.Ni 16 (1298). W arszawa, dnia 21 kw ietnia 190? r.
Tom XXVI.
TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M ,
PRENUMERATA „W SZECHŚWIATA.".
| w W arszawie: ro czn ie rb , 8, k w a rta ln ie rb . 2.
przesyłką pocztow ą: ro czn ie rb . 10, półr. rb . 5.
PRENUM EROW AĆ MOŻNA:
W R ed ak cy i W sz e c h ś w ia ta i we w s z y stk ic h k s ię g a rn ia c h w k ra ju i z a g ra n ic ą . Redaktor W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i codziennie od g o d zi
n y 6 do 8 w ieczorom w lo k a lu re d a k c y i.
A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A N r . 3 2 . T e l e f o n u 8 3 1 4 ,
I B ADANI A P R O F . S P E M A N N A Z DZIEDZINY EM BRYOLOGII.
Przed dziesięcioma laty na zjeździe rzyrodników we F ra n k u rc ie anatom Boni Ikazywał wyhodowane przez siebie dzi-
|'"li|gi w postaci stworzeń z dwiema gło- 1‘inu lub dwoma ogonami, dwojaczki
|"ierzęce zrośnięte swemi powierzchnia- Iwusznemi lub grzbietowem i, wresz-
“ żywe kijanki, u k tó ry c h na miejscu kona znajdowała się d ru ga głowa, lub
‘ in*ejscn głowy drugi ogon. Doszedł 1° lydi wyników w taki sposób, .że prze
pal na części młode kijanki żaby Bom- P,lator igneus i żabki zielonej i następ- szozepił je w innem miejscu w stanie r z,ze świeżym. O trzy m yw ał w ta k i spo- f J z"*erz§ta mozaikowe, u których skła- rlłce je oddzielne części rozwijały się 1 "owem miejscu, przechodząc przez te -tadya, co i umiejscowione normal- t . °fn nazywał tę operacyę „przesz- r pianiem em bryonalnem .”
! ■"* Borna wskrzesił prof. Spemann L ‘ • 111 szeregu badań przeprow adźc
ie 1 " tym kierunku. W swym odczy- powiedzianym n a niedawno odby- ZJ' ździe przyrodników i lekarzy n ie
mi eckichwStutgardzie, autor ten zapomocą całego szeregu przykładów w yjaśnia wiel
kie znaczenie tego nowego sposobu dla rozwiązania wielu niejasnych zagadnień anatom ii opisowej, z drugiej zaś strony, co ma stokroć większe znaczenie, dla fi
zyologii rozwoju zwierząt. Z acznijm y od anatomii opisowej.
R yby i żyjące w wodzie gąsienice am- fibiów mają z boku ciała ta k zwane li
nie boczne, stanowiące coś w rodzaju skórnych organów czucia, rozmieszczo
nych c h a raktery stycznem i liniami podłuż- netni. Czasem są one widoczne i n a ż y wych zwierzętach, lecz szczególnie w y raźnie zarysowują się na preparatach
anatomicznych. Do wielu osobliwości tych organów zaliczyć należy również i to, że są zaopatrzone w nerw głowy, m ianow i
cie błędny (vagus), przez co różnią się wybitnie od pozostałej skóry, otrzym ują- 1 cej nerw y od mlecza pacierzowego. A po
niew aż stosownie do zasadniczych praw anatomii porównawczej takie uchylenie od ty p o w e g o rozczłonkowania ciała krę
gowców nie może być pierwotnem , n a leży zatem wnioskować, że w odległych czasach u przodków ryb i ziemnowod
n ych organy czuciowe linij bocznych znajdowały się na przodzie, na głowie
2 4 2 W SZECHŚW IAT w norm alnej siedzibie n e rw u błędnego,
i ty lk o z czasem odsuw ały się stopniowo k u tyłow i. Dla teg o też wielkie znacze
nie miało określenie, w ja k i sposób linie boczne rozwijają się u obecnie żyjących postaci, np. u żab. Zapom ocą samej t y l ko obserw acyi w y ja ś n ie n ie tego p y ta n ia było niemożliwe. H arrisson w A m ery ce uży ł w t y m celu sposobu Borna. Z nane są ta m dw a g a tu k i żab, składających ja
j a p raw ie je d n a k o w e j wielkości, z t ą t y l ko różnicą, że u jed n e g o g a tu n k u (Rana palustris) j a j a te m ają jasno-żółty kolor a u drugiego (Rana sylvatica) ciemno b ru n atn y. T a k a ż różnica w zabarwieniu istnieje i pom iędzy ich kijankam i. U obu postaci linie boczne z trudnością można rozpoznać, gdyż u c iem n y ch kijanek m a j ą b a rw ę ciem ną a u j a s n y c h jasną. Otóż H arrisson złożył z ciemnej przedniej poło
wy jednej żaby i jasnej tyln ej połowy dru g iej— w ty m , oczywiście, okresie, g dy linie boczne jeszcze nie z a ry so w a ły się,—
je d n o zwierzę i p rzekonał się naocznie, że z przedniego k a w a ł k a wrosła ciemna linia boczna w jasny k a w a łe k tylny.
Drugie doświadczenie w y k o n a n e w tyra samym k ierun k u przez B rau sa doty czę bardzo, skom plikowanego zag adn ien ia o ro
zwoju nerw ów k ońcow ych. J a k wiadomo, istnieje co do teg o kilka teoryj w y k lu
c z ają cy c h j e d n a drugą. Po d ług iednej z nich, teoryi neuronów , w łókna nerwo-
A v e na całej swej przestrzeni p o w stają
po c z ątk o w o w postaci w y ro stk ó w k o m ó
rek z w ojow ych i dopiero p o tem koło nich g ru p u ją się inne komórki, tw orząc tak zw aną po ch e w k ę Schw anna. N atom iast po d łu g drugiej teoryi rozwój komórek n e rw o w y c h zawdzięcza s w e istnienie w y łącznie ty m innym kom órkom . G rupują się one łań cuszko w ato n a p rzestrzeni po
między k om ó rk ą zwojową a organem k o ń cow ym i po utw orzeniu w łókna n erw o
w ego o tac z a ją je nastę p n ie w postaci o- ćbronnej i pośredniczącej w odżywianiu go otoczki. A z atem te o ry e te m ają tę ty lk o w spólną cechę, że zarów no w e d łu g jednej j a k i drugiej połączenie w łókna z organem k o ń c o w y m p o w sta je w o k re sie późniejszym i w k a ż d y m razie nie wcześniej, aż w yraźnie zarysuje się włókno
! nerwowe. Przeciw ko tem u powstaje trzn
| cia teorya, podług której wspomniane tvl ko co połączenie stanow i bezwarunkowo fakt pierwotny łub przynajmniej wystf.
puje znacznie wcześniej, niż utworzenie się włókna nerwowego. Wobec dzisiej
szego stanu techniki anatomicznej za<ra.
dnienie to nie może b y ć rozwiązane dro
gą obserw acyi i dla tego w ostatnich cza
sach zaczęto próby wyjaśnienia go droga doświadczalną. Pracę w ty m kieninb zapoczątkow ał Harrisson w następujący bardzo prosty sposób. Przekonawszy fie, że komórki Schw anna pochodzą z pasim węzłowego, otaczającego z obudwu stron rurkę rdzeniowo-mózgową, usunął on no
życzkami te pasma, a zarazem, oczy
wiście, i komórki, przeznaczone do utwo
rzenia w przyszłości włókna nerwowego.
Pom im o to je d n a k po pewnym czasi*' powstały włókna nerwowe, lecz bez otoci ki Schwanna, wskutek czego ostateczni została zd ysk red y to w ana teoryra ogni#
kom órko w ych i Harrisson stanowczo o świadczył się za słusznością teoryi o ne
uronach. Lecz doświadczenia Brana znów przysporzyły nowych faktów. Ba
dając rozwój nerwów ruchowych 11 żab i B om binator igneus Braus, doszedł do niespodziew anego wniosku, ż e nerwy te w inny istnieć wówczas, gdy jeszcze za
pom ocą teraźniejszych sposobów badania nie jesteśm y w stanie wykazać nawę' najm niejszych ich śladów, a więc znacz
nie wcześniej, niż podług teoryi neuro
nów. Dowodzi tego następujące doświad
czenie. Pierwsze kończyny ukazują ja k wiadomo, w postaci malutkich guz0' w a ty c h wypukłości nieokreślonej budów)' Braus wyciął te guziki i przesadził je >■
inne miejsce ciała. Okazało się wówc*&
że na tem obcem dla nich miejscu k"1 czyny rozwinęły się jaknajlepiej i 'V3P"
rzędnie ze szkieletem, mięśniami i Ii:H‘z' niami krwionośnemi p ow stały w
i nerwy. A ponieważ z e z r o z u m i a ł . '1
pow odów nerw y te nie mogły wrosM w kończyny z tułowia, musiały zalt znajdow ać się w stanie zarodkowym czyn już w chwili ich przeszczepi"' Jeszcze dosadniej przeko n yw a nas o drugi przykład. U kijanki Boiul>*"‘l" i
.\ó 61 WSZECHŚWIAT 243
„ n e u s Braus wyciął guzo w aty zarodek
’„v przedniej, nie zawierający jeszcze u Iny cli zarodków nerwowych, i zaszcze
pi go innej kijance na głowie nieco po- ,iiej oka. Na nowem miejscu powstała
„malna łapa przednia, usadowiona na l^-ce małego Bombinatora i obdarzona amodzit lnemi ruchami. Bezwątpienia znaj- lowały się w niej w szystkie części skła- lowe ręki, a więc i nerwy.
