• Nie Znaleziono Wyników

Mówili, że jestem katolewica - Jerzy Bartmiński - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Mówili, że jestem katolewica - Jerzy Bartmiński - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JERZY BARTMIŃSKI

ur. 1939; Przemyśl

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL, współczesność

Słowa kluczowe Katolicyzm, Jacek Kuroń, PRL, NSZZ "Solidarność", PZPR, UMCS, Jerzy Święch, Tadeusz Łoposzko, pieśń „Błękitne rozwińmy sztandary”, Sodalicja Mariańska, praca na uczelni, Stanisław Krzykała, pani Kisielewicz

Mówili, że jestem katolewica

Dla mnie to jest tajemnica, nie umiem tego wytłumaczyć, ale mam pewną hipotezę.

W czasie studiów, po [studiach], i do dzisiaj zresztą postrzegany jestem jako katolik.

Na KUL-u mówili, że ja jestem katolewica, tak trochę uszczypliwie, ale ja poczuwam się do tego. Jestem katolikiem, i jeszcze bardziej powiedziałbym chrześcijaninem, a równocześnie mam sympatie lewicowe. Dla mnie [Jacek] Kuroń na przykład jest takim świeckim świętym, to był człowiek uformowany w duchu ewangelicznym, ja jako katolik, chrześcijanin inspiruje się ewangelią, czyli jestem prostoduszny, staram się być prostolinijny i brać dosłownie pewne rzeczy, kochać bliźniego swego jak siebie samego. Siebie trzeba kochać i innych też, i to jest postawa dla mnie bardzo ważna, i ja nie mam nienawiści do innych, do ludzi, którzy inaczej myślą. Żyłem w systemie komunistycznym, władza była okrutna, niszczyła. Mój wujek cierpiał bardzo, był nawet na karę śmierci skazany, zamienili ją na ciężkie więzienie we Wronkach, ale on nie miał w sobie nienawiści. Jak w „Solidarności” zaczęliśmy działać, to tam pojawił się taki ładny hymn, tekst funkcjonował przez jakiś czas jako hymn „Solidarności”:

„Panie chroń nas od nienawiści, od nienawiści zachowaj nas Panie”. Myśmy nie mięli nienawiści, ja nie miałem też, i chyba to spowodowało, że w naszym Uniwersytecie, w którym miał opinię uniwersytetu czerwonego, bo na pewno na Wydziale Humanistycznym rządziła Partia, Łoposzko, Tworek czy Krzykała - stary przedwojenny komunista, oni tu decydowali o tym jaka jest ta humanistyka. Ja się ich wymaganiami, postulatami nie przejmowałem, myśmy z KUL-em utrzymywali zawsze świetne kontakty, chodziliśmy tam, i był taki moment, powiem coś o czym wiem od pani dyrektor, pani kierowniczki dziekanatu, kiedy przyjmowano do pracy Jerzego Święcha - mojego przyjaciela i mnie, toczyła się rozmowa bardzo ważna. Mianowicie egzekutywa partyjna musiała zaopiniować czy oni są dobrymi kandydatami na pracowników naukowych. Sekretarz partii Tadeusz Łoposzko, wiem to od pani

(2)

Kisielewicz kierowniczki dziekanatu, która była sekretarzem wtedy, przekazała mi przed odejściem z Uniwersytetu taką tajemną informację. Padło dwa nazwiska – Bartmiński, Święch - jest propozycja ich zatrudnienia. Leon Kaczmarek jako dyrektor, kierownik polonistyki, i ze strony Partii, zgłaszał pana. Ale widziano ich [Jerzego Bartmińskiego i Jerzego Święcha] ostatnio w czerwcu jak uczestniczyli w procesji Bożego Ciała i chodzili w procesji na Plac Litewski z różańcami w ręku i śpiewali pieśń, która budziła zawsze największe opory, mianowicie pieśń Sodalicji Mariańskiej

