• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXIII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXIII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

to 38 (1173). , W arszawa, dnia 18 września 1904 r. Tom X X III.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R OD N I C Z Y M.

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA44.

W W a rsz a w ie : rocznie mb. 8 , kwartalnie rub. 2.

Z p rz e sy łk ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

długości fali i jednakow ej tem peratury przez 4/,, w takim razie otrzym am y rów nanie

E l ,-r - = const.

JA

i wyprow adzim y stąd praw idło następujące:

„stosunek zdolności prom ieniow ania do zdol­

ności pochłaniania, sprowadzonych do rów ­ nej długości fali i jednakow ej tem peratury jest wielkością stałą i jednakow ą dla w szyst­

kich ciał“ .

Praw o to zyskuje całe swoje znaczenie do­

piero wtedy, kiedy oznaczymy ową stałą t .

l ;

771 v Ter • , i

i

rów nania, gdyż przez to wszystkie ciała mo- Jezeli przez , _ft2, Ł . i t.. d. oznaczym y

j

, J

r

J

n , ., • • • ' • „ 1 o, o • , i żemy porow nyw ac z ciałem absolutnie czar- zdolnosc prom ieniow ania ciał 1 , % 6 i t. d.. . J

i a ą x j • n ■ j , nem. K irchhoff określa ciało absolutnie a przez A x , A 0, A., i t. d. odpowiednie zdol- . . . . , ,

, . • i ■ ■ - , . i czarne jako ciało, które pochłania wszystkie nosci pochłaniania prom ieni o równe długo- : . . , L J

, • t r • • j i ■ • , , , . ! promienie, żadnych nie odbijając i nie prze- sci tali i jednakow ej tem peraturze, to znai- [ . T , * dziemy, że stosunek puszczając. Jeżeli S I oznacza zdolność pro-

] ? ■ } $ ] £ i m ieniowania idealnego ciała czarnego, a E l -jr — const.

A i A 2 A.,

to je s t rów na się wielkości stałej. Zdolność pochłaniania prom ieni określa się tu taj ta ­ kim ułam kiem wszystkich, padających na dane ciało promieni, ja k i rzeczywiście zosta­

je pochłonięty, a więc ani odbity, ani prze­

puszczony. Jeżeli uogólnim y nasze p raw i­

dło i zdolność prom ieniow ania danego ciała dla długości fali równej l oznaczymy przez E l , zdolność zaś pochłaniania dla równej

Ł) P a tr z W sze ch św ia t j\|o 34.

i zdolność prom ieniow ania i pochłaniania jakiegość ciała, sprowadzone do równej d łu ­ gości fali i jednakow ej tem peratury, to p ra ­ wo K irchhoffa w swej najogólniejszej form ie wyrazi się przez równanie:

A l - ,Sa’

Tym sposobem prawo to mówi nie tylko, że stosunek ^ jest wielkością stałą, le c ż i E l to, że wielkość tej stałej je s t zawsze rów ną zdolności prom ieniow ania ciała absolutnie CIAŁO A B SO L U T N IE CZARNE.

W skutek gorącego zajęcia się analizą spek­

tra ln ą i w ynikam i naukowem i, otrzym anem i za jej pomocą, zapom inano potrosze o teore- tycznem znaczeniu praw a K irc h h o ffa x) dla zjaw isk prom ieniow ania i dopiero teraz po­

wrócono znowu do badań w tym kierunku. | Do tego rodzaju p rac należą badania nad cia­

łam i absolutnie czarnemi, do których rów ­

nież m ożna zastosować ogólne praw a p rzy ­

rody.

(2)

W S Z E C H Ś W IA T JNTs 38 czarnego w jednakow ej tem peraturze i o d a­

nej długości fali.

Przez powyższe określenie praw a prom ie­

niow ania w szystkich ciał, o ile one świecą tylko w skutek podniesienia tem p eratu ry , sprow adzają się do praw a, k tórem u podlega ciało absolutnie czarne. Jeżeli znam y to ostatnie, to pozostaje nam tylko określić zdolność danego ciała do pochłaniania p r o ­ mieni, aby otrzym ać i w aru nk i jego prom ie­

niowania. To też ju ż sam K irch h o ff pow ia­

da, że praw o rządzące prom ieniow aniem cia­

ła absolutnie czarnego posiada form ę p ro st­

szą, niż wszystkie inne funkcye, zależne od własności nie jednego tylko ciała i dodaje, że całe znaczenie jego teoryi poznam y dopie­

ro wówczas, gdy dowiedziemy jej praw dzi­

wości na drodze doświadczalnej.

Dzisiaj możemy twierdzić, że życzenie K irchhoffa zostało spełnione, gdyż, dzięki nowym pracom i badaniom nad prom ienio­

waniem, praw a „czarnego prom ieniow ania 11 znane nam są praw ie zupełnie i wielkość S I została określona dla w szystkich tem peratur.

Ażeby wyprowadzić praw a prom ieniow a­

nia ciała absolutnie czarnego, trzeba było najpierw um ożliwić doświadczalne zbadanie, określonego przez K irchhoffa, „czarnego prom ieniow ania11, lecz aż do now szych cza­

sów zdawało się, że cel ten je s t niedoścignio­

ny. Probow ano w praw dzie dojść do tego drogą pośrednią, uszeregow ując wszystkie ciała podług ich „czarności 11 i z zachow ania się rozm aitych prom ieni w yprow adzając wnioski, dotyczące prom ieniow ania ciał ab­

solutnie czarnych. P race te m ają jed n a k ju ż tylko historyczne znaczenie, odkąd udało się urzeczyw istnić pojęcie ciała absolutnie czar­

nego i umożliwić przeprow adzenie nad niem doświadczeń aż do bardzo wysokiej tem p era­

tu ry .

Stosownie do przyjętego określenia, ideal­

ne to ciało nie powinno ani odbijać fal, ani przepuszczać, a więc całą pad ającą n ań en er­

gię pochłaniać i zam ieniać w ciepło. Ciało podobne w n aturze nie istnieje, gdyż każde w m niejszym lub większym stopniu odbija wszystkie fale. W praw dzie pew ne ciała, ja k np. sadza i czerń platynow a, zbliżają się b a r­

dzo do określenia nadanego ciału absolutnie czarnem u, ponieważ fal widocznych nie od­

bijają praw ie wcale (stąd też nazyw am y je

czarnemi) i jeszcze dość dobrze pochłaniają długie fale cieplne, lecz posiadają one jedne k ard yn alną wadę, a m ianowicie tę, że nie w ytrzym ują wysokiej tem peratury. Sadza spala się ju ż w tem peraturze około 400° C., a czerń platynow a w 600° C. zamienia się w błyszczącą platynę. Błyszcząca zaś platyna, ja k w szystkie wogóle m etale szlachetne, n a­

w et w przybliżeniu nie prom ieniuje tak , ja k ciało absolutnie czarne. Ażeby m etalom tym nadać większą zdolność prom ieniow ania, po­

kryw a się je m ateryam i niepalnem i, tlenkiem żelaza, u ran u i t. p. Tlenki te gorzej odbija­

ją fale, a zatem silniej prom ieniują po ogrza­

niu. D la w szystkich ciał nieprzezroczystych, ja k np. platy n a i t. p., zdolność pochłaniania

prom ieni w yraża się równaniem : A l = 1 — R l ,

gdzie przez R l oznaczona została zdolność odbijania prom ieni, czyli ułam ek odbity p a ­ dającej na dane ciało energii. Jeżeli dla j a ­ kiegoś ciała w artość R l — 0,9, to znaczy jeżeli 7io padających na to św iatło prom ieni zostaje odbite, w takim razie zdolność po­

chłaniania JA — 0 , 1 , a zdolność prom ienio­

w ania podług poprzednich rów nań w yraża się przez:

E l E l

.1* = 0 , 1 czy,‘

E l = 0,1 S I,

to je s t dziesięć razy m niejsza od zdolności prom ieniow ania ciała absolutnie czarnego.

