P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM . K O P E R N IK A
H i # S i f
m
Z alecono do b ib lio te k n a u c zy c ie lsk ic h i lic e a ln y c h p ism em M in iste rstw a O św ia ty n r IY/Oc-2734/47
-*
T R E Ś Ć Z E S Z Y T U 10 (1890)
S a r n e c k a - K e l l e r M., P o c z ą tk i ch e m ii now oczesnej w P olsce . . . 273
K o w a l s k i K., Z p rz y ro d y L i b a n u ...278
D y m i ń s k a M., P o ro sty i ic h ro la w ży ciu i g o sp o d a rc e człow ieka . . . 281
D r o z d o w s k i A., Z naczen ie m ałży i w o d n y ch ślim ak ó w d la g o sp o d ark i c z ło w ie k a ... 284
K o c w a E., F e rm e n ta c ja a c e t o n o - b u ta n o lo w a ... 288
D u d z i a k J., P o m n ik i p r z y r o d y ... 291
B e r n a t t S., W ciąż ż y w a h is to ria o d k ry ć g łę b in m o r s k i c h ...295
S z c z e p k o w s k i B.( K o p a ln e k r a te r y m e te o ry to w e w K an ad zie? . . 299
K u d ł a E., R o p u c h a — n ie d o c e n ia n y s p r z y m i e r z e n ie c ... 300
D robiazgi p rzy ro d n icze R y tm s n u zim ow ego u w ie w ió re k (I. V . ) ... 301
T arczy ca z w ie rz ą t tra w o ż e m y c h w sk a z u je n a o pad ra d io a k ty w n e g o p y łu (I. V . ) ... 301
P iec e sło n eczn e ( P i ) ... 301
C iek a w o stk i p rzy ro d n icz e z okolic M ałej P a n w i (J. F ab ija n o w sk i) . . . 302
R o z m a ito ś c i...303
R ecenzje W a n d a K a r p o w i c z , Z ew o lu c ji św ia ta ro ślin (Wł. M atuszkiew icz) . 305 O leczniczym za sto so w a n iu m io d u i ja d u pszczelego: N. P. J o j r i s z , L e c z e b n y je s w o js tw a m ie d a i pczelin o g o ja d a (H. W i d e r a ) ... 305
S p ra w o z d an ia Z e b ra n ie Z espołu o rg an iz u jąc eg o k o n k u rs n a p ra c e n a u k o w e z dziejów m y śli ew o lu c y jn e j w P o l s c e ... 307
W ynik ro z w ią z a n ia z a g a d k i p rzy ro d n ic z o -fo to g ra fic z n e j z 6 zeszytu „ W s z e c h ś w ia ta " ... 308
R o zstrzy g n ięcie k o n k u rs u fo to g ra f ic z n e g o ... 308
S p i s p l a n s z
I. G R U PA CEDRÓW koło B e c h a rre — fot. K. K o w alsk i CEDRY L IB A Ń S K IE koło B e c h a rre — fot. K. K o w alsk i II. K O ZA , głó w n y w ró g p rz y ro d y lib a ń sk ie j — fot. K. K o w alsk i
PO D U SZK O W A , K O LC Z A ST A R O Ś L IN A Z R O D Z A JU A C A N T H O - L IM O N w D żebel K a m m o u h a w p ó łn o c n y m L ib a n ie — fot. K. K o
w a lsk i
III. R O PU C H A Z W Y C Z A JN A (B u fo b u fo L.) — fot. W. S tro jn y R O PU C H A ZW Y C Z A JN A (B u fo b u fo L.) — fot. W .P u c h alsk i IV. STA D IU M P O D Z IA Ł U K A R IO K IN E T Y C Z N E G O K O M Ó R K I P IE R
W O T N IA K A — fot. K. M alski
N a o kładce: M a cm e p h a lite s m a c m e p h a lu m — fot. J. M ałecki
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
PAŹDZIERNIK 1958 ZESZYT 10 (1890)
M A R IA SA R N EC K A -K ELLER (K raków )
POC ZĄTK I CHEMII N OW O CZESN EJ W POLSCE
Do okresu -reformy szkolnictwa wyższego przez Komisję Edukacji Narodowej, chemia ja
ko nauka w Polsce w łaściw ie n ie istniała. W tym czasie, gdy n a zachodzie Europy tworzone b yły fundam enty nowoczesnej w iedzy chemicznej, w Polsce krzewiła się jeszcze w najlepsze śred
niowieczna alchemia. Na bogatych dworach magnackich poszukiwano jeszcze kam ienia fi
lozoficznego i usiłowano otrzymać złoto z in
nych m etali. Św iatlejsze um ysły w iedziały coś niecoś o tym , czym jest chemia, ale naukę tę w iązały ściśle z m edycyną, utożsamiając ją ze sposobem przygotow yw ania leków. W dalszym ciągu słuszne jest w ięc określenie R z ą c z y ń - s k i e g o , który pisał w swej Historii Natural
nej w r. 1741 Chym ia v e l Chemia refertu r hodie ad A r te m Medicam, id est, m odum medicamen- ta m gratiora, solubriora et tutiora concinnan- tem.
Pojawiają się wpraw dzie w tym czasie drob
ne, najczęściej bezim ienne publikacje chem icz
ne, ale -nie są -one bynajm niej publikacjam i naukowym i. W szystkie zajm ują się głównie chemią z punktu jej praktycznego zastosowa
nia w gospodarstw ie dom owym . Nie znajdujem y w -nich żadnej wzm ianki o podstawach teore
tycznych. Do takich należą artykuły ogłoszone w latach 1758— 61 w N ow ych wiadomościach ekonomicznych i uczonych albo Magazynie w szystk ich nauk do szczęśliwego życia ludz
kiego potrzebnych oraz w w ydaw anych w roku 1768 przez M i t z l e r a d e C o l o f Abhand- lungen der P hysik — Chymischen Warschauer
Gesellschaft..., które w rok później zostały prze
tłum aczone przez X. T w a r d e g o ina język polski.
Aby częściowo zastąpić podupadłą wówczas zupełnie Wszechnicę Krakowską i nawiązać pew ne kontakty z nauką zagraniczną, w ysu
wano również w tym czasie wielokrotnie pro
jekty tworzenia akademii i tow arzystw nauko
w ych. Większość z nich n ie była jednak reali
zowana, w zględnie pow stałe zespoły naukowe egzystow ały bardzo krótko. W rezultacie lata 1770— 80, w których L a v o i s i e r w ykonuje sw e najważniejsze odkrycia naukowe, mijają w chem ii polskiej bez żadnego oddźwięku.
Dopiero reform a szkolnictwa wyższego otw ie
ra w Polsce po raiz pierw szy furtkę dla chem ii jako odrębnej nauki, i szczęśliw ym zbiegiem okoliczności um ożliwia przenikanie do nas po
glądów chemicznych od irazu w e w zględnie no
woczesnej formie.
Te jednostki, którym Komisja Edukacji Na
rodowej chce pow ierzyć najbardziej odpowie
dzialne stanowiska w zreformowanym szkolnic
tw ie wyższym , studiują w tym czasie za granicą.
