• Nie Znaleziono Wyników

Wiersz-rzeka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wiersz-rzeka"

Copied!
188
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

Wiersz ‑rzeka

pod redakcją

Miłosza Piotrowiaka i Mariusza Jochemczyka

Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego • Katowice 2016

(6)

Recenzent

Adam Regiewicz

(7)

Słowo wstępne (Miłosz Piotrowiak, Mariusz Jochemczyk) Jarosław Ławski

Rzeka jasna, rzeka ciemna. Nad Wisłą. (Improwizacja) Romana Zmorskiego

Bartosz Małczyński

Nad bezimienną rzeką. Głuchoniema Bolesława Leśmiana Jan Piotrowiak

Nokturnowe echa znad Narwi. Władysława Sebyły Nokturn 3 Miłosz Piotrowiak

Ruch oporu. O rzekach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Kazimiery Iłłakowiczówny

Krystyna Jakowska Styks i okolice

Kalina Jaglarz

Ś(w/n)ięta ryba. Próba mikroteologii Joanna Ślósarska

„Nad świętą rzeką Świder”. (Wiersz Rzeka Kamila Sipowicza na tle fizycznej i metafizycznej topografii rzeki Świder w zbiorze Świder metafizyczny)

Joanna Grądziel ‑Wójcik

Zawracanie rzeki słowem. Ptaki Warty Bogusławy Latawiec Piotr Łuszczykiewicz

Rzeka i miasto. Wokół pewnej piosenki Mirosława Szott

Geopoetyckie doświadczenie rzeki w wierszu Mieczysława J. War‑

szawskiego Spływ

7

11

33

39

79

89

103

121

137

151

55

(8)

Mariusz Jochemczyk

„Spustoszony krajobraz”. (Nie tylko) o jednym wierszu Henryka Bereski

Indeks osobowy

Summary Zusammenfassung

161

175

181

182

(9)

Prezentowana publikacja stanowi drugą — interpretacyjną

— odsłonę projektu Urzeczenie. Część pierwsza (Locje literatury i wyobraźni) ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Ślą‑

skiego w roku 2013 i poświęcona została kwestiom teoretycznym, językoznawczym oraz komparatystycznym, związanym z rzecznym żywiołem i jego dyskursywnymi wymiarami.

Geokrytyczna propozycja połączenia rzeki (potamos) i literatury (logos) pod nową nazwą potamofilologii zyskała liczne grono ad‑

miratorów, skupiła wielu badaczy z ośrodków naukowych w całej Polsce. Dobre przyjęcie tomu pierwszego — zarówno w środowisku filologicznym, jak i wśród geografów, biologów, antropologów kul‑

tury — skłoniło nas do podjęcia dalszych prac nad drugą częścią projektu.

Książka niniejsza gromadzi zatem studia oraz szkice poświęcone poezji polskiej XIX i XX wieku, która na różne sposoby artykułuje temat rzeki. Każdy z zaproszonych Autorów staje się samowład‑

nym interpretatorem jednego, wybranego przez siebie „rzecznego”

wiersza.

Tom rozpoczyna lektura liryku Romana Zmorskiego Nad Wisłą.

(Improwizacja), w ramach której Autor — Jarosław Ławski — prze‑

chodzi stopniowo od wyświetlenia oczywistych projekcji opisowo‑

‑refleksyjnych ku odsłonięciu improwizowanej zagadki bytu:

„akwatyczny” liryk jawi się jako tajemny kod szyfrujący — poli‑

tyczny, dziejowy, rewolucyjny, pokoleniowy, osobisty — rebus…

Drugi fragment interpretacyjny poświęcony został Leśmianow‑

skiej poetyckiej medytacji (Głuchoniema) nad ideą niewyrażalnego.

Poszczególne komponenty szkicu Bartosza Małczyńskiego układają

się w intrygujące po ‑równanie dwóch bohaterek utworu. Wynik

(10)

owego równania odsłania podstawowe komunikacyjne napięcie wiersza: dialektykę ludzko ‑rzecznego „dialogu bez słów”.

W trzecim akcie lektury odsłania się przed nami bezkres Nar‑

wiańskiej nocy. W Sebyłowym Nokturnie, czytanym przez Jana Piotrowiaka, ciemne atrybucje poetyckiego świata zyskują miano noktowizji. Tam, gdzie gaśnie światło pamięci i rozumu, budzi się niezwykła gra wyobraźni i podświadomości. Trudno uwierzyć, że ten poetycki rozbłysk jest wynikiem przymusowego terminowania poety w koszarach nad Narwią.

Artykuł Miłosza Piotrowiaka składa się z dwóch części.

W pierwszej Autor sprawdza wytrzymałość potamofilologicznych tez wobec katastrof i kataklizmów. Część druga stanowi interpre‑

tacyjny dwugłos Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz Kazimiery Iłłakowiczówny. Okazuje się, że rzeczne teksty w szczególny sposób oznaczają twórczość poetów, przełamując ją na górny i dolny bieg.

Herbertowy „głos ostatni” (Tkanina), przejmująca coda zamyka‑

jąca pożegnalny tom poetycki autora Pana Cogito, poddana została

— przez Krystynę Jakowską, Autorkę kolejnego szkicu — swoistej tanatologicznej lekturze: „nieobecną” rzeką wiersza okazuje się

„bezgłośnie” meandrujący pod powierzchnią liter Styks.

Wiersz Tadeusza Nowaka Inna ryba (wyłowiony przez Kalinę Jaglarz, Autorkę szóstego eseju, z tomu: W jutrzni) zyskuje dzięki serii mikrologicznych przybliżeń walor nieortodoksyjnej poetyckiej wykładni nader teologicznych kwestii. Niekonkluzywna, „płynna”

struktura wypowiedzi pozwala Autorce co rusz wymykać się z sieci dogmatycznej pokusy orzekania.

Joanna Ślósarska, w oikologicznej lekturze zbioru wierszy Kamila Sipowicza Świder metafizyczny kreśli poetycką topografię rzeki. Autorka nie ogranicza się wyłącznie do rzecznego cyklu wier‑

szy. Holistycznie oglądany Sipowicz podpowiada interpretacyjne rozwiązania jako wnikliwy badacz filozofii Heideggera, malarz, myśliciel. Rzeczne de rerum natura ujawnia w ten sposób pulsujące przenikanie fizycznego z metafizycznym.

W kolejnej odsłonie książki późny tekst Bogusławy Latawiec (Ptaki Warty) obrazuje proces interferencji tego, co intymne, i tego, co zewnętrzne (krajobrazowe). W ujęciu Joanny Grądziel ‑Wójcik rzeka staje się poręczną metaforą o ‑rzekania o świecie, upływają‑

cym czasie i „poetyckiej mocy języka”.

Niewinny z pozoru kuplet Jeremiego Przybory (Nad Prosną)

stanowi z kolei przyczynek do szeroko zakrojonych rozważań

o dziejowych oraz literackich splotach rzeki i miasta Kalisz. Piotr

Łuszczykiewicz, w drodze do interpretacji piosenki Przybory, jakby

(11)

mimochodem, tworzy bogatą antologię utworów poetyckich po‑

święconych Prośnie.

Wiersz ‑rzeka lubuskiego poety Mieczysława J. Warszawskiego zestawiony został przez Mirosławę Szott z geopoetyckim projektem Kennetha White’a. W potoczystej i celnej interpretacji Spływu Au‑

torka ujawniła diatrybę metapoetycką, wyrysowanie w porwanej strukturze wiersza mimikry monologisty, który przybrał rzeczną postać.

Finalny esej (napisany przez Mariusza Jochemczyka) przybliża główne, węzłowe punkty swoistej, lokalnej „epopei rozkładu”, jaka rozgrywa się na polu śląskich wierszy Henryka Bereski. Arkadyj‑

ska „rzeka dzieciństwa” (Rawa) jest tu dyskretną sygnaturą (oraz tekstową zapowiedzią) nieodwracalnych przemian cywilizacyjnych i duchowych.

Miłosz Piotrowiak

Mariusz Jochemczyk

(12)
(13)

Uniwersytet w Białymstoku

Rzeka jasna, rzeka ciemna Nad Wisłą. (Improwizacja)

Romana Zmorskiego*

I ciemno dokoła, i smutno dokoła —

Wód tylko pierś miękka brzmi cichym oddechem.

R. Z morsk i: Noc Św. Jana. (Podług powieści gminnej)

Z nurtem

O Romanie Zmorskim (1822—1867) powiedzieć można, że należy do tych poetów, którzy popłynęli… Z nurtem życia, z nur‑

tem rzek, których sporo przyszło mu się naoglądać. Jest dziś poetą zapomnianym, niewydawanym, jednym z tych, do których docie‑

rają już tylko historycy literatury lub specjaliści: warsawianiści, historycy, folkloryści, slawiści. A przecież to autor Lesława. Szkicu fantastycznego (1847) — jednego z utworów, które stanowią filar nurtu zwanego „czarnym romantyzmem”; utworu przynoszącego najmroczniejszą w naszej literaturze wersję świata: bez nadziei, po prostu nihilistyczną, frenetyczną. Jego bohater w finale swych wodzeń na pokuszenie i konszachtów z piekłem, diabłem, magią woła z rozpaczą desperata:

* Niniejszy artykuł powstał jako wynik realizacji grantu: NPRH na lata

2013—2017 pod nazwą: Kontynuacja krytycznej, naukowej edycji wybitnych, za-

pomnianych dzieł XIX-wiecznej polskiej literatury romantycznej w Naukowej Serii Wydawniczej „Czarny Romantyzm” w X tomach.

