• Nie Znaleziono Wyników

J\l Warszawa, d. 14 Kwietnia r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J\l Warszawa, d. 14 Kwietnia r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J \l 1 5 . Warszawa, d. 14 Kwietnia 1889 r. T o m V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenumerować można w R edakcyi W szechświata i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., IC. .Turkiewicz b. dziek.

Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Ślusarski.

„Wszechświat^ przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/a

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

j ^ d r e s E e d a k c y i: IKIralso-wsłsiie-IE^rzed.rnieście, ISTr Ge.

■\7ś7"iGsy g iu c z c łc w e ts. roślina..

(2)

226

W SZECH ŚW IA T.

Nr 15.

WŁOSY GRUCZOŁOWE U N I E K T Ó R Y C H R O Ś L I N .

Jeśli uw ażnie ro sp a try w ać będziem y ro z ­ m aite rośliny jaw nokw iatow e, przekonam y się, że zew nętrzna ich p ow ierzchnia rzadko kiedy byw a gładka, zw ykle o k ry ta je s t p e­

wnym rodzajem d elikatny ch w yrostków , p o ­ w stałych z p rzed łu żen ia się lub podziału kom órek naskórka. W y ro stk i te, zw ane włosam i, są dw ojakie, zw yczajne i gru czo ­ łowe. P ierw sze, k tó ry c h opis nie wchodzi w zakres niniejszego a rty k u łu , są. n ader p o ­ spolite, d rugie p rz y trafiają się rzadziój lubo znow u nie tak rzadko ja k się pozornie w y ­ daje, często bowiem z pow odu nieznacznych rozm iarów i małój ilości nie są dostrzeg a­

ne bez szkieł pom iędzy włosam i zw yczajne- mi, z którem i praw ie zaw sze wspólnie w y­

stępują i od któ ry ch różnią się tem , że p o ­ siadają gruczoły czyli p rz y rząd y w ydziela­

jące p ły n klejow aty.

W łosy gruczołow e w stanie swój n a jp ro st- szój budow y re d u k u ją się do pojedyńczój kom órki, co je d n a k nie często ma m iejsce, zw ykle u tw orzone są z k ilk u lub większój liczby kom órek osłoniętych zew nątrz na p o ­ dobieństw o n ask ó rk a, z k tó rego w zięły p o ­ czątek—subtelną pow łoką zw aną n ad skór- kiem (cuticula).

P o d względem postaci zew nętrznój nie przedstaw iają zbyt w ybitnego urozm aicenia, gdyż w szystkie, k tó re zd arzy ło mi się o b s e r­

wow ać, utw orzone były z bardzo m ałym w yjątkiem podług je d n e g o w zoru, p rz y p o ­ m inającego k ształtem nitk o w aty w yrostek na w ierzchu n ab rzm iały , dochodzący naj- wyżój 3 m m wysokości. O dróżnić w nim można dw ie części, w łos i gruczoł. P ierw szy zwany jeszcze trzonkiem lub szypułką je s t stale pojedynczy czyli nierozgałęziony, p r a ­ wie zawsze o gładkiój p ow ierzchni, składa się najczęściój z jed n eg o szeregu kom órek walcow atych, zw ężających się k u górze, n ie ­ kiedy opatrzony je s t w podstaw ę, u tw o rz o ­ ną z kom órek tkanki, służącój m u za po d ło ­ że, niekiedy znowu najniższa je g o kom órka pogrąża się głębiój w tejże tkance i tw orzy

| ta k zw aną nóżkę. G ru czo ł zaś mieści się w kom órkach wierzchołkow ych o postaci i uk ładzie bardziój urozm aiconych, może by ć podobnież ja k w łos jedno, dw u lub w ię­

cój kom órkowy. O bie powyższe części w y­

raźnie odgraniczone, czasami mniój są w i­

doczne, a m ianowicie w tedy, g d y całość sprow adzoną je s t do jednój cylindrycznej kom órki, mającój w całój długości tę samę średnicę, j a k np. u włosów gruczołow ych, ok ry w ający ch ogonki kw iatow e i kielichy w iesiołka dw uletniego (O eno th era biennis fig, 1), albo gdy całość ta składa się z p o je­

dynczego szereg u kom órek analogicznych, z których ostatnia, w ydzielająca, odróżnia się ty lk o zabarw ieniem , j a k to ma m iejsce wr m i­

krosk op ijny ch u tw o rach tego rodzaju, z n a j­

dujących się na liściach i łodydze słoneczni­

ka zw yczajnego (H elianthu s annu us fig. 2).

Z abarw ienie kom órek gruczołow ych nie- zawsze je d n a k istnieje, gdyż sok kom órko­

wy, nadający zw ykle im barw ę, w wielu r a ­ zach by w a p o zb aw io n y pigm entu. T en o sta­

tn i w ystępuje w nielicznych kolorach, jak o- to: żółtym , czerw onym , fijoletowym , b ru n a ­ tny m , k tó re niekiedy są identyczne z b arw ą kw iatów ty ch roślin, n a ja k ic h się znajd u ją organy w ydzielające.

G ruczo ły w yróżniają się bardziój tem, że w ypełnione są m a te ry ją drobnoziarnistą, dającą początek w ydzielinie, ta wysącza się albo w p ro st na p ow ierzchnię w postaci gę- stój zazwyczaj bezkolorowój cieczy, albo też zbiera się n ajp ierw m iędzy błoną ko ­ m órkow ą i nadskórkiem , k tó ry następnie nadm iern ą sw ą ilością rozryw a i w ydostaje się na zew nątrz.

P oniew aż substancyja gruczołow a w ytw a­

rz a się stopniow o i zap ełn ia coraz bardziój k om órki w ydzielające, przeto w dojrzałych okazach tychże kom órek nie dostrzegam y ich w ew nętrznój budow’y, zakrytój obecno­

ścią rzeczonój m ateryi lub zaciemnionój b a r­

wą soku kom órkow ego, tylko w m łodych okazach widzieć m ożna mieszczące się w nich ją d r a i protoplazm ę. Szczegóły te w ystę­

p u ją daleko wyraźniój w kom órkach trz o n ­ ków , zw łaszcza niektórych, odznaczających się większem i w ym iaram i i do kładn ą prze­

zroczystością.

Rospa tru ją c kom órki tego rodzaju pod

silnem pow iększeniem , zauważyć m ożna, że

(3)

Nr 15.

plazm a otacza cienką w arstw ą stronę w e­

w nętrzną ściany kom órkow ćj, przyczem ro z ­ gałęzia się w kształcie nieforemnój siatki n a mniój lu b więcój liczne odnogi rozmaitój grubości, na których zawieszone jest ją d ro k ry jące w sobie często ją d e rk o . T u także widzim y, że protoplazm a nie je s t substan- cyją jed norodną, ale składa się z części płynnój zwanój hyaloplazm ą i bardzo m a­

łych kuleczek noszących m iano m ikrozo- mów. P lazm a okazuje niekiedy żywotność przez właściwe ruchy. Z jaw isko to w i­

doczne w kom órkach niew ielu roślin do- skonalszój budow y, zauw ażyłem zaledwie parę razy w trzo n k a ch włosów gruczoło­

wych roschodnika kosm atego (Sedum villo- sum) i p rz etacz n ik a palczastego (Y eronica triphyllos), k tórych znaczną liczbę okazów rospatryw ałem . Jeżeli u w ym ienionych r o ­ ślin jestto objaw p rz ypadkow y, zależny od pew nych w arunków , to w kom órkach trzo n ­ ków pochodzących z włosów gruczołow ych iglicy pospolitój (E rodium cicutarium ) je s t zjaw iskiem stałem , ceehującem się jed n ak ruchem n a d e r powolnym , ja k to w idać z nie­

znacznie posuw ających się m ikrozom ów unoszonych przez hyaloplazm ę.

Do utw orów pojaw iających się, lubo rz a d ­ ko, w kom órkach trzonków należy jeszcze chlorofil, w ystępujący w plazm ie przyścien- nój tudzież m ateryja gruczołow a i z a b a r­

wiony sok kom órkow y, pow stające czasami w części włosa najw yższój, to je s t graniczą- cój z gruczołem .

K om órki w mowie będące pod względem postaci zew nętrznój są przew ażnie albo w al­

cowate albo kątow ate, pierw sze w ystępują gdy trzonek złożony je s t z jed n ó j, dwu lub kilk u kom órek połączonych w szereg, d ru ­ gie, kiedy się sk ład a ze znacznój ich liczby.

W budowie tych ostatnich może brać udział nietylko naskórek ale i tk an k a pod nim le­

żąca. O prócz włosów uform ow anych z j e ­ dnego lub w ielu rzędów kom órek, zdarzają się jeszcze dw urzędow e, znane mi dotąd u roschodnika kosm atego (fig. 3) i żółtliczki drobnokw iatow ój (G alinsogea parviflora).

B ardziój urozmaicone kształty posiadają k o ­ m órki gruczołow e, gdyż mogą być kuliste, eliptyczne, m aczugow ate lu b gruszkow ate, nadto w skutek rozm aitego grupow ania się i u k ład u w ytw arzają jeszcze inne formy,

[ niekiedy n ad e r ch arakterystyczne, ja k na- przy k ład u włosów gruczołow ych, znajd u ­ jących się na ogonkach kw iatow ych trędo-

w nika główkowego (S cro p h u laria nodosa), podobnyeh z ogólnego w yg ląd u do grzyb ­ ków kapeluszow ych. W zm iankow ane o r­

gany (fig. 4) m ają szypułki sztyw ne dw u- kom órkowe, z których górna je s t zawsze 0 w iele krótsza od dolnój, w tój ostatniój spostrzegam y silnie rozw iniętą siatkę pro- toplazm y i ją d ro często żółtawo zabarwione.

