• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXIII.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXIII."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

- w ^ ” 7

W arszaw a, dnia 6 m arca 1904 r. Tom X X III.

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

PH E N U M E R A T A „W S Z E C H Ś W IA T A 44.

W W a rs z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artalnie rub. 2.

Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. *».

Prenumerować można w Redakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

W ŁA D Y SŁA W W Y Ż N IK IE WIOZ.

W S P O M N IE N IE P O Ś M IE R T N E .

Przed kilku tygodniam i pism a codzienne doniosły o fakcie w histo ry i nauki naszej dość rzadkim : uczony polski p a d ł ofiarą, ba­

dania naukowego, padł dotk nięty w swej pracow ni chorobą, nad której zwalczeniem straw ił znaczną część swego niedługiego, lecz niezm iernie pracow itego i poświęconego dobru współludzi życia. 2 0 stycznia r. b.

zm arł na dżumę W ładysław W yżnikiewicz, kierow nik specyalnej pracow ni w jed n y m z fortów kronsztadzkich, poświęconej wy­

łącznie badaniom nad zarazkiem dżumowym.

Ś. p. W ładysław W yżnikiewicz urodził się d. 4 listopada 18G5 r. we wsi Dobiecin pod Piotrkow em . Poświęciwszy się studyom we­

terynaryjnym ukończył je cum exim ia laude w Instytu cie w Charkowie w r. 1889, po­

czem został m ianow any asystentem przy kli­

nice terapeutycznej tegoż in sty tu tu , gdzie też pozostawał d o r. 1893, pracując nad kwe- styam i karbunkułu i nosacizny. W r. 1893 w stąpił do m inisteryum spraw w ew nętrz­

nych, przez które był niejednokrotnie dele­

gowany do różnych miejscowości, dotknię­

ty ch księgosuszem, a m ianowicie do obwodu kubańskiego (w r. 1899) i na K aukaz. Tam też poznał niezapomnianego prof. Marcelego Nenckiego i odtąd, jako asystent jego roz- i

j począł szereg badań nad księgosuszem w pe­

tersburskim In sty tu cie M edycyny dośw iad­

czalnej. W ynikiem badań tych było stoso- : wanie surow icy przeciw-księgosuszowej po­

d ług m etody Nenckiego, na specyalnie utw o­

rzonej w tym celu stacyi na K aukazie. Zor­

ganizowanie tej stacyi było wyłącznie dzie­

łem. ś. p. W yżnikiewicza, który położył w ie­

le pracy i zabiegów koło urządzenia tej in- stytucyi i zaopatrzenia jej w niezbędne przyrządy.

Od r. 1899 do 1901 ś. p. W yżnikiewicz pracow ał za B ajkałem nad urządzeniem ta -

j kiejże stacyi przeciw-księgosuszowej z ra-

j m ienia In sty tu tu M edycyny doświadczalnej.

Kosztem nadludzkiej energii i pracy udało się naszemu uczonemu uśmierzyć w znacz- J nym stopniu panującą w tych okolicach epi- zootyę księgosuszu, niszczącą cały dobytek ubogich m ieszkańców nadbajkalskich.

W styczniu r. 1902 W yżnikiewicz został

! m ianowany kierownikiem pracow ni, prze-

| znaczonej do badań nad dżum ą w porcie A leksandra I-go w Kronsztacie. T utaj m ło­

dy uczony rozw inął tęż samę energię, pracę

j i poświęcenie, jakie cechowało całe jego nie­

zmordowanym a niebezpiecznym badaniom poświęcone życie. Odcięty od św iata w forcie, przeznaczonym do walki z jednym z n aj­

straszliwszych wrogów ludzkości, dnie j całe spędzał w pracowni, to w yrabiając prepara­

ty przeciw-dżumowe (limfę Hoffkinsa) i su-

(2)

146 W S Z E C H Ś W IA T JSfo 10 rowicę, to prow adząc badania teoretyczne

nad zarazkiem dżumowym. Aż wreszcie nikły, a w zbiorowem swem działaniu strasz­

ny zarazek zwyciężył w ypow iadającego m u w alkę badacza... w połowie stycznia W yżni- kiewicz zachorował; z początku otaczający go lekarze, Gfryglewicz i Podłewski, sądzili, że m ają do czynienia z zapaleniem płuc, wpręd- ce jed n a k czyste k u ltu ry dżum y, otrzym ane z plwocin chorego usunęły wszelką w ątp li­

wość.

Przypuszczalną przyczyną zarażenia były doświadczenia nad zarażaniem zw ierząt przez rozpylanie hodowli dżum y, prow adzo­

ne przez zm arłego wspólnie z dr. Grossem.

Na czas krótki przedtem W yżnikiew icz p ra ­ cował w raz z dr. Podlewskim nad rozciera­

niem hodowli dżum y, zam rożonych zapómo- cą pow ietrza ciekłego.

Nie pom ogły w strzykiw ania surowicy;

w ostatnich chw ilach W yżnikiew icz poże­

g nał się z kolegam i, rozkazał aby zrobiono sekcyę na jego zwłokach, a potem je spalo­

no. Um ierając, z żalem zaznaczył, że do­

tychczasow e w yniki p rac n ad poznaniem i leczeniem dżum y są niew ystarczające, po­

mimo ta k znacznego n ak ład u pracy ludzkiej.

Umierał w strasznych m ęczarniach.

Przedw cześnie zgasły uczony pozostaw ił po sobie rozpraw y następujące:

1) U eber die R inderpest. 1897. Beri. Klin.

W ochschr. jSTa 24, oraz G azeta lekarska j\o 46.

2) U n tersu chu ngen iiber die R inderpest.

1898. Archives des Sc. biol. 6, 374.

3) Die im m unisation gegen die R inderpest nach den in In s titu t fu r exper. Medic. in St. P etersb. u n d auf d. S tatio n Ik u ev i im gouvern. Tyflis gesam m elten E rfah run g en . 1899. Arch. d. Sc. Biol. 7.

(Prace powyższe były w ykonane razem z panią N. Sieberową).

4) O stanie w spółczesnym środków ochron­

nych w spraw ie księgosuszu (po rossyjsku).

1899.

5) Odczyt na akcie dorocznym In s ty tu tu o działalności stacyi kaukaskiej. 1901.

6) De 1’im m unisation contrę la peste bovi- ne dans la region T ransbaicalienne p end an t les annees 1899— 1901. —- Arch. d. Sc. Biol.

t. 9. 1901.

7) M onografia o księgosuszu.

Część pamięci niestrudzonego badacza;

cześć bohaterow i m yśli i poświęcenia!

J. T.

P IG M E JO W IE I IC H STA NO W ISK O W ŚRÓ D RODU LU D ZK IEG O .

Szczególny dział rodzaju ludzkiego—ludy karle, zw ane inaczej pigm ejam i, coraz b a r­

dziej zw racają na się uw agę antropologów, jak o zajm ujące stanowisko bardzo w\ażne

w p rah isto ry i rodu ludzkiego.

