• Nie Znaleziono Wyników

Życie Krzemienieckie. R. 7, nr 12 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Życie Krzemienieckie. R. 7, nr 12 (1938)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

p o t

U

(2)

Członkow ie Komifeiu R edakcyjnego: H alina C zarnocka, Kazimierz Henryk Groszyński, Julian Kozłowski, Czesław Kurek, Franciszek M ączak, Dr. Zdzisław O polski, mgr. Jerzy O so słow icz, Bronisław B obak, A lina łu s k o w a , Stanisław S heybal, S tanisław Sarek, Jan Sułkowski, Stanisław S zczepański, Bo­

ber! Szłapak, M ieczysław Z adrożny.

TREŚĆ ZESZYTU:

Stefan Czarnocki: Z a g a j e n i e str. 265)

M aria D enilew iczow a: Testament n a u k o w y d a w n e g o

Liceum Krzemienieckiego . . . . . str. 274 M. Lim anow ski: Znaczenie W o ły n ia w nauce . . sir. 283 K rom ka ...str. 286

Ze sztuki . . . . . . . . str. 291

Sport i w ychow an ie fizyczne . . . . . sir. 294 K o m u n ik a ty n a d e sła n e . . . . . . str. 295

Sekretariat ezynny w d o m u S p o ł. ZOS. codziennie z w yjątkiem dni św iąt, o d godz. 13— 14.

(3)

Z Y C I E K R Z E M I E N I E C K I E

L . . _ D W U T Y G O D N IK S P O Ł E C Z N Y

R O K V II 3 0 C Z E R W C A 1 9 3 8 NR 12

S te fa n C z a rn o c k i.

--- Z A G A JE N IE

Zagajenie Zjazdu Naukowego w Krze­

mieńcu 5. VI. 1938 r.

W itając najserdeczniej wielce Szanownych Państwa, jako przed­

stawicieli nauki polskiej w murach dawnego Liceum Krzemienieckie­

go, me wątpię, że moment ten nie jest dla nas jedynie radosnym po­

witaniem. Sądzę, że równie radosnym dla Panów Profesorów i dla nas jest fakt, że mury te na nowo stać się m ają przybytkiem nie tylko oświaty, ale i nauki i że dzień dzisiejszy jest dla wskrzeszonego Liceum tego nowego etapu rozwojowego początkiem.

Odm ienne jednak jest nasze przeżycie, gdy my, obecni pracow­

nicy Liceum Krzemienieckiego, stajemy wobec nowego zadania, któ­

rego wagę i znaczenie w pełni rozumiemy, a zarazem wyczuwam y mnogość trudności, jakie narastać będą w miarę, gdy zbliżać się bę­

dziemy do wykonania tego zadania i w tym wykonywaniu zaczniemy się posuwać coraz dalej i dalej. W praw dzie przeżywamy zawsze ra­

dość, ilekroć nową odpowiedzialność podejmujemy, równoważona ona jest jednak tą nieśmiałością i świadomością własnej niedoskonałości, jaką każdy odpowiedzialny człowiek w sobie nosić i czuć powinien.

I tym właśnie tłumaczy się fakt, żeśmy sobie pozwolili prosić wielce Szanownych Panów, byście już w chwili narodzin myśli pod­

jęcia prac naukowych przez L. K. zechcieli dni świątecznego wypo­

czynku tej myśli poświęcić i Swoją radą nam służyli. Stąd też płynie tak głęboka i szczera wdzięczność pod W aszym, Panowie Profesoro­

wie, adresem, jaką w tej chwili wyrażam.

Należy się jednak W am od nas, grupy inicjatorów Zjazdu, w skład której wchodzą przedstawiciele W ołyńskiego Towarzystwa Przy­

jaciół Nauk, wydawnictwa „Rocznik W ołyński” oraz Liceum Krzemie­

nieckiego— coś więcej. Czujemy się w obowiązku w stosunku do ucze­

stników dzisiejszego Z jazd u przedstawić motywy, które nam pozwoliły inicjatywę uznać za dojrzałą.

Nie chodzi tu bowiem tylko o to, aby sławnej tradycji uczynić zadość. W żadnym zaś wypadku nie kieruje nam i ambicja stworzenia placówki, górującej pod względem poziomu kultury nad tymi, które już istnieją i rozwijają się przy Liceum Krzemienieckim. Szukamy dla

(4)

naszej instytucji zadań jak najbardziej naturalnych i w sposób jak naj­

bardziej realny dopasowanych do potrzeb otaczającej nas rzeczywisto­

ści, do potrzeb Państwa Polskiego.

Niezależnie od sprawdzenia realności tych zadań z własnym po­

glądem na rzeczywistość, szukamy sprawdzianu u źródeł świadom o­

ści najbardziej miarodajnej, najbardziej autorytatywnej. W danym wy­

padku chcemy być całkiem zgodni ze stanowiskiem świata naukowe­

go i solidarni z pracą istniejących już warsztatów naukowych, czego zresztą dowodem jest wasza tu obecność, Panowie Profesorowie. A świat naukowy w naszej sprawie wypow iedział się już dawno, bardzo dawno, bo jeszcze w 1920 roku, kiedy jego przedstawiciele na zjeż- dzie w Warszawie zakładali podstawy pracy naukowej w Polsce.

Oto na wniosek prof. Minkiewicza przyjęto wówczas decyzję:

„Zjazd uznaje za niezbędne zakładanie niezależnych od uniwersyte­

tów i politechnik — zakładów naukowych badawczych, zwłaszcza w dziedzinach nowych"..., a prof. Bujak w swym referacie tak to stwier­

dzenie uzupełnia: „Zaczęto rozumieć, iż dla rozwijania wiedzy w pewnych specjalnych kierunkach, które wymagają większych środków pieniężnych i na których osobliwie zależy, ale które są wyjątkowo żmudne, trzeba tworzyć wolne od obowiązków pedagogicznych, albo tylko ubocznie je spełniające, zakłady raukowe badawcze*'.

W prawie i w jednym i w drugim wypadku mówi się o zadaniach specjalnych, ale czyż nie należy zaliczyć do nich badań poszczegól­

nych terenów, czyż te właśnie badania nie są „wyjątkowo żmudne".

Jakiekolwiek zresztą pod tym względem wątpliwości rozwiewa referat prof. Semkowicza o „Organizacji pracy naukowej'1, w którym mówi

on:

„Należy zastanowić się nad tym, czy zaciszne miasto prowincjo­

nalne nie posiada do pracy naukowej, potrzebującej skupienia i spo­

koju, odpowiedniejszych warunków, aniżeli wielkie, a czasem olbrzy­

mie środowiska ludzkie, wrzące życiem politycznym, a zarazem gwar­

nym ruchem przemysłowo-handlowym, przesiąkłe denerwującą atmo­

sferą walk społecznych i politycznych, które najspokojniejszą nawet naturę wyprowadzają z równowagi umysłowej, tak niezbędnej do twórczej pracy naukowej?

O tóż wydaje mi się, że racjonalna polityka na polu organizacji pracy naukowej raczej wskazuje, jako właściwą drogę, daleko posunię­

tą decentralizację".

1 dalej stawia prof. Semkowicz kropkę nad i, m ówiąc iż to zro­

zumienie nie jest nowe, chodzi o „podniesienie tej kardynalnej za­

sady do rzędu kanonu".

(5)

Zjazd Naukowy w Krzemieńcu 5 VI. 1938 r.

