Rok XI L uty 1936 r. Nr. 2
M I E S I Ę C Z N I K
Diecezjalny Łucki
E N C Y K L I K A
DO
CZCIGODNYCH BRACI PATRJARCHÓW . PRYMASÓW, ARCY
BISKUPÓW, BISKUPÓW I INNYCH ORDYNARJUSZÓW POKÓJ I JEDNOŚĆ ZE STOLICĄ APOSTOLSKĄ UTRZYMUJĄCYCH
o KAPŁAŃSTWIE KRTOLICK1EM!) PIU S X I PA PIEŻ
CZCIGODNI BRACIA
PO ZD RO W IEN IE I BŁOGOSŁAW IEŃSTW O APOSTOLSKIE
Od chwili, w której niezbadane wyroki Opatrzno
ści Bożej w yniosły nas aż na szczyt kapłaństwa ka- olickiego (Ad catholici sacerdotii fastigium), nie prze
staliśm y n igd y żywej pośw ięcać uwagi tym z wielu synów N aszych w Chrystusie, którzy kapłańską god nością, podjęli się pow inności stania się „solą ziemi i światłem świata” (Mat. V, 13, 14); nigdy też nie za
niechaliśm y szczególnej pieczy około tej w ielce nam r°giej m łodzieży, która w cieniu uśw ięconych mu
rów przygotowuje się i urabia do objęcia tak w znio
słego posłannictwa.
Już w pierw szych m iesiącach Pontyfikatu N asze
g o zanim w edług zwyczaju odezw aliśm y się słowem uroczystem do całego świata katolickiego (E ncykl. Ubi arcano z dn. 23 grudnia 1922 r.), w yłuszczyliśm y w
1) W tłu ia aczeniu J . E. Ks. B iskupa Dr. Okoniewskiego.
34 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
Liście A postolskim „Officiorum om nium ” (A. A. S.
t. XIV, 1922, str. 449 nn.) wysłanym do drogiego Nam syna, prefekta św. K ongregacji dla Sem inarjów i Uni
w ersytetów, prawidła, w edług których należy, kształ
cić i utwierdzać m łodych lewitów. Ilekroć zaś pieczo
łow itość skłania Nas do głębszego rozpatrywania spraw i potrzeb Kościoła, obejmuje ona przedew szystkiem kapłanów i kleryków, których, jak w iecie, szczególnie miłujemy.
W ym ownym dowodem tej troski Naszej paster
skiej o kapłanów są liczne Seminarja, które bądź to założyliśm y tam, gdzie ich nie było, bądź też z n ie
małym nakładem w now ych i obszerniejszych um ie
ściliśm y gm achach i w yposażyliśm y hojnie, aby god niej i odpowiedniej zadania swe m ogły spełnić.
Jeśli więc po p ięćdziesięciu latach N aszego k a
płaństwa postanow iliśm y obchodzić uroczyście ową szczęśliw ą chwilę, u czyn iliśm y to, przychylając się ser
cem ojcow skiem do synow skich życzeń, napływają
cych z całego świata, dlatego, poniew aż w idzieliśm y, że chodziło tu nie tyle o uczczenie Naszej osoby, lecz rączej o słuszne w ysław ienie wielkiej godności sam e
go kapłaństwa.
Podobnie też zarządziliśm y K onstytucję A postol
ską „Deus scientiarum D om inus” z dn. 24 maja 1931 r.
reorganizację studjów w Uniwersytetach k ościelnych w tej myśli, aby poziom w ykształcenia i zbożnej w ie
dzy duchowieństw a p od nosił się coraz to wyżej (A.
A. S. t. X X III, 1931, str. 241 nn.).
P o sła n n ictw o k a p ła ń sk ie 2)
Cel jednak, który sobie teraz zakreśliliśm y, taką posiada d on iosłość i taką wagę, że wydaje się Nam rzeczą słuszną rozw ieść się nad nim szerzej w tej E n cyklice, aby nietylko ci, którzy bezcenny skarb wia
ry chrześcijańskiej posiadają, ale także ci, co szcze-
2) Podziałów tych z w yjątkiem liczb I —IV niem a w tekście ryginalnym ; um ieszczam y je dla większej przejrzystości.Nr. 2 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki 35
rem sercem prawdy szukają, poznali w zniosły m aje
stat kapłaństwa oraz wielki pożytek, który z woli Opatrzności Bożej dla w szystkich z kapłaństwa w y
pływa. Pragniem y, aby dokładnie rozw ażyli to ci prze- dewszystkiem , których głos w ew nętrzny i łaska niebiań
ska do stanu duchownego pociąga.
Rozważania te uważamy za słuszne szczególnie pod koniec tego roku, który u stóp posągu śn ieżn ob iałe
go i jaśniejącego Niepokalanej w Lourdes widział w cza
sie nieprzerw anego tryduum E ucharystycznego ka
płanów w szelkich języków i w szelkich obrządków w blasku światła niebiańskiego, kiedy to ostatnie p ro
m ienie łaski rozsiew ał dobiegający kresu Jubileusz Odkupienia ludzkości, rozszerzony na cały świat kato
licki, ow ego O dkupienia, którego współpracownikami są czcigodni i w ielce Nam drodzy kapłani. N igdy nie zadali sobie oni więcej trudu ani w ięcej około spra
wy chrześcijańskiej się nie zasłużyli, niż w ciągu te
go M iłościw ego Lata, kiedy to, jak p odnieśliśm y w Kon
stytucji A postolskiej „Quod n u per”, obchodzono ty- siącdziewięfisetlecie ustanow ienia kapłaństwa katolic
kiego (A. A. S. t. XXV, 1933, str. 5 - 1 0 ) .
Jak E ncyklika niniejsza ściśle i harm onijnie zga
dza się z Encyklikam i, wydanem i ze w zględu na po
trzeby czasu poprzednio, w których to w świetle na
uki katolickiej w yłożyliśm y co ważniejsze zagadnienia,
^ręczące i niepokojące n ow oczesnego człow ieka, tak też zamierzamy w niej uzupełnić dawniej poruszone w zniosłe wskazania i niejako je uw ieńczyć.
Z pow ołania bowiem i z nakazu bożego jest ka
płan głów nym apostołem i niestrudzonym krzew icie
lem w ychowania chrześcijańskiej m łodzieży (Encykl.
D w in i illius magistri z dn. 31 grudnia 1929 r.); w imie- niu i m ocy Bożej błogosław i chrześcijańskie m ałżeń
stwo i broni jego św iętości i nierozerw alności prze
ciw zakusom żądz i nam iętnościom (Encykl. C asti con-
nubii z dn. 31 grudnia 1930 r.); głosi braterstwo lu-
21 > Przypom ina w szystkim wzajemne obowiązki spra
36 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł u cki Nr. 2
w iedliwości i m iłości ew angelicznej, nakoniec w ska
zuje jakby palcem ludziom bogatym i ubogim dobra prawdziwe, których gorąco porządać należy, usiłuje uspokoić um ysły roznam iętnione kryzysem gospodar
czym i moralnym, a przez to przyczynia się w niem a
łej mierze do usunięcia albo przynajmniej do załago
dzenia zadrażnień i tarć społecznych (Encykl. Q u adra- g esim o anno z dn. 15 maja 1931 r.). Ponadto zachęca do owej świętej p ok uty i ekspiacji, do której w ezw a
liśmy w szystkich ludzi uczciw ych, aby w edle sił u czy niono zadość za ową bezbożność, za obrzydliwości i zbrodnie, tak bardzo hańbiące dziś i pustoszące ro dzaj ludzki; dziś bowiem potrzeba nam, jak nigdy przedtem , zmiłowania B ożego i przebaczenia (Encykl.
