• Nie Znaleziono Wyników

PUSZCZA BIAŁOWIESKA J\°. 38. Warszawa, d. 20 Września IS85 r. Tom IV.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PUSZCZA BIAŁOWIESKA J\°. 38. Warszawa, d. 20 Września IS85 r. Tom IV."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\°. 38. Warszawa, d. 20 Września IS85 r. T o m IV .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHSWIATA.“

W Warszawie: rocznie rs. 8

kw artalnie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata

i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. Kwietniewski, B. R ejchm an,

mag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następu jących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. Tlli,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

jf^dres R ed a k cyi: P o d w a le 2>Tr 2.

PUSZCZA BIAŁOWIESKA

PEZE Z

Józefa Siemiradzkiego.

Puszcza B iałow ieska czy też Biało wiejska, etym ologija w yrazu nie je s t bowiem dokła­

dnie stw ierdzoną, obejm uje olbrzym i obszar 40 m il kw adratow ych w powiecie P ru ża ń - skim, na pograniczu tegoż z powiatem B ial­

skim i W yłkow yskim , tw orząc wydłużoną w k ierunku P n W —P d Z figurę, ograniczoną z jednej strony liniją, łączącą osadę Klesz- czel przy kolei G rajew skiej przez H ajnow - szczyznę z m iasteczkiem N arw ią oraz drogą, prow adzącą z tejże stacyi do Kam ieńca L i­

tewskiego, z drugiej liniją ciągnącą się od K am ieńca ku wsi K rynicy, położonej o 1 0

w iorst na północ od m iasteczka Szereszewa i zaw racającą stam tąd ku północy przez ba­

gna, w których bierze początek Jasiołda i Narew, aż pod Swisłocz w powiecie W oł- kowyskim. Z w yjątkiem k ilku obszernych polan, otaczających ludne wsi i miasteczka

w głębi puszczy, ja k N arew ka, Białowieża, Rudnia, Orzechowo i kilka innych, całą przestrzeń puszczy pokryw ają wspaniałe la ­ sy po części liściaste, w części szpilkowe,—

w wielu m iejscach rosnące na niedostępnych m oczarach i bagnach.

W ieś Białowieża, położona w samym środ­

ku puszczy nad rzeką N arew ką je s t najw yż­

szym punktem dość wyniosłego grzbietu, przecinającego puszczę poprzecznie w kie­

ru n k u P d W i tworzącego wododział pomię­

dzy systemem N arw i i Jasiołdy z jedn ej,—■

B uga zaś z drugiej strony. G rzbiet ten wzniesiony około 2 0 0 m nad poziom morza, I odgryw a ważną bardzo rolę w hidrografii

okolicy; rzeczą godną je st uwagi, że gdy od strony B uga wśród piaszczystej rów niny j e ­ dna tylko długa lecz mało wodna rzeka L śna bierze początek i to poza obrębem puszczy, przecinając ją tylko je d n ą z dw u swych odnóg w kierunku równoległym do wspo­

mnianego grzbietu,—-na falistym stoku pół­

nocnym dwie większe rzeki biorą początek:

Jasiołda i Narew z N arew ką, splaw ne nie­

mal od źródeł.

W zgórza ten grzbiet tworzące są perłą B iałowieskiej puszczy, na nich bowiem ro-

| sną najw spanialsze lasy liściaste, podczas

\ I

(2)

594

gdy na obu stokach na brzegach puszczy so­

sna wyłącznie panuje.

P od względem budow y gieologicznej w Białowieży nie udało mi się odnaleść wy- chodnich starszy ch pokładów , jak k o lw iek można się było spodziew ać obnażeń białej kred y —flora bowiem , a naw et fauna puszczy w skazuje g ru n t w apienny n a środkow ych w zgórzach—rośnie tu np. w w ielkiej obfito­

ści n a pniach grabów mech H om alothecium sericeum , znany u nas dotychczas tylko na ru in ach lub na skałach w apiennych, na tym m chu żyje też k ilk a gatunków ślimaków z ro d zaju C lausilia i H elix , rów nież ch ara­

kterystycznych dla w apiennych gruntów , tymczasem g ru n t przed staw iał mi się wszę­

dzie w postaci piasków lub glin piasczystych z głazam i narzutow em i; leśnicy rów nież za­

pytyw ani o w apno nic nie w iedzą, sprow a­

dzają je bowiem aż z B erezy K artuskiej.

Zagadkę udało mi się w końcu rózjaśnić w pobliżu m iasteczka N arew ki oraz za wsią Nowo-Berezowem , gdzie znalazłem dw a głę­

bokie doły do kopania t. zw. przez lu d oko­

liczny gliny. G lina ta, szaraw o biała lub bia­

ła naw et zupełnie, okazała się bardzo pię­

knym m arglem dylu wij alnym , silnie b u rz ą ­ cym się z kwasam i, z pozostaw ieniem pia­

szczystego osadu. W tych sam ych m iejsco­

wościach w yraźnie widzieć można podział B iałow ieskiego dyluw ijum na dw a w yraźne p iętra, różniące się b arw ą i niezgodnem uław iceniem ; górne tw orzy żółte piaski lub piaszczyste gliny z głazam i narzutow em i, dolne zaś opisany powyżej szaraw y lub biar ły m argiel rów nież liczne głazy zaw ierający.

M argiel ten w ystępuje tylko n a szczytach wzgórz na pow ierzchnię, w niższych zaś miejscach je st p o k ry ty w arstw ą górnego żół­

tego dyluw ijum ; tem się objaśnia fakt, że oba stoki wzgórz B iałow ieskich zarów no od strony N arw i ja k i w system ie lewej odnogi L śny, płynącej odS zereszew a ku K am ieńco­

wi, są przew ażnie porosłe sosną, z m ałą do- m ięszką św ierku i olszyny w m iejscach ba­

gnistych, podczas gdy w leśnictw ach środ­

kowych, nad N arew ką i p ra w ą odnogą Lśny, przecinającą puszczę od H ajnow szczyzny ku P d W , sosna należy do rzadszych drzew , główną zaś masę lasu tw orzy g ra b , dąb, j e ­ sion, klon, lipa, osina, wiąz i inne drzew a liściaste.

N r 38.

Napróżno szukalibyśm y w Białowieży dziewiczych ostępów, nietkniętych stopą ludzką, takich ja k je M ickiewicz w „P an u Tadeuszu" opisał. Puszcze takie istnieją j e ­ szcze w wielu miejscach na L itw ie, ale nie w Białowieży, gdzie gospodarstw o leśne prow adzi się na całej przestrzeni.

Z powodu dość znacznego wzniesienia nad poziom, rozwój roślin je s t tu stosunko­

wo do W arszaw y dość spóźnionym, w dniu 13 M aja (n. s.) większość drzew zaledwie zielenić się zaczynała, a czerem cha, grusza dzika, fijołek bezwonny i A nem ona dopiero kw itnąć zaczynały. Z drzew rzadszych w puszczy rosną: jo d ła właściwa, cis i brzost.