Obrady w Sali Kolumnowej.

Potwierdzają to wyraźnie w swych przemówieniach profesorowie Rutkowski, Smoleński i inni.

„Badania fizjograficzne stanowią dla pracowników prowincjonal­

nych najwdzięczniejsze może pole do działania naukow ego1', mówi prof. Rutkowski.

Czyż powinienem mówić w tym gronie, jak bogate pod tym wzglę­

dem możliwości przedstawia W ołyń, który posiada tak bardzo wiele i tak różnorodnych zagadnień, czekających na tjadania naukowe, a w stopniu niewystarczającym i w sposób jakże fragmentaryczny badanych.

Rozw iązanie sprawy ciągłości i konsolidacji tych poczynań w y­

daje się nam nie tylko dojrzałe, ale wręcz naglące z punktu w i­

dzenia zarówno dobra nauki jak i kardynalnych interesów Państwa.

D la nas, tkwiących bezpośrednio w życiu W ołynia i znających bujność jego życia dzisiejszego i przeszłego, jego bogactwa naturalne i płynące stąd możliwości, potrzeba i pilność wprowadzenia w życie planowości badań naukowych i ich konsolidacji nie podlega dyskusji.

Chcę wreszcie zwrócić uwagę ozisiejszego Z jazdu na jeszcze jeden m om ent,— moment wyjaśniający nasz stosunek do naukowych prac ba­

dawczych. Chodzi o stosunek nas, ludzi biorących udział w życiu dzisiej­

szym i przygotowujących życie przyszłe, chodzi o powiązanie nauki z życiem,że tak nazw ę— uziemienia badań naukowych. Nie jestem"zdolny uczynić tego w sposób bardziej odpowiadający ideowemu nastawieniu dzisiejszego L K., niż to uczynił prof. Rozwadowski na wymienionym już przeze mnie zjeździe w 1920 roku: „Nauka jako jeden z zasadni­

czych składników kultury, pozostaje w ścisłym związku z nią całą,

(6)

nie istnieje osobno, sama dla siebie, wyrasta i wyrosła z życia dla życia, łączy się więc najściślej z religią, moralnością i sztuką, a także życiem codziennym, polityką i wojną, z całą w ogóle materialną i du.

chową kulturą, z całym życiem społeczeństwa”.

„Ćwierć X I X i przejście na X X wiek m ożna określić, jako epokę::

nowego, ogromnego ogólnego wysiłku celem głębszego wniknięcia w rzeczywistość"...

„W samym środku tego olbrzymiego wysiłku znajduje się także teoretyczna n a u k a — to bezinteresowne, wytężone poznawanie rzeczy­

wistości, które się zwolna wydźwignęło' z praktycznych- zabiegów człowieka.

O na to przede wszystkim pom naża ciągle zakres poznawanej prawdy i pomaga przez to. dźwigać się człowiekowi z żelaznych, nie dających mu się prawie ruszyć z miejsca pęt jednostkowości i egotyzmu i ze straszliwego ciężaru upostaciowanej m aterii”.

„Naukę uprawiają i wytwarzają ludzie, oczywiście nie wszyscy, beżpośrednio, ale pośrednio i w zasadzie wszyscy w danym społe­

czeństwie winni mieć w tym ud zia ł”...

„Miejmy tę wolę, żeby demokratyzacja Polski szła dobrymi dro­

gami i upowszechniła naukę, byle jej nie uczyniła cienkim pokostem, ani znowu nie wyhodowała nad m iarę”.

Jakże niezachwianie chcemy walczyć z „jednostkowością i egoty- zm em ”, jakże mocno czujemy potrzebę VvyzwoIenia społeczeństwa od

„upostaciowanej materii". Do czołowych zadań nas, pracowników od­

rodzonego Liceum Krzemienieckiego, zaliczamy ciągłe rozszerzanie za­

kresu poznawanej prawdy. A naszym naczelnym zadaniem jest,„służba ży ciu“ i rozumieć ją chcemy właśnie w ten sposób by „pop rzez bez­

interesowne, wytężone poznawanie rzeczywistości” m óc stwarzać lepszą przyszłość w oparciu o pracę młodzieży, którą wychowujemy. W ie ­ rzymy w to, o czym m ówi prof. Rozwadowski, że „nauka wyrasta i wyrosła z życia dla życia" i że „wytwarzają ją ludzie, oczywiście nie wszyscy bezpośrednio, ale pośrednio i w zasadzie wszyscy”.

Czujemy jak Polskę nazbyt często, nieraz ponad wytrzymałość jej interesu, zalewa nieuctwo, stwarzając groźną barierę na drodze do jej rozwoju. Do walki z tym nieuctwem winna stanąć każda pla­

cówka, mająca służyć polskiej kulturze.

Rozkaz Naczelnego W oóza, powołujący do życia Liceum Krze­

mienieckie, nakłada na nas obowiązek pełnienia „w nowych w arun­

kach, z tą samą jednak gorliwością co przed laty, tę samą służbę na pożytek Ojczyzny, nauki i cnoty".

Chcemy dopełnić tego wydanego nam rozkazu. Czynim y to do­

(7)

piero dziś, a nie przed laty, nie należy bowiem zaczynać żm udnej bu­

dowy od dachu. I znow uż jest to jakby zgodne z przew idywaniam i świata naukowego w Polsce, w ypow iedzianym i przez usta prof. R u t­

kowski egor

.G d y życie państwowe potoczy się u nas w yżłobionym korytem, gdy na prowincji zacznie się zjawiać coraz to większa liczba wycho­

w anków uniwersytetów, wtedy znajdzie się, przynajm niej w znaczniej­

szych miastach prowincjonalnych, grono ludzi, chcących i mogących pracować dla nauki".

W id zim y już w gronie pracowników licealnych wielu tych „wy­

chowanków uniwersytetów”, znam y już na W o ły n iu cały zastęp ludzi, tu obecnych i nie obecnych, owocnie pracujących naukowo na W o ły ­ niu. Idziemy dalej: Liceum Krzemienieckie postawiło sobie za zadanie uskutecznienie takiego doboru grona nauczycielskiego, jak rów nież innych pracowników, którzy by mogli samodzielnie naukowo pracować lub też w spółdziałać z pracownikami ośrodków naukowych w Polsce.

D ążeniem nowej placówki, którą dziś zamierzamy zapoczątkować, będzie ponadto wyrabianie młodych pracowników naukowych, którzy by pod kierownictwem W aszym, Panowie Profesorowie, mogli czynić zadość życzeniu profesora Rozwadowskiego, aby „idąca dobrym i dro­

gami demokratyzacja Polski upowszechniała naukę".

Ustabilizowana pod każdym względem sytuacja Liceum Krzemie­

nieckiego pozwala sądzić, że do podjęcia tego zadania jesteśmy go­

towi.

Jeżeli zaś podjęte wspólnie z centralami naukowym i badania W o ­ łynia przyczynią się do „pomnożenia zakresu poznawanej praw dy”, sądzę, że nie tylko wpłynie to na podniesienie poziom u wiedzy po­

branej przez m łodzież w zakładach licealnych, ale opierać również będzie na coraz bardziej niezachwianych podstawach jej wychowanie obywatelskie, czego tak wielki brak odczuwamy dzisiaj na wyższych uczelniaeh i poza nimi.

Tych celów o charakterze oświatowym, jako naczelnych dla Liceum Krzemienieckiego pom inąć nie mogłem. Sądzę, iż nie są one również obce żadnem u z uczestników dzisiejszego zebrania.

