TACY BYLIŚMY
Katolicki Chór Kościelny z Czeskiego Cieszyna,
liczący 64 chórzystów z Czeskiego Cieszyna i Sibicy. Dyrygent Józef Manderla (w dolnym rzędzie w środku). Zdjęcie w ykonane zostało na przełom ie roku 1938 i 39 na podwórku Szkoły Wydziałowej. Wśród chórzystów najliczniej reprezentowany był ród Janotów, aż siedem osób, a także Muchów, Kowalewskic h, Kuśniokow. Iłubikow. łlessów . Wałęgów, Pindórów, Brannyeh.
Chór śpiewał w Zielone Święta 1938 na Wawelu w Krakowie. Nie wyliczono go jednak w Ogniw ie. które w 1937 roku «»publikowało fotografie ponad stu chórów zaolziańskich. choć już z pewnością istniał. W łaścicielem fotografii jest Józef liaszyk z Karw iny.
DRODZY CZYTELNICY,
chociaż trudno czasem w to uwierzyć, czas płynie w zawrotnym tem
pie, rozpoczęliśmy już 52. rocznik naszego pisma. Z nowym rokiem, w no
wym stuleciu i tysiącleciu proponujemy Państwu ZWROT w nieco zmienio
nej szacie graficznej. Redakcja nadal będzie dokładać wszelkich starań, żeby nasz miesięcznik był interesujący. Nadal obok tradycyjnych rubryk będziemy się starali tworzyć nowe, również dla młodych czytelników. We współpracy z Macierzą Szkolną powinna również powstać rubryka po
święcona tej organizacji.
I w tym roku, pomimo dodatkowych kosztów związanych z ekspedycją miesięcznika, spowodowanych nowymi warunkami, jakie postawiła Poczta Czeska, cen a ZWROTU pozostaje niezmieniona. Stało się to możli
we dzięki pomocy sponsorów, przede wszystkim Stowarzyszenia Wspól
nota Polska w Warszawie. O ile jednak chcemy nadal utrzymać dotych
czasow ą cenę jednego egzemplarza ZWROTU, niewspółmiernie niską w stosunku do kosztów produkcji, niezbędne jest podwyższenie nakładu pisma lub przynajmniej utrzymanie go na poziomie roku 1999.
Aktywna część polskiego społeczeństwa na Zaolziu w sposób naturalny wykrusza się. Młodsi jakby zapominali o korzeniach. Powszechne zjawis
ko braku zainteresowania słowem pisanym nie pozostaje bez wpływu na ilość czytelników jedynego polskiego miesięcznika kulturalno-społeczne
go. Na szczęście w Kołach PZKO nie brakuje aktywnych działaczy, toteż jako redakcja nie narzekamy na brak tematów. Cieszymy się, że możemy pisać o tych wszystkich, którzy z racji osobistego zaangażow ania nie po
winni pozostać bezimiennymi. I dlatego zależy nam, aby o ciekawych wy
darzeniach z życia PZKO i nie tylko, o ludziach służących sprawie pod
trzymywania polskości czytali wszyscy, również ci, którzy te działania wspierają swoją obecnością jako odbiorcy dóbr kultury wytwarzanych przez krewnych, znajomych czy tylko pobratymców.
Stąd ponowny apel do Czytelników: Przekonujcie do prenumerowania ZWROTU swoje dzieci, bliskich, znajomych. Pokażcie im ZWROT, bo wielu nawet nie wie, jak on wygląda... Na pewno każdy może w nim znaleźć coś dla siebie.
I w tym roku ogłaszamy tradycyjny KONKURS DLA PRENUMERATORÓW, którzy o p łacą prenum eratę na rok 2001 najpóźniej do końca m arca.
Nagrody b ę d ą równie cenne jak w latach poprzednich. Ogłaszamy też dodatkowy KONKURS O NOWYCH PRENUMERATORÓW. Czytelnicy, którzy zyskają nowych prenumeratorów, wezmą udział w losowaniu nagrody
2001
Rok Ul, Nr 614 Cena numeru 14,00 Kć
W prenumeracie pocztowej 20,00 Kć
C2. 5 ! 6 8
3 Na progu nowego roku ZYGMUNT STOPA
8 0 polsko-czechosłowackich starciach z lat 1935, 1938
na styku cieszyńskim EDWARD BUŁAWA
13 Z Nydku rodem. Paweł Gajdzica STANISŁAW GAJDZICA
17 Pamięci Józefa Burka JÓZEF KULA
19 Młodzież i alkohol C. R.
22 Okruchy nie tylko literackie WILHELM PRZECZEK
28 Poezja Władysława Sikory
30 Artysta dłuta i pędzla. Franciszek Świder CZESŁAWA RUDNIK 34 Kronika: „Roztomili ludeczkowie...", Pięćdziesięciolecie chóru Godulan,
Wszystko z ziemniaka, Zapiekanka z „ciasta ziemniaczanego“ z jarzynami, Gościli na kiermaszach książki, Obchody MOKiP-u, Hity Cafe Avion w bibliotece, Obradowali miłośnicy książki polskiej, „Kwiat paproci" w Jabłonkowie,
Nowy ośrodek Towarzystwa Ewangelickiego, Przedstawienie szkolne w Koszarzyskach, Wigilijka nauczyczieli emerytów, Wystawa Władysława Kubienia
49 Młode pióro: Maryla Adamec
50 Przez sito intymności MAREK SŁOWIACZEK
53 Zaolziańskie Towarzystwo Fotograficzne F. B.
54 Fotograficy Zaolzia: Wiesław Przeczek
56 Na półkach księgarskich: Z naszych wydawnictw w roku 2000
58 Echo wydarzeń muzycznych: Koncert kameralistów, 75 lat Chóru Nauczycieli Polskich, Złote Pasmo dla Collegium luvenum
69 Trybuna czytelników
71 Nasze zdrowie: Depresja zimowa 72 Pożegnania: Karol Polak 74 Mozaika
76 Ze starych kalendarzy Numer zamknięto 18. 12. 2000
2
NA PROGU NOW EGO ROKU W NOWYM WIEKU I NOWYM TYSIĄCLECIU
(Refleksje i poglqdy do przemyślenia i przedyskutowania)
Rozpoczynamy XXI wiek naszej ery, który rów
nocześnie otwiera jej trzecie tysiqclecie. Przeżyli
śmy szczęśliwie m agiczny rok 2000, który swymi wydarzeniami miał wprowadzić oczekiw ane zmia
ny. Dotyczyło to także naszej zaolziańskiej spo
łeczności łqcznie z Polskim Zwiqzkiem Kulturalno- -Oświatowym.
Roczny bilans dokonań PZKO w roku 2000 wy
p a d ł nieźle. Wszystkie przez Zarzqd Główny zapla
now ane tradycyjne imprezy kulturalne naszego Zwiqzku, takie jak Maj n a d Olzq, 21. Festiwal PZKO 2000, 53. Gorolski Święto, Dożynki Slqskie w Gu
tach , Festyn Górski w Koszarzyskach, zostały o ce
nione jako bardzo udane. Na bardzo dobrym po
ziomie był także ja k c o roku szereg imprez kulturalnych i towarzyskich naszych Kół Miejsco
wych, m.in. b ale pezetkaowskie.
Znaczqcym wydarzeniem zwiqzkowym był w tym roku Festiwal PZKO. Został zorganizowany przez ZG i Koła obw odu trzynieckiego tym razem w hutni
czym Trzyńcu. W spółorganizatorami tej n a wielkq skalę zakrojonej imprezy był też zarzqd i sam orzqd te g o m iasta. Barwnościq pochodu, program em 12 zespołów ludowych na e stra d a c h w hali i pod lasem , w tym także dw óch miejscowych zespołów czeskich, w ystępem Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego, wspólnym śpiewem połqczo- nych chórów z 1000 śpiew aków oraz czasem śpie- w ajq cq c a łq widowniq, przyjacielskq atm osferq festiw alu, ilościq uczestników oraz poziom em usług kulinarnych udowodniliśmy, że tu jesteśmy i potrafimy działać nie tylko na użytek Polaków, a le d la c a łe g o m iejscow ego społeczeństw a.
Śpiew actwo zaolziańskie świętowało w ubie
głym roku w iele jubileuszy, najm łodsze chóry 10-lecia, najstarsze 95-lecie. Koncertami jubileu
szowymi udowodnili, że śpiew actw o nasze żyje, ch o ć się postarzało i że reprezentuje wysoki po
ziom artystyczny.
Z nieplanow anych imprez bardzo dobrze w ypa
dło sp o tk an ie Zaolziaków u źródeł Olzy pod G anczorkq w Istebnej. Spotkanie zostało zorgani
zow ane przez Klub Propozycji Koła Cz. Cieszyn Centrum jako w iec wyborczy kandydatów do sa-
morzqdu ostrowskiego regionu, uświetniony w ystępem zespołu góral
skiego miejscowej młodzieży. W spotkaniu brało udział p o n a d 150 osób z obu stron Olzy tqcznie z przedstaw icielam i władz lokalnych pol
skich i czeskich. Wierzymy, że została w ten sp o sób zapoczqtkow ana tradycja corocznych spotkań ludzi odczuw ajqcych w spólnotę korzeni nadolziańskiej społeczności, p o pierajqcej ideę Wspólnej Europy bez granic.
