• Nie Znaleziono Wyników

Moje wspominki o ś. p. Bronisławie Gubrynowiczu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Moje wspominki o ś. p. Bronisławie Gubrynowiczu"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Wilhelm Bruchnalski

Moje wspominki o ś. p. Bronisławie

Gubrynowiczu

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 31/1/4, 586-592

(2)

IM. ADAMA MICKIEWICZA

Dnia 26 maja 1934 roku odbyło się w Pracowni naukowej Zakładu nar. im. Ossolińskich Walne Zgromadzenie Towarzystwa, na którem prof. dr. Wilhelm Bruchnalski, honorowy członek tegoż Towarzystwa, wygłosił niżej ogłoszone:

WSPOMINKI O ŚP. BRONISŁAWIE GUBRYNOWICZU. Na samym wstępie zebrania dzisiejszego niech mi wolno będzie poświęcić wspomnienie naszemu w tern właśnie gronie serdecznemu niegdyś druhowi, ś. p. Bronisławowi Gubrynowieżowi, którem u Opatrzność kazała odejść bez spełnienia należnej liczby lat na wieczny spoczynek tam, gdzie niema żadnej już zgoła pracy ani społecznej ani politycznej, ani tej najszlachetniej­ szej i najbezinteresowniejszej, której owoce ostoją się pomimo wszelkiej katastrofy zawsze, zapisane ku wieczystej pamięci w naj­ trw alszym herbarzu działaczy pióra, w dziejach piśmiennictwa. Każdy członek społeczeństwa taki, jak ś. p. Gubrynowicz w rozpam iętywaniu tych w szystkich, co po nim zostali, przed­ staw ia się zawsze jako jednostka z dwóch istot złożona, dzia­ łacza, twórcy czynu i człowieka. Zadanie swoje spełnił w zupeł­ ności, kto czyn i człowieczeństwo potrafił złączyć w nierozer­ walną, harmonijną całość i złożyć ręce w spokojnej niemocy pośm iertnej na minionej przeszłości swego życia.

Od wczesnej młodości ukochał Bronisław literaturę n aro­ dową, na co wpłynęła niezwykle atmosfera domu, pielęgnująca kulturę duchową, której wyrazem dotykalnym świat książki; w następstw ie dalszem z powodu stosunków wydawniczych ojca, znajomości z najwybitniejszymi przedstawicielami piśm ien­ nictwa polskiego nietylko w kraju ułatwiły mu podróż zagranicę i studja tam odbywane, szczególnie podróż do Włoch i pobyt w Rzymie jako też w innych m iastach italskich, w których miał sposobność zapoznania się zbliska z kulturą duchową rom ańską i z takim w arstatem pracy jak Archiwum W atykańskie.

Z Bronisławem Gubrynowiczem poznałem się przelotnie, gdy był uczniem klasy VI-tej w gimnazjum lwowskiem imienia Franciszka Józefa w roku 1885, później bardzo blisko jako jego nauczyciel logiki w tymże zakładzie.

Jako świeżo upieczony zastępca nauczyciela i daleko za­ awansowany kandydat na doktora filozofji, o czem uczniowie

(3)

V I. Z ŻYCIA TO W A R ZY STW A 5 8 7

dobrze wiedzieli, informując się jeszcze przed nominacją, com zacz i skąd przychodzę, wiele pracy wkładałem w powierzony mi przedmiot, tem bardziej, że nie należący do mojego nauko­ wego zajęcia, wiele też musiałem wymagać od uczniów, którzy pracowali rzetelnie, rozwiązując ex propria rozmaite kwestje w zadaniach domowych, podejmowanych poza materjałem lekcyj. Inicjatorem ich w licznych przypadkach był właśnie Gubryno- wicz, obrotny i inteligentny młodzieniec, który na podstawie pewnej formuły logicznej nadał mi nazwę „bamalipa“, a przy­ domek ten towarzyszył mi w wiele lat po rozstaniu się z za­ wodem nauczyciela gimnazjalnego, żyjącym dotąd w mej pa­ mięci jako jeden z najprzyjemniejszych okresów życia, dozwa­ lający młodemu żyć wśród młodych, cieszyć się ich radościami i brać do serca szczerze ich smutki. W społeczności uczniow­ skiej Gubrynowicz był jednym z najpilniejszych uczniów a przy- tem twórcą wszelkich poczynań studenckich, mających związek z kulturą umysłową (o żadnych meczach nikt wówczas nie myślał), a szczególnie dopomagał kolegom w sprawie czytel­ nictwa i omawiania tematów wypracowań domowych, służąc im swoją radą i własnemi książkowemi zapasami. Od tego czasu datuje u niego chęć pracowania na licznych polach, nasuniętych okolicznościami bujnego życia, w których był zawsze uczestni­ kiem nie przypadkowym i odniechcenia, lecz takim, który umiał uczynić się ich częścią żywą i organiczną.

