jsn> 4 9 (1070). Warszawa, dnia 7 grudnia 1902 r. T om X X I .
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O ŚW IĘ C ON Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W W a rsz a w ie : rocznie rub. 8, kwartalnie rub. 2.
Z przesy łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5 .
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godz. 6 do 8 wiecz. w lokalu redakcyi.
A dres R ed a k cy i: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.
W A H A D Ł O FO U CA U LTA .
Od d. 22 października w ielk ie wahadło L eona F ou cau lta znow u się w alia pod kopułą p aryskiego Panteonu. E kspery
m ent F ou cau lta z w ahadłem potwierdził, w sposób n iezb ity i dostępny dla szero
kich w arstw fak t ruchu obrotow ego ziem i naokoło jej osi. Przeprow adzony po raz p ierw szy przed pół w iek iem — opis pierw szych sw ych dośw iadczeń F ou cau lt u m ieścił w odcinku naukow ym Journal des D ebats z d. 31 marca ro
ku 1851— eksperym ent ten zyskał odrazu w ielk i rozg ło s w całym św iecie, intere
sującym się postępam i nauki i stał się klasycznym .
Jedynym do o w eg o czasu faktem , po
tw ierd zającym ruch obrotow y ziem i, b y ł y dośw iadczenia ze spadkiem ciał, prze
prow adzenie ich atoli, ze w zględ u na niezbędną ścisłość pomiarów, b yło nad
zw yczaj trudne, a w każdym razie dla szerszego ogółu niedostępne.
Jak w iadom o, K opernikow i nie po
w io d ło się znalezienie bezpośrednich d ow odów ruchu ob rotow ego ziem i i mu
s ia ł się zad ow olić w ykazaniem praw
dopodobieństw a te g o ruchu oraz zbiciem
j
przew idyw anych przez siebie zarzutów
J
przeciw istnieniu ruchu obrotowego.
P om ięd zy argumentami, w ystaw ionem i
j
przez przeciw ników system u kopernikań- I skiego, figu row ało twierdzenie, że, je żeli
! ziem ia obraca się z zachodu na wschód,
| te d y swobodnie spadające ciało musi
j
w spadku sw ym p ozostać w ty le, ku za
chodowi. P ierw szą odpow iedzią na błęd-
j
ne to tw ierdzenie b y ła ustanow iona przez I G alileusza zasada n iezależności ruchów
j
jednoczesnych, w ed łu g której ciało, spa- I dające z w ierzchołka m asztu np. zacho-
| w uje prędkość te g o wierzchołka, i ruch
| je g o jest w ypadkow ą kom binacyi tej prędkości z pionow ą prędkością spadku,
i
A to li zasada ta, jak k olw iek dostateczna do obalenia zarzutów przeciw ruchow i obrotowem u i sprawdzona dla spad
ku ciał z w ysok ości nieznacznych, nie u w zględ n ia w szystkich okoliczności okre
ślających ruch ciała spadającego i żad
nego argum entu p ozy ty w n ego za, ruchem obrotow ym ziem i nie dostarcza. P ie r w szy pom ysł eksperymentu, bezpośrednio dow odzącego obrotu ziemi, zaw dzięcza
m y N ew ton ow i. W liście sw ym do T o
w arzystw a K rólew sk iego w r. 1679 N e w
ton zw raca u w a g ę na to, że prędkość
punktu leżącego na w ysokościjA ponad
pow ierzchnią ziem i, a w ięc o d ległego
770 W SZECHŚW IAT N r 49 0 r -i- h ocl jej środka, w ięk sza je s t od
prędkości punktu, leżą c eg o na samej p o w ierzchni ziem i, t. j. na od leg ło ści r od środka; albow iem w iadom o, że w ob ec tej samej prędkości k ątow ej prędkość obra
cających się punktów proporcyonalna je st do o d leg ło ści od środka obrotu. I Z te g o w ynika, że ciało, spadające ze znacznej w ysok ości i zachow ujące pręd-
jkość punktu w yjścia, spadnie n ieco na w schód od punktu leżą ceg o na p ow ierzch ni ziem i na jednej lin ii pionow ej z tym punktem w yjścia. T ow arzystw o K ró-
jlew sk ie poruczyło swem u ów czesnem u
j„Curator of Experirnents“ znakom item u
jH ookeow i przeprowadzenie odpow iednich doświadczeń; w yn ik i ich a to li ok azały się. niezadow alającem i ze w zg lęd u na nie dość dużą w y so k o ść spadku, w sk u tek czego odchylenie od pionu, po uw zględnieniu zakłócających w p ły w ó w spłaszczenia ziem i, oporu p ow ietrza i t. d.
(jak to w w iek u X IX -y m w yk azał 01- bers w rozbiorze krytycznym tych do
świadczeń), w yn o sić m usiało nie w ięcej nad V3 m m czy li gu bić się w ó w czes
nych błędach obserw acyjnych.
N iepow odzenie to spraw iło, że przez d łu gi czas nie ponaw iano podobnych | eksperym entów, aż dopiero w r. 1791 G uglielm ini w B o lo n ii podjął je znowu, korzystając z pochyłej w ie ż y A sin ellich,
Jtej
;samej, na której ongi O. B ic c io li
jchciał dośw iadczeniam i nad spadkiem ciał obalić teorye G alileusza. Z w ier z
chołka w ieży G uglielm ini opuszczał, przez podpalanie podtrzym ujących je nici, k u l
ki ołow iane, które na dole trafiały na pokrytą w arstw ą w osk u deskę i w ten sposób zn a czyły m iejsce sw eg o spadku;
eksperym ent ten p ow tórzył 16 razy 1 okazało się, że środek ciężk ości otrzy
m anych 16-tu punktów oddalony b y ł o około 2 cm na p ołudnio-w schód od podstaw y pionu na 80 m w yso k o ści | spadku; rezultat ten p otw ierdziły, a cz
k olw iek w sposób n iezu pełnie zadow ala-
jją c y —o czyw iście z w in y eksperym entu—
rachunki teoretyczn e L aplacea.
Bardziej zbliżone są do w y n ik ó w teoryi (rachunki przeprow adził G auss) j rezultaty dośw iadczeń analogiczn ych , |
w ykonanych przez B enzenberga w ro
ku 1802 na w ież y Sw . M ichała w H am burgu i w roku 1804 w szachcie k o
palni w ę g la Schlebusch koło D u ssel
dorfu.
J eszcze pom yślniejsze w y n ik i o sięg n ą ł w roku 1831 R eich , który eksperym en
to w a ł z w ysok o ści 158 m w kopalni w ę g la pod Freibergiem .
G dy eksperym entatorzy oddaw ali się żmudnej pracy ścisłych pom iarów spad
ku cia ł i w ten sposób u siłow ali w zm oc
n ić ten, jedyn y podów czas, bezpośredni dow ód ruchu obrotow ego ziem i,— fizyk francuski Leon F ou cau lt w padł na n o w y a św ietn y pom ysł zdem onstrowania te g o ruchu zapom ocą w ahadła. Ju ż w roku 1661 w m ieście, uśw ietnionem praca
mi, starością i śm iercią G alileusza, w e
J
Florencyi, członkow ie Akadem ii del Ci- m ento zau w ażyli oscylacye wahadła.
