• Nie Znaleziono Wyników

Zwrot, R. 40 (1988), Nry 1-12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zwrot, R. 40 (1988), Nry 1-12"

Copied!
1008
0
0

Pełen tekst

(1)

1/88

(2)
(3)

02. (U 3 * 5 / W S I

SZKOLĄ

tt 11,08 A PRZEBUDOWA

O strategii przyspieszenia, o „pierestrojce“ — czyli przebudowie zwykliśmy mówić jako o sprawie naglącej, najbardziej aktualnej. To jej powiązanie z dniem dzisiejszym powoduje chyba, że zapominamy o dalekosiężnym jej znaczeniu, o tym, iż staje się trwałą metodą działania. Strategia przyspieszenia dotyczy więc nie tylko nas, lecz również tych, którzy po nas podejmą się dalszego rozwijania społeczeństwa. Dotyczy więc na przykład dzi­

siejszych uczniów szkół podstawowych. Czy jednak dajemy im dostateczne przygotowa­

nie do tego, by podołali w przyszłości zadaniom jeszcze trudniejszym niż te, z jakimi sami się borykamy? Nowa strategia to przede wszystkim ekonomika, a więc — nauki ścisłe. Czy dość mamy pedagogów zdolnych do nauczania nie tylko innych, lecz również siebie sa­

mego zgodnie właśnie z przyspieszeniem rozwoju nauk?

Te i podobne pytania nasuwają się, jeżeli w kontekście współczesnych zadań myślimy o naszym szkolnictwie — postanowiliśmy zatem poświęcić mu w pierwszym numerze no­

wego rocznika „Zwrotu“ więcej uwagi. Podobnie w następnych numerach chcemy zainte­

resować Czytelnika sprawami na pozór nie związanymi bezpośrednio z działalnością Związku — chcemy poważniej zastanowić się na przykład nad rolą i obecnymi formami działania organizacji kombatanckich, we współpracy z fachowcami rozważyć problem de­

zintegracji społeczności w gminach, zanikających w wyniku działań górniczych, szukać wspólnie dróg do ponownego podniesienia roli czytelnictwa itp. Do dyskusji zapraszamy również Czytelników — prócz wspomnianych tematów może więc każdy wypowiedzieć się drogą pisemną i do pozostałych, przygotowywanych na bieżący rok (spis podajemy po­

niżej). W takim bowiem działaniu widzimy obecnie nasze miejsce, funkcję pisma związko­

wego, idącego z duchem czasu.

Wspomniana już przebudowa wymaga od nas nie tylko zwiększenia aktywności; równie ważne jest w jej urzeczywistnianiu zwalczanie formalizmu, biurokratycznych przeszkód, anonimowości, asekuranctwa. Spotkać się można z takim podejściem do konkretnej reali­

zacji często nawet własnych postulatów w niejednym wypadku, spotkaliśmy się i my pod­

czas przygotowywania niniejszego numeru, kiedy to okręgowy inspektor szkolny potra- kował temat kwalifikacji nauczycieli w naszych szkołach jako „tabu", tajemnicę, której nie wolno nam naruszać. Tego rodzaju ukrywanie się za anonimową „władzą“, która jedyna na cokolwiek, co dziennikarz chciałby usłyszeć, może udzielić odpowiedzi, nie ma już przyszłości. Również z tego powodu chcemy w nowym roczniku „Zwrotu“ mówić o spra­

wach bez rzeczywistego powodu przemilczanych, a domagających się nieraz radykalnego rozwiązania. Również w tym kierunku liczymy na pomoc Czytelnika!

Tematy, o których chcemy w roku 1988 na lamach „Zwrotu“ dyskutować: nr 1 — Szkoła a przebudowa, nr 2 — Tradycja a dzień dzisiejszy, nr 3 — Pozycja kobiet w społeczeństwie, nr 4 — Współczesna rola organizacji kombatanckich, nr 5 — Praca Aktywów do Spraw Obywatel­

skich, nr 6 — Kursy — komu potrzebne? nr 7 — Dialog generacji, nr 8 — Dezintegracja społeczności w zanikających gminach, nr 9 — My a nowoczesność, nr 10 — Czytelnictwo dziś, nr 11 — Wykorzystanie Domów PZKO, nr 12 —Co interesuje średnią generację ?

rys. JÓZEF DRONG [ 1 ]

D 3 5 /o i

'u,oe>

(4)

SZKOLĄ CZEKA NA NAUCZYCIELI

W rozmowach o stanie szkolnictwa nie­

raz słyszymy ostrzeżenia wskazujące na to, iż widoczny jest coraz większy spa­

dek liczby specjalistów pedagogów, m a­

jących nauczać matematyki, fizyki, a więc przedmiotów nie tylko ważnych dla każdego z nas, lecz także dla spraw­

nego funkcjonowania całego społe­

czeństwa. Fakty, mówiące o sytuacji w szkołach z polskim językiem naucza­

nia (na przykładzie powiatu karwińskie- go), wyrażają pozornie coś innego: o ile bowiem w całym powiecie, włącznie ze szkołami czeskimi, fachowo, a więc na podstawie uzyskanej aprobacji, wykła­

dane jest 80 % lekcji, w szkołach pol­

skich przeciętna jest nieraz wyższa — w Czeskim Cieszynie nawet 87,6 %.

Jeszcze lepsze wrażenie może stwarzać sytuacja w naukach przyrodniczych;

w większości naszych klas wykładają matematykę, fizykę, chem ię nauczyciele, którzy zdobyli w tych kierunkach specja­

listyczne wykształcenie pedagogiczne.

Dla porównania — w szkołach czeskich matematyka nauczana jest przez fa ­ chowców (nauczycieli z aprobacją przedmiotową w danym kierunku w 87,1 %, fizyka w 82,9 %. Liczby te nie

powinny nas jednak wprowadzić w błąd, w grę wchodzi bowiem wiek — w naj­

bliższych latach można oczekiwać odejścia na em eryturę matematyków i fi­

zyków z kilku polskich szkół w powiecie kalwińskim, zaś fachowych następców brak. Uczyć więc będą pedagodzy bez aprobacji lub . .. te same co dotychczas osoby, tyle że już w roli em erytów pom a­

gających w trudnej sytuacji. Żadne z tych rozwiązań nie może zadowolić, trzeba więc dążyć do zyskania w naj­

krótszym możliwie czasie nowych, mło­

dych ludzi, wykazujących zaintereso­

wanie naukami ścisłymi, chętnych do podjęcia studiów pedagogicznych.

O obecnej sytuacji i możliwościach działania w tym właśnie kierunku rozm a­

wialiśm y z prodziekanem W ydziału Peda­

gogicznego w Ostrawie doc. RNDr. Jerzym Zvolskym, CSc.

ZW R O T: W jakich kierunkach kształci studentów Wydział Pedagogiczny w Os­

trawie?

ZVO LSKY: Nasz wydział proponuje dwa zasadnicze kierunki — kształcimy nauczy­

cieli dla szkół pierwszego stopnia, a więc [ ]

(5)

dla klas 1—4, oraz dla tzw. kombinacji przedmiotowych dla klas drugiego stopnia, a w wypadku przedm iotów ogólnokształcą­

cych dla szkół średnich. Studia pierwszego kierunku trwają cztery lata, pozostałe pięć lat. Ponadto prowadzim y jeszcze studia wieczorowe dla osób wykonujących już za­

wód nauczyciela czy wychowawcy, przy czym ta forma w obydwu kierunkach trwa o rok dłużej.

— Czy może w ten sposób rozszerzać kwalifikacje również człowiek, wykonują­

cy dotychczas inne zawody, spoza szkolnictwa?

— Takich wypadków jest mało, ale jest taka możliwość. Najczęściej jednak dajemy szansę tym, którzy już uczą, na przykład bez aprobacji na dany przedmiot, zależy nam bowiem na tym, by to właśnie zjawisko ograniczyć. Mamy poza tym indywidualne form y studiów przeznaczone zwłaszcza dla tych osób, które rozpoczęły już działalność pedagogiczną, najczęściej w szkołach za­

wodowych, i potrzebne im jest uzupełnie­

nie kwalifikacji.

— W róćmy jednak do podstawowych form kształcenia na Wydziale Pedago­

gicznym. Wiadomo, że kandydaci w ybie­

rać muszą spośród kilku kombinacji przedmiotów.

— Mamy cały szereg kombinacji, łączone są zawsze dwa przedmioty. Rozważaliśmy już możliwość kombinacji trzech przedm io­

tów, ale na razie brak zainteresowania. T a­

ka forma również mogłaby ograniczyć w przyszłości nauczanie w szkołach pod­

stawowych niektórych przedm iotów w spo­

sób niezupełnie właściwy, czyli bez apro­

bacji, ponieważ jednak obecnie najczęściej takie zastępcze nauczanie wykonują starsi pedagodzy, a dla nich dokształcanie byłoby może nadmiernym obciążeniem, więc raczej zdobyciem trzeciej aprobacji przedmiotowej rzadko kto się interesuje.

