• Nie Znaleziono Wyników

Czapla Kochcickich : Roździeńscianum

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czapla Kochcickich : Roździeńscianum"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Łanowski

Czapla Kochcickich :

Roździeńscianum

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 56/3, 149-166

(2)

CZAPLA KOCHCICKICH

R O ŻDZIEŃ SCIA NU M

1

O statnia, jubileuszow a ossolińska edycja nie zam yka jeszcze chyba badań n a d poetą-hutnikiem , owszem pobudza je dzięki udostępnieniu po raz pierw szy św ietnego facsim ile tekstu, dzięki zebraniu w k o m entarzu wydaw ców dotychczasowego dorobku wiedzy o poem acie i jego tw ó r c y l . P ośród licznych p ostulatów staw ianych niegdyś przez zasłużonego p ie rw ­ szego wydawcę, R om ana Pollaka, m. in. wobec filologów klasycznych, w ystępu je n a plan pierw szy spraw a źródeł literackich utw oru. W spólnie z H erb ertem M yśliwcem zbadaliśm y nieco dokładniej eru d y cję klasyczną, b ib lijn ą i hum anistyczną poety, ustalając, że jest ona skąpsza i o wiele m niej bezpośrednia, niż się wydaw ało pierw szym badaczom, że spro­ wadza się, co zupełnie n a tu ra ln e , do niew ielkiej liczby kom pendiów i autorów 2.

Nie tak łatw o jed n ak rozstać się ze staropolskim poem atem , z k tó ry m obcowało się wiele m iesięcy. P ow tarzan a lek tu ra, przeglądanie biblio­ grafii, w eryfikow anie prac daw niejszych podsuw ają m ałe spostrzeżenia i odkrycia 3, przyjm ow ane czasem z początku z nieufnością, później coraz

1 W. R o ź d z i e ń s k i , Officin a ferraria dbo h u ta i w â r s t â t z k u ź n i a m i s z la ­

c h e tn e g o d zie ła żelazn eg o. O pracow ali R. P o l l a k , M. R a d w a n i S . R o s p o n d . W rocław 1962. In sty tu t Śląsk i w Opolu i Ś ląsk i In sty tu t N au k ow y w K atow icach — B ib lio tek a P isarzy Śląsk ich . S eria A (starośląska). N r 1. F o to ty p ię fa c s im ile za­ w d zięczam y W. F l o r y a n o w i . C ytu jem y w ed le tego w yd an ia, z tym że przed n ieco sk om p lik ow an ym oznaczaniem pagin y i w ierszy podajem y dla w y g o d y ciągłą n u m erację, ja k w w y d a n ia ch poprzednich. P o w o łu ją c się na w stę p y w y d a w c ó w i kom entarz, sto su jem y skrót: jub. ( = ju b ileu szow e).

2 Zob. J. Ł a n o w s k i , H. M y ś l i w i e c , W a le n te g o R o ź d z i e ń s k ie g o „e r u d y ­ cja k la s y c z n a ”. W książce zbiorow ej: R oździeńscia na (w druku).

(3)

bardziej realn e. S kłan ia to n aw et do kłusow ania po te re n a c h odległych od właściwego re jo n u łowieckiego. Nie bez przyczyny używ am tej b a ro ­ kow ej przenośni, bo idzie w łaśnie o polow anie na herbow ą Czaplę Koch- cickiego, m ecenasa p o ety i jednego z ciekaw szych ludzi Śląska przeło ­ m u XVI i X V II wieku.

W d ru k u O ffic in y po w stępnych, zalecających dziełko epigram ach M uroviusa i T w ardocha, przed w łaściw ą dedykacją JW P a n u A n d rzejo w i

K ochcickiem u, Sw ob o d nem u P anu z Kochcica... jako pierw sza o tw iera ­

jąca p a rtia oryginalnego te k s tu Roździeńskiego w ystępu je 72-wierszowy poem acik: Na starod a w n y Herb zacnej F a m ilijej Ich Moêciow PP. K och-

cickich (k. A2V— Азу), tow arzyszący jed nem u z lepszych drzew orytów to ­

m ik u te n w łaśnie h erb w yobrażającem u (rytow al go n a pewno te n sam a rty sta , k tó ry n a k. F2V dał skrom niejszy — zresztą, jak wiemy, w łasnej inw en cji p o e ty 4 — Serdecznik, dw u kro tnie, ra z 4 w ierszam i w tekście u tw o ru (k. F2 23— 26), raz 6 w ierszam i osobnego, w g órn y ton u d e rz a ­ jącego ep ig ram u opisany).

W w ierszu n a h erb swego m ecenasa dał R oździeński pokaz sta ra n n o ­ ści i k u n sz tu rym opisa, co więcej — w ty m niezbyt w dzięcznym te m a ­ cie zabłysnął niew ątpliw ie ta le n te m poetyckim . D la dalszych naszych wyw odów konieczna je s t k ró tk a bodaj dyspozycja, czy też analiza. N a j­ p ierw zatem w w. 1— 12 (к. Агу/З— 10— Аз/1— 4) szczegółowy opis herbu: n a szczycie i w m o drym polu dolnym czapla (razem dwie) z ry b ą w dzio­ bie, siedząca n a kłodzie. Nad polem hełm i korona, i tu p rzy okazji pierw sze pochlebstw a serio i m oralizująco podane.

W iersze n astęp n e (13— 48, к. Аз/5—Азу/8) naw iązują do obyczajów herbow ej Czapli, z pow ołaniem się na „ludzi, co się m yślistw em ptaszym o b ie ra ją ” : p tak spokojny, tylko ry b am i się żywiący, ale niek iedy zm u­ szony do w alki w obronie piskląt

z in em i p ta k i d rapieżnym i,

K tórzy m u sie w tym sta w ią zaw żd y przeciw n ym i. A g d y m u czas p otk an ia a b itw y przychodzi,

F orem n ie S tratagem a zaw żd y sw e w yw od zi, B o gd zie m ocą n ie m oże, te d y przez fo r te le

P odchodzi jâko m oże sw e n iep rzyjaciele. T akim zaw żd y fo rty lem , k ied y nań uderzy

Sokoł z gory, raz jego zasię m u odm ierzy; Z asadzi sie, â nosa n a d sta w ia sw ojego

Jako w łó czn ie nâ ono u d erzen ie jego.

k i” 1964, z. 2; N ie z n a n y Isa tiu s ja k o ź r ó d ło W a le n te g o R o źd zie ń sk ie g o . „Eos” 1964, z. 2; Z ro ź d z ie ń s c ia n ó w . „Spraw ozdania W rocław sk iego T ow arzystw a N a u ­ k o w eg o ” t. 18, seria A (1963), s. 17.

(4)

N â który jeśli z razu tęgiego ugodzi,

T edy so b ie sam w ięcej niż czapli uszkodzi. Bo ona zä fo rty lem tym żyw ą zostaje,

A sok oł nâ jej nosie sam sie w ię c zabije. (w. 23— 36, к. Аз/15— 28)

W czas niespokojny, z wiosną, chroni się czapla w lasy, tam zakłada gniazda na wysokich drzew ach. Przeczuw a też burzę — w y latu je wów­ czas wysoko w górę, lata spiesznie; natom iast lekkim lotem zapowiada pogodę.

Od tego obrazu obyczajów7 p tak a herbow ego v/raca Roździeński (w. 49— 72, к. А з у /9— 32) do ro d u Kochcickich, niby przodka rodu, pew ­ niej chyba do swego patrona, A ndrzeja Kochcickiego; chw ali ich o stroż­ ność, rozwagę, w zgardę dla pochlebstw i m ów „ludzi płonnych” , p rze­ zorność i zapobiegliwość, w ystrzeganie się pychy. Zakończenie zacy­ tu jm y (w. 63—72, k. A.w/23—32):

N adto k lejn ot przedniejszy szczyra C hrystusow a J est nâukâ i m iłość u nich jego słow a. To, co im B og dał z łaski, tym się kontentują,

Nâ sw ym , k rzyw dy n ie czyniąc nikom u, przestają. Â tym zaś, co ubogim zw yk li czynić krzyw dy,

Z przyrodzonej cnoty sw ej p rzeciw ią sie zaw żdy. J e śli im też szkodzić chce przeciw n ik drapieżny,

K ażdy z nich prędko odpor um ie dać potężny. U m ieją, k ied y trzeba, m ają to z natury,

P łosząc i grom ić hardej m y śli bohâtyry.