Jeżeli zaś na równi z konsolidacją i planow ym rozwojem badań naukowych potrafimy je osiągnąć, sądzę, że usprawiedliwione będzie, Panowie Profesorowie, sięganie przez Liceum Krzemienieckie po W asze w spółdziałanie, Szanowni Panowie, w dniu dzisiejszym i w toku dalszych prac organizacyjnych Instytutu Badań Naukow ych W ołynia.

(8)

Z a ten trud w imieniu Liceuum Krzemienieckiego składam ser­

deczne podziękowanie i pozwalam sobie wyrazić nadzieję, iż dzień dzisiejszy będzie promienną kartą nie. tylko w kronice Liceum Krze­

mienieckiego, ale i również w życiu uczestników Zjazdu.

M a r ia D a n ile w ic z o w a .

T E S T A M E N T N A U K O W Y

D A W N E G O L IC E U M K R Z E M IE N IE C K IE G O

R am y ustrojowe Liceum Krzemienieckiego nazwał kiedyś Czacki prosto i pięknie „olbrzymią kolebką”, w której pomieścić się mogło wiele — a i mieściło znacznie więcej, niż zapow iadała nazwa — ta pierwsza zwłaszcza: G im nazjum W ołyńskie.

„O lbrzym ia kolebka” Czackiego przeznaczona była w zamierze­

niach twórcy dla szkoły głównej wołyńskiej, — uczelni wyższej, która zaspokoić m iała żywe potrzeby gubernii wołyńskiej, podolskiej i ki­

jowskiej — a po części także przyległych ziem zaboru austriackiego.

Rosyjska racja stanu dom agała się jednak stworzenia w Kijowie uniwersytetu z rosyjskim językiem wykładowym; — ten wzgląd, a także objekcje, wysuwane przez W ilno, sprawiły, że zrezygnować wy­

padło z ambitnych planów. Z rozum iał to w pełni K ołłątaj, twórca 'teoretycznych podstaw szkoły. Dla Czackiego było to poniechanie nazwy, nie rzeczy. Tajone, wyklęte marzenie o szkole wyższej kiero­

wało podświadomie ważniejszymi posunięciami Czackiego, odbijając się na polityce personalnej, doborze przedmiotów dodatkowych, po­

wstawaniu i wyposażeniu pracowni szkolnych. N ajbliżsi będziemy praw­

dy, gdy powiemy, że wym agania Czackiego przy obsadzie katedr, układaniu programów, zakupie pomocy szkolnych stały, i przewyższały niejaz poziom uniwersytecki. R ząd ziła równocześnie Czackim siła inna, równie potężna: była nią typowa dla ludzi oświecenia pasja, któ­

ra rodziła erudytów o nieprzebranych zasobach gruntownych wiado­

mości, bibliografów — łowców ksiąg rzadkich, o niehamowanej pożąd­

liwości i zbieraczy niesytych. Z b y t słabo podkreśla się i przypom ina te właśnie cechy charakteru Twórcy szkoły. A z tych cech osiemna- stowiecza wywodzi się dum ne określenie Krzemieńca, jako w ołyń­

skich Aten.

Trzeci wreszcie czynnik, wniesiony przez Czackiego, odegrał przy powstawaniu szkoły rolę niemałą: był nim m łody entuzjazm Czac­

kiego. G dy szkoła funkcjonowała już na dobre— w roku 1807 przyznał

(9)

się Czac ki Śni adeckiemu: „Kiedy przed trzema laty 100 dukatów m a­

ją c tylko ofiary, ułożyłem cały projekt, zlękłem się .. sam jego gromu.

Z n ałe m jednak, że śmiałość w rozsądnym przedsięwzięciu usunie trud­

ności“ ( I I.IX . 1807. Jaszuny). Kiedy indziej pisząc do Puław do stare­

go generała ziem podolskich, chlubił się, że „nasz instytut ma Siłę młodości" — a sam był tej młodości obrazem.

W wyobraźni naszej rysuje się Czacki raczej jako człek leciwy i dojrzały. Nie tak jednak było w istocie. Urodzony w r. 1765, zmarły w 48-tym roku życia po dziesięcioletniej służbie 'dla szkoły — dał C zacki Krzemieńcowi trud lat najlepszych, lat męskiej dojrzałości.

U m iar, doświadczenie, wątpliwości reprezentował przy powstawaniu szkoły anonim ow y jej współtwórca — K ołłątaj. O n to „więzień ostroż­

ności", złam any ciężkimi przejściami lat wielu, patrzący z rozpaczą,, jak się w oczach paczyła stworzona przezeń koncepcja A kadem ii Krakowskiej — raz jeszcze postanowił służyć sprawie nauki — bez­

im iennie i bezinteresownie. Spalony w ogniu potężnych i a jakże czę­

sto posępnych namiętności, w pracę nad programami szkoły krze- m ionieckiej w łożył najlepsze chęci i wiadomości, był w pełni tym właśnie Kołłątajem , którego chcielibyśmy w nim widzieć w dystansie lat wielu.

R am y ustrojowe G im nazjum W ołyńskiego jego przede wszystkim były dziełem. Czacki chciał zrealizować wszystko naraz. Było am bicją jego, by „właściciele- dóbr „przestali bać się, aby włościanin um iał czytać", by przepędzić z ziemi wołyńskiej „tłok guwernerów francus­

kich", by zak onnicy poczęli uczyć się „dobrowolnie". Ale nad wszyst­

ko w ybijała się pasja organizowania nauki od podstaw — na wielu naraz odcinkach, przede wszystkim w najbliższej Czackiemu dziedzi­

nie nauk prawno-historycznych.

K ołłątaj studził i ham ował zapędy Czackiego. Ogarniał chłodno całość potrzeb możliwości — gdy starosta nowogrodzki ulegał łatwo przypadkowi: tworzył katedry dla ludzi, nie przedmiotów, nabywał zbiory, przerastające potrzeby szkoły, — bo nadarzyła sję sposobność ratowania ich przed rozproszeniem lub przejściem w obce ręce.

Ustrój dawnego gim nazjum był tworem kompromisowym. Ulega­

jąc perswazjom K ołłątaja i licząc się z ostrymi nieraz wypowiedziam i krytycznymi Jana Śniadeckiego, zaaprobował Czacki plan, będący rów­

nocześnie rezultatem dojrzałych przemyśleń K ołłątaja i śm iałym no­

watorskim posunięciem, wyw ołującym u współczesnych szereg po­

ważnych zastrzeżeń. Oceniając je, należy stale mieć w pamięci i to także, że dokonana — a więc podlegająca krytyce — część dzieła była zaledwie fragmentem zamierzonej budowy, której realizację ha­

(10)

mowało wiele czynników niepomyślnych.

Słynny ukaz Aleksandra 1 z dnia 8 IX . 1802 r., .reformujący pod wpływem ks. A. J. Czartoryskiego szkolnictwo im perium rosyjskiego w duchu wskazań polskiej Komisji Edukacyjnej, powoływał do życia szkołę krzemieniecką. Była ona pomyślana pierwotnie, jako podległe uniwersytetowi wileńskiemu gim nazjum gubernialne wołyńskie, peł­

niące władzę zwierzchnią nad szkołami powiatowym i i elementarnymi na terenie całej gubernii.