C a rita te C h risłi z dn. 3 maja 1932 r.).
Przeciw nicy K ościoła znają ^niewątpliwie bardzo dobrze skuteczność działania kapłańskiego; tem bar
dziej jednak — jak to z żalen stwierdziliśm y w Liście wysłanym do drogiego Nam narodu m eksykańskiego (Encykl. A c e rb a n im is z dn. 29 września 1932 r.) — zwalczają kapłaństwo, pragnąc usunąć je całkow icie ze społeczeństw a, a tem samem przygotować sobie dro
gę do zu pełnego wym azania im ienia katolickiego; ale chociaż tak uporczyw ie dążą do celu, niewątpliwie nigdy go nie osiągną.
I .
KAPŁAN JEST JAKBY DRUGIM CHRYSTUSEM Rodzaj ludzki odczuw ał zawsze potrzebę kapłanów, t. j. mężów, którzyby z urzędu, praw cie im pow ierzo
nego, p ośredniczyli m iędzy B ogiem a ludźmi, których całe życie b yłob y pośw ięcone sprawom odnoszącym się do od w iecznego Boga i którzyby zanosili prośby, błagania i ofiary w im ieniu społeczeństw a, które rze
czyw iście zobowiązane jest do kultu publicznego i w
B ogu winno uznać swój początek i sw ego Pana, jemu
nieustannie składać dzięki, o p rzychylność jego za
Nr. 2 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Łucki 37
biegać i za cel ostateczny go sobie postawić. Jak zgo
dnie z świętem i prawami przyrodzonem i u w szystkich ludów, znanych nam z obyczajów, znajdujemy kapła
nów, często co prawda próżnym oddanych zabobo
nom, tak też kapłani, aby ich nie zbrakło, szczególną cieszą się czcią, gdziekolw iek ludzie wyznają jakąś religję i gd ziekolw iek stawiają ołtarze.
Kiedy zaś Boże zabłysło Objawienie, posługa ka
płańska zajaśniała godnością w iele wyższą. Zapowiada ją M elchizedech (Gen. XIV, 18), kapłan i król, k tóre
go postać Paw eł św. odnosi do osoby i do kapłań
stwa Jezusa Chrystusa (Żyd. V, 10; VI, 20; V II, 1,10, 11, 15).
J eśli w ięc kapłan wedle trafnego określenia tegoż Pawła św. coprawda „z ludzi w zięty”, lecz dla ludzi bywa postanow iony w tem, co do Boga n a leży ” (Żyd.
V, 1), przeto p osługa jego nie odnosi się do spraw ludzkich i przemijającyoh, choćby wszelkiej pochw ały godnych, lecz do B ożych i wiecznych; do spraw, któ- remi ludzie w nieśw iadom ości swej gardzić i z których szydzić mogą, którym podstępna złość i szał bezboż
nych przeszkadzać może — jakto z wielkim żalem n iejednokrotnie w ostatnich czasach w idzieliśm y — które jednak stanow czo pierw szego domagają się miej
sca w prywatnem jak i publicznem życiu ludzkości, mającej wyraźną świadom ość, że dla B oga została stworzona, a tem samem uznać winna, iż w nim ty l
ko znajdzie spokój.
Księgi Starego Zakonu określają ściśle obowiązki, czynności i obrządki kapłaństwa, ustanow ionego w e
dle przepisów, które Mojżesz z natchnienia i rozkazu B ożego ogłosił. Zdaje się, jakoby B óg sam w przew i
dującej trosce wrazić chciał w pierwotne jeszcze um y
sły żydow skie tę jedną wielką prawdę, której światło
przepajać m iało w szystkie przyszłe zdarzenia, prawa,
godności i urządzenia: że ofiara oraz kapłaństwo ten
głów ny ma cel, by we w szystkich sercach rozbudzało
oczekiw anie Mesjasza i przez to stało się przyczyną
38 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
i jakby źródłem nadziei, chwały, m ocy i w olności (Zob. Żyd. r. XI). N ie na to tylko zbudowano św ią
tynię Solom ona, słynną z bogactw i przepychu, jak też z urządzeń i obrządków, aby stała się ziemskim przybytkiem Bożego majestatu, lecz żeby była także zapowiedzią m esjańskiego kapłaństwa i mesjańskiej ofiary i chociaż to w szystko było tylko figurą i za
powiedzią, jednak tyle miało tajemniczej m ocy, że na
wet A leksander W ielki przed uśw ięconą osobą Naj
w yższego Kapłana zw ycięskie swe czoło pochylił (Zob.
Joz. Flaw., A n tią u it., ks. X III r. 8); i sam B óg był nie
jako zagniewany na bezbożnego króla Baltazara, kie
dy ten przez profanację naczyń liturgicznych ohydnie sobie postąpił (Zob. Dan. Y. 1—30).
Lecz kapłaństwo Starego Zakonu pow agę swoją i chwałę stąd jedynie czerpało, że było zapowiedzią kapłaństw a now ego i w iecznego Zakonu, darowanego przez Jezusa Chrystusa i krwią prawdziwego Boga i prawdziwego człow ieka ustanow ionego.
Mówiąc ogólnie i krótko o w ielkości, godności i zakresie władzy kapłańskiej, A postoł nax*odów w ten sposób jakby rylcem prześw iadczenie swoje określa:
„Tak niechaj człow iek o nas rozum ie jako o sługach C hrystusowych i szafarzach tajem nic B ożych ” (I Kor.
IV, 1).
Kapłan jest sługą Chrystusowym; jest przeto jak
by narzędziem w ręku B ożego Zbawiciela w tym c e lu, aby w czasie dalej prowadził godne podziwu jego dzieło, które w nadziem skiej skuteczności swojej od
nawiając ludzkość, obdarzyło ją kultem szlachetniej
szym. Kapłan jest nawet, jak z całą słusznością ma
wiać zwykliśm y, „drugim C hrystusem ”, skoro przed
stawia jego osobę w edle słów Ewangelji: „Jako mnie posłał Ojciec, tak i ja was p osyłam ” (Jan XX, 21); po
dobnie jak Mistrz jego i on głosi „chwałę na w yso
kości B o g u ” i pokój doradza „ludziom dobrej w oli”
(Łuk. II, 14).
Nr. 2 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł u ck i 39
W ła d za n ie p o jęta
Już zaś, jak naucza Sobór Trydencki (Ses. X XII, r. 1) Jezus Chrystus ustanow ił podczas ostatniej W ie
czerzy kapłaństw o i ofiarę N ow ego Zakonu: „Bóg nasz i Pan raz tylko, co prawda przez śm ierć chciał się B ogu Ojcu ofiarować na ołtarzu Krzyża, celem d o
konania w iecznego odkupienia. Poniew aż jednak ra
zem ze śm iercią nie miało się skończyć jego kapłań
stwo (Żyd. VII, 24), dlatego w czasie ostatniej W ie
czerzy, w tej nocy, której był w ydany (I Kor. XI, 23) pragnąc zostawić ob lu b ien icy swej, Kościołowi, jak te
go natura ludzka się domaga, widomą ofiarę, któraby odtwarzała krwawą ofiarę mającą się raz tylko speł
nić na krzyżu, pragnąc nadto, aby pamięć jej do koń
ca wieków przetrwała (I Kor. XI, 24 nn.), a moc jej służyła na odpuszczenie codziennych naszych grze
chów, og ło sił siebie kapłanem na w ieki w edle porząd
ku M elchizedechow ego (Ps. CIX, 4), a ciało swoje i krew pod postaciam i chleba i wina Bogu Ojcu zło
żył w ofierze i pod temiż postaciam i do pożyw ania je podał apostołom , których wówczas ustanow ił kapłana
mi N ow ego Zakonu, oraz nakazał im i ich następcom w kapłaństwie dokonyw ać ofiary temi słowy: „To czyń
cie na moją pam iątkę” (Łuk. X XII, 19; I Kor. XI, 24).