— Kombinacje są oczywiście w yzna­

czone z wyprzedzeniem ?

— Tak, są określane przez ministerstwo

szkolnictwa według społecznego zapotrze­

bowania. W ydział Pedagogiczny w Ostra­

wie ma przy tym wyjątkowe zadanie, prócz zasadniczych kombinacji ma bowiem rów­

nież cztery specjalne, przeznaczone dla młodzieży, która w przyszłości będzie uczyć w szkołach z polskim językiem nau­

czania. Mamy katedrę polonistyki, a język polski jako przedm iot aprobacyjny kombi­

nowany jest z czterem a innymi przedm io­

tami. Chciałbym od razu powiedzieć, że zainteresowanie jest, zyskujem y na te kom binacje zazwyczaj bardzo dobrych stu­

dentów.

— Chodzi o takie kombinacje, które obecnie są jednak w naszych szkołach dość dobrze obsadzone. Gorzej nato­

miast jest z nauczaniem w języku pol­

skim przedmiotów takich, jak m atem aty­

ka, fizyka. Czy wśród studentów zgłaszających się do egzaminów widocz­

ne jest zainteresowanie naukami przy­

rodniczymi?

— Jeśli chodzi o te specjalizacje — zain­

teresowanie nie tylko u nas czy na innych wydziałach pedagogicznych w Cze­

chosłowacji, lecz również w pozostałych krajach RWPG maleje. Najgorzej wygląda sytuacja właśnie w dziedzinie matematyki i fizyki. W ynika to widocznie stąd, że stu­

denci szkół średnich, interesujący się taką tem atyką, zgłaszają się do egzam inów ra­

czej na uczelnie techniczne. Dzieje się tak chyba dlatego, że — w ich wyobrażeniu — mają tam lepsze perspektywy. Prawda jest już dziś nieco inna, ponieważ w ostatnim czasie wytyczne rządowe czy partyjne zwracają uwagę na poprawę sytuacji nau­

czycielstwa i to nie tylko pod względem fi­

nansowym, ale też socjalnym, material­

nym, lepiej są na przykład rozwiązywane sprawy mieszkaniowe. W iążemy z tym nadzieje na większy dopływ studentów właśnie na kierunki przyrodnicze. W pew­

nej mierze może to pomóc rozwiązać i problem fem inizacji szkolnictwa, wiadomo bowiem, że mężczyźni w większym stopniu

[3]

(6)

inklinują do nauk ścisłych, a więc ich po­

zyskanie oznaczałoby zapewnienie wyższego poziomu nauczania tych właśnie przedmiotów. Jesteśmy — jako wydział — wśród najlepszych w kraju o ile chodzi o pozyskiwanie chłopców, pomim o to je d ­ nak nadal nie możemy być zadowoleni.

Dlatego zdarza się, że możemy zapropo­

nować więcej m iejsc niż ilu zgłasza się kandydatów, a tymczasem w innych kom ­ binacjach, zwłaszcza typowo hum anis­

tycznych, zainteresowanie wielokrotnie przewyższa możliwości przyjęcia. Pod adresem tych, którzy chcieliby pracować w polskich szkołach, chciałbym powie­

dzieć, że mają otwartą drogę do zdobycia wysokiego poziomu wykształcenia właśnie w kierunku nauk przyrodniczych, mamy bowiem doskonale wyposażone laborato­

ria, wprowadziliśmy technikę obliczeniową, co umożliwia naszym studentom w przyszłości nauczać również tych tem a­

tów. Mamy chyba najwięcej komputerów spośród wszystkich wyższych szkół w o- kręgu. Student może więc u nas zaspokoić swoje zainteresowania w tym kierunku w tym samym stopniu, co na technicznych uczelniach. Podobna jest u nas sytuacja w wyposażeniu laboratoriów chemicznych, fizycznych itp. A pam iętać trzeba również 0 stojącym na bardzo wysokim poziomie gronie profesorskim, również pod tym względem należymy do czołówki.

— Czy ta odezwa skierowana jest wyłącznie do absolwentów gim nazjum?

— Jesteśmy uczelnią typu uniwersytec­

kiego, dlatego pierwszeństwo mają studen­

ci gimnazjalni, bo właśnie ta szkoła przygo­

towuje młodzież do studiów na wyższych uczelniach. Z gimnazjum rekrutuje się mniej więcej 90 % naszych studentów.

— A jeżeli zgłosi się ktoś inny?

— Oczywiście każdy m a szansę, mamy 1 takich studentów. O ile jest ktoś absol­

wentem powiedzmy technikum prze­

mysłowego, wydział szkolnictwa oczekuje, że zgłaszać się będzie raczej na uczelnię

techniczną, ale jeśli wykaże zainteresowa­

nie pracą pedagogiczną, na przykład działa w organizacji pionierskiej itp., to wówczas jego szkoła może mu dać polece­

nie i może tak sam o ubiegać się o przyjęcie do nas. Oczywiście pozostaje ostatni warunek: pomyślne zdanie egzam i­

nu wstępnego.

— W jakim stopniu zaspokaja wasza uczelnia zapotrzebowanie społeczne?

— Mamy zapewnić mniej więcej 44 % nauczycieli w okręgu, resztę dostarczają uczelnie w Ołomuńcu. Do szkół pierwszego stopnia nieraz proponujem y więcej absol­

wentów niż wym aga zapotrzebowanie, ale zawsze wydział szkolnictwa ORN ten prob­

lem rozwiąże. Gorzej jest z nauczycielami szkół drugiego stopnia: rozchwytywani są absolwenci kombinacji nauk ścisłych i to ni­

eraz proponowane są konkurencyjnie do­

skonałe warunki, nawet mieszkania. Popyt jest duży zwłaszcza w pograniczu.

— A jak wygląda sytuacja w szkołach z polskim językiem nauczania?

— Nie ma problem ów w tym sensie, by dla kogoś miało zabraknąć miejsca. Raczej odwrotnie. Przy okazji chciałby powiedzieć, że nie mieliśmy z tymi studentami nigdy żadnych kłopotów z punktu widzenia stu­

dyjnego, jak również pod względem dyscy­

pliny, należą tradycyjnie do najlepszych.

— To miło usłyszeć dobrą ocenę na­

szych rodaków, niemniej jednak trzeba wrócić do pierwotnego pytania, doty­

czącego różnic pomiędzy zapotrzebowa­

niem szkół a rzeczywistością.

— Trzeba wiedzieć, że możliwości przyjęcia są duże, problem jest raczej od­

wrotny: nie zgłasza się tylu studentów, ilu byśmy potrzebowali, tak więc określone przez m inisterstwo liczby nie zostały na­

pełnione. Może nie każdy wie, że m inister­

stwo szkolnictwa w naszym wypadku do każdej liczby studentów każdej kombinacji przedm iotów dopisuje jeszcze drugą, oznaczającą zapotrzebowanie dla szkół z polskim językiem nauczania. I tak na

(7)

przykład dla kombinacji matematyka, fizy­

ka otrzymamy liczbę 15 plus 3, a więc pięt­

naście miejsc dla szkół czeskich i trzy dla polskich. Ilość zgłoszonych do szkół czes­

kich nie ma więc żadnego znaczenia dla kandydatów do szkół polskich, decyduje egzamin wstępny. Pomimo to jest kandy­

datów mniej niż takich zarezerwowanych miejsc, tak więc zazwyczaj korzystamy z nich tylko częściowo.

Nasza rozmowa trwała bardzo długo, dyskutowaliśmy o wielu innych spra­

wach, nie związanych bezpośrednio z te­

matem. Nieraz wracaliśmy do pytania, dlaczego właściwie pozycja społeczna nauczyciela w porównaniu powiedzmy z latami przedwojennymi tak bardzo zmalała. Przyczyn jest zapewne więcej, związane są nie tylko z tak często przy­

pominaną sytuacją materialną pedago­

gów: choć dziś już wyraźnie się popra­

wiła, to jednak w świadomości rodziców nadal trwa. Wiemy, że często właśnie oni opowiadając swoim dzieciom o tym, jacy to kiedyś byli nauczyciele, równocześnie odradzają od podjęcia się tej odpowie­

dzialnej pracy. Tymczasem sytuacja ma­

terialna, choć daleko jej do ideału, jed ­ nak wyraźnie się już poprawiła, a do łask powinna wrócić również świadomość, iż jest to zawód-posłannictwo, dający chy­

ba większe niż inne profesje szanse sa­

tysfakcji z własnej pracy. „Jacy są nau­

czyciele, taki jest i naród“ — również te słowa zanotowałem podczas rozmowy z doc. Jerzym Zvolskym. Jeżeli jednak chcemy, by nasz naród był nowoczesny, by nie pozostawał w tyle za nabierającym coraz większego tem pa rozwojem na świecie, musimy dbać o to, by ci najlepsi byli nauczycielami kolejnych generacji.