Ukończywszy gimnazjum, po złożeniu egzaminu dojrzałości z odznaczeniem w roku 1888, wstąpił do uniw ersytetu lwow­ skiego, w którym przez lat cztery oddawał się studjom histo­ ryczno-literackim pod przewodnictwem profesorów: w dziejach literatury Piłata, w gram atyce języka polskiego Kaliny, w hi­ storji powszechnej Liskego, a w polskiej Tadeusza Wojciechow­ skiego. Zyskawszy dobre imię jako pracowity i zdolny student, a wysuwający się naprzód jako gorliwy uczestnik seminarjów, szczególnie polonistycznego, po czteroleciu poddał się ostatecznym egzaminom, zdobywając stopień doktora filozofji.

Pamiętam dobrze, jak prof. Pilat, twórca właściwy polo­ nistycznego seminarjum i długoletni jego znakomity przewodnik, wychwalał zapamiętałość w pracy Gubrynowicza, twierdząc, że szczególnie w recenzjach tam wygłaszanych, do których poprostu rw ał się, a w których nie popuścił żadnemu z kolegów, docho­ dził do prawdy rzetelnej jakby prokurator, i nazywał go z tego powodu żartem „detektywem sem inaryjnym “.

Z patentem doktorskim w ręku piastow ał do roku 1893 stanowisko zastępcy nauczyciela w gimnazjum, do którego nie­ gdyś sam uczęszczał, a równocześnie został członkiem praco­ wników w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich zrazu w roli aplikanta czy woluntarjusza, a na pochwałę jego należy zazna­ czyć, że zanim nie został mianowany urzędnikiem książnicy narodowej, oba przyjęte na siebie obowiązki wykonywał wzorowo.

(4)

Od tej chwili miał dwa w ytknięte cele: jeden kazał mu być Ossolińczykiem szczerym i oddanym — drugi w ym agał pracy przy pomocy Instytutu, będącego skarbnicą dorobku umy­ słowego obcego i ojczystego. Ślubowi zawartem u z Zakładem, skoro raz przestąpił jego progi, pozostał w ierny do ostatniego roku życia; nie rozluźniły go lata 12-to letniego ustąpienia n a katedrę uniw ersytecką w stolicy Rzeczypospolitej i skoro tylko zawitał do ojczystego Lwi-grodu, pierwsze jego kroki kierowały się do pracowni naukowej ślicznego gmachu pod górą W ro­ nowskich, nad którym unosił się niepożyty duch Hrabiego z Tenczyna.

Zespół ówczesny pracowników Instytutu, szczególnie młod­ szych, którzy kolegowali z Gubrynowiczem, przedstawiał się jako towarzystwo dobrane; wystarczy wspomnieć, że należeli do niego Bronisław Czarnik, — Stanisław Sobiński, wiecznie po­ chylony nad biurkiem i nie tracący czasu na rozmowy, — Karol Nittman, późniejszy historyk i pedagog, — zapowiadający bardzo wiele jako krytyk i literat Tadeusz Sternal, który niestety nie spełnił z jego osobą związanych nadziei, — Marjan Linde, — Jan Pieracki, dzisiejszy szerokiego imienia obrońca, — Antoni Sienicki, późniejszy doskonały nauczyciel-entuzjasta, i zmarły przedwcze­ śnie a do ostatniej chwili cieszący się zdrowiem i niepożytą pracą Henryk Kopia tudzież kilku innych; i starsi i najstarsi Ossolińczycy nie stanowili osobnego z powodu stanowiska czy zasług klanu, lecz zlewali się w całość przyjacielską, aby tu wymienić czy Dyrektora, zacnego Wojciecha Kętrzyńskiego, po­ mimo groźnej miny generała pruskiego, przystępnego w każdej chwili i wyrozumiałego, czy A leksandra Hirschberga, gorącego kierownika Towarzystwa oświaty ludowej, który wciągnął odrazu w jego kadry Gubrynowicza, pracującego w przyszłości z za­ parciem dla celów Towarzystwa, jako siewca polskiej narodowej kultury i narodowej historji nietylko w śród szerokich warstw we Lwowie, ale rozjeżdżającego się z odczytami po całym sze­ regu miast i miasteczek (czego dowodem choćby artykuł O dczyty