W aktualnym tem acie w spólnej interpretacji historii regionu zostały opracow ane i przedstaw ione n a sem inariach naukowych dw a za
gadnienia: szkolnictwo polskie n a pograniczu ślqsko-morawskim do roku 1939 (Morawska O straw a i okolice) oraz Polacy w Czechosłow a
cji w okresie 1919-1938 oraz po II wojnie światowej 1945-1948 i 1948-2000. Szczególnie drugie seminarium cieszyło się znacznym za
interesowaniem nie tylko miejscowych historyków, a le także naukow
ców z Polski i Republiki Czeskiej.
Udało się również zjednoczyć w działaniach do tej pory zróżnicowa
ne co do struktur i poglqdow zgrupow ania organizacji polskich Kongresu Polaków z jeg o stowarzyszeniami obywatelskimi i członkami indywidualnymi kierow ane przez R adę Polaków, działajqcego trady
cyjnymi sposobam i PZKO i ruchu politycznego mniejszości narodo
wych Coexistentia-W spolnota. Pierwszym znaczqcym efektem współ
działania „Porozumienie 3x3“ (p o 3 działaczy z każdej z 3 organizacji), które om awia sposoby o siq g an ia wspólnie wytyczonych celów oraz współuczestniczy w ich realizacji, była w spólna lista w yborcza zaofe
rowana przez ruch C oexisfenfia-W spolnofa polskim działaczom spo
łecznym, w większości bezpartyjnym. Niestety nie osiqgnęliśmy sukce
su wyborczego, ale pomimo to zwyciężyliśmy. W sam orzqdzie regionu nie będzie przedstaw iciela z polskiej listy, jed n ak nasze zwycięstwo pokazało, że p o n ad 7000 wyborców gtosujqcych n a w spolnq listę go
towe jest zjednoczyć się p o d hasłem zachow ania naszej tożsam ości.
Z tymi głosami można będzie liczyć się w przyszłości, albow iem cze- kajq nas dalsze zad a n ia, jak tworzenie w gm inach ze zn aczq cq liczbq Polaków tzw. komisji mniejszości narodow ych oraz przygotowania do spisu ludności w roku 2001, który będzie b azq wyjściowq dla naszych uprawnień albo dalszych ograniczeń naszych - mniejszości - praw.
Dzisiejszy stan p o siad an ia możemy n ad al określić jako zadow ala- jqcy. PZKO liczy do dnia dzisiejszego 90 Kół Miejscowych z 18 000 za
rejestrowanych członków. Z tych około 16 000 płaci regularnie składki członkowskie. Frekwencja n a zeb raniach i spotkaniach członków jest w większych Kołach w g ran ic ach 15%, w Kołach mniejszych około 30 %. O wiele większym zainteresow aniem cieszq się tradycyjne na większq skalę zakrojone imprezy lokalne i centralne. Je st to dow ód, że poczucie wspólnoty u większości Polaków jeszcze istnieje.
Do pracy w Kołach Miejscowych wykorzystuje się bardzo d ob rq b a
zę m aterialną, bo p o n a d 20 Kół uzyskało swe domy n a w łasność, ich liczba się n ad al powiększa. Inne Koła korzystają na dogodnych w a
runkach z obiektów gminnych. Działalność Kół to przede wszystkim kluby zainteresow ań. Do najaktywniejszych klubów należą wszędzie Kluby Kobiet, Kluby Seniora, działa również kilka Klubów Propozycji.
Działalność kiedyś bardzo licznych i aktywnych Klubów Młodych zale
ży dzisiaj od miejscowych warunków, od zainteresow ań młodzieży miejscowej oraz od inicjatywy młodych organizatorów. Na ogół wyka
zują Koła dużą sam odzielność w działaniu. Przy Kołach Miejscowych działa 25 chórów, 7 małych zespołów wokalnych, 10 zespołów ta necznych oraz 6 kapel góralskich. Przy Kołach np. w Milikowie, Wędryni i Nawsiu działają z dużym pow odzeniem teatry am atorskie.
Zarząd Główny stara się znaleźć nowe sposoby kierowania Związ
kiem, w którym p o d staw ą jego działania s ą Koła Miejscowe deklaro
w ane jako sam orząd ne jednostki organizacyjne. Zadaniem ZG jest wytyczenie celów polityki kulturalnej polskiej społeczności Zaolzia i stw arzanie warunków dla jej realizacji. W stosunku d o Kół Miejsco
wych jest ZG w pozycji św iad cząceg o usługi organizacyjne, do rad cy facho w ego oraz koordynatora działań. Zgodnie z założeniami progra
mowymi rozwija ZG p ra c ę w specjalistycznych sekcjach w edług zainteresow ań członków przez różnorodną tem aty k ę kulturalną, ośw iatow ą i naukow ą. Należy się zastanow ić, czy ich struktura i ukie
runkowanie o d p o w iad a bieżącym potrzebom . W c e lach reprezenta
cyjnych w spiera wprost działalność niektórych zespołów i chórów.
Przy Zarządzie Głównym działa Zrzeszenie Śpiewaczo-Muzyczne oraz niektóre chóry jak Melodia z Nawsia, Chór Nauczycieli Polskich, jak również Zespół Reprezentacyjny Pieśni i Tańca Olza. Zarząd Główny jest w y d aw cą miesięcznika kulturalnego Zwrot, który został w roku 2000 przez czeską komisję ministerialną oceniony jako najlepszy perio
dyk mniejszości narodow ych w Republice Czeskiej. Pomimo ciek a
w ego doboru tem atów i bardzo ładnej szaty graficznej obniża się licz
b a prenum eratorów , staw iając p od znakiem zapytania istnienie tego czasopism a. Dalszymi działaniam i gospodarczym i Zarządu jest finan
sow anie Teatru Lalek Bajka, s ą usługi wypożyczalni kostiumów oraz prow adzenie ośrodka szkoleniowo-turystycznego w Koszarzyskach.
Podsum ow ując obecny stan p o siad an ia, należy stwierdzić potrzebę intensywnego działania n a wszystkich szczeblach Związku. Nie może
my się już dzisiaj zadow olić imprezami na bardzo dobrym poziomie, a le korzystającymi z utartej tradycji, a przede wszystkim ofiarności starszej generacji. Musimy znaleźć re c e p tę n a scalenie pow stałej luki generacyjnej, tj. ludzi 25-45-letnich, których nie udało się w ciąg n ąć do p racy w naszym Związku. Chodzi o propozycje kierunków zaintere
sowań, które m o g ą zaciekaw ić g en era cję wieku średniego. Mamy na uw adze przedsiębiorczość, informatykę, nowe kierunki w kulturze.
Wielkq w agę w naszym dalszym działaniu należy przypisać telewizji regionalnej z praw dziw ego zdarzenia, do cierajq cej do wszystkich za- kqtków naszego regionu. Mieszkańcy Euroregionu Ślqsk Cieszyński po
winni widzieć swój wizerunek w tym dziś w szechmocnym środku prze
kazu bez tendencyjnych deform acji, m ieć możliwość przekonania się o wartości naszej kultury i o jej transgranicznej w spólnocie z polskq częściq regionu. D latego usiłujemy przybliżyć się do teg o celu, propo- nujqc stworzenie tzw. komputerowej pracow ni n ag rań i dokum entacji audiowizualnej. Oprócz przygotow ania program ów regionalnych mo
żna będzie pracow nię wykorzystać do archiwizacji dokum entów n a
szej działalności oraz w zb og acen ia m ateriałów d o prow adzenia we wszystkich szkołach p o obu stronach Olzy edukacji regionalnej. Naszq działalność kulturalno-oświatowq musimy także rozszerzyć n a naszych rodaków wychowanych w tradycjach czeskiej kultury. Należałoby uświadomić wszystkim w artość naszej kultury ludowej, szczególnie piękno naszej gw ary pierwotnie niezachw aszczonej obcymi wyrazami oraz spuścizny kulturowej naszych przodków. Obowiqzek zachow ania kultury regionalnej nie dotyczy tylko tzw. polskiej mniejszości, ale po
winien obowiqzywac wszystkich „tu ste la “. Więc działajmy w tym kie
runku, obroni n as to najskuteczniej przed asym ilacjq.
Następnym warunkiem naszego zorganizow anego przetrwania jest zjednoczenie działań wszystkich polskich organizacji n a Zaolziu w c e lu stworzenia wspólnej reprezentacji. Nie narzucajm y sobie naw zajem struktur organizacyjnych, a le dqżmy d o ich w zajem nego przenikania, zachowujqc z każdej to najlepsze, oraz starajm y się do stosow ać d o tej potrzeby wszystkie statuty.
W tym roku odbędzie się Zjazd PZKO, który wytyczy kierunki naszych działań na n astęp n e cztery lata. Czekajq nas na pew no nowe wyzwa
nia, szczególnie po wejściu d o Wspólnej Europy. Na pew no b ę d q one wymagały od n as znacznego wysiłku, by obronić stan dzisiejszego polskiego p o siad an ia.
Szanowni Czytelnicy, kieruję d o Was prośbę o zastanow ienie się n ad poruszonymi problem am i i ew entualnie innymi sposobam i ich roz- wiqzań oraz zapraszam wszystkich naszych członków d o wymiany poglqdow n a ła m ach Zwrotu.