PIOTR PRZECZEK

5*4*

1

fot. BOGUSŁAW RAJSK! [ 5 ]

(8)

SZKOLĄ MÓJ LOS

Starszy, w zaniedbanym ubraniu, najczęściej w okularach, kapeluszu i z laską czy parasol­

ką (nieustannie gubi je w swoim roztargnieniu), wygrzebujący z kieszeni kawałki kredy, którymi zapamiętale kreśli na tablicy — ku przerażeniu niesfornych uczniów — szeregi cyfr i reguł matematycznych. Na pozór groźny, ale w gruncie rzeczy człowiek o gołębim sercu, wymagający, ale sprawiedliwy — taki mniej więcej obraz profesora „starej daty“ — oczy­

wiście nieco przerysowany i uproszczony — pozostawiła nam literatura. A jak jest dzisiaj?

Jaki jest — jaki być powinien — nauczyciel „nowoczesny“?

Nauczycielkę górnosuskiej szkoły pod­

stawowej Jadwigę Sperling, wicedyrektora tejże placówki, zastałam na lekcji matema­

tyki w klasie siódmej. Nadzieje dzieci na przedwczesne skończenie lekcji z powodu niespodziewanej wizyty nie spełniły się.

Odwieczna rozbieżność interesów ucznia i nauczyciela: zmarnowane kwadranse — zwłaszcza w wypadku przedmiotów ścisłych — trzeba by później długo i żmud­

nie nadrabiać, programy nauczania są bardzo napięte ...

Pani Jadwiga Sperling pracuje w nauczy­

cielstwie już dwudziesty dziewiąty rok. Po skończeniu studiów na wydziale pedago­

gicznym w Ostrawie — kierunek: matema­

tyka, chemia — rozpoczęła pracę w czesko- cieszyńskiej szkole podstawowej z polskim językiem nauczania, stamtąd

skierowana została do Błędowic, następnie do szkoły zdrowotnej i w końcu — do Su­

chej Górnej.

— Już od czasu studiów moją wymarzoną szkołą była Sucha Górna. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Była to szkoła o wysokim pozio­

mie ... A Czeskiego Cieszyna jakoś się bałam. Tam uczęszczałam do gimnazjum — a była to wtedy jedenastolatka i tak jakoś czułam się nieswojo na myśl o tym, że miała­

bym uczyć wspólnie z moimi niedawnymi wykładowcami. Niezależnie od tych obaw było mi tam bardzo dobrze. Uczyłam w Cz.

Cieszynie przez pięć lat, pomagali mi wszy­

scy jak tylko mogli — szczególnie profesor Rucki, kiedyś mój opiekun klasowy, no i ma­

tematyk, fizyk — uczyliśmy tych samych przedmiotów, tak samo dyrektor Zahraj, który też był matematykiem. Z jego rad nieraz [ ]

(9)

korzystałam. To były takie moje wzory. Na przykład u prof. Puckiego podobało mi się spokojne prowadzenie lekcji, zawsze by) wzorowo przygotowany, miał wspaniały sto­

sunek do uczniów, umiał pomóc, nigdy niko­

go nie wyśmiał. No i był dla nas jakby kolegą.

Właściwie byliśmy jego pierwszą klasą — roz­

poczyna! dopiero swoją karierę pedagogicz­

ną, tuż po studiach.

— Nastaje taki moment, kiedy człowiek musi decydować o swoim przyszłym życiu, o swoim zawodzie. Pani wybrała nauczy­

cielstwo ...

— Zdecydowałam • się w zasadzie już w szkole podstawowej, wtedy jeszcze chciałam być nauczycielką w przedszkolu.

Ale nie było możliwości, więc skorygowałam trochę swoje plany życiowe. A że taka niety­

powa, zwłaszcza jak na dziewczynę, specjali­

zacja? Miałam szczęście do dobrych wykła­

dowców właśnie w tych przedmiotach — matematyce i chemii. W matematyce był to przede wszystkim prof. Pucki, a w chemii — Nina Ferfecka ... Jak ona prowadziła ćwicze­

nia laboratoryjne! Potem na studiach przez cały czas nie miałam żadnych problemów — np. napisać trzeciorzędowy fosforan wapnio­

wy czy inne podobne wzory po czesku. Tak, moi nauczyciele z pewnością mieli wpływ na to, że zdecydowałam się na takie studia.

A poza tym — taka była właśnie kombinacja

— matematyka, chemia — a to mi odpowia­

dało. Na studiach też spotkałam wielu wspa­

niałych wykładowców — w większości z dużą praktyką, uczyli przedtem już w szkołach średnich, a więc metodycznie byli przygoto­

wani bardzo dobrze i umieli przekazać nam swoje doświadczenia.

— Jak w kontekście tych teoretycznych wiadomości wypadł pierwszy kontakt ze szkołą, z uczniami?

— Na praktyce, jeszcze w czasie studiów, byłam w Błędowicach. I jak dziś pamiętam, że zaraz na moją pierwszą samodzielną lekcję przyszedł dyrektor Szopa. Z początku byłam wręcz zaszokowana, ale postanowiłam sobie,

że będę lekcję prowadzić tak, jakby go nie było. No i jakoś przez to przebrnęłam, podob­

no nawet nieźle poszło ... A potem? Pewnie, każdy przychodzi ze studiów z solidnym za­

sobem wiedzy teoretycznej i z własnymi wy­

obrażeniami o tym, jak będzie uczył swoich przedmiotów. Ale rzeczywistość nie zawsze przylega do tych wyobrażeń i człowiek musi już wypróbować sam, myśleć jak i co, stale studiować. Jeżeli nauczyciel chce nauczyć, to musi przede wszystkim, zwłaszcza jeżeli chodzi o matematykę, wytłumaczyć, dobrze, ale nie tak, żeby to była tylko sucha matema­

tyka, ale próbować zainteresować dzieci — jakimś ciekawym przykładem. Do tego, żeby dzieci zaciekawić wykładanym przedmiotem, musi być odpowiednia motywacja. Zawsze im tłumaczę, po co się tego uczą, gdzie im to będzie potrzebne, ewentualnie dołączam ja­

kiś przykład, żeby wiedziały, że naprawdę to, czego się uczą, nie jest zbyteczne. W mate­

matyce jest ważne także to, że jedno nawią­

zuje ściśle do drugiego, że jeżeli dziecko cze­

goś nie opanuje, to i w przyszłości będzie miało luki. Każda lekcja jest bardzo ważna, nie ma takiego tematu, który by był mniej ważny albo którego mogłoby się dziecko sa­

mo nauczyć. Np. na geografii czy historii dziecko potrafi samo, we własnym zakresie, przerobić materiał. Myślę, że nic by się nie stało, gdybym ja teraz nie wiedziała jakiegoś szczegółu z pierwszej wojny światowej.

W matematyce jest inaczej. Tutaj nie wy­

starczy opanowanie materiału w sześćdzie­

sięciu czy siedemdziesięciu procentach, w matematyce trzeba opanować materiał w całości. I stąd problem, że z tymi uczniami, którzy na przykład z takich czy innych przy­

czyn byli nieobecni, trzeba jeszcze pracować poza lekcjami.

— A uczniowie są lepsi i słabsi...

— Jeśli chodzi o lepszych uczniów — ist­

nieją np. najróżniejsze konkursy matema­

tyczne, które organizowane są po linii powia­

tu. Tym lepszym daję możliwość również na lekcji — daję im zadania konkursowe, żeby

[7]

(10)

mogli spróbować swoich sil w rozwiązywaniu trudniejszych przykładów — czyli wprowa­

dzam tzw. dyferencjację — to się już kiedyś stosowało i teraz, po wprowadzeniu nowej koncepcji, jest to tym bardziej konieczne, A jeśli chodzi o uczniów słabszych — staram się, aby opanowali przynajmniej podstawowy materiał, poza tym muszę z nimi pracować jeszcze po lekcjach. I jeżeli ktoś czegoś nie rozumie — proszę, żeby od razu pytali, zaraz w tym samym dniu, nieraz na przerwie obia­

dowej przychodzą, żeby im coś wyjaśnić.

Uczę tylko przed południem, czyli że po­

południe mam do dyspozycji na takie właśnie sprawy — jeżeli uczniowie mają jakąś wolną chwilkę, mogą przyjść i zapytać. Często przy­

chodzą też rano, na siódmą ..

— Co wniosła do nauczania matematyki nowa koncepcja nauczania?

— Te dzieci, które rozwijają się bardzo szybko, mają większe możliwości, zwłaszcza sprawdzenia swoich wiadomości na prak­

tycznych przykładach, bo według nowej kon­

cepcji jest ich bardzo dużo, już od pierwszej klasy. Nie są może potem na tyle wyszkolone w liczeniu pamięciowym, dlatego nauczyciele starają się teraz wprowadzać jak najwięcej tzw. „dziesięciominutówek“ na początku lekcji, w celu pamięciowego opanowywania niektórych partii materiału, bo na to potem nie ma czasu. Nowa koncepcja nauczania na pewno zda egzamin, ale tylko wtedy, kiedy przeprowadzona zostanie redukcja mate­

riału. Bo już się okazało, że materiału do przerobienia jest za dużo, już mamy skreślo­

ne niektóre partie, zwłaszcza w klasie siód­

mej, ponieważ ta właśnie klasa była najbar­

dziej przeładowana. Według nowej koncepcji są co jakiś czas umieszczone ćwiczenia u- trwalające, ale jest tych ćwiczeń stosunkowo mało. Dzisiaj dziecko ma wprawdzie większy niż dawniej zasób wiadomości, ale musi je częściej powtarzać, a do tego potrzebne są właśnie ćwiczenia.

