• Nie Znaleziono Wyników

Z notesu konwojenta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z notesu konwojenta"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Kijowski

Z notesu konwojenta

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6, 189-195

(2)

Autobiografia

Andrzej Kijowski

Z notesu konwojenta*

(1971) 4 lipca

Niedziela, 7.45, pochmurno. N o w y plan działa­ nia. P r z e c z y t a ć w s z y s t k o raz jeszcze. Nic nie p am iętam .

530 — Co du ch em czasu zwiecie... je s t w ła s n y m du ch em w a s z y m , w k t ó r y m to duchu cz a sy się zw ierciedlą...

591 — C zegóż w y w s z y s c y poznaniem nie zwiecie...

922 — O d w ró ć się, nie p a tr z ku s z c z y t o m w y s o k im , a w s te c z za sie­ bie, na m iasto rzuć okiem...

1179 — bo ta kreatu ra

to nie duch żaden, w s z y s t k o to tresura...

6 lipca

Brak ciągłości i zw ią zk u . K a ż d y w y m ą d r z a się na w łasn ą ręk ę bez szacunku i uw agi dla drugiego, k tó r y robi to samo. N ikt nie w ie r z y w to, ż e z b i o r o w y m w y s i ł k ie m m ożna coś rze c zy w iśc ie ustalić. G d y kom u racji odmówić,, obraża się m ilc z k ie m i p o d e jr z e w a o coś zn acz­ nie gorszego niż niezgoda. P r z y k ła d m oich fe lie to n ó w w „ T w ó r c zo ­ ści”, w k tó r y c h na próżn o u siłow ałem zaczepiać po kolei różn ych au to ró w B rylla, R óżew icza, Dobrow olskiego, jakich ś p u b lic y s tó w i k r y t y k ó w . .. D oc ze k a łem się je d y n ie tego, że B r y ll parę zdań z m o ­ jego a r t y k u ł u o nim, w ł o ż y ł przekręc on e i s k a ryk a tu ro w a n e w usta

* Introdruk. Notes konwojenta. Oprawia plastikowa, papier kl. III 709/m2, kratka 5 mm, 98 kartek... Spółdz. Pracy Warszawa, E. Orzeszkowej 14.

(3)

A U T O B IO G R A F IA 1 9 0

j e d n e j z postaci s w o je j k o le jn e j fa r s y , a r e d a k to r jed n eg o z pism, p o ­ s k a r ż y ł się p r z e d w ła d za m i za ataki na jego „organ” . T a m zastan a­ w ian o się podobnie, c z y je s t to „ t y lk o p o le m ik a ” .

D opiero dziś w id zę , że to nie j e s t kom unał.

Tegoż dnia

M am 43 lata, j e s t e m z d r ó w na ciele i u m y ś le, n ig d y j u ż z d r o w s z y nie będę, ani m ło d s z y , ani p e łn i e j s z y sił i energii, ani t e ż n ig d y nie osiąg­ nę p e ł n ie js z e j ró w n o w a g i biologicznej i u m y s ł o w e j. M am dobrą s y ­ tu a c ję w św iecie, w k t ó r y m ż y j ę , tzn . j e s t e m uznan y, a jedn ocześn ie w c ią ż je szc z e d o sta ję k r e d y t na p r z y s z ło ś ć — n ig d y m o ja s y tu a c ja nie będzie lepsza. M am dobre w a r u n k i — m ieszkanie, pien iądze — a w k a ż d y m razie n ig d y nie będę m ia ł lepszych . K o r z y s t n e są oko­ liczności p o lity c zn e , p o n ie w a ż nie grożą k a ta k liz m e m , ani t e ż nie zm u s z a ją do n ie m iłe j m i c z y u c ią żliw e j działalności. N i g d y za m o j e ­ go ż y c ia nie będzie lepiej. Jeśli chcę coś zrobić, to t y l k o teraz. Żadne okoliczności łagodzące nie będą brane pod uwagę.