W „Pam iętnikach “ tow arzystw a teg o c z y ta m y : „Jeżeli ostry koniec w ahadła o jednej nici p osuw a się po pow ierzchni pokrytego proszkiem marmuru, w ów cza s g d y b ie g je g o zaczyna się zw aln iać
| i odbyw a się, p o zosta w ion y sam sobie, w e d łu g spiralnej,— ted y ów koniec w a hadła rysow ać bądzie sw ą drogę, którą będzie linia spiralna zw ężająca się u sta
w iczn ie ku śr o d k o w i. . . W ahadło od
dala się nieznacznie od sw eg o położenia p ierw otnego, aż do stanu spoczynku".
P óźn iej P o in sin et w kom entarzu do sw eg o dw u nastotom ow ego w ydania P li
niusza (Paryż 1771—1782) w yraźniej jesz
cze sform ułow ał tw ierdzenie o niezm ien-
j
n ości p łaszczyzny w ahań wahadła. Tę to niezm ienność wrzią ł F ou cau lt za pod
sta w ę sw ego eksperym entu.
D o w ieść jej f m ożna w laboratoryum przy pom ocy jedn ego z najprostszych przyrządów. M ałe w ahadło w iesza m y na w iesza d le u staw ionem na ruchomej pod
staw ie. K ażm y w ah ać się w ahadłu w pew nym kierunku, poczem obracajmy p o w o li cały przyrząd. Zapom ocą pun
k tó w stały ch w z ię ty ch poza przyrządem m ożem y i w ó w czas stw ierdzić, że kieru
nek p łaszczyzn y wahań pozostaje n ie
zm ienny, albow iem pozornie zdaje ona
się obracać w kierunku przeciw nym do
N r 49 WSZECHŚWIAT 771 rzeczy w isteg o obrotu p odstaw y i z taką
sam ą prędkością. I
J eż eli ted y w yobrazim y sobie w aha
dło, zaw ieszon e nad biegunem północ
nym i w praw im y je w ruch płaski w a h adłow y, p łaszczyzna wahań, w skutek rzeczy w isteg o obrotu ziem i z zachodu n a wschód, będzie się obracała pozornie | w dw adzieścia cztery god zin y w stronę | przeciwną, czyli od ręki lew ej ku pra
w ej, w kierunku strzałek zegara.
N a biegunie południow ym otrzym am y to samo zjaw isko, tylko tutaj płaszczyz
na w ahań obracać się będzie pozornie w kierunku przeciw nym w skutek od
w rotn ego położenia obserwatora, czyli że obrót pozorny będzie się odbyw ał od strony prawTej ku lew ej.
N a innych szerokościach kuli ziem skiej zjaw isko kom plikuje się, płaszczyz
na w ahań zachow uje się odmiennie. Fou
cau lt ustanow ił, że musi ona u sta w icz
n ie przechodzić przez pion danego pun
k tu i w ykazał, że prędkość obrotu po
zornego p łaszczyzny wahań dokoła pio
nu w przybliżeniu rów na je st prędkości obrotu ziem i, pomnożonej przez w sta- w ę szerokości geograficznej danego pun
ktu kuli ziem skiej. W ynika stąd, że na | b iegun ie w spom niana prędkość pozorna je st ściśle rów na prędkości obrotu ziemi, | zaś na równiku, gd zie szerokość geo- ! graficzna w y n osi 90°, a w ięc jej w staw a | rów na je st zeru,— prędkość pozornego obrotu p łaszczyzn y w ahań też je st rów na zeru, czy li że płaszczyzna ta je st po-
izornie nieruchoma.
Przyrząd, na którym Fou cau lt spraw
dził ,początkow o sw oje w yw od y, m iał I dw a tylko m etry w ysok ości. Składał się
on z kuli m osiężnej, w ażącej 5 kg i za-
jw ieszonej na drucie stalow ym u w ierz- i chołka sklepienia p iw nicy. W pół g o dziny po w praw ieniu w ahadła w ruch
jp łaski w p ły w odchylenia b y ł już bardzo i w id oczn y i w przybliżeniu zgod n y z pra
w em w sta w Foucaulta. Dom, w którym F ou cau lt przeprow adził to dośw iadcze
nie, znajdow ał się w P aryżu na rogu u lic d’A ssas i deV augirard; dziś w m iej
scu tem stoi w ielk a kam ienica, na k tó rej w idzim y w m urow aną tab licę z na
stępującym napisem : „Tutaj stał dom, gd zie d. 11 lu teg o 1868 r. zmarł Jan Bernard Leon Foucault, członek In sty tutu, urodzony w Paryżu d. 19 września r. 1819. W tym to domu u sku teczn ił on w r. 1851 pierwsze doświadczenie, które dow iodło ruchu obrotow ego ziem i przez obserw ow anie w ahadła11.
Ten sam przyrząd przeniesiono potem do Obserwatoryum paryskiego i z upo
w ażnienia A rago um ieszczono w w ielkiej sali linii południkowej na w ysok ości 11 m, co bardziej jeszcze uw ydatniło obserw ow ane zjawisko.
W reszcie przeprowadzono ten sam eks
perym ent w gm achu Panteonu w olbrzy
mich już rozmiarach. U w ierzchołka kopuły przytwierdzono nieruchome części m etalow e, na których zaw ieszono drut sta lo w y o 67 m d ługości, a 1,4 mm śred
nicy. U dołu kuli w ahadła znajdow ało się ostrze, które za każdem wahnięciem
| zn aczyło w yraźn y row ek w w arstw ie piasku usypanej pod wahadłem. P on ie
w aż am plitudy w ah n ięć b yły bardzo w ielk ie i trw ały 16 sekund, m ożna tedy było śledzić ruch obrotow y p łaszczyzny wahań za każdem wahnięciem . Obrót ten potw ierdził wzór, podany przez F ou
caulta.
P ierw otn ie trw anie całego eksperym en
tu było ograniczone stopniow em w y g a szaniem w ahań w skutek tarcia pow ietrza i t. d. A b y zaradzić temu, sam F ou
cault w yn a la zł później urządzenie elektro
m agnetyczne, które pozw alało przedłużać zupełnie dow olnie czas trw ania ekspery
mentu.
W tej zw łaszcza p ostaci eksperym ent Foucaulta posiada tę g łó w n ą p rzew agę nad doświadczeniem , stwierdzającem od
chylenie ciał, spadających ze znacznej w ysokości, że grom adzi ono w ciągu dość d łu g ieg o czasu w p ły w y , zrazu nie
znaczne, ja k ie pow olny obrót kuli ziem skiej w yw iera na ruch pozorny ciał.
