J\
p. 34. -Warszawa, d. 23 Sierpnia IS85 r. T o m IV .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicy.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, Wł. Kwietniewski, B. Rejchm an,
mag. A. Ślósąrski i prof. A. W rześniowski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ‘/a;
za sześć następnych razy kop. O, za dalsze kop. 5.
A .d res IE5ed.ał5:cyi: P o d w a le 2>Tr 2.
Ptywacz w odny, roślina rybożerna.
5 3 0 W S Z E C H Ś W IA T . N r 34.
Istnienie roślin m ięsożernych od k ilk u ju ż lat, a szczególniej po pięknych poszukiw a
niach K . D arw in a, zw raca n a siebie uw agę naturalistó w ,n iety lk o ja k o fakt ciekaw y sam przez się, lecz głów nie ja k o zjaw isko, p ro wadzące do pew nych wniosków filozofi
cznych.
W iadom o, żc zw ykłe rośliny czerpią z g ru n tu , za pomocą sw ych korzeni, rozm aite pożywne, potrzebne im p ierw iastki n ieo rga
niczne i że pochłaniają, za pom ocą swych liści i łodygi, kw as w ęglany z pow ietrza.
U trzym yw ano też, że rośliny o dgryw ają ro lę czynników w ytw órczych, zm ieniających m ateryj e nieorganiczne w p ierw iastki o rg a
niczne, które jed y n ie służyć mogą jak o po
k arm dla istot św iata zw ierzęcego.
W iedziano jednakże, żc naw ozy azotow e lub n a tu ry organicznej są niezbędne dla w zrostu roślin, lecz najbardziej zastanaw iał botaników fakt, że u roślin m ięsożernych pochłanianie pierw iastków organicznych od
byw a się nic, j a k zw ykle, za pomocą korze
ni, lecz za pośrednictw em liści, mniej lub więcój przystosow anych do now ych funltcyj, to je s t w ydzielających p raw dziw y sok żo
łądkow y, k tó ry zm ienia chemicznie m atery- ję organiczną w sposób identyczny z t r a
w ieniem u zw ierząt. W istocie zbiór do- św iadzeń i faktów zaobserw ow anych przez K . D a rw in a i jego syna F ranciszka, przez pp. H ookera, F . C ohna, panią T re a t z N ew - Je rse y i wielu innych uczonych, dostatecznie stw ierdził, że traw ienie zwierzęce odbyw a się w liściach roślin m ięsożernych, m iano
wicie m uchołów ki (D ionea m uscipula) i ro
zm aitych gatunków rosiczki (D rosera); li
czne inne rośliny ja k A ld ro w an d a, D roso-
') L a „N aturę11 N r. 632, 1885.
phyllum , a także pływ acz (U tricularia), k tó ry m zajm iem y się tu szczegółowiej, ró wnież przytaczane były jako mięsożerne.
W końcu prof. H ooker dołącza jeszcze dzbanccznik (Nepenthes), a doktorzy Mci - licham p i Cauby zaliczają tu także gatunki:
D arlingtonia i Serracenia.
Nadmienić tu wszakże w ypada, że te dwa ostatnie rodzaje, również ja k i pływ acz, nie m ogą traw ić, w właściwem tego słowa zna
czeniu, pokarm ów azotowych, lecz pochła
n iają tylko p ro d u k ty roskładu zw ierząt, uw ięzionych za pomocą pęcherzyków , sta
now iących praw dziw e sidła; te ostatnie, gdy m a j d u ją się w pow ietrzu, działają podobnie j a k p u łap k a n a myszy, lub też ja k sieć i-y- backa, gdy są zanurzone w wodzie albo w gru ncie bardzo wilgotnym .
Co do innych roślin mięsożernych, tra w ienie ich p rzedstaw ia zupełną analogiję z traw ieniem u zw ierząt; odnajdujem y tu taj proces przygotow awczy, polegający na chw ytaniu żyjącej zdobyczy, rów nież ja k i proces głów ny, zasadzający się na działa
niu kw asu, ja k o rospuszczalnika, oraz fer
m entu na pokarm y n atu ry proteinow ej, to jest zaw ierające zawsze azot w liczbie swo
ich pierw iastków . W końcu liczne do
św iadczenia w ielu botaników , a szczegól
niej F r . D arw ina '), dość jasn o w ykazują, pom imo wątpliwości w ypow iedzianych przez k ilk u innych uczonych, że m ateryje zwie
rzęce, pochłonięte w sposób wyżój opisany, w chodzą bezpośrednio w skład tych roślin krw iożerczych, że są bardzo pożyteczne, a n aw et niezbędne dla ich norm alnego ro zwoju.
P om iędzy zw ykłem i ofiarami, ja k ie zn aj
dyw ano w sidłach roślin mięsożernych, zna
ne b yły dotychczas tylko owady i małe raczki. Lecz niedaw no tem u p. Sims z Ox- fordu przyniósł prof. Moseley naczynie
') Insectiyorous plants. U roślin m ięsożernych, karm io n y ch przez F r . D arw ina mięsem, ciężar czę
ści niekw iatow ych w ynosił 121, ciężar części kw ia
to w y ch —240, z ia rn —380, ro ślin ek zaś, pochodzą
cych z pączków zim ow ych—251, podczas gdy u in nych nie w ynosił więcej nad 100.
(Przyp. A utora).
N r 34. w s z e c h ś w i a t. 531 zaw ierające roślinę zw aną pływ aczem (U tri-
cularia vulgaris) i mnóstwo m łodych płoci (Leuciscus rutilus), świeżo wylęgniętych.
W iele tych m ałych rybek było m artw ych i skrępow anych mocno przez pęcherzyki żarłocznej rośliny.
własnej woli, z czego au to rk a ta chciała wnioskować o form alnem istnieniu tkanki nerwowej u tych roślin. Lecz liczne do- j świadczenia K. D arw ina nad je d n ą z nich, mianowicie nad rosiczką, robione z kwasa-
| mi, alkalijam i, alkaloidam i, solami m ineral-
Drobne r y b k i schw ytane przez pęcherzyki pływ acza.
P rofesor angielski, zainteresow any cie- kawem tem odkryciem , w ystarał się o inną o lm ian ę pływ acza i o zapas ja j oraz m ło
dych płoci. P o upływ ie sześciu godzin za
uważył, że kilkanaście tych ryb ek zostało schw ytanych przez roślinę. W większości w ypadków ryby były chw ytane za głowę (fig. 1), a czasami za ogon (fig. 2). Jed n a naw et z m ałych ry bek była pochwycona za brzuch, a jeszcze je d n a nakoniec za dwa końce ciała przez dw a pęcherzyki naraz (fig. 3). T e ostatnie zjaw iska potw ierdzają jakoby przypuszczenie pani T reat, że rośli
ny mięsożerne chw ytają ryby pod wpływem
| nemi lub organicznem i, dały zbyt wielką ró żnorodność rezultatów , ażeby można było z nich w yprow adzić ja k iś zupełnie pe
w ny wniosek. „C zy organ odpowiadający nerwom , powiada z tego pow odu p. P la n - chon, znajduje się lub nie w niektórych składow ych elem entach tkanki lub w zaw ar
tości komórkowój roślin,o tem niem ożna mó- w ić a p rio ri; lecz właściwe czucie przypuszcza istnienie wrażenia przyjem ności lub b ólu ,k tó rego nie można przypisać, bez dalszych dowo
dów, naw et najbardziej wrażliwej roślinie'4.
