• Nie Znaleziono Wyników

Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zwrot, R. 50 (1998), Nry 1-12"

Copied!
1016
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

Andrzej Kubisz z żoną i wnuczkam i przy

(6)

TACY BYLIŚMY

m idynck jednej z ośm iu fdii Towarzystwa O szczędności i Zaliczek w Orlowej. której dyrektorem w latach trzydziestych lwi Józef Machnik.

Zdjęcie nadesłał Leopold N iem iec z Katowic. Właścicielki) jest Jadwiga Machnik Sowińska.

(7)

MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY

POLSKIEGO ZWIĄZKU KULTURALNO OŚWIATOWEGO

W REPUBLICE CZESKIEJ #

Rok XLEX Nr 578 Cena numeru 14,00 Kć W prenumeracie pocztowej 18,50 Kć

1/98 OiŁwc/mg

T)'! (óQ>

[ 2] Bieguny życia (wiersz) WŁADYSŁAW MŁYNEK

[ 4 ] Wspomnienie o Janie Kubiszu CR.

[ 6 ] POŻEGNANIA

Władysław Młynek Józef Kazik Emilia Michalska

l 10] Formy i perspektywy współpracy mniejszości FRANCISZKA CHOCHOLAĆ

[ 15] Z myślą o polskim Śląsku Cieszyńskim (13) ALOJZY NOWOK

[21 ] Żywot śladem ryb pisany JERZY OSZELDA

[ 24] Moje dorastanie do dojrzałości (1) BOLESŁAW ORSZULIK

[ 29] Jesienna rozmowa w teatrze z Rudolfem Molińskim CZESŁAWA RUDNIK

[ 34] „Przejazdem“ w Teatrze Cieszyńskim E.S.

[ 36] KRESY 97 E.S.

[ 38] Poezja Jana Kubisza

[ 40] Jan Kubisz - Pamiętnik starego nauczyciela (fragment) [ 42] Konkursy

[ 44] Renata Putzlacher - Moje fascynacje [ 47] Echo wydarzeń muzycznych [ 53] Trybuna czytelników [ 59] Kronika

[ 73] Mozaika [ 78] Krzyżówka

Numer zamknięto 19. 12. 1997

Na okładce: przy grobie Jana Kubisza w Gnojniku jego syn Andrzej z małżonką i wnuczkami.

Ti

(8)

WŁADYSŁAW MŁYNEK

BIEGUNY ŻYCIA

Są tylko d w a b ieg u n y życie i śm ierć

tak jak jasn o ść p o łu d n ia o b ram o w an a z en item i ciem n o ść p ó łn o cy

z o szro n io n y m i k rzy żam i zo rzy chcę tylko p e łn i

lu b p e łn i śm ierci n ic p o m ię d z y ty m co m oże być w ah ad łem m yślą o k aleczo n ą

płaczem p ta k a n a d ucieczką ziem i chcę gnieść w garści g ru d ę

tej ziem i

wyciść z niej gorycz i m ió d albo tę g arść m a rtw ą oddać jej w o fierze ry łe m w niej latałem n a d nią chodziłem p o niej a o n a była we m n ie jako k re w m atczyna o n a n u ciła kołysanki a ja je śpiew ałem o n a w ym yślała w iersze a ja je p isałem

i n ie w iem tylko dlaczego tak w cześnie dzw oniły m i w rzo sy książko m ych g ó r

zam knęłaś o sta tn ią k a rtę jed n ą jed y n ą skibą

[ 2 ]

(9)

i n ie staw iajcie p ro szę

w y k rzy k n ik a

b o życie sam o za siebie krzyczało

w cieple b u tw ie n ia k iełkuje dąb

k tó ry m a rę k a m i sw ych k o rz e n i uchw ycić kaw ał ziem i

bo n ik t jej n ie u k ra d ł i n ie splugaw ił

n ie m ów cie m u że są ra n k i i n o c e z płaczem d n ia w ieczo ram i żalu że są p io ru n y i g ra d że są o strz a to p o ró w

życie m o ż n a rw ać kaw ałkam i obcęgam i u st

szarp ać k o p n ia k a m i jęzo ró w bo leśn iej

niż d y n a m ite m życie m o ż n a ciąć i n aciągać

jak łu k spadającej gw iazdy n a k tó ry m cięciw a m yśli d rg a n ie cierp liw ie

n ie m a żadn eg o ro z d ro ż a jest k ie ru n e k p o p ro ste j czasam i p ochyłej

czasam i stro m ej

bez p rz e w ró c o n e j ze zm ęczenia ó sem k i

są tylko dw a b ieg u n y p o czątek i k o n iec a m iędzy ty m i isk ie rk a pędząca p o d ru c ie n ad ziei

(10)

WSPOMNIENIE O JANIE KUBISZU

Jan Kubisz urodził się 24 stycznia 1848 roku. W tym m iesiącu mija 150. rocznica jego urodzin. Nie m a chyba na Zaolziu Polaka, k tó ry nie słyszałby o Janie Kubiszu, autorze pieśni „Płyniesz, O lzo“, hym nu

„Ojcowski d o m “, książki „Pam iętnik starego nauczyciela“.

Życiorys Jana Kubisza m ożna zam knąć w kilku zdaniach. Urodził się w Końskiej. Po skończeniu m iejscow ej szkoły rozpoczął naukę w niem ieckim gim nazjum w Cieszynie, gdzie o m a l nie u le g łp o n iem - czeniu. Po czterech latach w ró cił do ro dzinnej wioski. N astępnie za­

pisał się do zakładu kształcenia nauczycieli ludow ych, które ukończył po dw u latach. Objął posadę nauczyciela w G nojniku i tam już p o ­ został. Zmarł 26 m arca 1929 roku w G nojniku, został p ochow any na tam tejszym cm entarzu.

Ale Jan Kubisz był nie tylko nauczycielem . C hętnie sięgał p o pióro, z łatw ością przychodziło m u rym ow anie w ierszy okolicznościow ych, a p o d koniec życia spisał sw e dzieje w pam iętniku.

Paweł Musioł w p o rtrec ie literackim Jana Kubisza napisał:

D orobek śląskiego p o e ty p rze d sta w ia się bardzo nikło, je śli idzie 0 ilość: „Z n iw y ślą skie j“ (1902) i „ P am iętnik starego n a u c zy c ie la “ (1928), je śli z a ś o jakość, trzeb a p rzy stą p ić do je g o oceny, m a ją c cią­

gle n a m yśli ogół w a ru n kó w , n ie p rzy ja zn y c h ro zw o jo w i ta len tu p o ­ etyckiego. M ałe sto su n ko w o w ykształcenie, pra ca nau czycielska na wsi, b ra k śro do w iska z o d p o w ie d n ią atm osferą literacką, w reszcie w y łą czn e o d d a n ie sw ego ta len tu w słu żb ę chw ili d ziejo w ej m ałego o d cin ka z ie m i p o lsk ie j - oto w ogólnych za rysa ch w szystko, co k a ż e n a m b yć w y r o z u m ia ły m w sto s u n k u do a rtystyczn ych w a lo ró w p o e ­ z ji K ubisza. Ż e z a ś p o e tą b y ł z b o żej łaski, p re d e sty n o w a n y m z ra­

cji ustroju psychicznego n a niepośledniego twórcę, św ia d czą te p ie r­

w iastki, błyszczące n a k s z ta łt zło ty c h ż y ł w sk ro m n e j sp u ściźn ie p i ­ sarza, któ re z n a m io n u ją p ra w d z iw y c h poetów : m iło ść czło w ieka 1 praw dy, m ó w ią c najogólniej...

Jed nak nie sam e w alory artystyczne utw o ró w Kubisza stanow ią o ich w artości i znaczeniu. W iersze, a p rzed e w szystkim p roza są do­

ku m en tem epoki, a co najw ażniejsze i stale aktualne, w ielką lekcją patriotyzm u.

Franciszek Popiołek ocenił „Pam iętnik starego nauczyciela“ na­

stępującym i słowami:

P a m iętn ik ten to k a r ta z d zie jó w Śląska Cieszyńskiego, spisana p r z e z naocznego, w iaryg odnego św iadka, to n a d z w y c z a j cenny p r zy c z y n e k do h istorii o d ro d ze n ia narodow ego tego kraju, p o d a n y po to m n o ści p r z e z u czestn ika czynnego w szystkich n a jw a żn ie jszy ch

[ 4 ]

(11)

w yp a d kó w w ży c iu n a ro d o w y m Śląska, który, je śli n a w e t w n ie któ ­ rych z nich n ie b ra ł bezpośredniego u d zia łu , to je d n a k w szystkie o d c zu w a ł gorą cym sercem. (...) Toteż czyta się p a m ię tn ik , ten w ylew serca na tch n io n eg o gorącym u m iło w a n ie m Ojczyzny, Polski, z p r z e ­ jęciem , a b e z p r ze c z y ta n ia g o i p r ze stu d io w a n ia n ie m o ż n a p isa ć historii ru ch u narodow ego polskiego n a Śląsku C ieszyńskim , bo te p rze ży c ia a u to ra to p r ze ży c ia w szystkich p ra w d ziw y c h Polaków śląskich, P ola ków n ie tylko z u ro d ze n ia i ję zy k a , ale z p r ze k o n a n ia głębokiego i p r z y w ią z a n ia do narodu.

