• Nie Znaleziono Wyników

Miesięcznik Diecezjalny Łucki. 1936, nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Miesięcznik Diecezjalny Łucki. 1936, nr 7"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

X I Rok Lipiec 1936 r. Nr. 7

M I E S I Ę C Z N I K

D i e c e z j a l n y Łucki

DZIAŁ URZĘDOWY

RozporządzeniaStolicy Apostolskiej

ŚWIĘTA KONGREGACJA OBRZĘDÓW Organizacja pobożnych pielgrzym ek wiernych

do słynniejszych świątyń

Pośród publicznych i pow szechnych objawów chrze­

ścijańskiej pobożności w Kościele katolickim , od naj­

daw niejszych czasów słusznie zasługują na w yróżnie­

nie pielgrzym ki do słynniejszych świątyń, poświęco­

nych P anu Bogu, Najświętszej P annie lub Świętym Pańskim . Wielce się one przyczyniają do obudzenia ducha pokuty, do jawnego wyznawania swej w iary i jej um ocnienia, jak rów nież do w yrażenia wdzięczności P a n u Bogu za otrzym ane odeń dobrodziejstwa.

Nic więc dziwnego, że wobec pow iększonych w dzisiejszych czasach ułatw ień i wygód podróży, p o ­ bożne pielgrzym ki stały się częstsze, dzięki zwłaszcza zapobiegliwości wielu stowarzyszeń, które wszędy p o ­ w stały, żeby pielgrzym ki rozpow szechniać i je u rz ą ­ dzać.

W iadomo również, że łatw ość podróży i jej u do­

godnienia, o któ ry ch wspomnieliśmy, spraw iły, że po ­ dróżowanie stało się częstem zjawiskiem podejmowa- nem dla różnych pow odów : dla rozryw ki mianowicie, dla zwiedzania miast, w celach naukow ych arty sty cz­

n ych i innych wyłącznie lub głównie.

Ten stan rzeczy, oczywista, może wywołać i pew ­ ne trudności dla pobożnych pielgrzym ek do miejsc świętych, jeśli, stosownie do okoliczności, właściwego

(2)

214 M iesięczn ik D iecezjaln y L uckt Nr 7

i ogólnego w tej spraw ie porządku nie wprowadzi po ­ waga Kościoła, do którego jedynie należy kierow nic­

two religijnemi i pobożnerai czynnościami.

Wobec tego taż Ś-ta K ongregacja Soboru z upo­

ważnienia Jeg o ^Świątobliwości Piusa XI-go poleca O rdynarjuszom , iżby w urządzaniu i odbyw aniu piel­

grzym ek zachowane były następujące p rz e p is y : 1. Pobożne pielgrzym ki pow inny mieć zawsze cha­

ra k te r ściśle religijny; niech będą uważane i odbyw a­

ne, jako sprawy, należące do pobożności chrześcijań­

skiej; należy je staran n ie rozróżniać od podróży, p o ­ dejm ow anych tylko dla przyjem ności. Cokolwiek więc byłoby w nich niezgodnego z powyższym pobożnym i religijnym celem, trzeb a usunąć i tego w szystkiego unikać, z czego m ożnaby wnosić, że te pielgrzym ki pod pozorem tylko religijnym , w rzeczywistości zaś głównie dla rozryw ki i przyjem ności, zostały u rz ą ­ dzone.

2. Praw o rozpow szechniania pielgrzym ek i ich urządzanie wyłącznie należy do praw ow itej zw ierzchno­

ści kościelnej. Nie mogą tedy powstawać żadne stow a­

rzyszenia, nie wyłączając nawet tych, które dzięki za­

rządzeniom In sty tu cy j religijnych lub ich członków zostały utw orzone, któreby przez tę Zwierzchność nie były powołane lub przynajm niej zatwierdzone; wszyst­

kie zaś niech działają w ten sposób, w tym porządku ijczasie, k tó ry uprzednio został wyznaczony, zwłaszcza gdy kilka stow arzyszeń czy komitetów zajmuje się tą samą sprawą.

3. Do tejże zwierzchności kościelnej należy do­

pilnować, iżby każda pobożna pielgrzym ka była p rz y ­ gotow ana i prow adzona pod kierunkiem osób, zasłu­

gujących na zaufanie; nigdy niech jej nie brak n ie oso­

by duchownej, k tó rab y spełniała obowiązki kierow ni­

ka duchownego.

4. W sprawie kosŁtów, ciż kierow nicy niech m a­

ją n a uwadze, iżby pobożne pielgrzym ki stały się do­

stępne dla ludzi ubogich. Nic więc od pielgrzym ów

(3)

Nr. 7 M ie się c z n ik D iecezjaln y Ł ucki 215

nie można więcej wymagać, niż pokrycia kosztów roz­

tropnie urządzonego przedsięw zięcia, unikając wszel­

kich pozorów jakiegokolw iek zysku.

5. O soby duchowne świeckie czy zakonne nie mają mieć nic wspólnego w urządzaniu t. zw. te ch ­ nicznej stro n y pielgrzym ek, jako nie licująoem z go­

dnością swego stanu. Pozostawić to należy osobom świeckim uczciwym i doświadczonym, od których bez­

względnie trzeba wymagać, iżby pod czujnym okiem powagi kościelnej w urządzaniu pielgrzym ek nietylko nie było nic niezgodnego z ich religijnym c h arak te­

rem, lecz owszem wszystko było w doskonałej z du­

chem pobożności chrześcijańskiej harm onji, podniecało ją i powiększało.

Dan w Rzymie, dn. 11 lutego 1936 r.

/. Kard. Serafini, Prefekt.

/. Bruno, Sekretarz.

Rozporządzenia Prawno-Państwowe

OKÓLNIK MINISTRA S P R A W WEWNĘTRZNYGN

z dnia 26.XI 1935 r. (Dz. U. Min. Spr. Wewn. z 30.XI 1935 r., Nr. 37).

o utracie obyw atelstw a p olsk iego*) Do

P P . W ojewodów, K om isarza Rządu na m. st. W arszawę i Starostów.

N iejednokrotnie już stwierdziłem, że powiatowe władze adm inistracji ogólnej, m ylnie in terp retu jąc p rze­

pisy ustaw y z dnia 20.1 1920 ro k u (Dz, U. R. P. Nr. 7, poz. 44), stoją na stanow isku, że sam fakt zaw arcia związku m ałżeńskiego przez obyw atelkę polską z cu ­ dzoziemcem powoduje dla niej u tratę obywatelstwa polskiego. Z apatryw anie to, oparte jest praw dopodobnie

*) Jed n o lity tek st obow iązujących dotychczas okólników i pism okólnych.

(4)

216 M iesięcznik D ie c e z ja ln y L uekl Nr. 7

na treści art. 10 w spom nianej ustawy, gdzie mowa jest o obyw atelkach polskich, które przez zam ążpójście utraciły obywatelstw o polskie.

W związku z powyższem zauważam, co n a stę p u je : W spom niany art. 10 norm uje wyłącznie kwestję odzyskania obywatelstwa polskiego na w ypadek jego u tra ty przez zamążpójście za cudzoziemca, nie zawiera jednak żadnych norm , dotyczących zagadnienia u traty obyw atelstw a polskiego.

Z agadnienie to natom iast uregulow ane zostało w art.

11 ustawy, k tó ry taksatyw nie wylicza w ypadki, powo­

dujące u tratę obyw atelstw a.

W edług tego arty k u łu więc traci obyw atelka p o l­

ska swoje obyw atelstw o, jeżeli przez poślubienie cu­

dzoziemca zgodnie z przepisam i, obowiązującemi w p ań­

stwie przynależności poślubionego m ałżonka, nabyw a tego, t. j. obcą przynależność państwową.