Z nany badacz w dziedzinie antropologii, profesor uniw ersytetu w Bazylei, J . Koll- m ann, ogłosił właśnie w tej kw estyi cieka­

wą rzecz, w „V erhandlungen der N aturfor- schenden G esellschaft in Basel, t. X V I “.

Streszczenie tej rozpraw y znakom itego uczo­

nego szwajcarskiego podaję czytelnikom W szechświata.

Dopóki ludy karle były spotykane tylko w A fryce i na A rchipelagu południowym , uważano je, poprostu, za bardzo ciekawe curiosum , ja k o tem możemy sądzić chociaż­

by z opowieści H om era, oraz innych autorów greckich. Ogół jed n a k nie interesow ał się nim i bliżej. U płynęło sporo czasu, zanim sąd o pigm ejach został pogłębiony. Aż do roku 1870, a naw et po ukazaniu się cieka­

wego dzieła Schw einfurtha: „W e w nętrzu A fry ki", uw ażano tw ierdzenie o istnieniu pigm ejczyków n a północ od rów nika, jako w ierutną bajkę, jak o m yt; opowiadanie zaś S chw einfurtha o arm ii pigmej czyków, w i­

dzianej przezeń przy boku króla M ombottu, w ielu traktow ało poprostu jak o anegdotę.

A jedn ak, w lekcew ażeniu tem począł zacho­

dzić stopniowo zw rot pewien, aż wreszcie zainteresow ano się pytaniem : jakie m iano­

wicie je s t pochodzenie pigm ejów i jakie zaj­

m u ją oni stanow isko w śród plemion, między którem i żyją?

Z agadnienie owo spotykam y wszędzie: czy to badając weddasów ceylońskich, negrito- sów z F ilip in i karłów z półw yspu Malakki, czy też prow adząc stud y a nad pigmej am

(3)

No 1 0 W SZ EC H ŚW IA T 147 Europy. Tylko że w tym ostatnim przy­

padku zagadnienie staje się bardziej aktual- nem. W rzeczy samej, dopóki chodzi o lu ­ dy karle, należące do rae kolorow ych—do­

póty traktow anie rzeczy zachow uje charak­

ter raczej akadem icki, gdyż nie dotyczy nas bezpośrednio; lecz z chwilą, gdy chodzi o ra ­ sę, do której m y sami należym y, kw estya staje się żywotniejszą i nabiera większej wagi.

Obok tego inna jeszcze okoliczność nasu­

wa się pod uwagę. Dopóki znajdow ano pig- m ej czyków w E uropie tylko _. sporadycznie, dopóty spraw a ta w znacznie m niejszym stopniu była zaciekawiająca, gdyż istnienie kilku podobnych karłów mogło być zjaw i­

skiem wręcz patologicznem . Znajdowano osobniki zaliczano w prost do zwyrodniałych.

Lecz mniemanie to nie mogło być długo- trw ałem , stwierdzono bowiem, że Europa posiadała niegdyś całe ludy karle, podobnie ja k to po dziś dzień m am y na Filipinach, Ceylonie, oraz we w nętrzu A fryki. M e za­

wadzi- tu wspomnieć, że w trzech rozm ai­

tych miejscowościach Szw ąjcaryi znaleziono w grobowcach neolitycznych kości pigm e­

jów, wraz z kośćmi europejczyków wzrostu wysokiego. A więc, podobnie jak dziś pig­

meje kolorowi żyją wśród norm alnie wyro­

śniętych szczepów kolorow ych—tak samo pigmeje europejscy żyli w okresie neolitycz­

nym wśród europejczyków w zrostu wysokie­

go. Dowodem tego chociażby znaleziska dokonane we F rancyi. Na stacyi neolitycz­

nej, zwanej „Cave aux fees“, w pobliżu B rueil (depart. Seine-et-Oise), znaleziono pospołu kości karłów i ludzi w zrostu wyso- i kiego, przyczem kości karłów stanow iły do 9$. Nie je s t to zbyt wiele, lecz wiemy wszakże, w ja k i sposób odbywa się w ykopy­

wanie znalezionych szczątków, ja k wiele z nich zostaje zniszczonych. A nie można przypuszczać, by właśnie kości pigmejów były wykopane z jak ąś szczególną pieczoło­

witością. Jeżeli więc zdołano ich wydobyć tak znaczną odsetkę, to właściwa ich liczba m usiała być daleko większa. In n e odkry­

cie, zupełnie zgodne z powyżej opisanem, zostało dokonane w pobliżu Cha!on-sur-M ar­

ne; opisu grobu, oraz jego zawartości doko­

nał M anouvrier, ze współudziałem Pokrow- skiego. W reszcie, możemy się spodziewać,

że wiele jeszcze podobnych znalezisk po­

tw ierdzi dziś już utrw alono m niemanie, że w okresie neolitycznym żyli we F ran cy i p ig­

mejowie wśród ludności wzrostu wysokiego.

Poszukiw ania we F ran cy i są bowiem nader płodne; w pieczarach kraju tego znajduje się m ateryał czaszek i kości w tak dobrym sta-

| nie przechow ania i w tak pokaźnej ilości,

| ja k nigdzie praw ie w Europie. Skutkiem tych sprzyjających okoliczności antropologo­

wie francuscy dostarczyli ju ż wielu nader ważnych przyczynków , szczególniej do ty ­ czących okresu neolitycznego.

W czasach ostatnich znaleziono i w Niem­

czech grobowce, które, obok szczątków lu ­ dzi wzrostu wysokiego, zaw ierały również kości pigmejów. Znaleziska owe odkryto nad Renem , w pobliżu W orm acyi i Egishei- mu, oraz w okolicy W rocław ia. To o stat­

nie szczególniej jest doniosłego znaczenia, dowodzi bowiem, że pigmejowie istnieli wT E uropie znacznie dłużej, niż sądzić było j można, opierając się na grobowcach, odkry-

J tych we F rancy i i Szwąjcaryi: wykopaliska śląskie odnoszą się do epoki bronzu w okre­

sie rzym skim i słowiańskim, a znalezie­

nie w nich kości pigmejów zostało udowod­

nione drogą pomiarów, dokonanych przez profesora Thileniusa. I nic w tem naw et dziwnego, że pigmeje żyli w E uropie w epo­

ce bronzu.... wszak po dziś-dzień spotykam y tu żyjące ludy karle; wszak Sergi i M antia stwierdzili istnienie żyjącej rasy pigmejów w prowincyi Girgenti, na Sycylii. W in sty ­ tucie antropologicznym w Rzym ie znajduje się kolekcya czaszek karlich, zebranych przez doktora Mantię. Otóż wszystkie, oglą­

dane tu przeze mnie czaszki były normalne, czyli nie nosiły żadnych śladów zwyrod­

nienia w skutek czynników patologicznych, a pomimo to były to widocznie czaszki karle.

