• Nie Znaleziono Wyników

Drwęca 1934, R. 14, nr 47

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Drwęca 1934, R. 14, nr 47"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Z D O D A T K A M I : „OPIEKUN M Ł O D Z I E Ż Y “, „NASZ P R Z Y J A C I E L “

P> K . O , P i m i n f i **r. p.04

i R O L N I K “

„Drwęca“ wy-thodai 3 razy tygotin. w« wtorek, czwartek i sobotę raao.

Praedpl#t* wyworó dla aboaomtbw raieeięcaaiie * doręczaniem 1,30 ai.

Kwartakrie wynoei z Wręczaniem 3,89 z t

Payjmeie «3 ogłoszenia do wessyrtklefa gazet Dw* i wydewnkdme „Drwęce“ bp. 1 e. p. w Mowemmieśeie.

Cana ogłeezeń: Wiersz w w ysokości 1 nriMmatrs na stronie 8-iamowej 15 g i, na stro n ie 3-tamowe] 50 gr, n a 1 stronie 00 gr. — O głoszenia drobne: Napisowe słow a (tłusta) 30 gr katde dalsze sło wo 15 gr. Ofteezeafai zagrań. 100% w ięcej

N um er ta le to n n : N o w e m ia s te 8.

AWes tełegr.; »Drwęca* Nowsodaata-Pcaimm«.

ROK XIV. NOWEMIASTO-POMORZE, WTOREK, DNIA 24 KWIETNIA 1984 NR. 47

Z powodu przyjazdu do Polski ministra francuskiego spraw zagr.

Barthou.

Przybył do naszego kraju i gości w nim jeszcze m iły i w ie lc e pożądany gość. Przybył on do aas w dniu 22 kwietnia i zabawi kilka dni. Cała lu d ność p olska w ita fra n cu sk ieg o ministra spraw. zagr. z n iek ła m a n ą radością. Wszak jest on przedstawicielem narodu, nam od wieków ta k b lisk ieg o nietyłko węzłami pokrewieństwa duchowego, nietyłko wiekową tradycyjną przyjaź­

nią, ale, co najważniejsza, w sp óln ością in te r e ­ só w . Wszak Francja i Polska ma jeden wspólny cel utrzym an ia p o k o ju ii z a b ezp ieczen ia go przed w sp ó ln y m wrogiem, odwiecznie zachłannym i od­

wiecznie niespokojnym, a zagrażającym w równej mierze wolności tak jednego, jak i drugiego kraju.

Stąd też ścisła łączność, jak najszersza współ­

praca jest nakazem n a jż y w o tn ie jsz y c h in t e r e ­ só w obydwuch krajów. A przyjazd francuskiego ministra spraw zagr. w obecnej chwili jest bodajże b ard ziej p o trzeb n y i pożądany niż kiedykol­

wiek bądź. Wszak w ostatnich czasach w tych tak naturalnych, a koniecznych węzłach przyjaźni i braterstwa zaczęło się coś psuć i rw ać. Jak wynika z rozmaitych głosów, które ukazują się na łamach prasy francuskiej, Francja sama przyznaje się do winy za to ostatnie r o zlu źn ien ie stosun­

ków polsko-francuskich. I słusznie tak czyni.

Wszak Polska postępowaniu dyplomacji francuskiej w stosunku do niej n ie je d n o ma do zarzucenia.

Datuje to już od ery briandowskiej polityki zagr., który to mąż sta n u często gęsto przy ukła­

dach międzynarodowych, a zwłaszcza z Niemcami, z ig n o r o w a ł najżywotniejsze in te r e s y P o l­

ski. Ow niefortunny układ w L ocarno, gdzie zo­

bowiązano Niemcy do poszanowania granic Francji bez równoczesnego zapewnienia takiego samego bezpieczeństwa granicom Polski, musiał b o le śn ie d otknąć naród polski. D rugiem ta k iem w y ­ d a rzen iem , przykrym rozdźwiękiem odbijającym się po Polsce, to ó w tniefortunny pak t czterech , zawarty już przez następcę Brianda, ale kontynu­

atora jego polityki, gdzie p o m in ię to zu p e łn ie p o stu la ty , a n a w e t sta n o w cze p r o te s ty P o lsk i.

Wogóle postępowanie polityki francuskiej w

■tosunku do Polski równało się nieraz obchodze­

niu się z uboższym swym i mniej znaczącym kuzynem, którego się trzyma przy sobie, bo się go może nieraz potrzebować, ale z którym zbytnio Mczyć się nie potrzeba. Przy ocenie tego postępo­

wania atoli trzeba i to wziąć pod uwagę, że cała polityka francuska od długich czasów znajdowała się w rękach kliki m a so ń sk o -ży d o w sk iej, która w znacznej mierze n ią k ie r o w a ła n ie ty lk o ze szkodą dla sw e g o so ju szn ik a , a le n a w e t dla n a jż y w o tn ie jsz y c h in te r e s ó w sa m e j F rancji, bo tak tej m afji nakazywały jej w ła s n e in te r e sy , je j w ła sn a racja stan u — jak to ja ­ skrawo ujawniła głośna afera Stawiskiego.

