J)& 6 . Warszawa, d. 5 Lutego 1888 r. T o m V I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W W arszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicy.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.
Uniw., mag K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew
ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. SMsarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść ma jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie
| albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7* /j>
za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
-A-dres IESed.eiłs:c3ri: :EZxa,łco-wsirie-jFx!Zied.:naieście, 2>Tr 66.
Megaskop o ośw ietleniu sztucznem (fig. 3).
8 2 W SZECH SW IA T. N r 6.
MEGASKOP ELEKTRYCZNY.
M egaskopem nazyw a się p rzy rząd opty
czny, z k ateg oryi ap a rató w projekcyjnych, czyli służących do rzucania na ekran p o w iększonych obrazów ja k ich k o lw iek p rz e d m iotów lu b m alow ideł. N ajprostszym i n a j
lepiej znany m typem takich przyrządów p rojekcyjnych je s t latarn ia czarnoksięska, a n aw et zw ykła soczewka w ypukła, k tó ra w ydaje obrazy rzeczyw iste i pow iększone przedm iotów , um ieszczonych w pobliżu jć j ogniska, w nieco większój aniżeli to ogni
sko od niej odległości. W sk u te k pow ięk
szenia obrazu, św iatło, w ysyłane p rzez ró ż
ne p u n k ty przedm iotu ro sk ład a się na z n a czną pow ierzchnię, co w pływ a oczywiście na zm niejszenie blasku obrazu; aby przeto obraz ten należycie by ł jasn y m i w yraźnym , należy się postarać o dostatecznie silne ośw ietlenie przedm iotu. W zw ykłej la ta r
n i czarnoksięskiej do takiego ośw ietlenia pi*zedmiotu w ystarcza lam pa olejow a lub naftow a; gdy idzie o pow iększenie zn a
czniejsze lub o większą w yrazistość o b ra
zów posługiw ać się trzeb a św iatłem D ru - m onda łub elektrycznem . L a ta rn ie ta kie zastosow ane do rzu can ia obrazów wobec znacznćj liczby osób, p rzy w y kładach szkol
nych lub odczytach publicznych, oddają istotn e usługi i noszą upow szechniającą się nazw ę scioptykonu; gdy zaś d ają pow ięk
szenia; bardzo znaczne znane są pod nazw ą m ikroskopów elektrycznych, tlen ow odor- nych albo też słonecznych, stosow nie do tego, czy do ośw ietlenia p rz ed m io tu służy elektryczność, św iatło D ru m o n d a, czy też skupione prom ienie słoneczne.
W szystkie w szakże powyższe odm iany la ta rn i czarnoksięskiej zastosow ane są do przedm iotów przezroczystych, to je s t w ogól
ności tak ich , k tóre mogą być ośw ietlan e św iatłem przez nie przechodzącem , m ega- skop zaś rzucać m a obrazy przedm iotów zgoła n ieprzezroczystych, k tó re przeto ośw ietlane być m ogą jed y n ie św iatłem z przodu um ieszczonem , daje on zatem obrazy w świetle odbitem . Z pow odu sil
nego rospraszania św iatła, co je s t przy wszelkiem odbiciu nieuniknione, obraz wy
pada tu zawsze dosyć słabo oświetlony:
m egaskop nie może przeto służyć do znacz
nych powiększeń, chyba p rzy użyciu n ajsil
niejszych źródeł św iatła, jak iem i obecnie rosporządzam y.
M egaskop znany je s t od końca zeszłego stulecia; za w ynalascę jeg o uchodzi znany w dziejach aero nau ty ki fizyk C harles, cho
ciaż może on tylko u doskonalił pom ysł d a w niejszy, m ający na celu zdejm ow anie r y sunków jakichk olw iek przedm iotów . W u rzą- dzeniu tem jestto izba ciem na znacznych w ym iarów (fig. 1), w którćj zam knięty jest rysow nik. O dległość przedm iotu od so
czewki re g u lu je się tak, aby w ypadł obraz
Fig. 1. Megaskop Charlesa, 1780.
żądanych rozm iarów , którego zarysy trzeba w tedy oprow adzać tylko ołówkiem . P rz e d m iot ten m ianow icie a um ieszczony je s t ze
w n ątrz okiennicy izby ciemnój i d aje się przesuw ać na szynach rr, a to przez p rz e ciąganie sznurów , k tó ry ch końce znajd u ją się w izbie ciem nej. Soczewka osadzona je s t w otw orze okienicy, w ru rz e pozio
mej t; ob raz odw rócony z przedm iotu tw o rzy się na ek ran ie prześw iecającym e, moż
n a go p rzeto odrysow yw ać, stojąc z drugiej stro n y ek ran u , by nie pow strzym yw ać p ro m ieni św iatła. Jeżeli chcemy mieć obraz nieodw rócony, odwrócić- należy przedm iot.
P rze d m io t od stro ny soczewki ośw ietlony je s t prom ieniam i słonecznem i, odbijanem i od zw ierciadła płaskiego m, którego pochy
lenie zm ieniać można przez pociąganie sznu
ram i, albo przez obrót p rę ta poziomego,
N r 6. WSZECHŚW IAT. 83 dźw igającego to zw ierciadło. P om ijam y
zresztą inne szczegóły tego przyrządu , k tó ry w swoim czasie oddaw ał usługi sztuce, przem ysłow i i historyi n atu ra ln ej, obecnie jed n ak znaczenia żadnego nie przedstaw ia.
U rządzenie innego m egaskopu, w którym przedm iot ośw ietlany je s t św iatłem sztucz- nem, p rzedstaw ia fig. 2. W izbie o ścia
nach blaszanych po odchyleniu drzw iczek T" przedm iot u tw ierdza się w miejscu A A '. Światło lam p C i C' skupia się za pośrednictw em soczewek L i L ', co wzma
gają nadto zw ierciadła wklęsłe S i S’, do
stęp zaś do lam p um ożebniają drzw iczki T i T'. Soczew ka wreszcie K , albo raczej u k ła d dw u skom binow anych soczewek w ce
lu zm niejszenia aberacyi, rzuca na ekran
Fig. 2. M egaskop elektryczny Trouyógo.
obraz rzeczyw isty i pow iększony tak oświe
tlonego przedm iotu.
Jeżeli w m iejscu A A ' zawiesim y zegarek, na przeciw ległćj ścianie w ybijać się będzie bieg skazów ki, nad czem ju ż w końcu w ie
ku siedem nastego m ozolili się liczni podów czas m iłośnicy latarn i czarnoksięskiej.
U rządzenie zresztą takich megaskopów, k tóre też przesadnie nazyw ano kam eram i cudow nem i (W u n d e r c a m e ra ), zm ieniano rozm aicie, prostszą nieco konstrukcyją za
leca się m egaskop K russa z H am burga (1867 r.).
W początkach bieżącego wieku, gdy róż
ne przedstaw ienia optyczne m iały znaczne powodzenie, baw iono się i obrazam i rzuca- nemi przez m egaskopy. Nie poprzestaw a
no ju ż na obrazach posążków, płaskorzeźb lub m edali, ale rzucano na ekran i obra
zy osób żyw ych, k tó re ośw ietlano silnie kinkietam i.