W dziedzinie embryologii nowy spo-
„',1) badania znalazł zastosowanie na ra
zi,! tvlko w pracach nad rozwojem oczów ,i kręgowców, mianowicie u żab. U ki-
;,nt*k żabich, żyjących mniej niż dw a t y godnie, oko składa się, ja k wiadomo,
■ jabłka ocznego i soczewki. Ja b łk o to żyli kielich oczny składa się z dwuścia- lek, z których w ew nętrzna tworzy czułą ia światło siatkówkę, a zew nętrzna skła- la si^ z nieco zabarwionej na kolor czar- v warstwy komórek, ta p e tu m nigrum.
V otworze okrągłym kielicha znajduje ię soczewka, nad k tó rą w postaci skle
cenia wystaje p rzezro czy sta rogówka, a strunie wewnętrznej Oko złączone je s t apomocą nerwu ocznego z mózgowiem.
IV sztucznie umieszczone jedna w dru- ri**j i czynnościowo złączone ze sobą czę- : i rozwijają się z różnorodnych ośrod- a mianowicie, jabłko ocznę i nerw 11 zny z zarodków m ózgow ych w postaci puklenia się w nie, a soczewka w po- ,;1,’i rozrostu skóry. D roga rozwoju przed- tawia się \y ten sposób, że rurka rdze- u"mózgowa czyli zarodek mózgu i rdze
ni, znajdujący się pod skórą, w y ra sta na vyni zamkniętym przednim końcu jako
“ zugowaty p ęc h erz y k pierwotny, przy-
"■Jający swą główką bezpośrednio do skó- ' • ^ a miejscu ich połączenia powstaje
"7e"ka, która następnie odrywa się postaci woreczka, a jednocześnie ze-
!1,;trzna ścianka pęch erzyka ocznego od- '"a się od soczewki i zbliża się do '■nki wewnętrznej. Po w sta je dwuwar-
"owy puhar, w k tó re g o otworze ja k oprawie siedzi soczewka.
"'kaweni było dowiedzieć się, czy ufor-
’'aine się soczewki możliwe je s t tylko ' !l1 miejscu, gdzie ją spoty k am y w nor
m alnych warunkach, czy też ona może się rozwijać n a jakiem kolwiek miejscu na skórze, o ile na to miejsce podziała bodziec drażniący ze strony jabłk a ocznego. Od
powiedź na pytanie dał a m erykanin L e wis. W yb rał do doświadczeń oczy żabie, na k tó ry c h jeszcze nie można było do
strzedz najmniejszych śladów tworzenia się soczewki; w jed n y m przypadku zosta
wiał pęcherzyk oczny na miejscu, zastępując wyściełającą go skórę brzuszną skórą in
nego zwierzęcia, a w drugim wycinał pę cherzyk oczny i zaszczepiał go pod skó
rę temuż zwierzęciu, lecz już na innem miejscu. W obudwu przypadkach otrzy m yw ał ostatecznie utworzenie się soczew
ki z zupełnie nie odpowiadających jej po
wierzchni skóry. A zatem m am y tu jas
ny dowód, że jabłko oczne połączone z j a kąkolw iek częścią skóry obdarzone jest własnością wyw oływ ania tych złożonych procesów, które prowadzą do powstania soczewki. Nie na tem jed n a k kończy się doniosłość tego faktu. Zarodek mózgo
wia, z którego w yrasta pęcherzyk oczny w postaci guzika woreczkowego, tworzy w ty m okresie rozwoju zarodkowego zam
knięty koniec kanału mózgowo-rdzeniowe
go, umieszczonego na linii środkowej grzbietu pod samą skórą. Nieco zaś wcześniej kanał ten wchodzi w skład sa
mej skóry w postaci podłużnego pasma, otoczonego sąsiadującemi z niem tk a n k a mi. Skutkiem zginania się i zrostu swych części bocznych pasmo to zamienia się w rurkę, k tó ra następnie odrywa się od skóry. A więc na przednim końcu pas
ma mózgowo-rdzeniowego winny znajdo
wać się z prawej i lewej strony te kom ór
ki, z k tó ry c h później po utworzeniu się z owego pasm a kanału pow stają pęche
rzyki oczne. Pożądanein było oznaczenie ścisłych granic tej części pasma mózgo- rdzennego, która daje początek oku, i za
razem uchwycenie chwili początku tw o
rzenia się oczów. Zapomocą przerzynania jaj salam ander wodnych włosem Lew iso
wi udało się ściśle ustalić okres, do k tó rego m ateryał komórkowy odznacza się jeszcze w takim stopniu plastycznością, że zamiast jednej głowy z 2 oczami mo
gą b y ć o trzym ane dwie głowy z 4 ocza-
2 4 4 W SZECHŚWIA T
mi. Udało się stw ierdzić, że możliwość istnieje ty lk o do k o ń c a gastrulacyi; jeżeli zaś pasm o rdzeniowo-mózgowe zacznie się wyraźnie zaznaczać, podobne podwojenia są ju ż niemożliwe. W celu zaś określe
nia własności różnicowania się funkcyj róż
n y c h części oka w o d k r y te m paśmie móz- gowo-rdzeniowem Lewis w yjm ow ał z niej k a w a łek c z te ro k ą tn y i w kładał go znów w odw ro tnem położeniu. W rezultacie otrzym ano zarodki z 4 oczami, z k tó rych dw a p o z o s ta w a ły na miejscu normalnem, a d w a pozostałe w yrosły ku tyłow i od teg o miejsca, na większej łub mniejszej odległości od niego z tyłu lub przodu o r
ganó w słuchu stosownie do długości w y wróconego kaw ałka. Oczy miały rozm ai
t ą wielkość, a w je d n y m p r z y p a d k u za
m iast istotnego oka p ow stał tylko zbiór kom órek czarnych (tapetum nigrum). A z a te m już w ty m okresie, g dy blaszka móz- gowo-rdzeniowa je s t jeszcze szeroko roz
warta, istnieją zupełnie odosobnione te re n y oczne, w których j e d n e kom órki przezna
czone są do utw orzenia siatkówki, inne znów w chodzą w skład ta p e tu m nigrum.
W reszcie n a s tę p u jąc y przy k ład n ap ro w a
dza na możliwość zastosow ania przeszcze
piali za ro d k o w y ch n a w e t w dziedzinie czystej fizyologii. J a k wiadomo, u zwie
rz ą t k rę g o w y c h pewne części labiryntu, mianowicie trz y jego kanały półokrągłe, uznaw ane są j a k o organ y ory entow ania się w przestrzeni. Zrozumiałam jest, że dla prawidłowej funkcyi tego org an u ma znaczenie położenie je g o w ciele, a dla tego w zbudzało zaciekaw ienie pytanie, jak ie m i staną się ruchy zwierzęcia z w y w róco ny m labiry ntem . N a dorosłych zwie
rzętach tego rodzaju w yw rócenie lab iry n tu j e s t oczywiście niemożliwe, lecz łatw o je w y k o n a ć u m łodych kijanek. U ty ch zw ie rz ą t zarodek labiryn tu p ow staje w tak i sam sposób, ja k i zarodek soczewki w postaci w y k w itu skóry w e w n ątrz p u stego, k t ó r y następnie od niej odosabnia się w formie p ę c h erz a i po d leg a wreszcie zróżnicowaniu. O kazuje się, że m ożna w yjąć te n p ę c herz yk, wyw rócić go i znów umocnić pod t ą samą skórą. Podczas pierwszych dni po tej operacyi nie do
strzegam y u kijanki żadnej zmiany, lecz i
z chwilą, gdy ona zacznie pływać, Ziil;.
ważyć możemy, że p ły w a nie tak, ja;
inne kijanki. To przew raca się cią»|f
w ykonyw a w ahadłowe ruchy, to znót leży nieruchomo na grzbiecie, — słowem, widzimy, że utraciła dar oryeiitacyjny.
N a skraw kach istotnie widzimy wywró
cony labirynt. Autor je s t przekonany,i(
zapomocą planowego przeprowadzenia p odobnych doświadczeń z następujący po nich obserw acyą rozw ijających się zabu
rzeń ruchu oraz badania skrawków jest możliwem wyjaśnieniejeszcze wielu zaga dnień, do tyczących czynności fizyologicz- n y ch labiryntu. Przeszczepiania zarodko
we, zapewne, odegrają niepoślednią rolę w fizyologii, szczególnie tam, gdzie pożą
dane byłoby przeszczepienie orgamii i gdzie, j a k np. u dorosłych zwierząt, wy
konać tego nie można.
K. S.
TEODOR L IP P S .
N A U K I P R Z Y R O D N I C Z E
A POGLĄD NA ŚWIAT.