W każdym je d n a k razie ofiara raz schw y
tana nie może się ju ż w ym knąć z kleszczów
532
żarłocznej rośliny: liczne kolce gruczołow e I (lub wyrostki, j a k j e nazyw a D arw in), wyście
laj ącc w ew nętrzne ścianki pęcherzyków , ro z rzuconych licznie na organach podw odnych, pochylone ukośnie i w tył, podobne do haczy
ków wędki, nie pozwalają, ofierze cofnąć się;
ta ostatnia za każdem poruszeniem w ikła się coraz bardziój w sidła. Skoro z wierzę zosta
ło stanowczo uw ięzione (fig. 4), zaczyna się roskładać, staje się śluzo watem, następnie szybko ulega pochłonięciu przez te sam e włoski gruczołow e, które z początku pom a
gały p rz y chw ytaniu m ałej rybki. T a k ą przynajm niej je s t hypoteza, p rzyjm ow ana obecnie przez większość botaników . P a n i T re a t jed n ak że uw aża pęcherzyk pływ acza za żołądek, któ ry traw i w ten sam sposób, ja k u rosiczki, lecz D arw in posiada co do tego w ielkie wątpliw ości, gdyż w idział ja k mięso i białko ja ja tw ardego pozostały nie
zmienione w ciągu dni trzech, w m iejscu, gdzie u m ierają schw ytane zw ierzątka. Te ostatnie u m ierają raczej, ja k sądzi D arw in, z zaduszenia w skutek zupełnego zużycia tlen u wody, napełniającej pęcherzyk. P r z y puszcza on wszakże, że ja k iś ferm ent spe- cyjalny przyspiesza roskład ich trupów , po
dobnie ja k sok drzew a melonowego, zn an e
go w k ra ja ch gorących, zm iękcza, a n astę
pnie szybko roskłada mięso, poddane jeg o działaniu. „Z najdujem y się tu taj, pow iada jeszcze p. P lan ch o n , na tój granicy, gdzie, zdaje się, rozm aite sposoby traw ienia kom b in u ją się i m ieszają ze sobą“ . W ten lu b ów sposób zm ieniona m atery ja zw ierzęca w cho
dzi ostatecznie w skład rośliny mięsożernój.
A więc pływ acz w odny, k tó ry w ynurza swe piękne żółte kw iaty na pow ierzchnię staw ów starego i nowego św iata, je s t p ra w dziw ym zjadaczem ryb, rośliną rybożerną.
Jak k o lw iek je d n a k ciekawem i niezw ykłem w ydaje się, n a pierw szy rz u t oka, odkrycie tego nowego zjaw iska życia roślinnego, sta now i ono w samćj rzeczy tylko szczególny objaw praw a ogólnego: konieczne p rzy sto sowanie się do w arunków św iata zew nę
trznego, w którym roślina zm uszonąjestżyć.
W istocie, w szystkie rośliny, uw ażane za mięsożerne, m ają, w edług obserwacyj D a r
wina, korzenie bardzo m ało rozw inięte, za- | ledw ie w ystarczające na czerpanie w ody | i kilku soli w niej rospuszczonych; je s t więc j zupełnie naturalnem , że rośliny te w in n y ja - I
N r 34. _ kiś sposób szukają sobie pożywienia azoto
wego, potrzebnego im do życia, i że ich liście przyczyniają się do w ykonyw ania funkcyj, których korzenie nie są w stanie całkowicie wypełnić. Można naw et powiedzieć z Y an Tiegheinem , że wszystkie rośliny są mięso
żerne, a je st niemożliwem zresztą, ażeby było inaczćj, gdyż w przeciw nym razie j a k m ożnaby było wytłum aczyć te n ajro z
m aitsze przeobrażania się, te zm iany nie
skończone m ateryi, k tóre stanowią cudo
w ną całość rów now agi w naturze.
HENRYK MILNEEDWARDS
przez S. K.
Z m arły 29 Lipca, je d e n z najznakom i
tszych niew ątpliw ie zoologów naszego stu lecia, H e n ry k M ilne E dw ards, urodził się w P aźd ziern ik u 1800 r., w B ruges w Belgii, z rodziny pochodzącój z Jam ajk i; był on dw udziestem dziew iątem dziecięciem W illia m a E dw ardsa, bogatego p lan tato ra, który, osiadłszy w B elgii, podówczas należącćj do F ra n c y i, ściągnął na siebie podejrzenie rz ą
du cesarskiego i przez la t dziewięć był wię
ziony. Podczas więzienia ojca, H e n ry k M il
ne zostaw ał pod opieką b rata swego W illia m a (głośnego w swoim czasie fizyjologa, zm arłego 1842 r.), k tó ry w nim rozbudził zam iłowanie do nauk bijologicznych; z za
chęty b rata oddał się m edycynie i ukończył stu d y ja w r. 1823, nie zam ierzając zresztą zająć się p ra k ty k ą lekarską, od której uw al
n iał go m ajątek. M iłośnik sztuk pięknych, zajm ow ał się chętnie w owym czasie m alar
stw em i m uzyką, gdy u tra ta m ajątku, ju ż po ożenieniu się jego w r. 1823, n ad ała za
jęciom jego k ierunek poważniejszy. O g ło
sił w tedy „P od ręcznik m ateryi lekarskiój“ , k tó ry m iał k ilk a w ydań we F ran c y i i na kilk a języków przełożony został. R ospra- w a „O w pływ ie uk ład u nerw ow ego na traw ien ie" zw róciła nań uwagę św iata nau kowego i odtąd oddał się w yłącznie bada
niom zoologicznym.
Za głów ną cechę prac jeg o uw ażać można
| to, że zawsze baczną zw racał uw agę na stro-
! nę lizyjologiczną przedm iotu, k tó ry go zaj- i m ow ał,—pod tym względem uw ażanym być i może za tw órcę szkoły.
WSZECHŚWIAT.
N r 34. W S Z E C H Ś W IA T . 533 W istocie, pierw si naturaliści, którzy się I
badaniem zw ierząt zajęli, starali się klasyfi
kować je wedle cech zew nętrznych, a pogląd ten przetrw ał w ogólności aż do czasów Cuyiera. T en dopiero znakom ity anatom na
uczył, że gdy idzie o ujęcie związków, mię
dzy różnem i typam i zwierzęcemi zachodzą
cych, cechy zew nętrzne m ają drugorzędne { tylko znaczenie w obec budow y ich orga
nów; tym sposobem C uvier stał się założycie
lem zoologii anatom icznej.