Tow. Oświaty ludowej we Lw ow ie 1899, zawierające streszczenia

odczytów właśnie Gubrynowicza o Mickiewiczu, Słowackim, o Sienkiewiczu i Prusie itd. itd.), czy wreszcie mającego wielki głos w Zakładzie W ładysława Bełzę, roznoszącego zawsze swoją osobą nastrój ciepła i humoru, łamiącego wszelkie pesymizmy.

Żywo stoją mi w pamięci gorące dysputy o wybitnych przedstawicielach polskiej historyki i krytyki literackiej, odby­ wające się w porze śniadaniowej w lokalu zmarłej już tak dawno pani Stanisławowej, małżonki znanego powszechnie i sza­ nowanego głównego famulusa bibljotecznego Stanisława Florka. Wylęgła się tam niejedna myśl, związana z zagadnieniami li- terackiem i i nierzadko doprowadzona do spełnienia w latach późniejszych; miało to miejsce szczególnie wtedy, gdy pojawiła się interesująca książka, jak naprzykład Adam Mickiewicz,

(5)

głośny zarys biograficzno-literacki wielkiego poety, skreślony przez Chmielowskiego, dzieło upragnione, powitane z tego po­ wodu z ogólną szczerą radością. Oceniono to dzieło w gronie młodych ludzi, zdaje mi się, najtrafniej jako doskonały podręcz­ nik o najznakomitszym poecie polskim. Co ważniejsze, nasunęło ono konieczność sparalelizowania Zarysu z Małeckiego Julju-

szem Słow ackim , tem bardziej, że w r. 1881 wyszło drugie po­

praw ne wydanie o życiu i dziełach wielkiego twórcy Kordjana, a z relacji Bełzy dowiedziano się, że sędziwy historyk literatury zamierza przygotować nową edycję, o której nikt wówczas nie myślał, a przedewszystkiem, że zamiar ten spełni kiedyś Gu- brynowicz, za którego przyczynieniem się ukazało się trzecie w ydanie znakomitego dzieła, opatrzonego przezeń notami kry- tycznemi i podaną w nich literaturą o Słowackim. Nie mniej porównywano dzieło Małeckiego z książkami odpowiedniemi Stan. Tarnowskiego i innemi, i, jak naturalne, wyższość bez­ względną przyznano pióru pierwszemu.

Tutaj także w temże gronie powstała myśl uczczenia tw órcy książnicy narodowej Ossolińskiego, a powód do tego dał, zdaje mi się — Bełza, by mianowicie przed głównem wej­ ściem do Zakładu, na jego podwórcu postawić pomnik, upam ię­ tniający ten wielki czyn narodowy. Sprawa ta nie doczekała się wprawdzie realizacji, natom iast coraz bardziej zaczęto inte­ resow ać się osobą wielkiego męża, a myśl ta urzeczywistniła się dopiero w przyszłości „w ujm ującej“ monografji właśnie Gubrynowicza J ó z e f M aksymiljan Ossoliński człowiek i pisarz, stanowiącej ozdobę wydawnictw, uświetniających jubileusz Za­ kładu w roku 1927.

Związany ze stanowiskiem funkcjonarjusza bibljotecznego, posuwał się w niem szybko z stopnia na stopień, zostając po aplikanturze 1888 roku skryptorem literackim, zrazu nadeta- tow ym ; przenosi się ostatecznie do działu Muzeum i zostaje jego kustoszem.