Z tych wąskich ram, zacieśniających do dziś obraz szkoły w o- czach historyków rosyjskich, w yłoniło się Liceum Krzemienieckie.

Czacki, — działając w charakterze wizytatora gub. wołyńskiej, podol­

skiej i kijowskiej, niestrudzoną zabiegliwością, zwielokrotnił skromną dotację rządową, zdobywając fundusze, pozwalające na szeroką rozbu­

dowę szkoły. Zaspokoić ona musiała potrzeby wielorakie. Szkolnictwo niższe i średnie przeżywało okres upadku po złotych latach K om isji Edukacyjnej, — zawodowe nie istniało w ogóle. Uniwersytet wileński, odległy o 500 kilometrów bezdroży, dostępny był praktycznie dla garst­

ki wybrańców.

Uczelnia, powstała w Krzemieńcu po okrojeniu projektów Czac­

kiego, była szkołą ogólnokształcącą, o szeroko zakrojonym progra­

mie, rozłożonym na okres dziesięcioletni. Przypomnę go po krotce;

uczeń przybywający do Krzemieńca po ukończeniu szkoły elementar- nej, lub równorzędnym wykształceniu dom owym wstępował do gim ­ nazjum niższego, czyli t. zw. klas o programie czteroletnim, w którym największy nacisk kładziono na naukę języków, wyzyskując większą podatność pam ięciową wieku młodego.

Część uczniów kończyła edukację na owych czterech klasach — reszta kontynuowała studia na t. zw. kursach dwuletnich, słuchając kolejno obszernego w ykładu nauk matematyczno-przyrodniczych, praw­

nych i humanistycznych. Pogłębiano przy tym znajom ość języków.

Chętni mogli się uczyć ponadto greckiego, angielskiego i włoskiego.

Błyskotliwe rezultaty tego programu cieszyły rodziców i młodzież;

Krzemieniec roił się pod poliglotów; nieliczni pochlubić się mogli rzeczywistymi rezultatami dodatnimi.

Program dwuleci Zwłaszcza w zakresie nauk matematycznych i prawnych — nie ustępował uniwersytetowi, toteż pam ięć o dobrych m atematykach i prawnikach krzemienieckich przetrwała w żywej tra­

dycji do dziś. Nieobowiązkowe kursy roczne bibliografii i gramatyki powszechnej t. j. encyklopedii nauk, num izm atyki, higieny, meteoro­

logii stały na b. wysokim poziomie i zgromadziły liczne grono słu­

(11)

chaczy.

Istniały nadto w Krzemieńcu dwie szkoły zawodowe: m echani­

ków i geometrów, powołane do życia na podstawie art. 6 ustaw G im ­ n a zju m W ołyńskiego, przewidujących stworzenie 5 szkół zawodowych.

W ysoki poziom wykładów i rezultaty, osiągane przez wychowan­

ków, sprawiały, że wielokrotnie, już po śmierci Czackiego, podejm owa­

no starania o przemianowanie szkoły a przynajm niej przyznanie jej prawa nadawania niższych stopni naukowych do magistra włącznie.

W alkę o prawa szkoły podejmuje następca' Czackiego na stanowisku wizytatora hr. Filip Plater i niezależnie od niego grono nauczycielskie w latach 1813— 1816. Dezyderaty te realizuje częściowo ks. kurator Czartoryski, wyjednując w r. 1818 przekształcenie G im nazjum w Lice.

um i zapowiadając zmianę statutu w duchu dalszej ewolucji w łańcu­

chu: gim nazjum —- liceum — uniwersytet. Powstał wreszcie i ten o- statni, w Kijowie w r. 1834 na gruzach Krzemieńca. Na 40 wykładają­

cych 37 przeszło przez szkołę krzemieniecką, niedobitki zasiliły kadry profesorów uniwersytetów charkowskiego i moskiewskiego. Liceum Krzemienieckie opóźniło powstanie Uniwersytetu św. W łodzim ierza o Jat z górą dwadzieścia— i— jak dowodzą historycy rosyjscy „polonizo­

w a ło ” skutecznie W ołyń, Podole i Ukrainę.

Szeroko rozbudowana, ambitna uczelnia, skupiająca w swych m urach około 600 uczniów, stać się musiała regionalnym ośrodkiem naukowym . Stała się nim jednak niem al z miejsca od początków ist' nienia dzięki niestrudzonej i przewidującej akcji twórców szkoły. Z ło ­ ż y ł się na to przede wszystkim szczęśliwy na ogół dobór profesorów i staranne wyposażenie w pomoce naukowe. Czacki, z a ra d ą Kołłątaja, nauczony doświadczeniami wileńskimi, nie dopuścił do grona wykła­

dowców cudziemców 7 wyjątkiem jedynie metrów języków obcych i spolszczonego Bessera. który zresztą najpiękniej zapisał się w kroni­

kach krzemienieckich, broniąc do ostatka ogrodu botanicznego, wy­

wożonego brutalnie do K ijow a w latach 1838—9. Prof. języka i lite­

ratury rosyjskiej Jan Aleksandrowski], rodem z dalekiego Riazania, tak się spolszczył w Krzemieńcu, że — jak świadczą oam iętnikarze rosyjscy — w m owie sadził gęsto polonizm am i a synów stracił w po­

wstaniu listopadowym w szeregach polskich.

Uczeni tej m iary, co Józef Czech — matematyk, Franciszek Scheidt chemik, Euzebiusz Słowacki — prof. literatury i poeta, ks. A lojzy Osiński — filolog, W ilibald Besser — przyrodnik — nada­

w ali ton i podciągali kolegów do poziomu europejskiego. K ontynuo­

w ali oni lub rozpoczynali w Krzemieńcu badania naukowe w zakre­

(12)

sie swych specjalności, że przypom nę tylko prace przyrodnicze Besse- ra i Andrzejowskiego, słownikarskie ks. A l. Osińskiego i M ichała Jur­

kowskiego, bibliograficzne Pawła Jarkowskiego ,i w. i Doroczne pre­

lekcje profesorów na popisach i uroczystościach szkolnych, zebrania naukowe, wreszcie projekty własnego pisma p. t. “Pam iętnik Krzemie­

niecki® świadczą wymownie o żywym nasileniu pracy naukowej pro­

fesorów. Zasobna biblioteka, dobrze zaopatrzone pracownie, kolekcje

Uczestnicy Zjazdu przed kościołem licealnym.

stale uzupełniane, możliwość uzyskiwania urlopów naukowych i zasił­

ków na podróże zagraniczne, przy czym stałe zachęty ze strony władz edukacyjnych i atmosfera emulacji przyczyniały się wiele do podniesienia poziom u wykładów. W iększość profesorów wylegitymo­

wać się mogła czynnym udziałem w pracach towarzystw naukowych w kraju (przede wszystkim T.P.N. Warszawskiego) a często i zagrani­

cą. Wszyscy niemal opracowywali obszerne skrypty z wykładów, licz­

ni wydali drukiem podręczniki, cieszące się dużą popularnością w ca­

ły m kraju (Czech, Hreczyna, Jakubowicz i in ).