I M ilne E dw ards, podobnie ja k Cuvier, starając się uchw ycić węzły łączące różne organizm y, za podstaw ę swych badań przy
j ą ł anatom iję; przyłączył je d n a k do tego w zgląd na rozwój i na działalność organów, które rospatryw al, które odkryw ał. Było to urzeczyw istnienie zasad, ju ż przed stu blisko laty głoszonych przez H a llera, o ści
słym związku anatom ii i fizyjologii. O dtąd fizyjologija porów naw cza zarówno ja k ia n a - tom ija porów naw cza stały się podstawą dal
szego rozw oju zoologii, a chw ała nadania tego kieru n k u zoologii fizyjologicznćj p rz y pada M ilne-Edw ardsow i.
O d pierw szych chw il pociągało go morze, ta kolebka życia pierw otnego, pełne tw orów organizacyi prostej, a których przezroczy
stość tkanek ułatw ia chw ytanie objawów ży
ciowych w pełni ich działalności. B adania te rospocząl M ilne-E dw ards wespół z A u- douinem w r. 1826 w Saint-M alo, w G rand- ville, n a drobnym archipelagu Chaussey;
pierw szym owocem wspólnej tćj pracy była rospraw a „O krążeniu kr wi u skorupia- ków “, której akadem ija n auk przyznała w roku 1828 nagrodę fizyjologii. R ezultat dalszych swych poszukiw ań przedstaw ili młodzi uczeni w dwutomowem dziele „ W y brzeże F ra n c y i“ , którego zwłaszcza część poświęcona pierścienicom zyskała silne uznanie Cuviera.
W roku 1832 został M ilne E dw ards pro- fasorem w liceum H e n ry k a IY i w szkole centralnej sztuk i rzemiosł. P rz y zajęciach tych pedagogicznych i pomimo bezustan
nych prac specyjalnych, znajdyw ał czas na | pisanie podręczników i dzieł popularnych.
„Zasady zoologii“, ogłoszone w 1834 i w licznych następnych w ydaniach, roze- | szły się szeroko. A n to ni W ag a przysw oił i ksią.żkę tę językow i polskiem u w r. 1850; |
wespół z botaniką Jussieu’go w przekładzie prof. Chałubińskiego i m ineralogiją B eu- danta, tłum aczoną przez Łabęckiego, stano
wiła ona u nas n ad e r pożyteczny po drę
cznik historyi naturalnój, dawno ju ż z pó
łek księgarskich wyczerpany.
W okresie tym M ilne E dw ards uwagę swą zw rócił głów nie na skorupiaki, uderzo
ny bogatetwem form jeszcze niezbadanych, zebranych w g aleryjach m uzeum historyi naturalnej, gdzie j e złożyli liczni podróżni
cy. Ju ż w r. 1834 ogłosił „ llisto ry ę n atu raln ą skorupiaków*1 w trzech tom ach z a tla
sem, dzieło, któreby samo jedno zapewnić mogło sław ę naturalisty.
W dwa lata później znajdujem y M ilne E dw ardsa znowu n ad brzegam i A lgieryi, zajętego dalej badaniam i zw ierząt m orskich, przeważnie polipów, którym poświęcił zbiór rospraw , ogłoszony w r. 1838. W tymże samym ro k u po śmierci C uyiera został przy
ję ty do akadem ii nauk; w chw ili, gdy za
siadł w gronie tego ciała naukowego, zło
żył mu ju ż poprzednio siedm dziesiąt ros
praw oryginalnych. W tymże jeszcze roku objął w Sorbonie w ykład anatom ii i fizyjo
logii porów naw czej, któ ry do owego czasu prow adził Stefan Geoffroy S aint-H ilaire.
Nowe zajęcia te i godności nie w płynęły zgoła n a ograniczenie jeg o działalności n a u kowej, i po badaniach prow adzonych w K a nale B rytańskim oraz w Nicei ogłosił sze
reg rospraw tyczących się ascydyjów , tych ciekawych osłonie, które następnie tak wa
żną rolę odegrać m iały w historyi rozw oju zw ierząt kręgowych.
W roku 1841, po śmierci przyjaciela swe- { go A udouina, zajął k ated rę entom ologii
w muzeum; ale zawsze pociągały go głó
wnie zw ierzęta morskie. Nie w ystarczały
| mu ju ż badania nadbrzeżne, zap rag n ął z dna
1 morskiego wydobyć istoty, które tam żyć mogą. P oprzednie poszukiw ania przeko
nały go ju ż, że fauna m orska zmienia się zu pełnie, w m iarę ja k w coraz większe zapu
szczamy się głębie; środki jedn ak, jakiem i podówczas rosporządzano, ograniczały ba
dania do głębokości nieznacznych. Nie zra
ził się tem wszakże gorliw y badacz, — nie mogąc poradzić sobie przyboram i rybołow - czemi, postanow ił sam zejść na dno morskie i przyjrzeć się z bliska życiu, którego dotąd
534
nikt nie rospatryw ał. Zamysł swój u rz e czywistnił podczas je d n e j z w ypraw na b rze- gi Sycylii, przedsięw ziętej w raz z Q u a tre - fages’em i B lancbardem : w przyrządzie n u r
kowym, k tóre podów czas były bardzo j e szcze niedoskonałe i których użycie nie u su
wało wszelkich niebezpieczeństw', opuścił się na dno m orza, a ze statku, na którym pozostali tow arzysze jego, przesyłano mu pow ietrze do oddychania. R ezultaty, osią
gnięte w czasie tej podróży, utw o rzy ły w iel
ki tom o 850 stronach ze stu tablicam i kolo- rowem i. W tej także epoce p rzeprow adził ważne b adania n ad krążeniem u m ięcza
ków.
P o powrocie, w ro k u 1844, m ianow any został profesorem w fakultecie n au k ści
słych, a od r. 1849 aż do zgonu był dzieka
nem tego fakultetu. Z ajęcia adm inistra
cyjne, z ostatnim tym obowiązkiem złączone, rów nie ja k liczne w ykłady, nie zdo łały przerw ać bezustannych jeg o badań: w ro k u 1850 ogłosił w raz z Juliju szem H aim e dzie
ło o polipach kopalnych W ielkiej B ry tan ii, po którem nastąpiły liczne jeszcze p race tyczące się zw łaszcza polipów i sk o ru p ia
ków'.
W ro k u 1851 ukazał się je g o „W stę p do zoologii o g ó l n e j W dziele tem przedstaw ia pogląd swój n a rozwój św iata zw ierzęcego:
dla w yjaśnienia nieskończonej rozm aitości form zw ierzęcych przy jm u je dw ie zasady—
p r a w o z m i e n n o ś c i i p r a w o e k o n o m ii. W skutek zmienności, k tó ra polega przew ażnie na coraz dalej idącem dzieleniu się pracy organów życiow ych, zw ierzęta do
skonalą się coraz bardziej; doskonalenie to je d n a k nie tyczy się całego organizm u, a ty l
ko niektórych jeg o części, co właśnie sta
now i zasadę ekonom ii n a tu ry i co pow oduje ta k obfite bogactw o postaci. Z rozleglej- j szym poglądem D arw ina, M ilne E d w ard s nie ze wszystkiem się zaprzyjaźnił.