Życzę Wam Wszystkim zdrowia, Waszym przedsięwzięciom wszelkiej pomyślności oraz Błogosławieństwa Bożego dla Waszych Rodzin.
Wasz przewodniczqcy Zarzqdu G łównego Polskiego Zwiqzku Kultu
ralno-Oświatowego
ZYGMUNT STOPA
Nowy Rok 2001
O POLSKO-CZECHOSŁOWACKICH STARCIACH Z LAT 1935,1938
NA STYKU CIESZYŃSKIM (1)
i
W jednej z ostatnich swoich prac profesor Józef Chlebowczyk potraktował ujęte w tytule wydarzenia jako fragm ent kryzysu czechosłowackiego państwa zdominowanego przez Czechów, którzy nie potrafili ułożyć współżycia na
wet ze Słowakami, a tym więcej z pozostałym i m niejszościam i narodowymi.
Stwierdza on, że nie inną była sytuacja na styku z m niejszościam i narodo
wymi w przedwojennej Polsce, Litwie, R um unii i innych państw ach.
Jedynym przykładem pozytywnego rozw iązania współżycia między różnymi narodowościam i była i jest Szwajcaria, ale to zbyt m ało jak na Europę.
O dnośnie mniejszości polskiej w Czechosłowacji profesor pisze, iż władze Czechosłowacji nie zdołały pozyskać swoich Polaków na lojalnych obywateli swego państwa. Mimo formalnie przyznanych demokratycznych praw. Od chwili włączenia ich do Czechosłowacji trwał bowiem ostry kurs czechizacyj- ny, co dokumentują między innymi spisy ludności, wpisy dzieci do szkół, wy
bory. Z tej racji wśród polskiej społeczności w Czechosłowacji od 1921 roku dominowały nastroje irredentystyczne, oczekiwanie na powrót do Polski.
W latach 1921 do 1932, kiedy stosunki m iędzy Polską a Czechosłow acją były względnie poprawne, m im o poczucia krzywdy spotykaliśmy się wśród czechosłowackich Polaków ze zgodą na sensowne współdziałanie z władza
mi czechosłowackimi i z Czecham i. Sytuacja w tym względzie zasadniczo zmieniła się po wrześniu 1933 roku, kiedy Polacy w Czechosłowacji stah się przydatnym narzędziem do walki z państw em rozsadzanym przez opozycję składającą się ze Słowaków oraz przedstawicieli m niejszości narodowych, i nie potrafiącym nawiązać dobrych stosunków z Polską, a władze polskie też do tak potrzebnego obu stronom sojuszu Czechosłowacji pozyskać nie zdołały.
n
Od 1932 roku polityką zagraniczną Polski kierował pułkownik Józef Beck realizujący polityczny testam ent Józefa Piłsudskiego. Nowy minister, w odróż
nieniu od polityków czechosłowackich, nie traktował sojuszu zawartego
z F rancją jako spolegliwą i bezpieczną oporę, ale nigdy nie zmierzał do zer
w ania tego traktatu. Idąc za rom antycznym i ideam i Józefa Piłsudskiego, mi
nister zakładał, iż Polska jest piątym m ocarstw em europejskim i że stać ją na niezależność od dwu potężnych sąsiadów, przy zachowaniu wobec każdego z nich „równego dystansu“. D o tego celu prowadziło zawarcie w 1932 roku paktu o nieagresji ze Związkiem R adzieckim oraz w 1934 roku paktu o nie
stosowaniu wobec siebie przem ocy z III Rzeszą Niemiecką.
P akt z N iem cam i uważał m inister Beck za wielki sukces polityczny, bo oto po raz pierwszy od odrodzenia się Polski nie zagrażało jej niebezpieczeńst
wo z zachodu. Ów fakt m iał też inne konsekwencje. Ukierunkował on nie
m iecką ekspansję na południe, przeciw Austrii i Czechosłowacji. Licząc na rychłe wchłonięcie tych państw przez III Rzeszę, m inister Beck zakładał, że później ekspansja tego m ocarstw a skieruje się na zachód i w stronę kolonii.
0 dalszą przyszłość nie m artw ił się, uważając za Józefem Piłsudskim, że po
lityka to gra, w której jest zbyt wiele niewiadomych, stąd nie m a sensu pla
nowanie jej na dłuższy niż kilkuletni okres.
D la Polski położonej między niem ieckim m łotem , a rosyjskim kowadłem m inister szukał oparcia w m ontow anym przez siebie ugrupowaniu zwanym M iędzymorzem. M iał to być blok łączący pod dom eną Polski Węgry, R um unię, Jugosławię i Włochy. Idea M iędzym orza nie m iała jednak szans na urzeczywistnienie, gdyż wymienione państw a nie miały interesu w wiązaniu się z Polską, dzieliły je też m ocne antagonizm y. Twórca program u M iędzym orze liczył się z ekspansją niem iecką w kierunku południowym i za przesądzony uważał rozkład Czechosłowacji. W takiej sytuacji postanowił bronić wyłącznie interesów Polski, jakim i było odzyskanie Zaolzia, przyciąg
nięcie do Polski Słowacji oraz uzyskanie wspólnej granicy z Węgrami w wy
niku zajęcia przez M adziarów dotąd czechosłowackiej Rusi Zakarpackiej.
D o gry o takie cele wciągnięto Polaków spoza Olzy, którzy nie utożsamia- li się z nieprzyjazną im Czechosłowacją, stale za swoją ojczyznę uważali Polskę. W ażną rolę w nastaw ieniu ich na konfrontację z C zecham i odegrali konsulowie Rzeczypospolitej w Morawskiej Ostrawie - Leon M alhom m e 1 Franciszek Klotz. Przekonywali oni społeczność Zaolziaków razem z prasą polską i radiem Katowice, iż niedługo Wojsko Polskie zajmie Zaolzie i przy
wrócony zostanie stan z 1918 roku. Tworzenie takiej wizji przyszłości natra
fiło na twardą, zdecydowaną i skuteczną kontrakcję władz czechosłowac
kich, dysponujących środkam i nacisku adm inistracyjnego i ekonomicznego.
W takiej sytuacji w W arszawie postanow iono w zmocnić działania propagan
dowe środkam i dywersji.
Od schyłku 1934 roku polskie służby specjalne, występujące pod kryptoni
m em towarzystwa Zjednoczenie, werbowały i szkoliły zaolziańskich ochotni
ków, formowały z nich patrole, które od stycznia do listopada 1935 roku po
dejmowały działania dywersyjne. Wypisywano na m urach i parkanach hasła atakujące Czechosłow ację i zapow iadające nadejście Polski. W Trzyńcu skuto z Pom nika H ym nu N arodow ego napis „Kde dom ov m üj“, wstawiono
„Nie rzucim ziemi, skąd nasz ró d “. W O lbrachcicach złam ano lipkę zasa
dzoną ku czci prezydenta M asaryka. N ajczęstszym celem ataków były czeskie szkoły, dokonano 19 napadów n a nie. W ybijano szyby okienne, niszczono godła państwowe, p o rtrety prezydenta, były wypadki pobicia gor
liwych czechizatorów. D o akcji dywersyjnych należy zaliczyć również do
starczenie stronnictw om polskim ulotek propagandow ych na wsparcie akcji wpisów szkolnych i wyborów parlam entarnych z 1934 roku. Celem ostat
niej akcji bojowców Z jednoczenia było zakłócenie obchodów państwowe
go święta C zechosłow acji - 28 października. Poza rozklejaniem plakatów sięgnięto po petardy. M im o czujności czeskocieszyńskiej żandarm erii zde
tonow ano dwie petardy o nikłej zresztą sile w ybuchu i m izernym efekcie akustycznym.
Echem działań patroli Zjednoczenia były w ystąpienia sam orzutnie pows
tałych grup antyczeskich dyw ersantów ja k i bojów ek z Polski.
Najaktywniejszą spośród tych drugich była grupa skupiona w Cieszynie wo
kół em erytowanego m ajora Józefa Pionki. To ona zdetonow ała bom bę pod mostem granicznym w Czeskim Cieszynie i spowodowała wykolejenie pocią
gu towarowego w Łąkach. Konsul Franciszek K lotz podjął próbę zorgani
zowania liczącej ponad 200 osób grupy pod nazw ą W ilcze Zęby. Poza zde
cydowanymi na działanie jej inspiratoram i organizacja ta istniała tylko na papierze, przechował się bowiem spis nazwisk jej rzekomych członków, wpi
sanych na ów wykaz najczęściej bez porozum ienia się z nimi.
W opinii społeczności polskiej w Czechosłowacji, wbrew lokalnym tradyc
jom cechujących się szacunkiem wobec oświaty i kultury, ataki na szkoły cze
skie spotkały się ze zrozum ieniem , bo w owych szkołach widziano główne narzędzie wyniszczania polskości w ich środowiskach. Z sympatią spotkał się fakt zdjęcia przez bojowców czechosłowackiego godła państwowego z sie
dziby straży granicznej przy m oście granicznym w Czeskim Cieszynie czy za
opatrzenie posągu prezydenta M asaryka w K arw inie w dobrze wyładowany podróżny plecak. Potępiano fakty fizycznego terroru, choć dotkniętych nim za sprawiedliwych nie uważano. N ie aprobow ano też prymitywnej, prostac
kiej formy atakowania Czechów w hasłach wypisywanych na m urach.
