• Nie Znaleziono Wyników

Tom XXVI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom XXVI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

.Ni 16 (1298). W arszawa, dnia 21 kw ietnia 190? r.

Tom XXVI.

TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M ,

PRENUMERATA „W SZECHŚWIATA.".

| w W arszawie: ro czn ie rb , 8, k w a rta ln ie rb . 2.

przesyłką pocztow ą: ro czn ie rb . 10, półr. rb . 5.

PRENUM EROW AĆ MOŻNA:

W R ed ak cy i W sz e c h ś w ia ta i we w s z y stk ic h k s ię ­ g a rn ia c h w k ra ju i z a g ra n ic ą . Redaktor W s z e c h ś w ia ta p rz y jm u je ze s p ra w a m i re d a k c y jn e m i codziennie od g o d zi­

n y 6 do 8 w ieczorom w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : K R U C Z A N r . 3 2 . T e l e f o n u 8 3 1 4 ,

I B ADANI A P R O F . S P E M A N N A Z DZIEDZINY EM BRYOLOGII.

Przed dziesięcioma laty na zjeździe rzyrodników we F ra n k u rc ie anatom Boni Ikazywał wyhodowane przez siebie dzi-

|'"li|gi w postaci stworzeń z dwiema gło- 1‘inu lub dwoma ogonami, dwojaczki

|"ierzęce zrośnięte swemi powierzchnia- Iwusznemi lub grzbietowem i, wresz-

“ żywe kijanki, u k tó ry c h na miejscu kona znajdowała się d ru ga głowa, lub

‘ in*ejscn głowy drugi ogon. Doszedł 1° lydi wyników w taki sposób, .że prze­

pal na części młode kijanki żaby Bom- P,lator igneus i żabki zielonej i następ- szozepił je w innem miejscu w stanie r z,ze świeżym. O trzy m yw ał w ta k i spo- f J z"*erz§ta mozaikowe, u których skła- rlłce je oddzielne części rozwijały się 1 "owem miejscu, przechodząc przez te -tadya, co i umiejscowione normal- t . °fn nazywał tę operacyę „przesz- r pianiem em bryonalnem .”

! ■"* Borna wskrzesił prof. Spemann L ‘ • 111 szeregu badań przeprow adźc­

ie 1 " tym kierunku. W swym odczy- powiedzianym n a niedawno odby- ZJ' ździe przyrodników i lekarzy n ie­

mi eckichwStutgardzie, autor ten zapomocą całego szeregu przykładów w yjaśnia wiel­

kie znaczenie tego nowego sposobu dla rozwiązania wielu niejasnych zagadnień anatom ii opisowej, z drugiej zaś strony, co ma stokroć większe znaczenie, dla fi­

zyologii rozwoju zwierząt. Z acznijm y od anatomii opisowej.

R yby i żyjące w wodzie gąsienice am- fibiów mają z boku ciała ta k zwane li­

nie boczne, stanowiące coś w rodzaju skórnych organów czucia, rozmieszczo­

nych c h a raktery stycznem i liniami podłuż- netni. Czasem są one widoczne i n a ż y ­ wych zwierzętach, lecz szczególnie w y ­ raźnie zarysowują się na preparatach

anatomicznych. Do wielu osobliwości tych organów zaliczyć należy również i to, że są zaopatrzone w nerw głowy, m ianow i­

cie błędny (vagus), przez co różnią się wybitnie od pozostałej skóry, otrzym ują- 1 cej nerw y od mlecza pacierzowego. A po­

niew aż stosownie do zasadniczych praw anatomii porównawczej takie uchylenie od ty p o w e g o rozczłonkowania ciała krę­

gowców nie może być pierwotnem , n a ­ leży zatem wnioskować, że w odległych czasach u przodków ryb i ziemnowod­

n ych organy czuciowe linij bocznych znajdowały się na przodzie, na głowie

(2)

