JV° 15. Warszawa, d. 11 Kwietnia 1886 r. T o m V .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W arszaw ie:
rocznie rs. 8 kw artaln ie „ 2
Z p rze sy łk ą pocztową:
rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w lled ak cy i W szechświata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny
stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, Wt. K wietniew ski, J. N atanson,
D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ‘/ji
za sześć następnych razy kop. 0, za dalsze kop. 5.
j^-dres ZE5ed.a,łs:cyi: P odw ale 2STr “ Ł n o w y .
Fig. 1. A kw aryjum pokojowe.
226
w s z e c h ś w i a t.N r 15.
AKW ARYJUM POKOJOWE
I JEG O CUDA
przez
M a g . K s e f a F u s b & u m s ,
Zam iłow anie do żywych przedm iotów b u dzi się w człow ieku ju ż od la t dziecinnych, odkąd tylko um ysł nasz zaczyna obserw o
wać otaczającą przyrodę. N ietylko dzie
cię, lecz i człow iek dojrzały, zdający sobie więcej spraw y ze wszystkiego, co widzi, czuje dziw ny jak iś pociąg do wszelkich ży- wycli, poruszających się istot. Nie trzeba na to być przyrodnikiem , lecz dosyć być człow iekiem m yślącym , by módz nad brze
giem morskim p rzypatryw ać się całcini go
dzinam i różnorodnym istotom, ja k ie m orze pozostaw ia na piasku po każdym odpływ ie.
T u dziwacznie ruszające sięgw iady m orskie, tam pełzające kraby, owdzie przecudne m u
szle, mieniące się jask ra w em i barw y, lub też dziwne, g alaretow ate ciała m eduz. A ileż to przyjem nych godzin spędzić możem y w ogrodzie zoologicznym, j a k długo p rz y kuw ać nas może do siebie k la tk a z dzikiem zwierzęciem?
C ała ta przyjem ność, jak iej doznajem y z obserw ow ania żyw ych istot, polega głó w nie na tom, że bawi nas ruch, z m niejszą lub większą łatw ością dostrzegalny, lecz bę
dący dla nas zawsze oczywistym dow odem życia. C złow iek nie może się nigdy pozbyć antropom orficznych swych poglądów : we wszystkiem , co obserw ujem y, szukam y nie
raz ze szczególnem upodobaniem zbliżenia lu b podobieństw a do cech i objaw ów , w ła
ściwych gatunkow i ludzkiem u. Żywe zw ie
rzęta, a głównie wszelkie ich ruchy, n a s trę czają nam pod tym względem b ardzo w dzię
czny m atery jal obserw acyjny. O ileż wię- cój czasu możemy spędzić z przyjem nością przed k latk ą ruszającego się żw awo zw ie
rzęcia, aniżeli p rzed zw ierzęciem w ypeha- nem, tym obrazem m artw oty i śmierci!
O bserw ow anie życia na łonie p rzy ro d y
połączonem je s t je d n a k najczęściej z wiel- kiem i trudnościam i; nieraz niesprzyjający stan pogody nie pozw ala nam opuścić m u
rów m iejskich i zagłębić się w lasy i w gę
stw iny, zapuścić się na bagna i stawy; a z r e sztą, najpiękniejsze i najbardziej interesu ją c e sceny życia odbyw ają się przew ażnie
w uk ry ty ch i niedostępnych dla oka lu d z
kiego miejscach. To też m iłośnicy p rz y ro dy, pragnący bliżćj poznać obyczaje i spo
sób życia zw ie rzą t,stara ją się wynaleść i za
stosować sztuczne pomieszczenia, w któ ry cli- by w aru nk i życia zbliżały się ja k n a j bardziej do w arunków przyrodzonych, a w których w tedy różne objaw y życiowe dogodnie m o
gą być obserw ow ane. W k latk ach w ięzi
my ptastw o, w tera ry jach obserwujem y ży
cie płazów i gadów , w ak w ary jach podzi
wiamy bogactw o fauny i flory w odnej. K a ż de z tych sztucznych pomieszczeń ma dla nas odrębny urok, jed nak że akw aryjurn je s t bez w ątpienia naj cieką wszem. W ielka różnorodność zw ierząt i roślin wodnych, ła twość trzym ania ich w luźnej niewoli, moż
ność w ytw orzenia dla nich w arunków , n a j
m niej różnych od w arunków przyrodzonych, przezroczystość żyw iołu służącego im za m ieszkanie,— wszystkie te okoliczności od
dają niezaprzeczenie pierw szeństw o akwa- ryjom , które też najw ięcej nas nauczyć mo
gą i pozw alają najsnadniej nam w ejrzeć w tajniki życia.
N a tle pięknego kobierca zieleni błyszczy gładkie i lśniące zw ierciadło stawu. T u, pod spokojną pow ierzchnią, zakłócaną tylko lekkim powiew em w iatru, lub gdzieniegdzie ruchem drobnych owadków, ślizgającycli się chyżo po pow ierzchni wody, ja k gdyby po lodzie, to w tę, to w ową stronę — rozegry- w a się cudow ny dram at życia, u k ry ty przed w zrokiem człowieka, w patrującego się w to nieme zw ierciadło wodne. T u, jak g d y b y niezależnie od reszty św iata, istnieje zam knięty w sobie św iatek drobnych istot, dla których listek, na wodzie płynący, je s t w iel
k ą wyspą, kam yk na dnie—olbrzym ią skałą
podw odną, a karłow ate zarośla wodne —
nieprzebytem i, dziewiczemi lasam i. J a k
k ra jo b raz brzegów odbija się w zw ierciadle
wody, tak też świat cały ze w spaniałem i
zjaw iskam i życia i w alki pom iędzy różnoro-
dnem i form am i istot organicznych odtw a
N r 15.
W S Z E C H ŚW IA T .227 rza się, ja k b y w m inijaturze, w ż y c iu dro
bnych mieszkańców staw u.
W akw aryjum pokojow em możemy obser
wować na małą, skalę całe to życie wód n a
szych w ygodniej, niż n a łonie przyrody, bo szklane ścianki naczynia pozw alają nam ja k na dłoni w idzieć ten m alutki św iatek żyją
cy. J u ż za kilkanaście dni z pod zim o
wego okrycia w ychylą się zielone łodyżki traw y, na rzekach i staw ach lód puści, p ro mienie słońca zaczną budzić uśpione w wo
dach życie i nastaną pierw sze roskoszne dni wiosenne, podczas których najlepiej jest odbywać wycieczki w okolice m iasta i przy
niesionym łupem zapełniać akw aryja. Są
dzim y zatem , że niejeden z czytelników W szechśw iata zechce posłuchać, w ja k i spo
sób przystąpić trzeba do urządzenia sobie akw aryjum , ja k zaludniać j e roślinam i oraz zwierzętam i, które z je d n ć j strony najlepiej nadają się do trzym ania ich w akw aryjach, a z drugiej strony naj więcej dostarczyć nam mogą przyjem ności i nauki. U rządzenie ła dnego akw aryjum , zapełnienie go, um ieję
tne obchodzenie się z niem, wszystko to w y
maga bez w ątpienia p racy i czasu;—ale zato przyjem ność i korzyść, ja k ą stąd osiągamy, tak je st wielką, że stokrotnie w ynagradza nas za poniesione trudy.
R ospatrzm y więc przedew szystkiem kw e- sty ją u rządzenia ak w ary ju m pokojowego;
następnie dowiemy się, ja k ą zapełnić je mo
żemy roślinnością i ja k ie w niem hodować zw ierzątka *).
K ażde obszerne naczynie może służyć za zb io rn ik wody, w którym hodow ane być mogą rośliny i zw ierzęta wodne. By jed n ak módz dokładnie obserwować życie i obycza
je istot, w akw ary ju m żyjących, należy ko
niecznie użyć naczynia naw pół lub też cał
kowicie szklanego.
N a akw aryjum przeznaczać możemy roz
maitego kształtu i różnej wielkości naczynia szklane, zależnie od tego, ja k ie w niem p ra-
') W skazówki, co do urząd zen ia akw aryjum , po
daję po części na zasadzie w łasnej p rak ty k i, głó
wnie zaś czerpałem je z dzieła d ra Ilessa: „Das Siiss- w asseraquarium “ 1886.
gniem y hodować istoty. Jeśli chcemy się zadow olnić np. rybkam i złotem i, pijaw kam i i t. p. pojedyńczem i gatunkam i, możemy się ograniczyć na t. zw. akw aryjach kielicho
wych.