Dywersyjne działania z 1935 roku nie spowodowały zm iany twardego cze- chizacyjnego kursu władz czechosłowackich. W takiej sytuacji następca kon
sula Franciszka Klotza w Morawskiej Ostrawie Jan Bociański, pewnie zgod
nie z instrukcjami Warszawy, starał się uładzić wywołany zamęt, wyciszyć nastroje bezpodstawnie mówiące o rychłym nadejściu Polski i skierować energię Zaolziaków na tory konstruktywnej pracy dla siebie.
III
Po raz kolejny i to n a większą niż dotąd skalę W arszawa postanow iła sięg
nąć po zaolziańskich bojowców w związku z dokonanym przez III Rzeszę za
borem Austrii, kiedy ju ż niewątpliwym celem agresji hitlerowskiej stała się Czechosłowacja. N ie stać nas w tym miejscu na analizowanie tej obszernej problematyki. Skoncentrujem y się n a sposobie wykorzystania Polaków z Zaolzia dla osiągnięcia celów polityki m inistra Becka.
Plan działań w tej sprawie przedstawił w dniu 28 lutego na zebraniu kom
petentnych osób, nazwanych łącznie Sekcją Południową Pogotowia M łodych Polaków, twórca Z jednoczenia z 1935 roku podpułkownik Ludwik Zych.
Postanow iono przeszkolić w Polsce 11 zaolziańskich działaczy narodowych, którzy w decydującej chwili winni byli, w oparciu o polskie partie i towa
rzystwa narodowe, pokierow ać odpowiednim zachowaniem się polskiej spo
łeczności.
D rugim kierunkiem działań było przygotowanie ośm iu drużyn bojowych.
K ażda z nich składać się m iała z trzech trzyosobowych patroli, których do
wódcy, podobnie jak drużynowi mieli zostać przeszkoleni w Polsce. Zaplecze organizacyjno-m ateriałow e zapewnić bojowcom mieli funkcjonariusze poli
tyczni, ad m inistracyjni i wojskowi, łącznie zw ani Z akonem Rycerzy Piastowych. W Bielsku utw orzono zakonspirowaną centralę Organizacji Bo
jowej, natom iast w Cieszynie i Wiśle, a później również w Istebnej, Ustroniu, Kaczycach i Zebrzydowicach powstały placówki terenowe, których zada
niem było utrzym anie łączności również z bojowcami z Zaolzia oraz przygo
towanie m agazynów broni i amunicji.
N a marcowym zebraniu zespołu kierowniczego postanow iono dla wspar
cia drużyn zaolziańskich utworzyć kompanię bojowców, zwaną Podgrupą Cieszyn. N a gruncie kontaktów cywilnych polityczne cele realizować miał Kom itet Walki o Prawa Polaków w Czechosłowacji, blisko powiązany z Zako
nem Rycerzy Piastowych. Stan pogotowia wymienionego systemu organiza
cji wyznaczono na połowę m aja 1938 roku.
N a Zaolziu też doszło do reorganizacji. W m arcu dwie dotychczasowe pol
skie partie, a więc Związek Śląskich Katolików i Stronnictwo Ludowe, po
łączyły się w Związek Polaków w Czechosłowacji ideowo identyczny z rzą
dzącym w Polsce Obozem Zjednoczenia Narodowego. N ie zgadzała się na taką orientację Polska Socjalistyczna P artia Robotnicza, jednak i ona popie
rała dążenia m inistra Becka.
W dniu 19 m arca podczas debaty w praskim parlam encie nad prawami m niejszości narodow ych poseł Związku Polaków w Czechosłowacji doktor Leon W olf wypowiedział się za przyznaniem mniejszości polskiej autonom ii oraz, jak żądał tego m inister Beck w swojej styczniowej mowie sejmowej, trak
towania m niejszości polskiej w ten sam sposób jak mniejszość niemiecką.
A tymczasem przywódca sudeckich N iem ców K onrad H enlein w p ertrak
tacjach z prezydentem Edw ardem B eneśem stale poszerzał swoje żądania, gdyż jego celem nie była autonom ia, a rozbicie Czechosłowacji. Taki kurs K onrada H enleina, a faktycznie Adolfa Hitlera, biernie obserwowany przez m inistra Becka, prowadził do nieuchronnej konfrontacji również Polaków nad Olzą z państwem czechosłowackim.
By zagwarantować zdecydowaną postawę przywódców polskich za Olzą w chwilach przełomowych, powołano wewnątrz Związku Polaków w Cze
chosłowacji Zrzeszenie M łodzieży Polskiej kierowane przez młodych, rady
kalnych przywódców. Stanowiło ono praktycznie zaplecze drużyn bojowych.
Przywódcy Zrzeszenia atakowali aktualnych liderów, a szczególnie posłów K arola Jungę, doktora Leona Wolfa oraz księdza pastora K arola Bergera, ja
ko zbyt starych, zmęczonych, ugodowych i w sposób zdecydowany parli do oderw ania się od Czechosłowacji przy użyciu najostrzejszych form, z po
wstaniem zbrojnym włącznie.
D o połowy września przeszkolono 124 bojowców i 10 łączniczek z Zaolzia.
D rużyny bojowe zwerbowały nieobjętych szkoleniem ochotników i uzyskały pełny stan osobowy. Skompletowaną była Podgrupa Cieszyn składająca się z pięciu plutonów, łącznie ponad 200 bojowców. Pracow ano n ad sformowa
niem silnych jednostek zwanych Legionem Zaolzie. Tworzono je w nadgra
nicznych pow iatach - cieszyńskim, bielskim, pszczyńskim i rybnickim.
Zgłosiło się około 15 tysięcy ochotników. N astaw iano się na budowę formacji najwyżej trzytysięcznej.
U schyłku drugiej dekady września agresywna polityka H itlera oraz kapi- tulancka postaw a Anglii i Francji wskazywały, iż krytyczny m om ent jest blis
ki. Ze strony polskiej przewidywano trzy wersje rozwoju sytuacji na Zaolziu:
a) W ybuch zwycięskiego pow stania n a Zaolziu wspartego przez oddziały pa
ram ilitarne z Polski, załam anie się rządów czechosłowackich i wkrocze
nie Wojska Polskiego dla osłony pow stańców przed regularną armią.
b) Stan, w którym powstanie nie doprowadzi do załam ania się czechosło
wackich władz, w wyniku czego dojdzie do przewlekłych starć i działań terrorystycznych wspieranych bojowcami i dostawam i broni z Polski po to, by nierówne zm agania zakończyć wkroczeniem Wojska Polskiego.
c) W ładze czechosłowackie całkowicie opanują sytuację i pow stanie ko
nieczność starcia m ilitarnego, w którym bojowcy i Legion Zaolzie zosta
łyby użyte n a tyłach przeciwnika do celów dywersyjnych.
K ażda z tych wersji przewidywała wydarzenia krwawe. Liczono się jed n ak z możliwością rozwiązań dyplomatycznych.
c.d.n.
EDW ARD BUŁAWA
Z NYDKU RODEM
PAWEŁ GAJDZICA
( 1 8 9 5 - 1 9 6 4 )
W panteonie znaczących indywidualności, jakie wydało Zaolzie, nie może zabraknąć prof. Pawła Gajdzicy, urodzonego 2 marca 1895 roku w Nydku, w ówczesnym powiecie cieszyńskim.
Urodził się w rodzinie Jerzego Gajdzicy, robotnika leśnego, a później ro
botnika huty trzynieckiej, jako jedno z dziewięciorga dzieci. Jego najstarszy brat Józef wstąpił w sierpniu 1914 r. do legionów polskich, a dwaj młodsi Jerzy i Andrzej ukończyli cieszyńską Szkolę Handlową. Jerzy w latach 30.
był członkiem Koła Polskiego w Pradze, a po drugiej wojnie światowej jego prezesem, z tytułem dożywotniego prezesa honorowego.
Paweł już w nydeckiej Szkole Ludowej zwrócił na siebie uwagę żądzą wie
dzy i pilnością, nic więc dziwnego, że bystrzycki pastor ks. Michejda utoro
wał mu ścieżkę do cieszyńskiego Seminarium Nauczycielskiego oraz ewange
lickiego alumneum. Ucząc się znakomicie, utrzymywał się wyłącznie z udzielania korepetycji. Nauczył się też grać na skrzypcach i na klarnecie i jako klarnecista występował w szkolnej i różnych innych orkiestrach.
Po ukończeniu czwartej klasy, gdy skończyły się możhwości udzielania ko
repetycji, przyjął posadę nauczyciela pomocniczego w swojej macierzystej ny
deckiej szkole. W roku 1915 jako ekstern zdał maturę z odznaczeniem w swo
im macierzystym seminarium.
W latach 1911-1914 należał i brał czynny udział w życiu Jedności, tajnej organizacji młodzieży polskiej w Cieszynie.