To też dziś, gdy Francja z tych niesamowitych sieci masońsko-żydowskich zaczyna się wyzwalać, wraca jej też świadomość popełnionych przez jej mężów stanu wobec swej sojuszniczki Poi- j ski uchybień i grzechów i p rzy zn a ją c s ię ! do w in y , ch ce je n ap raw ić. Ale czy i Pol­

ska nie ma także powodu część winy za to, co było we wspomnianej przeszłości, w zią ć i na s ie ­ b ie ? Czy polityka polska zagraniczna w rozmai­

tych fazach jej rozwoju umiała się zawsze znaleźć na wysokości swego zadania ? Czy n asza p o lity k a nie była zbyt często w rozmaitych decyd. chwilach aż nadto p otulna, aż n a d to u le g ła i słaba, że n ie u m ia ła zdobyć sobie u swej sojuszniczki n a ­ le ż y te g o p o w ażan ia i należytego posłuchu ? Bodajże tego zarzutu naszej dyplomacji zaoszczę­

dzić nie można. Przecież dość często prasa nasza zmuszona była ganić zbyt słabe, z b y t n ie z d e c y ­ d o w a n e p o sta w ie n ie sp ra w y i in te r e s ó w P o l­

sk i w ro zg ry w k a ch na arenie międzynarodowej.

Więc gdy tak dzisiaj naród franc. w przyznaniu się do własnej winy co do Polski, bijąc się niejako w piersi,

pow iada: „moja wina“, godzi się i Polsce przyznać . się do swoich niejednokrotnie popełnionych pod tym I względem błędów i w z a jem n ie so b ie w sz y stk o w yb aczyć i p u ścić w n iep a m ięć. Ostatnio na szachownicy polityki zagranicznej P o lsk i nastąpiły s p ociągn ięcia, które wielce za n iep o k o ić musiały Francję i też w głównej mierze przyczynić się do 1 poddania poważnemu zastanowieniu się z jej strony \ nad dotychczasowem swem postępowaniem \ w stosunku do Polski, a mianowicie o s ta tn ie zb liżen ie s ię p o lsk o -n iem ieck ie. Sam Hitler tego zapragnął, a Polska tym życzeniom i dążeniom n ie o d n o w iła . I za złe jej tedy brać nie można.

Skoro bowiem Francja zaniedbywała zapewnienia Polsce bezpieczeństwa, cóż tego dziwnego, że P o lsk a sam a so b ie je u siło w a ła w y ro b ić.

I byle tylko miarodajne czynniki nasze pod tym względem pozostały w o ln e od w sz e lk ic h I ilu z y j co do sz c z e r o śc i in te n c y j n iem ieck ich i miały się stale na b aczn ości przed Niemcami, to 1 umowa ta z niemi co do nieagresji i zbliżenie gospo- j

darcze Polsce szkody p rzy n ieść n ie m oże. Ale j

Francja obawia się o coś więcej. O baw ia s ię miano-

I

wicie, by przebiegłości dyplomacji niem. nie u d a ło ; s ię czasem P o lsk i u sid lić i otu m an ić tak dalece, ! by o d w ró ciła s ię od Francji, a oddała się N ie m - I com. Wielce również niepokoi rząd franc. sto su n e k \

,

P o lsk i do C zech o sło w a cji, która takim samym I pożądanym jest sojusznikiem dla Francji jak Pol- f ska. Nie rozumie Francja, jak dwa b ra tn ie na- J 5*ody, skazane w utrzymaniu swej niepodległości

| ua wzajemną pomoc, m ogą s ię ta k z e sobą j sw a rzy ć i czu bić, ku uciesze wspólnego wroga.

I Są jeszcze i inne zagadnienia, które powstały w

| ostatniej dobie na podstawie rozmaitych przesu-

| nięć politycznych, zwłaszcza na południu i w po­

ił łudniowo-wschodniej części Europy, a które wy-

« magają wspólnej wymiany zdań. To też należy

| z wielkiem powitać zadowoleniem przyjazd fancu-

\ skiego ministra spraw zagr. do Polski, który da

* sposobność w drodze u stn ej w y m ia n y zdań w y ja śn ić c a ło k s z ta łt sp raw , obchodzących

| obydwa narody, rozwiać mgły zaszłych rozdźwię- l ków i nieporozumień. Opinja publiczna polska

j spodziewa się, że wizyta tak wybitnego męża sta- nu, jakim jest Barthou, wypróbowany przyjaciel

? Polski, o ż y w i i w zm ocn i w ę z ły p rzy ja źn i,

łącząc oba kraje i p rzy czy n i s ię do sk r y sta li-

•: zo w a n ia i w y ja śn ie n ia sy tu a c ji ogólnej z po-

! żytkiem dla obu państw i dla pokoju oraz bezpie-

\ czeństwa ogólnego.