P o F ou cau lcie w ielu fizyk ów w róż-
j
nych punktach ziem i pow tarzało jeg o doświadczenie; w spom nim y tylk o Gar-
j
th ego w katedrze kolońskiej, Schrudera
w H alli, B unta w Bristolu, w reszcie
Secchiego w R zym ie— w tym samym
772 W SZECHŚW IAT Nr 49 Rzym ie, gd zie w roku 1633, w ed łu g
podania, G alileusz m usiał w yrzec się pod przysięgą m yśli o ruchu ziemi, w d w ieście la t później jezu ita Secchi bez żadnych przeszkód dem onstruje rze
czyw istość te g o ruchu zebranemu tłu m o
w i w k ościele św. Ign acego.
N ajpow ażniejsze udoskonalenia w ah a dła F oucaulta zaw dzięczam y fizy k o w i holenderskiemu O nnesow i (1879); pole
gają one na zastosow aniu t. z w. karda- now skiego system u zaw ieszan ia (znanego z busol, lamp ok rętow ych i t. p.) oraz na operow aniu w rozrzedzonem p ow ie
trzu, co usuw a częściow o w p ły w oporu powietrza. To też otrzym ane przezeń w yniki, mimo znacznie m niejszej d łu gości wahadła, są daleko ściślejsze od rezulta
tó w dawniejszych.
* * *
N a posiedzeniu T ow . A stronom icznego francuskiego d. 8 styczn ia 1902 r. W ilfrid d eF o n y ielle po odczycie o w ahadle w spom n iał o zajęciu naukowem , jakie przed
staw iałob y p onow ne uz^ządzenie ekspery
mentu F oucaulta, który zo sta ł przerwany przez zam ach stanu z 2 grudnia 1851 r., albow iem rządy N apoleona I i i - g o od
dały P an teon obrządkom w yznaniow ym . Zebranie T ow . A stronom icznego jedno
głośn ie przyjęło tę m yśl i poruczyło swem u sekretarzow i ogólnem u K. Flam - m arionow i p oczyn ić odpow iednie kroki u w ładz paryskich. P o n iew a ż P an teon już od pogrzebu W iktora H u go powró- cony został znow u u ży tk o w i publiczne
mu, pozw olen ie otrzym ano bez żadnych trudności, i stroną tech niczną oraz nau
k ow ą d ośw iadczenia zajęli się b ezzw ło cz
nie, prócz Flam m ariona, architekt P a n te onu N en o t oraz fizy k JBerget.
Jako kulę w ah ad ła w z ię to kulę spo
rządzoną dla te g o sam ego celu przez fizyka Maumfene, który p ow tórzył ekspe
rym ent F ou cau lta w katedrze w Reims;
w a ży ona 28 kg. Z aw ieszon o ją na sta low ej strunie fortepianow ej d łu gości 67,24 m o średnicy 0,72 mm. G órny koniec tej struny ujęto w silne ob cęgi m iedziane, w praw ione w m asy w n ą belkę u w ierzchołka sklepienia. Czas w ah n ię-
j
cia w ynosi, jak wiadom o, pierw iastek kw ad ratow y z d łu gości wahadła, w da
nym w ięc razie rów ny on je st [ / 67,24 cz y li 8,2 sekundy; w ahadło pow raca w ięc do pierw otnego położenia po u p ły w ie 16,4". S ą to w ahania w oln e i m aje
statyczne, których prędkość nie w ięk sza
| je st od prędkości chodu człow ieka. A by zap ew nić sobie płaski chai’akter wahadła, t. j. uchronić je od w szelk ieg o pchnięcia prostopadłego do p łaszczyzny pionow ej w praw ia się w ahadło w ruch przez sp a
len ie nitki, do której przyw iązana je st kula w początkow em sw em położeniu;
ciężka kula, skoro stanie się sw obodną, zaczyna w ów czas się poruszać pod wy-
| łączn ym w p ływ em ciężkości.
W ahania trw ają kilka godzin, przy- czem amplituda ich u staw icznie maleje, lubo pozostają one izochronicznem i.
P od wahadłem ustaw ione je s t koło, p o dzielone na stopnie, m inuty i sekundy i posypane w odpow iednich m iejscach w a rstw ą piasku. Rachunek, oparty na przybliżonem praw ie w sta w Foucaulta, w skazuje, że w P an teon ie (szerokość geograficzn a 48°50'49") p łaszczyzna w a hadła dokona p ełnego obrotu w 31g4 7 m1 5 s czy li w 114 4 3 5 s. P on iew aż d ługość k oła podzielonego w yn o si 25 133 mm, w ięc odchylenie w ahadła w yn iesie 0,219 mm na sekundę, cz y li 3,592 mm za każdym powrotem (ok. 16 sek.). Tak też się dzieje. P o 10 podw ójnych w ahnięciach, czy li po 2 m4 4 s odchylenie w y n osi około 3V2 cm.
Oto głów n e szczeg ó ły ekspei-ymentu, k tóry w szystkim ciekaw ym paryżanom okazuje obecnie co czw artek i co n ie dziela popołudniu, jak się obraca ziem ia dokoła sw ej osi. m. h. h.
O M UTACYACH
I O K R E SA C H M U TA C Y JN Y C H W P O JĘ C IU D E Y R IE S A .
(D o ko ń cze n ie).
D e Vries dochodzi ted y do w niosku,
że postęp i rozwój w św iecie organiz-
I m ów odbyw a się w o g ó le skokami. W cią-
N r 49 W SZECHŚW IAT 773 gu tysią co leci w szystk o jest w stanie
spoczynku. D ziko rosnące rośliny naszej flory— pow iada on— są obecnie w zasa
d zie tak ie same, jak za czasów starożyt
n ych germ anów. „Ale od czasu do cza
su przyroda dąży do stw orzenia czegoś n ow eg o i lep szego. R az ch w yta się jedn ego, kiedyindziej innego znów g a tunku. Rozbudzona zostaje siła twórcza,
ja n ow e form y p ojaw iają się odrazu ze
jstarego niezm iennego dotąd szczepu J Tak ted y pow stają n ow e gatunki bez udziału doboru naturalnego, odrazu, w y buchow o. A le nie w szystk ie n ow opo
w sta łe znajdują^ dla siebie odpowiednie w arunki życiow e, jedne są silniejsze, inne słabsze, a z konieczności w y stęp o
w a ć musi pom iędzy niem i w sp ółzaw od n ictw o, w alka o byt, o jakiej m ów i D arw in. W w alce tej zw yciężają ga- I tunki silniejsze, m ające odpow iedniejsze
warunki bytu, g in ą zaś słabsze lub w o- g ó le te, które posiadają mniej odpow ied
n ie warunki. D e Y ries nie odrzuca w ię c działania doboru, ale gd y w ed łu g
iD arw ina dobór naturalny je st czynni
kiem, w ytw arzającym w przyrodzie n o
w e gatunki, to, w e d łu g de Yriesa, gatu n ki p ow stają na drodze m utacyi okresowej, całkiem niezależnie od w alk i 0 byt i doboru, ten ostatni zaś ma tylko tak ie znaczenie, że usuwa, elim inuje g a tunki, nie m ające odpow iednich dla b y
tu sw ego warunków; działanie je g o nie jest zatem tw órcze, lecz niszczące. Dar
w in przypisuje, jak wiadom o, doniosłe znaczenie drobnym zboczeniom in d yw i
dualnym, bo, w e d łu g niego, każda zmia- | na, choćby bardzo nieznaczna, skoro tylk o przynosi p ew n ą korzyść osobnikom j w w a lce o byt, zostaje w ciągu pokoleń utrw alona i sp otęgow an a przez działanie ) doboru naturalnego. D la niego tedy, jak i dla w ięk szości innych biologów , istnieje tylk o jeden rodzaj zm ienności
j1 jeden rodzaj dziedziczności. D e Vries ; atoli odróżnia zw y k łą zm ienność indy
widualną, która pow oduje zw yk łe różni
ce pom iędzy potom stw em jednych rodzi
ców , w aha się tylk o w określonych gra- j nicaćh i m oże b yć u żyta przez hodow - i ców jako środek do w ytw arzan ia now ych
| odmian, a prócz te j—zm ienność muta- 1 cyjną, która powoduje głęb sze różnice pom iędzy osobnikami, a co najważniejsza, różnice w ystępujące nagle, okresowo i od pierwszej ch w ili pojaw ienia się stałe i dziedziczne. P ierw sze, jakkol
w iek m ogą doprowadzić hodow cę do w ytw orzenia now ych odmian, nie są, zdaniem de Yriesa, stałe, w skutek czego rasa now outw orzona może' szybko po
w rócić do dzikiego szczepu, g d y pozo
staw iona będzie samej sobie; ostatnie natom iast są stałe i dziedziczne, prowa
dząc do w yb u ch ow ego pow stania now ych
j
gatunków .
