• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1949.07.10 nr 28

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1949.07.10 nr 28"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

❖ G. CH. BIDWELL ♦ J. BRZOZA ♦ O. DŁUSKI ♦ M. A. NEXÔ ♦ P. NERUDA ♦ L. PIERWOMAJSKI <-

• C 2 Y T E l N I K

ODRODZENIE

- 1

• Cz y t e l n i k

T Y G O D N I K

Redakcja:

Daszyńskiego 16 A dm inistracja:

Daszyńskiego 14 Cena 25

Rok V I Warszawa, dnia 10 lipca 1949 r. J \r 2 8 (2 4 1 )

WILLIAM GROPPER TADEUSZ BOROWSKI

ŚWIERSZCZYK I ŁASKA BOGA

%ecnie bauii u; Polsce W illia m Gropper, znakomity Malarz i ryso irnik amerykański, który odiuiedził już raz I>°lskę rok temu. Słynny ten karykaturzysta opracoinuje

album rysunkom z mspólczesnej Polski.

I I I

L a u re n c e D a re ll n ie m ia ł m a ją t­

k u , o k tó ry m w a rto b y b y ło o p o w ia ­ dać, ale m im o to b y ł nieza leżn ym , p o rz ą d n y m chłopcem a m e ry k a ń s k im . G dy w y b u c h ła p ig rw s z a w o jn a ś w ia to w a i A m e ry k a w y s tą p iła po s tro n ie k o a lic ji, L a w y za ch o w a ł się

— ja k p ó ź n ie j o n im m ó w io n o d ia b lo po s p o rto w e m u i z a m ia st do p ie c h o ty poszedł do lo tn ic tw a . Ś m ie rć w ie rn e g o p rz y ja c ie la , k tó r y zginą ł, r a tu ją c m u życie, w s trz ą s ­ nę ła m ocno L a r r y m i o d s ło n iła p rze d n im bezsens życia. Z a m ia s t d o ra ­ biać się m a ją tk u w z ło ty c h czasach p ro s p e rity a m e ry k a ń s k ie j, L a r r y rz u c ił się po szukiw ać p ra w d y po świecie. B ez żalu o p u ś c ił narzeczo­

ną im ie n ie m Iza b e lla , k tó ra n ie c hciała żyć z n im za tr z y tysiące r e n ty ro czn e j, w y je c h a ł do P aryża, s tu d io w a ł grekę, ła cinę , lite r a tu r ę i filo z o fię . N ie z a n ie d b a ł ró w n ie ż ż y ­ cia p ra k ty c z n e g o : p ra c o w a ł w k o p a l­

n i fra n c u s k ie j, na gospodarstw ie r o l­

n y m u N iem ców , m ia ł k och an kę w P a ryżu , c z y ta ł Goethego, m o d lił się w kla s z to rz e k a to lic k im , pięć la t u - c z y ł się u jo g ó w h in d u s k ic h p ra w d y 0 A bso lu cie.

P ra ca n ie nauczyła go p ra w d y , k a t o lic k i B óg go z n ie c h ę c ił m a ło ­ dusznością, k o c h a n k i zm ęczyły, je ­ d y n ie jo g o w ie d a ro w a li m u p r a w ­ d z iw ą w o ln o ść i w y ja ś n ili p ro b le m zła. Z ło n ie p o w s ta je w s k u te k d z ia ­ ła ln o ś c i lu d z i, lecz je s t n a tu ry m e­

ta fiz y c z n e j. „Z ło je s t n a tu ra ln y m o d ­ p o w ie d n ik ie m do b ra — na uczał L a r ­ r y p is a rz a a n gielskieg o S om erseta M augh am a. — N ig d y n ie b y ło b y oszała m iającej p ię k n o ś c i H im a la jó w bez n ie da ją cej się w y o b ra z ić o k ro p ­ ności k o n w u ls y j s k o ru p y z ie m s k ie j“ . N a le ż y b ie rn ie pogodzić się z ty m , co is tn ie je , a za w ła s n y los bra ć p e łn ą odpo w ie dzialn ość. „J e ś li do le­

g liw o ś c i, k tó re c ie rp im y , sa re z u !to ­ te m g rz e c h ó w p o p e łn io n y c h w n a ­ szych prze szłych ż y w o ta ch , m ożem y znosić je z re z y g n a c ją i na d zie ją , a je ś li w ty m ż y c iu dążyć będzie­

m y do c n o ty , to nasze następne życie będzie lżejsze. Dość ła tw o znieść spow odow ane przez siebie nieszczęście, p o trz e b a ty lk o tro c h ę m ę s k ie j o d w a g i; n a to m ia s t tru d n o znieść nieszczęście, o k tó r y m sąd zi­

m y , że je s t niezasłużone“ . Ż y c ie c z ło w ie k a je s t p ro lo g ie m do b y tu następnego; szczęście c z ło w ie k a — to s to p ie n ie się z A b s o lu te m , k tó r y je s t p ra w d ą . W szystko in n e sta n o ­ w i t y lk o w ie c z n e k o ło prz e m ia n , fo r m y n ie w o li c z ło w ie k a . C z ło w ie k n ie je s t z w ią z a n y z in n y m i lu d ź m i, jego w ę d ró w k a je s t zu p e łn ie sa­

m otna.

„S ą d z iłb y m , że m ądrość polega na s tw o rz e n iu ró w n o w a g i m ię dzy p o ­ trz e b a m i c ia ła a p o trz e b a m i d u c h a “ .— z a u w a ż y ł W. S om erset M augham ,

k t ó r y p rz y g lą d a ł się z iro n ic z n ą s y m p a tią s w o je m u b o h a te ro w i.

„H in d u s u trz y m u je , że w ła ś n ie m y , lu d z ie Zachodu, tego n ie o s ią g n ę li­

śm y — o d p o w ie d z ia ł s p o k o jn ie b o ­ h a te r „O s trz a b r z y tw y “ . — U w a ż a ­ ją , że z n a szym i n ie z lic z o n y m i w y ­ n a la z k a m i, fa b ry k a m i, m a szyn a m i i w s z y s tk im , co one w y tw a rz a ją , szu­

k a liś m y szczęścia w rzeczach m a te ­ r ia ln y c h ; a ono n ie le ż y w n ic h , lecz w rzeczach du ch o w ych . I są zdania, że droga, ja k ą w y b ra liś m y , p ro w a ­ d z i do z a g ła d y “ .

Jeden ty lk o is tn ie je ra tu n e k : spo­

k ó j i rezyg na cja. L a r r y chce je j n a ­ uczyć n a jb a rd z ie j n e rw o w e spo łe­

czeństw o św ia ta . „D laczego m y, l u ­ d z ie Zachodu, a zwłaszcza m y, A m e ­ ry k a n ie , m a m y tra c ić otu chę z p o ­ w o d u is tn ie n ia chorób, ś m ie rc i, g ło ­

du, p ra g n ie n ia , starości, tro s k i ro z ­ c zaro w a ń?“ — s p y ta ł W. Som erseta M augham a.

S om erset M a u g h a m z n o w u n ie u- m ia ł m u o d p o w ie d z ie ć w te d y L a r ­ r y w y ło ż y ł m u s w o ją te o rię w a l­

k i ze ś w ia te m k a p ita lis ty c z n y m przez d o b ry p rz y k ła d . W y z w o li się cd p o sia d a n ia m a ją tk u , k tó r y m u d a w a ł s k ro m n ą ren tę , u d a , się do N e w Y o rk u , ab y żyć ta m „ze sp o ko ­ je m , w y ro z u m ia ło ś c ią , w s p ó łc z u ­ ciem , b e zin te resow no ścią i w s trz e ­ m ię ź liw o ś c ią “ , s tu d io w a ć w p rz e b o ­ g a ty c h k s ię g a rn ia c h i a n ty k w a rn ia c h 1 zara biać n a życie ta k s ó w k ą . W ten sposób L a u re n c e D a re ll z a m ie rz a w y z w o lić się od k a p ita liz m u , lu d z ­ ko ś c i i św iata. C y w iliz a c ja p ro w a ­ d z i do zgu by, postępu n ie m a, na z ie m i o n ic n ie trz e b a w a lczyć, szczęście ■ w ie czn e — to n irw a n a , szczęście doczesne — to asceza.