Co prawda N iem cy chcą przy tem wszystkiem I upiec swoją pieczeń. Dawniej w okresie Locarna, 5 Niemcy kokietowali Francję, a zwracali się przeciw i Polsce, dziś ich przebiegła gra polega na prawieniu j Polsce komplementów z powodu jej „odczepienia l się od fartuszka Francji“, a jednocześnie sugerują f Niemcy opinji francuskiej, że kraj nasz odwraca

> się od Francji, zatem i ona nie powinna sie na

\ Polskę oglądać. Jest to robota jednak tak wyra-

| żna, że cel jej powinien być widoczny wszystkim I i nikt nie powinien iść na lep bądź to czułostek nie-

* mieckich bądź też półsłówek, siejących nieufność.

P o b y t p. B arthou w W arszaw ie w in ie n w ykazać, że N iem cy o d d a ją s ię z łu d z e n io m , je ż e li w y d a je im s ię , że z d o ła ją ch oćb y r o z ­ lu źn ić w ę z ły p o lsk o -fr a n c u sk ie i sp a ra liżo ­ w ać w sp ó łp ra cę obu n a ro d ó w .

. . Hri »ni rai ri TBgMri i ,inwMiwiii«iii im— iiiim iun u i i im

B elg ja obniża s to p ę d y sk o n to w ą .

Paryż. Z Brukseli donoszą, że Narodowy Bank Belgijski postanowił obniżyć stopę dyskon­

tową z 3l|2 na 3 proc. Zarządzenie to wejdzie nie­

bawem w życie.

K rw aw a w a lk a w śród cy g a n ó w .

Wiedeń. Bardzo krwawo zakończyła się walka dwu rywalizujących od dłuższego czasu w okolicy obozów cygańskich.

Pomiędzy rodzinami tych obozów toczył się od kilku miesięcy spór. Ostatecznie doprowadził on do formalnej bitwy, w czasie której dwóch cy­

ganów zostało zabitych, a kilkunastu dalszych jest ciężko rannych.

Bójkę zlikwidowała policja, która aresztowała kilka osób.

Polska wita ministra Barthou.

E n tu zja sty czn e p rzy jęcie w P ozn an iu . Poznań, 22- 4. W niedzielę o godz. 11.55 przybył d o Z b ą s z y n i a pociągiem luksusowym min. spraw. zagr. republiki francuskiej, p. Louis Barthou. Na dworcu w Zbąszyniu witali dostoj­

nego gościa a m b a s a d o r F r a n c j i w W a r ­ s z a w i e , L a r o c h e i przedstawiciele miejsco­

wego społeczeństwa.

Po krótkim postoju min. Barthou odjechał vr d a l s z ą d r o g ę . D o P o z n a n i a przybył 0 godz. 13.13. Na dworcu zebrali się przedstawi­

ciele miasta, Towarzystwa polsko-francuskiego 1 liczne rzesze publiczności. Min. Barthou ukazał się w drzwiach wagonu, poczem dyr. Marciniec w imieniu prez. Ratajskiego wręczył ministrowi b u k i e t k w i a t ó w . W imieniu miasta powitał dostojnego gościa Stefan bar. Rott, w imieniu Stów. polsko-francuskiego prez. prof. Dembiński, w imieniu kolonji francuskiej z Poznania dyr.

Maes, zaś w imieniu konsulatu francuskiego wice- konsul Baron.

Min. Barthou w czasie swego kilkuminutowego postoju w Poznaniu rozmawiał z ożywieniem z wi­

tającymi go, wyrażając nadzieję, iż w r a c a ć b ę ­ d z i e z e s p e ł n i o n e m z a d a n i e m . W ś r ó d o k r z y k ó w „ N i e c h ż y j e F r a n ­ c j a ! ” min. Barthou odjechał w dalszą drogo do Warszawy.

P. min. Barthou towarzyszył szef gabinetu R o c h a t o r a z l i c z n i d z i e n n i k a r z e francuscy i korespondenci pism polskich z Paryża.

Z n a m ie n n e o ś w ia d c z e n ie K s. P ry m a s a H londa.