Gdy teraz zestawimy wszystkie owe szcząt­

k i karle, znajdow ane we F rancyi, Niemczech i Szwajcaryi, a pochodzące z rozm aitych mo­

m entów pomiędzy okresem neolitycznym , a peryodem słow iańskim —to osiągniemy re­

zultat, zgadzający się z wynikiem badań w Azyi, A fryce i na A rchipelagu południo­

wym. Mianowicie: wszystkie te lądy posia­

dały pewne ludy odróżniające się specyalne- mi cechami od ras w zrostu wysokiego. J e st

(4)

148 W S Z E C H S W IA T Mo 1 0

to rez u lta t znaczenia doniosłego i pow szech­

nego, gdyż odtąd badacze rozwoju rodu ludzkiego będą m usieli brać pod uwagę, że ród ludzki składał się pierw otnie zarówno z pigmejów, ja k z ras, posiadających w zrost wysoki. D otąd sądziliśmy, żerasy wzrostu w y­

sokiego byłyjed yn em i postaciam i ludzkiem i, zam ieszkującem i ziemię; dziś przekonyw a­

m y się, że i rasy ludzi m ałych rozsiedlały się wszędzie. Przez czas dłuższy dane pow yż­

sze dotyczyły wyłącznie czterech lądów, m ia­

nowicie E uropy, Azyi, A fryki, oraz A rchipe­

lagu południowego; dziś jed n ak m am y p ew ­ ność, że A m eryka również posiada pigm ejów wśród swej ludności.

Antropologow ie am erykańscy nie dali nam jeszcze wiadomości o pigm ejach, za­

m ieszkujących A m erykę. B rinton kw esty o- n uje wszelkie wiadomości z tego zakresu, podaw ane przez H um boldta, M artiusa i in ­ nych, a naw et zalicza je do rzędu bajek.

P ostępow anie takie je s t wręcz niesłuszne, gdyż przecie n a słynnem cm entarzysku w pobliżu A ncony, oraz wśród ru in Pocha- eamac, w rozkopanych grobow cach, obok czaszek i szkieletów ludzi w ysokich znale­

ziono czaszki i szkielety pigm ejów . N ajcen­

niejszego m atery ału w ty m zakresie d o sta r­

czyła księżniczka Teresa B aw arska. Pom ię­

dzy czaszkami przez nią osobiście zebranem i znajd u ją się zarów no czaszki dużej po jem ­ ności, ja k i m ałej, czyli t. zw. Nanocephale.

Głow y karłów posiadają pojem ność w yno­

szącą zaledwie 1060 do 1192 cm3, czyli, po­

dobnież m ałe rozm iary, ja k czaśzki w edda-

1 sów, negrytosów , andam ańczyków , buszma- nów, oraz pigm ejów europejskich. Że zaś wszelkie badania nad cechami budow y p ig ­ mejów dowiodły, że rasy posiadające głow y m ałe posiadają rów nież w zrost niewielki, przeto, na podstaw ie owych m ały ch czaszek am erykańskich, m ożem y z pew nością orzec, że am erykanie o m aleńkich głow ach byli jednocześnie i w zrostu małego. N a potw ier­

dzenie sądu tego szczęśliwy tra f dostarczył nam dowodów; oto księżniczka Teresa, oprócz czaszek, przyw iozła rów nież ze sobą dwie kości biodrowe, a pomimo, że obie one należą do osobników dorosłych, to je d ­ n a k odpow iadają zaledwie wysokości 1161 i 1463 mm. J e st to w ym iar karli, odpow ia­

dający tem uż wym iarowi u w eddasów, oraz

in nych plem ion pigm ejskich. Okoliczność znalezienia owych dw u kości biodrow ych obok czaszek, była zdarzeniem nad er szczę- śliwem, a znacznie podnoszącem doniosłość całego znaleziska, gdyż zestawienie czaszek z kośćmi tem i dało dowód niem niej przeko­

nyw ający, jakiby dać m ogła egzystencya bodajby żywych pigmejów. Na zasadzie te ­ go fa k tu istnienie owej pra-postaci rodu ludzkiego w Am eryce zostało stw ierdzone raz na zawsze i bez żadnej wątpliwości.

Teraz chodzi ju ż tylko o udowodnienie późniejszego rozprzestrzenienia pigmejów w Am eryce; lite ra tu ra posiada naw et parę d any ch w tym względzie. J u ż M orton zau­

w ażył, że czaszki peruw iańczyków m ają po­

jem ność m niejszą, niż czaszki innych ludów

F ig. 1. C zaszka pigm ejczyka, oraz człow ieka w yso k ieg o z grobow ców p eru w iań sk ich .

w Am eryce. R ów nież i R. Yirchow nazw ał badane przez się czaszki peruw iańskie „czasz­

kam i k a rle m iŁ< (Nanocephale), nie okazują- cemi żadnej deform acyi. F a k t wreszcie zna­

lezienia w liczbie 83-ch czaszek 15-tu cza­

szek karlich (Rankę) dowodzi, że ludność k a rla w P e ru m usiała być znaczna. A m a­

m y dowody nietylko na potw ierdzenie jej ilości, lecz naw et przestrzeni, k tó rą zamiesz­

kiw ała. Mam w łaśnie zam iar przytoczyć tu fa k t dowodzący, że pigm eje mieszkali ongi daleko w dół A m eryki południow ej.

T en-K ate referow ał w m uzeum w L a-P lata w kw estyi bad ań n ad rozm iaram i rzepki ko­

lanow ej (patella) szkieletów, znalezionych w A m eryce południow ej. Praw dopodobnie rozm iary kości tej znajdują się w związku proporcyonalnym ze wzrostem danego in d y ­ w iduum , czyli że je s t ona m ała u ludzi ma-

(5)

JMs 10 W SZ EC H ŚW IA T 149 łego wzrostu, a duża u ludzi wysokich. Róż­

nica wym iarów wyżej w zm iankow anych wy­

nosi 2 cm. Otóż Ten-K ate zaobserwował dwojakiego rodzaju rzepki: ta k wielkie, jak u europejczyków w zrostu wysokiego,, i tak małe, ja k u pigmejów; lecz stw ierdził on tylko fak t ów i uzm ysłowił go zapomocą rysunków , nie w zm iankując naw et, że kości te m ogłyby należeć w rzeczy samej do pig­

mejów, podobnie ja k to uczynili Rankę i Virchow, mówiąc o czaszkach, znalezio­

nych w Peru.