Ta atmosfera wytężonej pracy naukowej odbijała się korzystnie na zdolniejszych uczniach kursowych, zwłaszcza rekrutujących się ze zbiedniałej szlachty, zmuszonych do wczesnego rozglądania się za kaw ałkiem chleba. W o k ó ł każdej katedry grupowała się garstka zdol­

niejszych wychowanków, wyzyskująca możność rozszerzenia wiadomości poza zakres, objęty oficjalnym programem szkolnym. Z grona owych pupilów profesorskich, nieoficjalnych asystentów i oficjalnych „pomoc-

(13)

Tiików' wyszedł zastęp wykładowców krzemienieckich z Józefem Ko­

rzeniowskim, Karolem Jentzem i Grzegoizem Hreczyną na czele. Inni równie zdolni i obiecujący np. M ichał Fryczyński, agronom, Franciszek Miechowicz, mechanik sposobili się z inicjatywy Czartoryskiego za­

granicą na koszt Liceum lub Kuratorii W ileńskiej, przygotowując się do objęcia kierownictwa nowych lub przebudowanych placówek szkolnych.

D zięki niezwykle przewidującej polityce w ładz szkolnych, szkoła za­

czynała osiągać samowystarczalność, zatrzymując w gronie nauczyciel­

skim najwybitniejsze jednostki spośród dawnych swych wycho­

w anków .

W spom inaliśmy już wyżej, że dla Czackiego rezygnacja z nazwy uniwersytetu nie oznaczała zaniechania podziemnego planu. Prace przygotowawcze nie ustawały ani na chwilę, wszelkie inwestycje czy­

nione były pod kątem widzenia potrzeb przyszłej wyższej uczelni, planow ość ich i rezultaty zastanawia i zaciekawia. Już w r. 1824 wi­

zytator Moniuszko, chwaląc bogactwo zbiorów licealnych zaznaczył, ż e niektóre z nich „przechodzą potrzeby wyższej nawet szkoły".

Plan rozbudowy murów pojezuickich i pobazyliańskich, opraco­

wany przez Kubickiego i wykonywany z rozmachem w iatach 1806— 1810

— przewidywał miejsce na pomieszczenie obszernych zbiorów i labo­

ratoriów, szedł w zamierzeniach swyGh tak daleko, że projektował umieszczenie biblioteki w murach kościołach pojezuickiego i przenie­

sienie nabożeństw szkolnych do kościoła parafialnego. G dy przypom ­ nim y sobie architekturę budynków szkolnych z górującymi nad nim i w ieżam i kościoła licealnego — zarysuje się przed oczyma wizja jakiejś św iątyni wiedzy w duchu co najm niej encyklopedystów. Rewolucyjny zam iar został przecie poniechany, zbiory biblioteczne otrzymały jednak pomieszczanie wspaniałe, biblioteka stała się sercem instytucji.

W ysuw a się ona na czoło zbiorów licealnych zarówno ze wzglę­

d u na użyteczność i żywotność, jak i na olbrzym ią wartość, w y nika­

ją c ą z umiejętnego doboru i pom nażania zbiorów. Trzon ich stanowi­

ła dawna biblioteka Stanisława Augusta, nabyta w r. 1805 a złożona z 15.000 tomów pieczołowicie zestawionych zwłaszcza w zakresie nauk humanistycznych. Dary, pozyskane przez Czackiego i celowe zakupy podw oiły tę ilość i zwielokrotniły wartość biblioteki. U zupełniana naj­

now szym i wydawnictwami stała się biblioteka krzemieniecka pierwszo­

rzędnym warsztatem naukowym dla profesorów i uczniów. W chwili likw idacji szkoły osiągnęła im ponującą cyfrę 34.000 tomów.

Równocześnie z biblioteką królewską nabył Czacki zbiory num i­

zm atyczne, kompletowane starannie przez Albertrandyego. W r. 182.4

(14)

zbiór ten liczył 18,682 sztuki, w tym przeszło 8.000 dawnych monet greckich i rzymskich, pochodzących z wykopalisk i bogatą kolekcję medali papieskich. Dalszym nabytkiem, pochodzącym również ze zbio­

rów królewskich, był zbiór minerałów, liczący 7.700 sztuk, uzupełnio­

ny dalszymi nabytkami i darami do cyfry 12.348 szt.

Zbiory przyrodnicze składały się z kolekcji zwierząt i gadów wychanych ze zbiorów królewskich i sapieżyńskich, kolekcji muszli, ofiarowanej przez Walewskiego, tudzież bogatych zbiorów botanicz­

nych i entomologicznych, zgromadzonych przez profesora W ilib ald a Bessera i pomocnika jego Antoniego Andrzejowskiego, wychowanka szkoły krzemienieckiej. Ogród botaniczny, pozostający pod kierunkiem tegoż Bessera, liczył w r. 1824 — 8 350 roślin krajowych i zagranicz­

nych i utrzym ywał żywy kontakt z analogicznymi instytucjami zagra­

nicą, w ym ieniał nasiona i rośliny, podejm ował w spólnt badania z za­

kresu systematyki roślin, wydawał katalogi i t. p.

G abinet fizyczny, istniejący od początków szkoły, zakupiony b y ł w r. 1805 w Paryżu i składał się początkowo ze 140 narzędzi, u zu­

pełnionych później darami i zakupam i do 175-u. C hlubił się posiada­

niem kosztownych machin „wystawujących bieg roczny ziemi i syste- m at Kopernika", rozwijał się pomyślnie. Przy gabinecie fizycznym ist­

niało niewielkie obserwatorium astronomiczne i stacje meteorologiczne.

Istniał ponadto gabinet wzorów rysunkowych i malarskich, p ołą­

czony z m ałą kolekcją grafiki i obrazów. Popularny w Krzemieńcu i zasłużony dla szkoły szef Drzewiecki, ex-legionista napoleoński, ofia­

rował szkole 60 rysunków oryginalnych szkoły włoskiej, we W łoszech ongiś pozyskanych, książę Jabłonowski 35 oryginalnych także rysun­

ków. W r. 1818 zakupiono do zbiorów licealnych portret męski rzeko­

mo pędzla Leonarda da Vinci. Z daru kasztelana Jana Tarnowskiego z Horochowa pochodził bogaty zbiór odlewów gipsowych rzeźb kla­

sycznych.

Cenne te zbiory stały się w całości własnością Uniw. Kijowskie- g ° — i do czego jeszcze później powrócimy — nie zostały objęte do­

tychczasową akcją rewindykacyjną. W ydawnictwa rosyjskie z okresu 50-lecia istnienia Uniw. św. W łodzim ierza t. j. z r. 1904— 5 zestawiają w toku opisów zakładów i zbiorów uniwersyteckich, cały ów daw ny m ajątek Liceum Krzemienieckiego, stracony dla kultury polskiej, a

przez naukę rosyjską wyzyskany niedostatecznie.

Podwaliny zbiorów szkolnych, stworzone przez Czackiego, daw ały możność rzetelne] i wydajnej pracy naukowej i stwarzały m ożliw ości uczynienia z Krzemieńca poważnego ośrodka naukowego.

(15)

Stał się nim w rzeczywistości, choć w praktyce nie wszystko układało się tak gładko, jakby to w ynikać mogło z pobieżnego rzutu oka na sprawy uczelni. Szkoła powstała w epoce burzliwej, gdy rok każdy przynosił inne prognostyki-i inaczej dotrzymywał zapowiedzi.

Z roku na rok zmieniał się stosunek w ładz rosyjskich do Czackiego—

obsypywano go łaskami i otaczano nadzorem policyjnym naprzemian.