(Dokończenie^).
Potrąciliśmy mimochodem o wyraz -i'- chanizm “. Zapytuję, czem jest meclu- nizm? Przedew szystkiein, oczywiście, pra
widłowością w świecie rzeczy. Ale i-*
nieje też prawidłowość inna, której n*
określamy, jako mechanistyczną. Musi":
więc dodać j a k ą ś cechę charaktery*1.' czną do pojęcia prawidłowości mecham stycznej dla w yodrębnienia jej od kiej innej. W ostateczn ym wyniku w • t a k ą je s t przestrzenność. Prawidło" 0 m echanistyczna jest to prawidłowość rz- czywistości u ję ta w pojęcia przestrze * czasu i liczby. Natom iast nie s? "
nie zdefiniować prawidłowości mech‘int stycznej owe niewiadome, o jakich ,llLl liśmy powyżej. Jeśli ta k pojmie^} l- chanizm, zadaniem p r z y r o d o z n a w s t w a i ujmowanie rzeczywistości w p r a " a 1 clianiczne. M echanistyczny pogM świat, i przyrodoznawstwo będą j e‘11 i tem samem.
WSZECHŚWIAT 2 4 5 .V
16
Narzuca się pytanie, j a k dalece rzeczy- i<tość daje się ujmować' mechanistycz-
w naszem tego słowa zrozumieniu. A riori nic nie wolno przyrodoznawstw u rzekać, jest ono n a u k ą o p artą na do- iadczeniu. Gdzie nie jesteśm y obecnie stanie ustalić prawidłowości mechani- vcznej w świecie rzeczywistym, tam oczvna się kres przyrodoznawstwa. To
•t ambicyą jego winno b y ć przyznawa- e się do niewiedzy, ilekroć doświadcze- e dalej kroczyć nie pozwala.
Witalizm współczesny o ty le tylko ieć może wartość naukow ą, o ile roz- trywac go będziemy ja k o takie p rzy lanie się do istnienia granicy badań zyrodniczvch.
Z drugiej strony przyrodoznawstwo gdy nie zwątpi o tem, że w przyszłości coraz większym skutkiem zdążać bę- ie w kierunku poglądu mechanistycz- go na rzeczywistość. Konieczną pod- wą, czy ideą przewodnią, jest ciągłe iłowanie osiągnięcia teg o celu. Ale tu witalizm przestaje b y ć naukowym- jęcie mechanizmu wiąże się ściśle z po-
iem materyi.
Czem jest zatem m aterya? Świadomość mina z całą pewnością siebie stwierdzi, materyą jest to, có j e s t czerwone lub ł,ei twarde lub miękkie, słodkie łub
aśne, ciepłe lub zimne i t. p.
Naukowein wszelako pojęciem m ateryi rzeczywistość z a w a rta w pojęciach a»u, przestrzeni i liczby. Widzieliśmy,
0 ile nie włączymy do pojęcia tego
■ rh jeszcze, m ateryalnych cech, bę- mieli do czynienia z czemś uro-
‘m- A wszelkie ce ch y m ateryalne, o
" "'łączenie przyrodoznawstw o mo- '■ 'ię pokusić, przekształci je w nie-
;i(,°mą, w X. Albo więc pojęcie przyro- z- materyi je s t pojęciem czegoś uro-
a**:>0 też je s t symbolem jakiejś
"ladoniej.
^lożna powiedzieć tak: niech m ate ry a M,łjie niewiadoma, lecz wystarcza
c/ J
J( ) cecha—przestrzenność. M ateryą
• " takim razie wszystko, co jest
"" przestrzeni, tu, czy gdziein-
~~Co Je§t rozciągłe lub ograniczo
ne przestrzenią, co jest poruszane lub porusza się w przestrzeni i t.d. O bojętnem staje się wtedy, czem je s t to, co znajduje się w przestrzeni.
Ale zadać można tu nowe pytanie:
skąd wiemy o istnieniu tego czegoś, w ten sposób definiowanego? J e s t to ró
wnoznaczne z zagadnieniem: dlaczego przyrodoznawstwo ujmuje rzeczywistość w pojęcie przestrzeni? Konieczną postacią, w jakiej rzeczywistość się nam ukazuje, są barwy, dźwięki i t. p. O przestrzenno
ści wiemy tyleż: jest to konieczna postać, pod j a k ą rzeczywistość nam się ukazuje.
Czemuż więc nauki przyrodnicze abstrahują tam te cechy ze świata rzeczy i ograni
czają się na pojęciu przestrzeni?
Odpowiedź brzmi poprostu: bo leży to w granicach ich możliwości, bo prawidło
wość świata rzeczywistego daje się uj
mować w pojęcie przestrzeni. Natom iast nauki przyrodnicze nie wiedzą nic o tem, czy rzeczywistości jak o takiej jest wła
ściwa przestrzenność, czy nie.
Sądzić ktoś może, że w sanuj istocie praw, w które ujmujem y rzeczywistość, leży cecha, że są one praw am i przestrzen
ności. Przestrzeń wraz ze swemi własno
ściami byłaby pu n k tem wyjścia, została
by włączona do prawidłowości przyrodni
czej. P ra w a geom etryczne przechodzą wszakże w przyrodnicze, a są one bez wątpienia prawami przestrzeni.
Niekoniecznie twierdzenie takie j e s t słu
szne. G e o m e try a faktycznie zajmuje się przestrzenią. P u n k te m wyjścia dla ważności jej twierdzeń są zasadnicze, cechy prze
strzeni, t. j., że przestrzeń je s t tró jw y miarową, jednorodną, nieskończoną ciągło
ścią; lub też, że je s t trójwym iarową nie
zmienną, wszędzie jednorodną i nieskoń
czoną różnorodnością. Ale twierdzenia ge
om etryczne stosują się do owej ciągłości jako takiej. Dla geom etryi zupełnie obo
ję t n ą jest rzeczą, że t a ciągłość, czy róż
norodność posiada cechę przestrzenności;
lub też że ciągłość przestrzenna, pominą-
! wszy ilość jej wymiarów, jest czemś rożnem od ciągłości w czasie lub liczbach.
Dla przyrodoznawstw a również nie jest ważną cecha przestrzenności lub jej po
stać, lecz jed y n ie układ, system, k tóry
2 4 6 W SZECH ŚW IA T
jako przestrzenn y n a rz u c a się naszem u spostrzeganiu. W szystkie twierdzenia p rzy rodnicze zachowują, moc swoję n a w e t w o bec założenia, że przestrzenność nie ist
nieje; dla nich w ażnem je s t, że układ św iata rzeczyw istego, ja k o taki, narzuca się naszem u s p ostrz eg a n iu pod postacią u k ła d u przestrzennego.
P rz y ro d o z n a w stw o posługuje się z ko nieczności, gdyż nie posiada innego spo
sobu, ty m , a nie innym językiem . Lecz nie wolno mu p rzy te m zapominać, że jest to jed y n ie ję z y k czyli forma s p o s tr z e g a nia, aczkolwiek konieczna dlań forma.
N ato m iast nic nie j e s t w stanie p o w ie dzieć o tem , czy te sam e określenia p rz e strzenne odpow iadają rzeczywistości.
Posługiw anie się pojęciem m ate ry i je s t z atem ję z y k ie m , czy poglądem nauk przy
rodniczych, k tó re rzeczywistość dostępną dla zmysłowego doświadczenia rozpatrują, j a k g d y b y b y ła m ateryą.
J a k ie więc je s t znaczenie m ateryalizm u?
M echanizm i m ate ry a liz m są to w gruncie rzeczy równoważne pojęcia. Po w ie d z ia łem, że w istocie swojej nauki przyrodnicze są m echanistyczne; z tą sam ą racyą można powiedzieć, że są one oparte n a myśleniu m ateryalistyczn em .
Nie znaczy to, że w istocie n a u k p rzy rodniczych leży konieczność rozpatryw a
nia wszelkiej bez w y j ą tk u rzeczyw isto
ści jak o przestrzennej, ani też, że w szelka rzeczyw istość posiada cechę p rze s trz e n ności, a więc jest m ateryą. N a w et m a
tery alizm zam ierzchłych czasów, w n a j pierwotniejszej swej formie nie przeczył, że świadomość, k tó ra jest również rze
czyw istością, to j e s t czucia, w yobraże
nia, uczucia, przejaw y woli, obaw a, na dzieja, tęs k n o ta i t. p., nie dają się pod
ciągnąć pod pojęcie przestrzeni.
M ateryalizm nie może wogóle b y ć roz
p a tr y w a n y , jak o orzekanie o tem, czem j e s t rzeczywistość. D o ty c z ę 011 w y łącz
nie jej prawidłowości; m a przedewszyst
kiem p ra k ty c z n ą wartość, ja k o zasada badania, k tó rą poznaliśmy ju ż przedtem, pod nazw ą k oniecznego m echanistyczne- go poglądu n auk przyrodniczych. J e s t on zasad ą n ieustającego dążenia do ujm ow a
nia prawidłowości św iata rzeczywistego pod
postacią prawidłowości b y tu i stawania się w przestrzeni, czyli ujmowania w pojęcia czasu, przestrzeni i liczby.