G ruczoł je s t krążkow y, z w ierzchu w y pu ­ kły, ciem nofijoletowego koloru, utw orzony z kom órek w ielokątnych pośrodku, a p ła ­ skich na obwodzie, o k ry ty je s t zw ykle w y­

dzieliną, k tó ra z pow odu nadm iernój ilości zw iesza się na nim n akształt drobnój kropli.

T en że trędo w nik może posłużyć również za dość rzadk i p rz y k ła d rośliny mającój p rzy rząd y w ydzielające trój postaciowe, oprócz bowiem powyżój opisanych w yrasta­

ją n a ogonkach kw iatow ych jeszcze inne, m ikroskopijne, posiadające gruczoły u tw o ­ rzone z k ilk u bezbarw nych kom órek k u li­

stych prom ienisto ułożonych, tkw iące na k ró tk ich szypułkach (fig. 5). T rzeci ten ro ­ dzaj przyrządów okryw ających nitki pręci­

kow e opatrzony je st w gruczoły uform ow a­

ne rów nież z niew ielu kom órek bezbarw^- nych, ułożonych we dw a piętra i umieszczo­

nych n a dość długich trzonkach (fig. 6).

T ylk o gruczoły krążkow e trędow nika n a­

w iedzane są przez drobne owady dw uskrzy- dłe, a zaw dzięczają to obfitój wydzielinie, przynęcającój praw dopodobnie swym zapa­

chem te m aleńkie tw ory, k tó re czerpiąc z niój pożywienie zn a jd u ją tam najczęściój 1 śmierć, gdy bowiem zetkn ą się z lepką m ateryją, nie mogą się ju ż z niój wyswo­

bodzić, a uw ięzione w ten sposób tracą w krótce życie, pozostaw iając swe p rz y k le ­ jone zw łoki, które tak często spotykać mo­

żna na włosach gruczołowych rozm aitych roślin.

P rzy rząd y w ydzielające ja k o u tw o ry n a­

skó rk a występować m ogą n a rozm aitych o r­

ganach w egietacyjnych, w yjąw szy korzeni i m iejsc uległych zdrzew nieniu, chociaż te są również o kryte naskórkiem . U kazują się ju ż to n a całój roślinie, ju ż tylko na niektórych jój częściach. W m iarę ro zra­

stania się tych części pow stają albo coraz

(4)

228

W SZECH ŚW IAT. ■N' r 1 5 .

now e włosy, albo też początkow a ich. liczba nie ulega zmianie. W pierw szym ra zie znajdujem y je rów nocześnie n a je d n e j i te j­

że samej roślinie w ro zm aitych stopniach rozwoju, stanow iących ciągle na n ask ó rk u okrycie jednakiej gęstości, k iedy w d ru g im razie nietylko że nie przedstaw iają, m iędzy sobą pod w zględem w zrostu w yraźnych ró ż­

nic, ale nad to pow łoka, ja k ą tw orzą, staje się coraz rzadszą, a to dlatego, że nowe w łosy nie pi-zybyw ają, a daw ne o ddalają się coraz b ard ziej, sku tk iem ro zrastan ia się po w ierzchni służącej im za podłoże. O bjaw ten tłum aczy nam d la czego powyższe utw o ­ ry, n iekiedy tak liczne na m łodych pędach, zdają się zn ik ać w m iarę ro zw ijan ia się tych ostatnich.

W łosy gruczołow e tw o rzą się albo zaraz z chw ilą p ow staw ania rośliny i zachow ują swą działalność p rz ez cały czas jój istn ie­

nia, albo p o jaw iają się znacznie późniój, a tem samem i fu n k c y jo n u ją o wiele krócój, z przyczyny, że rozwijają, się w yłącznie na tak ich organach, k tó re zw ykle p rz y końcu się w ykształcają, j a k np. szypułki k w ia to ­ we, k w iaty lu b o k rycia nasienne. Nieza- wsze je d n a k k rótsza żyw otność włosów g ru ­ czołowych je s t w ynikiem późniejszego p o ­ w staw ania, czasami m oże być skutkiem w cześniejszego zanikania. W y ją tk o w y ten objaw zauw ażyłem u bazanow ca pospolite­

go (L ysim achia vulgaris), u któ reg o rzeczo­

ne p rz y rząd y na łodydze i liściach u sy ch a­

ją ju ż w czasie ro zw ijan ia się kw iatów . M niej w y jątkow em i w łasnościam i sw ych w łosów gruczołow ych odznaczają się je s z ­ cze następujące rośliny: firletka b iała (L y- chnis dioica) z pow odu igiełkow atych k r y ­ ształów zn ajdujących się w jój jed n o k o m ó r­

kow ych gruczołach, pochodzących zw łasz­

cza z kielichów . Ig lica po spolita w spom nia­

na ju ż powyżój, oprócz widocznego ru c h u protoplazm y, w yróżnia się nadto trzon kam i okrytem i chropow atym nabłonkiem . N a j­

bardziej je d n a k o drębną postać od typu ogólnego p rz ed staw iają w łosy gruczołow e znajdujące się czasami w m ałej ilości na ogonkach kw iatow ych ostróżki zbożowej (Delphinium consolida). Są to u tw o ry (fig. 7) złożone z je d n e j kom órki, o błonie żółto- zielonaw o zabarw ionej, m ające podstaw ę szeroką, wyciętą, stanow iącą g ru c zo ł, k tó ra

przechodzi następnie w d łu gą cienką rurkę, opatrzoną kan ałem otw artym idącym od zbiornika aż do w ierzchołka, z tego w ydo­

byw a się gęsta biaław a substancyja, n a któ- rój oprócz py łu atm osferycznego nie w i­

działem żadnych przylgniętych owadów.

O stróżki ogrodow e ta k o kw iatach pojedyń­

czych ja k pełnych posiadają zawsze takie włosy rozrzucone dosyć licznie n a całej ło ­ dydze, p łatk ac h ko ronow ych od stro n y ze­

w nętrznej i na szyjkach pręcikow ych.

B yć m oże, że okazy ogrodow e bardziej w ystaw ione na nieprzyjazne w pływ y ze­

w nętrzne, w celu zabespieczenia się od nich, o kryw ają się znaczną ilością tych organów dodatkow ych, podczas gdy osobniki ro s n ą ­ ce m iędzy zbożem, jak o lepiej osłonięte, a tem samem i mniej przystępne dla szko­

dliw ych czynników , w y tw arzają j e tylko czasam i i to w szczupłej liczbie.

Spom iędzy 40-tu roślin różnogatunkow ych opatrzonych we włosy gruczołow e, które m iałem sposobność rospatryw ać, w iększa część objaw iała n a sobie ślady bytności ow adów , niezaw sze je d n a k b ra k wszelkich oznak je st dowodem , że one nie odw iedzają rzeczonych przyrządów , często dlatego ich tam nie spostrzegam y, że w ydzielina w ysą­

cza się w zb y t m ałych dozach aby m ogła je uwięzić. W każdym razie m niejsza ilość m ateryi je s t zawsze m niejszą p rzy nętą, dla tego to rośliny o włosach gruczołow ych najobficiej w ydzielających,

najliczniej

są odw iedzane. Do roślin

tej

kategoryi n a le ­ żą przedew szystkiem następujące: zaw ierat- k a fijoletow a (P e tu n ia violacea) n a całej pow ierzchni o k ry ta gęstą pow łoką w mowie będących organów (fig. 8), często literaln ie oblepionych przez n ajm niejsze owady dwu- skrzy d łe (D iptera) czyli m uchow ate. D ział ten w liczbie k ilku gatunków spotyka się praw ie w yłącznie na rozm aitych włosach gruczołow ych; bardzo rzad ko w idyw ałem ow ady półpokryw e (H em ip tera) w yjąw szy mszyc (A phis) i tęgopokryw e (C oleoptera).

N iem niej naw iedzanem i są: roschodnik ko­

sm aty, w ilżyna bezb ro nn a (O nonis hircina), tręd o w n ik główkowy, przynęcający owady praw dopodobnie nietylko zapachem wy­

dzieliny, ale i p ięk nym kolorem swych g ru ­

czołów, k tó re wobec nieoznaczonej barw y

sam ych kw iatów prędzej i łatw iej w padają

(5)

Nr 15.

w oczy tych m aleńkich istot. Ł om ikam ień n i­

ski i ziarn isty (S axifraga trid acty lites et gra- n ulata) o b ad w ao k ry te są,

z a w s z e

mnóstwem dipterów , pom iędzy k tórem i zauw ażyłem parę razy i uw ięzione chrząszcze. J u ż D ru - ce w ro k u 1875 donosił w P harm aceutical J o u rn a l, że w idział na liściach łom ika ni­

skiego przyczepione resztki owadów, o czem wspom ina D arw in w p rzy p isk u swego dzie­

ła p. t. „Rośliny ow adożerne”. P ozosta­

łości tych nie należy je d n a k uw ażać za sk u ­ tek traw iących własności w ydzieliny, ale za następstw o x-oskładu w yw ołanego d ziała­

niem ciepła, w ody i grzybków m ikroskopij­

nych. P rzebieg niszczenia pod w pływ em rzeczonych czynników , odbyw a się zw olna i niew idocznie. G dy ow ad zetknie się z wy­

dzieliną i uczuje trudność w ydobycia swych członków, w tedy stara się wyswobodzić, co je d n a k niełatw o daje się uskutecznić, uw ol­

niw szy bowiem je d n ę część swego ciała przez szam otanie p rzylega natychm iast in ­ ną,, przyczem w yczerpuje coraz bardziój swe siły i w końcu po darem nych trudach um iera. P rzy k lejo n e zw łoki po niejakim czasie kurczą się i trac ą swą n atu ra ln ą p o ­ stać, w takim stanie oglądane okiem nieu- zbrojonem przedstaw iają, się ja k o cząstka lub reszta całości, b adane je d n a k pod dro- bnowidzem okażą w szystkie n arząd y zew nę­

trz n e , k tóre dopiero po dłuższym przeciągu czasu u legają roskładow i. Istotnego znisz­

czenia dokonyw a nie w ydzielina ale wilgoć, ciepło, a nadew szystko w spom niane paso­

ż y t y , przyspieszające może najbardziej dez- organizacyją tru p a.