Być w Białowieży a nie widzieć żubra, znaczy to samo, co w Rzym ie nic oglądać papieża. Nie każdy je d n a k je s t tak szczę­

śliwym: daw niej można było żubry widzieć w zw ierzyńcu t. j. ogrom nej przestrzeni najdzikszego ostępu, około 40 włók obejm u­

jące j, ogrodzonej wysokim parkanem , dziś je d n a k i ta przyjem ność łatw ą nie jest.

Brnęliśm y po kolana w błocie przez kilk a godzin po świeżych tropach pięciu pozosta­

łych jeszcze przy życiu brodaczy, ale oprócz tropów nic nie spotkaliśmy. Należało się tedy zadow olnić w spaniałym posągiem spiżowym niewiadomego d łuta, w ystaw ionym na p a­

m iątkę jednej z tych rzezi, zw anych polo­

waniem na żubry, przyczyniających się b ar­

dzo skutecznie do t. zw. w ym ierania żu­

brów. Czy żubry w ym ierają istotnie, kw e- sty ja to wcale jeszcze nie rostrzygnięta, ale że przy dzisiejszym sposobie ich pielęgno­

w ania szybko znikną z oblicza tego świata, nie w ątpię bynajm nićj.

W roku 1829 liczba żubrów po dług u rzę­

dowych danych wynosiła 711, w następnym roku w zrosła do 772. W roku 1857 liczo­

no żubrów w Białowieży 1898 głów, w rze­

czywistości je d n a k w ątpić bardzo o p ra w ­ dzie tej cyfry należy, gdy bowiem dziś ofi- cyjalnie się głosi, że liczba żubrów wynosi od 1'/2 do 2 tysięcy głów, w rzeczywistości, podług zdania kom petentnych w tym w zglę­

dzie leśniczych m iejscowych, nie przew yż­

sza 500.

Jak iż je st powód tego wym ierania? czy żu b ry są m ałopłodne, czy skazane na zagła­

dę mnożyć się nie mogą?

Nie, bynajm niej, dowodem zaś tego n a j­

W S Z E C IIŚ W IA T .

(3)

lepszym jest, że w wielu zw ierzyńcach eu­

ropejskich, gdzie z pewnością mniej m ają wygody niż w Białowieży, liczba ich z je ­ dnej p ary pierw otnej w zrasta do k ilk u i kil­

kunastu sztuk, tymczasem w zw ierzyńcu Białowieskim, gdzieby się najlepiej przecie hodować pow inny, gdzie w onna żubrzyca i kora osinowa rośnie poddostatkiem , z 25 żubrów puszczonych tam w ro k u 1860, pięć tylko dzisiaj pozostało, a i te m ają być po­

dobne do szkieletów obciągniętych skórą.

A je d n a k tuż obok, w puszczy, żubr je s t tłusty, zdrów , nie zna grasujących w zwie­

rzyńcu epidemij i hoduje się wyśmienicie.

Dlaczegóż liczba ich się zmniejsza? postaram się w kilku słowach zap atryw ania moje na tę kw estyją wyjaśnić. Oto zamało, a ra- czćj nic się nie robi dla ochrony żubrów.

P raw o je st surowe, to praw da, lecz nie wy­

konywa się z całą ścisłością; straż leśna jest liczna, lecz zbyt ścisłemi połączona węzłami z ludnością osad w śród puszczy rozi-zuco- nych, gdzie każdy włościanin je s t strzelcem wybornym i zna puszczę ja k w łasną kieszeń;

przepisy myśliwskie przyjęte w całej E u ro ­ pie dla sarn i jelen i naw et, nie obowiązują tych, którym w B iałow ieży na żubry polo­

wać wolno.

Podczas takich polow ań naj więcej pada m łodych żubrów i krów , ja k o najłatw iej­

szych do napędzenia w stadzie, podczas gdy stare pojedynki, szkodliw e bezwarunkow o dla rozm nażania g atu n k u pozostaw iają się w spokoju i nikom u zabijać ich nie wolno.

Nicdość na tem, włościanie, pomimo całej surowości praw a, krad n ą corocznie pew ną ilość zw łaszcza cieląt, łatw iejszych do u k ry ­ cia; dopiero w przeszłym ro k u nakazano w ytruć setki wilków, które w ielkie w zimie zw łaszcza w śród żubrów w yrządzały szko­

dy; pięć la t tem u żyło jeszcze kilka nie­

dźwiedzi, również niegardzących mięsem żubrowem.

Sądzę zatem, że ścisłe w ykonyw anie prze­

pisów straży leśnej, surow a kontrola nad ży­

wieniem żubrów w zimie, staranne niszcze­

nie zw ierząt drapieżnych, przedew szystkiem zaś zakaz strzelania na polowaniach żubro­

wych do krów i cieląt, oraz ograniczenie tych polowań do starych pojedynków poło­

żyłoby nakoniec kres wym ieraniu żubrów.

Oprócz żubrów w puszczy żyje mnóstwo N r 38.

łosi, któ ry ch liczbę podają do p aru tysięcy sztuk, trochę dzików , sarn i jeleni, te osta­

tnie dostały się tam ze zw ierzyńca, w którym ich do 300 sztuk się hoduje. Ze zw ierząt drapieżnych oprócz wilków przerzedzonych ju ż znacznie po ostatniej przeciw nim kam ­ panii są j eszcze rysie, a także dużo borsu­

ków.

Zajęcy niem a, po kniejach tylko wśród pól trochę szaraków , z ptastw a pospolite są głuszce i Jarząbki.

Puszcza dzieli się na cztery niezależne le­

śnictw a z siedliskiem: w H ajnów ce, K ró lo ­ wych M ostach, B row sku i Orzechow ic. N aj- większem je s t leśnictwo H ajnow skie, w któ­

rego obrębie leży zw ierzyniec, wieś B iało­

wieża i najciekaw sze uroczyska puszczy np.

uroczysko Nieznanowo, nad brzegiem L śny.

W samej Białow ieży rezyduje zarządzający zwierzyńcem nadłow czy cesarski, pełniący zarazem obowiązki starszego intendenta leś­

nego.

Do Białowieży prow adzą trzy rozm aite drogi: najbliższą i najdogodniejszą je s t dro - ga na B ielsk i H ajnow szczyznę, d ru ga idzie z W ysokiego L itew skiego przez Kam ieniec B iałow ieskim traktem , trzecia ze stacyi k o ­ lei M oskiewsko-Brzeskiój, L inów ka, przez P ru żan n ę i Szereszew. D rogi wszędzie w y­

borne, konie u włościan rącze i silne, wogó- le okolica ludna i zamożna.

51)5

Przegląd znanych zjawisk roskładu i znaczenie ich w ogólnej ekonomii przyrody

opisał

jJó z e f A T A N S O N .

(Ci%g dalszy).

90. Drożdże w stosunku do wodanów wę­

gla. Z atrzym ać się teraz cokolwiek m usi­

my nad oddziaływ aniem ferm entacyjnem drożdży przy odpowiednim d la rosszczepie­

nia m ateryj ale pożywnym. L uźno zebrane

W SZECHŚW IAT.