Lecz oprzyjm y się znów na badaniach, dotyczących właściwości budowy ras k a r­

lich, a rezu ltat obserwacyi nad rzepkam i ko- | lanowem i doprowadzi nas do przekonania, J że m am y tu do czynienia ze szczątkam i lu- i du karlego, zamieszkującego dorzecze La- P laty, Wraz z ludem obdarzonym wzrostem j

wysokim. W szak i E lirenreich spotykał pig­

mejów' między botokudam i, żyjącem i w do­

bie obecnej; wszak i P orte znalazł wśród te ­ goż ludu jednocześnie osobniki dochodzące 1,85 vt, czyli bardzo wysokiego wzrostu, obok mężczyzn i kobiet zupełnie m ałych, gdyż sięgających ledwie 116— 135 cm. Do­

dajm y jeszcze, jako dowód, czaszki, których mała pojemność została stw ierdzona przez licznych badaczów (Lacerda, C anestrini, Pei- xoto, R. Virchow), a dojdziem y do wniosku ostatecznego, a równoznacznego dla A m ery­

ki, ja k i dla pozostałych lądów, mianowicie:

że współżycie pigm ejów z plem ionam i wzro­

stu wysokiego miało miejsce aż do dni ostat­

nich, i to we w szystkich częściach świata.

R ezultat ów zdaje się zwalczać ogromną przeszkodę na drodze do uznania pigmejów za zjawisko naturalne.

Teraz przejdziemy do odparcia dw u do­

niosłych zarzutów , czynionych częstokroć w kw estyi istnienia pigm ejów na kuli ziem­

skiej: 1) zarzutu, dotyczącego silnie zazna­

czonej różnicy między pigm ejam i a ludźm i wzrostu wysokiego; 2) zarzutu, sprzeciwia­

jącego się uznaniu pigm ejów za rów nie da­

wnych mieszkańców ziemi, ja k ludy wzrostu wysokiego.

Nieraz daje się słyszeć zdanie, jak o b y k ar­

ły były kształtem ludzkim , w yrosłym na gruncie patologicznym . Lecz m niem anie ta ­ kie wynikło w skutek utożsam iania m ałych, zwyrodniałych ludzi, oddaw na i powszech­

nie znanych, z rasą ludzi m ałych, pozna-

| nych dokładnie zaledwie w ostatnich dzie-

j siątkach lat. Ludzi dziwacznie pokrzywio-

! nych, garbatych, zwykle nazyw ają „k arła­

mi nie odróżniając ich bynajm niej od p ra ­ widłowo zbudow anych pigmejów. Tych to właśnie upośledzonych zwać będę w dal­

szym ciągu „karłam i ułom nym i11 dla tem łatwiejszego odróżnienia ich od owych m a­

łych, lecz norm alnie zbudowanych ludzi, których do chwili obecnej znają tylko nie-

J liczni, śmieli podróżnicy-badacze, zapusz­

czający się w swych poszukiw aniach w dzi­

kie, mało znane okolice. Tych karłów zwać znów będę „pigm ejam i11, używ ając dla nich miana klasycznego, nadanego im jeszcze przez autorów starożytnych.

„K arli ułom ni11 pow stają niew ątpliw ie w skutek zw yrodnienia, przyczem już w sa-t mym zarodku takiej istoty musi tkw ić pew­

na nienormalność. W zrost „karłów ułom ­ ny ch11 w aha się pomiędzy I m a 1,30 m, p rzy ­ czem budowa ciała, z w yjątkiem głowy, by­

wa naw et dość proporcyonalna. P onad m a­

łą tw arzą wznosi się nieco duża czaszka;

mózg dość dobrze rozwinięty. Tacy karli są zjawiskiem sporadycznem, gdyż, wśród

j rodziny całej, składających się z osobników norm alnie ukształtow anych, można spotkać czasami karzełka, odbijającego jaskraw o od

j reszty rodzeństwa. Nieraz naw et przedsię­

biorcy w yszukują i zgrom adzają kilku lub kilkunastu podobnych karłów, by następnie obwozić ich z m iasta do m iasta ku uciesze tłum ów. Lecz owi nieszczęśliwi nie m ają nic wspólnego z ludam i karlem i, powstałem i norm alnie i żyjącemi dziko na wolności. Do­

tąd nie zbadano jeszcze czynników, które, działając na układ kostny „karłów ułom ­ ny ch 11, zatrzym ują rozwój ich wzrostu w sta- dyum rozw oju dziecinnego. W rzeczy sa­

mej zauważono, że chrząstki nasadowe koń­

czyn, oraz niektóre chrząstki, znajdujące się u podstaw y czaszki „karłów ułom nych11, . do lat trzydziestu, a naw et trzydziestu sze­

ściu pozostają nieskostniałe, podczas gdy chrząstki te u ludzi norm alnych i „pigme­

jów" w w ieku tym oddawna już uległy pro­

cesowi skostnienia. Nietylko jednak zwy­

rodnienie je s t czynnikiem, w ytw arzającym

„karłów ułom nych"; silnie rozw iniętem u ra- chityzmowi zawdzięczamy również istoty

(6)

150 W S Z E C H Ś W IA T ,Nq 10

„połam ane1', a jednocześnie w zrostu karlego.

U istot tak ich uzdolnienie psychiczne w aha się pom iędzy w ysoką inteligencyą a idyotyz- mem zupełnym . Do tej kategoryi należy zali­

czyć owych karłów , znanych ze sp ry tu i dow ­ cipu, a trzy m an y ch na dw orach zarówno ce- sarzów rzym skich, ja k późniejszych w ład ­ ców E uro p y, Azyi i A fryki, w celu rozryw ki osobistej i uciechy gości. Takiego „ułom ­ nego k a rła “ w idział Speke na dworze króla m urzyńskiego w Onyoro i na zasadzie jego p o rtre tu udowodnił, że rzeczywiście osobnik, o którym mowa, był ofiarą silnego rachityz- mu. Breus iK olisko poświęcili obszerne dzieło rozpatrzeniu rozm aitych odm ian karłów , k tó ­ rych ułom ność pow stała pod wpływem czyn­

ników patologicznych; odm ian tak ich jest pięć, lecz w szystkie one nie m ają nic wspól­

nego z norm alnie zbudow anym i „pigm eja­

mi Je d y n ie wzrost m ały stanow i m iędzy nim i pew ien łącznik, choć i w zrost te n n a ­ w et je s t u „karłów ułom nych1* w ynikiem stanu chorobliwego, u „pigm ejów11 zaś ce­

chą norm alną, właściwością rasy całej. Lecz różnica ta dopiero od niedaw na została g ru ntow n ie w ykazana, tak , że czasam i tru d ­ no byw a zoryentow ać się, o jakiej, m ianow i­

cie, kategoryi karłów , „ułom nych44, czy też

„p ig m ejach “, dany au to r mówi.

U w aga ta dotyczę szczególniej daw niej­

szych pisarzy klasycznych; zdanie ich w tej spraw ie wyw ołało niepewność sądu, któ ra p rzetrw ała aż do chwili obecnej. N aprzy- k ład znan y geograf, G. Forster, je s t zdania, że baśń o narodzie pigmejów, k tó ry „nad szumiącego oceanu falam i drży przed n a p a ­ ścią odw ażnych żóraw i“ (Iliada, I I I , 6), nic nie ma wspólnego z wieściami, dochodzące- mi o istn ieniu m aleńkich szczepów ludzkich we w nętrzu A fryki. I pogląd ta k i b y ł na­

w et zupełnie uzasadniony, gdyż, za czasów F o rstera, nie wiedziano jeszcze nic pewnego o pigm ejach afrykańskich.