Silniejsze wszakże efekty osięgnąć zdoła
no dopiero, gdy do rosporządzania stanęło św iatło elektryczne, którego silne natężenie nadaje oświetlanym przez nie przedm iotom blask dostateczny,— obrazy stają się w tedy jaśniejsze i pozostają wyraźnem i w nieco znaczniejszem powiększeniu. Tego rod za
ju by ły w łaśnie niedaw ne doświadczenia prof. W róblew skiego w K rakow ie; m aszy
n a dynam oelekti-yczna, ja k ą rosporządza pracow nia fizyczna wszechnicy jag iello ń s k ie j, posłużyła do otrzym ania św iatła elek
trycznego, a w sali dostatecznie przycie
mnionej obrazy p rep arató w anatom icznych, ruchy żyw ych zw ierząt i t. p. w ystępow ały ta k w yraźnie, że widzowie z zachwytem o nich rospow iadali.
Nowy znów m egaskop elektryczny, ale m ałych wym iarów , zbudow ał obecnie pan Trouyó pod nazwą anaksanoskopu. P r z y rząd ten, którego ry su n ek dajem y w edług
„La N a tu rę ” (fig. 3), ośw ietlony je s t we
w nątrz, je d n ą lub dwiem a lam pkam i elek- trycznem i żarzącem i i rzuca w yraźne obra
zy fotografij, rysunków , m edali i t. p. S k ła da się on z dwu r u r walcowych, zbiegają
cych się pod kątem . J e d n a z ty ch r u r za
w iera w górnym swym końcu ognisko świe
tlne i zw ierciadło paraboliczne, stanow iące reflektor, d ru g a zaś mieści soczewkę, czyli zw ykłą objektyw ę fotograficzną.
P rzed m io t lub m alowidło, którego obraz rzucony ma być na ek ran, um ieszcza się w kącie utw orzonym przez oba walce, ja k to widzim y na rycinie. P ro jek cy je pejza
ży, m edali, ruchu skazów ki na zegarze m a
ją b ardzo dobrze wypadać. P . Trouvó u rząd ził też model o ognisku podwój nem, k tó ry posiada tedy jed en jeszcze walec, za
w ierający rów nież lam pę żarzącą, um iesz
czoną w ognisku drugiego reflektora p a r a bolicznego.C5
D la zasilania lam py żarzącej służyć może b ateryja galw aniczna z czterech ogniw o dw uchrom ianie potasu.
Pom im o wszelkich wszakże ulepszeń, me
gaskop zawsze ustępow ać będzie zw ykłym przyrządom projekcyjnym i w w y jątk o wych tylko razach do usług jeg o odw oły
wać się będzie trzeba. Jeżeli zaś w począt
84 W SZECH ŚW IAT. N r 6.
kach swego istnienia b u d ził on zachw yt, jak o p rzy rząd u łatw iający p rz ery so w y w a
nie przedm iotów , to o tćj jego roli zap o
m niano zupełnie, odkąd zadanie to w zięła na swoje barki i do szczytu doskonałości doprow adziła fotografija.
T. E .
K R A J O W E W A R Z Y W O ,
Z E
STACHYS FAŁUSTEIS L.
P ism a francuskie ju ż od k ilku latymówią o usiłow aniach przysw ojenia E u ro p ie n o wego w arzyw a, k tó re daje jap o ń sk a roślina i Stachys tu b erifera Nod. C zytelnicy W szech
św iata, dzięki zajm ującem u arty k u ło w i p. A ntoniego Ślósarskiego '), m ają o postę
pie i stanie tćj spraw y należyte w y o b raże
nie. P o w tarz ać więc rzeczy zn anych nie będę. D odam tylko skrom ną uw agę, że w francuski szowinizm , ja k o b y ro ślin a ta m ogła w przyszłości w spółzaw odniczyć z ziem niakam i i fasolą w w yżyw ianiu lu dności, nie wierzę. S przeciw iają się tem u naprzód klim atyczne w arunki, w skutek k tó rych ten „czyściec ja p o ń s k i” — j a k go m ia
n u je system atycznie p. Ślósarski — l u b t e n
„paciorkow y k o rz e ń ” — j a k go nazyw a prak ty czn ie p. Jan k o w sk i — nie może być nigdy w E u ro p ie ta k pow szechnie hodow a
ny ja k ziem niaki i fasola. A potem jeżeli ziem niaki tak się rospow szechniły, dając ! rzeczyw isty pokarm i utrzy m an ie życia m i- j lijonom ludzi, to spow odow ała to nie ich plenność, ale przedew szystkiem , a n aw et w yłącznie, ich sm ak obojętny. P rzecież bulw a (H elian th u s tuberosus L .) je s t n ie w ątpliw ie plenniejsza niż ziem niaki, daje na tćj sam ćj p rzestrzen i jed n eg o h e k ta ra od 300 do 600 naw et h ek to litró w , kiedy ziem niak tylko w yjątkow o daje ich powy- żej*300. W arto ść pokarm ow a bulw y, we
d łu g B łocka i S chw erza, je st rów na w arto-
') N r 52 z r. 1887, str. 823.
ści pokarm ow ćj kartofli, w edług Pabsta i Y eita, m a się ja k 2 5 0 —200, jed en tylko P e tri oznacza ten stosunek na 154 — 200, a przecież zarzucono w bieżącym wieku jój hodow lę na pokarm dla ludzi, tak pow sze
chną w zeszłym jeszcze wieku, z tćj je d y n ie przyczyny, że o ich w spółzaw odnictw ie ros- strzy g a l przeważnie sm ak bulw , a nie inne stosunki.
G dy się p rzy jrzym y w arzyw om , k tóre w kolei wieków żyw iły E u ro pę, to zobaczy
my, że pasternak , o sm aku bardzo słodkim bo aż m dłym , zostaje w yparty przez m a r
chew m nićj słodką, potem i ta m usi ustąpić bulw ie o sm aku obojętniejszym , podobnym do karczochów , w k tórym nie czuć słody
czy, aż wreszcie g óruje i w ypiera wszystkie ziem niak dlatego właśnie, że ma sm ak n a j
bardziej obojętny, pochodzący z m ączki i najpodobniejszy do powszedniego chleba.
M ożna wogóle powiedzieć, że tylko dzicy gustują w słodkiem w arzyw ie i że w m iarę cyw ilizacyi sm ak się pod tym względem w yrabia, pozostając ja k b y szczątkowe zja
wisko u dzieci, k tó re tak lubią łakocie.
Dziś więc ziem niaków w ich pow szech- nein używ aniu nic w yprzeć nie może.
Owszem one to spraw iły, że hodow la i uży
wanie najrozm aitszych w arzyw w bieżącym wieku coraz bardzićj wychodzi z użycia i jeżelib y ja k a ś roślina m ogła z niem i zw y
cięsko współzawodniczyć, to m usiałaby za
wierać podobnie ja k one, jak o m ateryjał zapasowy, tylko mączkę.
W nadzw yczajne więc powodzenie ja p o ń skiego w arzyw a nie wierzę; czy słusznie, to na razie czytelnicy zechcą osądzić, a czas w przyszłości rosstrzygnie. Tym czasem tym, którzyby chcieli m ieć w swoim ogrodzie nowe w arzyw a, niekoniecznie japońskie, ale choć sw ojskie bardzo podobnego sm aku, opiszę je d e n z k rajow y ch gatunków także z rod zaju S tachys i bulw y, ja k ie on tw orzy.