Powodem u tra ty obyw atelstw a polskiego jest za­

tem w tym p rzy p adk u nabycie obcego obywatelstwa, nie zaś fak t zaw arcia związku małżeńskiego.

Z tego w ynika, że u tra ta polskiego obywatelstwa nie następuje w tych w ypadkach, w k tó ry ch obyw a­

telka polska przez zaw arcie związku m ałżeńskiego z cu­

dzoziemcem nie nabyw a obcego obywatelstwa.

Ma to miejsce między innem i rów nież w drzypad- kach poślubienia cudzoziem ca, nieposiadającego ża­

dnej przynależności państwowej, lub osoby pozbaw io­

nej obyw atelstw a polskiego, k tó ra nie n ab y ła innego obywatelstwa.

D lao rjen tacji oznajmiam, że ustawodawstwo w szyst­

kich państw euro p ejsk ich —oprócz Rosji sow ieckiej—

przew iduje nabycie obyw atelstw a danego państw a przez cudzoziemkę w skutek zaw arcia związków m ałżeńskich z obywatelem tego państw a.

W edług ustaw odaw stwa Rosji sowieckiej, cudzo­

ziem ka może nabyć obyw atelstw o sowieckie swego męża przez złożenie odpow iedniej w tej m ierze de­

klaracji.

(5)

M iesięcz n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki 217

Z państw pozaeuropejskich interesow ać może głów­

nie ustawodawstwo Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki w dziedzinie obywatelstwa. W edług ustaw o­

dawstwa tego cudzoziem ka, poślubiająca obywatela tego państwa, nie nabyw a obyw atelstw a swego męża;

może jednak uzyskać to obyw atelstw o w sposób u p ro ­ szczony, jeżeli zamieszkuje n a tery to rju m Stanów Zje­

dnoczonych.

O kólnik Nr. 125 z dnia 8.VI 1929 r. (Nr. AO. 7929), Nr. 37 z dn. 18 I I I 1931 r. (L. AO. 4934/2) i Nr. 7 z dnia 31.1 1932 r. (L. AC. 4934/8) tra c ą moc obowiązującą.

M inister (—) W. Raczkiewicz O K Ó L N I K

z dnia 9 czerwca 1936 r.

o zwalczaniu pornografji.

(Nr. Ap. 97-3).

Do

P. P. Wojewodów, Komisarza Rządu na m. st. Warsza­

wą i Starostów.

W związku z koniecznością jaknajskuteczniejszej walki z degeneracją m oralną i fizyczną naro d u n ale­

ży jaknajenergiczniej przeciw działać takim przejawom, które degenerację tę powodują. Polecam niezwłocznie i energicznie przystąpić do walki z p o rn o g rafją p rzed ­ siębiorąc właściwe i stanowcze środki w celu niedo­

puszczenia do sprow adzania, w ytw arzania bądź ro z ­ pow szechniania druków, wizerunków lub innych p rzed ­ miotów pornograficznych.

Przypom inając okólnik Nr. 28 z dnia 26 lutego 1930 r. (Zbiór Zarz. Min. Spraw Wewn. str. 1277 poz. 7) podkreślam , iż wskazówki i wytyczne w nim zawarte nie straciły na swej aktualności, z wyjątkiem pow oła­

nych artykułów zaborczych K. K., w miejsce których ma obecnie zastosow anie art. 214 K. K. 1932 r.

Za mające ch arak ter pornograficzny należy uw a­

żać tak ie pism a, druki, wizerunki lub inne przedm io­

(6)

218 M ie się c z n ik D iecezjaln y Ł ucki N r. 1

ty, k tó re — biorąc pod uw agę przeciętne prześw iad­

czenie ogółu — oczywiście obrażają poczucie wstydu i przyzwoitości.

B adając np. ch arak ter pew nego pism a czy ry s u n ­ ku i-ozważyć należy nie tylko ich sens i tendencje, lecz również wziąć trzeba pod uwagę na jaką publicz­

ność są obliczone i t. p. Często właśnie od tow arzy­

szących okoliczności zależeć będzie czy dany p rzed ­ miot posiada c h arak te r pornograficzny czy też nie.

Ponadto podkreślam , iż przestępstw a rozpow szech­

niania pornografji dopuszcza się każdy, kto w jak i­

kolwiek sposób (nawet bezpłatnie) przekazuje innej osobie przedm iot o charakterze pornograficznym , lub przedm iot jaki wystawia w m iejscu publicznem bądź dostępnem dla publiczności.

Polecam również zwrócić baczną uwagę na wszel­

kiego rodzaju ogłoszenia (zwykle dość zręcznie za­

maskowane) m ające na celu ułatw ienie rozpow szech­

niania pornografji.

Jednocześnie zarządzam , aby w każdym w ypadku ujaw nienia przestępstw o któ ry ch mowa, był niezwłocz­

nie składany k ró tk i m eldunek do M inisterstw a Spraw W ew nętrznych w myśl pism a Nr. P. P. 6864/1/31 z dn.

8.YII.1931 r, wraz z odpisem doniesienia karnego k ie­

row anego do Sądu, — oraz z załączeniem kilku eg­

zem plarzy zajętych przedm iotów , co w doniesieniu do Sądu należy zaznaczyć. Jeśli ilość zajętych przedm io­

tów jest niewielka, lub z innych względów wyłączenie kilku z nich jest niemożliwe z powodu zdekom pleto­

w ania m aterjału dowodowego, — wówczas w doniesie­

niu do Sądu należy postaw ić w niosek o przekazanie tych m aterjałów do Min. Spr. Wewn. po w yroku, je­

śli przepadek ich zostanie orzeczony. Niezależnie od powyższego należy zawiadomić Min. Spr. Wewn. o każdej decyzji Sądu zatw ierdzającej lub uchylającej zarządzone zajęcie d ru k u czy przedm iotu p o rn o g ra ­ ficznego, dołączając odpis ewent. motywów w yroku.

Podając powyższe do wiadomości i ścisłego wy­

(7)

N r. 7 M iesięcz n ik D iecezjaln y Ł ucki 219

konania proszę P. P. W ojewodów (P. Kom isarza R zą­

du n a m. st. W arszawę) o bliższe i bardziej niż do­

tychczas troskliw e zajęcie się poruszoną spraw ą, m a­

jącą doniosłe znaczenie dla zdrow ia i tężyzny m o ral­

nej narodu.

( —) Sław oj Składlcowski M inister

Zniesienie opłat stem plow ych od rachunków i pokw itow ań

Podaje się do wiadomości W ielebnego D uchowień­

stwa, iż dekretem P. P rezy d en ta Rzplitej z dnia 14 stycznia 1936 roku (Dz. U. R. P., 1936, Nr. 3, poz. 15) zostały zniesione opłaty stemplowe od wszelkiego r o ­ dzaju rachunków i pokw itow ań. O zniesieniu powyż­

szych opłat stem plowych mówi art. 3 w ust. 5 i 10 wspo­

m nianego dekretu. D ekret ten obowiązuje od dnia 15 stycznia 1936 roku.

DZIAŁ NIEURZĘDOWY

„Com m onitorium ” św . W incentego z Lerynu.

O życiu au to ra „Com m onitorium ” mamy skąpe wiadomości, bo tylko ze w stępu do tego dziełka i z n o ­ tatek współczesnego mu G ennadjusza z Marsylji „De viris illu strib u s”. We w stępie pisze św. W icenty o so­

bie, że po bui*zliwem i niewesołem życiu schronił się w zacisze klasztorne, b y tutaj odetchnąć życiem reli- gijnem . G ennadjusz zaś we w spom nianem dziełku z 470 r. pisze: „W incenty z pochodzenia Gal, p rezb i­

ter w klasztorze n a wyspie L eryńskiej, mąż uczony w Piśm ie św. zaopatrzony w znajom ość dogmatów, n a­

pisał celem obalenia zrzeszeń heretyckich pięknym i przystępnym językiem bardzo mocną rozpraw ę, któ ­ rą z zatajeniem swego im ienia zatytułow ał: Rzecz Pere- g ry n a przeciw heretykom . U m arł za panow ania Teo- dozjusza (III). — W iększą też część życia W incenty

(8)

220 M iesięczn ik D iecezjaln y Ł ucki Nr. 7

spędził na wyspie Lerina, zwanej później Saint—H o­

n o ra t od im ienia założyciela tam tejszego klasztoru, św.