2 4 2 W SZECHŚW IAT w norm alnej siedzibie n e rw u błędnego,

i ty lk o z czasem odsuw ały się stopniowo k u tyłow i. Dla teg o też wielkie znacze­

nie miało określenie, w ja k i sposób linie boczne rozwijają się u obecnie żyjących postaci, np. u żab. Zapom ocą samej t y l ­ ko obserw acyi w y ja ś n ie n ie tego p y ta n ia było niemożliwe. H arrisson w A m ery ce uży ł w t y m celu sposobu Borna. Z nane są ta m dw a g a tu k i żab, składających ja­

j a p raw ie je d n a k o w e j wielkości, z t ą t y l ­ ko różnicą, że u jed n e g o g a tu n k u (Rana palustris) j a j a te m ają jasno-żółty kolor a u drugiego (Rana sylvatica) ciemno b ru n atn y. T a k a ż różnica w zabarwieniu istnieje i pom iędzy ich kijankam i. U obu postaci linie boczne z trudnością można rozpoznać, gdyż u c iem n y ch kijanek m a ­ j ą b a rw ę ciem ną a u j a s n y c h jasną. Otóż H arrisson złożył z ciemnej przedniej poło­

wy jednej żaby i jasnej tyln ej połowy dru g iej— w ty m , oczywiście, okresie, g dy linie boczne jeszcze nie z a ry so w a ły się,—

je d n o zwierzę i p rzekonał się naocznie, że z przedniego k a w a ł k a wrosła ciemna linia boczna w jasny k a w a łe k tylny.

Drugie doświadczenie w y k o n a n e w tyra samym k ierun k u przez B rau sa doty czę bardzo, skom plikowanego zag adn ien ia o ro­

zwoju nerw ów k ońcow ych. J a k wiadomo, istnieje co do teg o kilka teoryj w y k lu ­

c z ają cy c h j e d n a drugą. Po d ług iednej z nich, teoryi neuronów , w łókna nerwo-

A v e na całej swej przestrzeni p o w stają

po c z ątk o w o w postaci w y ro stk ó w k o m ó­

rek z w ojow ych i dopiero p o tem koło nich g ru p u ją się inne komórki, tw orząc tak zw aną po ch e w k ę Schw anna. N atom iast po d łu g drugiej teoryi rozwój komórek n e rw o w y c h zawdzięcza s w e istnienie w y ­ łącznie ty m innym kom órkom . G rupują się one łań cuszko w ato n a p rzestrzeni po­

między k om ó rk ą zwojową a organem k o ń ­ cow ym i po utw orzeniu w łókna n erw o­

w ego o tac z a ją je nastę p n ie w postaci o- ćbronnej i pośredniczącej w odżywianiu go otoczki. A z atem te o ry e te m ają tę ty lk o w spólną cechę, że zarów no w e d łu g jednej j a k i drugiej połączenie w łókna z organem k o ń c o w y m p o w sta je w o k re ­ sie późniejszym i w k a ż d y m razie nie wcześniej, aż w yraźnie zarysuje się włókno

! nerwowe. Przeciw ko tem u powstaje trzn

| cia teorya, podług której wspomniane tvl ko co połączenie stanow i bezwarunkowo fakt pierwotny łub przynajmniej wystf.

puje znacznie wcześniej, niż utworzenie się włókna nerwowego. Wobec dzisiej­

szego stanu techniki anatomicznej za<ra.

dnienie to nie może b y ć rozwiązane dro­

gą obserw acyi i dla tego w ostatnich cza­

sach zaczęto próby wyjaśnienia go droga doświadczalną. Pracę w ty m kieninb zapoczątkow ał Harrisson w następujący bardzo prosty sposób. Przekonawszy fie, że komórki Schw anna pochodzą z pasim węzłowego, otaczającego z obudwu stron rurkę rdzeniowo-mózgową, usunął on no­

życzkami te pasma, a zarazem, oczy­

wiście, i komórki, przeznaczone do utwo­

rzenia w przyszłości włókna nerwowego.

Pom im o to je d n a k po pewnym czasi*' powstały włókna nerwowe, lecz bez otoci ki Schwanna, wskutek czego ostateczni została zd ysk red y to w ana teoryra ogni#

kom órko w ych i Harrisson stanowczo o świadczył się za słusznością teoryi o ne­

uronach. Lecz doświadczenia Brana znów przysporzyły nowych faktów. Ba­

dając rozwój nerwów ruchowych 11 żab i B om binator igneus Braus, doszedł do niespodziew anego wniosku, ż e nerwy te w inny istnieć wówczas, gdy jeszcze za­

pom ocą teraźniejszych sposobów badania nie jesteśm y w stanie wykazać nawę' najm niejszych ich śladów, a więc znacz­

