* 15 (1297). W arszawa, dnia 14 kw ietnia 1907 r. Tom XXVI.
TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NADKOM P R Z Y R O D N I CZ Y M.
PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".
W Warszawie: rocznie rb, 8, kwartalnie rb. 2.
/ przesyłką pocztową: rocznie rb. 10, półr. rb. 5.
PRENUMEROW AĆ MOŻNA:
W Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księ
g arniach w kraju i za granicą.
Redaktor W szechświata przyjm uje ze sprawami rcdakcyjnemi codziennie od godzi
ny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A N r . 3 2 . T e l e f o n u 8 3 1 4 .
G. W Y R U B O W Profesor „College de F ra n c e “ '),
NOW OCZESNE T E O R Y E
BUDOWY OŚRODKÓW KRYSTALICZNYCH.
Kwestya budow y kryształów je s t obec
nie na porządku dziennym nietylko wśród
^udaczów na polu krystalografii, w jeszcze wyższym stopniu zajmuje ona fizyków, przed którymi otw iera nowe pole badań,
"prowadzając do zjawisk badan ych nowy punkt widzenia. N a nieszczęście, fizycy, uważając, że n a u k a o kryształach, należy do rzędu nauk naturalnych, nie'm ających żadnego bezpośredniego związku z ich '('“'■yalnością, nie znają jej, a n a w e t nią gardzą. Stąd to pochodzi, co postaram
"ykazać poniżej, że muszą uciekać do całego szeregu hypotez, zawsze
"" lllożliwych do sprawdzenia, a niekiedy : °z[,awionych wszelkiego prawdopodo-
“' Ustwa, dla w yjaśnienia zjawisk, które
^'■'jomość budowy ośrodków krystalicz- tłumaczy bez żadnej trudności. Nie- 'i'ldi\yie, teorye, k tó re m am tu zamiar r<-‘>cic w krótkości, przedstaw iają jesz-
j»
g- d. Sciences (30 grudnia 1906 r.).
cze braki i słabe strony; ale i w ty m s ta nie, w jakim się znajdują, zawierają dość rzeczy pew nych i są dość ogólne i dość płodne, aby warto było przedstaw ić je szerszemu ogółowi naukow em u, zajm ują
cemu się postępem wiadomości naszych w dziedzinie własności materyi.
Zwróćmy przedewszystkiem uwagę, że chodzi tu o ośrodki krystaliczne, a nie o
„ k ry sz tały ”. Dwa te pojęcia, z k tó ry c h jedno bierze się często za drugie z wiel
ką ujmą dla jasności, należy rozróżniać jaknajdokładniej. Ośrodek je s t to pojęcie ogólne, które stosuje się do pewnego ro
dzaju m ate ry i i które uw ażać można za nieograniczone; kształt jest pew ną częścią poszczególną, wykrojoną z tego ośrodka, podług pew nych praw geometrycznych.
Łatwo, w samej rzeczy, dostrzedz, że j e dna i t a sama su b sta n c y a krystaliczna może dawać, w skutek zmiany warunków zewnętrznych, kry sz ta ły duże lub małe o powierzchniach więcej lub mniej licz
nych, płaskich lub krzywych. Postaci te
ta k rozmaite i tak trudne nieraz do u to ż
samienia, n aw et zapomocą mierzenia k ą
tów', m ają jednakże, prócz wyjątków, k tó
re rozpatrzym y później, jednę i tę samę
budowę wewnętrzną, co można udowodnić
przez zbadanie własności fizycznych. A za-
226 WSZECHŚWIAT tem, prawdziwą, c ech ą danej substancyi
je s t nie postać zew nętrzna, ro zm aita i zmienna do nieskończoności, lecz budow a w ew n ętrzna. Bezw ątpienia, istnieje zale
żność bardzo p ro sta m iędzy t ą budową, a różnemi k sz ta łta m i, w jakie dana m a
t e r y a przyodziać się może, a n a w e t w y
k ry ciu tej zależności k rystalografia Za
wdzięcza to, że stała się gałęzią wiedzy zupełnie racyonalną; jed n a k ż e zależność ta, c ho ć b y n a w e t najprostsza, nie mieści w sobie b y najm niej p o trz e b y mieszania dwu pojęć zasadniczo różnych: pojęcia rzeczy zaw artej i zawierającej. T ylko tą ostatnią m am y zam iar zająć się poniżej.
Musimy jed nak że, zanim posuniem y się dalej, wyjaśnić inny p u n k t, bardzo waż- ny. W y p a d n ie n am zbadać p ew ną liczbę teoryj, z pom iędzy któ ry ch będziemy m u sieli w ybrać tę, k tó ra najwięcej zbliża się do teoryi p raw d ziw ie naukow ej. Otóż, możliwem to będzie ty lk o w takim razie, jeżeli zaw czasu p o ro zu m iem y się co do cech, jakie posiadać winna teo ry a n a u kowa. J e s t to te m niezbędniejsze, że nazw ę tę stosuje się potocznie do rzeczy najrozm aitszych, to do spekulacyj, czysto im aginacyjnych, to do nadbudowy h y p o tez, mniej lub więcej nau k o w y c h , to, wreszcie do uogólnień faktów obserwo
w anych. J e d y n ie ty lk o to ostatnie z n a
czenie możliwe jest do przyjęcia, pod ty m warunkiem , że okrtślim y dokładnie, co rozumieć będziemy przez wyraz uogól
nienie.
Jeżeli ro zp a trz y m y uważnie w szystkie teo ry e naukow e, k tóre zostały o sta te c z nie p rzy ję te w n au c e i u zn an e za prawdy pozy tyw ne, stwierdzimy bez trudności, że w szy stk ie one posiadają jed n ę cechę wspólną: są one ty lko związkiem, w y k r y t y m pom iędzy zbiorem poszczególnych faktów, a faktem ogólnym, bez w pro w a
dzenia jakiejkolwiek hypotezy, przyezem związek ten nie j e s t w sprzeczności z żad- nem ze zjawisk, n a leżący ch do tego sa mego rzędu własności. T a k ą jest np. t e orya światła, sform ułow ana przez Fresi ela, a w iążąca w szystkie zjaw isk a świetlne ze sprężystością, własnością zupełnie ogólną, ponieważ jest ona źródłem wszelkich ob- ; ja w ó w n a tu r y fizycznej. Równaniom, j
w y rażającym tę zależność, można nada.
inną postać, j a k to już czyniono nieraz można inaczej określić sprężystość. Teorya jedna k pozostanie niemniej naukową wiecznie praw dziw ą w ścisłycli granicach w jak ic h została pom yślana. Z pośród teoryj budowy ośrodków krystalicznych te tylko uznam y za godne przyjęcia, któ
rych podstawą będzie własność ogólniej
sza od tych, jakie przeznaczeniem ich jest tłum aczyć, i które opierają się tylko na faktach rzeczywistych, odpowiedni.) inter
pretowanych.
