min N I E D Z I E L N A
Dodatek do „Gazety Katolickiej.
6 6nlhC
3 ) *Ni*. 41. S o b o ta 13. p a ź d z ie r n ik a 1900. R o k 5.
Na Niedzielę 19-tą po Świątkach.
— —
Lekcya.
Efez. IV . 2 3 — 28.Bracia! Odnówcie się duchem umysłu waszego, i obleczcie się w nowego człowieka, który wedle Boga stworzony jest w sprawiedliwości i świątobliwości prawdy.
A przetoż złożywszy kłamstwo, mówcie każdy prawdę z bliźnim swoim, bo jesteście członkami jeden drugiego.
Gniewajcie się, a nie grzeszcie; słońce niechaj nie za
pada na rozgniewanie wasze. Nie dawajcie miejsca dja- błu, Który kradł, niechaj już nie kradnie, lecz raczej niech pracuje, robiąc rękoma swemi co jest dobrego, aby miał skąd udzielić mającemu potrzebę.
Ewangelia.
Mst. X X I I . 1— 14.W on czas mówił Jezus przedniejszym kapłanom i Faryzeuszom przez przypowieści, rzekąc: Podobne się stało królestwo niebieskie człowiekowi królowi, który sprawił gody małżeńskie synowi swemu. I posłał sługi swoje wzywać zaproszonych na gody, a nie chcieli przyjść.
Zasię posłał insze sługi, mówiąc: Powiedzcie zaproszonym:
otom obiad swój nagotował, woły moje i karmne rzeczy są pobite, i wszystko gotowe; pójdźcie na gody. A oni zaniedbali i odeszli, jeden do wsi swojej, a drugi do kupiectwa swego; a drudzy pojmali sługi jego, i zelży- wość im uczyniwszy pobili. A usłyszawszy król roz
gniewał się, i posławszy wojska swe, wytracił one mę- żobójce, i miasto ich spalił. Tedy rzekł służebnikom swoim: Godyć są gotowo, lecz zaproszeni nie byli go
dnymi. A przeto idźcie na rozstanie dróg, a których- kolwiek najdziecie, wzywajcie na gody. I wyszedłszy słudzy jego na drogi, zebrali wszystkie które naleźli, złe i dobre; i napełnione są gody siedzącymi. A wszedł król, aby oglądał siedzące, i obaczył tam człowieka nie odzianego szatą godową. I rzek mu: Przyjacielu, jakoś tu wszedł nie mając szaty godowej? A on zamilknął.
Tedy rzekł król sługom: Związawszy ręce i nogi jego, wrzućcie go w ciemności zewnętrzne; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Albowiem wiele jest wezwanych, lecz mało wybranych.
Nauka z tej Ewangelii.
„P o d o b n e je s t K ró le stw o n ie b ie sk ie człow iekow i, k tó r y s p r a w ił go d y m a łż e ń sk ie *ynow i sw ojem u." M at. 22,
Kochani chrześcianie! abyście łatwiej dzisiejszą Ewangelię wyrozumieć mogli, przypomnijcie sobie Ewan- gielię na niedzielę drugą po świątkach, i jej wykład przezemnie ucssyniony. W tamtej wielka uczta i w dzisiejszej gody małżeńskie, mają toż samo znaczenie.
Przez króla, który gody małżeńskie swemu synowi sprawił, podług dzisiejszej Ewangielii, rozumie się Boga O jca; Bynem zaś królewskim jest nasz Zbawiciel J e zus Chrystus. P od imieniem wesela rozumieć mamy połączenie C hrystusa z Kościołem i połączenie się w
niebie świętych z Chrystusem, jako z swą głową Cóż znaczą słudzy zapraszający na gody? słudzy ozna
czają tu proroków w starym testamencie, a apostołów i kapłanów w nowym. P od postacią osób, które bę
dąc wezwane, nie chciały przyjść na gody, są wysta
wieni żydzi i chrześcianie, którzy albo nie uwierzyli, albo nie przyjęli C hrystusa Pana. Uważmy teraz co
kolwiek obszerniej w pierwszej części Ewangielii, co Chrystus P an mówi o żydach, a w drugiej, i co mówi 0 chrześcianinach.