K rótko mówiąc, m ateryalizm jest przede wszystkiem nową nazwą dla zadań przv rodoznawstwa wogóle. Lecz taka zasada badania zawiera prócz tego pewną wiarę, czy postulat p ra k ty c z n y , że prawidłowość zachodząca w świecie, o ile jest wogóle dostępna dla przyrodniczego, czyli zmy
słowego doświadczenia, daje się traktu- w ać z p u n k tu widzenia materyalistycz- nego, w ten sposób pojętego. Do świat;, rzeczywistości należy w odrębny sposób świadomość indywidualna.
Ż adne postrzeganie zmysłowe nie je-:
w możności stwierdzić bezpośrednio, l- świadomość istnieje w świecie objektyw n y m i czem ona jest. N atom iast przeja«v życiow e innych osobników, dające się po
strzegać zmysłowo, na zasadzie analogii z naszemi własnemi, są podstawą do przyj
mowania, że w świecie zewnętrznym ist
nieją liczne osobniki świadome, że w rol
n ych jego p u n k ta c h zachodzą procesy psychiczne. Świadomość tę, musimy wy-;
brażać sobie wyłącznie tak, ja k nam na
k a z u ją przejaw y życiowe. Są one, juk dostrzegalne dla zmysłów, faktami przy- rodniczemi. A zatem, zadaniem przyrodo
znaw stw a jest: włączyć je do myślowep ca ło ksz ta łtu św iata rzeczywistego, a1'!
i w tym punkcie ustanow ić n iep rz erw an i
ciągłość mechanistyczną.
Przyp uśćm y, że zadanie takie zostali1 spełnione, że udałoby się naukom pt'Z.vr dniczym te przejawy życiowe oraz r cesy zachodzące w organizmie, z które'*
pierwsze są p r a w i d ł o w o związane, a t,rz d ew szystkiem procesy m ó z g o w e ,u j^ 'w ■' w a mechanistyczne. Pom im o to me łaby wyjaśniona, ani istota świadom0 wogóle, ani nie zostały by wykryte pr‘l jej działania, ani też pochodzenie 1 i"
szłość świadomości indywidualnej. ^ lezione zostałyby wyłącznie prawa dzące owemi przejaw am i życiowemi- ^ nauki przyrodnicze zdobyłyby lK‘"
prawidłowości samej świadomości, * wogóle jest ona d o s t ę p n a poznaniu ( l doświadczalną. N ato m iast nauki PlZ' nicze m usiałyby po w strz y m a ć się 0(' v
.\ł 16 W SZECHŚWIA T 2 4 7
cl, twierdzeń, w yb ieg ający ch poza tę
r a n ic ę . Lecz wiara w możliwość dal-
vch wyników w poznawaniu indywiduum ' t nieodłączna od nauk przyrodniczych, wi w tem cząstka nieuniknionego ich „ma- rvalizmu“. W zastosowaniu do przeja- ó"w świadomości możemy to nazwać ko- eeznym „materyalizmem psycho-fizycz- ,m“ przyrodoznawstwa.
Wiedza, jakąby w ten sposób zdobyto, rłal)V jedynie rozwinięciem z naukow ą isłością tego pospolitego faktu, że świa- Hiiość osobnicza nie je s t światem zam- liętym w sobie, lecz że znajduje się stosunkach prawidłowej współzależno- i z światem przedmiotowym, a najwię-
■j bezpośrednio z tym określonym jego inkteni, który na z y w a m y mózgiem.
Wobec tego, że przyrodoznawstwo roz- itruje świat jako materyalny, ale nic jego niateryalności i wogóle o jego istocie e wie, że jest to poprostu umówiony Hisób wyrażania się,— „materyalizm psy- u)fizycznyu ok; że się tylko naukowo iślejszem określeniem tej gminnej wie
ży, że świadomość należy do ciągłości Matu przedmiotowego -i zajmuje w nim
■wne określone miejsce,
luki stan rzeczy nie ulegnie zmianie,
■Ii ubierzemy powyższy pogląd w sło- a’ Jakoby świadomość była „fun k cy ą”
ateryi, mózgu w szczególności. Termin nkeya jest tylko nowem, antropomorfi- V‘znem określeniem faktu, że świado- '-1 osobnicza znajduje się w stosunku pra-
•łowej współzależności względem świa- I’lz<-“dmiotowego, ro zp a try w a n eg o ja k o ' ' a przez nauki przyrodnicze,
ateryę uznaliśmy za sposób w yrażenia ' llcgo poglądu właściwego naukom r"dnicaym. N a u k o w y zaś m aterya- ,lznalismy za wiarę w to, że pra- IJ"°ść świata przedmiotowego, o ile ' * u,nysł y czynią go dostępnym po- zdołamy wyrazić we w łaściwym , ' Jln Przyrodniczym języku, którym
■ ^"'trzenność. T em u poglądowi i tej I" zeciwstawiamy teraz inny, jedy- l'Jugujący na to miano, pogląd na . ^aką nazwę może nosić tylko po-
go . sa|nę istotę św iata przedmioto-
W o b e c takiego ustalenia pojęć nie ist
nieje materyalistyczny, ani też wogóle p r z y rodniczy pogląd na świat. Mowa o czemś podobnem j e s t niezrozumieniem właści
wego znaczenia i zadań nauk przyrodni
czych. W yłącznym ich celem, p o w ta rz a my, jest rozpatrywanie ilościowe ciągło
ści św iata przedmiotowego, o ile zmysły czynią je dla nas dostępnem, oraz przed
stawienie prawidłowości tego świata w po
jęciach czasu, przestrzeni i liczby.
Istnieje pogląd na świat wyrosły w pier
wotnej naiw nej świadomości. P rz y ro d o znawstwo przeciw staw ia mu swój własny, który w gruncie rzeczy nie jest żadnym poglądem na świat, lecz a bstrakcyjnym system em stosunków współzależności mię
dzy pojęciami wielkości wyrażonemi w cza
sie, przestrzeni i liczbie. Pozostawia on wol
ną drogę dla trzeciej fazy m yślenia o rze
czywistości, którą nazwiemy filozoficzno- przyrodniczą fazą myślenia.
Czem je s t filozolia przyrody? P o c z ą tk o wo zdaje się ona w założeniu zaprzeczać samej sobie. Czy może poza przyro do
znawstw em istnieć n a u k a o przyrodzie?
T a k jest, i ona dopiero uzupełnia przyro
doznawstwo w kom pletną n au kę o przy
rodzie.
P rzy rod a nie jest bezładnem zbiorowi
skiem faktów zmysłowego postrzegania, wynajdow anych przez badacza przyrody, lecz je s t prawom poddaną całością świa
ta przedmiotowego. A ta ostatnia jest w ytw orem myślenia przyrodniczego, k tó re stanowić może p u n k t wyjścia dla no
wego b adania naukowego.
W y tw ó r te n j e s t przedewszystkiein przedm iotem krytyki wiedzy przyrodniczej.
Czynność podobna należy już do filozo
fii przyrody, 1) gdyż przedm iotem jej jest w y tw ó r um ysłowy, 2) dlatego, że j e s t nim przyroda w naukowem jej traktowaniu.
Filozofię przyrody nazwać można również
„m etafizyką" w dosłownem znaczeniu, gdyż istnieje poza obrębem fizyki, to jest poza obrębem sam ych nauk p rzyrodni
czych. Oprócz tego zadania krytyczno-po- znawczego istnieje drugie: p o z y ty w n e , przyrodniczo-filozoficzne zadanie. Nie po
lega ono na rozwiązaniu zagadnienia, j a k myśleć musimy, aby dane doświadczenie
2 4 8 WSZECHŚWIAT Ne IG podciągn ąć pod p raw a ducha, ale: jak
lpożemy o nich myśleć, na ile wogóle po
winniśmy w yobrażać je sobie, jako rze
czywistość? J a k ie m i drogami oderw any syste m at m yślowy n auk przyrodniczych przekształcić m ożna w rzeczyw istość w y pełnioną treścią? j a k z isto ty św iata rze
czywistego, k tóre j nie określają pojęcia m asy, siły, energii, uczynić coś określone
go? ja k w y p e łn ić próżnię, k tó rą te poję
cia tylko ujawniają, treścią daną w do
świadczeniu C2y w p rzeżyw aniu bezpo- średniem? Odpowiedź n a te p y ta n ia roz
strzyg nie jed nocześnie zagadnienie, czy św iat rze c z y w isty z n a tu ry rzeczy można podciągnąć pod określenia przestrzenne, czy też ty lk o w ję z y k u przyrodnika, t. j., czy m ate ry a istnieje naprawdę? Umysł ludzki dać może w ty m względzie tylko t a k ą odpowiedź: luki powyższe m ożna w y
pełnić je d y n ą tre śc ią daną w bezpośred- niem przeżywaniu, je s t nią nasza świado
mość, k tó r a stanow i jednocześnie o wła- ściwem znaczeniu terminów: siła, działanie, energia i t. p. R zeczyw istość dana w świa
domości jest pierw szą a zarazem ostatnią bezpośrednio nam daną rzeczywistością. .Je
dnocześnie k w e s ty a ob jek ty w n e g o istnienia m ate ry i zostaje ro z s trz y g n ię ta przecząco.