(4)

596 w s z e c h ś w i a t . N r 38.

poprzednio p rzy bij ologicznym i fizyjologi- cznym zarysie wiadom ości nauczyły nas, że drożdże (piwne) w ładne są w pom yślnych w arunkach fizycznych, ro składać cukier krystaliczny (trzcinow y) zarów no ja k ow o­

cowy (glukozę), lecz że ro sk ład ając p ie r­

wszy, w pierw przem ienić go muszą, na g lu ­ kozowy zw iązek, zw any cukrem przem ie­

nionym. Obecnie w ypada nam rosszerzyć i uzupełnić te wiadom ości, jak k o lw iek wkroczyć m usim y przezto w zakres specy- jah iej chemii organicznej.

C ukier owocowy czyli glukoza, w obszer- nem znaczeniu, w jak iem dotąd pojęcia tego używ aliśm y i nadal, z w yjątkiem tego i obu następnych §§, używ ać będziem y, obejm uje różne m odyfikacyje najprostszych w odanów węgla, którym dają form ułę chem iczną C6 H, 2 O e; najpospolitszą je s t glukoza właściwa czyli cukier gronow y lub też p ra ­ wy, różniący się optycznem i w łasnościam i od lew ulozy czyli cu k ru owocowego lub le­

wego; pow stający z inw ersyi (§ 73) cu k ru trzcinow ego, cukier przem ieniony czyli in ­ w ertow any je st m ięszaniną w rów nych czę­

ściach cu k ru praw ego i lewego. O prócz te­

go z bardziej znanych i pospolitych cukrów C0 H12 Og wym ienić należy glukozę m le­

czną czyli galaktozę. W szystkie te gluko ­ zy łatw o rosszczepianem i być mogą przez żyjące norm alnie drożdże, a choć niektóre uprzyw ilejow ane są p rzed innem i, n a to szczegółowe pole wchodzić ju ż tu nie bę­

dziemy. B ardziej złożone od glukozow ych (por. §§ 74—75) w odany w ęgla są to: cukry właściw e C ^ H ^ O , , ( = 2 C0H12 O0 —H aO);

z tych, cukier zw yczajny, kry staliczn y czyli cukier trzcinow y oraz cu k ier zw any m alto­

zą iilegają pod działaniem drożdży uw odnie­

niu czyli hidratyzacyi, przechodzą w gluko­

zę (obojętną— p ra w ą i lew ą) i zostają zaraz rosszczepionemi. C ukier izom eryczny z trzc i­

now ym i z m altozą, nazw any m elitozą, z m anny eukaliptusów (B erthelot), łatw o ulega inw ersyi pod działaniem drożdży, lecz że daje on p rzy tem w połow ie praw ą glukozę, a w połow ie niezdolną do ferm en­

tacyi odm ianę (eukalinę), przeto daje poło­

wiczną tylko w stosunku do innych cukrów ilość alkoholu. T rehaloza czyli m ykoza (w grzybach i pieczarkach rospow szechnio- na, Mimtz) ulega ferm entacyi drożdżowej

z najw iększą trudnością; cukier ten p rzy in­

w ersyi daje samą p raw ą tylko glukozę, a więc sferm entować może w zupełności.

Inn e cukry, ja k o to: cukier m leczny, oraz m elecytoza (z m anny m odrzewiowej, B e r­

thelot), również dalsze w odany węgla ja k b ło nn ik (celuloza) i krochm al czyli m ączka roślinna (skrobia) nie ulegają inw ersyi pod działaniem drożdży; dlatego też piwo z j ę ­ czmienia, żyta i t. p. w arzonem być może tylko p rzy pośrednictw ie słodu, a bez tego ostatniego rów nież i w ódka z kartofli lu b zbóż pędzoną być nie może; drożdże n a nie- uw odnioną mączkę tych zbóż i ziem iopło­

dów działać wcale nie będą. Z d ru giej strony słód a raczej ferm ent słodu, h id ra ty ­ zacyi skrobi dalej ja k do stopnia m altozy ’) poprow adzić nie je s t w stanie (Sullivan, B ro w n i Ilero n ). D ane te podajem y na tem m iejscu li tylko dlatego, aby rolę i d zia­

łanie drożdży p rzy zjaw iskach ferm entacyi dobrze wyjaśnić; inw ersyją zajm iem y się oddzielnie w dalszym ciągu (§ 92); tu nas obchodzi tylko rosszczepienie t. j. ferm en­

tacyja, w yw ołana przez drożdże. U zupeł­

nić wreszcie na tem m iejscu dane, odnoszą­

ce się do życiowej zdolności drożdży, m usi­

my wzm ianką, że prócz wyszczególnionych tu wodanów węgla, drożdże mogą ro sk ła­

dać aż do stopnia alkoholu związek, zw any m a n n i t e m, będący w edług teoretycznych poglądów chemii organicznej, sześcioatomo- w ym alkoholem , a m ającym skład chem i­

czny C0 H lt 0 6, a więc o dw a atom y w odo­

ru w cząstce więcej niż glukoza. Rosszcze­

pienie, tru d n o bardzo i powoli się dokony­

waj ące, zachodzi w edług wzoru: C0 H lt 0 6=

2 C3 H0 0 + 2 C 02+ 1 I 2, a więc prócz alko ­ ho lu i d w utlen ku węgla wydziela się jeszcze i w odór. Okoliczności tow arzyszące tej ciekawej ferm entacyi nie są jeszcze zba­

dane

Zaznaczyć tu koniecznie należy, że odno­

szące się do fizyjologii drożdży doświadcze­

nia, przew ażnie, praw ie w yłącznie naw et,

') Przeciw nie, o trzym ana z trzu stk i przez Muscu- lusa i v. M eringa dyjastaza przeprow adza najpierw kro ch m al na m altozę, a zaraz dalej tg o statn ią p rz e ­ m ienia n a glukozę.

(Przyp. Aut.).

(5)

N r 38. W S Z E C H Ś W IA T . 597 czynionemi były z grzybkiem piw nym ,

S. cerevisiae. J a k ju ż w § 53 nadm ieni­

liśmy, grzybka tego istnieją, dwie odmiany:

drożdże w ierzchow e, łatw o w rostworze spływ ające i p rzy ferm entacyi zazwyczaj wierzchem się przelew ające i drożdże osado­

we, stanowiące m ęty czyli fusy piwa, ja k ie ­ go nasze b row ary dostarczają. F orm a ze­

w nętrzna obu tycli modyfikacyj (por. § 63 i tablicę fig. 3 i 4), a także oczywiście ciężar właściwy różnym je s t do pewnego stopnia;

praktycznie ważna różnica zachodzi jed n ak głównie w tem peraturach, przy których po­

myślna ferm entacyja odbywać się może przy tej i owej odmianie: drożdże wierzchowe wym agają tem p eratu ry 16—18°C gdy osa­

dowe w yw ołują norm alną ferm entacyją je ­ dynie poniżaj 1 0°C, a je śli tem peratu ra do­

sięgnie 14°, cierpią one na tem, zmienia się ich forma zew nętrzna i grzybek niejako wy­

radza się, ze szkodą dla fabrykacyi piwa.