I. C hrystus P a n mówi w dzisiejszej Ewangielii żydom przykre rzeczy, ale je mówi z miłości. Powie
dział tę przypowieść w środę przed ostatnią wieczerzą, chcąc ich jeszcze raz ostrzedz publicznie o nieszczę
ściu, które miało spotkać cały naród żydowski, je
żeliby dalej był upornym i nauki C hrystusa nie chciał przyjąć. C hrystus P a n przepowiada o żydach trzy rzeczy: 1) że będą powołani do wiary, 2) że nie uwie
rzą w Niego i Jego nauki nie przyjmią, 3) przepo
wiada też kary, które na siebie przez niedowiarstwo ściągną.
Ł aski P an a Boga, które on wiernym udziela, nowe prawo Jezusa C hrystusa i niebieska wieczna radość wybranym Boga, zgotowana, są tu nam przedstawione pod postacią gód weselnych. D o tej to łaski wiary, do tej radości niebieskiej, kazał P a n Bóg zawezwać naprzód żydów. Bóg, król wiecznej chwały, zawezwał żydów do wiary w przyszłego Mesyasza, już przez przymierze, które niegdyś zawarł z A braham em , już przez obietnice, które A braham ow i i jego potom stwu uczynił. P o upływie pierwszego wezwania posłał Bóg do żydów proroków, którzy przepowiadali przyjście Mesyasza, posłał Bóg J a n a Chrzciciela, który rzeczy
wistą obecność jego ogłaszał i lud swemi naukam i i chrztem do przyjęcia (Jo pobudzał. Mesyasz przyszedł.
N a nowo powołani zostali żydzi do wiary przez apo
stołów i ich następców. G dyby który król kochał swych poddanych tyle, ile żydów kochał C hrystus P an , czyliżby nie był uważany za jednego z najlepszych i najgodniejszych uwielbienia? Żydzi będąc tyle razy wzywani od Boga do przyjęcia Jego nauki, czyliż tych wezwań nie powinni byli poczytać sobie za największy zaszczyt i przyjąć je z największą uprzejmością? A le przeciwnie się stało, pogardzili, nie chcieli wcale przyjść.
O nieprzyjęciu ze strony żydów C hrystusa P a n a 1 Jego nauki, tak mówi E w angelia: »A oni zaniedbaw
szy odeszli, jeden do wsi swojej, a drugi do kupiectwa swego. Drudzy pojmawszy sługi jego zelżyli i pobili.c T ak jest: w rzeczy samej, wszystko to uczynili żydzi.
Nie chcieli oni słuchać ani proroków, ani św. J a n a
Chrzciciela ani samego C hrystusa i Jego apostołów.
Byli zanadto przywiązani do rzeczy doczesnych i przez to w duchownych nie znajdowali żadnej przyjemności.
Spodziewali się, że Mesyasz będzie wielkim wojowni
kiem, ie upokorzy wszystkich nieprzyjaciół żydowskich i ich panowanie ustali na wieki; dla tego ubogi J e zus z N azaret, który nie chciał być królem ziemskiem, nie zwracał na siebie uwagi. D rudzy żydzi byli jesz
cze złośliwsi, pojmawszy bowiem sługi króla, zelżyli je i pobili. To spotkało św. Jan a Chrzciciela i św.
Jak ób a starszego, których ścięli. Świętego Jakóba młodszego, biskupa Jerozolimskiego, z wierzchu ko
ścioła zepchnęli i drewnem głowę na dwoje roztrącili.
To spotkało Szczepana św., którego ukamieniowali; z innemi apostołami zawsze okrutnie się obchodzili. Przez ta k złośliwe obejście się ze sługami Boga, rozgniewali G o mocno, i zmusili Go, że ta k powiem, do ukarania odpowiednio ich postępkom.