Z przedstaw icieli nauk przyrodniczych przeby
w a w tych latach w Getyndze a potem w Pa
ryżu i krótko w W iedniu Jan Ś n i a d e c k i , jeden z późniejszych najgorliwszych reorgani- zatorów Kolegium Fizycznego w Krakowie.
W W iedniu kończy sw e studia m edyczne w 1775 r. J-an J a ś k i e w i c z , pierw szy pro
fesor chem ii w Akademii Krakowskiej, który później w latach 1780— 81 na ko-szt Komisji
36
274 W S Z E C H Ś W I A T
Edukacji Narodowej podróż po Europie, 'zatrzy
mując się m iędzy innym i w Paryżu i Getyndze.
W G etyndze rozpoczyna również sw e studia Andrzej T r z c i ń s k i przeznaczony przez Ko
m isję Edukacji Narodowej na katedrę fizyki w Krakowie, który w b rew przewidywaniom łożyskuje w Strassburgu dyplom z, zupełnie in
nej specjalności, a m ianow icie m edycyny.
Czy w szyscy oni m ieli możność zetknąć się w tym czasie z nowo-czesną chem ią i w jakim stopniu, tego z całą pewnością nie w iem y.
Jan Śniadecki na pew no słyszał o rew elacyj
nych odkryciach ówczesnej chemii i poznał kieł
kujące w ów czas poglądy Lavoisiera. Sam bo
w iem w jednym ze sw ych listów do K a s t n e - r a, zaprzyjaźnionego z nim profesora m ate
m atyki w Getyndze pisze: „Prace i teoryja Lavoisiera dopiero wtenczas rodzić się i prze
bijać zaczęła. N ajdelikatniejsze w Chemii i Do- cym azyi doświadczenia przez w szystkich prawie znakom itszych Chemików w Paryżu robione, starałem się kilkakrotnie w idzieć i te opisać".
Trzciński również w czasie sw ego pobytu za granicą m usiał się zetknąć z now ym i prądami w chemii, czego dowodem są wzm ianki, jakie um ieszcza on w późniejszych sw ych publika
cjach.
Najm niej niestety wiadom ości m am y o naj
bardziej zainteresow anym chemią Jaśkiew iczu.
W czasie sw ych studiów w W iedniu nie mógł on jeszcze słyszeć o Lavoisierze, ale będąc w 1801 ir. w Paryżu na pew no m usiał się zająć now ym i problem am i chem icznym i, a będąc członkiem korespondentem akadem ii paryskiej, utrzym yw ał prawdopodobnie jakiś kontakt z tą instytucją.
Po pow rocie z zagranicy Jaśkiew icz obejm uje w 1783 r. katedrę chem ii i historii naturalnej w zreformowanej akadem ii krakowskiej. Po raz pierw szy w ów czas pojaw ia się w Polsce chem ia jako odrębna dyscyplina naukowa, a co w ięcej stanow i ona jedną z nauk, na którą przeznacza się z ogólnego budżetu Akadem ii stosunkowo w ysokie subw encje. Idą one przede w szystkim na urządzenie laboratorium chemicznego, o któ
rego organizowaniu 'znajdują się liczne w zm ian
ki w protokółach zebrań K olegium Fizycznego.
Jak w yglądały dokładnie w yk łady Jaśkiew i
cza i czy rzeczyw iście wspom niał on już o od
kryciach „w ielkiego pneum atyka", tzn. Lavo- isiera, jak pisze o tym Z a w i d z k i w artykule Die Einfiihrung des Lavoisierschen Theorien in Polen, tego z całą pewnością tw ierdzić nie m ożemy, gdyż nie zachow ały się żadne notatki z jego w ykładów . Ogromną stratę stanowi zni
szczenie w czasie ostatniej w ojny dw utom ow ego rękopisu pt. Nauka o naturze, który stanow ił całkow ity m ateriał (dwuletni w ykładów Jaśkie
w icza i był pisany w języku polskim . Jaśkiew icz w ięc był pierw szym , który publicznie m ówił o chemii językiem ojczystym i tw orzył polskie słow nictw o chemiczne.
O sposobie jego wykładania dow iadujem y się coś niecoś z opinii jego w spółczesnych. I tak
K o ł ł ą t a j w sw ym raporcie z roku 1785 w y raża się o profesorze chemii z w ielkim uznaniem pisząc: „Należy oddać sprawiedliwość talentowi p. Jaśkiewicza, że n ie tylko w nauce swojej jest gruntow nie biegły, ale też w wyłuszczeniu ornej dla uczniów dokładny... lekcje daje z pism w ła snych pracowicie na to przygotowanych, któ
rych ani dyktuje, ani do przepisyw ania uczniom nie powierza".
Następcą Jaśkiew icza na katedrze krakow
skiej jest jego uczeń Franciszek S c h e i d t , obejm ujący sw e obowiązki w roku 1788. Scheidt w ykłada już chem ię z całą pewnością w sposób now oczesny. D ow iadujem y się ,o tym z proto
kółów zebrań K olegium Fizycznego, w których notow ane b yły co roku propozycje z każdego przedmiotu.
Porównując plan w ykładów Scheidta z roku 1788 i 1789 uderza od razu zasadnicza m iędzy nim i różnica. Propozycje z r. 1789 obrazują całkow icie nowoczesny kierunek chemii, nie tylko przez wprow adzenie now ych teorii, ale również przez odm ienny zupełnie sposób u ję
cia m ateriału. Co do propagowania przez Scheidta teorii Lavoisiera, nie ma już żadnych w ątpliw ości, w yraźnie bowiem zaznacza on, „że w y liczy w łasności w 'działaniach chemicznych ognia, wody i powietrza, stosując ich tłum acze
nie tak do teorii Stahla jako i do teorii Lavo- isiera“.
Z tej krótkiej charakterystyki nauczania che- | m ii w Akademii Krakowiskiej widać jasno, że zaledw ie w parę lat po w ydaniu przez Lavoisie- ra dzieła Reflexions sur phologistiąue (1782) a przed ukazaniem się w 'druku jego Traite ele- m entaire de Chimie (1789) profesorowie akade
m ii krakowskiej znają już jego teorię oraz za
znajamiają z nią sw ych uczniów.
Jak przedstawia się sprawa chem ii w ośrodku wileńskim ? W W ilnie, po zreformowaniu w yż
szej uczelni, utworzono zupełnie odrębną, od
dzieloną od historii naturalnej, katedrę chemii i zaproszono na nią z Turynu Włocha S a r t o - r i s a , który rozpoczął sw e w ykłady w roku 1784. Początkowo nauczał on chemii w oparciu 0 teorię flogisitonową, a potem podobno zm ienił swój pogląd i przyjął całkow icie teorię Lavo- isiera. W roku 1793 opuszcza on jednak Wilno 1 dopiero po czteroletniej przerw ie w nauczaniu obejm uje katedrę chemii Jędrzej Ś n i a d e c k i , od którego przybycia zaczyna się zupełnie now y okres w rozwoju chem ii w ośrodku wileńskim . Jest to jednak już sprawa dalsza.