P ro ste i bardzo tanie akw aryjum kieli
chowe możemy zrobić sobie z klosza szkla
nego, używanego do pokryw ania masła lub sera, w staw iając go w podstaw ę drew nianą, otw orem do góry. Rossmaessler radzi u rz ą
dzać ak w ary ja kielichow e w szklanych ba
lonach, używ anych do kw asu siarczanego lub do nafty; balony takie są bardzo wielkie i przytem niedrogie; w praw dzie najczęściej są ze szkła zielonego, zdarzają się je d n a k także p raw ie zupełnie białe, a rozum ie się, że tym ostatnim należy się pierw szeństwo.
Podobne naczynie dajem y szklarzow i do przepiłow ania pośrodku, a otrzym ane dwie połowy przedstaw iają dwa naczynia do ak- w aryjów . B alon taki możemy i sami prze
połowić, a m ianowicie, postępując według podanego przez prof. H essa sposobu. U sta
wiony na stole balon zostaje napełniony
av o-dą aż do tćj wysokości, ja k ma być przepo
łowiony. W zd łuż linii, odpowiadającej po
ziomowi wody, przeciągam y w yraźną k re sę kredą lub węglem, wylewam y wodę, a gdy balon zupełnie wyschnie, po kresie tej przeciągam y nitkę, nasyconą terpentyn ą.
Następnie nitkę tę zapalam y i trzym ając b a
lon oburącz, za szyjkę i za dno, obracam y nim w taki sposób, aby n itk a całkowicie spłonęła. G dy to się stanie, szkło pęka za
zwyczaj samo dokoła, ja k otaczała j e nitka płonąca. G dyby to je d n a k nie nastąpiło, należy świeżo ogrzaną liniją kolistą balonu otoczyć zaraz n itk ą w ilgotną, a wtedy z pe
wnością balon wzdłuż tego szwu pęknie, ja k to było zamierzonem.
Obie otrzym ane w ten sposób połowy, po lekkiem w yrów naniu brzegów , możemy użyć na akw aryja. P rak ty cz n iej atoli użyć połowy górnej, ustaw iając j ą n a podstaw ie szerokim otworem do góry, a szyjką na dół.
Szyjkę zatykam y korkiem , przez któ ry trze
ba przeciągnąć ru rk i szklane, służące do od
prow adzania wody z akw aryjum . K orek oczywiście należy pokryć cementem, aby woda przezeń nie przeciekała. B iorąc dol
ną połowę balonu, musielibyśmy w szkle
wyśw idrow ać otwór, co je s t bardzo tru -
228
W S Z E C H Ś W IA T . Tsi 1 5 .dnem i niepew nem , gdyż szkło łatw o p rz y tein pęka.
A k w a ry ja kielichow e można w reszcie dostać gotowe w składach w yrobów szk la
nych, co stanowi, rozum ie się, w ielkie u ła tw ienie *).
Jednakże, pomimo łatw ości urządzenia, ak w aryjum kielichow e przedstaw ia kilka bardzo ważnych niedogodności. P rz e d e wszystkiem w skutek krzyw izn y ścian w iel
kość natu raln a roślin i zw ierząt w a k w a ry ju m um ieszczonych ulega zm ianie, a k sz ta ł
ty ich stają się do pew nego stopnia niezw y
czaj nemi; następnie, akw aryjum kielichow e, je śli nie ma bardzo g ru b y c h ścianek, łatw o bardzo pęka; w reszcie obszar jeg o je s t n a j
częściej zbyt m ały, tak, że zam ieszkujące j e istoty, nie m ają dostatecznie przestronnego dla zupełnój swobody pom ieszczenia. W sz y stkim powyższym niedogodnościom można zaradzić przez urządzenie sobie ak w ary ju m o ściankach prostopadłych czyli w postaci skrzynki.
A k w a ry ja tego ro d zaju pow inny konie
cznie mieć większą szerokość niż wysokość, aby możliwie najw iększa pow ierzchnia w o
dy stykała się z pow ietrzem ; w tedy bow iem zw ierzęta mogą się lepiej i sw obodniej p o ruszać, roślinność zaś m a dosyć obszaru do bujnego rozrastan ia się. A k w a ry ja o ścian
kach prostopadłych m ogą być czw orobo
czne lub ośmioboczne. N ajlepiej je d n a k u rządzać ak w ary ja czworoboczne. W y m ia
ry ich mogą być bardzo rozm aite; nie p o w inny je d n a k przechodzić następujących granic: pow ierzchnia dna od 30—40 □ cen
tym etrów do 50— 80 □ centym etrów , w y
sokość zaś od 30 do 40 centym etrów .
A k w a ry ju m takie sk ład a się (fig. 1) z czw orokątnej opraw y żelaznej, p rz y lu to - wanćj do dna z blachy cynkow ej, gdy boki utw orzone są z szyb szklanych. Części że
lazne m uszą być bielone, lakierow ane albo też olejną farbą pokryw ane, w przeciw n ym
jbowiem razie łatw o rdzew ieją, a woda za-
') W W arszaw ę ak w ary ja ta k 'e , w p o sta c i w alca, m niej lub więcej szerokiego, sp rzedaje p. B aytel, właściciel składu szkła przy ulicy Podw ale.
czyna przeciekać. Lepiej też je s t dlatego całą opraw ę zrobić z blachy cynkow ej.
Ściany szklane m uszą stać zupełnie piono
wo, aby ze w szystkich stron wystawione były n a jednakow e ciśnienie. M uszą one być przym ocow ane bardzo silnie do o pra
wy m etalowej zapomocą k itu, tak aby wo
da nie m ogła przeciekać i aby przy zmia
nach tem p eratu ry mogły się razem ze swą opraw ą rosszerzać i kurczyć, inaczej bo
wiem p ękają bardzo łatw o. Jak o k it byw a używ any gips, cem ent i t. d. Zw yczajny k it, jak ieg o używ ają szklarze, nie nadaje się do tego wcale, albowiem nazbyt mocno tw ard n ieje i o dłupuje się. U żytym być mo
że w tym celu t. zw. k it czarny, którego do
stać m ożna w większych składach żelastwa, a także k it z g lejty ołowianej i gliceryny, k tó re zm ięszać z sobą należy p rzed samem rospoczęciem kitow ania. F . ten Brinlc r a dzi używ ać k itu z m ięszaniny m inii z ole
je m lnianym . T rz e b a pew ną ilość minii, rozetrzeć z przegotow anym olejem lnianym , którego dolew a się tyle, aby masa kitu m ia
ła gęstość żyw icy w yciekającej z drzew a.
Jeśli ak w ary ju m może być ustawione przed oknem, najstosowniej wtedy urządzić je tak, aby tylko ściany rów noległe do okna były szklane, boczne zaś — blaszane, lub łupkow e. A k w a ry ja tak ie nietylko są trw alsze i tru dn iej ciekną niż ak w ary ja o w szystkich czterech ścianach szklanych, lecz m ają nad niem i tę jeszcze wyższość, że nie są zb yt jasn o ośw ietlone, co je s t bardzo dogodnem dla zam ieszkujących je zw ierząt, do półcienia głębi wód zazwyczaj przyzw y
czajonych. A kw aryjum , o ile można, p o winno być umieszczonem w polcoj u z wróco
nym n a północ i wogóle w pokoju chło
dnym ; je s tto je d e n z najw ażniejszych w a
runków . M usim y się starać o takie um iesz
czenie, aby latem m ożna je było zabespie- czyć przed gorącem i prom ieniam i południo
wego słońca, zapomocą rolety lub innej j a kiej zasłony. Zim ą nie należy trzym ać ak w aryjum w bliskości pieca i wogóle nie um ieszczać w pokoju mocno ogrzewanym ; z drugiej wszakże strony i zbyt wielkie zi
mno szkodzi mieszkańcom akw aryjów , tak, że tem p eratu ra nigdy nie po winna być niższą aniżeli + 1 0 ° R.