Polityka oświatowa rosyjska ulegała tym samym wahaniom, co stosu­

nek Aleksandra I do Polski. Dwukrotnie w latach 1812— 13 i 1823 —24 losy szkoły zagrożone były poważnie. D odać do tego należy posępne żniwo śmierci, która przedwcześnie zabrała z szeregów Krzemieńca' pierwszego dyrektora Gim n. W oł. Józefa Czecha, wybitnego chemika Scheidta, Czackiego a wreszcie ledwie osiadłego na dyrektorstwie Al.

Telińskiego.

Przeszła nadto szkoła ciężki kryzys wewnętrzny w okresie wizy- tatorstwa Filipa Platera w latach 1813— 16, gdy swary podzieliły Krze- m ieńczan na dwie zwalczające się koterie. Uratował wówczas szkołę Czartoryski, którego indywidualność zaznaczyła się wybitnie w ostat­

nim pięcioleciu istnienia Liceum. Jako kurator okręgu szkolnego w i­

leńskiego czuwał on bezpośrednio nad losami szkoły do czasu ustą­

pienia, a potem wpływ jego zaznaczył się wybitnie do końca istnie­

nia szkoły.

Czartoryski postawił sobie za zadanie utrwalenie dorobku Krze­

mieńca i zapewnienie szkole normalnych warunków bytu, wykluczają­

cych wszelką przypadkowość. Położył wielkie zasługi w zakresie wy­

równania braków budżetowych, uzyskania jednorazowych dotacyj in­

westycyjnych, ujęcie w przepisy prawne spraw ważnych, a nieunormo- wanych dotąd należycie. Przystąpił nadto do stopniowej realizacji tych wszystkich zakładów i urządzeń, których istnienie przewidywały ustawy Gimn. W ołyńskiego i statut Lic. Krzemienieckiego. G dyby Kuratoria W ileńska przetrwała jeszcze lat kilka pod jego sterem, Krzemieniec doczekałby się wzorowej szkoły rolniczej, przygotowy­

wanej rozważnie i umiejętnie. Troska o przygotowywanie następców na katedrach krzemienieckich i ujaw niona przy tym znajomość ludzi zasługiwałyby na obszerne oddzielne omówienie.

G dy podsumować zechcemy rezultaty, osiągnięte przez szkołę w krótkim, bo zaledwie 25 letnim okresie jej istnienia — bezinteresowny i wielki trud Czackiego, K ołłątaja i Czartoryskiego przede wszystkim dom aga się uznania i oceny.

Marszałek Józef Piłsudski m ów ił o Uniwersytecie W ileńskim , który — jak i Liceum Krzemienieckie — z Jego odrodził się woli,

(16)

że jest dla Niego „wiecznie żywym dowodem, jak idealne pierwiastki natury ludzkiej są trwałe i zdolne przekształcić się w dowody material­

ne swej mocy" (11.IV. 1923).

G dy śmiałe zamierzenia dzisiejszych Krzemieńczan przyoblekać się zaczynają w kształty realne — z testamentu Twórców szkoły brać trzeba na nową drogę ową trwałą wolę budowania, poczucie obow iąz­

ku obywatelskiego i odpowiedzialność, które cechowały ich w stop­

niu tak wysokim.

Potrafili oni na terenie surowym i nieprzygotowanym stworzyć i dźwignąć żywy ośrodek naukowy o ambicjach dziś powiedzielibyśmy regionalnych. Tu koncentrowały się badania przyrodnicze nad W o ły ­ niem, związane z Liceum przez zbiory szkolne i ogród botaniczny.

T u poza badaniam i czysto naukowymi prowadzono obserwacje nad akl imatyzacją i przydatnością zbóż, drzew owocowych i jarzyn, tu w szkole mechaników opracowywano typy narzędzi rolniczych, potrze­

bom lokalnym najwłaściwszych. Tu w r. 1811 — 12 notowano systema­

tycznie dane meteorologiczne i zamierzano zorganizować analogiczne badania w Pińsku z myślą o wysuwaniu wniosków natury ogólniejszej.

Tu wreszcie wokół katedr poszczególnych przedm iotów stworzo­

no 'fyfe-; rzec by się chciało na wzór dzisiejszego dnia krzemienieckiego

— ogniska — matematyczne, bibliograficzne, malarskie. A przede wszystkim stworzono atmosferę przychylności i zainteresowania, z której każdy m ógł czerpać na pożytek nauki polskiej. Stąd też liczni uczeni, pisarze i działacze, których dorobek należało by kiedyś zesta­

w ić w oddzielnej a okazałej bibliografii prac Krzemieńczan. Potrzebę rejestracji tego dorobku odczuwali już żywo współcześni: Antoni Kamieński, Słowikowski, Kaczkowski gromadzili materiały, sumujące rezultaty Krzemieńca w latach 4l) i 50-ch. Herczakiewicz w opusto­

szałym Krzemieńcu „mieście, którego serce zamarło" spisywał nagrob­

ki ludzi licealnych. Krzemieńczanie-emigranci z tym przede wszyst­

kim celem na myśli wydawali rocznik „Biesiady Krzemienieckiej". Z m yślą o przekazaniu żywej tradycji Karol Sienkiewicz dom agał się od dogorywającego Lelewela żywego wspomnienia gestu i postaci Czac­

kiego. D ług wobec dawnego Krzemieńca spłacił w znacznej mierze M ichał Rolle. Jest sprawą ciężką i żałosną, że nie ma dziś w naszym gronie tego, który pracą lat wielu przypom niał i zobrazował dorobek A ten W ołyńskich. Lata ostatnie przyniosły jednak nowe materiały, ukazujące jeszcze inne ^ nowe dziedziny „zagadnienia krzemieniec­

kiego”.

W spom nę tu tylko wyzyskane zaledwo u brzegu skarby ręko­

piśmienne B-teki Czartoryskich, kryjące^ nieprzebrane bogactwo mate-

(17)

lia łó w do dotkniętych zaledwie spraw szkól zawodowych, konwiktów, gospodarki dóbr licealnych i t.p. Z badanie zbiorów rękopiśmiennych B-teki Rapperswilskiej przyniosło by materiały do udziału Krzemień- czan w powstaniu listopadowym roli ich na emigracji. Literatura rosyjska, dotycząca działalności Okręgu Szk. W ileńskiego i Uniwersy­

tetu św. W łodzim ierza w Kijowie kryje w sobie m ateriał niezwykle

■ciekawy, w całości niem al nieznany, a cenny tym bardziej, że wyzys­

kuje dziś niedostępne materiały archiwalne, niezwrócone Polsce w ra­

m ach rewindykacji, przechowywane do niedawna w Uniw. Kijowskim.

Powstający Instytut Badań Naukowych W oły n ia w programie sw ym postawić winien na naczelnym miejscu starania o odzyskanie i udostępnienie archiwaliów i zbiorów krzemienieckich. M usim y wierzyć, że nadejdzie chwila sposobniejsza od doby obecnej, gdy zbiory te do Krzem ieńca powrócą, by odżyć w nim zarówno po wiekowej przym u­

sowej bezczynności

Dawnem u Krzemieńcowi spłacić by nadto należało dług przez stworzenie serii wydawniczej, publikującej materiały źródłowe i opraco­

w ania szkoły dotyczące. I to także zadanie pomieścić się winno w program ie prac przyszłego Instytutu.

Z N A C Z E N IE W O Ł Y N IA W N A U C E

( S t r e s z c z e n ie r e fe r a tu , w y g ło s z o n e g o p r z e z p r o f. M. L im a n o w s k ie g o 5 .VI.3 8 n a Z je ź d z le N a u k o w y m ).