„Pamiętnik starego nauczyciela“ z p o d ty tu łem „Garść w spo m nień z życia śląskiego w okresie budzącego się ru c h u narodow ego w by­

łym K sięstw ie Cieszyńskim “ ukazał się w 1928 roku. 66 lat trw ało, nim pojaw iło się drug ie w ydanie. To aż trzy pokolenia m ieszkańców Śląska Cieszyńskiego, k tó re miały u tru d n io n y k ontakt z tą pozycją dla­

tego, że nie było jej w znow ień.

O losie pam iętnika pisze M arian G rzegorz G erlich w posłow iu do drugiego w ydania:

Starsze p o k o le n ie o ta cza go je d n a k n a d a l w ie lk im u zn a n iem , choć z a c z y n a d o m in o w a ć raczej p o s ta w a sen tym en ta ln a . Średnie i m ło d e p o k o le n ie w zra sta ło j u ż ja k b y p o z a tą ta k zn a c zą c ą dla Z a o lzia pozycją. N ieliczne i p r z y p a d k o w e k o n ta k ty z „Pam iętni­

k ie m “ K u b isza z u b a ż a ją p roces edukacji, ty m s a m y m tożsam ość P olaków n a Z aolziu . Po d ru g iej w o jn ie św ia to w e j nieobecność tego d zieła była szczególnie dokuczliw a. D ocierano do niego, j a k do w ie­

lu in n ych z a k a z a n y c h d z ie ł z a z w y c z a j in d yw id u a ln ie, bo istn ia ł w y k a z le k tu r ob o w ią zko w ych . K a ż d y p o s z u k iw a ł n a sw ó j sposób drogi do Prawdy, a w czasie tej w ę d ró w k i p o z n a w a ł ró żn e dzieła, n im d o sze d ł do tego, o d którego p o w in ie n rozpocząć.

„Pam iętnik starego nauczyciela“ jest autobiografią Kubisza, ale jest jednocześnie obrazem życia ludu śląskiego od W iosny Ludów do pierw szych lat okresu m iędzyw ojennego, jego obyczajów, sposobu myślenia. Dziś książka ta nab iera now ego znaczenia, staje się w naszej obecnej rzeczywistości, tak sam o jak w iersze „Płyniesz, Olzo“ czy

„Ojcowski d o m “, p rzed e w szystkim tak potrzebn ym podręcznikiem patriotyzm u.

Na ile J a n K u b isz odszedł, a n a ile pozostaje? - pyta Władysław Sikora - W łaściwie - w proporcjach w ie ku jed neg o i drugiego, i w gęst­

w ie z a p a m ię ta n y c h tw a r z y - j e s t to z a le d w ie szczeg ó ł albo epizod; a jed n o cześn ie i m im o w szystko cała epoka z n a le żn ym je j kli­

m atem , określone zja w isko doko nujące się b e z szczególnego rozgłosu, lecz rzetelnie i z najlepszą wolą w cieniu w ielkich deklaracji artys­

tycznych. P rzym knięcie do spraw dzonych, bogobojnych, budujących treści narodowych, które tu ta j n a swego rodzaju rozdrożu śródeuro- p e jsk im sta n o w iły je d y n ą na dzieję i nieja ką p ew n o ść siebie. C.R.

(12)

i SUM x n cn v i i a v / k \ iy k *. jfAW^

W sob otę 6 gru d n ia 1997 po w yjściu z p r ze p e łn io n eg o k ościoła ew an ge­

lick iego w Naw siu k toś pow iedział: To nie p o g r z e b , to m an ifestacja p o lsk o ści.

W szyscy, którzy go zn ali bliżej, a jest takich n iem a ło , pow tarzali zdruzgo­

tani: Nie m ogę się z tym p o g o d zić...

W iedzieliśm y o jego c h o ro b ie, o jego p rzez tę c h o ro b ę k o n ieczn y m usu­

w aniu się z d zia ła ln o ści na n iw ie sp ołeczn ej, rezygnacji z w ielu ważnych funkcji. Nikt jednak naw et na m o m en t n ie p om yślał o tym najgorszym .

Zmarł nagle 1 grudnia 1997 roku. N iew ielu z nas m ogłob y n ap isać o sob ie to, co o n m iał p ełn e praw o napisać:

nic żech te j z iy m i nie z o s to ł d łu żn y bo d ó m ji sieb ie z a to

co óna m i dala...

W ładysław M łynek p rzez całe życie dawał z sie b ie w szystko na rzecz na­

szej kultury, p o św ięca ł się p on ad gran ice lu dzkich m o żliw o ści dla sp ołecz­

n o śc i polskiej żyjącej na Zaolziu. Z asłużony i d o c e n io n y liczn y m i w y ró żn ie­

n iam i i o d zn a czen ia m i - o b o k m edalu „Zasłużony dla K ultury P olskiej“ u- h o n o r o w a n y zo sta ł w p a źd zie rn ik u u b ie g łeg o roku p rzez p rezyd en ta R z e cz y p o sp o lite j A lek san d ra K w a śn iew sk ieg o K rzyżem K aw alerskim Orderu Zasługi.

Urodził się 6 czerw ca 1930 roku w Gródku. U kończył P olskie G im nazjum w Czeskim C ieszyn ie i G im nazjum P edagogiczne w Orłowej. Swe w ykszta­

łc en ie u zu p ełn ił w In stytu cie P edagogicznym w Ostrawie. Pracował jako n au czyciel w p o lsk ich szkołach w T rzyńcu-K anadzie, G nojniku, Ligotce, Na K am ienitym , w M ilikow ie i Bukowcu. Pracy pedagogicznej p o św ięcił całe życie zaw odow e. W szk ołach n ie tylko uczył d zieci ob ow iązkow ych prze­

dm iotów , ale po lekcjach u czył je p o p rzez śp iew um iłow an ia rodzim ej ziem i i kultury. Prow adził w ie le zesp o łó w d ziecięcych , w śró d których na szcze­

gólną uw agę zasłużyły trzy n ieck ie „Czantoryjki“ i m ilikow ski „G oroliczek“.

W ładysław M łynek był r ó w n ie ż d yrygen tem chóru, k olejn o w Gródku, Ligotce K am eralnej, Śm iłow icach, Jabłonkow ie, G órnym Żukowie, Oldrzy- chow icach. D ługie lata p o św ię c ił aktyw nej d ziałaln ości w zesp o le „Gorol“, jak ró w n ież przy organ izacji “G orolskich Św iąt“ w Jabłonkow ie.

W roku 1997 W ładysław M łynek ob ch o d ził jubileusz 5 0 -le cia swej pracy li­

terackiej. Spod jego p ióra w y szły lic zn e w iersze, p isan e zarów n o gwarą, jak i p olsk im językiem literackim . Na szczególn ą uw agę zasługuje jego poem at

„W starym gep lu “, k tó ry drukow any był na łam ach Zwrotu w roku 1995 w ra­

m ach Roku K ultury Ludowej.

Był działaczem PZKO o d ch w ili jego założenia. W iele czasu p o św ięcił pra­

cy społecznej. P ełn ił funkcję p rezesa Zarządu G łów nego PZKO, był rów n ież redaktorem n aczeln ym Zwrotu.

N ieubłagany lo s p rzerzed za n asze szeregi. N iem a ludzi n iezastąpionych...

ale jednak są n iep ow tarzaln i, po od ejściu których zostaje olb rzym ia pustka.

W ładysław M łynek n ie p o zo sta w ił p o so b ie ciszy. Jego głos - ten zapisany na papierze i ten w sercach tych, którzy go sły szeli - p o zo sta n ie na zawsze.

D rogi Władku, żegn am y Cię z praw dziw ym b ólem , nadal n ie w ierząc, że odszedłeś!

F.B.

[ 6 ]

(13)

S l ' Ä '

(14)

POŻEGNANIA

JÓ Z E F K A Z IK ( 1 9 1 5 - 1 9 9 7 )

U ro d ził s ię 11 sty c z n ia 1915 r o k u w S to n a w ie w r o d z in ie g ó r n ic z e j. Po sk o ń c z e n iu m ie jsc o w e j sz k o ły lu d o w e j r o z p o c z ą ł n a u k ę w P o lsk im G im n a zju m R ea ln y m w O rłow ej. Ju ż w la ta ch sz k o ln y c h a n g a ż o w a ł s ię w p ra c y s p o łe c z n e j. O d d z ie c iń s tw a k o c h a ł m u zy k ę, lu b ił grać n a sk r z y p ­ ca ch . B ył d y r y g e n te m p o w s ta łe g o w ro k u 1933 c h ó r u m ie s z a n e g o S to w a rzy sz en ia M ło d z ież y K atolick iej w S to n a w ie , p r a c o w a ł w k o le M acierzy Szk oln ej, b y ł c z ło n k ie m m ie jsc o w e j o r k ie s tr y sm y czk o w ej.