K om u zależy n a urządzeniu w ykw intnem ,
N r 15.
W S Z E C H ŚW IA T .229 ten może sobie spraw ić ozdobny stolik pod
akw aryjurn; stoliki takie znaleść można w w ie
lu składach m ebli. A le najlepiej umieścić akw aryjum na zw yczajnym , mocnym stole.
U staw iw szy akw aryjum , należy napełnić je w^odą i w ypróbow ać, czy czasem w ja - kiem kolw iek m iejscu w oda z niego n ie w y
cieka. P o ostatecznem przekonaniu się, że szczelność je s t zupełną, należy w ylać wodę i przystąpić do w ew nętrznego urządzenia.
Zwykle sypie się n a dno akw aryjum w ar
stwę m ułu ze staw u, zmięszanego z pia
skiem, w arstw ę ziemi torfow ej lub czarno- ziemu, a na to w arstw ę przem ytego piasku rzecznego; w spodniej w arstw ie m ają się za
korzeniać rośliny. B ierze się także czysty piasek rzeczny i w staw ia się weń niskie do
niczki z u rodzajną ziemią, w którój są już zaflancowane różne rośliny wodne, doniczki te w inny być je d n a k p o k ry te od góry przy- najm niej na grubość palca w arstw ą piasku.
W arstw a ziemi urodzajnej pod piaskiem lub też doniczki z tak ą ziemią są jed n ak w rzeczy samej zbyteczne, albowiem więk
szość roślin wodnych rośnie też ja k n a jb u j- niej w czystym piasku, można się więc na nim ograniczyć. W łaściw ie, należy tylko nasypać na dno ak w ary ju m w arstw ę g ru boziarnistego piasku rzecznego, na tę zaś nałożyć żw iru lub kam yków strum ienio
wych, dobrze przepłókanych. Należy się koniecznie starać, aby ta k piasek, jakoteż i żw ir były zupełnie czyste; trzeba więc po uprzedniem p rzepłókaniu ich, kilkakrotnie jeszcze odlewać wodę z akw aryjum , tak, aby piasek i kam yki dobrze się wyszlamo- wały; trzeba pow tarzać to dopóty, dopóki nalana woda nie będzie zupełnie czystą.
Jestto bardzo ważny w arunek i radzim y ści
śle go przestrzegać.
Poniew aż różni m ieszkańcy akw aryjów nie są w yłącznie wodnemi istotam i, lecz od
dychają także pow ietrzem sprężystem, m u
szą więc od czasu do czasu wychodzić na pow ierzchnię wody. Szczególniej lubią opuszczać właściwy swój żyw ioł nocą. G dy nie m ają jed n ak do tego sposobności, stają się bardzo niespokojnem i, mącą w tedy wo
dę w ak w ary ju m i niepokoją innych jego mieszkańców. D latego też należy konie
cznie dać zw ierzętom wodnym możność za
spakajania tej ważnej potrzeby. D o tego
ce'.u służy przedew szystkiem wysepka pły
wająca,' ja k ą bardzo łatw o można sporzą
dzić.
B ierze się niezbyt cienki krążek korkow y, robi się w nim zagłębienie nożykiem , wy
pełnia ziem ią i kładzie się w nią nasionka traw . Następnie puszcza się taką wysepkę na pow ierzchnię wody i osadza się zapomo- cą sznureczka z ciężarkiem , jak g d y b y na kotw icy, na jedn em m iejscu. W krótce po
w ierzchnia takiego k rążk a z korka pokry
wa się b ujn ą traw ą i stanowi dla m ieszkań
ców akw aryju m doskonałą wysepkę.
D aleko lepiej jed n ak , zam iast takich wysp pływ ających, zbudow ać pośrodku ak w ary ju m skałę, któraby w ystaw ała ponad po
w ierzchnię wody. M etoda ta ma p ier
wszeństwo przedew szystkiem ze względów estetycznych, pow tóre zaś zw ierzęta wodne m ają w zagłębieniach skały takiej doskona
łe dla siebie kryjów ki. T ak ą wyspę, utw o
rzoną ze skały, widzim y na fig. 1.
R ozm iary skały muszą być naturaln ie za
stosow ane do wielkości samego akw aryjum . G atun ek skały zupełnie je s t obojętny; n a tu ralnie, musi ona być nierospuszczalną i nie pow inna zaw ierać szkodliw ych substaneyj.
M ożna użyć do tego g ranitu , piaskowca, żużlów i t. p. Te skały n atu ralne, są j e dnak pod tym względem nieodpowiednie, że ciężar ich je s t zw ykle zbyt znaczny; da
leko lepiej przeto urządzić w tym celu sztu
czną skałę, którą zrobić można z m ateryja- łu lekkiego, a zarazem dow olną nadać je j można formę. T ak ą sztuczną skałę robi się z kaw ałków koksu, pum eksu lub z nacie
ków wrapiennych; ten ostatni m ateryjał je s t najodpowiedniejszy. Skałę tak ą należy tak ociosać lub też z k ilku kaw ałków zlepić, aby w swój części środkowćj podzieloną by ła na dwie lub trzy, wolncmi przelotam i poprze
dzielane części, spoczyw ające n a wspólnej u dołu podstawie i zbiegające się u góry w jed n ę część skały, k tó ra się z wody sw o
bodnie wychyla, ja k to widzim y na fig. 1.
O ddzielne kaw ałki skały, a także podstawę
jój, możemy spoić z dnem akw aryjum zapo-
mocą kitu, przyrządzonego w edług L . W il-
kego, ze sproszkowanego szelaku rospusz-
czonego w spirytusie i zmięszanego zesprosz-
kow anym pumeksem; m ięszanina ta tw orzy
gęstą, ja k zaparzony krochm al, masę, k tó ra
230
w s z e c h ś w i a t.N r 15.
bardzo prędko tw ardnieje; z rów nie dobrym skutkiem można użyć zw yczajnego Cementu portland zkiego, do którego domięszano n ie
co piasku; należy przytem zauważyć, że za
nim zapomocą cem entu spajać zaczniem y dw a kaw ałki skały, musimy je naprzód do
brze zwilżyć.
G dy k it skały całkow icie ju ż stw ardnieje i wyschnie, należy ją, tak długo opłókiw ać wodą, dopóki ta ostatnia zu p ełn ie je j nie w yługuje i nie będzie zupełnie jasn ą i p rz e j
rzystą.
Nadzwyczaj ozdobną i pożyteczną częścią akw aryjum je s t fontanna. W oda, try sk a ją c a wciąż do góry i rozbijająca się p rz y opadaniu na m ałe kropelki, nasyca się p rzez ten czas pow ietrzem , przez co zachow uje cenną dla życia świeżość. A żeby urząd zić sobie w ak w aryjum fontannę, trzeba u s ta wić pionowo pośrodku tego ostatniego szkla
ną ru rk ę (jeśli znajd u je się skała, to r u r k a pow inna ją pi-zebijać), a koniec je j w ypro
wadzić ponad pow ierzchnię wody; od dołu ru rk a pow inna być połączoną zapom ocą ru rk i kauczukow ej z kranem ze z b io rn i
kiem wody, um ieszczonym n a wyższym o d pow iednio poziomie. Za otw arciem k ra n u łączącego, z pionowej ru rk i try sk a do góry strum ień wody, poniew aż na zasadzie po-
jwszechnic znanego praw a, ciecz w obu łą czących się z sobą naczyniach, dąży do zró-
jw nania się w wysokości swych poziom ów.