Znaczny pro cen t roślin o włosach g ru ­ czołow ych bardzo licznie przez owady od­

w iedzanych dostarcza ro d zin a gwoździko- w atych (C aryophyllaceae), spomiędzy któ ­ rych w ym ienię tylko firletkę smółkę (Ly- chnis viscaria) i lepnicę baldaszkow atą (Si- lene arm eria), zasługujących bardziój na uw agę z pow odu możności p rzy trzy m y w a­

nia większych organizm ów . P ierw sza po­

siada włosy w ydzielające tylko na kieli­

chach i to w małój ilości, d ru g a zupełnie jest ich pozbaw ioną. O bie je d n a k opatrzo­

ne są w nieznaczne gruczoły, znajdujące się p rz y kolankach łodyg, w ydzielające obficie gęstą m ateryj ą, do którój w idyw ałem p rz y ­ lgnięte nietylko owady dw uskrzydłe, tra ­

fiające się tu taj nielicznie, ale także m rów­

ki, zdaje się, z g atu n k u F orm icacaespitium , pająki, a naw et d rob ne gąsienice m otyli.

Nie można w ątpić, że p rzyrządy te, z a g ra ­ dzające przystęp silniejszym ustrojom , m o­

gą niekiedy n ad e r skutecznie obronić rz e ­ czone rośliny od napaści szkodliw ych dlań stw orzeń.

B ardzo zajm ującym je s t rów nież rd c st ziem now odny (Polygonum am phibium ), p o ­ jaw iający się w dw u odm iennych postaciach, stosownie do tego, czy rośnie w wódzie, czy na g run cie mniój lub więcój wilgotnym . I tak , okazy w odne m ają łodygi pływ ające, liście długoogonkow e, eliptyczne, gładkie, na obwodzie tylko niekiedy rzęsow ate, pod­

czas gdy osobniki lądow e posiadają łodygi w yprostow ane, liście krótkoogonkow e, la n ­ cetow ate i z obu stro n włosam i okryte, te jedn akże niezawsze są gruczołow e, ja k to m niem a K e rn e r, owszem, daleko częściój spotykałem na nich włosy zwyczajne, być więc może, że te ostatnie po jaw iają się ty l­

ko na m łodszych okazach tój rośliny, k tó ra ja k o trw a ła , okryw a się dopiero w następ­

nych latach włosam i w ydzielaj ącemi. W sp o ­ m niany K e rn e r w swem dziele „D ie S chutz- m ittel der B luthen gegen u nb erufene G a- ste ” tłum aczy znikanie i pojaw ianie się przyrządów gruczołow ych n a rdeście zie­

m nowodnym (fig. 9) tem, że dopóki ro śli­

na żyje w w odzie zabespieczoną je s t od owadów pełzających, nie potrzebuje więc żadnych środków obronnych; przeciw nie, je ś li w oda wyschnie i roślina zmuszoną bę­

dzie przebyw ać na lądzie, w tedy na jój li­

ściach i łodydze powstają, wspom niane o r­

gany, zagradzające swą kleistą, wydzieliną, rzeczonym tw orom przystęp do kw iatów . O p ierając się n a własnych spostrzeżeniach wątpię, aby włosy gruczołowe m iały na ce­

lu tylko powyższe zadanie, k tó re zw łasz­

cza n a rdeście ziem nowodnym nie d aje się udow odnić, raz dlatego, że b łotna jeg o o d ­ m iana w ytw arza kwiaty dosyć rzadko ’), a i te przy skromnój swój pow ierzchow no-

ł) Rzadki objaw powstawania kwiatów u osobni­

ków lądowych, należy prawdopodobnie przypisać temu, że materyjały przeznaczone na utworzenie kwiatów, zużyte zostają na korzyść włosów gru­

czołowych.

(6)

230

W SZECH ŚW IA T.

Nr 15.

ści n ie mogą. znowu tak bardzo przy nęcać k u sobie szczupłego zastępu ow adów pełza­

jący ch,żeb y aż trzeba było specyjalnych o r­

ganów do położenia tam y ich napadom . P o- wtóre, form a ta ja k o rosnąca w yłącznie w miejscach w ilgotnych lu b bagnistych, je s t ju ż tem samem nieprzystępną dla isto t tego rodzaju, w reszcie w ydzielina włosów g ru ­ czołowych tój rośliny, ja k k o lw ie k obfita nie wysącza się w takićj ilości, aby m ogły w niój zagrzęznąć w iększe ow ady prócz drobnych dipterów , k tórych tu taj bardzo licznie spo­

tykałem .

O dm iana w odna nie je s t także zupełnie bezbronną, gdyż kw iatow e jój głąbiki o k ry ­ te są włosam i zw yczajnem i, przyczem jój gładkie często połyskujące liście opatrzone są na obw odzie w tw a rd y rzęsow aty o b rą ­ bek, u tru d n iając y ich nad g ry zan ie m n iej­

szym tw orom , które, z p rzyczyny płaskiego rozłożenia tychże liści na pow ierzchni w o­

dy, nie są w stanie z łatw ością uchw ycić je od spodu swemi szczękam i, zw racają się do brzegów ja k o dających się sw obodnie ująć, tu jed n ak że sp o ty k ają w spom nianą obw ód­

kę, a ta w w ielu razach może opóźnić lub pow strzym ać ich napad. Z daje się więc praw dopodobniój, że oba rodzaje ty ch o r ­ ganów dodatkow ych zabespieczają rd est ziem now odny od żarłoczności niektórych zw ierząt.

Z tego co się powyżój pow iedziało, w idzi­

my, że włosy wogóle m ają na celu ochronę roślin od n ieprzyjaznych czynników , p o ­ między któ rem i do najw ażn iejszy ch zaliczy ć należy ow ady szkodliw e, oraz zgubne w p ły ­ wy atm osferyczne. O d tych ostatnich z a ­ bespieczają szczególniój w łosy zw yczajne, okryw ające tak często m łodociane p ęd y g ę­

stą pow łoką, k tó ra ch ro n i je n iety lk o od zbytecznego zim na ale i od skw arnych p ro ­ mieni słońca. N adto w wielu razach odstrę- czyć mogą swą obecnością gąsienice m otyli, pożerających niech ętn ie liście o patrzone szorstkim włosem, tudzież w strzym ują m szy­

ce i inne ow ady od n a k łu w a n ia roślinnych tkanek lub żyw ienia się ich sokam i. O prócz dodatniój mogą mieć w łosy zw yczajne i u je ­ m ną stronę, polegającą na tem, że z łatw o ­ ścią zatrzym ują unoszące się w pow ietrzu rozliczne pyły, a więc i zaro d n ik i g rz y b ­ ków drobnow idzow ych, pom iędzy tem i nie

rzadko trafić się mogą g atu n k i nader szko­

dliwe, je śli nie dla roślin, na któ ry ch p o ­ czątkow o osiadły, to dla innych zn a jd u ją­

cych się może w bliskości.

AVłosy gruczołow e objaw iają te same w ła­

sności, a naw et o w iele przew yższają p o ­ przednie pod względem ochronnego działa­

nia, zw łaszcza gdy ono zw rócone jest przeciw napadom owadów roślinożernych.

D rob ne zaś dw uskrzydłe, tyle razy powyżój wspom niane, nie w y rządzają żadnój wido- cznój szkody, gdyż żywią się tylko w ydzie­

liną gruczołów i z tego pow odu wyłącznie n aw iedzają rośliny, k tó re najczęściój pozba­

w iają ich życia bez żadnój d la siebie ko­

rzyści.

W łosy gruczołow e mogą spełniać jeszcze inne czynności, niekiedy bowiem zdają się mieć za zadanie w ydalanie pew nych stib- stancyj, k tórych roślina nie może się pozbyć in ną drogą. Za p rz y k ła d w tym w zględzie weźmy leszczynę pospolitą, należącą, ja k wiadom o, do g ru p y anem ophiliów , owady więc dla niój nie m ają żadnego znaczenia, mimo to m łode jó j pędy o k ry te są do p ew ­ nego czasu, to je s t dopóki nie osięgną z u ­ pełnego rozw oju, włosam i gruczołow em i, k tó re swą w ydzieliną przyn ęcają mszyce i ow ady dw uskrzydłe, k arm iące się tą ma- te ry ją i pobudzające tem samem gruczoły do częstszego jó j w ydzielania.