Paryż. W tygodniku „Sept” ukazał się wywiad współpracownika tego pisma z Ks. Prymasem Hlondem, w którym Kardynał poruszył bieżące zagadnienia polityczne, a w szczególności sprawę sto su n k ó w p o lsk o -n ie m ie c k ic h .

Mówiąc o polsko-niemieckim pakcie o nieagre­

sji, Prymas w y r a z ił s ię z u zn a n iem o za w a r­

ciu teg o u k ład u . „Znaleźliśmy się — oświadczył Kardynał Hlond — wobec dwóch potęg ściennych, z któremi stosunki nasze mogły ukształtować się dobrze lub źle. Obowiązek moralny i wzgląd na naszą rację stanu nakazywał nam wybrać tę pier­

wszą ewentualność. W ybraliśm y zatem p o k ó j, aczkolwiek, podpisując pakt z Niemcami i Sowietami, nie wyraziliśmy nawet opinji co do ich ustrojów.

Kurtuazja stosunków dyplomatycznych bynajmniej nie kryje pochwafy dla drogich nam doktryn.

Przechodząc do omówienia konsekwencyj paktu polsko-niemieckiego w zakresie przyjaźni polsko- francuskiej, Ks. Kardynał wskazał, że konsekwen­

cje te mogą być jedynie korzystne. Cały szereg rządów francuskich starał się doprowadzić do ugo­

dy pomiędzy dawnemi Niemcami parlamentarnemi, a Polską. Starania te nie dały rezultatów. Teraz, kiedy nareszcie tego dokonano, czyżby fakt ten miał wzbudzić niezadowolenie ? W iem y d o sk o ­ n a le , że nasi fra n cu scy p r z y ja c ie le c ie s z ą s ię w raz z n am i, ż e p o k ó j j e s t z a p e w n io n y , a tr a k ta ty są u sz a n o w a n e .

N ie p o w o d ze n ie p ro p a g a n d y a n tyre lig ijn e j.

Warszawa. „Gosizdat” (wydawnictwo państwo­

we) wydał ostatnio książkę p. t. „Wałka z religją w nowej piatiletce”, w której daje sprawozdanie z dotychczasowych rezultatów akcji bezbożniczej na terenie Sowietów. Sprawozdania te na ogół są pesymistyczne, o ile chodzi o wyniki nakładów finansowych i wysiłków bezbożników w walce z re- Hgfa* Poszczególni agenci bezbożniczy stwierdzają, że w Kołchozach chłopi w 90 procentach posiadają w swych domach obrazy święte, przed któremi modlą się.

(2)

Czy milionowy spadek

po leg en d a rn y m m jr. D em biń sk im p r z ejd z ie w r ęc e sp a d k o b iercó w polsk ich ?

Toruń. Po objęciu Pom orza przez w ładze polskie w 1920 roku rozeszła się wieść o w ielomilionowym spadku do­

larow ym , który zostaw ił po sobie legendarny m ajor wojsk am erykańskich, Mikołaj Dembiński. Domniemani spadko­

biercy Dembińskiego mieli zam ieszkiwać na Pomorzu. Zna­

lazło się ich Diebawem stukilkudziesięciu.

Mikołaj Dembiński brał udział w pow staniu listopa- dowem w 1930—31 roku, a po krwaw em stłum ieniu p o w ita ­ nia uciekł z K rólestw a Kongresowego i znalazł schronienie w raz z czterem a siostram i u hr. Czapskiego w Gronowie, pow. toruńskiego. Dobra D em bińskiego w woj. kieleckiem zostały przez rząd rosyjski skonfiskow ane. Niebawem udał się on przez F ran cję do StanówT Zjednoczonych Am eryki Półn. Tu w stąp ił do arm ji sta n u Teksas, który w tych w łaśnie la ta c h prow adził z Meksykiem walki o niepodległość.

Dembiński odznaczył się w czasie wojny wielkiem b o h a te r­

stw em oraz odw agą i zwyczajem ówczesnym otrzym ał jako nagrodę wielkie obszary ziemi, których przecież nie brakło w Ameryce Północnej.

W roku 1836 poległ mjr. Dem biński w bitw ie pod Goliad, nie pozostaw iając żadnych potom ków ani testam en tu , w którym by wyznaczył spadkobiereówT. Posiadłości są położone w prow incjach Titus, F ranklin, Dimmit i W icbnitta, sta n u TPolcs e s

W roku 1877 zgłosili się do w ładz am erykańskich Jerzy i E lżbieta P etrovick i zeznali pod przysięgą, że od roku 1822 znali Aleksego i A nnę D em bińskich i że ci byli rodzi­

cami M ikołaja Dembińskiego. P etrovisk widocznie zdołał się w ykazać wobec w ładz am erykańskich św iadectw am i po­

k rew ieństw a z mjr. Dembińskim, skoro one zgodziły się w.

r. 1889 na podjęcie sp ad k u w postaci ogrom nych obszarów ziemi w prowincji Titus.