W ro k u 1857 rospoczął w ydaw nictw o ol- j brzym iego dzieła: „ W y k ła d y fizyjologii i anatom ii porów naw czej człow ieka i zw ie- rz ą t“, którego cztern asty i ostatni tom u k a
zał się w roku 1881; je stto obraz zupełny I obecnego stanu anatom ii i fizyj ologii, a ogro- i mna moc zaw artych tam szczegółów zacho- j
w a dziełu temu w artość d la przyszłych ba- j daczy.
M ilne E d w ards d otknął się wszystkich działów' zoologii i wszędzie ślady swroje po
zostawił; jako nauczyciel upam iętnił się ro zw inięciem i utrw aleniem dem onstracyjnej strony w ykładu, a na stanow isku dziekana okazał szczególna baczność o doskonalenieO c pracow^ni naukow ych.
Uczniow ie, dla których był zawsze dostę
pny, znajdow ali u niego chętną w pracach swoich pomoc; cenili praw ość jeg o ch a ra
k teru i pewność jeg o słowa. W czasie oblężenia i bom bardow ania P ary ża, z n ara
żeniem życia k rz ą ta ł się koło ocalenia zbio
rów m uzealnych.
N a długo p rzed śm iercią m iał tę pocie
chę, że w akadem ii n auk w idział obok sie
bie syna swego A lfonsa M ilne E dw ardsa, k tó ry tak pomyślnie posunął ulubione zada
nie swego ojca — znajomość życia zw ierzę
cego w głębiach oceanu. R ezu ltaty osta
tn ich tych badań czytelnikom naszym do
brze są znane.
N ad grobem zm arłego przem aw iali Q ua- trefages jak o przedstaw iciel akadem ii nauk, Lacaze - D u th iers w im ieniu fakultetu i B lanchard w im ieniu m uzeum historyi n a tu raln ej. Na podstaw ie tych mów pogrzebo
wych, oraz życiorysów zamieszczonych w pi
sm ach „L a n a tu re “ i „ N atu re“ (angielskiej) szkic ten biograficzny skreślony został.
3 r 34.
0 C H E M I I M L E K A
P O D A Ł
Maksymilijan Flaum.
(Dokończenie).
W eźm y m leko c z y s t e , t. j . nie zaw iera
ją c e żadnych istotek uorganizow anych (mi
krobów ), które zazwryczaj ju ż w samym po
czątku dostają się z niem do naczynia, bądź z wym ienia dojonej krow y, bądź z ręki do
jącego. T akie mleko możemy otrzym ać, obm ywszy wymię i ręce gorącą wodą i zbie
ra ją c mleko do naczynia mocno przepalo
nego. G dy pozostaw im y je w naczyniu szklanem , po pewnym czasie zauważym y na spodzie m ałą ilość drobnych ziarnek fosfo-
W S Z E C H Ś W IA T .
N r 34. W S Z E C H Ś W IA T . 535 ra n u wapnia, m ających w średnicy nie wię
cej nad 0 ’0 0 1 mm. W yżój znajduje się bia
ła w arstw a nieprzejrzysta, nad k tórą leży d ruga szaraw a pow łoka, więcej niż tam ta przezroczysta; tru d n o je d n a k zauważyć do
kładnie liniję odgraniczającą obiedwie. P o w łoki te zawierają, sernik dający się osadzić kwasam i, a łatw o się przekonać, że wierz
chnia zaw iera go mniej niż dolna. Sernik znajduje się w dw u różnych odmianach: ros- puszczony, w zupełnie jednorodnym prze
zroczystym płynie, i w zawieszeniu, tw orząc śluzow aty osad, podobny do gumy dra- gantow ej silnie nabrzm iałej i przejętej wo
dą. W reszcie na w ierzchu cieczy znajdu
jem y trzecią b iałą powłokę nieprzezroczy
stą, utw orzoną przez śmietankę. W tej ostatniój widzimy, badając j ą pod m ikro
skopem, kulki tłuszczowe m leka o okrągłej formie z dokładnie oznaczonemi konturam i:
i rzeczywiście, zdaw ałoby się, że są one okrążone delikatnem i błonicami, gdyż są zu pełnie od siebie oddzielone. Lecz p rzy j
rzyjm y się tej kw estyi zbliska.
G dy mam y pew ną ilość kulek tłuszczu w zawieszeniu, pierw szym w arunkiem dla zbicia ich w je d n ę masę jest zetknięcie się ich n a pow ierzchni, gdzie się zbierają wsku
tek swój m ałej gęstości. R uch kulek ku po
w ierzchni tem je st powolniejszy, im wiel
kość ich je s t m niejszą i im ciecz, w której się znajdują, większy staw ia opór. W m le
ku, w którem średnica naj większej kulki nie przewyższa zazwyczaj OOlmm, siła, z ja k ą się ona podnosić może, je s t nader drobna, a do tego przybyw a jeszcze opór cieczy lep
kiej, mającój prócz tych kulek w zawiesze
n iu ziarnka śluzowatej kazeiny. G dy po | długim czasie zbierze się wreszcie na po
w ierzchni ogrom na ilość tych kulek i wtedy jeszcze nie zupełnie mogą się one zbliżyć do siebie, w skutek przeszkody stawianej ze stro n y oddzielnych, że tak powiemy, prze- j gródek z cieczy, uwięzionych niejako po
m iędzy kulkam i. L ecz nie na tem kończą się przeszkody. Pozostaje nam jeszcze do | uw zględnienia w pływ sił m iędzycząsteczko- J wych.
F o rm ę sferyczną zawdzięczają te k ulki j sile czysto fizycznój, nadającej ich pow ierz- j chni rodzaj sprężystości, ja k ą widzim y w kauczuku. K u lk i masła, kropelki rtęci I
1 lub wody są zaokrąglone w skutek mechaniz
mu, podobnego do tego, k tóry działa w dzie
cinnych pow ietrznych balonikach. Lecz nie trzeba n a to bynajm niej, aby pow ierz
chnia zew nętrzna składała się z innej su b stancyi niż w nętrze kulki—jed y n ie g ra sił m olekularnych zaokrągla k u lk i i nadaje im objętość, k tórą zmienić mogą tylko pod wpływ em innych sił n a zew nątrz d ziała ją
cych. Je śli na k a w a łk u kauczuku zrobim y scyzorykiem cięcie szerokości 1 m m , w ta
kim razie, chcąc w ten sposób utw orzone dwa brzegi zbliżyć ku sobie, będziemy m u
sieli użyć pew nej siły, k tóra będzie m iarą sprężystości, czyli, że tak powiemy, napięcia pow ierzchni kauczukow ój. T a k samo i po
w ierzchnia płyn u je s t siedliskiem podobne
go natężenia, dającego się wym ierzyć. J e dyna różnica, zachodząca m iędzy kauczu
kiem a płynem , polega na tem, że kauczuk może być mniej lub więcej rosciągnięty, gdy dla pły n u to napięcie pow ierzchni je s t stałe, zm ieniające się tylko z n atu rą jego. P om i
mo je d n a k tej stałości, gdy m am y dw a ró żne płyn y obok siebie, siły napięcia ich po
wierzchni zm niejszają się i są tem słabsze, im pierw otnie były pod tym względem ilo
ściowo bliższe siebie. Tym sposobem, dwie ku lki tłuszczowe, znajdujące się w zaw ie
szeniu w płynie, bardzo tylko słabą oka
zują silę wzajemnego połączenia się, j e żeli siła napięcia pow ierzchniow ego k u lek
j nie wiele się różni od siły napięcia pow ierz-
j chniowego płynu. T aki właśnie w ypadek zachodzi z kulkam i tłuszczowem i w m leku i oto najgłów niejsza przyczyna stałości tej emulsyi.