O d liczając bukwicę (S. B etonica L ), k tó rą n iek tó rzy autorow ie zaliczają do osobne
go rod zaju, mamy w naszym k ra ju sześć gatu n k ó w z rod zaju Stachys, k tórych dwa rzadsze a cztery pospolite '). Do pospoli
tych należy też S. palustria, k tó ry nasi au-
') P atrz mój: F lorae polonica^ Prodrom us str. 54, N r 5 0 7 -5 1 3 .
N r 6. W SZECHŚW IAT. 85 torow ie nazywają, we florach, tłum acząc,
ja k zw ykle, nazw ę łacińską, czyśćcem bło
tnym , chociaż roślina ta wcale do błotnych nie należy i na bagnach nie rośnie. P o sp o licie spotyka się ją nad brzegam i wód, w ro wach, po w ilgotnych łąkach, ale najbujniej rospościera się po nizinnych rolach. R o ślina ta nieokazała, chociaż jć j pędy do chodzą nieraz i do dw u stóp wysokości, dlatego, że pędy są nierozgałęzione, a jeżeli się na nich zdarzą boczne gałązki, to się nie rozw ijają wielce i nie kw itną. Ł o dyga pę
dów je s t czw orokanciasta, szorstka od wste
cznie, to znaczy k u dołowi, pochylonych włosówr. Liście krzyżujące się, są rów no- wrąsko lancetowrate, dolne krótkoogonkow e, górne siedzące i nieco obejm ujące łodygę, wszystkie o brzegu drobno karbow anym , a spodem często szarawe. K w iatów od 6 do 10 w jednym okrążku o koronie brudno ró- żowćj. C harakterystycznem je st to, że ru rk a korony nie je s t wszędzie równosze- roka, ale ku dołowi rosszerzona od tego miejsca, gdzie w jćj środku stoi pierścień włochaty. T en chw ast ciemnćj zieloności, szpetny, sztyw ny, w ydaje przy potarciu li
ścia woń w strętną, choć nie silną, a ma sm ak — w nadziem nych pędach — gorz
kawy.
Może kto powie, że ja k na w arzyw o w ca
le to niezachęcający dotąd opis, ale pozw o
lę sobie przypom nieć czytelnikom , że nać ziem niaków w niczem na dobre współza
wodniczyć nie może, a prócz tego, jest, p rzy
najm niej w owocach, tru jącą.
R oślina pojaw ia się rok rocznie w tych samych miejscach, należy więc do trw ałych czyli je st byliną. Zim uje w ziemi i ro z m naża się w następnym roku zapomocą bulw, k tóre tw orzy w zupełnie taki sam sposób ja k ziem niak. N a łodydze głów ne
go pędu, z tćj jćj części, która tkw i pod ziem ią, z kątów łuskow atych liści, wycho
dzą pędy podziem ne czyli kłącza. Są one sznurkow ate, białe, czw orokanciaste, po
k ry te od czasu do czasu małemi łuszczko- watemi liśćmi i rozgałęziają się choć nie
zbyt obficie. Skoro roślina w pędach nad
ziem nych przysw oiła ju ż dość pokarm u, to zasób m atei-y ja łó v zapasowych zostaje te raz przeniesiony do podziem nych kłączów, k tó rych końce, wTsku tek grom adzących się
tam substancyj zaczynają grubieć. M iękisz ich tkanki zaczyna się rozrastać, najsw obo- dnićj w międzywręźlach, mnićj swobodnie w węzłach i stąd powstające bulw y są czworokańciaste ale o k antach zaokrąglo
nych i od miejsca do miejsca pierścienio- wato (w węzłach) przewężone. H isto ry ja rozw oju tych bulw je s t więc oczywiście ta
k a sama, ja k bulw ziem niaka i japońskiego gatu n k u . Jeżeli zaś bulw y paciorkowego korzenia są całkiem okrągłe, to przypisać to można dlugotrw ałćj hodow li, wskutek którćj zatraciły pierw otną swoję kańciastą postać.
Bulwy naszego czyśćca m ają koło decy
m etra długości, są w obu końcach zwężone i dochodzą jed neg o centym etra średnicy.
Jeżeli więc ściśle biorąc, nazyw am y bulw ą kulistaw y kłącz, to nie należałoby tu mówić o bulw ach, tylko o zg rubiały ch albo głów kow atych kłączach. A le ja k wszędzie n ie
ma w przyrodzie ścisłych gran ic tylko są nasze pojęcia, tak i tu mamy taką przej
ściową postać od kłącza do bulw y, ja k ą gdzieindzićj widziemy od kłącza do cebuli.
T akie są te bulwy w dzikim stanie; hodu
ję je w ogrodzie botanicznym i widzę sku
tek w ich grubieniu. Nie w ątpię też, że gdyby roślina została wzięta w hodowlę ogrodniczą, możnaby rychło doprow adzić jćj bulw y do nadm iernego ro zrastania się.
Przecież bulwy ziem niaków m ają w dzikim stanie wielkość conajw ięcćj w łoskich orze
chów. I u dzikiego więc naszego czyśćca m ogłyby zczasem pogrubieć i przyjąć z u pełnie postać japońskiego paciorkow ego k o rzenia.
W naturalny m stanie pozostają bulw y w ziemi bez zm iany aż do wiosny, a z jćj po
czątkiem każda z nich może w yrastać w pęd nadziem ny, zielony, przysw ajający i w y
tw arzający ju ż w L ipcu nowe bulw y. M o
gą więc pozostawać w ziem i bez szkody—
jeżeli chodzi o zim no — przez ciąg zimy.
J a k i sm ak m ają te bulw y na jesieni nie wiem, ale wiem, ja k i m ają z wiosną. O trz y małem je bowiem w roku 1884 z K ądziel- nćj od pani Szym ańskićj i poleciłem ugoro
wać. P rzyp o m in ały zupełnie m łodą kala- repkę. L u d ja d a je w K ądzielnćj i nazy
wa „świńskiem i ogonam i”, co rzeczywiście je st dość trafną nazw ą. Zapewne roślina
86 W SZECH ŚW IA T. N r 6.
ta i jć j użytek i dalej w k ra ju będą znane ! ludowi; tu w G alicyi o trzym ałem je tak że ! od p. Ż uka Skarszew skiego z R ojów ki i od p. N iedzielskiego ze S taszków ki. W obu tych m iejscowościach roślina je s t n a z y w a n a kucm erką. N azw a ta przeniesiona z w a
rzyw a (Sium sisarum L . '), k tó re w końcu zeszłego jeszcze w ieku wielkiej zażyw ało wziętości w naszej kuchni. A dziś? została po nim ty lk o nazw a. W y p a rły ją ziem nia
ki. Czy wobec tego w arto za inną p rze
mawiać? Sądzę, że jeżeli ktoś je s t am ato
rem w arzyw i m yśli o sprow adzeniu ja p o ń czyków , to dopraw dy m ógłby się wziąć do naszćj polnćj kucm erki, która, nieustępując im w sm aku, p rzy staran iu rychlej da, się utuczyć niż cudzoziemiec, na któregoby tr z e ba p otrochu chuchać.
J ó z e f Rostafiński.
B a lfo u r S t e w a r t .
W SPO M N IEN IE PO ŚM IERTN E.