„Błękitne rozwińmy sztandary”. To była pieśń, którą śpiewali moi rodzice, bo byli w Sodalicji Mariańskiej przed wojną, było to tak zwane Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, a Sodalicja Mariańska to była organizacja, którą po wojnie tępiono. Na przykład taki Leon Koj jako sodalis stale miał przechlapane, stale mu wstrzymywano awanse, o czym on później już mówił jawnie. A myśmy szli wtedy z Jurkiem Święchem, bo lubiliśmy śpiewać, więc idziemy przez Krakowskie Przedmieście, śpiewamy pełną piersią „Błękitne rozwińmy sztandary”. Ktoś to zauważył i to wraca po pięciu latach. Wtedy akurat nas przyuważono i zaraz po tym jak wpłynął wniosek o zatrudnienie, podnosi to sekretarz partii: „Ale takich ludzi tutaj?”. I zabrał wtedy głos najstarszy wśród nich komunista, największy prestiż, Stanisław Krzykała i powiedział:

„Towarzysze, mamy przypadek, kiedy trzeba rozważyć czy oni nadają się do pracy – i zwrócił się do profesora Kaczmarka – czy oni spełniają kryteria, żeby tu mogli być zatrudnieni i potrafią pracować?” Kaczmarek powiedział: „Tak”. No to Krzykała spuentował: „Moja żona nie podziela moich komunistycznych poglądów, jest katoliczką i gdyby procesja szła pod moim oknem, to ja bym jej nie zabronił, żeby wywiesiła święte obrazy, to jest jej, ja szanuje jej światopogląd, jeżeli obaj panowie, o których mówimy rokują, spełniają kryteria profesjonalizmu, a są światopoglądowo nam obcy, to nie stanowiłoby przeszkody, żeby ich zatrudnić”. Krzykała przesądził wtedy o tym, żeby nas zatrudnić. Dowiedziałem się tego od pani Kisielewicz, która była wtedy sekretarzem w czasie tego spotkania, a w ogóle kierowniczką naszego dziekanatu Wydziału Humanistycznego. Przed odejściem mi to powiedziała: „Pan powinien wiedzieć dlaczego pan pracuje i komu pan to zawdzięcza”. Ja to zapamiętałem i muszę powiedzieć, że nasi członkowie Partii na Wydziale potrafili czasami wznieść się ponad te dyrektywy czysto partyjne, takie urzędnicze, wredne.

Data i miejsce nagrania 2013-07-23

Rozmawiał/a Piotr Lasota

Transkrypcja Małgorzata Maciejewska

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ktoś tam siadał o zdolnościach grafika i robiło się plakat, który wisiał w oknie „Czarciej Łapy”.. Resztę załatwiały

W roku jednym z najgorszych, [19]49 czy [19]50, prorektorem UMCS-u był Parnas – zresztą był wiceministrem, tylko jego gwiazda się potem skończyła, bo mu wynaleźli jakiś tam grzech

[Czy dochodziły jakieś wiadomości co się dzieje ze społecznością żydowską w innych miejscowościach?] Widocznie tak, ja nie wiedziałam, ale później się dowiedziałam, że

W Białymstoku w OPZZ-ecie [Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych] byłem wiceprzewodniczącym Komisji Ochrony Pracy Zdrowia i Środowiska oraz przy Urzędzie

Uformował się zespół wielopokoleniowy, bo jest stara generacja – ja, no już właściwie profesor Adamowski też należy do tych starszych, pojawili się nasi uczniowie, moi doktorzy,

Zaprzestałem tej praktyki, kiedy widziałem, że ona z tego sobie zrobiła jakby takie zajęcie dochodowe [śmiech], i zaczęły się powtarzać już pewne pieśni, czyli repertuar

Zdarzyło się tak, że postawiłem jednej pani ocenę bardzo dobrą, drugiej trójkę, i okazuje się, że to były panie, które się znały.. Z jednej strony była to nauczycielka

Po jakimś czasie, a to już minęło z lat piętnaście, w tymże samym Krasiczynie odbywa się wesele mojego bratanka Rafała, który teraz ma dobrą passę, bo jest tenorem, śpiewa