R óżne zdolności prom ieniow ania tlenków i m etali m ożem y stw ierdzić przez łatw e i pro­

ste doświadczenie. K aw ałek blaszki p laty ­ nowej rozżarzam y do czerwoności zapomocą p rą d u elektrycznego i widzim y, że blaszka na całej pow ierzchni jest rozżarzona jed n o ­ stajnie i świeci jednakow o silnie. N astępnie przeryw am y p rąd i na ostygłej blaszce robi­

m y kilka kresek atram entem . Po ponownem puszczeniu p rąd u przez blaszkę woda z a tra ­ m en tu w yparow uje i zostaje tylko cieniutka w arstew ka tlen ku żelaza. Jeżeli ogrzejemy blaszkę ta k silnie, że zacznie świecić, to p rze­

konam y się, że kresk i atram entow e prom ie­

n iu ją silniej, niż sam a p laty n a i to naw et po

rozżarzeniu p laty n y do białości. W idzim y

więc, że kreski atram entow e w ydają się

ciemniejsze, niż chłodna platyna, w wysokiej

tem peraturze natom iast świecą silniej, acz­

(3)

J\|ó 38 W SZ EC H ŚW IA T 595 kolwiek ogrzane są do tej samej tem p eratu ­

ry co i platyna. W yższa zdolność prom ie­

niowania może być w ytłum aczona tylko od- miennemi właściwościami tlenku żelaza, a mianowicie większą zdolnością pochłaniania promieni w skutek mniejszej siły odbijania

tychże promieni. W ynik a stąd, że dane cia­

ło w stanie rozżarzonym świeci tem silniej, im mocniej pochłania padające n a ń prom ie­

nie, t. j. im ciemniejszem się w ydaje dla n a ­ szego oka w zwykłej tem peraturze pokojo­

wej, chociaż o jego zdolności prom ieniow a­

nia w stanie rozżarzonym m ożna w niosko­

wać tylko ze zdolności pochłaniania w tejże tem peraturze. T ym sposobem „absolutnie czarne ciało" K irchhoffa, czyli ciało najsil­

niej pochłaniające promienie, musi świecić najsilniej.

Ażeby otrzym ać ciało, pochłaniające wszystkie prom ienie, trzeba obrać drogę po­

średnią i sztucznie doprowadzić do tego, że w szystkie padające na to ciało prom ienie zo­

staną pochłonięte (J.X = 1 ), a zdolność odbi­

jan ia (H \) pozornie będzie rów na zeru. R o z­

wiązanie tego zadania je s t względnie bardzo

■łatwe, trzeba bowiem tylko dokazać tego, aby energia, rozsiana w skutek odbicia przez dane ciało, znowu je na swej drodze spotka­

ła, np. w skutek odbicia o doskonałe zwier­

ciadło. D la zobojętnienia, przynajm niej w jednym kierunku, zdolności odbijania p ro ­ mieni przez dane ciało istnieją różne sposo­

by. Teoretycznie najprostszy jest sposób następujący. Naprzeciwko blaszki p laty n o ­

wej A B (rys. 1), ogrzewanej zapomocą prądu elektrycznego, umieszcza się możliwie do­

skonałe zwierciadło srebrne CD. Ja sn ą jest rzeczą, że prom ień padający na blaszkę pla­

tynow ą w punkcie p w kierunku Sp zostanie tylko w części pochłonięty, w części zaś od­

bity w kierunku pq. W punkcie q promień spotyka zwierciadło q, które, jako idealnie doskonałe, nic z niego nie pochłania, lecz i całkowicie odbija w kierunku qr. W r wiąz­

ka prom ieni pada znowu na platynę, która część ich pochłania, część zaś pow tórnie od­

bija wzdłuż rw. W ten sposób następuje kolejno częściowe pochłanianie padających prom ieni przez blaszkę platynow ą i całkow i­

te odbicie prom ieni rozproszonych przez zwierciadło dopóty, dopóki, po całym szere­

gu odbić wew nątrz urządzenia, cała wzdłuż Sp skierowana energia nie zostanie pochło-

| nięta przez platynę. Przebieg tego zjaw iska

| jest tak i sam również i w tedy, gdy blaszka

i

platynow a zostanie ogrzana do dowolnie wy­

sokiej tem peratury, a więc i odw rotnie musi, podług praw a K irchhoffa, wzdłuż Sp wycho­

dzić najw yższa możliwa energia prom ienista

j

ciała absolutnie czarnego. Z powyższego w i­

dzimy, że urzeczywistnienie ciała absolutnie czarnego sprowadza się do zastosowania ta ­ kiego urządzenia, w którem cała energia, rozpraszana przez dane ciało w skutek odbi­

jania, znowuby n ań padała za użyciem moż­

liwie prostych środków.

Praktyczniejsze od poprzedniego je s t na­

stępujące urządzenie, używ ane do doświad­

czeń przez Lum m era. W yobraźm y sobie próżną powierzchnię sferyczną A B G z pla-

1 tyny, zaopatrzoną w m ały otw ór A G (rys. 2).

P ęk prom ieni o dowolnej długości fali, wpa-

| dający przez ten otw ór w kierunku Sp zosta-

(4)

596 W S Z E C H Ś W IA T M 38 nie w ew nątrz kuli w ielokrotnie odbity w

p u n k tach p , q, r i t. d. i zupełnie pochłonięty przez platynę, zanim zdąży powrócić do otw o­

ru A G i wyjść nim nazew nątrz. Tym spo­

sobem w ew nętrzna przestrzeń pow ierzchni sferycznej przedstaw ia się w stosunku do kieru nk u Sp, jak o ciało absolutnie czarne, poniew aż A \ = 1 i tem samem, odwrotnie, wzdłuż Sp m usi w ystępow ać prom ieniow anie właściwe takiem u ciału w tem peraturze, ja k ą właśnie posiada pow ierzchnia sferyczna p la ­ tynow a. D la mniej skośnego kierunku w pa­

dania prom ieni do pow ierzchni sferycznej pochłanianie je s t mniejsze, a więc i prom ie­

niow anie nie dorów nyw a prom ieniow aniu ciała czarnego. Doświadczenie w ypada jesz ­ cze lepiej, jeżeli w ew nętrznej pow ierzchni nadam y własność jaknajw iększego pochła­

niania promieni, co m ożna osiągnąć przez pokrycie tej pow ierzchni tlenkiem żelaza lub uranu, a dla niższych tem p e ra tu r sadzą lub czernią platynow ą.

W skutek rozproszonego odbijania prom ie­

ni przez te ciała, otwór pow ierzchni sferycz­

nej prom ieniuje we w szystkich kierunkach praw ie ja k ciało pokryte idealnie czarną m a­

są. W tym sposobie urzeczyw istnienia ciała absolutnie czarnego w arunkiem bezwzględnie koniecznym do otrzym ania pożądanego w y ­ niku doświadczenia je st zupełnie jednostajne ogrzanie całej powierzchni. Z powyższego w yprow adzam y wniosek, że jeżeli próżną, zaopatrzoną w niew ielki otw ór powierzchnię sferyczną, jednostajnie ogrzejem y, to z otw o­

ru w ydobyw a się prom ieniow anie takiej siły, jak ą posiadałoby w jednakow ej tem p e ra tu ­ rze ciało absolutnie czarne.

Opisany powyżej sposób otrzym ania ciała absolutnie czarnego, podany został przez pp.

W . W iena i O. Lum m era i urzeczyw istnia

„prom ieniow anie czarne 11 z praw ie teoretycz­

ną ścisłością. Dziwić się należy, że na osią­

gnięcie tego rez u lta tu trzeba było czekać około 40 lat, jeżeli zważymy, że sposób do tego uży ty podany został ju ż przez samego K irchhoffa w rozw ijaniu zasadniczego p ra ­

wa o prom ieniow aniu. D osłow ne brzm ienie w niosku K irchh o ffa jest następujące: „jeżeli dana przestrzeń zam knięta jest m iędzy cia­

łam i o jednakow ej tem peraturze i jeżeli ciała te żadnych prom ieni nie przepuszczają, to każda w iązka prom ieni w ew nątrz tej zam-

I kniętej przestrzeni co do swego rodzaju i n a­

tężenia je st dokładnie taka, jakgdyby pocho­

dziła z prom ieniow ania ciała absolutnie czar­

nego, posiadającego tę same tem peraturę, co i powyższe ciała, i je s t zupełnie niezależna od własności i k ształtu ty ch ciał, a tylko u w a­

runkow ana przez tem peraturę panującą."

Powyższa teorya przestrzeni próżnej p ro ­ wadzi do wniosku, że w środku takiej p rz e ­ strzeni, zupełnie jednostajnie ogrzanej, zani­

k a ją różnice w prom ieniow aniu ciał różnych.