Ten ostatni pogląd de Yriesa, stano-
! w iący głó w n e jądro jeg o teoryi, jest też
! może i najsłabszą jej stroną, albowiem
| niepodobna przeprowadzić granicy po
m iędzy zm iennością indywidualną, ą mu
tacyjną. W szelka cecha organizm u może u legać zmianie; i w szelkie też zboczenia od typu rodzicielskiego m ogą się odzie
dziczać i przenosić na całe szeregi po
koleń. W dziełach Prospera Lucasa, Galtona, D arw ina i w ielu innych napo
tykam y tysiączne fakty, przekonyw ające nas o tem. Z drugiej strony niem a gra
n icy ścisłej pom iędzy rasą czyli odmianą, a gatunkiem , a znow u liczne fak ty prze
k onyw ają nas, że odmiany nie odrazu, lecz w łaśn ie przez pow olne i w ciągu
| bardzo d łu giego czasu odbyw ające się nagrom adzanie i p otęgow an ie się p ew nych znam ion osięgają w reszcie tak w ielk ie różnice, że m ogą być poczytane za różne gatunki, które stale i dziedzicz
nie przenoszą sw e cechy na potom stw o.
Znany je st np. pow szechnie fakt, że króliki europejskie, przew iezione na w y spę Porto-Santo, w ciągu w ielu pokoleń zd ziczały tam i skarłow aciały pow oli, w ytw o rzy w szy stopniow o całkiem od
m ienny gatunek, który n aw et się nie krzyżuje ze swoim szczepem europejskim, co uchodzi za jedno z najw ażniejszych kryteryów, w yróżniających od siebie dobre gatunki. N ie mamy też naj
m niejszego powodu do przypuszczenia,
aby tak nadzw yczajnie różniące się od
siebie rasy naszych zw ierząt dom owych,
np. gołąbi, psów, koni lub bydła, p ow oli
774 W SZECHŚW IAT JSIr 49 w drodze św iad om ego lub b ezw iedn ego
doboru sztucznie w ytw orzon e, a od dzi
kich szczepów pochodzące, p ow róciły do stanu p ierw otnego i zatraciły szybko w szystkie tak znam ienne cechy dzie
dziczne swej rasy, gd yb y działanie do
boru ustało. Znam iona ich m o g ły b y się zatrzeć tylk o przez krzyżow anie, ale to ostatnie sp ow odow ałob y rów nież elim i- m inacyą różnych sw oistych w ła ściw o śc i dziedzicznych u gatu n k ów de Vriesa, pow stałych bez doboru, n agle, w y b u chowo.
D laczego, spytajm y dalej, tak rzadko napotykam y wr otaczającej nas przyro
dzie organicznej okresy zm ienności mu- [ tacyjnej, d laczego pośród setek ty sięc y ga tu n k ów roślin i zw ierząt nie n a p oty
kam y w ięcej tak ich w iesiołk ów , w na
szych oczach, na podobieństw o w yb u ch a
ją ceg o wulkanu, produkujących liczn e gatu n ki nowe? D e Y ries objaśnia to przez przypuszczenie, że okresy nieczyn- ności są bardzo długie, peryody zaś zm ienności m utacyjnej bardzo krótko
trw ałe. A le czy ż faktu te g o nie moż-
jnaby objaśnić sobie zupełnie inaczej, j a m ianow icie tem, że w przypadkach, opisanych przez de Yriesa, m am y do czynienia z jakąś zm iennością p ato lo
giczną, z pew nym chorobow ym stanem czynności p łciow ych , warunkującym , że tak pow iem niespraw ność dziedziczności?
B o czyż nie jest to rzeczyw iście dziw ne, że pew ien gatunek ni stąd, ni zow ąd, przestaje podlegać zw ykłym prawom dziedziczności i produkuje n iezliczon ą liczb ę form o cechach całkiem odmień- | nycli. Osobniki takie w porów naniu z formą rodzicielską m ożnaby u w ażać za potworne, teratologiczn e, a w iem y przecież, że potw orn ości są rów nież
jdziedziczne i przez w ie le pokoleń m ogą ; się przenosić z rod ziców na dzieci, jak
ito np. było w słynnej rodzinie Lam ber
tów , u których w szeregu pokoleń odzie- | dziczały się szczególn e r o g o w e w y r o st
ki na skórze.
P o n iew aż tedy liczn e bardzo fa k ty w skazują nam, że p ostaci organiczne zm ieniają się stop n iow o i p ow oli, w cią-
igu d łu giego bardzo szeregu pokoleń
p rzystosow u jąc się do otoczenia, a tylk o jak dotąd, nader n ieliczne fak ty zdają się w y k a zy w a ć co innego, a m ianow icie m ożliw ość nagłej produkcyi form, róż
nych od rodzicielskich, m usimy przeto p ierw sze uw ażać za prawidło, ostatnie za w yjątek, pierw sze za normę, ostatnie za zboczenie, za objaw natury p a to lo gicznej. P o g lą d ten w ypow iadam atoli z zastrzeżeniem . O ileb y przyszłe bada
nia w yk azały, że zjaw iska opisane przez de Y riesa częściej w ystępują w przyro
dzie i o ileby przyszłe dociekania prze
k onały nas, że gatunki n ow op ow stające tą drogą, pomimo ła tw o ści w zajem nego krzyżow ania się z pow odu zam ieszkiw a
nia te g o sam ego obszaru, za c h o w y w a ły by stale sw e cechy i w ciągu d łu giego bardzo okresu czasu w y k a zyw ałyb y od
rębność sw o ję —o ty le p ogląd y de Vriesa zy sk ałyb y na praw dopodobieństw ie. D la przyszłych badań biologicznych otw iera się, bądź co bądź, w tej dziedzinie n ie
zm iernie w dzięczne pole.