12 lipca

D laczego ta k się m ę c zę pracą, dlaczego j e j ta k unikam? Ilekroć r o ­ bię coś po n iże j w ł a sn y c h w y m a g a ń , p o w o łu ję inn ych na św ia d k ó w : m a m praw o, n a le ż y m i się, m ogę sobie pozw olić, w s z y s c y tak robią itd. W sz e lk ie o d s t ę p s t w o od n o r m y e ty c z n e j je s t u s tę p s t w e m na r z e c z n o r m y p r z e c ię tn e j; pogw ałcon a e t y k a szu ka alibi w obyczaju .

13 lipca

C z y ta n ie „P r o m e t e u s z a ” A n d r z e je w s k ie g o . Co w ła śc iw ie z n a c zy r o z ­ bieranie P rom eteu sza? K i m są bogow ie, je ż e li s k a z a w s z y na r o z e ­ branie jed n e g o spośród siebie, odn ajdu ją w n im z w y k ł e g o c zło w ie ­ ka?

B oskość = s u p e r w ie d z a , w ie d z a sięgająca ponad p r ze c iw ie ń stw a . To dobre.

R o z m o w a H er m e s a z Herą; bogow ie boją się, że c z ło w ie k im w y d r z e w ładzę . Och, c z y rze c zy w iś c ie ? C zło w ie k s t w a r z a za r ó w n o b o g ó w ja k t y r a n ó w , a b u n t y jego p r z e c iw n im są d o sy ć d w u zn a czn e. Z w a ­ lając je d n y c h , k r e u je n a s tę p n y c h i w s z y s t k o w sk a z u je na to, że b e z ucisku obejść się nie m oże. Jego w a lk a o w olność ogranicza się do p r z e jś c io w e g o sp r z y ja n ia n o w y m p r e te n d e n to m , k t ó r y c h m a za w y ­ zw olicieli.

(4)

nicę, że oboje są sn em ludzi? W ięc po cóż ich A. dalej śni? Śnić s n y k r y ty c z n e ? Sny, k tóre się sam e analizują?

W s z y s t k o to je s t j a k b y konfrontacja dw ó ch różn ych super ś w ia d o m o ­ ści. S u pe r św iadom ość Zeusa je s t teologiczna, su p er św iadom ość P ro ­ m e te u s z a hum an istyczn a. W alczące t e d y ze sobą d w a s t e r e o t y p y , a o b y d w a należą do szkolnej w ie d zy .

14 lipca

Co j e s t śmieszne?

Co je s t przeła m a n ie m kon w encji. S p o łe czeń stw o m usi b y ć bardzo m ocno przekonane, że coś m u s i o d b y w a ć się w p e w ie n o k reślo n y sp o ­

sób, a b y zaskoczyło je i w trąc iło w k o n w u ls je n ie o c ze k iw a n e ...

15 lipca

Nie w s z y s tk o , co nie jest pow ażne, je st śmieszne; śm iech nie je s t bra­ kiem powagi, ale ciosem w pow agę w y m i e r z o n y m , jest a n ty p o w a g ą . Więc pow aga je s t w a r u n k ie m śmiechu.

27 lipca

Strach.

Strach — lenistwo.

Strach — p rz e d t y m jak się zach ow am i jak w ykon am ... S trach — zależność od innych ludzi.

S trach — pragnienie sprostania. S trach — n ieautentyczność.

Strach — g d y tracę w łaśc iw ą mi m iarę, miarę która m nie w e ­ w n ę trzn ie obow iązuje.

1 sierpnia

B ajeczka o str a s z n y m zb ó jcy, którego w s z y s c y ta k się bali, że p r z e ­ stali w ogóle zapuszczać się w okolice, gdzie on grasował. Pokolenie za poko len iem w zr a sta ło w przekonaniu, że te okolice w ogóle nie istnieją; t u ż pod b okiem sto lic y p o w sta ła terra incognita, biała p la ­ ma, na ża d n ej nie oznaczana mapie, w ż a d n y m nie opisana p o d ręc z ­ niku.