Tw ierdzenia tego można dowieść zapomocą następującego doświadczenia.

M ały tygielek platynow y pq (rys. 3) um ie­

szcza się w piecu elektrycznym CD o po- ' 1

# «

p •

i «

»

Rys. 3.

dw ójnych ścianach z cegły ogniotrw ałej (na ry su n k u ściany z cegły ogniotrw ałej są k re ­ skowane). W skutek przepływ ania prądu elektrycznego przez d ru t niklowy E F , w e­

w nętrzny cylinder ceglany pieca i dno jego rozgrzew ają się aż do czerwoności. Ja k o ochrona przed w yprom ieniowywaniem cie­

pła z pieca przez otw ór M , służą ściśle dopa­

sowane pierścienie mm (z porcelany) i n n (z węgla). M iędzy podw ójnem i ścianam i pie­

ca leży w ełna azbestowa, nie dopuszczająca rozpraszania się ciepła przez ściany pieca.

W ten sposób we w nętrzu pieca otrzym uje

się tem peraturę ta k jednostajną, że spoglą­

(5)

,Nó 88 W SZ E C H ŚW IA T 597 dając przez M widzi się, iż ściany i dno ty-

gielka platynow ego są jednakow o jasne i świecą rozproszonem światłem. O otrzym a­

niu zupełnie jednakow ej tem p eratu ry we w nętrzu pieca m ożna sądzić najlepiej z sa­

mego fa k tu n dan ia się doświadczenia. Po przerw aniu doświadczenia i ostygnięciu ty- gielka, robim y na jego dnie kilka kresek atram entem . W iem y już, że na rozżarzonej blasze platynow ej kreski podobne błyszczą jaśniej, niż sama platyna. Inaczej jed n ak rzecz się m a w przestrzeni o jednostajnej tem peraturze. W ty m przypadku platyna i kreski atram entow e, czyli osad tlenku żela­

za, błyszczą z jednakow ą siłą, tak że zrobio­

nych kresek praw ie nie widać. W ypływ a to ju ż z teoryi K irchhoffa, p odług której w prze­

strzeni o tem peraturze jednostajnej w szyst­

kie ciała, zarówno błyszczące, ja k i poczer­

nione, nie tylko jednakow o silnie prom ieniu­

ją, lecz naw et świecą z zupełnie tak ą siłą, ja k ciała absolutnie czarne.

O ile w przestrzeni otw artej ciało błysz­

czące prom ieniow ałoby słabiej, niż ciało czarne, o tyle w przestrzeni zam kniętej zy­

skałoby n a prom ieniow aniu zapożyczonem, gdyż skutkiem swej własności odbijania— od­

bijałoby prom ienie padające n a ń od innych części pow ierzchni tejże przestrzeni zam knię­

tej.

W skutek tego błyszczące części d n a tyg la tem więcej odbijają promieni, w ysyłanych przez ścianki, im same prom ieniują słabiej, niż części tygla, pokryte tlenkiem żelaza, i dlatego całe dno wydaje nam się jedn ak o­

wo jasne. Jeżeli jed n ak przeszkodzim y p a­

daniu prom ieni ścian ty g la n a jego dno, np.

przez wsunięcie w otw ór M ru ry metalowej R R , o grubych ścianach, dochodzącej praw ie do dna tygla, to n aty ch m iast kreski a tra ­ m entow e będą się w ydaw ały jaśniejsze niż H O } ta k jak to m a miejsce w doświadczeniu z blachą platynow ą na otw artein powietrzu.

R ura m etalow a musi być naturalnie dosta­

tecznie gruba, ażeby się sama nie ogrzała do tem p eratu ry tygla, gdyż tylko wtedy dno jego nie otrzym uje żadnych promieni zapo­

życzonych i części jego świecą odpowiednio do własnej zdolności prom ieniow ania. Jeżeli ru rę w yciągniem y z ty g la to jasne kreski atram entow e znowu znikną i tym sposobem przez w suw anie i w ysuw anie ru ry można

rysunek na dnie ty g la robić widocznym i niewidocznym.

Jeżeli ru ra żelazna zostanie zadługo prze­

trzym ana w otworze M , to ściany tygla, nie m ając ujścia dla prom ieniow ania rozgrzew a­

ją się silniej niż dno i w skutek tego bez ru ry kreski atram entow e w ydają się ciemniejsze od tła, po jej wsunięciu zaś stają się znowu jaśniejsze. Umieściwszy rurę w pewnej wy­

sokości określonej możemy wywołać zniknię­

cie kresek dla naszych oczu.

Przez urzeczyw istnienie „promieniowania czarnego" za pomocą zastosowania jedno­

stajnie ogrzanych przestrzeni próżnych i przez określenie praw tem promieniowaniem rządzących powiększono zasób wiadomości i co do innych ciał świecących, gdyż podług K irchhoffa praw a rządzące ciałem absolut- neni czarnem stanow ią uogólnienie praw, którym podlegają wszelkie ciała inne.

w. w.

%

PRZY STO SO W A N IA Z W IE R Z Ą T SSĄCYCH DO ŻYCIA NA D RZEW ACH.

Z ażarta walka o byt, jak a toczy się w świecie organicznym , niejednokrotnie zmu­

sza pewne organizm y do w yszukiw ania środ­

ków jeżeli nie zapewniających im przewagę nad współzawodnikami, to przynajm niej bez­

pieczeństwo przed wi’ogami. Jedn ym z po­

tężnych takich środków jest wynalezienie odpowiedniego dla życia środowiska, przy­

stosowanie się do niego organizm u i dosko­

nalenie się w tym kierunku. Nic też dziw­

nego, że pewen odłam zwierząt ssących obrał sobie za miejsce swego pobytu drzew a i w mniejszym lub większym stopniu przystoso­

wał się do tego życia.

L. Dublin, którego pracę roztrząsającą tę kw estyę, znajdujem y w „American N atura- lis t“ wym ienia następujące ssaki, prow a­

dzące życie na drzewach:

1) W orkow ate (Marsupialia): Phalangei- dae; rodzaj drzewiszek (Dendrolagus); rodza­

je niełaz (Dasyurus) i Phascologale z rodzi­

ny Dasyuridae; rodzina dydelfów za w y jąt­

kiem Chironectes.

2) Szczerbate (Edentata): rodzina leniw­

ców (Bradypodidae); rodzaje T am andua i

(6)

598 W S Z E C H Ś W IA T JMś 38 C ycloturus z rodziny m rów kojadów (Myrme-

j

cophagidae).

3) K opytne (U ngulata): rodzaj D endrohy- ra x z g ru p y Hyracoidae.

4) D rapieżne (Carnivora): rodzina kotów, przynajm niej do pewnego stopnia (całkowi­

cie przystosow any do życia na drzew ach tyl- ko jaguar); rodzaje Fossa, V iverra i A rctitis z rodziny łasz (Viverridae); rodzaje szop (Pro- cyon), wikław iec (Oercoleptes), B assariscus, ostronos (Nasua) i B assaricyon z rodziny Procyonidae; kun y i rodzaj Helectis z rodzi­

ny łasicow atych (Mustelidae); niedźwiedź b ru n atn y z rodziny U rsidae.

5) Gryzonie (Rodentia): A nom aluridae;

wiewiórki (Sciuridae); Lophiom yidae; koszat- kow ate (Myoxidae); am erykańska podrodzina Syneti’inae z g ru p y H ystricidae.

6 ) Owadożerne (Insectivora): Tupojinae;

G ym nura z rodziny jeżów; Graleopithecidae.

7) Nietoperze (Chiroptera): cały rzęd.

8 ) M ałpy (Pitheci): cały rzęd za w yjątkiem człowieka (Homo sapiens) i paw iana (Cyno- cephalus).

Z powyższej listy widzim y, że w szystkie rzędzy zw ierząt ssących za w yjątkiem ste­

kowców, wielorybów i syrenow atych m ają swoich przedstaw icieli, żyjących n a drze­

wach. Z sześciu istniejących obecnie rodzin zw ierząt w orkow atych dwie całkow icie przy­

stosow ały się do życia na drzew ach, pośród zaś pozostałych rodzin m ożna znaleźć przy ­ najm niej niektóre form y drzew ne. N aw et m iędzy gatun kam i żyjącem i wyłącznie na lądzie istnieje cały szereg takich, k tó re w budowie swoich kończyn w ykazują niezbite dowody dawniejszego życia na drzewach.