(14)

I tyż dziś, krwawa poczwaro!

Chcesz mię szczęścia złudzić marą?

W dniu tym przeklętym, co mi twoje lice Nagie odsłonił, — i dał

Patrzeć na straszne grobu tajemnice!…

Nie, — nie przeklęty — błogosławiony Niech dzień ten będzie! Bo piekło, co wniósł Do mego serca, drżeć mi nie pozwala Przed zgrozą piekła, co czeka rozwarte, Ogniem ziejące na przyjęcie moje. — Na jego progu, bez trwogi ja stoję, Dumny przed światem i sobą. —

1

Roman Zmorski to postać wybitna jeszcze w jednym wymiarze kulturowej pamięci: jako reprezentant Cyganerii Warszawskiej, niesłusznie zapomnianego kręgu młodych kontestatorów, którzy w środku nocy paskiewiczowskiej powiedzieli brutalne „nie!”

i okupantom, i mieszczaństwu kolaborującemu z Rosjanami. Była to jedna z pierwszych cyganerii w Polsce, objawiająca siłę swej kon‑

testacji stylem życia i pisania: nonkonformizmem ideowym, swo‑

bodą obyczajów (niechlujny strój, pijaństwo, manifestacyjne zacho‑

wania publiczne, swoboda erotyczna), lecz także przywiązaniem do ulubionych, dość kontrastowych przestrzeni: miejskiej (Warszawy) i wiejskiej (Mazowsza)

2

. Ma wśród cyganów warszawskich Zmorski swą legendę, która tak została utrwalona:

Na kufrze, z paką książek pod głową, rozwalał się młody jakiś brunet, podobny do Cygana. Ponieważ kufer był za krótki na jego osobę, skurczył nogi i objąwszy się za pięty, podobny był jak dwie krople wody do znaku zapytania. Ubranie jego tak bardzo zakurzone i potłuszczone, iż zdaje się, że od wyjścia chyba z rąk krawca szczotka na nim nie postała; zupełnie toż samo można było powiedzieć o obuwiu, na którym odwieczne błoto (a było to w najpiękniejszych dniach sierpnia) tę przynajmniej nastręczało korzyść, że dziury były mniej znaczne. Włosy jego, czarne jak kruk, spadając w nieładzie naokoło głowy, okryły całą prawie pakę książek, na której taż głowa spoczywała. W oczach prze‑

1

R. Zmorsk i: Lesław. Szkic fantastyczny. Wstęp i oprac. tekstu H. K r u kow‑

ska. Red. i oprac. Aneksu J. Ł awsk i. Białystok 2014, s. 119.

2

Badaczem, który, narażając się na ataki, upomniał się o kulturową pamięć

Cyganerii Warszawskiej, był Stefan Kaw y n. Zob. klasyczną pracę jego autorstwa

Idem: „Cyganeria warszawska”. Szkic z dziejów obyczajowości warszawskiej. Lwów

1933.

(15)

bijał się wyraz zadumania i melancholii, twarz wybladła, cera śniada, zarostu żadnego prawie. Zdawał się pogrążony w zamy‑

śleniu

3

.

Autor Wieży siedmiu wodzów (Poznań 1850), utworu, który bez wahania nazwę poetyckim arcydziełem, od początku szokował otoczenie: jako niepokorny, krnąbrny uczeń, wyrzucony ze szkoły, ostentacyjnie obnoszący się ze swoją biedą cygan, podejrzewany i tropiony przez szpicli polski patriota, radykał społeczny, żądający praw dla ludu, i słowianofil zaciekły, mąż Tekli z Parczewskich Zmorskiej, którą z dwójką dzieci (Zbigniewą i Masławem) porzucił, by udać się w wiele lat trwającą tułaczkę na Bałkanach, Europie Środkowej i Zachodniej. Żona jednak go nie zostawiła — pielęgno‑

wała w Dreźnie, gdy był już śmiertelnie chory. Umarł pojednany z Teklą, spoczywa na drezdeńskim cmentarzu tuż obok jakże innej osobowości: Kazimierza Brodzińskiego

4

.

Do tej pobieżnej charakterystyki dorzućmy inną cechę Zmor‑

skiego: był wybitnym „kłótnikiem”, czyli człowiekiem swarliwym, wrażliwym, ostrym w sądach, „Kruk” — bo tak go nazywano ze względu na śniadą cerę i kręcone czarne włosy — już jako cygan nie cierpiał Filleborna, także entuzjastów swego talentu — Edwarda Dembowskiego i Wincentego Pola. Bardzo różnych ludzi zniechęcił do siebie radykalnymi, ba, obraźliwymi sądami. O Dembowskim, któremu w recenzji zabrakło słów, by wychwalać Lesława, napisał, gdy ten skrytykował powierzchowność polskiego „ludoznawstwa”, w sposób następujący:

Oto za złe mam „Tygodnikowi”, że w nim napotykam czasem ar‑

tykuł krzyczący — to jest, w którym brak uniesienia serdecznego zastępują bujnie zasiane wykrzykniki. Najokropniej namnożony tymi znakami artykuł Notatki z podróży (n. 52 — 1813). Dziwię się, jak mogliście go umieścić? Dziwię się, jak szanowny przez swe nieoszacowane serce i uczciwość Edward D. mógł tak napi‑

sać? Gdybym mógł na chwilę tę myśl przypuścić, sądziłbym, że chciał wyśmiać i sparodiować usiłowania ku wejrzeniu w życie Ludu i zbadania jego skarbów. Ale pomyśleć tak o nim byłoby podłością — zacności jego charakteru niewielu sprosta nawet

3

W. Sz y manowsk i: Literaci warszawscy. W: S. Sz y manowsk i, A. Nie‑

w iarowsk i: Wspomnienia o cyganerii warszawskiej. Oprac. J.W. Gomulick i.

Warszawa 1964, s. 54—59; ów „Cygan”, zwany też Leonem, to Zmorski.

4

Zob. T. Zmorska: Przyczynek do wspomnienia o Romanie Zmorskim. „Kło‑

sy” 1885, nr 1063; H. Syska: Syn Mazowsza. Opowieść o Romanie Zmorskim.

Warszawa 1953.

(16)

wśród młodzieży naszej. Tym boleśniej widzieć mi jego upadek jako autora

5

.

Zmorski nosił w sobie jakąś tajemnicę; czy była to charakte‑

ropatia, czy mizantropia — trudno orzec. Mówiono, że stronił od kobiet, konkurentów poetyckich nie znosił, z żoną nawet korespon‑

dencyjnie nie chciał utrzymywać znajomości, z bogatym teściem pokłócił się jeszcze w okresie narzeczeństwa. Pisał mało — szcze‑

gólnie wierszy. Podróżował za kilka osób; marszrutę jego tułaczek po Europie trudno ustalić dokładnie

6

.

Podkreślę to z rozmysłem: pierwszy tom poetycki Zmorskiego (Poezje. T. 1. Warszawa 1843) postawił go wyżej od debiutującego w tym samym okresie Cypriana Kamila Norwida. Uznawano go w latach 40. w Warszawie za talent znakomity. Ćwierć wieku później

— za talent zmarnowany. Ale taki, który się na drobne nie rozmienił, bo Zmorski pisywał rzadko i zawsze cyzelował swe twory. Cygan, czarnoromantyczny dziwak, „wykolejeniec”, odludek — to z jednej strony. Z drugiej — wybitna indywidualność i osobliwość twórcza, radykał, człek dumny i własnymi chadzający drogami. Nihilista, lecz czy konsekwentny? Nie piszę tego wszystkiego bezinteresownie.

Zmorski‑człowiek jest mocno związany ze Zmorskim‑lirykiem, który tyle razy zamyślał się nad Wisłą, Bugiem, rzekami bałkańskimi; ich nazwy posłużyły nawet do nadania tytułu jego zbiorowi reportaży podróżniczych: Nad Sawą i Drawą

7

. Ale co z tą Wisłą…?

Cyganeria Warszawska próbowała stworzyć nie tylko obyczajo‑

wo‑skandaliczny mit; chciała też — było to marzenie Zmorskiego

— dowartościować Mazowsze jako mityczną krainę pierwotności, ludu, poezji słowiańskiej, a nawet powołać mazowiecką szkołę w poezji polskiej w odpowiedzi na typologię Aleksandra Tyszyń‑

skiego, zaproponowaną w powieści Amerykanka w Polsce. Romans (Petersburg 1837), gdzie pisarz wyróżnił szkoły: ukraińską, litewską, puławską i krakowską

8

. Zabrakło Mazowsza jako centrum poezji, którą sami cyganie buntowniczo tworzyli. Mieli cyganie mityczne

5

R. Zmorsk i: Korespondencje. Szanowny redaktorze! „Tygodnik Literacki”

1844, nr 6 (13 IV 1844).

6

Piszę o tym obszernie w studium: „Zmora” i „Romanisko”. Legenda literacka

Romana Zmorskiego. W: R. Zmorsk i: Lesław…

7

Zob. R. Zmorsk i: Nad Sawą i Drawą. Wstęp H. Sysk i. Warszawa 1956.

8

Por. M. St raszewska: Aleksander Tyszyński. W: Obraz literatury polskiej

XIX i XX wieku. Seria 3: Literatura krajowa w okresie romantyzmu 1831—1863.

T. 2. Red. M. Janion, M. Der nałow icz, M. Maciejewsk i. Kraków 1988,

s. 640.