D aleko je d n a k praktyczniej urządzić fon
tannę, opierającą się n a zasadzie t. z w. wo-
jdotrysku H erona. U rząd zan ie to przed sta- wionem je s t na fig. 2 i składa się z dw u zbiorników wody, z któ ry ch je d e n e z n a jd u je się tuż pod akw aryjum u k ry ty w stoliku, n a któ ry m ono stoi, d ru g i zaś d— um ieszczo-
jny je s t u podstaw y stolika. Z biorniki są szczelnie zam knięte i łączą się zcsobą i z a k w aryjum cienkiemi rurkam i. G ó rn y zb io r
nik je s t przeznaczony dla w ody m ającej w ypływ ać w postaci w y try sk a do a k w a ry ju m , w tym celu je s t przeprow adzona r u r
k a c z dn a górnego zb io rn ik a do w ierzchu i akw aryjum , przeznaczona do w yrzucania w ody i nadto do górnej części tegoż zbior
nik a dochodzi ru rk a h, przez k tó rą w pro
w adza się ścieśnione pow ietrze aby ug n iata- i ją c poziom w zbiorniku zm uszało w y try sk
jdo działania. P rz e z ru rk ę b m oglibyśm y {
w prow adzać pow ietrze ścieśnione z ja k ie g o kolw iek źródła, n ap rzy k ład z naszych płuc, lecz w fontannie H e ro n a tę pracę w ykony
wa słup wody zstępujący z a k w ary ju m p rz ez ru rk ę a do dolnej części zb io rn ik a niższego, to je s t d; pow ietrze zaw arte w tym zb io rn i
k u pod wpływem ciśnienia słupa wody za
gęszcza się i zw olna ustęp uje przez ru rk ę b do w ierzchniej części zbiornika górnego, gdzie działa w sposób powyżej w zm ianko
w any. Istn ieją jeszcze oczywiście róż-
Fig. 2. F o n tan n a H erona.
nc inne odm iany w urządzaniu wodo
trysków w ak w aryjach pokojowych, któ rych ju ż opisywać nie będziemy.
A k w a ry ju m m ożna napełnić wodą rz e czną lub studzienną; idzie tylko o to, by woda ta była jaknajczystszą i przezroczy stą. Jeśli nie je s t klarow na, to należy j ą uprzednio przefiltrow ać przez węgiel (filtr węglowy). W odę należy wlew ać do akw a
ry ju m ostrożnie i powoli, by nie zmącić p ia
sku, leżącego na dnie; najlepiej wlew ać j ą
N r 15.
W S Z E C H ŚW IA T .231 zapomocą ru rk i. M ożna też lać wodę ostro
żnie kubkiem , ale w tedy najlepiej wylewać ją na skałę lub też lać na okrągłą, płaską, poziomo umieszczoną pokryw ę szklaną, z k tó rej woda spływ a zw olna brzegam i na dno akw aryjum , siła zaś strum ienia wodnego zo
staje należycie osłabioną.
Istoty, żyjące w akw aryjach, potrzebują wciąż pow ietrza. G dyby w akw aryjum ży
ły same tylko zw ierzęta, w krótce nagrom a
dziłaby się w wodzie zbyt w ielka ilość dw u
tlenku węgla (wydychanego przez człowie-
ściowym zw ierząt i roślin, w akw aryjum można nie zm ieniać wcale wody, a pomimo to zw ierzęta m ają dosyć pow ietrza do od
dychania. Poniew aż je d n a k niezawsze n a
trafić można na taki stosunek św iata zwie
rzęcego i roślinnego, by rów now aga ta zo
stała zachow aną, najlepićj przeto od czasu do czasu wpuszczać do wody świeże zapasy pow ietrza, by woda niem się nasycała. N aj
lepiej daje się to uskutecznić zapomocą me
tody profesora Sem pera i D ornera. U rz ą
dzenie to widzim y na fig. 3. I)o akw ary-
F ig . 3. P rzyrząd do odświeżania pow ietrza w wodzie akw aryjum .
ka i zw ierzęta), zabrakłoby natom iast tlenu, a zw ierzęta podusiłyby się. Jednakże — obok zw ierząt zazw yczaj hodowane są, lub same przez się w yrastają rośliny, które, ja k wiadomo, swemi zielonemi częściami ros- k ładają pod w pływ em św iatła słonecznego nagrom adzający się w wodzie dw utlenek węgla, wydychany przez zwierzęta, n a tlen i węgiel. W ęgiel zużytym zostaje na budo
wę ciała roślinnego, tlen zaś pow raca do wody i służy do oddychania zw ierzętom . T ak więc, przy odpow iednim stosunku ilo-
ju m A wpuszczona je s t kolankow ato zgię
ta ru rk a szklana, k tó ra zapomocą ru rk i kauczukowej łączy się z k ró tk ą ru rk ą szkla
ną przetkniętą przez korek, zatykający n a
czynie c, umieszczone niżój i do połowy na
pełnione wodą. P rze z tenże korek prze
chodzi druga ru rk a szklana, pogrążona ko
lankow ato zgiętym końcem w naczyniu z wodą b, umieszczonem wyżdj. G dy wys
siemy pow ietrze z tej ru rk i woda z naczy
nia b zaczyna się przelew ać do naczynia c,
przez co pow ietrze zostaje stąd w ypędzane
232
W S Z E C H Ś W IA T .N r. 15.
i pęcherzykam i przechodzi do ak w ary ju m A .
W ogóle starać się o to wypada, aby ja k - naj rzadziej zmieniać wodę w akw aryjum , a naw et zupełnie tego unikać. D o b rą wo
dę poznać m ożna po tem, że je st klarow ną i że łatw o zjaw iają się w niój drobne zielo
ne wodorosty. W akw aryjum powinien być pogrążony term om etr; najlepiej je st utrzym yw ać stałą tem peraturę wody 12° do 13° Ii, nigdy zaś wyżćj 16° E . M artw e czę
ści roślin i zw ierząt należy z w ody sta ra n nie usuwać; można to ro b ić zapomocą sia
teczki lub też zapom ocą długich szczypczy- ków.
N a dnie ak w aryjum tw orzy się z czasem m uł z kału i w ydzielin zw ierząt. M uł taki należy co k ilk a tygodni usuwać; uskutecznia się to przy pomocy ru rk i szklanej, kolan k o wato zgiętśj; jed en jć j koniec pogrążam y w wodzie i prow adzim y ręk ą tuż ponad w arstw ą wyściełającego dno m ułu, gdy z drugiego końca w yciągam y ustam i pow ie
trze, a pow stający tym sposobem p rą d wo
dy, poryw a z sobą do w nętrza r u r k i szko
dliw y m uł z dna akw aryjum . W y p ro w a dzoną na bok ru rk ę z wodą zam uloną, na- zew nątrz dopiero opróżniam y.
Jak k o lw iek pojaw ianie się zielonych w o
dorostów w wodzie je s t znakiem bardzo po
myślnym, dowodzi bowiem dobrego składu i dobrych własności wody, jed n ak ż e gdy ro
śliny te zbyt się rozm nażają, zanieczyszcza
j ą nieraz ścianki ak w ary ju m ; n ależy w'ięc j e co pew ien czas usuw ać przez w ycieranie ścianek ostrą szczoteczką; zmoczenie szczo
teczki rostw orem soli kuchennej u łatw ia po
dobno tę pracę. N ależy starać się usuw ać w odorosty ze ścianek, gdy w arstw a ich je s t jeszcze cienką i m łodą; po pew nym bowiem czasie oczyszczanie ścianek n astręcza ju ż znaczne trudności.
M am y więc akw aryjum zupełnie p rz y g o tow ane i urządzone, wiem y, ja k sio z niem obchodzić, pozostaje nam jeszcze zap ełn ić je żywemi istotam i. P rzy stąp im y do tego w n a
stępnym arty k u le.
B A O B A B
n a p isa ł
■ w . K .
Zw iedzający przeszłoroczną wystawę po
w szechną w A n tw erpii, mieli sposobność oglądania w dziale przem ysłu niem ieckiego wyrobów cukierniczych i likierów , niem a- jący ch nic wspólnego z cukrem , oprócz zw y
czajnego słodkiego sm aku. W w yrobach tych zw yczajną m ączkę cukrow ą zastąpiono przez m ięszaninę cu kru , otrzym yw anego w A m eryce na w ielką skalę z krochm alu, zapomocą ogrzew ania z roscieńczonym k w a
sem siarczanym z nowo otrzym anym lat te
mu parę produktem chemicznym, przez wy- nnlascę p. F ah lb erg a , nazw anym sachary
ną z pow odu słodkiego sm aku. Do lik ie rów zaś użyto sacharyny bez domięszld cukru krochm alow ego. K om itet sędziów w ystaw y w yraził się pochlebnie o sm aku tych w yrobów , rzeczoznaw ca zaś taki, ja k d y re k to r stacyi oceny przetw orów chemicz
nych w B onn, dr S tutzer, zajął się bliższein zbadaniem sacharyny. P ró b y dokonane przez p. S tutzera, w edług jeg o zdania, w y
kazały— raz, że sacharyna w żadnym razie nic w yw iera szkodliw ego w pływ u na tra wienie, a pow tóre, że naw et w bardzo m a
łych ilościach dodana do rostw orów zw y
czajnego lub krochm alow ego cuk ru , działa n a nie anty ferm entacyjnie. W dalszym cią
gu swych badań nad fizyjologicznem działa
niem sacharyny p. S tu tz er daw ał królikow i i psu to ciało w ilości od 0,25 do 3 g dzien
nie i nie zauw ażył po k ilk u dniach n a j
m niejszych oznak szkodliwego działania.