O Kochcickich wdemy wcale dużo 5, najw ięcej w łaśnie o A ndrzeju, sy ­ n u Ja n a — dziedzicu Kochcic, Lublińca, Koźla, Koszęcina, T arnaw y, B a­ ranow a, n am iestn ik u w7 księstw ie raciborskim i opolskim. Z w szystkich K ochcickich on osiągnął najw yższe szczeble k ariery , aby później ru n ąć ta k nisko, że ród nie podźwdgnął się już nigdy. Św ietność i upadek A n ­ d rzeja Kochcickiego w iązały się z dziejam i tych czasów. Był p ro te sta n ­ tem , w czasie w ojny trzydziestoletniej występow ał przeciw cesarzowi Ferdynandow d III, później połączył się ze Szwedami, w r. 1620 z delega­ cją stanów śląskich bawdł przez sześć tygodni na sejm ie w Warszawde. Nie dziw, że gdy w padł w ręce cesarskie, już z nich nie wyszedł. S kon­ fiskow ano rozległe dobra Kochcickich, sam Andrzej u m arł w W iedniu

5 Zob. P o l l a k , jub., s. XV I, przypisy s. 188. G łów ne w iad om ości podała E. H a e r t e l , A n d re a s F reih err v o n K o c h ti z k y , ein M äzen O b ersch lesien s u m die

Z e i t des D r e is sig jä h rig e n K rieg es . „Der O berschlesier” 1936, s. 487—493, 578— 584, do teg o d w ie tab lice na s. 465—466. Zob. też tejże autorki: W a l e n t y R o z d z i e n s k i ’s p o l ­

nis che B er g m a n n s g e d ic h t e v o m Jahre 1612 und ihre B ezieh u n gen z u r deu ts ch en K u l t u r . L eip zig 1940, rozdz.: 4. Das L e b e n s - und C h a r a k te r b il d des F reih er rn A n ­

(5)

w niewoli. B rak nam w ty m żywocie w ażnych dat. K iedy się urodził? W ro k u 1589 m iał w W ittenb erdze m łodzieńczą, ale uczoną m ow ę De

laude et u tilita te ordinis (szpikow aną łacińską, jak rów nież b ib lijn ą e ru ­

dycją, c h arak tery sty czn ie sięgającą też w w yw odach do spraw polskich), k tó re j egzem plarz m ożem y oglądać w Bibliotece U niw ersyteckiej we W rocław iu. ,,Sw obodnym p an em ” na Kochcicach został A ndrzej chyba w r. 1611, po śm ierci J a n a II Kochcickiego. J a n II b y ł dw ukrotn ie żo­ n a ty , w r. 1564 i 1581, z drugiego m ałżeństw a nie b y ło dzieci. W edług przekazu ojcem A n d rzeja m iał być n a jsta rsz y syn J a n a II — J a n III, ale to kłóciłoby się z d a tą w ygłoszenia w itten b ersk iej oracji. Zatem J a n III był chyba raczej b ra te m A ndrzeja. W ięc A ndrzej m ógł się urodzić w okresie 1565— 1572, i w w ażnym dla nas ro ku 1612 b ył m ężczyzną w sile w ieku, czterdziestoletnim lub po czterdziestce, w pełni m ogącym sprostać i zarządzaniu dobram i, i dźw iganiu godności, i tem u, co nas tu najw ięcej obchodzi — spraw ow aniu w yjątkow o św ietnego p a tro n a tu k u ltu raln eg o . Z upełnie słusznie nazw ano go m ecenasem Górnego Śląska w okresie w o jn y trzydziestoletn iej.

N a to, że m ecen at te n spraw ow ał już od lat, w skazuje o d k ry ty przez H alinę i A dam a Sk u ró w w e w rocław skiej B ibliotece U niw ersyteckiej (sygn. 4 E 1, 752) nie zn an y E streicherow i d ru k : Sim onis P istorii Oppo-

liensis E p ig ra m m a tu m libellus II. A d Jo ha nn em G yriu m Ecclesiastem W ysocensem , pochodzący z r. 1595 i zaw ierający n a k. A iv dedykację

i osobno n a к. Аз epigram na A n drzeja Kochcickiego, z c h a ra k te ry sty c z ­ nym i sform ułow aniam i (epigr. 1, w. 5 n.):

R a ra q u i d e m d o m u s est, quae c u re t ca rm in a: s e d tu C o c h tic ia g e n i t u m q u a e re P o e t a domo.

W ychw ala też ród, hu m anisty czne w ykształcenie i religio Kochcickich (epigr., 2, w. 7 n.).

Jego bib lio teka w L ublińcu jest wówczas najw iększym p ry w atn y m księgozbiorem n a Śląsku, cieszą oko tom y pięknie opraw ne w zielony pergam in, w yzłacane, z tłoczonym rów nież złotem superekslibrisem , w ła ­ śnie herbow ą C z a p lą 6. A le nie ty lk o zbieraniem pięknych książek z a j­

6 Sch lesien s cu riose D e n c k w ü r d i g k e i t e n o d e r v o l l k o m m e n e Chro nica vo n O b e r -

u nû N ie d e r - S c h le s i e n !...]. A u sg e fe r tig e t von F. L u c a e . F ra n ck fu rt am M äyn

1689, s. 649: „er Hess die w e i t l e u f f t i g e L i v r é e d u r c h g e h e n d i n g rü n g e f ä r b te s P e r ­

g a m e n t sa u b e r ein bin den , ä usserlich die B ü c h e rsc h a le n fe in v e r g ü l d e n und au ff d ie s e lb e n sein W a p p e n e b e n fa lls m i t G old e in d r u c k e n , w e lc h e s g e w is s se h r n e t t e in d ie A u g e n le u c h t e te und d e n B ü ch ersaal g a n z u n g e m e i n z i e r e t e ”. W sp om n ien ie

teg o b lask u m ożem y dziś p rzyw ołać, b iorąc do ręk i ocalały egzem p larz z k się g o ­ zbioru K och cick ich w B ibl. U n iw e r sy te c k ie j w e W rocław iu, od n alezion y w jej p rzebogatych zbiorach przez m gr H. S a d o w sk ą -S k u ro w ą : S t i r p i u m e t F o ssiliu m S i -

(6)

m ow ał się pan na L ublińcu i Koszęcinie. Skupiał wkoło siebie grono h u ­ m anistów — nie jakichś lu m in arzy n a m iarę europejską, ale n a pewno bardzo zasłużonych dla rozw oju k u ltu raln eg o śląskiej prow incji. Tu n a ­ leżał pastor koszęciński, au to r drukow anego w raz z O fficiną Wiersza, D aniel M urovius, tu au to r drugiego epigram u, re k to r szkoły w L ublińcu, P aw eł Tw ardoch. Nie b ył pierw szym m ecenasem w swej rodzinie, Lucae w ym ienia z pochw ałą Ja n a Kochcickiego, jednakże najw ięcej zasług k u l­ tu ra ln y c h przypaść m iało A n d rz e jo w i7. Chwalono go za erudycję, k tó rej jedynym , szczerze m ówiąc w ątłym , dowodem jest w spom niana m łodzień­ cza oracja, ale ty tu łem do chw ały jest przede w szystkim m ecenat k u ltu ­ raln y . Nam b y w ystarczy ła sam a O fficina, ale na tym nie koniec. W ro ­ k u 1615, w trz y la ta po ukazaniu się poem atu Roździeńskiego, d ru k u ją w Lipsku E yering i P e rfe rt Ein n ü tzlich und lustig Gespräche von Stahl

und Eisen M ikołaja M onarda, z łacińskiego przekładu tego hiszpańskiego 442147). Zob. Ł a n o w s k i , M y ś l i w i e c , W a le n te g o R o źd zień sk ieg o „ e r u d y c j a

k la s y c z n a ”, przypis 10. E gzem plarz ten b y ł później w ła sn o ścią L ucae, a n astęp n ie zn alazł się w zbiorach gim n azju m fryd erycjań sk iego. Jest już i druga odnaleziona przez H. i A. S kurów k siążk a z b ib lio tek i K ochcickich, która do B ibl. U n iw e r sy ­ teck iej trafiła z b ib liotek i k ościoła Św . B ernardyna: G abrie lis Fallopii W u n d e r b a r -

lichen u. m e n s c h li c h e m L e b e n g e w i s s e r und se h r n ü tz lic h e r S e c re te n D r e y Bücher.

F ran k fu rt 1616 (sygn. 4 U 117). Przy tej okazji p ragnąłbym w yrazić gorące p od zię­ k ow an ie m gr H alin ie S a d o w s k i e j - S k u r o w e j i m grow i A dam ow i S к u r z e za zaw sze g otow ą pom oc i p rzew od n ictw o w śród starodruków B ib liotek i.