Od owej chwili zaczęli apostołowie i ich następcy w kapłaństw ie składać B ogu ową „ofiarę czystą”, prze
pow iedzianą przez proroka Malachjasza, przez którą imię Boże w ielkie jest m iędzy narodami (Zob. Malach.
U ), a która odtąd po w szystkich częściach ziemi 1 o każdej god zin ie dnia i n ocy w znoszona do nieba, az do końca wieków, nieustannie ziszczać się będzie.
Jest ona prawdziwą czynnością ofiarną, nie sa- mym znakiem tylko; okazuje swą moc skuteczną, go- ludzi z obrażony grzecham i majestatem Boga.
k ° ^ ar^ *3 przebłagany, użycza łaski i daru po- u y i odpuszcza największe nawet g rzech y ” (Św. Sob.
ry ' se s- XXII, r. 2). Objaśnia to tenże Sobór Try
40 M ie sięc z n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki Nr. 2
dencki następującem i słowy: „Jedna bowiem i ta sa
ma jest ofiara, ten sam jest teraz za pośrednictwem kapłanów ofiarnik, który wówczas sam ego sieb ie od
dał na krzyżu, a tylk o sposób ofiarowania jest od
m ien n y ” (Św. Sobór Tryd. ses. X II, r. 2).
Jasno wynika stąd niew ypow iedziana dostojność kapłana katolickiego, który posiada władzę nad Cia
łem Jezusa Chrystusa i cudownym sposobem sprowa
dza go na ołtarze oraz rękami niejako Zbawiciela B o żego składa w iecznem u majestatowi Boga n iesk oń cze
nie miłą mu ofiarę. „Są to rzeczy zadziw iające”, woła słusznie św. Jan Chryzostom, „zadziwiające i niepoję
te ” (O kapłaństwie, ks. III, 4, Mignę P. G. XLVIII, 642).
Ale pozatem kapłan otrzym ał n ietylk o władzę nad prawdziwem Ciałem Jezusa Chrystusa, ale u zysk ał też w ydatny i bardzo ro zległy wpływ na m istyczne ciało Jego, to jest na K ościół. N ie potrzeba, Czcigodni Bra
cia, rozw odzić się długo nad uw ydatnieniem przepięk
nej nauki o m istycznem ciele Jezusa Chrystusa, któ
ra tak miłą była św. Pawłowi. Uczy ona, że Boża o so
ba W cielon ego Słowa oraz w szyscy, których jako bra
ci przygarnął i do których dociera Boże jego tchnie
nie, jedną niejako tworzą społeczność, której Głową jest Chrystus. Kapłan zaś jako zw ykły szafarz w szyst
kich prawie sakramentów rozprowadzających niby strumyki łaskę Zbawiciela na całą sp ołeczn ość ludzką, na to jest ustanow iony „szafarzem tajemnic B ożych ” (Kor. IV, 1), żeb y je rozdzielał poszczególnym człon
kom m istycznego ciała Jezusa Chrystusa. D latego stoi u boku w iernych w każdej ważniejszej godzinie śm ier
telnego ich życia, aby mocą od Boga otrzymanej wła
dzy darzył ich tą łaską, która jest początkiem życia nadprzyrodzonego, albo pom nażał już posiadaną. K ie
dy człow iek na świat przychodzi, kapłan uwalnia go
przy chrzcielnicy od w iny pierworodnej i udziela mu
szlach etn iejszego i cenniejszego życia, m ianow icie ż y
cia nadprzyrodzonego, czyniącego go synem Boga
ł Kościoła. A by zahartować go do walki duchowej,
N r. 2 M ie s ię c z n ik D iecezja ln y Łucki 41
kapłan specjalną obdarzony godnością, zalicza go przez sakrament Bierzm owania w szeregi żołnierzy Chrystusowych. Kiedy zaś pacholę już rozpoznać i ocen ić um ie chleb anielski, kapłan żywi je i pokrze
pia tym żyw ym i żyw ot dającym pokarmem. J eśli zaś upadnie, podnosi go sługa K ościoła przez sakrament pokuty i w im ieniu i m ocy Bożej go wzmacnia. Gdy natomiast małżeństwo wzywa go niejako do w spół
pracy z twórczą potęgą Boga, aby dar życia prze
szedł na potom nych i rosła liczba nietylko w iernych na ziemi, ale także błogosław ionych w szczęśliw ości wiecznej, i w ów czas wspiera go kapłan, błogosław iąc jego m ałżeństwo i czystą jego m iłość. Kiedy wkońcu zbliża się kres śm iertelnego życia, a człowiekowi p o
trzeba m ocy i pom ocy, by m ógł stanąć w obliczu Bo- ga-Sędziego, znowu przychodzi sługa Jezusa Chrystu
sa, pochyla się nad zbolałem ciałem um ierającego, nam aszcza je olejem świętym , rozgrzesza go i p o cie
sza. Towarzysząc w
teDsposób wiernym podczas ca
łej ich ziemskiej pielgrzym ki i zaw iódłszy ich po sa
me bramy w ieczności, kapłan odprowadza ich zwłoki do grobu, odmawiając nad trumną ich m odły litur
giczne, tchnące nadzieją nieśm iertelną. Nie zapomina jednak i o duszach ich, a jeśli potrzeba im oczyszcze nia i ulgi, w spiera je swemi modłami. W skazując w ier
nym drogę prawą, niosąc im ulgę i zbawienie, udzie
lając darów niebiańskich, spieszy im nieustannie z po
mocą, od urodzenia aż do grobu, aż do radości n ie
biańskich.
S łu g a p rze b a c ze n ia
Z pośród w ielu władz, które kapłan ku dobru mi
stycznego ciała Jezusa Chrystusa posiada, zamierza
my się rozw ieść dłużej nad jedną, w ym ienioną już w y
że]; mamy na m yśli ową władzę, „której—aby przyto
czyć zdanie św. Jana Chryzostoma — B óg nie udzielił
ani aniołom ani archaniołom ” (O k a p ła ń stw ie , ks. III,
5), m ianowicie władzę odpuszczania grzechów: „któ
42 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
rych odpuścicie grzechy, są im odpuszczone; a któ
rych zatrzym acie, są zatrzym ane” (Jan XX, 23). Pełna tajemniczej grozy jest ta władza i tak B ogu tylko wła
ściwa, że nawet pycha ludzka m usiałaby odrzucić mo
żliw ość powierzenia jej ludziom śmiertelnym: „Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam B ó g ” (Mar.
II, 7).
I naprawdę, widząc człow ieka taką sprawującego władzę, nie m ożem y pow strzym ać się, aby, nie na spo
sób faryzeuszów , ale pod wpływem w ielkiego zdum ie
nia nie powtórzyć słów : „Któż jest ten, co nawet grze
chy o d p u sz c z a ? ” (Łuk. V II, 49). A jednak Chrystus, B óg-człow iek, „który miał i ma moc na ziemi odpu
szczania grzech ów ” (Luk. V, 24), podzielił się nią z ka
płanami w tej myśli, aby w nadmiarze m iłosierdzia B ożego um ożliwić oczyszczen ie duszy, którego p otrze
bę sum ienie ludzkie tak głęboko odczuwa.