H onorata. — „Com m onitorium ” powstało w trzy lata po soborze efezkim, zatem w r. 434 i ściśle się wiąże z zagadnieniam i właśeiwemi współczesności. W ydane

„Com m onitorium ” nigdy nie było przez autora; pisał je bowiem dla zasilenia pamięci swojej, — stąd też nazwa: „Commonitorium". W ostatnich wierszach p rzed ­ mowy prosi o wyrozum iałość, gdyby przypadkiem dostał się do rą k czytelnika jego pam iętnik, k tó ry n a ­ leżałoby popraw ić. W nosićby można stąd, że nie wy­

łącznie siebie miał na względzie, ale i innych, licząc się z możliwością rozpow szechnienia się książki. P ra ­ ca św. W incentego nie dochowała się w całości. Skła­

dać się miała z dwu części: pierw sza omawia k ry ter- jum czystej trad y cji katolickiej, dru g a natom iast, so­

b ó r efezki om aw iająca i związaną z nim spraw ę Nes- torjusza, zaginęła; zachowało się jed n ak jej stresz­

czenie.

Cel „Commonitorium". A utor sam, jako cel swoich dociekań podaje w yszukanie m etody z pom ocą której m ożnaby odróżnić praw dę katolicką od nauk błędno- w ierczych. Pom aw ia się jednak niekiedy au to ra o po ­ lemikę z św. A ugustynem o obronie sem ipelagjani- zmu. Stąd też przyp isu ją św. W incentem u autorstw o szesnastu zarzutów „Objectiones Y incentianae” p rze­

ciw nauce św. A ugustyna. Rozbieżność jednak k ry ­ tyków w ich poglądach uniemożliwia rozstrzygnięcie kwestji. C h arak ter „Commonitorium" dziełka zdaje się w yraźnie oponować zarzutom przeciwników. Św. W in­

centy bowiem szuka takiego k ry terju m praw dy k ato ­ lickiej, któ reb y było punktem wyjścia dla pełnej o b ro ­ ny „któreby godziło nie w błąd jeden, ale wogóle w błąd. Już to samo wyklucza wszelką rzekom ą po ­ lemikę z jednego sekciarskiego p u n k tu podejmowaną.

W incenty jako rzekom y sem ipalagjanin nie m ógłby występować przeciw ko swym współwyznawcom — ty m ­ czasem pisze pochlebnie w drugiej części „Commoni-

(9)

Nr. 7 M iesięczn ik D iecezjaln y Łucki 221

torium ” o w ystąpieniu papieża Celestyna I I przeciw ­ ko sem ipelagjańskim kapłanom . Sem ipelagjanie nie przyjm owali dogm atu w synodalnem sform ułowaniu, ale mówią: Spraw cą naszych grzechów jest Bóg, ponie­

waż urobił w ludziach taką wolę, jaka jest w demonach, skutkiem czego człowiek nic innego nie może chcieć, jak ty lk o złego. To ich tw ierdzenie potępił synod w O range (529), a W incenty pochw ala jego postanow ienia. Zatem W incenty sem ipelagjaninem nie mógł być.

Tło i treść „Commonitorium” O kres w którym ży­

je W incenty, jest okresem sporów teologicznych o k re ­ sem w którym form ow ał się dogm at kościoła. Mijał czas sporów chrystologicznych, któ re zaprzątały um y­

sły W schodu, Zachód z n a tu ry swojej raczej p rak ty cz­

nie na rzeczy patrzący i tym razem wyciąga k o n k re­

tne wnioski. W schód debatuje nad ilością n a tu r (mo- nofizytyzm), wól (monoteletyzm), czy osób (nestorja- nizm) w P a n u Jezusie. Zachód skwapliwie docieka istoty łaski i kw estjonuje jej potrzebę (pelagjanizm ).

Doniosłość chwili doceniał św. W incenty, stąd szuka­

jąc doskonałego kryterjum , naw et Pism em św. się nie zadowolił, którego tekstem posługiwali się też p rz e ­ ciw nicy praw dy, ale pow ołuje się na taki czynnik, k tó ry bezspornie zdolny jest oprzeć się wszelkiemu nadużyciu praw dy. J e s t nim trad y cja kościoła k ato ­ lickiego. Ona mieści w sobie praw dę w nieskażonej czystości: „W samym zaś kościele — mówi W incenty—

silnie się trzym ać trzeb a tego w co wszędzie, w co zawsze, w co wszyscy wierzyli... A stanie się to wte­

dy dopiero, gdy podążym y za pow szechnością, staro ­ żytnością i jednomyślnością*. Toteż nawet, gdy b y ro z­

łam pow stał w kościele katolickim , szukającego praw ­ dy nigdy starożytność nie zawiedzie. Ta jedność sta­

rożytna jest praw dom ów na. W razie wątpliwości da­

ne soborów pow szechnych, w iara ojców będą dosta- tecznem kry terju m prawdy. Na dowód przytacza W in­

centy słowa Paw ła św.: „Gdyby wam kto zwiastował co innego, niż coście otrzym ali, niech będzie w yklęty”.

(10)

222 M iesięcz n ik D iecezjaln y L uckl Nr. 7

Poczem dodaje: „Jeżeli więc nie wolno naruszać ani określeń apostolskich, ani orzeczeń Kościoła, którem i na podstaw ie świętej jednom yślności, ożywiającej p o ­ wszechność, starożytność, w szystkich zawsze h e re ty ­ ków, a ostatnio Pelagjusza, C elestjusza i N estorjusza zupełnie słusznie potępiono, przeto w szyscy katolicy, którzą chcą się okazać prawowitym i synam i Matki-Ko- ścioła, muszą całem sercem stanowczo przylgnąć i nad życie pokochać świętą w iarę świętych ojców, a bez­

bożne nowości bezbożnych ludzi przekląć, odtrącić, zwalczać i prześladow ać”. — W tej powszechności i jednom yślności starożytnej d o p atru je się św. W incen­

ty duchowej ciągłości Kościoła. Znam ieniem praw dy jest starożytność i odw rotnie, znamieniem w ypacze­

nia praw dy jest „novitas”.

I oto w łaśnie między temi dwoma czynnikam i jest ciągła walka. Od czasu do czasu zdrowa opinja, na starożytności oparta, w yrzuca ze swego organizm u, teren u , niezdrow e części — herezji, a czyni to zbio­

ro w y katolik. A „prawdziwym i szczerym katolikiem — mówi W incenty — jest ten, kto praw dę Bożą, kto Ko­

ściół, kto Ciało C hrystusow e miłuje, kto nad Boską religję, kto nad wiarę katolicką niczego wyżej nie ce­

ni, ani niczyjej powagi, ani miłości ani genjuszu, ani wymowy ani filozofji, lecz gardzi tem WBzystkiem i nie zwruszenie trw a p^zy wierze, a postanaw ia tego się trzym ać tylko i w to wierzyć, czego się pow szech­

nie zdaw iendawna Kościół pow szechny trzyma*'. „He­

rezje muszą być, aby utw ierdzeni ukazali się wśród was, ponieważ doświadcza was P an Bóg wasz, czy miłujecie go, czy n ie”. Ci zaś którzy zostali z Kościoła wyłączeni, „niech ku swemu zbaw ieniu oduczą się te ­ go, czego się ku zgubie nauczyli, a z całego dogm atu Kościoła niech to, co się da pojąć, pojm ują, a co nie, w to niech w ierzą”. — Jed n o ść i powszechność, do któ ry ch ciągle się św. W incenty odwołuje jako do kryterjum praw dy nie w ykluczają wcale rozw oju r u ­ chu ciągłości życia, w ierności bowiem dla depozytu