(17)

miejsca w Warszawie (Powiśle, gospodę Między Parkanami na Gno‑

jowej Górze, kawiarnię Grassowa, ul. Miodową), ale też odbywali wspaniałe wędrówki, włóczęgi (często i alkoholem zakrapiane) po Mazowszu, nad Wisłę i Bug. Rodem z Warszawy (kształcony w Bia‑

łej Podlaskiej), stał się Zmorski Poetą Mazowsza, potem Warszawy, a w końcu jego imię związało się z Dreznem. Kolejny paradoks tożsamościowy. Krótko mówiąc: Wisła była w życiu i twórczości Zmorskiego tak samo silnie obecna, jak Dniepr w życiu na przykład Seweryna Goszczyńskiego

9

, a potem Bug, Niemen, Wisła, Biebrza w wędrówkach i pisarstwie Zygmunta Glogera

10

.

Wiersz, który mnie tu interesuje — Nad Wisłą. (Improwiza- cja) — nie powstał jednak w Warszawie i nie był opublikowany w tomiku z 1843 roku, gdzie znajdziemy utwór Zmorskiego Nad Bugiem. Piosnka, drukowany z podtytułem Piosnka na nutę pieśni gminnej najpierw w „Przeglądzie Warszawskim” w 1840 roku.

Ciekawiący mnie tekst powstał zapewne później, nie ma w sobie inspiracji folklorystycznych wyrażonych ani tytułem, ani jakąś ideową tezą. Więcej: pierwotnie drukowany był w Dreźnie w piśmie

„Stadło” — było to czasopismo słowianofilów, które położyło wiel‑

kie zasługi dla kultury narodowej Łużyczan, tej maleńkiej gałęzi ludów zachodniosłowiańskich, wciśniętych między żywioły ger‑

mańskie, lecz trwających przy swej kulturze na obszarze zdomino‑

wanym przez kulturę niemiecką. Do dziś Zmorski jest przez Serbów łużyckich otaczany szacunkiem, badany

11

. W 4. numerze „Stadła”

z 1849 roku ukazał się więc wiersz Zmorskiego w takiej oto formie:

Nad Wisłą

(Improwizacya — do Edwarda Dembowskiego) Patrzaj, to Wisła!… Spokojna, marząca,

Między Mazowsza piaski się przewija;

9

Zob. O. K r ysowsk i: Symbolika świątyni bizantyjskiej w wierszu „Cerkiew

św. Andrzeja w Kijowie” Seweryna Goszczyńskiego. W: „Szkoła ukraińska” w ro- mantyzmie polskim. Szkice polsko-ukraińskie. Red. S. Makowsk i, U. Makowska,

M. Nester u k. Warszawa 2012, s. 143—156.

10

Por. Z. Gloger: Dziennik podróży po Niemnie; Dziennik podróży po Bugu.

W: Idem: Pisma rozproszone. T. 1: 1863—1876. Red. J. Ł awsk i, J. L eończu k.

Wstęp J. Ł awsk i, G. Kowalsk i. Oprac. tekstów, przypisy G. Kowalsk i, Ł. Za‑

bielsk i. Noty i słownik czasopism A. Janicka, indeksy M. Siedleck i, M. Ju‑

rowska. Białystok 2014, s. 269—320, 351—366.

11

Por. M. Orzechowsk i: Polskie „odkrywanie” Serbów łużyckich (pierwsza

połowa XIX w.). „Śląski Kwartalnik Historyczny »Sobótka«” 2010, nr 65; G. Wy‑

der: Ludność łużycka w badaniach polskich uczonych XIX wieku. „Rocznik Lubu‑

ski” 2011, T. 27, cz. 2.

(18)

Srebrzystą struną złote brzegi trąca, I kryształową pieśnią się rozbija.

Fala jej mętna, jak oko złzawione — W niej niebios blaski i brzegi zielone, I stare zamki, pomięszane razem,

Drżą jednym żywym, cudownym obrazem…

Ale przyjdź spojrzeć, gdy brzemię zimowe Targa, kajdanów pozbyć niecierpliwa;

Gdy, burzą grzmiącą piersi wznosząc płowe, Wściekła gniotące okowy rozrywa?

Huk jej natenczas, jako grom podziemny, Walący miasta w pośród nocy ciemnéj;

A jako pożar, nurt jej zapieniony Szeroko sięga zgubnemi ramiony…

* * *

Taki jest lud nasz! — On tak cichy, rzewny, Jak miesiąc w pełni — jak skowronek śpiewny, W obłocznej swojej wyobraźni świecie, Roi spokojny, jak spowite dziecię.

Lecz gdy go ze snu zbudzi brzęk łańcucha, Piekłem natenczas łono jego bucha:

O! czyjeż wtedy nie pobledną lice?

Kto wskaże jego powodzi granice?

Biada natenczas! na kogo on wodze Pomsty swej zwróci!… równo by dla siebie Pomstę był Boga zaskarbił na niebie…;

Biada! na jego kto mu stanie drodze! … O Polski Ludu Wisły twojej wody

Grzmią z każdą wiosną wezbranemi wały — Czas już, z jej pieśnią by się raz zmięszały:

Okrzyk twej pomsty, pieśń twojej swobody…

Pod Warszawą, 1843, w Lipsku Roman Z.

12

Sięgnijmy do ostatniego za życia autora zbioru jego Poezji, wy‑

danego u Brockhausa w 1866 roku w Lipsku. Wiersz — ten sam, ale już bez podtytułu‑dedykacji! Nie mam wątpliwości, że zniknięcie tej części utworu ma związek z kłótnią Zmorskiego z Dembow‑

skim. Radykał starł się z innym radykałem o sprawy ludu. Kwestię

12

R. Zmorsk i: Nad Wisłą. (Improwizacja). „Stadło” 1849, nr 4, s. 27.

(19)

tę Edward Pieścikowski w 1964 roku objaśniał tak: „O co poszło, co było przedmiotem sporu między Zmorskim a Dembowskim?

Trudno o odpowiedź jednoznaczną. Może różnica ich stanowisk fi‑

lozoficznych; po kilku latach poeta wypowie się z dezaprobatą o fi‑

lozofii niemieckiej (na łamach redagowanego przez siebie »Stadła«), pod której urokiem pozostawał przecież były redaktor »Przeglądu Naukowego«. Może różnica w poglądach na lud i jego kulturę — zachował się bowiem ślad polemiki między nimi na ten temat.

Dembowski w Notatkach z podróży (zamieszczonych w numerze 52

»Tygodnika Literackiego« z 25 grudnia 1843 roku, ale numer ten wyszedł z trzymiesięcznym opóźnieniem), pełnych patosu i pseudo‑

poetyckiej pozy, choć również treści kryptowolnościowych, napisał:

»[…] lud i jego pojęcia były tylko macalnie, empirycznie chwytane, in crudo; jak co znaleziono, bez krytyki, często fałszywie pojmując rzecz, spisywano i szerzono błędy. Kiedyż się zdobędziemy na kry‑

tyczne pojęcie żywiołów ludowych!«”

13

.

Jakkolwiek było — a przypomnę, że Zmorski skłócony był ze wszystkimi (prawie), a najbardziej z sobą samym — interesujący, in‑

trygujący jest ten szczegół: co ma wspólnego Dembowski, który zgi‑

nie, przypomnijmy, zastrzelony w Krakowie w czasie demonstracji, z lirycznym opisem Wisły? Pytam dalej: lecz co Wisła ta robi w piś‑

mie wydawanym nad Sprewą? Jeśli spojrzeć na wiersz nieuprzedzo‑

nym okiem, bez tej całej przytłaczającej wiedzy o biografii poety, romantyzmie, epoce — zobaczymy utwór może piękny, ale jeden z wielu o charakterze refleksyjno‑opisowym czy krajoznawczo‑

‑melancholijnym. Wiersz, podług ustaleń Pieścikowskiego, powstał

„pod Warszawą, w lipcu 1843; podpis Roman Z. …”

14

Ukazuje się — znów: czemuż? — sześć lat później? Czy pierwot‑

nie też dedykowany był Dembowskiemu, który jeszcze w 1843 roku podziwiał bez zastrzeżeń Zmorskiego? Edward miał wtedy 21 lat, Roman również 21. W 1849 roku — Dembowski już nie żyje (zabity w 24 wiośnie żywota). Zmorski ma 27 lat, jest emigrantem. W 1866 roku z kolei 44‑letni Zmorski, który wycofa dedykację z wiersza, jest już chorym, zbiedniałym tułaczem. Idzie po niego śmierć, z którą tak hardo rozmawiał w Lesławie.

Cóż się więc w tych latach „pomiędzy” (1843—1849—1866) wydarzyło. Co? Ta sama Wisła płynie jakby innym nurtem — znaczeń, sensów, idei. W przypadku Zmorskiego antyczny topos

13

E. P ieścikowsk i: Poeta-tułacz. Biografia literacka Romana Zmorskiego. Po‑

znań 1964, s. 58.

14

Ibidem, s. 156. Ustalenie zgodne z podpisem pod wierszem w piśmie „Stad‑

ło”.

(20)

navigare necesse est powinien raczej brzmieć jak fraza z jego Pieśni rozbicia, też z 1843 roku: „Naprzód więc, garstko tułaczy!”

15

.

Srebra i kry

Przeczytam najpierw Nad Wisłą. (Improwizację) w tym naj‑

prostszym i zarazem najbardziej wieloznacznym kodzie lirycznego wiersza opisowo‑refleksyjnego. Tu zasadnicze znaczenie i arty‑

stycznie największą rangę mają cztery początkowe strofy, 4 strofy 11‑zgłoskowe o rymach abab; dwie pierwsze opisowe malują Wisłę i mazowiecki krajobraz latem, dwie kolejne — na przedwiośniu lub wiosną, gdy wody spływają do morza, a rzeka wylewa. Piętrzące się kry podnoszą wodę, zalewającą nizinne, nadrzeczne obszary. Do tego mamy tu wbudowany w wiersz mechanizm retoryzowanego dialogu: podmiotu lirycznego (poety) i odbiorcy (czytelnika lub — w wersji pierwotnej — odbiorcy dedykacji, czyli Dembowskiego).