I.
Pierw szą w porządku chronologicznym teoryę budowy wew nętrznej kryształów zawdzięczamy Haiiyemu, słynnemu twór
cy krystalografii. W brew temu, co się zwykle dzieje w podobnych wypadkach, nie prawo empiryczne, z którem imię je
go zostało związane, a które ustala sto
sunek prosty między parametrami po
wierzchni k ryształu, było punktem wyjścia jego teoryi, lecz, przeciwnie, teorya, zu
pełnie zresztą niemożliwa do pojęcia, do
prowadziła go do owego praw a. Prawda, że prawo to w y p ły w a bezpośrednio z kon- cepcyi teoretycznej; ale Haiiy, który zaj
mował się daleko więcej — i to stanowi genialną stronę je g o usiłowań — fizyk}
kryształów, niżeli ich geom etryą, nigdy prawa tego nie sformułował. Uczynił to Weiss, odrzucając zarazem wszelkie glądy teoretyczne, z którem i prawo to zdawało się być tak ściśle związane.
W tem miał on słuszność, gdyż związek ów między teo ry ą a prawem stworzony był sztucznie; ale natomiast błędem byl°
z jego strony, że nie poszuka! inntj teoryi lepszej, że pozostawił prawu cech?
czysto empiryczną i że rzucił tym sposo
bem krystalografię na drogę badań łącznie geom etrycznych, które,
n i ewątpi wie, nie były bezpłodne, ale których wy
łączne panowanie opóźniło znacznie Po
stępy fizyki cial krystalicznych.
Pozwolę sobie przypomnieć w kiik słowach teoryę Haiiy e g o , bo, c h o ć Je-
ona już oddaw na tylko w s p o m n i e n ie m 1,1
! storycznem, jed n a k ż e ona to była
pierwszym zarodkiem, z którego powsUl'
St 15
Ws z e c h ś w i a t22 7
-zvstkie teorye nowoczesne. T e o ry a ta
|e"iM na obserwacyi ciekawej własności, órą posiadają tylko ciała krystaliczne:
mianowicie, że m ogą się one dzielić, że zez uderzenie rozłupują się w płaszczy-
!, h gładkie1!, m ających kierunki okre- ne. .Jeżeli kryształ posiada łupliwość trzech rozmaitych k ieru n k a ch i jeżeli ejmouac' będziemy kolejno blaszki w ,»h trzech kierunkach, to wkrótce doj- ieinv do tego, że wszelkie inne ściany vształu znikną i o trz y m a m y w końcu wnoleglościan, k tóry można będzie roz
mywać w dalszym ciągu dopóty, dopóki e dojdziemy, jeżeli nie zapomocą środ- 'w mechanicznych, to przynajmniej w vobraźni, do równoleglościanu, podobne- pierwszemu i nie dającego się już roz- ielic, ponieważ stanowi on jednostkę zyczną, cząstkę zasadniczą Haiiyego. Od- rotnie, jeżeli do tej pierwszej cząsteczki lepimy, równolegle do sześciu jej ścian, iprzód sześć innych cząsteczek, następ- e sześć rzędów, i nareszcie sześć warstw
^teczek o liczbie jed n ako w ej lub roz- aitej, podług ty c h trz e ch kierunków, itenczas odtworzymy kryształ ze wszyst- iemi ścianami, jak ie mógł posiadać. Pra- o parametrów w y m iern ych w yp ły w a ezposrednio z tej koncepcyi, ponieważ gdy, jakie można dodawać lub odejmo- ać, będą zawsze wyobrażone zapomocą czb całkowitych.
•lednem słowem, podług Haiiyego, ')ształ składa się z cząsteczek fizycz- kształtu wielościennego, nierozdziel-
;' rli mechanicznie, sku p iony ch obok sie-
” sciananii bez pozostawienia między ,Jił żadnego rodzaju przerw. T a tak
“lalna w swej prostocie koncepcya, któ- [ l,0(lstawą był fakt doświadczalny i
"ra bez żadnej trudności w yjaśniała
*akt zasadniczy w badaniu postaci ' ‘‘licznych, została jednozgodnie przy-
^ta ' uchodziła za ostatni wyraz nauki.
Oczywistości je d n a k była to teorya ln,,/liwa ao przyjęcia, albo raczej, nie
• li nawet teo ry a w tem znaczeniu, nadali tem u słowu.
-llldiwość, na której opiera się Haiiy, . bynajmniej własnością ogólną sub-
•'1 krystalicznej, co więcej, stanowi
ona fakt wyjątkowy; niewolno więc brać jej za podstaw ę teoryi budow y k r y s t a licznej. W kryształach, pozbaw ionych łupliwości, nic nam nie wskazuje ani kształtu, ani n aw et istnienia cząsteczki zasadniczej, k tó rą przyjęto przez analogię, w ty m przypadku bardzo mało upraw nioną i którą określa się zapomocą hypotez, często dowolnych.
Ale niedość na tem, Haiiy popełnia gruby błąd, utożsamiając maleńki wielo- ścian elementarny, do którego dochodzi zapomocą czynności mechanicznej, z czą
steczką fizyczną. T ym czasem niem a nic bardziej odmiennego, j a k te dwie je d n o stk i stanowiące podłoże dwu rodzajów wła
sności, zasadniczo odmiennych. Jeżeli stopim y kryształ łupliwy, cząsteczka za
sadnicza zniknie razem z budową k r y staliczną, cząsteczka zaś fizyczna pozo
stanie nienaruszona, gdyż ciało zachow a i nadal w szystkie własności, które n a z y wamy fizycznemi: ma ono dawną gęstość i trwałość, odbija lub załamuje światło, jest prze wodnikiem ciepła. Nakoniec, i nie jest to najmniejszy z zarzutów, jakie jej można uczynić — teo ry a Haiiyego dopro
wadza nas do starej arystotelesowskiej koncepcyi ciągłości materyi, k tó ra je s t w wyraźnej sprzeczności z całokształtem naszej wiedzy fizyko-chemicznej. Czą
steczki zasadnicze Haiiyego, które są wielościanami stałemi, wypełniają, w sa
mej rzeczy, przestrzeń bez przerw, w t a kim razie, jakżeż te ciała m ogą się roz
szerzać albo kurczyć, j a k to się dzieje pod działaniem ciepła lub ciśnienia?