C hrystus P a n oznajmił żydom kary, jakie przez swe nieposłuszeństwo i niedowiarstwo mieli ściągać na siebie. T ak jest! Bóg skarał lud za pogardę Jego łaski. N a rozkaz Boga przyszli Rzymianie pod do
wództwem T y tu sa i obiegli ze wszech stron Jeruzalem.
Tytus, od Boga na ukaranie żydów posłany, przeszło milion ich wyciął, około ośmdziesiąt tysięcy wziął w niewolę, całe miasto i nader wspaniały kościół w pe
rzynę obrócił.
| l | Powołanie żydów do chrześcijańskiej wiary, ich sprzeciwianie się, nieposłuszeństwo i kara, którą na siebie ściągnęli, nie napróżno są nam przedstawione w dzisiejszej Ewangielii. Jak o zatwardziałość ze strony żydów do dzisiejszego dnia jeszcze trwa, bo i teraz wielu żydów nie wierzy w prawdziwego Mesyasza, w Jezusa Chrystusa, tak też ze strony Boga ciąży do dziś dnia na nich Jego kara, bo żydzi do dziś dnia są celem pośmiewiska na świecie. N aród żydowski, do dziś dnia istniejący, jest dla nas ciągłą i żywą przestrogą, abyśm y miłością P an a Boga nie gardzili, Jego świętej łasce nigdy się nie sprzeciwiali, w to wszystko, czego tylko nauczał Chrystus Pan, mocno wierzyli i zgodne z wiarą życie prowadzili.
Powszechne plagi np. wojny, zarazy, głód, burze, wylewy wód, gwałtowne wichry, okropne upały lub zimna, tyle sm utnych wypadków, przeciwności, choroby i t. d. są to rozporządzenia Boga, które lubo można naturalnym sposobem wyłożyć, m ają one jednak zaw
sze ukryty zamiar, żeby ukarać nasze nieposłuszeństwo Jego świętemu prawu, aby zmienić w nas niegodziwe żądze, złe pomysły, ożywić w nas wiarę i pobudzić nas do zamiłowania cnót chrześciańskich, abyśm y tym sposobem mogli stać się kiedyś godnymi nieba.
II. Kościół C hrystusa P ana został założony, ale żyd;&i przez zatwardziałość swą i upór niezwyciężony
»tali się niegodnymi wnijść na łono jego; dla tego apostołowie zmuszeni zostali, podług rozkazu Chrystusa Pana, wnijść na rozstaje drogi, to jest: na cały świat i ogłaszać Ewangielię wszystkim narodom. Sam ary- tanów i pogan nawróciło się mnóstwo bardzo wielkie i Kościół stał się powszechnym czyli katolickim.
Królem, który wszedł do oglądania gości jest
Bóg, który przyjdzie kiedyś sądzić wszystkich ludzi.
Człowiek który się znajdował obecny na godach, ale nie miał na sobie szaty godowej, przedstawia nam chrześcijanina mającego wiarę, ale zgodnie z wiarą nie żyjącego; mającego dobrą wiarę, ale nie mającego ani miłości Boga, ani bliźniego. Rzecz godna podziwiania, mówi św. Grzegórz, że król tego człowieka nazywa przyjacielem, a jednak z godów wyrzuca. To wycho
dzi na to, jak gdyby powiedział: przyjacielu! i nie
przyjacielu! Przyjacielu z powodu wiary, a nieprzyja
cielu z powodu złych uczynków. Ten człowiek mil
czał, nie był w stanie na swoje uniewinienie ani je
dnego słowa powiedzieć. To pokazuje, że i my, sta
nąwszy przed tronem Boga sędziego, nie zdołamy unie
winnić się z grzechów naszych. Człowiek ten, który po związaniu mu rąk i nóg został wrzucony w ciem
ności, pokazuje, jak to kiedyś bezbożni będą odrzuceni i potępieni. Ciemności zewnętrzne, płacz i zgrzytanie zębów, wyobrażają nam kary, które potępieni ponosić będą przez całą wieczność w piekle. Także wielu chrześcijan pójdzie na wieczne potępienie, gdyż nie wszyscy żyją podług przykazań Bożych a o nawróce
niu się nie pomyślą. Do takich chrześcijan odnoszą się też słowa C hrystusa: » W ielu jest wezwanych, ale mało wybranych.«
Kończę wykład dzisiejszej Ewangielii, odzywając się do was czytelnicy słowy, któremi odezwał się niegdyś J a n św. do wszystkich chrześcijan: »dziatki moje nie samemi tylko słowy i językiem, ale w uczyn
kach i w prawdzie kochajmy. Amen.
