• Nie Znaleziono Wyników

Zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa spotkaniami - Bożena Iwaszkiewicz-Wronikowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa spotkaniami - Bożena Iwaszkiewicz-Wronikowska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BOŻENA IWASZKIEWICZ-WRONIKOWSKA

ur. 1950; Słupsk

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe życie polityczne, opozycja w PRL, Służba Bezpieczeństwa, inwigilacja

Zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa spotkaniami

Nie odczuwaliśmy w żaden sposób inwigilacji [Służby Bezpieczeństwa]. Ja nawet czasami byłam trochę zdziwiona tym, że w ogóle nikt się nami nie interesował, chociaż to wszystko odbywało się całkowicie jawnie. Ale wydaje mi się, że to było trochę tak na pokaz, byśmy się spokojnie spotykali i byli pod kontrolą. Bo to wyglądało tak, że oni wszystkich nas mieli dosłownie podanych na talerzu. Myśmy się spotykali, oni wiedzieli kto, znali nazwiska, wiedzieli o czym rozmawialiśmy, bo był podsłuch. A my też wiedzieliśmy, że oni nas podsłuchiwali, więc rozmawialiśmy swobodnie, ale jeżeli było coś bardzo tajnego, zapisywaliśmy na karteczkach. To był taki przeciek kontrolowany w pewnym sensie. Chociaż nie do końca, bo byliśmy też i może nadmiernie beztroscy i wiele rzeczy, o których mówiliśmy, nie powinny były zostać podsłuchanymi.

U mnie nigdy nie było rewizji. Raz jedyny na Strzeleckiej, ale to wtedy, kiedy szukano Piotra Kałużyńskiego, który się ukrywał. Szukano go u mnie, bo on rzeczywiście mieszkał przez jakiś czas u mnie w piwnicy. Miałam mieszkanie dwupoziomowe i tam suterenie były dwa pokoje, w których co jakiś czas ktoś pomieszkiwał. Przyszli panowie, bardzo grzecznie uprzedzając mnie, że nic do mnie nie mieli, tylko szukali właśnie Piotra, zajrzeli do tego pokoju, w którym były jego rzeczy i to wszystko.

[Organizując spotkania], oczywiście bałam się. Miałam taki okres, to pamiętam doskonale, że jak wracałam do domu z pracy, to zawsze z duszą na ramieniu i niepewna, czy to przypadkiem nie już. Znajomych zatrzymywano co jakiś czas i liczyłam się z tym, że też mogłam zostać zatrzymana. Bałam się tego oczywiście, pamiętam bardzo dobrze ten strach. Miałam małe dzieci, byłam na ogół z nimi sama, bo mój mąż często pływał – był zatrudniony na statkach i w związku z tym miesiącami nie było go w domu.

[Kiedy spotkania] się skończyły, pomyślałam sobie: oho, udało się, już nigdy nie będę siedzieć w kryminale. Naprawdę poczułam ulgę, bo bardzo się tego bałam. Ale to akurat nie mogło mieć znaczenia, bo gdybyśmy się kierowali takimi rzeczami jak

(2)

obawa przed zamknięciem, to nie robilibyśmy nic.

Myśmy w ogóle nie zachowywali żadnych środków ostrożności. Jeżeli ktoś coś takiego robił, to ja nic o tym nie wiem. Pan Marek Czech w swoim artykule [„Inwigilacja środowiska »Spotkań« przez służby specjalne PRL” – przyp. red.] pisze, że my próbowaliśmy dawać znać wchodzącym do nas, na ul. Strzeleckiej już, czy mieszkanie było czyste, stawiając jakiś kwiatek w oknie czy zasłaniając firankę, ale to nieprawda. Był taki pomysł, ale na zasadzie żartu, dowcipu, wygłupialiśmy się w ten sposób, że należałoby zacząć stosować jakieś metody konspiracyjne, ale to oczywiście nie przeszło.

Data i miejsce nagrania 2005-04-26, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Wioletta Wejman, Piotr Krotofil

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN”

Cytaty

Powiązane dokumenty

Było to duże przeżycie, bo oni nieśli przez miasto, z KUL-u do mnie do domu, tę skrzynię na zabawki wypełnioną wydrukowanymi [czasopismami] – to były „Spotkania”,

Chodziło o niezależność od oficjalnej propagandy, od oficjalnego stanowiska również Kościoła, bo to było robione też trochę wewnątrz Kościoła, ale jednocześnie z

Teraz to jest nie do wyobrażenia, ale to były najtrudniejsze rzeczy, takie właśnie poniżające, bo bez innych można było się obejść. Dokładnie pamiętam momenty, w

Tam oni przecież też system mieli trochę inny, bo to zbrojenie, a tutaj były hale montażowe, ale to była produkcja, do nas szły przecież wielkie, ogromne ilości tych zegarków.

Więc jeżeli będziemy zaśmiecać, będziemy zabudowywać, będziemy zmniejszać te powierzchnie dolin, które zajmują rzeki, to tak naprawdę niedługo będziemy mogli

Dopiero jak wróciłem do domu, wyszliśmy z żoną –papież przejeżdżał przez Krakowskie Przedmieście, przez Plac Litewski i tu, gdzie w tej chwili jest McDonald’, tam

Dlatego z Wilczego Przewozu w pewnym momencie też trzeba było [odejść], zostawić swoje mieszkania, domy, wszystko, i trzeba było podporządkować się tym Rosjanom, bo wtedy

„Korowód” to dla mnie takie perełki, które po prostu można w każdej okoliczności, w każdym systemie, w każdym ustroju zaśpiewać i zawsze to będzie aktualne. Data i