Dodatek do „Gazety Katolickiej.44
Nr. 16. Sobota 19. kwietnia 1902. Bok ?.
Sw. Antoni Padewski.
Na Niedzielą trzecią po Wielkiejnocy.
Lekcya.
1 Piotr. II. 11— 19.
Najmilsi! proszę was jako przychodniów i gości, abyście się wstrzymywali od pożądliwości cielesnych, które walczą przeciwko duszy; mając obcowanie wasze dobre między pogany, aby w tem, w czem was po
mawiają jako złoczyńcę, z dobrych uczynków przy
patrzywszy się wam, chwalili Boga w dzień nawiedze
nia. Bądźcie tedy poddani wszelkiemu ludzkiemu stwo
rzeniu dla Boga; chociaż królowi, jako przewyższającemu;
Chociaż książętom, jako od niego poslaDym ku pom
ście złoczyńców, a ku chwale dobrych. Bo taka jett wola Boża, abyście dobrze czyniąc usta zatkali nie
mądrych łudzi głupstwu. Jako wolni, a nie jakoby mając wolność zasłoną złości, ale jako słudzy Boży.
Wszystkich czcijcie, braterstwo miłujcie: B jga się bójcie, Króle czcijcie! Słudzy bądźcie poddani panom swoim, we wszystkiej bojaźni, nietylko dobrym i skro
mnym, ale też i przykrym; bo to jest łaska w Chry
stusie Panu naszym.
Ewangelia.
Jan X V I. 16.— 22.
Onego czasu mówił Jezus Uczniom swoim: Ma
luczko, a już mię nie ujrzycie; i zaś maluczko, a ujrzycie mię; a iż idę do Ojca. Mówili tedy z U- czniów jego jeden do drugiego: Co to jest, co nam mówi: Maluczko, a nie ujrzycie mię; i zaś maluczko, a ujrzycie mię; a iż idę do Ojca? Mówili tedy: Co to jest, co mówi: Maluczko? Nie wiemy, co powia
da. A poznał Jezus, że go pytać chcieli, i rzekł im:
O tem się pytacie między sobą, iżem rzekł: Maluczko, a nie ujrzycie mię; i zaś maluczko, a ujrzycie mię.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, iż będziecie pła
kać i narzekać, a świat się będzie weselił; a wy się smęcić będziecie, ale smutek wasz w radość się obró
ci. Niewiasta, gdy rodzi, smutek ma, iż przyszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta uciśaienia dla radości, iż się człowiek na świat naro
dził. I wy teraz wprawdzie smutek macie; leez zaś oglądam was, a będzie się radowało serce wasze, a radości waszej żaden od was nie odejmie.
(Ciąg dalszy. Zobaczyć Nr. 15 »Szkółki N iedzielnej*).
Sw. Antoni Jako gwardyan klasztorni w P a;.
W e wrześniu r. 1225 odbyli członkowie zakonu Braci mniejszych z prowincyi Nar- bonne swe coroczne zebranie i na niem o- brali wsópółbrata swego, św. A ntoniego, na gwardyana klasztoru w mieście Puy. Skromny ten i pokorny sługa Boży przyjął na się bez oporu ciężar urzędu teg o , lubo wołał sam być poddanym i żyć w posłuszeństwie, ani
żeli innym wydawać rozkazy. Przybywszy do Puy, służył braciom swym na wzór świę
tości; zawsze wr postępowaniu swem bezna- gannem poważny i ujmujący, do modlitwy i dobrych uczynków pierwszy, odznaczał się ścisłem zachowaniem reguły ubóstwa i wy
stępował wobec braci swego klasztoru nie jako przełożony, lecz jako pierwszy ich sługa*
Pokorą swą zdobywał sobie serca w szystkich;
z szczególnem zamiłowaniem przyjmował na siebie zajęcia najpośledniejsze, jakoby do prac lepszych nie posiadał odpowiednich zdolności.