7 M oże n ie od rzeczy b ędzie w yn otow ać najbardziej charak terystyczn e w zm ia n ­ ki L u c a e (op. cit.) o K ochcickich (H a e r t e l n ie w y zy sk a ła w szy stk ich ); s. 1729:

„D ie F r e y h e r r e n von K o c h t i t z k y sc heinen z w a r P o ln ischer E x tra ctio n zu seyn , d e s s e n o h n era ch tet haben sie vo n langen Z e ite n her in F ü r s t e n th u m O p p e ln die H e r rsc h a f t L u b l i n i t z b eses sen u n d d e m V a tte rla n d , w i e H er r Johannes F r e y h e r v o n K o c h t i t z k y , u n d H er r A n d r e a s F r e y h e r r vo n K o c h t i t z k y , er sprüsslic he D ie n s t e g e ­ l e i s t e t. Sie f ü r e te n i m b la u en Schild ein e Ganss [sic/] in ih r e r Farb, w e l c h e ein en

Fisch i m M u n d e hält. O b e n auf d e m H e l m w i e i m Schilde. D ie H e l m - D e c k e roth. u n d w e i s s ” ; — s. 700: „ L u b li n it z ohnfe rn v o n d e r Poln ischen G ränze ligende, is t

ein e S ta d t ohne M a u e r [...]. Es gehöre t hie rzu eine feine H errschaft von v ie l e Dor f f - sc hafte n, w e lc h e die F r e y h e r r e n von K o c h t i t z k y vo n g ra u m e n Z e it e n h e r r e g ie r e t haben . Auch noch A n n o 1613. h ie l t allh ier seine R e s id e n t z A n d re a s (F re y h e r r v o n K o c h t i t z k y ) ein q u a lificirter und w o lg e l e h r te r C a v a l l i e r — s. 495: podaje w iad o­

m ość o p rzejściu K ochcickich z L ublińca na p rotestantyzm , ok reśla Jana K och cic­ k iego jako „ein H er r vo n u n g e m e i n e r E ru dition ”, p odobnie A ndrzeja, m ó w i o ich żarliw ości w w ierze, o tym , że u trzym yw ali nadw ornego kaznodzieję, k tórym b y ł Adam C hrystian A gricola, późn iejszy kaznodzieja nadw orny k u rfirsta brand en b u r­ sk iego Jerzego W ilhelm a; — s. 590: w iadom ość o szw ed zk im p osłow an iu A ndrzeja w r. 1633; — s. 146: o udziale Jana w sejm ie e lek cy jn y m p olsk im w r. 1587; — s. 649: b ib lio tek a lu b lin ieck a w y m ien io n a na p ierw szym m iejscu z trzech „ B ib lio ­

t h e k e n e tl ic h e r H e r r e n - S t a n d e s - P e r s o n e n ” na Ś ląsku, zob. p rzypis 6; s. 1744: Jan K. pośród „qu alificirte H e r r e n ”;— s. 2096: Jan K. „ein H e r r v o n e b e n m ä s s ig e r

(7)

dzieła K aro la C lusiusa przełożony na niem iecki przez Jerem iasza Gesne- r a z Bolesławca, z przedm ow ą w ydaw ców datow aną w dzień św. A n­ drzeja, p atro n a Kochcickiego, z W rocław ia w rok u 1614. W szystko, poza częścią cy tatów z Lucae, rzeczy dość dobrze znane badaczom Roździeń- skiego, odnotow ane przez E m m y H aertel, chociaż z ch arak tery sty czn y m dla tej a u to rk i ciągnięciem w szystkiego k u niem ieckości, m im o jed no­ znacznych stw ierd zeń np. Lucae, że ró d K ochcickich był chyba „polni­

scher E xtra ctio n ” i że n aw et h erb, k tó ry m się K ochciccy chlubili, p rz y ­

w ędrow ał do nich z Polski z żoną J a n a II i m atk ą A ndrzeja, A nną Za- rem b ian k ą. Zw iązki z Polską p o d k reślają w yraźnie pew ne m om enty dzie­ jów rodziny: J a n jedzie z hercogiem K arolem II z M ü nsterb ergu (Zię­ bic) i O leśnicy i ze S tanisław em Paw łow skim , biskupem ołom unieckim , n a sejm e le k c y jn y r. 1587; w kilkad ziesiąt la t później, jak już w spom i­ naliśm y, A ndrzej bierze udział w delegacji stanów śląskich na sejm do W arszawy. Dużo późniejsze przeniesienie się części ro dzin y Kochcickich do Polski, n ad k tó ry m ta k ubolew ała H a e r te l8, to nie ty le polonizacja, co repolonizacja. Oczywiście nie m am y podstaw , ab y tw ierdzić, że A n­ drzej K ochcicki p odkreślał sw ą polskość, ale to samo m ożna by pow ie­ dzieć i o niem ieckości — to sp raw y inne, na pewno w ażniejsze było w ów ­ czas określanie sw ego„ stanow iska religijnego w zm iennych losach lat poprzedzających w ojnę i z początkiem sam ej w ojny. U trzym yw ał silne związki, choćby z ty tu łu w ykształcenia, z N iem cam i, był — jak w idzi­ m y — m ecenasem nie ty lk o dla polskich Ślązaków. Z resztą nie ty lk o dla ludzi ze Śląska.

2

I tu pora przedstaw ić odnotow any już przez H a e r te l9, ale zapozna­ n y przez nią u tw ó r okolicznościow y łaciński z tegoż ro k u 1612, pióra F ry d e ry k a T aubm anna, d ru k ow an y w W ittenberdze, k tó ry — czego do­ tą d nie zauważono — rzuca ch arak te ry sty c z n e św iatło na mało skom en­ tow aną część poem atu Roździeńskiego, w łaśnie wiersz Na starodaw ny

herb... P od ajem y te k st p ierw o d ru k u z egzem plarza B iblioteki U niw ersy­

teckiej we W rocław iu 10, zachow ując in te rp u n k cję oryginału:

8 H a e r t e l : A n d r e a s F r e ih e r r v o n K o c h tizk y ..., s. 492; W a l e n t y R o ź d z i e ń s k i’s

poln ische B ergm an n sgedic h te..., s. 21, przypis.

9 H a e r t e l : A n d r e a s F r e ih e r r v o n K o c h ti z k y ..., s. 493; W a l e n t y R o z d z i e n s k i ’s

p o ln isch e B ergm annsgedic hte..., s. 65.

10 S ygn atu ra 2 W 5,23. E gzem p larz B ibi. U n iw . d ed yk ow an y jest przez autora D a n ielo w i R en isch ow i (R in d fleisch ): „R e u e re n d o uir o p ie t a te e t e ru d itio n e cla ris-

s i m o D o m in o D a v id i Ren isch io Ecclesiast. a d D. Elisab. V r a ti s l a v ia e suo fau tori d e d i c a t ” i podpis T aubm anna. P rzy cięty już na pod p isie egzem plarz n ie pozw ala

(8)

Sche-A R D E Sche-A K O C H T IC Z IO R U M ad

G e n e r o s u m e t Illu strent A N D R E A M K O C H T IC Z K I.

L ib fer u m ], B ar[o nem ]. à L u b lin ie c z e t K o c h - ticz, in K o s s e n c z in etc. M u s a g e ta m

e m i n e n ti [ ssim um ]. Ardea, n ix a S u d i nodis e t m ole gravatae, M o r d icitù sq u e p r e m e n s su r recto v e r t ic e P iscem , K o c h tic ia e p r o a v i ta d o m ù s Insignia clarat.

A r d e a su b l im e is e t S a rm a ta falco p e r auras

5 I n f e s tis a e te r n a g e ru n t certa m in a signis. Falco p o te n s alis e t pu g n a x unguibus , e t v i m C om inùs h o s t il e m p r o t e n to u m b o n e su p e r b i P e c to ris elidens, v e n a tu r in aère p raedam . A r d e a e t ip s a su ae rostri m u cron e saluti

P rospicit, in geniosa dolo. n a m pronus ab aethrâ D u m li b r a t se Falco super; t e l u m A r d e a rostri Cauta sub a la r u m f u r tiv o te g m in e condit. D u m q u e in h ian s p r a e d a m toto ru it i m p e t e Falco, A r d e a non o bli ta sui, r o s tr u m q u e supinans

is E x c ip i t in c u m b e n t e m e t v u ln e r e conficit' hostem . Q uin e t pis cator qu a n d o q u e f i t A r d e a Rheni. Q uomodo? Prona p e d e m sub aquas d e m i tt it : et, ecce, O ccu lto N a tu ra e habitu, gens m u t a n a ta n t u m

T a n q u a m ad p r o p o s ita m s u b r e m ig a t illicis escam,

20 Hoc ilia i r a t u m pla cat solam ine v e n tr e m .

C e te r a p e r liq u id u m s u b l im ib u s ardua pennis A rd e a , q u âqu e seq u i v i x possis lum in e, tranat. N id a m e n t a etia m , quà se cels issim a dorso P o r r e x ê r e p ro c u l fastigia, congerit ovis.