W niezmiernie ciekawym m em oryale, któ ry ukazał się w r. 1843, jed en z ucz
niów Haiiyego, Delafosse, w ykazał bardzo jasno te braki poglądów swego mistrza i pokusił się o ich poprawienie. Podług niego więc cząsteczka zasadnicza nie je s t bryłą, lecz siatką równoległościenną, na której węzłach umieszczonych je s t ośm czą
steczek fizycznych; przestaje być ciągłą- ścią m ałych wielościanów, a staje się sie
cią pu nktów m ateryalnych, pooddziela- nych od s :ebie. Podział m echaniczny do
prowadza do siatki pojedyńczej, nie n a ru
szając cząsteczek fizycznych; b yła to
myśl ba rd z o głęboka i bardzo trafna.
228 WSZECHŚWIAT
N 15 N iestety, i ona pozostała, j a k u Haiiyego
ściśle zw iązana z łupliw ością i p rzedsta
w iała hypotezę, której p o trz e b y n ik t nie dostrzegł, ponieważ Delafosse nie wycią
g nął z niej inych wniosków, oprócz ty c h k tó re w y p ły w a ły bezpośrednio Le zwal
czanej przez niego teoryi. Dopiero Bra- vaisowi p rz y p a d a w udziale zaszczyt za
płodnienia tej idei i uczyn ien ia jej pod
sta w ą p raw dziw ej teo ry i budow y k ry sta licznej.
I I .
U m ysł głęboko filozoficzny i w yb o rny zna w c a g e o m e try i, B ravais zrozumiał na
tom iast doniosłość koncep cy i Delafossea;
ale, zamiast pow iązać j ą ze zjawiskiem przy p a d k o w em łupliwości, starał się z w ią zać j ą z jak ą ś bezwzględnie ogólną wła
snością ciał k ry sta lic zn y c h . Otóż własno
ścią, n a jc h a ra k te ry s t}-czniejszą tutaj je s t jednorodność, ale jednorodność szczegól
na, zmienna wraz z kierunkiem . Rzeczy
wiście, najdokładniejsze o b serw acy e w ska
zują, że po stać zew nętrzna, zarówno, jak i własności fizyczne pozostają jed n a k o w e w p e w n y m d anym kieru n ku , ale zmienia
j ą się n aty c h m ia st, jeżeli ro zp a tru je m y k ieru n e k sąsiedni.
Uczyniono t u dw a z a rz u ty , napozór słusznie u trz y m y w a n o , że jednorodność może b y ć ty lk o pozorna i w y n ikać z nie
dokładności naszy ch środków ob serw a
c y jnych; lecz te g o rodzaju u w a g a może się stoso w ać do wszelkich zjawisk bez w y ją tk u . P o w ie rzc h n ia zjaw isk św ietl
ny ch j e s t może tylko dlatego elipsoidą, że m iary nasze są niedość dokładne; sto
sunki zw iązków ch e m icz n y c h nie b y ły b y m oże stałe, g d y b y ś m y byli pewniejsi swoich sposobów analitycznych. Uogól
nienia n a u k o w e nie m o g ą i nie powinny sięgać w dokładności powyżej fak tó w z a obserw ow anych, pod gro zą w pa dn ię cia w najszkodliw szą m etafizykę. Drugi zarzut m a pozór poważniejszy. J e s t rzeczą n ie w ątp liw ą, że istnieją ciała wyraźnie nie
jed n o ro d n e , n a w e t w p ew n y m d anym k i e runku, klóre jed n ak że są niezaprzeczenie krystaliczne. Można odpowiedzieć n a to, że bardzo to szczęśliwie, iż B ravais ich nie znał, albo, co będzie dokładniejsze,
że by iy one bardzo rzadkie za je^o r sów; byłby się gubił w labiryncie Zai, kłań, gdy tym czasem zamiast tego regułę bardzo prostą, k tó ra i te fata pozwala dziś tłumaczyć. J e s t to *|j ściwością wielkich koncepcyj nauk
wych, że z a trzy m u ją się na rzeczą, głównych, a odrzucają szczegóły podrze,;
ne, o ile nie podprowadzą ich późnie pod prawo ogólne.
W każdym razie, te o ry a w tyra stank w jakim Bravais ją podał, stosuje >»
tylko do kryształów jednorodnych; » żemy usiłować zmienić j ą lub uzupełni?
ale nie m am y najm niejszego prawa roi ciągać jej n a ciała pozbawione tej jedn>
rodności.
Oto więc pierwszy pu n kt zdobyty. Si takie ciała krystaliczne, których własi»
ści są jednako w e we wszystkich kiera kach, równoległych do pewnego daneę;
kierunku, a zmieniają się w innych, któ re są zatem, j a k to się mówi, zarazei jednoro dn e i anizotropowe. Aby moi posługiwać się tem zjawiskiem dla intef pretacyi budowy, m usim y szukać » wnętrznej jego przyczyny, nie uciekają się do żadnego innego pojęcia, prócz te
go, które j e s t pod staw ą całej fizyki, jęcia nieciągłości materyi. Ponieważ wszt kie ciała m ateryalne składają się z i- dnakow ych cząsteczek, porozdzielanym przerwam i, niem a więc dwu sposobu’
tłum aczenia jednorodności i anizotrops
w pierwszej cząsteczki są w jednakowym odległościach; w drugiej— w odległościa’1 rozm aitych. A zatem, substancya kr staliczna utw orzona j e s t nv taki sposw że cząsteczki jej są równo odległe w k~
dym danym kierunku; ale dzieląca je 04 ległość zmienia się, jeżeli weźmiemy ! ny kierunek. A b y nie narażać si? 1J dwuznaczność i nie p r z e s ą d z a ć 'stl ty c h cząsteczek, z a stąpm y j e p u n k tu 111,
wyobrażającem i ich środki ciężkości,
żeli teraz od danego p u n k tu weźnu6
trz y kierunki takie, żeby nie było 1,1
dzy niemi żadnego p u n k tu , i jeżeli pr
każdy z punktów , z n a jd u jąc y c h się v ^
dym z ty ch trz e ch kierunków, pi'zt'l
w adzim y linie równoległe do dwu s
zostalych kierunków, to zbudujemy 5
v ]5 W SZECH ŚW IA T 2 2 9
r(}\vnoległościenną, w której węzłach
„jdowac się będą nasze p u n k ty . Budo- ta która w rezultacie, jest ta k a sa- jak u Delafossea, nie j e s t w ynikiem [H(tezy, jak to u trzy m y w ano nieraz; jest i tylko przedstawieniem geometrycz- m tych trzech taktów zasadniczych:
ciągłości materyi, jednorodności pew- klasy ciał k ry staliczn ych i ich stałej izotropii.
tajemy więc, poraź pierwszy, wobec wdziwej teoryi budowy krystalicznej;
iera się ona na własnościach nieskoń- iiie ogólniejszych od tej, k tó rą m a wy- niae bez wprowadzania jakic h ś poglą-
«• dodatkowych. Z teoryi tej, którą zywar będziemy siatkową, w y p ły w a Ipośrednio, tak ja k w w y p a d k u cząste-
»k zasadniczych Haiiyego albo siatek lafossea, prawo wymiernośei param e- w, a więc i prawo sym etryi, które t tylko innem wysłowieniem tam tego, które, odpowiednio interpretowane, po- ala wyprowadzić cały zbiór wszystkich iżliwych wielościanów krystalicznych.