Sytuację liryczną określa metatekst: nad Wisłą.

Wiersz powstaje jako wynik (lub przemyślane wspomnienie) bezpośredniego spotkania poety i żywiołu rzecznego: Wisły. Wtrą‑

cony w nawiasie podtytuł: Improwizacja nadaje pewną raptowność, chwilowość, doraźność działaniom podmiotu piszącego‑patrzącego‑

‑marzącego i myślącego

16

. Oto tu, nad Wisłą, marzę zapatrzony…

przy czym znać, że jest to spojrzenie z góry, z lotu ptaka — dziś raczej dostępne z okna samolotu, a w XIX wieku tylko z natural‑

nych wzniesień lub budowli. Podmiot obejmuje niemałą połać prze‑

strzeni, w której widać meandrującą leniwie przez piaski Mazowsza rzekę:

Patrzaj, to Wisła… Spokojna, marząca Między Mazowsza piaski się przewija;

Mocne jest tu owo: „Patrzaj”. Wisła nie ma żadnych historyczno‑

‑mitologicznych dookreśleń — ani to matka czy królowa rzek, ani

15

R. Zmorsk i: Pieśń rozbicia. W: Idem: Poezje. Lipsk 1866, s. 125.

16

O znaczeniach romantycznych „improwizacji” zob. Z. Stefanowska:

Wielka — tak, ale dlaczego improwizacja? W: E adem: Próba zdrowego rozumu.

Studia o Mickiewiczu. Warszawa 1976; L. Libera: „Wszyscy byli najzupełniej trzeź- wi…”. (O improwizacjach Mickiewicza). W: Idem: Mickiewicz. Zielona Góra 2015,

s. 109—127.

(21)

rzeka Warszawy czy Płocka. Po prostu Wisła, zobaczona z góry i od razu — błyskawicznie — poddana mistrzowskiej poetyzacji.

Mistrzostwo polega na prostocie: rzeka „marzy”, jest „spokojna”, ale pozostaje — rzeką, „przewija się” bowiem przez piaski Mazow‑

sza (przebija‑wije = przebija). Atmosfera czaru poetyckiego, jakiejś nawet nadrealności, zarysowuje się w wersach, gdzie rzeka zostaje nastrojowo spoetyzowana i umuzyczniona…

Srebrzystą stróną złote brzegi trąca, I kryształową pieśnią się rozbija.

Oto Wisła baśniowo‑obrazowo‑muzyczna: lśniąca, dźwięcząca pieśnią jak kryształ. Czysta‑srebrzysta Wisła nadrealna. Delikatna i zarazem mocna, choć jeszcze tu nie gwałtowna. Co oddają rymowe zestrojenia: marząca/trąca, przewija/rozbija. Myślana i marzona, oglądana i wyobrażana rzeka we wtórej strofie nabiera blasku, staje się wielkim antropomorficznym zwierciadłem, okiem łzawiącym, w którego ruchliwym odbiciu zbiega się cała dookolna rzeczywistość. Rzeka okazuje się mistrzowsko oddanym lustrem‑

‑soczewką, pryzmatem skupiającym w sobie historię i naturę Ma‑

zowsza. Ale tu nawet Mazowsze nie jest wyakcentowane. To po prostu rzeka, która w swoim zwierciadlanym nurcie unosi „niebios blaski”, „brzegi zielone”, „stare zamki”. Wszystko to „pomięszane razem” — skupione, odbite, zniekształcone w wodnym odbiciu.

Oto potęga rzeki — rzeki w lecie, co ważkie w utworze autora Nocy św. Jana — Rzeki, w której Nurcie jednoczy się Wszystko. Oto wiersz w romantycznym znaczeniu ontologiczny: wiersz o płyną‑

cym bycie, o świecie, który jest jednym wartkim nurtem naturo‑

‑poezjo‑muzyko‑historii. Rzeka odzwierciedla, dźwięczy i błyszczy jak kryształ, brzmi jak „stróna”, skupia w sobie przeszłość i te‑

raźniejszość, historię i naturę, te zamki i zielone brzegi. Byłby to błyskotliwy — połyskujący i wyrafinowany — liryk o tej jedności bytu, którą człowiek dostrzega w błysku melancholicznego rozma‑

rzenia, gdy wszystko staje się Jednym

17

. Bytem, kosmosem, całością.

Nurtem, a więc przepływem, spływaniem, płynięciem. Wariabilizm i statyka splatają się w symbolu: wszystko naraz i „jest”, i „zmie‑

nia się”, płynie i stoi, trwa i odmienia. Nastaje Pełnia. I na końcu

17

Pamiętajmy jednak, że to, co tu dostrzegamy jako podpowierzchniowe sensy romantyczno‑symbolicznego opisu Wisły, zostaje interpretacyjnie „rozwią‑

zane”, dopełnione przez cztery kolejne „ideologiczne” strofy. Zostaje — w dużej

mierze — spłycone.

(22)

trzykropkowe zawieszenie — tak obrazu, jak i transcendującego się ponad obraz podmiotu —

Fala jej mętna, jak oko złzawione — W niej niebios blaski i brzegi zielone, I stare zamki, pomięszane razem,

Drżą jednym żywym, uroczym obrazem...

„Uroczym obrazem…” — ale wtedy właśnie przychodzi moment poetyckiego „efektu przełamania”. Co stopione jest w jedno, co two‑

rzy wizję komicznej jedności‑rzeki, to w jednej chwili pamięć pod‑

miotu lirycznego (obserwatora, poety) cofa nagle w przeszłość. Teraz

„nad Wisłą” znaczy też nad czasem. Zgrzyta koło czasu, a po letniej wizji przenosimy się w dramatyczną porę przedwiośnia, gdy natura uwalnia się z pęt śmierci, powstaje z martwych w huku zderzeń kry, w zgrzytach spiętrzeń lodu. Co było harmonią — Wisła leniwie, pieś‑

niotwórczo płynąca — staje się żywiołem walki: śmierci, skazanej na porażkę, i życia, dopraszającego się głosu. Ten mechanizm przemiany ujął Zmorski w figurę pytań — pytań o to, czy znamy siłę, potęgę tej przemiany — jej już nie jasną, lecz czarno‑mroczną siłę:

Lecz czyś ją widział, gdy brzemię zimowe Zrzuca, ze snu się zbudzić niecierpliwa?

Gdy, burzą grzmiącą piersi wznosząc płowe, Wściekła gniotące okowy rozrywa?

Zrzucaniu brzemienia, przebudzeniu ze snu akompaniuje „burza grzmiąca”. Uwolnieniu rzeki towarzyszy wściekłość, gniecenie oków, rozrywanie. Po harmonii — ani śladu. Po idylli oglądanej

— idylli filozoficznej i egzystencjalnej — przychodzi wspomnie‑

nie kataklizmu, który jest tryumfem nocy — czyli: zniszczenia, niszczenia, wyniszczenia. Żywioł wodny staje się nurtem zatraty, rzeka dławi się, wybucha powodzią, tratuje wszystko, co obejmą jej „ramiona”. Uwolnienie rzeki, rozkucie z lodu, jest tu pełnym huku i grzmotu spektaklem — chtonicznym. Bo Zmorski porów‑

nuje go do trzęsienia ziemi, które przychodzi nocą i „wali miasta”, do pożaru, który trawi wszystko, co napotka wokół

18

. Oto wiersz

18

Trzęsienia ziemi, począwszy od tego w Lizbonie w 1755 roku, miały swoją rangę tematu filozoficznego i literackiego. Zob. B. Paprocka‑Podlasiak: W krę-

gu oświeceniowych pytań o teodyceę i apokalipsę. „Trzęsienie ziemi w Chile” Hein- richa von Kleista. W: Apokalipsa. Symbolika — Tradycja — Egzegeza. T. 2. Red.

K. Korot k ich, J. Ł awsk i. Białystok 2007, s. 331—350.

(23)

o jeszcze jednej twarzy: czarnej, groźnej. Liryk, w którym gładko zlewają się żywioły: powietrza (huk), ziemi, ognia i oczywiście wody. Są tu one naturą devorans — groźną naturą niszczącą, poże‑

rającą. Czarnoromantyczną otchłanią. Mazowsze sielankowo‑krajo‑

brazowe zmienia się w locus horridus. To wszystko w tak niewielu misternie spokojnych słowach‑wersach‑rymach. I znów domknięte tu wielokropkiem… — transcendencja podmiotu w przeszłość, w obrazowanie kataklizmu, staje się naraz zerwaniem, raptownym zakończeniem:

Huk jéj natenczas, jako grom podziemny, Walący miasta w pośród nocy ciemnéj;

A jako pożar, nurt jej zapieniony Szeroko sięga zgubnemi ramiony…

I to wszystko jest improwizacją: zapisem rozmarzenia i następu‑

jącego po nim wspomnienia‑wizji. Od malarskości nadwiślańskiej arkadii do grozy wiosennego odrodzenia. Ale, co ważne, najpierw poeta daje tę genialnie prostą, nawet nieco skomercjalizowaną poetycko, ale głębinną wizję symbolicznej Wszechjedności, która płynie w Nurcie Wisły (wiem, może i nadużywam wielkich liter, ale język tak słaby, by to wyrazić…). W tej wizji‑symbolu, w owym

„patrzaj”, uchwyconym na granicy czasu i wieczności, podmiot zlewa się z naturą w poetyckiej efuzji. Płynie. Świat płynie — „ja”

płynie — pantha rei. Istny nowy Heraklit. I Heraklitejski, bo sła‑

wiący pożogę, wojnę, spór jest drugi — biegunowo odmienny — moduł wiersza: opiewający odrodzeńczą katastrofę…

U Zmorskiego to nie idylla przełamuje kataklizm, lecz kataklizm przełamuje idyllę

19

. W planie intelektualnym znaczyłoby to: ceną za idyllę jest odrodzeńcze zniszczenie; nie ma harmonii lata i jesieni bez wstrząsów, huków wiosny, gdy kry łamią się, trzeszczą, woda zalewa, zabija… Nie ma zbawienia, raju — bez piekła. Pokoju — bez wojny. Harmonii — bez wielkiego zgrzytu. Zmartwychwstania

— bez umierania.

