• Nie Znaleziono Wyników

Zwrot, R. 45 (1993), Nry 1-12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zwrot, R. 45 (1993), Nry 1-12"

Copied!
1009
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

ZE ST R O N IC Z Ł O T E J K S G I

KAROL PIEGZA

Karol P ie g z a - u ro d zo n y o s ta tn ie g o roku XIX w ie k u s ia l s ię p r e k u r so ­ rem sp o łe c z n e j a k ty w n o ś c i, p rop a­

gatorem k u ltu r y i sz tu k i na n aszym te r e n ie . Po sk o ń c z e n iu gim n azju m w O rłow ej, ta m ż e zo sta je n a u c zy ­ c ie le m ry su n k ó w , po czy m o b ejm u ­ j e p o sa d ę n a u c z y c ie ls k ą w Łazach.

W tym c z a s ie stu d iu je p oszerząjąc w ia d o m o śc i o sz tu c e . W l!)2.'ł roku w raz z G u sta w e m F ie r lą po raz p ie r w sz y o rg a n iz u je w y s ta w ę prac m alarsk ich d ąjąc tym sam ym asum pt do p o w sta n ia siln e g o ruchu piast yczn o -a rty sty c z n e g o na o jc o ­ w iźn ie . P rz ejścio w o m ia n o w a n y d y ­ rektorem szk o ły w y d z ia ło w ej w Sto- n a w ie.

W ojna sp ro w a d z a n a n ie g o n ie ­ s z c z ę śc ie . W 1!140 roku a r e sz to w a n y i w y w iez io n y do M an thau sen -G usen.

W raca w r o d zin n e stro n y w 1940 r.

Po w o jn ie z e z n a n ą o g ó ło w i w erw ą p rz y stę p u je do o r g a n iz o w a n ia szko ły p o d sta w o w e j w Jab łon k ow ie, k tórej d y rek to re m z o s tą je m iano­

w a n y w 1945 roku.

Z aczyn a p o cią g a ć go p isarstw o.

O d n aw ia Ś lą sk i Z w iązek Literacko- A rty sty c z n y stą ją c s ię j e g o fo lk lo ­ ry sty czn y m fila rem .

R ozgłos z y s k ą ją j e g o utw ory

„G ąjdosz z K u w ą jk i“, in scen izacja

„O n d raszek “ , w y d ą je te ż zbiór opo­

w ia d a ń i ża r tó w ślą sk ic h „Sękaci lu d z ie “.

N a tr w a łe K arol P ie g z a w p isał się w K arty Z aolzia tw o r z ą c „Górolskie Ś w ięto " w J a b ło n k o w ie . Drugi po m y sł-stw o r z e n ia M uzeum Góral­

sk ie g o n ie s te ty n ie d o cze k a ł się rea­

lizacji. 8 0 -le tn ie m u K arolow i Pieg­

z ie z o s ta ł nadany M edal Komisji E d uk acji N arod ow ej za zasługi w sz e r z e n iu p o lsk o ści, b y ł też laure­

a tem n a g ro d y O skara Kolberga.

(3)

r u u - ^

MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ; . POLSKIEGO ZWIĄZKU KULTURALNO-OŚWIATOWEGO W CZESKIEJ REPUBLICE

ROK XLV NR 518 CENA 5,00 Kćs

1/93

W NUMERZE

WŁADYSŁAW MŁYNEK E. M.

F.B.

( 2 ) Nasze sprawy ( 4 ) Toruńskie przyjaźnie ( 8) Jak było w Warszawie ( 15-) Spotkanie z Ambasadorem

M. RADŁOWSKA-OBRUSNIK

(16) 45 lat minęło KAROL RZYMAN

(20) Przegląd zespołów tanecznych (fotoreportaż) (22) O „Gorolu“ po „Gorolu“ WŁADYSŁAW MŁYNEK (23) Z przeszłości jabłonkowskiego i trudnych początkach

Slezske Matice Osvety Lidove w nim

STANISLAW ZAHRADNIK (35) Felieton o 5 koronach M. RADLOWSKA (36) 3 Festiwal Piosenki Dziecięcej (fotoreportaż) (38) Po obu stronach Sanu OTYLIA TOBOLA (43) Cieszyński „wymieniacz twarzy“

RYSZARD DZIESZYNSKI (44) Złoto blisko piekła RYSZARD DZIESZYNSKI (47) Moja droga do dziennikarstwa (1) Przez Wyższą

Szkołę Dziennikarską do „Polaków zagranicą“

WŁADYSŁAW OSZELDA (52) XII Ogólnopolski Konkurs Poezji

Szukamy talentów wsi“ — Wąglany 1993 (regulamin) (53) Poezja (wiersze konkursowe)

(54) Henryk Jasiczek: Żałoba na wyspie róż (58) Prezentacje:

Poezja Lenki Peśak i Bogdana Wierzgonia (60) „Melpomenki '92“ (fotoreportaż)

(63) Okiem recenzenta (65) Trybuna czytelników (69) Kronika

(71) To i owo

(72) Myśli uśmiechnięte: Fraszki Janusza Gaudyna i Gus­

tawa Sąjdoka

(74) Mozaika: Rachunek sumiynio WANDA MROZEK (76) „Starzi ludzie spóminajóm“ - Jako gazdowie jeździli hańdowni po gałuszkach ALOJZY KLUZ (78) Krzyżówka

1 strona okładki - Dom PZKO Jabłonków ożywa i nocą . . . fot. FRANCISZEK BALON

2 strona okładki — fot. FRANCISZEK BALON 4 strona okładki — fot. FRANCISZEK BALON NUMER ZAMKNIĘTO 7. 12. 1992

5 WYDAWCA:

POLSKI ZW IĄ ZE K KULTURALNO-

O ŚW IA TO W Y ZARZĄD GŁÓW NY W CZESKIM CIESZYNIE

ADRES REDAKCJI:

UL. J. BOŻKA 16 737 21 CZESKI CIESZYN

TEL. 569 83

ZESPÓL RED AKCYJNY:

FRANCISZEK B ALO N WLADYSLA W M ŁYNEK

(p. o. redaktora naczelnego) M AR TYN A RADŁOW SKA-

OBRUSNIK GABRIELA ŻABKA

Materiałów nie zamó­

wionych redakcja nie zwraca, zastrzega sobie prawo skrótów i zmian.

Drukarnia: Teśinska tiskärna, a. s. Cz. ^ e - szyn, ul. Stefanika,j2.

Cena prenumeraty rocz­

nej Kćs 60,—, półrtjfcz- nej Kćs 30,-. Zgłosze­

nia prenumeraty w CSRF przyjmuje redak­

cja i administracja

„Zwrotu“, w RP Biuro Kolportażu Wydaw­

nictw Zagranicznych

„Ruch“, Warszawa, ul.

Wronia 23. Zezwolenie na ulgową opłatę po­

cztową wydał Powiato­

wy Urząd Pocztowy w Karwinie 20. 8, 1963, 1268/63. Numer inde­

ksu R 496, nakla'd 3 600 egz.

3? 55/02»

Ü.0O

[ i ]

(4)

NASZE SPRAWY

Nowy rok rozpoczynamy w nieoczekiwanych układach politycznych. Jeszcze przed rokiem nikt nie przypuszczał, że od 1 stycznia 1993 będziemy obywatelami tylko Czeskiej Republiki, tym samym staniem y się nąjliczniejszą zorganizowaną mniej­

szością narodową — raczej narodowością. Długo zapowiadane i dyskutowane stało się faktem. Staliśmy się jakoby najstarszym ambasadorem innych narodowości w stosunku do władz państwa. Słowacy w Czechach, którzy w w ielu wypadkach utracili swoją odrębność narodową, nie są zorganizowani, nie posiadają rozwinię­

tych struktur szkolnych, zespołów. Do ich świadomości chyba jeszcze nie dotarł fakt, że są nąjliczniejszą narodowością. W samej Karwinie żyje ponad 8 000 Słowa­

ków, a ich dzieci mąją do dyspozycji jedną szkołę. Stoją obecnie przed wyborem obywatelstwa i narodowości. Ten problem mamy my, Polacy, od przeszło siedem ­ dziesięciu lat rozwiązany. Jeżeli miałoby dojść do powołania do życia organizacji Słowaków, będziemy jej chętnie służyli radą, pomocą i doświadczeniami. Należy wyrazić nadzieję, że władze Czeskiej Republiki będą wobec nas ustosunkowane przychylnie, chociaż znana jest dewiza prezydenta Masaryka — ile sobie wywalczy­

cie, tyle będziecie mieli.

Ubiegły rok jubileuszowy, zakończony walnymi zebraniami w MK PZKO, był ro­

kiem wielu ciekawych i pięknych imprez kulturalno-oświatowych, zebrań jub ile­

uszowych, koncertów, występów. Wszyscy ich organizatorzy, wykonawcy progra­

mów i uczestnicy zasługują na nąj wyższe uznanie i podziękowanie. To samo należy się szkołom i przedszkolom, wychowawcom za przygotowanie programów kultural­

nych na imprezy pezetkaowskie. We wząjemnęj współpracy pomiędzy MK PZKO, Kołami Macierzy, dyrektorami szkół i przedszkoli nie widzę luk ani tarć, co nam może wyjść tylko na dobre. Prawie w szystkie Kola, na których terenie działa szkoła czy przedszkole, mąją w swych programach współpracę i niesienie im pomocy.