nie wcześniej, niż podług teoryi neuro­

nów. Dowodzi tego następujące doświad­

czenie. Pierwsze kończyny ukazują ja k wiadomo, w postaci malutkich guz0' w a ty c h wypukłości nieokreślonej budów)' Braus wyciął te guziki i przesadził je >■

inne miejsce ciała. Okazało się wówc*&

że na tem obcem dla nich miejscu k"1 czyny rozwinęły się jaknajlepiej i 'V3P"

rzędnie ze szkieletem, mięśniami i Ii:H‘z' niami krwionośnemi p ow stały w

i nerwy. A ponieważ z e z r o z u m i a ł . '1

pow odów nerw y te nie mogły wrosM w kończyny z tułowia, musiały zalt znajdow ać się w stanie zarodkowym czyn już w chwili ich przeszczepi"' Jeszcze dosadniej przeko n yw a nas o drugi przykład. U kijanki Boiul>*"‘l" i

(3)

.\ó 61 WSZECHŚWIAT 243

„ n e u s Braus wyciął guzo w aty zarodek

’„v przedniej, nie zawierający jeszcze u Iny cli zarodków nerwowych, i zaszcze­

pi go innej kijance na głowie nieco po- ,iiej oka. Na nowem miejscu powstała

„malna łapa przednia, usadowiona na l^-ce małego Bombinatora i obdarzona amodzit lnemi ruchami. Bezwątpienia znaj- lowały się w niej w szystkie części skła- lowe ręki, a więc i nerwy.

W dziedzinie embryologii nowy spo-

„',1) badania znalazł zastosowanie na ra­

zi,! tvlko w pracach nad rozwojem oczów ,i kręgowców, mianowicie u żab. U ki-

;,nt*k żabich, żyjących mniej niż dw a t y ­ godnie, oko składa się, ja k wiadomo,

■ jabłka ocznego i soczewki. Ja b łk o to żyli kielich oczny składa się z dwuścia- lek, z których w ew nętrzna tworzy czułą ia światło siatkówkę, a zew nętrzna skła- la si^ z nieco zabarwionej na kolor czar- v warstwy komórek, ta p e tu m nigrum.

V otworze okrągłym kielicha znajduje ię soczewka, nad k tó rą w postaci skle­

cenia wystaje p rzezro czy sta rogówka, a strunie wewnętrznej Oko złączone je s t apomocą nerwu ocznego z mózgowiem.

IV sztucznie umieszczone jedna w dru- ri**j i czynnościowo złączone ze sobą czę- : i rozwijają się z różnorodnych ośrod- a mianowicie, jabłko ocznę i nerw 11 zny z zarodków m ózgow ych w postaci puklenia się w nie, a soczewka w po- ,;1,’i rozrostu skóry. D roga rozwoju przed- tawia się \y ten sposób, że rurka rdze- u"mózgowa czyli zarodek mózgu i rdze­

ni, znajdujący się pod skórą, w y ra sta na vyni zamkniętym przednim końcu jako

“ zugowaty p ęc h erz y k pierwotny, przy-

"■Jający swą główką bezpośrednio do skó- ' • ^ a miejscu ich połączenia powstaje

"7e"ka, która następnie odrywa się postaci woreczka, a jednocześnie ze-

!1,;trzna ścianka pęch erzyka ocznego od- '"a się od soczewki i zbliża się do '■nki wewnętrznej. Po w sta je dwuwar-

"owy puhar, w k tó re g o otworze ja k oprawie siedzi soczewka.

"'kaweni było dowiedzieć się, czy ufor-

’'aine się soczewki możliwe je s t tylko ' !l1 miejscu, gdzie ją spoty k am y w nor­

m alnych warunkach, czy też ona może się rozwijać n a jakiem kolwiek miejscu na skórze, o ile na to miejsce podziała bodziec drażniący ze strony jabłk a ocznego. Od­

powiedź na pytanie dał a m erykanin L e ­ wis. W yb rał do doświadczeń oczy żabie, na k tó ry c h jeszcze nie można było do­

strzedz najmniejszych śladów tworzenia się soczewki; w jed n y m przypadku zosta­

wiał pęcherzyk oczny na miejscu, zastępując wyściełającą go skórę brzuszną skórą in­

nego zwierzęcia, a w drugim wycinał pę ­ cherzyk oczny i zaszczepiał go pod skó­

rę temuż zwierzęciu, lecz już na innem miejscu. W obudwu przypadkach otrzy m yw ał ostatecznie utworzenie się soczew­