\ tem miejscu wypada uczynić uwagę toryezną, która nie jest bez znaczenia, ystalografowie niemieccy, uznając całą źnośi' i niezależność dzieła Bravaisa, pominają się o przyznanie pierwszeń-
■'a rodakowi ich Hesselowi, k tó ry na adzieścia lat przedtem znalazł był trzy-
■esci dwie klasy możliwe kryształów, których doszedł Bravais. Zachodzi tu '[ "rozumienie, które n ależy usunąć, nie niejszając bynajmniej w ty m celu wiel- J zasługi geom etry niemieckiego. Praw-
J'-'t najzupełniejszą, że zasługa wycią-
"-" 'a z prawa IIali}'ego wszystkich kon-
"'-“Hcyj, jakie prawo to mieści w so- '• l,rzypada w udziale Hesselowi, któ- 11 dzieło było ta k mało znane i tak
"!n>nane, że dopiero przed p iętnasta zostało odkryte. P o d tym względem J' ais naśladował więc ty lk o , nie*wie- ł 0 tem, dzieło Hessela, ta k j a k jego na,>ladował Gadolin, który w dwa- M la lat później doszedł do tego sa- u yniku, nie znając prac dwu swo-
^Poprzedników.
I>ravais uczynił więcej, i na tem Jego oryginalność. Dał on prawu
Haiiyego podstaw ę naukową, w y p ro w a dzając je wprost z budowy siatkowatej;
która je s t tylko przedstawieniem geo- m etrycznem jego określenia jednorodności m ateryi anizotropowej i nieciągłej. P r a wo Haiiyego, jeżeli pominiemy niemożli
wą do przyjęcia koncepcyę teoretyczną, na której się opiera, pozostawało do owe- do czasu w stanie czysto empirycznym, a dokładność jego nie była wcale pewna.
Najlepsze nasze pomiary przypadkow o tylko doprowadzają do liczb wym iernych i rzeczą je s t niemożliwą wiedzieć, czy prawo jest niew ystarczające, czy też n a szym danym doświadczalnym brak do
kładności. T e o ry a siatkowa, w której ściany i krawędzie są tylko płaszczyzna
mi, albo szeregami siatki, dowodzi nam w sposób oczywisty, że stosunki między param etram i ty c h ścian i krawędzi mogą być jedy n ie liczbami całkowitemi. W ten sposób prawo Haiiyego staje się równie pewnem i dokładnem, j a k którekolwiek- bądź prawo fizyki.
Nie należy zapominać, j a k to się zda
rza zbyt często, że k ryształy są wielo- ścianami, lecz zarazem i bryłami, i że ty m sposobem badanie ich mieści w sobie dwa zadania, oba bardzo ważne, ale za
sadniczo odmienne: zadanie, dotyczące geometry i i zadanie fizyki cząsteczkowej, zbadanie postaci zewnętrznej i zbadanie budowy wewnętrznej. Można w badaniach swych osobistych wybrać jednę albo d r u g ą stronę tej kwestyi; ale nie należy za
pominać, że ma ona dwie strony i że teorya, prawdziwie naukowa, musi ją obejmować w całości.
Hessel pierwszy rozwiązał problemat geom etryczny. Bravais pierwszy dał roz
wiązanie problem atu fizycznego. Rozwią
zanie Hessela je s t ostateczne i niepodle- gające dyskusyi, ponieważ dwie różne metody, zupełnie niezależne, doprowadzi
ły do jednakowego wyniku. Czy można to samo powiedzieć o rozwiązaniu Bra- vaisa, które odnosi się do rzędu zjawisk, nieskończenie bardziej zawiłych? Oto p y tanie, które zasługuje na to, aby je rozpa
trzyć bliżej. Jeżeli p rzyjm iem y je g o p u n k t
wyjścia, — jego określenie jednorodności
anizotropowej, — w takim razie ła tw o się
230 W SZECH SW JA T
p rzeko nać, że rozum ow an ie jeg o j e s t bez zarzutu, a z atem te o r y a sia tk o w a niepod- leg a jąc a żadnym wątpliwościom. A j e d n a k teo ry a ta j e s t w w yraźnej sp rz e c z ności z faktami, k tó ry c h istnieniu niepo
dob na zaprzeczyć; musi zatem być t u ja kiś błąd, k tó ry należy odszukać.
B u d ow a sia tk o w a ta, ja k k o lw ie k w y d a j e się ta k prostą i tak natu ralną, mieści w sobie dw a szczególne warunki niezbęd
ne. W siatce każdy węzeł danego rzędu, k tó ry , na mocy um ow y, w y ob ra ż am y sobie zapom ocą p u n k tu , ale k t ó r y w rze c z y w i
stości z a ję ty j e s t przez ciało m ate ry a ln e, wchodzi w zetknięcie z innem i węzłami przez "proste przesunięcie, k tórego w iel
kość j e s t zawsze jed n a k o w a, skąd w y p ły w a bezpośrednio, że wszystkie cząsteczki są ułożone równolegle. P ow tóre, ciała, zajm ujące m iejsca węzłów siatki, muszą posiadać w każd y m p rzy p a d k u pewną szczególną sy m e try ę , gdyż, w p rz e c iw n ym razie, m usiałyby zawsze by ć rozrzu
cone na jedn ak o w ej siatce, czyli, co w y chodzi na jedno, w sz ystkie k ry sz ta ły m u siałyby b y ć jed n a k o w e. T ym czasem ist
nieją k ry sz ta ły o budowie, napozór b ar
dzo praw idłowej, w k tó ry c h jedn ak że p ierw sz y w arun ek n apew n o nie jest u r z e czyw istniony; ich własności fizyczne do
w odzą wyraźnie, że cząsteczki, jak k o lw ie k ułożone praw idłowo, nie są jedn ak że rów
noległe. T ak iem i są kryształy, posiadają
ce własność skręcania płaszczyzny pola- ryzaoyi, j a k np. kwarc.