A ż ra z — dziecko spuszczone nieopatrznie z oka (niesforne dzieck o , znane z w ie lu w y b r y k ó w , z tego m i ę d z y inn ym i, że pow iedziało k ie ­ d y ś królow i, iż j e s t nagi) p o w ę d ro w a ło sobie w zakazaną okolicę ciek a w e ja k te ż w y g l ą d a s tra szn y zbójca i jego banda. Idzie, idzie... W t e m w id z i żebraka... T en la m en tu je i pow iada sw oją historię: t a k r tak, b y ł y to sm u tn e r e s z tk i strasznego zbója, którego im ie n iem str a ­ szono dzieci. N ik o m u nie p r z y s z ło do g ło w y , jak bardzo m usiał zd zia

(5)

-A U T O B IO G R -A F I-A 1 9 2

dzieć, skoro n ik t nie zapu szczał się w jego stronę, a b y się dać ogra­ bić.

8 sierpnia, K ąty Rybackie

Na dnie, i m o że w łaśn ie na dnie...

C z y t . S a r tr e ’a ,,Co to j e s t lite ra tu ra ” . Napisać podobną historię p i­ sarza w s p o łe c z e ń s tw ie polskim . O d p o w ie d z ie ć na p y ta n ie dla kogo

pisze się dziś, tu, u nas. Po co pisze się dziś, tu, u nas, K t o pisze etc. Le m alade pou r s’e v a d e r a besoin de la clé de l’asile a rrive à croire qu’il est lu i- m e m e c e tte clé.

W e d łu g S a r tr e ’a j e s t to p a cjen t w y le c z o n y . M nie się z d a je, że to schizofrenik, dla któ reg o j u ż nie m a nadziei.

D la S a r tr e ’a istn ieją d w ie realności: c z ło w ie k i klasa. Fantasm agorie k u l t u r y p o w s ta ją w d ia le k ty c z n y c h zw iązkach , jakie m i ę d z y t y m i d w i e m a realnościam i się tw o rzą . T o te ż jego za in te re so w a n ie k u lt u ­

rą j e s t obciążone n iew iarą. Bada ją jak l e k a r z-p sy c h ia tr a zapiski c z y m a lo w id ła sw oich pa cjen tó w : z u śm ie c h e m niedow ierzania, w i e ­ dząc, ż e a b y fac eta u zd r o w ić tr z e b a i tak, p o m im o jego ta le n tó w ,

za a p lik o w a ć m u z a s t r z y k lub w s tr z ą s e le k t r y c z n y . S a rtre t e ż w ie, ż e c z ło w ie k a m o że zm ien ić (u zdrow ić) t y l k o rew o lu c ja klasowa. Skąd w ie? P o n ie w a ż realne z m ia n y m ogą n a stę p o w a ć ty l k o m i ę d z y r e a l ­ nościam i, w e g z y s te n c ji, nie w esencji. K u ltu r a w g S a r tr e ’a je s t

esencją.

* * *

Sny: ptaki, k tó re p r z e m ie n ia ły się w d rzew a , ale z tkanin, a te z n ó w ro z d z ie r a ły się w s tr z ę p y , w łach m any, w k łę b o w is k a w ę ż ó w , glist... A ni ch w ili od p o czy n k u , ani m ie jsc a p u ­ stego w n ie u sta n n y m p r z e p ł y w a n i u i p r z e tw a r z a n iu się form , k t ó r y m t o w a r z y s z y ł a m o ja radość szalona, ja k m u z y k a , i r y t m , w k t ó r y m w id ze n ie m o je p r ó b o w a łe m od razu opowiadać. I w y ło n iła się z tego p r z e p y c h u f o r m postać m o j e j ukochanej: z b y t k o w n a , delikatna, z a­

j ę t a, tzn. nie zw racająca na m nie uwagi, cierpiąca, ale poddająca się w s w o im cierpn ien iu m o je j dobroci i gotow ości, godząca się na to, a b y m n ie w łaśn ie p o w i e r z y ć się i z m i ł y m zd u m ie n ie m docenia­ jąca m o je oddanie. P o ł ą c z y liś m y się w t a je m n ic y , w z m o w ie p r z e ' •ciwko n a s z y m o s o b n y m z o b o w i ą z a n i o m . W e s z l i ś m y do lu k su so w eg o lokalu, na k t ó r y m nie nie było stać — a ona o t y m w iedziała, lecz p r z e z d e likatn ość i z w ie lk ie g o zm ęcze n ia nie opono­ wała. S łu żb a kłaniała się nam , co ona p r z y j m o w a ła naturalnie, a ja