Ł atw o dającem i się wykonać doświadcze
niam i można spraw dzić to, cośmy wyżej po
wiedzieli. Do naczynia z wodą dodajmy nieco oliwy, k tó ra pokryje je j powierzchnię cienką powłoką. Z w ielką tylko trudnością po k ilk u silnych wstrząśnieniach zdołamy część oliw y rozbić na drobne kulki, gdyż napięcia powierzchniowe oliw y i wody ró żnią się wielce od siebie. K u lk i te naty ch miast podnoszą się na pow ierzchnię, gdzie ta sama siła powierzchniowa, która nie pozw a
lała im oddzielić się od siebie, zbliża je znów, form ując na nowo pow łokę z oliwy. P o zo staje w zawieszeniu tylko niew ielka ilość kuleczek. Do drugiego doświadczenia użyj-
536 W S Z E C H Ś W IA T . N r. U . my płynu m usującego, lecz niezbyt lepkie
go, j a k np. odw aru drzew a panam skiego.
Napięcie pow ierzchniow e tego pły n u nie wiele się różni od napięcia m ateryj tłuszczo
wych. O liw a rozdzieli się w nim na d ro bne krople, k tóre z trudnością będą się p o d nosiły ku pow ierzchni. P rzybyw szy tu taj, dla zbicia się w je d n ę masę, będą one m iały jeszcze do zw alczenia opór, staw iany przez oddzielające j e naw zajem cząstki p ły n u m u
sującego. D o tego samego rezu ltatu d o j
dziemy, biorąc silnie roscieńczony ro stw ó r m ydła i dodając do niego oliw y lub m asła stopionego. Z łatw ością otrzym am y em ul- syją podobną do m leka; drobne kulk i ro z dzielą się po trzech lub czterech w strząśnie- niach w całym płynie i aby j e zbić w masę, trzeba będzie użyć siły zew nętrznej dla za
stąpienia nią w ew nętrznych sił p o w ierz
chniowego napięcia, k tó re są na to zbyt sła be. W celu zw alczenia tych w łaśnie sił czysto fizycznych tx-zeba się uciec do silnych w strząśnień p rzy fabrykacyi m asła. D la zgładzenia zaś przeszkód staw ianych przez ciecz, w której się tłuszczow e kuleczki z n a j
dują, niedość i tego: trzeba, aby ciecz nie była zb y t zimną, m usimy j ą ogrzać do p e wnej tem peratury.
W ten sposób w yśw ietla p. D uclaux cie
kaw e rezu ltaty , na k tóre po ra z pierw szy B oussingault zw rócił uw agę. K w esty ja k u lek tłuszczow ych zdaje się być ro zstrzy gniętą '), nie p o siadają one zew n ętrznych powłok, a opór, staw iany przez nie zbiciu ich w je d n ę masę, daje się z łatw ością obja
śnić n a zasadzie d ziałania sił fizycznych.
J e d n a k n a chw ilkę jeszcze m usim y po
w rócić do ich stro n y chem icznej. W iado
mości chemiczne o tłuszczach są praw ie kom pletne od czasu zjaw ienia się św ietnych prac C hevreula 2). S charakteryzow aliśm y ju ż wyżej tłuszcze. A b y oddzielić glicery
nę od kw asów tłuszczow ych zw ykle uży-
') Choć nie ta im y tego, pozostaje jeszcze do obja
śnienia ów dowód chem icznej n atu ry , przem aw ia
jący za istnieniem pow łoki białkow atej, o k tó ry m wspomnieliśmy wyżej.
(Przyp. A ut.).
2) Recherches sur les corps gras. P aris, 1822.
(ł’rzy p . Aut.).
w am y alkalij, które, łącząc się z te mi Osta- tniem i, tw orzą sole alkaliczne tych kwasów (m ydła), w ydzielając w zupełności g licery nę. W ten sposób z tłuszczów mleka w y
dzielono następujące kwasy: m asłowy, k a
prynow y, kaprylow y, kapronow y, steary nowy, palm itynow y, m irystynow y i,n ienale- żący do tego szeregu, olejowy.
P ró cz kulek tłuszczow ych zaw iera jeszcze mleko w zawieszeniu ziarn k a fosforanu w apnia, o czem ju ż wspomnieliśmy. Z iarn ka te nie stanow ią całkow itej ilości tej soli w m leku. P o dokładnem przefiltrow a- niu 3) mleka, w rostw orze znajdujem y j e szcze fosforan w apnia mniej więcej w ta
kiej ilości, w ja k ie j osiadł w naczyniu. N a filtrze zaś pozostaje praw ie cała zaw artość m ateryi białkow atej, przedstaw iając lepką masę, podobną do żelatyny. F iltr oddziela nie tylko tę ilość sernika, którąśm y zauw a
żyli w naczyniu, g dy utw orzyła dwie nie
przejrzyste pow łoki, lecz jeszcze zatrzym u
je część sernika, znajdującego się pozornie w rostw orze.
G d y poddam y teraz badaniu przefiltro- waną- ciecz, okaże się w niej rospuszczony w niew ielkiej ilości sern ik (mniej więcej V, o całkow itej ilości, °/10 zaś zatrzy m ał filtr).
K ro p la kw asu strąca sernik. P o odfiltro
w aniu tego ostatniego, przez ogrzew anie fil
tra tu osadzim y album in, potem taniną strą
cimy album inozę, odczynnikiem M iliona laktoproteinę, jed n em słowem, pow tórzym y proces, znany nam ju ż z poprzednich analiz.
L ecz czyż można bez wszelkiej k ry ty k i p rzy jąć istnienie tych różnych cial? Czyż właściw ie dobrze odróżniliśm y w m leku al
bum in od sernika, album inozy lub łaktopro- teiny? N a to pytanie p. D uclaux odpow ia
da przecząco.
P o strąceniu sernika kwasem nie jesteśm y bynajm niej pew ni, czy osadziliśmy całą j e go ilość, zaw artą w m leku. W chodzą tu w grę czynniki takie, ja k czas, większe lub m niejsze stężenie rostw oru, wyższa lub niż
sza tem p eratura. Że po odfiltrow aniu ser
nika i po ogrzaniu filtratu osadziliśm y je -
3) 1*. D uclaux używ ał do tego porcelanowego filtra C ham berlanda.