W ro k u 1934 r o z p o c z ą ł stu d ia p r a w n ic z e n a U n iw e r s y te c ie K arola w P rad ze. Z ostał c z ło n k ie m O g n isk a P o lsk ie g o w P rad ze, d y r y g e n te m c h ó r u a k a d e m ic k ie g o s e k c ji p r a s k ie j, c z ło n k ie m z a r z ą d u S ek cji A k ad em ick iej J e d n o ś ć . O d ro k u 1938 k o n ty n u o w a ł stu d ia z a o c z n e n a U n iw e r sy te c ie J a g ie llo ń s k im w K rak ow ie, p racu jąc j e d n o c z e ś n ie jako u r z ę d n ik w k o p a ln i Barbara.

12 k w ie tn ia 1940 ro k u z o sta ł a r e sz to w a n y p r z e z G esta p o . P o k r ó tk im p o b y c ie w w ię z ie n iu w C ie sz y n ie z o sta ł w y w ie z io n y d o o b o z u k o n c e n ­ tra cy jn eg o w D a ch a u , a sta m tą d p o s z e ś c iu ty g o d n ia c h d o M authau- s e n -G u s e n , g d z ie p r z e b y w a ł d o k o ń c a w ojn y, m ając n u m e r o b o z o w y 43070. Z aan gażow ał s ię w M ię d z y n a r o d o w y m K o m ite c ie R uchu O p oru . W s tr o n y r o d z in n e p o w r ó c ił w listo p a d z ie 1945 r o k u . P od jął p ra cę w s p ó łd z ie ln i s p o ż y w c ó w J e d n o ta -J e d n o ś ć , g d z ie n a r ó ż n y c h s ta n o w is ­ k ach p r a c o w a ł aż d o e m e r y tu r y w ro k u 1972.

W rok u 1947 p o w sta ł K lub G u se n o w c ó w z r z e sz a ją c y b y ły ch w ię ź n ió w o b o z u w G u sen . J ó z e f K azik p r z e z 50 lat, o d z a ło ż e n ia K lubu, b y ł je g o p r e z e se m .

P r z e z 50 la t b y ł te ż c z ło n k ie m i d z ia ła c z e m PZKO, n a j p ie r w w M ie jsc o w y m K o le w S to n a w ie , p o p r z e p r o w a d z c e w C z e sk im C ie sz y n ie . P ra co w a ł jak o d y r y g e n t c h ó r u m ę s k ie g o Siła, b y ł p r e z e s e m k o ła s t o n a w s k ie g o . Z o sta ł c z ło n k ie m ZG PZKO, p r z e w o d n ic z ą c y m K om isji R ew izyjn ej. P rz ez p o n a d 30 lat d z ia ła ł w Sekcji H isto r ii R e g io n u p r z y ZG PZKO, ro zw ija ją c i w y k o r z y stu ją c sw o je z a in te r e s o w a n ia h is to ­ rią. M ateriały h is to r y c z n e p u b lik o w a ł n a ła m a c h p rasy. J e g o o p r a c o w a ­ n ia u k a zy w a ły s ię r ó w n ie ż w Z w r o cie . Za sw o je z a a n g a ż o w a n ie s p o łe c z ­ n e z o sta ł o d z n a c z o n y lic z n y m i m ed a la m i. O p ró cz o d z n a c z e ń p ezetk a- o w sk ic h b y ł p o s ia d a c z e m m .in . M edalu P a m ią tk o w eg o za W iern o ść 1939-1945, K rzyża O św ię c im sk ie g o , S reb rn ej O d zn a k i Z w iązk u C h ó ró w i O rk iestr, Z ło te g o i S r e b r n e g o M ed a lu O p ie k u n M ie jsc P a m ię c i N arodow ej o r a z d y p lo m u za w y b itn e o s ią g n ię c ia w d z ie le u m a c n ia n ia p a trio ty c zn ej w ię z i P o la k ó w zza g r a n ic y z M acierzą.

J ó z e f K azik z m a r ł p o k ró tk iej c h o r o b ie 19 listo p a d a 1997 rok u . C.R.

[ 8 ]

(15)

POŻEGNANIA

E M IL IA M IC H A L S K A ( 1 9 0 6 - 1 9 9 7 )

MALOWAĆ SŁOWAMI J o m a lo w a ć n ie u m iy m ,

a le p i ó r u r o z u m iy m , co w id z y m , co s ly s z y m , p o s w o jim u o p is z y m .

N ic z e g o n ie p o m in y m j e s z c z e n ie c o p r z y w in y m ,

k a j tr z e b a to p o g la d z y m , k o m u tr z e b a - p o k a d z y m . P r z in d z i e ta k o g o d z in a , k ie d y m o ja r o d z in a r a d a b ę d z ie c z y ta ła co ich s ta r k a m yśla ła . O te j zim c e , o c h le b ie j a k r o d z i ł a w p o tr z e b ie , j a k p r z e z ż y w o t w a n d r o w a ć ,

b y p o t y m n ie lu to w a ć .

Em ilia M ichalska n a p isa ła już swoje o sta tn ie słowo, zam knęła księgę sw ojego życia. Pam ięć o p o etce, m ieszkającej całe życie w P ru ch n ej, a korzystającej w swej tw órczości z trad y cji i k u ltu ry ziem i cieszyńskiej, i n a Zaolziu m a swoje u zasad n ien ie. Emilia M ichalska n ie ro z ró ż n ia ła p o lsk ie j i czesk iej części Śląska C ieszyńskiego. Dla n iej kraj, gdzie Cieszka sta ry gród, gdzie B aran ia z C zantoryją, gdzie Jabłonków , gdzie K arw ina, gdzie O d ra u B ogum ina, był jej k ra je m ro d z in n y m .

D om en ą jej tw órczości stała się p o ezja - w ydała kilka zb io r­

ków: „Zapach ziem i“, „Chłopskie słow o“, „Chylą się m oje d n i“, .J e s ie n n e liście“, „Cieszyńskie k w ia ty “ i „Zm agania z czasem “ - w k tó rej posługiw ała się zaró w n o językiem literack im , jak i gwa­

rą, p isała ró w n ież now ele. Jej ta le n ty i zain tere so w an ia były bardziej w szech stro n n e, zajm ow ała się sztu kam i plastycznym i, m alow ała, ró w n ież n a szkle, rz e źb iła w glinie, ro b iła k o ro n k i, w y cin an k i beskidzkie. In sp iracji, m otyw ów szukała zawsze wo­

kół siebie, w sw oim najbliższym o to czen iu , toteż jej tw órczość, stanow iąca już teraz z am k n iętą całość, stała się sw oistym d o k u ­ m e n te m epoki, w k tó re j żyła.

Em ilia M ichalska z m arła 24 p a ź d z ie rn ik a 1997 ro k u . C.R.

(16)

FORMY I PERSPEKTYWY WSPÓŁPRACY MNIEJSZOŚCI ZE SPOŁECZEŃSTWEM WIĘKSZOŚCIOWYM W ZAKRESIE REPREZENTACJI POLITYCZNEJ

Demokratyczne zmiany politycz­

ne, jakie dokonały się w krajach Europy Środkowej i Wschodniej po 1989 roku, przyniosły również radykalne zmiany w życiu mniejs­

zości narodowych. Równocześnie demokratyczne państwa tego regio­

nu stanęły na progu lat dziewięć­

dziesiątych przed złożonym pro­

blem em „etniczności“ rozum ia­

nym z jednej strony jako próba bu­

dow y czy odbudow y w łasnego państwa, z drugiej strony - jako stworzenie odpow iednich mecha­

nizmów ochrony praw członków mniejszości narodowych. W okre­

sie ostatnich kilku lat państw a te starały się wprowadzić określone regulacje ochrony praw mniejszo­

ści w postaci przyjmowania odpo­

w iednich zapisów konstytucyj­

nych, ustaw oraz zawarciu dwu - lub wielostronnych układów mię­

dzynarodowych, w których znala­

zły się punkty dotyczące ochrony praw członków mniejszości.

Lata 90. stanowią równocześnie punkt zwrotny w aktywności mię­

dzynarodowych organizacji, prze­

de wszystkim Organizacji Naro­

dów Zjednoczonych, Organizacji Bezpieczeństwa i W spółpracy w Europie oraz Rady Europy.

Temat ochrony praw mniejszości przesunął się do centrum uwagi na forum międzynarodowym, do cze­

go przyczyniła się między innymi tragedia w Jugosławii. O tym, jak trudny jest to problem, mówi fakt,

[ 1 0 ]

że pierwszy praw nie wiążący do­

kum ent międzynarodowy pośw ię­

cony ochronie mniejszości naro­

dowych nie zawiera definicji po­

jęcia „mniejszość narodow a“, po­

nieważ państwa członkowskie nie potrafiły wspólnej definicji uzgod­

nić.