(11)

N r. 7 M iesięcz n ik D iecezjaln y Ł ucki 223

w iary nie możemy utożsam iać z biernością względem niej. Przeciw nie — dążność zm ierzająca do jaśniej­

szego zrozum ienia praw dy dom aga się postępu jako p o ­ głębienia przedm iotu. Inaczej bowiem pojęty postęp byłb y niczem innem ja k zmianą, świadczącą o n ie­

doskonałości Kościoła z jego nauką. „Postęp — po ­ w iada św. W incenty — niech będzie napraw dę p ostę­

pem wiary, a nie zmianą. Boć przecież istota postępu po­

lega na tem, że rzecz jakaś ro zrasta się w sobie, istota zaś zmiany n a tem, że rzecz jak aś przechodzi w zupełnie inną. Niechże więc w zrasta i olbrzym ie naw et p ostę­

py czyni zrozum ienie, wiedza, m ądrość tak w każdym zosobna, jak u ogółu, tak w jednostce jak całym Ko­

ściele, według poziom u lat i Wieków, ale koniecznie w swojej jakości, to jest w obrębie tego samego dog­

m atu, w tym samym duchu, w tem samem znaczeniu.—

W ielka jest różnica między rozkwitem młodości, a s ta r­

czą dojrzałością, a przecież starcy są tym i samymi ludźm i, jakim byli, jako młodzieńcy. Nie ulega przeto wątpliwości, że wtedy tylko ziszcza się rozum na i zdro­

wa zasada postępu, a rozrost ma praw idłow y i piękny przebieg, gdy czas uw ydatnia zawsze w starczych organizm ach te składniki i form y które w organiz­

m ach zarodkow ych zawiązała m ądrość Stwórcy. Na- przykład: Przodkow ie nasi zasiali niegdyś na roli Ko­

ścioła pszeniczne ziarna wiary. Byłoby to czemś nie- słusznem i nieodpow iedniem , byśm y my, ich potom ­ kowie, zam iast zboża szczerej praw dy, zbierali p o d ­ rzucony kąkol b łęd u ”.

W tok u rozpraw y św. W incenty nie obraca się w sferze teorji, ale przykładam i jasno oświeca niektóre m om enty walki praw dy z błędem. W zakresie p raw ­ dziwej tradycji omawia tylko dwa, ale ważne dogm a­

ty: Trójcy św. i W cielenia, a o które wówczas tak za­

jadła w alka się toczyła. Z historji błędu podaje trzy postacie: F otyna, A polinarysa i N estorjusza. Każdy z nich inną praw dę podważa. F oty n nie widzi czło­

wieka w P. Jezusie. A polinarys uznaje wprawdzie Bo­

(12)

224 M iesięcznik D iecezjaln y Ł ucki

ga i Człowieka, ale nieodpow iednio ich ustosunkow u­

je między sobą. Św. W incenty przeciw staw ia tym po­

glądom niezm ienne Credo Kościoła i wyśpiewuje hymn na cześć tegoż kościoła, w yznającego jedną osobę C hrystusa, a dwie natury: „Błogosławiony jest kościół, który, by móc wyznać, że jeden zawsze C hrystus i jest i był, głosi zespolenie się człowieka z Bogiem nie po narodzeniu, lecz już w samem łonie Matki. Błogosła­

wiony jest kościół, k tó ry rozum ie, że Bóg stał się człowiekiem nie przez zmianę swojej natury, lecz przez «pójnię osoby i to osoby nie pozornej i prze­

mijającej, lecz istotnej i trw ałej”. Św. W incenty p o d ­ k reślając jedność osoby w Bogu-Człowieku, pomija zagadnienie stosunku tej osoby do obu n a tu r;—to je­

dyna bodaj ze słabych stro n au to ra (w rozdz. 14 mó­

wi o osobie ludzkiej w P a n u Jezusie). W końcu au to r

„Com m onitorium ” dąży do syntezy. Już wcześniej ona się zarysowywała, kiedy była mowa o postępie wiary.

Teraz konkludując, mówi o poszczególnych organach kryterjum przez się wyłożonego. Słusznie zauważa, że utrzym anie trady cji już w swem pojęciu wyklucza ja ­ ko narzędzie poszczególną tylko jednostkę, ale musi trad y cja przechowywać się w org an ie ogólniejszego znaczenia. Tein narzędziem są sobory i papieże. So­

borom przypisuje przyw rócenie świadomości praw dy przez łączność z przeszłością. Sobór nie ma praw a wprowadzać nowe dogm aty, ale ma je tylko rozwijać w myśl prawdziwego postępu. Stąd też wniosek, że sobory są organem koniecznym dla skupienia sił Ko­

ścioła i utrzym ania jego ciągłości. Nie czerpią one je­

dnak z siebie, ale w nieprzerw anej tradycji Kościoła, którego szkieletem są biskupi, tak skupieni w sobo­

rze, jak i rozproszeni, którzy, jak mówi św. W incen­

ty: „najw ybitniejsi dali wyraz praw dzie słowem i p rz y ­ pieczętowali ją życiem ”. Oni to stanowią, jakby cią­

gły sobór, ożywiony praw dą i jedną ideą, a utrzym y­

wany w działaniu przez łaskę Bożą. Sobór jest niczem innem , jak zogniskow aniem w teraźniejszości całego

(13)

Nr. 7 M iesięcz n ik D iecezjalny Luckl 225

życia przeszłości. Musi jednak być w ścisłej łączności ze stróżem trad y cji—papieżem; inaczej bowiem mogło­

by się stać to, co się stało z trzecim synodem a fry ­ kańskim (256 r.), odbytym pod przewodnictw em św.

O yprjana, miejscowego biskupa, o czem mówi św.

W incenty: „twórców tego poglądu (rebaptyzacji h e re ­ tyków) uznano za katolików, a zwolenników za h ere­

tyków; mistrzów uniew inniono, a uczniów potępiono;

autorow ie ksiąg będą synam i królestw a, a obrońców tych pism —gehenna pochłonie. Bo chyba nie znajdzie się nikt tak nierozum ny, żeby wątpił w to, że błog.

G yprjan (f 258), ta chluba w szystkich biskupów i mę­

czenników, będzie z tow arzyszam i swoimi królaw ał na wieki z C h ry stusem ”. D rugim organem tradycji, jak już wspom niano, są papieże. O nich to mówi św. W in­

centy, że z największym wysiłkiem i zapałem bronili nienaruszalności w iary. „Ci błogosławieni, prom ieniu­

jąc siedm iorakiem światłem D ucha św., dali potom ­ nym przejasny wzór, w jaki to sposób należy na przyszłość wśród czczego rozgw aru błędów powagą świętej dawności tępić zuchwałe bezbożne now inki”.