Aż tyle zdaje się nieść ten w swej warstwie zewnętrznej iluzo‑

rycznie „krajobrazowy”, a w istocie głęboko filozoficzny wiersz.

19

Jest to cecha charakterystyczna refleksji czarnoromantycznej: z idylli wy‑

nurza się koszmar zbrodni, zniszczenia, zguby. Zob. J. Ł awsk i: Co to jest czarny

romantyzm? W: Idem: Bo na tym świecie Śmierć. Studia o czarnym romantyzmie.

Gdańsk 2008; M. Saganiak: Wewnętrzne doświadczenie nocy i ciemności; D. Si‑

w icka: Komizm upadku. W: Noc. Symbol — Temat — Metafora. T. 1: Wokół „Stra-

ży nocnych” Bonawentury. Red. J. Ł awsk i, K. Korot k ich, M. Bajko. Białystok

2011.

(24)

Indoeuropejską Wisłę czyni symbolem — Wszystkiego: stanu i przemiany. Istnienia. Co tylko dla poety czarnego romantyzmu znamienne: kataklizm zmiany jest tu bez wątpienia ważniejszy niż idylla stanu, nawet tak błogiego jak marzenie.

Lud — rzeka…

Czy to wszystko? I tak dostaliśmy wiele! Tyle w tym niepozor‑

nym wierszu, wierszyku.

No, ale utwór ma i drugą część…

Wróćmy do dedykacji. Przywróćmy tekst‑symbol kontekstowi historycznemu. Jest rok 1843 — czasy już po powstaniu listopa‑

dowym, w środku mrocznej epoki represji Paskiewicza w Polsce.

Europa trzeszczy w okowach ładu ukartowanego na tańczącym kongresie wiedeńskim (1815). Zanosi się na burzę, idzie Wiosna Ludów (1848). Wcześniej przyjdzie fatalne powstanie w Krakowie w 1846 roku. To tu, idąc na czele manifestacji patriotycznej, ginie 27 lutego 1846 roku Edward Dembowski, entuzjasta młodych lite‑

ratów warszawskich, współfinansujący ich almanach „Jaskułka”, autor euforycznej recenzji Lesława, wydawca warszawskiego „Prze‑

glądu Naukowego” (1842—1843). I, co ważne, neoheglista, utopista i radykał! Pisał Dembowski o Zmorskim — na początku — tak:

Olbrzymiość pojęcia i pomysłu Lesława tak jest ogromną, że jej to określić nie potrzebujemy. Treść też i wyjątki z tego poematu lepiej charakteryzują Zmorskiego, niżby to uczynić mogły jakie bądź słowa nasze…

20

.

Trudno o wyższe uznanie. To głos z roku 1843. Potem są skłó‑

ceni. Ale w 1846 roku Dembowski ginie: pierwszy idzie na czele pochodu. Był radykalny w poglądach — sięgał po hasła rewolucji, odrodzenia, wstrząsu społecznego, szczególnie w czasie powstania krakowskiego 1846 roku:

Wczoraj jeszcze błagano mnie w Wieliczce, gdym miał ogłosić rewolucją społeczną, abym tego zaniechał, bo mówili: „Lud na nas uderzy, powiąże nas, to jak tamci z Krakowa przyjdą, to do‑

20

E. Dembowsk i: Młoda piśmienność warszawska. „Tygodnik Literacki”

1843, nr 31.

(25)

piero rewolucją ogłosim”. I za takimiż to ludźmi miałby lud do broni podążyć? Dziwić się wcale nie można, że lud do broni za złą eksszlachtą nie idzie i że nie powstanie tam, gdzie nie wie, o co się rzecz toczy. Ale przemów tylko do serca włościaninowi polskiemu w Galicji czy w Polsce Nadwiślańskiej, w Poznańskiem czy na Rusi, pokaż mu faktem, że mu Wolność, Równość i Bra‑

terstwo niesiesz, a nie łudzisz go próżnymi obietnicami. Przemów doń jasno a wymownie, żeby się pojął i zrozumiał, przemów jego serdeczną, prostą mową — wieśniak polski z całą duszą rzuci się w objęcia rewolucji

21

.

Roman Zmorski jako redaktor „Stadła” jest także radykalny społecznie, widząc przyczyny upadku Polski w jej własnej struk‑

turze społecznej, a nadzieje na odrodzenie pokładając w ludzie, czemu daje wyraz w kilkuczęściowym artykule O narodowości słów kilka (1849). Tak więc kładąc tę znaczącą dedykację: Improwizacja

— do Edwarda Dembowskiego trzy lata po jego tragicznej śmierci

— wpisuje wiersz w kontekst nie tylko historyczny, jako oddanie hołdu zmarłemu druhowi młodości, lecz także historiozoficzny.

Tak czytany wiersz Nad Wisłą. (Improwizacja), pisany w War‑

szawie, drukowany w Dreźnie i Lipsku na emigracji, byłby teraz wielką metaforą sytuacji dziejowej: zapisem upragnionej wolności, do której doprowadzić może tylko odrodzenie przez kataklizm, rewolucję, wojnę. Przez wstrząs, który jest nieuchronny jak straszne spływanie wiosną kry, jak pożar‑powódź zagarniający w ramiona świat: stary, skorumpowany, obmierzły. Jak potop, który będzie odrodzeniem:

Taki jest lud nasz. On, tak cichy, rzewny,

Jak miesiąc w pełni — jak skowronek śpiewny — W obłocznej swojej wyobraźni świecie

Roi spokojny, jak spowite dziecię.

Lecz gdy go ze snu zbudzi brzęk łańcucha, Piekłem natenczas łono jego bucha.

O! czyjeż wtedy nie pobledną lice?

Kto wskaże jego powodzi granice?..

Biada natenczas! na kogo on wodze

Pomsty swej zwróci! — nie straszniej na siebie

21

E. Dembowsk i: Rewolucja i lud. „Dziennik Rządowy Rzeczypospolitej Polskiej” 1846, nr 2. Cyt. za: Idem: Pisma. T. 4: 1844—1846. Red. A. Ślad kow‑

ska, M. Żmigrod zka. Warszawa 1955, s. 402.

(26)

Było mu wyzwać pomstę Boga w niebie…

Biada, na jego kto mu stanie drodze!…

O, polski ludu! Wisły twojej wody

Grzmią z każdą wiosną wezbranemi wały — Czas już, z ich głosem żeby się zmięszały:

Okrzyk twej pomsty, pieśń twojej swobody…

1844

Jeśli spojrzymy na drugą część wiersza, możemy przeżyć roz‑

czarowanie. Świetna poetycko, wieloznaczna część pierwsza zostaje oto poetycko zinterpretowana przez samego Zmorskiego. To, co zdało się wieloznaczne, mówiło o naturze i egzystencji, okazuje się tekstem o proroczym, apokaliptycznym, rewolucyjnym wy‑

dźwięku. Symbol i metafora pierwszej części ulegajają znaczeniowej symplifikacji w alegorycznej części drugiej: lud łagodny to lud letnio‑jesienny, „cichy, rzewny”, lud‑rzeka latem, spokojnie wijący się przez kraj. Zamieszkuje go zbiorowość dziecięca, półświadoma, żyjąca w baśniowej idylli, „W obłocznej swojej wyobraźni świecie”.

Tenże lud ma się obudzić wiosną — elementy kodu odrodzeńczego są tu jasno pokazane — jak wylewająca rzeka, jak Wisła, która przynosi piekielny potop. Zmorski odwołuje się i do apokaliptycz‑

nego „biada!”, i do starotestamentowej idei „pomsty”. Końcowa apostrofa. „O, polski ludu!” nie ma w sobie nic optymistycznego — to wezwanie do okrutnego, krwawego wyzwolenia z pęt szlachty, zaborców, do przebudzenia z tego „wiślanego” pół‑życia, jakiemu oddaje się włączony w cykl natury i w rok liturgiczny lud.

Tu właśnie Zmorski dokonuje tej etycznej transgresji, którą tak niewielu miało (co nie dziwi) odwagę manifestować: nie tylko stwierdza konieczność krwawej „pomsty”, lecz i do niej wzywa:

„O, polski ludu! […] / Czas już, z ich głosem żeby się zmięszały: / Okrzyk twej zemsty, pieśń twojej swobody…” (1844)

22

. Taką wizję historii — antyszlachecką, rewolucyjną — głosił Dembowski, nie inną zapisywał w krwawych dziełach okresu mistycznego Słowa‑

cki, głosili ją radykałowie z Gromady Ludu Polskiego Grudziąż.