P rzy tem m usim y nadm ienić, że powyższe próby były dokonyw ane z takim i daw kam i sacharyny, jak ich b y się nigdy nie używ ało do p rz y p raw y pokarm ów , zam iast cukru.
Te dość św ietne, j a k na pierw szy raz, re zultaty zastosow ania w prakty ce sacharyny pobudziły je j wynalascę do wspólnćj p ra
cy z chemikiem lipskim , A. Listem , nad wy
nalezieniem technicznych sposobów fabry-
kacyi tego nowego przetw oru. R ezultaty
N r 1 5
w s z e c h ś w i a t.2 3 3
przez się otrzym ane dwaj chemicy trzym ają w tajem nicy do czasu uzyskania patentów na w szystkie k raje. Nie są nam bliżej w ia
dome naw et sposoby czysto laboratoryjne otrzym ania sacharyny.
W szystko, co dotychczas je st nam zna- nem z fabrykacyi sacharyny, da się streścić w k ilku słowach. Ja k o głów ny m ateryjał do jój w yrabiania m ają służyć olejki lotne z węgla kam iennego. Jed e n z tych olejków, mianowicie tołuoł, łatw o może być przep ro w adzony w ciało, zw ane sulfo-am ido-tołuo- lem, które pod działaniem środków utlen ia
jących daje w rezultacie biały drobnokry- staliczny proszek, będący właśnie sacha
ryną ')•
Podobnież ja k i cukier, zw yczajny, sa
charyna tw orzy sole, źle bardzo k ry stali
zujące, daje etery złożone, rospuszcza się w wodzie i spirytusie.
W ynalasca zam ierza używać je j do po
praw iania smaku mało słodkiego cukru g ro nowego i krochm alow ego, a mianowicie w stosunku 1— 2 części sacharyny na 2000 części jednego z tych dw u gatunków cukru, a naw et i dla dodaw ania słodyczy zw yczaj
nemu cukrow i.
O ile się okaże praktycznem to zastoso
wanie sacharyny — przyszłość pokaże, my zaś, biorąc rzeczy besstronnie i niezapatru- ją c się na przyszłość sacharyny różowo, ja k |
to czyni aż do zbytku p. F ah lb erg , w edług I którego sacharyna m a dokonać zupełnego przew rotu w przem yśle cukrow niczym , mo
żemy tylko postaw ić skrom ne żądanie, aby działanie fizyjologiczne sacharyny było wszechstronniej zbadane. W szystkie do
tychczasowo badania p. S tu tzera były nie
jak o jednorazow e i jed n o stro n n e. P . Stu- tzer badał w pływ sacharyny jed y n ie na tra -
') W zór racyjonalny sach ary n y , podany przez w ynalascę je s t Cr, » > 1 I czyli bezw odnik kwasn ortosnlfoaminobenzoesowego. Z p unktu w i
dzenia chem icznego, ciekaw ym je s t ten p ro d u k t z tego względu, że on je d e n ty lk o posiada sm ak słodki z wieln bezwodników ortosulfoam inopocho- dnych szeregu homologicznego benzolu.
wienie i w zby t krótkich przeciągach czasu,
J
chociaż je s t to rzeczą aż nadto dobrze wia- [ doiną, że i najsilniejsze trucizny, zażyte w hom eopatycznych dozach nie w yw ierają
j
szkodliw ego działania, a obok tego nie prze-
! stają być truciznam i. D opiero po wszech-
! stronnem zbadaniu działania sacharyny bę
dziemy m ogli orzec coś stanowczego o tój now(5j zdobyczy chemii.
0 KRZYŻOWANIU ZBOŻA
P BZEZ
Kazimierza. Ł a p ciy ó sk ie g e .
K ażdy hodowca zw ierząt domowych wie, j a k ważnem je s t krzyżow anie. W yborow a ow czarnia znikczem nieje, pod względem bu
dowy owiec, gdy przez długie lata, nieod- świeżana obcemi baranam i, przeistoczy się w je d n ę rodzinę i bliscy krew ni, łącząc się, daw ać będą życie nowemu pokoleniu.
J a k ważnem je st krzyżow anie dla świata roślinnego, D arw in w naszych czasach nau
kowo udow’odnił, przeprow adziw szy cały szereg doświadczeń. P o d tym względem wyniki jego prac zyskały powszechne uzna
nie. Z każdego nowszego podręcznika b o taniki można się ju ż dowiedzieć, że u roślin jaw nokw iatow ych k w iaty po większej czę
ści tak są zbudow ane, aby za pośrednictw em
| owadów, albo w iatru, słupek mógł być za- pładniany pyłkiem pręcików nie własnego kw iatu, ale obcych jednogatunkow ych, ta kie bowiem zapłodnienie ma zbaw ienny wpływ na obfitość i dorodność nasienia.
Oczywiście wpływ będzie tem donioślejszy, im obcy jed nogatunkow y osobnik w dal-
| szem pow inow actw ie zostaje z osobnikiem
| zapładnianym .
Zdaje mi się, że te praw dy nie zostały zużytkow ane przez rolników .
W iedzą hodowcy zboża, że trzeba odświe-
J
żać nasienie, ale odświeżanie obecnie na tem
j polega, że sprow adza się z dalekiej okolicy
potrzebne do siewu ziarno i sieje się za-
234
W S Z E C H ŚW IA T .N r 15.
m iast w łasnego. Zbiór byw a nieco lepszy, bo ro śliny lubią, nowe miejsca, ale ostate
cznie co zro bił hodowca zboża? Czy naśla
dow ał wspom nianego powyżej hodowcę owiec, sprow adzającego obce barany? W ca
le nie. On tak postąpił ze zbożem, ja k g d y - by hodow ca owiec całą ow czarnię p rz ep ę
dził w inną okolicę, niem yśląc o krzyżo
waniu. W praw dzie grom ada zboża, dajm y na to żyta, była nierów nie liczniejsza od stada owiec, więc i pow inow actw o między roślinam i pow innoby być nierów nie dalsze, niż pokrew ieństw o owiec, ależ niezapom i- najm y o czasie olbrzym im , przez k tó ry za
cieśniało się to pow inow actw o. T oć od cza
sów zam ierzchłej starożytności, od początku rolnictw a, przep ędzają się tylko grom ady żyta z m iejsca na miejsce, bez m yśli o ich odrodzeniu obcym pyłkiem .
Ze dotąd nasze najw ażniejsze zboże zu
pełnie nie znikczem niało, to nie zasługa ho dowli, ale lekkości żytniego py łk u , któ ry daleko może być unoszony przez w iatry i choć w części nap raw ia błąd rolnika, spa
dając na znam iona niespow inow aconych ro
ślin. A le takie korzystne zapłodnienia są tylko w yjątkow e, głów nym działaczem nie
w ątpliw ie je st pyłek kłosów najbliższych, które należą do pow inow atych najbliższego stopnia.