A tej właśnie nąjwięcej potrzebąją.

Nowy rok, w którym 20 marca odbędzie się ^jazd naszego Związku. Dokona on wyboru nowych władz PZKO, przeprowadzi analizę działań od roku 1990 i określi plan działania na przyszłość. Obok tego jednak w MK PZKO realizowane będą w y­

tyczone programy działań na dalsze dwa lata. Należy wyrazić nadzieję, że przyjęte programy znąjdą praktyczny wyraz w konkretnych czynach. Nasza kultura jest prawdziwą kulturą i sztuką, wyrosłą z tej ziem i i opartą na tradyejach, zaangażo­

waną w walce o utrzymanie i utwierdzenie własnej tożsamości. W niej zawarta jest nasza odpowiedzialność względem rodziny, szkoły i całego społeczeństwa. Nie po­

winna ona być ani górolska, dolańska, ale polska. To ona powinna nas jednoczyć w naszych działaniach, bo samo tylko słowo może nas jednoczyć tylko na krótko, a co gorsze, może nas również rozbić.

W realizacji tych działań pragnę Wam w szystkim życzyć spokoju, rozwagi i mądrości, sil i zdrowia, zadowolenia z w szelkich poczynań, udanych imprez. Po­

nieważ w chwili pokazania się tego numeru nie będę już pełnił funkcji p. o. redak­

tora naczelnego, chciałbym wszystkich Szanownych Czytelników przeprosić za ewentualne niedociągnięcia w numerach Zwrotu redagowanych przeze mnie, podzię­

kować korespondentom oraz współpracownikom Redakcji za cierpliwość i stworze­

nie mi dogodnych warunków do wykonywania dwu odpowiedzialnych funkcji.

WŁADYSŁAW MŁYNEK przewodniczący ZG PZKO

(5)

fot. KARIN SZKANDERA [ 3 ]

(6)

TORUŃSKIE PRZYJAŹNIE

Pierwsze kontakty PZKO z ziemią to­

ruńską sięgają końca lat pięćdziesiątych.

W tym czasie zespoły pezetkaow skie wy­

jeżdżając na w ystępy do Polski, koncer­

towały również w Toruniu i w okolicz­

nych miejscowościach.

Na pew no w ielu chórzystów i człon­

ków zespołów tanecznych, czy też u- czestników w akacyjnych kursów po­

lonijnych lub w arsztatów artystycznych i plenerów plastycznych, a także dzia­

łaczy związkowych, przypom ina sobie mile spędzone dni n a uroczej ziemi to­

ruńskiej, serdeczną i praw dziwie ro ­ dzinną atm osferę, k tórą potrafili dla nas, Zaolziaków, zawsze stw orzyć toruńscy rodacy.

Początek w spółpracy pomiędzy To­

ruńskim Towarzystwem K ultury (TTK) i PZKO datuje się od połowy la t siedem ­ dziesiątych. Po w prow adzeniu stan u wo­

jennego w Polsce, kiedy władze cze­

chosłowackie znacznie ograniczyły kon­

takty z Polską, zostały w roku 1984 za­

w arte między TTK i PZKO pierw sze u- zgodnienia o w spółpracy. Na ich podsta­

wie TTK zapraszało do Torunia nie tylko zespoły i działaczy PZKO, ale naw et Sce­

nę Polską, a także dzieci szkolne na w a­

kacje. Na Zaolziu w tym czasie koncerto­

wały zespoły młodzieżowe, chóry, a na balach w Cieszynie, Karwinie i Trzyricu grywał zespół „VACAT“ z Torunia.

Władze PZKO w ybrane n a Nadzwyczaj­

nym je ź d z ić PZKO w m arcu 1990 uznały konieczność podtrzym ania tej w spółpra­

cy. W dniu 9. 11. 1990 roku podpisały

„POROZUMIENIE“ w którym czytamy

„Zgodnie z długoletnią w spółpracą oraz na podstawie uzgodnień pomiędzy przed­

stawicielam i Zarządu Głównego Polskie­

go Związku Kulturalno-Oświatowego i Zarządem Toruńskiego Tow arzystwa Kultury — postanow iono kontynuow ać wzajem ną w spółpracę. Polski Związek Kulturalno-Oświatowy je s t dobrow olną kulturalno-ośw iatow ą organizacją, zrze­

szającą obyw ateli narodow ości polskiej w Czechosłowacji. Toruńskie Towarzy­

stw o K ultury je s t organizacją społeczno- kulturalną, dążącą do rozwoju kultury n a terenie T orunia i wojew ództw a to­

ruńskiego.

1. PZKO i TTK postanaw iają dokony­

w ać przynajm niej raz w roku wymiany delegacji celem wzajem nego inform owa­

nia się o działalności statutow ej, u sta la­

nia szczegółowych program ów w spół­

pracy oraz udziału w organizow anych przez obydwie strony im prezach.

2. PZKO i TTK zobowiązuje się popula­

ryzować osiągnięcia drugiej strony prze­

de w szystkim na łam ach w łasnych wy­

daw nictw periodycznych.

3. Obydwie organizacje postanaw iają zapraszać zespoły artystyczne oraz przedstaw icieli środow isk tw órczych i naukow ych takich, jak: plastycy, litera­

ci, fotograficy, kom pozytorzy, preleganci itp. Szczegółowy zakres tej w ym iany bę­

dzie określany w szczegółowych progra­

mach.

4. PZKO i TTK postanaw iają organizo­

w ać i dokonyw ać w ym iany w ystaw zwłaszcza z okazji uroczystości regional­

nych.

5. TTK w m iarę swoich możliwości za­

pew ni w ydaw anie publikacji propono­

w anych przez PZKO.

6. PZKO i TTK zobowiązuje się do stałej wzajemnej w ym iany każdej w yda­

nej przez siebie publikacji.

7. Strony w m iarę swoich możliwości będą udzielały pomocy członkom obyd­

w u stow arzyszeń w organizow aniu wy­

cieczek turystyczno-krajoznaw czych.

8. PZKO i TTK będą dążyć do organizo­

w ania wzajemnej działalności gospodar­

czej.

9. Niniejsze porozum ienie podpisano n a czas nieokreślony.

Na zaproszenie Zarządu Toruńskiego T ow arzystwa K ulturalnego przebywała w dniach od 29 do 31 października 1992

(7)

r. w Toruniu delegacja ZG PZKO. Zgodnie z uchw ałą Prezydium w delegacji uczest­

niczyli: przewodniczący W ładysław Mły­

nek, kierow nik biu ra inż. Edw in M acura oraz kierow nik Pionu Plastycznego SLA Oskar Pawlas.

Zgodnie z artykułem 1 „POROZUMIE­

NIA“ zaw artego pomiędzy ZG PZKO a Za­

rządem TTK w dniu 9. 11. 1990, rozmowy dotyczyły podsum ow ania wzajemnej w spółpracy w roku 1992 oraz planu w spółdziałania w roku 1993.

Za Zarząd TTK uczestniczyli w rozmo­

wie Czesław NIEDZIELSKI oraz sekretarz Jan WOJCIECHOWSKI.

Na w stępie obie stro n y poinform owały się wzajemnie o działalności statutow ej i stanie gospodarczo-finansowym organi­

zacji. Przedstaw iciele ZG PZKO n aśw iet­

lili również ak tu aln ą sytuację społeczno- polityczną w Czechosłowacji, któ ra coraz wyraźniej prow adzi do podziału państw a n a dwie sam odzielne republiki.

Z podsum ow ania w spółpracy w roku 1992 w ynika, iż na zaproszenie ZG PZKO przebywali n a terenie Zaolzia przedsta­

wiciele, członkowie TTK, którzy wzięli udział w im prezach organizow anych z okazji 45-lecia Związku. Były to:

w kw ietniu: UROCZYSTY KONWENT PREZESÓW; w m aju FESTIWAL KULTU­

RY POLSKIEJ; w sierpniu: GOROLSKI ŚWIĘTO; we w rześniu: UROCZYSTOŚCI 60. rocznicy TRAGICZNEJ KATASTROFY POLSKICH LOTNIKÓW ŻWIRKI I WIGU­

RY.

Ponadto w plenerze m alarskim SLA

„BESKIDY 92“, który odbył się w paź­

dzierniku — uczesniczył plastyk toruński p. M. MAZUR.

Na zaproszenie TTK w lipcu wyjechali:

na tygodniow y pobyt z w ystępam i w To­

runiu i okolicy; chór „PRZEŁĘCZ“ z MK PZKO Mosty koło Jabłonkow a, i dw uty­

godniowe W arsztaty Muzyczne — 15-oso- bowy zespół dziecięcy „NOWINA“

z Jab ło n k o w a i dw ie osoby do Szkoły Letniej Języka Polskiego.

Ponadto TTK w spólnie z Toruńskim Oddziałem Stow arzyszenia „WSPÓLNO­

TA POLSKA“ zorganizowało w ystaw ę prac członków Sekcji Literacko-Arty- stycznej, działającej przy ZG PZKO. Z tej okazji został w ydany folder pod tytułem :

„PLASTYCY ZAOLZIA“.