Lecz dziwniejszy je s t fak t, że w sto lat później, w „Peterm anns M itteilu ng en “, spo­

ty k am y jeszcze zapatryw anie n a całą spra­

wę ze stanow iska F o rste ra i traktow an ie co­

raz now ych wieści, dotyczących istnienia pigm ejów , jako zwykłej bajki. M e wolno bez w szelkich kom entarzy pow tarzać za Strabonem , że to, co Hom er, Hezyod, oraz inni autorow ie m ówią o pigm ejach, zostało

powiedziane tylko dla „zadziwienia słucha­

czy". W reszcie zarówno F o rster, ja k a rty ­ k u ł w zm iankow any z „Peterm anns M itteilun- g e n “, k ry ty k u ją i uchylają zapatryw ania ta ­ kich pow ag, ja k A rystoteles, H erodot i P li­

niusz.

Co do mnie, to gotówem twierdzić, że pi­

sarze starożytni mieli poczęści słuszność, gdyż w czasach ostatnich w Egipcie G ór­

nym , obok szczątków ludzi wysokiego wzro­

stu znaleziono szczątki pigmejów. M iano­

wicie, pew ne tow arzystw o angielskie, po­

święcające się badaniom archeologicznym E g ip tu , pod kierunkiem W. M. F . Petriego, dokonało odkryć bardzo cieką,wychów oko­

licy Abydos. R ezu ltaty poszukiw ań tych zo­

stały ogłoszone w czterech obszernych to ­ mach, oraz referacie p. Mac Ivera, dotyczą­

cym specyalnie skarbów kraniologicznycli z epoki kam iennej i m etalowej E g ip tu Gór­

nego, a m ianowicie z czasów pierwszych dy- nastyj. A więc, ludzie pochowani w owych odnalezionych grobach, z okolic Abydos, żyli n a długo przed w ojną tro jańską i przed uro­

dzeniem H om era; tow arzystw o uczonych po­

szukiw aczy angielskich podaje rok 4000 do 6000 przed Chrystusem , jak o epokę, w k tó ­ rej pow stały rzeczone grobowce. N adto Mac Iv e r dołączył do swego referatu liczne odbitki fotograficzne, przedstaw iające czasz­

ki z trzech stron widziane, i na podstaw ie ty c h w łaśnie odbitek możemy zaopiniować, że ludność z Abydos składała się zarówno z ras wysokich, ja k z ras pigm ejskich, p rzy­

czem ilość pigm ejów dochodziła do 2 0 od­

setek. P rzy jm u jąc teraz, że ludność danej miejscowości w ynosiła 50000 osób, otrzy­

m am y liczbę 1 0 0 0 0, jak o przypuszczalną ilość pigm ejów .

O pierając się tedy na owych dowodach niezbitych istnienia pigm ejów w Egipcie Grórnym n a 4000—6000 lat przed C hry stu ­ sem należy przypuszczać praw ie bez obawy błędu, że A rystoteles, Hezyod, Hom er, P li­

niusz i in n i pisarze starożytni wiedzieli ju ż cośkolw iek o istnieniu ty ch ludów. Scep­

ty czn y zaś pogląd S trab ona je s t poprostu nieuzasadniony.

(DN)

K . Stołyhwo.

(7)

JMs 10 W SZ E C H ŚW IA T 151

O M A T E R Y I P R O M IE N IO T W Ó R C Z E J, K T Ó R E J E M A N A C Y E Z A W A R T E SĄ

W P O W IE T R Z U G R U N T O W E M 1 W A T M O S F E R Z E .

J a k już z artykułu, umieszczonego w JVs 4 W szechświata z r. 1904 wiadomo, E lster i Geitel dowiedli, że działalność prom ienio­

twórcza pow ietrza zależy bezpośrednio od rodzaju g run tu, z którego ono jest czerpane, a z badań próbnych w ynikało, że glina jest źródłem tej promieniotwórczości. Przypusz­

czenie to stw ierdzone zostało teraz doświad­

czalnie, lecz okazało się zarazem, że kaw ałki gliny, oddzielone od pokładu m acierzystego, albo proszek, otrzym any m echanicznie z ta ­ kiego kawałka, w ykazuje nad er słabe pro­

mieniowanie B ecąuerela w porów naniu z pro­

duktem zw ietrzenia tejże samej gliny. To szczególne zachow anie się glin y można w dwojaki w ytłum aczyć sposób: Jedno przypuszczenie mówi, że pokład m acierzysty nie zawiera w sobie żadnej m ateryi prom ie­

niotwórczej, lecz w tedy nie m ogłyby zacho­

dzić zauważone dotychczas zjawiska; m ate­

ry a zaś prom ieniotwórcza dostaw ałaby się do pokładu z zew nątrz z opadami, lub przez dyfuzyę gazów prom ieniotw órczych do zie­

mi, które udzielałyby glinie własności czyn­

nych. Przem aw ia za tem fakt, że glina obojętna może stać się czasowo czynną pod wpływem emanacyi, zaw artej w gruncie, lecz sprzeciwia się to, że dotąd nie dało się wykazać ubytku działalności w naturalnej glinie czynnej w ciągu roku, przez który to czas trw ały doświadczenia.

Ale możliwe je s t i drugie objaśnienie, że pokład m acierzysty zawiera w sobie mate- ryę czynną, tylko u żyta m etoda badań nie nadaje się do jej w ykrycia. Dopóki pokład gliny nie uległ zw ietrzeniu i był jednolity, to łatw o absorbow ane promienie a i em ana­

cye, wychodzące w rzeczywistości z po­

wierzchni górnej i jonizujące najsilniej po­

w ietrze—u stępują m iejsca promieniom p i y? przenikliwym , ale słabiej działającym na elektroskop. Dopiero, gdy w skutek zwie­

trzenia m aterya jest rozdrobniona, zostaje ułatw ione przejście em anacyi do pow ietrza.

Przecie i oddziaływanie kaw ałka rudy u ra ­

nowej na elektroskop rośnie niezwykle z roz­

drabnianiem jej w skutek roztw arzania che­

micznego. Opierając się na tej analogii, E lster i Geitel postanow ili wydzielić chemicz­

nie i skoncentrować potem niewielkie ilości m ateryi czynnej, ale w skutek słabej działal­

ności promieniotwórczej m ateryału pierw ot­

nego okazało się to trudnem do osiągnięcia i można było tylko stwierdzić, że podobnie, jak w badaniu chemicznem u ra n itu —czynne- mi okazywały się nierozpuszczalne pozosta­

łości i osady. Inne badane rodzaje gliny nie przedstaw iały też lepszych pod tym względem warunków. Wreszcie udało się badaczom znaleźć m ateryał, odpowiadający lepiej ich wym aganiom w „fango“, szlamie, pochodzącym z gorącego źródła w B attaglio, w górnych W łoszech i używ anym w celach leczniczych; jego działalność prom ieniotw ór­

cza przewyższa bowiem działalność gliny, przynajm niej 3 —4 razy *).