W m iędzyczasie pojawiają się w Polsce pu
blikacje z dziedziny chemii, z których głównie d w ie zasługują na specjalną uwagę. Są to:
O s i ń s k i e g o Gatunki p ow ietrza odmiennego od tego, w k tó re m ż y je m y z roku 1782 oraz Nauka o napuszczaniu w o d y p ow ietrzem kwa- s k o w a te m napisana przez T r z c i ń s k i e g o w 1787 r. W publikacjach tych znajdujem y po raz pierw szy w drukowanym słow ie polskim w zm ianki o now ych odkryciach zachodnio-euro
pejskich. Stanowią one jednak tylko bezpośred
P a źd ziern ik 1958 275
nie przeniesienie pew nych wiadomości z litera
tury zagranicznej na teren polski; obydwaj auto
rzy nie komentują w żaden sposób cytowanych przez siebie faktów.
Osiński przejm uje zupełnie poglądy jednego z ostatnich epigonów okresu flogistonowego — P r i e s t l e y a, książka jego opiera się bowiem na w ydanym w 1780 r. dziele tego autora Expe- riments and observations an different kinds of air. Osiński w ym ienia po raz pierwszy odkryty przed paroma la ty wodór i tlen, ale nie rozumie jeszcze charakteru pierw iastkowego tych sub
stancji i w ym ieniają je łącznie z innym i gazami, m ającymi charakter związku lub mieszaniny.
Nowoczesna teoria spalania jest m u jeszcze zu
pełnie nieznana.
Trzciński w swej pracy odróżnia już tzw. aer dephlogisticatus, tzn. dzisiejszy tlen oraz aer phlogisticatus, dzisiejszy azot, pow ołuje się na doświadczenia Lavoisiera, a wreszcie umieszcza wzmiankę co do ilościowego składu atmosfery, ale te w szystkie now ości giną wśród chaotycz
nego, pełnego dygresji stylu autora, który nie zajm uje wobec nich żadnego własnego stanowi
ska. Przechodzi nad nim i do porządku, nie zda
jąc sobie zupełnie sprawy z w agi umieszczonych przez siebie faktów i nie zastanawia się, że wobec nich pow ietrze przestało już być pier
wiastkiem. Dane co do ilościow ego składu po
wietrza wraz ze w szystkim i innymi tablicami umieszczonymi na końcu książki przepisał, jak sam zresztą Trzciński podaje, z pisma L e o n - h a r d a , profesora Akademii Lipskiej.
Na tym tle zjaw ia się wreszcie pierwszy podręcznik chemii dla Szkół Wyższych. Jest nim tłum aczenie z języka łacińskiego Nauki chemicznej S p i e l m a n a , profesora chemii w Strassburgu, dokonane przez krakowskiego aptekarza K r u m ł o w s k i e g o i wydane przez Akademię Krakowską w roku 1791. Te dwa fak
ty, tj. czas i m iejsce druku, pozostają w dziwnej sprzeczności z treścią książki. Podręcznik ten, bezsprzecznie dobry dla studentów wydziału lekarskiego w roku 1766, tj. w chwili ukazania się oryginału, jest wobec zmian jakie zaszły w chemii w ostatnich latach, zupełnym anachro
nizmem.
Jakżesz śm iesznie w porównaniu do nowocze
snych w ykładów Scheidta brzmią poglądy Spiel
mana, który operuje jeszcze filozoficznym uję
ciem elem entów , do których zalicza wodę, zie
mię i początek palm y, który hołduje teorii S t a h 1 a, a naw et nie jest pew ny, czy w ysiłki Alchemików, zdążające do otrzymania złota, nie dadzą kiedyś rezultatów.
Co ciekawsze, te w szystkie przestarzałe po
glądy akceptuje akademia krakowska, której zadaniem ma być propagowanie w iedzy nowo
czesnej, i której w iększość profesorów zdaje sobie na pew no doskonale sprawę z bezużytecz- ności tego dziwnego w ydawnictw a.
Wydaje się, że sprawa ta ma sw oje podłoże w ogólnych sporach i naprężeniu stosunków, jakie wówczas panow ały w obrębie Kolegium
Fizycznego. Nasuwa się przypuszczenie, czy przypadkiem n ie Trzciński był głów nym spraw
cą w ydania podręcznika Spielmana. N ie posia
dał on bowiem zupełnie zrozumienia dla podstaw nowoczesnej wiedzy chemicznej, o czym świad
czy chociażby to, że jeszcze w sw ych wykładach z roku 1789 operował pojęciem żyw iołów jako substancji prostych. Kończył on natomiast stu dia w Strassburgu w roku 1782, m usiał więc zetknąć się na pew no z wykładam i Spielmana i prawdopodobnie sam z jego książki korzystał.
Może to on w łaśnie nakłonił Krumłowskiego do jej przetłum aczenia i w płynął na przyjęcie tego dzieła do druku przez drukarnię akademii krakowskiej.
Trzciński bowiem był w tym okresie (1788—
1790) prezesem K olegium Fizycznego i cieszył się dużym poparciem ówczesnego rektora O r a c z e w s k i e g o . Wprawdzie wydanie tłum a
czenia Krumłowskiego przypada już w okresie, gdy prezesem K olegium Fizycznego jest Jan Śniadecki, ale przecież zezwolenie, a naw et roz
poczęcie druku m usiało w tych czasach nastąpić dużo wcześniej.
W rezultacie podręcznik ten, który jest po
dawany przez wszystkich historyków chemii jako pierw szy w języku polskim , nie odegrał żadnej roli w rozwoju tej nauki w Polsce i nie był znany naw et w ielu współczesnym. Dzisiaj dzieło to przedstawia przede w szystkim wartość jako źródło początków polskiego słownictwa chemicznego.
W ostatnim dziesięcioleciu XVIII i pierw szych latach X IX stulecia rozszerza się w Pol
sce znacznie zainteresowanie nowoczesną che
mią. Zajmują się nią również jednostki n ie zwią
zane bezpośrednio z uczelniami wyższymi, a przede w szystkim należą tu przyrodnicy sku
pieni w Warszawskim Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Co ciekawe, żaden z nich nie jest chemi
kiem z wykształcenia, ani też chemia nie sta
nowi jedynego celu ich życia. Są to wszystko typowi ludzie Oświecenia, interesujący się w ie
loma dziedzinami naukowym i i społecznymi, ludzie, którzy rozumieją dobrze znaczenie che
m ii i starają się ją również 'spopularyzować wśród społeczeństwa.
Do nich należy przede wszystkim X. O s i ń s k i , prof. fizyki w Kolegium Pijarskim w War
szawie. Jest on typow ym przedstawicielem postępowego naukowca, w którego kolejnych dziełach znaleźć można odbicie wszystkich najważniejszych, stopniowych zmian, jakie za
chodzą w tym czasie w chemii. K. K u r o w s k i w swej książce pt. O chemii w Polsce pisze o nim, że „pierwszy w Warszawie w roku 1800 nową teoryą Chemii Lavoisier w Konwikcie Warszawskim X X . Pijarów i w szkołach pu
blicznych w ykładał11. Osiński jest również ini
cjatorem zorganizowania pierwszego laborato
rium chemicznego w Warszawie, które skupia nad przeprowadzaniem doświadczeń chemicz
nych w ielu innych, interesujących się chemią przyrodników. Pracuje w nim uczeń Osińskiego
36*
276 W S Z E C H S W I A T
fizyk B y s t r z y c k i , m atem atyk Z a b o r o w - s k i , farm aceuta C e l i ń s k i i K i t a j e w - s k i, lekarz H o f f m a n , hr. S a p - i e h a i inni.