W la tac h późniejszych rząd am erykański kilkakrotnie zw racał się do rządu pruskiego, by w yszukał spadkobierców F ak te m jest, że spadek istnieje do dziś dnia, a ku rato rem jego je st J. T. Robinson w A ustin, stolicy stan u Teksas.

Już za czasów polskich wr 1928 r. G łów ny U rząd Ziemski w A ustin zwrócił się do polskiego konsula generalnego w Chicago, p. K urnikowskiego, w spraw ie uregulow ania spadku.

C ała trudność w indykacji spadku polega jedDak na tem , że leg en d arn y m ajor Dembiński w ystępuje w dokum entach, przechow anych przez w ładze am erykańskie jako N. Dem- briski. Czy u d a się udow odnić, że D em briski je st id entycz­

ny l D em bińskim ? P rzekręcenie nazw iska, trudnego do w ym ów ienia przez Anglików, mogło oczywiście mieć miejsce.

D ruga tru d n o ść polega na u stalen iu sto p n ia pokrew ień­

stw a obecnych spadkobierców . Trzecia tru d n o ść, to wre- szcie spraw a, jakie stanow isko zajm ą w obec w indykacji sp a d k u w ładze am erykańskie. Trzeba o tem pam iętać, że od zgonu mjr. Dembińskiego upłynęło już 98 la t i nie w ia­

domo, czy cała sp raw a nie uległa już daw no przedaw nieniu wobec różnorodnych postanow ień praw nych w szczególnych sta n ac h .

Sam sp ad ek nie je st określony co do w artości. Krążą wersje, że na teren ach , należących do spadku, są pola n a ­ ftow e, kopalnie, a naw et m iasta, p rzedstaw iające w artość k ilk u set miljonów dolarów. Są je d n ak ludzie, którzy w ierzą, że zdołają uzyskać spadek.

Dowodem tego był zjazd spadkobierców po m ajorze Dembińskim, który się odbył w ub. niedzielę 15 bm. w To­

ru n iu w sali Dworu A rtusa. Na zjazd przybyło ok. 200 osób. O brady zagaił p. Sadowski, poczem w yczerpujących w yjaśnień udzielił adw. dr. W iśniewski z T orunia, nie ta ją c bynajm niej, że przeprow adzenie spraw y je st nadzw yczaj tru d n e . Po dłuższej dyskusji w ybrano kom itet, do którego weszli p p . : S tefan Sadow ski i Józef W iśniewski z Torunia, Teofil Gajdziewski z M ichałowa (pow. brodnicki), Mal- chrowicz z T orunia i Wolniewicz z Bydgoszczy. P onadto w y brano do k om itetu p. M. Sydowa, jako biegłego z głosem doradczym w spraw ach genealogicznych.

O becny zjazd m iał n a celu reorganizację daw nego kom i­

te tu , który od kilku la t zaw iesił sw oją działalność. S tało się to krótko po wyjeżdzie do Stanów Zjednoczonych w roli e k sp erta Czesława Paszoty z Inow rocław ia. D ojechał on je d n ak tylko do P aryża i tam go okradziono. W skutek doniesienia karnego od b y ła się rozpraw a sądow a. Sąd sta n ą ł na innem stanow isku i uznał P aszotę w innym sprzeniew ie­

rzenia k ilk u n a stu tysięcy i skazał go na 3 m iesiące więzie­

nia. P aszotta um iał w yzyskać k o n ju n k tu rę w „sw oisty” sposób.

Po w yborze członków kom itetu uchw alili zgrom adzeni, że o d tą d kom itet będzie reprezen to w ał spadkobierców i w ich im ieniu podejm ie w szelkie możliwe kroki celem uzyskania sp a d k u .

S praw a z tym spadkiem , ja k z powyższego w ynika, to coś nieom al ja k owe sk arb y n a księżycu. A je d n ak ta k a niczem nie zachw iana w iara i ta k a w ytrw ałość! Co to nie może siła uroku mamony!

J u g o sło w ia n in na Jasn ej G órze.

Częstochowa. Przybył tu wybitny parlamen­

tarzysta jugosłowiański, sen Milan Popovic. P.

Popovic zwiedził Jasną Górę i kilka miejscowych fabryk.

W ierna przyrzeczeniu maiki

P O W I E Ś Ć .

--- 82

ĆCiąg dalszy).

Na to pierwszy głos zapytał znow u:

— Jak daleko do mostu ?

— Niedaleko, wzdłuż szyn, po ominięciu stawu.