M niem anie jak o b y o rgany w m ow ie b ę ­ dące m iały za specyjalność zabespieczanie kw iató w od przystępu owadów pełzających, może się stosow ać tylko w n ad er ograniczo­

nym stopniu do roślin krajow ych, raz d la­

tego, że fauna nasza posiada b ardzo mało odpow iednich stw orzeń, któreby n aw ied za­

ły k w iaty , a po w tóre włosy w ydzielające są zaw ątłe, aby mogły pow strzym ać w p o ­ chodzie większe organizm y, chociażby te ostatnie pod w zględem w zrostu i siły r ó ­ w nały się tylko mszycom, k tó re w n ajw ięk - szój liczbie w ypadków bezkarnie stąpać m o­

gą po kleistój w ydzielinie. W reszcie k w ia­

ty w ielu roślin opatrzonych włosam i g ru ­ czołowem i p o siadają budow ę zabespiecza- jącą je w zupełności od odw iedzin nie­

przy jazn y ch gości, p rzy rząd y więc w ydzie­

lające byłyby w tak im razie niepotrzebnym zbytkiem , w ygórow aną przezornością.

__________ B . Eichler.

(7)

KILKA O W AG OGÓLNYCH

0 ZWIERZĘTACH S Z K O D L I W Y C H "

W liczbie w rogich czynników , niszczą­

cych czasem zupełnie plon ciężkiej pracy rolnika, niepoślednie zajm uje miejsce św iat zwierzęcy, a n ieraz się zdarza, że im nie­

przyjaciel je s t słabszy, drobniejszy i na pierwszy rz u t oka mniej niebespieczny, tem bardziej w g runcie rzeczy je st on szkodli­

wy, a w alka z nim tem trudniejsza, zrzadka tylko wieńczy się pom yślnym dla człow ie­

k a skutkiem .

Je d n a przy tem okoliczność zastanaw iała może niekiedy ro ln ik a, patrzącego ze sm ut­

kiem na zniw eczony owoc swojej pracy.

A m ianowicie zdarza się, że przez dni kilka, a czasem jak g d y b y nagle n a skinienie j a ­ kiejś różczki czarodziejskiej, zjaw ia się nie­

zliczona moc drobnych szkodników , którai obsiadłszy ro lę lub di-zewa lasu, w ciągu p aru dni łub tygodni doszczętnie je ogołaca z liści. Zdziw ieni zapytujem y, skąd się bie­

rze ta sfora żarłoczna? W czoraj nie w i­

dzieliśm y ani j ś j śladu, a dziś całe pole jest przez n ią pokryte! D aw niej przypuszczano, że w tak ich w ypadkach ma miejsce samo- rództw o, że ślim aki i m yszy pow stają z g ru n ­ tu w ilgotnego, gąsienice m uch z mięsa, sera i t. p. W k ra ja c h nieucyw ilizow anych lu ­ dność do dziś dnia w to w ierzy, lecz nauka dow iodła błędności tych dziwacznych p rz y ­ puszczeń, uzasadniw szy natom iast tw ierdze­

nie, że każda igtota żyjąca powstać może tylko z podobnej do siebie rów nież żywej istoty, więc jeżeli łąk a zaludni się jakiem iś szkodnikam i, to m usiały one się zrodzić z ta- kioh sam ych ja k i one szkodników , t. j.

z rodziców swoich. A le chociaż to nie ule­

ga kw estyi, jednakow oż zagadkow em się nam w ydaje takie gw ałtow ne nieraz p o ja­

wienie się licznych zw ierząt szkodliw ych.

N iektórzy przypuszczają, że to zjaw isko objaśnić sobie m ożna je d y n ie zapomocą w ę ­

*) Podług pracy dra Ritzem a Bos „Beitrage zur Kenntnis landwirtschaftlich schadliche TMere“.

drówek. Rzeczywiście w pew nych w ypad­

kach je s t to p raw dą, lecz o wiele częściej miejsce p o b y tu zw ierząt je st też zarazem i miejscem ich urodzenia. J e s t to rzeczą wa­

gi pierw szorzędnej, gdyż znajom ość bliższa w arunków , odgryw ających tu rolę przew aż­

ną, niepom iernie ułatw ić może odnalezie­

nie środków , m ających na celu zapobieganie zbytniem u rozm nożeniu się nieprzyjaciela.

Różne gatunki zw ierząt szkodliwych p rz e d ­ siębiorą w ędrów ki, będąc do nich zmuszone przez b ra k pokarm u dla siebie lub dla przy ­ szłego swego potom stwa. Pow szechnie zna­

ne są z tego skandynaw skie lem ingi (Myo- des lem nus), k tóre tłum nie przenoszą się z jednego pola na drugie. Ze szarańcza w ielkie przebyw a przestrzenie je st rzeczą ogólnie wiadom ą, lecz i inne ow ady również to czynią. T a k np., pospolity biały m oty­

lek, kap u stn ik (P ieris brassicae), odbyw a nieraz dość znaczne w ędrów ki. Na o lb rzy ­ m ią skalę m iało to m iejsce w roku 1876.

W wielu m iejscowościach Niemiec, H olan- dyi i Belgii spostrzeżono inniój lub więcćj liczne tłum y tych skrzydlatych podróżni­

ków , a nad je d n ą z wsi niderlandzkich wi­

dziano chm arę n a kilk a w iorst szeroką; od godz. 12 ran o do 7 w ieczorem trw a ł ich po­

chód, a słońce ja k g d y b y gęstą chm urą cały czas było przysłonięte.

L ecz wogóle przyjąć można, że na sto w ypadków raptow nego po kazania się licz­

nych rzesz owadzich zaledw ie jed en p rzy ­ pisać można wędrówkom . W szak i bez nich może się rozm nożyć w olbrzym iej ilości ka­

pustnik. K ażd a sam iczka sk ład a około 200 jajeczek, a corocznie przynajm niej dw a wy­

stępują pokolenia. Je d n a więc sam iczka wczesną wiosną zrodzona może dać k u je ­ sieni początek 20000 gąsieniczek, jeżeli przypuścim y, że tylko połowa pierw szej se- ry i jajec zek rozw inie się w dojrzałego mo­

tyla (200X 100). Zresztą owo gw ałtow ne rosplenienie się kapustnika je s t w gruncie rzeczy zjaw iskiem pozornem. S am iczka bo­

wiem poraź pierw szy sk ład ając ja jk a (na wiosnę) nie zawsze je um ieszcza na listkach kapusty, k tó ra wtedy je s t jeszcze zbyt m a­

ła, lecz na liściach gorczycy, lniank i siew­

nej, oraz różnych roślin dziko rosnących

z rodziny krzyżow ych. W sk u tek więc te ­

go, że gąsieniczki rossiedlone zostają na

(8)

wiolkićj stosunkowo przestrzen i i pierw sze chw ile swego życia p rzeb y w ają na ro z m a i­

tych ziołach, nie zw racają dostatecznie n a­

szej uwagi. Lecz gdy liczba ich w zrośnie, a wszystkie zbiorą się u w spólnego biesia­

dnego stołu, t. j. na polu obsianem k ap u stą, wtedy dopiero ze zdziw ieniem spostrzegam y niezliczone ich grom ady, a szczególnie nisz­

czącą ich działalność i w ten sposób zagad­

ka rozw iązana. L ecz, za p y ta cz y teln ik , dlaczego nie corok ta k a ich ilość w ystępuje?

P o bliższem ro sp a trzen iu spraw y i n a to łatw o odpow iedzieć. M o ty le, k tó re się z w iosną w ylęgły, zim ow ały pod postacią poczw arek na ja k im ś pniu drzew nym , na płocie, m urze i t. p. W ystaw ione więc b y ­ ły na dotkliw e zm iany atm osferyczne: m róz tęgi w zim ie, to znow u żar słoneczny ku je ­ sieni, szkodliw ie m ogły n a nie oddziałać.

A gdzież są z w a rte szeregi ptaków , tych n ieu b łag an y ch napastników ro d u ow adzie­

go? A czy p ró żn u ją liczne rzesze ow adzia- re k (Ichneum on) co to p o d stęp n ie sk ła d a ją swe jajec zk a do w nętrza poczw arek? W s k u ­ tek ty ch szkodliw ych w pływ ów n iera z ze stu poczw arek zim ujących zaledw ie dziesięć p rz etrw a ć może do następnej wiosny. Z j a ­ je k złożonych znów n a wiosnę przez m o ty­

le, które się z tych dziesięciu p oczw arek na­

rod ziły, znow u znaczna część zginąć może z tych sam ych przyczyn; nic więc dziw nego, że mimo znakom itej płodności swojej liczba kapustników zw ykle nie p rz ek ra cza p ew ­ nych g ra n ic i tylko p rz y szczególnych sp rzy ­ jając y ch w aru n k ach owad ten w ystępuje

w olbrzym iej obfitości.

W ogóle m niej lub więcej liczne rosple- nienie się g atunków zw ierzęcych zaw isło przew ażnie od następujących m om entów:

1) obecności lu b b ra k u odpow iedniej ilości właściwego pokarm u, 2) klim atu wogóle i stanu pogody, 3) obecności m niej lub w ię­

cej licznych w rogów n atu raln y ch . R ospatrzm y po kolei te czynniki.