Zupełnie odrębną indywidualność stanowi w ośrodku Warszawskim Aleksander hr.
C h o d k i e w i c z , człowiek o wszechstronnym w ykształceniu i zamiłowaniach. Posiada on w ła
sne, urządzone now ocześnie laboratorium che
miczne, w którym przeprowadza w iele samo
dzielnych doświadczeń teoretycznych i techno
logicznych, jak również sprawdza osiągnięcia innych.
W tym czasie w W ilnie nauka chem ii roz
kw ita w rękach Jędrzeja Śniadeckiego. I ten jednak najw iększy popularyzator nowoczesnej chem ii w Polsce nie jest chemikiem z w ykształ
cenia. Kształci się początkowo w akademii kra
kowskiej, potem wyjeżdża do Paw ii i uzyskuje tam dyplom dra m edycyny, a w reszcie dla roz
szerzenia swej w iedzy udaje się do Edynburga, gdzie styka się na pewno ze sław nym B l a c - k i e m, będącym podówczas gorącym zw olenni
kiem i propagatorem teorii Lavoisiera w Anglii.
Można również śmiało zaryzykować tw ierdze
nie, że Śniadecki nie jest również chemikiem z zamiłowania. Podczas całego sw ego okresu pracy na katedrze w ileńskiej m iał stały zamiar porzucić tę naukę, a kiedy w reszcie po 25 latach przechodzi na emeryturę, obejm uje katedrę kliniki lekarskiej i chem ia znika w ów czas zu
pełnie z pola jego zainteresowań. Tym bardziej jednak godny podziwu jest ogrom pracy, jaki w łożył Śniadecki w nauczanie chem ii i posta
w ienie jej zakresu na poziomie europejskim.
Najważniejszym celem , którem u Śniadecki poświęca głów ną część sw ego życia, to ośw iece
nie społeczeństw a i zaznajam ianie go z najnow szym i zdobyczam i w iedzy. D latego też w czasie kierowania katedrą chemii ogłasza Śniadecki cały szereg artykułów i publikacji z dziedziny chem ii, zawsze w języku polskim , dlatego 3-'krotnie w ydaje swój podręcznik Początki che
mii i dlatego w reszcie tworzy po raz pierw szy polskie słow nictw o chemiczne.
Pierw sze w ydanie Początków chemii ukazuje się w roku 1800 i zostaje z uznaniem przyjęte przez w szystkich zainteresow anych chemią.
Śniadecki mimo swej trzechletniej zaledw ie działalności pedagogicznej ma już w W ilnie w y robioną opinię św ietnego naukowca, tak że dzieło ukazujące się pod jego nazw iskiem daje rękojm ię uzyskania wiadom ości najbardziej no
w oczesnych. W ykłady jego bow iem prowadzone w pięknym polskim języku ściągają liczne gro
no słuchaczy, naw et spoza murów akademii w i
leńskiej. Obecnie te same w iadom ości zawarte w podręczniku, mogą rozejść się po całym kraju i przyczynić się znacznie do spopularyzowania modnej nauki.
Początki Chemii w sw ym pierw szym w yd a
niu nie są bynajmniej podręcznikiem zupełnie oryginalnym . Są kompilacją opartą głów nie na dziełach francuskich, przy czym najw iększy w p ływ na ich napisanie w yw arły dw ie książki,
tj. Filozofia Chemiczna F o u r c r o y oraz Trak
tat Chem iczny L a v o i s i e r a. Filozofia Che
miczna jest zresztą jedyną książką, na jaką po
w ołuje się Śniadecki w iswym podręczniku.
Czyni to w 3 m iejscach, gdzie tekst jego jest bez m ała dosłow nym tłum aczeniem słów Four
croy. W w ielu jednak innych punktach, w któ
rych również przyswaja sobie sposób pisania Fourcroy, nie podaje źródła sw ych wiadomości.
Ta sprawa jednak zbyt dosłownego przyswo
jenia sobie w w ielu m iejscach tekstu Fourcroy nie przekreśla w cale istotnych zalet naszego pierw szego podręcznika chemicznego. Trudno naw et byłoby wym agać od Śniadeckiego, aby po tak krótkim okrelsie pracy w dziedzinie che
mii, przy naw ale zajęć organizatorskich, a prze
de w szystkim przy zupełnym braku jakichkol
w iek w zorów polskich, stw orzył całkowicie ory
ginalne dzieło. Olbrzymią jego zasługą jest to, że czuł konieczność przeniesienia now ych zdo
byczy chemii n a teren Polski i że oparł się przy tym na najbardziej now oczesnych dziełach za
granicznych, w związku z czym wiadom ości podane przez niego stoją rzeczywiście na po
ziom ie ówczesnego stanu w iedzy chem icznej.
Drugą natom iast równorzędną zaletą jego podręcznika jest zaw arty w nim 28-stronicowy słow nik w yrazów chem icznych polskich, oparty częściowo na zasadach nowoczesnej nom enkla
tury francuskiej zachowujący jednak również pew ne cechy oryginalne. W ułożeniu tego słow nika m iał również pew ien udział podkanclerzy litew ski Plater, o czym Śniadecki sam pisze w e w stępie.
R olę Śniadeckiego w spopularyzowaniu che
m ii w języku polskim najlepiej określają słowa współczesnego m u Chodkiewicza, który pisze:
„Prawdziwa epoka upowszechnienia u nas che
m ii na zasadach Lavoisiera opartej, poczyna się istotnie oid utworzenia iey katedry w uniw ersy
tecie W ileńskim. Śniadecki naówezas jak drugi Prom eteusz przyniósł nowej krainie naukę nową i iey ważność ukazał. Pism o iego zaięło w szystkich um ysły i nową ścieżkę do światła ukazało Połakom". W tym m iejscu należy jed
nak zwrócić uw agę na rolę, jaką spełnił w upo
wszechnieniu u nas nowoczesnej w iedzy che
micznej pom ijany przeważnie przez wszystkich X. J. O s i ń s k i . N ie tylko, że w ykłada on w K onwikcie W arszawskim teorię chemii w oparciu o zasady Lavoisiera, ale co więcej jest autorem obszernego dzieła naukowego ukazują
cego się w 1801 r. pt. Fizyka n ayn o w szym i od
krycia m i pomnożona. Książka ta jest powszech
nie uważana za drugie w ydanie Fizyki Osiń
skiego z roku 1777. Tak można jednak sądzić jedynie z tytułu, w rzeczyw istości autor poru
sza w ni«:/ prawie w yłącznie zagadnienia czysto chemiczne. Rozwija w łaściw ie tylko trzy kilku- nastostronicowe rozdziały w ydania I, dotyczące ognia, pow ietrza i wody, a w ięc porusza sprawy najbardziej w chem ii aktualne.
Można przypuszczać, że w chw ili gdy I w y danie Początków Chemii Śniadeckiego opuściło
P a źd ziern ik 1958 277
drukarnię, Osiński musiał mieć już przynaj
mniej w większej części napisaną swą książkę, gdyż zaledwie rok różni okresy wydania tych dwóch pozycji. Mógł w ięc co najwyżej skory
gować swą pracę w g Śniadeckiego.