Problem W ołynia jest jednym z tych problem ów wielkich, m ię­

dzynarodowych. W yw odzi się on z tego, że W o ły ń leży na drodze odwiecznej z Bałtyku do M. Czarnego. Linia, łącząca G dynię przez Bug, Seret z M. Czarnym jest jedną z tych przewiewnych linii, sięga­

jącą przez Stokholm i Helsingsfors do Skandynawii. Dalej — W o ły ń przedstawia teren lodowcem niezalany, zwłaszcza Krzemieniec, gdyż lody k ończyły się od północy na linii Sarny— Kowel. Lody sypały się także od strony zachodu, szły brzegiem Atlantyku, zbliżały się do Karpat. W ołyń jest jedną partią wschodniej Europy,' gdzie przez cały okres lodowcowy m ógł żyć człowiek. M am y tu jeden z najciekaw­

szych terenów — m am y i w okresie lodowcowym człowieka, który nie m usiał stąd uciekać i m ógł tworzyć kulturę.

W y suwa się kwestia tego, co my dziś _ nazywamy Pogoryną — t. zn. pogórzem, jeśli analogicznie kraj na północ nazwiemy Polesiem

— po lasy — kraj na południe, na dole — Podolem. Jest to nazwa ta k jasna, tak zrozumiała, jak Krzemieniec czy Tatry. 1 oto jeśli weź-

(18)

mierny wschodnią część W ołynia, to problem ten jest zw iązany z zie­

mią, która nie podlegała zlodowaceniu.

W tym terenie zam kniętym m am y najrozmaitsze formy, docho­

wane od czasów najstarszych. Cały teren W o ły n ia , zachował pewne rysy archaicznych okresów, których to rysów nie znajdziemy gdzie indziej w Polsce ani w Niemczech, gdzie lody doszły bardziej na po­

łudnie. W związku z tym m am y tu pejzaże pustynne, stepowe aż do morskich limanów. Na te pejzaże musiały oddziałać napierające lody, które zm ieniły sieć wodną. Stąd pochodzi wielka depresja prypecka, stąd pochodzi zmieniony kierunek wód jak Słuczy, Horynia, Styru, które dawniej w innym szły kierunku. To wszystko zm ieniło bardzo fizjo- gnomię W ołynia. Wszystkie te problemy są niesłychanie ważne i d o­

piero po powiązaniu geologii z morfologią może działać florystyka m ożna zrozumieć pewne procesy historyczne.

Doniosłość W ołynia dla nauki ogólnej jest z tych względów bardzo duża i wytaczając sprawę W ołynia na pierwszy plan, wiemy, że idziemy powoli do odkryć, do wskrzeszenia ukrytej dotąd kultury.

M am y tu neolitycznego człowieka, wiemy, iż ten człowiek będzie się organizował, skupiał i tu znajdziemy Słowian. W ielkie analizy wskazują, że Słowian szukać należy między Prypecią a Donem. Ż a ­ den teren nie pozwoli nam przesunąć czy rozbić Słowiańszczyzny na wschód lub zachód. Człowiekiem, którego szukamy jest człowiek paleolityczny.

Przychodzi wreszcie historia rozmaitych ziem — wiek X . Jest twierdzenie, że ziemie W ołynia stanowiły marchię wschodnią K ijow a przeciw Piastom, idącym na wschód, ażeby zagarnąć wszystkie ple­

miona słowiańskie. Zaczyna się między Polską a Rusią coś niebywa­

łego. Nie idzie tu już bowiem o Kijów, idzie o tę cytadelę, która o- parła się hordom, przedzierającym się ze wschodu aż do puszcz Po­

lesia. Oporna cytadela nie pozwoliła zetrzeć plem ienia Słowian. Część Słowian, rozbita przez hordy, poszła na Bałkan i nad Bałtyk, część wróciła i została na cytadeli. W ystawieni byliśmy tu na pierwszorzędne stanowisko przeciw W izygotom i Hunnonom i wszelkim innym hor­

dom i zwyciężyliśmy. Ci ludzie, którzy uprawiali ziemię i karczowa­

li lasy, aby głodu nie cierpieć, nie dali przez swoje uporczywe trwanie zatrzeć śladów po sobie.

Interes istnienia W oły nia rozumie się w całości w latach burzy, gdy Moskwa zaciążyła nad wschodnią naszą granicą.

Kultura tych ziem, na których, powtarzam, była najprawdopo­

dobniej kolebka Słowian, sięga czasów pierwszej epoki lodowcowej.

Znajdujem y tu krzemień, bronz, żelazo — coraz jaśniej tłumaczy się

(19)

człowiek, wreszcie staje w obliczu historii jako Słowianin. Stworzył się jak dziecko, sprecyzował się w swojej twórczości, w swych właści­

wościach. M am y w naszym ięzykii wyrazy pochodzenia gockiego — to są w naszym języku pierwsze wielkie wyrazy cywilizacyjne. Gotowie nam pom agali, gdy szli na nasz kraj. W tedy zaczyna się ekspansja na północ, aż do Skandynawii.

Nasze tutaj zamierzenia naukowe nie są sentymentem dla ziemi wołyńskiej, to jest świadomość wartości ziemi, która ma taką ilość zabyt­

ków prehistorycznych. Staramy się dziś skupić wszystkie te siły, które m ogą iść zbiorowo. Jest to dowód, że my powoli dorabiamy się form.

W życiu jesteśmy indyw idualistam i i do form zbiorow ych/ o jakich m arzył M ickiew icz i indyw idualista Słowacki dochodzim y zwolna.

A tylko zbiorow ą pracą dojdziem y do rozwiązania i oświetlenia pro­

blem u, który tak fascynuje Europę i Amerykę, jak powstanie ludz­

kości, jak supremacja kulturalna Europy.

Podchodząc w odrodzonym państwie w Liceum Krzemienieckim do tych problem ów, chcemy stworzyć rodzaj pospolitego ruszenia, by zdobyć dla nauki wszystkie te zagadnienia. To nie jest kaprys, ani zabaw ka regionalna. Chodzi o to, abyśmy byli dojrzali do podjęcia pewnych prac. W iele niezwykle doniosłych problem ów naukowych polskich terenów opracowują Niemcy, zalewający nasze tereny pracy naukowej.

Jeżeli dziś ośm ieliłem się kilka słów na ten temat wypowiedzieć, to dlatego, że wydaje m i się, iż stąd w yjdą pewne sugestie w kierun­

ku podjęcia tych prac. M y sami nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego że to jest świat — das ist die W elt —.

W szukaniu rozwiązania pewnych problemów — czy nie tu jest punkt wyjścia, czy nie od linii Bugu zacząć należy, od tego, co jest nie zbadane, nie skupione, a potem przejść do rzeczy młodszych, trud­

niejszych. To są zakątki jakiejś dzikości, zadziwiające A B C wielkiej historii.

Chciałem wytworzyć pewne sugestie, zmierzające do utworzenia prac, które dadzą nam dobre oczy, abyśmy mogli zharmonizować to, co widzimy.

(20)

Z a k o ń c z e n ie r o k u s z k o ln e g o w L ic e u m K r z e m ie n ie c k im .