Uzgodniono zakres wzajemnej kon­

kretnej w spółpracy w roku 1993:

ZARZĄD TTK PRAGNIE ZORGANIZOWAĆ:

1. W drugiej połowie m aja w Toruniu

„DNI ZAOLZIA“.

W program ie przewiduje:

a ) otw arcie w ystaw y o historii pol­

skości Zaolzia i działalności PZKO;

b) sympozjum historyczno-naukow e na tem at wyżej wymieniony;

c) spotkanie z przedstaw icielam i PZKO, zwłaszcza jego środow isk tw ór­

czych (literaci, plastycy, fotograficy, fil­

mowcy, tw órcy ludowi, Zespoły Kobiet):

d) prezentacje zespołów pezetkaow- skich, w tym również T eatru Lalek „BAJ­

KA“.

2. Udział 50 osobowej grupy działaczy zaolziańskich w Szkole Letniej, organizo­

w anej przez Toruński Oddział Stowarzy­

szenia „WSPÓLNOTA POLSKA“.

3. Bezpłatny udział grupy 15 dzieci + 2 opiekunów w W arsztatach Muzycz­

nych w term inie od 3. 7. — 24. 7. 1993.

4.

Udział 2 osób w Plenerze Plastycz­

nym pt. „ARCHITEKTURA ZIEMI CHEŁ­

MIŃSKIEJ“, który odbędzie się praw do­

podobnie w Brodnicy.

5. Wyjazd grupy dzieci 10 (10—15 lat) + 1 osoba dorosła z TTK n a pobyt na Za­

olziu.

6. Zorganizowanie wakacyjnego zimo­

wego i letniego obozu kolonijnego, odpłatnego, dw u lub trzytygodniowego, dla dzieci od 10—15 lat w Beskidach.

W tym celu Biuro ZG przygotuje do końca roku ofertę finansową.

7. W ydanie publikacji: „STAN POSIA­

DANIA PZKO W ROKU 45-lecia SWEJ DZIAŁALNOŚĆI“. ZG PZKO prześle ma­

szynopis do końca stycznia 1993.

8. W zależności od możliwości finanso­

wych, tygodniow y pobyt, w Polsce 40- osobowej grupy inteligencji polskiej Za­

olzia, celem zaznajom ienia się z h istorią i rzeczyw istością Pomorza Nad­

wiślańskiego.

ZG PZKO W PROGRAMIE WSPÓŁPRACY PRZEWIDUJE:

1. Udział delegacji TTK w im prezach ogólnozwiązkowych:

a) Przegląd Pieśni Folklorystycznej — styczeń 1993

[ 5 ]

(8)

b) Zjazd PZKO - 20. 3. 1993

c) Święto Gorolski — sierpień 1993 2. Zaproszenie Zespołu Folklorystycz­

nego Pieśni i Tańca „MŁODY TORUŃ“

z występam i n a terenie Zaolzia.

3. Zaproszenie S tudia Poetyckiego

„SCENA MŁODYCH“, z program em dla młodzieży szkolnej.

Toruń, 30. 10. 1992

Delegacja wzięła udział w uroczystym wernisażu w ystaw y „PLASTYCY ZAOL­

ZIA“, któ ra została zainstalow ana w ga­

lerii u „K allim acha“, m ieszczącej się w średniowiecznej Kamienicy pod Gwiaz­

dą. Jak napisał Dziennik Toruński „NO­

WOŚCI“, zapow iadąjąc w ystaw ę: „Jest to kolejny owoc wieloletniej w spółpra­

cy Toruńskiego Tow arzystw a K ultury i Polskiego Związku Kulturalno-O św ia­

towego w Czechosłowacji. W spółorga­

nizatorem ekspozycji je s t Stowarzysze­

nie „WSPÓLNOTA POLSKA“.

Wystawę otworzył prezes Toruńskiego Oddziału SWP, Rektor U niw ersytetu Mi­

kołaja Kopernika — prof. dr. hab. Sławo­

mir KALEMBKA. Po w ernisażu odbyło się spotkanie gości z przedstaw icielam i organizatorów, środow isk twórczych, plastyków oraz przedstaw icielam i k u ltu­

ry, władz wojewódzkich i m iejskich. Pre­

zes W ładysław MŁYNEK zaznajomił obecnych z 45-letnią działalnością PZKO

a O skar PAWLAS przybliżył im działal­

ność Pionu Plastycznego SLA.

W program ie pobytu znalazło się zwie­

dzanie części zabytków Starego Miasta.

Rolę w spaniałego przew odnika spełnił jego Magnificencja Rektor UMK prof. Dr Sławomir KALEMBKA, dzięki którem u goście mogli zwiedzić między innymi Pałac Biskupów Kujawskich, mieszczący Wydział Sztuk Pięknych UMK. W drugim dniu pobytu zaproszono delegację do zwiedzania obserw atorium astronom icz­

nego UMK w miejscowości Piwnice. Po zwiedzeniu zabytków średniow iecza, ze­

tknięcie się ze w szechświatem bez granic i o nieograniczonym czasie, dostarczyło uczestnikom niepow tarzalnych wrażeń.

Bardzo ważne było również spotkanie, które odbyło się poza program em . Kie­

row nik biu ra ZG PZKO, który jako członek Rady Polaków odpowiedzialny je s t za działalność zespołu ds. szkolni­

ctwa, korzystając z okazji spotkał się, w obecności prezesa TTK i ZG PZKO, z P rorektorem UMK d /s studentów — prof. dr. hab. M arianem FILAREM. Wyni­

kiem rozmowy było przyjęcie decyzji o podpisaniu um owy o w spółpracy po­

między Rektorem UMK a Radą Polaków.

Na jej podstaw ie dla studentów z Zaolzia będzie U niw ersytet poza pulą m iniste­

rialną um ożliwiał studia n a dostępnych w arunkach finansow ych.

E. M.

(9)

fot. FRANCISZEK BALON

(10)

WYBUDUJEMY WIEŻĘ

Tytuł powinien zapowiadać, informować, może streszczać. Powyższy, może wydawać się dziwaczny. Ten tytuł sam mi się nasunął bez najmniejszego zamiaru udziwnienia, a z czys­

tej i głębokiej fascynacji.

Jako tytuł mogło by tu również dobrze posłużyć pytanie, jakie zadawało mi wielu spośród przyjaciół i znajomych po powrocie z tego wyjazdu:

JAK BYŁO W WARSZAWIE?

r (A więc w spom nienia pod dw om a tytułam i)

Nasza przygoda rozpoczęła się w pią­

tek 6. 11. bardzo wczesnym rankiem.

I już na samym początku było m iłe za- skoczenie-kierowca autobusu przedsię- .4 biorstwa ĆSAD pan Petr Dubsky wzbu­

dził je swym spokojem, troskliwością i bezbłędnym prowadzeniem pojazdu pomimo deszczu i jesiennego półmroku.

Autobus wypełnili przedstawiciele PZKO-wskiego amatorskiego ruchu te ­ atralnego. Członkowie zespołów teatral­

nych przy MK PZKO w Wędryni, Ol- drzychowicach, Śmiłowicach, Skrze- czoniu, Kocobędzu. Teatrzyku ITT) z Karwiny i reżyserki teatrów szkol­

nych A Itawsia i Bystrzycy. Procentowo przerażała w składzie młodzież. Byli i p rztistaw iciele starszej i tej jeszcze starsigj grupy wiekowej. Jechały w ięc w autobusie do Warszawy trzy genera­

t e . Pfzy tym, w trakcie podróży, jak również w trakcie całego, niezmiernie bogatego programu panowała pomiędzy jego uczestnikami bardzo przyjemna, przyjazna atmosfera. I tu znowu narzu­

ca mi się to słowo — fascynacja — bo lu­

dzie tak różni wiekiem, w ykształce­

niem, zawodem tw orzyli grupę n ie ­ zwykle jednolitą, złączoną fascynacją teatran,

W jjWarszawie od razu otacza nas opicWft Stowarzyszenie Wspólnota Pol­

ska. Jfc zaproszenie i dzięki staraniom właśnie Wspólnoty Polskiej odbyła się ta, czego nie można nie podkreślić —

św ietnie przygotowana impreza. Impre­

za dla zasłużonych na polu amatorskie­

go teatru działaczy PZKO. Nie można też pominąć faktu, że w czasie dzisiej­

szym nie byłoby stać na takie odwiedzi­

ny Warszawy uczestników wyjazdu ani indywidualnie, ani z pomocą naszych organizacji. Jak wiadomo stolice są szczególnie drogie.

Z ramienia naszych gospodarzy, od pierwszych aż do ostatnich chwil nasze­

go pobytu w Warszawie, opiekował się nami m iły przewodnik pan Janowski.

Pierwszy dzień pobytu. Wystawny obiad. Spacer po Starym Mieście. Drob­

ny deszcz nikomu nie przeszkadza.