W porównaniu zresztą ze Śniadeckim, Osiń
ski om awia na jno w sze in owacje chemii o w iele bardziej szczegółowo i dokładnie, popierając cytowane przez siebie fakty opisem bogatego materiału doświadczalnego. Poza tym trzeba przyznać również, że w tym wąskim wprawdzie wycinku chemii Osiński tworzy zupełnie nie
zależnie od Śniadeckiego w łasne piśmiennictwo chemiczne.
Śniadecki nie poprzestaje na I wydaniu Po
czątków Chemii i w roku 1807 w ydaje swój podręcznik po raz drugi, a w latach 1816— 17 ukazuje się jego w ydanie III, które zbiega się z równoczesnym ukazaniem się (pierwszych to
m ów 7-tom owego podręcznika Chodkiewicza.
Śniadecki, będąc w stałym kontakcie z bie
żącą zagraniczną literaturą naukową, rozszerza znacznie następne wydania swego podręcznika.
W drugim wydaniu 'uzupełnia przede wszystkim listę pierw iastków, zamieszcza osobny rozdział o rozpuszczaniu i wprowadza bardziej logiczny podział materiału, wyodrębniając już w o-sobnej części chem ię organiczną. Trzecie wydanie Po
czątków Chemii jest zupełnie niepodobne do pionierskiej publikacji z roku 1800. Podręcznik ten można postawić na równi z wielom a ów
czesnym i działami zagranicznymi, a co więcej jest on cały przeniknięty indywidualną i twór
czą um ysłowością autora.
7-tomowa Chemia Chodkiewicza, wydana w latach 1816— 20 jest również podręcznikiem zupełnie nowoczesnym , ale posiadającym nieco odmienny charakter. Te dwa dzieła uzupełniają się jak gdyby wzajemnie, a w ich charakterze objawiają się dwie odrębne od siebie indyw i
dualności najw ybitniejszych w owych czasach przedstawicieli polskiej chemii. Szeroki umysł Śniadeckiego zajmuje się raczej rozpatrywa
niem pewnych zjaw isk jako całości, nie w cho
dząc w szczegóły um ie on zawsze odróżnić własne teorie, a obdarowany niebywałą wprost intuicją potrafi wybrać często z dwóch alter
natyw prawdziwą, a wielokrotnie wysnuwa wnioski wybiegające daleko w przyszłość.
Chodkiewicz natomiast, sum ienny i bardzo ostrożny eksperymentator, podaje w swej che
mii w iele danych doświadczalnych, często w ła
snych, rozpatruje w wypadkach sprzecznych różne teorie tłum aczące dane zjawisko i uzu
pełnia lukę w zakresie polskiego piśmiennictwa dotyczącego chemii analitycznej przez przetłu
maczenie III części dzieła T h e n a r d a, obej
mującej m ateriał analizy jakościowej i ilościo
wej.
Godnym uw agi jest fakt, że pierw si nasi pi
sarze chem icy nie przejmują nowych teorii che
m icznych zupełnie bez dyskusji. Owszem, po
trafią wobec nich zająć również swe własne stanowisko. W ym ienianie poszczególnych za
gadnień, które przez naszych chemików — ści
ślej mówiąc — przez Śniadeckiego i Chodkie
wicza zostały potraktowane z indywidualnego punktu widzenia, w sposób zupełnie oryginalny, zaprowadziłoby już zbyt daleko. Należy jednak podkreślić z całym naciskiem, że zarówno Śnia
decki jak i Chodkiewicz nie b yli biernym i prze
nośnikami teorii obcych na teren Polski, ale rozpatrywali je krytycznie, nierzadko trafnie, wybiegając znacznie w przyszłość.
Oprócz zagadnień czysto teoretycznych prze
szczepiona zostaje również na teren Polski che
m ia doświadczalna. Celuje w niej przede w szy
stkim ośrodek warszawski. Tutaj Chodkiewicz przeprowadza sw e liczne badania chemiczne i może poszczycić się osiągnięciami nie gorszymi od eksperym entów zagranicznych. Najważniej
szym efektem jego prac jest opracowanie m e
tody otrzym ywania metalicznego sodu przez redukcję w ęglanu soidu opiłkami żelaznymi, a więc metody odmiennej od tej, za pomocą której m etal ten został po raz pierw szy uzy
skany przez D a v e g o w 1808 r. Tutaj rów nież K itajewski zapoczątkowuje badania środ
ków spożywczych i produktów przemysłowo ważnych. Śniadecki w chemii doświadczalnej nie pozostaje również w tyle. Wiadomo o nim, że wielokrotnie kontrolował doświadczenia opi
sywane przez uczonych zagranicznych, a w sw o
jej analizie m eteorytu, który spadł w okolicy Rzeczycy, daje świadectwo doskonale opanowa
nej techniki analitycznej. Najciekawsza jednak jest praca Śniadeckiego pt. Rozprawa o now ym metalu w surowej platynie o d krytym , z 1808 r.
Poddając analizie próbkę rudy platynowej Śniadecki znalazł w niej, oprócz pierwiastków już znanych, jeszcze jeden nie opisany wówczas pierwiastek, który nazwał western. Akademia francuska, do której zwrócił się Śniadecki ze swym doniesieniem, nie potwierdziła jednak przez swych chemików, wśród których znajdo
wał się i w ielki Fourcroy, odkrycia polskiego uczonego. Śniadecki ugiął się przed autoryte
tem zagranicznym i starał się jak najszybciej zatrzeć pam ięć niefortunnego westu. Czy Śnia
decki był rzeczywiście odkrywcą nowego pier
wiastka, którym mógłby być ruten odkryty w rudzie platynowej przez K l a u s a w 1844 r., tego z całą pewnością obecnie twierdzić nie mo
żemy, ale również nie mamy żadnych podstaw do zaprzeczenia jego odkrycia.
Na zakończenie można stwierdzić, że wielki przełom w dziejach chemii zapoczątkowujący chemię nowoczesną, dotarł do Polski ze znacz
nym, co najmniej 20-ietnim opóźnieniem.
Z chwilą, gdy jednak pierw sze nowoczesne po
glądy chemiczne znalazły sw ych orędowników na katedrach uniwersyteckich, przyswojenie chemii nowoczesnej w Polsce było procesem przebiegającym w zdumiewająco krótkim cza
sie. Jeszcze w roku 1791 ukazuje się tchnący duchem alchemii podręcznik Spielmana, a w 25 lat później oryginalne, najzupełniej nowoczesne rodzime podręczniki Śniadeckiego i Chodkie
278 W S Z E C H Ś W I A T
wicza. Jeszcze w ostatnim dziesiątku XVIII stu
lecia rzadkością był w Polsce eksperym ent che
m iczny oparty na zastosowaniu miary i wagi, a w kilkanaście lat później przeprowadzane są doświadczenia, których precyzji i dokładności naw et dzisiejszy chem ik n iew iele m oże zarzucić.
N ie jest w iną pionierów nowoczesnej chem ii
w Polsce: Osińskiego, Śniadeckiego i Chodkie
wicza, że z chwilą, gdy w ycofali sią z aktywnej pracy naukowej, w chem ii w Polsce zapanował trw ający przez kilka dziesiątków la t zastój, na
tomiast zasługą ich jest postaw ienie chem ii w Polsce z początkiem X IX w ieku na całkowi
tym aktualnym europejskim poziomie.