W dniu 21 czerwca wszystkie za­

kłady szkolne Liceum Krzemieniec­

kiego obchodziły razem uroczystość zakończenia roku szkolnego. Po wy­

słuchaniu nabożeństwa i wzięciu u- działu w poświęceniu kamienia wę­

gielnego pod budujący się gmach Pedagogium'i Szkoły Ćwiczeń, zebra­

ła się młodzież wraz z gronem pro­

fesorskim i rodzicami, przybyłymi licznie, na dziedzińcu licealnym. Jest w Liceum Krzemienieckim zwyczaj, że ostatnie klasy zakładów otrzymu­

ją uroczyście świadectwa przy współ­

udziale w tej uroczystości całej mło»

dzieży. Zawiera to silne pierwiastki emocjonalne i przyczynia się do na­

wiązania tym silniejszej łączności młodzieży odchodzącej z Liceum.

Po odegraniu przez orkiestrę dętą paru utworów chór Szkoły Ćwiczeń, potem chór Pedagogium odśpiewał parę pieśni. Następnie Kurator Lice­

um Krzemienieckiego Stefan Czar­

nocki wygłosił przemówienie, w któ­

rym pożegnał odchodzącą młodzież, życząc tym, którzy jeszcze wrócą po wakacjach, spędzenia ich w zdrowiu i radości, tym, którzy Liceum opuszcza­

ją — owocnej pracy na placówkach zawododowych lub na dalszych studiach i pokonywania z pogodą ducha wszelkich trudności, jakie życie nasuwać będzie. Zaznaczył łączność między Liceum a wychodzącą z nie­

go młodzieżą, wyrażając nadzieję i wiarę, że wychowankowie będą się z Liceum kontaktowali i zawsze bę­

dą w pracy swej godni miana Krze- mieńczanina tak, jak zobowiązuje tradycja dawnego, opromienionego chwałą Liceum Krzemienieckiego. Uro*

czystości wręczenia dyplomów i. świa­

dectw końcowych dokonali dyrektorzy poszczególnych zakładów naukowych, po czym Kurator Czarnocki składał każdemu z młodzieży życzenia przez symboliczny uścisk dłoni. Dyplom ukończenia otrzymali słuchacze Ilkur- su Pedagogium oraz III kursu Szko­

ły Rolniczej i Leśniczej w Białokryni- cy, III kursu Szkoły Handlowej, świa_

dectwa roczne: 7 kl. Szkoły uwiczeń IV-ki. gimn. im. Tadeusza Czackie-’

g°-Imieniem Pedagogium przemówiła p. M. Myrkówna, dziękując Panu Kuratorowi i Gronu Profesorów za opiekę i pracę i wyrażając gotowość stania zawsze pod sztandarem lice­

alnym. Przy dźwiękach marsza odszedł sztandar z dziedzińca. Młodzież udała się do klas po świadectwa.

W zakończonym roku szkolnym ilość młodzieży, która ukończyła za­

kłady L K. wynosi osób 186, w czym na Pedagogium przypada osób 35, kl. VIII gimn. im. T. Czackiego 34, III kurs Szkoły Handlowej 13, III kurs Szkoły Leśniczej w Białokrynicy 30, III kurs Szkoły Rolniczej w Bia­

łokrynicy 22, Szkołę Rzem.-Przem.

w Wiśniowcu ukończyło 52 osoby.

Wręczenie świadectw maturalnych odbyło się uprzednio ze względu na wyjazd młodzieży męskiej do obozów pracy.

P o ś w ię c e n ie k a m ie n ia w ę g ie ln e g o p o d n o w y g m a t h s z k o ln y w Lice­

u m K r z e m ie n ie c k im .

Wobec ciągłego i wzrastającego na=

pływu młodzieży do szkół Liceum Krzemienieckiego, które nie może już tej- młodzieży pomieścić z powo­

du ciasnoty izb szkolnych, przystąpi- ] ło Liceum w roku bieżącym do bu*

dowy nowego gmachu szkolnego,

(21)

przeznaczonego n i pomieszczeń id Pe­

dagogium i Szkoły Ćwiczeń. Zhar­

monizowany w wyglądzie zewnętrz­

nym z obecnymi gmachami Liceum, zaopatrzony we wszelkie urządzenia, stanie nowy gmaoh w przedłuż-sniu obecnego Gimnazjum Ł K.

W dniu 21 czerwca b. r. odbyło się przy udziale władz szkolnych, zaproszonych władz administracyj­

nych i wojskowych, przedstawicieli miejscowego społeczeństwa oraz ca­

łej młodzieży Liceutn poświęcenie kamienia węgielnego pod gmich.

Poświęcenia dokonał ks. rektor koś­

cioła licealnego Kazimierz Lenczew­

ski. Po przemówieniu Kuratora Lice­

um Krzemienieckiego, Stefana Czar­

nockiego, podkreślającym wagę wy­

darzenia zarówno dla wewnętrznego życia Liceum jak i dla ogólnej kul­

tury, którą Liceum szerzy ha kre­

sach, został odczytany akt erekcyj­

ny, na którym przedstawiciele spo­

łeczeństwa, szkół i pracowników L. K. oraz robotników, budujących gmach, złożyli podpisy.

Przy dźwiękach hymnu krzemie­

nieckiego złożył Kurator L. K. akt do futerału szklanego, który umie­

ścił pod kamieniem węgielnym, za- murowując otwór. Po zakończeniu uroczystości poświęcenia, udali się zebrani na dziedziniec licealny, gdzie odbyło się uroczyste zakończenie ro­

ku szkolnego.

Warto nadmienić, że do podjęcia budowy gmachu przyczynili się wy­

bitnie pracownicy działu gospodarcze­

go w Liceum Krzemienieckim t. j.

administracji, którzy swą pracą nie tylko utrzymują gospodarczą stronę Liceum w równowadze i podnoszą ją oraz pokrywają wydatki bieżące wszystkich zakładów naukowych L.K.

oraz oświatę pozaszkolną, ale rów­

nież stwarzają możliwości przystą­

pienia do wzbogacenia działu I — szkolnego w tak poważne inwestycje

Kurator L. K Stefan Czarnocki wkłada akf erekcyjny pod kamień,

węgielny.

jak budowa szkół. Ścisła współpraca i porozumienie między obu działami Liceum Krzemienieckiego— szkolnym i gospodarczym, przyczyniają się do osiągnięcia coraz bardziej owocnych rezultatów w działalności L.K.

U r o c z y s to ś ć p o ś w ię c e n ie lo k a lu Z P O K w K r z e m ie ń c u i o b c h ó d 10- le c ia Z P O K n a W o ły n iu .

Dnia 15 czerwca r. b. w obecności przedstawicieli władz i instytucji w lokalu własnym Z.P.OK. odbyła się uroczystość poświęcenia lokalu. Rozpo­

częta się ona odśpiewaniem pieśni: „Nie opuszczaj nas* przez dzieci szkolne pod kierownictwem naucz. p. Gipskie- go. Następnie proboszcz miejscowej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Znajdź minimum tej

grupa młodsza piatek, 26 września

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

W matematyce natomiast, akceptując osłabiony logicyzm, uznawał możliwość sprowadzenia jej pojęć (pierwotnych) do pojęć logicznych - przy niesprowadzalności

27 , ale ponieważ własnością cystersów został dopiero w 1432 r., wskutek zamiany z kanonikami z Trzemesz- na, zatem nie stanowił konkurencji w momencie powstawania miasta

(…) Nie mamy stenogramu jego płomiennej mowy, tylko kronikarskie relacje z drugiej ręki. Historyk krucjat Steve Runciman streszcza ją tak:”Zaczął od zwrócenia uwagi

[r]