J \l 1 5 . Warszawa, d. 14 Kwietnia 1889 r. T o m V I I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenumerować można w R edakcyi W szechświata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., IC. .Turkiewicz b. dziek.
Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Ślusarski.
„Wszechświat^ przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/a
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
j ^ d r e s E e d a k c y i: IKIralso-wsłsiie-IE^rzed.rnieście, ISTr Ge.
■\7ś7"iGsy g iu c z c łc w e ts. roślina..
226
W SZECH ŚW IA T.Nr 15.
WŁOSY GRUCZOŁOWE U N I E K T Ó R Y C H R O Ś L I N .
Jeśli uw ażnie ro sp a try w ać będziem y ro z m aite rośliny jaw nokw iatow e, przekonam y się, że zew nętrzna ich p ow ierzchnia rzadko kiedy byw a gładka, zw ykle o k ry ta je s t p e
wnym rodzajem d elikatny ch w yrostków , p o w stałych z p rzed łu żen ia się lub podziału kom órek naskórka. W y ro stk i te, zw ane włosam i, są dw ojakie, zw yczajne i gru czo łowe. P ierw sze, k tó ry c h opis nie wchodzi w zakres niniejszego a rty k u łu , są. n ader p o spolite, d rugie p rz y trafiają się rzadziój lubo znow u nie tak rzadko ja k się pozornie w y daje, często bowiem z pow odu nieznacznych rozm iarów i małój ilości nie są dostrzeg a
ne bez szkieł pom iędzy włosam i zw yczajne- mi, z którem i praw ie zaw sze wspólnie w y
stępują i od któ ry ch różnią się tem , że p o siadają gruczoły czyli p rz y rząd y w ydziela
jące p ły n klejow aty.
W łosy gruczołow e w stanie swój n a jp ro st- szój budow y re d u k u ją się do pojedyńczój kom órki, co je d n a k nie często ma m iejsce, zw ykle u tw orzone są z k ilk u lub większój liczby kom órek osłoniętych zew nątrz na p o dobieństw o n ask ó rk a, z k tó rego w zięły p o czątek—subtelną pow łoką zw aną n ad skór- kiem (cuticula).
P o d względem postaci zew nętrznój nie przedstaw iają zbyt w ybitnego urozm aicenia, gdyż w szystkie, k tó re zd arzy ło mi się o b s e r
wow ać, utw orzone były z bardzo m ałym w yjątkiem podług je d n e g o w zoru, p rz y p o m inającego k ształtem nitk o w aty w yrostek na w ierzchu n ab rzm iały , dochodzący naj- wyżój 3 m m wysokości. O dróżnić w nim można dw ie części, w łos i gruczoł. P ierw szy zwany jeszcze trzonkiem lub szypułką je s t stale pojedynczy czyli nierozgałęziony, p r a wie zawsze o gładkiój p ow ierzchni, składa się najczęściój z jed n eg o szeregu kom órek walcow atych, zw ężających się k u górze, n ie kiedy opatrzony je s t w podstaw ę, u tw o rz o ną z kom órek tkanki, służącój m u za po d ło że, niekiedy znowu najniższa je g o kom órka pogrąża się głębiój w tejże tkance i tw orzy
| ta k zw aną nóżkę. G ru czo ł zaś mieści się w kom órkach wierzchołkow ych o postaci i uk ładzie bardziój urozm aiconych, może by ć podobnież ja k w łos jedno, dw u lub w ię
cój kom órkowy. O bie powyższe części w y
raźnie odgraniczone, czasami mniój są w i
doczne, a m ianowicie w tedy, g d y całość sprow adzoną je s t do jednój cylindrycznej kom órki, mającój w całój długości tę samę średnicę, j a k np. u włosów gruczołow ych, ok ry w ający ch ogonki kw iatow e i kielichy w iesiołka dw uletniego (O eno th era biennis fig, 1), albo gdy całość ta składa się z p o je
dynczego szereg u kom órek analogicznych, z których ostatnia, w ydzielająca, odróżnia się ty lk o zabarw ieniem , j a k to ma m iejsce wr m i
krosk op ijny ch u tw o rach tego rodzaju, z n a j
dujących się na liściach i łodydze słoneczni
ka zw yczajnego (H elianthu s annu us fig. 2).
Z abarw ienie kom órek gruczołow ych nie- zawsze je d n a k istnieje, gdyż sok kom órko
wy, nadający zw ykle im barw ę, w wielu r a zach by w a p o zb aw io n y pigm entu. T en o sta
tn i w ystępuje w nielicznych kolorach, jak o- to: żółtym , czerw onym , fijoletowym , b ru n a tny m , k tó re niekiedy są identyczne z b arw ą kw iatów ty ch roślin, n a ja k ic h się znajd u ją organy w ydzielające.
G ruczo ły w yróżniają się bardziój tem, że w ypełnione są m a te ry ją drobnoziarnistą, dającą początek w ydzielinie, ta wysącza się albo w p ro st na p ow ierzchnię w postaci gę- stój zazwyczaj bezkolorowój cieczy, albo też zbiera się n ajp ierw m iędzy błoną ko m órkow ą i nadskórkiem , k tó ry następnie nadm iern ą sw ą ilością rozryw a i w ydostaje się na zew nątrz.
P oniew aż substancyja gruczołow a w ytw a
rz a się stopniow o i zap ełn ia coraz bardziój k om órki w ydzielające, przeto w dojrzałych okazach tychże kom órek nie dostrzegam y ich w ew nętrznój budow’y, zakrytój obecno
ścią rzeczonój m ateryi lub zaciemnionój b a r
wą soku kom órkow ego, tylko w m łodych okazach widzieć m ożna mieszczące się w nich ją d r a i protoplazm ę. Szczegóły te w ystę
p u ją daleko wyraźniój w kom órkach trz o n ków , zw łaszcza niektórych, odznaczających się większem i w ym iaram i i do kładn ą prze
zroczystością.
Rospa tru ją c kom órki tego rodzaju pod
silnem pow iększeniem , zauważyć m ożna, że
Nr 15.
plazm a otacza cienką w arstw ą stronę w e
w nętrzną ściany kom órkow ćj, przyczem ro z gałęzia się w kształcie nieforemnój siatki n a mniój lu b więcój liczne odnogi rozmaitój grubości, na których zawieszone jest ją d ro k ry jące w sobie często ją d e rk o . T u także widzim y, że protoplazm a nie je s t substan- cyją jed norodną, ale składa się z części płynnój zwanój hyaloplazm ą i bardzo m a
łych kuleczek noszących m iano m ikrozo- mów. P lazm a okazuje niekiedy żywotność przez właściwe ruchy. Z jaw isko to w i
doczne w kom órkach niew ielu roślin do- skonalszój budow y, zauw ażyłem zaledwie parę razy w trzo n k a ch włosów gruczoło
wych roschodnika kosm atego (Sedum villo- sum) i p rz etacz n ik a palczastego (Y eronica triphyllos), k tórych znaczną liczbę okazów rospatryw ałem . Jeżeli u w ym ienionych r o ślin jestto objaw p rz ypadkow y, zależny od pew nych w arunków , to w kom órkach trzo n ków pochodzących z włosów gruczołow ych iglicy pospolitój (E rodium cicutarium ) je s t zjaw iskiem stałem , ceehującem się jed n ak ruchem n a d e r powolnym , ja k to w idać z nie
znacznie posuw ających się m ikrozom ów unoszonych przez hyaloplazm ę.
Do utw orów pojaw iających się, lubo rz a d ko, w kom órkach trzonków należy jeszcze chlorofil, w ystępujący w plazm ie przyścien- nój tudzież m ateryja gruczołow a i z a b a r
wiony sok kom órkow y, pow stające czasami w części włosa najw yższój, to je s t graniczą- cój z gruczołem .
K om órki w mowie będące pod względem postaci zew nętrznój są przew ażnie albo w al
cowate albo kątow ate, pierw sze w ystępują gdy trzonek złożony je s t z jed n ó j, dwu lub kilk u kom órek połączonych w szereg, d ru gie, kiedy się sk ład a ze znacznój ich liczby.
W budowie tych ostatnich może brać udział nietylko naskórek ale i tk an k a pod nim le
żąca. O prócz włosów uform ow anych z j e dnego lub w ielu rzędów kom órek, zdarzają się jeszcze dw urzędow e, znane mi dotąd u roschodnika kosm atego (fig. 3) i żółtliczki drobnokw iatow ój (G alinsogea parviflora).
B ardziój urozmaicone kształty posiadają k o m órki gruczołow e, gdyż mogą być kuliste, eliptyczne, m aczugow ate lu b gruszkow ate, nadto w skutek rozm aitego grupow ania się i u k ład u w ytw arzają jeszcze inne formy,
[ niekiedy n ad e r ch arakterystyczne, ja k na- przy k ład u włosów gruczołow ych, znajd u jących się na ogonkach kw iatow ych trędo-
w nika główkowego (S cro p h u laria nodosa), podobnyeh z ogólnego w yg ląd u do grzyb ków kapeluszow ych. W zm iankow ane o r
gany (fig. 4) m ają szypułki sztyw ne dw u- kom órkowe, z których górna je s t zawsze 0 w iele krótsza od dolnój, w tój ostatniój spostrzegam y silnie rozw iniętą siatkę pro- toplazm y i ją d ro często żółtawo zabarwione.