Zwiedzamy Zamek Królewski. Jeszcze nie zdążyliśmy ochłonąć z wrażenia, ja ­ kie sprawia ten wspaniale zrekonstru­

owany zabytek a wpadamy w podziw o zupełnie innym charakterze. Ulice Warszawy w piątkowe popołudnie.

Własnym oczom nie wierzy naw et nasz przewodnik — warszawiak z krwi i ko­

ści. U lice są tak zapchane sam ocho­

dami, że nąjdłuższy odcinek jaki nasz autobus pokonał bez zatrzymania był około 80 metrów. Do Teatru Dramatycz­

nego mieszczącego się w Pałacu Kultury przyjeżdżamy ze znacznym spóźnieniem.

Jak się okazuje i początek przedstawie­

nia je s t z przyczyn technicznych, zaist­

niałych w teatrze, opóźniony. Tracimy w ięc tylko 20 minut spektaklu.

Oglądamy słynny już w Polsce muzi- [ 8 ]

(11)

kal METRO. Przez nasze fatalne opóźnienie jesteśm y zmuszeni oglądać pierwszą część na stojąco. B ilet na bal­

kon kosztował 80 000 zl. Pomimo tego teatr je st wypełniony do ostatniego miejsca (Wszystkie przedstawienia są do końca roku wysprzedane). J est ma­

sa młodzieży szkolnej na wejściówki.

W trakcie przerwy grzecznie opuszczają oni nasze miejsca, żeby oglądać przed­

stawienie do końca na stojąco.

METRO z muzyką Janusza Stokłosy.

METRO z tekstam i Agaty Miklaszew­

skiej i Maryny Miklaszewskiej. METRO pełne dynamicznego ruchu w fanta­

stycznej przez efekty św ietlne, włącznie z laserowymi, scenografii. To wszystko wciąga bez reszty całą widownię war­

szawską. Tym bardziej wciąga nas, nas wszystkich, tych młodszych i tych star­

szych. Przeżycie. Komasacja zauracząją- cej muzyki, pięknych mądrych tekstów, feria św iateł. Przeżycie trudne do opisa­

nia. Obrazy tak pełne ruchu — aktorzy na scenie, aktorzy zaw ieszeni nad sceną, ruchome snopy św iatła i reflek­

tory. To wszystko byłoby trudne do uję­

cia w ułamku sekundy w jakim zamyka się obraz na fotografii. Pomimo to na przedstawieniach obowiązuje zakaz fo­

tografowania i nagrywania. Nie można też słowami opisać muzyki. Muzyki z pasażami pełnymi temperamentu, a gdzie indziej pełnymi liryki i nostal­

gii. (Bardziej wtajemniczonym są pew ­ nie znane głosy oficjalnej krytyki MET­

RA, jego niepowodzenia w Stanach Zjednoczonych, dyskuąje krytyków nad sensem tworzenia polskiego muzikalu całkowicie opartego na wzorach amery­

kańskich, niemożność dorównania tym wzorom itd. To wszystko nie przekreśla faktu, że METRO stało się bezpornie wydarzeniem kulturalnym, odbieranym przez widownię bardzo spontanicznie.) Blusowe dźwięki muzyki zostaną mi na długo w uszach. Zostaną mi na długo w pamięci urywki tekstów — w ypow ie­

dzi młodych ludzi dzisiejszego świata, poezji trafiającej w duszę wszystkim, którzy gdzieś głęboko w środku, potra­

fią jeszcze czuć to, co nazywane jest duszą:

„SZYBY. Czas szybko m ija, a życie je d ­

no jest. ( . . . ) Co d zie ń ta sam a zabawa się zaczyna i p rzyp o m in a dziecinne two­

je sny. Chcesz rozbić taflę szklą, a ona się ugina i tam są w szyscy a naprzeciw t y .. . “ Jakże głębokie, aktualne na dziś, i na nasze dziś. Nie trzeba być za­

nadto wnikliwym obserwatorem świata, tu i teraz, żeby rozumieć młody głos:

„Życie. Życie to głupi żart. Choć niew iel­

kim czasem jest. M a m y gest ( . . . ) Tak chciałam śnić, tak chciałam być, chciałam ze św iatem ładnie grać, lecz św iat znaczone karty m a ( . . . ) “ Od­

wieczny temat. Powtarzająca się histo­

ria. Dodatkowo mocne podkreślenie te­

go faktu dodąją słowom piosenek alegorie na motywach biblijnych:

,, WIEŻA BABEL. Ten p u n k t na zie m i w y­

zn a c zyli razem. Było ich tylu, że nie z li­

czył chyba nikt. Niech stanie w ieża — p i­

ram ida m arzeń, pom yślał ktoś a potem ciszę przeciął krzyk. W ybudujem y wieżę, wierzę, w ierzę ( . . . ) Choć różne słowa, różny kolor skór, byle się tylko znaleźć w p ozaziem skiej sferze, gdzie szczyty gór, gdzie pośród chmur, m ożna się z Bo­

giem sa m ym oko w oko z m ie rzy ć ( . . . ) “ Może zarzucą mi niektórzy, że za dużo tych cytatów. Wierzę, że znajdą się tacy, których tak jak mnie, wciągnie to zwierciadło czasu złożone ze słów: „HA­

SŁA. Ż yjem y hasłami. Wciąż karm ią tym nas. N ie w iem y j u ż sa m i gdzie praw da czy fa łs z ( . . . ) Kto hasło w y m yśli m a pa ­ tent n a św iat ( . . . ) “

Fascynacja. Długie brawa. Brawa na stojąco.

Co szczęśliwszym z nas udąje się ku­

pić po przedstawieniu taśmy magneto­

fonow e z nagraniami całej muzyki i wszystkich piosenek METRA.

I METRO odjeżdża w nas, z nami, nocną Warszawą do hotelu. Nie dąje mi spać. Marzy mi się sprowadzenie tego przedstawienia do nas, dla szerokich rzesz naszych młodych. Piękne marze­

nia. Marzenia te, ale, raczej typu „ścię- tej głowy“. A jednak my . . . my przecież też . . . budujemy wieżę.

Sobota. Drugi dzień pobytu. Po śnia­

daniu zwiedzamy Łazienki. Pałac Na Wodzie. Wsłuchujemy się w historię królów polskich i karmimy chlebem, użyczonym nam przez kierowcę, kaczki

(12)

i łabędzie. Obserwujemy przy tym pływające nieco dalej, dobrze widoczne pod lustrem czystej wody, potężne ciels­

ka czerwonych karpi — olbrzymów.

Oglądamy pomnik Fryderyka Chopina.

Zwiedzamy jed en z ostatnich w Euro­

pie drewnianych teatrów w dodatku na wyspie. Potem na życzenie, które padło niespodziewanie z ust jednego z uczest­

ników naszej wycieczki, po demokra- cycznym odgłosowaniu, jedziem y podzi­

wiać nowe warszawskie lotnisko.

Po obiedzie spotkanie w Domu Polo­

nii. Tam w ita nas oficjalnie pani dyrek­

tor Elżbieta Stróżczyk. Jej przemówie­

nie chwyciło nas za serca, podbudowało.

Można by je, w trosce o chociażby lek­

kie upoetycznienie n ie pasujących do niego suchych określeń, nazwać pogła­

dzeniem. Budzi to w człowieku zadowole­

nie i tę odrobinę dumy z tego, że je st się zauważonym, ocenionym. Pani Elżbieta Stróżczyk powiedziała między innymi:

„Społeczeństwo Zaolziańskie je st wzorem dla społeczeństw połskich na wschodzie, ale rów nież i n a za ch o d zie. . . “ Wspo­

mniała jak to Polonia angielska podzi­

w iała system wybudowanych n nas Do­

mów PZKO. Znaczącą była rów nież wypowiedź pani Elżbiety Stróżczyk na

temat, dla istnienia Polaków na Zaolziu, bezspornie nąjważnięjszy, jakim je st na­

sze szkolnictwo. „Chcemy zadbać o to, żeby polskie szkoły na Zaolziu mogły się cieszyć ja k im ś w yróżnieniem wobec szkół czeskich. W ty m celu zorganizowano po­

moc fin a n so w ą dla tych szkół. W m agazy­

nach Domu Polonii czeka 16 magnetowi­

dów razem z telew izoram i kolorowymi oraz pomoce naukow e do n a uczania ję zy ­ ka polskiego. Te dary czekają tylko na transport, którego na razie n ie udało się zorganizować. ( . . . ) Czekam y na syg­

nały z w aszej strony, n a podstaw ie któ­

rych m oglibyśm y słu ż y ć pomocą mate­

rialną i niem aterialną. “

Z ramienia PZKO na spotkaniu wy­

stąpił, oceniając i dziękując za pomoc i współpracę Stowarzyszeniu Wspólnota Polska, członek Prezydium ZG PZKO Jó­

ze f Tobola.