Można, coprawda, ulepszyć te o r y ą Bra- va isa , ja k to niegdyś Delafosse uczynił b y ł z teo ry ą H au y eg o , i pogodzić j ą w ten sposób ze spostrzeganem i zjawiskami. Spro- bował dokonać te g o Mallard i to z wiel- kiem powodzeniem. Przypuszcza on, że w pew nych w ypadkach, zam iast jednej siatki, może b y ć n siatek, obróconych względem siebie n razy wkoło osi rzędu n. P o d o b n y rozkład m ożliwy jest tylko w tak im razie, jeżeli dana siatk a znajdują się niezm iernie blizko siatki o sy m e try i w y ż
szej i jeżeli równoległobok, w yobrażający oko płaskie siatki, wynosi mniej więcej dokładnie 120° lub 90n, gdyż s y m e try a w y ż sz a może mieścić tylko osi trzykrotne, cztero k ro tn e i sześciokrotne w myśl wy- J
mierności param etrów. Podobne tłumacz nie wystarczy, rzeczywiście, aby pod,!, wadzić pod regułę wszystkie ciała, kt re zdaje się być w sprzeczności z teorra Bravaisa, ta k prostą i t a k dowcipnie p'<
myślaną; zarazem je d n a k zadaje ono te teoryi cios potężny, wstrząsając podstaw jej zasadniczą— koncepcyę jednorodności gdyż w ciałach, zbudowanych, podlu pom ysłu Mallarda, cząsteczki, mające po łożenia jednakow e, nie są już równoodlt głe. Ciała te są w ty m wypadku praw dłowe, ale nie są jednorodne w tera zna
czeniu, jakie Bravais nadał temu slowc T y m sposobem, teo ry a zatraca głównj swą zasługę: stosuje się ona w tej posta ci tylko do szczególnych rodzajów brnto wy, w s k u te k czego stało się rzeczą nie zbędną wyszukać k on c e pcyę nową—ogól niejszą.
tlurn. W. R (Dokończenie nastąpi).
TEODOR L IP P S .
N A U K I P R Z Y R O D N I C Z E
A POG; ĄD NA ŚWIAi ’).
( Ciąg dalszy).
Czas, przestrzeń, liczba, są definicyann
czysto formalnemi. A zatem i nauki przy rodnicze byłyby wyłącznie wiedzą 1 malną, nie wypełnioną treścią m ateryalw
Nie m ożem y jedn ak o w o u j m o w a ć rz<
czywistości przy pomocy tak ic h defii’1*.v
wyłącznie; m uszą być dołączone okre^
nia jakościowe, z treścią „ m a t e r y a N
Pojęcie rzeczywistości ujętej jedyni*1
tak ie formalne określenia, byłoby pi
ciem urojonem. W istocie rzeczy, U5'{' j ą c pomyśleć coś rzeczywistego, zamk1
tego w jed n y m czasie, p r z e s t r z e n i > ^|li bie, nie myślimy nic zgoła.
W yraźm y to jeszcze ściślej: każda j e s t całością, odgraniczoną od innej
rębnej całości, lecz aby coś mogl° ^
odgraniczone od czegoś innego odrę1’-
W SZECHŚW IAT 231 musi posiadać jakościowe, m ateryalne
„Granica’’ oznacz), że coś jako- viowo określonego m a swój kres, od k tó rego pucz) na się coś odeń jakościowo ró- żn«g.>. Inaczej „granica" j e s t jed y n ie pu-
<Ivm wyrazem i niepodobna przenieść jej myślą w rzeczywistość.
Nauki przyrodnicze m ówią nam o ru chu zachodzącym w świecie rzeczy. Lecz mcii, który nie je s t określoną jakością, wyzwoloną z bliższego czy dalszego, określonego jakościowego środowiska, jest łikcyą. Ruch tak i n icby w świecie nie zdziałał, a więc nie byłby w istocie rze- i7.v mchem. A jed yn e cechy, jakie zo
stają w doświadczalnej rzeczywistości po odrzuceniu jakości formalnie zmysłowych,
owe definicye.
Rzeczywistość przecież nie jest czemś urojonem, zatem dla zdefiniowania jej niezbędne są jakoś jiowe, czyli m ateryalne cechy. Tutaj zdaje się przychodzić z po
mocą przyrodnicze pojęcie masy. Ozem jest masa? Na p y tan ie to odpowiem ra
dykalnie. Dwie m ogą b y ć ewentualności.
Albo masa jest skróconym wyrazem pe
wnych określeń czasu, przestrzeni i licz
by. Pojęcie lo stwierdza, że mniejsza lub większa ilość jed n a k o w y ch cząsteczek rze
czywistości w spółbytuje w pewnej okre
ślonej przestrzeni, czyli stwierdza gęstość przestrzeni wypełnionej przez jed no ro dne rzeczywiste cząsteczki. Albo też masa jest czemś innem.
W pierwszym w ypadku pojęcie masy ostoi się nawet wtedy, jeśli rzeczywistość będzie miała ch a ra k te r urojony. W dru- pim wypadku rzeczywistość, pojęta jak o niasa, będzie sprowadzona do jakiejś wiel
kości nieznanej, do X. Ale i wobec pier
wszego założenia zajdzie pytanie, z cze- - * składa się owa rzeczywistość jednako-
" a we wszystkich swych cząsteczkach.
A więc ostatecznie niezależnie od tego, J*‘k operować będziemy pojęciem masy, R o g a c i ono stosunki czasu, przestrzeni
! 'iczby, oderwane z doświadczenia, o pe-
" ne nieznane X.
^loże ktoś zechce twierdzić, że masa M przecież przez n a u k i przyrodnicze / ''"tiniowana. A dać definicyę pojęcia,
1 znaczy wyjaśnić jeg o istotę.
Musimy przy tej okazyi ściśle ograni
czyć dwa rodzaje pojęcia: 1) p o ję c ia vtre- ści *), 2) pojęcia ustosunkowania. Tylko pier
wsze obdarzone są treścią. J e d y n a droga, j a k ą pojęcie może wzbogacić się w treść, jest ujęcie (ogląd). Rozumiemy pod niem w szy stko to, co danem je s t nam bezpośrednio w życiu subjektywnem: patrzenie, słuch, smak, węch, dotyk, zarówno jak: zado
wolenie, niezadowolenie, dążenie, czy ha mowanie się, strach lub nadzieja.
Pojęcia ustosunkowania są natomiast pozbawione treści. Mają one tem nie
mniej znaczenie, lecz polega ono właśnie na owem ustosunkowaniu. Zawartość po jęć treści nie daje się ująć w definicyi, lecz jedynie i wyłącznie w bezpośredniem przeżywaniu czyli w ujęciu (oglądzie).
Natomiast pojęcia ustosunkow ania dają się tylko definiować, przyczem definieya t a k a u stanaw ia stosunek rzeczy mającej b y ć definiowaną do innej.
Przeciwieństwo tych dwu rodzajów po - jęć zilustrujemy przez prosty przykład.