Spełnienie, częściowo, znalazła ona w wydarzeniach Wiosny Ludów, w powstaniu Jakuba Szeli i w obojętności, z jaką chłopi, szczególnie na Kresach Wschodnich, przyjmowali powstańcze akcje „polskiej” szlachty w 1863 roku. „Stadło” przekazywało te

22

Znamienne, iż wiersz ma datę: 1844, w wydaniu z 1866 roku. Jak pamięta‑

my w „Stadle” podpisany był inaczej: „Pod Warszawą, 1843, w Lipsku”. Być może

chodzi o datę — wyprawy nad Wisłę (lipiec 1843) i opracowania powstałego z tej

inspiracji rękopisu (1844)?

(27)

idee jeszcze w innym wymiarze — słowianofilskim, przywołując na przykład proroctwa z wiersza Pozdrowienie Adamowi Mickiewiczowi Jana Kollara: „I znowu stara zapanuje Sława, / Od Dubrownickich brzegów do Krakowa”

23

. Też same co w wierszu idee przynosi kil‑

kuczęściowy esej Zmorskiego pod tytułem Nieco o narodowości:

Zamiast pracowania ku podniesieniu narodu w duchu i następnie przez ducha, propagowano jedynie ufność w fizyczną jego siłę, zamiast wskazania i szukania w Ludzie moralnej potęgi, wskazy‑

wano i spoglądano nań tylko jak na ogromną machinę, obraca‑

jącą kilki milionami kos, która, gdy się raz poruszy, zdolna jest wyciąć wszystkie nieprzyjaciół wojska

24

.

O ile jednak w artykule Zmorski jest dość oględny, o tyle w wier‑

szu Nad Wisłą. (Improwizacja) grzmią tony surowe i okrutne: trzeba zemsty ludu, by uwolnić lud, a tym samym podźwignąć naród;

trzeba „reformy” idei narodowości, włączenia w nią ludu. Cóż — ta reforma nie może się obyć bez — twierdzi Zmorski — „rewolucji”,

„potopu”, wiosennego zmiażdżenia starego świata przez napierające z nurtem kry, straszne i niszczące. Taki to był wiek, wiek historii.

Jak widać, „historia” trwa i przez „wojny”, „rewolucje” trzęsie światem w XXI wieku.

U Zmorskiego ma to znaczące konsekwencje: poeta egzystencji, cygan, nastrojowiec zmienia się w rewolucjonistę‑słowianofila, symbol (pierwsza część wiersza) rozlewa się w alegorii, apostrofie, wzniosłości. Ale to była dla Zmorskiego jako człowieka — już dojrzała opcja: wybór idei. Prawda, że takich idei, które odsuwała od siebie większość Polaków tej epoki. Tracił swój bliski, szlachecki świat, zyskiwał lud. Czy jednak był tym ludem i z tym ludem? Czy tylko mówił za lud?

25

Czy to naiwność, czy dojrzałość? Wzywać do wyzwoleńczo‑odrodzeńczej rzezi po rabacji galicyjskiej, powstaniu krakowskim, rzezi w Dreźnie w 1848 roku? Odwaga lub głupota.

Do tego dochodziły i u Zmorskiego, i w redakcji „Stadła” silne

23

J. Kolla ř: Pozdrowienie Adamowi Mickiewiczowi. „Stadło” 1849, nr 5, s. 40. W oryginale, który też podaje „Stadło”: „te davna će gospodovat Slava / S Dubrovnika bielog do Krakova”.

24

R. Zmorsk i: Nieco o narodowości. „Stadło” 1849, nr 4.

25

Stanisław Zdziarski w swej klasycznej monografii (Pierwiastek ludowy

w poezji polskiej XIX wieku. Studja porównawczo-literackie. Warszawa 1901) wska‑

zywał, że: „Nie popsuł nasz poeta tego, co dostało się do jego poezji z ludowych wierzeń i zabobonów, lecz z samego początku nie potrafił umiejętnie tego wszyst‑

kiego zużytkować we właściwym miejscu [głównie dotyczy ta krytyka Lesława —

J.Ł.]”. Ibidem, s. 379.

(28)

akcenty antykościelne, antyklerykalne i antypapieskie. Głosił je na łamach pisma sam Lelewel, używając nieprawdopodobnej kazui‑

styki, retorycznej ekwilibrystyki:

Dobry proroczym duchem, dobrem przeczuciem, papież Hiszpanji udzielił nazwy katolickiéj, Polskę zaś uczcił prawowierną — or- thodoxa. Przypisywać Polszcze wyłączne powołanie katolickie, jest wymysł niedorzeczny, fałszywy, szkodliwy. A że Polska wy‑

łącznego powołania katolickiego nie miała, niezłym jesteście do‑

wodem wy sami panowie, coście to powołanie wymyślili, bo za‑

przeczacie papieżowi, — bunt przeciw niemu podnosicie, czynią ujmę niechybności jego. Będąc katolikami, bądźmy prawowierny‑

mi: orthodoxi...

26

.

Zmorskiego — porwała rzeka. Radykalizmu. Na wyzwolenie

„ludu” przyjdzie czekać do XX wieku. Zmorski pisarz, choć ceniony, rozmienia się… Filozof pomstujący na życie i cierpienie zmienia się w ideologa: panslawistę, antyutopistę, rewolucjonistę.

Ani z Bogiem, ani z ludźmi — idzie z „ludem”. Jego świadomość za‑

garnia rzeka idei, jego życie unosi na manowce. Czy mógł inaczej?

Nie wiem, była w poecie jakaś tajemnica, dla której z niechęcią nazywano go „Zmorą” lub czule, lecz z politowaniem mówiono o nim „Romanisko”.

Anioł‑mściciel

Jeśli spojrzeć z wiarą na ten wiersz‑wezwanie — nabiera on rysów apokaliptycznego proroctwa. I bajkowy krajobraz, „krajo‑

sen” mazowiecki, i wizja powodzi — to zapisy tego, co przyjdzie.

Podmiot liryczny nie wyobraża sobie teraźniejszej bukoliki nad Wisłą, lecz nadchodzące „nowe”, które poprzedzi kataklizm odro‑

dzenia. Znów przemówimy słowami Heraklita! „Bóg to dzień‑noc, zima‑lato, wojna‑pokój, sytość‑głód”

27

. Tyle Heraklit.

26

J. L elewel: Przeciw krytyce „Przeglądu Poznańskiego”. (Wyjątek z listu

J. Lelewela do R. Z.). „Stadło” 1849, nr 5, s. 37. Ostrą polemiką z Lelewela wizją

historii Polski jest poświęcona mu monografia: H.M. Słocz y ńsk i: Światło w dzie-

jarskiej ciemnicy. Koncepcja dziejów i interpretacja przeszłości Polski Joachima Lele- wela. Kraków 2010.

27

Heraklit, fragment 44. Cyt. za: M. Weso ł y: Heraklit w świetle najnowszych

badań. „Studia Filozoficzne” 1989, z. 7/8, s. 33—47.

(29)

W połowie wieku idea rewolucji społecznej dopiero się rodzi, ale ruchy wolnomyślicielskie, tajne stowarzyszenia młodzieży, kon‑

spiracje, wszystkie negujące polityczno‑społeczny porządek Europy po kongresie wiedeńskim, rozkwitają

28

. Hegel logicznie opiewa Weltgeist, który jak marionetki wynosi na scenę wodzów i narody, by — ich zużywszy do swych celów — wcielić się w kolejne ge‑

nialne jednostki, ludy... Do świadomości dochodzą chłopi, Żydzi, kobiety — budzą się narodowości uśpione lub zniewolone (fascynu‑

jący Zmorskiego Słowianie Południowi budzą się po, bagatela, 500 latach tureckiej niewoli, po turczeniu, wyniszczaniu).

Pomyślmy teraz ten wiersz jako rozmowę o ideach — bez słów o idei, za to w obrazowych symbolach. Tu Zmorski i Dembowski pojęliby się bez słów. Świat wymaga zmiany — nawet za cenę ka‑

taklizmu, okrucieństwa. Rzeka przewrotu społecznego, wolnościo‑

wego i narodowego musi skruszyć zmurszałe monarchie, cesarstwa, królestwa. Tak, to byłaby... potężna rzeka zmiany, nurt rewolucji:

„Huk jéj natenczas, jako grom podziemny, / Walący miasta w po‑

śród nocy ciemnéj”. Noc ciemna — XIX wiek, wiek po Oświeceniu, które tak się oświeciło, że aż zaślepiło w Wielkim Terrorze (nie mniej wielkiej) Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Ale restauracja ancien regime’ów nie powstrzymuje trzęsienia historii, pożaru dzie‑

jów: „A jako pożar, nurt jej zapieniony / Szeroko sięga zgubnemi ramiony...”. Jakież to proste, i niejasne, skryte, niedopowiedziane.

Publikował ten wiersz Zmorski „w obcej, zimnej ziemi / Pomię‑

dzy obcemi”

29

. Znalazł na Łużycach przyjaciół, mieszkał w Budzi‑

szynie (Bautzen) i okolicach, nauczył się języka łużyckiego, cieszył estymą jako brat Słowianin

30

. To wszystko jeszcze ugruntowało w nim wiarę, że idzie nowe — jak strasznie spiętrzona, trzaskająca kra, za którą idzie woda, zalewająca wszystko, co stanie na drodze nowego. Czyli: odrodzonego świata. Właśnie w Dreźnie i na Łuży‑

cach przeżywał poeta wypadki Wiosny Ludów, krwawo stłumione w Dreźnie: „Chorągiew republikańska poszarpana czerwieniła się na gruzach barykady, kilka wyrzuconych przez okno strzelców drez‑

deńskich leżało z roztrzaskanymi głowami, co krok gruzy i trupy”

31

.