(Przyp. Aut,).
N r 8 4 . w s z e c h ś w i a t. 5 3 7
szcze ja k ą ś m ateryję, nie je s t to bynajm niej dowodem, że m atery ja ta nie je s t odmianą, tegoż sernika. W a ru n k i, w których p ro wadzim y to ostatnie badanie, nie są w ni- czem podobne dó w arunków pierwszego.
A że przypuszczenie podobne do tego, ja k ie p. D u claux w tym w zględzie robi, jest mo- żebne, nie zaprzeczy nikt, kto wie, ja k mało są jeszcze zbadane fizyczne i chemiczne w ła
sności ciał białkow atych. O dczynniki i re akcyj e, używ ane do prób na ciała organi
czne w ogóle, a n a ciała białkow ate w szcze
gólności, niczem nie są podobne do używ a
nych p rzy próbach z solami nieorganiczne- mi. B a ry t i kw as siarczany zachow ują się w zględem siebie tak, że w każdym oddziel
nym w ypadku zdajem y sobie jasn o sprawę z tego, czy jed n o z tych ciał znajduje się w rostw orze, czy nie; czyśmy je ju ż zupełnie w ydzielili z rostw oru , czy nie. Inaczej się rzecz ma przy bad aniu ciał białkow atych.
Trudności, ja k ie tu napotykam y, dają się ju ż łatw o zauważyć i w chemii m ineralnej, gdy od ciał krystalicznych przechodzim y do badania koloidów , j a k np. soli żelaza lub glinu. D la p rz y k ład u weźmy białko z ja j i rospuśćmy je w A vodzie dystylowanój;
m ateryja ta je st dobrze scharakteryzow ana przez ścinanie się pod wpływem wysokiej tem p eratu ry (70°C). S tarajm y się ten ros- tw ór przefiltrować. Okaże się, że nie przej
dzie on całkow icie przez filtr, a więc część b iałka znajduje się w pozornym tylko ros- czynie, ta k samo j a k sernik w m leku. To, co przechodzi przez filtr, z trudnością tylko osadza się przy ogrzew aniu. P o oddziele
niu tego osadu i dodaniu do filtratu kolejno taniny i odczynnika M iliona otrzym a
my znów osady. Czyż z tego wnosić m a
my, że w rostw orze znajduje się album inoza lub laktoproteina? B ynajm niej, mamy tyl
ko białko, dające różne reakcyje przy róż
nych stopniach stężenia rostw oru.
P a n D uclaux doszedł do tych samych re zultatów , badając inne ciecze organiczne, ja k żółtko ja j, ciecz puchliny wodnej i t. p.
To go ośmiela do przypuszczenia, że albu
min, album inoza i laktoproteina m leka są jed y n ie tylko sztucznem i ciałami, stwo- rzonem i przez metodę badania, k tó ra mogła być uspraw iedliw ioną daw niej, której je d nak dziś bronić nie można. W mleku,
z ciał białkow atych znajduje się tylko ser
nik w różnych odm ianach.
W ten sposób wszystko, cośmy o chemii mleka powiedzieli, możemy streścić w n a
stępuj ącem zdaniu: mleko jest płynem , za
w ierającym ciała organiczne i nieorgan i
czne w rostw orze i w zaw ieszeniu. W ros
tworze są: cukier mleczny, sole ałkalij, po
łow a fosforanu w apnia i około ‘/ , 0 sernika;
w zawieszeniu reszta fosforanu w apnia i se r
nika oraz kulki tłuszczu.
— i —
Przegląd znanych zjawisk roskładu i znaczenie ich w ogólnej ekonomii przyrody
opisał
j I ó Z E F J ^ A T A N S O N .
(Ci%g dalszy).
84. Fermentacyja octowa. W idzieliśm y, że pod nazw ą „kw aśnienia” zw ykła w yró
żniać mowa potoczna przem ianę, nie idącą poza w ytw orzenie się kw asu m lecznego.
P rz y utleniającem działaniu pow ietrza na łatw o przem ianom podlegającą, kw aśnieją
cą ju ż czy niekw aśniejącą m ateryję, zacho
dzi wszakże często bardziej energiczna prze
m iana, w tym samym k ieru nk u, kw aśno- utlcniająca, i przem ianę taką również w p ra- ktycznem , codziennem odróżniać zw ykliśm y życiu; tak np , gdy cośkolwiek dokoła nas stało się nadzwyczaj kwaśnem dla naszego smaku, a niem niej i dla powonienia, które podrażnionem je s t p rz y k rą wonią mocnego kwasu, mówimy, że to coś „skisło“. Tak*
np. „w ino“ mogło skisnąć na „ocet“, prze
chow ywane drożdże „skisły“ i kw alifikują się do w yrzucenia i t. d. O ile potoczny w yraz „skw aśniało“ odpowiada zazwyczaj pojęciu ferm entacyi mlecznej, bardziej łag o dnej, to w yrazu „skisło“ praw ie zawsze użyjem y wtedy, gdy roskład je s t głębszy, bardziej skrajny, gdy najgłów niejszym p ro duktem jeg o je st kw as octowy, czyli, gdy
538
mamy do czynienia z „ferm entacyja octo-
\vą“. P rz y roskładach „octow ych“ często bardzo na skisły 111 ju ż do pewnego stopnia produkcie zjaw ia się szczególny g atu n ek m uchy, M usca cellaris L . (m ucha octowa), która łazi po kożuszku, ja k i na pow ierzchni płynu się form uje, lub po pow ierzchni k i- śniejącego lub skisłego ciała, w yszukując tam odpow iedniego dla siebie pokarm u.
P rzekonano się, że m ucha ta w w ielu razach je st pośredniczką czyli raczej roznosicielką octowych grzybków , a więc p ropagato rem tego roskładu. P raw dopodobnem jest, że i dla innych roskładów u d a się znaleść po
dobnych roznosicieli „zarazy “, j a k w szelką ferm etitacyję nazw ać można odnośnie do niepodległej ro składow i m ateryi ‘).
B ardzo ch arakterystyczne żyjątka, pow o
dujące przejście napojów alkoholow ych w stan kisły, czyli zam ieniające alkoho l (C2 1I0 O) na ocet (C2 I I4 0 2), znane są ju ż od pół wieku; K iitzing bowiem opisał j e j a ko grzybki szczególnych własności, pod n a zwą U lyina aceti. U tleniające to drobne żyjątko, tw orzące kożuszek m ało zazwyczaj spójny na piwie, winie i t. p., stało się p rz e d miotem klasycznego sporu w początkach w italistycznćj teoryi, bronionej w y trw ale przez P a ste u ra (1861— 70) przeciw L iebigo- wi. P rze z poszanow anie dla historyi n au k i p rzyjrzyjm y się tem u sporowi.