Ślepy nie wie nic o barwach, mógłby się o nich czegoś dowiedzieć jedynie d o świadczając ich. Nie przeszkadza to śle pem u zupełnie prawidłowo definiować bar- wę, n p .ja k o coś, co bliźni jego, obdarzony wzrokiem odczuwa jako barwę, gdy fale eteru określonej długości dochodzą do o- ka. Ślepy twierdzi wszak, że wie, czem jest barwa. W rzeczywistości słowa jego stwierdzają tylko stosunek między czemś jemu nieznanem, co n a z y w a barwą, a falami ete ru i okiem norinalnem. B ar
wa jest dlań X, które wskutek powyż
szego ustosunkowania zajęło pew ne miej
sce w szeregu jego myśli; lecz miejsce to jest puste. T a k samo pojęcia ustosun
kowania ustalają' sobie miejsce w pewnym systemie myślowym; lecz miejsce to po
zostaje pustem, dopóki nie będzie wypeł
nione treścią przez bezpośrednie przeży
wanie czyli ujęcie.
P rzenosząc powyższe na pojęcie masy, mówimy: o ile nie może ono być w zu-
') W ła śc iw y term in filozoficzny: ( A u s s c h a u u n g =
ujęcie) p o ję c ia ujęciow c, nao czn e. Tu je d n a k w y
d a je n a m się odpow iedniejszem użycie o k reślen ia :
pojęcia treści.282 W SZECH ŚW IA T
pełności i bezpośrednio zastąpione przez j pojęcia czasu, przestrzeni i liczby, o ile sąd: „oto określona m a s a ”, nie może by ć j zastąpiony przez sąd: „oto określona ilość w określonej je d n o s tc e czasu i przestrze
n i — poięcie m asy j e s t jed y n ie ustosun- kow ującem . J e s t to pojęcie czegoś nie
znanego, z k tórem związany j e s t okre
ślony fakt na podstaw ie p ew nego prawa, czyli drogą um ysłow ą. Pozostaje p y tanie, czy ów fakt ze swej stro n y p ow stał cał
kowicie z bezpośredniego ujęcia. W prze
ciwnym razie m am y do czynienia ze s to sunkiem wzajem nej zależności między dwiema niewiadomemi. Ma on tem n ie
mniej znaczenie, lecz ustosunkow uje dwie wielkości, nie o z n a czając zupełnie ich istoty.
W takim stanie rzeczy badacz p rzy ro dy może zachow ać pojęcie m asy, lecz przyznaje wyraźnie, że przyrodoznaw stw o nie wie, czem j e s t świat rzeczyw isty, że zadaniem je g o je s t je d y n ie ujmowanie t e go świata w formę praw, przedstawienie go ja k o stosunku współzależności między wielkościami czasu, przestrzeni, liczby.
Przyrod nik również może pokusić się o zastąpienie niew iadom ego X przez wielkość wiadomą. W drugim przyp ad ku istnieją dlań dwie drogi, k tó re m ają tę wspólną cechę, że obie p o leg a ją na om a
mieniu. Obie b ę d ą dowodem, j a k um y sł ludzki łudzi się co do n a tu r y owej nie
wiadomej i obchodzi swą w ła sn ą nieświa
domość.
P ierw sza droga: W kluczenie z p o w ro tem jakości zm ysłowych, odrzuconych drogą myślową ze świata rzeczy w świat, zbudow any przez przyrodoznawstw o.
W ażniejsze znaczenie dla nas m a dru
g a droga: wprowadzanie w świat rzeczy pojęć a n im isty c zn y c h czyli antropomor- ficznych. Do tak ic h należą pojęcia: siły, władzy, zdolności, czynności, pracy, dzia
łania, p rzy c z y n y i sk utk u , oporu, n ap ię
cia i niektóre inne, im pokrew ne, a w re
szcie, co najważniejsze, pojęcie energii.
N iezbitym pew nikiem jest, że wszystkie podobne term in y oznaczają nie to, co zdobyw a się przez postrzeganie zmysło-
j we, przez widzenie, słyszenie, dotykanie j lecz to, co przeżyw am y w naszej jaźni j Czuję w sobie popęd do czynu i odczu
wam jego siłę, czyli energię, inaczej niij.
wiąc, stopień napięcia, intensywność.
Bezpośrednie doświadczenie mówi nam że pojęcia te tracą sens, jeśli przeniesie
my je poza obręb naszej jaźni, podo
bnież ja k pojęcie stopnia temperatury Celsyusza nie może być przeniesione na formuły m atem atyczne.
To, co powiedziano, nie przeszkadza tworzeniu przyrodniczych pojęć siły, ener
gii i t. p., lecz pod jedn ym warunkiem:
musi być całkowicie ujawniona ich istota, to jest ich zawartość psychologiczna. Po
czątkowo zostanie puste słowo, lecz umo
wa n au k o w a może im nadać znaczenie, może z ujęciowego, bogatego w treść, psychologicznego pojęcia uczynić pozba
wione treści pojęcie przyrodnicze.
T a k powstaje pojęcie przyrodnicze sity.
J e s t to niewiadoma, z której, o ile to wogóle możliwe, coś wynika. Jest to stw ierdzenie faktu, że w ciągłości świata rzeczywistego konieczne, j e s t w pewnera miejscu dokonanie się pewnego aktu umy
słowego.
To samo z pojęciem energii. Jest to je d y n ie nowe, antropomorficzne określe
nie ogólnego fak tu prawidłowości w świe
cie rzeczywistym . Zdanie: „dana rzecz zawiera pewną ilość energii” wyraża, że je s t ona związana na zasadzie prawa z o- kreśloną w ielkością ruchu p o w s z e c h n e g o .
Tkwi w tem nareszcie znaczenie prawa o zachowaniu energii. Nie zachowuje si{
bynajmniej cośkolwiek w objektywnyffl świecie rzeczy, kiedy m ow a o za c h o w a
niu energii. Lecz znaczy to, ż e p<>j§cie wielkości, które przyrodnik w św iad o m o ści
swej wprowadził do pewnej określone)
kom binacja umysłowej, powraca w koń
cu tego rachun ku myślowego.
L ecz w yrazy posiadają moc f a n ta s ty c z
ną. P rz y k u w a ją czarodziejską swą s'*- uczucia, pob ud zają rozum. P r z y p o m i n a " 1-
słynne niegdyś zagadnienie: „na czem P"'
lega uśmierzające działanie chininy n‘l
go rą c z k ę ”. Odpowiedź brzmiała: na sil‘
A* 15
chininy uśmierzającej gorączkę. P rzyk ład wywoła może uśmiech na usta. A je- nak na każdym k roku s poty k a m y fakty
a n a l o g i c z n e .