F izyce dzisiejszej p rz o d u je niew ątpliw ie A n g lija. W s k a z u ją to i liczny zastęp p ie r
w szorzędnych pracow ników i oryginalność | pom ysłów i żywe zajęcie, jak ie śród społe
czeństw a tam ecznego budzi postęp tćj g a
łęzi w iedzy p rzy ro d n iczej. O d tw a rz a się tam ten obraz ożyw iony, ja k i p rzedstaw iała F ra n c y ja w początkach bieżącego stulecia, gdy ja ś n ia ła tylu potężnem i um ysłam i, że blask ten dziś i długo jeszcze otaczać j ą będzie.
Ś ró d fizyków an gielskich zm arły 28 G ru dnia r. z. profesor kolegijum O w ena w M an - chester nie stał zapew ne n a m iejscu naczel- nem , zdołał je d n a k zająć stanow isko w y b i
tne i zyskać rozgłośne nazw isko. Ś w iat naukow y, mówi prof. T a it w piśm ie „N atu
r ę ”, skąd czerpiem y następne szczegóły, strac ił w nim nietylko w ybornego nauczy
ciela fizyki, ale także jednego z najbie-
>) P atrz m oję rcwprawę o k ucm erce w X II tom ie R ospraw A kadem ii i w Niwie z ro k u 1885, zesz. 242, str. 101.
g lejszy ch i n ajoryginalniejszych badaczy.
W dośw iadczeniach swych posługiw ał się najlepszem i m etodam i, łącząc sk ru p u latn ą ścisłość z sum iennością naukow ą.
B alfo ur S tew art u ro d z ił się w E d y n b u r
gu w 1828 r. P rz e z k ró tk i czas kształcił się w tam ecznym uniw ersytecie, poczem zw rócił się do życia praktycznego w zaw o
dzie handlow ym . O bow iązki zapędziły go do A u stralii i tam dopiero rozw inęło się za
m iłow anie jeg o do badań fizycznych. W P a - m iętnikacli tow arzystw a fizycznego w W i- kto ry i ogłosił w roku 1855 rospraw y:
„O przystosow aniu oka do różnych prom ie
n i” i „O w pływ ie ciężkości na w arunki fi
zyczne pow ierzchni księżyca”. P o po w ro cie do A n g lii zarzucił kupiectw o dla nauki i rospoczął dalsze stud yja pod K ellandem i Forbesem ; przy tym ostatnim w krótce zo
stał asystentem , a w czasie jeg o choroby sam prow ad ził w ykłady „filozofii n a tu ry ”, j a k w A n glii zw ykło się nazyw ać fizykę.
C iepło prom ieniste było ulubionym p rz ed miotem zajęć F orbesa, asystent jeg o przeto do tych sam ych badań się zw rócił. W ro ku 1858 rozw inął znaną zasadę P revosta ruchom ej rów now agi ciepła i całym szere
giem pięknych i przekonyw ających do św iadczeń w ykazał do kładnie równość m ię
dzy zdolęością w ysyłania i pochłaniania każdego ciała dla prom ieni każdego oddziel
nego rodzaju. P rz y p a d a m u więc niew ąt
pliw ie u d ział w odkryciu analizy sp ek tra l
nej , chociaż głów na chw ała p rzypadła K irchhoffow i, po którym bardzo rychło i do grobu podążył. U d ow odnił też, że p ro m ieniow anie nie je s t objawem od pow ierz
chni je d y n ie ciał zależnem, ale że biorą
j w niem udział i w arstw y głębsze, w niektó-
! rych naw et substancyjach dosyć daleko od pow ierzchni usunięte. P ięk n e te prace z je d nały mu m edal R um forda, udzielany przez T ow arzystw o królew skie.
W r. 1859 m ianow any d y rek torem obser- w ato ry jum w K ew , zw rócił się z zapałem
i do m eteorologii; z licznych prac, które p rzed staw iał w rap ortach składanych Tow a-
| rz y stw u brytańsk iem u, wym ienim y tu —
| oznaczenie p u n k tu krzepnięcia rtęci, pun
k tu topliw ości parafiny, oraz dokładne zba
danie właściwości term om etru pow ietrz
nego.
N r 6. w s z e c h ś w i a t. 87' P rz e d dw udziestu laty uległ nieszczęśli
wemu w ypadkow i na drodze żelazńój, w sku
tek czego został kaleką; pomimo jed n ak Utraty zdrow ia zachow ał pełną siłę um ysło
wą. Zawód profesorski w kolegijum O w e
n a w M anchester rospoczął w r. 1870, ze św ietnem odrazu powodzeniem , a rezulta
tem działalności jeg o nauczycielskiej jest wryborn y tra k ta t „Fizyki p rak ty czn ej”, po- dający m etody badań doświadczalnych p rzy j każdem zadaniu specyjalnem . Jego „Zasa
da zachow ania en e rg ii” i „F izyka elem en
ta rn a ” są to książki popularne, w ykład zaś ciepła — „T reatise on b e a t” — je s t dziełem naukow em i stanow i jed en z najlepszych podręczników tej części fizyki.
Znaczną liczbę rospraw ogłosił w dodat- I kach do swych raportów ze stacyi m eteoro
logicznej w Kewr; niektóre z nich tyczą się m agnetyzm u ziem skiego i jeg o zw iązku z zaburzeniam i na słońcu, inne odnoszą się do fizyki słońca. R ospraw a „o w ew nętrz- nem prom ieniow aniu w kryształach je d n o osiow ych” w skazuje uzdolnienie jego i do badań z zakresu fizyki m atem atycznej. Ros
praw a o pew nych utw orach krzem ionkow ych
„Occurence of F lin t Im plem ents in the D rift” (P h il. Mag. 1862, I) przeszła niepo- strzeżona przez gieologów, chociaż zwalcza
ła jed n ę z ulubionych ich teoryj.
N iektóre badania swoje Opierał S tew art na pom ysłach T aita o m o ż liw e j ciągłości środka przeprow adzającego światło, o w p ły
wie ciężkości na własności fizyczne m ateryi i t. d., a ńa pędstaw ie tych poszukiw ań ogłosił rospraw y— o obrocie krążk a w próż
ni, o plam ach słonecznych, o rów now adze tem peratury w przestrzeni zaw ierającej ma- tery ją w ru ch u widocznym i inne. Speku- lacyje te, mówi T ait, były rozmaicie oce
niane przez różnych krytyków ; m ają one ch a rak ter nieco transcendentalny i trudno dałyby się sprow adzić do formy, wr jakiej m ogłyby być spraw dzone doświadczalnie;
niew ątpliw em je s t wszakże, że S tew art m iał pełne przekonanie o ich niew ątpliw ej rze
telności, sądząc, że w ykrycie d o k ła d n e j ich n a tu ry w płynęłoby znacznie n a rozwój nauki.
W spomnianą, w y ż e j „Zasadę zachowania en erg ii” posiadam y w przekładzie polskim p. W ład y sław a K w ietniew skiego (W arsza-
i wa, 1875). Niew ielka ta książka wchodzi w skład dobrze znanej „biblijoteki n au k o w e j m iędzynarodow ej” i może być z istotną korzyścią odczytana przez każdego, kto choćby elem entarne z fizyki posiada w ia
domości.
S. K.
E O S P E A W T
O W A R T O Ś C I
na kongresie higienicznym w Wiedniu (Październik, 18S7 r.).