R z eczy w isto ść p ojęta ja k o świadomość, jaźń, dusza, w szechśw iat — świadomość, w szechśw iat— jaźń, wszechświat — dusza, j e s t je d y n ą dla nas rzeczą określoną, k t ó ra może być treścią myślenia. W tedy świat, dostępny dla zmysłów naszych, j e s t językiem , ja k im przem aw ia do nas rze
czywistość, a przez nie do naszej świado
mości indywidualnej, światem zaś p rz y ro doznawstw a, „przyro d ą" j e s t sposób, w7 ja ki prawidłowość tej rzeczyw istości daje się ujmować pod p ostacią przestrzenności, i granice, w jakich ta k ie ujęcie daje się osiągać.
T e n a b solutny idealizm burzy pojęcie m ate ry i, tra k to w a n ie rzeczywistości jako m ateryi. Do pogląd u takiego doszliśmy nie zwalczaniem materyalizm u, lecz roz
patrzeniem jego istoty, wypowiedzeniem postulatu k ry tyćzno-poznaw czego. N a to m iast właściwie zrozumiany, świadomy swej n a tu ry m ateryalizm przyrodniczy jest sam tak im wrłaśnie idealizmem.
T ylko wtedy, gdy zagadnienie czem jest rzeczywistość, rozstrzygniemy w p0.
wyższy, jed y n y możliwy dla nas sposób, stanie się zrozumiałem, że umysł ludzki jest w możności stw arzania praw przyro
dy; że przez stw arzanie ty c h praw sain wznosi gm ach przyrody; że wreszcie ta stw orzona przez duch jego przyroda jest w zgodzie z tem, co dane j e s t nam bez
pośrednio w doświadczeniu. Duch, anale- ży tu także i duch przyrodnika, stwarza przyrodę pod każdym względem.
On stanowi istotę n a tu ry , ona jes* jo
go dziełem.
T y lk o w ten sposób może być zaspoko
jo ne pożądanie monistycznego poglądu na świat. W szelka wiara w materyę jest w istocie swej dualistyczną. Obok mate- ryi pozostaje zawsze odrębna od niej du
sza, nie dająca się ująć w pojęcie prze
strzenności. Monizm materyalistyczny jest sprzecznością sam w sobie. Dualizm za
daje się usunąć wyłącznie przez uznanie tego, co n a z y w a m y m ateryą, za duszę.
W y d a je mi się, że współczesne prądy naukow e zmierzają ku takiem u absolut
nem u idealizmowi. E ta p e m na tej drodze j e s t twierdzenie, że przyrodnik tylko opi
suje zjawiska. Podobnież rzecz się m»
z energetyzm em . Należy tylko właściwi rozumieć wyraz energia. Twierdzenie,
„rzeczywistość je s t energią" może nnec z punktu widzenia r z e c z o w e g o w ażne zna
czenie dla filozofii przyrody, z nadmie
nieniem jed n a k , że same terminy, j ^ 1' tu wprowadzamy, są rzeczą zupełnie ol'»
j ę t n ą dla rzeczowego stanowiska nal1'- przyrodniczych.
E ta p em również na wzmiankowanej di dze są współczesne p rą d y witalisty cz'>
Należy ty lk o rozszerzyć i u o g ó l n i ć ">
lizm. Zam iast w prowadzać go od czasu >- czasu na scenę dla łatania naszej me"-- dzy, ja k o ostatn ią deskę ratunku, nak*- twierdzić, że rzeczywistość jest to ży- a przez to działanie celowe. Jeden * istnieje sposób pogodzenia m e c h a n i k
i celowości; tkwi on w przekonaniu, wszystko je s t celowością i w s z y s t k o Jr
z konieczności m echanizm em dla przyrodnika.
WSZECHŚWIAT 2 4 9
.V lfi
Wrklęty kiedyś wyraz filozofia przyro-
dv z o s t a j e przyw rócony w naszych cza
sach do czci. Dowodzi tego może choć
w m a l e ń k i e j cząstce fakt, że dziś tu przed wami ośmielił się przem ówić filozof.
tłum. E . Solcolnicka.
l o k a l i z a c y a o ś r o d k ó w k o o r
d y n u j ą c y c h W MÓŻDŻKU.
W ostatnim rozdziale dzieła sw ego *) _l)as Cerebellum der S augetiere” profe- Lcr amsterdamski L. Bolk rozpatruje zna
czenie tizyologiczne móżdżku. Opierając się na tem, co już o funkcyi móżdżku wiadomo, a mianowicie na jego działaniu koordynującem dla system u mięśniowego i utrzymania równowagi, Bolk stara się I wyświetlić kwestyę, czy fun kcya móżdż- Iku jest jednolita, t. j. czy działa on jako I < ałośe, czy też można go podzielić pod Iwzględem fizyołogicznym na okręgi i w Iten sposób dać po c z ąte k lokalizacyi po-
■'iobnej, jaka już do pewnego stopnia j e s t
■ustalona dla mózgu.
I Porównawcze b a d ania móżdżku (Cere- IlUhim) ssaków pozwalają Bolkowi do- l-trzedz pewien schem at w budowie, je- 1'len wzór, wredług którego organ ten 11 I rożnych gatunków je s t zbudowany, ale Ina tle jednego schem atu widzi również Iznaczne zmiany, które w ystępują w róż- ' li okolicach móżdżku. Bolk wychodzi V ogólnego założenia, że tego rodzaju zmiany morfologiczne u w arunkow ane są
!rzez limkcye, pełnione przez tiane orga- n> lub ich części, i dlatego a priori wnio- p ul° "brew zapatryw anio m fizyologów linicystów), że móżdżek nie funkcyo- n Jednolicie, lecz przeciwnie, że i 111,11 istnieje lokalizacya, t. j. że pewne I; "oliee móżdżku rządzą określonemi oko-
■ ‘jmi systemu mięśniowego. Zadaniem
^ a jest znaleźć j a k ą ś korelacyę, pa- iz,n między ograniczoneini okolicami --jnowemi, a określonemi polami korv Pożdżkowej.
*) lleh a•
r . rebeli P^ysiologisclie Bedeutung des
<(-'erebellum der S a u g e tie re - Je n a S.
Lchcr 1801. Str. 239).
Ogólny schemat budowy móżdżku we
dług Bolka przedstawia się jak n a stę p u je: Cały móżdżek składa się z lobus an- terior i lobus posterior ‘). Lobus anterior dzieli się na cztery sublobuli, z których czwarty j e s t zwykle najsilniej rozwinięty.
Sublobuli następują jeden za drugim w kierunku septalnym; zróżnicowania w tej części niema. Bolk usuwa zatem podział na vermis i hemisfery. Cały lobus ante
rior oddzielony jest od reszty cerebellum przez sulcus primarius (fissura prim a—
według Elliota i Smitha). Lobus posterior przedstawia budowę zawilszą. Bolk tu
rozróżnia lobu-
1 lus s i m p 1 e x ę*6 (przypominają- ją c y budową sublobuli), lo- fir bulus media- nus posterior.
tj ui' -ri*d (który dzieli się na a —nodulus, pyramis, c2=^tuber vertnic), dwa lobuli ausi- formes, dwa L. a n t = l o b u s anterior, S.
p rim .= su lc u s primarius. L. s. — lobulus simplex, L. aus. Cr. I. crus primum 1 )- buli ausiformis; L. aus. Cr. IL=cr. secun- duin lob. aus; Lob. pau.=dobulus parame- dianus; L. m. p o s t.= lo b u lu s medianus p o
sterior; Fis. pr.—fissura praepyram idalis;
Fis. sec.= fissu ra secunda; S. in t.= s u lc u s intercruralis; P. to n s .= p a r s tonsillaris;
FI.—flocculus; L. petr.==lobus petrosus;
Fis. interv. = fissura intervermicularis;
Fis. fl. to n .= fiss u ra fiocculo - tonsillaris;
Fis. uv. nod. = fissura uvulo-nodularis lobuli paramediani i wreszcie dwie forma- tiones vermiculares (te dzielą się na pars tonsillaris, flocculus; gdzieniegdzie lo
bulus petrosus). Z powodu zawiłej bu
dowy lob. m. post, lob. paramediani, au- siformes i formationes vermiculares noszą wspólną nazwę lobulus complicatus, w przeciwstawieniu do lobulus simplex.
Co dotyczę powstawania móżdżku, to Bolk zauważył, że kora móżdżkowa nie
P orów naj schem at m orfologiczny E lliota i Sm itha, u L. Edingera, Vorl. iiber den Bau der nervosen Z entralorgane. S tr. 207. Lipsk, 190*.
2 5 0 WSZECHŚWIAT
rozwija się jednostajnie. Istnieje według Bolka ośrodki r o z w o ju kory, z których każdy posiada właściwą sobie (odmienną u różnych zwierząt) in tensy w n o ść rozwoju.