(6)

z doskonale udaną obojętnością, choć w iedziałe m , że będzie to m ó j je d n o r a z o w y w y s t ę p i że całe m o je szczęście na t y m się skończy. I t y l k o r y t m w i e r s z o w a n e j opowieści — ju ż dla kogoś, j u ż dla ś w ia d k ó w przezn aczon ej, j u ż g o to w e j dla publiczności — stu kał w e mnie, jak podniecone serce. O pow iadałem o j e j o b jaw ie n iu się, 0 j e j p rz y jś c iu o c ze k iw a n y m od ty lu , t y l u lat, i w opow ieści z d o ­ biłem ją w szych, w cynfolię, w bib u łk o w e k w ia ty , w tandetę, o d zie ­ w ałem ją w p r z e p y c h biedaka — w p ta k i i w stę g i dopiero co w y ­ jaśnione — i n adałem je j imię: o, panno Marago.

P o te m pokazał m i się M rożek w str o ju ja k g d y b y ruskiego popa. S z liś m y gromadą, w jego asyście (tzn. m y ś m y m u asystow ali, ja 1 inni), a w śró d 7ias b y ł jakiś biedaczyna, z a w is tn y poeta, jak g d y ­ b y A n d r z e j Sz. — m ilc zą cy i p r ze b ra n y jak M rożek w złotą kapę.

M rożek odpędził go. Ten k rzy c za ł z daje się bronił się. — Nie rób m u tego, nie rób, S ła w e k — błagałem M rożka w obronie w ariata — bie­ d a c zy n y . I K. go broniła, która zja w iła się nie w ie d z ie ć skąd — jako spraw iedliw ość, praw ość skromna, a na m iejscu. S n y p rz y g a sły , p ło ­ w iały.

Jeszcze p r zy śn ił m i się nasz n o w y dom, k tó r y u r z ą d za liś m y razem z Kazią: n ow oczesn e m ieszkanie na 10 p ię tr ze z balkonem , k t ó r y przec h y la ł się, g d y było nań wstąpić. A b y spróbow ać, p o w ie d zia łe m Kazi: w łó ż na siebie co m asz n ajpię kn iejszego — t ę złotą suknię i szal

— i w e ź do ręk i n a jc ię ższy z naszych ta lerz y, i w e j d ź na balkon.

I w e s z ła K azia na balkon, ja k Salome, ta-necznym krokiem , i balkon p r ze c h y lił się (a to m i się śniło w b ib lijn ych zdaniach). P rzec h y lił się ja k kładka. Ja zaś z jakim iś panami, z ja k im iś in ży n ie ra m i d e ­ liberow ałem na te m a t m osiężn y ch balustrad i spec jaln yc h gran ito­ w y c h w sp o rn ik ó w , k tó r y m i trzeba ten balkon umocować, z a b e z p ie ­ czyć.

I jeszcze, jeszcze — jakieś w y b r z e ż e m orskie na południu, gdzie s zu ­ kam u k r y te g o w skałach m iasteczka, w k t ó r y m n ie g d yś b y ł e m s zczę­ ś liw y . Upał, kam ienie, cisza południa, ale w s z y s t k o zdaw ało się dziać u zejścia na M ariensztat.