P rze d siedm iu laty P a s te u r i Toussaint ogłosili spostrzeżenia swoje n ad osłabianiem bakteryj karbunkułow ych fB acillus anth ra- cis ') i nad ochronnem i własnościami tak osłabionych bakteryj względem zarazy k ar- bunkułow ej u b y d ła, dziesiątkow anego w niektórych miejscowościach przez tę ch o robę w przerażający sposób.
Osłabienie to odbyw a się w sposób nastę
pujący: hodow la bak tery j karbunkułow ych, poddaną zostaje ciepłocie 42— 3° C przez 10—12 dni. O trzym ujem y w tedy b ak tery - je, których własności fizyjologiczne o tyle zostały zmienione, że nie są w stanie zabić naw et niedużego zw ierzęcia. Z astrzyknię- cie pewnój ilości takich b akteryj pod skórę zw ierzęcia zdrowego, nie w yw ołuje choro
by, chroni je natom iast od zachorow ania na karb u n k u ł, jeżeli tenże zostanie w prow a
dzony w postaci bak tery j nieosłabionych.
Poniew aż jed n ak w ten sposób w ykonane szczepienie nie je s t jeszcze dość pewnem, dla tem większej odporności zastrzyknąć trzeba poraź d ru g i hodow lę cokolw iek mniej
*) Chorobę b y d ła (w yjątkow o udzielającą się czło
wiekowi), k tó rą w nauce m ian u ją an th rax , zowią u nas pospolicie, ale niew łaściw ie karbunkułem ; po
praw niej nazw aćby j ą m ożna zarazą w ąglikow ą lub czarnej krosty; tu ta j, w raz z autorem zachow ujem y popularną nazwę, tem b ard ziej, że odnośna baktery- ja, B acillus an th racis, pow szechnie oznaczaną byw a jak o b a k te ry ja karbunkułow a.
(P rzyp. Red.)'
8 8 W SZECH ŚW IA T. N r 6.
osłabioną, m ianowicie trzy m a n ą p rzy pod
wyższonej ciepłocie nie w ciągu 12 dni lecz ty lk o 6. T akie b a k te ry je są o ty le silne, że będąc zastrzyknięte p ierw otnie mogą n a w et zabić zw ierzę, w prow adzone zaś do u stro ju po słabszych, w zm acniają odpor
ność tak, że n aw et bardzo silne b ak tery je k arbunkułow e nie szkodzą zw ierzęciu w ten sposób przygotow anem u.
D ziałanie szczepień, ja k to w yjaśniliśm y w zeszłorocznym 52 n-rzeW szech św iata po lega na przyzw yczajeniu stopniow em pew nych elem entów k rw i zw ierzęcia do ja d u , p rzez b ak tery je k arbunkułow e w ydzielo
nego.
D ośw iadczenia, w ykonane n a większą skalę w różnych m iejscach F ra n c y i, g łó w nie przez uczniów P a s te u ra , p o p arły w znacznej m ierze w yniki otrzym ane przez T oussainta i P a ste u ra . P o ja w iły się je d n a k w krótce częściowe lub całkow ite zaprzecze
nia, przew ażnie ze strony badaczy niem iec
kich. P rzejęci teoryją niezm ienności form zew nętrznych różnych rodzajów bak tery j, w yznaw aną przez F erd . C ohna, uczniow ie je g o zastosow ali tę teo ry ją do własności fizyjologicznych i odrzucali pierw iastkow o naw et możność osłabienia bakteryj.
W kró tce je d n a k d r R o b ert K och, n ajw y bitniejszy z uczniów F e rd . C ohna, p rzeko n a ł się, że m ożna b ak tery je osłabić i sto
pniem osłabienia kierow ać do pew nych granic.
P rz e d trzem a laty, podczas w yk ładu bak- teryjologii, w której ani słowem P asteu ra , ja k o założyciela tej n au k i nie w spom niał, pokazyw ał K och cztery stopnie osłabionego k arb u nk ułow ego zarazka; uczniow ie jego poszli dalej od m istrza i wszystko, co zro b ił P a ste u r, nazyw ali w prost rek lam ą i blagą.
J u ż wtedy zaczynał K och przyznaw ać moż
ność w yrobienia odporności u zw ierząt za- pomocą szczepienia ow ych osłabionych za
razków , ograniczał je d n a k ich działalność do niektórych tylko gatunk ów większych zw ierząt. Stopniow o berlińska szkoła do
szła do p rzekonania, że szczepienia m ają rzeczywiście podstaw ę naukow ą, j a k d o tą d je d n a k odm aw ia im doniosłości p ra k tycznej.
O co właściwie chodzi — zrozum ieć n ie łatw o. Jeżeli bowiem rzecz je s t n a d o
św iadczalnej praw dzie o p arta— praktyczna doniosłość zależy ju ż tylko od wykonania.
Jeżeli więc w rękach niem ieckiej szkoły, szczepienia w p rakty ce zastosować się nie dadzą, we F ran cy i zaś i w innych krajach, a naw et w jed nej ze stacyj doświadczalnych niem ieckich (P akisch) rezultaty są zadaw al- niające, dowodzi to pew nych b raków w w y
konaniu, głów nie ze stron y badaczy nie
m ieckich.
N a zeszłorocznym kongresie higijenicz- nym w W ied niu rzecz ta, poddana pod dy- skusyją pow ag naukow ych, stanęła w nastę
pn y sposób.
P o d p rezy den cy ją L y dtin n, ro sp ra w y w tym przedm iocip prow adzili: C ham ber- land, Loeffler, C u ster i Csokor.
C ham berland, znany w spółpraco wnik P a steura, p rz ed staw ił w obszernym i jasnym w ykładzie obecny stan kw estyi szczepień ochronnych k arb u n k u łu , poprzedzając go historyją odkrycia sposobów osłabienia za
razka zapomocą tlen u (P asteu r), ogrzew ania do 55° C (T oussaint), dodaw ania antysepty- cznych środków w m ałych ilościach (R oux i C ham berland), ogrzew ania zarodników (C hauveau), hodow ania w u stro ju n iektó
rych odpornych zw ierząt (C hauveau — P a steur), wreszcie naszkicow ał obecny sposób osłabiania bakteryj k arb u n k u łu metodą, po
daną przez P asteu ra , C ham berlanda i Rou- xa zapomocą ogrzew ania hodowli bulijono- wej do 4 2 - 4 3 ° C.
O ddając pięknem za nadobne, C ham ber
lan d nie wspom niał ani słowa o pracach, w ykonyw anych przez szkołę b erlińską (K o cha, Loeffłera, Schiitza i in.)..
N astępnie C ham berland om ówił z kolei trzy p u n k ty wytyczne c a łe j spraw y:
1) Czy szczepienie chroni zw ierzęta od w prow adzenia ja d u drogą podskórną?
2) Czy szczepienie staje się przyczyną śm ierci niektórych zw ierząt, oraz w jak im stosunku?
3) W jak im stopniu zapewnia szczepienie zw ierzętom ochronę przed rozw ojem zaraz
k a w prow adzonego drogą n atu ra ln ą— czy zabespiecza i chroni od w ystąpienia sam o
dzielnego zarazy?
W spom nieć tu taj należy, że obecnie szko
ła niem iecka poczytuje za najbardziej ros- pow szechnione u zw ierząt zarażenie się k ar-
N r 6. W SZECHŚW IAT. 89 bunkułem drogą pokarm ow ą. D rogę ową
u zn a ł b y ł poprzednio P asteu r, k tó ry w ska
zał zarazem glisty ziem ne jak o czynnik p o średniczący w przenoszeniu zarodników bakteryj i w ydobyw aniu ich na pow ierzch
nię ziemi służącej d la bydła za pastwisko.