25 U sque adeô f a c tis sibi v in d i c a t A r d e a no men ! M a iesta s quaecunque f u it In sig nib us a ucto r K o ch ticio generi, пае P u lch ra atq u e A rd u a vidit! A lta p e t i t generosa bonae v is insita m en ti: Et fla m m a s im it a tu r , et u r g e t in ardua Virtu s.

30 Alcides, Io vis ille tr in o x leo, robore C lavae

Multa qu id em , sed non tarnen omnia M onstra subegit. Consilio, f u r to q u e Doli qu andoque sagacis

Fortius ille egit, q u à m C la va e horrore trinodi. Q u u m L eo defecit, su c c é d â t callida, Vulp es.

d ia s m a t a vo r s a e t prorsa p e r s a t u r a m in m a n t is s a m a d je c t a c u m A ucta rio Fam ae P o s tu m a e . C ollectore et curatore Ch. Taubm ano Frid[erici] F [ilio]. W ittebergae,

ty p is W. M eisneri, im p en sis Z. Schureri B ibliop[olae]. Anno. M DCXVI, s. 44— 46, z m in im a ln y m i odm ianam i tek stu : w n agłów k u opuszczono em in en ti ss., w w . 7 jest

U m b o n e, w w . 21 liquid a, w w. 27 pulchra. Oba druki m ają w w . 2 m o r d ic ib u s,

(9)

N on t a n t u m H a s ta tu s, sed e t e s t S u b s e s s o r in arm is. N ec pudor, O b liq u a r e sinus, u b i caeru la turbant. U ltr a q u e K o c h tic iis, aliis satis A l t e r a laus est.

Non e g e t Ingeniosa fam es. R e m s u f fic it u lt r o F o rtu n a e a ll u v ie s e t p len o C o p ia cornu.

Hic qu o q u e K o c h ti c io s s u p e r i m p l u i t a u reu s im b e r . V ulg ares a n im a e sa p i u n t plebeia, ia centque. A rd u a s ecta ri m o l im in a , K o c h t i c i o r u m est.

F rid feric us]. T au bm an n u s.

H u m a n it a ti s Pro fe sso r, e t Collegii sui D ecanus.

W i tt e b e r g a e , T y p i s Iohannfis], G orm an n i, Anno 1612.

PRZEKŁAD

Do S zla ch etn eg o i Ś w ie tn e g o A n d rzeja K och cick iego, S w ob od nego P an a na L u b liń cu i K ochcicach, w K o szęcin ie itd., n ajzn am ien itszego P rzew od n ik a Muz.

C zapla w sp arta na B e lc e sęk a tej i cięż k iej, m ocnym ch w y tem ścisk ająca w pod n iesion ym dziobie R ybę, u św ietn ia od ziedziczony po przodkach k lejn o t do­ m u K ochcickich.

Czapla i sarm ack i S ok ół w p o w ietrzn y ch w y ży n a ch w ieczn e w io d ą w a lk i pod w rogim i znakam i. S ok ół, siln y w sk rzyd łach i c h ciw y w a lk i n a szp on y i od p ierają­

cy z b lisk a napór w roga s iłą d u m n ie w y p ię te j p iersi, p olu je w p ow ietrzu na łup. A C zapla sa m a p okłada sw e o ca len ie w ostrym jak sz ty le t dziobie, przem yśln a i podstępna, bo gdy z góry w a ży się z b łę k itó w S ok ół, ostrożna C zapla ch ow a oręż dziobu pod ta jem n ą osłon ą sk rzyd eł. I k ied y rozw arłszy dziób, co s ił rzuca się na zdobycz Sokół, Czapla, zgod n ie ze sw y m obyczajem w y sta w iw sz y dziób ku górze na p rzy jęcie sp ad ającego w roga, rani go i zabija.

Co w ię c e j, b y w a też n iek ied y C zapla ryb ak iem na R enie. Jak im sposobem ? P o ch y liw szy się, opuszcza ła p ę pod w od ę i oto ta jn y m obyczajem przyrody n iem e p le m ię p ły w a ją cy ch p o d p ły w a jak do w y ło żo n ej przyn ęty. Taką pociech ą uśm ierza g łód żołądka.

N adto w zn osząc się strom o n a w y n io sły c h p iórach, przez p ły n n y ży w io ł p ły n ie C zapla, k ęd y le d w ie ją śled zić m oże oko. Z ap ełn ia jajam i gniazda tam , gd zie da­ le k o rozciągnęły się n ajbardziej strom e szczyty. Tak to zd ob yw a sobie C zapla sw y m zachow aniem nazw ę [ardea — ardua].

J a k ik o lw iek M ajestat b y ł tw órcą k lejn o tu d la rodu K ochcickich, dostrzegł, zaiste, p ięk n o i w y n io sło ść! K u górze dąży szlach etn a siła w rodzona dobrej naturze [u m ysłow i]. I p ło m ien ie n aślad u je, i do sp raw tru d n ych p łon ie M ęstw o.

A lcyd a, ó w tró jn o cn y L e w Jow isza, m ocą m aczu gi w ie le co p raw d a zm ógł po­ tw orów , lecz jed n ak n ie w sz y stk ie . R adą, a czasem w y k rętem sp rytn ego podstępu, d zieln iej się sp ra w ił niż groźną tró jsęk a tą m aczugą. Gdy za w ió d ł L ew , n iech się uda ch ytrem u L iso w i. Pod bronią je s t n ie ty lk o O szczepnik, a le i P olu jący z za ­ sad zk i. N ie w sty d to zw ijać żagle, gdy p ien ią się g łęb ie. K och ciccy m ają sła w ę jed n eg o i drugiego, in n ym jedno z d w o jg a w y sta rczy .

N ie cierpi b rak ów p rzem y śln y głód. M ajątku aż nadto dostarcza p rzy p ły w F o rtu n y i D o sta tek p ełn y m rogiem . Tu tak że na K och cick ich sp ły w a złoty deszcz.

D usze p o sp o lite zajm ują się spraw am i m otłoch u i po ziem i się kładą, na górne sp ra w y się p o ry w a ć K ochcickich jest rzeczą.

(10)

3

W idzimy, że oba wiersze, łaciński i polski* przynoszą dokładne p a ra ­ lele, tra k tu ją tę sam ą rzecz w identyczny n iem al sposób — na pewno nie przypadkow o. Są przesunięcia w kom pozycji utworów, ale elem en ty tej kom pozycji są identyczne. G dyby w yjść od dopiero co przedstaw ionego utw o ru T aubm anna, porów nanie wyglądałoby, jak następuje:

T eksty obu utw orów nie pok ry w ają się kom pletnie, są i różnice, o k tó ­ ry ch za chwilę, ale takiej liczby zbieżności, jakie tu napotykam y, nie w ytłum aczy nam ani h erb Kochcickich, ani czaple obyczaje. Nim zasta­ now im y się nad stosunkiem w zajem nym obu utw orów , przedstaw m y a u ­ to ra w iersza łacińskiego.

F ry d e ry k T aubm ann nie jest postacią w h istorii filologii nie znaną. Choć nie był w ybitnym uczonym, cieszył się rozgłosem, zdążyła go naw et spowić specjalnego ty p u legenda n . Urodzony w r. 1565, syn szewca, w y ­ chow ujący się w tru d n y c h w arunkach i biedzie, od wczesnej m łodości celow ał w pisaniu i im prow izow aniu w ierszy łacińskich, m iał się stać uznanym m istrzem poezji okolicznościowej. N iepokorny student, k a w a ­ larz porzucający ław ę szkolną, u statkow uje się dopiero w r. 1592, kiedy otrzym u je trz y letn ie stypendium u n iw ersy tetu w W ittenberdze. Z tegoż ro k u pochodzi pierw szy jego druk: Lusus duo iuveniles. M artinalia et

Bacchanalia. Posypią się niebaw em następne, popularne w swoim czasie,

niejed n o k ro tn ie przedrukow yw ane. Możemy sobie tu darow ać w yliczanie tytułów .