— Dużo mówiłyśmy o matematyce.

A chemia? Jakie tam są możliwości?

— Przede wszystkim już ćwiczenia labora­

toryjne, które są ciekawe same w sobie. Poza tym wyposażenie gabinetów jest już teraz ta­

kie, że można przeprowadzać najróżniejsze skomplikowane reakcje chemiczne. Kiedyś większość doświadczeń przeprowadzał na­

uczyciel, a dzisiaj każde dziecko ma swoją skrzynkę laboratoryjną, pracują w dwu-trzy- osobowych zespołach. Możliwości są więc duże. Poza tym jest sporo opracowanych po­

mocy naukowych — folie, rzutniki, nauczyciel ma już przygotowane opisy reakcji itp.

i później tylko je wyświetli. To jest duża po­

moc. Zresztą jeśli chodzi o matematykę, też mamy sporo pomocy naukowych. Są wspo­

mniane już folie, są zestawy ćwiczeń, dużo jest różnych modeli brył geometrycznych.

Kiedyś dzieci widziały tylko te duże modele, które pokazywał im nauczyciel, a teraz każde dziecko otrzymuje taki model — oczywiście mniejszy — może go sobie obejrzeć, zmie­

rzyć co potrzebuje, obliczyć. Kiedy rozpoczy­

naliśmy nową koncepcję nie było polskich podręczników, więc z początku musiałam tłu­

maczyć z czeskiego, pisało się zawsze już przed lekcją albo na foliach, albo na tablicy różne objaśnienia materiału, z rysunkami.

Dziś mamy już dla każdego dziecka kalkula­

tor, uczą się pracy z nimi już od klasy piątej.

Korzystamy z nich dosyć często — nie tylko ja, ale i ucząca fizyki — głównie dla spra­

wdzenia wyników. Na przykład kiedyś pier­

wiastek kwadratowy otrzymywało się metodą obliczeniową, potem były tablice matema­

tyczne, ale to zabierało wciąż jeszcze wiele czasu, bo większe liczby trzeba było rozkładać. Teraz wynik otrzymuje się od razu na kalkulatorze. Oczywiście my też uczymy dzieci tego rozkładu, żeby dziecko po prostu wiedziało, skąd, w jaki sposób bierze się wy­

nik, ale korzystamy głównie z kalkulatora, ja­

ko że jest to najszybszy sposób. Weźmy pod uwagę, że dzieci mają możliwość zakupienia kalkulatora, że jest on właściwie w każdym domu, o tyle mają lepiej. Wtedy i ten słabszy uczeń potrafi poradzić sobie z zadaniem.

[ ]

(11)

Jeśli chodzi natomiast o komputery — nie wiem, na razie jest to kwestia przyszłości, bo to jest sprawa finansów, nasze dzieci mają możliwość korzystania z laboratorium w Os­

trawie na wydziale pedagogicznym, dzięki pomocy dr Godulowej, która prowadzi tam kursy dla tych bardziej uzdolnionych. Wraca­

jąc jeszcze do sprawy pomocy naukowych

— pewnym problemem jest to, że np. zbiory ćwiczeń itp. są tylko w języku czeskim i trze­

ba te teksty dzieciom tłumaczyć. Choć ma to i pewne dobre strony, dzieci przynajmniej trochę osłuchają się z terminologią czeską — czy to w matematyce, czy w chemii — tam zresztą przede wszystkim. Biorąc pod uwagę to, co czeka uczniów przy egzaminach wstępnych, przygotowujemy ich w ten spo­

sób, że sporządzają sobie słowniczki z czes­

ką terminologią i z nich mogą potem przy eg­

zaminach korzystać, ale pomimo to, ja podaję im od czasu do czasu terminologię czeską — aby się już po prostu osłuchały z tym, aby wiedziały, że stożek to jest kużel itp. Może się wydawać, że to jest zbyteczne obciążenie, ale na pewno ułatwi im to i przejście przez ezgaminy wstępne, i później start w nowej szkole. Nie wymagam tego oczywiście, nie muszą tego umieć, ale dobrze jest, że po prostu już wiedzą.

— Widać, że istnieją możliwości ciekawe­

go prowadzenia lekcji nawet jeśli chodzi o przedmioty takie, jak matematyka, fizyka czy chemia. Dlaczego więc zainteresowa­

nie tymi kierunkami studiów na wydziale pedagogicznym jest wciąż tak znikome?

W końcu dzisiaj bez matematyki, techniki trudno się obejść.

— Tak było zawsze. Przede wszystkim ci, którzy są dobrymi matematykami, fizykami, chemikami raczej wybierają kierunki tech­

niczne, bo to jest i kwestia zarobku. Jeżeli chodzi o nauczycielstwo, każdy widzi przede wszystkim dwa miesiące wakacji, to fakt. Ale potem przychodzi kolej na zarobki ... Może dla kobiety to jest wystarczające, ale dla mężczyzny, który porównuje swoje dochody

jako nauczyciela z gażą kolegów zatrudnio­

nych w sferze produkcyjnej — cóż, porówna­

nie to na pewno nie wypada na korzyść szkolnictwa. I to jest chyba jedno z podsta­

wowych kryteriów. No i jeszcze kwestia mieszkań ... Choć teraz studenci pedagogiki wybierający właśnie te kierunki będą mieli za­

pewnione wyższe stypendium, wzrosną też gaże nauczycieli — więc może ta motywacja finansowa jakoś pomoże.

— Jaka jest więc dzisiaj pozycja, prestiż nauczyciela?

— Nauczyciel kiedyś, jak słyszymy, miał chyba większe poważanie w społeczeństwie.

Dzisiaj, niestety, rola nauczyciela nie jest doceniana na tyle, na ile być powinna.

A miejsce nauczyciela w hierarchii zawo­

dów? Na pewno najwyżej jest lekarz, potem inżynier, dopiero potem gdzieś nauczyciel.

A szkoda, bo rola nauczyciela jest naprawdę bardzo ważna. I odpowiedzialność jest duża, bo nauczyciel nie pracuje z maszyną, ale z żywym człowiekiem, i nie tylko uczy, ale i wychowuje, czyli są tu jeszcze i obowiązki pozalekcyjne. Jeżeli miałabym przytoczyć przykłady z własnego doświadczenia — pamiętam, że nie było mi trudno zor­

ganizować dzieciom w sobotę czy w niedzielę wycieczkę, jedno- czy dwudnio­

wą, różne inne zajęcia z dziećmi. Pamiętam, że w początkach miałam taką klasę, a raczej taką grupkę uzdolnionych dzieci w klasie, z którymi przygotowywałam programy na różne imprezy. Ja wprawdzie nie umiem grać na żadnym instrumencie — w czasie moich studiów nie było to jeszcze obo­

wiązkowe — ale kółko śpiewacze w tej właśnie klasie prowadziła jedna z uczennic i tak wspólnymi siłami przygotowywaliśmy programy na różne okazje. Teraz niestety nie mam już tyle czasu. Jakoś za dużo jest zebrań i spraw administracyjnych. A szkoda.

Ale u młodych nauczycieli, którzy roz­

poczynają u nas pracę, też widzę ten zapał, nie chodzi im tylko o to, by oduczyć swoje i mieć spokój.

[9]

(12)

— Jaki wobec tego powinien być nauczy­

ciel?

— Przede wszystkim powinien być człowie­

kiem — w całym tego słowa znaczeniu. Cier­

pliwy. Systematyczny. Ale też wymagający, nie pobłażliwy. Powinien umieć podejść do ucznia. Trudno to określić jednym słowem — po prostu powinien widzieć w każdym dziec­

ku — czy to jest dziecko, które ma problemy z zachowaniem czy też w nauczaniu — żywą istotę, której należy poświęcić maksimum czasu i cierpliwości. I nigdy nie tracić wiary.

Nie można nad tym czy innym dzieckiem postawić znaku i powiedzieć: ten już się do niczego nie nadaje. No i uświadomić rodzi­

com, że jeżeli ich dziecko ma np. problemy z nauką, to nie znaczy, że nie będzie dobrym fachowcem, doradzić dziecku, żeby wybrało taki zawód, który będzie odpowiadać jego możliwościom. To jest jedna sprawa, a druga — wierzyć, że się będzie dalej rozwi­

jać. Szkoła ma wprawdzie duży wpływ na wy­

bór zawodu, ale wciąż jeszcze — a często trzeba powiedzieć „niestety“ — największy wpływ ma rodzina. I często takie sprawy, jak przerost ambicji rodziców w stosunku do dziecka czy to, o czym już mówiłam, powo­

dują, że dziecko nie zawsze dokonuje naj­

bardziej korzystnego wyboru.