P od względem p o bieraneg o pokarm u owady mogą być podzielone na m onofagi i polifagi, t. j. takie, k tó re żyw ią się j e ­ dnym tylko gatunkiem roślin lu b też w ielo­

ma. Chcąc przepolszczyć te nazw iska po ­ wiedzieliśm y jedno- i w ielożerne. P o d ział ten jed n ak że nie je st ścisły, wogóle bowiem praw ie że nie znam y owadów, k tó reb y się

232 N r 15.

k arm iły je d n ą tylko w yjątkow o rośliną.

K o rn ik d ru k a rz (B ostrychus ty pographus) nie spotyka się w yłącznie pod korą jo d ły , ja k daw niej m niem ano, gdyż można go nie­

raz znaleść i w m odrzew iu oraz na sośnie.

Gąsienica tru p iej głów ki (A ch ero n tia atro- pos) początkow o przem ieszkiw ała na li­

ściach jaśm in u i dopiero w tedy, gdy do E u ­ ropy sprow adzono kartofle, zm ieniła ona powoli miejsce swego pobytu. L iszk a zm ro- cznika (D eilephila) żyła w X V I I I i na po­

czątku X I X w ieku na liściach k rzew u w in ­ nego, dzisiaj dostrzegam y j ą częściej na różnych gatu n k ach fuksyj, hodow anych po ogrodach. W iadom o, że tarczy k m gław y (Cassida nebułosa) zazw yczaj przebyw a na różnych roślinach, przew ażnie zaś lebioda i kom osa służy mu za pokarm , a w ciągu tego stulecia coraz częściej osiedlał się na b u ra k u pastew nym i cukrow ym . Z faktów tych w ażny w ypływ a wniosek. Albow iem o pierając się na zasadzie bezw arunkow ej m onofagii, m yślano, że uda się uch ron ić ro ­ ślinność od owadów szkodliw ych, przeszcze­

piając do n as różne cudzoziem skie g atunki.

D ośw iadczenie jed n ak że obaliło ten rzeko­

mo szczęśliwy pom ysł, a np. w szystkie am e­

ry kań sk ie g atu n k i dębów hodow ane w E u ­ ropie byw ają napastow ane przez te gąsie­

nice i galasów ki, k tóre niszczą drzew a m iej­

scowe.

L ecz jeżeli praw dziw ie jednożernych owa­

dów je st ta k m ało, zato polifagija innych u jaw n ia się w n ad e r rozm aitym stopniu, a dla ro ln ik a nie je st to bynajm niej rzeczą obojętną.

B y t zwderząt, k tó re się karm ią roślinam i, należącem i do najróżnorodniejszych rodzin, je s t niezależny od tego, czy pew ne rośliny są u p raw ian e czy nie. Z n ajdą one sobie zawsze p ok arm odpow iedni, a w alka z nie­

mi je s t p ra w ie niem ożebna. N p. p ra w d zi­

wie w ielożernym ow adem je s t błyszczka (P lu sia gam m a), której liszka najchętniej żyw i się liśćm i i łodyżkam i koniczyny, gro ­ chu, fasoli, bobu, groszku, g ry ki, ptasiego rd e stu , łopuchy, gorczycy, lebiody i t. p., słowem liśćm i p raw ie w szystkich roślin z w yjątkiem traw iastych, oraz większości drzew i krzew ów . W y stęp u ją takie p ra w ­ dziw e polifagi corok w liczbie dość pok aź­

nej,

bo zawsze odnajdą sobie pokarm . Lecz

W SZECH ŚW IAT.

(9)

w latach sprzyjających mogą, się one ro z­

mnożyć w sposób tak gw ałtow ny, że b yw a­

ją, pożarte p ra w ie w szystkie zioła, p o k ry ­ wające glebę danej miejscowości. M iało to miejsce w lecie 1879 roku w E u ro p ie z a ­ chodniej.

W w ypadkach ograniczonej polifagii ow ady karm ią się przew ażnie pokrew nem i gatunkam i roślin, czego przyczyna tkw i praw dopodobnie w tój okoliczności, że za­

w ierają one zw ykle jed nakow e lub też p o ­ dobne substancyje, k tó re d la jed n y ch zw ie­

rząt są przyjem ne, dla innych zaś p rzy k re lub szkodliwe. Nie je s t to jed n ak że p ra w i­

dłem ogólnem, j a k to zresztą w idzim y na p rzykładzie ze zm rocznikiem .

By nie wym rzeć, ow ad potrzebuje pewnćj określonej ilości właściw ego dlań pokarm u:

o wiele większego zasobu, by się mógł licznie bardzo rozrodzić. D latego też o w a­

dy, żywiące się dzikiem i ziołam i, prawie nigdy nie m ogą w ystąpić w tak olbrzym iej masie, ja k te, które za ofiarę swój żarłocz­

ności w ybierają rośliny hodow ane na p o ­ lach. Oczywiście, zielska bardzo rzadko rosną w większych ilościach i dlatego g ą­

sienice zjadłszy to, co znalazły na m iejscu swego urodzenia, giną w krótkim czasie z powodu b ra k u odpow iedniej paszy.

I rzeczywiście, gdy pew ien owad przeby­

wa na dzikich ziołach w ystępuje w

małej

liczbie, lecz niech się tylko przyzw yczai do roślin hodow anych, a w net ukazuje się w niebyw ałych dotąd rozm iarach. N aprzy- kład osław iony chrząszczyk C olorado do­

piero wtedy dla ro lnictw a stał się istotną plagą, gdy z dziko rosnących roślin psian ­ kow atych przew ędrow ał na kartofel i w nim zasmakował.

Ze nadm ierne rospładzanie się pew nych owadów szkodliw ych w ścisłym pozostaje zw iązku z ilością pokarm u, ja k i one z n a j­

dują, ważną je s t dla ro ln ik a wskazówką.

U czy ona, że najlepszą bronią przeciw ko takim szkodnikom je s t rozum ne stosowanie płodozm ianu. D ośw iadczenie uczy, że zn a­

ny chrząszczyk A to m aria lin earis przynosi w ielkie szkody na polach, gdzie czas dłuż­

szy sadzone były bez przerw y burak i cu­

krow e. P odobnież T ylenchus devastatrix będąc wielożernym przek ład a mimo to j e ­ dne rośliny nad drug ie i rosplenia się szcze­

gólnie w m iejscowościach, gdzie prow adzo­

ną je st n ieu stan na u p raw a żyta. Jednem słowem b ra k odpow iedniego płodozm ianu sprow adza rospow szechnienie się owadów szkodliwych, podczas gdy właściwe zm ia­

ny w zasiewach mogą w yw ołać ich w ytę­

pienie.

(dok. nast.).

A d am Lande.

OBŁOKI ŚWIECZCE.

Jak k o lw iek niedaw no podaliśm y w piś­

mie naszem szczegółowy rozbiór zjaw isk, w ywołanych przez w ybuch w ulkanu K r a ­ kato a (N r 5 i 6 z r. b.), w ypada nam obe­

cnie znowu o rzecz tę potrącić, a to ze w zględu na pew ną k ategoryją objawów, na któ rą autorow ie spraw ozdania angielskiego uwagi bliższej nie zw rócili. M ówimy tu o obłokach czyli chm urach świecących, k tó ­ re zaczęto obserwować w E uro pie w lecie 1885 r., zatem we dwa dopiero lata po tym w ybuchu, ale jeszcze przed zupełnym zani­

kiem słynnych łun zm ierzchow ych i które o dtąd p ow tarzały się i,w latach następnych, w tejże samej porze ro ku , lubo ze słabną- cem coraz natężeniem . P o uderzających objaw ach czerw onych zm ierzchów słabsze światło tych obłoków nie ściągnęło na siebie należytej baczności, w ostatnim je d n a k ze­

szycie nowego pisma berlińskiego „H im m el und E rd e ” napotykam y w przedm iocie tym pracę p. O. Jessego, ciekawą zarów no ze w zględu zebranych przez autora dostrze­

żeń, ja k i wniosków, które stąd w yprow a­

dza i do objawów kosm icznych stosuje,—

dlatego też należy nam z treścią tój pracy czytelników naszych zapoznać.

O błoki świecące, o których mowa, zaczę­

to dostrzegać w E uropie środkow ej w p oło­

wie Czerw ca 1885 r. A u to r zauw ażył je poraź pierwszy w nocy z 23 n a 24 Czerwca;

po upływ ie pewnego czasu po zachodzie słońca w ystąpiły na niebie obłoki w formie chm ur pierzastych, w yróżniające się nie­

zw ykłą jasnością; około godziny 10 północ-

nozachodnia okolica nieb a zajęta była niemi

(10)

234

W SZEC H ŚW IA T.

N r 15.

aż do wysokości 20°, co odpow iada około 40-krotnćj średnicy księżyca. W Warstwie tćj rozróżnić można było trz y pasy poziomo ułożone; najniższy przed staw iał w ejrzenie matowe, żółtawe, powyżej niego rosciągał się pas o szerokości k ilk u stopni, jaśn iejąc y pięknem św iatłem srebrzystem , a dalej n a­

stępow ał pas inny, o odcieniu niebieskaw ym . Na tle tych obłoków św iecących m ożna b y ­ ło w yróżniać ry su n k i rozm aitej form y, głó ­ w nie koło w e, o pow ikłanych sm ugach.