W r. 1915 został powołany do wojska austriackiego i po półrocznej karie
rze „obrońcy ojczyzny“ dostał się pod Dubnem do niewoli rosyjskiej. Pięcio
letni okres niewoli przeżył w obecnym Uzbekistanie. W październiku 1920 wrócił do Polski, której jednak w swoim Nydku nie zastał.
Już w styczniu 1921 roku został objęty naborem nauczycielskim, jakiego dokonywał cierlicki rodak ks. Karol Kotula, powołany na stanowisko radcy szkolnego w poznańskim Kuratorium Oświatowym z zadaniem obsadzania kierownictwa szkól podstawowych Polakami-ewangelikami, celem repoloni-
Pawel Gajdzica (w środku) w koszarach austriackich w Neustadt r. 1915
Przy produkcji mydlą i chemikalii w niewoli rosyjskiej
r. 1916 (w prawo), w stroju czerkieskim
zacji zniemczonych terenów południowej części województwa poznańskiego, zamieszkałego przez ewangelików-autochtonów.
I tak 25-Ietni wówczas nauczyciel stanął w szeregu tych ewangeli- ków-Polaków, którzy pozbawieni własnej ojczyzny swój patriotyczny obowią
zek mieli spełniać daleko od swojej rodzinnej ziemi.
Ale trzeba przyznać, że towarzystwo miał doborowe: Oskar, Jan i Maria Kotulowie (rodzeństwo księdza), Józef i Jerzy Milerscy, Paweł Ożana, Jan Rusnok, Adam Płoszek, Adam i Jan Pustówkowie, Jan Szarowski, ks. Karol Banszel i wielu jeszcze innych, w tym Jerzy Lanc z Kostkowic, bohater ksią
żki Melchiora Wańkowicza „Na tropach smętka“.
Paweł Gajdzica swoją pracę rozpoczął we wsi Kotowskie, by po paru już mie
siącach przenieść się do Ewangelickiej Szkoły Powszechnej w Ostrzeszowie, przekazawszy uprzednio swoje obowiązki koledze Pustówce z Oldrzychowic.
W drodze awansu został następnie mianowany nauczycielem w nowo utwo
rzonym Ewangelickim Seminarium Nauczycielskim w Ostrzeszowie, którego zadaniem było wyedukowanie możliwie największej ilości nauczycieli-ewan- gelików spośród wielkopolskiej młodzieży. Był w tym czasie czynnym człon
kiem Związku Obrony Kresów Zachodnich, co rzutowało na nie zawsze przyjazny stosunek do niego części miejscowej ludności.
W r. 1926 ukończył w Krakowie, z wynikiem bardzo dobrym, Studium Po
lonistyczne Uniwersytetu Jagiellońskiego, prowadzone przez profesorów Kazimierza Nitscha i Zenona Klemensiewicza, luminarzy polskiej polonisty
ki, uzyskując kwalifikacje do nauczania języka polskiego w szkołach śred
nich.
W r. 1927 przeniósł się do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Białymstoku, a w dwa lata później do Wilna do Państwowej Szkoły Technicznej (obecnie Politechnika Wileńska), gdzie jako polonista łączył swoje obowiązki z pracą społeczną wśród uczniów. Był opiekunem Bratniej Pomocy, opiekunem Spółdzielni Uczniowskiej i założycielem Koła Uświa
domienia Społecznego, którym kierował przez okres trzech lat. Miarą jego ambicji było wzięcie rocznego urlopu po to, aby zaliczyć ukończenie normal
nego humanistycznego gimnazjum, co było warunkiem dostania się na studia uniwersyteckie. Dokonał tego w Państwowym Gimnazjum im. J. Kochanow
skiego w Krakowie, gdzie jako ekstern w wiosennej sesji r. 1938 uzyskał ma
tm ę, znowu z wynikiem bardzo dobrym.
Tak było do wybuchu wojny 1939 roku, w czasie której już w litewskiej szkole uczył polskiego ucznia godności narodowej. Bral przy tym aktywny udział w tajnym nauczaniu, za co 2 marca 1945 r. został aresztowany i osa
dzony najpierw w wileńskim więzieniu na Łukiszkach, a później w tzw. Obo
zie Filtracji Politycznej w Dzierżyńsku w Zagłębiu Donieckim. W paździer
niku 1945 r. został zwolniony i przez Wilno, Olsztyn, Kraków repatriowany do Polski.
Na miejsce osiedlenia wybrał Wielkopolskę i ostatecznie osiadł w Wągrow
cu Wlkp., przyjmując pracę profesora w miejscowym gimnazjum.
Zanim tam jednak dotarł, zatrzymał się w Krakowie, aby przyjąć wysiane przez rezydującego w Wilnie pełnomocnika PKWN książki. Było tego 10 du
żych drewnianych skrzyń, wysłanych na adres Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie. Dorobek całego życia jego oraz żony Marii z Turkowskich. Paweł Gajdzica zobowiązał się wobec polskiego pełnomocni
ka w Wilnie do darowania 30 procent całego zbioru na rzecz Polskiej Akademii Umiejętności. W końcu sprawa przybrała taki obrót, że rozpako
wane książki prawie w całości trafiły do PAU. Taka była jego ostateczna de
cyzja. A zbiór był naprawdę cenny i bogaty: Słownik Języka Polskiego Lindego, Słownik Warszawski, bogate „varsaviana“ a nawet starodruki.
Pracę w wągrówieckim Gimnazjum im. Powstańców Wlkp. objął 26 lutego 1946 roku, by w latach 50. awansować na dyrektora. W roku 1954 przewod
niczył komisji maturalnej w jednym z kaliskich liceów, podobnie jak to miało miejsce przed wojną w jednym z wileńskich gimnazjów humanistycznych.
Mimo przejścia na emeryturę, co miało miejsce w r. 1963, uczył dalej języka polskiego.
Niestety śmierć, która nastąpiła 29 października 1964 roku przerwała pas
mo jego jakże bogatego, pracowitego i barwnego życia. Nie zdążył już napi
sać dwóch fundamentalnych rzeczy: pamiętnika, który miał nosić tytuł
„Musiałem to napisać“, oraz opracowania słownika gwary nydeckiej. Pamięt
nik miał się składać z trzech części, a już same podtytuły są frapujące i wie
le mówiące, między innymi „Niewydarzony Paweł“ , „Rechtór Kowala“,
„Złota Orda“, „Chwiłkowo-Taszkent“ (rzecz dotyczy niewoli jenieckiej i uruchomienia przez jeńców produkcji mydła i innych chemikaliów w obozie chwiłkowskim koło Taszkientu).
Jego pogrzeb na wągrówieckim cmentarzu był żałobną manifestacją całej szkoły i środowiska nauczycielskiego.
W końcu nie od rzeczy będzie wspomnieć o stanie cywilnym Pawła Gajdzi- cy. Był dwukrotnie żonaty. Zawsze z nauczycielką. Szczególnie jednak jego pierwsza żona Maria z Turkowskich zasługuje na uwagę. Jej obecność w his
torii kultury polskiej notuje i Polski Słownik Biograficzny PAU, i Słownik uczestniczek walki o niepodległość Polski 19 39 -1 94 5.
STANISŁAW GAJDZICA
tin»!»-»®
PAMIĘCI
JÓZEFA BURKA
Był społecznikiem, uczestnikiem ruchu o poru na Zaolziu, więźniem obozu koncentracyjnego, aktywistą z Łąk nad Olzą.
U rodził się 22.1.1908 roku w Dar
kowie, gdzie ro zp o czął edukację w Szkole Ludowej. Kontynuował ją we Frysztacie, by ostatecznie pomy
ślnie ukończyć Państwowe Semina
rium Nauczycielskie w Cieszynie na Bobrku. Z zawodu był nauczycielem, z przekonania Polakiem i patriotą, z życiowej potrzeby aktywnym i ofia
rnym społecznikiem. Był chórzystą, dyrygentem, pracował w Macierzy i w Sile. Udzielał się w Związku Ogrodników, był wielce aktywnym członkiem Z w iązku Bojowników o Wolność. D o Łąk przybył za gło
sem swego serca. Tu poświęcił się też największej życiowej pasji: zbieraniu d o k u m en tac ji tragicznych losów członków ruchu oporu z okresu oku
pacji hitlerowskiej.
N ie miał życia usłanego różami.
N a początku okupacji hitlerowskiej, zadenuncjowany przez miejscowych donosicieli gestapa, został areszto
wany i skierowany do ciężkich robót fizycznych w parowozowni w Karwi
nie. Tam udało m u się zorganizować komórkę sabotażowo-wywiadowczą, która działała prężnie i skutecznie.
W lutym 1940 roku powstał nowy
zalążek ruchu oporu na Zaolziu - Związek Odwetu (ZO ), w którym zaanga
żowani byli oprócz J. Burka m.in. nauczyciele R obert Chlebik, zamordowa
ny w 1941 r. zastrzykiem fenolu, i Józef Kokotek, więzień M authausen- Gusen, po wojnie kierownik polskiej szkoły w Łąkach. J. Burek, aresztowany przez miejscowych hitlerowców, krótko więziony przez gestapo w Karwinie i Cieszynie, wywieziony został do D achau, a po 6 tygodniach do kam ienio
łomów w M authausen-Gusen. Po powrocie został ponownie wysłany do pa
rowozowni w Karwinie, w czerwcu 1941 roku zaś na przymusowe prace ko
lejowe do Gliwic. W lutym 1944 roku został wywieziony na roboty kolejowe do Belgii, skąd udało m u się przedostać do służby w I K orpusie W P gen.