Podstawową jednak część programu tego popołudnia w Domu Polonii w War­

szawie stanowiło spotkanie naszych te- atralników a aktorami Teatru Na Kre­

sach. Z bogatej opowieści dyrektora tego teatru, paąjonata, który wprawiał w podziw audytorium każdym wypo­

wiedzianym zdaniem, na pewno warto przytoczyć kilka wypowiedzi: „Teatr Na

Pani Elżbieta Stróżczyk przekazuje dary W spólnoty Polskiej n a ręce Józefa Toboły

[ in 1 fot. FRANCISZEK BALON

(13)

Kresach je st teatrem nie zw y kły m n ie dla tego, że taki dobry, ale dla tego, że w ystę­

puje w w arunkach niezw ykłych. (■ ■ ■ ) W ystępowaliśm y w m iejscach gdzie do niedauma, ja k to tam określano — Pola­

ków n ie było, byli tylko ludzie radzieccy.

( . . . ) N ajbardziej w zru szyła nas oaza Polaków 5 000 km stąd, żyjących i oddy­

chających po polsku a nie mających kon­

taktu z Polską p rzez 40 lat ( . . . ). Wieś polska schodzi się n a sali n a trzy godziny p rzed przedstaw ieniem , 150 osób czeka i m odli się. W trakcie lekkiej kom edii Fredry, którą w ystaw iam y, n a w idow ni rzew ny plącz (■ ■ ■) Olbrzymia, n ie w ia ­ rygodna wprost tęsknota tam tych lu d zi za polskością, za kulturą ( . . . ) Teatr Na Kresach je st grupą aktorów, którzy orga­

n izu ją i robią w szystko sam i, bez zaple­

cza . . . “

W swęj opowieści pan Krasucki w spo­

mniał i o pobycie Teatru Na Kresach w Czeskim Cieszynie, I tu widownia, jąj żywa reakcja, cieszyła aktorów. „ W C ze­

skim C ieszynie nasze odczucia były bez porów nania inne. Spotkaliśm y tam ludzi ja k że inaczej żyjących, tak w yglądają­

cych, tak zorganizow anych. . . “ Pani dy­

rektor Wspólnoty Polskiąj dopełnia w y­

powiedzi pana Krasuckiego informacją

— „Teatr Na Kresach n ie je st teatrem na

stale fina n so w a n ym . Pan dyrektor m usi p u k a ć do w ielu drzw i żeby załatw ić f i ­ nanse na dane przedstaw ienie. Wspólno­

ta Polska zespołu n ie fin a n s u je zupełnie, ale daje m u w sw ych pom ieszczeniach gościnę ( . . . ) Organizacja wyjazdów, wiele tysięcy kilom etrów do Kazachsta­

nu, je st n iezm iern ie trudna . . . “ D la tych, którzy nigdy nie podróżowa­

li, po drogach, częściej bezdrożach, byłego Związku Radzieckiego chyba n ie­

możliwością je st wyobrażenie sobie po­

trzebnego do takich podróży wysiłku.

Na pewno nie są to podróże przynoszą­

ce nąjmniejszy chociażby zysk w komer­

cyjnym tego słowa znaczeniu. A jednak dyrektor Krasucki mówiący z całą pew­

nością w im ieniu zespołu, tego napraw­

dę niezwykłego teatru, stwierdza —

„Jesteśm y najbogatszym i aktorami, bo m a m y taką widownię, ja k ie j n ik t z akto­

rów w Polsce n ie m a ( . . . ) W szystkie przeżycia, które m am y, powodują, że się w człowieku budzą szlachetne uczu ­ cia . . . “

Nasz teatr amatorski, jego historię, jego działanie, przybliża na spotkaniu człowiek z naszej grupy nąjbardziej po­

wołany — reżyser Jerzy Cienciała z Wędryni. Zresztą sam fakt, że teatr amatorski w Wędryni działa od 80-ciu

Pan Ja n K rasucki i aktorzy TEATRU NA KRESACH fot. FRANCISZEK BALON

(14)

Pan Jerzy Cienciała mówi o naszym te atrze am atorskim

lat mówi wszystko. — „Byl kied yś i u nas głód słowa polskiego, jeszcze po wojnie zespół teatru amatorskiego w W ędryni liczył 80 osób i wystauriał 6 prem ier w roku. Organizowane p rze z ZG PZKO kursy sztu ki aktorskiej, wciągały młodych chętnych. P rzez 15 lat po wojnie jeszcze w szyscy chcieli grać. Potem społeczeństwo bogaci się. L udzie kupują samochody, telewizory. Zespól szczupleje.

Jednak zostało dużo wiernych. Za cały ten okres wystawiono w W ędryni 102 sztuki. Z tego ja reżyserowałem 67. Cie­

szę się, że m am młodszych kolegów ( . . . ) W dzisiejszych zm ienionych czasach powracam y do starego repertuaru, do sztuk z tem atyką religijną. ( . ■ . ) Przed dwoma laty, w ystaw iane p rze z nas J A ­ SEŁKA ŚLĄSKIE p rzyszło obejrzeć bar­

dzo dużo ludzi nawet w Domu K ultury w Trzyńcu. Sztuka była w w arunkach te­

atru amatorskiego trudna do realizacji.

Na scenie występuje w n ie j 60 osób, a ak­

torów coraz mniej. Mówią, że zostali ci n a jg łu p si. . . S a m i się u trzym ujem y, sa­

m i pokryw am y koszty. Trudno organizo­

w ać próby, bo w szyscy pracują. N aj­

częściej to pracow nicy huty, gdzie je st praca zm ianow a . . “

Dom Polonii w Warszawie. Polonia.

Polaków rozmowy. Polaków rozmowy to też, jakże często co tu ukrywać, ubole­

wania. Polacy w Polsce, Polacy w Sta­

nach ^jednoczonych Ameryki Polnocnej i w Kanadzie. Polacy w Czechosłowacji.

Polacy na Litwie i Łotwie. Polacy w Ka­

zachstanie.

Pada pytanie jak to jest z ruchem ama­

torskim, z zespołami których w PZKO ta­

ka ilość, właśnie w dalekim Kazachsta­

nie, w ogóle w Rosji?

— „Nie wolno było. Zabronione m ów ie­

n ie po polsku, m yślenie po polsku. W szys­

cy m ieli być lu d źm i radzieckim i! Dopie­

ro teraz księża z Polski próbują zakładać p rzy kościołach zespoły . . . “ — Odpowia­

da Witold Krasucki. Jakiekolwiek ko­

mentarze i porównania są tu chyba nie­

potrzebne.

W sobotni wieczór, jeszcze nie ochło- nięci po wrażeniach z METRA, — jeszcze pełni rozważań po dyskusji w Domu Po­

lonii, wchodzimy w klasykę teatru. Kla­

sykę można powiedzieć w podwójnym

(15)

tego słowa znaczeniu. Teatr Wielki. Ope­

ra CYGANERIA Pucciniego. Inna scena.

Inna a również pełna wymowy, wytwa- rząjąca atmosferę do tej sztuki sceno­

grafia. Wykorzystanie nąjwyższej techni­

ki czołowych scen.

W przerwie rozmawiam z naszymi młodymi teatralnikami ciekawy i tym razem ich wrażeń. Są szczerzy, co je st piękne. Nie kryją się z myślami o zre­

zygnowaniu z oglądania spektaklu do końca. Byli po raz pierwszy na, w pełni klasycznym, wykonaniu opery w języ­

ku włoskim. Nikt z nich nie w ie o ko­

nieczności zaznąjomienia się, przed oglądaniem każdego przedstawienia operowego, z librettem. — „Nic n ie rozu­

m iem y . . . M uzyka piękna. Może uiysluchalbym jako nagranie w dom u po częściach. Tu n ie w iem co się dzieje na sc e n ie . . . “

Nasuwa mi się pytanie dlaczego my, dlaczego starsi byli zauroczeni MET­

REM, a naszej młodzieży nie pociąga prawie w cale muzyka klasyczna, klasy­

ka operowa? Myślę, że znalazłem odpo­

wiedź na to pytanie zaraz po przerwie.

Zanim ponownie zgaszono św iatła roz­

glądam się po widowni. Byl na niąj n ie­

mały procent młodych ludzi. Byli rodzi­

ce z dziećmi w wieku szkoły podstawo­

wej. Te dzieci uczyły się tu klasyki w w ie­

ku, kiedy jest się nąjciekawszym wszyst­

kiego, my bardziej chłonnym, w wieku kiedy pójście do teatru z dorosłymi mo­

że być napawąjącym dumą świętem.

Świętem, które pamięta się na całe ży­

cie. W rzędzie za nami matka tłumaczy szeptem 1 2-letniemu synowi libretto.

Nasi młodzi jednak zdecydowali się pozostać. Światła gasną. Wracamy pod P aryż. . .

N iedzielne przedpołudnie. Tę noc w ielu z nas nie spało . . . Nad Warszawą słońce. Zaliczamy jeszcze Pałac Wila­

nowski. Pożegnalny obiad i rozgadany, pełny wrażeń a po chwili i śpiewu auto­

bus. Wycieczka. Próbiyę notować w trzęsącym się podczas jazdy na mych kolanach notesie kłębiące mi się w głowie myśli.

Nie jestem znawcą teatru. Pomijąjąc lata szkolne nigdy nie występowałem na scenie (o ile, to też byłem zresztą tylko nędznym statystą). Miałem praw­

dziwe szczęście znąjdując się w gronie uczestników tego wyjazdu, zasłużonego wyjazdu dla zasłużonych. Ten wyjazd reprezentantów naszego ruchu teatral­

nego na pewno dał wszystkim jego uczestnikom w iele cennego. Wiele wrażeń, które pozostaną na długo w pa­

mięci.