W pół godziny później wysokość pasów nie­

co się zm niejszyła, g ó rn y zw łaszcza stał się węższym, poczem zupełnie znikły.

W ciągu następnych, tygodni zjaw isko to pow tarzało się niejednokrotnie, ale w końcu L ip ca ustało nagle i m ożna było sądzić, że zakończyło się zupełnie; w początkach wszakże C zerw ca 1886 r. obłoki te św iecą­

ce znów się ukazały w tenże sam sposób, ja k ro ku poprzedniego i znów p rz etrw a ły do końca L ipca. W y stęp o w ały one rów nież i w ciągu dw u lat następ nych, lubo coraz słabiej, ale nie w idziano ich n ig d y przed końcem M aja ani po końcu L ipca.

N iektóre okoliczności tego zjaw iska szcze­

gólnie okazyw ały się ud erzające. P rze z pew ien m ianowicie czas po zachodzie słoń­

ca niebo północno-zachodnie w ydaw ało się zupełnie czarne i n ieprzen ikliw e, ja k k o l­

wiek słońce zachodziło na niebie pogodnem ; w wysokościach dopiero wyższych, od 10°

do 20°, ja śn ia ł silny blask sreb rzy sty , k tó ry zw olna rospościerał się ku dołowi. O k o li­

czność ta w ytłum aczyć się daje je d y n ie przypuszczeniem , że silne skupienie części składow ych ow ych obłoków jaśn iejący ch p rzy tłu m ia zupełnie prom ienie słoneczne.

O bjaśnia to załączona rycina. B je s t m iej­

sce obserw acyi, B H je g o poziom, B K lin ija w ierzchołkow a czyli sk iero w an a k u ze n ito ­ wi, W W w arstw a obłoku świecącego; pod poziomem zn ajd u jące się słońce oświeca a t­

mosferę prom ieniam i sw em i S! S2, S 3 S 4, które dla znacznej je g o odległości m ają przebieg rów noległy. P ro m ień S! S2 p rz e­

chodzi w pobliżu pow ierzchni ziemi OB, prom ień S3 S4 sunie w znaczniejszej od nićj odległości i dotyka dolnój pow ierzchni u wa- żanćj w arstw y W W .

Otóż rysu nek ten uczy nas bespośrednio, że prom ień S3 S4 przebiega d ługą drogę

w tćj w arstw ie i ulega takiem u p rz y tłu m ie­

niu, że nad poziomem B H nie dostrzegam y świecącego obłoku, a okolica ta nieba w y­

daw ać się nam musi ciemną. P rom ień n a­

tom iast S, S 2 w przejściu przez w arstw ę W przy Si niew iele tylko traci św iatła, p rzy S2 zachow uje przeto dostateczne jeszcze n a­

tężenie, aby część tę obłoku ja sn o nam oświecił. Na praw o w zględem S2 obłoki zgoła ju ż świecić nie mogą, tam bowiem b ry ła ziem ska prom ieni słonecznych nie do­

puszcza, a lin ija T S 2 ogranicza cień przez ziem ię rzucany .

P ostać obłoków u legała w ogólności szyb­

kim bardzo zm ianom , po upływ ie k ilk u już

S

h

-

/ * / U / V \

S i / M

V

m inut przed staw iały często odm ienne w ej­

rzenie. J a k powiedzieliśmy, form a ich p rz y ­ pom ina w ogólności chm ury pierzaste, ró ż ­ nią się wszakże jed n y m szczegółem, po k tó ­ ry m naty ch m iast rospoznać je można. J e ­ żeli m ianow icie chm ury pierzaste u kazują się w okolicy n ieb a rozjaśnionej zm ierz­

chem, to w ydają się ciem niejszem i aniżeli o taczające j e tło nieba; obłoki świecące n a ­ tom iast są zawsze jaśniejsze, aniżeli ro z le ­ gająca się dokoła nich okolica nieba, ok ry ta blaskiem zw ykłego zm ierzchu.

S tanow czą wszakże odrębność zw ykłych ch m u r pierzastych od tych obłoków św ie­

cących w skazuje znaczna różnica wysokości) w jak ió j w y stęp u ją je d n e i d rug ie; gdy bo­

wiem najw yższe w yniesienie ch m u r p ierza­

sty c h nie przechodzi 13 kilom etrów , wyso­

kość obłoków świecących oceniono na 7 5 im .

(11)

W ysokość tę oznaczyć m ożna było zarówno z czasu trw a n ia zjaw iska po zachodzie słoń­

ca, ja k i z obserwacyj w spółczesnych, d o ­ konyw any ch z różnych stanow isk, m etodą zatem wogóle używ aną do m ierzenia o d le­

głości pun któ w niedostępnych. O bserw a- cyje te pro w adzili pp. Stolze w B erlinie i Jesse w Potsdam ie, oraz d r C eraski i Bie- łopolski w M oskwie; z dostrzeżeń tych osta­

tnich obserw atorów wysokość obłoków wy­

padła 66 km . N adm ienić tu w ypada je s z ­ cze, że obserw acyje w B erlinie i P otsdam ie nie były prow adzone bespośrednio, ale po­

m iary dokonano na fotografijach, zdjętych jednocześnie w obu tych punktach, — foto- grafija bowiem i do tego celu w ybornie się nadaje.

Co do p ytania, ja k ie być może źródło tych niezw ykłych objawów , p. Je sse uw aża za rzecz b ardzo praw dopodobną, że są one, ja k pow iedzieliśm y, jed n em z następstw w ybuchu K rak ato a. O d czasu tój k a ta stro ­ fy aż do ich w ystąpienia upłynęły w p raw ­ dzie dw a lata, za przypuszczeniem tem j e ­ d nak przem aw iają różne względy.

W iem y, że zw ykłe chm ury pow stają przez wznoszenie się w górę p ary wodnój, zacho­

dzące bowiem p rz y tem rosszerzanie się g a­

zów pow oduje spadek tem p eratu ry , zaczem idzie zagęszczenie p a ry w odnćj w krople.

Podobnież w yobrażać sobie m ożna u tw o ­ rzenie chm ur świecących, jeżeli przypuści­

my, że zam iast p ary wodnćj inny gaz wzbi­

ja się w górę i tam ta k dalece się oziębia, że przechodzi w stan ciekły.

D w u tlen ek siarki często jest przez w ulkany w yrzucany; gaz ten pod ciśnieniem jednej atm osfery sk ra p la się ju ż w tem peraturze

—11°, przechodząc w ciecz bezbarw ną. Pod mniejszem ciśnieniem w ym aga on oczywi­

ście do sk ro p len ia tem p eratu ry niższćj, ale tem p eratu ra p rz estrze n i św iatow ćj, która wynosi zapew ne conajm nićj — 130°, w ystar­

czy do tego naw et, gdy ciśnienie spada do zera.

O tóż masy w yrzucone p rzez w ulkan K ra ­ katoa skład ały się niew ątpliw ie zarów no z cząstek stałych, z pyłu, ja k i z substancyj gazowych, oraz z p ary wodnćj. T a osta­

tn ia w górze uległa skropleniu i w róciła na ziemię w raz z większemi okrucham i, pozo­

stałe zaś gazy i cząstki py łu zm ięszały się Nr 15.

z pow ietrzem atm osferycznem i wraz z niem rozbiegły się n a w szystkie strony, a w gór­

nych w arstw ach atm osfery, pod wpływem dostatecznie ju ż zapew ne niskićj tem p era­

tu ry znaczna ich część skrop lić się m usiała.

P o skropleniu gazy stają się cięższemi od pow ietrza i opadają k u pow ierzchni ziemi;

spadek ten wszakże je s t ograniczony, skoro bowiem cząsteczki dostają się do w arstw cieplejszych, u latn iają się znowu i proces ten nanowo się pow tarza.

W tym stanie wszakże cząsteczki rospro- szone są n a znacznój przestrzeni, może po całśj ziemi, stanowią więc w arstw ę zbyt cienką, aby dostrzedz się dała. D o strzeg a­

my je d n a k często, że cząstki ciał stałych i ciekłych o kazują dążność do skupiania się.

P a r a wodna, dopóki w stanie lotnym zn a j­

duje się w atmosferze, rospościera się w nićj mnićj lub więcej; skoro wszakże zagęszcza się w ciekłe krople, zbliżają się one k u so­

bie, co się u jaw nia w w yraźnych zarysach chm ur; takę samę dążność do skupiania się dostrzegam y przy opadaniu* kryształów z rostw orów . W skutek podobnych właśnie działań nastąpić mogło i skupienie rospro- szonych w atm osferze cząstek skroplonych gazów; w ym agało to wszakże czasu znacz­

nego, czem się daje w ytłum aczyć, że zjaw i­

sko obłoków świecących nastąpiło dopiero we dw a lata blisko po w ybuchu K ra k a ­ toa.

{dok. nast.)

S. K.

ZE WSCHODNIEJ AFRYKI.

(Dokończenie).

G dyby tow arzystw o w schodnio-afrykań- skie założyw szy tyle stacyj było rospoczęło spokojną i oględną pracę na nich i p ro w a­

dziło j ą przez lat kilkanaście, b yłyby p rz e d - siębierstw a jego rozw inęły się i n ab rały zaufania u krajow ców , co zaś do handlu pow inni byli urzędnicy tego tow arzystw a uw zględnić ten fa k t w ielkićj wagi, że do­

tychczasowi kupcy arabscy i indyjscy od-

razu nie mogą się zrzec sw ych prerogatyw

(12)

W SZECHŚW IAT. N r 1 5 .

han d lo w y ch i praw a do egzystencyi, n aw et g dyby h andel ich ujem ne m iał strony, że tow arzystw o nie uw zględniło jed n eg o i d r u ­ giego, na to kilka przytoczym y p rz y k ła ­ dów.