Stąd w ielka w ypływa pociecha dla każdego w ino
wajcy, niepokojonego w yrzutsm i sum ienia i żałujące
go, bo słyszy nad sobą w ypow iedziany w im ieniu Boga w yrok: „Ja cię rozgrzeszam z grzechów tw o ich ”. Cho
ciaż sły szy go z ust takiego człowieka, który sam musi p rosić innego kapłana o wyrok podobny, nie um niej
sza to w jego oczach w ielkości zm iłowania B ożego, lecz wydaje się ono jeszcze w znioślejsze: poznaje b o wiem, że to i*aczej ręka Boża, niż ludzka dokonuje zdum iewającego tego dzieła. D laczego — aby przyto
czyć słowa sławnego pisarza, który z rzadką u św iec
kich przenikliw ością mówi o rzeczach św iętych—„ile kroć kapłan, drżąc na m yśl o własnej niegodności a ogrom ie piastowanej władzy, w zniesie nad p och y loną głową naszą pośw ięcone swe ręce; ilekroć upo
korzy się tem, że stał się szafarzem krwi świętego
przymierza; ilekroć wypowie zdum iony słowa, dające
żywot; ilekroć sam pełen w iny rozgrzeszy grzesznika,
powstajem y od jego stóp z tem przeświadczeniem ,
żeśm y nie dopuścili się czegoś n iegodnego... W szakże
klękając u stóp człowieka, przedstaw iającego osobę
Nr. 2 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki 43
Jezusa Chrystusa, czynim y to w tej m yśli, aby uzy
skać bezcennną god n ość dzieci i synów B ożych ”. (Man- zoni, O sse rv a zio n i su lla m orale cattolica, r. X Y IiI).
Skoro ta władza, osobnym sakram entem pow ie
rzona kapłanowi, z n iezniszczalnego wypływa charak
teru, przez który stał się kapłanem na w iek i” (Zob.
Ps. CIX, 4), na podobieństw o Tego, w którego kapłań
stwie uczestniczy, dlatego nie jest znikom a i przem i
jająca, ale stała i trwała. Chociażby kapłan z ułom no
ści ludzkiej popadł w błędy i hańbą się okrył, nie zdoła nigdy zetrzeć z duszy charakteru kapłańskiego.
A nadto zdobywa w sakram encie kapłaństwa nietylko ten charakter kapłański, nie tylko owe wzniosłe, w y żej w ym ienione uprawnienia, ale w zbogaca się jeszcze nową, osobną łaską i osobną pomocą. Jeśli tylko ze
chce ochoczo i wiernie w spółpracować z działaniem niebiańskim tych darów, będzie m ógł zawsze godnie i bez zniechęcenia w ypełniać trudne obowiązki swego stanu i uniknie się tej strasznej odpow iedzialności, przed którą drżeli nawet tacy m ocarze chrześcijań
sk iego kapłaństwa jak Chryzostom, Am broży, Grze
gorz W ielki, Karol Borom eusz i w ielu innych.
A p o s to ł p r a w d y i m iło śc i
Kapłan jest nadto sługą Chrystusowym i szafarzem tajemnic Bożych (Zob. I Kor. IV, 1) także w ogłosze
niu słow a” (Dz. Ap. VI, 4) i to z obowiązku, którego odrzucić nie może i z nakazu Zbaw iciela, którego mu pominąć nie w oln o: „Idźcie w ięc i nauczajcie w szyst
kie narody..., nauczając je, by przestrzegały w szyst
kiego, cokolw iek wam przekazałem ” (Mat. XXVIII, 19> 20). K ościół Jezusa Chrystusa, stróż i nieom ylny n auczyciel Objawienia B ożego, rozdziela wszędzie za pośrednictwem kapłanów skarby prawdy Bożej, g ło sząc tego, który jest „Światło prawdziwe, które ośw ieca każdego człowieka, gd y na ten świat p rzych od zi”
(Jan I, 9) i Bożą rozsiewa hojnością owo nasienie,
małe co prawda i przez mądrość ludzką wzdardzone,
44 M ie sięc z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
które jednak na podobieństw o ziarna gorczycznego m ocne i głębokie zapuszcza korzenie w duszach tych, którzy szczerze pożądają prawdy, i które staje się drzewem tak mocnem i niewzruszonem , iż żadne burze zniszczyć go nie m ogą (Zob. Mat. X III, 31 — 32).
W śród różnorakich błędów, zrodzonych przez um ysł ludzki, nadęty bezprawną i nieokiełznaną swa
wolą, wśród p ow szechnego upadku obyczajów, spow o
dowanego niegodziw ością ludzką, K ościół B oży stoi niby latarnia morska, wskazująca statkom drogę p o
śród ciem ności; on to gani w szelkie odchylenie na je
dną albo drugą stronę, on wszystkim razem i każde
mu z osobna wskazuje drogę prawą. I biada nam, gdyby ta latarnia, nie mówimy, w ygasła — bo niew ąt
pliw ie na podstaw ie niezm iennych obietnic Chrystuso
w ych nigdy się to nie stanie—ale, gd yb y nie pozw o
lono jej rozsiew ać sw oich blasków. W szyscy widzą już jasno, jak głęboko ludzkość upadła przez to, że zuchwale odrzuciła Objawienie B oże a przyjęła zwo
dnicze wskazania błędnej filozofji i m oralności, pod
szyw ającej się pod imię nauki. Jeśli ludzkość wśród powodzi błędów i w ystępków nie stoczyła się jeszcze na samo dno upodlenia, zawdzięcza to prawdzie chrze
ścijańskiej, przenikającej do w szystkich narodów. Ko
ściół bowiem spełnia pow ierzone sobie „głoszenie sło w a” przez kapłanów swoich, stojących na w szystkich szczeblach hierarchji, których w ysyła na cały świat, aby niestrudzenie głosili ową prawdę, która jest je
dyną podstawą w szelkiej cyw ilizacji i bez której ża
dnej cyw ilizacji zachować nie można.
Słowo kapłana dociera do w szystkich ludzi i nie
sie im światło i pokrzepienie; słowo kapłana wynurza się pogodnie nawet z najgłębszego wiru pokus i złu
dzeń, zachęca do cnoty i nieustraszenie obw ieszcza p ra w d ę: ową prawdę, która blaskiem swym rozśw ie
tla trudna zagadnienia życia ludzkiego i do ładu je
sprowadzę; zachęca do takiej cnoty, jakiej nie złamą
N r. 2 M ie się c z n ik D ie ce zja ln y Łucki 45
żadne przeciw ności, której nawet śm ierć nie zniszczy, raczej zapewni jej stałość i nieśm iertelność.
Jeśli zaś po kolei rozpatrzym y przykazania, które kapłan, by w iernie sp ełn ił swe zadanie, często przy
pominać musi, i jeśli rozważym y wewnętrzną ich siłę, stwierdzim y niewątpliwie wielki i dobroczynny wpływ jego na odnow ienie obyczajów i uspokojenie um ysłów.