Zyto, ja k wszystkie inne traw y, zaliczają botanicy do tak nazyw anych: anemofilów, to je s t roślin zapładnianych przy pom ocy w iatru. K w ia t żyta je s t do tego zastosow a
ny. W czasie kw itn ien ia trzy w ydłużone pylniki wiszą na długich delikatny ch n it
kach, a dwie m iotełkow ate szyjki sterc zą do góry. W zględne położenie je d n y c h i d ru gich je s t przyczyną niemożności zap ło d n ie
nia się słupków pyłkiem w łasnych p ręci- j lców. Na kw iatk i niżej położone, w ty m samym kłosie, p yłek osypać się m oże, ale gdy kłos pochyli się nieco, to i tak ie zapło
dnienie je st utrud nione, bo pylniki zaw isną na nitkach pod kłosem. P rz y każdym po
wiewie w iatru najbliżsi sąsiedzi kłosa mogą być n ajłatw iej osypani je g o pyłkiem . N ie
co p y łk u spadnie w praw dzie z w iatrem z pól odległych, ale niew ątpliw ie będzie to ty lk o m ały ułam ek w zględnie do pyłku n a jb liż
szych sąsiadów. J
S koro tak jest, to chcąc racyjonalnie od
świeżyć nasienie, trzebaby posadzić obok każdego k rzak u w łasnego żyta, k rzaki nie- pow inow ate z odległej okolicy pochodzące.
Czyli, co na jedno wychodzi, zam iast sp ro wadzać, ja k to dziś je s t w zw yczaju, całą ilość zia rn a potrzebnego do siewu, sprow a
dzić tylko połowę z odległej okolicy, doło
żyć d ru g ą połowę własnego ziarna i dosko
nale obiedwie p arty je m iędzy sobą wym ię- szawszy, zasiać.
Że tak ie mięszanie do siewu, po połowie własnego żyta z żytem obcem, je st korzy
stne, mogę tu zapisać nietylko jak o zdanie teoretyczne, ale opierając się na dośw iad
czeniu. W sk u tek mego ustnego p rz ed sta
w ienia rzeczy, pan Tomasz F lejczerow ski w K obylanach i pan A leksy Ilem p el w T u- chow iczu próbow ali w powyższy sposób skrzyżow ać własne żyto i zapew nili mnie o b ardzo dobrym rezultacie.
In n e zboża traw iaste w powyższy sposób krzyżow ane praw dopodobnie nie zawiodą rolnika. Zboża należące do entomofilów, to je st do roślin zapładnianych przez owady, np. rzepak i, zdaje się, że tem bardziej k rz y - żowaćby należało, pyłek ich bowiem z n a
tu ry samej budow y, nie może być daleko unoszony przez w iatry, a przytem je st go mniej niż u roślin traw iastych.
Zbytecznem je s t praw ie dodaw ać, że kto- by zam iast tychże samych odm ian zbóż za
czął m ieszać różne odm iany, w innym cza
sie k w itnące i dojrzew ające, z odm iennem i pod względem k ształtu i barw y nasionam i, tenby zam iast korzyści stratę poniósł z tak nierozw ażnego krzyżow ania.
Z daje się, że m ięszając do siewu zboże, nie z dw u odległych m iejscowości, ale z trzech, albo z czterech, tem pewniejszego plonu i jęd rn iejszego ziarna spodziew aćby się należało. A le wszystko to potrzebuje ścisłych z wagą w ręk u doświadczeń.
M iejm y nadzieję, że je któ ry ze św iatłych
rolników przeprow adzi.
N r 15.
W S Z E C H ŚW IA T .O W ZAJEMNEJ ZALEŻNOŚCI
Mowa R. Clausiusa, przełożyła
M a r c e l i a M a l u ś k a .
(Ciąg dalszy).
Co się tyczy ciepła, to w owym czasie le
dwie zachw iane zostało pojęcie, że je s t ono m ateryj alną substancyją. D aw ały się sły- szyć tu i ow dzie pow ątpiew ania w tym względzie, k tóre jed n ak bardzo mało zw ra
cały n a siebie uwagi.
Co do ciepła istotnie zachodzi pew na oko
liczność, k tó ra nie w ystępuje w świetle, a k tó ra bardzo dobrze się nadaw ała do po
parcia pojęcia o jego m ateryjalności. Je st ono znanem pod dwiema postaciami: jako ciepło prom ieniste i ja k o ciepło w ew nętrzne ciał i między niemi zachodzi pew ien stały stosunek. K ied y prom ienie ciepła padają na jak ieś ciało i zostają przez nie pochłonię
te, w tedy znika ono ja k o ciepło prom ieniste, a natom iast ciepło w ew nętrzne się zwiększa.
P rzeciw nie zaś, kiedy dane ciało ciepło pro
m ieniuje, w tedy ma miejsce pow stanie cie
pła prom ienistego i jednoczesne zm niejsze
nie ciepła w ew nętrznego, gdyż ciało stygnie przez prom ieniow anie. O dpow iada to cał
kowicie zachow aniu się m ateryi, k tó ra mo
że w praw dzie zm ieniać swą postać, ale nie może zwiększyć, ani zm niejszyć swój ilości, tak, że musi jć j zginąć tyle w jednej form ie ile je j w drugiej pow stało.
W praw dzie przy procesach innej natury dostrzegano znikanie ciepła, a nie można było w ykazać, gdzie ono się podziało, albo też uw ażano pow staw anie ciepła, którego źródło było niew iadom e—ja k to m a miejsce przy zmianie stanu skupienia ciała pod wpływ em zm ian tem peratury. K iedy np.
topi się lód, lub p aru je w oda — znika przy- tem pew na ilość ciepła; a odw rotnie, kiedy woda krzepnie lub p ara się skrapla — wy
dziela się przytem ciepło. A by sobie w tych razach poradzić, uciekano się do szczegól-
235 niejszego środka, w yobrażając sobie, że cie
pło, które zn ik a naprzód przy pew nych zm ianach stanu ciał, nie ginie, lecz tylko przybiera pew ną odrębną postać, w której nie może być przez nas spostrzeżonem i k tó rą z tego pow odu nazwano ,,utajon ą“. W y obrażano to sobie niby tak, że ciepło łączy się chemicznie z danem ciałem i w skutek tego nie może działać tak, ja k w stanie wol
nym. I tak, jeżeli lód połączy się chemi
cznie z pew ną ilością ciepła, to pow staje z tego woda, a jeżeli potem woda połączy się jeszcze z now ą ilością ciepła— wtedy po
wstaje p a ra . K iedy potem w innych wa
runkach takie połączenie się rosszczepi, w tedy ciało przechodzi do dawnego swego stanu i ciepło zjaw ia się znów w stanie wol
nym. W ten sposób utw orzoną została teo
ryja chemiczna ciepła, k tóra uw ażała j e ja k każdy inny pierw iastek—z tego to powodu w daw nych podręcznikach chemii mówi się 0 pow inow actw ie do ciepła różnych ciał, podobnie ja k o ich powrinowactw ie'-do tle
nu, azotu i t. p. m ateryj. A tak się wszy
scy wżyli w to pojęcie, że wszystkie fizycz
ne i chemiczne rozum ow ania były z niem zrośnięte.
Jakkolw iek pozostaw ały pewne fakty, które nie d aw ały się podciągnąć pod tę teo- ryją, j ak n P- pow staw anie ciepła przez ta r
cie, które usiłow ano objaśnić zapomocą ubo
cznych hypotez bardzo naciąganych, trz y mano się uparcie ra z zakorzenionej teoryi aż do trzeciego, a naw et do czw artego dzie
siątka lat bieżącego stulecia. W tym je dnak czasie do daw nych faktów przybyły nowe, jeszcze bardziej godne uwagi.