— Przepracowała pani w szkolnictwie już prawie trzydzieści lat. Co dały pani te lata?

— Satysfakcję. Cieszy przede wszystkim fakt, że moi wychowankowie, nawet już po skończeniu szkoły, zgłaszają się do mnie. Nie

tylko ci bardzo zdolni, ale i tacy, którzy do najzdolniejszych nie należeli, mieli czasem jakieś problemy — zgłaszają się, zapytują, co i jak. Najlepiej zresztą widać to podczas spot­

kań absolwentów, którzy nas zapraszają. Czy ktoś poszedł w moje ślady? Wykładane prze­

ze mnie przedmioty jako kierunek dalszego kształcenia obrało bardzo wielu absolwen­

tów, tak, że trudno zliczyć. Jedna z moich uczennic pracuje np. bezpośrednio w instytu­

cie cybernetyki. Najmilsze wspomnienie? Ta­

kich też jest sporo. Ale chyba najsympatycz­

niejsze jest to, kiedy człowiek spotyka swoich wychowanków i widzi, że zaszli bar­

dzo wysoko, że zajmują odpowiedzialne sta­

nowiska, ale też i ci, którzy ewentualnie nie mają wysokich stanowisk, są zadowoleni ze swojej pracy, że się im dobrze powodzi. To jest dla nauczyciela chyba największą zapłatą.

Naszą rozmowę przerywa dzwonek na lekcję i po chwili — nieśmiałe pukanie do drzwi gabinetu. — Ja przyszłam ... z tej ma­

tematyki ... — tłumaczy się dziewczynka, chyba siódmo- a może ósmoklasistka, lek­

ko widać speszona obecnością obcej oso­

by. — Dobrze, zaczekaj chwileczkę, zaraz się do tego zabierzemy — moja rozmów­

czyni uśmiecha się do mnie przepraszają­

co. — Widzi pani, i tak to je s t...

RENATA OSTRUSZKA

[ ]

(13)

PRZEZ PRYZMAT PZKO

WŚRÓD

UKRAIŃCÓW

Rozpoczynamy dziś nowy cykl artykułów, w których przedstawimy Czytelnikowi działal­

ność i doświadczenia organizacji społecznych, współpracujących z naszym Związkiem.

Nie chodzi nam jednak tylko o opis pracy naszych przyjaciół, chcemy szukać takich doświadczeń, które mogłyby być przydatne w naszej własnej działalności. Stąd też wspól­

ny tytuł naszych reporterskich sprawozdań z wizyt u przyjaciół — „Przez pryzmat PZKO“.

Temat do pierwszego reportażu nasunął się samowolnie, bowiem właśnie w czasie przygotowań pierwszego numeru Zwrotu na rok 1988 nadeszło do Czeskiego Cieszyna zaproszenie na XI Konferencję Kulturalnego Związku Ukraińskich Ludzi Pracy (Kulturnij Sojuz Ukraińskich Trudiaszczich — KSUT).

Zarząd Główny PZKO na konferencji, która przebiegała w dniach 13—14 listopada 1987 w Preszowie, reprezentował I sekretarz Związku Władysław Orszulik, ja zaś miałem okazję dwa dni pobytu wykorzystać na zapo­

znanie się z pracą organizacji, zrzeszającej Ukraińców mieszkających na wschodzie Sło­

wacji.

Sytuacja Ukaińców (członkami KSUT są również tzw. Rusniacy, czyli Rusini, co sami nasi gospodarze podkreślali, oficjalnie jednak traktowani są jako jedna grupa narodowoś­

ciowa) w dużej mierze podobna jest do na­

szej. Tworzą mniej więcej tak samo liczną

grupę — około sześćdziesięciu tysięcy osób, od stuleci mieszkają na terenach narodo­

wościowo mieszanych, większe skupiska przetrwały przede wszystkim na wsi. O wiele gorsza była ich pozycja społeczna — do nie­

dawna jeszcze była wschodnia Słowacja naj­

bardziej zacofanym regionem kraju, czasy przedwojenne były okresem skrajnej nędzy.

Dopiero po wyzwoleniu zaczęła się stopnio­

wo poprawiać ich sytuacja materialna, obec­

nie można im w niejednym wypadku za­

zdrościć rozwijającego się rolnictwa i związanej z tym rozbudowy domów, moder­

nizacji wsi. Zacofanie tych terenów miało oczywiście znaczenie również dla świado­

mości społecznej i narodowej, z trudem znaj­

dującej miejsce na wynędzniałej wsi. Po wyz­

woleniu utworzona została Ukraińska Narodowa Rada Preszowskiego, która jed­

nak ze względów konstytucyjnych została po sześciu latach działalności rozwiązana. Po

[1 1]

(14)

Po pierwszym dniu obrad XI Konferencji KSUT delegaci i goście obejrzeli efektownie skompo­

nowany program w wykonaniu własnych, ukraińskich zespołów. Dużymi brawami przyjęto występ ponownie odrodzonego zespołu Komitetu Centralnego KSUT ,,Karpatianin‘‘

(na zdjęciu)

kilkuletniej przerwie w roku 1954 jej miejsce zajął właśnie KSUT. W publikacjach histo­

rycznych z satysfakcją zauważyłem, że był to równocześnie moment nawiązania kontaktów pomiędzy naszymi organizacjami, bowiem już w zjeździe konstytuującym KSUT-u wziął udział przedstawiciel PZKO Bogumił Goj.

Kontakty nasze liczą więc już ponad trzy­

dzieści lat, chociaż nie można powiedzieć, byśmy wiedzieli o sobie za dużo. Podczas XI Konferencji mogłem się o tym sam przeko­

nać.

Początkowo obawiałem się, że trudno mi będzie zrozumieć ich język, zorientować się w przyczynkach dyskusyjnych. Nie było jed­

nak tak źle, pięknym, dźwięcznym głosem prowadząca wybory działaczka Komitetu Centralnego KSUT mówiła na przykład: Je ktoś proty? Strymal sia ktoś holosowania?

Dziakujem ... A ponadto: już podczas pierwszego spotkania z kolegami z prasy ukraińskiej natrafiłem na doskonale mówią­

[1 2]

cego po polsku redaktora pisma ,,Nowe żytia“ Wasyla Petruszyńskiego. No cóż, urodzony we Lwowie ... Jak się później oka­

zało, mówiących po polsku Ukraińców było tu zresztą więcej. W zrozumieniu słów, wygła­

szanych z trybuny, pomógł mi jeszcze jeden fakt: duża kultura języka, dbałość o dykcję, jasność wypowiedzi. Prawie wszystkie przy­

czynki były również pod tym względem do­

skonale przygotowane, co bynajmniej nie umniejszyło ich zadziorności, wielkiego zaan­

gażowania.

Dyskusja na konferencji — ostatniej, bo KSUT po prawie dwudziestu latach przerwy, w czasie której zarządzany był przez Mini­

sterstwo Kultury SRS, wraca do Frontu Naro­

dowego, a tym samym i do zjazdów jako naj­

wyższego organu Związku — trwała przez ponad osiem godzin w trakcie obydwu dni.

Pomimo to wszyscy delegaci i goście nie czu­

li zmęczenia, wręcz odwrotnie — dyskutowali z równym zapałem podczas przerw, na

fot. JULIUS VAŚKO

(15)

pewno też tak samo było do późnych godzin wieczora po pierwszym dniu, wszyscy bo­

wiem (około 450 osób) zakwaterowani byli w hotelach Preszowa. Ja miałem okazję gawędzić w wolnych chwilach w orygi­

nalnym gronie, złożonym ze Słowaków, Ukraińców, Łużyczan, Węgrów i nas, Pola­

ków. Ponownie potwierdziło się, że dla chętnych różnice językowe (a prócz Węgrów cała reszta to przecież Słowianie) nie mogą być przeszkodą. Z wypowiedzi moich towa­

rzyszy przy stole mogłem się zorientować, że treść przyczynków dyskusyjnych jest inna niż bywało dawniej (goście z zaprzyjaźnionych organizacji Csemadok czy Domowina bywali już na niejednej konferencji KSUT-u, mogą więc porównywać). Przede wszystkim dele­

gaci w większym stopniu zwracają uwagę na zagrożenie, jakie gwałtowny rozwój społecz­

ny przynosi dla kultury i języka małych grup narodowych. Mówiono o tych sprawach z try­

buny zjazdowej bardzo często. Gorzko za­

brzmiały na przykład słowa jednego z delega­

tów po uroczystym apelu pionierów — jeżeli będzie w takim tempie ja k dziś ubywać dzieci w szkołach z ukraińskim językiem nauczania, to za dwadzieścia lat życzenia składać nam będą pionierzy ze szkól słowackich! — Ale jak wychowywać dzieci do poszanowania naszej kultury i języka — wołał inny delegat — jeżeli nawet w domach naszych literatów, dzienni­

karzy czy nauczycieli nieraz nie uświadczysz ukraińskiej książki! Wśród żalów wiele jed­

nak było głosów konstruktywnych, wzywają­

cych do bardziej aktywnej pracy. Przede wszystkim przypominano duże znaczenie kształcenia kadr, zwłaszcza aktorów czy dziennikarzy na wyższych uczelniach w Kijo­

wie. Podobnie jak w PZKO, również tu orga­

nizują corocznie wystawy książek, z tym jed­

nak, że za każdym razem mogą na nich przedstawić piętnaście i więcej tytułów, wy­

danych przez Państwowe Wydawnictwo Pe­

dagogiczne, Wydział Literatury Ukraińskiej.