N a zakończenie jeszcze słów kilka o tem, jaką d łu gość i częstość przypisuje przypuszczalnie de Yries swoim okresom m utacyjnym . G dybyśm y znali cały czas procesu ew olu cyjnego oraz przeciętną trw ałość przerw pom iędzy następującem i po sobie okresami mutacyjnem i, to lic z -
! ba tych ostatnich rów nałaby się w sp ó ł
czynnikow i dwu pierw szych w ielkości.
O tóż nazwijm y, za przykładem de Vriesa, ów czas przerwy pom iędzy okresami m utacyjnem i średnią d łu gotrw ałością g a tunku. J eż eli tedy pom nożym y ow ą średnią w szystk ich przodków danego gatunku przez liczbę tychże, to otrzy
m am y czas trw ania całego procesu ew o lucyjnego. L iczba zaś przodków rów na się liczb ie okresów m utacyjnych, a w ięc, m ów i de Vries, m am y rów nanie:
M X L = BZ
czy li liczba okresów m utacyjnych (M) w pewnej lin ii rodowej pom nożona przez średnią długotrw ałość gatunku (L) rów na się czasow i procesu ew olu cyjnego (biologicznego). D e Y ries n azyw a to rów naniem biochronicznem.
N iestety , rów nanie to składa się z trzech
Nr 49 WSZECHŚWIAT 775 niew iadom ych, ale każdą z nich można
w przybliżeniu określić z pewnym stop niem prawdopodobieństwa.
Co do czasu procesu ew olu cyjnego na ziem i naszej, to najsłynniejsi fizycy i g eo lo g o w ie próbow ali g o obliczyć w przybliżeniu. Przyjm ują oni, że od
dzielenie się księżyca, licząc na okresy geologiczn e, m iało m iejsce nieco w cze
śniej, aniżeli pierw sze zestalen ie się sko
rupy ziem skiej, i że po niem nastąpiło w krótce zagęszczen ie pary wodnej, w y tw orzen ie oceanów , ląd ów stałych i rzek.
Jerzy D arw in obliczył, że od ozasu p ow stan ia k siężyca upłynęło conajmniej 56 m ilionów lat. N a podstaw ie liczb, w skazujących przyrost ciepła w skorupie ziem skiej w miarę zagłęb ien ia się do tejże w różnych kopalniach Ameryki północnej i Czech, obliczono, że w iek skorupy ziem skiej w yn osi około 40 m i
lio n ó w lat. D ubois ob liczył na podsta
w ie osadów w apiennych, w ytw orzon ych przez organizm y na dnie morskiem, że w iek tych osadów w yn osi około 36 m i
lion ów lat, a lord K elvin w ykazał w ro
ku 1897 na podstaw ie różnych tych obliczeń i innych jeszcze dociekań, że ż y c ie na ziem i naszej trw ać musi już conajmniej 24 m iliony lat. L iczbę tę przyjmuje i de Y ries dla sw eg o rów na
nia biochronicznego.
Co do tego, jak d ługo trw ały przerwy pom iędzy każdem i dwuma okresami mu
tacyjnem i, to de V ries przypuszcza, że przeciętnie w y n o siły one po kilka ty sięcy lat. P orów n yw ając części w ielu roślin zachow anych obok mumij w piramidach egipskich z naszem i roślinam i obecnemi, w idzim y, że nie zm ieniły się one, a od te g o czasu upłynęło conajmniej 4000 lat, a w ięc gatu n ki te w ciągu tak ieg o I conajm niej czasu zach ow ały się niezm ie- ; nione. D e Y ries w ięc przyjmuje, że okre
sy bezczynności czyli im m utacyi trw ać m ogą 4 000 lat. J eż eli tę liczbę przyj- ( mierny za przeciętną (do czego jednak nie mamy żadnych danych), to podzieli
w szy 24 m iliony przez 4 000, otrzym am y 6 000, ty le w ięc m ogło być okresów m utacyjnych w rozw oju rodowym g a tunków , ty le conajm niej przyjąć musimy
skoków, wybuchów' w tw orzeniu się now ych gatu n ków w każdej p oszczegól
nej lin ii rodowej. Sam de Vries, podając tę liczbę, powiada, że nie rości sobie ona pretensyi do dokładności, ale „może tylk o służyć za podstaw ę dla naszych wyobrażeń, i że na niej m ogą się oprzeć dalsze ob liczen ia1'.
W odpow iednich pism ach de Vriesa znaj
dujemy i inne jeszcze, interesujące bądź co bądź, przypuszczenia i poglądy, zw ią-
| zane z teoryą m utacyjną. Sądzi on np., [ że przejście od w y ższy ch małp do czło
w iek a b yło w yjątkow o szybkie i że Pithecanthropus erectus (małpolud), k tó
rego szczątk i kopalne zostały niedaw no odkryte przez D u Boisa, b y ł jednem z ogniw , które w pewnem określonem i m iejscu i czasie szybko, drogą m utacyi [ pow stały; przypuszcza on dalej, że g a tu
nek ludzki znajdow ał się n iegd yś w okre
sie m utacyjnym i w y tw o rzy ł liczn e rasy, obecnie zaś pozostaje w okresie spoczyn- j ku, zastoju ew olucyjnego. Możnaby tedy
| w nosić, że przyszły okres m utacyjny spow oduje kiedyś pow stanie now ych ras, w yższy ch m oże postaci w gatunku ludzkim, może p ew n ych nadludzi. A le tu w kraczam y już w dziedzinę fantazyj naukowych, z którem i ścisłe dociekania nie m ogą mieć n ic w spólnego.