K A Z IM IE R Z K O W A L SK I (K raków )
Z P R Z Y R O D Y L I B A N U
„D w adzieścia i c z te ry d rzew a cedrow e, k tó r e p iln ie ch o w a ją lu d zie ta m te g o m iejsca, bo ich zgoła ta m w ię cej n ie m asz. D rzew o cudne, rozłożyste, m odrzew iow i podobne i dosyć w ysokie, szyszki n a n im p o d łu g o w ate."
T ak o c e d ra c h L ib a n u p isa ł w r. 1601 k siążę R a d z i w i ł ł S iero tk a , k tó ry odw iedził L ib a n w sw ej p e r e g ry n a c ji do Ziem i Ś w iętej.
P oza c e d ram i (Cedrus libani Law s.), o k tó ry c h w sp o m in a ju ż B ib lia , a k tó re dziś liczniejsze są n a znacz
k a c h pocztow ych i fla g a c h L ib a n u niż n a sto k a c h gór, m a je d n a k L ib a n w iele osobliw ości przyro d n iczy ch , o k tó ry c h w a r to w spom nieć.
R e p u b lik a lib a ń sk a je s t je d n y m z n ajm n ie jsz y c h p a ń s tw św ia ta , liczy b ow iem ty lk o 10 400 k m2 po w ierzchni. Leży ona n a w sch o d n im w yb rzeżu M orza Śródziem nego, g ran icząc od p o łu d n ia z Iz ra e le m a od w schodu i północy z S y rią , sk ła d a się zaś z k ilk u s tr e f o b ard z o ró żn y m c h a ra k te rz e ciąg n ą cy c h się południkow o. W zdłuż b rze g u M orza Ś ródziem nego ro z-
Ryc. 1. Na u licy B e jru tu . N a zd jęc iu je d e n z nielicznych b u lw a ró w z a le ją p alm
F ot. K. K ow alski
ciąga się w ąsk i p as n ad b rz eżn y , n a północy ty lk o ro zszerzający się w żyzną n iz in ę A k k aru . N ieco d alej w g łą b lą d u ro zciąga się pasm o gór L ib a n u , z a w a rte w całości w g ran ic ac h re p u b lik i lib a ń sk ie j, a k u lm i
n u ją c e w szczycie K o rn e t es S a u d a (3083 m n. p. m.).
D alej n a w schód leży B ekaa, sp ic h le rz L ibanu, sze
ro k a d o lin a te k to n ic zn e g o pochodzenia o ró w n y m dnie z a ję ty m przez żyzne p o la u p raw n e. Od w schodu w re szcie og ran icza ją p asm o A n ty lib a n u , sta n o w iąc e g ra n icę z S y rią i k u lm in u ją c e n a p o łu d n iu szczytem H erm o n (2760 m n. p. m.).
W ygląd L ib a n u ju ż n a p ierw szy rz u t oka ró żn i się od w y g lą d u n aszy ch gór. B u d u ją c e go w a rstw y sk aln e, pochodzące w yłączn ie p ra w ie z ok resu ju ra jsk ie g o i kredow ego, ułożone są n ie m a l poziom o, pop rzem ie- szczane ty lk o n ie k ie d y przez uskoki. N izina B ekaa p o w sta ła ja k o w ie lk ie zap ad lisk o tektoniczne, p rz e d łu ż en ie p a s a row ów te k to n ic zn y c h ciąg n ący ch się od W ielkich Je z io r w A fryce. K u p o łudniow i przed łu ża się B e k a a w d o lin ę M orza M artw ego. W śród sk a ł b u d u ją c y c h L ib a n i A n ty lib a n d o m in u ją w apienie.
W y stęp o w an ie p iaskow ców zd ra d za nie ty lko odm ienna b arw a, zw y k le ciem no-czerw ona, ale i obecność lasów sosnow ych i zarośli ro d odendronów , n ie sp o ty k a n y ch na w ap ie n ia ch .
M im o ta k m ały ch ro zm iaró w k r a ju k lim a t L ib an u je s t b ardzo zróżnicow any. Na w ybrzeżu p a n u je ciepły k lim a t śródziem nom orski, ta k np. stolica k ra ju , B e jru t, m a śre d n ią roczną około 20°C i 900 m m opadu. Z im a je s t tu deszczow a lecz bardzo łago d n a, la to zaś suche i u p aln e. W m ia rę w znoszenia się w górę L ib a n u k li
m a t s ta je się coraz surow szy. Ilość opadów w z ra sta do 1600 m m rocznie, a w iększość z n ic h sp a d a zim ą w fo r
m ie śniegu. D latego też w szczytow ych re jo n a c h gór, tw o rzą cy ch rozległy płaskow yż n a w ysokości około 2500 m, śnieg leży do czerw ca. N ajw yższe w ioski lib a ń skie, położone p o n ad 2000 m n. p. m., m a ją k lim a t p o dobny do zakopiańskiego.
P o n iew aż p asm o L ib a n u p o w oduje sk ra p la n ie się p a ry w odnej z a w a rte j w p o w ie trz u n ad p ły w a ją cy m znad M orza Śródziem nego, o sło n ięta n im B ek aa je s t znacznie suchsza i m a ty lk o około 500 m m o padu rocz
nie. T akże i A n ty lib a n , oprócz najw yższego H erm onu, je s t su ch y i d la teg o pozbaw iony p ra w ie roślinności.
C h a ra k te ry sty c z n y m zjaw isk iem w klim acie L ib an u je s t w ia tr ham sin. N azw a jego oznacza „pięćdziesiąt", co zdanierS<je d n y ch pochodzi stą d , że zw ykle w ieje 50 godzin, zd a n ie m in n y c h stą d , że w y stę p u je zw ykle w ciąg u pięćdziesięciu d n i w iosennych. J e s t to gorący i su ch y w ia tr p o łudniow y w iejąc y od p u sty ń A ra b ii i A fry k i. W m a rc u 1958 ob serw o w ałem h am sin w gó
ra c h środkow ego L ibanu. W ciągu k ilk u godzin te m
P a źd ziern ik 1958 279
p e r a tu ra w zrosła o k ilk a n a śc ie stopni. N iebo stało się szare, zam glone, bo w ia tr n iesie z sobą p y ł z pustyń.
Je śli ham sin w ieje długo, niszczy przez w ysuszanie ro ślin y u p ra w n e , ale w g órach topi śniegi i p rzy sp ie
sza n ad e jśc ie w iosny.
S tre fa śró d ziem n o m o rsk a L ib a n u m a dla przybysza z E u ro p y w iele cech „ tro p ik a ln y c h 11. Stolica k ra ju B e jru t, to m ia sto p ra w ie bez zieleni. T ylko za m ia stem , n a piaszczystym g runcie, w idać je d en niew ielk i la se k sosnow y, a w p a rk u o taczającym U n iw ersy tet A m ery k a ń sk i ro sn ą b u jn ie palm y, baobaby i w iele egzotycznych krzew ów , k tó re w czasie mego pobytu, w m a rc u i k w ie tn iu , były w p e łn i k w itn ie n ia . W ięk
szość te re n ó w n ad b rz eżn y c h , n ad a ją cy c h się pod u p r a wę za jm u ją sady: ro sn ą tu b an an y , pom arańcze, cy
try n y i figi, a nieco w yżej w stro n ę gór — oliwki.