E lster i Geitel zwrócili się przeto do w y­

dzielania chemicznego z fango części czyn­

nej. Oblewając ten m uł stężonym zimnym kwasem solnym, otrzym yw ali osad nieroz­

puszczalny, okazujący działalność wyższą, niż m ateryał pierw otny, co było dowodem, że promieniotwórczość fango nie ulega wpływowi działań chemicznych i że um iej­

scowiona jest w osadach. Gdy oblewali fan ­ go gorącym kwasem solnym pozostały osad był nieczynny, a część czynna przechodzi do roztw oru i oddaje w tłaczanem u powietrzu w ybitną ilość emanacyi. Po dodaniu nie­

wielkiej ilości chlorku baru, w skutek obec­

ności w roztworze pewnych ilości rozpusz­

czalnych soli kwasu siarczanego, tw orzył się siarczan baru, 100^-150 razy czynniejszy, niż m ateryał pierwotny. Pod wpływem kwasu solnego ogrzanego w ytw arza się dw u­

tlenek węgla, k tóry unosi ze sobą emanacyę prom ieniotwórczą i wykazuje przew odni­

ctwo, odpowiadające przew odnictw u powie-

! trza, pochodzącego z głębokości 1 m. Dzia-

1 łalność prom ieniotwórcza otrzym anego w roz­

tw orze ciała uległa widocznej, lecz nieznacz­

nej zmianie dopiero po 8 tygodniach, co do-

*) Nie u le g a zapew ne w ątpliw ości, że to w sk u ­ te k w łasności prom ieniotw órczej fango w yw iera w pływ leczniczy, p olegający na podrażnieniu n er­

wów sk ó ry .

(8)

152

wodzi, że trzeba ją uw ażać nie za nabytą, lecz za pierw otną, właściwą ciału.

B adając pozostające u nicli od kilku la t czynne składniki blendy uranow ej, E lste r i G eitel spostrzegli, że podczas elektrolizy roztworów, pozbawionych całkowicie polo­

nu, k ato d a staw ała się silnie czynną, n aw et w razie działania prądu słabego. T a czyn­

na m aterya m ogła być tylko radem , ale nie m ożna było w ykryć, w jakiem połączeniu on tam w ystępował. Ze względu n a niezm ien­

ność promieniotwórczości w czasie, nie moż­

na było przypuścić indukcyjnej działalności prom ieniotw órczej.

Obecnie zastosowano tę samę m etodę do roztw orów czynnych, otrzym anych z fango.

A nodą była sztabka węglowa, katodą bla­

cha m iedziana lub platynow a; okazało się, że działalność prom ienista k atod y staw ała się bardzo w ydatną z biegiem czasu.

J a k zatem widzimy, rezultatem badania chemicznego szlam u fango jest: 1) strącanie czynnego składnika przez chlorek barow y w obecności siarczanów: 2) w ydzielanie te ­ goż przez elektrolizę na katodzie. Ponieważ zaś w tak i sposób zachow ują się także roz­

tw ory soli obojętnych, do k tó ry ch dom ie­

szano nader nieznaczne ilości połączeń rad u , przeto te badania chemiczne nie przeczą wcale przypuszczeniu, że m atery ą czynną w fan g u je st rad. D la ostatecznego jed n ak rozstrzygnięcia tego p ytan ia trzeba było jeszcze rozpatrzeć je z innej stro n y i w tem autorow ie skorzystali z własności em anacyi, w ydzielanej przez ciała czynne. P a n i Curie- Skłodow ska i p. Curie znaleźli praw o, we­

dług którego niknie działalność prom ienio­

tw órcza, n ab y ta przez ciała pod w pływ em zetknięcia z em anacyam i radu. E lste r i G ei - tel zbadali inną m etodą rozpraszanie się p ro ­ mieniotwórczości, a różnica b y ła w zakresie błędów doświadczalnych. Oprócz tego p o ­ rów nano zestawione tablice spadku prom ie­

niotwórczości indukcyjnej fanga, pow ietrza gruntow ego i wolnego atm osferycznego z tablicą R utherforda, obliczoną dla u b y tk u prom ieniotwórczości indukcyjnej em anacyi toru, lecz okazało się, że przebieg zjaw iska dla tej ostatniej je s t inny.

A zatem badania chemiczne i własności fizyczne prom ieniotwórczości wzbudzonej stanow ią dowód, przem aw iający za tem, że

składnik czynny fang a i różnych rodzajów g ru n tu jest najpraw dopodobniej radem . J e ­ żeli jeszcze dodamy, że w edług badań E b erta i H im stedta em anacya czynna, pobrana bez­

pośrednio z g ru n tu , lub taka, która przeszła w pow ietrze z wody źródlanej, w której się zaw ierała, m a ten sam p u n k t skroplenia, co em anacya radu, to będziemy mieć dowód pośredni na to, że rad jest przyczyną, wy­

wołującą działalność powietrza gruntow ego i atm osferycznego. Trzeba jeszcze tu pod­

nieść i ten fakt, że m ożna wodę, wolną od enaunacyi, uczynić czynną i przewodzącą dobrze elektryczność przez zetknięcie dłuż­

sze z m ułem fango. Praw dopodobnie więc ta k sam o woda źródlana, sącząc się przez w arstw y ziemi, zawierające emanacyę, n a­

biera własności prom ieniotwórczych, w yka­

zanych przez J . J . Thom sona, H im stedta i innych.

W zw iązku z promieniotwórczością fanga i innych składników skał, albo, ja k już teraz chyba powiedzieć możemy, w związku z za­

w artością radu w ty ch ciałach znajdują się jeszcze niektóre pytania. Jednem z nich jest, czy radow i tow arzyszy w ty ch ciałach uran, czy też nie. Jeżeli stosunek ilości u ran u do ilości rad u je s t w przybliżeniu t a ­ ki, ja k w blendzie smolistej, to zbadanie che­

m iczne fan g a byłoby może korzystnem . In n e pytanie dotyczę możliwości znajdow a­

nia się helu w tak ich miejscach,' gdzie ema- nacye prom ieniotw órcze w ystępują szczegól­

nie w ybitnie. W rzeczywistości bowiem zna­

leziono już, że hel je s t składnikiem wielu g a­

zów źródeł gorących, więc w artoby pod tym względem zbadać gazy term y w B attaglio.

W reszcie trzeba ocenić, jakie widoki rokuje m ożność otrzym yw ania rad u z m ułu fango.