W papieżach dopatruje się św. W incenty stróżów i niezłom nych obrońców praw dy, niedopuszczających błędów do dawnej praw dy. Znakom ity tego dowód dali papieże: Stefan I (f 257), Celestyn I (f 432) i je ­ go następca Sykstus I I I (f 440). Gdy chodziło o re- baptyzację pow racających do Kościoła, w yraźnie p i­

sze Stefan I do Afryki: „Nic nowego nie wprowadzać, zachować to, co przekazane!”. Z tego św. W incenty wyciąga wniosek: „przelewać praw dę na synów z ta­

ką wiernością, z jaką się przyjęto; nie nam wodzić religję, dokąd zechcem y, lecz raczej iść za nią, do­

kąd prow adzi”. Oto główne narzędzia, Stróże i o b ro ń ­ cy prawdziwej nauki, dochowanej przez tradycję. Tak też przedstaw iałby się ogólny rz u t oka na zagadnie­

nia poruszane w „C om m onitorium ”. A utor na kanwie tego szkicu przechodzi do szczegółów, do przykładów żywych, wziętych z życia jużto minionego, jużto współ­

(14)

226 M iesięczn ik D iecezjaln y Łucki N r. 7

czesnego sobie. N akreśla szereg faktów jako dowo­

dów na potw ierdzenie swoich wyłuszczeń. W szystko zaś zm ierza do jego ogólnego hasła: „Strzeż pow ie­

rzonej praw dy. T alent w iary katolickiej zachowaj w nieskażonym i nienaruszonym stanie. Co ci pow ierzo­

no, to i zachowaj u siebie i dalej podawaj. Złoto o trzy ­ małeś, złoto oddaj. Nie chcę byś mi coś innego po d ­ rzucił. Nie połysku, lecz istoty złota żądam... Rzeźbij drogocenne gemmy boskiego dogm atu, sum iennie je zestawiaj, m ądrze opraw iaj, dorzucaj im blasku, wdzię­

ku, powabu... Dzięki tobie... niechaj potom ność wglą- dnie w to, co przeszłość, nie pojm ując, uw ielbiała. T e­

go samego jednak ucz, czegoś się nauczył, byś mó­

wiąc w nowy sposób, now ych rzeczy nie mówił”.

We wstępie do .C om m onitorium ” św. W incenty podał motywy, dla których, pom ijając Pism o św., uciekł się do tradycji jako niem ylnego kry terju m prawdziwej wiary. Zaznacza, że kto chce w ytrw ać w zdrowej wierze, musi się ubezpieczyć powagą praw a Bożego i podaniem Kościoła katolickiego. Pism o św.

pow iada—jest doskonałem , ale nie wszyscy jed n ak o ­ wo je rozum ieją. Stąd też to pochodzi, że i heretycy teksty Pism a św. naciągają z właściwym sobie sp ry ­ tem do podtrzym ania swoich założeń. Dla tej więc r a ­ cji św. W incenty szuka innego praw idła dla w yjaśnie­

nia praw dy „według katolickiego czucia". Stąd też je­

go zasada: „W samym zaś Kościele trzym ać się trze­

ba pilnie tego, w co wszędzie, w co zawsze, w co wszy­

scy wierzyli... a stanie się to wtedy dopiero, gdy po­

dążymy za powszechnością i jednom yślnością. P o d ą­

żymy zaś za powszechnością, jeżeli za praw dziw ą uzna­

my tylko tą wiarę, k tó rą cały Kościół na ziemi wy­

znaje; za starożytnością, jeżeli ani na k ro k nie odstą­

pim y od tego pojm owania, które wyraźnie podzielali święci przodkow ie i ojcowie nasi; za jednom yślnością zaś wtedy, jeżeli w obrębie tej starożytności za swoje uznam y określenia i poglądy wszystkich kapłanów i nauczycieli”.

(15)

Nr. 7 M iesięcz n ik D iecezjaln y Łucki 227

Pom ijając ustosunkow anie n atu r w Chrystusie, co zresztę św. W incenty mniej w ydatnie uwzględnił, dobitnie przecież i szeroko mówi, jak sam się w yra­

ża „o jednym C h ry stu sie”. Oto próbka: „Niema dwóch Chrystusów: jeden C hrystus Bóg, a drugi człowiek;

jeden niestw orzony, a dru g i stw orzony, jeden niecier- piętliw y, a drugi cierpiętliw y; jeden rów ny Ojcu, a drugi m niejszy od Ojca; jeden z Ojca, a drugi z m at­

ki;—lecz jeden i ten sam C hrystus jest zarazem B o­

giem i człowiekiem. Ten sam jest niestw orzony i stwo­

rzony, ten sam niezm ienny i cierpiętliw y, ten sam i rów ny Ojcu i m niejszy od Ojca, ten sam przed wie­

kami z Ojca zrodzony, ten sam w czasie narodzony z matki: doskonały Bóg, doskonały człowiek”.

W trakcie swych wywodów au to r dotyka błędów podówczas grasujących. Obrazowemi argum entam i go ­ dzi w manicheizm (rozdz. XV), k tó ry w P an u Jezusie widzi tylko pozorne ciało. Nie pom ija też św. W in­

centy owych powag, jakiem i byli O rygenes i Tertuljan.

0 pierw szym mówi, że „posiadał wiedzę i w ykształce­

nie tak w szechogarniające, że w zakresie filozofji bo­

skiej nie wiele było przedm iotów , w zakresie zaś ludz­

kiej prawie, że żadnych, któ ry ch b y całkwicie nie o pa­

now ał”. Także T ertuljan, „objął swoim um ysłem całą filozofję, wszystkie p rąd y filozoficzne, poglądy ich twórców i zwolenników. O dznaczał się zaś tak ą głębią 1 potęgą ducha, że co tylko zbić postanow ił, to i b y ­ stro przenikał i m ocarnie k ru szy ł”. Równie O rygenes imponował swoją wiedzą, a au to ry tet jego zdawał się do tego stopnia być przekonyw ującym , iż jak mówi W incenty, głośno m aw iano: „wolę błądzić z Orygene- sem, niż z inszymi praw dę znać”. Ale tak O rygenes, jak i T ertuljan odstąpili od tradycji. O pierw szym mó­

wi św. W incenty, iż gardząc podaniem Kościoła i n a u ­ kami przeszłości, pewne miejsca pism a w nowy wy­

kładał sposób”. Drugi „okazał się więcej wymownym niż wiernym . Co dotyczy pism pierw szego (Orygene- sa) to, wedle zdania zarówno katolików, jak i h e re ty ­

(16)

228 M iesięcz n ik D itc e z ja ln y Łucki N r. 7

ków—wiele m iało być później sfałszowanych. Tertu- ljan zaś sam „późniejszem zbłąkaniem poderw ał p o ­ wagę swych chw alebnych pism ”, jak się w yraża o nim błog. H ilary. Jed n a k tak do O rygenesa jak i do Ter- tuljana odnosi św. W incenty słow a: „jeśli unikać trze­

ba nowinek, to trzym ać się trzeb a dawności; jeśli bez- bojna jest nowość, to święta jest daw ność”. W reszcie należy powiedzieć o ogólnej w artości omawianego

„Com m onitorium ”. .C om m onitorium ”—jakkolw iek jego napisanie nie było dokonane z zam iarem w ydania go przecież rychło opuściło m ury klasztoru leryńskiego i dość szerokiem echem się odbiło. R ękopis nie do­

chował się. W Polsce dw ukrotnie było „Commoni­

to riu m ” wydawane w XVI w. przez niejakiego H erbe- sta Jan a z w yraźnym zamiarem polemiki z obozem reform acji, k tó ry zryw ał z zasadą ciągłości życia ko­

ścielnego. O statnio zaś doczekano się obszerniejszego opracow ania przez ks. biskupa A rkadjusza Lisieckiego.

Na w yrażenie jed n ak istotnej w artości .C om m o­

n ito riu m ”, użyć trzeb a własnych słów św. W incente­

go, któremi podniośle kończy swoją pracę. Niemi też posłużył się Sob. W atykański (1870), objaw iając sto­

sunek Objawienia do n atu ry ludzkiej i jego dziejowe narzędzia. Oto o n e: „Jeżeli bożemi słowami, w yroka­

mi i obietnicam i szerm uje szatan i uczniowie jego..., to co począć m ają katolicy, synowie M atki-K ościoła?