Chyba wszyscy odczuwamy po cieka­

wych, po w ielkich przeżyciach potrzebę podzielenia się nimi. I nie wszyscy z tych, którzy na pewno zasłużyli na taką wycieczkę, mogli być jej uczestni­

kami. Więc spróbowałem za siebie i za uczestników spotkania z Warszawą, z teatrami Warszawy, spotkania z pol­

ską kulturą na ile było to w mych możli­

wościach, w koniecznym skrócie, po­

dzielić się z Wami.

F. B.

POST SCRIPTIUM

Dar STOWARZYSZENIA WSPÓLNOTA POLSKA dla polskich szkół na Zaol­

ziu został przywieziony do nas w poniedziałek 23. 11. 1992 o czym byliśmy poinform ow ani jeszcze przed zamknięciem tego num eru ZWROTU.

Więc w chwili kiedy czytają państw o te słow a na pew no 13 m agnetowi­

dów, tyleż telew izorów kolorow ych, 3 kserokopiarki i 1300 kg książek pol­

skich służy już swem u celowi — pom aga w podnoszeniu poziomu kształce­

nia naszych dzieci.

(16)

rys. BARBARA KOWALCZYK

(17)

SPOTKANIE Z AMBASADOREM

W cyklu spotkań zainicjow anych przez Konsulat Generalny RP w O straw ie w siedzibie Polskiego Domu spotkaliśm y się w dniu 27 listopada z Am basadorem Rzeczypospolitej Polskiej w Czechosło­

wacji Panem Jackiem Baluchem.

Ponad dw ugodzinne spotkanie w ypeł­

niło wielką salę Polskiego Domu nie tyl­

ko osobistościam i życia politycznego, ale i adm inistracyjnego stolicy woje­

wództwa, dziennikarzam i czeskimi i pol­

skimi, ja k i przybyło na nie wiele osób zainteresow anych stosunkam i polsko- czeskimi i ich rozwojem. A m basador od­

powiadał chętnie n a wiele p ytań publicz­

ności. Dla Czechów było to tym przy­

jemniejsze zaskoczenie, bowiem Eksce­

lencja używał pięknego języka czeskiego, toteż tłum acz — dr. Tadeusz Siwek, w re­

zultacie, pozostaw ał bezrobotny.

Pytano o wiele rzeczy. Znaczne zainte­

resowanie w yw ołała kw estia przejść gra­

nicznych, których w naszym regionie je st niew ystarczająca, w stosunku do po­

trzeb, ilość. G ranica polsko-czechosło­

wacka m iała w ielką szansę rozwoju po 1945 roku, niew spółm ierną do tych mo­

żliwości jakie dano jej przed rozpoczę­

ciem II wojny św iatow ej. Najdłuższa z polskich granic pow inna łączyć dwa słowiańskie narody, m ające tyle w spól­

nego w kulturze, mowie . . . N iestety dzieje m inionych dziesięcioleci układały się odmiennie. Jeżeli będzie w zbierał od­

dolny nacisk na budow ę i tworzenie przejść granicznych (n aw et w małym ru ­ chu przygranicznym ) w tedy, stro n a pol­

ska będzie się sta ra ła spełnić pokładane w niej nadzieje.

Pytano o trasę ru ch u m iędzynarodo­

wego D 47 i jej przebieg. O pinia strony polskiej optuje za przeciągnięciem trasy przez Czeski Cieszyn, co dałoby możli­

wość wraz z istniejącą w Polsce siecią dróg, stw orzenia funkcjonalnej całości.

Proszono A m basadora o w ytłum aczenie spraw specjalistycznych-historycznych.

Chodziło o stosunek N arodow ych Sił Zbrojnych do Armii Krajowej w kon­

tekście obecnej rehabilitacji niektórych

prądów ideologicznych Polski podziem­

nej.

P oruszenie n a sali w yw ołała — wcale nie bagatelna kw estia symboli państw a Czeskiego — mianowicie flagi, któ ra je s t do tej pory identyczna z flagą polską.

Ekscelencja Jacek B aluch przedstaw ił dyskutow ane obecnie w kręgach dyplo­

m atycznych możliwości rozwiązania tej kwestii. Przytoczył swoje w spom nienia z ostatniej wizyty P ana P rezydenta Rze­

czypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy, któ­

ry przyjechaw szy w raz z księdzem Ce­

bulą do Pragi i zobaczywszy czeską flagę stwiedził, n a asum pt tego drugiego, że trzeba coś w tej spraw ie postanow ić, bo­

wiem tak nie może być. Różne są propo­

zycje, przykładow o obrócenie barw o 90°. Możliwości je s t wiele. Jak wiemy ich rozw iązanie je s t raczej dom eną he­

raldyków niż dyplom atów.

Luźna rozm ow a dotyczyła wielu za­

gadnień życia między naszym i państw a­

mi, tw orzenia się euroregionu. Intere­

sująco Pan A m basador podsum ow ał sto­

sunek urzędów przedstaw icielskich Rze­

czypospolitej Polskiej na terytorium CSRF do polskiej mniejszości narodowej.

Polską mniejszość narodow ą tw orzą w większości obyw atele państw a Cze­

skiego i podlega ona, rzecz jasna, kom pe­

tencji czeskich urzędów i przez nie je st reprezentow ana. Stąd oficjalną przedsta­

wicielką polskiej mniejszości w Polsce je s t Pani A m basador CSFR M arketa Fial- kovä. Jednakże, ja k zaznaczył Ambasa­

dor,“ kontakty z m niejszością należą do obowiązków“ urzędów przedstaw iciel­

skich RP. Nikt nie może mieć żadnych zastrzeżeń, co do faktu, iż polska dyplo­

m acja troszczy się o mniejszość, bacząc czy przestrzegane są przepisy praw a międzynarodowego odnoszące się do mniejszości.

Spotkanie z Panem Am basadorem Ja c­

kiem Baluchem było bardzo zajmujące.

Wielu dziennikarzy, którzy nie zdążyli zadać sw oich pytań w dyskusji, oblegało P ana A m basadora, po jej skończeniu, chcąc uzyskać nagranie ekskluzywnej

[ 1 5 ]

(18)

wypowiedzi. Jednakże nie pozwoliła im zbytnio na to telewisya ostraw ska, któ ra z gotowym sprzętem porw ała dosłow nie Pana A m basadora, nie bez żalu pozo­

stałych.

Je st zasługą Domu Polskiego, który w spaniałom yślnie uprzystępnia swoje najokazalsze sale na spotkania z polski­

mi politykam i i K onsulatu Generalnego RP w O strawie, szczególnie zaś po­

m ysłodawcy Konsula Generalnego Jerze­

go K ronholda, że kontakty w euroregio­

nie śląskim między Polską i Czechami nabierają zdrowych rum ieńców i coraz bardziej zaczynają opierać się o rzetelną wiedzę, a nie o w yim aginow aną jedność.

M. Radłowska-Obrusnik

45 LAT MINĘŁO

Jubileusz taki w życiu organizacji j e s t za w sze okazją do spoglądania w p rzeszło ść a zarazem także i określenia pla n ó w na przyszłość. Tym razem zacznę od p rze ­ szłości i przypom nienia p oczątków organizacji PZKO.

Wróćmy pam ięcią do okresu powojennego, k ie d y to ja k ie k o lw ie k p ró b y po ­ wołania do życia organizacji kulturalnej, która b y um ożliw iła rozw ój życia ku ltu ­ ralnego tu tejszej gru py narodow ościow ej nawiązujące do chlubnych tradycji byłych organizacji, koń czyły się niepow odzeniem . Ludność n ie mogąc doczekać się re a k ty ­ wowania niektórych z nich, żyw iołow o p rzy stę p u je do organizowania własnego życia kulturalnego. Nie było chyba gminy, g d zie b y na uroczystych akadem iach nie uczczono pam ięci ofiar drugiej w ojn y św iatow ej, b yły w y stę p y chórów sam orzutnie zorganizowanych. Staranie o zalegalizow anie tego ruchu n apotykały sta le na tru d­

ności ze stron y władz. B yły n ie zb y t p rzych yln ie nastawione. B y ł i w niosek na ro z­

wiązanie sytuacji: p rzesied len ie ludności p olskiej do Polski. Później dopiero dow ia­

dujem y się, że podobn y p ro je k t rozw iązania k w e stii narodow ościow ej stosow ał i to w daleko szerszym zasięgu je d e n pan. N astępstw a tego odczuwają n ow opow stałe kraje do d ziś dnia. W nagonce, ja k a się rozpętała, mało n ie przypisyw an o nam w iny za wybuch drugiej w ojny św iatow ej. K res położyło tem u podpisan ie Um owy cze- chosłowacko-polskiej o w spółpracy i pom ocy wzajem nej z marca 1947 roku. P roto­

kół dodatkow y zezw ala na w ytw o rzen ie 2 organizacji polskich PZKO i SMP. Reali­

zacja n ie dała na siebie długo czekać. Grupka zapaleńców, która ocalała ze strasznej zaw ieru ch y w ojennej p rzy stę p u je do działania. Na p ie rw sz y ogień idzie spraw a opracowania i zatw ierdzen ia statutu . P rzeszed ł w iększością je d n e g o głosu.