Praw dopodobnie przystosow anie się roz­

m aitych rzędów i rodzin zw ierząt ssących do tego sposobu życia rozw ijało się w rozm ai­

tym czasie i zupełnie niezależnie, albowiem naw et dziś jeszcze m ożna rozróżnić rozm aite stopnie przystosow ania się i dlatego m ożna rozróżnić następujące głów ne typy*

I. Zw ierzęta nie zupełnie przystosow ane do życia na drzew ach. N ależą tti g a tu n k i zdolne jeszcze do egzystencyi n a lądzie, mianowicie większość drapieżnych, owado- żernych, gryzoniów i D endrohyrax.

II. Zw ierzęta najzupełniej przystosow ane do życia na drzewach:

a) zw ierzęta przystosow ane do biegania po gałęziach (np. lemury)

b) zw ierzęta zawisające na gałęziach (le­

niw ce i nietoperze)

c) zwierzęta, używ ające przednich koń­

czyn do łażenia, tylnych zaś do chodzenia po gałęziach (żyjące na drzew ach małpy).

U ssaków należących do pierwszej g ru py (I) budowa kończyny tylko nieznacznie róż­

n i się od typowej kończyny chodowej g a tu n ­ ków lądowych. Członki palcowe, ja k np.

u szopa, są silnie wydłużone, a stopa naga.

W niektórych razach znajdujem y gatunki, któ re z palcochodnych przekształciły się w nastopne.

W drugiej grupie spotykam y największe zm iany w budowie kończyn, wywołane przez przystosow anie się do życia na drzewach.

K ończyna zw ierząt pierwszej podgrupy (a) przekształciła się zupełnie w organ chw ytny;

pierw szy palec może przeciw staw iać się po­

zostałym , drugi i trzeci zredukow ane i połą­

czone z sobą, czw arty silnie wydłużony. Na­

stępnie widzim y u tych zw ierząt w yraźny zanik pazurów; ponieważ kończyna coraz bardziej przekształca się w organ chw ytny, pazury przeto tracą swoje znaczenie i sto­

pniowo znikają.

R ęka i stopa u zw ierząt drugiej podgrupy odznacza się znacznem wydłużeniem i sil­

nym rozwojem, zakrzywione zaś pazury um ożliw iają im zawieszanie się na gałęziach.

Ilość palców u Choloepus zredukow ana do dw u, a u B radypus do trzech. Kości napięt- k a i stępu z boków są ściśnione i w części zrośnięte z sobą.

U zw ierząt ostatniej podgrupy (c) ręka i stopa przekształcone są w organy chwytne.

Pierw szy palec zwykle może przeciw staw iać się reszcie.

Pom im o tych różnic, jakie znajdujem y m iędzy poszczególnemi grupam i ssaków ży ­ jących na drzewach, istnieje jednak cały szereg cech organizacyjnych, które w yodrę­

bniają g a tu n k i drzew ne od wodnych i lądo­

wych. T akie cechy charakterystyczne n a ­ leży uw ażać jak o niew ątpliw e przystosow a­

nie się do życia na drzew ach, ponieważ spo­

ty k a ją się one u gatun k ów żyjących n a drze­

w ach n aw et dalekich pod względem pokre­

w ieństw a. N ajw ażniejsze przystosow ania są

I następujące:

(7)

W SZ EC H ŚW IA T 599 1) Ogon często przekształcony w organ

chw ytny, ja k np. u płaks (Cebidae), na koń­

cu nagi, tw orzy jakb y p iątą rękę, przy po­

mocy której zwierzę może przerzucać się z gałęzi na gałąź. U tra ta palca wielkiego często byw a następstw em takiego sposobu życia.

2 ) Często rozw inięte są kolce, znajdujące się u nasady ogona u A nom aluridae, na ra ­ m ionach lub stopach u Grymnura i u niektó­

rych małp. W ogóle utw ory te należy uw a- | żać, jak o pomocnicze w łażeniu.

3) K ończyny są bardzo wydłużone, przy-

j

czem wydłużenie rozm aitych części u róż- ! nych gatunków nie je s t jednakow e. U łażą­

cych m ałp przedram ię je s t znacznie dłuższe niż ręka. U leniwców wszystkie części koń­

czyn w ydłużone, za w yjątkiem stępu i na- piętka, ja k również pierwszych członków palcowych. Pozostałe członki palcowe ra ­ zem z pazuram i tw orzą potężne haki do za­

w isania zwierzęcia na gałęziach. U' niektó­

rych form , np. u Tarsius, galago (Otolicnus) i innych lem urów, stęp znacznie wydłużony.

4) Palec wielki u kończyn przednich albo tylnych lub też u obudw u p a r może być przeciw staw iony. Skutkiem tego ręka resp.

stopa otrzym ują pewniejsze oparcie na gałę­

zi. Praw dopodobnie tak a organizacya koń­

czyn należy do najw ażniejszych przystoso­

w ań ssaków do życia na drzewach. Cecha ta jed n ak często zatraca się, jeżeli zwierzę tak, ja k leniwiec, zawiesza się na gałęziach.

5) Obojczyki i łopatki dobrze rozwinięte stanow ią mocne oparcie dla przednich koń­

czyn. Szczególnie ciekaw y jest fakt, że ga- | tu n k i żyjące n a drzew ach z rodziny H ystri-

j

cidae posiadają dobrze rozw inięte obojczyki, podczas gdy kości te u gatunków , żyjących n a powierzchni ziemi, są albo szczątkowe, albo nie istnieją. Obojczyki i łopatki nadają klatce piersiowej szczególnie w kierunku po­

przecznym znaczną moc, co jest tem niez­

będniejsze, że przy łażeniu zwierzęcia po drzew ach pierś stale je s t narażona n a wy­

ciąganie się.

6 ) K ości biodrowe u niektórych gatunków są rozszerzone, szczególniej u m ałp i leniw­

ców, co należy uważać za przystosow anie do podtrzym ania w nętrzności. U szczerbatych kości łonowe zwrócone w ty ł.

7) Żebra i klatka piersiow a u m ieszkań­

ców drzew nych w stosunku do ich krew nia­

ków naziem nych daleko lepiej rozwinięte.

8 ) Ilość kręgów grzbietow ych i lędźwio­

wych często zwiększona, u leniwców najw ię­

ksza. U Choloepus didactylus i Choloepus H offm anni ilość tych kręgów dochodzi do 27, najczęściej jed n ak do 25, u innych zaś przed­

stawicieli rzędu szczerbatych jest norm alna (19). Należy tu jeszcze nadmienić, że u Bra- dypus część szyjowa kręgosłupa liczy 9 krę­

gów zam iast 6 lub 7, ja k to byw a u reszty szczerbatych.

Człowiek, którego przodkowie żyli na drze­

wach, przystosow ując się do życia naziem ne­

go, w ykazuje rozm aite dążenie do skrócenia grzbietu: kręgosłup człowieka, ja k wiadomo, liczy o jeden k rąg mniej, niż kręgosłup małp żyjących dziś jeszcze na drzewach.

Do przystosowań, które spotykają się u pew nych tylko ssaków, należy osobliwa bu ­ dowa kończyn u H y rax i D endrohyrax.

Zw ierzęta te mogą wspinać się po piono­

wych ścianach i pniach drzew w skutek tego, że ich podeszwy są zaopatrzone w rodzaj po­

duszki, której skóra skutkiem działania pew ­ nych mięśni może odstaw ać od podłoża;

między tem ostatniem więc a podeszwą po­

w staje próżnia. U Cercolabidae znajdujem y na podeszwach utw ory brodaw kowate, k tó ­ rych zadanie prawdopodobnie jest takie sa ­ mo, jak analogicznych utw orów u H yrax.

Cz. Statkiewicz.

P R E T Ę N S Y E N EO W IT A LIZM U .

(Dokończenie).

Rozum iem y teraz znaczenie niewinnej pro- pozycyi p. Bungego. Sam on jej znaczenia nie rozum iał zapewne. Jed n a z chm urek ogólnej reakcyi przesłoniła słońce wiedzy, w ytw arzając zmierzch pozorny i tłum y nieto­

perzy opuszczają szczeliny i nory, aby popi­

sać się swoim niezgrabnym lotem, przesła­

niając w idnokręgi czarnem i fałdam i skrzy­

deł... Lecz zostaw m y nietoperzy n a uboczu a wróćm y do uczonych.