Badacz przyrody równio
,,mierna, że wyjaśnienie faktów czerpać mże w własnych sw ych siłach. Czcze Iowo stanie się dlań domniemaną wro- Izoikj rzeczą, k tó rą operuje, z której wy-
•iilga konsekwencye. Oświeca nas, co
kwi
w „naturze” takiej siły. Przyrodo- nawstwo stało się mitologią przyrody, loże zechce j ą ktoś nazw ać filozofią irzyrody, w każdym razie nie j e s t to irzyrodoznawstwo.
Szczególniej zwodniczem je s t pod tym vzględem pojęcie energii. Pod kłada się lod ten termin domniemaną, wiadomą zetz. Ze zdawkowej m onety czyni się irzedmiot przedstaw iający w artość sam
>rzez się. W yrażając się obrazowo: ener- ia staje się koniem p arow ym w maszy- ie i to jed yn ym koniem w maszy- ie wszechświata, staje się ośrodkiem ypełniającym całą przestrzeń, powszech
ni wolij wszechświatową, wreszcie wszeeh- ladnem bóstwem. Przyrodoznawstwo sta- się religią i to pospolitszego gatunku, dyż opartą na zwodniczej potędze ter- linów antrop amorficzny eh.
Podobną mitologię lub teologię u p ra na się również, m ówiąc o przechodzeniu dnej postaci energii w drugą. F ik c y ą
•st, że wtedy coś, mianowicie owa do- Dieinana, dobrze znana energia, zacho- uje się; w istocie rzeczy zachowuje się, 'z Jedynie użytek wyrazów. Kozwiązu- Mę np. zagadkę sto sunk u prawidłowej '!"Izależności między dziedziną fizycz-
•ł a psychiczną czyli świadomością w 11 sposób, że obie określa się j a k o ener- a stosunek ich współzależności jako , z‘ 1 hodzenie energii fizycznej w psy-
1,1 zną czy odwrotnie. 1 oczywiście moż- ,i‘k rzecz rozstrzygać, ale w y ra ż a się rz:z ,0 tylko fakt, że dziedzina fizyczna ir°" no jak psychiczna należą do tej sa-
I 1 '‘iSlej, a prawidłowej rzeczywistości.
0 byłoby, g d yb y nauki przyrodnicze
’■ się na zamianę wyrazu „en erg ia ”
^ 1 z\sto dźwiękowy symbol, k tó ry do- II ujawniałby całkow ity brak treści e ’ Pojęcia? Najlepszy byłby tu symbol
233 X . A by ten X odróżnić od X = s i ł a , i od X = masa, możnaby je zaopatrzyć w od
mienne znaczki.
O ile pojęcia siły, zdolności, energii i t. d. nie są zupełnie z treści odartfemi symbolami, lecz zachowują coś z p ierw ot
nego znaczenia, są one pojęciami witali- stycznemi. Jeśli łączenie do nich tej treś
ci ma mi-jsce nieświadomie, witalizm jest utajony.
Życie może być bezpośrednio doświad
czone czyli przeżyte w jednem je d y n e m miejscu na świecie, mianowicie w obrębie naszej jaźni. J e d y n e życie, ja k ie j e s t nam znane, to poczucie życia w nas samych, czyli samo wiedzą. Samowiedza j e s t iden
tyczna z uczuciem czynności, siły, ener
gii i t. d. J a , świadomość, życie, działa
nie, siła, energia w ostatecznym wyniku sprowadzają się do wspólnego m ianowni
ka. Istnieje prócz tego witalizm jawny.
Przy p uśćm y, że badaczowi przyrody nie udaje się wogóle, lub też nie udało się dotychczas, w pewnym punkcie świata rzeczywistego ustalić prawidłowości i ująć jej w przyrodnicze, uposażone w treść przyrodniczą pojęcia czasu, przestrzeni i liczby, czyli ująć jej w formę praw m e
chanicznych. Nie uda mu się to i wte- dy, gdy ucieknie się do przysw ojonych już naukowo przyrodniczych X-ów, do masy, do „sił” fizycznych i chemicznych.
Może zechce w tedy uciec się świadomie do obcej mu dziedziny świadomości i wklu- czy w treść rzeczy fakty, które m ają je dynie znaczenie psychologiczne. Będzie mu się pewno zdawało, że zapełnił pust
kę i zdobył nowe wyjaśnienie. W rze
czywistości zbogaci się o jedno złudzenie więcej.
Zwłaszcza dla wątpliwego wytłum acze
nia celowości w przyrodzie zechce może przypisyw ać jej d ążenie do pewnego celu, działanie celowe.
Należy zauważyć: kiedy, powodowany . dążeniem do pewnego celu, poruszam swemi członkami, muszę w ty m procesie odróżniać dwa m om enty. I-o Akt woli poruszania celowego ciałem. 2-o A k t cie-
WSZECHŚW1AT
2 3 4 W S Z EC H Ś W IA T
leśny, fizyczny proces ruchu. W y d a je się praw dopopobnie łatw e m do zrozum ie
nia, jak im sposobem proces fizyczny w y nika z wew nętrznego psychicznego. W y daje nam się to oczywistem samo przez się. P o pewnym nam yśle, przy zn am y , że coś przem ilczeliśm y, m ianowicie obecność celow ą przystosow anego m echanizm u c i e lesnego, k tó ry pozw ala m em u dążeniu, czyli mojej woli po d po rządk o w ać sobie proces fizyczny.
G d y b y cielesny nasz m echanizm nie był normalny, lub też nie był ta k celowo przystosow any, jak to j e s t w z w y k ły c h warunkach, w ew nętrzne czynności, to jest dążenie -do celu, chęć poruszania się mo
g ły b y odbyw ać się, ale s k u te k b y nie n a stąpił.
To samo stosuje się do św iata rzeczy.
Gdy m ówimy o celowem działaniu w świecie rzeczy, poza p sy c h ic z n y m m e c h a nizmem, j a k i na nie przenosimy, p r z y p u s zczam y istnienie fizycznego m ech an iz
mu, t a k doskonale przystosowanego do dążenia celowego, że pożądany skutek to j e s t działanie celowe może i musi w yni
kać z natury rzeczy. L u b też jeśli roz
patrujem y rzecz z przeciw nego końca:
zdaniem w italistów dążenie do celu nie w ystępuje przypad kow o i dowolnie, lecz pod w a runk ie m d okonania się określone
go czynu, określonej „ p o trz eb y ”. Ale czem się dzieje, że dążenie do celu wogóle w y stępuje? że w y w o łu je ono len właśnie proces fizyczny, k tó ry w w a ru n k a c h o- k reślo n ych w ydaje się ta k bardzo do ce
lu przystosow anym ? D laczego przejawia się tak ie właśnie — w n ajw y ż sz y m s to p niu prawidłowe — celowe dążenie, a nie jak ie k o lw ie k inne, k tó re m ogłoby być w najw yższym stopniu bezcelowe?