O wiele bardziej niż u nas są też w ich organi­

zacjach miejscowych popularne spotkania z literatami, spośród których wielu jest człon­

kami Słowackiego Związku Pisarzy. Jeżeli już mowa o wydawnictwach: na rok 1988 przy­

gotowany jest piętnasty ,,Zbirnik Muzeum Ukraińskiej Kultury“ (bo istnieje takie w Pre- szowie), przy czym każdy tom liczy kilkaset stronic. KSUT ma jednak również własne wy­

dawnictwa, tzw. biuletyny repertuarowe. Co­

rocznie pojawia się kilka numerów, zawiera­

jących teksty pieśni i nuty, wiersze, zapisy tańców ludowych itp., nieraz uzupełnione ko­

mentarzem historycznym. Dla zainteresowa­

nych książką ukraińską istnieje Klub

„Drużba“ , wypisujący m. in. loterię dla wszystkich tych, którzy z propozycji wydaw­

niczych na rok wybrali i zakupili przynajmniej pięć ukraińskich książek. Państwowa Biblio­

teka Naukowa w Preszowie specjalizuje się oczywiście w zakresie literatury ukraińskiej;

w zbiorach historycznych ma ponad 38 tysię­

cy woluminów, do tego dochodzi około 60 ty­

sięcy tytułów współczesnych. Jak poinformo­

wał mnie dyrektor biblioteki Józef Reszowski, stan ten jest między innymi wynikiem bardzo dobrej współpracy z biblioteką w Lwowie.

Wiele uwagi poświęcono pracy kulturalno- wychowawczej, działalności zespołów. Ma ich obecnie KSUT dość dużo — 20 chórów, 85 zespołów folklorystycznych, 18 grup wo­

kalno-instrumentalnych, 25 zespołów teatral­

nych, 12 małych form scenicznych, a nawet 5 lalkowych. Razem 163 zespoły, w tym jed­

nak aż 64 dziecięce. W tym względzie można więc stwierdzić, iż lepiej dbają tu o swoją przyszłość. Wzrasta poziom zespołów, o czym mogliśmy się przekonać podczas wieczornego koncertu; wspaniale wystąpiły właśnie dzieci, między innymi ze wsi Kamion­

ka, w której działa swojsko brzmiący „Barw i­

nek“ — zespół, który gościliśmy już nad Olzą.

A ponieważ w wypowiedzi przedstawicielki organizacji KSUT z tej właśnie wsi dowie­

działem się, że pracują tam bardzo ciekawie, że pomimo nielicznej grupy członków mają aż trzy zespoły, umówiłem się na spotkanie u nich w czasie jednej z najbliższych imprez.

Rozwój działalności zespołów mobilizuje w ramach KSUT ich cykl przeglądów — orga­

nizują 15 festiwali obwodowych, z których najlepsze zespoły kwalifikują się do ogólno­

związkowego finału, Festiwalu Ukraińskiej Kultury. Festiwal — „Swiato“ — odbywa

[1 3]

(16)

się corocznie, za wyjątkiem pierwszego (w 1955 roku w Medzilaborcach) zawsze w pięk­

nym areale w Świdniku. W dwudziestym fes­

tiwalu udział wzięło ponad czterdzieści tysię­

cy widzów! A jednak pomimo tych sukcesów nie brak było krytycznych słów. Maria Fendja, członkini Komitetu Centralnego KSUT, zwró­

ciła między innymi uwagę na to, że nadal w szkołach, instytucjach czy przedsiębior­

stwach problemem jest zwalnianie kierowni­

ków zespołów, wysyłanych na kursy czy szkolenia. Mówiła też o tym, że festiwale nie są zauważane przez telewizję, a jeśli już, to na ekranie widać zespoły gościnne, a nie ukraińskie. Potem zadajemy sobie pytanie — stwierdziała na zakończenie — dlaczego tak mało wiedzą o naszej pracy na przykład w czeskich okręgach ?

Jeżeli już mowa o telewizji: przychodząc przed salę obrad przypomniałem sobie głosy w dyskusji na naszym, pezetkaowskim XV Zjeździe, domagające się korzystania z tech­

niki video. Tu w Preszowie na korytarzach rozstawione były kolorowe telewizory, a na ich ekranach w czasie każdej z przerw można było oglądać występy ukraińskich ze­

społów podczas ostatniego festiwalu w Świd­

niku. Nagrania stały na wysokim poziomie, ich realizatorami są bowiem pracownicy sło­

wackiej telewizji. Wyprzedzają nas Ukraińcy również w wykorzystaniu miejscowych ra­

diowęzłów na wsi. Mają własne społeczne zespoły redakcyjne, przygotowują własne programy, na które składają się nie tylko in­

formacje o działalności Związku, ale też na przykład gratulacje dla jubilatów, nagrania własnych zespołów. Metodycznie pomaga im w tym KC KSUT. Duże znaczenie w pracy propagandowej mają niewątpliwie gazety, wydawane w języku ukraińskim: „Nowe żytia“ , „Drużno wpieried“ , „Duklia“ .

Odnotowałem podczas kilkudniowego po­

bytu w Preszowie wiele ciekawostek: już po kilku godzinach obrad można było kupić kolo­

rowe zdjęcia (kilkadziesiąt różnych ujęć), na których mógł każdy uczestnik odnaleźć sa­

mego siebie, mieć pamiatkę. Warte zastano­

wienia w naszej pracy oświatowej jest to, że do najbardziej wykorzystywanych prelekcji należały tematy „Znaczenie nauczania dzieci w języku ukraińskim“ oraz „Rozwój kułtury Ukaińców w CSRS“ . Można tu kupić wido­

kówki wydawane dwujęzycznie, przedstawia­

jące historyczne, związane z dziejami Ukraińców obiekty. Brawami przyjmowano delegatów, reprezentujących nowo założone organizacje podstawowe, a jest ich już ...

278! Wydaje nam się to niezwykłe, liczba ta wynika jednak z innego niż w PZKO systemu organizacyjnego. KSUT ma bowiem swoje organizacje podstawowe nie tylko w miej­

scach zamieszkania członków, ale też w szkołach, instytucjach, nawet w przedsię­

biorstwach państwowych, stąd też ich liczba, choć członków ma obecnie tylko 10 314. Od­

notowałem wiele ich pomysłów, znalazłem wiele wspólnego z naszą działalnością w PZKO. Wydaje mi się jednak, że najlepiej to, co łączy nas nie tylko z Ukraińcami, lecz z wieloma innymi organizacjami, o których chcemy w naszym cyklu pisać, wyraził w swoim przemówieniu podczas XI konfe­

rencji KSUT w Preszowie sekretarz serbo- łużyckiej Domowiny z NRD Jurij Gros. Burzli­

wymi oklaskami przyjęto jego słowa, wzywa­

jące do nieustającej pracy w imię takiej oto zdawałoby się prostej idei: Dajcie to, co o- trzymaliście od matek i ojców — miłość do języka, kultury, do narodu i ojczyzny — swoim dzieciom. 14/ tym sens naszej i waszej pracy!

PIOTR PRZECZEK

(17)

LUTY ’48

A POLSKA GRUPA NARODOWOŚCIOWA

II. WSPÓŁUDZIAŁ W TWÓRCZYM DZIELE NOWEJ RZECZYWISTOŚCI

Polskie życie organizacyjne do podpisania umowy czechosłowacko-polskiej (marzec 1947 r.) miało charakter na pół legalny. Ce­

chowała je chaotyczność, spowodowana niezmiernie trudnymi warunkami pracy, wyni­

kającymi z braku gwarancji prawnych mniej­

szości polskiej jako odrębnej grupy społe­

cznej. Nadto hitlerowski okupant wymordował i zamęczył w obozach koncentracyjnych i więzieniach wielu działaczy społecznych.

Przykładowo posłużmy się liczbą 105 miejs­

cowych nauczycieli polskich, którzy oddali życie za wolność; dodać do tego trzeba 53 tu urodzonych, pracujących w Polsce, z czego większość opuściła czechosłowacką część Śląska Cieszyńskiego w poszuki­

waniu Chleba.