Maczka w Anglii, gdzie przebywał do 1946 roku.
Po powrocie do kraju pom im o nadw ątlonego zdrowia rzucił się w wir pra
cy społecznej. G rom adził dokum entację ofiar hitleryzm u, owocem jego pra
cy był ogromny zbiór kilkuset życiorysów, wzbogacony licznymi fotografiami i innymi dokum entam i. M ając w zanadrzu tak bogaty m ateriał, rozpoczął walkę z biurokracją, szowinizmem, nieudolnością sądów, dom agając się spra
wiedliwości dziejowej. Walczył m.in. o status żołnierza A K dla poległego Jana Gawlasa (alias M ołdrzyk) - „hanyska“. O statecznie wraz z Emilem Remeszem i Rudolfem Szokałą ufundował m u grób, gdzie na pom niku wy
rzeźbiono białego orła i ostrzeżenie: Ludzie czuwajcie!
8 września 1964 roku z inicjatywy J. Burka i jego współpracowników od
była się Akadem ia W spom nieniow a z okazji 20-lecia łęckiej tragedii w 1944 r. W łaśnie z tej okazji wydał kom itet rocznicowy jednodniów kę „G ehenna ludzi w Łąkach nad O lzą“, w której w spom niano najbardziej tragiczne w skutkach wydarzenia z czasów hitlerowskiej okupacji. W uroczystościach udział wzięło i M K PZKO. Jednodniów ka do dziś stanowi poważny doku
m ent historyczny o tragicznych w ydarzeniach tego okresu w Łąkach.
N a skutek szkód górniczych uległ zniszczeniu dom rodzinny Józefa Burka, który wraz z żoną znalazł schronienie u córki D anuty w U stroniu. Z m arł 13 listopada 1991 roku w wieku 84 lat, pochow any został na cm entarzu w Ustroniu.
JÓ Z E F KU LA
MŁODZIEŻ I ALKOHOL
Pod takim tytułem ukazał się w dzienniku niemieckim Der Nordschleswiger wy
chodzącym w Danii artykuł b ę d ą c y rozmową z m łodymi ludźmi na tem at kon
sumpcji alkoholu wśród nastolatków. Uczniowie dziesiątej klasy szkoły w Tondern, gdzie mieści się filia redakcji dziennika, dyskutowali o piciu alkoholu, je g o grani
ca ch i alternatywach.
W jakich okolicznościach pijecie alkohol? - zapytała dziennikarka.
Sarah: W domu nigdy nie piję alkoholu, ale kiedy idę no prywatkę, to trochę piję. Pernille: Kiedy wychodzę, np. na imprezę albo na dyskotekę, piję alkohol.
Najczęściej sq to napoje mieszane. W dom u jed n a k piję bardzo rzadko. Niekiedy kieliszek białego wina do konkretnych potraw. Jimmie: Niekiedy p o lekcjach idę z przyjaciółmi na piwo.
Dlaczego pijecie alkohol? - brzmiało następne pytanie.
Pernille: Właściwie to alkohol mi nie smakuje, mimo to piję często na dyskotece lub na prywatce. Jest wtedy jakoś weselej. Kiedy się człowiek napije, staje się bardziej dowcipny i bardziej na luzie. Tina: Po alkoholu staje się człowiek bardziej pew ny siebie. Łatwiej wtedy zagadyw ać chłopców. Nie m a się po prostu żadnych hamulców. Mette: Nie wiem, co to za przyjemność, kiedy następnego dnia nie można sobie przypomnieć, co robiło się nocą. Mareike: W Tondern jest właściwie nuda. Nie wyobrażam sobie, by iść na trzeźwo do miasta. Bettina: Ja teraz nie pi
ję, ponieważ w w eekend pracuję w piekarni. Ale sq też ludzie, którzy uważajq wspólne picie za nudne. Jimmie: Kiedy się człowiek czegoś napije, może łatwiej nawigzywać znajomości z dziewczynami. Jest się po prostu bardziej odważnym.
Tina: Kiedy idzie się na wielkq uroczystość, trzeba być wesołym. Wielu sqdzi, że to jest możliwe tylko z alkoholem.
Następne pytanie dziennikarki brzmiało: Kiedy jesteście na prywatce, czy za
wsze pijecie, a jeśli nie, to czy musicie wysłuchiwać nieprzyjemnych uwag lub jes
teście przez innych zmuszani do picia alkoholu?
Hauke: To zależy o d tego, z jakimi ludźmi jestem. Z moimi przyjaciółmi nie ma problemu. Oni sq w porzqdku. Ale jeśli sq to ludzie, których znam tylko trochę, zdarza się, że möwiq, nie udawaj, chodź, napij się. Mareike: Wszyscy inni sq zaw
sze pijani, a ty czujesz się potem głupio. Tina: Gadanie, m ogę się przecież z tego śmiać. Bettina: Nie potrzeba przecież iść do miasta, jeśli nie ch c e się pić i ulegać czyimś wpływom.
Padło też pytanie, co robić, by już dwunastoletni nie zaczynali pić alkoholu.
Tina: Musielibyśmy w szkole więcej mówić na ten temat. Nie dopiero teraz, kie
dy dochodzi do skrajności. Powinno się było prowadzić te dyskusje o wiele wcze
śniej. Hanke: Kiedy młodzi widzq, ile pijq ich rodzice, robiq to samo. Zakazy tu nie pomogq. Tina: Sq także wzory. Starsi uczniowie stajq się dla młodszych przykła
dem, a jeśli ciqgle chwalimy się, ile pijemy... Bettina: Ja widzę to tak samo. Podczas w eekendu pijemy, potem przychodzimy do szkoły i krzyczymy wkoło na całe gar
dło: Hej, byłem pijany, to było wspaniałe, lub coś w tym rodzaju. Tym zawojuje się młodszych uczniów, którzy c h c q potem także spróbować.
Jakie sq alternatywy? - zapytała na koniec dziennikarka. - Czym chcielibyście się zająć, żeby mniej pić?
Hanke: Gdyby młodzież miała więcej możliwości, jak spędzać czas, na pew no piłaby mniej. Tina: Ja nie wiem. Klub młodzieżowy był kiedyś otwarty o d godziny 19 do 23. Ale musiano go zamknąć, ponieważ mało kto przychodził. Młodzież c h c e tylko do miasta i pić. Prawdopodobnie wkrótce trzeba tam będzie zam knąć także dyskotekę, ponieważ nie sprzedaje się w niej napojów alkoholowych.
Tyle uczniowie w Danii. Na tem at picia wśród nastoletniej młodzieży rozgorza
ła niedaw no dyskusja, również na łam ach prasy regionalnej, niedaleko od na
szych granic - na Opolszczyźnie. Bezpośrednim bodźcem był śmiertelny w ypa
dek licealistki w ośrodku w ypoczynkow ym w czasie w ycieczki szkolnej.
Piętnastoletnia dziewczyna wyszła przez okno na drugim piętrze na b ie gn qcy p od nim gzyms szerokości 42 cm (młodzież przechodziła w ten sposób z pokoju do pokoju) i runęła w dół. Upadek na beton spow odow ał śmierć. Okazało się, że m iała we krwi 0,7 promila alkoholu. Inni uczniowie pierwszej klasy liceum też pili alkohol. Badania krwi nie wykazały, by pili nauczyciele.
Nauczyciele przyznaję, że w ich czasach szkolnych też piło się na wyciecz
kach. Jednak - m ówig - różnica polega na tym, że kiedy my mieliśmy p o 15-16 lat, piekły nas policzki z wrażenia, że udało nam się wypić p o kieliszku wina. I nikt nie dawał nam przyzwolenia na takie zachowanie. A już na pew no nie rodzice.
Dziś piwo w rękach piętnastolatka jest sprawę normalnę, po c o chow ałby się przed nauczycielem, jeśli w dom u wypija je razem z ojcem do obiadu.
Dzisiaj dorośli szkołę traktują jak sklep - mówi nauczycielka liceum - na zasa
dzie ja płacę i wymagam. A my mamy obowiązki i coraz mniej praw. Nawet naj
większe nerwy nie usprawiedliwiają nagannego zachowania. Człowiekowi nie może się wyrwać żadne tam: .C o ty mówisz, idioto, gadasz głupoty". Ale uczeń może w moim kierunku rzucić: .Możesz mi skoczyć, ty stara krowo".
Wycieczki szkolne tak wspomina inna nauczycielka: Za każdym razem, kiedy wracam z moimi uczniami z wycieczki czy z warsztatów, oddycham z ulgą, że jesz
cze raz się udało. I odsypiam nieprzespane noce, bo na takich w ypadach o spo
kojnym śnie mowy nie ma. Człowiek ciągle nasłuchuje, czy któreś nie wychodzi z pokoju, czy gdzieś nie jest za głośno. I zawsze zdaję sobie sprawę, że jak tylko b ę d ą chcieli, zawsze znajdą sposoby, żeby zmylić moją czujność.