— 162 —
Różaniec pod szubienicą,
czyli nawrócenie straceńca.
Przed kilkoma laty w pewnem mieście we Francyi młody złoczyńca — bo dopiero 22 lat liczący — miał być ścinany. Mnóstwo ludzi otaczało miejsce stracenia, i głęboka cisza panowała na około. K rótko przed śmiercią ów złoczyńca prosił towarzyszącego mu kapłana, o wypełnienie bardzo ważnego życzenia. G dy czcigodny kapłan na to zezwolił, młody straceniec wyjął z kieszeni Różaniec św. i rzekł cichym głosem:
»Ten różaniec otrzymałem od mej m atki na pam iątkę pierwszej mojej K om unii św. W moich młodych la
tach odmawiałem Różaniec kaźdodziennie z drogą m atką moją, która mi tysiące dobrych nauk do serca w szczepiała. W krótce jednak musiałem m atkę opuścić; nie znając niebezpiecznego św iata, wpadłem na błędne drogi i dopuściłem się różnych zbrodni, dla czego zostałem teraz skazany na śmierć haniebną.
D ługi czas siedziałem we więzieniu, tu uczyniłem okropną przysięgą, że się już nigdy nie poprawię, aż jednego dnia znalazłem w kieszeni oto ten Różaniec, pam iątkę po mojej matce. O braz kochanej matki mojej stanął mi przed duszą i dobre jej nauki mimo
wolnie mi się przypomniały, gdym spojrzał na Róża
niec. K ilka lat już nie odmawiałem Różańca św,
1 6 3,,—
teraz dopiero znowu zacząłem te paciorki powtarzać, i ledwie się usta moje do modlitwy otw arły, pozna
łem całą niegodziwość moję i oczy napełniły się łzami.
Żałuję, że kochanej matce mojej sprawiłem tak wielką zgryzotę i tyle zmartwienia. N iech wielebny ks. do
brodziej będzie łaskaw oddać oto ten Różaniec matce mojej i niech jej opowie o zupełnem nawróceniu mo- jem, że z sercem skruszonem stoję tu na rusztowaniu, i chętnie głowę moję kładę pod topór k ata; z jego rą k przyjm nę śm ierć, jako zasłużoną karę z& me ciężkie zbrodnie. Niechaj ginie ciało — byle nie zginęła dusza moja.*
Kara Boska a dobroć Maryi.
W mieście K . był przed dawnymi laty — jak się to i gdzieindiej trafa — jeden bardzo bezbożny człowiek. N ic m u nie było świętem i miał taki zwy
czaj, że nawet w towarzystwie bluźnił Bogu, św. P a ń skich i naśmiewał się z N. P. Maryi. R azu jednego ta k samo był ubliżał M atce Boskiej. Jeden z kam ratów oburzony temi słowy, wstał i rzekł do niego:
»Już tego bluźnierstwa jest aż nadto, jeźli nie prze
staniesz, odejdziemy od ciebie, bo tego już dalej słu
chać nie można. P am iętaj, że cię Bóg za to może skarać.« I doprawdy wszyscy odeszli bluźniercę. To jeszcze bardziej rozgniewało bezbożnika, ta k , że w złości krzyknął za odchodzącym: »Idźcie, kiedy wy ze m ną nie chcecie trzym ać i pić, to sobie djabła sa
mego zaproszę na miejsce wasze. — Przychodź sza
tanie, pij ty ze mną.* K ara Boska zaraz go dościgła- Ledwie wypowiedział owe straszne słowa, wpadł w szaleństwo, począł wyć jak pies, to znowu ryczeć, a z u st jego się piany lały. Zły duch odtąd przycho
dził i porywał go w powietrze, to go zzowu rzucał o ziemię i straszliwie bił i pokaleczył. Nareszcie go szatan i o życie chciał przyprawić. Używano wszel
kich duchownych środków , aby nieszczęśliwego wy
bawić z mocy ducha złego. W szystko nadaremno.