Każda z tych odm ian nadaje produktow i odrębny smak: angielskie piw a fabrykow ane są dziś jeszcze p raw ie wyłącznie zapomocą grzybka wierzchowego, gdy na lątizie euro­

pejskim wszędzie praw ie fabrykacyja odby­

wa się pod działaniem drożdżowego osado­

wego grzybka. P rz y norm alnej fabrykacyi, tak jednych ja k drugich drożdży otrzym uje piw ow ar około 7 do 8 razy w ięcej, niż użył do zacieru. Drożdże prasow ane, fabryko­

wane oddzielnie na potrzeby w ypieku chle­

ba, są zazwyczaj górną, w ierzchow ą odm ia­

ną. Fizyjologiczne różnice między tem i dwiem a odm ianam i, je śli istnieją, to jedynie może w zachow aniu się względem tlenu, lecz są wogólę bax-dzo nieznaczne i wogóle zaledw ie pochw yconem iby być mogły. In ­ ne odm iany czy gatu n k i drożdży, z których jedynie S. ellipsoideus, ja k o zastosowanie mający w fabrykacyi win, lepiej je s t zna­

nym, bardzo słabo są fizyjologicznie zba­

dane.

91. Fermentacyja alkoholowe bez udziału droldiy. N ie wchodząc w bliższe szczegóły ferm entacyi, wywołanej w cukrow ych ros- tw orach przez drożdże, musimy obecnie po­

mówić o pokrew nych rosszczepieniach, o in ­ nych ferm entacyj ach alkoholowych, wywo­

łanych przez odmienne od drożdży orga­

nizmy.

Przedew szystkiem wiemy ju ż z§ § 6 8 i 69,

że do życia i działania na wzór drożdży, do w yw oływ ania podobnej ferm entacyi i— co charakterystyczne — do pączkow ania w śród płynu zdolnem i są g rzyb ki pleśniowe, nale­

żące do pospolitego rodzaju M ucor, a także do innych poczęści' rodzajów. F erm en ta­

cyją tę zauw ażył i opisał pierw szy B ail w roku 1857; w ypow iedział on wówczas zda­

nie, że drożdże pochodzą z przeobrażenia pleśni. W a ru n k i ferm entacyi spowodowa­

nej przez M ucor mucedo i M. racemosus, badali F itz i M iintz; poszukiw ania ich do­

tyczyły zbadania, ja k ie w odany w ęgla ule­

gają działaniu tych „okolicznościow ych"

roskładaczy; rezu ltaty te, jako zdolności in- wersyj nej przew ażnie dotyczące, dajem y w następnym §. F itz badał także— w celu porów nania— p ro d u k ty ferm entacyi u M u­

cor mucedo: znalazł w praw dzie kw as b u r­

sztynowy, lecz gliceryny zaledw ie m ógł skonstatować ślady i to w ątpliw e. M. m u ­ cedo zresztą właśnie najsłabszym być się zdaje roskładaczem i niew ątpliw ie M. circi- nelloides oraz M. racemosus znacznie go przew yższają w działaniu, gdy M. spinosus dorów nyw ać m u conajm niej się zdaje. H o ­ dowla F itz a nie była w dodatku należycie czystą, a przeto rezultaty wogóle podane być muszą w wątpliwość. C iekaw e przeto pytanie, czy i przy działalności pleśniow ych grzybków tworzą, się ja k o konieczne p ro d u ­ kty poboczne: gliceryna i kw as bursztyno­

wy (por. § 48), cechujące drożdżową fe r­

m entacyją, pozostaje nadal jeszcze otw ar- tem.

W spom nieć tu jeszcze wypada, że po je­

dyncza wskazówka istnieje w literatu rze (M iintz), że g r z y b e k ś l u z o w y F uligo yarians (= A e th a liu m septicum ) spraw ia ferm entacyją trehalozy (por. § nast.).

N ajnow sze badania nad fizyjologijągrzyb­

ków rosszczepkow ych, a mianowicie bada­

nia Niigeliego, Ilansena, F itza i in. nie po­

zostaw iają żadnej wątpliwości, że i b ak te­

ryj alne istotki mogą wywoływać rosszcze- pienie cukrów na alkohol i C 0 2, a więc a l­

koholową powodować ferm entacyją. J e ­ dnym z takich grzybków je st poznany w y- żój A ctinobacter polym orphus D ucl. (—B ac- terium cyanogenum Neels?) (por. § 85), k tó ­ ry choć octową w yw ołuje ferm entacyją, to je d n a k obok octu niekiedy i alkohol w po-

(6)

598 W S Z E C H Ś W IA T . N r 38.

kaźniejszćj w ytw arza ilości. Bliżej fer- m entacyje takie nie są. wszakże zbadane.

Pośrednim dowodem na stw ierdzenie istnienia alkoholow ych ferm entacyj w skutek działalności innych niźli drożdże o rg a n i­

zmów, są. wszakże różne przeobrażenia zw ią­

zków (w odanów w ęgla), k tóre nie u legają działaniu drożdży zw yczajnych, a w r e z u l­

tacie dają je d n a k alkohol. Są to n a tu ra l­

ne ferm entacyje, mało dotąd zgłębione; p a ­ rę słów o nich je d n a k tu powiemy.

Ind yjanie południow ej A m eryki w yrabia­

ją wino kukurydzow e, zwane przez nich j,szisza“, a otrzym yw ana tam od w ieków n a ­ tu ra ln a (sam orodna, bez wnoszenia ja k ic h ­ kolw iek elem entów ) ferm entacyja k u k u ry ­ dzowej mąki przegotow anej, je s t roskładem , którego drożdże z pew nością wy wołać nie mogą; napój otrzym any je s t wysoce alkoho- liczny. N iedaw ne (1882) badania Y. M ar- cano nad tym kukurydzow ym napojem nie są bynajm niej dość ścisłe, aby z nich m ożna odgadnąć n atu rę działającego tu czynnika;

zdaje się, jak o b y żyjątek działało tu obok siebie kilka-—ta k rozm aite opisuje rzeczony badacz postaci (w ibryjony, k u lk i, n itk i).

W m leku krow iem , do którego dodano cu­

k ru mlecznego (?„laktozy“), g rzy b k i k u k u ­ rydzow e w yw oływ ały energiczną ferm en­

tacyj ą alkoholow ą, a do w yw ołania p rz e­

m iany takiej drożdże-—ja k wiemy-—nie są zdolne.

T a ostatnia własność, w zbudzania ferm en­

tacyi w m leku, zbliża am erykańską „sziszę“

do kaukaskiego „kefiru“ , n ap o ju od p a ru lat rospow szechnionego w Rossyi i u nas naw et w k raju . K efir zbadanym by ł przez K e rn a (1881) i S truvego (1884). W e d łu g nich, obok drożdży, Sacch. cerevisiae (?) S.

m ycoderm at, rozw ija się w tym napoju d ro ­ bna b ak tery ja D isp o ra -caucasica K e rn , a także znajdow ane byw ają L e p to trix y (?) i O idium lactis, zapew ne ja k o p rzypadkow e a nie stałe dom ięszki. Z badan a przez K e r­

na D ispora odznaczać się ma stałem w ytw a­

rzaniem dw u sp or zam iast pojedyńczego z a ­ rodnika w swem jednokom órkow em ciele, i ona w edług tegoż p rz y ro d n ik a spraw iać ma głównie a raczej w yłącznie rosk ład wśród mleka. N adm ienić w ypada, że tu taj obok alkoholow ej, dość energicznej ferm en­

tacyi, zachodzi w yraźna peptonizacyja b ia ł­

ka, które pod koniec roskładu całkowicie przechodzi w stan peptonu. Z tego już po­

wodu, przypuszczenie Struvego, jakoby Sac- charom yces m ycoderm a m iał być tu działa­

czem, B acterium dispora zaś biernym tow a­

rzyszem roskładu, w ydaje się mało uzasa- dnionem . Kefir otrzym uje się przez „zara- żenie“ m leka grzybkiem lub kefirem; otrzy ­ mać go móżna z krowiego, owczego i koby­

lego m leka.