Z d z iw io n e m u W. S om e rsetow i M a u ­ g h a m L a r r y m ó w i u fn ie :

„P o trz e b u ję na życie bardzo m ało, o b o ję tn e m i, gdzie śpię i w y s ta rc z a m i je d e n p o s iłe k d z ie n n ie “ .

T ym czasem m ię d z y ś m ie rc ią lo t ­ n ik a na fro n c ie a ta k s ó w k ą w N o ­ w y m J o r k u z d a rz y ło się n a św iecie w ie le rzeczy: narzeczona L a rre g o ,

(Dokończenie na ¿ironie drugiej) I

U w o ln iw s z y dziedzicznego k ró la Czech od g ro ź b y szantażu, S h e r­

lo c k H o lm e s o d w ró c ił się od niego p o g a rd liw ie p le ca m i, nie po d a ł m u r ę k i na pożegnanie, a zam iast czeku w o la ł w z ią ć w na gro dę fo to g ra fię p o rzu co n e j prze z k o c h liw e g o i n ie ­ w ie rn e g o k r ó la a k to rk i, k tó rą (z n ie z w y k ły m ja k na k a w a le ra sza­

c u n k ie m ) w e w s p o m n ie n ia c h n a z y ­ w a ł po p ro s tu : ko b ie tą . „P ia s e k w

• c z u ły m p rz y rz ą d z ie , ry s a na s iln e j soczewce m n ie j c z y n ią szkod y n iż .s iln e uczucie w n a tu rz e ta k ie j ja k jego — z a n o to w a ł d ła p o to m n y c h s k ru p u la tn y b io g ra f H olm esa, d r W atscn. — A je d n a k is tn ia ła © d la ń t y lk o je d n a k o b ie ta Była- n .ią Ire n a A d le r, k o b ie ta o n ie p e w n e j i w ą t­

p liw e j r e p u ta c ji“ . ,

D z ia ło się to u s c h y łk u w ie k u X I X . Dziś, g d y A n g lią rządcą s y n o ­ w ie W atsonów , lib e ra łe m w p a ń ­ s tw ie k a p ita lis ty c z n y m może być t y lk o b a n d y ta lu b m is ty k , czasem d e te k ty w , n ig d y p o lic ja n t. P o lic ;a n t ślepo w y k o n u je rozkaz, o s p ra ­ w ie d liw o ś ć w a lc z y b a n d y ta , k o n ­ te m p lu je ją m is ty k , k o n s e rw u ją ją d e te k ty w p r y w a tn y . P o lic ja n t za­

wsze się m y li, n ie ro z u m ie łu d z i, je s t k ó łk ie m bezdusznej m a szyn y; b a n ­ d y ta narusza p ra w o ; m is ty k z a m y ­ k a się prze d lu d ź m i; je d e n d e te k ­ t y w je s t n ie o m y ln y , czynn y, sam o­

d z ie ln y i u c z c iw y ; zna n a m ię tn o ś c i lu d z k ie , w y k r y w a ' m ordercę. N a j­

p ię k n ie js z e cechy lu d z k ie s k u p ia ją się w d e te k ty w ie ; epos k a p ita liz m u

— to O dysseja d e te k ty w a , p o s z u k u ­ jącego m o rd e rc y .

P op ularno ść p o w ie ści k r y m in a ln e j w k ra ja c h k a p ita lis ty c z n y c h je s t n ie z w y k ły m z ja w is k ie m ; je j p r o ­ d u k c ja przew yższa n a w e t p ro d u k c ję p o r n o g r a fii; je s t to lite r a tu r a , k tó rą b u rż u a z ja p o tr a fiła n a rz u c ić całe­

m u s w o je m u ś w ia tu . P ow ieść k r y ­ m in a ln a zam iast n a k la s y d z ie li spo­

łeczeństw o na m o rd e rc ó w , o fia r y i p o d e jrz a n y c h ; z a m ia s t w a łk i k la s o ­ w e j g ro z i n a g łą ś m ie rc ią . N a g ła ś m ie rć czyha w szędzie: n a u lic y , na p la ż y , w sam olocie i n a k a ru z e li, w w a n n ie i w ło d z i p o d w o d n e j, w te a trz e i w łó ż k u , na łące i n a d a ­ c h u ; be zbro nna ja k z w ie rz ę o fia ra n ie m a bezpiecznej n o ry . W c a ły m św iecie k a p ita lis ty c z n y m szeleszczą p o su w iste k r o k i, m o td e rc y i jego z b ro d n ic z y oddech o w ie w a tw a rz e c z y te ln ik ó w ; w m ia s ta c h i w siach, w koś c io ła c h i dom ach p u b lic z n y c h , s u te re na ch i pa łacach trz a s k a ją p i ­ s to le ty , m ię k k o u d e rz a ją noże w b rz u c h y o fia r , n a p rę ż a ją się s z n u ry wiciel-ców , z a c is k a ją się pa łce na s zyja ch ; sam otne c ia ła w a la ją się po c a ły m k r a ju : w k a n a ła c h i salonach, w sam ochodach i na- poczcie: I cze­

m uż m a s ię dziać in a cze j, je ż e li m ą ­ d rz y w y d a w c y i ro z p a le n i c z y te ln i­

cy w c ią ż w o ła ją bez tc h u :

— Nuże, a u to rz y i a u to rk i! Nuże, d e te k ty w i na e m e ry tu rz e !' Nuże, jeszcze ra z ! Do re w o lw e ró w , do sznu rów , do. tr u c iz n y i n o ży! S trz e ­ la jc ie , tr u jc ie , ro z p ru w a jc ie b rz u ­ c h y ! M y chcem y tru p ó w ! M y chce­

m y skaza ńcó w ! M y chcem y s p ra ­ w ie d liw o ś c i! T a k w ię c, s p r a w ie d li­

w ość s ta je się na żąd an ie: m o rd e r­

ca p r o d u k u je tru p y , d e te k ty w p r o ­ d u k u je skazańców . M o rd e rc a p o s łu ­ g u je się w ła s n y m m ózgiem , d e te k ­ t y w — m a n a u s łu g i n a u k ę i te c h ­ n ik ę . K a ż d y w łos, k a ż d y o d c is k p a l­

ca, ka żd a n itk a u b ra n ia , k ro p e lk a k r w i i g ru d k a z ie m i —- m oże p r o ­ w a d z ić na szubienicę. Jednakże p e w n ie js z y m tro p e m od k r w i i n i t ­

k i je s t tr o p p ie n ię d z y . D e te k ty w w ie , że m o rd e rc ą je s t ten, k to z m o r ­ d e rs tw a k o rz y s ta . K a ż d a po w ie ść k r y m in a ln a p o tw ie rd z a zasadę H o b - besa, że c z ło w ie k , c z ło w ie k o w i w i l ­ k ie m ; w je j t a f li o d b ija s ię s k rz y ­ w io n e ob licze u s tro ju .

„W z n io s ły m i je d y n y m celem l u ­ dzi, k tó r z y je dnoczą się w społe­

czeństw ie, je s t o ch ro n a ic h w ła s n o -

B y ć może w ła ś n ie w te ­ d y g d y Ś w ię ty S im o n T e m p la r w s ia d a ł n a o - k r ę t w N o w y m J o rk u , in n y ś w ię ty , L a u re n c e D a re ll, z w a n y przez p rz y ja c ió ł H a rry m , p r z y ­ b ija ł do poptu, a b y po la ta c h n a u k i u jo gó w , zostać w N o w y m J o r ­ k u ta k s ó w k a rz e m i w te n sposób u w o ln ić się od społeczeństw a k a p i­

ta lis ty c z n e g o . ści p r y w a tn e j“ — p is a ł p rze d t r z y ­

s tu la ty J o h n Locke, ś w ia d e k p rz e ­ w r o tu k a p ita lis ty c z n e g o w A n g lii.