Chwycono się jeszcze jednego środku; odprawiono za nieszczęśliwego publicznie Nowennę do najsł. Serca P.
M aryi. W krótce okazała się M arya jako prawdziwa
»M atka litościwa.* R azu jednego opętany podczas Nowenny sam poszedł do kościoła. Tam się rzewnie rozpłakał. P an Bóg udzielił mu jeszcze i tę łaskę, że się później wszystkich zbrodni swoich szczerze wy
spowiadał. A b y M atkę Boską niby przeprosić za wszystkie bluźuierstwa dawniej popełnione, o chlebie żebranym, pieszo i boso odprawił daleko pielgrzymkę na miejsce św. do M atki Boskiej Częstochowskiej. W drodze jeszcze wiele cierpieć musiał od szatana, aż przed obrazem »M atki miłesiedzia* znalazł pożądany spokój serca. O d tego czasu porzucił karty i pijań
stwo i dawne rozpustne życie swoje; ciągle grzechy swoje opłakiwał! i do śmierci każdy dzień odprawiał jednę część różańca św.
Opowiadanie Wyznawcy.
(Dokoócaenie.)
K iedy przyszło do podpisu u popa, był tam naczelnik z kozakam i; wzywają jednego, drugiego, trzeciego, czwar
tego ••• I ci biedacy, co się tyle nacierpieli, podpisują het, jak barany jeden za drugim. J a k przyszło na m nie, ta k ja wstaję i powiadam: Niech się dzieje wola B oska, ja nie odpiszę się wiary. — T ak i po
wstał wrzask w tej chwili, jak gdyby się piekło ru szyło. P o p zaczyna mnie łajać, kozactwo lżyć i sztu- kać, ludziska prosić. Naczelnik H ołow iński wstał i ugodził mnie pięścią w twarz tak, że mi krew poszła i dwa zęby wypadły. J a aźem się zatoczył, alem znowu zaczął i: N ie podpiszę, gadam , i nie podpiszę. I trw ała ta wrzawa z jakie pół godziny.
Później, kiedy już bicia ustały, jak mówiłem, po donosie tego księdza łacińskiego, zaczął M oskal wy
wozić tych, co się nie podpisali, do więzienia, do Siedlec. Ze Szpaków powieźli 18 mężczyzn, a kobiet 12, niektóre z dziećmi przy piersiach. Dwie też były między niemi dziewczyny, które m usiały za siebie odpowiadać, bo były bez rodziców. W szystkich razem było w tym więzieniu za wiarę z różnych stron przy- wiezionych: czterystu bez jednego. P o sześciu ty godniach wypuścili, a później 45 chłopów przewieźli do Biały, jako twardszych, żeby drugich nie podtrzy
mywali.
Tymczasem w więzieniu chcieliśmy zaraz pościć, bo już się był post łaciński zaczął; a my sobie tak uważali, żeśmy już przeszli na łacińskie. O ni zaś nam dawali z m ięsem , bo ruski post zaczynał się tego roku dużo później. W ięc m y im to wszystko odrzucali, a samem chlebem i wodą żyli. J a k przy
szła W ielkanoc łacińska, tośmy ją święcili, jak mogli w więzieniu. Przyniosły nam baby kiełbas, które- mi się dzieliliśmy i jedliśmy w oczach kozaków;
a oni klęli z gniewu i zazdrości, bo im jeść nie było wolno. N astępnych dni żądaliśmy mięsa, bośmy już byli po poście; ale oni nam nie d a li, jeno zmuszali nas do swojego postu; więc znowużeśmy przestawali na chlebie i wodzie. Nachodzili nas też często popi i wciąż nas namawiali — ale wszystko darmo.