N igdy się chyba n ie zdarzyło, że b y w iście rekordow ym tem pie zo sta ły w ydrukow a­

ne deklaracje członkow skie a n astępn ie za pośredn ictw em m ę żó w zaufania dostar­

czone do poszczególnych gmin. W m iędzyczasie ukonstytu ow ały się dw a zarządy pow iatow e w Czeskim C ieszynie i Karwinie, k tó re m iały pokierow ać dalszą pracą.

Nastąpiła chwila w yczekiw ania. Jak teren p rzy jm ie oferowaną p ropozycję zakłada­

nia sam odzielnych organizacji, czy opanuje w yzw oloną dążność do w łasnej organi­

zacji? A był czas najw yższy, że b y m óc się p o św ięc ić własnym spraw om i ratow aniu zagrożonych pozycji. Coraz w ięcej bowiem zaczynało się pojaw iać „ideologów “, któ rzy w m awiali w nas coś o „popolszczonych M orawcach“, inni klasyfikow ali nas ja k o obyw ateli czechosłowackich m ówiących p o polsku i je s z c z e inni kom binowali coś o teorii dwu ojczyzn. Teren n ie zaw iódł. Do zarządów pow iatow ych zaczęły napływ ać se tk i deklaracji, k tó re b y ły ja k b y ja k im ś referendum na te m a t dalszych naszych losów. Szerokie rzesze za c zęły rozumieć, że je s te ś m y integralną cząstką narodu polskiego i ja k o tacy m am y p raw o do pielęgnow ania p o lsk iej k u ltu ry naro-

(19)

dowąj, na szerzen ie k tó re j patrzono nieprzych ylnym okiem. Ba, doszło n a w et tak daleko, ż e p o połączeniu SMP w raz z m łodzieżą w ęgierską i ukraińską we w spólny zw ią zek m łodzieżow y zn aleźli się i tacy te o retycy k u ltu ry narodowej, k tó rz y tw ie r­

dzili, ż e członkow ie nasi m ąją opanowany j ę z y k czeski i dlatego mogą spokojnie śp iew a ć sobie c z y po polsku, c z y p o czesku w m ieszanych ję zy k o w o zespołach.

Praca ru szyła na p ełn e obroty. Nowo ukonstytuow ane koła p rze p ro w a d ziły sw oje w alne zebrania, przystąpion o do zakładania zespołów . K a żd y w m iarę sw ych sił i m ożliw ości w łączał się w w ir p ra c y organizacyjnej. A b y ło ję j co niemiara. Powaga chwili nakazyw ała pośw ięcać się i takim zagadniniom j a k n iew łaściw ie traktow a­

n ie P olaków p r z y zw rocie ich skonfiskow anych p rze z Trzecią R zeszę nierucho­

mości, k tó re w ładze adm inistracyjne tra k to w a ły ja k o m ąjątek poniem icki, dalej sp ra w y obyw atelstw a itp . B yło w ięc trzeba p ow ołać do życia biuro porad p ra w ­ nych.

D zieci p o lsk ie n ie s te ty n ie b y ły o bjęte udziałem w koloniach wakacyjnych. Po­

w staje w ięc grupa ofiarnych członków ja k L udw ik Kocur, L udw ik P letnicki i inni, k tó rz y w raz z grupą nauczycieli p rzy stą p ili do organizowania kolonii letnich dla naszej dziatw y. W ynajmowano budynki szkoln e na okres w akaeji i to n ie tylko na naszym terenie, a le i w Jesionikach. Udało się skom pletow ać cały ekw ipunek na poszczególne staęje, zorgan izow ać person el kuchenny, no i dozór pedagogiczny.

Myślę, ż e czas ten w ym agałby sam odzielnego opracowania a m oże i szereg dal­

szych. K olonie te b yły organizowane b ez ja k ic h k o lw ie k dotacji, zresztą ja k i cała działalność zarządu pow iatow ego, k tó r y u trzym yw ał się z odprowadzanych z kół 25 % składek członkowskich. A tu było ty le naglących sp ra w ja k np. brak fun duszy na utrzym anie przedszkolan ek, brak p ie n ię d zy na zaku p k sią żek do bibliotek, k tóre ja k im ś cudem ocalały i sta n o w iły zalążek przyszłeg o czyteln ictw a; brak fun duszy na stroje dla zespołów . Po prostu głow a pękała. Z w ielką pom ocą p rzyszła w tenczas placów ka konsularna z O straw y p o d kierow n ictw em Konsula Generalnego p. inż.

Stefana Wengierowa. C złow iek ten w p ełn i zrozu m iał naszą sytuację i in terw e­

niując u polskich w ładz centralnych, k ro k p o kroku, organizow ał dla nas nieoce­

nioną pom oc i to n ie tylk o pom oc moralną, do czego ograniczała się ta placów ka w późniejszych czasach ale głów n ie pom oc m aterialną. Pam iętam je g o sta le otw ar­

ty notesik, do którego w pisyw a ł n asze po trzeb y. „Na ochroniarki — owszem, ile p o ­ trzebujecie, dla zesp o łó w stro je — zro b i się .“ Tak obok kom pletu oryginalnych stro ­ jó w krakow skich z Bronowie, zy sk a ł Gorol cenn y m ateriał na sporządzenie strojów

góralskich, auto konsularne sta le kursow ało przy w o żą c k sią żk i na uzupełnienie na­

szych bibliotek. Tętniące ży cie ku ltu ralne sta ra ł się w zbogacić zapraszaniem na Za­

olzie czołowych p rze d sta w icie li k u ltu ry polskiej, a b y ta k pogłęb ić n asze zw iązki z nią. Gościli u nas znani artyści ja k p. Klara Langer-Danecka, W ładysław Kendra, Szymonowicz, Barbara K ostrzew ska, p rzy je żd ża ły ze sp o ły teatraln e i w ystęp o w a ły tu takie sła w y ja k p. Maria M alicka c z y n esto r scen polskich Ludw ik Solski, była Syrena z e S tefanią G rodzieńską itd . Pam iętają go ta k że i dzieci na koloniach. Raz na p rzy k ła d będąc na je d n e j z nich, za p y ta ł dzieci, czego b y chciały. Chórem odpo­

w iedziały, ż e pasztetów . I proszę, w przeciągu dw u godzin p a s z te ty b y ły na miejscu.

Takim b y ł Konsul G eneralny pan W engierow. P otrafił się zap a lić do k ażdej spraw y, b ył pełen optym izm u a sta le sta ra ł się podkreślać, ż e ty le się ma kom peteneji, ile się samemu w yw alczy. Ten stan rze c zy n ie m ógł się podobać czynnikom partyjnym . Na wnoszone preten sje z ich stro n y operow ał je d n y m argum entem : „Są to w asi oby­

watele i n ik t was n ie pozbaw ił obowiązku troszczenia się o zaspakajanie ich potrzeb kulturalnych. Przejm ijcie więc całkowitą troskę o nich, to i m y zaprzestaniem y ingero­

w ania w wasze sp ra w y“. Z przejęciem n ik t się n ie śp ie szy ł a zam iast oczekiw anej subw encji doszło w m iędzyczasie do odwołania Konsula Generalnego p. Wengiero­

wa.

Rosnące zadania i p ro b le m y rodzące się często z odrębnych d y r e k ty w organów partyjnych i Frontu N arodowego w obu pow iatach spow odow ały, ż e oba zarządy

(20)

d oszły do przekonania, że w yjściem z całego im pasu będzie połączen ie obu za ­ rządów pow iatow ych w je d e n Zarząd G łów ny z siedzibą w Czeskim Cieszynie. Pra­

ca k ó ł będzie kierowana z je d n e g o ośrodka. ZG uniezależni się od czyn ników p o ­ wiatowych a podlegać będzie w yłącznie czynnikom okręgowym , z któ rym i dotychczas n ie było tak potrzebn ego kon taktu p r z y załatw ianiu całego szeregu p o ­ ważnych spraw.

N igdy n ie uw ażaliśm y się za rzeczn ika ludności p o lsk iej w Czechosłowacji, ale dom agaliśm y się realizaeji naszych słusznych postu latów . I tak po długich p e r y p e ­ tiach uzyskujem y zgodę na założen ie Scen y P olskiej p r z y Teśinskem D ivadle. R eali­

zację tego zadania pow ierzon o W ładysław owi Niedobie, k tó ry w yw iązał się z niego wyśm ienicie. Zespół Scen y Polskiej sztu ką „W czoraj i przedw czoraj“ p rze d sta w ił się naszej publiczności w roku 1951. Losy tego zespołu n ie b y ły obojętne O kręgow ej Radzie Narodowej, która piln ie śledziła je g o działalność i z okazji 500-go p rze d sta ­

wienia ufundowała dla zespołu w spaniały k ry szta ło w y puchar.