P rzed sn em w y p i ł e m filiżankę k a w y marago. Zasnąłem łatw o, a p o ­ te m bu d ziłe m się co chw ilę, s z c zę ś liw y i podniecony snami, a w y ­ stra sz o n y biciem serca, o k t ó r y m w iedziałem , że w e śnie p r z e m ie ­ nia się w r y t m w iersza, w r y t m opowieści. Budząc się, m y ś la łe m t y lk o o ty m , a b y sn y w z n o w ić i p o w ta rz a łe m do siebie półgłosem słowa u słyszan e w nich, c z y zobaczone. N a w e t na d w ó r w y s z e d ł e m

(7)

A U T O B IO G R A F IA 194

i sikając pod jabłonką, z z a m k n i ę ty m i oczam i m ó w ił e m coś do ,,pa n ­ n y M arago”, a z a syp ia ją c pra g n ą łe m t y l k o je szc ze w ię c e j kolorów, ale w t y m s a m y m tonie. — Jeszcze t y l k o po rfir , porfir — m r u c z a ­ łe m — po rfir z San V ital i złoto św . M arka — k o lo ry k a w y m arago i j e j blaszanego opakowania.

B y ła w t y m t e ż radość o d k ry c ia n a r k o ty k u i n adzieja na przyszłość: to da się p o w t ó r z y ć . 15 sierpnia U m arł P a w e ł B eylin . 17 sierpnia C z y św ia t j e s t je d n o m y ś ln y ? C z y j e s t b e z m y ś ln y ?

N i g d y nie je s t b e z m y ś l n y . C zasem t y l k o tak się zdarza, że m y ś l n a j ­ isto tn iejsza chodzi bokam i i po kątach się k r y je .

Tu, w ty c h K ą ta c h R y b a ck ic h z d a je m i się, że j e s t e m na końcu ś w i a ­ ta, c z y te ż w ła śn ie w jeg o n a jb a r d zie j z a p a d ł y m kącie. S p ó jr z m y t y l k o dokoła: B a łty k , z a le w , s z u w a r y , piasek, kom ary.... A le co to? Tam, na brzegu p r z e c iw l e g ł y m , nad z a le w e m , jak iś kształt... w ie ż a czy też palec B oży? To F rom bork, w ie ż a K o p ern ik a . Duch polata k ę d y chce i u ż y źn ia m y ś lą n a w e t n a jb a r d zie j ja ło w e okolice. W sza k od F rom borskiej w i e ż y niedaleko i d p r o s te j linii do K ró le w c a , gdzie

B a łty k taki sam bu ry, z a l e w tak sam o cuchnie m u łe m i ry b ą , i k o ­ m a r y tną ta k samo. G d y b y na św ie cie zapan ow ała błogosławiona synchronia, K a n t z K o p e r n ik ie m m o g l ib y się r a z e m w y b r a ć na r y b y rip. do P iasków . I patrząc w s p ła w ik i u cięliby sobie p o g w a r k ę o sen ­ n y m t u t e j s z y m p o w ie tr z u , w k t ó r y m żadn a p o w a ż n ie js z a m y ś l nie m oże się zrodzić.

21 sierpnia, K ąty.

O s ta tk ie m się tu w y t r z y m u j e . J e s te m cały oblep io n y b ru d e m i pias­ kiem , plaża m ę c z y m n ie i drażni, a w bu dzie m o j e j w p r o s t w y s i e ­ d zie ć nie mogę. Du szno w niej, k i e d y ściany się ro z g rz e w a ją , pod n o ­ g am i tr z e s z c z y piasek, w zębach t r z e s z c z y piasek, w p o w i e t r z u roje os i m u c h — w ie c z o r e m zm ie n ia ją je h o r d y ko m a ró w . S ia tk ę w ł ó ż ­ ku m a m zerw a n ą , ta k ż e leżąc w p a d a m w dziurę, z k tó r e j w y g r z e b a ć

ń ę p o t e m trudn o, pełn o w łóżku piasku, a na pościeli śla d y psich lap, bo k tó ż psu zabroni spać na m o im łóżku, k i e d y w y c h o d zę ? J. m ę c z y m nie in t e le k tu a l n y m g a d u ls tw e m . N a śladu je m n ie i p ró b u je w c ią ż w c z y m ś prześcignąć. C zu ję p ie r w s z e o b j a w y starczego z m ę ­

(8)

czenia, g d y słuchając go, m y ślą sobie: a, pies cię... s z y b c ie j p ły w a s z , sz y b c ie j chodzisz, w ię c e j czy tasz, lepiej m ów isz, z d o ln ie js z y jesteś... To całe pisanie... P iszę pod siebie. W s z y s t k o zanadto im p r e s y jn e , z a ­ nadto na w yczu cie.