Co do 1-go p u n k tu nadm ienił C ham ber
land, że p ra k ty k a dow iodła potrzeby stoso
wania szczepionki ochronnej w stanie mo
żliw ie świeżym. P ró b y , w ykonane w rze- czypospolitśj A rgentyńskiej pod przew odni
ctwem d ra Susini, w ykazały przy szczepie
niach próbnych, że zw ierzęta szczepione ochronnie w w ielkich ilościach nie zapadały na k arb u n k u ł po ponow nem ich zaszczepie
niu jadem silnym, gdy tym czasem nieszcze- pione ulegały zarazie wprow adzonej drogą podskórną.
Zaszczepiono ochronnie: 48 wołów, 28 ko
ni i 50 owiec; bez szczepienia pozostawiono 20 wołów, 18 koni i 50 owiec. T e i tam te zw ierzęta zaszczepiono po niejakim czasie jadem istotnym k arb u n k u łu . Z ochronio
nych zw ierząt z ja d liw e j zarazie nie uległo żadne, z nieochronionych zaś: 7 wołów, 3 konie i 20 owiec dostały k arbu nkułu.
Co do 2-go p u nktu, przy niedość ostroż
nie na w ielką skalę w ykonanych szczepie
niach mogą się zdarzać u bydła w ypadki śmierci w skutek samego szczepienia. S tra ty takie nie przenoszą je d n a k u owiec 1 na 200, u wołów 1 : 700. Z tych s tra t pew na ilość odpada na ra ch u n ek zarazy naturalnej i innych złow rogich w pływów.
Na dowód praw dziw ości powyższych tw ierdzeń C ham berland przytacza rapo rty wielu w eterynarzy francuskich za czas od roku 1882— 1886, zaw ierające wyniki szcze
pień, dokonyw anych rocznie na przeszło 200000 owcach, 25000 krow ach i wolach i około 1000 koniach. S traty nie przeno
szą ilości stosunkow ych, powyżej poda
nych.
D la poparcia trzeciego p u nk tu, t. j. że szczepienia chronią rzeczywiście od n atu ralnej zarazy przytacza C ham berland dwa, na bardzo szeroką skalę, we F ran c y i wyko
nane doświadczenia: w r. 1881 zaszczepiono w różnych m iejscowościach 32350 owiec (w 138 stadach), podczas gdy 25 160 służy
ły za k o n tro lę w ten sposób, że pozostaw io
no je bez zaszczepienia ochronnego. P od o
bnież zaszczepiono 1 254 krów i wołów, gdy 338 zostawiono dla kontroli.
P o pięciu miesiącach z zaszczepionych zw ierząt padło 44, z nieszczepionych 320.
Stosunkow a śm iertelność zw ierząt szcze
pionych będzie zatem dziesięć razy m niej
szą, aniżeli u niepoddanych szczepieniu;
szczegółowo biorąc, wypadnie śm iertelność owiec 10 razy mniejsza, śm iertelność zaś wołów 15 razy mniejsza. W Niemczech L ydtin, przew odniczący obradom , w ykonał doświadczenie w dom inijum Pakisch; wyni
ki otrzym ał mniej więcej podobne, ja k k o l
wiek nie tak pom yślne. P otw ierdzają one słuszność zapatryw ań P asteu ra i popierają znaczenie szczepień ochronnych.
P rzew odniczący L yd tin , zabierając głos po C ham berlandzie, odczytał spraw ozdanie z doświadczeń własnych, w ykonanych z p o lecenia m inisteryjum w dom inijum Pakisch.
W ciągu pięciu lat zaszczepiono tam 510 wołów i 2 761 owiec. P rze d rospoczęciem doświadczeń, od 1879—1882 padało rocznie 5,2°/0, po rospoczęciu szczepień tylko 3% . O d czasu w prow adzenia szczepień można było zauważyć, że ilość wołów padłych na k arb u n k u ł spadła znacznie, co mówi w y
raźnie na korzyść szczepień. P raw do po do - bnem je st więc, dodaje L y dtin , że na sk u tek tych wyników, w Niemczech zastosowa- nemi zostaną ogólnie szczepienia ochronne, przypuszczalnie jed n ak po pew nych udosko
naleniach m etody szczepienia.
N astępnie zabrał głos Loeffler, uczeń i w spółpracow nik K ocha. Z b ijał on tw ier
dzenia poprzedników , dowodząc, że zasto
sowanie metody statystycznej w medycynie je st bardzo niepewnem , że cyfry podane przez C ham berlanda zbierane ryczałtow o przez w eterynarzy, przedstaw iają źródło niedość wiarogodne; że k arb u n k u ł ja k i i n ne choroby zakaźne, przedstaw ia znaczne w ahania w natężeniu; jedn ego ro k u może być silniejszym , innego znacznie słabszym.
! Jeżeli więc szczepienia stosowanemi były w ypadkowo właśnie w latach o mniejszej
! śm iertelności, wnioski w yprow adzone będą nieścisłe. Stąd i wyniki L y d tin a, zdaniem Loefflera, są pozbawione ścisłości: niewia-
i domo ja k ą byłaby śm iertelność k arb u n k u -
| liczna b ydła w tymże czasie, gdyby szcze- I pień nie robiono.
WSZECHŚW IAT.
W dalszój dyskusyi p rz y ję li udział: Chau- veau, M ieczników, S zpilm an (ze L w ow a) i A zary (z P esztu). W szyscy przy taczali dowody, przem aw iające n a korzyść szcze
pień. M ieczników nadm ienił, że w Rossyi szczepienia w ykonyw ane były pod k ieru n kiem prof. C ienkow skiego ze stanowczo do
datnim skutkiem '). Szpilm an zw rócił uw a
gę na potrzebę odosobniania czasowego zw ierząt szczepionych.
P rzew odniczący L y d tin zam k nął posie
dzenie następnym wnioskiem: „Szczepienia dokonane na byd lętach wszędzie d ały w y
n ik pom yślny; u owiec w yniki dotychczaso
we są m niśj pom yślne, zasłu gują je d n a k na uw agę. N aukow ą podstaw ę szczepień ochronnych, t. j. zmienność zjadliw ości b a k tery j k arbunkułu, uw ażać należy za stw ier
dzoną i ogólnie uzn an ą”.
D zisiejsze poglądy teoretyczne nie stoją zatem , ja k widzim y, na przeszkodzie stoso
w aniu szczepień ochronnych k arb u n k u łu . M etoda została w zasadzie p rzy jętą, zasłu
guje przeto na stosow anie i rospow szech- nienie.
U nas, o ile mi wiadomo, szczepienia ochronne stosowali i stosują z zupełnie po
m yślnym wynikiem: p. K łobukow ski, rad ca T ow arzy stw a kredytow ego ziem skiego, oraz p. Byszew ski, obyw atel z okolic P niew a.
N ie wiem, czy stosowano je w innych jeszcze okolicach k ra ju , a pom yśleć o tem w arto gdyż są m iejscowości, gdzie k a rb u n k u ł w iel
kie ilości b ydła rogatego zabiera 2). W ogó- le, o ile uczą dośw iadczenia dotychczasow e, w ykonyw ać należy szczepienia ochronne tam , gdzie śm iertelność w skutek k a rb u n k u -
• • \
łu przenosi 1 % rocznie.