Św. Antoni dokładał wszelkich starań, aby oddany pieczy swej klasztor podnieść na stanowisko doskonałości odpowiedniej po
bożnemu i świętemu jego przeznaczeniu. Na drodze tej do doskonałości i świątobliwości świecił sam braciom swoim przykładem naj
wznioślejszym; w niezbyt długim też czasie mówiono powszechnie o Ojcu gwardyanie w Puy jako o skończonym Świętym.
Obok pracy, jaką podejmował dla dobra swego klasztoru, nie zaniechaj św. Antoni ani na chwilę prac swych apostolskich. Nie
zmordowany w wyszukiwaniu grzeszników, usiłował ich przez Sakrament pokuty św. do
prowadzić do pojednania się z Bogiem, Jego miłość dla bliźnich, a zwłaszcza nieszęśliwych,
nie miała granic; pomny na słowa i przykład Boskiego Mistrza, objawiał cnotę miłości chrze
ścijańskiej w czynach pełnych bohaterskiego poświęcenia się.
W owym czasie mieszkał w Puy pewien młody notaryusz (urzędnik sądow y), który znanym był ogólnie ze swego życia rozwio- złego i bezbożnego. Ilekroć spotkał go św.
Antoni, tyle razy kłaniał mu się nisko i po
lecał się jego modłom. Młodzieniec ów wie
dział dobrze, że nie zasługuje na taki szacu
n ek i mniemał, że święty mąż zamierza w te n sposób wystawić go na szyderstwo, wsku
te k czego omiiał go ile mógł. Pewnego dnia zeszli się niespodzianie i św. A ntoni pozdro
wił go według swego zwyczaju. Zniecierpli
wiony notaryusz odezwał się: >Cóż właści
wie znaczyć mają te niepotrzebne grzeczno
ści? Podziękuj Bogu, że jesteś kapłanem, b o inaczej z mieczem w ręk u zażądałbym od ciebie satysfakcyi za publiczne zniewagi i szyderstwa, na któ re mnie wystawiasz!*
Na to odrzekł Święty: »Nie pozdrawiam cię w zamiarze szydzenia z ciebie, ale aby iii r z e c z y - * e z s > ś ś oddać, jaka ci się na
leży. Zawsze pragnąłem serdecznie ponieść dla Zbawiciela i świętej nauki Jego śmierć m ęczeńską, przecież Bóg nie chce przyjąć odemnie tej ofiary. Objawił mi je d n a k , że ciebie spotka to szczęście, ponieważ oddasz życie swoje za wiarę świętą. Czyż więc nie mam już dziś uczcić w tobie przyszłego świę
tego? Proszę cię, wspomnij na m nie, gdy nadejdzie ten wielki dla ciebie dzień chw ały!<
Na te słowa zaśmiał się młody uczony na całe gardło, — a jed n ak były one proro- czemi. W krótkim bowiem czasie po tem wydarzeniu udał się biskup miejscowy do Ziemi świętej, aby nawiedzić Grób Zbawiciela i głosić Mahometanom naukę Chrystusa. -Nasz młody notaryusz, pobudzony widocznie do tego łaską B oską, przyłączył się do grona osób towarzyszących biskupów, a widok miejsc świętych i kazania biskupa uczyniły na nim tak silne wrażenie, że nietylko zmienił swe dotychczasowe pobożne życie, ale stał się naw et gorliwym i przykładnym chrześcijani
nem. Zdawało mu się naw et, że biskup w kazaniach swych mówi do niewiernych zbyt pobłażliwie i zaczął ich sam nauczać. W jednem ze swych publicznych przemówień o
świadczył, że Jezus Chrystus je s t Synem Bo
żym i prawdziwym Bogiem, a M ahomet jest oszustem, synem szatana i źródłem zepsucia.
Naturalnie, że przemówienie takie rozjątrzyło saraeenów w wysokim stopniu; pochwycili go też natychm iast i poczęli go okrutnie m ę
czyć. Przez trzy dni brano go na tortury, ale gorliwy młodzieniec nie zaparł się ani swych przekonań, ani chciał odwołać, co był publicznie wypowiedział. Gdy go prowadzo
no na śm ierć, zauważył do otaczających go chrześcijan, że spełniają się słowa prorocze św. Antoniego i w krótce potem spadła pod toporem głowa jego.