W ten siposób, po d łu g ic h w z d ra g a - n ia c h się, m ora lno ść s ta ła się sługą p ły n n e g o p ie n ią d z a ; p ie n ią d z z w y c ię ­ ż y ł ziem ię. Ś red niow iecze p rz y g lą ­ dało się z a c ie k łe j w a lce K o ścio ła z lic h w ą . D a n te p o s y ła ł lic h w ia r z y do p ie k ła , p ra w a k a n o n ic z n e do w ię ­ zień. M a ją te k k o ś c ie ln y le ż a ł w z ie ­ m i, a z ie m ia n in n ig d y n ie m a z b y t dużo p ły n n e j g g tó w k i, zawsze siedzi w kie sze n i b a n k ie ra . W w ie k u L o - c k e ‘a k a p ita ł z a la ł Europę, p ro te ­ s ta n ty z m i k a lw in iz m w y p u ś c iły lic h w ia r z y z p ie k ła , p ra w a k a n o ­ niczne z a w a rły z n im i p rz y m ie rz e , u z n a ją c s p ra w ie d liw y p ro ce n t. B u r - ż u a z y jn a re w o lu c ja an g ie lska z m ie ­ n iła p ra w a n a tu ry . W w ie k a c h śred­

n ic h lic h w a s p rz e c iw ia ła się p ra w u n a tu ry , a po d d a ń stw o ch ło p ó w b y ło z n ią zgodne; w w ie k u , r e w o lu c ji

„ k a ż d y w e d łu g w s k a z ó w e k n a tu r y i ro z u m u p o w in ie n czynić to, co m u p rz y n o s i n a jw ię k s z y p o ż y te k : d o ­ b r o b y t je d n o s te k z w ię k s z y bogactw o społeczeństw a“ , ja k p is a ł p a s to r J o ­ seph Lee.

W ła ś c iw ie , ja k do bro duszn ie zau­

w a ż y ł C .E .M . Joad, L o c k e w y ło ż y ł całą te o rię k a p ita liz m u . W ie k i n a ­ stępne n ie w ie le do n ie j d o d a ły . Z a ­ rzucono p ra w a n a tu ry , s tw orzo no k u l t le g a liz m u , w z ró s ł s tra c h prze d re w o lu c ją , z m ę żn ia ły p ie n ią d z i p o ­ lic ja . W raz ze w zro ste m i k rz e p n ię ­ c ie m k a p ita liz m u k rz e p ło i tężało po ję cie w ła s n o ś c i p r y w a tn e j ja k o o- statecznej p o d s ta w y u s tro ju . P o lic ja k a p ita lis ty c z n a ta k samo b ro n iła je j p o szu ku ją c w łosa m o rd e rc y w s k u r ­ czonych pa lcach o fia ry , ja k tłu m ią c s t r a jk i i w y rz y h a ją c ro b o tn ik ó w . P o lic ja n ie m ie c k a ró w n ie g o r liw ie p iln o w a ła je j w Polsce, ja k a n g ie l­

ska w In d ia c h i E gipcie, h o le n d e r­

ska n a S u m a trze i ną J a w ię , f r a n ­ cuska w B a n g k o k u i A łg e rz e . Je j na rzęd ziem je s t za ró w n o m ik ro s k o p i a rc h iw u m , ra d io i la b o ra to riu m , ja k czołgi, gazy tru ją c e i -a rm a ty ; po s z u k u je ona róiw nie n ie u b ła g a n ie m o rd e rc y k o b ie ty w w o r k u ja k i re w o lu c jo n is ty , walczącego o p o d ­ n ie s ie n ie gło d o w e j p ła c y r o b o tn i­

k ó w .

R ó w n ie ż lite r a tu r a , k r y m in a ln a na s w ó j sposób b ro n i społeczeń­

stw a, op arteg o na w ła sn o ści p r y w a t ­ n e j ś ro d k ó w p r o d u k c ji. U tr w a la za­

sadę z w ie rz ę c e j w a łk i o b y t, zacie­

ra ją c ob raz rz e c z y w is to ś c i k la s o w e j.

Id e a ło w i re w o lu c y jn e j lu d z k o ś c i — p rz y w ó d c y lu d o w e m u s ta w ia sw ó j w z ó r c z ło w ie k a : ob rońcę ła d u i w ła ­ sności, m ądrego d e te k ty w a i s p ra ­ w ie d liw e g o p o lic ja n ta

I I

N a p ró żn o ! K o p y ta szarżu ją cych k o n i p o lic y jn y c h klaszczą z b y t g ło ­ śno po asfalcie, z b y t os tro pa chn ie w a p n o z g ro b ó w m asow ych, p ło ­ m ie ń b u rz o n y c h m ia s t je s t z b y t 'g o ­ rą c y ! C i, k tó rz y wącha,,ą p o t m o r­

de rcy, n ie czują zapachu p a lo n y c h c ia ł; ci, k tó r z y szuka ją w łosa o fia ­ ry , śpią na m atera cach z lu d z k ic h w ło s ó w ; c i k tó r z y sz u k a ją w z b ro d ­ n i m o ty w u z ysku, jedzą s z tu czn ym i szczękam i s w o ic h o fia r i spoglądają na ś w ia t p rze z zabrane im zło te o- k u la r y .

A u to rz y p o w ie ści k r y m in a ln y c h n ie ro z u m ie ją koszm arnego k o m i­

z m u s w o je j tw órczo ści. Co n a jw y ż e j, w y ś m ie w a ją c p o lic ję za je j n ie u d o l­

ność, p o w ie rz a ją w a lk ę o s p ra w ie d ­ liw o ś ć przestępcom i b a n d yto m .

S h e rlo c k H o lm es b y ł ty lk o spo­

strze g a w czy i u c z c iw y , ale ja k o in ­ d y w id u a lis ta , n ie m ie ś c ił się w p o ­ l i c j i : p r a k ty k o w a ł p r y w a tn ie ja k o le k a rz . C ztere j S p ra w ie d liw i E dg a­

ra W a lla c e ‘a s ta li ju ż poza p ra w e m , choć d z ia ła li d la je go dobra. U s iło ­ w a li m ora lno ść lu d z k ą połączyć z p ra w e m k a p ita lis ty c z n y m , w y k o n u ­ ją c na w ła s n ą rę k ę słuszne w y r o k i

Z a m ie n iw s z y p ie k ło m o rd e rc ó w i d e te k ty ­ w ó w na n ie b o A b s o lu tu , m is ty k p ró b o w a ł tego, czego n ie m ó g ł osiągnąć bandyta,

• n

na lu d z ia c h , k tó rz y s p ry tn ie u m ie li obchodzić u s ta w y . Z a m ia s t uznania, p ra w o skazało ic h zaocznie na śm ierć.

S im on T e m p la r, z w a n y Ś w ię ty m , ró w n ie ż czekał na szubienicę, u ła s ­ k a w io n o go je d n a k , gdyż u c h ro n ił pociąg k ró le w s k i p rz e d zam achem a n a rc h is tó w . S im o n T e m p la r dobrze zasłużył się s p ra w ie d liw o ś c i: odna­

la z ł m ilia r d d o la ró w , s k ra d z io n y c h z B a n k u Chicago, z a m o rd o w a ł w A te n a c h H e n r i Chastela, h a n d la rz a n ie w o ln ik ó w , lo rd a Essendena, b a n ­ d y tę J a cka F arnb erg a, W ła d k a K u - zelę i in n y c h o s ła w io n y c h oprysz- kó w . W alcząc nożem o s p ra w ie d li­

wość, S im on T e m p la r d o ro b ił się ogrom nego m a ją tk u i ś w ia to w e j s ła ­ w y . P o lic ja oce niała jego k o n to na p ó ł m ilio n a fu n tó w s z te rlin g ó w ; sław ę jego k u lty w u je The S a in t C lu b w L o n d y n ie (10 E ccleston P la ­ ce, Lo n d o n , S.W. 1), k tó r y p rz y s p a ­ rz a ją c s w y m c z ło n ko m w ie le r o z r y ­ w e k , w s p ie ra ró w n ie ż k lu b m ło d z ie ­ ży w zniszczonej d z ie ln ic y L o n d y n u . S im on T e m p la r, b o h a te r s e r y j­

n y c h p o w ie ś c id e ł n ie ja k ie g o L e s lie C h a rte ris a , po do b n ie ja k S h e rlo c k Holm es, p ra c u je w y łą c z n ie na z a ­ m ó w ie n ie . Z a o p ła tą zawsze go tó w je s t p o rz u c ić dom i w y g o d y po życia m ałżeńskiego, aby n a p ra w ić k r z y w ­ dę lu d z k ą i u k a ra ć w in n y c h .