Zaczyna się k a rie ra u niw ersytecka Taubm anna. W roku 1595 jest uw ik łan y w a w a n tu rę o k a te d rę poezji, k tó rą w końcu o trzy m uje (k o n tr­ k andydatow i odbija też narzeczoną), w latach 1601 i 1607 jest dzieka­ nem , 1608 prorek to rem , 1612 znowu dziekanem (tak się też podpisuje na w ierszu dla Kochcickiego). M ecenasowie jego to kolejni książęta sascy, C hrystian II i J e rz y I, na dworze k tó ry ch m a dość ch arak tery sty czną po­ zycję błazna i „tow arzysza wesołej kom panii” („Hofnarr, ku rtzw eilig er

R a th ”). Tu tak że staje się b ohaterem ogrom nej liczby anegdot, k tó re m ia­

ły w sław ić jego im ię bardziej niż działalność naukowa. Nie znaczy to, że

11 L. F r a n k e l w: A llg e m e in e deu ts ch e Biographie. T. 37. L eip zig 1894, s. 433—440. Tam podana dalsza literatura. W iększość druków T a u b m a n n a d o­ stęp n a w Bibl. U n iw ersy teck iej w e W rocław iu

Taubm ann R oździeński

1— 3 4— 15 17—20 23—24 26—29 5— 7 (A2V/7—9) 25— 36 (Аз/17—28) 18—19 (Аз/11— 12) 38—40 (Аз/30— 32) 49—53 (Asv/9— 13)

(11)

n ie m a na swój czas zasług. Sześciu w y dań doczekała się jego ogłoszona w r. 1602 D issertatio de lingua L a tin a , w ojująca z jed no stron n ym cy- ceronianizm em ; w r. 1605 w ydał kom edie ulubionego P la u ta (1306 stronic

in quartol), b y ła to ogrom na kom pilacja; w 1609 C ulex W ergilego (w 1618,

ju ż po śm ierci T aubm anna, w yszedł cały W ergili w jego opracow aniu); jego szerokie zainteresow ania obejm ow ały lite ra tu rę w łoską (Dante, Boc­ caccio), poezję średniow ieczną, liznął naw et tro chę greczyzny. W tym w szystkim tow arzyszy m u jed n ak duch pewnego d y letantyzm u, nie m oż­ n a go zaliczyć do w y b itn y ch uczonych polihistorów epoki, choć pozo­ sta je w ko respondencji z tak im i h u m anistam i, jak J a n u s G ru ter, Jo h a n ­ nes S turm , J u s tu s Lipsius, Tycho de B rahe i inni. B ardzo b a rw n a po­ stać, o żyw ym tem peram encie, ciętym języ k u i dowcipie, lekkoduch. Im ponujące b y ły jego zdolności w ersy fik acyjn e (bo jed n ak nie poetyc­ kie), p o tra fił im prow izow ać p rz y kaszcie d ru k arsk ie j. U m arł w r. 1613, m ając la t 48, złożony p od agrą i chiragrą.

Pow racam y do obu wierszy. N ajprościej postaw ione p y tan ie brzm i: Czy Roździeński k o rzy stał z T aubm anna, czy T aubm ann z Rożdzieńskie- go? Oba u tw o ry uk azały się w ty m sam ym roku, oba są pełne nie zawsze czytelnych, ale w yraźn y ch alu z ji do w ydarzeń, k tó ry ch się tylko do­ m yślać m ożem y. Nie m ożem y ich datow ać w obrębie rok u 1612, a jak za chw ilę p o staram y się dowieść, nie tylko podobieństw a utw orów , lecz i różnice m iędzy nim i spraw ę kom plikują.

N iem al in styn k tow nie zw ykliśm y w podobnych w ypadkach p rzy jm o ­ wać p rio ry te t u tw o ru łacińskiego, bo to jest norm alna droga ren esan so ­ wej im itatio, poza ty m tro ch ę tru d n o przypuścić, że profesor w itten - b erski n a śla d u je tw órczość praw ie nie znanego hu tnik a, p o ety ze Śląska, nie w iem y też nic o tym , czy T aubm ann znał język polski. Z nam y sk ą d ­ in ąd p roceder literack i Roździeńskiego, k tó ry w e ru d y cy jn y ch partiach swego dziełka całym i garściam i bierze z ró żnych źródeł, nie zawsze się do nich przyznając. T yle że pom inąw szy dość przyzw oicie kw itow ane passusy pisarzy an tycznych -— w szystko jedno, z k tó re j ręk i p rzy jm o ­ w ane — jako m ateriałó w używ ał głównie dzieł prozaicznych łacińskich i niem ieckich.

Nie bez znaczenia je s t m iejsce w iersza Roździeńskiego w O fficinie. P rzypom inam y, że otw iera on te k st poem atu, po epigram ach M uroviusa i Tw ardocha, p ow stałych na pew no dopiero w tedy , gdy O fficina by ła go­ tow a. Więc — m ożna spytać — może i w iersz Na herb pow stał n a k o ń ­ cu, został dołączony do gotowej całości, a poem at zaczynał się początko­ wo od dedykacji dla Kochcickiego? Tak być oczywiście mogło, ale m o­ żem y chyba przypuścić, że w każdym razie w chw ili skład an ia ręk o ­ pisu do d ru k u wiersz b ył już na m iejscu, w k tó ry m go czytam y obecnie. I dziś czasem d ru k u je m y jako ostatni w procesie poligraficznym p ierw ­

(12)

szy arkusz książki, ze względu np. na stronę tytułow ą, spisy rzeczy, m e ­ try k i wydawnicze. Tak m ogły być drukow ane epig ram aty na u tw ó r Roź­ dzieńskiego i w tej sam ej składce mieści się w iersz Na herb (k.Ai—Аз у). Ale d edykacja dla Kochcickiego zaczyna się już na A4, a g dyby była za­ m ieszczona jako początek poem atu, pow inna by się zaczynać od pełnej składki, więc k a rty B. Dowodu pośredniego dostarczy m ate ria ł ilu s tra ­ cyjny. Badał te spraw y specjalista, Ja n K uglin 12, ale i niew praw ne oko zobaczy od razu, że Czapla i Serdecznik (F2V) są jednej i tej sam ej fa k ­ tu ry , m usiały chyba pow stać równocześnie, a epigram na Serdecznik, choć też zdublow any i p rzery w ający tok poem atu (6-w iersz w śród 4-w ie r­ szy), praw ie na pewno nie był w łączany w czasie druk u. W ięc w iersz

Na herb stanow i p rzy najm niej od początku d ru k u isto tn y człon poem atu

Roździeńskiego.

Porów nanie objętości utw orów m ogłoby dać jakąś wskazówkę. U T au b ­ m an n a 42 wiersze, u Roździeńskiego 72. G dyby w grę w chodziły tylko porów nyw ane elem enty treści, m oglibyśm y mówić o częstym u niezbyt udolnych naśladow ców rozciąganiu u tw o ru naśladow anego (zresztą nie ty lk o nieudolnych, Szymonowicowe przeróbki są z reg u ły obszerniejsze od naśladow anych oryginałów antycznych, co w ynika z innych założeń 13). Z w róćm y jed n ak uwagę, że jeśli naśladow cą b y łby T aubm ann, m a jste r łacińskiego wiersza o zacięciu epigram atycznym , w ynik m ógłby być w ła­ śnie taki, jak jest.

Może najpew niejszym w yznacznikiem b y ły b y różnice m iędzy obu u tw oram i, przede w szystkim różnice w ty ch m iejscach, gdzie przew aża­ ją podobieństw a, tam gdzie różnica m ogłaby polegać na przypuszczalnym opuszczeniu przez naśladow cę jakichś elem entów pierw ow zoru. Czasem jed n a k w ynika to stąd, że naśladow ca chce ulepszyć, popraw ić utw ór n a ­ śladow any. Spójrzm y pod ty m k ątem n a jp ie rw na Roździeńskiego. Sam opis h erb u jest przezeń potraktow any, jako spraw a istotna, o wiele do­ kładn iej niż u T aubm anna. Podkreśla, że w ystępują d w i e czaple, jedna w polu tarc zy herbow ej, druga ,,na szczycie’', pole tarczy jest m odre, o czym n ie słyszym y u Taubm anna, tak samo jak o hełm ie i ko ro ­ nie.

P rzed przejściem do alegorycznego w yw odu jest jak b y zaw oalow ane w skazanie źródła ornitologicznych wiadomości (w. 13 п., к. Аз/5 п.).

12 J. K u g l i n , S z y m o n K e m p i n i i je go d r u k „Officina fer r a r i a ”. M aszynopis p o w iela n y . O pole 1962, s. 21 n. „Sesja N aukow a. 350-lecie W alen tego R oździeńskiego

»O fficin a ferraria«. (1612— 1962)”.

13 Zob. J. Ł a n o w s k i , C za r ó w S z y m o n o w i c a p a re n te la kla syczna, p o k r e w i e ń ­

s t w o ren es a n so w e, k s z ta łt ro d z im y . W książce zbiorow ej: C h a ris teria T. Sinko... obla ta. W arszaw a 1951, s. 179. — J. Ł a w i ń s k a , S z y m o n o w i e jako n a ś l a d o w c a T e o k r y ta . „Eos” 1961, z. 1, s. 137 n.