Kiedy wypadłam przed dom, spostrzegłam tylko starego murzyna, oddalającego się z zawiniątkiem, przewieszonem przez plecy. Byłam tak silnie pod­

niecona wrażeniem znajomego, jak mi się zdawało, głosu, że pobiegłam kawałek drogi szynami, ale nikogo nie dostrzegłam. Wkrótce nadszedł pociąg towarowy, tak, że miałam tylko czas uskoczyć na bok, a kiedy zawróciłam do stacji, zastałam urzędnika kolejowego, stojącego we drzwiach.

Pytania jego wydały mi się niedyskretnemi, więc zbyłam go krótko i doczekawszy się pociągu oso­

bowego, wyjechałam o 3-ej. Resztę wiecie, pano­

wie, z zeznań świadków, które wszystkie składają się na to, aby mnie obwinić o najczarniejszą ze zbrodni. Wszystkie okoliczności świadczą przeciw mnie. Chustka, przesycona chloroformem, znale­

ziona w pokoju generała Darringtona, była niegdyś moją, ale jakim sposobem tam się znalazła, to Bogu jednemu tylko wiadomo. Gdy byłam u ge-

N ie sp o d zia n ka w now ym d e k re c ie o e m e ry tu ra ch państw ow ych.

U rzędn icy znów m ają tracić ?

Warszawa. Organizacje i związki pracowni­

ków państwowych oczekują ogłoszenia d e k retu o now ych przepisach em ery ta ln y ch . Albo­

wiem w kołach urzędniczych rozeszły się wieści, że uchwalony przez Radę ministrów dekret posta­

nawia, iż p racow nicy p a ń stw o w i, k tó rzy do 31 sty czn ia 1934 r. p rzeb y li co n a jm n iej 15 la t w słu żb ie pań stw ow ej, m ają w p ra w d zie praw o w yb oru za o p a trzen ia e m e r y ta ln e g o według dawnych norm uposażeniowych, ale wów­

czas lata, p r z eb y te w służbie po 1 lu ty m rb., n ie będą lic z y ć s ię do w y słu g i e m e r y ta ln e j.

W kołach urzędniczych obliczono, że u rzęd ­ n icy p a ń stw o w i, p rzech o d zą cy na e m e ry tu rę w r. 1934 i 1935, a p o b iera ją cy daw n ą e m e ­ rytu rę, stra cilib y p rzez to 3—6 proc., po­

n iew a ż n ie będą im z a liczo n e o sta tn ie la ta słu żb y. Przechodzący na emeryturę w póź­

n ie jsz y ch latach, a w y b ie r a ją c y d aw n e 'n o rm y e m e r y ta ln e — stracą je s z c z e w ię c e j.

Związki pracowników państwowych zamierzają po ogłoszeniu dekretu podjąć energiczną akcję przeciwko powyższemu postanowieniu, które uwa­

żają za krzywdzące.

W pływ ow y s a n a to r p rz e n o si s ię do Palestyny. — O c z y w iś c ie !

Żydowski „Moment” d o nosi:

„— Do syndykatu emigracyjnego zwrócił się chrześcijanin, inżynier Kudelski, z prośbą, aby mu wydano paszport emigracyjny do Palestyny. Inży­

nier z lik w id o w a ł s w o je w sz y s tk ie in te r e s y | w Warszawie, sprzedał nawet swój grób rodzinny j na cmentarzu powązkowskim i p o sta n o w ił pu- | ścić s ię w d rogę do E rec Izrael. Inż. Kudelski zamierza w Palestynie stw o rz y ć to w a r z y stw o b u d ow y d om ów b e to n o w y c h . Ponieważ jest on chrześcijaninem, jak również kapitalistą, otrzy­

ma paszport, nie potrzebując zwracać się do Urzę­

du palestyńskiego po certyfikat”.

Zargonówka widocznie świadomie przemilcza, że te n ch rześcija n in j e s t p o ch o d zen ia ży ­ d o w sk ieg o , a w dodatku wpływowym członkiem t sanacji ua terenie Górnego Śląska. ~j W A fry c e b u rzą s ię p rz e c iw żydom . G roźne rozru ch y a n ty ży d o w sk ie w T a n g erze.

Londyn. Z Tangeru (północne Marokko fran­

cuskie) donoszą o gwałtownych rozruchach, wy­

wołanych przez tamtejszą ludność arabską i skie­

rowanych przeciw żydom.

Już od dłuższego czasu wśród Arabów w Ma­

roku panuje silne wrzenie z powodu zachowania się sjonistycznych organizacyj skautowskich, które wśród okrzyków i śpiewów maszerują przez dziel­

nice arabskie, wzniecając nienawiść u mieszkańców.