Brak definicji nie może przeczyć temu, że mniejszości są ważnym czynnikiem polityki europejskiej, co po w inno znaleźć odbicie w praktyce i wiąże się bezpośred­

nio z problem atyką reprezentacji politycznej m niejszości naro do­

wych w systemie organów państ­

w ow ych w szystkich szczebli.

U trudnieniem dla mniejszości jest w łaśnie ich mniejsza liczebność w każdej sytuacji i za tym idące u- św iadom ienie sobie i przyjęcie podstawowej zasady demokracji - praw a wyższej liczby - na podsta­

w ie której tworzy się demokratycz­

ne organy władzy. Prowadzi to do szukania form umożliwiających u- dział mniejszości w działalności or­

ganów samorządowych, ustaw o­

dawczych, egzekutywy. Polityczna reprezentacja i partycypacja grup etnicznych w organach władzy odczuw ane są jako niezmiernie po­

trzebne, jednak stwierdzić trzeba, że na dzień dzisiejszy nie są ogól­

nie przyjm ow ane jako oczywi­

stość.

Zagadnienie dyskryminacji mniej­

szości, tj. grupy etnicznej nie ży­

jącej w e własnym państwie, jest

(17)

historycznym dziedzictw em idei państw a narodow ego, gdzie też szukać musimy korzeni tego pro­

blemu.

Wiek XIX przyniósł ideę państ­

wa etnicznie, językowo, kultural­

nie jednolitego - ideę państwa na­

rodowego. Taki cel przyśw iecał Rewolucji Francuskiej. Usiłowano stworzyć państw o nie związane z żadnymi tradycjami i nie biorące pod uwagę pochodzenia swych o- bywateli. Wiadomo dzisiaj, że owo rewolucyjne państw o nie było kra­

jem „jednolitego n aro d u “, jak my­

ślała garstka jego przedstawicieli.

Tylko 10% mieszkańców było fran­

cuskojęzycznych, zaś w iększość posługiwała się językami regional­

nymi, a niektórzy nawet w ręcz ob­

cymi - baskijskim, katalońskim, flandryjskim, niemieckim. Nawia­

sem mówiąc, odgłosy takiego po­

jmowania państw a pobrzmiewają we Francji do dziś dnia - nie uzna­

je ona bowiem na swym teryto­

rium żadnych mniejszości narodo­

wych.

Ten elitarny projekt z czasów Rewolucji, owa wizja „jednolitego narodu francuskiego“ stał się wzo­

rem dla nacjonalistów w Europie, zaś na napoleońskim państw ie centralizowanym w zorowały się państwa narodowe, a dzisiaj tę ten­

dencję dostrzegam y w yraźnie u „młodych państw “, które dążą wszelkimi sposobami do państwa etnicznie czystego. Jednak im bardziej usiłuje państwo zbliżyć się do ideału państw a narodowego, z tym większymi trudnościam i się boryka, jako że punktem wyjścia przy budow aniu państw a bywa zazwyczaj p stra mozaika kultur i języków regionalnych.

Bliskim nam przykładem złożo­

ności problem u jest Monarchia Austro-Węgierska. O ile jej jedna część uległa stopniowo hungary- zacji, polityka w ew nętrzna innej jej części rozbijała się o zagadnie­

nia niem ieckich narodów oraz grup etnicznych. Czesko-niemiec­

kie w yrównanie w Brnie w 1905 roku było tylko jednym z całego szeregu kompromisów, nawiasem mówiąc próbą autonomii perso­

nalnej, jednak politycznej integra­

cji narodów słowiańskich, przede wszystkim Czechów, nie udało się do 1918 roku osiągnąć.

Niezależnie od tego patrzymy dzisiaj na Austro-W ęgry jako na w zór pokojowego współżycia na­

rodów i grup etnicznych. Ten w ie­

lonarodow y kolos dysponow ał w różnych sytuacjach coraz to no­

wymi możliwościami kompromi­

su, w czym znajdujemy podobień­

stwo do współczesnego rozwiązy­

w ania problem ów mniejszościo­

wych. Jako przykład przytoczyć można formę autonomii terytorial­

nej, kiedy to kraje monarchii - „zie­

mie korony“ posiadały jedno­

znacznie ograniczone terytorium, własny samorząd, tradycyjne insty­

tucje i czasami nawet własne wie­

deńskie urzędy centralne. Już w te­

dy dostrzegano problem y narodo­

wościowe, jak dokum entuje praca Karla Rennera, ale o wnioskach wyciągniętych z obserwacji tych p roblem ów nie prow adziło się, a zresztą w pełnej rozciągłości nie prowadzi się do dziś dnia dyskusji.

Rozpad M onarchii Austro-Wę- gierskiej w 1919 roku, powstanie całego szeregu samodzielnych państw, stworzyło dla większości grup etnicznych znacznie gorsze

(18)

warunki, niż było „monarchistycz- ne „więzienie narodów “. W miej­

sce ostrożnych posunięć, stara­

jących się utrzymać istniejące tra­

dycje przy zachowaniu proporcji, autonomii oraz konstrukcji pew ­ nego samorządu, pojawia się „jed­

nolite państwo narodow e“ według w zoru francuskiego. N iektóre większe narody uzyskały w praw ­ dzie własne państwo, ale większość grup etnicznych w wyniku podzia­

łów granicznych pozostała w cha­

rakterze mniejszości narodowych w obcych państw ach bezbronna przeciwko furorze nacjonalistycz­

nej i praktykom asymilacyjnym sto­

sowanym w obec nich w urzędach nowych państw, bez reszty ob­

jętych przez członków narodu większościowego.

W okresie międzywojennym o- chrona praw mniejszości nie sta­

nowiła normy praw a międzynaro­

dowego. Doświadczenia tego okre­

su oraz II wojna światowa odegrały istotną rolę w tworzeniu pow ojen­

nego systemu praw człowieka, w tym osób należących do mniej­

szości narodowych.

Wynikiem rozważania nad tym zagadnieniem jest stwierdzenie, że trzeba domagać się uprzywilejowa­

nia mniejszości w stosunku do grup społecznych zrzeszających się na in­

nych zasadach. To wiąże się z przy­

jęciem pojęcia „definicja etniczna“.

Przyjęcie przez państw o zasady równości etnicznej wszystkich oby­

wateli sprzyja działaniom asymila­

cyjnym, ponieważ nie tylko nie bro­

ni tożsamości mniejszości, ale de facto zmusza mniejszość do przyję­

cia znaków etnicznych większości.

Przykładem takiej nietolerancji może być konstytucja bułgarska,

[ 1 2 ]

która nie zezwala na organizację partii politycznych na zasadzie na­

rodowościowej czy decyzja sądu francuskiego, który określenie „na­

ród korsykański“ odrzucił jako nie­

zgodny z konstytucją. Za odrzuce­

niem dyferencjacji etnicznej opo­

wiada się radykalna filozofia indy- w idualistyczno-liberalna, p on ie­

waż w jej pojęciu grupy etniczne

„z potrzeby naturalnej“ są wobec państw a nieprzyjaźnie ustosunko­

w ane i zagrażają jego politycznej stabilności. Na przykład niektóre kręgi w USA mówią o możliwości

„bałkanizacji“ Stanów właśnie na tle etnicznym.

Prawo do dyferencjacji etnicznej i z tego wynikających stosunków większość - mniejszość stwarza autom atycznie pojęcie „prawo większości“, co ze sobą może przy­

nieść „tyranię większości“. Jednak perm anentny proces dyferencjacji nie jest przed m iotem polityki.

Problem ten jako „politikum“ otwie­

ra się dopiero w mom encie dys­

kusji nad wymaganiem praw mniej­

szości. I nie formalne, czy material­

ne, ale dop iero instytucjonalne rów noupraw nienie daje mniejszo­

ściom możliwość brać udział w ży­

ciu politycznym swego kraju. To wymaga jednak od większości u- m iejętności nieustannego rezyg­

nowania z owego magicznego rów­

nania demokracji „im więcej gło­

sów, tym więcej mocy“ na korzyść mniejszości. Przykładem takiego podejścia może być Szwajcaria, któ­

rej polityczna i socjalna stabilność opiera się na kulturze politycznej, ale również na systemie, w którym każdy obywatel jest w zmieniającej się konstelacji dzisiaj większością, a jutro mniejszością.

(19)

Innym nurtującym teoretyków zagadnieniem jest problem praw indywidualnych i kolektywnych.

Obserwujemy, że odrzucanie praw kolektywnych i preferowanie praw indyw idualnych charakterystycz­

ne jest dla demokracji liberalnej, natom iast państw a totalitarn e przyznają m niejszościom praw a kolektywne (np. autonom iczne re­

publiki sowieckie). Jednak prawa te nie są sobie przeciw stawne jak indywidualizm i kolektywizm, ale się wzajemnie uzupełniają. Wiado­

mo, że suma praw indywidualnych przedstawia czasami praw o kolek­

tywne.