Pom im o, że teorya de Vriesa spotkała się z zachw ytam i ze strony w ielu b ota
ników, zoologom nie może ona impono
w ać. Tu pow tarza się to samo, co i w w ielu innych przypadkach, a m iano
w icie, że na pew ne k w esty e b iologiczne z innego stanow iska spoglądają botanicy, z innego zaś zoologow ie; to zaś uw a- runkowanem je st g łó w n ie przez to, że zw ierzęta w yk azu ją bez porównania w iększą kom plikacyą budow y i d latego u nich można nierów nie lepiej, dokładniej i wszechstronniej badać różne objaw y przystosow ania, an iżeli u roślin. B ada
nie zaś tych objaw ów , tak nieskończe
nie różnorodnych, przekonywa zoologa, że w szelkie przystosow ania odbyw ają się w przyrodzie nader stopniow o i po-
j
w oli, krok za krokiem, w miarę, jak się zm ieniają warunki otoczenia. N iem a
| może św ietn iejszeg o na to dowodu, jak
776 W SZECH ŚW IA T N r 49 rozliczne zm iany, jakim p o d leg ły z w ie
rzęta morskie, p rzystosow ujące się do coraz w ięk szych głębin. Mamy całe sze
regi przejść, np. od skorupiaków opa
trzonych dobrze rozw iniętem i, słupko- w em i oczami, do takich, które, żyjąc głębiej, u traciły ju ż oczy, ale posiadają jeszcze słupki oczne i w reszcie do zu pełnie już p ozb aw ionych i oczu i słu p ków . A w miarę zanikania organów w zrokow ych, jako zb yteczn ych w ciem nych otchłaniach morskich, rozw ijają się stopniow o coraz lepiej d łu g ie czułki i w iotk ie odnóża, będące siedliskiem or
gan ów d otykow ych. Tu nam n ic nie objaśni m utacya, lecz tylk o pow olne, stopniow e przystosow anie się do w arun
ków , a że czynnikiem m odyfikującym b y ły w tym przypadku w arunki ze
wnętrzne, na to dowód, że zw ierzęta rozm aitych grup, jak np. ryb y i skorupia
ki, zm ieniły się w pew nym określonym kierunku, u traciły oczy, otrzym ały orga
n y d otyk ow e szczególn iej rozw inięte, narządy św iecące i t. p. Z m ienność m utacyjna, uw arunkow ana, zdaniem de Yriesa, przez jak ieś tajem nicze, czysto w ew nętrzne, w yb u ch ow e przyczyny, n ic nam tu zg o ła objaśnić nie m oże, w św ie tle zaś teoryi p rzystosow ania fa k ty te i tysiączn e inne stają się jasne i zrozu
m iałe. Jak się jednak w przyszłości zarysuje teorya m utacyjna, bądź jak bądź, niezm iernie interesująca jak o idea, w yk ażą to przyszłe badania.
P rof. clr. J. N uśbaam .
NAJM NIEJSZE KRĘGOW CE.
D o typu k ręg ow ców n ależą n ajw ięk sze olbrzym y św iata zw ierzęcego , ale obok nich znajdują się i bardzo m ałe stw o r ze
nia, naturalnie, nie najm niejsze, w k a ż dym jednak razie tak drobne, że d łu gość
•ich trzeba m ierzyć na m ilim etry, a bar
dzo w iele ow adów n iezb yt n a w et dużych przew yższa je w ielk ością. T ak ie naj
m niejsze k ręgow ce znajdujem y w g ro m adzie ryb.
W Europie najm niejszym ze w s z y s t
kich ryb je st ciernik (G astrosteus p ungi- tius), którego d łu gość w aha się od 4 —5 cm.
W sp ółzaw od niczyć z nią m ógłb y jed yn ie
| południowo-europejski zębiełek najm niej
szy (Crocidura suaveolus), którego dłu- I go ść w y n osi tylk o 4,5 cm, je żeli ją liczy m y bez ogona, d łu g iego na 2,5 cm.
A le z pow odu w iększej grubości, zębie
łek ó w sprawia w rażenie zw ierzęcia
J
w ięk szego , niż ciernik. R ybka ta po-
j
siada istotn ie w zrost bardzo mały, który [ przekracza niejeden konik polny, n ie
jedna w ażka, nie m ów iąc już o jelonku;
j
nie je st ona atoli jeszcze najmniejszym z istniejących k ręgow ców .
Znacznie m niejsze rybki znajdujemy w A m eryce północnej, w Stanach Zjed
noczonych : należą one do rodziny karpi zębatych (Cyprinodontidae) i zam ieszkują słodkie oraz słone w ody w Stanach południow ych. Są to Heterandria formo- sa z K aroliny południowej i F lo ry
dy oraz L ucania ommata, znajdow ana tylk o w e Florydzie. P ierw sze z tych rybek zaw dzięczają n azw ę znacznej róż
n icy w w ielk ości, jaka daje się zauw a-
! ży ć m iędzy sam icam i a sa m c a m i: tam tych d łu gość w y n o si 25 mm, g d y u tych
; d osięga zaled w ie 18— 19 mm. I u Lu- I cania omm ata różnica w w ielk o ści płci istn ieje również, ale nie dosięga takich rozm iarów : sam ice są 20 —22 mm długie, sam ce zaś 19— 20 mm. Jeżeli zw rócim y u w a g ę nie na najw yższą, lecz tylk o śred
n ią w ielk ość, to trudno je st rozstrzygnąć,, którą z tych rybek n ależy u w ażać za mniejszą; w każdym jednak razie obie
| one są znacznie m niejsze od n aszego karzełka— ciernika, a dla znalezienia i przew yższających je w zrostem ow ad ów nie trzeba już robić poszukiw ań wśród n ajw ięk szych p rzedstaw icieli te g o działu : krajow e pływ aki, krówki, chrabąszcze, szczyp aw k i i w ie le innych p rzew yższają je sam ą długością, że już nie będziem y brali pod u w a g ę w iększej grubości ow a dów.
W rodzinie Cyprinodontidae znajduje się w ięcej gatunków , w których samce są jeszcze mniejsze, niż u obu w spom nia
nych, ale średni w zrost w ypada znacznie
Nr 49 W SZECHŚW IAT 777 w ięk szym z pow odu ogromnej stosunko
w o w ielk ości samic. Sam ce żyworodnej Gambusia affinis nie przekraczają czę
stokroć 12,5 mm d ługości, ale zato sam i
ce mają aż 50 mm. W rodzinie okunio- w y ch (Percidae) m am y rów nież ryby karzełkow ate, m ian ow icie niektóre g a tunki rodzaju Am bassis oraz Elassom a evergladei, zam ieszkująca błota G eorgii i F lo r y d y : średnia d łu gość rybek z tego gatunku w y n o si koło 20 mm, w yjątkow o zaś d osięgają one 33 mm.
Z morskich ryb w drobne gatunki obfituje szczególn ie rodzina babkowa- tych (G ob iid ae): niektóre z nich nie przekraczają 25 mm. D o takich należy sp otyk any tak że koło europejskich w y
brzeży L atrunculus p ellu c id u s: rybka ta odznacza się przezroczystością i dla tego p ływ a sobie w w odzie, będąc prawie niedostrzeżoną. W ed łu g badań Colleta, zasłu guje ona jeszcze na u w agę z tego powodu, że żyje tylk o jeden rok, jak i przew ażna część ow adów i jak bardzo
jw iele roślin.
Latrunculus składa ikrę w czerwcu i lipcu; m łode lęg n ą się w sierpniu i do
sięgają ostatecznej w ielk ości w ciągu jesien i (m iędzy październikiem a grud
niem), przyczem obie płci mają w zrost jednakow y. R y b y te przepędzają zim ę bez zm iany, poczem w kw ietniu samce tracą m ałe zęby, które posiadały dotych
czas, a na ich m iejsce w yrastają nowe, znacznie w ięk sze i silniejsze. Sam ice j nie mają tej zm iany uzębienia. Trudno zresztą zrozum ieć jej znaczenie w obec j te g o , że na początku lata po złożeniu
jikry w szystk ie dorosłe zeszłoroczne osob- i niki gin ą i dopiero w końcu sierpnia j zjaw iają się nowe.