J a s n e m jest: w prow adzenie celowego działania zdąża do w yjaśnienia celowości w naturze. Lecz miast tego, p rzedstaw ia się tę całość w podwójnej postaci. N a m iejsce zagadki, któ rą chcem y rozwiązać, zad ajem y dwie nowe zagadki.
(Dokończenie nastąpi).
FERDYNAND RICHTHOFEN.
W Y N IK I 1 C E L E B A D A N W STREFIE P O D B I E G U N O W E J POŁUDNIOWEJ.
(Dokończenie).
Biegun południowy otoczony jest lądem stałym, zwanym obecnie Antarktyką, ten ostatni ze swej strony w obwodzie kola podbiegunow ego zam k nięty jest przez ogromny pierścień wodny, w którym ster
czą ostre zakończenie kontynentów z pół
nocy. Olbrzymie m asy lodowe odrywają się w postaci wielkich p łyt od lądu ant- arktycznego, dostając się do prądów mor
skich, gdzie stopniowo topnieją; podobnie choć n a mniejszą skalę i w innej formie, dzieje się z masami lodowemi, zsuwają- cemi się z Grenlandyi na zachód i na wsohwd.
T y m sposobem odkryAva się przed na
mi ważne zagadnienie o znaczeniu teg j
ko n ty n en tu antark ty c z n e g o , o niejedna- kowem spłaszczeniu obu biegunów, od
m iennych własnościach obu stref podbie
gu no w y c h i ich okolic, o rozpostarciu się szerokiem k o n ty n en tó w n a północy, tak dla nas specyalnie doniosłem, oraz zwęża
niu się tych lądów w kierunku południo
wym.
W szystk ie te kw estye, do których wciąż przybyw ają nowe, są zaledwie sforirul - wane, ale bynajm niej jeszcze nie rozstrzy
gnięte. Są one bowiem ściśle związane z istotą ziemi oraz z rozwojem gl°^u ziemskiego od czasów najdawniejszych- Gdyby postać naszej plan ety u bieguno"
m iała potwierdzić przypuszczenie o bu
dowie tetrae d ry cz n e j kuli ziemskiej, V ' powiedziane poraź pierwszy przez min1' stra wysp Sandwich, L o lh ia n a Greeiiar to byłoby to ważnym krokiem napr^
w kierunku zrozumienia szczegół'1.'1 kształtów lądów stałych na ziemi.
Z zagadnieniem powyższem związal je s t k w e sty a inna, a mianowicie rozwój natężenie p rzyciągania ziemi czyli ciężkości we wszystkich punktach J^J 1' wierzchni. Siłę ciężkości mierzy lądach stałych zapomocą wahnięć w‘!
dła sekundow ego, k tóry ch szybko^’ Jl
MS 15 WSZECHŚWIAT 23 5
większa tam, gdzie przyciąganie je s t więk
sze. Innej dowcipnej m etody niewymow
nie subtelnej, polegającej na obserwowa
niu nadzwyczajnie m ałych różnic baro- metrycznych, użył ostatnio jeden uczony z Potsdamu; szło mu o mierzenie z okrę
tu siły ciężkości n a dnie oceanów A tla n tyckiego i Spokojnego. Kóżnice w sile ciężkości w ynikają po części z postaci ziemi, po części zaś z różnic w ciężarze właściwym mas stałych. J e s t rzeczą waż
ną przeprowadzić w t y m kierunku obser- wacye w obszarach podbiegunow ych; zro
biła to poraź pierwszy w y p ra w a niemiec
ka d > bieguna południowego.
Inne kwestye wiążą się ze składem g e ologicznym skorupy i powierzchni ziemi;
można stąd np. wnioskować o prahistoryi naszego globu. Skały n a miejscu znajdu
ją się na kontyn entach i w yspach, ale pozatem lody zawierają odłamki skalne, zabrane z lądu antarkty czn ego , często są nawet niemi ja k b y naszpikowane. P o sto
pieniu się lodów okruchy skalne, nieraz w poitaci dużych bloków, toną i p ok ry wają dno morskie wielkiemi masami. W y- c'?gaj? je niekiedy sieci: przew ażają znacz
nie skały pierwotne, ale spotyk ają się również i skały okruchowe. Geolog z -l'aussa“ znalazł te ostatnie w wielkiej ilości. Takie skały,- które pow stały w mo
rzu, dowodzą istnienia ongi morza tam, irdzie obecnie znajduje się ląd stały. Je- 'I' w innych skałacli osadowych znajdu jemy resztki roślin i zwierząt lądowych, 111 możemy z tego wnioskować o obec
ności w tem miejscu dawniej lądu stałe
go, ale w odmiennych w arunk ach klima- '.'•'znych. Dzięki tym resztkom dopiero mamy wyobrażenie o czasach, kiedy u ''■‘-‘glina północnego panował klimat zw ro t
nikowy.
I-kspedyoya szwedzka znalazła skamie- '''■ilosci zwierząt m orskich oraz w nie-
^'">ch utworach liście roślin lądowych, potrzeba jeszcze znacznych zbiorów ('°.)ść do wniosków ścisłych. Między ' ‘-adnieniami, ja k ie tu są do rozwiązania,
1,1 "‘"liny w ytłum aczenie szczególnego
I ) (\ U • O O
" " l e ń s t w a , stwierdzonego pomiędzy
I"’b‘zesną Horą i fauną krajów połud-
°".'ch , znacznie od siebie oddalonych,
np. Nowej Zelandyi i A m eryki P ołudnio
wej. Należy oczekiwać odkrycia w A nt
ark ty ce stałych ogniw dawnego połączo
nego kontynentu.
W okolicach podbiegunowych uw agę badacza zwraca przedewszystkiein lód.
Z każdej strony natrafia się na stromą krawędź lodową o grubości 30 — 60 m e
trów. Kaw ały tego lodu w postaci płyt, których powierzchnia dochodzi do kilku
set kilometrów k w a dra to w y ch i których część dolna musi być zanurzona w wo
dzie- morskiej do głębokości 200 — 400
J
metrów, odrywają się, dostają się do otwartego morza, wędrują to tu, to tam, wreszcie porwane zostają przez wielki prąd wschodni. Zimą te płyty lodowe trzym a na uwięzi lód morski, zapełniają
cy luki między niemi oraz piętrzący się w masach nieprawidłowych.
Dawno już wiadomo, że „dry ft” (prąd) lodowy bieguna południowego stale po siada znaczne rozmiary, ale ulega w a h a niom z roku na rok. Wiadomości o tem i zbierają obecnie, regestrują oraz oznacza
i