Przed jedną z kawiarń w śródmieściu Tangeru, na której powiewała flaga sjonistyczna, zgromadził się olbrzymi tłum, złożony z przeszło 2.000 Ara­

bów, który groźnemi okrzykami domagał się na­

tychmiastowego zdjęcia flagi żydowskiej.

Gdy to nie nastąpiło, zdemolowano ka*wiarnię.

Goście, przeważnie żydzi, rozbiegli się, kilkunastu jednak zostało ciężko pobitych. Dwóch żydów wskutek odniesionych ran zmarło.

Porządek przywrócił silny oddział wojska, do­

konując kilkunastu aresztowań.

H allerczycy p o w ita ją m in. Barthou*

Warszawa. Związek Hallerczyków wezwał swych członków, aby gremjalnie wzięli udział w powitaniu ministra Barthou na dworcu w War­

szawie.

W społeczeństwie polskiem istnieją tendencje, aby przyjazd ministra francuskiego miał charakter manifestacyjny.

nerała Darringtona, pomiędzy papierami, wyrzu- eonemi na stół z blaszanej szkatułki, widziałam dużą kopertę z nap isem : Ostatnia wola i testa­

ment Roberta Łukasza Darringtona, ale ten jeden raz tylko ją widziałam, tak jak jedyny i ostatni raz widziałam samego generała, którego, wycho­

dząc przez werandę, spostrzegłam, stojącego w pokoju z tą szkatułką w ręku.

Nie mogę stawić świadków na poparcie moich zeznań, bo ich nie było. Okrutny zbieg okoliczno­

ści sprzysiągł się przeciw mnie. Samotna i opu­

szczona stoję w świecie i wszystkie pozory obwi­

niają mnie, a jednak na Boga, który patrzy w moją . duszę, przysięgam po stokroć, że jestem niewinną, jak nowonarodzone dziecko... zupełnie niewinną tej strasznej zbrodni.

ROZDZIAŁ XVIII.

D o k tó r G rautlin.

Kiedy głośny szmer współczucia, wywołany w całem audytorjum słowami Ireny, brzmiącemi szczerością i niewysłowionym bólem, ucieszył się nieco, Dunbar powstał z miejsca i stanął, : twarzą zwrócony ku sądowi, ręką oparty o krze- j

sło podsądnej i donośnym głosem zaczął mówić : j

— Panowie sędziowie przysięgli! Niektóre po- \ myłki równają się zbrodni, a ten, który popełnia j się przez zgubną nierozwagę, nie powinien ujść

Akt ślubow ania m ło d z ie ży a kad e m ick ie j M atce B oskie j.

Częstochowa. Polska młodzież akademicka, tak silnie przywiązana do religji ojców — posta­

nowiła obrać Matkę Boską za swą Patronkę.

W tej sprawie odbyły się konferencje delega­

cji akademickiej, która w dniu 14 bm. była przyjęta przez Jego Em. ks. kardynała Rakowskiego i na ręce Jego Eminencji złożyła odpowiedni memorjał.

J. Em. ks. kardynał Rakowski ustosunkował się b. przychylnie do życzenia młodzieży i udzielił delegacji błogosławieństwa.

Aktu ślubowania Najśw. Marji Panny dokona młodzież akademicka w dniu 6 maja rb. na Jasnej Górze.

Na dzień ten wyznaczona zostaje ogólnopolska pielgrzymka akademików do Częstochowy do stóp Królowej Korony Polskiej.

Protektorat przyjął J. Em. ks. biskup Antoni Szlagowski.

im *****)® *®

P o d zięk o w a n ie m in. s p ra w zag rań.

Ja p o n ji dla K s. N uncjusza A p o s to lsk ie g o w W a rsz a w ie . Warszawa. W podziękowaniu za serdeczną troskę, jaką otaczał J.E.Ks. Nuncjusz Fr. Marmaggi ś.p. posła Kawai, który — jak wiadomo — przyjął katolicyzm i jego rodzina, minister spraw zagra­

nicznych Japonji nadesłał na ręce Ks. Nuncjusza pismo następującej tre ś c i:

Tokio, 24 marca 1934.

Te Gaimusho.

Ekscelencjo, poinformowano mnie, że Eksce­

lencja był łaskaw okazywać p. Hiroyuki Kawai, Posłowi Nadzwyczajnemu i Ministrowi Pełnomoc­

nemu, zmarłemu w czasie swej misji w Warszawie, szczególną życzliwość od chwili jego przybycia do tego miasta. Co więcej, Ekscelencja nie szczędził najbardziej ujmujących objawów troski, zarówno o niego samego, jak i o jego rodzinę w czesi«

choroby, a także i po zgonie jego.

Jestem tem niewymownie wzruszony i po­

śpieszam wyrazić Ekscelencji swoje najgłębsze po­

dziękowania za tak serdeczną życzliwość.