G ruczoł je s t krążkow y, z w ierzchu w y pu kły, ciem nofijoletowego koloru, utw orzony z kom órek w ielokątnych pośrodku, a p ła skich na obwodzie, o k ry ty je s t zw ykle w y
dzieliną, k tó ra z pow odu nadm iernój ilości zw iesza się na nim n akształt drobnój kropli.
T en że trędo w nik może posłużyć również za dość rzadk i p rz y k ła d rośliny mającój p rzy rząd y w ydzielające trój postaciowe, oprócz bowiem powyżój opisanych w yrasta
ją n a ogonkach kw iatow ych jeszcze inne, m ikroskopijne, posiadające gruczoły u tw o rzone z k ilk u bezbarw nych kom órek k u li
stych prom ienisto ułożonych, tkw iące na k ró tk ich szypułkach (fig. 5). T rzeci ten ro dzaj przyrządów okryw ających nitki pręci
kow e opatrzony je st w gruczoły uform ow a
ne rów nież z niew ielu kom órek bezbarw^- nych, ułożonych we dw a piętra i umieszczo
nych n a dość długich trzonkach (fig. 6).
T ylk o gruczoły krążkow e trędow nika n a
w iedzane są przez drobne owady dw uskrzy- dłe, a zaw dzięczają to obfitój wydzielinie, przynęcającój praw dopodobnie swym zapa
chem te m aleńkie tw ory, k tó re czerpiąc z niój pożywienie zn a jd u ją tam najczęściój 1 śmierć, gdy bowiem zetkn ą się z lepką m ateryją, nie mogą się ju ż z niój wyswo
bodzić, a uw ięzione w ten sposób tracą w krótce życie, pozostaw iając swe p rz y k le jone zw łoki, które tak często spotykać mo
żna na włosach gruczołowych rozm aitych roślin.
P rzy rząd y w ydzielające ja k o u tw o ry n a
skó rk a występować m ogą n a rozm aitych o r
ganach w egietacyjnych, w yjąw szy korzeni i m iejsc uległych zdrzew nieniu, chociaż te są również o kryte naskórkiem . U kazują się ju ż to n a całój roślinie, ju ż tylko na niektórych jój częściach. W m iarę ro zra
stania się tych części pow stają albo coraz
228
W SZECH ŚW IAT. ■N' r 1 5 .now e włosy, albo też początkow a ich. liczba nie ulega zmianie. W pierw szym ra zie znajdujem y je rów nocześnie n a je d n e j i te j
że samej roślinie w ro zm aitych stopniach rozwoju, stanow iących ciągle na n ask ó rk u okrycie jednakiej gęstości, k iedy w d ru g im razie nietylko że nie przedstaw iają, m iędzy sobą pod w zględem w zrostu w yraźnych ró ż
nic, ale nad to pow łoka, ja k ą tw orzą, staje się coraz rzadszą, a to dlatego, że nowe w łosy nie pi-zybyw ają, a daw ne o ddalają się coraz b ard ziej, sku tk iem ro zrastan ia się po w ierzchni służącej im za podłoże. O bjaw ten tłum aczy nam d la czego powyższe utw o ry, n iekiedy tak liczne na m łodych pędach, zdają się zn ik ać w m iarę ro zw ijan ia się tych ostatnich.
W łosy gruczołow e tw o rzą się albo zaraz z chw ilą p ow staw ania rośliny i zachow ują swą działalność p rz ez cały czas jój istn ie
nia, albo p o jaw iają się znacznie późniój, a tem samem i fu n k c y jo n u ją o wiele krócój, z przyczyny, że rozwijają, się w yłącznie na tak ich organach, k tó re zw ykle p rz y końcu się w ykształcają, j a k np. szypułki k w ia to we, k w iaty lu b o k rycia nasienne. Nieza- wsze je d n a k k rótsza żyw otność włosów g ru czołowych je s t w ynikiem późniejszego p o w staw ania, czasami m oże być skutkiem w cześniejszego zanikania. W y ją tk o w y ten objaw zauw ażyłem u bazanow ca pospolite
go (L ysim achia vulgaris), u któ reg o rzeczo
ne p rz y rząd y na łodydze i liściach u sy ch a
ją ju ż w czasie ro zw ijan ia się kw iatów . M niej w y jątkow em i w łasnościam i sw ych w łosów gruczołow ych odznaczają się je s z cze następujące rośliny: firletka b iała (L y- chnis dioica) z pow odu igiełkow atych k r y ształów zn ajdujących się w jój jed n o k o m ó r
kow ych gruczołach, pochodzących zw łasz
cza z kielichów . Ig lica po spolita w spom nia
na ju ż powyżój, oprócz widocznego ru c h u protoplazm y, w yróżnia się nadto trzon kam i okrytem i chropow atym nabłonkiem . N a j
bardziej je d n a k o drębną postać od typu ogólnego p rz ed staw iają w łosy gruczołow e znajdujące się czasami w m ałej ilości na ogonkach kw iatow ych ostróżki zbożowej (Delphinium consolida). Są to u tw o ry (fig. 7) złożone z je d n e j kom órki, o błonie żółto- zielonaw o zabarw ionej, m ające podstaw ę szeroką, wyciętą, stanow iącą g ru c zo ł, k tó ra
przechodzi następnie w d łu gą cienką rurkę, opatrzoną kan ałem otw artym idącym od zbiornika aż do w ierzchołka, z tego w ydo
byw a się gęsta biaław a substancyja, n a któ- rój oprócz py łu atm osferycznego nie w i
działem żadnych przylgniętych owadów.
O stróżki ogrodow e ta k o kw iatach pojedyń
czych ja k pełnych posiadają zawsze takie włosy rozrzucone dosyć licznie n a całej ło dydze, p łatk ac h ko ronow ych od stro n y ze
w nętrznej i na szyjkach pręcikow ych.
B yć m oże, że okazy ogrodow e bardziej w ystaw ione na nieprzyjazne w pływ y ze
w nętrzne, w celu zabespieczenia się od nich, o kryw ają się znaczną ilością tych organów dodatkow ych, podczas gdy osobniki ro s n ą ce m iędzy zbożem, jak o lepiej osłonięte, a tem samem i mniej przystępne dla szko
dliw ych czynników , w y tw arzają j e tylko czasam i i to w szczupłej liczbie.
Spom iędzy 40-tu roślin różnogatunkow ych opatrzonych we włosy gruczołow e, które m iałem sposobność rospatryw ać, w iększa część objaw iała n a sobie ślady bytności ow adów , niezaw sze je d n a k b ra k wszelkich oznak je st dowodem , że one nie odw iedzają rzeczonych przyrządów , często dlatego ich tam nie spostrzegam y, że w ydzielina w ysą
cza się w zb y t m ałych dozach aby m ogła je uwięzić. W każdym razie m niejsza ilość m ateryi je s t zawsze m niejszą p rzy nętą, dla tego to rośliny o włosach gruczołow ych najobficiej w ydzielających,
najliczniejsą odw iedzane. Do roślin
tejkategoryi n a le żą przedew szystkiem następujące: zaw ierat- k a fijoletow a (P e tu n ia violacea) n a całej pow ierzchni o k ry ta gęstą pow łoką w mowie będących organów (fig. 8), często literaln ie oblepionych przez n ajm niejsze owady dwu- skrzy d łe (D iptera) czyli m uchow ate. D ział ten w liczbie k ilku gatunków spotyka się praw ie w yłącznie na rozm aitych włosach gruczołow ych; bardzo rzad ko w idyw ałem ow ady półpokryw e (H em ip tera) w yjąw szy mszyc (A phis) i tęgopokryw e (C oleoptera).