W dyskusjach powraca nieustan­

nie pojęcie „specjalne prawa mniej­

szości“. Ale czy na przykład pra­

wo do używania języka ojczystego nie jest również przyznane naro­

dowi większościowemu? To „pra­

w o“ mniejszości nie stanowi dys­

kryminacji większości. Prawo do używania języka ojczystego przed­

stawia skomplikowany problem . Istnieje na przykład niepisana nor­

ma, że społeczeństwo w państw ie pow inno używać jednego języka.

Bilingwizm jest zatem „prawem“

tylko mniejszości. Na odw rót, dążenie do bilingwizmu obywateli państwowotwórczej narodowości żyjących na terytorium tradycyjnie zamieszkałym przez autochtonicz­

ną mniejszość uważane jest za gwałt językowy i jest niedopuszczalne.

Problem używania języka ma jesz­

cze inny aspekt. Język narodu więk­

szościowego jest zazwyczaj iden­

tyczny z językiem państwowym, w wyniku czego większość utożsa­

mia się z państwem, co z kolei jest znakiem modelu państwa narodo­

wego. Przy takim rozum ow aniu

owo „prawo“ mniejszości do języ­

ka ojczystego jest instrum entem prawnym uniemożliwiającym for­

mowanie się państw a narodowe­

go.

Zagwarantowanie praw indywi­

dualnych stwarza podstaw ę do au­

tonom ii kulturalnej i daje mniej­

szości przestrzeń, na podstaw ie czego może się rozwijać, określać w społeczeństw ie i rep rezen to ­ wać. Przyznanie praw indywidual­

nych oznacza zakaz dyskryminacji i nic więcej. Nie zobowiązuje pań­

stwa do ochrony mniejszości czy też wspomagania jej rozwoju.

Przyznanie praw kolektywnych jest odrzucane przy użyciu argu­

mentu, że prowadzą one do secesji (tzn. odłączenia terytorium ) - stąd ów zakaz nazwy „naród korsykańs­

ki“, co znów bliskie jest definicji państw a narodowego tzn. „naród = państw o“. Politycy, którzy w państ­

wie narodowym widzą „koniec his­

torii“, czynią tak na konto mniejs­

zości, które chcą podpo-rządko- wać tej idei.

We wszystkich dyskusjach na dzień dzisiejszy przyjęto zasadę

„preferencja nie jest dyskrymina­

cją“, zaakceptowano również „dys­

kryminację pozytywną“, która właś­

nie oznacza nierealizowanie przez większość bez reszty owego pod­

stawowego równania demokracji o stosunku głosów do wła dzy.

Można w ięc powiedzieć, że spra­

wa przyznania mniejszościom określonych praw została rozwią­

zana w pozytywny dla mniejszości sposób.

(dokończenie w następnym numerze) FRANCISZKA CHOCHOLÄC

(20)
(21)

Z MYSIĄ O POLSKIM SIĄSKU CIESZYŃSKIM (13) JUTRZENKA W OLNOŚCI

Trzy d łu g ie d n i nareszcie u p ły n ęły i j a m ogłem p ó jść n a m oją p ie rw s z ą ra n d kę w życiu. N ie p oszedłem , bo raczej p o lecia łem i p ię ć m in u t p r z e d czternastą, j a k p rzy sta ło n a żo łn ie rza , b yłem n a u m ó ­ w io n y m p o s te r u n k u p o d a r k a d a m i n a r y n k u cieszyńskim . Ja rk a p r z y s z ła p u n k tu a ln ie . P rzyg lą d n ą łem się j e j u w a ż n ie i z roztkłiw ie- niem . W łaściw ie to dopiero d ru g i r a z w ż y c iu r o zm a w ia m y z e sobą i ta k się m i w y d a w a ła droga, bliska i b a rd zo elegancka. J a te ż b yłem u b ra n y w n ieźłe skro jo n y u kra w ca w ojskow ego n o w y g a lo w y m u n ­ d u r chorążego i c zu łe m się dość p ew nie.

P o d ą żyliśm y spacerkiem w z d łu ż O lzy w k ie r u n k u je j trzeciego w odospadu, czyli „trzeciej g a c i“ w Błogocicach. K roczyłem obok J a r k i w p r z y z w o ity m odstępie, p r a w ią c j e j szczere „dusery“.

- W yśłiczniała p a n i - sta ra m się m iz d r z y ć p o czesku do J a r k i - w ygląda p a n i i p a c h n ie j a k k w itn ą c a róża. -

- A j a p a n u g ra tu lu ję tego szczęścia żołnierskiego, w szystkich tych ciekaw ych i n a p e w n o gro źn ych przygó d, któ re p a n p r z e ż y ł i są d ziś j u ż w p rze szło ści z a p a n e m o ra z p ię k n y c h kobiet, których je s t ta k w iele w „Italii - n a j i h u “! - o d w d zięc zyła się m i J a r k a trochę p o cze­

s k u i nieco p o p olsku.

W trakcie w y m ia n y ta kich g rzeczności za w ró ciliśm y w Błogoci­

cach w k ie r u n k u m iasta. Jarce śpieszyło się do dom u, bo z a m iesiąc w y je żd ża ła z in n y m i s tu d e n ta m i profesora Pogrobińskiego na w y ­ stępy do K ra k o w a i m u sia ła c a ły m i d n ia m i ćw iczyć n a fortepianie.

Po d ro d ze o d zy w a się Jarka:

- Nie z a s z k o d z i n a p ew no, je że li się p a n dob rze n a u czy ro zm a w ia ć p o czesku. C hętnie będę p a n a uczyła. -

- Z g a d z a m się - o d p o w ia d a m - a j a będę p a n ią u c zy ł ro zm a w ia ć p o p ra w n ie p o po lsku . -

U zgodniliśm y, ż e n a sze następn e sp o tk a n ia będę n a p r z e m ia n ra z czeskie, r a z polskie.

Tuż p r z e d dw orcem ko lejo w ym n a tk n ą łe m się n a w ysiadającego z tra m w a ju k się d za Tom anka, m ojego ka techetę i p r z e z p e w ie n czas profesora p o lo n isty k i i do tego m ojego z io m k a z Kopicy. U cieszyłem się ogrom nie, ż e w id zę ulubionego profesora. O garnął m n ie je d n a k ja k iś s z tu b a c k i łęk i w styd p r z e d profesorem . Oto idę w to w a rzystw ie ekscentrycznie p ię k n e j i eleganckiej p a n n y , oto ćm ię za k a za n e g o w szko le p a p iero sa i do tego p a ra d u ję w m u n d u r z e cesa rsko -kró ­ lew skiego ch orążego a r m ii a u stria ck iej. O d ruchow o r zu c iłe m papierosa i w ro zta rg n ien iu z ła p a łe m z a cza p kę oficerską, a b y j ą z d ją ć i j a k d a w n ie j g łęb o ko się ukłonić, lecz w o sta tn iej chw ili poła-

(22)

p a le m się, ż e trzeba je d n a k oddać h o n o r j a k k a ż d a u m u n d u ro iva - n a p o ż o łn ie rsk u istota. Biję w ięc do dachu, defilując p r z e d m o im p a n e m p rofesorem w to w a rzystw ie fa r k i. O d kło n ił się z serdecznym ,

lecz ró w n ocześnie p o d e jrzliw y m uśm iechem .

W d w o rco w ym fo y e r p o że g n a łe m się z fa r k ą . P odała m i d zie ń n a ­ stępnego p r z y ja z d u do Cieszyna. O dw racam się i w id zę z n ó w p r z e d sobą księd za profesora Tom anka. Salutuję p o w tó r n ie z w ie lk im u- sza n o w a n iem .

- W itam serdecznie i g ra tu lu ję tego szczęścia n a froncie, no i tej s za r ż y - p o d a je m i rękę i ściska m ocno m ó j ko c h a n y p ro feso r - sły­

sza łem o ty m w szystkim w d o m u m oich rodziców w Ropicy - sły­

szałem !!! -

- D ziękuję, lecz szczerze m ów iąc, to w ty m cesa rsko -kró lew skim m u n d u rz e i tej s za r ż y n ie b a rdzo się d o brze czuję - o d p o w ia d a m z d a w n ą sztu b a cką trem ą.

- f u ż w krótce n a d ejd zie chw ila -p ersw a d u je m i p ro feso r - ż e te ce­

sa rsko -k ró lew skie m u n d u r y i g w ia z d k i p rzefa so n u jecie n a polskie.

W szelkie z n a k i n a z ie m i i n a niebie w sk a z u ją n a to, ż e j u ż w nie­

dalekiej p rzy szło ści p a ra d o w a ć będziecie w p o lskich m undurach, a w asze d ośw iadczen ia i kw a lifik a c je żo łn ie rskie będą n a w agę z ło ­ ta! - o dp ow ia da k s ią d z profesor.