W ed łu g doświadczeń p. Curie działalność blendy smolistej z Jachim ow a (Joachirasthal) je s t 1 0 razy większa, niż siarczanu pota- sowo-uranylowego, a w edług obliczeń E lstra i Greitla 1180 razy większa, niż działalność fanga. Jeżeli z jednej tonny blendy smoli­

stej m am y 1 g radu, to dla otrzym ania te­

goż g ram a rad u trzeba 1180 tonn fanga; cia­

ło bowiem czynne je s t tu w wielkiem roz­

drobnieniu i tylko skutkiem jonizacyi po­

w ietrza, w ykazanej przy pomocy elektrosko­

pu, m ożna je było rozpoznać. Z di-ugiej strony nie je s t wcale niemożliwem, żeby in ­

JMe 1 0 W S Z E C H Ś W IA T

(9)

No 1 0 153 ne pokrewne fangu, co do pochodzenia, cia­

ła nie były obdarzone silniejszą prom ienio­

twórczością. Dotychczasowe zatem doświad­

czenia w ty m zakresie m ożna przedstawić, ja k następuje: S tała skorupa ziemska jest źródłem emanacyi promieniotwórczej, która znajduje się w pow ietrzu gruntow em w pew ­ nej, nie wszędzie jednakow ej gęstości Stąd przenika z jednej strony przez dyfuzyę do atm osfery, szczególniej podczas zniżania się ciśnienia i z tego względu m a większą kon- centracyę nad lądem , niż n ad morzem; z d ru ­ giej zaś strony przenika do wody źródeł i studzien i może być stam tąd usunięta za­

pomocą powietrza, przepędzanego przez wo­

dę. Przyczyny em anacyi trzeba szukać w istnieniu znikomo m ałych ilości rad u w różnych rodzajach g ru n tu , co zaznaczyło się wybitniej w g ru n tach gliniastych. Pew ­ ne fakty, ja k istnienie silnej emanacyi w wy­

dostającym się z ziemi bezw odniku węglo­

wym i w źródłach gorących i stosunkowo silna promieniotwórczość pierw otna szlamu fango, pochodzącego z takiego źródła, zdają się wskązywać, że zaw artość rad u rośnie z głębokością, albo też może je s t niezwykle wysoka w w ytw orach wulkanicznych.

(P h y sik alisch e Z eitsch rift).

Streszczone przez D. T.

LA M PY E L E K T R Y C Z N E SYSTEM U COOPER H E W IT T A .

W szechśw iat niejednokrotnie ju ż zamiesz­

czał wzmianki o lam pie elektrycznej Cooper Hew itta, teraz jed n ak wobec ukazania się tej lam py w sprzedaży podajem y nieco szcze­

gółów o obecnej jej budowie i własnościach.

W szystkie obecnie używane w praktyce źródła św iatła zawdzięczają swe zdolności świetlne żarzeniu się ciała stałego, zwykle węgla, pod postacią w łókna lub pręta, ja k to widzimy w zw ykłych lam pach żarow ych i łukowych, lub w form ie drobniutkich czą­

steczek, jak w palniku gazowym i lam pie naftow ej: Lam pa, w ynaleziona przez Coo­

per H ew itta opiera się na zupełnie innych podstawach, gdyż świeci w niej para rtęcio­

wa, w której przepływ ający prąd elektrycz­

ny wyw ołuje bardzo silną luminescencyę.

L am pa składa się z ru ry szklanej, posiadają­

cej na obu końcach zakończenia m etaliczne z wtopionem i d ru tam i platynowem i. D ru ty te doprow adzają prąd do elektrod, z których jedna lub obie utworzone są z rtęci. W r u ­ rach szklanych w ytw arza się możliwie do­

kładna próżnia, poczem ru ry zam yka się szczelnie, ażeby para rtęciow a nie m ogła się ulatniać. P a ra rtęci w w arunkach, w jakich się znajduje w lam pie, staw ia początkowo wysoki opór przejściu prądu elektrycznego.

Opór ten, który, ja k się zdaje, panuje mię­

dzy elektrodą odjem ną a parą, m usi być po­

konany zanim lam pa zacznie świecić. Z róż­

nych dróg, prow adzących do tego celu, w y­

brane zostały dwie, najlepiej się nadające do zastosowania praktycznego. Pierw szy spo­

sób polega na chwilowem wytworzeniu w lampie wysokiego napięcia, otrzym yw ane­

go przez wyładowanie rurki, połączonej z lam pą w szereg. W drugim sposobie nie zastosowuje się wysokiego napięcia, lecz stw arza czasowe połączenie między elektro­

dami zapomocą m ateryału, składającego sa ­ me elektrody, t. j. rtęci. Lam pa je s t tak zbu­

dowana, że jedna elektroda leży norm alnie trochę wyżej niż druga. Za poruszeniem odpowiednio zawieszonej lam py, trochę r tę ­ ci z wyżej położonej elektrody przelewa się cienkim strum ieniem do niższej elektrody.

Ten strum ień rtęciow y tw orzy chwilowe po­

łączenie m etaliczne między obu elektrodam i i zaraz się urywa. W m iejscu przerwania się rtęci powstaje światło, które w m iarę opadania rtęci rozszerza się szybko na całą lampę. Ponieważ rtęć posiada własność przelew ania się długim , podobnym do nitki strum ieniem , przeto do zapalania lam p n a ­ wet dłuższych niż 4 stopy nie zużywa się więcej rtęci niż tego potrzeba do ich norm al­

nego działania. Jeden lub d ru g i sposób za­

palania jest dla każdego ty p u lam py z góry określony. Lam py Cooper H ew itta m ogą być, ja k dotychczas, zastosowane tylko do

; p rąd u stałego, przyczem wobec napięcia od

i 50—150 woltów palą się pojedyńczo, wobec

| zaś napięć wyższych palą się po 2, 3 lub 4 w szeregu, zużywając prądu 3.—3,5 arnpe-

! ra. W skutek wielkiej w ydajności światła j (750 świec norm. sferycznych na 3 ampery, j 110 wolt) lam py Cooper H ew itta są znacznie

(10)