W r. 1899-ym p. Reinke, botanik, wydał książkę pod ty tu łem „Die W elt ais That.

Um risse einer W eltansicht auf naturw issen-

(8)

600 W S Z E C H ŚW IA T M 38 schaftlichen G rundlageu, w której zalecał

pow rót do poglądów ta k pom yślnie w yrugo­

w anych z nauki o życiu przez Lotzego i Mo- leschotta. D la przyrody nieorganicznej po­

w inniśm y szukać tylko zw iązku przyczyno­

wego, pow iada p. Reinke, ale w organizm ach zmuszeni jesteśm y obok tego przyjąć cele.

J a k w m achinie wytw orzonej przez człowie­

ka, a działającej w edług zasad przyczyno­

wych, istnieją prócz tego siły kierownicze, określające jej działalność, tak m ają być w organizm ach czynniki specyalne, którym przypada rola kierow nictw a energią. Czyn­

niki te (coś n ak ształt generałów , rozdających kom endę podrzędnym im „korpusom " ener­

gii: cieplikowej, elektrycznej, chemicznej i t. d.), R einke nazyw a „d om inantam i1*;:

świadczyć one m ają o uduchow ieniu orga­

nizmów, albowiem dom inanty są połączeniem inteligencyi z energią. P. R einke łączy to poglądy z trady cy ą mozaiczną o twórczości inteligencyi najwyższej.

M amy więc tu powrót do owego scholas- tyczńego pojęcia przyczyn celowych" (cau- sae finales) obok „przyczyn czynnych 11 (cau- sae efficientes). W przyrodzie nieorganicz­

nej czynne są tylko drugie; w organicznej—

pierwsze i drugie. Innem i słowy m am y po­

wrócić do zam ętu pojęć wprow adzonego przez A rystotelesa.

M amy obecnie przed oczyma dwie n a j­

świeższe publikacye p. R einkego w tym przedmiocie: a rty k iił w „B otanische Z eit.“

oraz korektę streszczenia kom unikatu, prze­

znaczonego na d ru g i kongres filozoficzny m ię­

dzynarodow y 2) p. t. „L e neoyitalism e et la finalite en biologie", w k tó iy c h autor, cofa­

ją c niektóre z poprzednich roszczeń, chce za­

ją ć stanow isko um iarkow ane i „wolne od przesądów " w przeciw ności do posądzanego o nie m echanizm u. Pierw sza przedstaw ia m y­

śli autora z powodu dyskusyi z p. Klebsem o przyczynach przekształceń, w yw ołanych w roślinach przez czynniki zew nętrzne. Nie wchodząc w szczegóły tej dyskusyi zaznaczy­

m y tylko, że w granicach czysto botanicz­

nych, t. j. w yjaśnienia faktów konkretnych,

*) U eb er D eform ation von 1’flanzen d u rch aus- s e re E influsse. Z esz y t Y, V I, 1 9 0 4 r.

3) M ający o d b y ć się w G enew ie w bieżącym m iesiącu.

o któ ry ch mowa, p. Reinke m a słuszność wo­

bec swego przeciwnika. Przejście wszakże od tłum aczenia tych faktów do sądów ogól­

nych o m etodzie i stanow isku w tłum aczeniu faktów biologicznych, pozbawione je st wszel­

kiej podstaw y logicznej; a jeśli wywodom swoim p. R einke usiłuje nadać form ę b ar­

dziej objektyw ną, w gruncie rzeczy nie ule­

gły one zm ianie istotnej, ja k to za chwilę się pokaże. W sform ułow aniu zaś, które daje im w referacie o neowitalizm ie, brzm ią w prost wyzywająco, żeby nie powiedzieć arogancko.

Z acznijm y od tego sform ułow ania. Neo- w italizm m a być, w edług określenia autora,

„heurystycznym i krytycznym w przeciw no­

ści do poprzednich tendencyj biologicznych, które były dogm atyczne i opierały się na przesądach". Neowitalizin „usiłuje ich u n i­

knąć, widzi w nich bowiem niebezpieczeń­

stwo dla postępu i swobodnego rozwoju w ie­

dzy. W iedza bowiem może się posługiw ać hypotezam i jasno określonemi, opartem i na doświadczeniu, lecz nie m a nic wspólnego ze ślepemi przesądam i, a pow inna się w ystrze­

gać staran nie naprzód powziętych opinij".

Takie przesądy reprezentują z jednej stro­

n y daw ny w italizm z hypotezą siły życiowej, z drugiej — m echanizm , przyjm ujący że w szystkie zjaw iska w organizm ach są n a tu ry fizyczno-chemicznej, t. j. jednorodne z przy­

rodą nieorganiczną. Nie dogm atycznym n a­

tom iast jest, zdaniem autora, neowitalizm, k tó ry obok przyczyn m echanicznych przy j­

m uje „siły działające teleologicznie, a dające się do pew nego stopnia porów nać z siłami również celowemi um ysłu ludzkiego."

Ażeby uspraw iedliw ić takie pomieszanie pojęć hum anitarn ych z przyrodniczem i czyli

„tłum aczenia etiologicznego" (przyczynowe­

go) z „tłum aczeniem witalnem i teleologicz- nem ", które uznaje za „zasady rów noupraw ­ nione i heurystyczne", au to r odwołuje się do oryginalnej interpretacyi tłum aczenia nauko­

wego.

„Tłum aczeniem nie możemy nazyw ać nic innego, jeno opisanie". Poniew aż zaś w szyst­

kie opisania są antropom orficzne, au to r więc sądzi, że nie m a co troszczyć się o wybór.

Zadaniem biologa je s t „znaleźć obrazy n aj­

bardziej zbliżone do spraw życiowych", p a­

m iętając o „daw nym aforyzmie, że człowiek

je s t m iarą rzeczy". „G dyby zechciano w y ­

(9)

JM® 38 W SZEC H ŚW IA T

rugow ać wszelką, celowość z biologii, zna­

czyłoby to obciąć ją do tego stopnia, że nic- by z niej nie zostało, prócz bezkształtnych trzonów, zaledwie godnych nazwy wiedzy.

Równoznacznem by to było bowiem z zaka­

zem konstatow ania do czego służy ucho lub oko.“ Pom im o jed nak przyjęcia zasady so­

fistów, że człowiek je s t m iarą rzeczy, autor w końcu dodaje: „gdybyśm y sami w kładali stosunek celowy do organizmów w skutek naszego zapatryw ania się, byłaby w tem zu­

pełna dowolność: m oglibyśmy odwracać rolę organów, powiedzieć np., że oko służy do słuchania, ucho zaś do patrzen ia 11 (!).

Trudno zaiste znaleźć jaskraw sze świade­

ctw o beznadziejnego położenia um ysłu, po­

zbawionego ku ltu ry filozoficznej wobec za­

gadnień szerszych. P. Reinke, k tóry dosko­

nale oryentuje się w zagadnieniach swojej gałęzi specyalnej, dopóki nie potrącają o za­

sady ogólne, znajduje się wobec tych zasad w położeniu nielepszem od ucznia szkolnego.

Sprzeczności, przedzierzgania pojęć, salto- m ortale logiczne napiętrzone są na czterech stronicach jego kom unikatu.