O. B u jw id .
•) M am y przygotow aną do d ru k u ocenę p ra c n a u kow ych ś. p. prof. Cienkowskiego, pióra szan. profe
sora W rześniow skiego, k tó rej d ruk niebaw em ros- poczniem y. O cena ta obejm uje, m iędzy innem i, p ra c e nad szczepieniem k arbunkułu; czytelnicy więc b ę d ą m ieli sposobność poznać bliżej w yniki ty ch badań.
(P rzy p . Bed.).
2) Przyp. Red. D rukujem y głos w spółpracow nika naszego, d ra B ujw ida, w te j odnowie, ja k został w y
pow iedzianym . Z w racam y je d n a k uw agę czytelni-
SFOSTRZEŻENIA METEOROLOGICZNE
NA STACYJACH
P O D B I E G U N O W Y C H
w latach 1881 — 1883.
(Dokończenie).
Z in ny ch wycieczek najw ażniejsze były w g łąb ziemi G rinn ella, k tó rą G reely z k il
k u tow arzyszam i zw iedził wszerz i wdłuż i do kładnie poznał jój przyrodę. Z nalazły się tam ślady osad eskimosów tak letnich, ja k i zim owych, t. j. stałych. W dolinach bu jna ro zw ija się roślinność, dająca poży
w ienie stadom wołów piżm owych (Ovibos m oschatus). Zw ierz ten zim uje w ziemi G rin nella i żyw ił podróżników przez cały czas
| p o by tu sm acznem mięsem, k tó re nie trąci piżmem, skoro zaraz po zabiciu ściąga się . skórę. W ielk ie je z io ro w głębi k ra ju , któ-
! re G reely nazw ał jeziorem H azena, na cześć je n e ra ła H azena, swego ówczesnego p rzeło
żonego, było w łecie niezam arzłe, żyło w niem k ilk a gatunków ryb, liczne stru m y
ki spływ ały doń z gór i dążyły następnie do m orza. NordenskjOld znalazł w nętrze G ren lan d y i ju ż daleko bliżćj ku południow i po kryte wiecznym śniegiem , różnica ta po
m iędzy G re n lan d y ją a ziemią G rinnella za
leży od pionowej budow y obu krajów : G re n lan d y ja je s t płasko wzgórzem podo- bnem do przew róconego dnem do góry ta lerza, ziemia G rinn ella je s t natom iast k ra jem górzystym , poprzerzynanym głębokie- mi dolinam i i jara m i, w których słońce la tem śnieg rostap ia a woda odpływ a. W e
w nątrz G ren land yi mało śniegu taje, a i ta ilość w ody nie ma dogodnego spadu, pozo
staje więc n a m iejscu, m arznie znowu i tw orzy coraz wyższe pokrycie lodowe.
N astęp ujące notatki fenologiczne charakte-
ków na to, że au to r n ie uw zględnia kosztu otrzym a
n ia n a le ż y ty c h szczepionek, kosztów szczepienia sa
mego oraz tru d n o ści, ja k ie się przytem n astręczają, a któ re prof. Cienkow ski szczegółowo w p racach swych podnosi. Zależnie od kosztów i od ilości zw ierząt, m ający ch ulegać szczepieniu, czynność ta m niej lub b ardziej opłacać się będzie.
N r 6. W SZECHŚW IAT. 91 ryzują, jeszcze d okładniej przyrodę i klim at
ziemi G rin n ella i w ykazują zarazem szyb
kość rozw ijania się roślinności podbieguno
wej, co w rów naj m ierze przypisać należy zdolności x-oślin zastosow ania się do k li
m atu, ja k i niezachodzącem u w lecie słońcu.
Ś rednia tem p eratu ra M arca 1882 r. wy
nosiła p rzy forcie C onger —34°4' C, ale jeszcze 20 K w ie tn ia term om etr spadł do
— 40° O; w Czerw cu średnia tem p eratu ra wynosiła + 0 ,6 ° C, a ju ż 1 Czerwca zakw i
tła czerw ona Saxifraga oppositifolia (głó
wne pożyw ienie wołu piżmowego), 4-go ro z
w inęły się puszki u Salix arctica, 5 -go za
k w itła O xyria reniform is, 11-go C ochlearia fenestrata, 21-go P a p a v e r nudicaule. W ro k u 1883, którego zim a była nieco łagodniej
sza, niż poprzedniego, znalazł G reely 6-go C zerw ca ju ż sześć gatunków kw itnących.
W ogóle zebrano z ziemi H a lla 60 gatunków roślin. D la porów nania przytacza G reely notatki innych podróżników ; przy przystani D ziękczynienia (T h a n k God H a rb o r) w zie
mi H a lla za k w itła Saxifraga w roku 1872 3 Czerw ca, N ordenskjold w idział przy P it- lekaj (67°62' szer. płn. a 187° dług. zach.) w roku 1879 pierw szy kw iat C ochlearia fe
n estra ta 23 C zerw ca, w roku 1861 przy za
toce T ra u re n b e rg (góra żałoby) na Szpic- bergu (79c57' szer. płn.) Saxifraga opposi
tifolia 22 C zerwca. K rom lein znalazł w ro k u 1878 p rzy C um berlandsund (67° szer.
półn.) w początku L ip c a tylko trzy gatunki kw itnące. Z zestaw ień tych w ynika, że wiosna nad kanałem Robesona, osobliwie w ziemi G rin n ella wcześniej występuje, niż w innych okolicach m orza polarnego, n a wet bardziej na południe leżących: wido
cznie p rą d m eksykański znaczniejszy tu w pływ w yw iera.
Ze zw ierząt ssących, oprócz Ovibos mo- schatus, pozostają przez zimę: zając p o la r
ny i lis polarny, z ptaków tylko Lagopus ru p e s tris ,' w K w ietn iu przybyły: Nyctea scandiaca i P lectro phanes nivalis, przejścio
wo też H aliaetos albicilla i L aru s leucopte- rus, reszta ptaków pokazała się dopiero w C zerw cu, kiedy ze skalistych wybrzeży zaczęła w oda spływ ać do przystani L ady F ra n k lin . W lecie w idział G reely w środ
ku ziemi G rin n ella w pobliżu 82° szer. płn.
trzy gatu n k i m otyli, podczas, gdy np. na
J Szpicbergu nigdy m otyli nie w idziano, ale I też w środku ziemi G rin n e lla m ierzono 29 C zerw ca + 2 3,3° C, a przy forcie Con
ger było w tym samym dniu tylko + 1 0 ,7 ° C, a następnego -+-11,7° C; były to najcieplej-
! sze dnie nad brzegiem, zimą zato są m rozy
| w środku silniejsze. Ślady zajęcy i lisów były widoczne w najodleglejszej okolicy, którą zw iedził Lockwood.