P o w ynalezieniu term o m etru , opartego na term oelektryczności, bez porów nania czulszego od term om etrów daw niejszych, zaczęto badać ciepło prom ieniste daleko do
kładniej aniżeli to było możliwem poprze
dnio. P ew ne analogije m iędzy ciepłem pro- mienistem a światłem , były ju ż dawno zna
ne, wiedziano mianowicie, że zjaw iska odbi
cia i załam ania obudw u podlegają jed n y m 1 tym samym prawom . Obecnie, dzięki przedewszystkiem M elloniemu, który praw ie całą działalność swego życia poświęcił tem u przedmiotowi, wykazano inne jeszcze podo
bieństw a nader uderzające. Podczas, k ie
dy w świetle daw no ju ż spostrzeżono różni-
236
W S Z E C H Ś W IA T .N r 15.
cc, zależne ocl jeg o jakości, różnice, k tóre nazyw am y barw am i, m ówiąc o św ietle czer- wonem, zielonem, niebieskicm — w cieple rozróżniano tylko jego ilość, gdy ciała, po
siadające więcej ciepła oznaczano jak o cia
ła wyższej tem peratury, a prom ieniom cie
plikow ym przypisyw ano m niejsze lub w ięk
sze natężenie. O becnie wykazano, że w cie
ple zachodzą rów nież różnice co do jego j a kości, że mianowicie ma ono także swe b a r
wy, które zupełnie tak, j a k barw y św iatła, rozmaicie się zachowują, i dają się rozróżniać i badać oddzielnie. Nieco późniój, inni fi
zycy, a na ich czele K noblauch, w ykazali, że i w zjaw iskach bardziej skom plikow anych, ja k podw ójne załam anie i polaryzacyja, cie
pło prom ieniste zachow uje się tak , j a k ś w ia tło. W obec tych faktów nie mogło ju ż być wątpliwości, że ciepło prom ieniste je s t cał
kowicie podobnem do św iatła; poniew aż zaś 0 świetle nabrano ju ż przekonania, że pole
ga ono n a drganiach, roschodzących się pod postacią fal, nie podobna było uw ażać cie
pła prom ienistego za ja k ą ś m ateryją, w yrzu
coną przez ciało świecące, ale m usiano je objaśnić zapomocą drg ań podobnegoż ro dzaju.
Skoro podobny re zu ltat osiągnięto dla ciepła prom ienistego, nie można było u w a
żać za m ateryją ciepła w ew nętrznego ciał, któ re zam ieniać się może w ciepło prom ie
niste, lub z niego pow staw ać, ale m usiano dojść do w niosku, że i ono rów nież polega na pew nym ruchu, odbyw ającym się we
w n ą trz samego ciała. S tąd w ynikło dla fi
zyków zadanie: w ytłum aczenie różnych dzia
łań ciepła na ciała zapomocą ruchu icli czą
steczek; co pow iodło do w ytw orzenia teoryi m echanicznej ciepła, a tej ostatniej, śmiało rzec m ożna, udało się o tyle posunąć to za
danie, że obecnie niem a ju ż chyba fizyka, który b y jeszcze żyw ił przekonanie, że ciepło je s t m ateryją.
W ten sposób usuniętą została ostatnia trudn ość, k tó ra s ta ła na przeszkodzie uzna
niu zw iązku m iędzy św iatłem a ciepłem , a re zu ltat, k tó ry ostatecznie osiągnięto, d a
je się w ypow iedzieć w sposób następujący:
Ś w iatło bynajm niej nie pow inno by ću w a- żane za odrębny czynnik; je s t ono n ajzu p e ł
niej identycznem z ciepłem prom ienistem 1 jest tylko pew ną jeg o form ą.
D rg a n ia atom ów ciała, wyw ołując rosprze- strzeniające się ru c h y falowe, k tó re stano
wią ciepło prom ieniste, w yw ierają obok in
nych działań także i w pływ na nasze oko, część bowiem ty ch d rg ań m a własność w y
w oływ ania w niem wrażeń, na k tórych za
sadza się widzenie. P rz y rozw ażaniu tego, szczególnie dla nas ważnego działania, oraz przy rozw ażaniu pew nych działań chemicz
nych— nazyw am y ciepło prom ieniujące świa
tłem .
Z dw u zatem czynników , k tóre daw niej za odrębne uw ażano, św iatła i ciepła, pozo
staje je d e n tylko, k tó ry obejm uje w sobie oba-—to je s t ciepło.
Zw róćm y się teraz do dw u innych czyn
ników: m agnetyzm u i elektryczności.
G odncm jest uw agi, że od najdaw n iej
szych czasów istniało przekonanie o je d n o ści obu tych czynników , ale pojm ow ano ją w tak i sposób, że nie m ogła się utrzym ać przy postępie wiedzy. Ju ż w starożytności w iedziano, że pew ne m inerały, zwane m a
gnesami od nazw y miejscowości (M agnezyi), gdzie j e znaleziono — przyciąg ają żelazo, o elektryczności zaś, że bursztyn przez po
tarcie nabyw a własności przyciągania lek
kich ciał. S iła m agnesu często była ros- trząsaną przez greckich filozofów i służyła nieraz za przedm iot do rozm aitych filozo
ficznych uwag; ale co się tyczy własności bursztynu, to zadaw alano się orzeczeniem , że je st ona pew ną odm ianą m agnetyzm u.
N a tem rzecz stanęła w starożytności i tak p rz e trw a ła przez całe wieki średnie, m iano
wicie aż do ro k u 1600. W tym ro k u w y
szło dzieło o m agnesie G ilberta, nadw orne
go lek arza królow ej Elżbiety; pisał on w niem o sile potartego bursztynu, którą rów nież zauw ażył w agacie i dowiódł, że pow staje ona i w w ielu innych ciałach przez potarcie. P rz y bliższem ro sp atrzen iu tój siły doszedł do przekonania, że nie należy je j uw ażać za rów now ażną z siłą m agnety
czną, lecz że trzeba ją przypisać odrębnem u czynnikow i, k tóry od greckiej nazw y b u r
sztynu proponow ał nazwać „elek tryczno ścią".
W ten sposób n a zasadzie dw u zjaw isk oparto dw ie gałęzie wiedzy, które się roz
w ijały zrazu zwolna, a potem stopniow o co
Nr 15.
W SZ EC H ŚW IA T .2o7 raz szybciej. A le mimo to trw ano w prze
konaniu, że jeże li daw na tożsamość dw u czynników nie istnieje, musi między niemi zachodzić ja k iś związek, k tó ry pozostaje do wykrycia.
D opóki znaną była tylko statyczna elek
tryczność, w zbudzana przez maszyny elek
tryczne, w szelkie poszukiw ania m usiały być darem ne. Św ietne odkrycia Galvaniego i V olty, dokonane w końcu zeszłego stu le
cia, a które dały początek galwanizm owi, otw orzyły nowe pole zjaw isk, gdyż odtąd miano do czynienia nietylko z rozmaitemi objaw am i elektryczności w spokoju, ale mo
żna też było w yw oływ ać p rą d y ciągłe i ba
dać ich działanie.
Na długi czas uw aga zw róconą została przeważnie na w ypracow anie teoryi stosu V olty i na d ziałania chemiczne prądów , k tó re wyw ołały liczne wywody nad związkiem między siłami chemicznemi i elektryczneini.
D opiero w ro k u 1820 dokonanem zostało przez O ersteda nowe odkrycie tyczące ma
gnetyzm u; zauw ażył on, że prąd elektrycz
ny oddala igiełkę m agnesow ą i stara się jej nadać pew ne stałe położenie, zależne od kieru n k u prądu.
Tem samem zdobyty został poraź p ierw szy p u n k t zetknięcia rzeczyw isty między m agnetyzmem i elektrycznością. P o d u w a
gę przy b y w ała tu jed n ak nie elektryczność w spokoju, lecz elektryczność, w ystępująca pod postacią prądu.
Ten nowy p u n k t w idzenia pochwyconym został ze szczególną energiją przez znako
mitego A m perea, k tó ry łączył w sobie gieni- jalność pomysłów z bystrością i ścisłością w w ysnuw aniu wniosków. P ow iedział on zaraz: „jeżeli, ja k to ju ż wiemy oddaw na, magnesy w yw ierają na siebie pew ne siły i jeżeli, ja k to teraz widzim y, m iędzy m a
gnesami i prądam i także działają pewne si
ły, to musimy przyjąć, że z w szelką pew no
ścią i p rą d y elektryczne w yw ierają na sie
bie naw zajem pewTne działanie*1. P o trafił on istotnie, zapomocą bardzo pom ysłowych do-
jświadczeń siły te w ykazać i w ten sposób
jo dkrył nowy rodzaj sił, różniących się zu-
Jpełnie od sił, ja k ie objaw ia elektryczność
jstatyczna, gdyż pow stają one tylko przy je j J ruchu i które przeto w przeciw staw ieniu do j
sił elektrostatycznych otrzym ały nazwę
„elektrodynam icznych
Z siłam i temi, które zachodzą między p rą
dami elektrycznem i, porów nał A m pere siły, w których g rę wchodzą magnesy, zarów no siły w ystępujące m iędzy samemi m agnesa
mi, ja k o też m iędzy m agnesam i i elektrycz
nemi prądam i i doszedł w ten sposób do ciekawego a n ader ważnego rezultatu. W y kazał on mianowicie, że m ały, zam knięty w sobie p rąd zachow uje się względnie do sił, zachodzących m iędzy nim i innem i p rą dami lub m agnesami, zupełnie tak, ja k mały magnes.