O d niepam iętnych czasów otrzym yw ano we F ran c y i, zw łaszcza w O rleanie, mieście sław nem ze sw ych octowych fabryk, ocet w beczkach, do k tó ry ch w lew ano roscień- czony sp irytus (alkohol) i zakw aszano płyn cokolw iek octem; po krótszym lub dłuższym przeciągu czasu wszystek alkohol przecho
dzi n a ocet; na pow ierzchni p ły n u zjaw ia się zawsze pow łoczka pleśniowa; beczki używ ane są zawsze te same i stare takie n a
czynia zow ią się oddaw na „m atk am i14 czyli beczkam i m acicznem i (tonneaux ingres). P a steur w pleśniowej po włóczce u p atrz y ł dzia
łacza żywego, którego rolę poró w nał do roli drożdży w ferm entacyi alkoholow ej, choć działanie samo z początku za chemi-
') For. § 60, o źródłach propagow ania drożdży w śród żywej przyrody.
(P rzyp. aut.).
! czne raczej uw ażał niż za fizyjologiczne.
Jeszcze bowiem w roku 1821 dow iedzionem zostało, że gąbka platynow a i inne ciała m artw e, mające własność pochłaniania i sku
piania tlenu, mogą w danych w arunkach al
kohol przeobrażać na kwas octowy (E. D a
ry ). P asteu r, nie m ając jeszcze w począt
k o w y epoce swej w alki z Liebigiem należy
tych podstaw do czysto fizyjologicznej teo
ry i roskładów , przypuszczał, że jeg o m y- c o d e r m a a c e t i pochłania i skupia tlen tak samo ja k gąbka platynow a. L iebig, obstając przy swych chemicznych pojęciach w dziedzinie chem ii organicznej (por. § 16), w skazyw ał P asteurow i fakrykacyję octu w Niemczech, gdzie nie beczek m acierzy
stych, lecz trocin •— najczęściej bukow ych lub dębow ych— używ ają do zasilania kadzi, w k tó ry ch zakwaszony rostw ór alkoholu staje się octem. T rociny bukow e służą nie
kiedy po 25 la t w jednćj fabryce, są zawsze po skończonej ferm entacyi czyste, ja k gd y
by przem yte, i opłókując j e wodą, niepodo
bna otrzym ać owćj „pleśni“, k tó ra wedle zdania P asteu ra ma być krzew icielką całego roskładu.
Oczywiście więc, w edług L iebiga, w nie- mieckiój przynajm niej fabrykacyi, bukowe tro ciny ja k o takie g rają rolę p laty n y sprosz
kow anej lub innych drobnych a p orow a
tych ciał, skupiających w sobie tlen gazow y oddających go alkoholow i. Pom im o zn a
lezienia przez P a s te u ra we wszelkich w y
p ad kach skw aśnienia spirytusu, czy piw a lub wina, na ocet tej samej ch arak tery sty
cznej m ykoderm y, k tó rą d aje fabrykacyja na w ielką skalę, spór o przyczynę zjaw iska, w obec „czystości14 trocin i pozornego b ra k u grzy b k a w niem ieckich octarniach, trw aćby m ógł do nieskończoności. R osstrzyga go je d n a k następujące doświadczenie, w edług idei P a ste u ra wykonane: Do długiej b a r
dzo, szklanćj ru ry , odpowiednio oczyszczo
nej i w yjałow ionej (por. §§ 2 0—2 2), w pro
w adzam y w ielką ilość wysuszonych w go
rącu trocin bukowych; zalew am y to zakw a
szonym zlekka alkoholem , t. j . tym samym rostw orem , k tó ry w każdej o ctam i używ a się ja k o m ateryjał do fabrykacyi; utlenienie alkoholu na ocet nie następuje; gdy w yleje
m y p ły n (u dołu ru ry k ra n być powinien), to po długim naw et przeciągu czasu będzie
N r 34.
W S Z E C H Ś W IA T .
N r 34.
on m iał ten sam skład co pierw ej. Lecz j e śli do rostw oru dodam y troclię ferm entują
cego ju ż płyn u z orleańskiej czy z niemiec
kiej lub innej fabryki, lub gdy do ru ry na
szej sztucznie w prow adzim y odrobinę k o żuszka octowej m ykoderm y, w net rzecz przyjm uje inny obrót, a alkohol w rurze przejdzie tak, ja k w fabrykach przechodzi, n a ocet. Co więcej, gdy w następstwie na te same trociny nalejem y czystego sp iry tu su, octem podkwaszonego, to zamiast uje
mnego j a k z początku rezultatu, otrzym amy teraz najw yborniejszą ferm entacyję octową.
T rociny więc są ju ż zarażone. P o w ierz
chnia ich gładką jest, ja k była, i w ydają się zupełnie czystemi; lecz gdy ostrzem scyzo
ry k a lu b igłą skrobać będziemy pow ierz
chnię, to pod m ikroskopem z łatwością od
kryjem y ciałka grzybka, nazwanego przez P asteu ra m ykoderm ą octu. Dodajm y, że bez jakiegokolw iek uszczerbku dla rezu lta
tów możemy trociny w rurze naszej zastąpić przez czysty sznur konopny lub przez sze
roką wstążkę baw ełnianą, a naw et je d w a bną. W yjaśniać znaczenie doświadczenia j tego w szczegółach uważam y za zbyteczne, czytelnik sam chyba wnioski wyciągnąć po
trafi.
(d . c n.)
0 ODDYCHANIU
Ż Y W Y C H T K A N E K
PRZEZ
G a s to n a B o n n ie r . tłum . A Wiesel.
(Ciąg dalszy).
y.
Wpływ światła na oddychanie.
M ożna powiedzieć, że praw ie do ostatnich czasów żaden z fizyjologów nie zajm ow ał się pow ażnie kw estyją w pływu, ja k i rozm ai
te prom ienie albo naw et ogół prom ieni sło
necznych w yw ierać może na oddychanie ży-
wych tkanek. Zależy to bez w ątpienia od
| okoliczności, że u zw ierząt św iatło w pływ a wyraźnie na system at nerwowy i że w sku
tek tego trudno izolować oddziaływ anie prom ieni słonecznych wyłącznie na oddy
chanie protoplazm y. Z drugiej strony, u roślin obdarzonych chlorofilem, wpływ św ia
tła na czynność chlorofilową budzi tak wiel
kie zajęcie, że . zdołał zupełnie odciągnąć uwagę uczonych od w pływ u św iatła na od
dychanie kom órek. T rzeba nareszcie za
uważyć, że studyja podobne nad zielonenń roślinam i są niezm iernie trudne, tak że do
tychczas nie udało się oddzielić w chw ili działania św iatła dw u ty ch odm iennych zja
wisk— oddychania i assymilacyi— w ten spo
sób, iżby można było dokładnie każde z nich zbadać. Zdaw ałoby się tedy naturalnem zwrócić się do roślin, pozbawionych chloro
filu, j a k np. do grzybów.
Tymczasem nie podjęto żadnych badań dla rozw iązania kw estyi i nie bacząc na to, przypuszczano n a zasadzie domysłów, że światło żadnego w pływ u na czynność oddy-
J cliania nie w yw iera i że jakość działających prom ieni nie m a żadnego w pływ u pod względem je j natężenia.