D aleko dawniej znaną ferm entacyją alko­

holow ą w połączeniu z peptonizacyja m le­

ka, przedstaw ia przygotow yw anie „kum y­

su", n apo ju M ongołów i K irgizów , znanego ju ż i badanego od wieku, a właśnie z pow o­

du dawności badań gorzej poznanego we względzie bijologicznym . K um ys przygo­

tow uje się w yłącznie z m leka klaczy i wiel­

błądzic, a na ogrom nej przestrzeni wscho­

dniej E uropy, północnej i środkowej Azyi, przygotow yw anie jeg o dość rozmaicie się przedstaw ia. G rzybek ferm entacyjny zdaje się być tutaj nierów nie słabszym niż g rzy ­ bek kefiru, a do przerobienia m leka na ku ­ mys i więfój gotowego kum ysu (lub w y su­

szonego osadu kum ysowego) i dłuższych ma- nipulacyj potrzeba. M ikroskopow e b ad a­

nie, uskutecznione przez d ra Landow skiego jeszcze w r. 1874, nie w yjaśnia n atu ry dzia­

łaczy p rzy roskładzie; rod ak nasz opisuje drożdże oraz „pręcikow e" pałeczki. Cochin badał kum ys sztuczny; receptę na przygoto­

wanie sztucznego kum ysu (z drożdży, mąki i m leka) podał d r Jarock i. D ochm ann zba­

d ał (1882) peptonizowanie sernika i album i- nu podczas kum ysowej ferm entacyi.

W reszcie, obok istotnych^ roskładów al­

koholow ych, niew ątpliw ie przez żyjątka najdrobniejsze spowodowywanych, wspo­

m nieć tu m usim y o rosszczepieniu cukrów n a alkohol i dw utlenek węgla, ja k ie zacho­

dzi w dojrzałych lub bliskich dojrzenia’owo­

cach, (owoce w znaczeniu pospolitem, t. j.

soczyste i cu kier owocowy zaw ierające owo­

ce). Ze owoce takie, w czasie dojrzew ania oddychają, znaczne stosunkowo ilości tlenu pochłaniając, dowiódł jeszcze w rok u 1821 B ćra rd , k tóry zarazem stw ierdził, że pozo­

staw ione w gazie, niezaw ierającym tlenu, owoce te tracą cu kier i w ydzielają wielkie ilości dw utlenku węgla.^ S tarann e doświad-

j czenia, w których L ec h artier i Belam y

(7)

N r 38. W SZ EC H ŚW IA T . 599 (1869—74), a także P a ste u r (1870— 76), po­

zostaw iali różne owoce w atmosferze czy­

stego dw utlenku w ęgla, w ykazały, że obok powstawania i w ydzielania nazew nątrz ga­

zu CO,,, w samym owocu, w ew nątrz, tw o­

rzy się alkohol, że zachodzi tu typowe, ja k i przy ferm entacyi drożdżow ej, rosszczepie- nie cukru na te dw a składniki, bez udziału wszakże drożdżow ych komórek. B łona ze­

w nętrzna (skórka) owocu, broniąca przy­

stępu wszelkim saprofitom , pozostaje niena­

ruszoną aż do końca zjaw iska, gdy ju ż wszy­

stek cukier w yczerpanym został. N iektórzy uczeni, a naj w ytrw ałej i to w ostatnich jesz­

cze czasach (1879) N ageli, utrzym yw ali, że zjawisko to w ciele owoców zachodzące jest roskładem , spowodowanym przez zarodniki drożdżowe, na błonie owoców siedzące i wy­

wierające przez skórkę działanie ferm enta­

cyjne. Zdanie to wszakże nie je s t udowo- dnionem ') i wiele bardzo nastręcza w ątpli­

wości. Nietylko zaś w doświadczeniach

•T. Bechampa, któ ry później (1879) w ykazał obecność alkoholu w żywćj tkance zw ierzę­

cej (w wątrobie, m ózgu), lecz przedew szy­

stkiem w pięknych doświadczeniach M iintza z r. 1881, przypuszczenie możliwości tw o­

rzenia się alkoholu i dw utlenku węgla kosz­

tem cukrów i t. p., bez udziału wpływów zew nętrznych (saprofitów), jed y n ie zaś wsku-

') Na korzyść popieranego przez Naegeliego zda­

nia przem aw ia głównie w końcu już przez Lechar- tie ra i Belam yego dośw iadczalnie stw ierdzony fakt, że substancyje przeciw gnilne (fenol, chloroform , siarek węgla, kam fora i t. d.), nazew nątrz stosowane przeszkadzają i zupełnie nie dopuszczają alkoholo­

wego procesu przem iany w owocach, co z trudnością w ytłum aczyć sig daje, przy zapatryw aniach n a to zjawisko, jak o na „roskład migdzykomórkowy11 czyli zży cia kom órek owocowych w ypływ ającą pseudofer- m entacyją. O dw rotnie znów pojąć niem ożna, dla- czegoby ferm entacyja przez siedzące nazew nątrz drożdże m iale być tu w yw ołaną w atm osferze bez­

tlenowej, kiedy faktem je s t niew ątpliw ym (por. § 50) że do wzbudzenia ferm entacyi koniecznym je s t z po­

czątku p rzy stęp pow ietrza. Jedynie doświadczenia, dokonane z obm ytem i w edle klasycznej m etody P a­

steura (§ 51) owocami, (po przekonaniu sig że woda z wielokrotnie pow tórzonego obm ycia nie wywołuje już ferm entacyi czyli nie posiada drożdży), m ogły­

by przeciąć i roastrzygnąć sporną kwest,yją.

(P rzy p . Aut,.).

tek w ew nętrznej konsumcyi m ateryi poży­

wnej przez kom órki owocowej tkan ki, zna­

kom ite znalazło potw ierdzenie. M tintz otrzym yw ał alkohol wstawiając pieczarkę (A garicus cam pestris) w atmosferę kwasu węglanego, kosztem m annitu (w ydzielał się prócz C 02 jeszcze i wodór), zaw artego w tkance grzyba, a mimo to grzyb żył pó­

źniej norm alnie, bez szkody. D alej, pod kloszem w atm osferze azotu hodow ał bura­

ki, kukurydzę i t. p., rośliny te w połowic brał do analizy, częścią zaś przenosił na po­

w ietrze i p rzeko nał się, że mimo w ytw arza­

nia się (niew ielkich zresztą ilości) alkoholu w liściach, korzeniach i t. d., rośliny te bez szkody żyły dalój, gdy do norm alnych po­

wróciły w arunków . Y an Tieghem i Bon- nier stw ierdzili toż samo w doświadczeniach z cebulkam i roślin cebulkowych.