N iem niej naw iedzanem i są: roschodnik ko
sm aty, w ilżyna bezb ro nn a (O nonis hircina), tręd o w n ik główkowy, przynęcający owady praw dopodobnie nietylko zapachem wy
dzieliny, ale i p ięk nym kolorem swych g ru
czołów, k tó re wobec nieoznaczonej barw y
sam ych kw iatów prędzej i łatw iej w padają
Nr 15.
w oczy tych m aleńkich istot. Ł om ikam ień n i
ski i ziarn isty (S axifraga trid acty lites et gra- n ulata) o b ad w ao k ry te są,
z a w s z emnóstwem dipterów , pom iędzy k tórem i zauw ażyłem parę razy i uw ięzione chrząszcze. J u ż D ru - ce w ro k u 1875 donosił w P harm aceutical J o u rn a l, że w idział na liściach łom ika ni
skiego przyczepione resztki owadów, o czem wspom ina D arw in w p rzy p isk u swego dzie
ła p. t. „Rośliny ow adożerne”. P ozosta
łości tych nie należy je d n a k uw ażać za sk u tek traw iących własności w ydzieliny, ale za następstw o x-oskładu w yw ołanego d ziała
niem ciepła, w ody i grzybków m ikroskopij
nych. P rzebieg niszczenia pod w pływ em rzeczonych czynników , odbyw a się zw olna i niew idocznie. G dy ow ad zetknie się z wy
dzieliną i uczuje trudność w ydobycia swych członków, w tedy stara się wyswobodzić, co je d n a k niełatw o daje się uskutecznić, uw ol
niw szy bowiem je d n ę część swego ciała przez szam otanie p rzylega natychm iast in ną,, przyczem w yczerpuje coraz bardziój swe siły i w końcu po darem nych trudach um iera. P rzy k lejo n e zw łoki po niejakim czasie kurczą się i trac ą swą n atu ra ln ą p o stać, w takim stanie oglądane okiem nieu- zbrojonem przedstaw iają, się ja k o cząstka lub reszta całości, b adane je d n a k pod dro- bnowidzem okażą w szystkie n arząd y zew nę
trz n e , k tóre dopiero po dłuższym przeciągu czasu u legają roskładow i. Istotnego znisz
czenia dokonyw a nie w ydzielina ale wilgoć, ciepło, a nadew szystko w spom niane paso
ż y t y , przyspieszające może najbardziej dez- organizacyją tru p a.
Znaczny pro cen t roślin o włosach g ru czołow ych bardzo licznie przez owady od
w iedzanych dostarcza ro d zin a gwoździko- w atych (C aryophyllaceae), spomiędzy któ rych w ym ienię tylko firletkę smółkę (Ly- chnis viscaria) i lepnicę baldaszkow atą (Si- lene arm eria), zasługujących bardziój na uw agę z pow odu możności p rzy trzy m y w a
nia większych organizm ów . P ierw sza po
siada włosy w ydzielające tylko na kieli
chach i to w małój ilości, d ru g a zupełnie jest ich pozbaw ioną. O bie je d n a k opatrzo
ne są w nieznaczne gruczoły, znajdujące się p rz y kolankach łodyg, w ydzielające obficie gęstą m ateryj ą, do którój w idyw ałem p rz y lgnięte nietylko owady dw uskrzydłe, tra
fiające się tu taj nielicznie, ale także m rów
ki, zdaje się, z g atu n k u F orm icacaespitium , pająki, a naw et d rob ne gąsienice m otyli.
Nie można w ątpić, że p rzyrządy te, z a g ra dzające przystęp silniejszym ustrojom , m o
gą niekiedy n ad e r skutecznie obronić rz e czone rośliny od napaści szkodliw ych dlań stw orzeń.
B ardzo zajm ującym je s t rów nież rd c st ziem now odny (Polygonum am phibium ), p o jaw iający się w dw u odm iennych postaciach, stosownie do tego, czy rośnie w wódzie, czy na g run cie mniój lub więcój wilgotnym . I tak , okazy w odne m ają łodygi pływ ające, liście długoogonkow e, eliptyczne, gładkie, na obwodzie tylko niekiedy rzęsow ate, pod
czas gdy osobniki lądow e posiadają łodygi w yprostow ane, liście krótkoogonkow e, la n cetow ate i z obu stro n włosam i okryte, te jedn akże niezawsze są gruczołow e, ja k to m niem a K e rn e r, owszem, daleko częściój spotykałem na nich włosy zwyczajne, być więc może, że te ostatnie po jaw iają się ty l
ko na m łodszych okazach tój rośliny, k tó ra ja k o trw a ła , okryw a się dopiero w następ
nych latach włosam i w ydzielaj ącemi. W sp o m niany K e rn e r w swem dziele „D ie S chutz- m ittel der B luthen gegen u nb erufene G a- ste ” tłum aczy znikanie i pojaw ianie się przyrządów gruczołow ych n a rdeście zie
m nowodnym (fig. 9) tem, że dopóki ro śli
na żyje w w odzie zabespieczoną je s t od owadów pełzających, nie potrzebuje więc żadnych środków obronnych; przeciw nie, je ś li w oda wyschnie i roślina zmuszoną bę
dzie przebyw ać na lądzie, w tedy na jój li
ściach i łodydze powstają, wspom niane o r
gany, zagradzające swą kleistą, wydzieliną, rzeczonym tw orom przystęp do kw iatów . O p ierając się n a własnych spostrzeżeniach wątpię, aby włosy gruczołowe m iały na ce
lu tylko powyższe zadanie, k tó re zw łasz
cza n a rdeście ziem nowodnym nie d aje się udow odnić, raz dlatego, że b łotna jeg o o d m iana w ytw arza kwiaty dosyć rzadko ’), a i te przy skromnój swój pow ierzchow no-
ł) Rzadki objaw powstawania kwiatów u osobni
ków lądowych, należy prawdopodobnie przypisać temu, że materyjały przeznaczone na utworzenie kwiatów, zużyte zostają na korzyść włosów gru
czołowych.
230
W SZECH ŚW IA T.Nr 15.
ści n ie mogą. znowu tak bardzo przy nęcać k u sobie szczupłego zastępu ow adów pełza
jący ch,żeb y aż trzeba było specyjalnych o r
ganów do położenia tam y ich napadom . P o- wtóre, form a ta ja k o rosnąca w yłącznie w miejscach w ilgotnych lu b bagnistych, je s t ju ż tem samem nieprzystępną dla isto t tego rodzaju, w reszcie w ydzielina włosów g ru czołowych tój rośliny, ja k k o lw ie k obfita nie wysącza się w takićj ilości, aby m ogły w niój zagrzęznąć w iększe ow ady prócz drobnych dipterów , k tórych tu taj bardzo licznie spo
tykałem .
O dm iana w odna nie je s t także zupełnie bezbronną, gdyż kw iatow e jój głąbiki o k ry te są włosam i zw yczajnem i, przyczem jój gładkie często połyskujące liście opatrzone są na obw odzie w tw a rd y rzęsow aty o b rą bek, u tru d n iając y ich nad g ry zan ie m n iej
szym tw orom , które, z p rzyczyny płaskiego rozłożenia tychże liści na pow ierzchni w o
dy, nie są w stanie z łatw ością uchw ycić je od spodu swemi szczękam i, zw racają się do brzegów ja k o dających się sw obodnie ująć, tu jed n ak że sp o ty k ają w spom nianą obw ód
kę, a ta w w ielu razach może opóźnić lub pow strzym ać ich napad. Z daje się więc praw dopodobniój, że oba rodzaje ty ch o r ganów dodatkow ych zabespieczają rd est ziem now odny od żarłoczności niektórych zw ierząt.
Z tego co się powyżój pow iedziało, w idzi
my, że włosy wogóle m ają na celu ochronę roślin od n ieprzyjaznych czynników , p o między któ rem i do najw ażn iejszy ch zaliczy ć należy ow ady szkodliw e, oraz zgubne w p ły wy atm osferyczne. O d tych ostatnich z a bespieczają szczególniój w łosy zw yczajne, okryw ające tak często m łodociane p ęd y g ę
stą pow łoką, k tó ra ch ro n i je n iety lk o od zbytecznego zim na ale i od skw arnych p ro mieni słońca. N adto w wielu razach odstrę- czyć mogą swą obecnością gąsienice m otyli, pożerających niech ętn ie liście o patrzone szorstkim włosem, tudzież w strzym ują m szy
ce i inne ow ady od n a k łu w a n ia roślinnych tkanek lub żyw ienia się ich sokam i. O prócz dodatniój mogą mieć w łosy zw yczajne i u je m ną stronę, polegającą na tem, że z łatw o ścią zatrzym ują unoszące się w pow ietrzu rozliczne pyły, a więc i zaro d n ik i g rz y b ków drobnow idzow ych, pom iędzy tem i nie
rzadko trafić się mogą g atu n k i nader szko
dliwe, je śli nie dla roślin, na któ ry ch p o czątkow o osiadły, to dla innych zn a jd u ją
cych się może w bliskości.
AVłosy gruczołow e objaw iają te same w ła
sności, a naw et o w iele przew yższają p o przednie pod względem ochronnego działa
nia, zw łaszcza gdy ono zw rócone jest przeciw napadom owadów roślinożernych.
D rob ne zaś dw uskrzydłe, tyle razy powyżój wspom niane, nie w y rządzają żadnój wido- cznój szkody, gdyż żywią się tylko w ydzie
liną gruczołów i z tego pow odu wyłącznie n aw iedzają rośliny, k tó re najczęściój pozba
w iają ich życia bez żadnój d la siebie ko
rzyści.