W y n a ję ty p rze z m ilio n e ra , k tó r e ­ m u p o ry w a c z e dz ie c i z a m o rd o w a li syna, Ś w ię ty w y ru s z y ł pew nego d n ia do N e w Y o rk u , a b y za m ilio n d o la ró w i z w r o t k o s z tó w z lik w id o ­ w a ć bandę. N ie m in ą ł dzień, Ś w ię ty z a s trz e lił jednego je j członka. N ie m in ą ł d ru g i, Ś w ię ty o d k r y ł siedzibę sztabu i d o b ro w o ln ie d a ł się p o rw a ć bandzie, chcąc dotrzeć do je j ta je m ­ niczego p rz y w ó d c y . B an da po stano­

w iła go u ś m ie rc ić w „p ło n ą c e j s k r z y n i“ ., je d e n z je j szefów, H o le n ­ d e r o m ię k k im sercu, p ła k a ł z z ł u nad m łodzieńcem , tym czasem zaś zw iązan y, lecz n ie u g ię ty S im on T e m p la r, z w a n y Ś w ię ty m , ro z m y ­ ś la ł:

„W p o k o ju sie dzia ło w o k ó ł niego ponad tu z in lu d z i, k tó r z y p o ś w ię c ili sw o je życie m o rd e rs tw o m i g ra b ie ­ żom i b y li ż o łd a k a m i n a js tra s z liw ­ szego le g io n u z b ro d n i, ja k i zna c y ­ w iliz a c ja współczesna. A le n ie o n i b u d z ili w n im c h ło d n y .dreszcz śm ie rte ln e g o g n ie w u . G n ie w te n p o ­ w s ta ł p rz e c iw lu d z io m , k tó r z y ze­

z w a la ją im na g ra b ie ż; p rz e c iw lu ­ dziom , k tó r z y rządzą k o n c e rn a m i;

p rz e c iw lu d z io m , k tó r y m u fn e spo­

łeczeństw o dało w y s o k ie u rz ę d y i p ła c iło cora z lepsze p e nsje z kie sze­

n i z w y c z a jn y c h , u c z c iw y c h o b y w a ­ te li; p rz e c iw lu d z io m , k tó r y c h o p ie ­ k a p o z w a la ła m o rd e rc o m na bez­

ka rn o ś ć i da w a ła im z y s k i. T u ta j p ra w o n ie zna czyło n ic , ch yb a t y l ­ k o w te d y , g d y sta w a ło się n a rz ę ­ dziem , k tó re usuw a prze szkod y do dalszego ra b u n k u . N a ze w n ą trz , za oknem , leżało og rom ne m iasto,, p o m ­ n ik geniuszu lu d z k ie g o z b e tonu i sta li, w k tó r y m siedem m ilio n ó w lu d z i p ła c iło ha racz garstce g ra b ie ż ­ ców. Ś w ię ty n ig d y n ie u w a ż a ł się-za ry c e rz a bez. skazy; ostatecznie, on sam także b y ł z b ro d n ia rz e m , w y n a ­ ję ty m do s p e łn ie n ia bezpraw nego czynu, ale je ż e li k ie d y ś m ia ł co do tego s k ru p u ły , to te j n o cy p rz e k o ­ n a ł się o słuszności sw ojego zada­

n ia . Czy u z n a w a ł to czy n ie , czy o n i to w ie d z ie li czy też n ie — b y ł on o - b ro ńcą s ie d m iu m ilio n ó w lu d z i“

(L e slie C h a rte ris , T he S a in t in N e w Y o rk , P an Books, Lo n d o n , 1948).

N im m in ą ł c z w a rty dzień, Ś w ię ty , n ie usm ażyw szy się w „p ło n ą c e j s k r z y n i“ , u w o ln ił dziecko z r ą k p o ­ ry w a c z y , r o z p r u ł je d n e m u nożem brzu ch, k ilk u in n y c h u t r u p ił z r e ­ w o lw e ru , d o s ta rc z y ł p o lic ji ta je m n i­

czego he rszta bandy, k tó r y m b y ł je ­ go w ła s n y m ocodaw ca, p rz e ż y ł d ra ­ m a t m iło s n y i pe łe n ro m a n ty c z n y c h w s p o m n ie ń p o w ró c ił do A n g lii, o m i­

ja ją c p o lic ję , w y d z ia ­ ł y p a szpo rto w e i u rz ę d y celne.

B ezrobocie

(2)

S ir . 2

O D R O D Z E N I E

N r

28

©SORGE CHANDES BIDWELL

R ozw ój i upadek prasy brytyjskiej

Dziennikarstwo istniało przed powsta­

niem dzienników. „D e Bell0 Galileo"

Juliusza Cezara to właściwie nic in"

nego, jak świetne reportaże „ód specjaf-

«ie,go korespondenta", których celem by­

ło wsławienie imienia Cezara wśród lu ­ du rzymskiego i przypominanie im kon­

trastu między ofiarnością walki w po­

lu za ojczyznę, a sprzedajnym i znie- wieścialym trybem żyda stanu senator- skiego w metropolii. Duch dziennikarski przemawia również z najstarszego manu­

skryptu świata — około 2 tysiące lat przed Chrystusem — przechowanego w zbiorach biblioteki narodowej w Paryżu.

Stary kapłan wyraża w nim swe żale, ze świat nie jest już taki, jak za dni jego młodości, ze zloty wiek ludzkości przeminął i że czasy współczesne (je­

mu współczesne) są zdegenerowane.

Najwcześniejszą próbą dziennikarstwa w A nglii były prawdopodobnie „Tygod­

niowe N ow iny z Wioch, Niemiec i W ę­

gier (W eekly Newes from Italy, Ger­

many and HuiTgaria), które ukazały się po raz pierwszy dnia 23 maja 1622 roku — dokładnie przed 346 laty. Licz­

ba druków i pism wzrasta odtąd w szybkim tempie.

roku 1643 władze zorganizowały nowy system cenzury, przeciw któremu występował John M iłto n w swojej skon­

fiskowanej rozprawie p. t. „Areopagi- t ic a '. Jednakże rozprawy i broszury ukazywały się nadal, aż w roku 1655 Henry M uddiman wydał w Oksfordzie dokąd dwór się przeniósł, uciekając z Londynu przed morową zarazą — pierwszą właściwą gazetę ukazującą się dwa razy w tygodniu, ' „Gazetę' Oks- fordzką“ . Samuel Pepys określił ją ja­

ko „bardzo ładną, pełną nowin i bez głupstw". Nowocześni redaktorzy mie­

lib y zapewne zastrzeżenia co do tej opinii, ponieważ przez głupstwa Pepys rozumiał artykuły wstępne. Z numerem dwudziestym czwartym „Gazeta Oks- ferdzka“ przeobraziła się w „Gazetę Londyńską“ — London Gazette — i pod tą nazwą wychodzi po dziś dzień.

W trz y dni po wstąpieniu na tron angielski królowej A nny ukazało się pierwsze pismo codzienne — „D a ily Courant". Ograniczało się ono wyłącznie do podawania wiadomości, gdyż „czytel­

nicy powinni mieć dość rozsądku, aby sami komentować otrzymane informa­

cje . W roku 1704 w . Szkocji zaczął wydawać pismo nie kto inny jak Da­

niel Defoe, uważany przez wielu za ojca dziennikarstwa angielskiego a przez nie­

których za największego z wszystkich dziennikarzy- Jego „Review“ , prawie ca}

kówićie owoc własny pracy umysłu i rąk, b ył organem opiniodawczym, podającym wiadomości w sposób obliczony na wy­

wieranie wpływu o charakterze politycz­

nym. i

Daniel Defoe, to pierwsze wielkie na­

zwisko między wieloma na liście tych, których -przeznaczeniem było znosić oso­

biste prześladowania za słuszną sprawę otwarcia oczu szerokich warsw ludności na błędy i nadużycia władz. Bezpoś­

rednio przed rozpoczęciem wydawania

„Review“ , Defoe ogłosił rozprawę pt.