(13)

C zâplâ, ja k o to o n iej isto tn ie udają

L udzie, co sie m y ś lis tw e m p taszym obierają.

Dalej seria elem en tó w w spólnych. Czapla jako p tak w odny łow iący ryb y , n a tu ry spokojnej, c e n traln a h isto ria o walce z sokołem „o dziatki sw e” , szczegół o zak ład aniu gniazd w w ielkich lasach n a szczytach drzew n a wiosnę, o zachow aniu i locie w różną pogodę. T en szczerze poetycki, rozbudow any opis n aw raca do p u n k tu w yjścia alegorii — i tu znów zga­ dza się blisko z T aubm annem , zresztą w p a rtii jak n a jb ard ziej banaln ie panegirycznej, chw alącej cnotę i przezorność Kochcickich. Ciąg dalszy je st już w yłączną w łasnością Roździeńskiego, zarów no znam ienna w zm ianka o „szczyrej C hrystusow ej w ierze” , jak i opiece n ad ubogimi, obronie ich przed „przeciw nikiem drap ieżn y m ” . K lam ra zam ykająca raz

jeszcze p ow tarza z naciskiem (w. 71 п., к . А з у /3 1 п.):

U m ieją, k ied y trzeba, m ają to z natury, P ło szą c i grom ić hardej m y ś li bohâtyry.

W iersz Roździeńskiego jest ta k zw arty, że nie dziw im y się, iż n ik t nie podejrzew ał dotąd jakiegoś jego źródła, choć jed n ą alu zją ukazyw ał je poeta.

Jak ie są cechy oryginalności T aubm anna? Jego utw ór jest o wiele b ardziej reto ry czny : zaczynając od charak tery sty czn ej w ielekroć pod­ k reślan ej g ry słów ardea — ardua (czapla — rzeczy wyniosłe, trudn e), zresztą nie tak bardzo o ry g in aln ej, bo naw iązującej do antycznej e ty m o ­ logii, k tó rą m ógł T au b m an n znać choćby z kom en tarza Serw iusza do

G eorgik W ergilego, ks. I, w. 364 („ardea dicta quasi ardua, quae cum altius vo la verit significat te m p e sta te m ” („czaplą” nazw ana, bo „w yniosła” ,

kied y w zniesie się w yżej, przepow iada burzę)); podobnie też Izydora O ri­

gines X II 7, 21 („ardea vocata quasi ardua, id est prop ter altos vo la tu s” ,

(„czaplą” zw ana jako „w yniosła” , to jest z powodu w ysokich lotów )) — poprzez k unsztow ne u staw ienia i zestaw ienia, po obraz h erak lejsk i (tu u kazuje T au bm an n swą n a tu rę żartow nisia, nazyw ając H erkulesa ,Jo vis

Ule trin o x leo” i robiąc w ten sposób aluzję do przedłużonej przez Jo ­

wisza „ p o tró jn e j” nocy, w k tó rej bóg spłodził z A lkm eną herosa). Te wielosłow ne opisy są jed n ak pustsze, m niej w nich obrazów niż u Roź­ dzieńskiego.

Są dwa m om enty, w k tó ry ch T aubm an n precyzu je coś dokładniej niż Roździeński. P ierw szy to c h a ra k te ry sty c z n y epitet Sokoła — s a r ­ m a c k i („Sarmata falco”) 14.

14 H a e r t e l (A ndre as F r e ih e r r v o n K och tiźk y..., з. 493) n ie w iad om o dlaczego up atru je w „S a r m a ta falco” alu zję do pochodzenia herbu... K ochcickich. P rzecież Taubm ann, gd yb y teg o chciał, zrobiłby Sarm atką czaplę.

(14)

D rugi to jed y n y tylko Taubm annow i dłużny i pełniej nam alow any obrazek, pew nie dlatego, że sensacyjny i niezw ykły — opowieść o łow ie­ niu przez czaplę ry b niejako na wędkę, p rzy pomocy zanurzonej w wo­ dzie łapy, z określeniem , że tak byw a na Renie. G dyby chwycić się tych dw u „uściślających” elem entów , m ożna by od razu stw ierdzić: Aha! k o n ­ k retn y c h danych dow iadujem y się od Taubm anna, Kochcicki je opuścił!

Z daje nam się jednak, że spraw a nie w ygląda tak prosto. 4

D ajm y w iarę Roździeńskiem u, że wiadomość jego pochodzi od pta- szych m yśliw ych. K to b y to mógł być? Z tek stu przegląda, że idzie raczej o przekaz literacki, nie o opow iadania jakichś łowców ptaków . L ite ra ­ tu ra dotyczącą polowania z sokołami — bo o nią głównie iść może — jest przebogata, i prześledzenie jej od grecko-bizantyńskich i łacińskich początków do czasów Roździeńskiego byłoby zadaniem nie lada, ale już to, co w iem y o eru d ycji pana W alentego, upoważnia nas do uproszczenia ty ch poszukiw ań i do przypuszczenia, że praw ie na pewno nie k o rzy ­ stał z tru d n o dostępnych źródeł rękopiśm iennych, ale z jakiejś ogólnie znanej książki. Istniała książka Cygańskiego, p o ls k a 15. S praw dzam y — nie stam tąd. Co się tyczy podstawowego spadku średniowiecza, uznanej sum m y wiadomości w tej dziedzinie, stanow ił ją tra k ta t cesarza F ry d e ­ ry k a II H ohenstaufa (1194— 1250), słusznie uw ażany za syntezę klasycz­ nej eru dy cji i w łasnych obserw acji autora, w yraz istotnego postępu n a drodze do naukow ej zoologii, De arte venandi cum avibus (O sztuce pta-

szego łow iectw a) 16. Cała księga V tego dzieła poświęcona była polow a­

n iu n a czaple. K iedy jed n ak odczytuje się p artie dotyczące czapli, widać, że trzeźw a obserw acja przew ażyła stanowczo nad nie wiadomo skąd bio­ rący m i się baśniam i (bo w ieru tn ą niepraw dą jest historia z n abijaniem n a dziób sokoła i druga, o łow ieniu ry b na łapę), choć m iałby do tego cesarz-przyrodnik nieraz okazję 17. Trzeba szukać gdzie indziej.

15 Zob. M a th e u sza C y g a ń sk ie g o M y ś l i w s t w o pta szę. W K rakow ie. W D rukarni J. S ieb en eych era Roku P a ń sk ieg o 1584. Przedruk w : O m y ś l i s t w i e , koniach i psach

ło w c zy c h . K s i ą ż e k pięcioro z la t 1584— 1690. W ydał J. R o s t a f i ń s k i . K raków

1914. B PP 64.

16 Zob. np. J. T h é o d o r i d è s , L a Zoologie au M oyen Age. P aris 1958, s. 15 n. K orzystaliśm y z w ydania: R eliqu a lib r o r u m F rid eric i II. im p e ra to ris , De arte v e ­

n a n d i c u m avib us, c u m M a n f re d i regis additio nibus. Ex m em branis v etu stis nunc

prim um édita. A l b e r t u s M a g n u s , De Falconibus, A s tu r ib u s et A ccip itrib u s. A u g u sta e V indelicorum , apud I. Praetorium Anno M DXCVI.

17 Z w łaszcza w rozdz. LIV: De m a n er ieb u s v o la t u u m in a vib u s (O sposobach

ptas ich lotów), s. 116, 121 n., oraz LV: De his p e r quae p u g n a n t aut d e f e n d u n t se a v e s (O spos obach w a l k i i o b r o n y p ta k ó w ), s. 127, 130, nastręczało się dość okazji.

W rozdz. V III: De s t a tu q u e m faciunt in aquis ta m d o rm ie n d o q u a m non d o r m ie n -H — P a m ię t n ik L ite r a c k i 1965, z. 3

(15)

Z sam ym końcem XV I w ieku, w r. 1599, zaczęła wychodzić w Bolonii pierw sza w ielka uczona' ornitologia, coś w rodzaju gigantycznego p ta ­ siego B rehm a ty ch czasów — Ulissesa A ldrovandiego dw adzieścia ksiąg

O rnitologii, to jest historii o ptakach, w spaniała książka, zaszczyt p rzy ­

nosząca pięknem u d ru k arstw u ty ch czasów, zdobna w przeszło 4000 rycin, uzupełniona indeksem nazw p taków w 17 językach, w k tórym z n a jd u ­ jem y też, czasem dosyć bezlitośnie przekręcane, nazw y polskie (swoją drogą, czy nie w arto b y zainteresow ać indeksam i A ldrovandiego polskich językoznawców?) 18. Filozof i lekarz boloński (życie jego p rzypada na lata 1572— 1615) jest jednak uczonym książkow ym , i nie bardzo m ożem y uw ierzyć, aby m asy faktów swego olbrzym iego dzieła spraw dzał gdzie indziej niż u autoró w klasycznych i nowszych, jego obciążenie eru d y ey j- nym b alastem jest notoryczne.