W łosy gruczołow e mogą spełniać jeszcze inne czynności, niekiedy bowiem zdają się mieć za zadanie w ydalanie pew nych stib- stancyj, k tórych roślina nie może się pozbyć in ną drogą. Za p rz y k ła d w tym w zględzie weźmy leszczynę pospolitą, należącą, ja k wiadom o, do g ru p y anem ophiliów , owady więc dla niój nie m ają żadnego znaczenia, mimo to m łode jó j pędy o k ry te są do p ew nego czasu, to je s t dopóki nie osięgną z u pełnego rozw oju, włosam i gruczołow em i, k tó re swą w ydzieliną przyn ęcają mszyce i ow ady dw uskrzydłe, k arm iące się tą ma- te ry ją i pobudzające tem samem gruczoły do częstszego jó j w ydzielania.
M niem anie jak o b y o rgany w m ow ie b ę dące m iały za specyjalność zabespieczanie kw iató w od przystępu owadów pełzających, może się stosow ać tylko w n ad er ograniczo
nym stopniu do roślin krajow ych, raz d la
tego, że fauna nasza posiada b ardzo mało odpow iednich stw orzeń, któreby n aw ied za
ły k w iaty , a po w tóre włosy w ydzielające są zaw ątłe, aby mogły pow strzym ać w p o chodzie większe organizm y, chociażby te ostatnie pod w zględem w zrostu i siły r ó w nały się tylko mszycom, k tó re w n ajw ięk - szój liczbie w ypadków bezkarnie stąpać m o
gą po kleistój w ydzielinie. W reszcie k w ia
ty w ielu roślin opatrzonych włosam i g ru czołowem i p o siadają budow ę zabespiecza- jącą je w zupełności od odw iedzin nie
przy jazn y ch gości, p rzy rząd y więc w ydzie
lające byłyby w tak im razie niepotrzebnym zbytkiem , w ygórow aną przezornością.
__________ B . Eichler.
KILKA O W AG OGÓLNYCH
0 ZWIERZĘTACH S Z K O D L I W Y C H "
W liczbie w rogich czynników , niszczą
cych czasem zupełnie plon ciężkiej pracy rolnika, niepoślednie zajm uje miejsce św iat zwierzęcy, a n ieraz się zdarza, że im nie
przyjaciel je s t słabszy, drobniejszy i na pierwszy rz u t oka mniej niebespieczny, tem bardziej w g runcie rzeczy je st on szkodli
wy, a w alka z nim tem trudniejsza, zrzadka tylko wieńczy się pom yślnym dla człow ie
k a skutkiem .
Je d n a przy tem okoliczność zastanaw iała może niekiedy ro ln ik a, patrzącego ze sm ut
kiem na zniw eczony owoc swojej pracy.
A m ianowicie zdarza się, że przez dni kilka, a czasem jak g d y b y nagle n a skinienie j a kiejś różczki czarodziejskiej, zjaw ia się nie
zliczona moc drobnych szkodników , którai obsiadłszy ro lę lub di-zewa lasu, w ciągu p aru dni łub tygodni doszczętnie je ogołaca z liści. Zdziw ieni zapytujem y, skąd się bie
rze ta sfora żarłoczna? W czoraj nie w i
dzieliśm y ani j ś j śladu, a dziś całe pole jest przez n ią pokryte! D aw niej przypuszczano, że w tak ich w ypadkach ma miejsce samo- rództw o, że ślim aki i m yszy pow stają z g ru n tu w ilgotnego, gąsienice m uch z mięsa, sera i t. p. W k ra ja c h nieucyw ilizow anych lu dność do dziś dnia w to w ierzy, lecz nauka dow iodła błędności tych dziwacznych p rz y puszczeń, uzasadniw szy natom iast tw ierdze
nie, że każda igtota żyjąca powstać może tylko z podobnej do siebie rów nież żywej istoty, więc jeżeli łąk a zaludni się jakiem iś szkodnikam i, to m usiały one się zrodzić z ta- kioh sam ych ja k i one szkodników , t. j.
z rodziców swoich. A le chociaż to nie ule
ga kw estyi, jednakow oż zagadkow em się nam w ydaje takie gw ałtow ne nieraz p o ja
wienie się licznych zw ierząt szkodliw ych.
N iektórzy przypuszczają, że to zjaw isko objaśnić sobie m ożna je d y n ie zapomocą w ę
*) Podług pracy dra Ritzem a Bos „Beitrage zur Kenntnis landwirtschaftlich schadliche TMere“.
drówek. Rzeczywiście w pew nych w ypad
kach je s t to p raw dą, lecz o wiele częściej miejsce p o b y tu zw ierząt je st też zarazem i miejscem ich urodzenia. J e s t to rzeczą wa
gi pierw szorzędnej, gdyż znajom ość bliższa w arunków , odgryw ających tu rolę przew aż
ną, niepom iernie ułatw ić może odnalezie
nie środków , m ających na celu zapobieganie zbytniem u rozm nożeniu się nieprzyjaciela.
Różne gatunki zw ierząt szkodliwych p rz e d siębiorą w ędrów ki, będąc do nich zmuszone przez b ra k pokarm u dla siebie lub dla przy szłego swego potom stwa. Pow szechnie zna
ne są z tego skandynaw skie lem ingi (Myo- des lem nus), k tóre tłum nie przenoszą się z jednego pola na drugie. Ze szarańcza w ielkie przebyw a przestrzenie je st rzeczą ogólnie wiadom ą, lecz i inne ow ady również to czynią. T a k np., pospolity biały m oty
lek, kap u stn ik (P ieris brassicae), odbyw a nieraz dość znaczne w ędrów ki. Na o lb rzy m ią skalę m iało to m iejsce w roku 1876.
W wielu m iejscowościach Niemiec, H olan- dyi i Belgii spostrzeżono inniój lub więcćj liczne tłum y tych skrzydlatych podróżni
ków , a nad je d n ą z wsi niderlandzkich wi
dziano chm arę n a kilk a w iorst szeroką; od godz. 12 ran o do 7 w ieczorem trw a ł ich po
chód, a słońce ja k g d y b y gęstą chm urą cały czas było przysłonięte.
L ecz wogóle przyjąć można, że na sto w ypadków raptow nego po kazania się licz
nych rzesz owadzich zaledw ie jed en p rzy pisać można wędrówkom . W szak i bez nich może się rozm nożyć w olbrzym iej ilości ka
pustnik. K ażd a sam iczka sk ład a około 200 jajeczek, a corocznie przynajm niej dw a wy
stępują pokolenia. Je d n a więc sam iczka wczesną wiosną zrodzona może dać k u je sieni początek 20000 gąsieniczek, jeżeli przypuścim y, że tylko połowa pierw szej se- ry i jajec zek rozw inie się w dojrzałego mo
tyla (200X 100). Zresztą owo gw ałtow ne rosplenienie się kapustnika je s t w gruncie rzeczy zjaw iskiem pozornem. S am iczka bo
wiem poraź pierw szy sk ład ając ja jk a (na wiosnę) nie zawsze je um ieszcza na listkach kapusty, k tó ra wtedy je s t jeszcze zbyt m a
ła, lecz na liściach gorczycy, lniank i siew
nej, oraz różnych roślin dziko rosnących
z rodziny krzyżow ych. W sk u tek więc te
go, że gąsieniczki rossiedlone zostają na
wiolkićj stosunkowo przestrzen i i pierw sze chw ile swego życia p rzeb y w ają na ro z m a i
tych ziołach, nie zw racają dostatecznie n a
szej uwagi. Lecz gdy liczba ich w zrośnie, a wszystkie zbiorą się u w spólnego biesia
dnego stołu, t. j. na polu obsianem k ap u stą, wtedy dopiero ze zdziw ieniem spostrzegam y niezliczone ich grom ady, a szczególnie nisz
czącą ich działalność i w ten sposób zagad
ka rozw iązana. L ecz, za p y ta cz y teln ik , dlaczego nie corok ta k a ich ilość w ystępuje?
P o bliższem ro sp a trzen iu spraw y i n a to łatw o odpow iedzieć. M o ty le, k tó re się z w iosną w ylęgły, zim ow ały pod postacią poczw arek na ja k im ś pniu drzew nym , na płocie, m urze i t. p. W ystaw ione więc b y ły na dotkliw e zm iany atm osferyczne: m róz tęgi w zim ie, to znow u żar słoneczny ku je sieni, szkodliw ie m ogły n a nie oddziałać.
A gdzież są z w a rte szeregi ptaków , tych n ieu b łag an y ch napastników ro d u ow adzie
go? A czy p ró żn u ją liczne rzesze ow adzia- re k (Ichneum on) co to p o d stęp n ie sk ła d a ją swe jajec zk a do w nętrza poczw arek? W s k u tek ty ch szkodliw ych w pływ ów n iera z ze stu poczw arek zim ujących zaledw ie dziesięć p rz etrw a ć może do następnej wiosny. Z j a je k złożonych znów n a wiosnę przez m o ty
le, które się z tych dziesięciu p oczw arek na
rod ziły, znow u znaczna część zginąć może z tych sam ych przyczyn; nic więc dziw nego, że mimo znakom itej płodności swojej liczba kapustników zw ykle nie p rz ek ra cza p ew nych g ra n ic i tylko p rz y szczególnych sp rzy jając y ch w aru n k ach owad ten w ystępuje
w olbrzym iej obfitości.