W naszej szkole - wyjaśnia wychowawczyni liceum - zaraz p o rozpoczęciu ro
ku szkolnego przeprowadzamy wśród pierwszaków ankiety. Co z nich wynika? Że uczniowie z najlepszymi świadectwami najczęściej przyznają się, że mieli już kon
takt z alkoholem i narkotykami. Tak, dziś piją. palą dzieci z tzw. dobrych domów, przecież te z patologicznych raczej nie zostają uczniami liceów. Tylko co to zna
czy dobry dom?
Tak napraw dę narkotyki czy alkoholizm - mówi polonistka w renomowanej szkole - to tylko skutek innej, bardzo dziś powszechnej patologii. Myślę o patologii braku czasu dla własnych dzieci. To prawda, że one często są bardzo inteligent
ne, dojrzałe intelektualnie, ale emocjonalnie kalekie. W tym sensie zaniedbane przez własnych rodziców za wszelką ce n ę ch cą zwrócić na siebie uwagę.
opr. C.R.
OKRUCHY NIE TYLKO LITERACKIE...
ZELÓW, ROŻNÓW, OPAWA, LIPSK
Jesień liście z drzew czesze... I nie tylko... Zbieram y plony, ptaki od
latują do cieplejszych krajów, na kartofliskach siedzi jesień mglista.
Dużo fruwania, latania, załatania...
W róciłem z Lipskiej Jesieni Literackiej, oglądam pierwszy program te
lewizji czeskiej i cóż widzę? R eportaż z Zelowa! W idzę ten sam D om Zborowy Braci Czeskich, w którym m ieszkałem z G rażyną i Zbyszkiem Kresowatymi, A dam em Szyprem, M ichałem Bukowskim i całą resztą li
terackiej braci uczestniczącej w IV Ogólnopolskich K onfrontacjach Literackich (2 8 -3 0 września 2000).
Zaprosił nas na im prezę redaktor naczelny G azety Kulturalnej wyda
wanej w Zelowie. M ieszka tu, jak pow szechnie wiadom o, grupa osób po
chodzenia czeskiego. W tym samym D om u Zborowym mieszkał przed dwoma laty prezydent Vaclav Havel podczas swoich odwiedzin Zelowa.
Teraz widzę na ekranie pastora Jelinka, księdza Cioska, pana Smetanę.
Rozmawiają o grupie, która już od dw unastu pokoleń utrzym uje swoją narodowość, to potomkowie emigracji pobiałogórskiej. Jest też w Dom u Zborowym portret Jana Husa, tablica Jana A m osa Komeńskiego...
Im preza literacka w Zelowie była bardzo dobrze zorganizowana. To zasługa poety Andrzeja Dębkowskiego i pracowników D om u Kultury.
P rzyjechałem do Z elow a ze znakom itym fotografikiem i p o etą M ichałem Bukowskim, który urodził się w Poznaniu i od 1985 r. miesz
ka w W iedniu. W drodze powrotnej za Częstochow ą trafiliśmy na kolo
salny korek i wleczemy się już tak aż do granicy, potem przed Piastem szybki przeładunek książek i żegnam się z M ichałem, bo przed nim jeszcze daleka droga do W iednia i wcale nie wiadom o, czy przeciwnicy Temelina nie zablokują w dodatku granicy.
W Rożnowie (11-13 października) odbywa się konferencja pisarzy polskich i czeskich na tem at „Wkład literatury regionalnej w literatury narodow e“. Pisarzy polskich reprezentuje grupa z polskiego m iasta Śrem. N ie mogli przyjechać opolanie, bo w tym samym czasie odbywa się w Brzegu Najazd Poetów na Zam ek Piastów Śląskich. Miasta Rożnów i Śrem od kilku lat utrzym ują przyjacielskie kontakty. Łączy ich wspólna sprawa - skanseny. O rganizatorem imprezy jest G m ina Pisarzy
Hrabal, K arla Erbowä, dr Ivo Haräk, Augustin Skypala i jest też Teofil Hala
ma, który obecnie m ieszka w M onterey w Kalifornii, a urodził się w Mis- trzow icach koło Czeskiego Cieszyna. Z Zaolzia W ilhelm Przeczek i Jan Pyszko. O brady prowadził prezes OM S - O ldfich Śulef, referaty wygłosili Jifi Urbanec, prorektor UŚ z Opawy, W ilhelm Przeczek, Libor M artinek, Ivo H aräk z Ujścia nad Łabą, Karla Erbow a z Pilzna i inni. Ze Śremu pisarze czescy gościli poetkę N inę Szmyt, redaktor G azety Śremskiej Barbarę Jahns, poetę i publicystę oraz kierownika wydziału kultury w jednej osobie Adama Lewandowskiego.
Wiele m ówiono w Rożnowie o w arunkach literatury w regionach. W tym kontekście bardzo aktualnie zabrzm iały inform acje ze Śremu: Jednym z pod
stawowych zadań społeczności lokalnych jest dbałość o dorobek kulturalny, dziedzictwo kulturowe. To nie tylko tradycja historyczna, to nie tylko dbałość o wizerunek architektoniczny miasta... To w Bninie, niedaleko Śremu, urodziła się laureatka literackiej Nagrody Nobla - Wisława Szymborska...
Od 14 listopada konferencja na Uniwersytecie Śląskim w Opawie na temat
„Współczesne kontakty czeskiej i polskiej literatury“. Jestem zmęczony, ale muszę pojechać, bo m am tam odczyt na tem at „Niektóre aspekty pracy edy
torskiej i przekładowej Zrzeszenia Literatów Polskich w Republice Czeskiej“.
Konferencja odbywa się w klasztorze m inorytów w Opawie i prowadzi ją prof.
Jifi Damborsky z Uniwersytetu Ostrawskiego. Nasz prezes Oldfich Śulef wy
powiada się na tem at kontaktów czeskiej i polskiej Uteratury na terenach przygranicznych. Jest także wielu Polaków na konferencji z uniwersytetów w Opolu, Wrocławiu i Katowicach, na przykład dr Elżbieta Dąbrowska z In
stytutu Filologii Polskiej w Opolu, prof. Irena Jokiel, dr Ewa Piasecka, jest Pavel Weigel z Pragi, A ntoni Dąbrowski, redaktor naczelny pisma Radostowa.
Pojechałem do Opawy głównie z tego powodu, że odbywa się tu promocja książki poetyckiej Stanisława Nyczaja „Poezje-Poezie“, książka ukazała się w wersji „lustrzanej“, po polsku i w czeskim przekładzie w wydawnictwie EDU
CATION w Opawie, a przetłumaczyłem ją wspólnie z Liborem Martinkiem.
Prom ocja miała uroczysty charakter, poza uczestnikam i konferencji wzięli w niej udział studenci i wykładowcy opawskiego uniwersytetu. Przyjechała też grupa twórców z Kielc. Poza Stanisławem Nyczajem, Wiesław Malicki oraz Zbysław Śmigielski, który niedaw no otrzym ał nagrodę imienia Teligi za swoją książkę „K apitanow ie“. Ciekawa dyskusja, nawiązanie nowych kon
taktów literackich, trochę poezji, muzyki, jednym słowem „fajny wieczór“.
Po powrocie, 17 listopada, konferencja pośw ięcona mitowi Ikara w litera
turze. W D om u Polskim w Ostrawie odbywa się pierwsza część, druga nato
miast, czyli ogłoszenie wyników czesko-polskiego konkursu poetyckiego O Skrzydło Ikara, rozpoczyna się po południu w D om u PZKO w Cierlicku Kościelcu, w pobliżu tzw. Żwirkowiska, czyli pom nika upam iętniającego tra
giczną śmierć polskich lotników Żwirki i Wigury. A utokar z polskim i gośćmi wyjeżdża sprzed hotelu Piast w Czeskim Cieszynie. Jest w śród nich rzecz jas
na Tadeusz Kijonka - prezes G órnośląskiego Towarzystwa Literackiego, świetny poeta i dusza całego przedsięwzięcia ikarowskiego. Przed laty wy
myśliliśmy całą tę im prezę w hotelu D om Śląski w Czeskim Cieszynie w trój
kę: Tadek Kijonka, K azek K aszper i ja...
Główną Nagrodę w konkursie polskim zdobył M arcin H ałaś z Bytomia, w czeskim konkursie Franciszek Yalouch z Ołom uńca. N agrodę konsula ge
neralnego R P w Ostrawie Lucyna Waszkowa z Czeskiego Cieszyna, a nagro
dę czeskiego konsula generalnego w K atow icach Lech Przeczek z Trzyńca.
W Piaście spotkałem A ndrzeja Żurka, świetnego publicystę polskiego, któ
ry jak się okazało, zajm uje się również tworzeniem limeryków. A ndrzej wrę
czył mi swój tom ik limeryków zatytułowany „Okropnie świńskie limeryki cie
szyńskie“. Pojechał z nam i do Ostrawy a potem do C ierlicka. Już w autokarze czytałem jego limerykowe dowcipasy. O to jeden z nich: Jasio, góral, co był z htebnego, wlazł do knajpy, by wypić jednego, lecz że sam go wy
pijał, dostał dwa razy w ryja. Więc ju ż potem częstował każdego.