J a k odróżnią przy w ykładzie pism świętych praw dę od fałszu? Oczywista rzecz, że będą się usilnie sta­

rali postępow ać według w yłuszczonych w skazów ek- będą Pism o św. w ykładali według podania Kościoła pow szechnego i praw ideł dogm atu katolickiego. W ob rę­

bie zaś tego katolickiego i apostolskiego Kościoła trz y ­ mać się m uszą pow szechności, starożytności i jedno­

myślności. A jeżeli jakaś część kiedyś pow stanie p rz e ­ ciw powszechności, nowość przeciw dawności, niezgoda jednego lub kilku przeciw jednom yślności wszystkich lub poważnej większości katolików , powinni przełożyć nieskażoną powszechność n ad zepsutą część; w obrę­

(17)

Nr. 7 M iesięcz n ik D iecezjaln y Ł ucki

bie pow szechności zbożną starożytność nad bezbożną now ość”.

I tu dodać należy, że powołanie się Soboru W a­

tykańskiego na słowa św. W incentego w ocenie tra d y ­ cji, dowodzi, jak dalece Kościół ją ceni. Ceni zaś już to ze względu na C hrystusa rozkazanie („Idąc ted y na cały świat, opow iadajcie E w angelję” (Marc. 16, 15), już to ze względu na niew ystarczalność Pism a św.;

nie jest bowiem ono ani p ełną reg u łą w iary św., ani dla w szystkich dostępną, ani dość silną w obalaniu zarzutów. Dlatego nieom ylny Kościół św. tak silnie p o d k reśla znaczenie tradycji, k tó ra obok Pism a św.

jest drugiem źródłem Objawienia.

Stąd też płynie p rak ty czn y dla nas wniosek, wy­

łaniający się z niniejszego om ówienia „Commonito- riu m ” św. W incentego. W niosek ten można wyrazić słowami św. P o lik arp a: „Porzucając fałszywe nauki, wróćm y do przekształconej nam od początku n a u k i”

(Philip. 7, 2). Słowa te wydają się być na czasie.

K. Solarz

a l u m n S e m i n a r j u m D u c h o w n e g o w Ł u c k u .

K R O N I K A

H istoryczna uroczystość ślubow ania m łodzieży akadem ickiej na Jasnej Górze

Szary świt wstał nad Częstochową, gdy pierw sze pociągi pielgrzym kowe przybyw ać poczęły na dwo­

rzec. N atychm iast idą m eldunki do kierow nika tech ­ nicznego, skąd i ile pielgrzym ów, służba porządkow a zorganizow ana i k arn a zajm uje się zebraniem i usta­

wianiem przybyłych, poczem, otrzym awszy, dzięki łącz­

nikom, wiadomość, że tra sa jest wolna, daje hasło od ­ m arszu.

Pociąg za pociągiem dążyła młodzież na Jasn ą Górę. Na miasto ciche, w przedziw nem skupieniu mło­

dzieży akadem ickiej wyczekujące, szły echa m ocnych

(18)

230 M iesięcznik D iecezjaln y Ł ucki

kroków i dźwięk pieśni religijnych. W zruszeni wiel­

kością aktu, którego postanow ili dopełnić, wstępowali w progi bazyliki jasnogórskiej, gdzie odpraw iano Mszę św., podczas k tó ry c h zebrani przystępow ali tłum nie do Komunji św.

Po śniadaniu młodzież zgrom adziła się pod Szczy­

tem na zarezerw ow anem dla niej m iejscu. Starsi g ro ­ madzą się obok poruszeni do głębi postacią młodzieży.

O godz. 9.10 ustaw ia się na wałach szpaler. Id ą poczty sztandarów uczelnianych i B ratnich Pom ocy, korporacyj i innych stow arzyszeń, za niemi poczty organizacyj katolickich, a dalej poprzedzany przez du ­ chowieństwo z J. Em. Ks. K ardynałem Prym asem H lon­

dem na czele płynie nad m orzem głów tysięcy cudow ny Obraz. Za nim postępują przew odniczący komitetów pielgrzym kow ych ze wszystkich miast, niosąc w kolej­

ności starszeństw a uczelni ry n g raf - votum całej mło­

dzieży, następnie przedstaw iciele każdego środow iska z ryngrafam i, któ re w Częstochowie poświęcone za­

bio rą do swoich miast. Dalej kroczy O gólnopolski Ko­

m itet H onorow y, zaproszeni goście i przedstaw iciele m łodzieży.

U stóp ołtarza, na którym ustawiono obraz, wita pielgrzym ów biały paulin, wita ich—przyszłość n a ro ­ d u - już po raz czw arty. Już kom itet honorow y i go­

ście zajęli przeznaczone dla nich miejsca. P rzy dźwięku fanfar usuwa się powoli zasłona. O godz. 10.30 ro z­

poczyna celebrans J. Em. Ks. K ardynał Prym as Hlond Mszę św., podczas której chóry ró żn y ch środow isk wy- konyw ują pienia religijne. Śpiewa Kraków i Wilno, Lwów i W arszawa, Poznań i Lublin, niosąc Matce Najświętszej dań p ra starej kościelnej pieśni. Skończyło się nabożeństwo. Teraz Ks. Prym as poświęca vota i trzy nowe sztandary akadem ickie: Bratniej Pom ocy stu­

dentów S. G. G. W., W yższej Szkoły D ziennikarskiej i Katolickiej młodzieży Narodowej. Na dwóch ostatnich widnieje drogi sercu akadem ików ry n g raf.

Po odczytaniu listu Stolicy Apostolskiej z błogo-

(19)

N r. 1 M iesięcz n ik D ie c e z ja ln y Łucki 231

sławiefistwem Ojca św. nadesłanego na ręce J. Em.

Rs. K ardynała Al. Rakowskiego, J . E. Ks. Biskup An­

toni Szlagowski, p ro tek to r pielgrzym ek akademickich, wygłasza kazanie, rozw ijając historyczną, narodow ą i religijną doniosłość obioru Najśw. Marji P an n y na p atro n k ę Polskiej Młodzieży Akadem ickiej i ślubow a­

nia, do którego wzywa całą młodzież. Oto treść prze­

m ów ienia:

„Maryo, P atro n k o młodzieży akadem ickiej”

Miano Maryi, dotąd zaiste nieznane na polskiej ziemi, nieznane na ziemi całej.

Azaliż, B racia moi, Marja Królowa sam a się m ia­

nowała w niebiesiech P a tro n k ą polskiej młodzieży aka­

dem ickiej i miano to nowe, nisłychane zsyła przez Posły swoje na ziemię polską, jako dopełnienie i uw ień­

czenie odwiecznego m iana Królowej Polskiej ?

Zapraw dę, chcę wierzyć, że za Jej spraw ą tej wa­

szej Królowej, a odtąd i P atro n k i waszej to m iano ro ­ dzi się duchowo na Jasnej Górze podczas dziejowej waszej pielgrzym ki akadem ickiej.

Rodzi się ono w sercach waszych, młodzieży um i­

łowana, z żywej w iary waszej, z głębokiej miłości wa­

szej dla Maryi, rodzi się to miano, oprom ienione o d ­ wieczną pobożnością praojców i m atek naszych.

Odwieczna Polska powstaje, wyciąga swe rę c e do­

stojne j błogosławi młodę Polskę, Polskę odrodzoną i wierzącą, Polskę przyszłości.

Młodzieży akadem icka, za chwilę miano Maryi, jako przem ożnej P atro n k i waszej, zabrzm i poraź p ierw ­ szy uroczyście i rozgłośnie, zabrzmi z wielotysięcz­

nych ust waszych, jako hym n wasz pochw alny i b ła­

galny na cześć umiłowanej Matki i Pani.

Zabrzm i z niem związane na wieki ślubowanie na w ierność i miłość Chrystusowi Królowi i Maryi K ró­

lowej polskiej, P atro n ce młodzieży akadem ickiej.

I rozejdzie się ślubow anie wasze po całej ziemi naszej, daleko hen poza Polskę dotrze tam wszędzie, gdziekolw iek serca polskie biją.