W ogóle m niej lub więcej liczne rosple- nienie się g atunków zw ierzęcych zaw isło przew ażnie od następujących m om entów:
1) obecności lu b b ra k u odpow iedniej ilości właściwego pokarm u, 2) klim atu wogóle i stanu pogody, 3) obecności m niej lub w ię
cej licznych w rogów n atu raln y ch . R ospatrzm y po kolei te czynniki.
P od względem p o bieraneg o pokarm u owady mogą być podzielone na m onofagi i polifagi, t. j. takie, k tó re żyw ią się j e dnym tylko gatunkiem roślin lu b też w ielo
ma. Chcąc przepolszczyć te nazw iska po wiedzieliśm y jedno- i w ielożerne. P o d ział ten jed n ak że nie je st ścisły, wogóle bowiem praw ie że nie znam y owadów, k tó reb y się
232 N r 15.
k arm iły je d n ą tylko w yjątkow o rośliną.
K o rn ik d ru k a rz (B ostrychus ty pographus) nie spotyka się w yłącznie pod korą jo d ły , ja k daw niej m niem ano, gdyż można go nie
raz znaleść i w m odrzew iu oraz na sośnie.
Gąsienica tru p iej głów ki (A ch ero n tia atro- pos) początkow o przem ieszkiw ała na li
ściach jaśm in u i dopiero w tedy, gdy do E u ropy sprow adzono kartofle, zm ieniła ona powoli miejsce swego pobytu. L iszk a zm ro- cznika (D eilephila) żyła w X V I I I i na po
czątku X I X w ieku na liściach k rzew u w in nego, dzisiaj dostrzegam y j ą częściej na różnych gatu n k ach fuksyj, hodow anych po ogrodach. W iadom o, że tarczy k m gław y (Cassida nebułosa) zazw yczaj przebyw a na różnych roślinach, przew ażnie zaś lebioda i kom osa służy mu za pokarm , a w ciągu tego stulecia coraz częściej osiedlał się na b u ra k u pastew nym i cukrow ym . Z faktów tych w ażny w ypływ a wniosek. Albow iem o pierając się na zasadzie bezw arunkow ej m onofagii, m yślano, że uda się uch ron ić ro ślinność od owadów szkodliw ych, przeszcze
piając do n as różne cudzoziem skie g atunki.
D ośw iadczenie jed n ak że obaliło ten rzeko
mo szczęśliwy pom ysł, a np. w szystkie am e
ry kań sk ie g atu n k i dębów hodow ane w E u ropie byw ają napastow ane przez te gąsie
nice i galasów ki, k tóre niszczą drzew a m iej
scowe.
L ecz jeżeli praw dziw ie jednożernych owa
dów je st ta k m ało, zato polifagija innych u jaw n ia się w n ad e r rozm aitym stopniu, a dla ro ln ik a nie je st to bynajm niej rzeczą obojętną.
B y t zwderząt, k tó re się karm ią roślinam i, należącem i do najróżnorodniejszych rodzin, je s t niezależny od tego, czy pew ne rośliny są u p raw ian e czy nie. Z n ajdą one sobie zawsze p ok arm odpow iedni, a w alka z nie
mi je s t p ra w ie niem ożebna. N p. p ra w d zi
wie w ielożernym ow adem je s t błyszczka (P lu sia gam m a), której liszka najchętniej żyw i się liśćm i i łodyżkam i koniczyny, gro chu, fasoli, bobu, groszku, g ry ki, ptasiego rd e stu , łopuchy, gorczycy, lebiody i t. p., słowem liśćm i p raw ie w szystkich roślin z w yjątkiem traw iastych, oraz większości drzew i krzew ów . W y stęp u ją takie p ra w dziw e polifagi corok w liczbie dość pok aź
nej,
bo zawsze odnajdą sobie pokarm . Lecz
W SZECH ŚW IAT.
w latach sprzyjających mogą, się one ro z
mnożyć w sposób tak gw ałtow ny, że b yw a
ją, pożarte p ra w ie w szystkie zioła, p o k ry wające glebę danej miejscowości. M iało to miejsce w lecie 1879 roku w E u ro p ie z a chodniej.
W w ypadkach ograniczonej polifagii ow ady karm ią się przew ażnie pokrew nem i gatunkam i roślin, czego przyczyna tkw i praw dopodobnie w tój okoliczności, że za
w ierają one zw ykle jed nakow e lub też p o dobne substancyje, k tó re d la jed n y ch zw ie
rząt są przyjem ne, dla innych zaś p rzy k re lub szkodliwe. Nie je s t to jed n ak że p ra w i
dłem ogólnem, j a k to zresztą w idzim y na p rzykładzie ze zm rocznikiem .
By nie wym rzeć, ow ad potrzebuje pewnćj określonej ilości właściw ego dlań pokarm u:
o wiele większego zasobu, by się mógł licznie bardzo rozrodzić. D latego też o w a
dy, żywiące się dzikiem i ziołam i, prawie nigdy nie m ogą w ystąpić w tak olbrzym iej masie, ja k te, które za ofiarę swój żarłocz
ności w ybierają rośliny hodow ane na p o lach. Oczywiście, zielska bardzo rzadko rosną w większych ilościach i dlatego g ą
sienice zjadłszy to, co znalazły na m iejscu swego urodzenia, giną w krótkim czasie z powodu b ra k u odpow iedniej paszy.
I rzeczywiście, gdy pew ien owad przeby
wa na dzikich ziołach w ystępuje w
małejliczbie, lecz niech się tylko przyzw yczai do roślin hodow anych, a w net ukazuje się w niebyw ałych dotąd rozm iarach. N aprzy- kład osław iony chrząszczyk C olorado do
piero wtedy dla ro lnictw a stał się istotną plagą, gdy z dziko rosnących roślin psian kow atych przew ędrow ał na kartofel i w nim zasmakował.
Ze nadm ierne rospładzanie się pew nych owadów szkodliw ych w ścisłym pozostaje zw iązku z ilością pokarm u, ja k i one z n a j
dują, ważną je s t dla ro ln ik a wskazówką.
U czy ona, że najlepszą bronią przeciw ko takim szkodnikom je s t rozum ne stosowanie płodozm ianu. D ośw iadczenie uczy, że zn a
ny chrząszczyk A to m aria lin earis przynosi w ielkie szkody na polach, gdzie czas dłuż
szy sadzone były bez przerw y burak i cu
krow e. P odobnież T ylenchus devastatrix będąc wielożernym przek ład a mimo to j e dne rośliny nad drug ie i rosplenia się szcze
gólnie w m iejscowościach, gdzie prow adzo
ną je st n ieu stan na u p raw a żyta. Jednem słowem b ra k odpow iedniego płodozm ianu sprow adza rospow szechnienie się owadów szkodliwych, podczas gdy właściwe zm ia
ny w zasiewach mogą w yw ołać ich w ytę
pienie.
(dok. nast.).
A d am Lande.
OBŁOKI ŚWIECZCE.
Jak k o lw iek niedaw no podaliśm y w piś
mie naszem szczegółowy rozbiór zjaw isk, w ywołanych przez w ybuch w ulkanu K r a kato a (N r 5 i 6 z r. b.), w ypada nam obe
cnie znowu o rzecz tę potrącić, a to ze w zględu na pew ną k ategoryją objawów, na któ rą autorow ie spraw ozdania angielskiego uwagi bliższej nie zw rócili. M ówimy tu o obłokach czyli chm urach świecących, k tó re zaczęto obserwować w E uro pie w lecie 1885 r., zatem we dwa dopiero lata po tym w ybuchu, ale jeszcze przed zupełnym zani
kiem słynnych łun zm ierzchow ych i które o dtąd p ow tarzały się i,w latach następnych, w tejże samej porze ro ku , lubo ze słabną- cem coraz natężeniem . P o uderzających objaw ach czerw onych zm ierzchów słabsze światło tych obłoków nie ściągnęło na siebie należytej baczności, w ostatnim je d n a k ze
szycie nowego pisma berlińskiego „H im m el und E rd e ” napotykam y w przedm iocie tym pracę p. O. Jessego, ciekawą zarów no ze w zględu zebranych przez autora dostrze
żeń, ja k i wniosków, które stąd w yprow a
dza i do objawów kosm icznych stosuje,—
dlatego też należy nam z treścią tój pracy czytelników naszych zapoznać.