Zdaje się więc, że w ew nątrz żyjącego ustroju (w dojrzałym owocu, niby w korze­

niu rośliny w ieloletniej, tkw i jeszcze orga- nizacyja pełnego życia) rosszczepienie cu­

kru, w zasadzie zupełnie takie, jak iem jest w ferm entacyi alkoholowej, może się odby­

wać samodzielnie; to nas dziwić nie może i nie powinno. W szak w kiełkuj ącem na­

sieniu budzą się ferm enty i w yw ierają dzia­

łanie zupełnie takie, ja k wiele jednokom ór­

kowych, najniższych saprofitów je wywiera;

w szak porów nyw aliśm y np. kom órki g ru ­ czołów zw ierzęcych (§ 77) do istotek n ajniż­

szych. N iem a więc przyczyny dziwić się i odrzucać możliwości faktu (ja k to czyni Nageli), jak o w danych w arunkach „u tle­

nienie jed n ej części m ateryi roślinnej kosz­

tem drugiej “ odbywać się może w skutek w ew nętrznych procesów życiowych, a nie w skutek życia grzybków saprofitycznych.

Podobnie ja k zjaw isko „sam ogorzenia“

drożdży (§58), uważam y zachodzące tu prze­

m iany w ew nąrz tkanki za „zjadanie się“ o r­

ganizmów „samych przez się“. Lecz niepo­

dobna nie uznać, że z jed n ej strony—ja k to wyraziliśm y—fakt samogorzenia może być wogóle podany w wątpliwość, z drugiej zaś strony nie są wyjaśnione niektóre cieka­

we strony zjawiska, o którem tutaj mówić nam w ypadło i że kw estyja w ytw arzania alkoholu bez w pływ u saprofitycznych isto­

tek, przez komórkę, jak o cząstkę wyższego organizm u, nie je s t dotąd wyświetloną.

(8)

6 0 0 w s z e c h s w i a t.

D la ścisłości wspomnieć nam w ypada, że oprócz rosszczepienia cukrów , oraz ros- szczepień, k tó ry m tow arzyszy odtlenienie (§§ 868 8), znanem i są dziś jeszcze ros­

szczepienia soli organicznych, ja k o re zu ltat oddzielnych, charakterystycznych ferm en- tacyj; sole kw asu mlecznego (m leczany) da­

ją. p rzy rospadzie: propionian, octan, C 02 i H20 , (S trecker, F itz); w iniany d ają propionian, octan, a także w ęglan (P asteur, F itz) obok C 02 i I I20 ; jab łcz an y d ają m le­

czan i dw utlenek w ęgla (S chutzenberger) i t. d. Istotki działające (b ak te ry jaln e) nie są bliżej zbadane.

(d . c. n.)

P O D A Ł

S . ZKT-

P o trzeb a czystej do picia wody dawno ju ż i powszechnie je s t uznaną, istotna do­

niosłość w szakże tej spraw y ujaw niła się do­

piero, gdy poznano, że epidem ije rosprze- strzeniają się głów nie za pośrednictw em wo­

dy. D ługo sądzono, że m iazm aty różnego rod zaju roschodzą się przez atm osferę, a od ­ k ąd , w skutek badań P a s te u ra i jeg o w spół­

pracow ników dowiedziano się, że w w ielu razach czynnikam i chorób zaraźliw ych są drobne istoty żyjące, zaczęto ich poszuki­

w ać w pow ietrzu. W y stęp u ją one tam w szak­

że bardzo tylko rzadko. D r M iquel, na­

czelnik służby m ikrograficznej w obserw a- toryjum paryskiem av M ontsouris, zbiera co­

dziennie, w różnych cyrk u łach P aryża, pył organiczny, unoszący się w pow ietrzu, ho­

d u je go w stosow nych rostw orach poży­

w nych i szczepi różnym zw ierzętom : szcze­

pienie to wszakże w n ad e r niew ielkiej tylko liczbie w ypadków spow odow ało zaburzenia w stanie zdrow ia zw ierząt.

W ogólności tedy uw ażam y obecnie atm o­

sferę za w olną od zarodków szkodliwych;

zgoła inaczej m a się natom iast rzecz z wo­

dą, stanowiącą codzienny nasz napój. N aj­

drobniejsza k ro p la w ody rzecznej zaw iera

N r 38.

bakteryje, a niektóre ich gatunki niew ątpli­

wie szkodliwe są dla człowieka; zgadzają się na to statystycy i higijeniści, a dowodów dóstarczyło m ianowicie badanie wody Se­

kw any od P ary ż a do H aw ru. M urcliison uw aża za rzecz niew ątpliw ą, że w wielu ppzynajmniój razach, gorączka tyfoidalna przenosi się za pośrednictw em rzek, a M orey w ykazał, że tąż samą drogą roschodziła się n ieraz cholera.

W szystko to prow adzi do w niosku b ar­

dzo prostego: należy w ystrzegać się wody bieżącej i studziennej, studnie bowiem nie­

zbyt głębokie, podobnie ja k i rzeki, zawie­

rają, organizm y m ikroskopowe. W ody j e ­ dynie m ineralne, czerpane u źródła, wolne są od tych drobnych a często m orderczych istot. D ostarczenie wszakże takiego napo­

j u dla całej m asy ludności je st rzeczą nie­

podobną, a przew ażna je j część, w czasie epi­

dem ii naw et posługuje się wodą, zanieczy­

szczoną produktam i roskładu w ydzielin za­

raźliwych.

D latego też podczas epidem ii, lekarze za­

lecają używ anie wody przegotow anej. W o ­ da tak a nie posiada ju ż wszakże składu n or­

malnego; część soli, które zaw ierała w ros- I tw orze, została przy gotow aniu strąconą., a gazy w niej rospuszczone uszły. P osiada ona sm ak m dły, trudno się do niej nazwy- czaić i praw dopodobnie nie odpow iada wy­

m aganiom organizm u.

Z w ykłe m etody cedzenia wody nie okaza­

ły się skuteczne i dopiero obecnie w praco­

w ni P asteu ra zdołano zdobyć sposób d okła­

dnego oczyszczania rostw orów , służących do hodow li m ikrobów , w celu oddzielenia ich od cieczy, w której się znajdują. P rz y ­ rz ąd do celu tego służący, przedstaw iony przed rokiem akadem ii n auk w P ary żu , jest dziełem ucznia i w spółpracow nika P asteu ­ ra, p. C ham berlanda. Rzecz cała polega na cedzeniu wody przez porcelanę wypaloną;

w pracow ni P asteu ra służy do tego ru r a z takiej porcelany, a ciecz przechodzi przez ścianę dziurkow atą pod zw ykłem ciśnieniem atmosferycznem, dokoła niej bowiem wywo­

łu je się próżnię zapomocą pom py pow ietrz­

nej. T ą drogą, w ciągu k ilk u godzin, otrzy­

m uje się kilka cm cieczy bezwzględnie czy­

stej, można j ą bowiem szczepić zwierzętom bez żadnego dla nich niebespieczeństwa, gdy

(9)

N r 38. W S Z E C H Ś W IA T . 601 tymczasem najdrobniejsza ilość tejże samej

cieczy przed filtrowaniem, sprow adza śmierć nieuniknioną,.