(20)

M iesięcz n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki N r. 7

Cała Polska was słucha, cała Polska wam w tóruje, Polska ta katolicka, przez was duchem zjednoczona, uczuciem zbratana u stóp Maryi, Królowej polskiej.

Dziś, młodzieży akadem icka, dopełniasz ślubów J a n a Kazimierza.

Dziś wznawiasz historyczny Trzeci Maj, obchodzisz wielkie święto pokoju i zgody na polskiej ziemi.

Przed półtora wiekiem starsze pokolenie stworzyło w iekopom ną Konstytucję, k tó ra przynieść miała od­

rodzenie narodu.

Dziś młode pokolenie akadem ickie przy n o si swoje ślubowanie, w którem są także zaw arte wszystkie zna­

m iona odrodzenia.

Ze ślubow ania bowiem waszego pow staje moc, moc czynu, pow stanie chwała, chwała pokoju, w iary miłości.

Młodzieży um iłowana, dajesz dziś wzór całem u n a ­ rodowi, boś w yprzedziła n aró d cały.

Twoje zobowiązania dziś przyjęte dobrowolnie, chętnie, ofiarnie, jak to wówczas było na Trzeci Maj, spełniane stale, usilnie sum iennie urzeczyw istnią w P o l­

sce W iosnę narodów , o której m arzyli nasi wieszczowie.

A w dzięczny naród ślubow anie twoje złoży w sk a rb ­ nicy swych najszczytniejszych ideałów obok ślubów Jan a Kazimierza, obok K onstytucji Majowej.

Młodzieży akadem icka, godzina dziejowa bije. W y­

powiedz swe w iekopom ne ślubow anie”.

Twarze skam ieniały w niemem oczekiw aniu, serca biją niczem te jasnogórskie dzwony, ręce podnoszą się do przysięgi. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu brzm i zgodnym mocnym c h ó re m :

„Wielka Boga-Człowieka Matko, Najśw iętsza Dzie­

wico! My, młodzież akadem icka, z całej Polski zeb ra­

na, praw ow ierni spadkobiercy odwiecznej praojców naszych pobożności, upad ając do stóp Twoich Prze- naiświętszych, Ciebie, M atkę Bożą i Królowę K orony Polskiej obieram y na wieczne czasy za Matkę i P a ­ tro n k ę Polskiej Młodzieży Akadem ickiej i oddajem y

(21)

Nr. 7 M iesięczn ik D iecezjaln y Ł ucki 233

pod Twoją przem ożną opiekę wszystkie wyższe Uczelnie i Polskę całą.

W słuchani bowiem w m ocarne głosy wielkiej p rz e ­ szłości naszej, w patrzeni w świetlane obrazy chwały narodow ej wierzymy mocno, że Ojczyzna miła wtedy tylko potężną i szczęśliwą będzie, gdy przy Tobie i S ynu Twoim, jako córa najlepsza, w ytrw a na wieki.

P rzyrzekam y przeto i ślubujem y Chrystusowi K ró­

lowi i Tobie Królowej naszej, P atronce Młodzieży A ka­

demickiej, że zawsze i wszędzie stać będziem y przy Świętej W ierze Kościoła katolickiego w synowskiej uległości dla Stolicy Apostolskiej.

P rzyrzekam y i ślubujem y, że w iary naszej bronić i według niej rządzić się będziem y w życiu naszem osobistem , rodzinnem , społecznem, narodow em , pań- stwowem.

P rzyrzekam y i ślubujem y, że z wszelką ufnością szerzyć będziem y cześć i nabożeństw o dla Ciebie; że każdego ro k u w uroczystej pielgrzym ce przychodzić będziem y na Ja sn ą Górę, jako w ybrani synowie Twoi do stóp Matki naszej umiłowanej.

Tak nam dopomóż Bóg i Ty, Bogarodzico Dzie­

wico, Bogiem sławiona M aryja!

Maryo, P atro n k o Polskiej Młodzieży Akademickiej módl się za nami!"

G rają dzwony kościołów, wplecione w dźwięki hym nu narodow ego. A dusze młodzieńcze pięknieją pełne najczystszych religijnych i narodow ych uczuć.

Potem z tysięcy piersi zryw a się .B o g u ro d z ica ”, w k tó ­ rej słychać echa tętentu koni i szczęku oręża i bła­

galnej m odlitw y — Bogurodzica... Teraz przem aw ia J. E. Ks. K ardynał Prym as Hlond, witając w ślubu- bującej młodzieży nową, Chrystusow ą Polskę i nad schylonem i kornie głowami kreśli krzyż błogosławień­

stwa. Potężnym chórem bije w niebo pieśń „Boże coś P o lsk ę ”.

Po przerw ie obiadowej, podczas której uczestnicy pielgrzym ki zwiedzili skarbiec i zabytki klasztorne,

(22)

234 M iesięcz n ik D iecezjaln y Ł ucki Nr. 7

odbyło się przed Szczytem uroczyste zebrannie, które otworzwł J . E. Ks. Biskup Antoni Szlagowski. Obecni odśpiew ali hymn „Błękitne rozw ińm y sz ta n d a ry ”, po- czem zabierali głos przedstaw iciele środow isk w p rz y ­ jętej poprzednio kolejności starszeństw a uczelni. De­

legat K rakow a mówił o kulcie Najśw. P a n n y poprzez długie wieki dziejów Polski i w chwili obecnej; D ele­

gat W ilna o roli katolicyzm u i kultu M arjańskiego, jako czynników odradzających i łączących Cały naród, o roli Jasnej Góry jako centrum duchowego życia Polski. D elegat Lwowa naw iązał do trad y cy j królew ­ skich ślubów Ja n a Kazimierza, które były wyrazem odradzającego się ducha polskiego i w dłuższych sło­

wach rozw inął pojęcie państw a Bożego. D elegat W ar­

szawy p. Gz. Polkowski, jeden z inicjatorów aktu ślu­

bowania, podał jego genezę, stosunek doń ś. p. ks.

Szwejnica i podkreślił, czego należy oczekiwać od p o ­ kolenia, które to ślubow anie złożyło, co musi ono zro­

bić dla Polski. D elegat P oznania mówił o roli ślubo­

wania, jako czynniku odrodzenia osobistego, ro d zin ­ nego, społecznego, narodow ego, państwowego. Dele­

g at G dańska uzasadnił moc więzi religijnej, nie zna­

jącej granic i zaktualizował w ezw anie: Matka Boża, Gwiazda polskiege morza, któ re generał-sodalis z ry n ­ grafem Maryi na piersiach b rał w im ieniu P olski w po­

siadanie i pod jej zarządy poddaw ał pom orską ziemię.

D elegat Cieszyna wreszcie podkreślił oddźwięk, jaki ślubow anie młodzieży pow inno znaleźć w śród polskie­

go ludu, odrodzeńczy wpływ tego aktu n a masy.

Gdy skończyły się przem ów ienia, nastąpiło w rę­

czenie środowiskom ry n g rafó w i gwoździ pam iątko­

wych, które wbito w drzewce sztandarów , poczem od­

czytano wysłane i otrzym ane depesze. Na zakończenie uroczystości zabrał głos przew odniczący zebrania, p re ­ zes centralnego kom itetu pielgrzym kow ego, p. Wł.

Pieńkow ski, podkreślając raz jeszcze zobowiązania, ja­

kich podjęła się polska młodzież akadem icka. Z eb ra­

nie zakończono chóralnym śpiewem „My chcemy B o g a”.

(23)

Nr. 7 M iesięcznik D iecezjaln y Ł ucki 235

O godz. 17 odbyło się przed cudownym obrazem nabożeństw o za Polskę, po którem żegnane przez 0 0 . Paulinów w yruszyły pierwsze g ru p y w drogę pow rot­

ną. Pozostali wzięli udział w nabożeństw ie majowem i procesjonalnem odniesieniu Cudownego O brazu do kaplicy.