28

Zob. A. Kami ńsk i: Polskie związki młodzieży (1804—1831). Warszawa 1963.

29

R. Zmorsk i: Westchnienie z oddali. W: Idem: Poezje…, s. 126.

30

Por. J. Mag nuszewsk i: Roman Zmorski a Łużyce. „Pamiętnik Słowiań‑

ski” 1962, T. 12; Podróże Polaków na Łużyce w XIX wieku. Oprac. A. Zieli ńsk i.

Wrocław 1975.

31

Relacja „Gazety Polskiej” z wypadków w maju 1849 roku w Dreźnie. Cyt.

za: E. P ieścikowsk i: Poeta-tułacz…, s. 84.

(30)

Warstwa historiozoficzna wiersza tkwi zatem pod jeszcze jedną warstwą ezopowej mowy, która posługuje się alegorią wiosny, lata, potopu, by przekazać zapowiedź pomsty, grozy, kary i radosnej od‑

miany oblicza świata, która i tak przyjdzie na świat. A że przyjdzie przez apokaliptyczny kataklizm jak wylewająca wiosną rzeka — że przyjdzie z tym wylewem zniszczenie i śmierć, że ceną za odmianę i przemianę musi być okrutne i cierpienie wywołujące zniszczenie

— to było samo przez się zrozumiałe zarówno dla Dembowskiego, co Wiosny Ludów nie dożył, jak i dla autora Anioła-Niszczyciela z 1842 roku, w którym Zmorski grzmiał:

Hej! burze wy! — gromy!

Grady! wichrze łakomy!

Dalej za mną w ślad!…

Hej ognie i wody!

Mory, wojny, niezgody!

Za mną na świat!…

Ja anioł‑niszczyciel!

Ja anioł‑burzyciel!

Anioł‑zbawiciel!…

32

I jeszcze — było to jasne dla Juliusza Słowackiego, poety, na którego geniuszu poznał się Zmorski jako jeden z nielicznych.

Słowackiego witał‑żegnał Zmorski z żoną Teklą 8 lipca 1848 roku w Dreźnie, gdzie, w co łatwo uwierzyć, miał Słowacki przemówić takimi słowy:

„Witam was i żegnam, ziomkowie! Widzę pomiędzy wami zna‑

ne mi twarze i wiadome nazwiska… Wszystkich zarówno pro‑

szę i wzywam, abyście pracowali dla dobra i triumfu idei… ale najpierw potrzeba mieć ideę... Ta, którą mieliśmy dotąd — uoso‑

bioną w ułanie Poniatowskiego z rozpiętą na wiatr chorągiewką, niepotrzebna już dziś wcale, dziś potrzebna jest nam wytrwała i ciągła praca ducha dla odbudowania zatraconej wiary w wielkie duchowe przeznaczenie ludzi i ludów zarówno. Do takiej pracy was wzywam i żegnam was, ziomkowie!”

33

.

Zmorski, autor frenetycznego Lesława, i Juliusz Słowacki, autor okrutnego Króla-Ducha, też rozumieli się bez słów. Można do‑

szepnąć: rozumieli rzekę dziejowej konieczności. Na świat patrzyli

32

R. Zmorsk i: Anioł-Niszczyciel. W: Idem: Poezje…, s. 118—119.

33

A. Niew iarowsk i: Jak meteor… (fragment z pamiętnika). Cyt. za: J. Star‑

nawsk i: Juliusz Słowacki we wspomnieniach współczesnych. Wrocław 1956, s. 190.

(31)

z owego wyniesienia „ponad”, z którego nie strach im było patrzeć i na wiosenne żywioły potopu i zniszczenia. Obaj byli „nad” — tuż przy tętnie epoki i wzniesieni ponad nią. „Nad” Wisłą i Sekwaną.

Improwizatorzy.

Rzeka, rewolucja, dojrzewanie…

Drobiazg liryczny, ot, Nad Wisłą. (Improwizacja). Wolno by

„Wisłę” zastąpić każdą inną rzeką i byłbyż to uniwersalny wiersz o sytuacji w Luizjanie czy Petersburgu. A można by napisać i tak:

Nad rzeką. (Improwizacja) — to gotowy wiersz o mechanizmach poznania praw historii, praw zapisanych znakami natury

34

.

Jeśli nie wiemy o Zmorskim i romantyzmie nic, to rzeka jako archesymbol i obraz dźwiga jego znaczenia. Patrzę wtedy na obraz, sławny obraz Caspara Dawida Friedricha Das Eismeer (Die gescheiterte Hoffnung) z 1823—1824 roku. Pytam, czy gigantyczne spiętrzenie kry na morzu to wyobrażenie straszne i noumenalne poezji, podświadomości, myśli — nadziei, rozczarowania? Czy to obraz morza duszy — zimowej kry? Kataklizmu? Przecież i tu dopatrywano się historycznej melancholii, rezygnacji, kapitulacji

35

. Lodowe zwały Friedricha symbolicznie — sterczą, wystają, kolą nawet wzrok, ranią uczucia ostrymi krawędziami. To morze zamar‑

zło — lecz nie zamarza rwąca na przekór lodowym krom rzeka.

Przypomnę jeszcze lodowe pola, surrealne krajobrazy Arktyki w Frankensteinie, czyli Nowym Prometeuszu Mary Shelley, w któ‑

rych i z których wyłania się monstrum zszyte z ludzkich szczątków i obdarzone życiem przez doktora Frankensteina. Ale to nie ten krąg znaczeń. Nie te lodozwały, nie ta groza. Jest też Mickiewiczowska Zima miejska z jej pochwałą cywilizacji (ledwie wspomniał tu poeta

34

Zob. J. P iot row iak: Urzeczeni. Czesław Miłosz „Rzeki”; Władysław Se-

była „Poeta”. W: Urzeczenie. Locje literatury i wyobraźni. Red. M. Jochemcz yk,

M. P iot row iak. Katowice 2013, s. 199—214.

35

W. Schmied: Caspar David Friedrich. Köln 1992, s. 109: „Das Eismeer hat verschiedene Deutungen erfahren, auch eine politische. Georg Schmidt mein‑

te aus Anlaß der Basler Ausstellung »Deutsche Romantik« 1931 hier ein Sinnbild der Resignation zu erkennen, da nach den Freiheitskriegen gegen Napoleon die

»innenpolitische Freiheit gegen die Landesfürsten« nicht durchgesetzt werden

konnte; damit würde Das Eismeer auch geistig in die Nachbarschaft des etwa zur

gleichen Zeit gemalten Bildes Ulrich von Huttens Grab rücken”.

(32)

o Wiliji). A Śniła się zima Mickiewicza — wiersz‑sen, wiersz‑trwoga

— z jego, jak chciał Rafał Marceli Blüth poetycką transpozycją Święta Jordanu (obchodzonego przez prawosławnych i Kościoły Wschodu)?

36

Wszystko to nie ten, wciąż mylny trop.

Trzeba wrócić, to raz, nad Wisłę. Bo to jest wiersz wygnańca z‑nad Wisły nad Sprewę! Wydaje mi się, że właściwie Wisła zostaje tu zarówno podniesiona do rangi uniwersalnej Rzeki, jak i zapisana jako intymny znak młodości — cygańskiej, często głupiej, pijanej, a nade wszystko minionej!

Między rokiem 1843 a 1849 mija epoka w życiu Zmorskiego (ożenek, ojcostwo, emigracja, podróże), i w przemianach epok (wrzenia ewokacyjne, śmierć Dembowskiego, Wiosna Ludów).

Wszystko się zmienia wokół — a jakby nic się nie zmieniło, jakby rzeka leniwie płynęła. Słowami Goszczyńskiego: „Piekła za wojną zatrzaśnięto bramę. / Znów tenże pokój i zbrodnie te same —!”

37

. Dlatego trzeba przypominać dzieje rzeki — jej zmartwychwstania z lodu przez siejące grozę zniszczenie. Trzeba ożywić się i napełnić nadzieją okrutnej uczty — rewolucji.

Coś się zmieniło: sam Zmorski. Młody już był. I wyraził był swą młodością te wszystkie błędy, które już Arystoteles w Retoryce widział u smarkaczy: Tak to wykłada Constantine Georgiadis...

11. Wszystkie ich błędy pochodzą stąd, że robią wszystko szybko i gwałtownie. We wszystkim przesadzają. Za dużo kocha‑

ją i za dużo nienawidzą, i tak jest ze wszystkim. Przesadzają we wszystkim, bo są przekonani, że wszystko znają, i są tego prawie pewni.

12. Jeżeli wyrządzają komuś krzywdę, to tylko dlatego, by ko‑

goś dotknąć, a nie dlatego, że chcą komuś złośliwie zaszkodzić.

13. Chcą innym okazywać współczucie, ponieważ zakładają, że każdy jest dobry czy nawet lepszy, niż oni są faktycznie, ponie‑

waż osądzają innych swą własną niewinnością dlatego patrzą na nich jako na tych, co nie zasłużyli na cierpienie.

14. Lubią się śmiać i dlatego uwielbiają dowcipy, bo dowcip to zawsze wyszukany prztyczek

38

.