Pew nego d n ia w y b ra łe m się z B e jru tu n a m a łą w y cieczkę w górę rze k i N a h r el B e jru t. P ły n ie ona w głę
bokim , sk a listy m k enionie, a jej b rzegi porosłe są bogatym i zaro ślam i śródziem nom orskim i. Po n ie w iel
k im deszczu k rzew y , p o k ry te przew ażn ie kw iatam i, w y dzielały za p ac h ta k m ocny, że w p ro st odurzający.
D roga n ie b y ła zre sztą ła tw a , bo w iększość krzew ów m a d ługie, o stre kolce, a pró cz tego przechodzić trzeb a było k ilk a k ro tn ie rzekę, k tó ra te ra z w po rze to p n ie n ia śniegów b y ła rw ą c a i w ez b ra n a. C elem w ycieczki były ja sk in ie leżące w śc ian a ch kenionu. J u ż w otw orze pierw szej z n ic h , zw anej H ask a n e, słychać było docho
dzące z w n ę trz a piski. K ilk a d zie sią t m e tró w za w e j
ściem ośw ietliłem la ta r k ą stro p k o ry ta rz a : zajm ow ała go ogrom na, p o ru sz a ją c a się m a sa n ietoperzy, k tó re tw o rzy ły tu ko lo n ię liczącą se tk i okazów . W śród p o ru szającej się m asy z w ie rząt błyszczą w św ie tle la ta rk i ro je czerw onych p u n k tó w — to oczy, k tó re u tego g a tu n k u są u d erz ają co duże. Choć n ie to p e rz e są w ie l
kie, o półm etro w ej rozp ięto ści skrzydeł, sch w y tan e w r ę k ę n ie p ró b u ją n a w e t gryźć. W szystkie sch w y tan e okazy b y ły to albo dorosłe sam ice, albo okazy m łode obu płci. W d ru g iej ja sk in i, o p a rę k ilo m etró w dalej, n ap o tk ałe m później n a k o lonię złożoną z sam ców . Z na
leziony g a tu n e k R o u se ttu s a egyptiacus G eoffr. je s t n a j
dalej n a północ dochodzącym p rze d staw ic ie lem tro p i
k aln ej, ow ocożem ej g ru p y M egachiroptera, o b ejm u ją
cym sw ym zasięgiem n a w e t C ypr. W L ib a n ie je s t b a r dzo liczny i b ard z o n ie lu b ia n y ja k o szkodnik sadów.
P rz y la tu je on n a w e t do śro d k a B e jru tu , gdzie o bjada k w iaty z ro ślin ro sn ąc y ch w doniczkach n a balkonach domów. S am w idziałem zniszczone przez nietoperze b ra tk i. Mimo, że w zw iedzanych ja sk in ia c h p rze b y w ały ogrom ne k o lo n ie n ie to p erzy n ie było w n ic h p r a w ie g u a n a — być może u leg a ono szybko rozkładow i w w ysokiej te m p e ra tu rz e , n a dn ie ja sk in i ro i się też od m u ch i ow adów b ezskrzydłych (A pterygota).
W k ilk a d n i później odbyłem w ycieczkę do słynnych cedrów lib ań sk ich . N iegdyś lasy cedrow e p o kryw ały cały L ib a n i b y ły b ogactw em k ra ju , ale niszczone od czasów fen ick ich z n ik n ęły p ra w ie zupełnie. D ziś cedry lib a ń sk ie (rosnące zre sztą ta k ż e w T au ru sie w A zji M niejszej) sp o ty k a m y zaled w ie w p a r u m iejscach p rzy czym n ajw ięk sz e i n ajp ię k n ie jsz e skupienie, w fo rm ie niew ielk ieg o la sk u liczącego około 400 drzew, leży n a w ysokości 1920 m n. p. m., koło w si B echarre, u stóp najw yższego p asm a L ib a n u zw anego P asm em Cedrów . D rzew a ro sn ą tu n a m orenie, bo w sp o m n ie ć.
T '
Ryc. 2. N ow oczesny b u d y n ek b ib lio tek i u n iw e rsy te tu am ery k ań sk ieg o w B e jru cie
Fot. K. K ow alski
trzeba, że najw yższe p a r tie L ib a n u zlodow acone były w plejstocenie. 12 spośród cedrów m a p rzek raczać ty siąc la t w iek u — isto tn ie są one im ponujące. C edry otoczone są czcią n ie m al re lig ijn ą — od d a w n a zresztą są sym bolem L ibanu, a d o lina w k tó re j ro sn ą je st od tysiąca la t ce n tru m te re n u ch rześcijań sk ich M aronitów , k tó rzy tu , w n ie d o stę p n y ch n ieg d y ś górach, znaleźli sch ro n ien ie przed n ap o re m Islam u. C edry zw ane przez L ibańczyków A rz el R ab — „cedry P a n a “ były dla n ic h sym bolem p ię k n a i w olności ich ojczyzny.
K u ltu ra ro ln a sięga w L ib an ie do przeszło 2000 m wysokości. Pola, często n iew iele p o n ad m e tr szerokie, u form ow ane są z olbrzym im tru d e m w form ie terasów n a sto k a ch gór. U p ra w ia się n a n ic h jęczm ień i k a r tofle, a dziś coraz częściej b ard z iej o p łacalne sady jabło n io w e i w innice. O rze się p ra s ta rą , p ry m ity w n ą , d rew n ia n ą sochą z zaprzęgiem krow y.
Jeszcze w yżej ciągną się nagie, k am ien iste, w apienne stoki, n a k tó ry ch w całym p raw ie L ib an ie w yró żn ia się c h a ra k te ry sty c z n a tw a rd a i g ru b a w a rstw a w apieni kredow ych. Ś rodkow y g rzb iet L ib a n u to rozległy p ła skow yż o w ysokości blisko 2500 m n. p. m. W kw ietn iu 1958 r. m ieszkałem przez 4 dni w m ałym , niezagospo-
Ryc. 3. Las sosnow y n a p ia sk ac h pod B e jru te m Fot. K. K ow alski
280 W S Z E C H S W 1 A T
Ryc. 4. G óry n a d w sią F a ra y a w L ib a n ie środkow ym . W idać poziom o ułożone w a rstw y z c h a ra k te ry sty c z n ą
falezą w a p ie n i k red o w y ch
F ot. K. K o w alski d aro w a n y m sc h ro n isk u n a d w sią F a ra y a . W iększa część p łaskow yżu p o k ry ta b y ła śniegiem . N a po zb a
w ionych ju ż śniegu p rz e strz e n ia c h c a łą p ra w ie r o ślinność sta n o w ią rozrzucone k ęp y k o lc za sty ch ro ślin poduszkow ych z ro d za jó w A ca n th o lim o n i A stragalus.