Też samą metodę zastosow ał p. C ham ber- land do urządzenia filtru domowego. G łó­

wną częścią tego przyrządu je s t także ru ra z porcelany palonej, k tó ra u dołu wspiera się na pierścieniu z porcelany polewanej, stanowiącym z nią je d n ę całość; ru ra ta mie­

śc i się w innej rurze, m etalowej, dającój się

śnienia panującego w wodociągu, w oda prze­

cieka zw olna do w nętrza ru ry porcelanowej, pozbawiona wszelkich substancyj stałych, zarówno ja k m ikrobów i zarodków, które się w niej zaw ierały poprzednio. W y pły w a następnie przez otw ór dolny i zbiera się w naczynie podstawione.

Załączony tu rysunek, wzięty z pisma L a N aturę, przedstaw ia przyrząd, którego świe­

ca filtrująca ma 2 0 cm długości a 2 '/ 2 cm

Filtr Chamberlanda.

bezpośrednio połączyć z ru rą wodociągową, tak, że za odkręceniem k u rk a woda prze­

pływ a do filtru; za pośrednictw em krążka kauczukow ego przystaje on herm etycznie do ru ry wodociągowej.

Skoro więc k u re k zostanie odkręcony, woda w ypełnia przestrzeń zaw artą między ru rą m etalową a ru rą dziurkow atą, czyli świecą filtrującą, ja k spowodu je j postaci nazw ał j ą wynalasca. P o d wpływem ci-

średnicy; przy ciśnieniu dw u atm osfer otrzy­

muje się dziennie około 2 0 litrów wody, co dla p otrzeby zwykłego gospodarstwa domo­

wego może być ilością dostateczną. W szpi­

talach, koszarach i t. p. zakładach otrzym ać można większą ilość wody przez połączenie k ilku takich filtrów w bateryją.

W m iastach gdzie niema wodociągów lubc-!

na wsi, ciśnienie potrzebne łatw o w ytw o­

rzyć można. Świece filtrujące um ieszczają

(10)

602 w s z e c h ś w i a t . N r 38.

się w zbiorniku walcowym , któ ry łączy się zapomocą ru ry kauczukow ej z naczyniem zaw ieraj ącem wodę daną do przecedzenia.

G dy naczynie to ustaw ia się na dw a lu b trzy m powyżej filtru, w oda z dostateczną szyb­

kością przechodzi. Pow iększenie dziurko- watości ru ry porcelanow ej nie odpow iadało­

by celowi, p rzepuszczałaby ona bow iem d ro ­ bniejsze zarodki.

F iltr ten, tak dobrze działający, zanieczy­

szcza się szybko, filtry bowiem, k tó re długo pozostają czyste, nie filtrują wcale. P rz y urządzeniu wszakże p. C ham berlanda, sub- stancyje stałe i m ikroby osiadają na stronie zew nętrznej ru ry porcelanow ój, gdy strona je j w ew nętrzna pozostaje zawsze zupełnie czystą. D aje się więc ona łatw o oczyścić zapom ocą szczotki; m ożna j ą także zanurzyć w wodę w rzącą d la zniszczenia zarodków , któreby się do w nętrza ściany dostać mogły, albo lepiej jeszcze ogrzać j ą nad płom ieniem gaztt lub w zw ykłem ognisku. W ten spo­

sób spala się w szelką substancyja organiczną, a świeca filtrująca odzyskuje sw ą dziurko- watość pierw otną.

F iltr ten, ja k m ówi w ynalasca, stanowi istotne źródło w ody w m ieszkaniu, w oda bo­

wiem źródlana, ja k to okazał P a ste u r, je s t zupełnie wolną od m ikrobów .

P rzy rząd p. C ham berlan da zajął żywo władze publiczne w P ary ż u , a z polecenia re k to ra akadem ii paryskiej,' wspomniany ju ż przez nas wyżej d r M iquel, naczelnik służ­

by m ikrograficznój, poddał działalność tego filtru badaniom bardzo ścisłym, które wy­

pad ły bardzo korzystnie. P ro s ty zresztą sposób pozw ala szybko w ykazać wyższość filtru C ham berlanda nad wszystkiem i inne- mi. Jeżeli zbiornik szklany, zaw ierający w odę nieoczyszczoną, lub też pochodzącą ze zw ykłych filtrów , um ieścim y w pokoju ciem nym i przepuścim y przezeń snop p ro ­ m ieni św iatła, będziem y mogli łatw o śledzić przebieg jeg o przez wodę, w ten sam spo­

sób, j a k dostrzedz m ożem y bieg prom ieni słońca w pokoju zapylonym . Je ż e li n ato ­ m iast woda oczyszczoną została zapomocą filtru C ham berlanda, to w ed łu g d ra M ique- la, wszelki ślad prom ieni św ietlnych ginie w balonie, co okazuje, że nie zaw iera ju ż ona w zawieszeniu żadnej cząsteczki stałej, organicznej lub nieorganicznej.

N a podstawie świadectwa tak poważnego i urzędowego uważać można, że kw estyja należytego oczyszczania wody została zna­

cznie posuniętą, a rzecz ta, jak o blisko do­

tycząca hygijeny publicznej, winna zwrócić na siebie uwagę nietylko św iata naukowego ale całego ogółu.

(„Rev. scient.“, „ L a n atu re“, „ H u m ­ boldt").

NOTATKA

e zw ią zk u pew nych eheteb z g ie e k g le z a ą budewą danej m iejseew esci

podał ii. Jaczewski.

Zależność fizycznego i um ysłowego pozio­

mu człow ieka od otaczającej go przyrody, dosadnie pierw otnie określana przez R ittera, ro k za rokiem pozyskuje w badaniach etno­

graficznych coraz bardziej skończoną formę.

Zdaje się, że pierw szy R ichthofen w pewnym k ieru n k u rozszerzył podstaw y R itterow skie- go ziem ioznawstwa. Dow iódł on przyczy­

now ej zależności pom iędzy orograficznym w yglądem k ra ju i gieologiczną budow ą jego g ru n tu . W y kazał, że ziem ioznawstwo po­

rów naw cze w tedy tylko będzie nau k ą ści­

słą, kiedy wnioski jego będą się opierały na uprzedniej gieologieznej znajomości k raju .

S tąd przez proste zrów nanie logiczne przychodzim y do wniosku, że budowa gieo- logiczna musi się w ten lub inny sposób od­

bijać na fizycznem rozwinięciu, na podatno­

ści k u ltu raln ej, n a usposobieniach ludności różnych miejscowości.

W najprostszej formie objaw ten widzimy w tym fakcie, że w okolicach, których g łę­

bie zaw ierają pożyteczne m ateryały k opal­

ne, ludność przystosow uje się do górniczych zajęć, nabiera pew nych cech fizycznych, stw arza sobie odrębny w idnokrąg um ysło­

wy. N a czarnoziem nej glebie w yrasta ro l­

nik, step tw orzy pastucha.