Dzieje się zwłaszcza wtenczas, k iedy w ielkich i ma
łych poucza o tem, jak krótkie i przemijające jest życie doczesne, jak znikom e są dobra ziem skie a bez
cenne dla duszy nieśm iertelnej dobra duchowe oraz jak surow y będzie wyrok S ędziego w iecznego, który nieom ylnem spojrzeniem Swych oczu w szystkie serca przenika „i odda każdemu w edług uczynków jego”
(Mat. 16, 27). Niema środka skuteczniejszego, niż ta
kie i tym podobne pouczenia, na uśm ierzenie rozbu
dzonych namiętności, na ukrócenie nadm iernego ubie
gania się o dobra ziem skie. Chciwość ta znieprawia i upadla, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, tyle dusz i powoduje, że poszczególne warstwy społeczne miast w spierać się wzajemnie, nam iętnie się zwalczają. Dziś, kiedy egoizm krzewi się niezm iernie, k iedy wszędzie prawie wybuchają spory namiętne i zgubna rodzi się mściwość, pow inniśm y tem więcej i tem gorliwiej gło
sić i przypom inać „nowe przykazanie” (Jan X III, 14) Jezusa Chrystusa, przykazanie m iłości, w szystkich o b o
wiązujące, nie mające i nie w yłączające nawet wroga.
W ciągu dwudziestu wieków w ym ow nie i jasno Przejawiła się zbawienna moc słow a kapłańskiego, w którem odtwarza się i odbija „żywa mowa Boża...
1 skuteczna i przeraźliwsza, niźli wszelaki miecz z obu stron o stry ”, a które stało się „przenikające aż do roz
dzielenia duszy i d ucha” (Zob. Żyd. IV, 12) i wszę
dzie zachęca ludzi do w zniosłych i bohaterskich czy
nów i uszlachetnia serca.
W s z e l k i e dobrodziejstwa, które społeczeństw o
chrześcijańskie przyniosło światu, sięgają korzeniem
jako do od ległego początku sw ego: do słowa i do tru
46 M ie sięc z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
du katolickiego kapłana. Daje to nam niezłom ną na
dzieję na przyszłość, skoro wedle nieprzedaw nionych obietnic Jezusa Chrystusa mamy „mocniejszą m ow ę”
(II Piotr. I, 19).
Także dzieła m isyjne, wykazujące tę samą w spa
niałą żyw otność, jaką z m ocy Bożej posiada Kościół, rozwijają się i postępują głów nie dzięki kapłanom, którzy w niezmiernym i niew ypow iedzianym trudzie rozszerzają jako krzew iciele wiary i m iłości granice Królestwa B ożego na ziemi.
P o śred n ik m ię d z y B ogiem a lu d źm i
Kapłan jest wkońcu, podejmując rów nież i w tej dziedzinie posłannictw o Jezusa Chrystusa, który „spę
dzał noc całą na rozm owie z B ogiem ” (Łuk. YI, 12), i „zawsze żyje, aby się wstawiał za n am i” (Żyd. V II, 25), publicznym i urzędowym pośrednikiem wobec Boga dla wszystkich. Na nim spoczyw a obowiązek składa
nia B ogu Najwyższemu nietylko „ofiary ch w ały” (Ps.
XLIX, 14) w łączności z modłami publicznem i. On to w psalmach, błaganiach i hymnach, w yjętych po więk
szej części z Pism a św., przynosi codziennie B ogu po wiele razy hołd w inny i spełnia w ten sposób w im ie
niu ludzi obow iązek przebłagania tak potrzebny w cza
sach dzisiejszych, jak nigdy przedtem burzliwych i p o
m ocy Bożej potrzebujących. Kto w ypowie, ile klęsk m odlitwy kapłana odw róciły od występnej ludzkości i ile i jak niew ypow iedziane dobrodziejstwa na nią sprowadziły ?
Jeśli już modlitwa prywatna posiada tak u ro czy ste i obronne obietnice Jezusa Chrystusa (Zob. Mat.
VII, 7 — 11; Mar. XI, 24; Łuk. XI, 9 — 13); to n ie
wątpliwie większą jeszcze m ocą i skutecznością od
znaczają się m odły urzędowe, ofiarowane w im ieniu K ościoła, umiłowanej oblubienicy Zbawiciela. Chociaż chrześcijanie w szczęściu zbyt często zapominają o B o
gu, jednak w głębi duszy żywią to niezłom ne prze
konanie, że modlitwa ufna w szystko u B oga uprosić
N r. 2 M ie s ię c z n ik D ie ce zja ln y Ł ucki 47
może, i dlatego w w szystkich okolicznościach ży cio wych uciekają się do tej m odlitwy i proszą o nią ka
płanów w czasie niepow odzeń osobistych lub klęski powszechnej. Od m odlącego kapłana domagają się p ociech y w w szelkiego rodzaju nieszczęściach; do n ie
go uciekają się, prosząc o pom oc niebiańską w cza
sie całej swej ziem skiej pielgrzym ki. Naprawdę „ka
płan stoi pom iędzy Bogiem a ludzką naturą; z nieba podaje nam dary Boga, do nieba wznosi m odlitwy i jedna nas z rozgniewanym B ogiem ” (Św. Jan Chry- zost., Horn. 5 na I z a ja s z a ).
Zresztą, jak w spom nieliśm y w yżej, zdaje się, że nawet w rogowie K ościoła dostrzegają i uznają wielką godność i siłę kapłaństwa katolickiego, skoro napierw - szem m iejscu i z szczególniejszą gw ałtow nością zwal
czają kapłanów, w iedząc dobrze, jak ściśle K ościół związany jest ze swymi sługam i. Ci sami nakoniec w ro
gowie, którzy tak zaciekle występują przeciw kapłań
stwu, zwalczają też namiętnie Boga, a to przynosi ka
płanom szczególn y zaszczyt i czyni ich tem czcigod
niejszymi.
II
CNOTY I WIEDZA KAPŁAŃSKA
Olbrzymia jest zatem, Czcigodni Bracia, godność kapłańska. Szczytnego jej blasku nie zaciem nią opła
kane i pożałow ania godne przew iny nielicznych ka
płanów z ułom ności natury ludzkiej sp ełnione. Rzad
kie te uchybienia nie m ogą pogrzebać w niepam ięci zasług tylu kapłanów, w ybitnych cnotami, wiedzą, gor- iw ością, męczeństwem . Tem więcej, że niegodność człow ieka nie uniew ażnia jego czynności kapłańskich;
wiadomo bowiem, że n iegodność kapłana nie narusza w ażności sakram entów, które skuteczność swoją czer-
^ Zn ^rw^ J0zusa Chrystusa, a nie z świętości kapła
na. Owe środki w iecznego zbawienia działają, żeby uzyc określenia teoligieznego „ex opere op erato” (z we
wnętrznej swojej dzielności).
48 M ie s ię c z n ik D ie ce zja ln y Ł u cki Nr. 2
Jasną jednak jest rzeczą, że godność taka doma
ga się od wszystkich, którzy nią zaszczyceni zostali, w zniosłości ducha, czystości serca i nieskazitelności życia, odpowiadającej majestatowi i św iętości posłan
nictwa kapłańskiego. Ono to, jak nadm ieniliśm y, p o stawiło kapłana jako pośrednika pom iędzy B ogiem a ludźmi, w zastępstwie i z nakazu tego, o którym powiedziano, że jest „jeden pośrednik B oga i ludzi, człow iek Jezus C hrystus” (I Tym. II, 5).