Od pom ysłu do realizaeji n ie było daleko. Oba za rzą d y w y ra ziły zgodę na połącze­

n ie i p rzy stą p iły do przygotow an ia zjazdu połączeniowego. Na sied zib ę wybrano h otel Piast, k tó ry w m iędzyczasie zo sta ł zaku piony od Tow arzystw a O szczędności i Zaliczek na okrągłą sum ę 1 miliona koron. A k t uznania podpisali w te d y Jan Pri- bula i au tor niniejszych wspom nień z ram ienia ZG PZKO i d yre k to r O ffiok za TOZ.

Była w ięc siedziba, g d zie się n akw aterow ało biuro now outw orzonego Zarządu Głównego, biuro porad praw nych i redakcja Zwrotu.

W ystosowano p e ty c ję o w prow adzenie w Radio O straw skim audycji w ję zy k u p o l­

skim, którą po pew n ym czasie zrealizow ano. Funkcję redaktora objął Bolek Duława. Poruszano i sp ra w y dw ąjęzyczności. S potkaliśm y się z tw ierdzeniem , że całą spraw ę podsyca tylko grupka in telektu alistów . Wreszcie, było n ie było, o trzy ­ m uje Okręgowa Rada Narodowa w O straw ie uchwałę dotyczącą dw ujęzyczności w okręgu północnom orawskim . B yły kon kretn ie w ym ienione gm in y w obu za in tere­

sowanych powiatach, w których obow iązyw ać m iała dwujęzyczność. N iew iele, ale jed n a k coś, na co można było się pow ołać w razie stw ierd zen ia uchybień. Szkoda, że d ziś owa uchwała ju ż n ie obow iązuje i spraw ę dw ujęzyczności odesłano do lam u­

sa.

W m iędzyczasie doszło do zw rotu byłych m ajątków polskich — chodziło p rze w a ż­

nie o D om y robotnicze, schronisko na Kozubowej. Zyski z tych p rze d się b io rstw m iały za silić n adw yrężon y b u d żet organizacji. Po części tem u tak było, Zaistniało jed n a k niezdrow e zjaw isko. Organ w ybieraln y p rzesu n ął p u n k t ciężkości sw ego działania na sp ra w y gospodarcze zw iązane z prosperow aniem p rzedsiębiorstw . Po­

szczególne odcinki życia kulturalnego n ie zan otow ały je d n a k zastoju dzięki ofiar­

nym pracownikom, k tó rz y z rozeznaniem i odpow iednim podejściem kierow ali za pośrednictw em a k ty w ó w złożonych z fachowców, poszczególnym i działam i pracy.

Na bezrobocie n ie m ogli narzekać. O rganizowanie p ra c y m etodyczn ej, organizowa­

nie w szelkiego rodzaju kon kursów teatralnych (elim inacje p rze b ieg a ły w pięciu ob­

wodach — bogumińskim, orłowskim , karw ińskim , czeskocieszyńskim i trzynieckim , co św ia d czy o pokaźn ej lic zb ie am atorskich zesp o łó w teatralnych), konkursów śpiewaczych, w spółzaw odnictw a na dekorację św ietlic, organizowanie działalności odczytow ej. Można śm iało za ry zyk o w a ć tw ierdzen ie, że p o d tym względem w yras­

taliśm y w potęgę. Nie b ez znaczenia dla dalszego rozw oju p ra c y kulturalnooświato- w ej było u tw orzenie 2 e ta tó w polskich in sp ek to ró w do spraw ku ltu ry i 2 in spekto­

rów do spraw szkoln ictw a polskiego p r z y P ow iatow ych Radach Narodowych oraz po jed n ym p r z y O kręgow ej R adzie N arodow ej w O straw ie. B rzm i to na dzisiejsze czasy trochę dziw nie, ale praw dziw ie. Szkoda, ż e j e s t to ju ż historia, tak ja k cały szereg innych zagadnień poruszonych w n iniejszym rozważaniu. Są te ż i wydarzenia, o których się n iem ile wspomina. Tak na przykład, k ie d y koń czyły się p rzyg o to w a ­ nia do drugiego zjazdu PZKO otrzym ałem w p ią te k (zja zd b y ł zw ołan y na n iedzielę) telefon z okręgowego k om itetu partii, ż e ten n ie zgadza się z kandydaturą Jana Pri-

(21)

buli na p rezesa ZG — m oże to b yć je d y n ie robotnik. Co tu w takim wypadku robić?

Odwołanie zjazdu było ju ż rzeczą niem ożliw ą. N ie pozostaw ało n ic innego, ja k p o ­ szukać w śród braci roboczej odpow iedniego kan dydata i zgłosić je g o nazw isko se ­ kretarzow i Dr. K ozlovi do m ieszkania pryw atn ego g d zie ś w Ostrawie-Zabrzegu.

Wraz z prezesem rozpoczęliśm y żm udną w ędrów ką p o w ytypow anych kandydatach.

Była to pra w d ziw a Odyssea. S potykaliśm y się z sam ym i odmowami. W reszcie udało się nam przekon ać śp. Józefa Kulę, k tó r y po naszych zapewnieniach o pom ocy, k tó ­ rej będziem y mu udzielali, ostateczn ie się zg o d ził fun kcję tę przyjąć. Więc w sobot­

ni w ieczór błądząc g d zie ś p o osiedlu w Zabrzegu przekazałem okręgow ej w ładzy w ynik naszej n ie do pozazdroszczenia pracy. K rzyw dzą Józefow i Kuli ci wszyscy, k tó rzy staw ią/ą mu n egatyw n ą ocenę. B ył okres, k ie d y z naszą pom ocą p ełn ił sw oją funkcję b ez zarzutu. Po zm ianie sytuacji, k ie d y pow ołano m n ie na stanow isko okrę­

gowego in spektora do sp ra w kultury, Pribula p o sze d ł w odstaw kę, do głosu doszli now i ludzie, Kula zn alazł się na rów ni poch yłej i n ie było nikogo, k to b y mu podał zbawienną dłoń. Odchodząc na nową p laców kę odchodziłem z zadowoleniem , boć Związek n asz o k rzep ł w działaniu i rokow ał ja k n ajlepsze n adzieje na nasze p r z e ­ trwanie. I chociaż dzisiaj są n iek tó rzy ludzie, k tó rz y psioczą na tę spuściznę po swoich ojcach i dziadkach, k ieru ję p o d ich adresem je d n o je d y n e p ytan ie: ja k b y oni zachowali się w tych sytuacjach? D ziś m ają pełn ą m ożliw ość poprow adzić pracę kulturalno-ośw iatową naszego Związku na n ow e w yżyny, usunąć „ sta re“ nale­

ciałości i rozw in ąć działalność na je s z c z e szerszą skalę. Kończąc poczuw am się do miłego obowiązku ja k o se k reta rz p o w ia to w y a n astępn ie p ie rw sz y se k reta rz ZG podziękow ać tym w szystkim żyjącym i n ie żyjącym członkom, k tó rz y stali u kolebki naszego Związku, pośw ięcili mu sw e s iły i trud, ż e p o tra fił p rze żyć w zdrow iu te 45 lat.

KAROL RZYMAN

fot. KARIN SZKANDERA

(22)

PRZEGLĄD ZESPOŁOW

TANECZNYCH

TEATR CZESKI CIESZYN 4

.

12

.

1992

Zespół pieśni i tańca ZGPZKO

OLZA

Zespół dziecięcy PSP Jabłonków

NOWINA

Zespół taneczny MK PZKO Sucha Górna

SUSZANIE

Zespół dziecięcy MK PZKO Orłowa-Lutynia

SKOTNICZKA

Zespół regionalny MK PZKO Hawierzów-Błędowice

BŁĘDOWICE

Zespół pieśni i tańca ZGPZKO

GÓRNIK

[ 2 0 ]

(23)

fot. FRANCISZEK BALON [ 21 ]

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Takich wypadków jest mało, ale jest taka możliwość. Najczęściej jednak dajemy szansę tym, którzy już uczą, na przykład bez aprobacji na dany przedmiot,

— Trudno mi na ten temat dyskutować. Wiem, że wśród członkiń naszego grona była opozycja, ale trudno, tak być musi. Uważam, że jedynki może im mocniej przemawiały do

sie ostatnich kilku lat państw a te starały się wprowadzić określone regulacje ochrony praw mniejszo­.. ści w postaci przyjmowania

siącu ktoś się zgłosi - tw ierdzi Pieczonka. Często zwracają się do mnie muzea o przeprow adzenie napraw i uzupełnień. Wtedy mam okazję do kontaktu z pracą

Lecian przyznał się do wszystkich włamań do kas pancernych, nie przyznał się jednak do żadnego z popełnionych zabójstw.. Po przesłuchaniach Lecian przy zapew nieniu

rocznicy zakończenia II wojny światowej 6 maja odbyło się w Klubie PZKO przy ul.. Bożka

styczna, fo rm a narodowa.. Gwizdek — pierwsza piłka, pierw szy punkt, drugi, piętnasty. Piętnaście do zera. D rużyny przechodzą na drugą stronę boiska. Czternaście

mi czechosłowackimi i z Czecham i. Sytuacja w tym względzie zasadniczo zmieniła się po wrześniu 1933 roku, kiedy Polacy w Czechosłowacji stah się przydatnym