Stosunkowo największe efekty obserwuje­

my w polskim ruchu sportowym. Pomijając życie sportowe w ramach dwuletniej działal­

ności Towarzystwa Turystyczno-Krajoznaw­

czego „Beskid Śląski“ i Stowarzyszenia Ro­

botniczego Oświatowo-Gimnastycznego

„S iła “ , sukcesami sportowymi mogły po­

szczycić się reaktywowane polskie kluby sportowe, jak np. „Polonia“ Karwina, „S iła “ Trzyniec, „S iła “ Karwina, „Lechia“ Sucha

Górna, „G ron“ Bystrzyca, „R uch“ Bogumin,

„Z ryw “ Czeski Cieszyn itp. Kluby mimo pię­

trzących się przeszkód rozwijały wszech­

stronną działalność sportową. Np. w PKS

„Lechia“ Sucha Górna już w 1945 r. działały sekcja piłki nożnej, narciarska, tenisa stoło­

wego, szachowa, łyżwiarska i muzyczna.

Potrzeby wyżycia się kulturalnego w języku ojczystym nie potrafili zniszczyć na­

cjonaliści spod znaku Uhlifa czy Pavlika.

Działalności kulturalno-oświatowej patrono­

wały w tych nader trudnych warunkach nawet polskie kluby sportowe, przygarniając pod swoje skrzydła zespoły kulturalne. W kar- wińskiej „Polonii“ działała sekcja teatralna, która już 14 X 1945 r. odegrała „Nawrócone­

go“ Karola Bergera. Nadto w klubie działał popularny chór męski „E cho“ oraz orkiestra.

Nierzadko w szkołach równolegle z nauką odbywały się pierwsze powojenne imprezy kulturalne. W ich organizowaniu pomagali rodzice i sympatycy szkoły.

Na urządzanych przez wiele miejscowych organizacji Związku Wyzwolonych Więźniów Politycznych akademiach żałobnych, mają­

cych uczcić pamięć pomordowanych współo­

bywateli, występowały już w roku 1945 syste­

matycznie działające miejscowe polskie chóry czy zespoły dramatyczne. Tego ro- [1 5]

(18)

dzaju akademie odbyty się m. n.

w Stonawie, Suchej Górnej, Suchej Średniej, Suchej Dolnej, Bystrzycy, Końskiej, Łąkach, Ligotce Kameralnej. Kółka amatorskie działały przy miejscowych radach narodo­

wych (np. w Lyżbicach wystawiono w 1947 r.

sztukę czeską i polską), przy miejscowych organizacjach KPCz (Końska, Ropica), Związku Przyjaźni Czechosłowacko- Radzieckiej (Olbrachcice), komisji oświatowej (Frysztat) itp.

Do chwili założenia Polskiego Związku Kul­

turalno-Oświatowego i Stowarzyszenia Mło­

dzieży Polskiej naturalnym centrum życia społeczno-politycznego mniejszości polskiej stała się redakcja ówczesnego pisma KP KPCz w Czeskim Cieszynie, „Głosu Ludu“ , którego pierwszy numer ukazał się 9 czerwca 1945 r. „G łos Ludu“ , opierając się o pomoc partii komunistycznej, szybko awansował do roli informatora o całokształcie życia ludności polskiej, a przede wszystkim koordynatora i organizatora tego życia. W redakcji „Głosu Ludu“ , mieszczącej się w lokalach Domu Ślą­

skiego w Czeskim Cieszynie, spotykali się czołowi działacze polscy, jak to miało miejsce w czasie prac przygotowawczych nad doku­

mentami założycielskimi PZKO i SMP.

Ukazanie się dnia 2 marca 1947 r. dodatku literackiego „Głosu Ludu" pod nazwą

„Szyndzioły“ , który wychodził raz w miesią­

cu, zasygnalizowało początek życia kultural­

nego w nowej formie.

Układ o Przyjaźni i Wzajemnej Pomocy wraz ze swym Protokołem Dodatkowym (10 III 1947 r.) zapoczątkował nowy etap w życiu ludności polskiej. Po podpisaniu układu' ob­

serwujemy jeszcze większe zaangażowanie się partii komunistycznej w walkę o prawa ludności polskiej. Szczególnie dzień 27 VI 1947 r. na trwało zapisał się w annałach miejscowego społeczeństwa polskiego. Kra­

jowy Komitet Narodowy w Brnie — ekspozytu­

ra w Ostrawie wyraził zgodę na działalność PZKO i SMP.

Nasze społeczeństwo wyszło z okresu chaotycznych, żywiołowych prób wyżycia się kulturalnego. Wprawdzie w pierwszych mie­

siącach istnienia PZKO i SMP dominowały wysiłki o charakterze organizacyjnym w te­

renie, jednakże w ten sposób udało się

wytworzyć mocny fundament dla wszech­

stronnej działalności kulturalno-oświatowej w latach następnych.

„Powstanie PZKO i SMP — jak retrospek­

tywnie zostało odnotowane w „Kronice PZKO“ — wytworzyło możliwość systema­

tycznego wychowawczego oddziaływania na masy członkowskie, a poprzez nie na nieczłonków w kierunku zrozumienia nowego ludowo-demokratycznego ustroju państwo­

wego, nowej organizacji życia społecznego i gospodarczego, wyjaśnienia linii ideolo­

gicznej partii, zaznajamiania szerokich mas członkowskich z podstawą i celami marksiz- mu-leninizmu“ .

Pozytywny współudział w twórczym dziele nowej socjalistycznej rzeczywistości pod­

kreśliły również pierwsze powiatowe zjazdy PZKO: frysztacki — 18 stycznia 1948 r „ cze- skocieszyński — 4 kwietnia 1948 r. Powiato­

we zarządy PZKO w celu usprawnienia pracy wewnątrzzwiązkowej utworzyły sekcje (nie­

które wspólne dla obu powiatów): szkolną, wydawniczą (wydawała czasopisma szkolne

„Jutrzenkę“ i „Pracę Szkolną“ oraz publiko­

wała w formie dodatku do „Pracy Szkolnej“

skróty materiałów z niektórych przedmiotów nauczania), prawną, SLA (Sekcja Literacko- Artystyczna) oraz podkomisję gospodarczą.

W ramach SMP działały sekcje: sportowa, harcerska, zrzeszenie śpiewacze, akademic­

ka „Jedność“ oraz sekcja kukiełkowa. Należy podkreślić ścisłą współpracę i koordynowa­

nie działalności przez PZKO i SMP. Niemal wszystkie centralne imprezy i najważniejsze akcje polskiej grupy narodowościowej u- rządzano wspólnie.

Swój pozytywny stosunek do ustroju ludo­

wo-demokratycznego SMP zadokumento­

wało m. in. w rezolucji I Powiatowego Zjazdu SMP w Czeskim Cieszynie 25 kwietnia 1948 r., w której podkreślono: „Młodzież polska (...) ma najlepszą wolę przyczynić się do ugruntowania systemu ludowo-demokratycz­

nego w republice“ .

Najlepszym probierzem prosocjalistycznej postawy ludności polskiej były wydarzenia w lutym 1948 r. Doświadczenia pierwszych lat powojennych jednoznacznie udowodniły, iż jedyną partią polityczną, której społe­

czeństwo polskie zawdzięczało status grupy

I ]

(19)

narodowościowej i możliwość pracy kultural­

no-oświatowej w ramach własnych związ­

ków, była Komunistyczna Partia Cze­

chosłowacji. Stąd też w porannych godzinach 21 lutego 1948 r., a więc w następnym dniu po dymisji reakcyjnych ministrów, zarządy PZKO i SMP wystosowały telegram do premi­

era Gottwalda i prezydenta Beneśa, domaga­

jąc się utworzenia nowego rządu bez rezyg­

nujących ze swych stanowisk reakcyjnych ministrów. Nadto 29 reprezentantów polskie­

go społeczeństwa w tym samym dniu wydało

„Odezwę do ludności polskiej“ , wzywając ją do „aktywnego udziału w organizowaniu podstaw nowego porządku społecznego w państwie“ .

Samo wydanie Odezwy w tak krótkim cza­

sie nastręczało ńiemałe trudności. Komunista Jan Szurman czuwał przez całą noc w czes- kocieszyńskiej drukarni, by ulotka została wy­

drukowana i już rano mogła zostać odpo­

wiednio wykorzystana.

Ludność polska — tak jak apelowali jej przedstawiciele — wzięła aktywny udział w tworzeniu podwalin nowego ustroju społecznego. Jako członkowie Komitetów Działania (Akćni vybory) Frontu Narodowego pomagali usuwać jawnych zwolenników re­

akcji. W skład utworzonego 23 lutego 1948 r.

Powiatowego Komitetu Działania Frontu Na­

rodowego we Frysztacie weszło dwu Pola­

ków. W następnych tygodniach dokooptowa­

no jeszcze trzech, także w składzie PKD FN we Frysztacie znalazło się 5 Polaków i 33 Czechów. Znacznie korzystniej dla mniej­

szości polskiej przedstawiała się sytuacja w czeskocieszyńskim Powiatowym Komitecie Działania (utworzonym 26 II), w którym po­

czątkowo znalazło się 12 Polaków. W na­

stępnych tygodniach z 48 członków PKD FN w Czeskim Cieszynie 14 było narodowości polskiej, czyli bardziej licznie niż wynosił od­

setek ludności polskiej w danym powiecie.