G reely i tow arzysze mieli pozostać w fo r
cie C onger przez jed en rok, następnego la
ta m iał przybyć o kręt i zabrać tych, k tó rym klim at nie posłużył a zostaw ić zastęp- j ców, po dw uletnim pobycie m iała stacyja
| zostać zw iniętą. L os tym czasem zrządził inaczej, statek P roteus, k tó ry zawiózł zało
gę, zatonął pom iędzy kram i, k ap itan d ru giego cofnął się przed lodem do G re n la n dyi, a podróżnicy darem nie czekali n a ra tu n ek . G dy i trzeciego lata żaden statek nie
nadjeżdżał, d. 9 S ierpnia 1883 r. opuścili fort C onger i popłynęli n a barce parow ej i trzech łodziach na południe, dopóki k ry nie zatarasow ały im drogi, następnie szli pieszo ciągnąc żywność, opał, notatki n au kowe i najw ażniejsze narzędzia na saniach, bo psy trzeba było pozostaw ić własnemu losowi przy forcie. Tymczasowym celem odw rotu była wyspa L itfleto n w kanale Sm itha, gdzie znajdow ał się sk ład żyw no
ści i dokąd okrętom łatw o dopłynąć. P rz y p rzylądk u Sabina próbowali więc p rzeje
chać saniam i przez k anał Sm itha, bo L ittle - ton leży przy grenlandzkiej stronie, ale w środku był on niezam arzły, a tylko jed n e sanie były zbudow ane w formie ło dzi, co na pomieszczenie 25 osób nie wy
starczało, pobudowano więc domek, a raczej jam ę z drobnych kam ieni i śniegu, gdyż na większe m ieszkanie nie było odpowiedniego m ateryjału, w tej jam ie stać m ożna było tylko w samym środku, gdzie łódź sanko- wa tw orzyła p rz y k ry c ie ,— po stronach, sie
dząc ju ż n a ziemi, dotykało się głowam i
dachu. .
P rzez siedem miesięcy zim y polarnej przeleżało w takiej jam ie 25 osób, a p rzy krzejszym od nędznego m ieszkania stał się w krótce brak opału i żywności. Jed n o i d ru gie w ydzielano na uncyje, aby starczyły ja k n ajd łu że j, ale głodzenie się przeciągało tylko m ęczarnie, w końcu nie było ju ż in
92 W SZECH ŚW IAT. N r 6.
nego pokarm u, ja k porost na skalach zw a
n y trip e de roche i kaw ałki sk ó ry z foki g ren lan d zk iej, a i tę nędzną, straw ę trzeba było w ydzielać w m inim alnych dozach. J e den z żołnierzy przyw łaszczy ł sobie po k il
k a razy kaw ałki skóry; aby zapobiedz tój surow o zakazanej d efraudacyi, k tó ra mogła w yczerpnąć p rzed czasem żywność i spowo
dować śm ierć głodow ą w szystkich, żołnierz ten, na roskaz po ru czn ik a G reely, został rosstrzelany! P rz y takiem pożyw ieniu zaczął się zw olna przerzed zać szereg po
dróżników , słabsi u m ierali z wycieńczenia*
w końcu pozostało ju ż tylko siedm iu.
W ostatnich dniach C zerw ca 1884 roku, w chw ili kiedy nie stało ju ż sk ó ry foki, a straszn a zaw ieja od 42 godzin nie pozw o
liła na szukanie porostów , w chw ili więc dogoryw ania pozostałych siedm iu ludzi, szczęśliwym trafem p rzy b y ła załoga T hetis do p rzylądka Sabina i ocaliła nieszczęśli
wych.
O ryg in aln e n o tatk i spostrzeżeń, większe narzędzia i całe urządzenie stacyi pozostało w forcie C onger, podobnie ja k i w ypraw a H a lla także rzeczy pozostaw ić m usiała, ale G reely sporządził odpisy spostrzeżeń w ja k - najm niejszym form acie i te w raz z najcen- niejszem i zbioram i zostały uratow ane. P o dróżnicy woleli zabrać m nićj o k ilk a centn a
rów żywności, chociaż p rzeczuw ali śmierć głodow ą, niż pozostaw ić owoce swej pracy naukow ej. G reely kończy dzieło słuszną apostrofą do swój w ielkiej ojczyzny, której synow ie zawsze gotow i są na jó j roskaz i dla jej sław y, bądźto przejść pom iędzy dzikiem i szczepami w nętrze A fry k i, bądźto zatkn ąć b a n d e rę U nii pod biegunem , lub zginąć śm iercią głodow ą przy p rzyląd ku Sabina. W y p raw y biegunow e są rzeczyw i
ście naj wymowrniejszem św iadectw em nie
spożytej siły, energii i rów n ow agi um ysłu w krytycznej chw ili, cnót cechujących rasę angielską, a osobliwie jój m łodą latorośl — am erykańską.
W szyscy inni obserw atorow ie, a było ich n a stacyjach m iędzynarodow ych razem oko
ło 700, pow rócili szczęśliwie do dom u; po
m inąw szy spostrzeżenia m eteorologiczne, gieograficzne ich odkrycia podczas pobytu w okolicach biegunów nie budzą szcze
gólniejszego zajęcia, możemy je więc pom i
nąć, a rzućm y natom iast okiem na obecny stan kw estyi p olarnej. Zaznaczyliśm y już zw rot, ja k i się o b jaw ił przeciw zupełnem u zarzuceniu w y p ra w ’do biegunów, m ających na celu dalsze poznanie mórz polarnych, otóż ten zw rot uw idocznił . się głównie w projekcie nowej wielkiej w ypraw y do bieguna południow ego, któi-ego okolice m a
ło są znane i oddaw na om ijane byw ały pi*zez żeglarzy; w now szym czasie tylko statek C h allen ger zbadał nieco stosunki morza antarktycznego. D y re k to r ham bur- sk ie j S eew arte, prof. N eum ayer, pracow ał przez k ilk a la t n ad przeprow adzeniem wy
p raw y an tark ty czn e j, w znacznej też części p rzyczy nił się do tego, że kolonije austral- skie okazały chęć w ysłania ta k ie j w ypraw y własnym kosztem , jeżeli rząd angielski o d stąpi odpow iedniego parow ca, np. A lerta, któ ry ju ż kursow ał po m orzach lodow atych.
O kolice an tark ty czn e m ają przed arktycz- nemi tę dogodność, że m ożna j e przez ro k cały objeżdżać i w ybrać najw olniejszą od lodów drogę, postanow iono więc wysłać ekspedycyją ju ż zim ą, żeby sobie dogodne pole działania w ybrała, a zaraz z rospo- częciem wiosny posunęła się do ląd u ark- tycznego, dalsza podróż odbyć się ma sa
niami. T ow arzystw a gieograficzne w A n glii w pły nęły rzeczyw iście na rząd, tak, że okazuje on gotowość w spółdziałania ze swemi kolonijam i, now a więc w ypraw a do bieguna południow ego zdaje się być zap e
w nioną.
Załączam y tu wykaz spostrzeżeń przy forcie C onger (81°44' szer. płn., 64°45' dług.
zacli. wzgl. G reenw ich) i w G eorgii p o łu dniowej (54°41' szer. płd., 36°1' dług. zacli.), ja k o n a najdalej na północ i południe do
tychczas w ysuniętych stacyjach m eteorolog gicznych.
Z załączonych w ykazów w ynika,że w fo r cie C onger zanotow ano, z w yjątkiem U jścia Leny, naj niższą tem p eratu rę zimową. P rz y czyna tego leży w w ysuniętem jeg o na pół
noc położeniu, a poczęści i w tęm, że zima 1881 — 1882, by ła w C onger cokolw iek ostrzejszą, niż następna. G reely dołącza tabele w ykazujące daw niejsze spostrzeżenia doraźne n a północy, podajem y z nieb kilk a minimów.