„N ajlepszy sposób zlikwidowania non"

konformizmu“ , w której proponuje wie­

szanie każdego kaznodziei i rozpędzanie kongregacji na cztery w iatry. Tc-rys-i, nie­

świadomi autorstwa rozprawy, przyjęli ją początkowo na serio. Zemsta ich była straszna, gdy zorientowali się, że cała rozprawa Jest jedną wielką satyrą na­

pisaną przez człowieka, który sam był nonkonformistą, celem wykpienia i pod­

kreślenia ekscesów popełnianych przez przeciwników. Defoe za swoją śmiałość został uwięziony, skazany na grzywnę i -trzy dni pręgierza.

Jeżeli określimy dziennikarstwo, jako sztukę pisania dla bezpośrednich celów praktycznych, to Defoe byl mistrzem tej sztuki. Po pierwsze, wybierał wia­

domości, po czym sprawdzał je i uzu­

pełniał dodatkowymi informacjami kon­

trolnym i i szczegółami potwierdzający­

mi' przyjętą tezę. Ale ponieważ tw ór­

czość Daniela Defoe wchodzi raczej w zakres studiów nad literaturą angielską, nie będę poświęcać więcej miejsca w artykule' o rozwoju dziennikarstwa.

Jednym z pierwszych współzawodni­

ków Daniela Defoe był Richard Steel — znowu nazwisko dobrze znane studiu­

jącym literaturę angielską --- który za łożył w roku 1711 do spółki z Addiso- netn sławnego „Spectatora“ . . Steele zna­

lazł się obok Daniela Defoe wśród ofiar

prześladowania za działalność publicy­

styczną. W ykluczono go z Izby Gmin z powodu jego zbyt szczerych artyku­

łów. Ten epizod świadczy o tym, że jeśli nawet król nie miał już w swym ręku kontroli prasy, jego ministrowie by­

li w stanie mścić się na jednostkach.

Sprawozdania z posiedzeń ¡parlamentu były w owy-m czasie zabronione, alé

„The Gentleman's M agazine“ publiko­

wał od r. 1736 szczegółowe sprawozda­

nia z parlamentu pod pretekstem ,że są to zmyślone „debaty w Senacie w Pań­

stwie Wielkiego L ilip u ta “ . Za sprawoz­

dania te między rokiem 1740 a 1743 odpowiedzialny byl dr. Johnson i opo­

wiadano sobie, że omawiając kiedyś z przyjaciółmi mowę Pitta, miał oświad­

czyć: „Przecież tę mowę ja napisałem w piwiarni na Exeter Street“ , i w y tłu ­ maczy! dalej: „Ja sam byłem w Izbie Gmin tylko jeden jedyny raz. Ale Cave (wydawca) nawiązał kontakt z odźwier­

nym, który wraz ze swoimi pomocnika­

mi miał wolny dostęp do wszystkich sal. Ci donosili, jaki był temat dyskusji, nazwiska mówców, po czyjej stronie kto stawał, kolejność przemówień, wraz z notatkami argumentów. To wszystko ko­

munikowano mnie i ja układałem mo­

wy w ich ostatecznej formie, w której ukazywały się później na lamach pra­

sy“ :

Z końcem panowania Jerzego II dzienniki doczekały się lepszych wa­

runków egzystencji — przynajmniej jeśli idzie o objętość i kolportaż — niż kiedykolwiek przedtem. Zawdzięczano to częściowo ogólnemu rozwojowi han­

dlu oraz ustabilizowanej sytuacji w kra­

ju,. ale przede wszystkim przyczyniły się do zmiany na lepsze ogłoszenia ja ­ ko nowy czynnik w gospodarce finan­

sowej gazet. Już w tym wczesnym okre­

sie wynalazek ogłoszeń wyzwalał ga­

zety spod kontroli, pisarzy i drukarzy i oddawał władzę w ręce. właścicieli.

Pierwsze oznaki nadchodzącej monopo­

lizacji były już dostrzegalne,- lecz tym ­ czasem — w przeciwieństwie do na­

szych czasów — dzienniki wykorzy­

stały swoją stabilizację, dla swobodniej­

szego występowania w imieniu opinii publicznej, dla walki o prawa ludu przeciw królowi i ministrom.

opublikował pioru nujący. atak na mowę króla, którą określił jako oszustwo.

Aczkolwiek W ilkes poprzedził swój a rtykuł ostrożną uwagą, że „mowa tronowa była zawsze zarówno przez prawo, ja k i przez opinię publiczną uważana za mowę ministra“ , jednak Jerzy I uznał za stosowne potraktować artykuł W ilkesa jako obrazę osobistą i zarządził natychmiastowe postępowa­

nie karne. W ydano „generalne pełno­

mocnictwo" (bezimienny nakaz areszto­

wania) i W ilkes wraz z 48 towarzy­

szami został aresztowany w siedem dni po ukazaniu się óbraźliwego artykułu.

W trącono go do Tower i przez jakiś czas trzymano w najściślejszym odo­

sobnieniu. N ależy pamiętać, że W ilkes byl ¡posłem do parlamentu i ku ogólnej radości szerokich mas ludu prezes naj­

wyższego sądu Pratt miał odwagę na­

kazać uwolnienie, oświadczając, że aresztowanie to było naruszeniem przy­

wilejów nietykalności poselskiej. W ilkes w7yistąpil natychmiast do .sądu z oskar­

żeniem przeciw Lordowi Halifax i podsekretarzowi stanu Woodsowi,

pierający W ilkesa — aresztowano. Ale ponieważ W ilkes był właśnie mianowa­

n y sędzią .magistrackim, ułożono spra­

wę w ten sposób, że W hebla dopro­

wadzono do sądu w okręgu Wilkesa, który go oczywiście natychmiast uwol­

nił. Parlament b y l wściekły, ale Lord M ayo r poparł W ilkesa i Whebla. Po skomplikowanych procedurach i roz­

paczliwych usiłowaniach — włącznie 'z aresztowaniem Lorda M ayora, ale

• nie W ilkesa i— zachowania swoich przywilejów, parlament w końcu pod­

dał się woli ludu. Od tej pory spra­

wozdania z posiedzeń parlamentu mo­

gły być ogłaszane i swobodnie komen­

towane.

Następnym z kolei dziennikarzem angielskim, któ ry zasługuje na szcze­

gólną uwagę, jest Tomasz Paine. U ro­

dzony w N o rfo lk w 1737 roku, więk­

szą część żyicia spędził w Stanach Zjednoczonych, gdzie uzyskał rozgłos jako publicysta, O jednej z jego re­

wolucyjnych broszur Waszyngton wy­

ra z ił się, że „zm ieniła światopogląd wielu lu d z i", W roku 17Ś7 przybył do

W yrazicielem opinii rządu był no­

wopowstały dziennik pod nazwą „The B riton", którego sława i znaczenie zn ikły zupełnie w cieniu jego- zjadli­

wego przeciwnika, „The N o rth Briton“ . I tu rozpoczyna się wielka bitwa 0 prawo publikowania sprawozdań z posiedzeń parlamentu.

D ziennik ..The Nordh B riton" zało­

ży ł w roku 1762 John Wiłkes, refor­

m ator i .działacz społeczny, poseł do parlamentu z okręgu Aylesbury. W ro ­ gowie określali go jako „rozpustnego awanturnika bez czci i sumienia", lecz on cieszy! się powszechną popularno­

ścią. Nawet tak powściągliwy i trzeź­

wy autorytet jak Encydopaedia Bri­

tannica mówi o nim : „Jego charakter, z jego własnej winy, bywał narażony na gwałtowne ataki, których źródło można było wyśledzić w poczynaniach Lorda Broughama lub Horacego )V a ł- pole. W ilkes lekkomyślnie sobie tych ludzi ¡naraził. Jego rozmowa roiła się od nieprzyzwoitości, nie panował nad sobą w stosunku do kobiet, choć był powściągliwy pod innym i względami, 1 na równi z większością w ybitniej­

szych postaci na forum publicznym owego stulenia odznaczał się ekstra­

wagancją .i dziwactwem. Jego cyniczny sposób wyrażania się psuł mu opinię w wiktoriańskim towarzystwie: nigdy nie uczynił nic dobrego bez podania egoistycznego ¡powodu swojego postęp­

ku. Lecz nieuczciwość, okrucieństwo, tchórzostwo i hipokryzja były mu ob­

ce: pieniądze publiczne przechodziły przez jego ręce nietknięte".