Nie m iejsce tu w ynotow yw ać jego obszerne wyw ody o czapli, zaw arte głównie w księdze XX dzieła, ale zacy tu jm y frag m en t n ajb ard ziej cha­ rak tery sty czn y :

C zapla, gdy w id zi, że ją a tak u je sok ół, w zn o si się w górę i n ie rzuca się do u cieczki, jak in n e p tak i w od n e, lecz gdy spostrzega, że źle z nią, w y sta w ia ku górze pow yżej sk rzyd eł dziób, św iadom a ataku sok ołów i rozpędu, z jakim na nią napadają, i zaobserw ow ano, jak często w ten sposób zabijała sok oły w b itym w ich pierś dziobem . O pisał nam taką w a lk ę czapli z sok ołem w cale św ie tn ie A m broży P aré w tych słow ach : „Czapla, gdy w id zi, że została p oko­ nana przez g w a łto w n ą szyb k ość u n iesio n eg o na w iosłach sk rzyd eł sokoła i że znalazła się n iżej od niego, u k ryw szy pod sk rzydłam i, a p otem nagle u n iósłszy w górę dziób, który m a bardzo d łu gi i ostry, p rzyjm u je nań [sokoła] za ślep io ­ nego żądzą w a lk i i ch ciw ością łupu i już n ie p iln u jącego się, gd y na n ią zla­ tuje i w pada, tak że n ad ziew a się nań sam ym środkiem p iersi [...]” 19.

Oto i p ełny opis, p o p a rty a u to ry tete m słynnego francuskiego chirurga, A m broise Parégo (1517— 1590). Czyżby A ldrovandi i on byli „ludźm i, co sie m yślistw em ptaszym o b iera ją ” ? Nie udało się nam dotrzeć do o ry ­ ginalnego tek stu Parégo, ale też nie szukaliśm y zbyt pilnie, bo u tegoż A ldrovandiego, w innym m iejscu, w księdze II czytam y:

M ieszkańcy i chłopi okoliczni K olon ii, sły n n e g o m iasta D oln ych N iem iec, uw ażają za p ew n e, a n a w et zaręczają, że są dow ody na to, iż czaple, których

do (O p o zy c ji, ja k ą p r z y j m u j ą nad w o d a m i t a k śpiąc, j a k nie śpiąc), s. 24 n., m ów i o zw yczaju p ta k ó w w od n ych zanurzania ła p y w w o d zie, tłu m acząc go ostrożnością: „gdyby się zdarzyło, że ja k ie ś zw ierzę w ejd zie do w od y, albo coś innego, co im szkodę przynosi, aby m ogły ła tw iej w yczu ć ruch w o d y ’' — w ię c czysto racjonalne w y ja śn ie n ie bez bajek.

18U ly ss is A ld r o v a n d i P hilo so p h i e t M ed ici Bononie nsis O rnitholo giae hoc est d e A v i b u s H istoriae L ïb r i X I I [T. 1]... B ononiae, apud F ranciscum de F ran ciscis

Sen en sem .

(16)

dość dużo jest w tam tych okolicach, taką się odznaczają w ła ściw o ścią , że jeśli która z n ich w łoży łapę do w ody, p od p ływ ają do niej często, jak do ja k iejś p rzyn ęty albo p ożyw ien ia, ryby, których pożarciem , gdy b lisk o podpłyną, za­ sp okajają głód 20.

To nie je st jeszcze pełny dowód, ale chyba jego przybliżenie. Oczy­ wiście zawsze jest możliwe, że ta k a w ulgata cudownych historii dostała się do jednego czy też obu utw orów z innych źródeł. D odajm y, że reszta rysów zgodna z tym , co rzeczywiście m ożna o czapli powiedzieć, w y stę­ pu je także w uczonym dziele Aldrovandiego. Sam a „wrogość” czapli i sokoła, czy dokładniej: czapli i ptaków drapieżnych, ich w alki — są rzeczą ogólnie znaną, wręcz przysłowiową, i m ożna ją poprzeć naręczem cytatów z lite ra tu r antycznych oraz późniejszych, w ty m także i pol­ skiej 21 ; z pojedynków z drapieżnikam i wychodzi czapla czasem zw y­ cięsko, tego uczy m yśliw skie doświadczenie, ale te dwie niew iarygodne h istory jki, pew nie też na jak iejś m yśliw skiej bujdzie oparte, są w yznacz­ nikam i dostatecznie charakterystycznym i.

W róćm y do naszego pytania. T aubm ann m a oba elem enty, Roździeń­ ski ty lk o jeden. Czyżby tu coś opuścił i coś m u nie pasowało do treści wiersza? P am iętajm y, że cały czas mówi się o czapli, a m yśli o K ochcic­ kich, jeśli podstęp w walce z sokołem jest z gatu nku dopuszczalnych, czy może naw et chw alebnych, to złodziejskie łowienie „na łapę” m niej przystojne, za to znów jako aluzja bardziej pasujące do tego T aubm anna, jakiego nam przekazuje anegdota, złośliwego dowcipnisia. Może ten dowcip jest późniejszy, może wiersz o p arty na schem acie istniejącego wiersza, i to poszerzonym? Jeśli źródłem jest — a łatw o może być — nowość naukow a, Ornitologia A ldrovandiego, to można ją znaleźć i w b i­

20Ib id em , t. 1 (1599), s. 194.

21 Co się tyczy eru d ycyjn ej w u lg a ty w iadom ości o czapli, g łów n ym jej źródłem jest A r y s t o t e l e s a Historia a n im a liu m IX p. 609 b, zob. też VIII 593 b, IX 616 b, oraz D e a n im a liu m in cessu 710 a, n iew oln e zresztą od zm yśleń takich, jak w iadom ość, że przy parzeniu się czapla płacze krw aw ym i łzam i. W literaturze łaciń sk iej karierę zrobił w sp om n ian y w iersz W e r g i l e g o G eo rg ik i I 364, cy to ­ w a n y w S e n e k i N a tu ra les qu aestion es VII 28, 1, a parafrazow any przez p oetów p óźniejszych: L u k a n a (Pharsalia V 553), A w i e n a (Arate a 1717). O tym , że czapli zdarza się zw yciężyć drapieżnika, np. orła, pisze św . H i e r o n i m (tract, in

p s a lm . I p. 165, 17), i kto w ie, czy n ie tu trzeba by szukać źródła p rzysłow iow ego n iem al u żyw an ia tego obrazu. Zob. u nas S t r y j k o w s k i , K r o n ik a 207: „Nie trzeba w ażyć lek k o m d łych n iep rzyjacieli, Bo i m dła czapla czasem jastrząba u b i­ je ” ; por. odnotow ane u A d a l b e r g а: „I czapla czasem jastrzęb ia z w y c ię ż y ”. Ma A d a l b e r g w innej parze sokoła: „Gdy sokół sp ieszeje, b ije go i w ro n a ”, na co znów przeróbka K n a p i u s a : „Sokół kiedy w ięc zepsieje, biedna w rona m u dogrzeje”. N ie zn aleźliśm y jednak dokładnej p araleli obrazu p ojedynku czapli z so ­ k o łem i nadziania go na dziób.

(17)

bliotece u n iw e rsy te tu w W ittenberdze (bo m oże niekoniecznie p ry w atn ej T aubm anna), i w bibliofilskim księgozbiorze Kochcickich.

Możliwości są wciąż dwie: albo T aubm ann napisał dow cipny oka­ zy jn y epigram , którego pom ysł, czy raczej część pom ysłu, przerobił Roź- dzieński i włączył n a honorow ym m iejscu do swego dłuższego górni­ czego poem atu, albo Roździeński w oparciu o, powiedzm y, A ldrovandiego skom ponow ał swój w iersz Na herb, k tó ry tak się spodobał m ecenasow i, że jego pom ysł chciano spopularyzow ać szerzej, nie tylko w śród czy­ telników znających polszczyznę. K to mógł tu być lepszym i szybszym w ykonaw cą niż zn an y i u zn any profesor poetyki i im prow izator, w i­ szący u klam ki m ożnych, zasy p ujący p rasy d ru k arskie setkam i ulotnych wierszy. Jeg o am bicja e ru d y ty w ym agałaby jednak p rzy praw ien ia w ier­ sza tak, a b y nie był tylk o łacińską re p e ty c ją nieznanego śląskiego poety, stąd i su b teln e aluzje, i m itologiczne historie, i kunsztow na gra słów, i zaczerpnięcie z tego samego A ldrovandiego drugiej histo ry jk i o czapli. To w łaśnie rozw iązanie kusi nas bardziej, choć nie m ożem y uw ażać go za dowiedzione.