Na początkowe lata pracy w Ossolineum przypadają do­ niosłego znaczenia fakta w życiu Gubrynowicza.

Pierwszym z nich była podróż do Berlina celem pogłę­ bienia wiedzy i poznania kierunków badania literackiego poza granicam i Polski. Znalazłszy się tutaj, pracował pod kierunkiem znakomitego slawisty i wybitnego historyka literatury Briicknera, a obok niego także innych przedstawicieli nauki niemieckiej, jak Erycha Schmidta, Herm ana Grimma, Adolfa Freya i innych. Z pośród nich największy wpływ na gruncie niemieckim wy­ w arł na Gubrynowicza Grimm, filolog i historyk, wreszcie hi­ storyk sztuki, znakomity eseista i autor przez długi czas za najświetniejszą uważanej biografji Goethego, zanim nie zluzo­ wał jej późniejszy Gundolfa Goethe, dalej Schmidt, następca Scherera w Berlinie, który był autorem świetnych charakte­ ry sty k i znakomitego dzieła Lessing, poświęconego życiu i pi­

(6)

smom wielkiego krytyka i poety; Frey wreszcie poruszał znowu spraw y Lessinga w książce Die Kunstform des Lessing'sehen

Laokoon, więc o najważniejszem estetyczno-krytycznem piśmie

poety-krytyka,przynoszącem niezmiernie wiele dla badacza poezji. Trudno rozważać dzisiaj, w jakim stopniu i o ile odbili się uczeni niemieccy na przyszłym historyku literatury polskiej, że to, co oni dali nauce niemieckiej, szło zupełnie po myśli i upodoba­ niach Gubrynowicza, który od pierwszych, najwcześniejszych rozpraw jak Wincenty R eklew ski, szkic literacki, 1893, jako cel historyki literatury uznawał człowieka, a naw et w tedy, gdy traktow ał pewne okresy albo specjalne zagadnienia, podkreślał w nich zawsze „ducha przewodniego“, około którego mógł g ru ­ pować szeregi faktów, jak w książce Rom ans w Polsce 1904, w której podkreślano działalność powieściopisarską Narusze­ wicza, Krasickiego i t. d. Rzeczowa cecha tworzenia G ubryno­ wicza, a zarazem jego związek z zapatrywaniam i i metodami mistrzów berlińskich najwidoczniej zaznaczyły się w jego kilku­ nastu studjach, poświęconych Brodzińskiemu, a szczególnie w jego kapitalnej książce K azim ierz Brodziński, życie i dzieła, 1917, w biografji i charakterystyce Antoniego Małeckiego 1920, nazwanych słusznie wielkiem dziełem, i w monografji Józef

M aksymilian Ossoliński, człowiek i pisarz. Kto wie, czy nie na­

leżałoby tu włączyć również niezwykłego a dokonanego z udzia­ łem prof. Hahna przedsięwzięcia, które wcieliło się w wydanie 10 tomowe D zieł Juljusza Słowackiego, według słusznego osądu prof. Chrzanowskiego stanowiące „największą zasługę Gubryno­ wicza około romantyzmu polskiego“.

Jeżeli w czasie pobytu w Berlinie stanął oko w oko z ducho­ wością Niemców, to znowu w kilka lat później, otrzym awszy od Kuratorji 8-mio miesięczny urlop za staraniem Stan. Smolki, spędził ten czas w Rzymie, w bliskiej styczności z kulturą ro­ mańską, lecz nie w samem „wiecznem mieście“, ale podróżując po całych Włoszech, gdzie miał sposobność zapoznać się z ko­ lebką kultury i literatury odrodzeniowej, o czem często wspo­ minał w swojej korespondencji ze mną.