Jed nak że w pływ ten gieologieznej budo- wy g ru n tu n a człow ieka pochw ycić nie­

zm iernie tru dn o. G orączkow a cyw ilizacyja

(11)

N r 38. W S Z E C H Ś W IA T . 603 zaciera wyodrębnienie. O kazuje się, że

związek ten łatwiej dopatrzeć w objawach chorobowych ludności.

Wiadomo, że t. zw. wole przypisują, dzia­

łaniu wody używ anej za napój. Zdaniem doktora B irch era *) pogląd ten (T rinkw as- sertheorie) nie w ytrzym yw ał ścisłej k ry ty ­ ki, opierał się n a przypuszczeniach tylko.

B adając topograficzne rozmieszczenie tej choroby w kantonie A a rg au w Szwaj caryi, autor d opatrzył zw iązku pom iędzy nią i gieo- logicznym rozw ojem g ru n tu i naw et pocho­

dzeniem samych w arstw .

Okazało się, że we wsiach leżących na morskim m ollasie (alpejski miocen) panuje wole, gdy tymczasem we wsiach w ybudo­

wanych na mollasie pow stałym z osadów wód słodkich niema tej choroby. D alej oka­

zało się, że ju r a w olną je s t od wola z w yjąt­

kiem tych miejscowości, gdzie z pod niej wynurza się tryjas, a w szczególności wa­

pień muszlowy.

Przy rozszerzeniu badań na całą Szwajea- ryją, d r B ircher zauw ażył, że jeszcze eocen sprzyja rozwojowi wola, gdy tymczasem kredowe utw ory, krystaliczne i metamorfi­

czne są od niój wolne.

B ircher nie zadow olnił się rezultatem otrzym anym w Szw ąjcaryi, spraw dził go na innych krajach E u ro p y , a naw et zużyt­

kował literacki i statystyczny m atery jał in­

nych części świata.

W nioski jeg o są następujące: do liczby utworów gieologicznych sprzyjających ro z­

wojowi wola należą oprócz wyżćj wym ie­

nionych: syluryczny, dew oński, w apień wę­

glowy i cechsztein; niewym ienione u tw ory należy uw ażać za niesprzyjające: słowem wole rozw ija się na morskich osadach okre- sow paleozoicznego, tryjasow ego i trzecio­

rzędowego. Spraw ozdaw ca w Neues Ja h i-- Imch nie wspom ina nic o hypsom etrycznych w arunkach, więc należy przypuszczać, że w danym razie odgryw ają one jednakow ą rolę.

’) Neuęs J a h rb u c h fu r M ineralogie, Geologie und Paleontologie. Rok 1884. T. I, str. 217. K rót­

kie streszczenie jednego rozdziału p racy d ra H.

B irehera p, t. Des endem ische K ropf und seine Be- ziehung zur T aubstum m heit und zum C retinism us.

P rz y badaniu wody ze źródeł i studzien w okolicach, gdzie rozw ija się wole i gdzie go niema, okazało się, że zachodzą pom ię­

dzy niemi ważne różnice. W odorosty ich (Diatomaceae i Desinidiaceae) różnią się, woda pierw szych zaw iera pałeczkow ate mi­

kroorganizm y. Tym to organizm om dr B ircher przy pisu je kretyniczne wyrodzenie ustroju człow ieka i przypuszcza, że ich o r­

ganiczna „miasma” je s t właściwą pew nym osadom m orskim .

D rugi fakt, na k tóry chcę zwrócić u w agę czytelników odnosi się do cholery. W L i­

pcu roku zeszłego d r B u rg ') zakom uniko­

wał paryskiej akadem ii, że miedź w prow a­

dzana do organizm u człowieka, chroni go od tej zarazy. Na innem miejscu, nie pa­

miętam gdzie, czytałem zupełnie sform uło­

wane zdanie, że okolice kopalni miedzi nie były naw iedzane przez cholerę. W nioski terapeutyczne, ja k ie m ożna z tego fak tu wy­

prowadzić, oczywiście nie zajm ują nas, dla nas pierw szorzędne znaczenie ma tylko fakt w pływ u g ru n tu na ustrój człowieka. L ite ra ­ tu ra nasza posiada, ja k tw ierdzą, znakom itą pracę o kołtunie, chorobie której przyczyny również szukać należy we własnościach zie­

mi. M alaryczne i innych gatunków febry, przypisują błotnistości okolicy, lecz odm iany tych chorób Ay pew nym stopniu zależą praw dopodobnie od cech g ru n tu , n a którym spoczywają błota i z którego one pow stały.

O tw iera się tu taj p rzed nam i obszerne, nie­

zm iernie ciekaw e pole badań.

P rac a doktora B irchera, podająca, że tak się wyrażę, jakościow ą i ilościową zależność zdrow otnego stanu człow ieka od własności gruntu, n ad aje tym badaniom szczególną precyzyją i ścisłość naukow ą.

W iadom o, że ch arak ter flory znajduje się również w zależności od cech w arstw , na któ­

rych ona porasta, choć co praw da, jeszcze bardzo dalecy jesteśm y od ujęcia tych sto­

sunków w ścisłe m atem atyczne wyrażenia.

Jednakże wszystkie te fakty potw ierdza­

j ą z nieprzep artą logiką tę myśl zasadniczą, że istnieje ściślejszy, niż przypuszczam y,

*) Revue geientifiąue, za 1884 rok z 26 lipca str. 125.

Cytaty

Powiązane dokumenty

jeśli okaże się, że nie mam wystarczającej ilości jakiegoś produktu, żeby starczyło mi na kilka dni bez wychodzenia do sklepu, to można poczynić kroki, żeby

osobno da zawsze tylko jedną trzecią prawdy - a pdnię dojrzy tylko ten, kto zechce, pofatyguje się i przyjedzie naprawdę zainte- resowany krajem zwanym

W naszych badaniach nie było niemal wcale widocznej fascynacji starszymi kolegami i koleżankami, dzieci chcą się od nich jeszcze trzymać z daleka (co też może wynikać z

Rozwiązania należy oddać do piątku 29 listopada do godziny 15.10 koordynatorowi konkursu. panu Jarosławowi Szczepaniakowi lub przesłać na adres jareksz@interia.pl do soboty

Panował tu straszliwy zaduch, oddychało się z trudem, ale nie słyszało się przynajmniej tak wyraźnie huku bomb i warkotu samolotów.. Żałowaliśmy naszej decyzji

Dwaj inżynierow ie, któ rzy na wieży ciśnień mon tują stację przekaźnikową telewizji, dziewięcuokrot- nie pokonali już pwymi nogam i wysokość M ount

Racjonalność drugiego rzędu jest związana z rozważaniami drugiego rzędu dotyczącymi tego, w jaki sposób znaleźliśmy się w stanie, w którym mamy racjonalne

Niech tylko żyd się jaki pokaże w urzędzie, To mu powie urzędnik: panie, zaraz będziel Pisma ludowe polskie ze sobą się kłócą,.. Nie bądź na jego błędy