154 W S Z E C H ŚW IA T JMa 1 0

ekonomiczniej sze od lam p żarow ych, a n a ­ w et przew yższają w ty m względzie lam py łukowe. R u ry szklane używane do w yrobu lam p Cooper H ew itta m ają jeden cal średni­

cy, długość ich zaś jest zależna od przezna­

czenia lam py oraz od napięcia, z którem ma się palić d ana lam pa. D ługość palenia się lam p Cooper H ew itta je s t teoretycznie nie­

skończona, ale zauważono, że powyżej

2 0 0 0 godzin następuje osłabienie siły św ietl­

nej, w skutek czego lam py te b u d u ją się z przeznaczeniem dla 1600 godzin. L am py nowego system u, jako oparte n a zjaw isku lum inescencyi, nie w ydzielają praw ie wcale ciepła, tak, że ru ra lam py je s t bardzo znacz­

nie chłodniejsza niż gruszka elektrycznej lam py żarowej. J e s t to właściwość bardzo pożądana, szczególniej np. w razie zastoso­

w ania św iatła elektrycznego do celów fo to ­ graficznych i na tej zasadzie lam pa Cooper H ew itta m usi być uznana za krok naprzód w kierunku rozdziału zjaw isk św ietlnych i cieplnych, co, ja k wiadomo, stanow i ideal­

ny cel techniki oświetlenia. Światło, w y­

tw arzane przez lam py Cooper H ew itta je st niezm iernie białe, skutkiem praw ie zupełne­

go b rak u prom ieni czerwonych. Z tego względu św iatło lam p Cooper H e w itta n a ­ daje się szczególniej tam , gdzie chodzi o p ra ­ cę w ym agającą wielkiego natężenia oczu, a więc w biurach, salach rysunkow ych, ze- cerniacli, zakładach fabrycznych dla robót precyzyjnych i t. d. Szczególną uw agę zwró­

cić też należy na zastosowanie lam p Cooper H ew itta do wszelkich celów fotograficznych, ja k i do przygotow yw ania odbitek. Skutkiem obfitości prom ieni chem icznych odbijanie fo­

to g ra fii odbywa się bardzo prędko i, w sku­

tek stałej siły świetlnej, z większą rów no­

ścią niż pod w pływ em zm iennych natężeń św iatła dziennego.

W spom niane własności lam py Cooper H e­

w itta, w pew nych razach bardzo cenne, zu­

pełnie nie pozw alają na zastosow anie tejże J lam py w innych przypadkach. W iadom o, że ciała i przedm ioty kolorow e w y d ają się nam tak iem i dlatego, że odbijają ty lk o pro- j m ienie pewnego rodzaju, a więc np. zielo- | ny kolor danego ciała pochodzi od odbicia prom ieni zielonych, czerw ony—-czerw onych i t. d. Ciała, które odbijają prom ienie w szyst­

kich barw, nazyw am y białemi, te zaś, które

pochłaniają wszystkie promienie, w ydają się nam czarnem i. Jeżeli więc dane źródło świa­

tła nie posiada prom ieni pewnego koloru, w takim razie ciała, odbijające właśnie ty l­

ko te prom ienie i w ystaw ione na działanie podobnego źródła św iatła, m uszą się nam w ydaw ać czarnem i, gdyż nie m ogą odbić prom ieni nieistniejących, a inne pochłania­

ją. W y n ik a stąd, że w razie braku prom ie­

ni czerw onych w świetle lam py Cooper H e ­ w itta w szystkie przedm ioty czerwone będą

§ię nam w ydaw ały czarnemi: zniknie więc czerwień u s t i różow y kolor ciała, a ludzie w ydaw ać się nam będą tru p io b lad zi. W sku­

te k tej w danym razie niepożądanej właści­

wości lam py Cooper H ew itta nie dadzą się zastosow ać w m ieszkaniach, n a w ystaw ach obrazów, w sklepach bław atnych i wogóle tam , gdzie zależy n a dokładnem rozróżnia­

niu kolorów.

IV . I V .

A K A D E M IA U M IE JĘ T N O ŚC I W K R A K O W IE .

W Y D Z IA Ł M A TE M A TY CZN O -PK ZY B O D N IC ZY . Posiedzenie d. 11 stycznia 1904 r.

(D okończenie).

2) Czł. W itk o w s k i re fe ru je o p rac y p. K . Z a ­ k rz e w sk ie g o p. t.: „ 0 położeniu osi optyczn3rch w cieczach o d k sz ta łc a n y c hu.

W e d łu g te o ry i prof. N ata n so n a w yznaczenie położenia osi optyczn y ch w cieczach, załam u ją­

cych św ia tło pod w ó jn ie w sk u te k o dształcania w- ru ch u , p ro w a d zi b ezpośrednio do oznaczenia czasu re la k sa c y i ty c h cieczy. W ty m celu w y ­ k o n an o dośw iadczenia z kołłodyonem , oliw ą, oraz z o lejam i parafinow ym i lnianym . O kazało się, że ty lk o w k o łlodyonie j e s t rzeczą m ożliw ą ozna­

czyć czas re la k sa c y i, w yn o si on 0 , 0 0 2 sek.

w tem p 2 0 ,6 ° C. Co do trze ch innych cieczy to conajw yżej m ożna p o sta w ić g ó rn ą g ra n ic ę tej s ta ­ łe j: nie p rze k ra c z a ona z pew nością 0 , 0 0 0 0 1 sek.

3) Czł. W itk o w s k i re fe ru je o p ra c y p. I. Mo­

ścick ieg o p. t.: ,, B a d a n ia n ad w y trzy m a ło śc ią d ie le k try k ó w " .

R ozliczne d o św ia d cz en ia robione n a d w y trz y ­ m ałością d ie le k try k ó w n a p rzeb icie okazały, że d ie le k try k w y trz y m u je w śro d k u znacznie w y ż­

sze n ap ięc ia aniżeli n a b rze g ach o k ła d k i. P rz e z zasto so w an ie d ie le k try k ó w ru rk o w y c h można b y ­ ło b rz e g i o k ła d k i ta k dalec e wzm ocnić, że p rz e ­ b ic ie n astęp o w ało dow olnie, w śro d k u albo na b rz e g u o k ła d k i. Bo w y konaniu całego szereg u

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bezwątpienia, nie wszystkie kom órki ek- toderm iczne zm ieniają się w ten sposób przy pierwszem zetknięciu się z roztw oram i lito- wemi; niektóre z pom iędzy

W dnie niedzielne ry bak na morze nie wyjeżdżał i pelikan pożywienia nie dostaw ał, do czego tak się przyzwyczaił, że w dnie te wcale się nie pokazyw ał

suw ając się niejednostajnie poprzez brzegi lataw ca, z pod jego płaszczyzny raz z praw ej, raz z lewej strony, w yw ołuje ciągłe w ahania naokoło jego osi.. Lecz

H ypoteza siły życiowej w ydaw ała się tak zgodną z faktam i, które tłum aczyć m iała, że nie w ahano się odwoływać się do niej jako do zasady w

Probow ano w praw dzie dojść do tego drogą pośrednią, uszeregow ując wszystkie ciała podług ich „czarności 11 i z zachow ania się rozm aitych prom ieni w

1859 B unsen i K irchhoff ogłosili swą m etodę analizy widmowej, któ ra odtąd stała się najdoskonalszym sposobem stw ierdzania obecności pierw iastków znanych i

G dy dotykam y się kulki ręką, usuw am y z listków nadm iar elektronów odjem nych, ładunek ich bowiem rozchodzi się teraz po naszem ciele i powierzchni ziemi, a

Na podstaw ie fak ­ tu, że wytworzenie się jej nie jest połączone ze zwiększeniem się obwodu jajka, Ziegler tw ierdzi, że nie może być uw ażana za jakiś