Proszę, Ekscelencjo, o przyjęcie zapewnień mego wysokiego poważania.

K. H i r o t a ,

Minister spraw zagranicznych.

JE. Mgr. Franciszek Marmaggi Arcybiskup Tytularny Adrianopolu

Nuncjusz Apostolski w Polsce.

K rw a w e ro z ru c h y na tle strajku b e k o n ia rzy w K op e n h ad ze.

B arykady na u licach i w a lk i as p o licją . Kopenhaga. Pomiędzy strajkującemi mary"

narzami, a policją doszło w miejscowości Fjs' bjerg do ostrych starć, które następnie przeniosły się na teren Kopenhagi, gdzie rewolucyjna opo­

zycja Związków zawodowych zwołała, mimo zakazu władz, masowe wiece.

W czasie interwencji oddziałów policji zostali dwaj konni policjanci ciężko pobici, poczem tłum zaczął bombardować policję kamieniami. Wobec silnej przewagi demonstrantów policja musiała się wycofać.

W czasie drugiego starcia z tłumem policja musiała zrobić użytek z broni palnej. W rozmai­

tych częściach Kopenhagi rewolucjoniści wybudo­

wali barykady, które jednak zostały wkrótce zdo­

byte przez policję przy użyciu broni palnej. Co do liczby zabitych i rannych niema jeszcze dokład­

nych wiadomości. Rewolucjoniści zamierzają ogło­

sić strajk generalny.

kary sprawiedliwości. Jeżeli człowiek w spełnie­

niu tego, co poczytuje za swój obowiązek, nieu­

myślnie wyświadczy drugiemu ciężką i niepowe­

towaną krzywdę, powinien ustąpić ze stanowiska cenzora, a dzielić upokorzenie podsądnego. Błąd łatwy jest do popełnienia; przyznanie się do nie­

go jest ciężkiem. To też głębokiem musi być przeświadczenie winy człowieka, który chlubił się dotąd nieomylnością swego zmysłu prawnego, jeżeli przychodzi teraz z całą pokorą prosić was, panowie, o przebaczenie za omyłkę, której sam padł ofiarą.

Przed dwoma laty mianowany zostałem praw­

nym doradcą generała Darringtona, a zarówno oficjalne moje stanowisko, jak przyjaźń pełna sza­

cunku, jaką dla niego żywiłem, skłoniły mnie do wzięcia czynnego udziału w wyszukaniu jego mor­

dercy. Wszystkie okoliczności zdawały się wska­

zywać w kierunku stojącej dziś przed wami pod­

sądnej, której uwięzienia domagałem się i za której niebezpieczeństwo i straszliwe dzisiejsze położenie ja tylko jeden wyznaję się być odpowiedzialnym.

A teraz po dokładnem zbadania wszystkich naj­

drobniejszych faktów i okoliczności sprawy, przy­

chodzę oto wyznać wam, panowie, że zbłądziłem ciężko, kierując się mylnemi poszlakami i że błąd mój równa się pod względem etycznym ohydnemu morderstwu, za które ta oto ofiara moja, stojąca przed wami, cierpi dziś niew innie! (C. d. n.).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pogrzeb ofiar katastrofy w kopalni węgla w Senicy, wyznaczony zrazu na wtorek, musiał się odbjć z powodu wielkich upałów w poniedziałek wieczór. Przygotowania

ścią należy sprzeciwić się wycinaniu dla tych celów Parku, który nie jest znów tak obszerny, by można w nim co jakiś czas, jak to ma dotychczas stale

osobnik, podający się za urzędnika skarb., wynajął od p. pokój, który, po przenocowaniu się, potajemnie opróżnił zapominając o zapłacie. starosta Dunin

Po zamknięciu przewodu sądowego zabrał głos prokurator, który starał się wykazać, iż zebranie byłe publiczne, a na niem oskarżeni nawoływali do

jem Stów. oraz am atorom za przysłużenie się dobrej spraw ie. Po przedstaw ieniu odbyła się zabaw a taneczna, na której baw iono się w miłym nastroju. Zaznaczyć

wisko dużo trzody chlewnej. Płacono przeciętnie za 1 ft. Do szeregu kradzieży, popełnionych ostatnio w okolicy, należy doliczyć kradzież, dokonaną przed świętami

m inister Beck udał się z m ałżonką na dworzec, odprow adzony przez przedstaw icieli kom isarjatu ludowego spraw zagr.. z kom isarzem Litwinowem, wicekom isarzem

Oskarżony Leon Narloch zeznaje, że nie w ystę pował przeciw szkole, tylko przeciwko Napiórskiemu, do którego stracił «aufanie. Podczas, gdy dzieci szkolne innych