W róciłem do dom u i patrzę: Jest przesyłka polecona z niemieckiego Reuttingen, a w niej bibliofilskie wydanie mojego poem atu „Pisane dym em “ w przekładzie n a niem iecki. A u to rk ą przek ład u je st p o lsk a poetk a M ałgorzata Płoszewska od lat m ieszkająca w N iem czech. Poznałem ją kie
dyś na Warszawskiej Jesieni Poezji i teraz wysłała do mnie niespodziankę pt.
„Mit dem Rauch geschreiben“. Poem at z tem atyką górniczą, który w 1979 r.
otrzymał Złotą Lampkę G órniczą w Ogólnopolskim K onkursie Poetyckim w Wałbrzychu. Przy przekładzie współpracowała pani prof. E leonora Jansen.
Poza poem atem są także przekłady wierszy.
Ale najważniejszy wyjazd czeka mnie w listopadzie. M usiałem już zrezyg
nować z M iędzynarodowego Listopada Poezji w Poznaniu, dokąd m nie za
prosił Nikos Chadzinikolau, z Warszawskiej Jesieni Poezji, na którą zapro
szenie podpisał K rzysztof Gąsiorowski. W obu przypadkach wysłałem usprawiedliwienia...
Polski Instytut w Lipsku zaprosił m nie na spotkanie autorskie w ram ach Leipziger L iterarischer H erbst 28 listopada.
Sprawdzam gorączkowo wszystkie możliwe dojazdy z C zech do Lipska.
N ie da rady, jest wprawdzie taki pociąg przez Wrocław, ale na poszczegól
nych stacjach jest zbyt m ało czasu na przesiadkę... Dzwonię więc do Instytutu z pytaniem, czy mogę przyjechać z m ałżonką i to sam ochodem . Jest na to zgoda. Po wylewie krwi do mózgu m am lekko sparaliżowaną lewą część ciała i sam nie poradzę sobie w takiej podróży...
Moja siostra Ewa D itzm ann, która m a paszporty czeski i niemiecki, załat
wiła dla nas kierowcę, który często wyjeżdża do Niemiec. W prawdzie nie był
jeszcze w Lipsku, ale chętnie się zgodził, że nas zawiezie... Ruszamy sprzed domu w Bystrzycy o 7,00 rano i teraz via Frydek na autostradę B rno-P raga i dalej na przejście graniczne C inovec-A ltenberg. Obiad zjedliśmy jeszcze w pensjonacie po czeskiej stronie, pod podjazdem do granicy. Nazwa pens
jonatu przylegająca do pogranicza: Bohemia. Potem do Drezna, tak, tu już kiedyś byłem z wycieczką z Pragi. Jest nawet taki mój tekst zatytułowany
„Galeria w D resden“ (z tom iku „Notatnik... liryczny“, SDK, Warszawa 1990): K urt Yonnengut zrzucił na to m iasto/ cały ładunek bomb swej pa
m ięci/ i pogrzebał w rzeźni fakty/ Przygnieciony obrazam i/ Przebity płót
nem / wyszedłem przed gm ach/ Prawdziwy widok opery mnie rozczarował/
jak mag który nie wykonał sztuczki/ Z OPERY dochodzi dudnienie/ ponu
re/ M oże to gra orkiestra zapędzonych smyków/ a m oże warczą bombowce/
wybrane z pamięci.
Mijamy w Dreźnie budynek Opery, który teraz ja wybrałem z pamięci. Nic się nie zm ienił od czasu, kiedy byłem tu przed dwudziestu laty... nadal stoją te osm alone m ury jak porażony szkielet. Kierowca słucha rytm ów rapu i na
wet przed tą operą nie rezygnuje z tej muzyki. D o tej pory, na trasach szyb
kobieżnych, połykaliśmy kilom etry bez przeszkód. Teraz przez m iasto prawie się wleczemy w korkach i ten czas zyskany zaczyna topnieć. Widzę, że do Leipzig jeszcze ponad 100 kilometrów... Obiecałem w rozmowie telefonicz
nej panu Berndowi Karwenowi z Instytutu, że będziemy u niego między go
dziną 15,30-16,00.
N ieco po szesnastej dotarliśm y do Leipzig. W ita nas dyrektorka Instytutu pani Joanna Kiliszek, jej zastępca pan Łukasz Gałecki oraz nasz opiekun, cy- cero i tłum acz w jednej osobie - pan Bernd Karwen. Po szybkiej kawie i cia
steczkach (też coś na m oją cukrzycę!) jedziem y do hotelu H oliday Inn G arden C ourt znajdującym się w Leipzig C ity Center. Zostało niewiele cza
su, bo już przed 19,00 musimy być znowu w Instytucie. Ż ona z kierowcą zau
ważyli, że wiszą plakaty zapraszające na imprezę.
W pobliżu hotelu jest lipski dworzec i jak nas poinform ow ała pani M ariam Abdel Al - jest największym dworcem kolejowym w Europie. M ariam jest Egipcjanką urodzoną w Kairze. Poznałem ją swego czasu na Warszawskiej Jesieni Poezji, była wtedy pracow nikiem Uniwersytetu Warszawskiego, w spółpracowała z Hatifem Janabim . W tedy podarow ałem jej „Kazinkowe granie“. W międzyczasie M ariam przeniosła się do Lipska, gdzie na miej
scowym uniwersytecie pisze doktorat. To właśnie ona znalazła niemieckiego tłum acza dla Kazinka - pana B ernda Karwena.
Jesteśm y ciekawi reakcji publiczności na wieczór literacki, który jest po
święcony właściwie jednej książce. O rganizatorzy uprzedzają mnie, że na te
go typu imprezy nie przychodzi zbyt wielu ludzi. Tym większe jest moje zdziwienie, że salka jest wypełniona prawie po brzegi, ponad 40 słuchaczy.
Bernd Karwen, który występuje w roli m oderatora spotkania, szepcze mi jeszcze na wstępie, że w m arcu br. m iał w tej salce spotkanie Tadeusz Róże
wicz... R ozpoczyna inform acjam i na mój tem at, podając biogram i biblio
grafię. Przypom ina, że podobny wieczór poświęcony tej powieści odbył się już na uniwersytecie w N ancy i wita wśród obecnych tłumaczkę fragm entów
„Kazinkowego grania“ na francuski. Spotkanie przebiegało w miłej atm o
sferze. Czytałem po polsku, Bernd K arw en po niem iecku. Bardzo pom ogła mi pracow niczka Instytutu Polskiego pani M onika Kozłowska w tym, że świetnie tłumaczyła pytania i moje odpowiedzi. Poinform owałem słuchaczy, wśród których przeważała inteligencja, wykładowcy i studenci slawistyki Uniwersytetu Leipzig. Im preza trwała niespełna trzy godziny, po program ie jeszcze małe przyjęcie, dużo rozmów, trochę wina, flesze aparatów i podpi
sywanie egzemplarzy „Kazinkowego grania“. Byłem rzeczywiście bardzo wzruszony, kiedy m łody lekarz podszedł z książką i prosi, żeby ją zadedyko
wać jego mamie, bo ona jest Polką, a on przeprasza, że jego język polski nie jest już tak czysty, jak mowa jego mamy, jej mowa macierzysta.
Jest cudow na pogoda, słoneczna, prawdziwie złota jesień polska w Bawa
rii. Drugi dzień od samego rana zwiedzamy miasto. Nie przypuszczałem , że to tak duże i piękne zespolenie budownictwa, widać że architektoniczne za
bytki zostały odrestaurow ane, że posiadają swoją historię. Zwiedzam y koś
ciół św. Tom asza - to tu grywał na organach Jan Sebastian Bach, w tym mieście wykłócał się z radnymi o wysokość honorariów, to tu gdzieś na ryn
ku stał stragan, na którym rzeźnik sprzedawał ochłapy m ięsa zawinięte w par
tytury własnoręcznie spisanych przez Bacha fug. Dziś Jan Sebastian Bach posiada tu m uzeum mojego imienia.
Lipska Jesień Literacka jest olbrzymią im prezą. Największą tego typu, ja ką do tej pory widziałem! W czasie przechadzek po mieście B ernd Karwen pokazuje m i jeszcze prospekty, wymienia twórców, którzy gościli w tym mieście, w Instytucie Polskim, na niedawnych targach książki w Frankfurcie.
Byli więc nobliści Szymborska, Miłosz. Niedaw no gościł w Instytucie W ilhelm Dichter, Paweł Huelle, w październiku wystawiał tu swoje rysunki satyryczne Sławomir Mrożek, był cykl koncertów „C hopin i S chum ann“
w wykonaniu Joanny Ławrynowicz, fortepian, i Jarosława D om żała, wio
lonczela, pokaz filmów Krzysztofa Kieślowskiego „Przypadek“ i „Bez ko
ńca“, konferencja z okazji 10-lecia Solidarności, w grudniu pokaz filmu Andrzeja Wajdy „Panny z W ilka“, Janusza Zaorskiego „M atka Królów“, Kazimierza K utza „Śmierć jak krom ka chleba“.
Bernd Karwen w liście zapraszającym m nie do Instytutu napisał m.in.:
Nasz Instytut przy współpracy z urzędem miasta Lipska przygotowuje spotkanie z Panem w ramach Jesieni Literackiej w Lipsku. Jest to cykl imprez literackich poświęconych w głównej mierze współczesności... Nasz wybór związany z Pana