Drugi ze wspomnianych faktów — to stworzenie przez czcicieli największego genjusza poezji polskiej Mickiewicza to­ warzystwa literackiego jego imienia, które właściwy byt roz­ poczęło ogłoszeniem we wrześniu 1887 r., pierwszego rocznika swego wydawnictwa „Pamiętnik Towarzystwa literackiego imie­ nia Adama Mickiewicza“ pod redakcją Romana Piłata. Był wów­ czas Gubrynowicz uczniem VII-ej klasy gimnazjalnej i odrazu pociągnięty został do tego nowego gniazda duchowej kultury we Lwowie. Przekonywa o tem jego niepodpisany artykuł o tem wydawnictwie, pomieszczony w jednem z lwowskich czasopism, zdaje mi się, w „Kurjerze Lwowskim“; prawdopodobnie był on pierwszym artykułem Gubrynowicza. Jako uczeń 8-mej klasy nie brał on żadnego udziału w tym „Pam iętniku“, natomiast

(7)

spotkał się tam jako z autorami, ze swoimi przyszłymi kolegami Ossolińczykami, Antonim Sienickim i właśnie co zmarłym Hen­ rykiem Kopią, którzy wydrukowali tam pięć miscellaneów.

Od napisania notatki o „Pam iętniku“ Pilatowskim Gubry- nowicz związał się na długie lata, do końca życia, niemal do ostatnich swych chwil, z Towarzystwem Literackiem.

N adarzyła się ku tem u sposobność, „Pam iętnik“ bowiem, tak zwany Pilatowski, został zawieszony na VI-tym tomie, nie dlatego, że biorący w nim udział przyszli do przekonania, że w yczerpały się w szystkie kwestje dotyczące Mickiewicza, jest to bowiem niemożliwe wobec produkcji genjalnego poety, — ale dla­ tego, że uznano za konieczność zejście na szersze pole całej polskiej literatury i traktow anie jej z tego stanowiska. Po tym fakcie przedewszystkiem członkowie lwowscy Towarzystwa z przy­ braniem Ignacego Chrzanowskiego, księdza profesora Fijałka, profesorów Bruchnalskiego, Porębowicza i Gubrynowicza my­ śleli o nowej organizacji związku literackiego, a mianowicie o zdobyciu funduszów na szersze wydawnictwo i powołanie do w spółpracy jedynego, literaturze polskiej poświęconego w yda­ wnictwa większego grona historyków literatury i krytyków.

Komplet redakcyjny, powołany do życia w osobach Bruch­ nalskiego, Porębowicza i Gubrynowicza, przystąpił do urzeczy­ wistnienia myśli o nowem wydawnictwie, która wprowadzona w czyn we wrześniu 1902 r. wcieliła się w istniejący do dzisiaj „Pam iętnik Literacki“; od tej chwili stał się on polem wybitnej działalności pracowitego życia Gubrynowicza, współtwórcy, ma­ jącego powierzoną sobie troskę o całość wydawnictwa. Spra­ wował on tedy redakcję sam przez lata 1902—1905, poczem po przerw ie kilkonastoletniej podjął ją na nowo w r. 1925 i z rąk nie wypuścił do ostatniej chwili życia.

Przez cały czas od wejścia w okres młodzieńczości służył Towarzystwu nietyiko zasobami swej bogatej inteligencji i swego ducha, ale zwracał też pilną uwagę na dobro m aterjalne Związku Mickiewiczowskiego. Z troski o tę spraw ę wypłynął u niego nowy czyn obywatelski, który skłonił go do wyjednania u swego krew nego ś. p. Mińskiego, obywatela ziemskiego Królestwa, uczynienia Towarzystwu zapisu znaczniejszego (od siebie zrobił również zapis na cele wydawnicze „Pam iętnika“). Jednem sło­ wem jako niezmordowany i niezastąpiony w kołataniu po róż­ nych źródłach, by zdobyć coraz to nowe środki i pomoce, za­ służył na wdzięczność Towarzystwa niezapomnianą.

Owoc zabiegów i trudów Gubrynowicza, poświęconych tem u czasopismu, przedstaw ia się — powiedzieć to należy — impo­ nująco — imponująco tern bardziej, jeżeli się zważy, że poza niemi spełniać musiał ciężkie obowiązki swojego urzędu jako uniw ersytecki nauczyciel-polonista czy to we Lwowie czy w W ar­ szawie, jako człowiek, nie cofający się nigdy przed uczestnic­ twem w pracach intelektualnych, jakich żądało od niego społe­

(8)

czeństwo polskie. Mając z natury zainteresowania bardzo sze­ rokie, które pogłębiać był zmuszony jako badacz piśm iennictw a współczesnego, dawał im wyraz we wTszystkiem, co powiedział na kartach „Pam iętnika“.