Poniew aż z innej znów strony wiadomcm było, że wszystkie własności m agnetyczne żelaza i stali dadzą się objaśnić na zasadzie przypuszczenia, że każdy atom żelaza jest małym magnesem; pozostaw ało więc tylko jeszcze dać objaśnienie m agnetyzm u od
dzielnych atomów, co uczynił A m pere zgo
dnie ze swą zasadą, p rzyjm ując, że dokoła każdego atom u żelaza obiega p rąd zam knię
ty. D robne te prądy m uszą między sobą w yw ierać pew ne siły elektryczne i ulegać im i te to siły nazyw am y m agnetycznem i.
P rze z objaśnienie to, które należy do n a j
większych postępów fizyki, uchw ycony zo
stał długo szukany zw iązek między elek
trycznością i m agnetyzm em , a oba te czyn
niki sprow adzone zostały do jednego, to je st do elektryczności. W ed ług tego, siły m a
gnetyczne są tylko szczególnym p rzy p ad kiem sił elektrodynam icznych, a nazw a ma
gnetyzm u nie oznacza ju ż jakow egoś o d rę
bnego czynnika, lecz służy tylko do odróżnie
nia pewnego pojęcia elektrodynam icznego.
Ten rezultat, łącznie z tem co ju ż o trzy
mano dla św iatła, sprow adził daw ne cztery czynniki: św iatło, ciepło, m agnetyzm i elek
tryczność do dw u, m ianow icie do c i e p ł a i e l e k t r y c z n o ś c i .
{Dok. nas!.')
Korespondencja Wszechświata.
K r a k ó r , w Kwietniu 1886.
Posiedzenie Sekcyi gieologiczn ej K o n is y i fizyjografi cznej Akadem ii umiejętności d. 3 0 M a rca 1886.
N a posiedzeniu Sekcyi gieologicznej A kadem ii
238
W S Z E C H Ś W IA T .r'
N r 15.
um iejętności, k tó ra się odbyła d 30 M arca b. r. pod przew odnictw em prof. d ra A. A ltha, zdaw ali spraw ę z czynności swoich podczas ubiegłego lata członko
wie tej sekcyi, pp. F r . Bieniasz, d r Z aręczny i p. G.
Ossowski.
P. F r. B ieniasz badał z polecenia Sekcyi okolice B rzeżan, P odhajce i Pom orzan pod względem gieo- logiczuym. W ynikiem ty ch badań je s t ukończenie dwu arkuszy m apy gieologicznej, przeznaczonych dia w ydaw nictw a atlasu gieologicznego G alicyi.
P rzestrzeń badanego obszaru okazała się zajęta przez utw ory trzeciorzędow e słodkowodne, leżące bespo- średnio na kredzie, a na k tó ry ch spoczyw a drugie piętro osadów śródziem no-m orskich, złożone z w arstw ta k zw anych baranow skich, podhajeckich i nullipo- rowych. Wyżej nad tem i w arstw am i leżą w apienie nadgipsowe i iły , a nakoniec dyluw ium .
D r Z aręczny badał północne okolice okręgu K ra
kowskiego, dopełniające obszar m apy gieognostycz- nej tej przestrzeni.
P. G. Ossowski przedstaw ił ostatnie w y n ik i swych badań w ja sk in i W ierzchow skiej-G órnej, skąd zdo
b ył wielką ilość szczątków fauny dyluw ijalnej. Szcze
góły ty ch badań są poczęści już znane czytelnikom naszego pism a ze spraw ozdania tegoż a u to ra na po
siedzeniu K omisyi antropologicznej d. 23 L utego bie
żącego roku *)•
Ułożono następnie program czynności badaw czych na lato następne. P. F r. Bieniasz m a badać pod względem gieologicznym okolice Buczacza i C zart- kowa, tudzież K opyczyniec w G alicyi w schodniej;
d r Z aręczny dokończy sw ych b adań gieografioz- nych w okręgu krakow skim , a p. G. Ossowski m a b a dać dalej rospoczętą przez niego ja sk in ię W ierz- chowską-Górną. Po w yczerpaniu dyskusyi, p o sie
dzenie zostało zam knięte. G. O.
KRÓWKA NAUKOWA.
METEOROLOGIJA.
— R óżnica temperatury m iędzy miastem a wsią.
W spółczesne obserw acyje w m ieście i w bliskiem je go sąsiedztw ie na wsi, są dosyć rzad k ie, przez stoso
w ną je d n a k red u k cy ją obserw acyj, użyć m ożna [do porów nania i dostrzeżeń niejednoczesnych; w te n sposób przeprow adził badania d r H ann n a d obfitym m ateryjałem z róŻDych stacyj europejskich, azyja- ty c k ich i am ery k ań sk ich z okresu 1851— 1880. Z ze
staw ienia tego okazało się, że te m p e ra tu ra śred n ia z drobnem i w yjątk am i, jest przez cały ro k wyższa w mieście, aniżeli n a wsi, a różnica w y n o si */-
2° do 1°;
') Ob. Wszechśw,, N r 10, str. 155.
m niej je d n a k zależy ona od w ielkości m iasta aniżeli od najbliższego otoczenia stacyi. Okres roczny tej różnicy bardzo je st różny w różnych m iejscow o
ściach i zależy przedew szystkiem od wpływów p ro m ieniow ania, na k tó re term o m etr je st w ystaw iony.
W ew n ątrz m iasta przew ażać może bądź w pływ p r o m ieni od b ity ch od murów w czasie lata, lub też zm niejszone prom ieniow ania w zimie; dlatego też niek tó re m iasta najw yższy nad m iar ciepła okazują w lecie, inne Znów w zimie. Okresy dzienne w ystę
p u ją tu w yraźniej, w chłodniejszych bow iem godzi
n ach d n ia różnica te m p a ra tu ry m iędzy m iastem , a w sią je s t najw iększą, dochodzi zaś najm niejszości podczas najgoręszych godzin w ciągu dnia. Prze
bieg zatem te m p e ra tu ry w m ieście zachodzi w g ra
nicach szczuplejszych aniżeli w okolicy ich na wsi.
W ogóle, d la oceny istotnej te m p e ra tu ry obserwato- ry ja drugiego rzędu po wsiach d ają w skazania p e w niejsze, aniżeli obserw atoryja pierw szorzędne, zn ajd u jące się w ew nątrz m iast.
S . K .
ELEK TRO TECHN IK A.
— Elektrogen.
E lektrogen jestto nazwa przyrządu, w ynalezionego przez p. H annay z Glasgowa, m ające
go na celu usuwanie osadów, tw orzących się na ścianach kotłów parow ych. Składa się też on, sto sow nie do w ym iarów kotła, z jed n ej lub z dwu kul m etalow ych, połączonych ze ścianą kotła przew o
dnikam i m iedzianem i. Do w ody k o tła dodaje się 4 g ram y soli m orskiej na litr wody, a m etal kul w raz ze ścianą kotła, tw orzy ogniwo w oltaiczne, po
w odujące ro sk ład w ody, p rzyczem tlen przenosi się na m etal w prow adzony, w odór zaś osadza się zwolna na ścianie żelaznej i nie dopuszcza grom adzenia się na niej pokładu kam ienia kotłowego. T ą drogą udaje się naw et dobrze czyszczenie kotłów , na k tó ry c h potw orzyły się ju ż grube pokłady kam ienia.
Gdy idzie o ko tły używ ające wody m orskiej, doda
te k soli je s t zbyteczny. Co do składu stopu używ a
nego na kule, w ynalasca utrzym uje go w tajem nicy;
m e ta l te n przedstaw ia w ejrzenie cynku. M iniste- ry ju m m a ry n a rk i we F ra n c y i zarządziło zaprow a
dzenie elektrogenu sposobem pró b y na o k rętach w ojennych. W A nglii pró b y w ypadły dla w ynalazku tego korzystnie. (Rev. scient.).
S. K.
CflEM IJA.
— Ptom aina w trującym serze.