ki z zupełnie nie odpowiadających jej po­

wierzchni skóry. A zatem m am y tu jas­

ny dowód, że jabłko oczne połączone z j a ­ kąkolw iek częścią skóry obdarzone jest własnością wyw oływ ania tych złożonych procesów, które prowadzą do powstania soczewki. Nie na tem jed n a k kończy się doniosłość tego faktu. Zarodek mózgo­

wia, z którego w yrasta pęcherzyk oczny w postaci guzika woreczkowego, tworzy w ty m okresie rozwoju zarodkowego zam­

knięty koniec kanału mózgowo-rdzeniowe­

go, umieszczonego na linii środkowej grzbietu pod samą skórą. Nieco zaś wcześniej kanał ten wchodzi w skład sa­

mej skóry w postaci podłużnego pasma, otoczonego sąsiadującemi z niem tk a n k a ­ mi. Skutkiem zginania się i zrostu swych części bocznych pasmo to zamienia się w rurkę, k tó ra następnie odrywa się od skóry. A więc na przednim końcu pas­

ma mózgowo-rdzeniowego winny znajdo­

wać się z prawej i lewej strony te kom ór­

ki, z k tó ry c h później po utworzeniu się z owego pasm a kanału pow stają pęche­

rzyki oczne. Pożądanein było oznaczenie ścisłych granic tej części pasma mózgo- rdzennego, która daje początek oku, i za­

razem uchwycenie chwili początku tw o­

rzenia się oczów. Zapomocą przerzynania jaj salam ander wodnych włosem Lew iso­

wi udało się ściśle ustalić okres, do k tó ­ rego m ateryał komórkowy odznacza się jeszcze w takim stopniu plastycznością, że zamiast jednej głowy z 2 oczami mo­

gą b y ć o trzym ane dwie głowy z 4 ocza-

(4)

2 4 4 W SZECHŚWIA T

mi. Udało się stw ierdzić, że możliwość istnieje ty lk o do k o ń c a gastrulacyi; jeżeli zaś pasm o rdzeniowo-mózgowe zacznie się wyraźnie zaznaczać, podobne podwojenia są ju ż niemożliwe. W celu zaś określe­

nia własności różnicowania się funkcyj róż­

n y c h części oka w o d k r y te m paśmie móz- gowo-rdzeniowem Lewis w yjm ow ał z niej k a w a łek c z te ro k ą tn y i w kładał go znów w odw ro tnem położeniu. W rezultacie otrzym ano zarodki z 4 oczami, z k tó rych dw a p o z o s ta w a ły na miejscu normalnem, a d w a pozostałe w yrosły ku tyłow i od teg o miejsca, na większej łub mniejszej odległości od niego z tyłu lub przodu o r­

ganó w słuchu stosownie do długości w y ­ wróconego kaw ałka. Oczy miały rozm ai­

t ą wielkość, a w je d n y m p r z y p a d k u za­

m iast istotnego oka p ow stał tylko zbiór kom órek czarnych (tapetum nigrum). A z a ­ te m już w ty m okresie, g dy blaszka móz- gowo-rdzeniowa je s t jeszcze szeroko roz­

warta, istnieją zupełnie odosobnione te re n y oczne, w których j e d n e kom órki przezna­

czone są do utw orzenia siatkówki, inne znów w chodzą w skład ta p e tu m nigrum.

W reszcie n a s tę p u jąc y przy k ład n ap ro w a­

dza na możliwość zastosow ania przeszcze­

piali za ro d k o w y ch n a w e t w dziedzinie czystej fizyologii. J a k wiadomo, u zwie­

rz ą t k rę g o w y c h pewne części labiryntu, mianowicie trz y jego kanały półokrągłe, uznaw ane są j a k o organ y ory entow ania się w przestrzeni. Zrozumiałam jest, że dla prawidłowej funkcyi tego org an u ma znaczenie położenie je g o w ciele, a dla tego w zbudzało zaciekaw ienie pytanie, jak ie m i staną się ruchy zwierzęcia z w y ­ w róco ny m labiry ntem . N a dorosłych zwie­

rzętach tego rodzaju w yw rócenie lab iry n ­ tu j e s t oczywiście niemożliwe, lecz łatw o je w y k o n a ć u m łodych kijanek. U ty ch zw ie rz ą t zarodek labiryn tu p ow staje w tak i sam sposób, ja k i zarodek soczewki w postaci w y k w itu skóry w e w n ątrz p u ­ stego, k t ó r y następnie od niej odosabnia się w formie p ę c h erz a i po d leg a wreszcie zróżnicowaniu. O kazuje się, że m ożna w yjąć te n p ę c herz yk, wyw rócić go i znów umocnić pod t ą samą skórą. Podczas pierwszych dni po tej operacyi nie do­

strzegam y u kijanki żadnej zmiany, lecz i

z chwilą, gdy ona zacznie pływać, Ziil;.

