii, antropologii kulturow ej, historiografii, socjo logii, lingwistyki je st ciągle solidny.
L ite ra tu ra francuska nie przeżyw a najlepszych czasów: m ało tu nazwisk ta k znakom itych, ja k nieżyjący ju ż od lat czterdziestu A lb ert C am us. W n e t po w ojnie odeszli wielcy ludzie m iędzyw ojennego te a tru , nie p rzetrw ał długo fascynujący ek sperym ent T h é â tre N ational P o p u laire V ilara i W ilsona (1951-1972). Z n am ien n e , że najciekaw sze zjawiska w d ram aturgii tworzyli sfrancuziali cudzoziem cy: R um un Ionesco, Irlandczyk B eckett, R osjanin A dam ov i H iszpan A rra b a l... F ilm francuski przeżyw ał jeszcze d o b re lata w pierw szym ćwierćwieczu pow ojennym , później przytłoczyła go fala przeciętności.
Paryż stracił p o w ojnie długo odgryw aną rolę stolicy św iatow ego m alarstw a. N aw et najlepsze francuskie dzieła (B uffet, H erb in , D ubuffet) nie osiągają ju ż klasy przedw ojennych m istrzów. Z n aczn ie ciekawiej przedstaw iają się urbanistyka i arch itek tu ra, choć wielkie p rze d sięw zięcia zm ieniające w izerunek Paryża w ywołują niem ało kontrow ersji. Zw łaszcza okres V R epubliki, z jej m onarchiczną p rez y d en tu rą, przyniósł am bicje kolejnych szefów państw a,
by tworzyć w stolicy „wielkie b udow le” — czasem św ietne, niekiedy fatalne. P opraw iają bilans kultury wysokiej w ybitne osiągnięcia sztuki muzycznej (M essiaen, Boulez).
Je st praw dą, że osłabienie tę tn a tw órczości k ulturalnej w jakim ś sto p n iu rekom pensow ała um iejętność św ietnego, n ierzad k o now atorskiego prezen to w an ia klasyki w te a trz e i telewizji, w m uzealnictw ie i w ystawiennictwie. F rancja m a także dłuższą niż in n e kraje tradycję kultury masowej i n a d e r ścisłych jej pow iązań z k u ltu rą wysoką. Trwa to i w pow ojennych czasach, przy czym k u ltu ra m asow a korzysta przecież obecnie z potężnych nośników i m a n ieporów nanie większe, niż daw niej, społeczne oddziaływ anie. A je d n a k ludzie kultury wciąż się trap ią m iałkością gustów i k u ltu ra ln ą pasywnością Francuzów . P om niejszenie kulturow ej roli Francji w świecie je st niew ątpliw e i nie da się tego złożyć n a karb anarchizującego postm odernistycz nego klim atu, który p o części zdom inow ał k u ltu rę krajów wysoko rozw iniętych.
G en e ra ł de G au lle m iałby w ięc n ie jed e n pow ód do frasu n k u w obliczu obecnego stan u Francji, k tó ra — ja k sądził — „jest sobą tylko w tedy, gdy je st w pierw szym szereg u ”. W szelako w iedział on dobrze, iż ża d en triu m f n ie jest ostateczny, a żad en kryzys nie trw a wiecznie, bo histo ria się nie k o ń c z y . Z am o żn a, dem okratyczna, stabilna politycznie F rancja m a chyba szanse n a spraw dzenie się dobrej prognozy dla X X I w ieku, szanse lepsze, niż m iała optym i styczna pro g n o za form ułow ana sto lat tem u.
La France dans le monde du XXe siècle
A u début du X X e siècle la F rance se vo y ait (et était vue) com m e u n m odèle de dém ocratie, une force culturelle, une puissance m ilitaire, économ ique, coloniale. L es prévisions po u r le nouveau siècle étaient optim istes: po u r la F rance cela devait être un siècle splendide et pacifique, une époque du progrès du b ie n -ê tre et de la culture. M alheureusem ent, ces p ré v i sions ne se sont pas réalisées: le développem ent de la F rance a été perturbé p ar les deux guerres m ondiales et la grande crise entre c e lle s-c i et p endant la seconde m oitié du siècle, des guerres coloniales sanglantes et coûteuses. L e rapport des forces dans le m onde a réd u it la F rance au rang des puissances m oyennes. L e général de G aulle affirm ait que la F rance oscille toujours entre la grandeur (qui est sa destinée profonde) et l ’échec. L ’essai analyse ce processus dans les divers aspects: politique globale et interne, économ ie, évolution de la société, culture. Les conclusions sont m oyennem ent optim istes. L es pronostics positifs concernant l ’avenir ont au jo u rd ’hui plus de chances que les prévisions d ’il y a un siècle.