Niemcy rospoczynali kolonizacyją z tem prześw iadczeniem , że ludność afry k ań sk a przyjm ie ich z otw artem i rękom a, d r J u h lk e pisze: „W szędzie w A fryce n aró d niem iecki je st znany ja k o najw iększa potęga w ojsko­

w a i we w szystkich okolicach — wiem y to z w łasnego dośw iadczenia — w ysłańcy nie­

m ieccy doznaje gościnnego przyjęcia, le- gienda o w ielkiej w ojnie z ro k u 1870 uto ­ ro w a ła sobie drogę aż do w n ętrza czarnego k o n ty n en tu ”. T en sam J u h lk e , ja k w iado­

mo czytelnikom z daw niejszych naszych a r ­ tykułów , został zastrzelony p rzez k ra jo w ­ ców w G ru d n iu 1886 r.

A lbo co za pew ność siebie p rz eb ija z li­

stu, k tó ry d r P e te rs w ystosow ał do su łtan a M an d ary u podnóża K ilim a N dżaro, gdy d r M eyer w ybierał się na zbadanie i w ejście na szczyt tćj góry. O to jeg o osnowa:

„D r K a ro l P e te rs, n aczelnik niem ieckie­

go tow arzystw a w k ra ju S uahili i Som al, sułtanow i M andary w k ra ju D żaga p o z d ro ­ wienie!

P oniew aż jesteś niem cem i moim p rz y ja ­ cielem i z d-rem Jiih lk e m zaw arłeś b r a ­ tnie przym ierze, posyłam ci mego oficera barona von E b e rste in . P rzy b y łem z B e rli­

n a do Z an z ib aru ja k o p rz y ja ciel w szystkich suahilijczyków , a szczególnie tw ój. B aro n E b erste in pow ie ci, że w krótce przyślę w ię­

cej

nicm ców do twego k ra ju , aby zajęli się budow aniem domów i szambów J), z a k ła ­ d ali drogi i upiększali i w zbogacali kraj twój i t. d .”.

P odczas pow tórnej w ypraw y na K ilim a Ndżaro, ten sam dr H . M eyer został o g ra­

biony i w końcu d o stał się do niew oli Bu- szirego, z którój ty lk o za w ysokim okupem zdołał się uw olnić.

T o n i postępow anie naczelników po b u ­ dziło n atu ra ln ie p o d rzęd n e organy, żeby być jeszcze bardziej „sznejdig” — ja k brzm i ulubiony w yraz w ojskow ych niem ieckich.

*) Szam ba oznacza plautacyją,.

N iedaw no zajm ow ał prasę następujący u ry ­ wek z listu jak iego ś H essla, u rzędn ik a tow a­

rzystw a w schodnio-afrykańskiego: „W T a- rabando (w pobliżu K ilim a Ndżaro) znale­

źliśmy m iejsce dla spoczynku, jestto wieś bogata, ale m ieszkańców m a gałgańskich.

W szystkie a rty k u ły spożyw cze m iały dwa- kroć wyższą, cenę niż gdzieindziej. Je d n e ­ go z tych gałganów , k tó ry był najgorszym , zw abiłem do nam iotu, kazałem zw iązać i za­

tkać usta, żeby nie m ógł w rzeszczyć, a zb i­

wszy go na kw aśne ja b łk o w rzuciłem do wody ażeby się ochłodził. O n się otrząsł i uciekł, ale to pom ogło, bo baby, k tó re przyszły z drobiem do koczow iska zaraz po- zniżały cen y ”.

Późniój H essel, au to r powyższego listu, został u rzędn ik iem celnym w K iloi, a po w ybuchu p o w stania p oległ z rą k pow stań­

ców.

Nie bez słuszności więc angielska księga niebieska zarzuca urzędn iko m tow arzystw a w schodnio-afrykańskiego postępow anie bez­

w zględne i surow e, naw et rząd niem iecki zarzu t ten u zn a ł za słuszny.

O bok bezw zględnego postępow ania niem ­ cy n arazili sobie arabów widocznem dąże­

niem do jaknajspieszniejszego opanow ania w szystkich zasobów państw a zanzibarskie- go. G łow nem źródłem dochodów su łtana i do brobytu kupców arabskich i indyjskich je st h an d e l z w nętrzem A fry ki, który się ko ncentru je w Z anzibarze i k ilk u portach nadbrzeżnych. Niem cy ju ż p rz y pierw szej ugodzie z su łtan em w końcu 1886 ro k u w y­

m ogli na nim , że im odstąpił pobór cła w dw u p o rtac h , P a n g a n i i D a r es Salaam , podczas gdy re sz ta w ybrzeża zanzibarskie- go, w szerokości 10 m il m orskich, pozostała pod jeg o zw ierzchnictw em . W roku 1888 poszli oni jeszcze dalej i spow odow ali su ł­

ta n a K alifa ben Said (su łtan Said Bargasz u m a rł w M arcu 1888 roku), że im ugodą z dn ia 28 K w ietn ia 1888 roku odstąpił na l a t 50 zw ierzchnictw o nad owym skraw kiem w ybrzeża zanzibarskiego, a osobliwie pobór cła we w szystkich portach.

P rz e z ten ak t niem cy stali się panam i ca*

łego han d lu w Z anzibarze, zobow iązali oni się w praw dzie płacić sułtanow i rocznie pe­

w ną sum ę z dochodów celnych, ale zarząd,

k o n tro la nad cłem i wogóle nad całym r u ­

(13)

Nr 15.

chem handlow ym przeszła do urzędników niem ieckich, a każdy kupiec arabski i in ­ dyjski, czy on m ieszka w Zanzibarze, czy nad jezioram i, m iał się poddaw ać rew izyi celników niem ieckich i zastosow ać do ich przepisów. Ze sułtan tę ugodę podpisał m ógł go tego nakłonić w idok pancerników niem ieckich, k tóre ciągle stoją w porcie zanzibarskim , ale pom iędzy całą ludnością arab sk ą na wiadomość, że zostali p o ddany­

mi tow arzystw a wschodnio - afrykańskie­

g o , pow stało groźne p o ru sz en ie, a na kontynencie strac ił sam sułtan wszelką po­

wagę.

D nia 16 S ierp n ia 1888 roku w głów nych miejscowościach odstąpionego w ybrzeża na­

stąpiło zatknięcie bandery niem ieckiej, ale ju ż w tym dniu wali (g u b ern ato r) w Baga- moyo ro b ił rozm aite trudności, w P angani zaś stronnicy wal ego z bronią w rę k u p rz e­

szkodzili zatknięciu bandery, dopiero pod eskortą 110 m ary n arzy z parow ca „ K a ro la ” m ożna było zaprow adzić w P an g an i adrni- n istracyją niem iecką. A le to wmięszanie się eskadry niem ieckiej, zdaje się, jeszcze bardziój ro zjątrzy ło ludność arabską, gdyż ju ż w początku W rześnia m ieszkańcy w P a n ­

gani pow stali przeciw niem com , a na czele tego ru ch u stan ął B usziri bin Salim, d a ­ w niejszy u rz ęd n ik sułtana. P ow stanie o gar­

nęło szybko całe w ybrzeże, urzędnicy niem- cy z p lantacyi i z portów zdołali uciec w części do Z anzibaru, w części zostali za­

bici lu b wzięci do niew oli, jed y n ie tylko Bagam oyo i D a r es Salaam pozostały w rę­

k u niem ieckiem , poniew aż są strzeżone przez załogę m ary n a rk i.

Nie przytaczam tu więcój szczegółów ze zbrojnego ru c h u w Z anzibarze, gdyż w ia­

dome one pew nie czytelnikom z pism co­

dziennych, a moim zam iarem je s t je d y n ie podać gieograficzny opis tere n u , na którym się obecnie toczy walka. Z dniem 2 G ru ­ dnia ro k u przeszłego eskadry angielska i niem iecka rospoczęły blokadę w ybrzeża zanzibarskiego, zakazując wywozu niew ol­

ników i dowozu broni i am unicyi. T o do­

lało oliwy do ognia, pow stanie ogarnęło ca­

ły obszar A fry k i wschodniej aż do jezior.

Z okolic tych b ra k nam w praw dzie do­

tąd wiadomości, ale że i tam dom inuje w pływ arabsk i, można się spodziewać n a j­

gorszych następstw dla licznych misyj tam ­ tejszych.