D o tej samej rodziny babkow atych n ależy gatunek odkryty niedaw no koło
jw ysp F ilipińskich (na południe od Luzo-
jnu), a posiadający najm niejszy w zrost ze w szystk ich k ręgow ców . Opis jeg o podaje H. M. Sm ith z W aszyngtonu w „S cien ce11. U sp raw ied liw ia on najzu- ; pełniej nadaną sobie n azw ę M istichthys, co znaczy najm niejsza (jAstatoę) ryba, j najw iększe bow iem okazy tej rybki są jeszcze m niejsze od najm niejszych z in-
5 nych g atu n k ów poznanych dotychczas i (z w yjątkiem niektórych sam ców G am busia affinis) I tutaj różnica w w ielko-
! ści płci je st bardzo w y r a ź n a : sam ice j mają średnio 13,5 mm długości, najw ięk
sza ze złapanych d osięgała 15 mm, naj-
j
m niejsza m iała tylk o 12 mm; w zrost
! sam ców waha się od 10— 13,5 mm, znaj
dowano jednakże i m niejsze, niż 10 mm.
j
Średni zaś w zrost obu płci, w yprow a-
j
dzony z pom iarów 50 okazów w y n iósł
i
12,9
m m .Jest to d łu gość zaled w ie mu-
! chy domowej, a jeżeli obok takiej d łu g o
ści w yobrazim y sobie odpowiednio małą grubość, jaką w o g ó le odznaczają się
i
ryby, to będziem y m ieli pojęcie o tem,.
jak drobnem stw orzeniem je st M isticli- th ys luzonensis.
R ybka ta odznacza się następującem i c e c h a m i: p łetw y brzuszne są zrośnięte;
; dw ie grzbietow e, w yraźn ie oddzielone jedna od drugiej, przednia z 3 m iękkiem i promieniami; uzębienie złożone z jedne
go szeregu stożkow atych zębów; skóra
j
pokryta dużemi grzebykow atem i łuskami.
Całe zaś ciało, z w yjątkiem kilku czer
w onych plam i pasków je st praw ie zu pełnie przezroczyste za życia. O ile się zdaje, ryby te są żyworodne.
Ciekawą je st rzeczą, że tak drobne rybki, jak M istichthys, m ogą jednakże służyć za pokarm ludziom. K rajow cy łapią je w sieci o nadzw yczaj drobnych oczkach, przyrządzają zaraz po złapaniu z pieprzem oraz innem i korzeniam i i na
stępnie jedzą je w całości te g o sam ego dnia, nie przechow ując na dłużej. P rzy pomina to nieco sposób przyrządzania i spożyw ania stynek w Europie, z tą jednak różnicą, że M istichthys trzeba zjeść znacznie w ięcej, aby się nasycić, są one bow iem przeszło 10 razy mniejsze.
A le zato nie posiadają teg o n iem iłego zapachu, jakim odznaczają się stynki.
Żołnierze am erykańscy jadali je nieraz i znajdują, że sta n ow ią one zupełnie sm aczne i przyjemne p ożyw ien ie, tak przynajmniej tw ierdzi jeden z lekarzy armii amerykańskiej na Filipinach, dr.
A. Zeller.
P o odkryciu tej rybki filipińskiej, u w a
żane dotychczas za najm niejsze gatu n ki
778 W SZECH ŚW IA T N r 49 lądow e północno-am erykańskie (H eteran-
dra formosa i L ucania ommata) muszą u stąpić na drugi plan i za najm niejsze zw ierzę k ręgow e należy uznać M istich- thys luzonensis.
Co jednak ciekaw sze, to to, że są pe
w ne dane, jakoby rów nie drobne rybki istn iały już w m inionych okresach g e o logiczn ych . Przed 10 mniej w ięcej la ty znaleziono w czerw onym piaskow cu w Achanarras (w Szkocyi) doskonale zachow ane skam ieniałości m ałej ryby dewońskiej (Palaeospondylus), która m ia
ła 12— 15 mm d ługości, a zatem nie była w ięk sza od dzisiejszej M istichthys.
Miała ona tylk o p łetw ę ogonow ą, p arzy
stych zaś n ie posiadała wcale; otw ór pyszczka był okrągły, otoczon y w isior
kam i i przypom inający z k ształtu ssący pyszczek m inogów . N ie je st tylk o rze-
jczą rozstrzygniętą, czy znalezione szcząt-
jki należą do dorosłej, zupełnie rozw inię-
jtej ryby, czy też do larw y.
B . Dyakowski.
SPRAW O ZDANIE.
— ProS. dr. Józef Nusbaum. Zasady Anatomii Porównawczej. Tom II. Anatomia porów-
jnawcza zwierząt kręgowych. Z 134 drzewo
rytami, obejmującemi 400 przeważnie orygi
nalnych rysunków. Wydanie z zapomogi Kasy im. Mianowskiego. Str. 552. Cena ru- i bli cztery. 1903.
Sprawozdanie z tomu pierwszego dzieła
jprof. Nusbauma podaliśmy przed trzema la- I ty; obecnie mamy tom drugi. Przerwa jest zupełnie zrozumiałą ze względu na zakres
ji rozmiary książki, oraz na ilość rysunków, | przeważnie oryginalnych.
Układ ogólny materyału jest mniej więcej ' taki sam, jaki przyjęto powszechnie w wy-
jkładzie anatomii porównawczej kręgowców; [ więc po rozdział.cb, traktujących o skóize i jej pochodnych, oraz o szkielecie kręgów-
jców, poprzedzonych treściwym lecz wj czer- I pującym zarysem systematyki—idą rozdziały l rozpatrujące : układ mięśniowy, nerwowy, na
rządy elektryczne, narządy zmysłów, narządy
joddychania i krążenia, a wreszcie moczo- i płciowe W końcu książki znajdujemy roz
dział, traktujący o organizacyi osłonie, po
miniętych w tomie pierwszym, a ściśle rodo- j wo związanych z kręgowcami.
Nie będziemy się tu rozwodzili nad zaleta
mi książki: samo imię autora jest już bowiem
; dostateczną rękojmią jej ścisłości i jasności wykładu. Zaznaczyć musimy tylko wielkie
j
bogactwo materyału, krytycznie i z szero- kiem uwzględnieniem terminologii polskiej I wyłożonego, a ilustrowanego mnóstwem ry-
! sunków w 3U zupełnie nowych i oryginal
nych. Wielką też jest zaletą książki prof. N.
uwzględnienie danych histologicznych i em-
j
bryologicznych, zupełnie prawie dotychczas
! pomijanych w najbardziej rozpowszechnio
nych podręcznikach obcych (np. w znanej książce R. Wiedersheima), a dziś wprost nie
zbędnych w wykładzie anatomii porównaw
czej.