IV .
Trwało to więzienie przez rok. Nakoniec wy
wieźli nas z Siedlec i Biały, do chersońskiej gubernii.
B yły też przy tem przewiezieniu ciężkie przeprawy.
I tak z Biąły pędzili ich skutych w kajdany po dwóch, jak złodziei, przez dwa dni. Jeden z gospo
darzy ze wsi O sow y, gdy go okuli razem ze synem, u k lą d ł, pocałował kajdany i dziękował głośno P anu Jezusowi, że był godny go naśladować. A moskale na to zębami zgrzytali, że się niby porównuje z Bo
giem. K iedy ich pędzono, to aż krew ciekła po drodze.
W końcu dojechaliśmy koleją aż do Mikołajowa nad Czam em Morzem, a stam tąd pieszo, jeno już nie w kajdanach, do Chersonu.
W
Chersonie namawiano nas do roboty w kamieniołomach. B ył tam jakiświelki właściciel kamieniołomów, w porozumieniu po
dobno z gubernatorem, który liczył a a to, że po na
szym przyjeździe będzie m iał robociznę za pół darm o;
przygotował nawet dla nas domostwa i ogrody. Ale m yśm y nie chcieli żadnej roboty przyjąć i musiał nas M oskal darmo żywić. Spodziewaliśmy się, że tym sposobem nas prędzej wypuści. A le nic z tego.
Dowiedzieliśmy się wtedy, że tam są konsulowi*
innych mocarstw i skarżyliśm y się do nich , że za wiarę cierpimy. P isał też o nas konsul angielski do Moskala, ale on mu odpowiedział, że ci ludzie nie są w areszcie, jeno nie mają chleba w domu i przyszli tu zarabiać. Aż drugi raz niektóry z nas poszli do konsula i ten drugi raz napisał; wtedy dopiero po
rozstawiali nas po wsiach u chłopów, po jednym , po dwóch na wieś, niby na kwaterze. I.w te d y jeszcze nie chcieliśmy u chłopów pracować, tylko musieli nas darm o żywić. Ciężko nam jeno było na sercu, że nie mieliśmy nigdzie kościoła. Byli tam jednak nad mo
rzem koloniści niemieccy, do których przyjeżdżał ksiądz dwa razy na rok, i wtedy mógł się człowiek wyspo
wiadać. Niemcy ci dawali nam znać i byłi bardzo dobrzy dla nas.
V.
N akoniec po trzech latach tego wygnania, w cztery lata po naszem uwięzieniu, pisali nam z domu, że już tam mało pilnują, i zaczęliśmy uciekać jeden po drugim. Szliśm y pieszo przez kilka d n i, potem wsiadali bądź gdzie na kolej i jechali prosto do domu.
Ledwom stanął w Szpakach, a tu już żandarm za mną. A le Bogu dzięki, byłSm ostrzeżony i rozu
mie się, szukali mię napróżno. Przez dwa tygodnie jeszcze przebywałem w okolicy, kryjąc się to po la
sach, to po stodołach. A le widziałem wnet, że nie potrafię się utrzym ać i musiałem zostawić żonę i dzieci i um knąć do Krakowa.
W krótce potem dostałem tu wiadomość o śmierci mojej żony (świeć jej P anie Boże!); i służyłem koło K rakow a w różnych miejscach przez lat 4 lub 5.
Potem znowu u nas się uspokoiło i wróciłem do Szpaków, gdsie utrzym ałem się tym razem półtora roku. Z początku jakoś się żyło, ale zaś było coraz gorzej i coraz trudniej się ukrywać, bo M oskal coraz częściej nas nawiedzał i trapił i wywoził ludzi ze wsi jednych po drugich, tym razem do Orenburga. Umrze kto w chałupie, ludzie sami grzebią po nocy; ale zaraz policyant wie i każe płacić kontrybucyę. P il
nują o chrzest dziecka, żeby im nie umkło. P y tają chłopa: S kąd ślub: a on mówi: Krakowski. Powia
dają, że nieważny i znów płać kontrybucyę i kontry- bucye. I popa trzeba opłacać i wójta prawosławnego opłacać, aż się ludzie zniszczą. Bywało też parę razy, że rozerwali małżeństwo i zagnali męża w jedną stronę, a żonę z małem dzieckiem w drugą stronę.