Chciał się j u ż pożegnać, lecz z a p y ta ł ja k b y m im o ch o d em jeszcze:

- A cóż to z a p ię k n e j z ja w ie to w a rzy szy ł p a n p r z e d chw ilą na dw orcu? P rzecież to n ie R o p icza n ka ! A m o że m a tk a w o je n n a dla p rze sy ła n ia p a c z e k n a fr o n t? Czy tak? -

Trochę się z n o w u strem o w ałem , w ięc ją k a ją c się, w y ja śn ia m kła m liw ie:

- Tę p a n ią sp o tka łem p r zy p a d k o w o n a ulicy i o d p ro w a d za łem z grzeczności n a dworzec. To je s t Ja n a ló w n a , C zeszka z G nojnika, g d zie je j ojciec je s t k ie ro w n ik ie m stacji kolejowej. W racała z lekcji m u z y k i u profesora Pogrobinskiego, tego R osjanina. B ardzo zd o ln a p ia n istk a i w y je żd ża w krótce n a w ystęp ko n ce rto w y do K rakow a. -

- Nie z a p o m n ia ł p a n chyba, ż e b yłem p r z e z p e w ie n czas p a ń s k im nauczycielem p o lo n isty k i - ciągnie dalej k s ią d z profesor. - Z a w sze w ó w c za s p r z y p is y w a łe m p a n u s zc zy p tę w r o d z o n e j fa n ta z ji.

P rzyp o m in a m sobie n a p rzy k ła d , j a k p a n z tą fa n ta z ją opisał

„Śmierć L ongina P odbipięty" w w yp ra co w a n iu s zk o ln y m z ję z y k a polskiego n a ten te m a t i j a k czyta łem p r z e d całą kla są to p a ń s k ie w yp ra co w a n ie. I p a m ię ta p a n n a p e w n o , j a k p o b irb a n tc e w k a w ia rn i A ustria p o p r z e h u la n e j nocy z sza n s o n istk a m i k ilk u ka n d yd a to m g ro ziło n ied o p u szczen ie do m atu ry, a n a w e t w ydale­

nie ze szkoły? Ledw ie ich u ra to w a łe m u d yrektora p r z e d ty m w yd a ­ leniem. I chyba p a m ię ta p a n , j a k p ó ź n ie j po leciłem w a m w y k u ć na p a m ięć cytat „ P rzeznaczeniem m łodości je s t nie tylko rozkosz, lecz przede w szystkim h e r o iz m “ o ra z cyta t z Prousta: „Pozostawcie ład­

ne kobiety lu d zio m b ez w yobraźni".

[ 1 6 ]

(23)

- Tak, p a m ię ta m - o d p o w ia d a m - lecz z d a je się mi, ż e k s ią d z p ro ­ fe s o r n a m czyta ł ró w n ie ż k ied yś sło w a Schillera: „Des Lebens - M ai

b lü h t n u r e in m a l u n d n ic h t w ied er!“ -

- Co z a pam ięć?! Co z a celna riposta! - za re a g o w a ł z serdecznym i g ło śn y m śm iech em p ro feso r i p o ż e g n a ł m n ie gorącym uściskiem i p o g o d n ym , ż y c z liw y m uśm iechem , g d y ż z b liża ła się m in u ta od­

ja z d u je g o pociągu. M ógł p e w n ie p o jech a ć do Ropicy n a lin ii kolejo­

w ej C ieszyn - Frydek pociągiem , k tó r y m odjechała Jarka. P ozostał je d n a k te k ilk a chw il z e m n ą i od jechał n a p r z y s ta n e k R opica-B ali- n y n a Unii kolejow ej B ogum in-K oszyce. N iedaleko tego p r z y s ta n k u d u d n ił w e d n ie i w n ocy m ły n ro d zicó w profesora Tom anka.

Z d u m ia łe m się trochę n a d sło w a m i m ego byłego profesora kateche­

ty i polonisty.

- M oże o n chce, a b y m ta k j a k o n księ d ze m został? B yłb y je d n a k z e m n ie k ie p sk i ksią dz, skoro m i k r e w kipi, g d y m yślę o Jarce.

Idę n a kolację do k a sy n a i p o d a r k a d a m i n a r y n k u sp o tyka m J ó z k a Pustów kę. B ył ró w n ie ż in stru k to re m w je d n e j z k o m p a n ii

naszego batalionu.

- Serw us J ó z e k ! - w o ła m do niego - p e w n ie w ra ca sz z kolacji w k a s y n ie i co ta m p o d a li sm acznego? -

- P olenta z m ą k i czy te ż raczej z otrąb k u k u r y d z ia n y c h z ja k ą ś m a rm o la d ą i z ja k ą ś cieczą, n ib y k a w ą - w o ła mi.

- To pójdę. C hodź z e m ną. R ób m i tow arzystw o. -

O p o w ia d a m J ó z k o w i o randce z J a r k ą i o ro zm o w ie z prof.

T om ankiem . Nagle sp o strzeg a m y p o d ty m i s a m y m i a r k a d a m i na p rze ciw leg łym k o ń c u o lb rzy m ią sylw etkę brzuchatego fr a jtra z od­

z n a k a m i jed n o ro czn ia ka -p o d ch o rą że g o . P o zn a ję b łyskaw icznie, że to m ó j b yły p ro feso r m a te m a ty k i d r Sprecher. Słysza łem j u ż o ty m k ilk a k r o tn ie o d kolegów, ż e go p o w o ła li do w ojska i ż e g d zieś się o- bija w słu żb ie pom ocniczej. O garnął m n ie w p ie rw sz e j chw ili p a ­ n ic zn y strach. P r zy p o m n ia łe m sobie bow iem , ż e b yłem je d n y m z n a jsła b szy m z je g o uczniów . W szystkie p r z e d m io ty b yły dla m n ie fra szką , tylko ta p rze klęta m a te m a ty k a u dr. Sprechern! P rzypom nia ­

łe m sobie, j a k m n ie z w y k le n a p o c z ą tk u lekcji w y w o ły w a ł k r z y k li­

w ie do tablicy i n ie ra z się to ko ń c zy ło dwóją. W ydaw ało się mi, ż e z n ó w z m ie r z y m n ie sw o im p r ze szy w a ją c y m w zro kiem , k r z y k n ie na m n ie i obleje. Po k r ó tk ie j chw ili tych ro zm yśla ń czy n a w e t o b a w z a ­ c zy n a m je d n a k d o z n a w a ć b a rd ziej m iesza n ych uczuć. Z daję sobie z tego sprawę, ż e los się te ra z odw rócił i ż e d r Sprecher j u ż n ie je s t m oim , lecz j a m ó g łb ym być je g o nauczycielem ... m usztry. Lecz n a ­ ty ch m ia st o d zy w a się m o je su m ienie:

- P rzecież o n tylko fr a jte r a j a chorąży! M u siałby m i oddać h o n o r i bić do d a ch u ! N ie w olno m i je d n a k dopuścić do takiego jeg o upo­

k o rze n ia ! To b yło b y w ielkie św iń stw o z m o jej strony! P rzecież to m ó j p ro feso r - m o że k iep sk i psycholog - ale św ie tn y m a te m a ty k ! -

D r Sprecher z b liż y ł się n a odległość n ie w ię kszą o d trzyd ziestu

(24)

k ro k ó w i p a tr z y ł w n a szą stronę. J u ż z a c z y n a ł się p r ę ż y ć do saluto­

w ania. P ociągnąłem P u stó w kę z a ręka w i czm ych n ęliśm y o b a j do n a jb liższej b ra m y arkad. D r Sprecher n ie p o z n a ł m n ie w cale i nie dom yślając się niczego, skiero w a ł sw oje k r o k i n a ulicę Stalm acha do dom u, w k tó r y m m ie s z k a ł z e sw o ją żo n ą , z z a w o d u lekarką. Na ścianie fr o n to w e j w isia ła ta b liczka z napisem : D r K lara Sprecher - le ka rz chorób dziecięcych.

P rzed k a sy n e m p o że g n a łe m się z P u stó w k ą a p o kolacji p o sze ­ d łe m n a sp a cer n a d Olzę. R o z m y ś la łe m o r o z m o w ie z prof.

T om ankiem i zd a w a ło się mi, ż e Olza s ze m rz e czy te ż m ru c zy do m n ie sło w a m i Prousta: „Pozostawcie ła d n e k o b ie ty lu d z io m b e z w y­

o b r a ź n i“. -

Wojna toczy się dalej. A u s tr o - Węgry i N iem cy p o b iera ją do w ojska najstarsze i n a jm ło d sze r o c zn ik i poborow e. Z abierają n a w e t niedo­

łęgów fizy c z n y c h do p o m o c n ic ze j słu ż b y w ojskow ej. R e k w iru ją m a ­ sow o d zw o n y kościelne, w yciskają z ludn ości rolniczej ostatnie z a ­ p a s y zbo ża. O rganizują a la rm o w e o d d zia ły rekw izyc yjn e i żn iw ia r- skie. M łodszy ode m n ie o d w a lata b ra t J ó z e k zo sta ł ró w n ie ż j u ż p o ­ bra n y do w ojska i w y sła n y do k o m p a n ii ż n iw ia r s k ie j w Małopolsce.