Późnym wieczorem opustoszała gościnna Często­

chowa. Mieszkańcy jej przyjęli młodzież tak serdecz­

nie, jak swoje w łasne dzieci. G ospodarze Jasnej Góry podejmowali członków kom itetu honorow ego i zapro­

szonych gości; władze cywilne i wojskowe oraz nie­

k tóre rodziny zaprosiły do siebie przedstaw icieli mło­

dzieży, każdy przechodzień darzył pielgrzym ów s e r­

decznym uśm iechem i dobrem słowem.

W szystko odbyło się sprawnie, dzięki doskonałej organizacji pielgrzym ki, której agendy działały bez zarzutu. Służba porządkow a, straż bezpieczeństwa, służba łącznikowa, sanitarna, prasow a, inform acyjna, wywiązywały się ze swoich zadań z godną pochw ały dokładnością, zyskując powszechne uznanie. W d ro ­ dze pow rotnej każdy z pielgrzym ów otrzym ał num er

„Młodzieży K atolickiej”, którego część pierw szą po«

święcono ślubow aniu jasnogórskiem u.

Skończyła się uroczystość na Jasn ej Górze, u ro ­ czystość, co dla młodego pokolenia jest źródłem siły do walki o nowego człowieka, o pełne odrodzenie re ­ ligijne i narodow e całej Polski. (KAP.)

Konferencja Episkopatu Polski w Warszawie W dniach 26 28 m aja odbyła się konferencja E piskopatu Polski w obecności J. Em. Ks. K ard y n a­

ła P ro n u n cju sza F r. M arm aggi i przy udziale 35 Bi­

skupów. Na wstępie J. Em. Ks. K ardynał Kakowski pow itał Ks. Pronuncjusza, złożył mu imieniem E p is­

k o p atu życzenia z pow odu jego w yniesienia do p u r­

p u ry kardynalskiej, a wobec opuszczenia przez niego niebawem stanow iska N uncjusza A postolskiego w P ol­

sce w yraził zasłużonem u Dostojnikowi Kościoła po ­

(24)

236 M iesięcz n ik D iecezjalny Łucki Nr. 7

dziękowanie i wdzięczność E p isk o p atu za jego prace około dobra Kościoła w Polsce. Ks. K ardynał Mar- maggi podziękow ał serdecznie za zgotowaną mu owację.

N astępnie Ks. K ardynał Prym as H lond złożył ży­

czenia J. Em inencji Ks. K ardynałow i K akow skiem u z pow odu jego 50-lecia kapłaństw a, poczem w ręczył mu od E piskopatu pamiątkowy m edal z odpow iednią d e­

dykacją.

O brady E p isk o p atu toczyły się najpierw nad ma- terjałem przygotow ującego się Synodu P lenarnego w Polsce. Na tych obradach był obecny Ks. Pronuncjusz, poczem pożegnał obecnych i opuścił K onferencję. Oma­

wiano następnie spraw y kształcenia i w ychowania młodzieży zwłaszcza tej, k tó ra jest w w ieku szkolnym.

W obec faktu, że przeszło miljon dzieci dla b rak u fu n ­ duszów i szkół jest bez nauki szkolnej i że wiele mło­

dzieży w skutek niedostatecznej nauki w pada później w analfabetyzm , E pisk o p at poświęcił tem u przykrem u i dla k u ltu ry w Polsce szkodliwemu objawowi żywą uwagę i naw iązał już z władzami państwowem i ro z­

mowy nad środkam i zaradczem i. K onferencja p o sta­

nowiła w ydatnie popierać usiłowania, zmierzające do opanow ania tego pow ażnego niedom agania w Polsce.

Nie mniejszą tro sk ą przejęty jest E piskopat w sku­

tek trw ających trudności i nieporozum ień, zachodzą­

cych w dziedzinie nauki religji i wychowania młodzie­

ży oraz z powodu coraz szerszego w prow adzania ko­

edukacji w szkołach. T arcia przy m ianow aniu księży katechetów, zwłaszcza do szkół powszechnych, dalej w ym aganie od nich dodatkow ych egzaminów wbrew przepisom konkordatu, nadanie przez M inisterstwo W. R. i O. P. inspektorom szkolnym władzy dopusz­

czania lub niedopuszczania księży parafjalnych do nauczania religji w szkole, zależnie od decyzji inspek­

torów, — spraw y te i inne nie doznały niestety dotąd uzgodnienia z władzami szkolnemi i w skutek tego da­

ją częste okazje do zadrażnień m iędzy duchow ień­

stwem i rodzicam i z jednej a szkołą z drugiej strony.

(25)

Nr. 7 M iesięcz n ik D iecezjalny Ł ucki 237

W niektórych okręgach szkolnych trw a też jeszcze krępow anie przez organy szkolne religijnych organi- zacyj młodzieży, nad którem i kierownictwo szkół lub inspektorzy usiłują rozciągnąć swoją władzę i in g eren ­ cję. Rzecz ta w prow adza rozgoryczenie już bezpośre­

dnio między młodzież i n astraja ją niechętnie do szkoły.

Oo do koedukacji w szkołach, E p isk o p at już nie­

jednokrotnie w yrażał swoje kryty czn e zdanie i obawy.

Objawy ujemne, wywołane koedukacją, zaniepokoiły także szerokie koła rodzicielskie, czego dowodem są ich p ro testy bądź publiczne bądź wnoszone do W ładz szkolnych. E p isk o p at żywi i nadal stanowcze przek o ­ nanie o m oralnej szkodliwości koedukacji, zwłaszcza

w szkołach średnich i wyższych klasach szkoły p o ­ wszechnej i w dalszym ciągu będzie się jej przeciw ­ stawiał.

E p isk o p at w yraził swoje serdeczne uznanie dla m łodzieży akadem ickiej, k tó ra się tak żywiołowo g a r­

nie do Boga i Matki Najświętszej, obranej przez nią P atro n k ą. Ślubow anie na Jasn ej Górze tak silnym do­

wodem ducha religijnego ożywiającego tę młodzież.

Redaktor Ks. Tym oteusz Szyszkiew icz

WYDAWNICTWO KCIRJI BISKUPIEJ ŁUCKIEJ

D rukarnia Kurji B isk u p ie j Ł u ckiej.

R o c z n a p r e n u m e r a ta 24 z ł. P o je d y n c z y z e s z y t 2 zł.

(26)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po zapoznaniu się jaknajdokładniejszem z mater- jałem, skupionym przez wspomnianą weżej Konferecję XX.. Woźnickiego Profesora Seminarjum.. Duchownego w

Gdy więc spotkamy się z jakimś zarzutem, trzeba odrazu osądzić, czy to jest tylko jakiś sofizmat, czy atakuje samą prawdę wiary. Jeżeli to będzie sofizmat,

Kapłani bowiem mają z gorętszą niż św ieccy do Matki Bożej odnosić się m iłością, poniew aż, jak kapłan ściśle jest zw iązany z Chrystusem, tak też Marja

Chociaż jesteśmy obecnie bardzo biedni, stać przecież każdego prawie na to by jednorazowo da6 5 czy 10 groszy (niektórych staó nawet na więcej) a z tych

Ale uprzedzenia takie — co z niemałą godzi się stwierdzić pociechą — już tak się przeżyły,, że nie ma prawie rzetelnego fi­.. zyka, k tóryby to

Udzielanie pożyczek i

szenia podziwia On heroizm tych, co straszliwie cierpią w imię Chrystusa; zwraca się do nich ze słowami św. Cierpienia ich stanowią wynagrodzenie i ekspiację za

Z tej organicznej łączności w ypływ ają obowiązki członków względem siebie ale tak że wzglę­. dem tych, k tó rzy znajd ują się poza C orpus Christi my-