Pewnego razu przystąpiła do św. A nto
niego przebywającego w Puy, jakaś znakomita pani i polecała się jego modlitwom. Święty Antoni spojrzawszy na nią, rzekł z rozpro- mienionem obliczem: »szczęśliwą jesteś nie
wiasto, bo swego czasu staniesz się m atką chłopca, który później wstąpi do zakonu Braci mniejszych, odda życie swe za Chry
stusa i umrze jako męczennik!* I te słowa Świętego spełniły się d o k ład n ie; syn owej pani, którem u dano imię Filip, młodzieńcem 1 będąc ^wstąpił do zakonu Braci mniejszych, wiódł życie nader pobożne, a osjttecżnie u- dał się do Palestyny, gdzie wespół z wielu innymi chrześcijaninami poniósł śmierć m ę
czeńską.
Inne nadzwyczajne zbawienie zaszło ró wnież w czasie pobytu św. Antoniego w Puy.
Jakiś biedny obłąkany człowiek miał zwy
czaj chodzić za św. Antonim, gdy tenże od
prawiał swe misyjne podróże w okolicy Puy i przeszkadzał często gwałtownemi niezwy- czajnemi ruchami, krzykiem lub mruczeniem tak świętemu mówcy jako i jego słuchaczom.
Pewego razu prosił go św. Antoni łagodnemi słowy, aby się zachowywał spokojnie.
»Niemogę być prędzej spokojnym,* od
rzekł obłąkany, »dopóki mi nie podasz w ręk ę paska swego!* Św. Antoni odpiął na
tychm iast sznurek, którym był opasany, ze
szedł z ambony i podał go nieszczęśliwemu.
Ten przyjął pasek z wielką radością, ucało
wał go, opasał się nim i — o dziwo! nagle znikło jego szaleństwo, twarz jego pozbyła się wyrazu obłąkania i człowiek ten w tejże chwili wyzdrowiał, Płacząc, ze szczęścia i radości, upadł Świętemu do nóg i dziękował
gorąco Bogu wśród głośnych okrzyków po
dziwu i uniesienia zgromadzonych widzów.
Innym razem pragnęła pewna pobożna niewiasta przyłączyć się do grom ady osób, k tó re dążyły do miejsca o dwie mniej więcej mile odległego od Puy, gdzie św. Antoni miał mieć kazanie, aby go posłuchać. Przecież mąż jej przykazał jej surowemi słowami, aby się z domu nie oddalała. Nie mogąc speł
nić gorącego życzenia swego, wyszła owa nie
wiasta na balkon i skierowała wzrok swój i wszystkie swe myśli w stronę, gdzie św. An
to n i w tym że samym czasie publicznie prze
mawiał.
I cóż się stało? Otóż niewiasta owa słyszała ja k najwyraźniej słowa świętego Kaznodzieji, jakoby była stała w najbliższem je g o otoczeniu. Mąż zdziwiony długim poby
tem swej żony na balkonie, zapytał ją , co tam robi? »Słucham kazania!* odrzekła, nie zdając sobie wcale sprawy z tego cudowne
go zdarzenia, z taką uwagą natężoną słuchała słów ją dochodzących. Naigrawając się z nierozsądku swej żony, wyszedł ostatecznie mąż jej sam na balkon, ale któż opisze jego ździwienie, gdy i on słyszał i rozumiał jak najdokładniej każde słowo św. zakonnika przemawiającego w oddaleniu dwumilowem?
Zawstydzony i poruszony tym cudem upadł na kolana do modliwy i odtąd uczęszczał pilnie na każde kazanie św. Antoniego, a gdy w krótce potem umarła mu żona, w stą
pił do zakonu Braci mniejszych i odznaczał się życiem pobożnem i świątobliwem.