F ront ro syjski p r z e s ta ł w ła ściw ie istnieć. Z lik w id o w a ła go bolsze­

w icka rew olucja. Po stro n ie a n ty g e rm a ń sk ic h a lia n tó w a n g a żu ją się S ta n y Z jed n o c zo n e A m e r y k i P ó łn o cn ej i sza la zw y cięstw a p r z e ­ chyla się n a ich stronę. L egiony P iłsudskiego fa k ty c z n ie j u ż n ie ist­

nieją, a s a m P iłsu d sk i je s t w y w ie z io n y do N iem iec i in te r n o w a n y w M agdeburgu. N a ustach w szystkich P o la kó w je s t te ra z orędow ­ n ik sp ra w y p o ls k ie j u a lia n tó w n a s z sła w n y i z a c n y ro d a k J ó z e f Ign acy Paderew ski. A w ięc w o jn a się n a p e w n o nied łu g o sk o ń c zy zw ycięstw em a lia n tó w i z m a r tw y c h w s ta n ie m niepodległej Polski.

M ó w im y o ty m c o d zie n n ie otw arcie i g ło śn o m ię d z y sobą w trakcie ćwiczeń, w k a s y n ie o ficerskim i oczyw iście ra ze m z c y w iln y m i oby­

w a te la m i C ieszyna p r z y spacerach p o d a r k a d a m i i w ogóle n a uli­

cach m iasta.

W d n iu 1 sierp n ia sp o tk a ł m n ie n o w y zaszczyt. O trzym a łem no­

m in a cję n a p o d p o r u c z n ik a rezerw y i je d n o c ze śn ie p r z y d z ia ł n a do­

w ódcę k o m p a n ii w batalionie, k tó ry w y r u s zy ł z a k ilk a d n i do p ó ł­

nocnych Włoch. N a sz b a ta lio n z n a la z ł się w uroczej wiosce Ravosa, p o ło ż o n e j niedaleko Udine, stolicy p ó łn o c n o -w ło s k ie j p ro w in c ji

Friaul.

W s k ła d m o jej k o m p a n ii w ch o d zili s a m i repatrianci z n iew o li ro­

syjskiej, a w ięc żołnierze, k tó r z y w rócili do p u łk u w m iesiącach w i­

osennych, to je s t p o z a w a r c iu tra k ta tu p o ko jo w eg o m ię d zy Rosją a A u stro -N ie m c a m i w B rześciu n a d Bugiem . B yli to ż o łn ie rz e róż­

nych narodow ości i b yła to stara, dośw ia d czo n a w iara żołnierska, p ra w ie sa m e wąsate, b rą zo w e i p o o ra n e z m a r s z c z k a m i twarze.

N iejeden z nich m ia ł p ię ćd ziesią tk ę n a ka rku . W yglądałem w śród nich j a k s y n e k -m ło d z ik , a n ie j a k ich dowódca. P odchodziłem do

[ 1 8 ]

(25)

nich z d u ż y m sza c u n kiem , łagodnością i p o g o d ą i to m i u ła tw iło p rze ży c ie tych o sta tn i trzech m iesięcy tej stra szn ej wojny. N ie było

u m n ie a n i r a z ra p o rtu karnego, a n i je d n e j k a r y dyscypłinarnej.

We w rześn iu d o łą c zy ł do R a vo sy o sta tn i b a ta lio n m arszow y, w k tó ry m z n a la z ł się m ó j rodzony, o d w a łata m ło d szy brat Józef.

Pobrali go w m a rc u do w ojska, a w p ie rw szych dniach łipca zo sta ł w ysła n y do specjalnego b a ta lio n u żn iw ia rsk ie g o w Ropczycach ko ­ ło Tarnow a w Małopolsce. O czywiście ch odziło o p rzyśp ieszen ie i w y k o n a n ie w tryb ie w o je n n y m w śród chłopów k a m p a n ii ż n iw n e j oraz rekw izycji z b o ż a dla w ygłodniałych a r m ii fro n to w y ch i ludno­

ści m iejskiej. B ra t J ó z e f zd e ze rte ro w a ł je d n a k w sierp n iu z Ropczyc do d o m u do ż n iw w n a s z y m gospodarstw ie, lecz z o sta ł p o k ilk u d n i­

ach p r z y tr z y m a n y i z a r a z p r z y d z ie lo n y do o d d zia łu p r ze zn a c zo n e ­ go n a f r o n t w łoski. W yjednałem u dow ód cy batalionu, a b y Jó ze k zo sta ł p r ze n ie s io n y do m o jej ko m p a n ii, g d zie p e łn ił za szc zy tn ą fu n k c ję m ojego o rd yn a n sa osobistego.

Wreszcie r u n ę ły w szy stk ie fr o n ty i z a w a liły się trony H absburgów, H oh enzo llern ów i R o m a n o w ó w . K oniec w o jn y z a s ta ł m n ie w uro­

czej p ó łn o c n o -w ło sk ie j, o ko lo n ej p ię k n y m i w in n ic a m i Ravosie. Po tygodniow ej, p e łn e j k o szm a rn y c h p r z y g ó d w ędrów ce w róciłem ra­

z e m z bratem J ó z k ie m do ro d zin n eg o d o m u w m e j u ko ch a n e j Ropicy. O baj byliśm y z a r a ż e n i g ryp ą hiszp a ń ską , to też zw a liliśm y się z a r a z do łóżek. C zu w a ła n a d n a m i n a sza ko ch a n a m atka.

W róciliśmy do d o m u w d n iu 5 listopada, a w ięc w h isto ryc zn ym dla Z ie m i C ieszyńskiej dniu, w k tó r y m zo sta ła z a w a r ta m ię d z y Polską R a d ą N a r o d o w ą Z ie m i C ie sz y ń s k ie j z s ie d z ib ą w C ieszyn ie a Ć eskym n ä r o d m m vyb o rem p r o Slezsko z sied zib ą w Polskiej Ostrawie ty m cza so w a um ow a, n a m o cy któ rej w szystkie m iejsco­

wości Śląska C ieszyńskiego za m ie s z k a łe w w iększości p r z e z ludność narodow ości p o lsk ie j m a ją w rócić do zm a rtw y c h w sta ją c e j w ow ych p a m ię tn y c h d n ia ch Polski. A w ięc sp ełn iły się w reszcie m oje sny, w iz­

j e i m a rz e n ia ! M iało się spełnić to, co z Tondą S la vikiem uzgodniliś­

my, to z n a c z y Z a d o ra i ja , w m a ło p o lskiej wiosce M atow ice w trak­

cie naszego m a rs z u n a rosyjski f r o n t n a p o c z ą tk u listopada 1916 ro­

ku. Do w skrze szo n ej Polski w raca m o ja r o d zin n a Ropica oraz sąsiednie Niebory, Trzycież i n ie d a le k i G nojnik, w k tó ry m m ieszka Ja rk a z rodzicam i. J a n a lo w ie są p o d o b n o je d y n ą ro d zin ą czeską, która m ie szk a w p o ls k im G nojniku. C iekaw y je ste m czy J a r k a p o ­ kocha tę sw oją n o w ą o jc zyzn ę Polskę i czy do n ie j chętnie przylgnie.

Trzeba będzie w reszcie zd ecyd o w a ć się n a k r o k stanow czy, zebrać się n a odwagę, w y z n a ć Jarce w szystko, za p y ta ć j ą o w za jem n o ść i zb a d a ć j e j u czu cia do Polski. P rzecież n ie będę się ż e n ił z Czeszką, która nie ko ch a Polski. Jestem je d n a k p rze k o n a n y , ż e J a r k a będzie ta k sa m o o b ie k ty w n a ja k o m ó j n ie o d ża ło w a n y p rzy ja c ie l Tonda Slavik, k tó ry w n u rta ch m ałopolskiego Styru, p r z y p ró b ie przejścia na stronę rosyjską, tragicznie zginął.

(26)

Silna g ryp a h iszp a ń ska p r z y k u ła m n ie n a sześć d n i do łóżka.

W n ie z a p o m n ia n y m d n iu 11 listopada o d zyska łem dosyć siły, by w sta ć z łó ż k a i p o d ą ż y ć do Cieszyna, g d zie zg łosiłem się do słu ż b y w W ojsku P olskim w fo r m u ją c y m się ta m że P u łk u Z ie m i C ieszyń­

skiej. Trudno tu opisać m o je radosne u n iesien ie z tego p o w o d u . W ezbrała w e m n ie fa la sza łu radosnego, ż e n asze ża rliw e suplika- cje o z m a r tw y c h w s ta n iu Polski z o sta ły w ysłuchane, a je d n o c ze śn ie rozpierała m n ie dum a, ż e n oszę z p ra w d ziw e g o z d a rz e n ia m u n d u r żo łn ie rz a tej Polski i ż e nareszcie będę m ó g ł dochow ać w ierności m o jej p rzy się d ze z m a ja 1914 roku.