Błyskotliwość i zjadliwość ataków W ilkesa na Lorda Bute zmusiły do milczenia ¡prasę rządową i wyw ołały falę oburzenia, która w rezultacie zmiotła premiera z zajmowanego sta­

nowiska. W ilkes zdobył — prawdopo­

dobnie dzięki P ittow i — tekst mowy tronowej przed jej wygłoszeniem na otwarciu nowej sesji parlamentu. W mowie król powoływał na premiera Je­

rzego Grenville. Nominaioja ta nie była niczym innym ja k kamuflażem dawnego autokratycznego reżimu i W ilkes w słynnym ¡numerze 45 „N o rth B riton"

W illia m G rcpper — Im p e ria liz m

których w rezultacie ukarano grzywną w wysokości 4.000 ii 1.000 funtów szterlingów. W ten sposób stwierdzono nielegalność „generalnych pełnomoc­

nictw “ i ustalono prawo prasy do swo­

bodnego krytykow ania mowy tronowej.

Człowiek, który ta k świetnie wy­

gra! pierwszą rundę w bitw ie o wol­

ność prasy, odznaczał się błyskotliwo­

ścią dowcipu, której niewielu mogło sprostać. Kiedyś, gdy poczęstowano go tabaką, miał odpowiedzieć: „Dziękuję, wie posiadam m a ł y c h wad", a je­

go replika na zaczepkę Lorda Sand­

wich przeszła do historii. Szlachetny Lord zechciał łaskawie przepowiedzieć W ilkesowi, że umrze' on albo na gale­

rach albo na chorobę weneryczną. N a ­ tychmiastowa odpowiedź brzm iała: „T o będzie Zależało, milordzie, od tego, iczy przejmę pańskie zasady, czy pańskie kochanki“ .

Wbpófcześnie ze sprawą Wilkesa ukazały się słynne „lis ty Juniusa“ , któ­

re ustaliły zasadę dziennikarskiej ano­

nimowości i naśladowały Daniela De­

foe w oparciu o opinię publiczną prze­

ciw potędze i autorytetowi autokra­

tycznego rządu. W roku 1770 proces przeciw . drukarzowi „Public Advertiser“

za wydanie „L is tu Juniusa tło K róla“

zakończy! się, praktycznie biorąc, uwol­

nieniem oskarżonego od w iny i kary., W krótce potem pewna liczba dzienni­

karzy opublikowała w rozmaitych ga­

zetach szereg sprawozdań z parlamen­

tu, zredagowanych w obraźliwy sposób.

W ydano proklamację przeciw sześciu drukarzom i jednego z nich, Whebla z „M iddlesex Journal“ — dziennik po-

ŚWIERSZCZYK I ŁASKA BO G A

(Dokończenie ze strony pierwszej) p ię k n a le cz sam olubna Iz a b e lla w y ­ szła za m ąż i s p ło d z iła k ilk o r o d z ie ­ c i; w A m e ry c e lu d z ie p o r o b ili i s tra ­ c ili m a ją tk i, p r z e w a lił się n a d ś w ia ­ te m k ry z y s , w y b u c h a ły i c ic h ły r e ­ w o lu c je , m ilio n y lu d z i u m ie ra ło w In d ia c h z g łod u, fo rm o w a ły się b a ­ ta lio n y faszyzm u; r e n tie r z y s ie d z ie ­ l i w N ic e i, .p rz y s łu c h u ją c się d rż e ­ n io m g ie łd y , d ziew czę ta p a ry s k i©

s z ły n a u trz y m a n ie do tu ry s tó w , za­

ra b ia ją c n a w y p ra w ę ślubną, sn o b i c h o d z ili n a p rz y ję c ia n a Z ło ty m W ybrzeżu , ró w n ie ż s e k re ta rk i m ia ły s w o je p rz y je m n o ś c i:

„J e s te m c ó rk ą pastora, d ro g i p a ­ n ie — rz e k ła s e k re ta rk a k s ię ż n y No- v e m a li, gd y W . S om erset M a u g h a m s p y ta ł ją , czy będzie na w ie lk im p rz y ję c iu — i z o s ta w ia m ta k ie b ła ­

zeń stw a w y ższym sferom . G dy p r z y ­ p iln u ję , b y d z ie n n ik a rz e z H e ra ld a i M a il d o s ta li do brą k o la c ję i p ra w ie n a jle p s z y szampan, w te d y n a s tą p i

k o n ie c m y c h o b o w ią z k ó w i w te d y sch ro n ię się do s y p ia ln i z p o w ie ­ ścią k r y m in a ln ą " .

I V

Czegóż on i ni© r o b ią za p ie n ią d z e ! P e w na dziew czyn a a m e ry k a ń s k a za­

ło ż y ła się o d w a d o la ry , że z je ż y ­ wego k o n ik a polnego. " Z ja d ła . N a p y ta n ie , ja k s m a ko w a ł, o d p o w ie d z ia ­ ła : „T ro c h ę c h ru p a ł w zębach“ . O - b ro n a ś w ię te j w ła s n o ś c i p ry w a tn e j p rz y n o s i w ię c e j p o ż y tk u . L e s lie C h a rte ris d z ię k i z b ro d n io m swego b o h a te ra k u p ił sobie sam olot. W.

S om erset M au gh am u rz ą d z ił sobie w y g o d n e życie. T rze b a p o d z iw ia ć ic h u m ie ję tn o ś ć k o rz y s ta n ia z d o b ro ­

d z ie js tw k la s o w y c h u s tro ju , ic h za­

p a ł i w ia r ę w słuszność s p ra w y , ic h so lid a rn o ś ć . W o b ro n ie k a p ita liz m u d e te k ty w godzi s ię z m is ty k ie m , b a n k ie r z abnegatem , a d w o k a t z m o rd e rcą , jo g i z faszystą. P iu s X I I z E d g a re m W allace, L o r d Y a n s itta r t z A g a tą C h ris tie .

W d ż u n g li k a p ita liz m u c z ło w ie k c z ło w ie k o w i je s t w ilk ie m . L e cz trz e ­ ba p o d z iw ia ć d y s c y p lin ę i s o lid a r­

ność, z ja k ą e n c y k lik a i p ro to k ó ł p o lic y jn y , pow ieść k r y m in a ln a i teo - zofia , gazeta i K o n s ty tu c ja b ro n ią p r a w n a tu r y i c z ło w ie k a , w ła sn o ści p r y w a tn e j i Boga, k t ó r y d a ł im w ła ­ dzę, pien iąd ze, d e m o k ra c ję i w o l­

ność.

T a k też c z y n i c z ło w ie k , k t ó r y ja k n ie o d ro d n y syn b u rż u a z ji, je s t m o r­

d e rcą i p o lic ja n te m , faszystą i k s ię ­ dzem, m is ty k ie m i zło dzie je m .

Na p a m ią tk ę d z ie s ią te j ro c z n ic y s w y c h rząd ów , g e n e ra ł F ra n co ro z ­ k a z a ł w y b ić na b a n k n o ta c h sw ó j p r o fil, w o k ó ł k tó re g o w y r y to p rz e ­ ję te od fe u d a ló w hasło b u rż u a z ji:

„P rz e z la skę B og a“ .

Tadeusz Borowski (£ssay ze zbioru, który ukaże się nie­

bawem nakładem Państwowego Insty­

tutu Wydawniczego'1

kraju i niezwłocznie zaatakował m ili' tarystyczną politykę Pitta, . ogłaszając swoje „Prawa człowieka" w odpowiedzi na Bu.rke'a „U w agi o Rewolucji Fran­

cuskiej". Broszufa jego uzyskała taką popularność, że zaniepokojony rząd postanowił przeszkodzić jej rozpo­

wszechnianiu. W prawdzie P itt był aż ta k •wielkoduszny, że przyznał rację (Tomaszowi Paine, lecz jednocześnie udzieli! zgody na kontynuację .prześlą' dowań słowami: „C óż mogę zrobić?

W obecnym stanie rzeczy, jeślibym poparł poglądy Paine'a, wybuchłaby rewolucja". Paine'a oskarżono o zdradę

»v roku 1792, lecz zanim doszło do procesu, wyhrano go do francuskiego Konwentu na posła z departamentu Calais. W illia m Blake, poeta, prze­

zornie i pośpiesznie wywiózł go z A n­

glii-

Paine napisał wówczas „W ie k ro­

zum u", w którym • przedstawia punkt widzenia kwaikra, nie wierzącego w objawioną religię. „W szystkie religie — pisał — są z natury swojej łagodne li dobrotliwe, dopóki nie złączą się iz systemem politycznym ".