Jakby nie dosyć było Gubrynowiczowi wyczerpującej pracy w „Pam iętniku“, zakres jej rozszerzył sobie sam, przystępując w styczniu 1926 r. do nowego wydawnictwa, którem u dał tytuł „Ruch literacki“; miało ono być uzupełnieniem „Pam iętnika“.

Ostatnim faktem, a raczej zbiorem faktów, które w ypełniły żywot Gubrynowicza — to wszystko, co nastąpiło po roku 1904. Pragnieniem jego od młodości, wypowiadanem często, było m a­ rzenie osiągnięcia kiedyś profesury uniwersyteckiej. Kiedy od­ byłem własną habilitację w roku 1906, Gubrynowicz, interesujący się nią żywo, po wygłoszeniu pierwszej mej prelekcji w uni­ w ersytecie oświadczył: „Jaką to rozkoszą być musi, gdy zdo­ będzie się prawo przemawiania z katedry uniw ersyteckiej!“ Odpowiedziałem mu wówczas: „Panie Bronisławie, w przeciągu lat najbliższych zdobędziesz także to prawo — będziemy ko­ legam i“ i — przepowiedziałem trafnie. I on bowiem odbył h a­ bilitację na podstawie wykładu o „Poezji Konfederatów Bar­ skich“. Tak dostała mu się venia legendi w zakresie historji literatury polskiej w uniwersytecie lwowskim, w którym był czynny bądź jako docent, bądź jako profesor nadzwyczajny do roku 1920, w którym powołany został jako profesor na uni­ w ersytet w Warszawie.

Jeden z pedagogów powiedział dawno, że najlepszem świa­ dectwem profesora jako człowieka i członka ciała uczącego są świadectwa jego uczniów, a cóż dopiero, gdy ci uczniowie należą do szkół najwyższych, do uniw ersytetu. Przed laty na pierw­ szym zjeździe polonistów, odbytym we Lwowie, powiedziałem, że polonista-profesor to przewódca tych, co skupieni pod hasłami nauki i wiedzy o literaturze wyznają i krzewią jako pierwsze przykazanie swoje, że literatura narodowa i język narodowy jako najwyższe utwory ducha są rzeczą wielką, że równie wielką jest umiejętność, te utw ory ludzkie biorąca za przedm iot swego zajęcia.

Nie będąc świadkami wykonywania zawodu nauczyciel­ skiego przez Gubrynowicza, musimy się posłużyć świadectwem uczniów, w którem odzywa się zawsze zgodna nuta stwierdza­ jąca, że spełniał on swój urząd nauczycielski właśnie w typie skreślonego polonisty-nauczyciela, który przedewszystkiem ba­ czył na wyrobienie w uczniach umiłowania w ybranego przed­ miotu i obudzenia w nich bezwzględnego dla niego szacunku. I dzisiejsze wspominki o świętej pamięci Bronisławie Gu- brynowiczu (małe Dziady), poświęcone jego życiu i działalności o znacznych zasługach, niech będą dowodem, że starsi jego towarzysze i przyjaciele pam iętali i pamiętać będą zawsze w przy­ szłości o Zmarłym.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Mogę tylko odesłać czytelnika do książki Cortazara Opowieści o konopiach i famach Muza, Warszawa

directie waterhuishouding en waterbeweging. district kust

W ais nie stworzył szkoły, nie zabłysnął żadną sensacyjną nowością w filozofji, ale mimo to posiada wielkie zasługi dla rozwoju katolickiej myśli

[r]

Przede wszystkim podnieść należy tę okoliczność, że gdyby owo stałe minimum określić nisko, to cała koncepcja straciłaby rację bytu, nato­ miast gdyby

[r]

Figure 8.2.A. Lateral dynamic shear force and bending moment on a ship's cross section in waves.. Following Newton's law of dynamics the lateral dynamic

Odmienną opinię wyraził w swej książce, nader popularnej w okresie dobrej koniunktury na zboże w czasie wojen napoleońskich, Ferenc Pete, który twierdził, że