O błoki świecące, o których mowa, zaczę
to dostrzegać w E uropie środkow ej w p oło
wie Czerw ca 1885 r. A u to r zauw ażył je poraź pierwszy w nocy z 23 n a 24 Czerwca;
po upływ ie pewnego czasu po zachodzie słońca w ystąpiły na niebie obłoki w formie chm ur pierzastych, w yróżniające się nie
zw ykłą jasnością; około godziny 10 północ-
nozachodnia okolica nieb a zajęta była niemi
234
W SZEC H ŚW IA T.N r 15.
aż do wysokości 20°, co odpow iada około 40-krotnćj średnicy księżyca. W Warstwie tćj rozróżnić można było trz y pasy poziomo ułożone; najniższy przed staw iał w ejrzenie matowe, żółtawe, powyżej niego rosciągał się pas o szerokości k ilk u stopni, jaśn iejąc y pięknem św iatłem srebrzystem , a dalej n a
stępow ał pas inny, o odcieniu niebieskaw ym . Na tle tych obłoków św iecących m ożna b y ło w yróżniać ry su n k i rozm aitej form y, głó w nie koło w e, o pow ikłanych sm ugach.
W pół godziny później wysokość pasów nie
co się zm niejszyła, g ó rn y zw łaszcza stał się węższym, poczem zupełnie znikły.
W ciągu następnych, tygodni zjaw isko to pow tarzało się niejednokrotnie, ale w końcu L ip ca ustało nagle i m ożna było sądzić, że zakończyło się zupełnie; w początkach wszakże C zerw ca 1886 r. obłoki te św iecą
ce znów się ukazały w tenże sam sposób, ja k ro ku poprzedniego i znów p rz etrw a ły do końca L ipca. W y stęp o w ały one rów nież i w ciągu dw u lat następ nych, lubo coraz słabiej, ale nie w idziano ich n ig d y przed końcem M aja ani po końcu L ipca.
N iektóre okoliczności tego zjaw iska szcze
gólnie okazyw ały się ud erzające. P rze z pew ien m ianowicie czas po zachodzie słoń
ca niebo północno-zachodnie w ydaw ało się zupełnie czarne i n ieprzen ikliw e, ja k k o l
wiek słońce zachodziło na niebie pogodnem ; w wysokościach dopiero wyższych, od 10°
do 20°, ja śn ia ł silny blask sreb rzy sty , k tó ry zw olna rospościerał się ku dołowi. O k o li
czność ta w ytłum aczyć się daje je d y n ie przypuszczeniem , że silne skupienie części składow ych ow ych obłoków jaśn iejący ch p rzy tłu m ia zupełnie prom ienie słoneczne.
O bjaśnia to załączona rycina. B je s t m iej
sce obserw acyi, B H je g o poziom, B K lin ija w ierzchołkow a czyli sk iero w an a k u ze n ito wi, W W w arstw a obłoku świecącego; pod poziomem zn ajd u jące się słońce oświeca a t
mosferę prom ieniam i sw em i S! S2, S 3 S 4, które dla znacznej je g o odległości m ają przebieg rów noległy. P ro m ień S! S2 p rz e
chodzi w pobliżu pow ierzchni ziemi OB, prom ień S3 S4 sunie w znaczniejszej od nićj odległości i dotyka dolnój pow ierzchni u wa- żanćj w arstw y W W .
Otóż rysu nek ten uczy nas bespośrednio, że prom ień S3 S4 przebiega d ługą drogę
w tćj w arstw ie i ulega takiem u p rz y tłu m ie
niu, że nad poziomem B H nie dostrzegam y świecącego obłoku, a okolica ta nieba w y
daw ać się nam musi ciemną. P rom ień n a
tom iast S, S 2 w przejściu przez w arstw ę W przy Si niew iele tylko traci św iatła, p rzy S2 zachow uje przeto dostateczne jeszcze n a
tężenie, aby część tę obłoku ja sn o nam oświecił. Na praw o w zględem S2 obłoki zgoła ju ż świecić nie mogą, tam bowiem b ry ła ziem ska prom ieni słonecznych nie do
puszcza, a lin ija T S 2 ogranicza cień przez ziem ię rzucany .
P ostać obłoków u legała w ogólności szyb
kim bardzo zm ianom , po upływ ie k ilk u już
S
h-
/ * / U / V \
S i / M
Vm inut przed staw iały często odm ienne w ej
rzenie. J a k powiedzieliśmy, form a ich p rz y pom ina w ogólności chm ury pierzaste, ró ż nią się wszakże jed n y m szczegółem, po k tó ry m naty ch m iast rospoznać je można. J e żeli m ianow icie chm ury pierzaste u kazują się w okolicy n ieb a rozjaśnionej zm ierz
chem, to w ydają się ciem niejszem i aniżeli o taczające j e tło nieba; obłoki świecące n a tom iast są zawsze jaśniejsze, aniżeli ro z le gająca się dokoła nich okolica nieba, ok ry ta blaskiem zw ykłego zm ierzchu.
S tanow czą wszakże odrębność zw ykłych ch m u r pierzastych od tych obłoków św ie
cących w skazuje znaczna różnica wysokości) w jak ió j w y stęp u ją je d n e i d rug ie; gdy bo
wiem najw yższe w yniesienie ch m u r p ierza
sty c h nie przechodzi 13 kilom etrów , wyso
kość obłoków świecących oceniono na 7 5 im .
W ysokość tę oznaczyć m ożna było zarówno z czasu trw a n ia zjaw iska po zachodzie słoń
ca, ja k i z obserwacyj w spółczesnych, d o konyw any ch z różnych stanow isk, m etodą zatem wogóle używ aną do m ierzenia o d le
głości pun któ w niedostępnych. O bserw a- cyje te pro w adzili pp. Stolze w B erlinie i Jesse w Potsdam ie, oraz d r C eraski i Bie- łopolski w M oskwie; z dostrzeżeń tych osta
tnich obserw atorów wysokość obłoków wy
padła 66 km . N adm ienić tu w ypada je s z cze, że obserw acyje w B erlinie i P otsdam ie nie były prow adzone bespośrednio, ale po
m iary dokonano na fotografijach, zdjętych jednocześnie w obu tych punktach, — foto- grafija bowiem i do tego celu w ybornie się nadaje.
Co do p ytania, ja k ie być może źródło tych niezw ykłych objawów , p. Je sse uw aża za rzecz b ardzo praw dopodobną, że są one, ja k pow iedzieliśm y, jed n em z następstw w ybuchu K rak ato a. O d czasu tój k a ta stro fy aż do ich w ystąpienia upłynęły w p raw dzie dw a lata, za przypuszczeniem tem j e d nak przem aw iają różne względy.
W iem y, że zw ykłe chm ury pow stają przez wznoszenie się w górę p ary wodnój, zacho
dzące bowiem p rz y tem rosszerzanie się g a
zów pow oduje spadek tem p eratu ry , zaczem idzie zagęszczenie p a ry w odnćj w krople.
Podobnież w yobrażać sobie m ożna u tw o rzenie chm ur świecących, jeżeli przypuści
my, że zam iast p ary wodnćj inny gaz wzbi
ja się w górę i tam ta k dalece się oziębia, że przechodzi w stan ciekły.
D w u tlen ek siarki często jest przez w ulkany w yrzucany; gaz ten pod ciśnieniem jednej atm osfery sk ra p la się ju ż w tem peraturze
—11°, przechodząc w ciecz bezbarw ną. Pod mniejszem ciśnieniem w ym aga on oczywi
ście do sk ro p len ia tem p eratu ry niższćj, ale tem p eratu ra p rz estrze n i św iatow ćj, która wynosi zapew ne conajm nićj — 130°, w ystar
czy do tego naw et, gdy ciśnienie spada do zera.
O tóż masy w yrzucone p rzez w ulkan K ra katoa skład ały się niew ątpliw ie zarów no z cząstek stałych, z pyłu, ja k i z substancyj gazowych, oraz z p ary wodnćj. T a osta
tn ia w górze uległa skropleniu i w róciła na ziemię w raz z większemi okrucham i, pozo
stałe zaś gazy i cząstki py łu zm ięszały się Nr 15.
z pow ietrzem atm osferycznem i wraz z niem rozbiegły się n a w szystkie strony, a w gór
nych w arstw ach atm osfery, pod wpływem dostatecznie ju ż zapew ne niskićj tem p era
tu ry znaczna ich część skrop lić się m usiała.
P o skropleniu gazy stają się cięższemi od pow ietrza i opadają k u pow ierzchni ziemi;
spadek ten wszakże je s t ograniczony, skoro bowiem cząsteczki dostają się do w arstw cieplejszych, u latn iają się znowu i proces ten nanowo się pow tarza.
W tym stanie wszakże cząsteczki rospro- szone są n a znacznój przestrzeni, może po całśj ziemi, stanowią więc w arstw ę zbyt cienką, aby dostrzedz się dała. D o strzeg a
my je d n a k często, że cząstki ciał stałych i ciekłych o kazują dążność do skupiania się.