ważyć możemy, że p ły w a nie tak, ja;

inne kijanki. To przew raca się cią»|f

w ykonyw a w ahadłowe ruchy, to znót leży nieruchomo na grzbiecie, — słowem, widzimy, że utraciła dar oryeiitacyjny.

N a skraw kach istotnie widzimy wywró­

cony labirynt. Autor je s t przekonany,i(

zapomocą planowego przeprowadzenia p odobnych doświadczeń z następujący po nich obserw acyą rozw ijających się zabu­

rzeń ruchu oraz badania skrawków jest możliwem wyjaśnieniejeszcze wielu zaga dnień, do tyczących czynności fizyologicz- n y ch labiryntu. Przeszczepiania zarodko­

we, zapewne, odegrają niepoślednią rolę w fizyologii, szczególnie tam, gdzie pożą­

dane byłoby przeszczepienie orgamii i gdzie, j a k np. u dorosłych zwierząt, wy­

konać tego nie można.

K. S.

TEODOR L IP P S .

N A U K I P R Z Y R O D N I C Z E

A POGLĄD NA ŚWIAT.

(Dokończenie^).

Potrąciliśmy mimochodem o wyraz -i'- chanizm “. Zapytuję, czem jest meclu- nizm? Przedew szystkiein, oczywiście, pra­

widłowością w świecie rzeczy. Ale i-*

nieje też prawidłowość inna, której n*

określamy, jako mechanistyczną. Musi":

więc dodać j a k ą ś cechę charaktery*1.' czną do pojęcia prawidłowości mecham stycznej dla w yodrębnienia jej od kiej innej. W ostateczn ym wyniku w • t a k ą je s t przestrzenność. Prawidło" 0 m echanistyczna jest to prawidłowość rz- czywistości u ję ta w pojęcia przestrze * czasu i liczby. Natom iast nie s? "

nie zdefiniować prawidłowości mech‘int stycznej owe niewiadome, o jakich ,llLl liśmy powyżej. Jeśli ta k pojmie^} l- chanizm, zadaniem p r z y r o d o z n a w s t w a i ujmowanie rzeczywistości w p r a " a 1 clianiczne. M echanistyczny pogM świat, i przyrodoznawstwo będą j e‘11 i tem samem.

(5)

WSZECHŚWIAT 2 4 5 .V

16

Narzuca się pytanie, j a k dalece rzeczy- i<tość daje się ujmować' mechanistycz-

w naszem tego słowa zrozumieniu. A riori nic nie wolno przyrodoznawstw u rzekać, jest ono n a u k ą o p artą na do- iadczeniu. Gdzie nie jesteśm y obecnie stanie ustalić prawidłowości mechani- vcznej w świecie rzeczywistym, tam oczvna się kres przyrodoznawstwa. To

•t ambicyą jego winno b y ć przyznawa- e się do niewiedzy, ilekroć doświadcze- e dalej kroczyć nie pozwala.

Witalizm współczesny o ty le tylko ieć może wartość naukow ą, o ile roz- trywac go będziemy ja k o takie p rzy ­ lanie się do istnienia granicy badań zyrodniczvch.

Z drugiej strony przyrodoznawstwo gdy nie zwątpi o tem, że w przyszłości coraz większym skutkiem zdążać bę- ie w kierunku poglądu mechanistycz- go na rzeczywistość. Konieczną pod- wą, czy ideą przewodnią, jest ciągłe iłowanie osiągnięcia teg o celu. Ale tu witalizm przestaje b y ć naukowym- jęcie mechanizmu wiąże się ściśle z po-

iem materyi.

Czem jest zatem m aterya? Świadomość mina z całą pewnością siebie stwierdzi, materyą jest to, có j e s t czerwone lub ł,ei twarde lub miękkie, słodkie łub

aśne, ciepłe lub zimne i t. p.