Czy potrzebujem y odsłaniać je czytelni­

kom? Czy m am y tłum aczyć, że „opisanie 11 nie je s t „tłum aczeniem *1 *); że wykazanie funkcyi organu nie je s t stosowaniem celo­

wości; że jeżeli podm iotowość zasady celowo­

ści m a być zwalczona argum entem , że nie przypisujem y uchu widzenia, to podobnież m ożna tw ierdzić o przedm iotowości zasady przyczynowej na tej podstaw ie, że nie uwa-

!) N ie możemy tu w chodzić w szczegóły, z b y t zresztą, elem e n ta rn e . Nie pow inniśm y pom ijać w szakże pew nego m om entu, w p ły w ająceg o na w spółczesny nihilizm naukow y. W r. 1874-ym K irchhoff w sw oim k u rsie m echaniki te o re ty cz n y ' o k reślił w iedzę p rzyrodniczą ja k o „o p isan ie14 zja­

w isk, w ykluczając w te n sposób w szefkie tłum a- m aczenie. B y ł to objaw ow ego d ążenia do p rz e d ­ m iotowości, cechującego dogm atyzm n aukow y d ru g ie j połow y X IX -g o w iek u , k tó re kazało H an- kem u d ążyć do „zgaszenia w łasnej ja źn i w opisa­

niu w y p ad k ó w h isto ry c z n y c h .“ U czonym owego czasu zdaw ało się, że u su w ając „tłu m aczen ie11 faktów , w y k lu cz ają całkow icie p ie rw ia ste k p o d ­ m iotow y z w iedzy. A le n ik t z nich nie m yślał tw ierd zić, że opisanie j e s t tłum aczeniem . N ato ­ m iast g łęb sze w n ik n ię cie w m etody naukow e w y­

kazu je, że pod je d n y m w zględem obie te fazy p rocesu w ielce zbliżają się do siebie: żadna z nich nie j e s t przedm iotow ą.

żamy ciepła za przyczynę kurczenia się ciał, ani zim na za przyczynę ich rozszerzania się;

zresztą ju ż poprzednio auto r uznał obie za­

sady za podm iotowe i „heurystyczne11; że nie rozum ie on znaczenia ostatniego wyrazu, w y­

każe się to za chwilę.

Od tego w yznania w iary w form ie założeń ogólnych przejdźm y do zastosowań zasad

„neow italizm u 11 w przypadku konkretnym . Powodem do nich są obserwacye nad zacho­

waniem się w ciemności pewnego grzyba, zbliżonego do pieczarki, L entinus lepideus;

wydaje on w ty ch w arunkach zam iast zwy­

kłego ciała owocującego w postaci kapelusza—

szereg tasiem kow atych wyrostków, zm ierza­

jących ku światłu. Jeśli jeden z tych wy­

rostków zdąży dosięgnąć szpary, z której światło pochodzi, i wyróść poza nią, tworzy się w tedy na nim zwykłej form y (chociaż znacznie mniejszy) kapelusz z w arstw am i za­

ród nikowemi.

Zachowanie się to tłum aczy się konieczno­

ścią św iatła (może raczej suchego powietrza) dla w ytw orzenia ciał zarodnikowych. Brak jego powoduje wystąpienie innej postaci za­

m iast kapelusza; ale postać ta m a zarazem tę właściwość, że w przyjaznych w arunkach zbliża się do światła, a znalazłszy się wobec warunków" odpowiednich w ytw arza ciało za­

rodnikowe. Praw dopodobnie współdziałają tu dwa czynniki: wilgoć, niedopuszczająca w ytw orzenia zarodników *), a zm uszająca or­

ganizm do kształtow ania swej m asy w postać zupełnie odmienną, oraz światło działające jako bodziec heliotropiczny n a owe „form y ciemnościowe11, ja k je nazywa p. Reinke. Ów heliotropizm form ciemnościowych jest zara­

zem „użyteczny 11 dla rośliny, gdyż sprzyja w ytw arzaniu zarodników. Takby rozumo­

wał nieuprzedzony botanik, a zaznaczyłby przytem , że zjawisko to nie jest odosobnione;

wiadomo bowiem, że śluzówce m ają podczas weget.acyi heliotropizm odjem ny, k tó ry za­

m ienia się na dodatni ku czasowi tw orzenia zarodników ,pobudzając plasm odya d oszu k a­

nia miejsc otw artych i suchych, stanowią-

1) A u to r obserw ow ał te zjaw isk a w w aru n ­ kach, gdzie w ilgoć nie b y ła w ykluczona: w r u ­ rac h p row adzących w odę, w piw nicach zam urow a­

nych. Mimo to kład zie on n ac isk je d y n ie na b ra k

św iatła.

(10)

602 W S Z E C H Ś W IA T JVo 38 cycli niezbędny w arunek dojrzew ania zarod­

ników.

Inaczej wszakże postępuje p. R einke i tu w łaśnie widzim y, ja k uprzedzenie zaślepia go. Sądzi on, że jeśli heliotropizm tłum aczy przyczynow o dążenie k u szparom , to pow sta­

wanie form tasiemko w aty ch może by ć w y­

tłum aczone tylko celowo, „chociaż, dodaje autor, nie w ątpim y o przyczynow em uw a­

runkow aniu tego faktu; odnosim y je do ciemności, lecz tłum aczenie to nie zadaw ala, nie w ykazuje bowiem zw iązku przyczynow e­

go między ciemnością a rodzajem odkształ- cenia“ J). A u to r sądzi, że łączy w ten spo­

sób „ocenę" przyczynow ą z celową i że obie m ają jednakow ą w artość naukow ą. „W w ie­

dzy, pow iada on, m am y za zadanie odsłonię­

cie obu stron spraw y biologicznej; oba ro­

dzaje tłum aczenia są jednakow o doniosłe, jednakow o „naukow e" “ 2). N a dowód zaś tego przytacza kilka c y ta t z K an ta, zapoży­

czonych z drugiej ręki i źle zrozum ianych, obok innych autorów , z k tó ry m i zresztą li­

czyć się tu nie potrzebujem y.

Od k ilk u n astu la t cytow anie K an ta stało się modą powszechną, której nie uszli biolo­

gowie, cytu jący go zresztą zwykle z trzeciej ręki, zupełnie nie znając jego dzieł a przy- tem tak, że jed n i przyp isują m u niedorzecz­

ności, aby je zwalczać z tryum fem , drudzy źle zrozum ianem i lub przekręconem i c y ta ta ­ m i sta ra ją się obronić w łasne.

P . R einke przytacza szereg oderw anych zdań z „K ry ty k i w ładzy sądzenia11, które pozornie uspraw iedliw iają rów nopraw ność użycia stanow iska celowego z przyczyno­

wem. N ikt wszakże lepiej od K a n ta nie rozum iał znaczenia przyczynowo-m echanicz- nego tłum aczenia dla wiedzy, a nie kto inny, tylko K an t, powiedział, że odstąpienie od niego je s t śmiercią przyrodoznaw stw a. G dy­

by p. Reinke zechciał zadać sobie pracę prze­

czytania „K ryty ki w ładzy sądzenia11, prze­

konałby się, że pozornie n a jego korzyść m ó­

wiące zdania, które cytuje z Paulsena, są w rzeczywistości fatalne dla niego. Naprzód

„władza sądzenia1', której K a n t przyznaje praw o zap atryw ania się n a w szechśw iat ze stanow iska celowego, nie je s t narzędziem

!) Ueber Deformation von Pflanzen etc. str. 11.

2) 1. c. str. 13.

badania naukowego, jak „rozum teorytycz- n y “, jest to w ładza, przy pomocy której w y­

tw arzam y sądy estetyczne, tak , ja k przy po­

m ocy „rozum u praktycznego" tw orzym y są­

dy m oralne. J e s t więc w ładzą oceniającą, nie zaś poznającą, a K a n t staw ia ją jako po­

średniczącą m iędzy rozum em teoretycznym (władzą poznawczą) a praktycznym t. j. wo­

lą. K a n t mówi też bardzo wyraźnie: „Po­

jęcie rzeczy, jak o celu przyrodzonego l) nie je s t konstytucyjnem pojęciem rozsądku lub rozum u, może być wszakże pojęciem regula- cyjnem dla refleksyjnej w ładzy sądzenia '1 2).

To znaczy, że możemy je stosować w ta- kiem rozw ażaniu przyrody, które zbliża się do estetycznego jej ujścia. Jakoż czytam y gdzieindziej (§ 79): „W rzeczywistości nic nie w ygryw am y dla teoryi przyrody, czyli dla m echanicznego w yjaśnienia jej zjawisk przez przyczyny czynne, gdy zjaw iska te roz­

w ażam y ze stanow iska stosunków celowych.

U stanow ienie celów w utw orach przyrody, o ile tw orzą one system at w edług pojęć tele- ologicznych, należy właściwie do opisania p rzyrody przedsięw ziętego w edług osobliwej m yśli przew odniej, opisania, w którem ro­

zum w ykonyw a w praw dzie wspaniałe, pou­

czające a praktycznie pod wielu względam i celowe dzieło, lecz nie daje żadnego w yjaś­

nienia co do pow staw ania lub wewnętrznej możliwości owych form , co jednak stanow i właściwe zadanie wiedzy przyrodniczej 11 ?).