Podczas innego kazania św. Antoniego w Puy wszedł do kościoła posłaniec jakiś z li
stem do pewnej znakomitej pani, w której otrzymała doniesienie o zaszłej co tylko śmierci jej syna, którego miano przed chwilą zamordować. Przerażona m atka poczęła pła
kać i wyrzekać i była bliską omdlenia, wsku
te k czego powstało w kościele zamięszanie i wzmógł się niepokój do tego stopnia, że za
ledwie można było rozumieć słowa Kaznodzieji.
Wonczas dał św. A ntoni ręką znak, aby się uciszono i rzekł: »Uspokój się niewiasto i aie smuć się! Twój syn żyje i je s t zupeł
nie zdrów. Posłaniec te n , który wam list przyniósł, je s t złym duchem, usiłującym w ten sposób przeszkodzić mnie w głoszeniu, a wam w słuchaniu słowa Bożego. W iadomość, k tó
rąś odebrała, jest zmyśloną, — zaufaj Bogu i słowom moim!<
Tejże chwili znikł wśród wściekłego wy
cia poseł szatański, jakoby dym w powietrzu, a skutek jego podstępu był taki, że lud tem większą czcią otaczał św. kaznodzieję, obda
rzonego duchem prorockim .
Tak pracował św. Antoni o k o łj sprawy św. Kościoła Chrystusowego w całej prowin- cyi Velay, w którem miastem głównem było Puy i zbierał obfite owoce swych usiłowań.
Zadanie jego nie było łatwem , gdyż miesz
kańcy tych właśnie okolic odznaczali się dzikością i rozwiozłością obyczajów; przecież n ik t nie nadawał się do naprawy właśnie tego rodzaju sm utnych stosunków lepiej od św.
Antoniego. »Święty w swem życiu,« wspo
mina o nim pewien stary dziejopisarz, »po
bożnego usposobienia, wymownego języka, anielskiego oblicza, poważny w swych ruchach, budujący i przykładny całem swem zacho
waniem się« wywierał św. Antoni wpływ do
broczynny na całą okolicę i w krótkim cza
sie pobytu swego w Puy stał się reform ato
rem całej prowincyi Yelay.
(Dalszy ciąg nastąpi.) 63 —
Św. Antoni jako cudotwórca.
Dziecię powrócene rodzicom.
Następujący cud stał się w miesiącu marcu, roku 1683. Niejakiś Mikołaj Grassi, wysoki urzędnik królewski z Neapolu przy
był z żoną i jedynym synkiem do Rzymu, gdzie dziecko ciężko zachorowało. Przywo
łani lekarze oznajmili, że choroba je s t śm ier
telną, i że nie ma najmniejszej nadzieji, aby dziecko wyzdrowiało. Stroskana matka, wiel
ka czcicielka św. A ntonieniego, błagała Cu
dotwórcę, aby jej syna przy życiu .zachował.
Św. A ntoni wysłuchał jej modlitwy. W e w to
re k bowiem przed Popielcem, około godziny 3 w nocy, czuwając nad chorem dzieckiem usłyszała nagle, że wymówiło imię św. A n toniego, Zaciekawiona tem zbliżyła się do łóżka i spytała się chłopca, czego by żądał?
Chłopczyk kiwnął przecież rączką, jakoby na znak, aby mu nie przeszkadzano. W skutek tego cofnęła się m atka, ale po kilku chw i
lach usłyszała pow tórnie chłopczyka wołają
cego silniejszym głosem jeszcze: »Antoni!c
Gdy go zapytała znowu, dla czego tak woła, odrzekł: »Widziałem zakonnika w ciemnym habicie; był to św. A ntoni sam; trzymał w jednem ręku kilka czerwonych i białych kwiatów, a w drugiej ręce książkę, na k tó rej siedziało dziecię błyszczące jakoby srebro.«
W ięcej nie umiał opowiedzieć. Od tej chwili jednak polepszyło mu się znacznie, a na drugi dzień wstał człopczyk zupełnie zdrów. Za
prowadzono go natychm iast do kościoła, w którym widział obraz św. Antoniego. U j
rzawszy go chłopczyk, rzekł do m atki! »Oto ten zakonnik uzdrowił mnieU A ile razy spc '.ał zakonnika należącego do zakonu Braci mniejszych, powtarzał: »Taki habit miał na sobie św. Antoni!*
Rady praktyczne.