W koszarach sp o tka łem w ielu z n a jo m y c h i kolegów. N a p ie r w ­ szy m m iejscu oczyw iście ro d a ka ropickiego G ajdaczka. Od niego się d o w ied zia łem , ż e z w o jn y w rócił szczęśliw ie m ó j ta k łu b ia n y i s za ­ n o w a n y p r z e z e m n ie b ra t cio teczn y B ra n n y F ranciszek z Z a m a r s k (u r o d zo n y w Kopicy) o ra z b ra t cioteczny B iłko K arol z Krasnej.

Wrócili te ż szczęśliw ie z n a sze j szó stk i ko nsp iracyjnej B ern a rd A d a m e c k i i L u d w ik Zych. Z głosili się j u ż ró w n ie ż ochotniczo do Wojska Polskiego. N ie w rócił je sz c z e H e n ry k Niemiec, lecz w iadom o, ż e ż y je i z n a jd u je się w e W łoszech albo w e Francji. Nie w iadom o, co je s t z dow ódcą n a sze j szó stk i kon sp ira cyjn ej A lo jzym Glajcem.

Podobno je s t w n iew o li rosyjskiej, czyli obecnie w n iew o li bolsze­

wickiej.

M iesiąc listopad i g ru d zie ń u p ły n ą ł szy b ko n a fo r m o w a n iu p u łk u i n a in ten syw n ych ćw iczeniach. Z m a rtw ych w sta ła Polska istn ia ła za led w ie k ilk a tyg o d n i i n ie p o s ia d a ła je szc ze ustalonych czy te ż za g w a ra n to w a n ych ja k im ś tra k ta te m p o k o jo w y m granic. M usiała j e sobie dopiero w y k u w a ć c zy n e m zb ro jn ym . Nie w róciły je sz c z e do P olski z ie m ie z a b o r u pru skieg o , to je s t G órny Śląsk, K sięstw o P oznańskie, Pom orze, P rusy Wschodnie. N ie b yły ustalone granice wschodnie. R o zg o rza ły z a ż a r te w a lk i o M ałopolskę W schodnią z U kraińcam i, k tó rz y za ję li L w ów i Przem yśl. W C ieszynie k r ą ż y ły u- p o rc zy w ie pogłoski, ż e bracia Czesi nie z a m ie r za ją respektow ać p o d p isa n e j p r z e z siebie u m o w y z d n ia 5 listopada o u sta len iu gra­

nic p a ń stw o w y c h n a Śląsku C ieszyńskim .

Na k ilk a d n i p r z e d ś w ię ta m i Bożego N aro d zen ia z a u w a ż y łe m nie­

sp o d ziew a n ie n a ulicy w C ieszynie J a rk ę Ja n a ló w n ą . P rzeciskała się w g ęstym tłu m ie n a ulicy G łębokiej w to w a rzystw ie ja k ie jś p a n i.

Z a p a trzy łe m się za fa sc y n o w a n y w j e j k ie r u n k u i zd a w a ło m i się, ż e m n ie za u w a ż y ła , lecz odw róciła sw oją g ło w ę w in n y m kie ru n k u . Z r o zu m ia łe m ... J a r k a n ie chce m n ie znać, g d y ż je ste m Polakiem , p o lsk im oficerem. A m o że to b yła im a g in a c ja i p rze c zu le n ie z a k o ­

chanego?

[ 2 0 ]

c.d.n.

ALOJZY NOWOK

(27)

Ż Y W O T

ŚL A D E M R Y B P IS A N Y

M iałem p o w a ż n e tru d n o śc i, jak z olbrzym iej faktografii dotyczącej ży­

cia dr. inż. Jerzego Kukucza, w y b itn e­

go au to ry tetu w dziedzinie m orskiej gospodarki rybnej w Polsce i za grani­

cą, w yłuskać spraw y najistotniejsze.

Było to tak, jakbym z oceanu faktów w y­

łaniał najcenniejsze ław ice w ydarzeń.

Nasz b o h a te r urodził się 19 czerw ca 1905 w W ędryni n a Zaolziu. W 1915 r.

rozpoczął naukę w G im nazjum Kla­

sycznym w Cieszynie, w styczniu 1919 r. bierze udział w akcji plebiscytow ej.

Włącza się rów nież energicznie w o r­

ganizow anie ru ch u harcerskiego. Po zdaniu egzam inu dojrzałości w 1923 roku rozpoczyna studia na W ydziale Rolniczym U niw ersytetu Jagiellońskie­

go w Krakowie. Na IV roku w ybiera ry­

bołów stw o, jedną z oś-miu specjalizac­

ji różnych działów rolnictw a. K ierunek ten stał się pasją jego życia. Swoją w iel­

ką k arierę rozpoczął uzyskując w lipcu

1927 roku dyplom inżyniera rolnictw a ze specjalnością w rybactw ie.

W k w ietniu 1928 ro k u podjął pracę na stanow isku sekretarza generalnego w Krajowym Towarzystwie Rybackim w Krakowie. W latach 1928-1930 jest asystentem przy K atedrze Ichtiologii i Rybactw a U niw ersytetu Jagiellońskie­

go. W 1931 roku zostaje dyrektorem p ierw szeg o w Polsce p o lsk o -h o le n ­ derskiego Przedsiębiorstw a Połow ów D alek o m o rsk ich „M orze P ó łn o c n e “ w Gdyni. W 1933 pracuje w Zakładzie Ichtiobiologii i Rybactw a U niw ersyte­

tu Jagiellońskiego w K rakow ie jako n ie e ta to w y w o lo n ta riu sz naukow y.

Stęskniony za n iepow tarzalną atm osfe­

rą Gdyni w yrusza p o raz drugi na p o d ­ bój tego miasta. O bejm uje stanow isko

kierow nika działu rybnego przy Agen­

turze Handlu Zagranicznego Związku Spożywców „Społem“. W roku 1936 zo stał m ian o w an y p rzez M inistra Sp raw ied liw o ści sędzią h andlow ym przy Sądzie O kręgow ym w Gdyni jako jedyny przedstaw iciel gospodarki ryb­

nej W ybrzeża.

Z ch w ilą w y b u c h u w ojny został zm obilizow any do IV pułku lotniczego w Toruniu. Po kapitulacji W arszawy dostał się do niew oli niem ieckiej, prze­

bywając w różnych obozach na terenie Niemiec.

Po w ojnie w maju 1945 roku prze­

dostał się do Belgii (Brukseli), by na­

stęp n ie w yjechać do Paryża. Tu zostaje pow ołany przez dyrektora g eneralne­

go Polskiej YMCA na zastępcę dyrekto­

ra Polskiej YMCA na Francję.

Z początkiem 1946 roku zostaje p o ­ w ołany jako ek sp ert do spraw rybo­

łów stw a dalekom orskiego do Polskiej Misji Morskiej w Londynie, a w kw iet­

niu 1946 w raca do kraju, aby objąć sta­

now isko członka zarządu i dyrektora eksploatacyjnego pierw szego po wojnie Przedsiębiorstw a Połowów Dalekomor­

skich „Dalmor“ Sp. z 0.0., założonego

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Takich wypadków jest mało, ale jest taka możliwość. Najczęściej jednak dajemy szansę tym, którzy już uczą, na przykład bez aprobacji na dany przedmiot,

— Trudno mi na ten temat dyskutować. Wiem, że wśród członkiń naszego grona była opozycja, ale trudno, tak być musi. Uważam, że jedynki może im mocniej przemawiały do

siącu ktoś się zgłosi - tw ierdzi Pieczonka. Często zwracają się do mnie muzea o przeprow adzenie napraw i uzupełnień. Wtedy mam okazję do kontaktu z pracą

kańskich, niemożność dorównania tym wzorom itd. To wszystko nie przekreśla faktu, że METRO stało się bezpornie wydarzeniem kulturalnym, odbieranym przez widownię

Lecian przyznał się do wszystkich włamań do kas pancernych, nie przyznał się jednak do żadnego z popełnionych zabójstw.. Po przesłuchaniach Lecian przy zapew nieniu

rocznicy zakończenia II wojny światowej 6 maja odbyło się w Klubie PZKO przy ul.. Bożka

styczna, fo rm a narodowa.. Gwizdek — pierwsza piłka, pierw szy punkt, drugi, piętnasty. Piętnaście do zera. D rużyny przechodzą na drugą stronę boiska. Czternaście

mi czechosłowackimi i z Czecham i. Sytuacja w tym względzie zasadniczo zmieniła się po wrześniu 1933 roku, kiedy Polacy w Czechosłowacji stah się przydatnym