K w estyja jed nak , k tó rą obecnie rozbiera
my, je s t zajm ującą nie tyle sama przez się, ile nadewszystko w skutek wniosków, jak ie dają się w yprow adzić przy badaniach n ad asym ilacyją chlorofilową. W istocie, po
wiedzieć można, że dotychczas zbadano tyl-
| ko w ypadkow ą dwu zjawisk, sądząc, że zba
dano jed n o ze składowych. Należy zw ró
cić na ten p u n k t uw agę, gdyż jeszcze w ro ku 1864 p. B oussignault pisał, że d la od
dzielenia obudwu czynności dostatecznie wziąć z rośliny tylko tkanki, posiadające chlorofil, ja k np. liście, a resztę wyrzucić.
Lecz należy dobrze zrozumieć, że w ten spo
sób bynajm niej nie dokonano oddzielenia.
P roto plazm a kom órek, obdarzonych chloro
filem, oddycha rów nież tak dobrze, ja k inne, a wyliczenia p. B oussignault są to także ty l
ko wyliczenia wypadkowej wym ian gazo wych, bynajm niej zaś nie czynności chloro
filowej;— co zresztą w niczem nie obala w ar
tości tych pięknych poszukiwań.
A utorow ie, k tó rzy w tym przedm iocie dostarczyli ju ż kilka niezupełnych w iado
mości, trak to w ali go jak o rzecz poboczną, 539
W S Z E C H Ś W IA T .
540 W S Z E C H Ś W IA T . N r 34.
a rezultaty otrzym ane nie były ani jasne, ani zgodne ze sobą..
Zajm ijm y się n ajp ierw całkow item dzia
łaniem św iatła. M ożna je uwidocznić przez m ałą zmianę w uk ładzie p rzyrządu, opisane
go w paragrafie poprzednim , używszy, n a przykład, w anny z otw orem , który by po
zw olił zw racać pom ienie św iatła na in d y w i
dua badane. Lecz, aby rezu ltaty były p rz e konyw ające, należy przeprow adzić dośw iad
czenia krzyżow e, t. j . takie, podczas k tó rych te same indyw idua w ystaw iane by by ły kolejno w ciągu tego samego czasu n a działanie św iatła i ciemności. P ró cz tego, należy starać się i o to, co je st często tr u dniejszem do w ykonania, by w szystkie in ne w arunk i pozostaw ały niezm ienne. T em pe
ra tu ra, zm iany ciśnienia, stan hy g ro m etry - czny pow ietrza, pow inny być, ile m ożna identyczne •— wówczas, kiedy oddychanie odbywa się w ciemności, j a k i w tedy, kiedy działa na indyw iduum światło.
D la tego rodzaju poszukiw ań najlepiój, jak to ju ż wyżćj wzm iankow ano, obrać za przedm iot badań rośliny, pozbawione chlo
rofilu, a więc, badać m ożna grzyby, ziarn a podczas okresu ich kiełkow ania, kiedy nie m ają jeszcze chlorofilu, rośliny w ypłow iałe w skutek w zrastania w ciemności, kłącze (łodygi podziem ne), korzenie, niektóre k w ia
ty, zupełnie pozbawione chlorofilu i t. d.
D la wszystkich tych tkanek, w ystaw ia
nych kolejno na działanie rosproszonego św iatła i ciemności p rzy identyczności wszy
stkich innych w arunków , zaobserw ow ano w ogóle ten sam re zu ltat. Św iatło zm niej
sza mniej lub więcej natężenie oddychania, zarów no pochłanianie tlenu, ja k i w ydzie
lanie kw asu węglanego.
T en osłabiający w pływ św iatła na oddy
chanie je s t n atu ra ln ie zm ienny, zależnie od rozm aitych tkanek. Je st on bardzo nie
znaczny dla ziarn z początku ich kiełk o w a
nia, większy dla ldączów roślin pasorzy- tnych i nadew szystko dla grzybów , gdzie niekiedy w yrazić się może przez zm niejsze- j nie o trzecią część ilości p rzyjętego albo wy- | dzielonego gazu.o o
Oto jest ju ż pierw szy re zu ltat, k tó ry zna
cznie zapewne zm ienia pogląd dotychczaso
wy na wymianę gazów, zachodzącą m iędzy zielonemi tkankam i i środkiem otaczającym .
Św iatło działa n a oddychanie protoplazm y, i z doświadczeń poprzednich, ja k i z innych jeszcze, robionych ze zw ykłem i prom ienia
mi słońca, można wywnioskować, że czyn
ność ta zmienia się w granicach dość rozle
głych w zględnie, do zm ian w natężeniu św iatła.
B adan ia nad oddychaniem żywych tk a nek, ulegających w pływ ow i rozm aitych ro dzajów św iatła, dokonyw ane były przy po
mocy dw u różnych metod, przyczem za p rzedm iot poszukiwań brano grzyby. P ie r
wsza m etoda polega n a użyciu św iatła, prze
puszczonego albo przez dw uchrom ian p o tasu albo przez roztw ór azotanu miedzi w am oniaku; d ru g a m etoda je s t m etodą sp ek tra ln ą i polega na rozszczepianiu św ia
tła za pom ocą pryzm atów i rzucaniu na ba
dane tk an k i oznaczonej części widma.
O gólny re zu ltat tych doświadczeń dowiódł, że, przynajm niej co się tyczy badanych tk a nek, rozm aite prom ienie rozm aicie w pływ a
j ą na oddychanie; silniój łam liw e prom ienie (zielone i niebieskie) w yw ołują przy tych sam ych w aru nk ach daleko większe w ydzie
lanie kw asu węglanego, aniżeli prom ienie słabiej łam liw e (żółte i czerwone).
Jeżeli inne doświadczenia pozw olą uogól
nić ten wniosek i jeżeli da się on zastosować do protoplazm y tkanek, obdarzonych ch lo rofilem, widocznem je st tedy, o ile trzeba zmodyfikować rezultaty, otrzym ane z badań, robionych nad assym ilacyą chlorofilową pod w pływ em rozm aitych prom ieni. Rzeczyw i
ście, to, co zbadano drogą owych poszuki
wań, je st to w ypadkow a dwóch przeciw nych czynności'—assym ilacyi i oddychania; i z do
świadczeń, któreśm y tylko co przytoczyli, w ynika, iż każda z nich zm ienia się ze zm ia
ną różnorodnych świateł.
N ależy więc podjąć nowe badania nad tym przedm iotem . Lecz m ożna ju ż teraz powiedzieć, iż one w większej lub mniejszej mierze zm ienią wszystkie rezu ltaty badań nad rozkładaniem się kw asu węglanego pod wpływ em działania w świetle zielonych tkanek.
VI.
Zmiany w oddychaniu zależne od rozwoju.
Z adajm y sobie pytanie, z jak im innym ogółem faktów można byłoby połączyć wpływ I św iatła na osłabienie czynności oddychania.