Znaczenie Tomasza Paine'a w histo­

r ii dziennikarstwa angielskiego polega na tym, że stal się on natchnieniem wielu bojowników o wolność prasy, włącznie z W illiam em Cobbettem i Ryszardem Carlile.

„ B y ć Anglikiem — powiada G. K.

Chester ton — to znaczy niczym się nie przejmować, zadowalać się kom­

promisami i wierzyć we wszystko, co pisze „The Times". W ięc zanim zaj­

miemy się z kolei W illiam em Cobbettem i Ryszardem Carlile (nie. fciieszać z Tomaszem Carłyle), musimy poświę­

cić nieco uwagi początkowym fazom, przez które przeszedł „Tim es", zanim uzyskał swoje wybitne stanowisko wśród tych nielicznych współczesnych dzien­

ników angielskich, które nie uważają wysokości nakładu za jedyny spraw­

dzian wartości dziennikarskiej.

Dnia pierwszego stycznia 1785 roku

■ukazał się pierwszy numer dziennika

„D a ily Unive,rsał Register", który w trz y lata później zmienił ty tu ł na „The Times". Zwycięstwo W ilkesa nad Izbą Gmin w tym okresie przyniosło prasie pewną niezależność: lecz wyzwolenie to było jeszcze w powijakach, czytelnika­

mi dzienników byli przeważnie by­

walcy kawiarni, korupcja kw itła a sło­

wo „dziennikarz" wciąż jeszcze nasu­

wało na myśl prześladowania, szykany i presję polityczną. Pod kierownictwem Johna W altera Pierwszego, przedsiębior­

czego lecz niezbyt skrupulatnego czło­

wieka interesu, założyciela, właściciela i redaktora, „The Times“ nie zacho­

wywał się lepiej, niż większość jemu Współczesnych. Istnieją dowody, że przez dziesięć la t dziennik otrzym y-\

¡wał 300 funtów szterlingów rocznie od rządu a na uboczu zajmował siię drob­

nym i szantażami i pobierał opłaty za niedrukowanie oszczerstw i paszkwili.

Dopiero w roku 1803, kiedy wyłącz­

ne . kierownictwo objął John W alter

¡Drugi, „Tim es" zaczął zdradzać ozna­

k i zwiększonej odpowiedzialności. N o ­ w y właściciel zdecydowanie przeciwsta­

w ił się korupcji i stopniowo wyzwolił swój dziennik spod tyranii łapówek i nieczystych interesów. Należy go niewątpliwie zaliczyć między reforma­

torów, ale nie bojowników. Byl dość

¡zdolnym pisarzem i przez szereg lat swoim własnym redaktorem, lecz prze­

de wszystkim byl niestety człowiekiem interesu, a w owych czasach przeciw­

stawianie się rządowi nie było dobrym interesem — jak przekonali się na własnej skórze W ilkes, Cobbett i Car- jile.

i W roku 1817 W alter zdobył się na śmiały krok mianowania redaktorem torysowskiego dotąd „Tim esa" człowie­

ka o przekonaniach liberalnych, T o­

masza Barnesa, bez wątpienia wielkiego, choć konwencjonalnego dziennikarza.

Barnes po objęciu kierownictwa „T im e­

sa“ wykazał się niezależnym i obiek­

tywnym światopoglądem. Kierował się motywami patriotycznym i i wrodzoną nienawiścią do niesprawiedliwości — icechy, które, gdyby nie jego chęć słu­

żenia ¡raczej interesom bogacącej się Klasy średniej, n iż interesom wyzyski­

wanych mas pracujących, postawiłyby go w szeregu prześladowanych za spra­

wę wolności. W alczył jednak na swoją rękę i przeprowadził umożliwienie swo­

bodnego komentowania wydarzeń, uzy­

skując w A nglii sławę pierwszego nie­

zależnego ¡redaktora pisma codziennego.

Tomasz Barnes tak dalece górował nad sceną życia dziennikarskiego swo­

jego czasu, że wszyscy historycy pra­

sy angielskiej zgadzają się ze zdaniem, iż dzieje pism codziennych na począt­

k u ubiegłego stulecia równają się Hi­

storii rozwoju „Tim esa". Lord Kanclerz Lyndhurst określił gę jako „najbardziej

•wpływowego człowieka w kra ju ", acz­

kolwiek Barnes ściśle przestrzegał za­

sady anonimowości, której był na­

miętnym wyznawcą. Podniesienie zna­

czenia artykułów wstępnych było głów­

nym przedmiotem starań Barnesa. Bez­

stronnie trzeba przyznać, że niezależ­

nie od poglądów politycznych, była to

¡postać o znaczeniu historycznym na

¡dużą miarę, która uzyskała dla mło­

dego zawodu dziennikarskiego uznanie wśród intelektualistów. O przeciętnym

¡czytelniku swojego czasu Barnes nie

¡miał zbyt wysokiej opinii i nie krępował się w jej w yrażaniu: „Dziennikarstwo, jest sztuką śtti generis —■ mówił — jest tym w literaturze, czym ¡koniak rwsród napoi. John Buli, którego umysł

•Pracuje ospale — mówię o większości czytelników — potrzebuje silnej pod­

niety. Połyka swój befsztyk i nie może strawić go bez kieliszeczka. Drzemie w statecznym zamyśleniu nad swoimi przesądami, które jego zarozumialstwo nazywa opiniami, i trzeba atakować jego intelektualną tępotę , pociskami naj­

cięższego kalibru, zanim obudzi się od­

robinę zrozumienia czy zainteresowa­

n ia “ .

Podczas gdy „Tim es" postępował na­

przód pod osłoną kanonady Barnesa — przezywano go „Piorunowładnym " — kajdany krępujące dziennikarską przed­

siębiorczość opadały jedne po drugich.

W roku 1825 zniesiono ograniczenie objętości gazet, w roku 1833 podatek od ogłoszeń zmniejszono a w roku 1826 podatek skarbowy obniżono do jednego pensa.

Zatargi parlamentarne z prasą nie skończyły ¡się na zwycięstwie Wilkesa, chociaż prawo publikowania sprawo­

zdań z debat parlamentarnych było już usta3-'*ie. Publicyści oraz' ¡wszyscy, k tó rz y wydawali, sprzedawali łu b ikoł- portowaJi ¡ich broszury i pisma, podle­

gali surowym prześladowaniom, jeżeli krytykow ali istniejący rząd. Ponieważ nie było procedury, za pomocą której łwd mógłby na pokojowej drodze oba­

lić autokratyczny rząd lub zmienić konstytucję, klasy rządzące uważały, że każde niezadowolenie grozi w yw o­

łaniem rewolucji — wobec czego ci, którzy wzbudzali niezadowolenie, za­

sługiw ali ma karę. Wskazywanie bra­

ków konstytucji łub błędów ze strony rządu było krym inalnym ’przestęp­

stwem. Jeden z sędziów w ro k u 1811 ustanowi! następujący .przepis praw­

ny: „M ó w i się, że mamy prawo dy­

skutowania postanowień naszej kgisla*

tury. Byłoby to rzeczywiście wielką swobodą. Czyż mielibyśmy, moi pano­

wie, dać pospolitemu ludowi silę sprzeciwiania się pastanowieniom par­

lamentu? I czy buntownik ma prawo podburzać luid do niezadowolenia z rządu, pod którego władzą żyje? N a to nie można pozwolić żadnemu czło­

wiekowi: to jest niezgodne z ¡konsty­

tucją i buntownicze".

Błuźnienstwa przeciw religii i P i­

smom Świętym b y ły również niedozwo­

lone. Prezes sądu Raymond sformu­

łował 'ten przepis ¡prawny w roku 1729 wi część prawa A n g lii i ja k o takie w sposób ¡następujący:

„Chrześcijaństwo w ogólności stano­

wi cześć ¡powszechnego prawa A ng lii i ja­

ko takie cieszy się jeigoopieką. Ktokolwiek więc atakuje korzenie chrześcijaństwa, godzi wyraźnie w całość i spoistość

■rządlu państwa, i byioby absurdem do­

wodzić, że wysiłki 'w celu obalenia re- lig ii państwowej nie powinny być ka­

rane przez prawo tegoż państwa".