Naukowein wszelako pojęciem m ateryi rzeczywistość z a w a rta w pojęciach a»u, przestrzeni i liczby. Widzieliśmy,

0 ile nie włączymy do pojęcia tego

■ rh jeszcze, m ateryalnych cech, bę- mieli do czynienia z czemś uro-

‘m- A wszelkie ce ch y m ateryalne, o

" "'łączenie przyrodoznawstw o mo- '■ 'ię pokusić, przekształci je w nie-

;i(,°mą, w X. Albo więc pojęcie przyro- z- materyi je s t pojęciem czegoś uro-

a**:>0 też je s t symbolem jakiejś

"ladoniej.

^lożna powiedzieć tak: niech m ate ry a M,łjie niewiadoma, lecz wystarcza

c/ J

J( ) cecha—przestrzenność. M ateryą

• " takim razie wszystko, co jest

"" przestrzeni, tu, czy gdziein-

~~Co Je§t rozciągłe lub ograniczo­

ne przestrzenią, co jest poruszane lub porusza się w przestrzeni i t.d. O bojętnem staje się wtedy, czem je s t to, co znajduje się w przestrzeni.

Ale zadać można tu nowe pytanie:

skąd wiemy o istnieniu tego czegoś, w ten sposób definiowanego? J e s t to ró­

wnoznaczne z zagadnieniem: dlaczego przyrodoznawstwo ujmuje rzeczywistość w pojęcie przestrzeni? Konieczną postacią, w jakiej rzeczywistość się nam ukazuje, są barwy, dźwięki i t. p. O przestrzenno­

ści wiemy tyleż: jest to konieczna postać, pod j a k ą rzeczywistość nam się ukazuje.

Czemuż więc nauki przyrodnicze abstrahują tam te cechy ze świata rzeczy i ograni­

czają się na pojęciu przestrzeni?

Odpowiedź brzmi poprostu: bo leży to w granicach ich możliwości, bo prawidło­

wość świata rzeczywistego daje się uj­

mować w pojęcie przestrzeni. Natom iast nauki przyrodnicze nie wiedzą nic o tem, czy rzeczywistości jak o takiej jest wła­

ściwa przestrzenność, czy nie.

Sądzić ktoś może, że w sanuj istocie praw, w które ujmujem y rzeczywistość, leży cecha, że są one praw am i przestrzen­

ności. Przestrzeń wraz ze swemi własno­

ściami byłaby pu n k tem wyjścia, została­

by włączona do prawidłowości przyrodni­

czej. P ra w a geom etryczne przechodzą wszakże w przyrodnicze, a są one bez wątpienia prawami przestrzeni.

Niekoniecznie twierdzenie takie j e s t słu­

szne. G e o m e try a faktycznie zajmuje się przestrzenią. P u n k te m wyjścia dla ważności jej twierdzeń są zasadnicze, cechy prze­

strzeni, t. j., że przestrzeń je s t tró jw y ­ miarową, jednorodną, nieskończoną ciągło­

ścią; lub też, że je s t trójwym iarową nie­

zmienną, wszędzie jednorodną i nieskoń­

czoną różnorodnością. Ale twierdzenia ge­

om etryczne stosują się do owej ciągłości jako takiej. Dla geom etryi zupełnie obo­

ję t n ą jest rzeczą, że t a ciągłość, czy róż­

norodność posiada cechę przestrzenności;

lub też że ciągłość przestrzenna, pominą-

! wszy ilość jej wymiarów, jest czemś rożnem od ciągłości w czasie lub liczbach.

Dla przyrodoznawstw a również nie jest ważną cecha przestrzenności lub jej po­

stać, lecz jed y n ie układ, system, k tóry

(6)

2 4 6 W SZECH ŚW IA T

jako przestrzenn y n a rz u c a się naszem u spostrzeganiu. W szystkie twierdzenia p rzy ­ rodnicze zachowują, moc swoję n a w e t w o ­ bec założenia, że przestrzenność nie ist­

nieje; dla nich w ażnem je s t, że układ św iata rzeczyw istego, ja k o taki, narzuca się naszem u s p ostrz eg a n iu pod postacią u k ła d u przestrzennego.

P rz y ro d o z n a w stw o posługuje się z ko ­ nieczności, gdyż nie posiada innego spo­

sobu, ty m , a nie innym językiem . Lecz nie wolno mu p rzy te m zapominać, że jest to jed y n ie ję z y k czyli forma s p o s tr z e g a ­ nia, aczkolwiek konieczna dlań forma.