Kapłan pow inien w ięc w miarę sił sw oich dążyć do doskonałości tego, którego sprawuje posłannictwo, pow inien św iętością życia i dobremi uczynkam i p rzy
podobać się Bogu, poniew aż B óg ponad dym kadziel
ni, ponad przepych świątyń ceni i miłuje cnotę. „Po
nieważ (kapłani) stoją — jak mówi św. Tomasz — p o
m iędzy Bogiem a ludźmi, pow inni jaśnieć czystością sum ienia w obliczu Boga i dobrej sław y zażywać u lu dzi” (S u m . Theol., S u ppl., q. 36, a. I ad 2).
Kto przeto św ięty urząd piastuje, a życie w iedzie gorszące, dopuszcza się profanacji i staje się św ięto
kradcą: „Kto nie jest św ięty, nie pow inien świętych sprawować czyn n o ści” ( D e c re t . dist. 88, kan. 6).
Dlatego już w Starym Testam encie nakazał Bóg swoim kapłanom i lewitom: „Niechże tedy świętym i będą, bom i ja Św ięty jest, Pan, który ich uśw ięcam ” (Lew. XXI, 8). Mądry bardzo król Salomon zaś tak prosi w pieśni na pośw ięcenie świątyni wyraźnie do B oga dla synów Aarona: „Kapłani twoi niech się ob loką w sprawiedliw ość a św ięci twoi niechaj się we
se lą ” (Ps. CXXXI, 9). Naprawdę, Czcigodni Bracia — przytaczam y tu słowa św. Roberta B ellarm in a— „jeśli tak wielkiej spraw iedliw ości i św iętości i żarliwości wym agano od ow ych kapłanów, którzy owce i woły ofiarow ali i w ysławiali Boga za dary doczesne, cze
góż, pytam się, żądać będą od tych kapłanów, którzy Baranka B ożego składają w ofierze i za w ieczne dzię
kują dobra”? ( E x p la n a t. in P salm os, Ps. CXXXI, 9).
„Wielka jest co prawda god n ość prałatów — powiada
N r. 2 M ie sięc z n ik D ie c e z ja ln y Ł u ck i 49
św. W aw rzyniec Justynjan — ale wieksze jest brze
mię: Na w ysokim stopniu postawieni są na oczach lu dzi, godzi się przeto, aby w oczach W szystkow idzą- cego stanęli na w yżynach cnoty; inaczej bowiem w y
w yższeni są nie na zasługę, lecz na własną zgu b ę”
(D e instit. p r a e l, r. II).
N a śla d o w a n ia C h ry stu sa
W rzeczy samej w ym ieniliśm y już krótko w szyst
kie pow ody na wykazanie w zniosłości kapłaństwa ka
tolick iego. Przychodzą nam one znowu na m yśl, k ie
dy pragniem y usilnie zachęcić kapłanów do całkow i
tej świątobliw ości życia, do której są zobowiązani. Jak bowiem u czy D októr A nielski, „do god n ego sprawo wania św ięceń nie w ystarcza zwykła dobroć (moralna), lecz wym aga się dobroci w y b itn ej: jak ci, którzy przyjęli św ięcenia ponad lud w stopniu św ięcenia są postaw ieni, tak też św iętością powinni ten lud prze
w yższać”. (S u m . Teol. U zu p., q. 35, r. I ad 3). W szak
że ofiara Eucharystyczna, w której nieskalany Bara
nek, gładzący grzechy świata, ofiaruje się Bogu, w szcze
gólniejszy sposób domaga się od kapłana, aby św ię
tością życia i czystością obyczajów wedle sił p rzyp o
dobał się B ogu, któremu codziennie przynosi ową naj
czcigodniejszą ofiarą będącą Słowem Bożem, które z m iłości stało się człowiekiem . D latego K ościół przez usta biskupa napomina diakona przyjm ującego św ię
cenia kapłańskie. „Rozważcie, co czynicie, naśladuj
cie oo spraw ujecie”. (P on tif. R om . p r z y św ięć. kapł.).
Kapłan jest pozatem szafarzem łask B ożych, które ze źródła wypływają z sak ram en tów : nie godzi się, aby taki szafarz sam był pozbaw iony tej drogocennej łaski, albo w artości jej nie uznawał i opieszale jej bronił. Nadto kapłan ma uczyć prawd wiary; ależ nie można godnie i skutecznie wykładać prawd religijnych, jeśli cnota nie potwierdza pouczania w e
dle przysłow ia: „Słowa poruszają, przykłady p ocią
gają • Kapłan ma również obowiązek obwieszczania
50 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł u ck i Nr. 2
prawa ew angelicznego; jeśli przeto pragnie, aby słu chacze prawo to przyjęli, osiągnie to najpewniej i naj
skuteczniej z pom ocą łaski Bożej, jeśli lud ujrzy, że kaznodzieja sam św iętością życia i własnym przykła
dem głoszone prawdy potwierdza. P rzyczyn ę tego ob
jawu podaje przenikliwie św. Grzegorz W ielkitem isłow y:
„Taki głos łatwiej trafia do serca słuchaczy, który zaleca życie kaznodziei, poniew aż w ykonanie tego, co Dakazuje, ułatwia własnym przykładem , pokazując, jak n ależy postępow ać” (Listy, ks. I, list 25). Święte k sięgi pouczają nas, że tak właśnie postępow ał boski Zba
wiciel, który „począł czynić i u c z y ć ” (Dz. Ap. I., 1);
a tłum y witały go radosnem i okrzykami n ietylk o dla
tego, że „nigdy człow iek nie przemówił tak, jak ten w łaśnie” (Jan VII, 46), ale głów nie z teg o powodu, że
„dobrze w szystko u czy n ił” (Mar. V II, 37). Tych zaś, którzy „mówią, ale nie czyn ią” m ożnaby przyrównać do pism a uczonych i do faryzeuszów , których Chrystus zganił — nie naruszając jednak pow agi słowa Bożego, które głosili z urzędu—kiedy temi słow y lud napomi
nał: „Na katedrze mojżeszowej zasiedli uczeni i fary
zeusze. W szystko zatem, eokolw iek wam powiedzieli, zachowajcie i u czy ń cie” (Mat. X X III, 2, 3). K tokolw iek przykładem w łasnego życia nie poleca prawdy prze
dłożonej, ten niewątpliwie niszczy jedną rękę, co drugą zbudował. Łaskawie natom iast błogosław i B óg trudom tych nauczycieli Ewangelji, którzy wpierw zaczynają z całej duszy pracować nad własnem uświęceniem ; wtedy zjawiają się obficie kwiaty i ow oce ich ap ostol
stwa, potem ich zroszone, a oni sami w czasie żniw wrócą z w eselem , niosąc snopy sw oje” (Ps. XXV, 6).
N ależy jeszcze nadm ienić, że kapłan niebezpieczną bardzo popełnia pom yłkę, jeśli pod wpływem źle p o jętej gorliw ości zaniedbuje w łasne uśw ięcenie, a w szyst
kie swe siły pośw ięca pracom zewnętrznym , choćby najlepszym , sw ego posłannictwa. Tak bowiem p ostę
pując, n ietylko na szwank naraża wieczne swoje zba
w ienie — czego lękał się dla siebie apostoł narodów,
Nr. 2 M ie sięc z n ik D ie c e z ja ln y L uckl 51
temi słow y: „Karzę ciało moje i w niew olę podbijam, bym snać, gd y nauczam innych, sam nie został od
rzu con y” (I Kor. IX, 127) — ale, choćby nawet łaski Bożej nie utracił, zagubi w sobie nieuchronnie owo dobroczynne tchnienie Ducha Ś w iętego”, które udziela zadziwiającej pom ocy i skuteczności zewnętrznym czynnościom apostolstwa.