• W postanowieniu tym, które stało

się podstawą do niezliczonych' ślaidowań. można znaleźć ślady da go zabobonu, za p.umocą którego a kratyczme rządy usiłowały w °c (prostego ludu utożsamić się z przez wyzyskanie powagi K I e r zwy kłe

Kościoła- ... _ chęcią zgadza ' wzmocnienie swego stanowiska ta r

¡mocą takiego przymierza i zm’a a dążenia szerokich mas do większ5

swobód. j.

T ak więc dh-.gotrwala walka o ^ ność prasy była walką o PraW0 opozycji, o prawo przemian, Pr0 dzcmą przeciw ludziom, którzy 0 „ wiali się niewiadomego. Byl to ap£ , lu dzkie j natury, wezwanie a°

którym nie podobało się, że czP c ^ współczesnych samowolnie przyjęć jc- siebie rolę opatrzności kie ru ją cfl, sami reszty. Jak większpść wie ^ . angielskich walk o wolność, była t°

■razem v,ojna religijna. Dlatego ustawa o bluźnierstwach stała się D wodem równie licznych przesiać®' ja k ustawa o podburzaniu do “ U,'L,

Bezpośrednim celem walki był°

łożenie kresu prześladowaniom za dP®vi CD u pi ¿caiduvncunviu ja zycję w stosunku do rządu iw?

■krytykowanie Kościoła.

w A nglii parlament opierał się na wie wyborczym niewielkiej SiT.S y uprzywilejowanych, a rząd nie był żadnym sensie rządem ludo")

—7 1 I , «

¡walka o- prawa ludu.

>waiiiva pidWd 1UUU,

t W awangardzie tej w a lki szły ,

• ■ . — - - wiewy,

•dzienniki, ja k „Tim es", ani - . .m

•czasopisma periodyczne, lecz ksił nf-irr namíán tvorti ti líl V ®

fl¡» elidí i 3*^ i broszury,_ oraz pewien specjalny,- , tanek periodyku, zwany iy-godfl1? . ulotką lub tygodniowym rejestrem ( darzeń politycznych. Różniły się j j od wielkich czasopism periodyczny tym, że zajmowały się raczej mi wydarzeniami, nie zagadnie111^

o charakterze ogólnym. Różniły ^ od dzienników, ponieważ m iały 113 ^ lu komentowanie, nie tylko iinf°p j wanie. Różniły się od periodyk® ^

cło«1!

d zi empików na równi tym, że prawie z tych tygodniowych - . politycznych była dziełem jednego pwyczaj intelektu, jednostki, Pr i ¡t bez pomocy. D ziennik był j?r*i wszystkim przedsiębiorstwem

¡wym, główny, nacisk kładziono ogłoszenia„z nerwową obawą narażać się rządowi albo artystokracji, co “L właściwie jednym i tym samym. N a to iF j większość tych drobnych ulotek P0^

tycznych miała na celu wpływanie ■ud na ceuu wpiywai«'' ńpinię, nie w pływy do kasy — był głos obywateli pozbawionych pozbawionych własnych „przedstaw'*^, li. Głos obywateli,którzy niedawno , piero nauczyli się czytać i obecni«

mówili szeroką rzeszę spragnio11^ ,

¡drukowanego słowa konsumentów ,|, {nich pism. Ci pionierzy jKJpulań1^

tygodników mieli na celu kształć« :

. « . . . - , ■

Kj,f,vuMnAU'vvXIIICiii i ld. Le1U M

mas, nie nabijanie własnych kie**^

dochodami z tego nowego rynku Idła dziennikarstwa — ja k tego do" ^ Idli gotowością do znoszenia prz£

Idowań. .

W illia m Cobbett, wielki działać*

polu wolności prasy, urodził się W k u 1763 jako syn drobnego f a r d ^ Próbował różnych nieinteresujirt Zawodów, w końcu wstąpił do woj5 j gdzie poświęcając wiele czasu i prac)

¡kształcenie się, szybko awansował y btopnia starszego sierżanta. W (1791 poda! się do dymisji 5 ■wyj—

łd° Ameryki, skąd w roku 1800 r (wrócił do kraju, gdzie poprzedzała ? już sława jego regularnie publik0".,.

iecha

fnych ¡artykułów. Powitanor ; t •;---. • - ... .. go z .: ■ * tazmem jako pierwszorzędną su? } (dzienikarstwie. P itt, spotkawszy 8° ¡e (jakimś przyjęciu, zaproponował fld -y™? kierownictwo, ale nawet w la ^ j.

•jednego z najpoważniejszych dzie'1^

ńów rządowych. Cobbett odmówił • j

•roku 1802 założył tygodnik „Poił**, j Register“ , który później redagc"'3 u

•do którego regularnie pisywał aż (swojej śmierci w roku 1835.

0'koło r. 1806 Gobbett otwarcie * , atakował tak przez siebie ochrzczony f.

•stem Pitta jako źródło wszelkiego ^ ind*'

(potępiając metody prowadzenia V«

•jen z Napoleonem, rozmnożenie « r ńekur 1 rent • zastraszający " zr .

•długu narodowego. W ypowiedział b i

•względną wojnę wszystkim, kt ó t r

•nieokreślone a często nieistniejące a,

•ry finansowe ,s,pófki akcyjne, ud*1,3“

(obietnice i dochody tworzą dzisie.i*^

(świat ¡wielkich finansów; jak mó"1'

•nim Che'sterton: „w najgorszy!” "•

padieu nierealny, w najlepszym

„w najgorszym ^ - , --- z, w najlepszym •?(«.

działny“ . Napiętnował w jej poczł

.... — -■ ’ • - 1 -:m

wym stadium te wielką fikcję która nosi nazwę operacyj finans i świat, w którym tajemnice tych oP£' racy) mnożyły się z k-żdym dm«n;-r J j -j — • y- íx ¡i\—i.uj'H* - a1 Wskazał, jak wzrost ¡długu państwo"1 go prowadzi do powstawania nowej sy pasożytującej na pracy ludu.

kf3'

(Dokończenie w następnym ■zù

O D M D A X C J 1 :

A utor artykułu stał w ciaju irieH.

, - 7 lwm CJH4I l i / ' IL f l

i pół łat na czele brytyjskiego ośt0[ , informacyjnego w Polsce ,,dritisk ^ uncil . Przed kilku tygodniami Q', ¡.¡r,

Tłidwpll n/ltncił ■.

'Bid well ogłosił w prasie oświadczenie, w którym stw ierdź rezygnuje ze swego stanoirńskt:

przyjmuje obywatelstwo polskie, 2^ . jako wolny człowiek służyć spraw1? T koju i postępu. „CNaród angieD1111 lepszy niż jego obecny rząd" —’ s' dził Q, Ch. TUdwell, piętnując rei> I ną, imperialistyczną politykę r brytyjskiego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dane są dodatnio (prawostronnie) asymetryczne wtedy i tylko wtedy gdy ich funkcja symetrii jest niemalejąca.. Wykres dowolnej funkcji symetrii leży w pewnym

Dla kontrolowania rzędów zer i biegunów funkcji wymiernych wygodnie jest haszować je jako współczynniki grupy abelowej wolnej generowanych przez punkty krzywej E

[r]

Zboże, które przedłuża las, nie jest obrazem zlewających się na horyzoncie plam barwnych, ale po prostu zbożem, w które uciekając z lasu, można czmychnąć

C zy przedstawienie tego w form ie sugestywnej, przypominanie, powtarzanie, pokazywanie jest rzeczywiście dla społeczeństwa korzystnej Czy należy oswajać się ze

Każdy, kto chociaż trochę zna topografię Warszawy zdaje sobie sprawę, że ’gdyby nawet zdarzyło się kiedyś runięcie Zamku, to n ik t z przechodniów nie

Konkurs postawił następujące warunki: Utwory nadesłane powinny być ujęte w formę powieści (fragment powieści), opowiadania, sztuki scenicznej (fragment),

M ożna pow iedzieć, czuł całe sw oje ciało.. W skrzeszały one zgoła in ną