P a r a wodna, dopóki w stanie lotnym zn a j
duje się w atmosferze, rospościera się w nićj mnićj lub więcej; skoro wszakże zagęszcza się w ciekłe krople, zbliżają się one k u so
bie, co się u jaw nia w w yraźnych zarysach chm ur; takę samę dążność do skupiania się dostrzegam y przy opadaniu* kryształów z rostw orów . W skutek podobnych właśnie działań nastąpić mogło i skupienie rospro- szonych w atm osferze cząstek skroplonych gazów; w ym agało to wszakże czasu znacz
nego, czem się daje w ytłum aczyć, że zjaw i
sko obłoków świecących nastąpiło dopiero we dw a lata blisko po w ybuchu K ra k a toa.
{dok. nast.)
S. K.
ZE WSCHODNIEJ AFRYKI.
(Dokończenie).
G dyby tow arzystw o w schodnio-afrykań- skie założyw szy tyle stacyj było rospoczęło spokojną i oględną pracę na nich i p ro w a
dziło j ą przez lat kilkanaście, b yłyby p rz e d - siębierstw a jego rozw inęły się i n ab rały zaufania u krajow ców , co zaś do handlu pow inni byli urzędnicy tego tow arzystw a uw zględnić ten fa k t w ielkićj wagi, że do
tychczasowi kupcy arabscy i indyjscy od-
razu nie mogą się zrzec sw ych prerogatyw
W SZECHŚW IAT. N r 1 5 .
han d lo w y ch i praw a do egzystencyi, n aw et g dyby h andel ich ujem ne m iał strony, że tow arzystw o nie uw zględniło jed n eg o i d r u giego, na to kilka przytoczym y p rz y k ła dów.
Niemcy rospoczynali kolonizacyją z tem prześw iadczeniem , że ludność afry k ań sk a przyjm ie ich z otw artem i rękom a, d r J u h lk e pisze: „W szędzie w A fryce n aró d niem iecki je st znany ja k o najw iększa potęga w ojsko
w a i we w szystkich okolicach — wiem y to z w łasnego dośw iadczenia — w ysłańcy nie
m ieccy doznaje gościnnego przyjęcia, le- gienda o w ielkiej w ojnie z ro k u 1870 uto ro w a ła sobie drogę aż do w n ętrza czarnego k o n ty n en tu ”. T en sam J u h lk e , ja k w iado
mo czytelnikom z daw niejszych naszych a r tykułów , został zastrzelony p rzez k ra jo w ców w G ru d n iu 1886 r.
A lbo co za pew ność siebie p rz eb ija z li
stu, k tó ry d r P e te rs w ystosow ał do su łtan a M an d ary u podnóża K ilim a N dżaro, gdy d r M eyer w ybierał się na zbadanie i w ejście na szczyt tćj góry. O to jeg o osnowa:
„D r K a ro l P e te rs, n aczelnik niem ieckie
go tow arzystw a w k ra ju S uahili i Som al, sułtanow i M andary w k ra ju D żaga p o z d ro wienie!
P oniew aż jesteś niem cem i moim p rz y ja cielem i z d-rem Jiih lk e m zaw arłeś b r a tnie przym ierze, posyłam ci mego oficera barona von E b e rste in . P rzy b y łem z B e rli
n a do Z an z ib aru ja k o p rz y ja ciel w szystkich suahilijczyków , a szczególnie tw ój. B aro n E b erste in pow ie ci, że w krótce przyślę w ię
cej
nicm ców do twego k ra ju , aby zajęli się budow aniem domów i szambów J), z a k ła d ali drogi i upiększali i w zbogacali kraj twój i t. d .”.
P odczas pow tórnej w ypraw y na K ilim a Ndżaro, ten sam dr H . M eyer został o g ra
biony i w końcu d o stał się do niew oli Bu- szirego, z którój ty lk o za w ysokim okupem zdołał się uw olnić.
T o n i postępow anie naczelników po b u dziło n atu ra ln ie p o d rzęd n e organy, żeby być jeszcze bardziej „sznejdig” — ja k brzm i ulubiony w yraz w ojskow ych niem ieckich.
*) Szam ba oznacza plautacyją,.
N iedaw no zajm ow ał prasę następujący u ry wek z listu jak iego ś H essla, u rzędn ik a tow a
rzystw a w schodnio-afrykańskiego: „W T a- rabando (w pobliżu K ilim a Ndżaro) znale
źliśmy m iejsce dla spoczynku, jestto wieś bogata, ale m ieszkańców m a gałgańskich.
W szystkie a rty k u ły spożyw cze m iały dwa- kroć wyższą, cenę niż gdzieindziej. Je d n e go z tych gałganów , k tó ry był najgorszym , zw abiłem do nam iotu, kazałem zw iązać i za
tkać usta, żeby nie m ógł w rzeszczyć, a zb i
wszy go na kw aśne ja b łk o w rzuciłem do wody ażeby się ochłodził. O n się otrząsł i uciekł, ale to pom ogło, bo baby, k tó re przyszły z drobiem do koczow iska zaraz po- zniżały cen y ”.
Późniój H essel, au to r powyższego listu, został u rzędn ik iem celnym w K iloi, a po w ybuchu p o w stania p oległ z rą k pow stań
ców.
Nie bez słuszności więc angielska księga niebieska zarzuca urzędn iko m tow arzystw a w schodnio-afrykańskiego postępow anie bez
w zględne i surow e, naw et rząd niem iecki zarzu t ten u zn a ł za słuszny.
O bok bezw zględnego postępow ania niem cy n arazili sobie arabów widocznem dąże
niem do jaknajspieszniejszego opanow ania w szystkich zasobów państw a zanzibarskie- go. G łow nem źródłem dochodów su łtana i do brobytu kupców arabskich i indyjskich je st h an d e l z w nętrzem A fry ki, który się ko ncentru je w Z anzibarze i k ilk u portach nadbrzeżnych. Niem cy ju ż p rz y pierw szej ugodzie z su łtan em w końcu 1886 ro k u w y
m ogli na nim , że im odstąpił pobór cła w dw u p o rtac h , P a n g a n i i D a r es Salaam , podczas gdy re sz ta w ybrzeża zanzibarskie- go, w szerokości 10 m il m orskich, pozostała pod jeg o zw ierzchnictw em . W roku 1888 poszli oni jeszcze dalej i spow odow ali su ł
ta n a K alifa ben Said (su łtan Said Bargasz u m a rł w M arcu 1888 roku), że im ugodą z dn ia 28 K w ietn ia 1888 roku odstąpił na l a t 50 zw ierzchnictw o nad owym skraw kiem w ybrzeża zanzibarskiego, a osobliwie pobór cła we w szystkich portach.
P rz e z ten ak t niem cy stali się panam i ca*
łego han d lu w Z anzibarze, zobow iązali oni się w praw dzie płacić sułtanow i rocznie pe
w ną sum ę z dochodów celnych, ale zarząd,
k o n tro la nad cłem i wogóle nad całym r u
Nr 15.
chem handlow ym przeszła do urzędników niem ieckich, a każdy kupiec arabski i in dyjski, czy on m ieszka w Zanzibarze, czy nad jezioram i, m iał się poddaw ać rew izyi celników niem ieckich i zastosow ać do ich przepisów. Ze sułtan tę ugodę podpisał m ógł go tego nakłonić w idok pancerników niem ieckich, k tóre ciągle stoją w porcie zanzibarskim , ale pom iędzy całą ludnością arab sk ą na wiadomość, że zostali p o ddany
mi tow arzystw a wschodnio - afrykańskie
g o , pow stało groźne p o ru sz en ie, a na kontynencie strac ił sam sułtan wszelką po
wagę.
D nia 16 S ierp n ia 1888 roku w głów nych miejscowościach odstąpionego w ybrzeża na
stąpiło zatknięcie bandery niem ieckiej, ale ju ż w tym dniu wali (g u b ern ato r) w Baga- moyo ro b ił rozm aite trudności, w P angani zaś stronnicy wal ego z bronią w rę k u p rz e
szkodzili zatknięciu bandery, dopiero pod eskortą 110 m ary n arzy z parow ca „ K a ro la ” m ożna było zaprow adzić w P an g an i adrni- n istracyją niem iecką. A le to wmięszanie się eskadry niem ieckiej, zdaje się, jeszcze bardziój ro zjątrzy ło ludność arabską, gdyż ju ż w początku W rześnia m ieszkańcy w P a n
gani pow stali przeciw niem com , a na czele tego ru ch u stan ął B usziri bin Salim, d a w niejszy u rz ęd n ik sułtana. P ow stanie o gar
nęło szybko całe w ybrzeże, urzędnicy niem- cy z p lantacyi i z portów zdołali uciec w części do Z anzibaru, w części zostali za
bici lu b wzięci do niew oli, jed y n ie tylko Bagam oyo i D a r es Salaam pozostały w rę
k u niem ieckiem , poniew aż są strzeżone przez załogę m ary n a rk i.