N ato m iast nic nie j e s t w stanie p o w ie ­ dzieć o tem , czy te sam e określenia p rz e ­ strzenne odpow iadają rzeczywistości.

Posługiw anie się pojęciem m ate ry i je s t z atem ję z y k ie m , czy poglądem nauk przy­

rodniczych, k tó re rzeczywistość dostępną dla zmysłowego doświadczenia rozpatrują, j a k g d y b y b y ła m ateryą.

J a k ie więc je s t znaczenie m ateryalizm u?

M echanizm i m ate ry a liz m są to w gruncie rzeczy równoważne pojęcia. Po w ie d z ia ­ łem, że w istocie swojej nauki przyrodnicze są m echanistyczne; z tą sam ą racyą można powiedzieć, że są one oparte n a myśleniu m ateryalistyczn em .

Nie znaczy to, że w istocie n a u k p rzy ­ rodniczych leży konieczność rozpatryw a­

nia wszelkiej bez w y j ą tk u rzeczyw isto­

ści jak o przestrzennej, ani też, że w szelka rzeczyw istość posiada cechę p rze s trz e n ­ ności, a więc jest m ateryą. N a w et m a­

tery alizm zam ierzchłych czasów, w n a j ­ pierwotniejszej swej formie nie przeczył, że świadomość, k tó ra jest również rze­

czyw istością, to j e s t czucia, w yobraże­

nia, uczucia, przejaw y woli, obaw a, na ­ dzieja, tęs k n o ta i t. p., nie dają się pod­

ciągnąć pod pojęcie przestrzeni.

M ateryalizm nie może wogóle b y ć roz­

p a tr y w a n y , jak o orzekanie o tem, czem j e s t rzeczywistość. D o ty c z ę 011 w y łącz­

nie jej prawidłowości; m a przedewszyst­

kiem p ra k ty c z n ą wartość, ja k o zasada badania, k tó rą poznaliśmy ju ż przedtem, pod nazw ą k oniecznego m echanistyczne- go poglądu n auk przyrodniczych. J e s t on zasad ą n ieustającego dążenia do ujm ow a­

nia prawidłowości św iata rzeczywistego pod

postacią prawidłowości b y tu i stawania się w przestrzeni, czyli ujmowania w pojęcia czasu, przestrzeni i liczby.

K rótko mówiąc, m ateryalizm jest przede wszystkiem nową nazwą dla zadań przv rodoznawstwa wogóle. Lecz taka zasada badania zawiera prócz tego pewną wiarę, czy postulat p ra k ty c z n y , że prawidłowość zachodząca w świecie, o ile jest wogóle dostępna dla przyrodniczego, czyli zmy­

słowego doświadczenia, daje się traktu- w ać z p u n k tu widzenia materyalistycz- nego, w ten sposób pojętego. Do świat;, rzeczywistości należy w odrębny sposób świadomość indywidualna.

Ż adne postrzeganie zmysłowe nie je-:

w możności stwierdzić bezpośrednio, l- świadomość istnieje w świecie objektyw n y m i czem ona jest. N atom iast przeja«v życiow e innych osobników, dające się po­

strzegać zmysłowo, na zasadzie analogii z naszemi własnemi, są podstawą do przyj­

mowania, że w świecie zewnętrznym ist­

nieją liczne osobniki świadome, że w rol­

n ych jego p u n k ta c h zachodzą procesy psychiczne. Świadomość tę, musimy wy-;

brażać sobie wyłącznie tak, ja k nam na­

k a z u ją przejaw y życiowe. Są one, juk dostrzegalne dla zmysłów, faktami przy- rodniczemi. A zatem, zadaniem przyrodo­

znaw stw a jest: włączyć je do myślowep ca ło ksz ta łtu św iata rzeczywistego, a1'!

i w tym punkcie ustanow ić n iep rz erw an i

ciągłość mechanistyczną.