Jeżeli intensyw ność je s t wielka, dany ośro
dek tworzy większą część k o ry móżdżkowej jeśli j e s t m ała , odpowiedni ośrodek bie
rze m niejszy udział w utw orzeniu po w ierzchni móżdżku. T a niejednostajność rozwoju prow adzi właśnie do morfologi
cznego zróżnicow ania m óżdżku na okoli
ce, g d y ż powoduje niejednakow e pofałdo
wanie kory.
Z pow yższych ośrodków rozwojowych, jeden rozwija się w lobus anterior, lobus posterior pow staje z kilku ośrodków, z którycłi je d e n jest założeniem dla lobu- lus simplex, drugi dla lobulus med. post., trzeci i cz w a rty dają części sy m e
tryczne po obu bokach lob. m. post, wreszcie dwa ostatnie t w o r z ą późniejszą o bustronną formatio verm icularis.
Bolk zwraca uwagę, że podczas kiedy Lobus ant.—przednia część móżdżku zbu
d ow ana jest przez jedno pośrodku położo
ne cen tru m rozwojowe, ty ln a je g o część składa się niety lko ze środkowego, nie
parzystego ośrodka, ale z kilku parzyr- stych obustronnych. Następnie, że wybi
tniejsze zm iany w budowie móżdżku u różnyrch zw ierząt ssących < dnoszą się zawsze jedyrnie do lobus post., lobus anterior różni się ty lko większą lub m n i e j s z ą i l o ś c i ą f a ł d ó w poprzecz
nych i mniej lub więcej łu k o w a ty m ty ch fałdów przebiegiem. Ogniskami zmian są głównie g órna część łobulus med. post., lobulus ausiformis i formatio vermicularis.
Stosunkowo stalszym elem entem je s t lo- j bulus param edianus. W y d a je się, że m óż
dżek przedstawia kom pleks organów, w któ ry ch jedne są s ta łe —inne n a to m ia s t zmienne. To właśnie je s t podstaw ą dla tezy, że w móżdżku istnieje loklizacya funkcyj, poniew aż wciąż w y n u rz a się p y tanie, czemu u tego zwierzęcia właśnie dany p ia t silnie, a u innego tak słabo jest rozwinięty.
Początk ow o Bolk przypuszczał, że istnieje związek między rozw ojem mas mięśnio
w y c h pewnej okolicy ciała, a rozwojem
odpowiednich płatów móżdżkowych. p0.
gląd ten nastręczał nam jednak wielu sprzeczności w zastosowaniu do b u d o w y
móżdżku. Wreszcie Bolk doszedł do wniosku, że istnieje związek korrelacyjny między ukształtowaniem się móżdżku a stopniem fizyologicznego, funkcyonalnugo rozwoju różnych okolic mięśniowych. Im bardziej samodzielna je s t jakaś grupa mię.
śni, im częściej mięśnie te funkcyonują, tem bardz ej rozwinięte m uszą być ośrod
ki, które zawiadują temi mięśniami. Na tę myśl naprowadziła Bolka zgodność mię
dzy system em ośrodków rozwojowych w móżdżku a podziałem mięśni na gru
py, jeżeli te ostatnie rozważać będziemy w ich wzajemnej zależności podczas ru
chów skomplikowanych.
Jeżeli z tego p u nk tu widzenia przypa
trujem y się mięśniom, to widzimy, że są okolice ciała, w k tó rych podczas wyko
nyw a n ia ruchu działają jednocześnie mię
śnie tak prawej, j a k i lewej strony, są in
ne okolice, w k tó ry c h w skombinowa- nych naw et ru ch a c h biorą udział mię
śnie jednej tylko strony, podczas gdy drugostronne mięśnie sym etryczne pozo
stają w spoczynku. Do pierwszych okolic należą np.. głowa, szyja. Podczas r u c h ó w
np. gałki ocznej, żucia lub mówienia, kur
czą się mięśnie obustronne. Co do mięśni mimicznych tw arzy, to można coprawda kurczyć je jednostronnie, szczególniej po
siadając pewną wprawę, częściej jednakie używ am y jednocześnie mięśni stron obu.
Bolk przypuszcza, że w obec tego funk- cyę regulującą i koordynującą dla tych okolic, k tó ry c h mięśnie pracują równo- cześni •, pełnić będzie jeden o ś r o d e k ,
wspólny dla obu stron. Ośrodek taki Bjlk nazywa ośrodkiem k oordynującym ')•
Inaczoj rzecz się ma z ruchami K°n‘
czyn np. górnych. Te m ogą działać al')0 współcześnie, albo też każda z o s o b n a .
(u człowieka i niektóryrch zwierząt na"e‘
częściej). K ończyny więc będą musiał' mieć jeden wspólny ośrodek dla koord}'
') W c h a r a k t e r tej k o o r d y n a c ji, w drogi na k tó r y c h się on a o d b y w a, B olk n ie w chodzi. K"c sty e k o o rd y n a c y i są d o ty c z a s sp o rn e P atrz l-u cia n i i L e w a n d o w sk y .
I „ownnia obustronnych jednoczesnych Ichów, i dwa ośrodki parzyste, praw y i le-
I
wv, odpowiadające niezależnym czynno- I i o m prawej i lewej kończyny. To samo I stosuje się do kończyn dolnych, aczkol- I wiek ich samodzielność fizyologiczna nie I osiągnęła takiego stopnia rozwoju jak sa-I
modziclność kończyn górnych. Rozpatry-I
wania powyższe doprowadziły Bolka do I zdania, że istnieć muszą ośrodki koordy-I
mijące parzyste i nieparzyste. Pierwszemi I sj ośrodki dla mięśni oczu, jęz y k a , żwa- I czy. mimicznych tw arzy, krtani, gardzie- I ii, karku, grzbietu i innych kadłubowych.Lecz do drugich należą ośrodki, dla g ór
nych i dolnych kończyn, które prócz te go posiadają ośrodek nieparzysty.
.leżeli istnieje taka, przypuszczana przez Bolka korrelacya, to u ty c h zwierząt, jak
już mówiliśmy, u któ ry c h pew na grupa mięśni jest samodzielniejsza, wyżej fizyo- logicznie rozwinięta, równocześnie odpo
wiednia partya kory móżdżkowej, powin
na wykazywać wzrost i silniejsze pofał
dowanie. I oto na zasadzie obfitego ma- I leryału w tym k ierunku, przez siebie zba- I danego, Bolk wypow iada pogląd następu-
lący:
Lobus anterior zawiera ośrodek koordy-
"ująey dla mięśni głowy, krtani, gardzie lobulus simplex dla m uskulatury szyi, górna część lobulus medianus posterior zawiera nieparzysty ośrodek dla kończyn,
" każdym z Jobuli ausiformes znajduje 'K'jeden z p arz y sty ch ośrodków dla dwu ! kouczyn, w pozostałej części m óżdżku—
ośrodki dla m uskulatury kadłuba.
Dowodami, że ten rodzaj lokalizacyi )''t słuszny, są następuj t ce spostrzeżenia.
I rzednia część móżdżku, lobus ante- lll,r—pozostaje u w szystkich ssaków pła- 111 nieparzystym, mało zróżnicowanym, ''nikowo większym u trawożernych niż II "lięsożernych. (Bolk zwraca uwagę na /IKtl zenie żucia u trawożernych). Dopiero I ln<dp mamy ciągłe powiększanie się
•• >nuerior. Staje sie on tu szerszym i wię- 1 I'°hddowanym. P odstaw ą fizyologicz- J " 21 ostu j e s t to, że m uskulatura gło-
• 1 '" a r z y , dla której ośrodek ma się y[ | 11 'v lobus anterior, w szeregu niż- 1 zwierząt nie zmienia się, a dopiero .\» 10
u małp (mięśnie ję z y k a i krtani) docho
dzi do wyższego rozwoju, a zatem w y
m aga udoskonalonej i subtelniejszej koor- dynacyi, szczególniej zaś odnosi się to do człowieka, gdzie jednocześnie powierzch
nia kory L. anterior zwiększa się wido
cznie
M uskulatura głowy jest od innych grup mięśniowych prawie pod względem fun
k c jo n a ln y m niezależna, podczas kiedy inne g ru p y mięśni często działają wspól
nie, np. podczas chodzenia, utrzym yw ania równowagi. Bolk przypuszcza, że w y ra zem może tej niezależności jest fakt, że lobus anterior oddzielony jest od lobus posterior przez najwcześniej występującą i początkowo najsilniej rozwiniętą brózdę
—sulcus primarius.
Tuż za rowkiem pierwszorzędnym n a stępuje lobulus simplex. Bolk umieszcza z nim ośrodek dla mięśni szyi. Stopień rozwoju tego płata jest najzupełniej zgo
dny ze znaczeniem funkcyonalnem m u sk ulatury karku. U kreta lob. simplex jest bardzo mały, toż samo u psa m or
skiego, k tóry zresztą posiada móżdżek dość duży. U wieloryba niemal nie m o żna rozpoznać określonej części ja k o lo
bulus simplex.
Przeciwnie ogromny rozrost tej okolicy móżdżku widzimy u żyrafy, ta k że nawet lob. simplex przykryw a tu częściowo lob.
ausiformis. Wiemy, j a k ważne znaczenie dla tego zwierzęcia mają ruchy szyi we wszelkich czynnościach.