36

Por. R.M. Blüt h: Pisma literackie. Oprac. P. Nowacz y ńsk i. Kraków 1987;

J. Ł awsk i: „Śniła się zima…” — Ewa. W: Marie romantyków. Metafizyczne wizje

kobiecości. Mickiewicz — Malczewski — Krasiński. Białystok 2003, s. 462—468;

K. Tr ybuś: Pamięć romantyzmu. Studia nie tylko z przeszłości. Poznań 2011.

37

S. Goszcz y ńsk i: Zamek kaniowski. Wstęp H. K r u kowska. Białystok 2002, ostatnie wersy poematu, s. 155.

38

C. G eorg iadis: Młodzież i człowiek doskonały filozofów w Atenach epoki

klasycznej. Przeł. B. Kupis. „Studia Filozoficzne” 1990, nr 1, s. 35.

(33)

Na Łużycach jest już inny Zmorski — nie mniej dziki, ale dojrzalszy. Wiersz — przez dedykację — jedna go z przyjacielem, od którego oddzieliła porywczość i, co tu dużo gadać, głupota.

Wkrótce Zmorski rozszaleje się jeszcze bardziej — zostawi żonę, ruszy w podróż, która już tak trwać będzie do końca jego życia.

Więc byłby to wiersz o, doprawdy osobliwej, dojrzałości czarnoro‑

mantycznego poety, o nadziejach nihilisty. Wiersz o tym momencie dojrzewania wewnętrznego, kiedy uświadamia on sobie, że musi z nurtem tej rzeki płynąć. Jest to rzeka jego losu, egzystencji, ale i wielki historyczny proces, prowadzący do dziejowej apokatastazy.

Przez potop, krew, cierpienie, ale „to” przyjść musi!

I Zmorski będzie nad nurtem i w nurcie. Nie zazna chwili spo‑

koju do 1867 roku, objeżdżając wzdłuż i wszerz Europę: Zachód, Bałkany, Turcję, Francję, Austro‑Węgry, państwa niemieckie

39

. W pędzie. Dziki. Nieopanowany.

Gdy głębiej czytać Nad Wisłą. (Improwizację), jest to — też — wiersz o pewnym progowym etapie indywiduacji. O duchowym szczycie dojrzewania duchowego, gdy Improwizator i Temat, Zmor‑

ski i Wisła, Życie i Rewolucja, Indywiduum i Lud, rzeka i świado‑

mość złączyły się w błysku poezji. I tak poeta znów się narodził…

Zawsze cygan, nigdy mieszczuch. Czarny „Kruk”, romantyk.

Dziki nawet w marzeniu, które wyzwala rzeka. Reszta jest poza słowem: w głębi psyche, ducha, w skupieniu „ja”, które „wściekłe gniotące okowy rozrywa”. Bez znaku zapytania. To „ja”‑rzeka.

Kto by pomyślał, że tyle można zobaczyć „nad Wisłą”? Siebie, rewolucję, świat i życie. W lustrze rzeki odbił się poeta, w nurcie słowa — wiersz, w wierszu — my. Rzeka.

24 czerwca 2015 roku, Ełk, Św. Jana

39

Istnieje pilna potrzeba opracowania nowej monografii Zmorskiego, kroni‑

ki jego życia i twórczości, ustalenia bibliografii prac Zmorskiego i o nim. Prace Pieścikowskiego i Syski już nie są najnowszymi w tej mierze osiągnięciami. Nawet biografię poety znamy ogólnikowo. Nie wspomnę o konieczności edycji jego po‑

ezji i prozy.

(34)
(35)

Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie

Nad bezimienną rzeką

Głuchoniema Bolesława Leśmiana

Dusze waży się w milczeniu jak złoto i srebro w czy‑

stej wodzie…

M. Maeterl i nck: Milczenie

„Kiedy otwieram jakąkolwiek stronę poezji Leśmiana, wchodzę do rzeki Heraklita” — pisał Tymoteusz Karpowicz w budzącej kon‑

trowersje monografii z 1975 roku. W tej samej rozprawie nazwał autora Napoju cienistego niepokornym uczniem myśliciela z Efezu, wyrodnym adeptem szkoły wariabilizmu, który przerósł swego mistrza:

Nie jestem teraz pewien, czy Leśmian nie zadrwił z Heraklita i czy nie udało mu się wejść do tej samej rzeki po raz drugi, skoro umiał poruszać się razem z przedmiotem, z materią. […] Heraklit nie przewidział rzeki bez początku i końca — Leśmian tylko taką, dlatego mógł ją opuszczać w każdym momencie biegu, nie wy‑

chodząc z niej (będąc ciągle w nieskończonym). Był jej twórcą na‑

tychmiastowym, dysponował własną przestrzenią i czasem. Kiedy u końca swej twórczości powracał do siebie, w swoją opuszczoną bezdomność — wchodził w tę samą rzekę, z której nigdy zresztą nie wyszedł. Tylko zdawało mu się, że ją opuścił. Po prostu sam był swoją rzeką. Której na imię życie i polszczyzna

1

.

W przywołanym fragmencie rzeka urasta do rangi figury bez‑

domności. Wody rzeczne nie zadomawiają się. Wygnane z macie‑

1

T. Kar pow icz: Poezja niemożliwa. Modele Leśmianowskiej wyobraźni.

Wrocław 1975, s. 5, 106, 269.

(36)

rzystego źródła, wiją się po dnie koryta, podlegając jego reżimowi, a w ostateczności uchodzą zeń bezpowrotnie. Twórczość Bolesława Leśmiana obfituje w urzekające wiersze, zaś utworów, w których motyw rzeki pełni funkcję czynnika determinującego pierwszy plan pejzażu lub — częściej — określającego tło sytuacyjne, znaj‑

dziemy niespełna trzydzieści. Równie chętnie korzystał poeta ze znaczeniowego potencjału motywu strumienia, a sporadycznie także z symboliki potoku.

Wiersz Głuchoniema z tomu Sad rozstajny należy do zbioru tych liryków, w których centrum stoją postaci kobiece. Bohaterki te noszą niekiedy konkretne imiona (Kleopatra, Jadwiga, Panna Anna, Magda), ale spora część z nich pozostaje bezimienna (casus wierszy: Królewna Czarnych Wysp, Powieść o rozumnej dziewczy- nie, Dziewczyna przed zwierciadłem, W pałacu królewny śpiącej i innych). Głuchoniema dziewka z wczesnego poematu również zachowuje zupełną anonimowość: „Nikt nie zna jej nazwiska ni snu, co ją stworzył”

2

. Do „wsi naszej” przybywa ona nie wiadomo skąd, być może z czyjegoś snu lub z reminiscencji, dlatego wzbudza zainteresowanie, intryguje obecnością, nurtuje myśli autochtonów.

Jednym z nich jest mężczyzna, któremu poeta oddaje głos, wyzna‑

czając w ten sposób voyeurystyczną perspektywę dla obserwacji, interpretacji oraz domniemań, która ma służyć próbie przeniknię‑

cia tajemnicy tożsamości. Postać głuchoniemej można odczytywać nie tylko jako personifikację obcości i inności, ale także uosobienie skrytości i niedostępności wiedzy o tym, co nie mieści się w ramach zwyczajowej percepcji. Dziewka ułomna, „obca sobie i światu” pod‑

syca żądze poznawcze nie do zaspokojenia, a przez to prowokuje powstawanie sadystycznych bez mała zamysłów, snutych pewnego

„nieziemskiego” wieczoru na brzegu szaleństwa, na granicy jawy i snu, istnienia i nieistnienia, doczesności i wieczności:

Nikt nie zna jej nazwiska ni snu, co ją stworzył — Chyba śmierć ją zawoła kiedyś po imieniu…

Ja — chciałem być jej śmiercią, aby w jej milczeniu Znaleźć strunę, na której Bóg dłonie położył.

Myślałem, że gdy w złotym wieczności obłędzie Garścią ziemi uderzę w niemą pierś dziewczyny, Pierś ta dumką łabędzią zahuczy w doliny I zbudzi na jeziorach uśpione łabędzie! …

2

B. L eśmian: Głuchoniema. W: Idem: Poezje zebrane. Oprac. J. Trznadel.

Warszawa 2010, s. 46—47 (pierwodruk: „Chimera” 1902, z. 15, s. 389—390). Da‑

lej w tekście korzystam z edycji zamieszczonej w Poezjach zebranych.

Cytaty

Powiązane dokumenty

- Brr...- skulił się Chomik przy ziemi i zobaczył małe, białe kwiatki.. - Może wy

(b) Wybranej komórce przydzieli¢ warto±¢ tak, aby zu»y¢ pozostaª¡ w jej wierszu poda» lub pozostaªy w jej kolumnie popyt (którakolwiek liczba jest mniejsza).. (c)

Księgą tą byłaby także filomacka przeszłość poety — nie tylko jako parabola, ale też jako konkretne życie, miniona młodość, z którą można się

Z soków tej ziemi wyrośliśmy krw ią i potem nakarmiliśmy j ą W odą i chlebem odpłaciła nam urodą sw oją opętała W serca i pamięć głęboko zapadły

Bieżuń Bieżuń - moja mała ojczyzna widziany oczyma dziecka, to rynek, kilka uliczek, równina mazowiecka.. Szeroko rozlana rzeka w zdradzieckie trzęsawiska i zapach

Argument przeciw istnieniu czystego sylabizmu, wyni- kający z rzekomego ustalenia się przycisku w rytmie żeńskim wersyfikacji starcpolskiej, staram się obalić twierdzeniem, że

Są szkoły mające już nowoczesne sale gimnastyczne lub świetlice ze sceną wyposażoną w kulisy, kurtynę, a nawet reflektory, w jeszcze innych szkołach

Kiedy  trochę  podrosłeś,  wycho- dziłeś  na  najwyższe  drzewo,  siada- łeś  wygodnie  w  rozwidleniach  gałęzi  i  wydawałeś  z  siebie