Pow stanie w schodnio-afrykańskie w ydar­

ło w jednej chw ili tow arzystw u wschodnio- afrykańskiem u wszystkie posiadłości nabyte z takim zapałem i, przyznać to trzeb a, z p o ­ święceniem; oficyjalnie tow arzystw o to obli­

cza swe straty m ateryjalne n a 650000 m a­

rek, ale daleko wyżej cenić trzeba stra ty m oralne, ja k ie przez to poniesie cywiliza- cyja europejska, która na tem w ybrzeżu kiełkow ać zaczynała. Niem ówiąc ju ż o n a ­ d er licznych misyjach nad T anganjiką, nad wybrzeżem zanzibarskiem znajd uje się około ośmiu m isyjnych stacyj francuskich, siedem należy do tak zw anych P óres noirs, z 50 zakonnikam i, je d n a do P&res blancs, ostatni m ają oprócz tego sześć stacyj nad T ang an jik ą, p rzy wszystkich stacyjach są obszerne plantacyje w anilii, kaw y i kakao;

anglicy m ają 30 stacyj m isyjnych z 60 człon­

kam i, roczne utrzym anie tychże kosztuje około 700000 m arek. Ze stacyj niem iec­

kich je s t je d n a katolicka w P ag u , trzy p ro ­ testanckie w różnych m iejscowościach. L o ­ sy stacyi katolickiej w P a g u są znane, jeżeli zaś pow stanie potrw a jeszcze dłużej i coraz bardziej rozogni fanatyzm arabów , tym sa­

m ym losom ulegnie pew nie i reszta stacyj m isyjnych.

W krótkości wy łuszczy my jeszcze, ja k ie p lan y na przyszłość m ają niem cy co do sw ych posiadłości w A fryce wschodniej.

K a rd y n a ł L av ig erie u trzym u je w liście w y­

stosowanym do kanclerza rzeszy niem iec­

kiej, że aby zapobiedz handlow i n iew o lni­

kam i p o trzeb a tylko rozlokow ać 500 żoł­

nierzy po m iejscach, gdzie się schodzą k a ­ ra w an y handlow e, m niejsze oddziały p o ­ w inny oprócz tego strzedz okolicy pom ię­

dzy pojedyńczem i garnizonam i, aby arab o ­ wie głów nych szlaków nie om ijali. P la n ten, zdaje się, pochw ycił rząd niem iecki, m ianow ał bowiem kapitana W issm anna, j e ­ dnego z pierw szorzędnych podróżników af­

rykańskich, wojskowym naczelnikiem wy­

brzeża zanzibarskiego, a do pomocy p rz y ­ dano mu 30 podporuczników i po ru czn i­

ków. W ojsko w sile 1000 lu dzi zaw er- bow ane zostanie z w ysłużonych żołnie­

rzy egipskich. A rm ija ta m a stłum ić

pow stanie arabskie i tw orzyć p raw do­

(14)

238

W SZECH ŚW IA T.

podobnie ją d ro arm ii kolonijalnój niem ie­

ckiej .

K ap itan W issm ann głów ną n a d z ie ję po­

k ład a w tem, że mu się uda odciągnąć m u ­ rzynów od ich dręczycieli arabów , w te n ­ czas nietrudno byłoby zgnieść potęgę a ra b ­ ską. Czy mu się to powiedzie? Ziom ek jego d r K . S chm idt ta k ch a ra k te ry z u je sto ­ sunek m urzynów do arabów : „G d y b y kto owym m urzynom k a z a ł w ybierać pom iędzy p racą niew olniczą u arabów , a p racą w ol­

nych robotników u europejczyka, wszyscy- by p rzy stali do a ra b a ”. (S ansibar sti\ 49).

N am się zdaje, że d r Schm idt m a słusz­

ność, arab um ie się obchodzić z m urzynem , a europejczycy tego dopiero nauczyć się m uszą. W nauce tej najdalej postąpili an- glicy, osięgają oni też ja k o ko lonizatorzy i podróżnicy najw iększe sukcesy. K ie w d a­

m y się w d łu g ie opisy kolonizatorskiego ta ­ len tu an glik ów , ale pow ażne nasze a rty k u ły zakończym y kilku hum orystycznem i szk i­

cami, k tó re p okazują, ja k an g lik naw et za-

‘ pom ocą b łaheg o k onceptu um ie się w y ra to ­ wać z groźnego położenia.

N ajw aleczniejszym , ale zarazem i n a j­

okrutniejszym szczepem w k o lo n ijach nie­

m ieckich są m ieszkańcy k ra ju M assai, na połudn ie gór K ilim a N dżaro, są oni po­

strachem w szystkich sąsiadów . W latach 1883 — 1884 baw ił tam Thom son, anglik, a strach, ja k i k araw an ę je g o o g arn ął, tak opisuje: „G dyby którem u z owych w ojow ni­

czych M assai było przy szło na myśl pocią­

gnąć m ię za nos, n ik tb y mu w tem nie p rz e ­ szkodził, a gdyby m ię b y ł u d erzy ł w tw arz z praw ój strony, b yłbym m usiał, p o d łu g słów ew angielii, n ad staw ić m u lew y p o li­

czek. W obec coraz groźniejszej postaw y owych ro z b ó jn ik ó w szukałem środka ra tu n ­ ku w w yzy sk aniu ich zabobonnego usposo­

bienia, zacząłem udaw ać, że jestem leibom, t. j. czarow nikiem , a gdy się zeb rała zn a­

czna liczba ciekaw ych, chw ytam n ajbliższe­

go i mówię mu: D aw aj no twTój nos, j a ci go całkowicie odetnę, a n a dow ód mój w ładzy znow u przypraw ię do tw arzy! Z daje się, że mi niedow ierzacie, ot p rz y jrzy jcie się moim zębom, wszak one mocno siedzą w szczękach, przyczem uderzałem o nie pa- znogciam i, a odwróciwszy się na m om ent uk az ałem im próżne szczęki. C ałe zgro­

m adzenie osłupiało z przerażenia i ju ż się zabierali do ucieczki, ale gdy w tój chwili znów u jrze li zęby na swojem m iejscu, p o ­ zostali. S ztuk a m oja polegała, ja k dla eu ­ ropejczyka nie tru d n o się domyślić, na tem, że m iałem zęby sztuczne”.

W podobny sposób p eru k a u ra to w ała D avisona w M aroko, którego m ieszkańcy są bardzo fanatyczni ale i zabobonni. G dy go pew nego ra zu n ap ad ła zg raja arabów i p o ­ częła rabow ać rzeczy, a sam em u wygrażać, zaw ołał na głos: Strzeżcie się mocy chrześci­

ja n in a , a rzuciw szy p eru k ę n a ziemię dodał, ta k pospadają wasze brody! A rabow ie zo ­ staw ili w szystko i uciekli. W innej miej- scowości nie chcieli m arokanie pozwolić na w ykonanie spostrzeżeń astronom icznych, p rz y w o ła ł więc jed n eg o z naczelników i k a­

zał m u p atrzy ć przez sekstans, a sam p o ru ­ szał tak indeksem , że arab u jrza ł słońce w ystępujące ze swój dro g i i zbliżające się ku ziemi. W tej chw ili rz u cił się blady j a k śm ierć do nóg D avisona i począł go b ła ­

gać, żeby nie gu bił ich i całego dobytku.

D r N adm orski.

P o s i e d z e n i e s i ó d m e K o m i s y i t e o- r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h odbyło się dnia 4 Kwietnia 1839 roku, o godzinie 8 wieczorem, w lokalu To­

warzystwa, Chmielna Nr 14.

1. Protokuł posiedzenia poprzedniego został od­

czytany i przyjęty.

2. P. Stefan Makowiecki przedstawił sprawozda­

nie z w ycieczek botanicznych, jakie odbywał ze­

szłego lata. Sprawozdanie p. S. M. stanowi przy­

czynek do poznania flory okolic W arszawy, albo­

wiem p. M. zwiedzał okolicę położoną wzdłuż li­

nii dr. żel. Nadwiślańskiej, od stacyi Praga do lasu w Jabłonnej, na prawo po Białołękę, na lewo zaś po Wisłę. Powierzchnia tej smugi ziemi w y­

nosi mniej więcej 25 w iorst kwadr. Grunt prze­

ważnie piaszczysty w wielu miejscach moczaro- waty, dalej uprawny lub pokryty lasem, a niekie­

dy wzgórkowaty. W ciągu lata 1888 roku p. S, M. znalazł na wspomnianej przestrzeni 531 gatun­

ków roślin, z których 520 jawnokwiatowych, a 11 zarodnikowych naczyniowych. W liczbie tej nie są zamieszczone rośliny uprawiane.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W reszcie następuje ostatni okres, okres powolnego upadku: fontanna powoli ustaje, powoli zmniejsza się dopływ ropy n a dnie szachtu, w końcu płyn przestaje się

m u i nie może się przedrzeć przez warstwę szkła, które się tedy staje nieprzezroczystem. Podobnież dzieje się i ze śniegiem,

O prócz tego czysto pe- dagogicznego celu zbiory m uzealne wielkim swym zakresem i rozm aitością form, up rzy ­ tom niających całe życie przyrody, są dla

D opóki optyka P tolem eusza nie b y ła znaną, sądzono, że A lhazen niew iele więcój zro b ił nad przełożenie tego dzieła, okazało się wszakże, że wiele

no dopiero, gdy do rosporządzania stanęło św iatło elektryczne, którego silne natężenie nadaje oświetlanym przez nie przedm iotom blask dostateczny,— obrazy

dzić w połowie S ierpnia i zw ykle 20 tego m iesiąca razem odlatują, a pojedyńcze stare osobniki tu łają się jeszcze przez kilka dni, a naw et niekiedy przez

cię, lecz i człow iek dojrzały, zdający sobie więcej spraw y ze wszystkiego, co widzi, czuje dziw ny jak iś pociąg do wszelkich ży- wycli, poruszających się

tu ziemi wobec tak różnorodnych ruchów ciał niebieskich, nie pozwalały przez długie wieki zrozumieć ich znaczenia. Obok tego człowiek w swej egoistycznej naturze,