Przypuszczenie Bolka, że lobulus sim- plex j e s t ośrodkiem ko ordynującym dla mięśni szyi, silniejszą uzyskało podstawę w doświadczeniach van Rijnberka r), któ
ry po ekstyrpacyi lob. simplex u psów obserwował charakterystyczne, nieskoor
dynowane ruchy szyi.
Lobuli ausiformes, w których Bolk umieszcza ośrodki parzyste kończyn, ule
gają u różnych g atu n k ó w zwierząt znacz
nymi zmianom, i dla tego właśnie Bolk tu szuka i znajduje liczne argum enty, które przem aw iają za jeg o poglądem. Zdaniem
') Van Rijnberk. T cntatiyi di Localisazioni funzionali del Cervello I. II lobulo sirnplice. Areh.
di Fisiologica tom I, zesz. V 1604.
ru-
WSZECHŚWIA T 2 5 1
2 5 2 WSZECHŚWIAT
Bolka można roze zn ać trz y ty p y budowy lobuli ausiformis łącznie z górnym odcin
kiem lobulus m edianu s p o sterior (bezpo
średnio z lobuli ausiform. graniczącym).
P ie rw sz y ty p budow y tej okolicy móżdż
ku przedstaw iają zw ierzęta kopytow e.
Lobuli ausiformes słabo rozwinięte, lobu
lus med. post. bardzo silnie pofałdowany, z licznemi w ygięciam i w różnych k ieru n kach (owca. koń, żyrafa, tapir). U ty c h zw ierząt szkielet dystolnych części k oń czyn jest mało rozw inięty, stąd mniejsza ilość mięśni — a zatem uproszczona ich koordynacya. P ró c z tego znaczenie fun- k cyo n alne każdej k o ń c z y n y zosobna (lub dwu jed no stro nn ych) bardzo małe. Zwie
rzęta te przew ażnie w y ko n yw ają ru ch y jednocześnie c z te re m a kończynam i. Stąd po trzeb a silniejszego ośro łk a n ie p a rz y s te go k o o rd y n u ją c e g o czynności wspólne ob ustronnych k o ń c z y n a mniejsze zna
czenie specyalnych ośrodków każdej ko ń czyny. Drugim ty p e m budowy tej oko-' licy j e s t ty p n a p o ty k a n y u zwierząt mię
sożernych (i świni). W idzim y t u m niej
szy rozwój lobulus m. p. (jedno esow ate wygięcie), t. j. ośrodka nieparzystego, a za to znaczny rozwój lob. ausiformis, ośrodków p a rz y sty ch . II ty ch g atu n k ó w zwiększa się znaczenie pojedyńczej k o ń c zyny, u n ie k tó ry c h zwłaszcza rola d y stolnych części ko ń czyn (u opatrzonych pazuram i)— a zmniejsza się wspólna dzia
łalność w sz y stk ic h kończyn.
Trzeci typ bud o w y przedstaw ia móżdżek m ałp i człowieka. Lobulus med. post. — pozbaw ion y j e s t t u zupełnie fałdów i b a r
dzo wąski, n ato m iast bardzo silnie rozw i
nięte lobuli ausiformes, w skutek czego w m óżdżku człowieka zatraca się ogólny, poprzednio w skazany sc h em a t kształtów móżdżku. Oczywiście u t y c h zwierząt s a modzielność poszczególnych kończyn i ich części dochodzi do najwyższego swego rozw oju (człowiek).
Z in n y ch zwierząt, u ty ch , k tó re z k o nieczności posługują się k aż d ą ko ń czy n ą zosobna, s p o ty k a m y podobny, prawie z a niko w y lobulus med. posterior (kret, foka).
WTszędzie, j a k należało się tego spodzie
wać, istnieje o d w ro tn y sto sun ek wielkości m iędzy lob, med. p o s t i lob. ausiformis.
P o g lą d y Bolka zostały doświadczalnio spraw dzone przez van Rijnberka J), w ba
daniu wykonanem w laboratoryum Lucia- niego. Z ty c h doświadczeń wynika, że środek parzysty dla górnej kończyny (p0 tej samej stronie położony) znajduje się w crus 1 lobuli ausiformis.
Pozostała niewspomniana dolna część lob. medius posterior i formatio verniicu- laris, a z okolic mięśniowych — mięśnie grzbietu, brzucha, oddechowe, perineałne.
Można przypuszczać, że dla tych mięśni znajdują się ośrodki w nodulus, imila, tonsilla i flocculus. Dokładniejsza lokaliza
cya dotych c z a s n a p o ty k a na trudności.
Istnieje w tym kieru n k u nieco spostrze
żeń (np. współrzędny rozwój lobulus pe- trosus i funkcyonalnego znaczenia ogona) ale na ty ch niepodobna się oprzeć.
W y c z e rp a łe m mniej więcej cały mate- ryał z a w a rty w rozprawie .profesora Bol
ka. Daje ona je d y n ie p u n k ty oparcia do dalszych badań i dowodzeń. W tych kwe- sty a c h decydują spostrzeżenia klinicystów i w ielokrotnie p ow tarzany eksperyment 2i.
Bron. Frenkel.
KORESPONDENCYA WSZECHŚWIATA.
PRACOWNIE
PRZYRODNICZO-KRAJOZNAWCZE.
Niedawno zawiązane i urządzone „Pol"
skie towarzystwo krajoznawcze*' ro z w ija
') Y an Iiijnberk. Tent. di L ocalisazioni del Cerv. II II centro p a r gli arti anteriori, Arcli. di Fisiol. 1904.
2) In n ą l o k a liz a c j ę podaje S. P rus (Arch- P°l_
skie nauk biologicznych i lekarskich. T. I str • Lwów 1902). Zwolennikiem lokalizaeyi j e s t taKze
pr. Adamkiewicz (Neur. C en tralb latt, j\° 12, Ogólną funkcyę możliwie ro zp a tru ją: M unk—l'cl’cr die funktfonen des kleinhirns. ( S i t z u n g s b e r i c l i 10
der K. preuss Ac. der W. 1906 XX, XXI, XX!
S. 443). Lew andowsky—Die Funktionen des zen- tralen N erw ensystem s, 1907. Bechterew (,lsn 1 w y u czen ja o funkcjach mozga. Petersburg, 191)51 L uciani Das K leinhirn. (Erg. der. P hysiologil 1904)—w o sta tn ic h dwu ro zp raw ach podana Jf-‘
obszerna lite ra tu ra , p rze d staw ia ją ca znaczę11'1 móżdżku.
WSZECHŚWIAT 2 5 3
e n e r g i c z n i e swą działalność, zarówno w
W a r s z a w i e jak i na prowincji.
Jednein z ważnych zadań Towarzystwa ,4 gromadzenie zbiorów krajoznawczych urządzanie oddziałów prowincyonalnyyh,
„raz pracowni do badań i doświadczeń.
Pracownie te, choć najskromniejsze w za
kresie, stanowić mogą istotną, bardzo waż
ną. podstawę całej owej działalności.
P r z e d e w s z y s t k i e m zakładanie ich i urzą
dzanie jest dosyć łatwe, i nie wymaga na
p o c z ą te k znaczniejszych k o s z t ó w .
Towarzystwo po-iada już licznych człon
ków korespondentów na prowincyi; ci więc mogą i powinni zająć się goiliwie urządza
niem takich pracowni, a oprócz nich także liczni właściciele aptek, lekarze w miastach i miasteczkach, a w większych dworach wiejskich światlejsi właściciele ziemscy agro
nomowie, oraz inni przyrodnicy.
Celem głównym takich pracowni przyro- ilniczo-krajoznawczych winno być ułatwia
nie badań naukowych w danej miejscowości gromadzenie okazów zebranych w okolicy, porządkowanie i wysyłanie dubletów do muzeum głównego Towarzystwa, ułatwia
nie poszukiwań miejscowych specyalistom przyjezdnym i członkqm wycieczek zbioro
wych.
W miarę możności i środków założycieli ' wy cli pracowni muszą one zaopatrywać się stopniowo w narzędzia, przyrządy i przy- '"O do badań i poszukiwań naukowych.
Badać,.e przyjezdni mogą tam mieć punkt 'parcia i składać czasowo w depozyt swo
je własne narzędzia i przybory podczas po
szukiwań w danej okolicy.
razie przybycia większej gromadnej
"'ycioczki mogą być w pracowniach takich 11 rządzane konferencye i pogadanki, w celu zapoznania się z danemi miejscowościami 1 l:o (lo podziału pracy.
(dówne zadania tej pracy stanowić win- n-v następujące działy:
opogiaficzny: badania orograficzno-hy- r"~lafi('zne, kartografia i fotografia miej
scowości.
teologiczno-mineralogiczny: gromadzenie IJ‘azow petrograficznych, badanie i foto-
~1 ‘‘ la °hnażeń naturalnych utworów miej-
•cowjch i t, p .
^"'aniczny: zbieranie zielników, owoców 8u'l>jch, nasion i t, d.