Nie przytaczam tu więcój szczegółów ze zbrojnego ru c h u w Z anzibarze, gdyż w ia
dome one pew nie czytelnikom z pism co
dziennych, a moim zam iarem je s t je d y n ie podać gieograficzny opis tere n u , na którym się obecnie toczy walka. Z dniem 2 G ru dnia ro k u przeszłego eskadry angielska i niem iecka rospoczęły blokadę w ybrzeża zanzibarskiego, zakazując wywozu niew ol
ników i dowozu broni i am unicyi. T o do
lało oliwy do ognia, pow stanie ogarnęło ca
ły obszar A fry k i wschodniej aż do jezior.
Z okolic tych b ra k nam w praw dzie do
tąd wiadomości, ale że i tam dom inuje w pływ arabsk i, można się spodziewać n a j
gorszych następstw dla licznych misyj tam tejszych.
Pow stanie w schodnio-afrykańskie w ydar
ło w jednej chw ili tow arzystw u wschodnio- afrykańskiem u wszystkie posiadłości nabyte z takim zapałem i, przyznać to trzeb a, z p o święceniem; oficyjalnie tow arzystw o to obli
cza swe straty m ateryjalne n a 650000 m a
rek, ale daleko wyżej cenić trzeba stra ty m oralne, ja k ie przez to poniesie cywiliza- cyja europejska, która na tem w ybrzeżu kiełkow ać zaczynała. Niem ówiąc ju ż o n a d er licznych misyjach nad T anganjiką, nad wybrzeżem zanzibarskiem znajd uje się około ośmiu m isyjnych stacyj francuskich, siedem należy do tak zw anych P óres noirs, z 50 zakonnikam i, je d n a do P&res blancs, ostatni m ają oprócz tego sześć stacyj nad T ang an jik ą, p rzy wszystkich stacyjach są obszerne plantacyje w anilii, kaw y i kakao;
anglicy m ają 30 stacyj m isyjnych z 60 człon
kam i, roczne utrzym anie tychże kosztuje około 700000 m arek. Ze stacyj niem iec
kich je s t je d n a katolicka w P ag u , trzy p ro testanckie w różnych m iejscowościach. L o sy stacyi katolickiej w P a g u są znane, jeżeli zaś pow stanie potrw a jeszcze dłużej i coraz bardziej rozogni fanatyzm arabów , tym sa
m ym losom ulegnie pew nie i reszta stacyj m isyjnych.
W krótkości wy łuszczy my jeszcze, ja k ie p lan y na przyszłość m ają niem cy co do sw ych posiadłości w A fryce wschodniej.
K a rd y n a ł L av ig erie u trzym u je w liście w y
stosowanym do kanclerza rzeszy niem iec
kiej, że aby zapobiedz handlow i n iew o lni
kam i p o trzeb a tylko rozlokow ać 500 żoł
nierzy po m iejscach, gdzie się schodzą k a ra w an y handlow e, m niejsze oddziały p o w inny oprócz tego strzedz okolicy pom ię
dzy pojedyńczem i garnizonam i, aby arab o wie głów nych szlaków nie om ijali. P la n ten, zdaje się, pochw ycił rząd niem iecki, m ianow ał bowiem kapitana W issm anna, j e dnego z pierw szorzędnych podróżników af
rykańskich, wojskowym naczelnikiem wy
brzeża zanzibarskiego, a do pomocy p rz y dano mu 30 podporuczników i po ru czn i
ków. W ojsko w sile 1000 lu dzi zaw er- bow ane zostanie z w ysłużonych żołnie
rzy egipskich. A rm ija ta m a stłum ić
pow stanie arabskie i tw orzyć p raw do
238
W SZECH ŚW IA T.podobnie ją d ro arm ii kolonijalnój niem ie
ckiej .
K ap itan W issm ann głów ną n a d z ie ję po
k ład a w tem, że mu się uda odciągnąć m u rzynów od ich dręczycieli arabów , w te n czas nietrudno byłoby zgnieść potęgę a ra b ską. Czy mu się to powiedzie? Ziom ek jego d r K . S chm idt ta k ch a ra k te ry z u je sto sunek m urzynów do arabów : „G d y b y kto owym m urzynom k a z a ł w ybierać pom iędzy p racą niew olniczą u arabów , a p racą w ol
nych robotników u europejczyka, wszyscy- by p rzy stali do a ra b a ”. (S ansibar sti\ 49).
N am się zdaje, że d r Schm idt m a słusz
ność, arab um ie się obchodzić z m urzynem , a europejczycy tego dopiero nauczyć się m uszą. W nauce tej najdalej postąpili an- glicy, osięgają oni też ja k o ko lonizatorzy i podróżnicy najw iększe sukcesy. K ie w d a
m y się w d łu g ie opisy kolonizatorskiego ta len tu an glik ów , ale pow ażne nasze a rty k u ły zakończym y kilku hum orystycznem i szk i
cami, k tó re p okazują, ja k an g lik naw et za-
‘ pom ocą b łaheg o k onceptu um ie się w y ra to wać z groźnego położenia.
N ajw aleczniejszym , ale zarazem i n a j
okrutniejszym szczepem w k o lo n ijach nie
m ieckich są m ieszkańcy k ra ju M assai, na połudn ie gór K ilim a N dżaro, są oni po
strachem w szystkich sąsiadów . W latach 1883 — 1884 baw ił tam Thom son, anglik, a strach, ja k i k araw an ę je g o o g arn ął, tak opisuje: „G dyby którem u z owych w ojow ni
czych M assai było przy szło na myśl pocią
gnąć m ię za nos, n ik tb y mu w tem nie p rz e szkodził, a gdyby m ię b y ł u d erzy ł w tw arz z praw ój strony, b yłbym m usiał, p o d łu g słów ew angielii, n ad staw ić m u lew y p o li
czek. W obec coraz groźniejszej postaw y owych ro z b ó jn ik ó w szukałem środka ra tu n ku w w yzy sk aniu ich zabobonnego usposo
bienia, zacząłem udaw ać, że jestem leibom, t. j. czarow nikiem , a gdy się zeb rała zn a
czna liczba ciekaw ych, chw ytam n ajbliższe
go i mówię mu: D aw aj no twTój nos, j a ci go całkowicie odetnę, a n a dow ód mój w ładzy znow u przypraw ię do tw arzy! Z daje się, że mi niedow ierzacie, ot p rz y jrzy jcie się moim zębom, wszak one mocno siedzą w szczękach, przyczem uderzałem o nie pa- znogciam i, a odwróciwszy się na m om ent uk az ałem im próżne szczęki. C ałe zgro
m adzenie osłupiało z przerażenia i ju ż się zabierali do ucieczki, ale gdy w tój chwili znów u jrze li zęby na swojem m iejscu, p o zostali. S ztuk a m oja polegała, ja k dla eu ropejczyka nie tru d n o się domyślić, na tem, że m iałem zęby sztuczne”.
W podobny sposób p eru k a u ra to w ała D avisona w M aroko, którego m ieszkańcy są bardzo fanatyczni ale i zabobonni. G dy go pew nego ra zu n ap ad ła zg raja arabów i p o częła rabow ać rzeczy, a sam em u wygrażać, zaw ołał na głos: Strzeżcie się mocy chrześci
ja n in a , a rzuciw szy p eru k ę n a ziemię dodał, ta k pospadają wasze brody! A rabow ie zo staw ili w szystko i uciekli. W innej miej- scowości nie chcieli m arokanie pozwolić na w ykonanie spostrzeżeń astronom icznych, p rz y w o ła ł więc jed n eg o z naczelników i k a
zał m u p atrzy ć przez sekstans, a sam p o ru szał tak indeksem , że arab u jrza ł słońce w ystępujące ze swój dro g i i zbliżające się ku ziemi. W tej chw ili rz u cił się blady j a k śm ierć do nóg D avisona i począł go b ła
gać, żeby nie gu bił ich i całego dobytku.
D r N adm orski.
P o s i e d z e n i e s i ó d m e K o m i s y i t e o- r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło się dnia 4 Kwietnia 1839 roku, o godzinie 8 wieczorem, w lokalu To
warzystwa, Chmielna Nr 14.
1. Protokuł posiedzenia poprzedniego został od
czytany i przyjęty.
2. P. Stefan Makowiecki przedstawił sprawozda
nie z w ycieczek botanicznych, jakie odbywał ze
szłego lata. Sprawozdanie p. S. M. stanowi przy
czynek do poznania flory okolic W arszawy, albo
wiem p. M. zwiedzał okolicę położoną wzdłuż li
nii dr. żel. Nadwiślańskiej, od stacyi Praga do lasu w Jabłonnej, na prawo po Białołękę, na lewo zaś po Wisłę. Powierzchnia tej smugi ziemi w y
nosi mniej więcej 25 w iorst kwadr. Grunt prze
ważnie piaszczysty w wielu miejscach moczaro- waty, dalej uprawny lub pokryty lasem, a niekie
dy wzgórkowaty. W ciągu lata 1888 roku p. S, M. znalazł na wspomnianej przestrzeni 531 gatun
ków roślin, z których 520 jawnokwiatowych, a 11 zarodnikowych naczyniowych. W liczbie tej nie są zamieszczone rośliny uprawiane.