Jeśli zresztą w szystkich chrześcijan obowiązuje to przykazanie: „Bądźcież ted y doskonałym i, jak i oj
ciec wasz nieb eski doskonały jest” (Mat. V, 48), o ile więcej powinni do siebie odnosić te słowa Mistrza B oże
go kapłani, którzy osobnem wezwaniem Boga do ści
ślejszego naśladowania Jezusa Chrystusa są powołani.
D latego też K ościół n ałożył na w szystk ich d uchow nych surow y ten obow iązek, włączając go do ustaw sw oich: „Duchowni powinni świętsze, niż ludzie św iec
cy w ieść życie wewnętrzne i zew nętrzne i p rzyśw ie
cać im przykładem cnót i wzorowem życiem ” (Cor.
Iur. C an., kan. 124). Ponieważ zaś Kapłan „miasto Chrystusa poselstw o sprawuje” (II Kor. Y, 20), dlatego pow inien tak żyć, aby do siebie mógł odnieść te sło
wa apostolskie: „Bądźcie naśladowcam i moimi, jakom ja jest naśladowcą C hrystusa” (I Kor. IV, 16; XI, 1);
powinien żyć jak drugi Chrystus, który blaskiem swej cnoty ośw iecał całą ludzkość i jeszcze oświeca.
P o b o żn o ść k o p ła ń sk a
Lubo w duszy kapłana w szystkie cnoty krzewić si3 mają, przystoją jednak niektóre w szczególniejszy sposób sługom Bożym . Przedew szystkiem pobożność, w edle napom nienia A postoła narodów danego w ielce um iłowanem u uczniowi T ym oteuszow i: „A ćwicz się w p ob ożn ości” (I Tym. IV, 7). Skoro bowiem kapłan tak ściśle, tak serdecznie i często z Bogiem przestaje, wynika stąd jasno, że w szystkie jego czynności prze
siąknięte być muszą pobożnością. Ponieważ zaś p o
bożność „do w szystk iego jest p ożyteczna” (Tamże IV, 8),
tern więcej potrzebna jest do kapłańskiego zadania.
52 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Łucki Nr. 2
Gdzie brak lub następuje zaniedbanie pobożności, tam nawet najświętsze zajęcia i najwznioślejsze obrzędy odbywają się m echanicznie i z przyzw yczajenia. Skoro niema w nich ducha, niema też życia. Ale pobożność, o której, Czcigodni Bracia, mówimy, nie jest pow ierz
chowną i czysto zewnętrzną pobożnością, która je
dynie schlebia duszy, ale jej nie żywi ani do św ię
tości nie pobudza; mamy raczej na m yśli ową grun
tow ną pobożność, która nie ulega zmiennym nastro
jom duszy, ale opiera się na tak m ocnych podstaw ach wiary i rozbudza tak silne przekonania, że kto ją posiada, oprzeć się zdoła wszelkim pokus podm u
chom.
Chociaż przedew szystkiem wznosić się winna do Ojća w niebiesiecb, niech niem niej obejmuje Bogarodzi
cę Dziewicę. Kapłani bowiem mają z gorętszą niż św ieccy do Matki Bożej odnosić się m iłością, poniew aż, jak kapłan ściśle jest zw iązany z Chrystusem, tak też Marja na zawsze złączona jest z Boskim Zbawicielem .
C elibat
Inną przepiękną, a z pobożnością ściśle złoczoną ozdobą kapłaństwa katolickiego jest czystość obycza
jów, która duchownych obrządku łacińskiego, posia
dających święcenia w yższe w całej pełni i w zupełnem oddaniu tak silnie obowiązuje, że gd y się jej sprzenie
wierzają, popełniają tem samem świętokradztwo (C od.
Iur. C an., can. 132, § 1).
Chociaż prawo takie nie wiąże duchownych Ko
ścioła w schodniego, jednak i tam jest celibat k ościelny w w ielkiem poważaniu, a w pew nych wypadkach, zwłaszcza gdy chodzi o w yższe stopnie hierarchji — jest warunkiem i nakazem.
Że cnota ta przystoi sługom Bożym , poznajem y już w świetle rozumu. Skoro bowiem „Bóg jest du
chem ” (Jan IV, 24), wydaje się rzeczą bardzo odpo
wiednią, aby ten, co się Bogu oddaje na służbę, p o
niekąd „w yzbył się cia ła ”. Już starzy Rzym ianie uw a
Nr. 2 M ie się c z n ik D ie ce zja ln y Ł ucki 53
żali to za bardzo stosowne. Kiedy najsławniejszy ich mówca przytoczył starodawne ich p ra w o : „Do bogów przystępuj w czysto ści”, tem i je słowy objaśnił: „Pra
wo nakazuje przystępow ać do bogów w czystości, to jest z czystą duszą, od której w szystko zależy; nie w y
łącza to czystości ciała, bo należy to tak rozum ieć, że skoro dusza przew yższa ciało, a uważa się, że należy je zachować w czystości, więc tembaraziej trzeba dbać o czystość d u szy” (M. T. Cic., D e leg. ks. I I r. 8, 10).
W księgach Starego Testam entu zaś nakazał Mojżesz w im ieniu Boga Aai’onowi i synom jego, by w ciągu tygodnia, w którym odbywały się ich św ięcenia, nie w ychodzili z namiotu, a tem samem zachowywali przez w szystkie te dni wstrzem ięźliwość (Job. Lev. V III, 33-35).
A od sługi N owego Zakonu, który tak bardzo przew yższa kapłana Starego Zakonu, wym aga się bez wątpienia większej jeszcze czystości. Pierw sze zarysy celibatu zawarte są w 33 Kanonie Soboru Elwiryjskie- go, który odbył się na początku czwartego wieku, k ie
dy srożyło się jeszcze prześladow anie chrześcijan, co św iadczy o tem, że celibat dawno już b ył w zw ycza
ju. Przepis ów prawny nad&je tylk o moc prawną p e
wnemu, że tak powiem y, postulatowi, wypływającem u z E w angelji i z nauki apostołów. Ponieważ Mistrz Bo
ży, którego wysławiam y jako „kwiat Matki D ziew icy”
(Zob. B re v . R z y m ., Hymn. ad Laud. in festo SS. Nom.
Jesu), zawsze tak w ysoko stawiał dar czystości, że w y
nosił go ponad zwykłą cnotę ludzką (zob. Mat. XIX, 11); poniew aż od najm łodszych lat chciał się w ycho
wać w domu nazaretańskim, razem z Marją i Józefem, żyjącym i w dziewictwie; ponieważ szczególną m iłością pokochał czyste dusze jak Jana Chrzciciela i Jana Ewangelistę; poniew aż nakoniec wierny tłumacz pra
wa ew angelicznego i nauki Chrystusowej, A postoł na
rodów, wysławia bezcenne dziew ictw o—zwłaszcza, o ile
się przyczynia do gorliwej służby B ożej—pisząc: „Kto
bez żony jest, stara się o to, co Pańskiego jest, jakby
się podobał B o g u ” (I Kor. V II, 32), dlatego m usiało
54 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki Nr. 2
to wszystko, Czcigodni Bracia, ten w ywołać skutek, że kapłani N owego Przym ierza usłyszeli wezwanie n ie
biańskie do wyjątkowej tej i jedynej cnoty i zapra
gnęli przyłączyć się do liczb y tych, „którym dano jest pojąć to sło w o ” (zob. Mat. XIX, 11), oraz dobrowolnie przyjęli ten obowiązek, który później stał się wiążą
cym przepisem w całym kościele Łacińskim . W szakże Sobór Kartagifiski pod koniec wieku czwartego za
chęca: „abyśmy rów nież zachowali to, czego uczyli apostołow ie i sama przestrzegała starożytn ość” (Sob.