W m ie jsc ac h obfitszego n ag ro m a d ze n ia g leby zieleniły się m a łe łą cz k i p o k ry te k w ia ta m i k ro k u só w . N a n a g rza n y ch słońcem k a m ie n ia c h w id ać było liczne m ałe ja szc zu rk i, a pod osłoną k o lc za sty ch k rza k ó w sp o ty k a ło się n o ry gryzoni. K ilk a z nich, k tó re u d a ło m i się sc h w y tać n a le ż a ły do g a tu n k u poln ik ó w , M icro tu s so- cialis P alla s, k tó ry p o su w a ją c się w zdłuż gó r k u p o łu d n io w i osiąg a tu k re s sw ego rozm ieszczenia.
N a jp ię k n ie jsz ą m oże częścią L ib a n u je s t pasm o D żebel K am m u h a, położone n a jd a le j k u północy, przy sam ej g ra n ic y sy ry jsk ie j. Z ach o w ały się tu jeszcze duże lasy jodłow e, choć i one sk azan e są n a zagładę. Lasy te bo w iem sk ła d a ją się w y łąc zn ie ze s ta ry c h d rzew — w szy stk ie m łode z ja d a n e są doszczętnie p rze z owce i kozy. P a ste rz e w s p in a ją się n a w e t n a s ta re drzew a, o d rę b u ją g ałęzie i z rz u cają je n a ziem ię n a p o k a rm d la kóz. O prócz jo d eł w id zi się tro c h ę sosen i dość liczne orzechy w łoskie.
W czasie św ią t W ielkanocy, k ie d y b iw ak o w a łem z k ilk o m a lib a ń sk im i to w arz y sza m i w D żebel K am - m ouha, ro ślin n o ść n ie b y ła jeszcze b ard z o zniszczona, bo p a s te rz e z trz o d a m i d o p ie ro od n ie w ie lu d n i p rz y byli w góry. Toteż ziem ia u stó p d rze w p o k ry ta b y ła k w ia ta m i. W iele z g a tu n k ó w g ó rsk iej flo ry L ib a n u n a le ż y do ro d z a jó w zn a n y ch i u nas, choć re p re z e n to w anych. zw y k le przez o dm ienne g atu n k i. S ą to fiołki, p ie rw io sn k i, zaw ilce,' sto k ro tk i. In n e z n a łe m z P o lsk i ty lk o z hodow li. T ak w ięc n a m iedzach k w itły piw onie, a w niższych po ło żen iach w id a ć było w śró d zbóż c z e r
w o n e tu lip a n y . G dzie indziej w z a g a jn ik a c h ro sły p ię k n e cy k lam e n y — je d e n z ich g a t u n k ó w " ro śn ie i w yżej w g ó rac h m a ją c ro ze słan e liście i m ałe, in te n sy w n ie czerw ono za b a rw io n e k w iaty .
Choć te r e n D żebel K am m o u h a je s t w a p ie n n y i s k r a - sow iały ja k w szy stk ie in n e te re n y L ib a n u , to je d n a k d zięk i obecności la só w m a w ięcej w ód n iż in n e obsza
r y ty c h gór. W w ielu d o lin a ch p ły n ą s tru m y k i, a obec
ność w n ic h ro ślin w odnych i bogatej fau n y w odnej św iadczy, że n ie w y sy c h a ją i w lecie. G łów ne te re n y p astw isk o w e to rozległe, bezodpływ ow e zagłębienia k rasow e, zim ą w y p ełn iają ce się jezio ram i lub ro zle
w isk am i, a la te m tw o rzą ce łąki. D zięki nim k w itn ie tu b o g ate życie p a s te rsk ie . P a ste rz e arab scy p rz y b y w a ją z ro d z in a m i n a całe la to m ieszk ając w n iezw ykle p ry m ity w n y c h sz ałasach zbudow anych z k a m ie n i i n a k ry ty c h gałęźm i. P u n k te m h o n o ru każdego p a s te rz a je st n ie ro zsta w ać się n igdy ze strze lb ą , k tó re j używ a do p o lo w an ia n a w szy stk o co biega lub la ta , począw szy od p ta k ó w w ielkości w ró b la. T oteż nie tylk o zn ik n ęła z L ib a n u w szelka zw ierzyna łow na, liczna jeszcze przed stu la ty , ale n a w e t d ro b n y ch p ta k ó w je s t coraz m niej.
W ty c h w a ru n k a c h tru d n o się dziwić, że w iele sosen m a szp ilk i całkow icie objedzone przez gąsienice.
P odczas k ilk u d n io w eg o p o b y tu w D żebel K am m ouha, przy zim nych nocach, w czasie k tó ry ch ziem ia p o k ry w a ła się szronem i u p aln y ch , p ełn y ch słońca d niach, o d b y w aliśm y sp a ce ry n a okoliczne szczyty. K u północy pasm o L ib a n u u ry w a się nagle, a strom y, niżej te ra so - w a ty m i p o lam i p o k ry ty sto k op ad a k u szerokiej dolinie rze k i K e b ir będącej p ra s ta r y m szlakiem od m orza w g łą b S yrii. P rzez lo rn e tk ę w id ać było doskonale leżący ju ż n a te re n ie sy ry jsk im ogrom ny zam ek K ra k zb u d o w an y przez krzyżow ców , k tó ry kiedyś strzegł tego szlaku. K u p ó łnocnem u w schodow i lśniło w słońcu w ielk ie jezioro H om s, w y p ełn iają ce północne p rze - dłu żen ie te k to n ic zn e g o z a p ad lisk a doliny B ekaa. Ze szczytow ego p asm a D żebel K am m o u h a w id ać było na w schodzie czerw one, p u sty n n e pasm o A n ty lib a n u tu i ów dzie jeszcze p o ły sk u jąc e p ła ta m i śniegu.
P rz y u b ó stw ie w ięk szy c h ssaków i p ta k ó w uderzało b ogactw o gadów . D osłow nie co m e tr w idać m a łe j a szczurki, n a w e t w w yższych położeniach sp o ty k a się też żółw ie g reck ie (T estu d o graeca L.).
Po pobycie w g ó rac h trze b a było znów w racać do B e jru tu . M iasto to je s t je d n y m z n ajw ięk szy ch o śro d ków n au k o w y c h B liskiego W schodu, m a bow iem aż trz y u n iw e rsy te ty : fra n cu sk i, a m e ry k a ń sk i i n a jm ło d szy a ra b sk i. M iałem w ięc n ad z ie ję n a n a w ią z a n ie k o n ta k tu z m iejscow ym i zoologam i. N adzieje te n ie ste ty n a ogół zaw iodły. W szystkie u n iw e rsy te ty tu te jsz e n a sta w io n e są przed e w szy stk im n a n au c za n ie p r a k -
Ryc. 5. Ż ółw g rec k i (T estu d o graeca L.) w g órach p ó ł
nocnego L ib a n u
Fot. K. Kowalski
Do a r ty k u łu K. K ow alskiego p t. Z p rzy ro d y L ibanu, str. 278
CEDRY L IB A Ń S K IE koło B e ch a rre Fot. K. K ow a lski
Do a r ty k u łu K . K o w a lsk ieg o p t. Z p rzy ro d y L ibanu, str. 278
KO ZA , głów ny w ró g p rz y ro d y lib a ń sk ie j Fot. K . K o w a lsk i
m m ,
POD U SZK O W A , K O LC ZA STA R O Ś L IN A Z R O D Z A JU A C A N T H O L 1 M O N w Dżebel K am m o u h a w północnym
L ib a n ie Fot. K . K o w a lsk i