A na to wszystko jeszcze wywozili jednego po drugim kogo sobie upatrzyli, już nie do Chersonu, jeno do Orenburga. O j! srogi to był postrach we wsi, każdy taki zajazd furm anek rosyjskich. Ludzie się niczego nie spodziewają, a tu jadą i jadą z dzwon
kami, przynajmniej 15 furm anek rzędem. W szystko ucieka, nawet kobiety i dzieci do żyta, do lasu; czasem dwa dni o głodzie czekają.
A
furm anki biorą tylko jednego człowieka, albo jednę rcdsinę i jadą. I tak samo drugi raz, trzeci i czwarty™. N igdy człowiek nie był bezpieczny w domu, ani pewny jutra. Jeden chłop z naszej wsi, H arasim Suszko, który dwa razy uciekał z Chersonu i Orenburga i dwa razy był pojmany, jeszcze stawił się ostro i dał jednemu z Moskali w pysk. Tego przywiązali okrutnie do dwóch kłód drzewa i tak go zawieźli do więzienia siedleckiega.
Tam nie dali mu nic jeść ani pić i do tygodnia im umarł. Kobiety, które chodziły do Siedlec aby się z nim widzieć, dowiedziały się o tem na pewno od stróża więziennego.
Nareszcie już dłużej ukrywać się nie mogłem i musiałem już na dobrre porzucić dzieci i dobytek i pójść za granicę na łaskę Bożą. I oto tu jestem przy zdrowiu, Bogu dziękować.
V I.
Opowiadanie to przejąłem temi dniami z ust starego Paw ła Szyszkowskiego, obecnie stróża naszego domku na Przegorzałach pod Krakowem. Pomagałem mu jedynie pytaniam i, aby w porządku swą rzecz opowiedział.
A
starałem się spisać jak najwierniej;nie tylko treść z wszystkimi szczegółami, ale same nawet, ile możności, słowa sędziwego Podlasiaka. Po tylu latach spędzonych w Galicyi, Paw eł wiele stra
cił z tej wdzięcznej mowy ludu podlaskiego, której nasłuchać się nie można; opowiada jednak mile i jasno. P rzy nim jest jedna z jego córek, która była świadkiem tych samych wypadków i służyła mi do kontrolowania opowiadań starca.
Rady praktyczne.
* O c z y s z c z a n ie b e c z e k ze s tę c h liz n y . W y - płókać beczkę wodą, zawiesić w niej na cienkim dru
cie włożonym przez otwór szpuntowy kawałek siarki i tę zapalić. G dy się siarka spali beczkę zaszpunto- wać i pozostawić w spokoju przez dwie godziny a po upływie tego czasu otworzyć i kilkakrotnie wypłókać czystą wodą.
* *
*
* P r z e c h o w y w a n i e m i o d u . Chcąc miód w dobrym stanie długo przechowywać, wlewa się takowy w kamienne garnki dobrze wylewane lub co jeszcze le
piej w szklanne banie, nalewa się na niego roztopio
nego wosku na 1/ 2 cm. grubości, nakrywa papierem pergaminowym i zawięzuje. Miód tak zaopatrzony może się długie lata dobrze przechować.
* *
*
* W y w a b i a n i e p l a m w o s k o w y c h n a a k s a mi c ie . Kładzie się miejsce splam ione na de3kę, po
krywa je płótnem zmoczonem wodą rzeczną i prasuje żelazkiem umiarkowanie gorącem , od czego plama zniknie.
Redaktor odpowiedzialny S t. C z e r n i e j e w s k i w Królewskiej Hucie. Nakładem i czcionkami Drukarni św Jacka w Królewskiej Hucie.