29 sierpnia, K ąty.

E klezjasta: co za p esy m izm ! I to m a b y ć „Pismo Ś w i ę te ” ?

30 w rześnia, W arszawa.

Samookreślenia:

m ój d o m b y ł d o m e m dziadka b o g a t e g o , w s z y s t k o u nas poch o­ dziło od dziadka b o g a t e g o , ojciec b y ł in tru zem , p rz y b łę d ą .

Dom ojca m o jeg o na przedm ieściu. Ojciec p ro w a d ził m nie ta m jak g d y b y w ta jem n icy . C zu łem się z w ią z a n y z n im i z jego dom em . Nasz sekret: błotnista uliczka, k o sz a r o w y b u d y n e k d a w n e j szkoły. W spom nien ie o dziadku biedn ym : ironiczne jego, ukośne spojrzen ie. Ś m ie rć jego: k r ą ż y m y z b ra te m w okół szk o ły, k tó r e j okna na p i e r w ­ s z y m p ię tr ze zasłonięte ja s n y m i storami. Ciem na cze rw o n a cegła, s to r y koloru piasku, rozgrzane w słońcu parkan y. W y r a z t w a r z y m a tk i m ojej: robi co do niej n ależy, a b y w y k a z a ć w y ż s z o ś ć sw o ją i s w o je j rodzin y. U pokorzen ie ojca. N ien aw iść do ro d zin y m a tk i. D la ­ czego ojciec się nie buntuje? Dlaczego jego rodzina, jego dom, nie m ają dość siły i uroku, a b y m nie przeciągnąć na sw o ją stronę?

Z tego k o n fliktu p o w sta ła ta pustka, w k tó re j poczuciu rosłem . B ył to k o n flik t złego z g o rszym , dw óch nicości o r ó żn ych stopniach n a ­ tężenia. Moją n ienaw iść rozbrajał brak miłości. P u stk a — i z a w s ze ta św iadom ość, że m u szę zaczyn ać od zera, i że t y l k o ja m ogę m ieć rację.

Cytaty

Powiązane dokumenty

2010.. Indagini sulla concezione della frode alla legge nella lotta politica e nella esperienza giuridica romana, M ilano 1983, s. Entstehung, Eigenart und

Prezydium Rady Najwyższej ZSRR - O karaniu niemiecko-faszystowskich przestępców winnych zabójstw i znęcania nad ludnością cywilną i jeńcami czerwonoarmistami,

Podobnie w spraw ie Du Roy i M alaurie przeciwko F rancji 35 Trybunał powtórzył, że nie wolno pozbawiać prasy praw a do inform ow ania opinii pu ­ blicznej o

Nakaz wzbudzania zaufania nie odnosi się tylko do organu prowadzące­ go postępowanie, ale też do innych organów władzy państwowej (władzy sądowniczej,

21 T. Nowakowski, Zakres i metodyka sporządzania raportu o oddziaływaniu na środowi­ sko przedsięwzięć z zakresu gospodarki ściekowej, Wyd.. Oddziaływanie na wody

Таким образом Качмарски, заимствуя отдельные элементы художественного пространства баллады актера-певца (образ всадника и его путешествие по краю

Wśród nowych błogosławio­ nych znalazł się ksiądz Michał Piaszczyński, kapłan Diecezji Łomżyńskiej, profesor i wychowawca Wyższego Seminarium Duchownego w

The Rock Simulator wydaje się w tych funkcjach podobny do The Mountain, choć twórcy wzbogacili tę grę o serię minigier, w których zwyczajowo nieruchomy obiekt, jakim