Szczególnie pomyślny dla Polaków był skład Miejscowych Komitetów Działania Frontu Narodowego w powiecie czeskocie­

szyńskim. Składały się one w okresie wyda­

rzeń lutowych z 821 członków, z czego 367 było narodowości polskiej. Dodajmy, iż w o- siemnastu MKD FN Polacy mieli większość, w siedmiu zaś połowę członków.

Właśnie jednoznaczna deklaracja ludności polskiej w pierwszych dniach wydarzeń stworzyła dogodną pozycję wyjściową do uczestnictwa Polaków w Komitetach Działa­

nia w poszczególnych miejscowościach i in­

stytucjach. „Chodzi teraz o to — apelował

„Głos Ludu“ z 29 lutego — ażeby Polacy do tych Komitetów szli i znaleźli tam godne za­

stępstwo (...) i przy pomocy KPCz (mogli) u- tworzyć sobie taką pozycję, na jaką zasługu­

jemy. KPCz nam zawsze pomagała, dopomoże więc i dzisiaj".

W dniach 21 i 22 lutego 1948 r. odbyły się konferencje powiatowe KPCz w Karwinie i Czeskim Cieszynie. W obydwu konferenc­

jach nie brakło przedstawicieli bratniej Pol­

skiej Partii Robotniczej.

Ogólnopaństwowy strajk generalny 24 lu­

tego, ogłoszony przez Komitet Centralny Działania Frontu Narodowego, przebiegł we wszystkich zakładach pracy regionu. Władze bezpieczeństwa wykrywały i aresztowały jaw­

nych przeciwników socjalizmu. Taki los spot­

kał przewodniczącego MRN w Czeskim Cie­

szynie Vilema Pavlika, przewodniczącego MRN w Jabłonkowie Karola Smyćka, wice­

przewodniczącego PRN w Czeskim Cieszy­

nie Rudolfa Raśkę i innych. Większość miej­

scowych i przyzakładowych organizacji narodowosocjalistycznych sama się rozwią­

zała lub została rozwiązana. Los przeo­

brażeń został ostatecznie przesądzony.

WŁADYSŁAW JOSIEK

[1 7]

(20)

[ ]

(21)

ZAKOŃCZENIE

ROKU JUBILEUSZOWEGO PZKO

W niedzielę 2 1 .11. ub. r. w Do­

mu Kultury im. P. Bezruća w Hawierzowie odbyło się uroczyste spotkanie z okazji zakończenia roku 40-lecia PZKO, na którym podsum o­

wano jubileuszowe obchody Związku. Przybyli m. in. tow.

U. Haiikowa z KO FN i sekre­

tarz Okręgowej Rady Pokoju w Ostrawie, P. Pavlinäk z W y­

działu Kultury ORN i V. Pfe- ćek, sekretarz KP PN w Karwi­

nie oraz zasłużeni działacze PZKO.

Przewodniczący ZG PZKO, inż. R. Suchanek przypomniał najważniejsze momenty roku 40-lecia, po czym nastąpił akt przekazania najbardziej zasłużonym członkom, Kołom PZKO oraz przedstawicielom instytucji współpracujących z PZKO wyróżnień i odzna­

czeń. Akty uznania KC FN wręczono Franciszkowi Szo­

pie, Władysławowi Niedobie, Halinie Kowalczyk i Janowi Cieślarowi, akty uznania KO FN uzyskały Koła PZKO w Jabłonkowie, Błędowicach, Skrzeczeniu i Wędryni oraz siedmiu PZKO-wców — Jadwi­

ga Czap, Władysław Drong, inż. Stanisław Dudys, Franci­

szek Halfar, Eugenia Kańa, Józef Kaszper i Stefania Piszczkowa. Najwyższe wy­

różnienie PZKO-wskie,

„Zasłużony dla Związku“

I stopnia z wpisem do złotej księgi przyznano naj­

bardziej zasłużonym działa­

czom związkowym. Otrzymali je: Józef Czerner, Leopold Dziech, Józef Firla, Waleria Gracowa, Franciszek Hes, Emil Jędrzejczyk, Wiktor Jędrzejczyk, Paweł Kaleta, Antoni Kamiński, Adolf Ku­

beczka, dr W ładysław Pasz, Karol Polak, Franciszek Pust­

ka. Józef Rzyman, Paweł San- tarius, Józef Wantuła, Rudolf Wójcik, W ładysław Wróbel, Jan Zolich i Eugeniusz Żyła.

W drugiej części wystąpił Chór Nauczycieli Polskich, ZPiT „Olza“ i „Błędowice“.

fot. PIOTR WOJOCZEK

(22)

LUTCZYN W CZECHACH

CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI DZIECKIEM

Ośrodek Kultury „Malostranska Bese- da Praga, poniedziałek, 5 października.

Śmietanka artystyczna stolicy z cieka­

wością wygląda pojawienia się Edwarda Lutczyna, który osobiście zagaić ma swoją praską wystawę. Już pobieżna lustracja je ­ go rysunków uzm ysławia wszystkim, że chodzić będzie o wydarzenie, i to nie tylko artystyczne, ale i . . . obyczajowe. Samo rzemiosło, godne podziwu tak laika, jak i profesjonalnego plastyka nie wystar­

czyłoby — to poziom, do którego bywalcy

„G alerii M alostranskej Besedy“ zdążyli się już przyzwyczaić. Cóż jednak powiedzieć o słodkich, pyzatych dzieciach, odsłaniają­

cych nam . . . tajniki seksu, czy patrzących na nas spode łba, z kością w zębach, pod hasłem „C złow iek człowiekowi dziec­

kiem“ ? Pod warstewką infantylizmu, zaba­

wy, śmiesznych skojarzeń czai się humor karłów cyrkowych, szyderstwo skierowane w nas, pełnych słabości do kiczu i „m o ­ m entów“ . . .

W reszcie autor wystawy symbolicznym kluczem otwiera październikowy Salon A r­

tystyczny.

Edward Lutczyn stanowczo nie wygląda na swoje czterdzieści lat. Ten laureat kilku

Złotych, Srebrnych i Brązowych Szpilek, nagród w konkursach plakatu artystyczne­

go, wystawiający regularnie na arenie m iędzynarodowej (W arszawa, Kraków, Łódz, Monachium, Londyn), przyjaciel An­

drzeja Mleczki i innych znakomitości oka­

zuje się człowiekiem szalenie bezpośred­

nim, chętnie rozdaje autografy i szkicowane ad hoc dowcipy. Pomimo iż oblegany przez czeskich artystów, prze­

prasza wszystkich i siada do rozmowy z Polką ze Śląska Cieszyńskiego. Pytam najpierw, czy wystawa, organizowana we współpracy z Ośrodkiem Kultury Polskiej w Pradze, nie trafi do O strawy czy innego m iasta naszego zagłębia?

— Oj, tego nie ma w p la n ie . . . A mnie by o interesowało, tym bardziej, że jesz­

cze nigdy nie byłem w tych stronach a znam coś niecoś z h is to rii. . . Czy mógłbym otrzym ać egzem plarz czaso­

pisma, w którym ta rozmowa się ukaże?

Czy tam w ogóle ktoś mnie zna?

— W szyscy delektują się każdym nowym rysunkiem w Szpilkach. Czy szokowanie ludzi to główny zam ysł twórczy?

— Ja szokuję, poważnie? Proszę obej­

rzeć sobie, co tworzy Mleczko, to on szo­

[2 0]

Cytaty

Powiązane dokumenty

Od tego czasu wzrósł znacznie autorytet matki w oczach dziecka (,,moja mama umie coś, czego inni nie umieją, i ja się tego teraz też uczę!“) Chłopiec uczy

— Trudno mi na ten temat dyskutować. Wiem, że wśród członkiń naszego grona była opozycja, ale trudno, tak być musi. Uważam, że jedynki może im mocniej przemawiały do

sie ostatnich kilku lat państw a te starały się wprowadzić określone regulacje ochrony praw mniejszo­.. ści w postaci przyjmowania

siącu ktoś się zgłosi - tw ierdzi Pieczonka. Często zwracają się do mnie muzea o przeprow adzenie napraw i uzupełnień. Wtedy mam okazję do kontaktu z pracą

kańskich, niemożność dorównania tym wzorom itd. To wszystko nie przekreśla faktu, że METRO stało się bezpornie wydarzeniem kulturalnym, odbieranym przez widownię

Lecian przyznał się do wszystkich włamań do kas pancernych, nie przyznał się jednak do żadnego z popełnionych zabójstw.. Po przesłuchaniach Lecian przy zapew nieniu

rocznicy zakończenia II wojny światowej 6 maja odbyło się w Klubie PZKO przy ul.. Bożka

styczna, fo rm a narodowa.. Gwizdek — pierwsza piłka, pierw szy punkt, drugi, piętnasty. Piętnaście do zera. D rużyny przechodzą na drugą stronę boiska. Czternaście