Przez długie lata książka prof. N. oddawać będzie niewątpliwie znaczne usługi przyrod
nikom polskim. Przedewszystkiem korzystać z niej zapewne będą słuchacze 2 i 3 kursu wydziału przyrodniczego, dotąd prawie zupeł
nie pozbawieni dobrego podręcznika anatomii porównawczej.
Jan Tur.
SEKCYA CHEMICZNA.
W dniu 8 listopada r. b. odbyło się posie
dzenie Sekcyi chemicznej ze współudziałem 42 osób. Po odczytaniu i przyjęciu spra
wozdanie z zebrania poprzedniego dr. St.
Serkowski z Łodzi przemówił na tem at:
i
„O badaniu środków spożywczych, ich zafał
szowaniu i sposobach walki z podobnem nadużyciem1*. Prelegent rozpoczął odczyt od przytoczenia liczb, wskazujących, że ilość fabryk produkujących materyały spożywcze wynosi 42%, a ogólna ich produkeya przed
stawia wartość 22% ogólnej produkcyi. Nic więc dziwnego, jeżeli kwestya produktów , spożywczych wysunięta została w ostatnich latach na plan pierwszy zwłaszcza wobec stale wzmagającego się zafałszowywania tych
że produktów. Tak np. w 100 badanych przypadkach mleko okazało się zafałszowane w 7G, masło podrabiane 52—90%, kawa 100%, oliwa 50—80% i t. p. Ponieważ do
mieszki mają na celu albo podniesienie wagi, albo zamaskowanie złych własności produktu, przeto zaliczają się do rzędu oszustw, z któ- remi walka powinna być zjednoczonemi siła
mi prowadzona. Z jednej strony państwa z drugiej osoby prywatne przyczyniać się powinny do skutecznego wytępienia tej plagi.
Na tle odczytu p. Serkowskiego wywiązała się dyskusya, która ujawniła przedewszyst
kiem potrzebę ujednostajnienia metod bada
nia i norm dobroci produktów spożywczych.
Ze spraw bieżących prezydyum zapropo
nowało wycieczkę do fabryki barwników
anilinowych Kallego i sp. oiaz garbarni
Temlera i Szwedego; propozyc.yę tę Sekcya
przyjęła.
Nr 49 W SZECHŚW IAT 779
KRONIKA NAUKOW A.
— Przewodnictwo elektryczne w ciałach elektro
litycznych. Jeżeli przy pomocy prądu stałego zapalimy lampę żarową Nernsta w naczyniu szklanem, z którego można wypompować po
wietrze, to ze zmniejszającem się ciśnieniem zmniejsza się szybko i opór elektryczny ża
rzącego się w lampie ciała. Jeżeli następnie przez włączanie w obwód sztucznego oporu nie pozwolimy, aby siła prądu wzrosła, to przewodnik drugiego stopnia, mający w lam
pie kształt pręcika, przejdzie w stan ciemno
czerwonego rozżarzenia, z chwilą wszakże wpuszczenia powietrza do naczynia szklanego nabiera prawie natychmiastowo poprzedniego blasku. W lampie palącej się przez pewien czas w próżni, a następnie zagasłej, pręcik świecący traci swój, posiadany przed pale
niem się, czysty biały kolor, nabierając ciem- no-szarego, a nawet w razie dłuższego wy
pompowywania powietrza, zupełnie czarnego zabarwienia, z wyraźnym metalicznym połys
kiem. Zabarwienie to pozostaje nawet po wpuszczeniu powietrza napowrót. Przez ogrze
wanie jednak można doprowadzić pręcik do pierwotnego stanu.
Te zjawiska świadczą o tem, że w próżni zaszły mniej lub więcej daleko idące zmiany w wewnętrznym składzie ciała, poddanego doświadczeniu, i że oswobodzony metal przez rozżarzenie na powietrzu znowu się spala.
Zresztą, podczas palenia się lampy Nernsta pod dzwonem pompy, w tym ostatnim nie możemy otrzymać takiego stopnia rozrzedze
nia, jak wtedy, gdy się lampa nie pali. Po
chodzi to stąd, że podczas palenia się lampy wskutek ektrolizy wytwarza się na anodzie tlen, który przynajmniej w części doprowa-
Jdzony zostaje do wnętrza dzwona.
Jeżeli przewodnik w lampie Nernsta rozża-
jrzać będziemy przy pomocy prądu zmiennego, to nie następują żadne znaczne zmiany w przewodnictwie. Wygląd pręcika w ciągu doświadczeń nie zmienia się, a próżnia daje doprowadzać do takiegoż stopnia, jak i wte
dy, gdy lampa się nie pali. Powyższe fakty świadczą o elektrolitycznej naturze zjawisk, zachodzących podczas użycia prądu stałego.
Prowadzący powyższe doświadczenia, p.
Emil Bose, gdy badał pręcik lampy w próżni, zauwTażył jeszcze jedno ciekawe zjawisko.
Zjawisko to polegało na powstawaniu świa
tła niebieskiego w przestrzeni, otaczającej żarzące się ciało. Światło to czasami, a szcze
gólniej jeżeli przez pręcik przepuszczano dość silny prąd, stawało się bardzo silne i wtedy, jaknajzupełniej naśladowało niebieskie, obla
ne słońcem, niebo. „Kolor nieba" daje się otrzymać tylko za użyciem prądu stałego.
Zjawisko to wywołuje, zapewne, rozpylony i spalający się w próżni metal. W razie ; nagłego przejścia od prądu stałego do zmień- j riego, kolor niebieski znika, stając się szcze
gólniej silnym na chwilę przedtem, zapewne
| wskutek otrzymanego, podczas działania prą
du zmiennego, dokładniejszego rozrzedzenia
| powietrza.
Zjawisko to można, prawdopodobnie, obja-
| śnić w ten sam sposób, jak lord Rayleigh objaśnił niebieskość nieba, a mianowicie
| obecnością malutkich cząsteczek o wielkości
| tegoż porządku, co długości fal świetlnych, i między któremi krótsze pod względem zdol-
! ności odbijania się mają pierwszeństwo.
iv. w.
— Własności termoelementów w próżni. W „An- nalen der Physik“ (wrzesień, 1902) znaj duj e-
j
my artykuł, z którego widać, że termoele- } ment, umieszczony w próżni, wykazuje daleko większą czułość na promieniowanie, niż takiż element w powietrzu. Przyczyną tego jest
j
zmniejszanie się w próżni szybkości ochła-
| dzania się. Nowe doświadczenia z termoele- mentami z drutów platynowych i konstanta- nowych (średnica = 0,025 mm), umieszczonych
j
w kuli szklanej, połączonej z pompą po-
j
wietrzną Kahlbauma, wykazały co nastę
puje :
W granicach od jednej atmosfery do około
| 5 mm ciśnienia czułość elementów pozostaje bez zmiany. Wobec mniejszych ciśnień czu
łość różnic szybko wraz ze stopniem rozrze
dzenia powietrza dochodzi do praktycznie najwyższego punktu, gdy ciśnienie wynosi
J