Z asadą heurystyczną może być założenie o celowości organów i nieraz staw ało się po­

wodem odkryć; to znaczy, że przym ując, ja k o w szystko w organizm ie m a swoje prze­

znaczenie, szukam y odpowiedniej funkcyi dla każdego organu. T ak H arvey dostrzegł­

szy zasłonki w żyłach, szukał ich przezna­

czenia, a w ten sposób doszedł do odkrycia krążenia krw i. W szakże, pom ijając organy szczątkowe, istnieje cały szereg organów, k tórych czynność je s t niejasna lub przy naj­

m niej nie jednoznacznie określona (jak g ru ­ czoły zam knięte: tarczow y, śledziona, n a d ­ nercza i t. d.), a więc nie poddają się ujęciu

*) To jest utworu, w którym „wszystko jest zarazem celem i środkiem", czyli organizmu.

2) Kritik der Urtheilskraft. Wyd. Kehrbacha str. 256 (§ 65)

3) 1. c.' str. 306.

(11)

M 38 W S Z E C H ŚW IA T 603 celowemu. W reszcie doniosłość heurystycz­

na zasady wcale nie decyduje o jej przed­

miotowej wartości: dla Carnota za zasadę heurystyczną do wywodu cyklu jego, ta k doniosłe znaczenie w nauce m ającego, po­

służyło błędne przypuszczenie o stałości iloś­

ci ciepła (niezniszczalności cieplika). W iedza przyjęła cykl Carnota, jako konstytucyjną część swoję, odrzucając jego zasadę h eu ry ­ styczną.

„Pojęciu przyczynowości celowej, mówi K an t, odpowiada rzeczywistość przedm ioto­

wa (sztuka) ja k również i pojęciu przyczy­

nowości mechanicznej przyrody. Lecz po­

jęcie przyczynowości przyrody w edług p ra ­ wideł celowości, a tem bardziej istoty, której podobna nie może nam być dana w doświad­

czeniu, a mianowicie takiej, któ rab y stano­

w iła pierw otną przyczynę wszechświata, po­

jęcie takie może być w prawdzie pom yślane bez sprzeczności, lecz nie nadaje się do okreś­

leń dogm atycznych. Poniew aż bowiem ani z doświadczenia nie może być w ysnute, ani dla jego (doświadczenia) możliwości koniecz- nem nie jest, przedm iotow a realność takiego pojęcia nie je s t niczem zabezpieczona. G dy­

by zaś naw et ta k było, czyliżbym m ógł za­

liczyć rzeczy, które są uw ażane za w ytw ór sztuki boskiej do przyrody, której niezdol­

ność w ytw orzenia ich w edług praw włas­

nych czyni w łaśnie koniecznem odwołanie się do odmiennej przyczyny?" x).

Innem i słowy: zastosowanie celowości do świata organicznego, każąc widzieć w orga­

nizm ach dzieła sztuki, wykonane przez inte- ligencyę nadludzką, w yklucza je z zakresu przyrody, zmusza do uw ażania za należące do klasy rzeczy pokrewnej z arcydziełam i sztuki ludzkiej a więc po części zewnątrz- po części nad-przyrodzone. Czy stanow isko ta ­ kie odpowiada potrzebom przyrodnika — na to odpowiadać nie potrzebujem y. Nic isto­

tn ie się nie zmienia w skutek tego, że ową inteligencyę, rozdrabniając ją, przeniesiemy do sam ych organizmów.

Rozw ażania nad przyrodą ze stanow iska celowości nie należą do naukowego albo wo- góle naw et poznawczego sposobu użycia n a­

szych władz um ysłowych, ja k nie należą do

J) K ritik d e r U rth e ils k ra ft s tr. 2 8 2 — 283

(§ 14).

nauki fantazye Yernea lub Flam m ariona, cho­

ciaż za tem at swój obierają pojęcia wiedzy, operując zresztą niemi dowolnie, co nie prze­

szkadza, iżby jedno i drugie dostarczały nam przyjemności pokrewnej z estetyczną. G dy­

by zadaniem wiedzy było tylko zadowolenie wew nętrzne um ysłu zapomocą logicznej gry pojęć, można byłoby upraw nić wszelki ro­

dzaj tłum aczenia, byle logiczny i konkse- kw entny. Lecz dążeniem przyrodoznawstw a jest ujarzm ienie przyrody pod praw odaw ­

stwo rozumu, używając w yrazu K an ta, „sa- voir, pour prevoir, afin de p o u rvo ir“, jak mówi Comte. Rozum kowanie w edług sche­

m atu A rystotelesa jest czczą zabaw ką um y­

słu, klasyfikacyą pojęć; poznanie przyczyno­

we—posunięciem naprzód panow ania rozu­

mu nad przyrodą. Spostrzeżenie, że tasiem- kowate form y L entinus lepideus m ają celowe znaczenie dla tego grzyba, że w ydłużanie międzywęźli roślin wypłonionych zbliża ich wierzchołek do św iatła (jeśli to ma miejsce w zw ykłych w arunkach w zrostu—■w gęstwi- nie^eśnej), może spraw iać nam pewne zado­

wolenie umysłowe, lecz nie daje żadnej wie­

dzy. Przeciwnie, poznanie m echanizm u przy­

czynowego tych zjaw isk daje nam klucz, do przewidzenia i do panow ania nad zjaw iska­

mi, a zarazem posuwa ku tem u stanowisku, z którego cały wszechświat przedstaw ia się nietylko zrozumiałym, ale ulegającym rządo­

wi naszemu (guvernabilis).

Nie idzie więc o to, czy zasada przyczyno­

wości jest podm iotową narów ni z zasadą ce­

lowości, lecz o to, czy użycie jednej czy d ru ­ giej je s t wskazane w wiedzy przyrodniczej.

Czynność ludzka zrozum iałą nam się staje w tedy, gdy pojm ujem y jej m otyw y, zjawisko przyrody —gdy rozum iem y jego mechanizm przyczynowy. Isto ta m etody naukowej po­

lega na dwu praw idłach zasadniczych: 1 ) ścisłego odgraniczenia dziedzin; 2 ) właściwe­

go użycia pojęć w każdej z tych dziedzin.

Uchybienie tym praw idłom pociąga za sobą zam ęt w pojęciach, cofa wiedzę wstecz ku stanow isku niezróżnicowania, cechującemu dobę animizmu. Jeśli witalizm z przed pół wieku Comte zaliczyłby do swojej fazy me­

tafizycznej, jak o pow ołujący się na „istńość

m etafizyczną"— siłę życiową, to neowitalizm,

wprow adzający rozum celowo postępujący

do czynności fizyologicznych, należy nieza­

(12)

604 W S Z E C H Ś W IA T M 38 wodnie do fazy, którą ów m yśliciel nazw ał

teologiczną.

W . M . K o z ło w s k i.

K R O N IK A N A U K O W A .

— P erseid y. N a p osiedzeniu p a ry sk ie j A k a ­ dem ii U m iejętności z 29-go sie rp n ia g e n e ra ł B as- sot, d y re k to r o b se rw ato ry u m w N izzy, p rz e d s ta ­ w ił notę H . P e r ro tin a o ostatn iem sp o tk an iu się ziem i z rojem p erse id . W celu o bserw ow ania zjaw isk a w w a ru n k ac h m ożliw ie p rzy c h y ln y ch , u d a ł się on n a szczy t g ó ry M ounier. O d 9 do 14-go sie rp n ia zauw ażył 1 1 8 4 g w iaz d sp a d a ją ­ cych. N ajw ięcej m eteorów stw ie rd z ił w nocy z 11 n a 12 sierp n ia. N ad to ro z k ła d meteorów’ co do godzin okazał, że b y ły one częstsze po północy.

P rzew o d n iczący posiedzenia M a sca rt zw rócił u w a ­ gę n a tę okoliczność. N a to B ig o u rd a n za u w a­

żył, że S ch ia p arelli stw ie rd z ił ju ż d aw n ie j te n sam fa k t i o b ja śn ił go, p rz y p isu ją c zjaw iskom kosm icznym a nie atm osferycznym . P e rro tin , j a ­ ko w niosek ze sw y ch b ad a ń , p ow iada, że b y ło b y p ożądane, b y ob serw acy e g w iaz d sp a d ają cy c h prow adzono jedno cześn ie w o b se rw a to ry a c h , po­

łożonych n a znacznych w ysokościach.