' l "logiczno-paleontologiczny: gromadze- '..pimieniałości, kości kopalnych, szkie- , . - ’ Czaszek, okazów zwierząt wypcha-
-C', owadów, muszli, gniazd, jaj i t.p.
■ ,1,,r,P°logiczno-etnograficzn): antropo- r}a, fotografia typów ludowych, ubiorów,
wyrobów, ornamentyka.
' 'eorologiczny: spostrzeżenia stałe, za- I
Potograficzi.y i opisowy wreszcie dla przygotowania odpowiednich sprawozdań, korespodencyj i opracowań zebranego ma- teryału faktycznego dla Towarzystwa kra
joznawczego, jego wydawnictw i czasopism specjalnych.
Oi'ok tego pracownie przyrodniczo-krajo- znawcze powinny stopniowo gromadzić swoje własne biblioteki podręczne, dzieła, broszury, czasopisma specyalne, atlasy, ma
py, plany, prz.ekro.je, rysunki, fotografie miejscowe i t. p.
Pracownie dostarczające cenniejszych o- kazów i fotografij do muzeum Towarzy
stwa krajoznawczego w Warszawie mogły
by odeń wzamian otrzymywać odpowiednie dzieła, wydawnictwa, czasopisma, narzędzia, przyrządy i przybory potrzebne do prowa
dzenia poszukiwań i badań na miejscu.
Jeszcze przed założeniem „Polskiego To
warzystwa krajoznawczego" zaczęły się za
wiązywać tego rodzaju pracownie, między innemi w guberni kieleckiej w Miochowie, Ojcowie, Pieskowej Skale.
W mieście powiatowem Miechowie w miej
scowej „Bibliotece i muzeum polskiem’*
gromadzą się i badają liczne wykopaliska przedhistoryczne z bliższych i dalszych okolic, szczątki antropologiczne i okazy et
nograficzne, oraz przyrodnicze minerałów, skał, roślin i t. p., z odpowiednio urządzo
ną pracownią fotograficzną.
W Ojcowie pracownia i okazy przyrod
nicze mieszczą się w jedynej komnacie nad bramą ruin zamku tamecznego, pod opieką zarządu miejscowego Koła Polskiej Macie
rzy szkolnej.
W Pieskowej Skale pracownia przyrodni
cza mieści się w komnacie dolnej wieży głównej zamku, w drugim podwórcu, pod opieką zarządu Zamku.
Wszelkich objaśnień udziela, listownie i na miejscu, podpisany członek korespon
dent „Polskiego Towarzystwa krajoznaw
czego" w Miechowie.
S. J. Czai nowski.
KRONIKA NAUKO.WA.
— Promieniowanie słoneczne w Warsza
wie-
W jednym z numerów kwietniowych czasopisma Naturwissenschaftliche Rundschau S. Giinther zdaje sprawę z trzech roz
praw d-ra Władysława Gorczyńskiego (kie
rownika Centralnej stacyi Meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie), poświęconych mało dotąd zba
danej kwestyi promieniowania słonecznego.
Pierwsza z tych rozpraw traktuje o zależ
ności pomiędzy zmianami w natężeniu pro-
2 5 4 WSZECHSW1AT
mieniowania słonecznego a wysokością słońca; druga o depresyi promieniowania słonecznego w Warszawie w r. 1903; trze
cia wreszcie wyznacza tak zwane sumy ciepła dla Warszawy, Treurenburga i Mont
pellier.
Pomiarów dokonywano w Warszawie przez lat o zapomocą aktynom etru systemu Ang- stroma i Chwolsona. Stwierdzono, że zmien
ność w natężeniu promieniowania słonecz
nego zmniejszała się w miarę wznoszenia się słońca. Porównawszy wartości warsza
wskie zmian, odpowiadających oddzielnym przedziałom wysokości, z wartościami otrzy- manemi na wyspie Teneryfie oraz w Zako
panem, autor doszedł do wniosku, że za
leżność pomiędzy promieniowaniem a wy
sokością słońca jest w gruncie rzeczy jed
nakowa w najrozmaitszych miejscach kuli ziemskiej.
W roku 1903 stwierdzono uderzające cofanie się w natężeniu promieniowania słonecznego, cofanie się, na które w jedna
kowej mierze zwrócili uwagę badacze, d a leko od siebie zamieszkali, jak Dufour, Langley, Kimball, Marchand, a które uja
wniło się i w Warszawie. Tu okres c~a.su od grudnia 1902 do lutego 1904 okazał- się zupełnie anormalnym tak dalece, że nie można go było wprowadzić w pięciolecie 1901—-1905. Zmniejszenie wynosiło 13%
w porównaniu ze średnią za lat 5 i dosię
gało nawet 20 °/o w porównaniu z oddziel
nym rokiem 1901. Już przedtem czyniono niejednokrotnie to spostrzeżenie, że, jak po
dówczas mniemano, przezroczystość atmo
sfery stawała się uderzająco małą. Prawdzi
wą przyczynę podał później Dufour z L o zanny. W Upsali i Jutlandyi, podług Hol- ma, już w lipcu 1902 roku stwierdzono zmniejszanie się energii promieniowania, gdy tymczasem obśerwacye pyrheliome- tryczne Chistonisa z Modeny wskazują po
dobnie j a k i spostrzeżenia warszawskie grudzień jako miesiąc początkowy zjawiska.
Pytanie, o ile niezwykły ten proces wpły
nął na temperaturę powietrza, zadał L a n gley i pierwszy dał na nie odpowiedź.
J a k wiadomo, pomiary promieniowania służą także do oznaczania tak zwanej sta
łej, a w razie gdy stała ta jest znana, do obliczania tych ilości ciepła, jakie otrzymu
je dany punkt powierzchni ziemskiej w o- bręcie danego przedziału czasu. Gorczyń
ski usiłował oznaczyć te wartości dla W ar
szaw)-.
Znalazł on dla czterech głównych pór roku liczby następujące: zima 30 800, wios
na 66 400, lato 73 800, jesień 45 200 jedn.
ciepła, razem 217 200 kaloryj rocznie, co uważać należy, oczywiście, za ilość m aksy
malną. W rzeczywistości, z łatwych do
zrozumienia powodów ogrzewanie wypa(ja znacznie słabsze, wypadek bowiem, gdv niebj jest wolne od chmur, nie należy 4 bardzo częstych. Dla Szpicbergu wypada teoretycznie 252 300 kaloryj, ale faktycznie znaleziono tylko 53 610 kaloryj, gdy tym.
czasem w bardziej sprzyjającym klimacie miasta Montpelier wypadł za siedmiolecie 1 883 — 1 889 stosunek 145 000 : 71820.
(Nat. R.) 8. li.
— Najlżejsze warstwy atmosfery.
J. e.CoateS, poddawszy nowemu badaniu naj
wyższe warstwy powietrza atmosferycznego stwierdził, że w widmie jego niema żad
nych linij nieznanych, gdyż wszystkie te, jakie dają się zauważyć w tem widmie, na
leżą do helu, neonu i wodoru. Ilość wodo
ru, dającego się oddzielić od powietrza, jest znacznie mniejsza od ilości maksymal
nej, wskazywanej przez poprzednich bada- ezów: A. Gautiera, Riyleigha i Duwara, wynosi ona najwyżej 1 objętość na półtora miliona objętości powietrza. W. 11.
(Ii. g. d. Sc.).
— Nowe zastosowanie promieni Roenlpe- lia.
N a posiedzeniu Niemieckiego Towarzystwa fizycznego (d. 25 stycznia 1907 r.) p. F.
Dessauer złożył komunikat przedwstępny, dotyczący nowego zastosowania promieni Roentgena. Od kilku lat promienie X , któ
re dawniej służyły do celów wyłącznie dya- gnostycznych, znajdują zastosowania tera
peutyczne bezpośrednie. Działanie, jakie « tych wypadkach wywierają promienie X, nie jest, co prawda, dokładnie w y jaśn io n e;
jednakże, zdaje się być rzeczą ustaloną, że komórki patologiczne, bogate w protopiaz- mę, najpierwsze giną pod ich działaniem, gdy tymczasem komórki organiczne doj
rzałe i zdrowe opierają >m się skuteczniej- Tak czy owak, terapeutyka promieni R o e n t
gena zawodzi zawsze, ilekroć chodzi o procesy chorobowe, umiejscowione na !*®‘
wnej głębokości. Autor nazywa „energi?
terapeutyczną” albo energią „fizyologiczną promieni X silą ich działania na komórką Energia ta zdaje się być, w ogólności, pr1’
poreyonalna do potęgi chemicznej promie'11
X ; działa ona na powierzchni z siłą sto ra
zy większą, aniżeli na głębokości 5 mi metrów. To szybkie osłabienie działania wzrostem głębokości tłumaczy bezskutefz' ność metod roentgenograficznych wo wszyst
kich porażeniach, ześrodkowanych f-łębok pod powierzchnią. Przyczynę tego au<;
przypisuje samemu układowi doświadczę"- w których wogóle posługuje się cewk? |!- dukcyjną z przerywaczem. Dlatego też dzi zaniechać zupołnie tego układu. k |C''- antykatoda, źródło największej części !»'•
mieni, umieszczona jest w ogległości t.'