— S z k o d liw o ś ć a rn ik i. Znakomity lekarz angielski, dr. Farguhayson, powstaje przeciw używaniu arniki bez polecenia leka
rza. P rzy najmniejszem stłuczeniu stosują zaraz te n środek, nie znając dobrze jego wła
sności. Działanie arniki je st bardzo silne, i przy niewłaściwem użyciu może wywołać za
palenie skóry, a naw et różę. Był wypadek, że u dziecka po przyłożeniu arniki, zauważo
no początek gangreny. Trzeba więc bardzo ostrożnie z nią się obchodzić i stosować ją tylko w skutek porady lekarza.
— S p ir y tu s m ró w c z a n y . Spirytus te n bardzo skuteczny w cierpieniach reum aty
cznych przyrządza się w następujący sposób:
Trzeba do połowy napełnić butelkę dobrym spirytusem i zaopatrzywszy ją w mały lejek, położyć pochyło w mrowisko. Skoro mrówki najdą w butelkę, wyjmuje się ją, dolewa do pełna spirytusem , i obwiązawszy pęcherzem, na kilka tygodni zawiesza na słońcu. Potem odlewa się spirytus, wyciska mrówki przez płótno i płyn ztąd otrzymany łączy ze spiry
tusem. B utelkę zatkaną należy trzymać w w chłodnem miejscu.
— Ł a tw y b a r o m e tr . Chcąc przewi
dzieć pogodę, trzewa zważać na pająki i pa
jęczynę. Przed deszczem lub wiatrem pająk skraca nici, na których zawieszona je s t pa
jęczyna i pozostawia ją w takim stanic, do
póki czas się nie ustali. Jeżeli pająk gorli
wie pracuje nad pajęczyną i coraz więcej ją przedłuża, jest to nieomylną oznaką trwałej pogody. Przed deszczem owad ten zupełnie je st bezczynnym; jeżeli jednak podczas nie
pogody zabiera się do ro b o ty , można być pewnym, że w krótce się wyjaśni.
•SHI Żarty i dowcipy. Hf*
* W s k ł a d z i e . Subjekt I.
— Fonsiu, słuchajno, jeżeli pryncypał nie odwoła słów, które powiedział do m nie, to mu podziękuję za miejsce!
Subjekt II.
— Cóż ci powiedział?
Subjekt I:
— Powiedział, że mnie od pierwszego wyrzuci.
* *
*
* W yobraź sobie, zapomniałem wziąć z domu pieniędzy! Czy nie mógłbyś mi wy- godzić?
— Z przyjemnością. Masz tu czternaś
cie groszy na dorożkę, wróć się do domu po pugilares.
* *
*
* Ma z a m ia r.
O jc ie c : Pan pocałowałeś moję córkę, więc proszę mi teraz powiedzieć: jaki pan właściwie ma zamiar?
K a w a le r : Ja.... ja proszę pana dobro
dzieja mam zamiar szczery.... nie robić tego więcej.
* *
*
* O sz c z ę d n y .
— Dlaczego pan nie otwierasz parasola?
— Bo deszcz pada. Cóż to pan może myśli, że ja sobie mogę codzień, parasole kupować?,..
* *
*
* N ie z b ity d o w ó d .
P a n X.: — Niezmiernie teraz trudno dostać kucharkę.
P a n Y. — T rudno? W ręcz przeciwnie.
Najlepszy dow ód, że my mamy już w tym roku trzydziestą szóstą.
Ejdftirtor odpowiedzialny St. O s e r n ie j e w s k i w Królewskiej H u c ie — Nakładam i czcionkatni Drukarni św. Jacka w królewskie) Hucie,