(C. R .) m . h. h.

— 0 św iecen iu blendy S id o ta . B a u m h a u er z F re ib u rg a dow iódł, że m om entalne św iecenie e k ra n u , p o k ry te g o b le n d ą S id o ta , m oże ta k samo b y ć w yw ołane i przez ja k ie ś nieznaczne d ziałanie m echaniczne, ja k zagięcie i p rzesu n ięcie ek ra n u , ciśnienie lu b ry so w an ie ciałem tw a rd e m . Z a ­ u w ażyw szy, że dm uchanie pochodzące z u s t lub nosa, w zm acnia n atężenie św iecenia, B a u m h a u er p o stan o w ił zb a d ać p rzy c zy n ę teg o . P r ą d p o ­ w ietrz a suchego, puszczonego n a b le n d ę zo stającą i te ra z pod w pływ em m inerałów p ro m ie n io tw ó r­

czych, lu b prom ieni iV, nie w y w ie ra ł żadnego w pły w u , n ato m ia st p rą d p a ry ciepłej zw iększał natężen ie św ia tła e k ra n u , a ta k sam o działało zbliżenie doń ciała ciepłego. E k ra n , w łożony do ciepłej w ody, św ie cił b ard z o silnie po w yjęciu, lecz i zw ilżenie zim ną w odą zw iększało św iecenie ta k sam o je d n a k , ja k za chuchnięciem , n atęż en ie ś w ia tła n ik n ie szybko. D o tk n ię cie palcem ta k ż e w y w o łu je zw iększenie św iecenia, ale trzy m an ie palca tuż ponad ekranem , bez d o ty k a n ia go, nie w y w ie ra w p ły w u . P o lan ie e k ra n u eterem nie działa, ale po w y p aro w an iu e te ru zw iększa się św iecenie, co się d a je może sp ro w ad zić do n a p ię ­ cia, k tó re p o w sta je w sk u te k dość siln ej różnicy te m p e ra tu r pod w pływ em p aro w an ia. E k ra n , zw ilżony zim ną w odą, św ie cił w m iejscach w il­

g o tn y c h bardzo ła d n ie, lecz stopniow o coraz sła­

biej. J e ż e li te ra z chuchniem y n a ek ra n , zaczy­

n a ją św iecić m iejsca nie zw ilżone, a w y sy ch a ją ce

! o d ró żn ia ją się od otoczenia. E k ra n , w ysuszonj' na słońcu, św ie ci znow u"całkow icie.

(P h y sik a lisc h e Z eitsch rift) D . T .

— Zależność m iędzy opadem a ilo ś c ią w o ­ dy W rze k a c h . K w e sty ę tę ro z p a tru je W . U le w pracy , zam ieszczonej w D zien n ik u b erliń sk ieg o to w a rz y stw a geograficznego, a streszc zając ej b a ­ d a n ia h y d ro g raficzn e a u to ra nad szeregiem w ie l­

kich i m niejszych rz e k w N iem czech, ja k E lb a , M en, T ra u n , E m s a zw łaszcza S aala. U le w nios­

k u je ze sw ych dociekań, że ro k można pod w zglę­

dem h y drograficznym podzielić n a d w a w yraźnie o d ręb n e półrocza, a m ianow icie: od m a ja do paź­

d zie rn ik a i od listo p ad a do k w ietn ia. Zależność m iędzy w pływ em (ilość w o d y m eteorycznej wpa- dłej do rzeki) a w ypływ em d an a m a b y ć p rz y b li­

żenie d la k ażd eg o półrocza przez n astęp u jące w zory, w ypro w ad zo n e ze zb a d a n ia an alitycznego k rz y w y c h w p ły w u i w y pływ u:

m aj-p aźd ziern ik

y = 1 2 ,0 9 x — 0 ,7 8 x 2 - f 0 ,4 7 x*

listo p ad -k w iecień

y = 3 5 ,3 3 x + 5 ,1 7 x'- — 0 ,1 7 x z, g d zie y w y o b ra ża w m ilim etrach w ysokość w ody u p ły n io n e j, a x se tk i m ilim etrów w ody w padłej do rzek i.

D o d ajm y w szelako, że z u p e łn ie o statnio H a lb - fas zak w esty o n o w a l ścisłość ty c h w zorów, k tó re, w e d łu g niego, ja k o czysto em piryczne, nie sto su ­ ją się b y n ajm n ie j do w szy stk ich rzek E u ro p y śro d k o w ej (P e te rm a n n s M itteifu n g en Na 4 , 1 9 0 4 ).

(Ciel e t T e rre .) m . h. h.

— Czy w o d ó r może za s tą p ić azot w a tm o ­ s fe rz e bez żadnej dla o rg an izm ó w szkody?

Je szc ze R e g n a u lt i R e ise t sta ra li się ro ztrzy g - nąć to p y ta n ie przyczem k lasy czn e ich d o św ia d ­ czenia w y k azały , że zam iana ta k a bynajm niej nie w p ły w a szk o d liw ie na zw ierzęta, i proces o d d y ­ chania ich w w aru n k ac h ty c h dokonyw a się bez- m ała ta k samo j a k w śro d o w isk u norm alnem , ty l­

k o tle n u zużyw a się w te d y m niej. P ro w a d z i to do w niosku, że w odór zarów no, ja k azot, je s t zupełnie bez w p ły w u n a sp ra w y życiow e i je d e n z tych gazów bez żadnej szkody może b y ć za­

stą p io n y przez d ru g i. J e d n a k ż e różnice w łasno­

ści fizyczn\rch i chem icznych d w u ty c h p ie r­

w iastk ó w nie b ard z o pozw alają na p rzy jęcie z d a­

n ia, co do je d n a k o w e j ich w arto śc i fizyoiogicznej i to te m b a rd z ie j, g d y zw rócim y jeszcze u w ag ę n a s k u tk i w y n ik a ją c e z w prow adzenia gazów ty c h do k r w i zw ierzęcia: azot nie w y w ie ra żad n e­

go w p ły w u na fu n k cy e organizm u, w odór zaś zachow uje się zu p e łn ie inaczej. T rz e b a b y ło w o­

b ec te g o z b a d ać tę k w e sty ę bliżej. Z a ją ł się tem p. A rtu r M arcacci (R endiconti R eale I s titu to L om b ard o . 1 9 0 4 t. 37 s tr. 4 3 1 — 4 3 4 ) przyczem d o dośw iadczeń u ży ł rozm aitych zw ie rząt (staw o­

nogi, m ięczaki, ry b y , płazy, p ta k i i ssaki) a ta k ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trudno jest stanowczo orzec, co jest tego stanu rzeczy przyczyną, zdaje się jednak, że dzieje się to z jednej strony w skutek zbyt małego zainteresow ania ogółu

lennicy klasycznej teoryi krzepnięcia krw i m ogliby powiedzieć, że badania Jollyego nie zupełnie są przekonyw ające, obok bowiem opornych odm ian leukocytów,

nieważ zaś nic nie przeszkadza pomyśleć sieć tak gęstą, ja k tylko nam się podoba, przeto łatw o zrozumieć, że każdy szczegół powierzchni przedm iotu

cego się lodowca w yw ołało fałdow anie glin w arstw ow anych.. Gdzie ilość wody wapienionośnej w ystarczała na w ypełnienie całkow ite w arstw y piaszczystej, tam

Nie będziemy rozw iązyw ali poszczególnych zagadnień m atem atyki lub chemii, a raczej postaram y się zbadać praw a, podług których rozw ija się każda nauka, bez

Bezwątpienia, nie wszystkie kom órki ek- toderm iczne zm ieniają się w ten sposób przy pierwszem zetknięciu się z roztw oram i lito- wemi; niektóre z pom iędzy

W dnie niedzielne ry bak na morze nie wyjeżdżał i pelikan pożywienia nie dostaw ał, do czego tak się przyzwyczaił, że w dnie te wcale się nie pokazyw ał

suw ając się niejednostajnie poprzez brzegi lataw ca, z pod jego płaszczyzny raz z praw ej, raz z lewej strony, w yw ołuje ciągłe w ahania naokoło jego osi.. Lecz