Pozostaje jed n ak jeszcze tajem n iczy „Sarm ata falco” .

5

J e st to może naw et najw ażniejsze pytanie. K to to by ł Sokół Roździeń- skiego, „Sarm ata falco” Taubm anna? Czy T aub m ann nie chciał p rz y ­ padkiem wskazać przez ten epitet, że w łaśnie o polską nazwę sokoła mu idzie?

Jakkolw iek m a się spraw a pierw szeństw a literackiego, jedno chyba dla uważnego czy teln ik a obu utw orów jest pewne: oba prócz — żeby się tak w yrazić — ogólnej aktualności każdego klientycznego utw oru, k tó ry w ielbi m ecenasa, jego herb, jego ród, jego zalety, chcą powiedzieć coś szczególnie aktualnego, coś, co się odnosi do w ydarzeń całkiem n ie ­ daw nych, a dla m ecenasa tak istotnych, że aluzje do nich mogą m u sp ra ­ wić w yjątkow ą przyjem ność. Spokojna czapla m usi czasem walczyć z drapieżnym sokołem „o d ziatk i” i zwycięża fortelem , k ied y u fn y w swe siły n apastnik uderza n a nią z góry. T aka jest tre ść wspólna w ierszy T aubm anna i Roździeńskiego. Do tego, jako c h a ra k te ry sty k a postępo­ w ania już nie Czapli, ale w ręcz Kochcickich, w ystępu je w obu utw orach przezorność i ostrożność. T aubm ann każe H erkulesow i więcej spraw ić podstępem niż m aczugą, mówi, że gdzie nie poradzi lew, tam u daje się c h y tre m u lisowi, a zaraz potem , chyba nie bezinteresow nie, chw ali bo­ gactw o K ochcickich — Roździeński na pewno bardziej elegancko m ówi o b rak u wyniosłości K ochcickich, wiążąc z ty m od razu ich orien tację

(18)

relig ijn ą (ten sam tem at, k tó ry szerzej podejm uje w drugim w ierszu do Kochcickiego). Oczywiście poszczególne elem en ty takich pochwał to loci

com m unes znane już od antyku, niem niej jednak użycie ich nigdy nie

byw a przypadkow e i dowolne. W ynikałoby z obu wierszy, że gdzieś n ie ­ długo przed ich pow staniem fo rtu n a Kochcickich była poważnie zagro­ żona i że ty lko użycie przem yślnego fo rtelu potrafiło ich ze złej sy tu acji w yratow ać. Co mogło grozić Kochcickim, kto był ich niebezpiecznym przeciw nikiem ? Żeby nie rozczarow ać czytelnika przy sam ym końcu tego arty k u łu , powiedzmy, że au to r odpowiedzi dać nie p o trafi i że to nie rzecz tego, kto zajm uje się stroną filologiczno-literacką utw orów , ale u w a ­ ża, że może i pow inien, w łaśnie korzystając z wym ienionego z początkiem a rty k u łu kłusowniczego procederu, wskazać ślad praw dziw ym m yśliw ym , k tó ry m i w ty m w ypadku są historycy.

Jeżeli w obu w ierszach sym bolizuje Kochcickich herbow a Czapla — to bardzo praw dopodobne, że Sokół-przeciw nik jest też jakąś wskazówką. H erb? Może, ale w przeglądanych h erbarzach śląskich i polskich nie n a ­ trafiliśm y na ślad, k tó ry b y do tej sytuacji i do tej epoki pasował. Więc może raczej nazwisko lub posiadłość, jeśli niem ieckie, to z elem entem Falk- (jest wiele rodzin i gniazd rodow ych tego typu), jeśli polskie, a na to najbardziej zdaje się w skazywać Taubm ann, i to b y łab y poszlaka w skazująca na ew entualne pierw szeństw o Roździeńskiego, to ty p u So­ kołowski lub Sokolnicki. I tu ta j nieuporządkow ane poszukiw ania filologa w historii — prócz jednego, m ało prawdopodobnego śladu — nie dały w yniku 22. Myślę, że dość łatw o m ógłby spraw ę w yjaśnić historyk.

Może jednak nie całkiem zbyteczne b y ły nasze w yw ody — w łaśnie dla historii lite ra tu ry . Spraw ą najisto tn iejszą przy fragm entarycznych i niepełnych naszych wiadom ościach o Roździeńskim i jego m ecenasie było w skazanie współczesnej in teresu jącej paraleli w iersza o tw iera ją ­ cego O fficinę, rzucenie św iatła na erudycyjne źródła utw oru, czy tez utw orów , na herb, zastanow ienie się nad stosunkiem w zajem nym obu w ierszy nie zam knięte jednoznacznym wnioskiem , choć p refe ru ją ce p rio ­ r y te t poety polskiego, wreszcie zaznaczenie atm osfery, w której pow sta­ wał wiersz do śląskiego m ecenasa hum anisty, pozw alające przy ty m pod­

22 N i e s i e с к i (t. 8 (L ipsk 1841), s. 448) n otuje S ok ołow sk ich herbu K ornic na Śląsku.

Jedna z n a jw y b itn iejszy ch postaci tego czasu, hrabia Ż e r o t i n, w zw iązku z rucham i „kup sw a w o ln y ch ”, nazyw anych najczęściej „kozakam i” (zob. np. L u - c a e, op. cit., s. 16, 404), p isze w datow anym z P ragi 18 IV 1611 liśc ie o jak im ś p o j­ m anym przez Ślązak ów Sokołow skim : „W egen d e r C ossacken g ü b t m an allhie r für,

d e r S o k o ł o w s k i s e y g e w is s v o n den Schle sie rn gefangen w o rd e n , sonsten is t m a n in s c h l e c h te r so rg ih r e th a l b e n Por. H. S c h u l z , N eue B riefe v o n Z ie ro tin

an H a r tw ic h vo n S ti t t e n aus d. Jahren 1610—1612. „Z eitschrift des V erein es für die G eschichte M ährens und S c h le s ie n s” 1899, z. 4, s. 140,

(19)

k reślić ry s d o tąd u Roździeńskiego nie dość silnie zaakcentow any 23: n a ­ w et w k lien ty czn ej poezji okolicznościowej w ykazuje on sm ak i um iar w iększy od p an eg iry stó w ty p u T au b m an n a (choć nie m a oczywiście ich form alnej perfek cji), co w ięcej, daje się uw ieść przedstaw ionej treści do tego stopnia, że ten po eta hutniczego tru d u , o dryw ając się od przyjętego wzorca tego ro d zaju utw orów , daje obraz praw dziw ie poetycki, jak choćby w ty c h w ierszach:

N â czâs zły dla pokoju czasem też uchodzi

W la s y w ie lk ie nâ w io sn ę, k ie d y m u przychodzi C zâs lą g n ie n ia ; tâm sob ie m ocno gn iazd o w ią że

W w ierzch u nâ w ie lk im d rzew ie, w k tó ry m d zieci ląże. J e st w nim tâ k a opatrzność, iż skoro poczuje,

Że g w a łto w n a n a w a łn o ść d eszczâ n astęp u je, B ärzo prędko nâd obłok w zgorę w y la ty w a

I tak sie n a w a łn o ści w ię c k ażdej u k ryw a. Jed n ak przed tym , k ied y m a n astać n iepogoda,

Tedy sp ieszn y m la ta n ie m sw y m ją op ow iada. A je ś li sie też z le k k â gorą p rzela tu je,

T ym w e so łą p ogodę n astać ob w ieszczu je.

(w. 3 7 — 48, к . Аз/29—А з у /8 )

23 Z gad załob y się to z ch a ra k tery sty czn y m p oczu ciem godności R oździeńskiego i u n ik an iem p rzezeń p a n egiryzm u . Zob. P o l i a k , jub., s. X IV .

Cytaty

Powiązane dokumenty

uspołecznionej i osób fizycznych od jednostek gospodarki uspołecznionej Palestra 22/9(249),

1978.. Do isto ty solidarności b iern ej należy m.in.. nie objętych odpow iedzialnością PZU ) roszczeń odszkodow aw czych

Doświadczenie wielu w ieków pozwoliło poznać, że na podstawie opinii w ym ien ia ­ nych m iędzy sędziami daje się utw orzyć lepszy sąd niż na podstawie

Najwyższego z dnia 11 stycznia 1978 r.. taryfy adwokackiej i wydatków jednego adwokata, np. na przejazdy), ale także ryczałtów pobieranych przez zespół

Glosa do uchwały Sądu Najwyższego z dnia

K ażdy jego fotogram je st p rzem yślaną, skończoną

P otrzebow skiego oraz

prawników polskiego pochodzenia w siedzibie Naczelnej