Kart. II, kan. 2; zob. Mansi, C ollea. C onc. t. III. 1. 191).
Niebrak też nawet u najw ybitniejszych Ojców Ko
ścioła W schodniego świadectw, w ysławiających w znio
słość celibatu k ościeln ego i dowodzących, że także w tej sprawie panowała w owym czasie m iędzy K ościo
łem Zachodnim a W schodnim zgoda tam wszędzie, gdzie przestrzegano surow szych zasad życia. Tak w ięc,—żeby tylko znakom itsze przytoczyć przykłady—
św. Epifanjusz pod koniec czwartego wieku oświadcza u roczyście, że celibat rozciąga się aż na subdiako- nów: „Kto dotąd żyje w m ałżeństwie i dzieci w ycho
wuje, tego, chociażby b y ł mężem jednej żony, (Ko
ściół) w żaden sposób do św ięceń diakona, kapłana, biskupa, ani subdiakona nie dopuszcza; dopuszcza ty l
ko takiego, co albo w yrzeka się w spółżycia z żoną, albo przez śm ierć żonę utracił; dzieje się to zwłaszcza tam, gdzie ściśle przestrzegają kanonów k o ścieln y ch ” (Św. Epif., A d v e r s u s haeres. P a n ar. 59, 4; Mignę P. G.
t. 41, ł. 1024). Lecz ponad w szystkich w ym owny wy
daje się w tej sprawie Syryjczyk św. Efrem, diakon ede3seński i Doktór całego Kościoła, który „słusznie nazw any jest cytrą Ducha Ś w iętego” (B rew . R z y m ., dn. 18 czerwca, lekc. YI). W ierszem przemawia w te słow a do przyjaciela swego, biskupa Abrahama: „Słu
sznie nosisz im ię Abrahama, poniew aż i ty stałeś się
ojcem wielu; ponieważ jednak nie masz żony, jako
Abraham miał Sarę, dlatego żoną twoją jest trzódka
twoja. W ychowaj jej synów w prawdzie swojej, niech
Mr. 2 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y L u ek l 55
staną się duchowem i dziećm i twemi i synam i obietni
cy, aby stali się dziedzicam i w Edenie. O p ięk n y ow o
cu czystości, w którym upodobało sobie kapłaństwo...
zawrzał róg i nam aścił cię, ręka spoczęła na tobie i wybrała cię, K ościół upatrzył i pokochał c ię ” ( C a r- m in a N iseh a en a,) pieśń 19). A na innem miejscu: „Nie w ystarcza kapłanowi, ofiarującem u żywe ciało, i imie- niowi jego oczyszczen ie duszy i poskrom ienie języka i um ycie rąk i rozjaśnienie całego sw ego ciała, lecz o każdym czasie cały czysty być powinien, ponieważ jako pośrednik postaw iony jest m iędzy Bogiem a lu dźmi, Chwała niech będzie temu, który o czyścił swe słu gi” (Tamże, pieśń 18). To samo utrzymuje Chryzo
stom: „Dlatego pow inien być kapłan tak czysty, jak gd yb y znajdował się w niebie wśród Potęg anielskich (O kapŁ, ks. I I I r. 4).
Zresztą sama w zniosłość kapłaństw a katolickiego, oraz, żeb y użyć wyrażenia św. Epifanjusza, jego „nie
słych an a dostojność i godność" ( a d v . haeres. P anar.
59, 4; Mignę O. G. t. 41, ł. 1024), o której w spom nie
liśm y powyżej, wymaga owej największej ozdoby ka
płaństwa, jaką jest celibat, i uzasadnia potrzebę p ra
wa, nakładającego na sługi ołtarza taki obowiązek.
Czyż temu, kto piastuje urząd przew yższający p onie
kąd urząd duchów niebieskich, „które stoją przed Pa
nem ” (zob. Tob. XII, 15), nie przystoi w edle sił w ieść życie niebiańskie ? Czyż temu, kto cały ma być „w tych rzeczach, które Pana są ” (zob. Łuk. 11.49; I Kor.
V II.32), nie godzi się, aby w yrzekł się spraw przy
ziem nych i żeby „obcowanie jego było w n ieb iesiech ”?
(zob. Filip. III, 20). Czyż temu, kto gorliw ie i wytrwa
le pracow ać pow inien nad zbawieniem dusz i dzieło Odkupienia wspom agać, nie wypada, aby był w olny od trosk rodzinnych, któreby niemałą część energji jego p ochłonęły i rozproszyły?
Jest to zaiste widok w spaniały i god n y podziwu,
zachodzący tak często w K ościele Katolickim, kiedy
spogląda się na m łodych lewitów, którzy przed św ię
56 M ie się c z n ik D ie c e z ja ln y Ł u ck i Nr. 2
ceniem subdiakonackim , zanim oddadzą się w całości na w yłączną służbę Bożą, z wolnej i nieprzym uszonej woli wyrzekają się radości i pociech uczciw ie dostęp
n ych w innym sta n ie ! M ów im y: z wolnej i n iep rzy
m uszonej woli; chociaż bowiem po św ięceniach nie m ogą już w związki m ałżeńskie wstępować, to jednak do św ięceń przystępują z własnej tylko woli, przez żadne prawo i przez n ikogo nie przym uszeni (Zob.
(C od. Iur. Can., kan. 97l).
Nie m ożem y jednak, aby słowa nasze, zalecające celibat k ościelny, zrozumiano jako naganę odm ienne
go zwyczaju, panującego w K ościele W schodnim , lecz pragniem y jedynie podkreślić tę prawdę, że celibat uważam y i za szczeg óln y tytuł do chw ały dla kapłań
stwa katolickiego i że on wydaje się nam najlepiej i najwięcej odpowiadać zamiarom N ajśw iętszego Ser
ca Jezusow ego w sprawie dusz kapłańskich.
P o w śc ią g liw o ś ć w obec dóbr ziem sk ich
N ietylko jednak zam iłowaniem czystości, lecz n ie
mniej pow ściągliw ością w obec dóbr ziem skich mają się słudzy B oży odznaczać. W olni od egoizm u i nie ulegając żadnej pokusie, winni iść przez ten świat, na którym w szystko oblicza się na pieniądze i gdzie za pieniądze w szystko można sprzedać i kupić. Odrzuca
jąc daleko od siebie wszelką m yśl o ziem skich korzy
ściach,^ niech nie j ubiegają fcię o zysk pieniężny, lecz 0 pożytek dusz nieśm iertelnych, niech nie pożądają 1 nie szukają swojej chwały, lecz chw ały Bożej. Nie mają być najemnikami, którzy pracują dla zapłaty.
Nie mają też naśladować tych, którzy urząd swój na w łasną w yzyskują korzyść i marzą o karjerze. N iech będą „dobrymi żołnierzam i Ohrystusowem i, aby się temu podobali, któremu się o d d ali” (Tym. II, 3, 4).
N iech będą sługam i Boga i ojcami dusz, niech p am ię
tają, że trudów ich i gorliwej pracy żadne skarby, ani zaszczyty ziem skie opłacić i w ynagrodzić nie mogą.
Chociaż nie zakazano im takich pobierać opłat, które
Nr. 2 M ie s ię c z n ik D ie c e z ja ln y Ł ucki 57