Przyp uśćm y, że zadanie takie zostali1 spełnione, że udałoby się naukom pt'Z.vr dniczym te przejawy życiowe oraz r cesy zachodzące w organizmie, z które'*

pierwsze są p r a w i d ł o w o związane, a t,rz d ew szystkiem procesy m ó z g o w e ,u j^ 'w ■' w a mechanistyczne. Pom im o to me łaby wyjaśniona, ani istota świadom0 wogóle, ani nie zostały by wykryte pr‘l jej działania, ani też pochodzenie 1 i"

szłość świadomości indywidualnej. ^ lezione zostałyby wyłącznie prawa dzące owemi przejaw am i życiowemi- ^ nauki przyrodnicze zdobyłyby lK‘"

prawidłowości samej świadomości, * wogóle jest ona d o s t ę p n a poznaniu ( l doświadczalną. N ato m iast nauki PlZ' nicze m usiałyby po w strz y m a ć się 0(' v

(7)

.\ł 16 W SZECHŚWIA T 2 4 7

cl, twierdzeń, w yb ieg ający ch poza tę

r a n ic ę . Lecz wiara w możliwość dal-

vch wyników w poznawaniu indywiduum ' t nieodłączna od nauk przyrodniczych, wi w tem cząstka nieuniknionego ich „ma- rvalizmu“. W zastosowaniu do przeja- ó"w świadomości możemy to nazwać ko- eeznym „materyalizmem psycho-fizycz- ,m“ przyrodoznawstwa.

Wiedza, jakąby w ten sposób zdobyto, rłal)V jedynie rozwinięciem z naukow ą isłością tego pospolitego faktu, że świa- Hiiość osobnicza nie je s t światem zam- liętym w sobie, lecz że znajduje się stosunkach prawidłowej współzależno- i z światem przedmiotowym, a najwię-

■j bezpośrednio z tym określonym jego inkteni, który na z y w a m y mózgiem.

Wobec tego, że przyrodoznawstwo roz- itruje świat jako materyalny, ale nic jego niateryalności i wogóle o jego istocie e wie, że jest to poprostu umówiony Hisób wyrażania się,— „materyalizm psy- u)fizycznyu ok; że się tylko naukowo iślejszem określeniem tej gminnej wie­

ży, że świadomość należy do ciągłości Matu przedmiotowego -i zajmuje w nim

■wne określone miejsce,

luki stan rzeczy nie ulegnie zmianie,

■Ii ubierzemy powyższy pogląd w sło- a’ Jakoby świadomość była „fun k cy ą”

ateryi, mózgu w szczególności. Termin nkeya jest tylko nowem, antropomorfi- V‘znem określeniem faktu, że świado- '-1 osobnicza znajduje się w stosunku pra-

•łowej współzależności względem świa- I’lz<-“dmiotowego, ro zp a try w a n eg o ja k o ' ' a przez nauki przyrodnicze,

ateryę uznaliśmy za sposób w yrażenia ' llcgo poglądu właściwego naukom r"dnicaym. N a u k o w y zaś m aterya- ,lznalismy za wiarę w to, że pra- IJ"°ść świata przedmiotowego, o ile ' * u,nysł y czynią go dostępnym po- zdołamy wyrazić we w łaściwym , ' Jln Przyrodniczym języku, którym

■ ^"'trzenność. T em u poglądowi i tej I" zeciwstawiamy teraz inny, jedy- l'Jugujący na to miano, pogląd na . ^aką nazwę może nosić tylko po-

go . sa|nę istotę św iata przedmioto-

W o b e c takiego ustalenia pojęć nie ist­

nieje materyalistyczny, ani też wogóle p r z y ­ rodniczy pogląd na świat. Mowa o czemś podobnem j e s t niezrozumieniem właści­

wego znaczenia i zadań nauk przyrodni­

czych. W yłącznym ich celem, p o w ta rz a ­ my, jest rozpatrywanie ilościowe ciągło­

ści św iata przedmiotowego, o ile zmysły czynią je dla nas dostępnem, oraz przed­

stawienie prawidłowości tego świata w po­

jęciach czasu, przestrzeni i liczby.

Istnieje pogląd na świat wyrosły w pier­

wotnej naiw nej świadomości. P rz y ro d o ­ znawstwo przeciw staw ia mu swój własny, który w gruncie rzeczy nie jest żadnym poglądem na świat, lecz a bstrakcyjnym system em stosunków współzależności mię­

dzy pojęciami wielkości wyrażonemi w cza­

sie, przestrzeni i liczbie. Pozostawia on wol­

ną drogę dla trzeciej fazy m yślenia o rze­

czywistości, którą nazwiemy filozoficzno- przyrodniczą fazą myślenia.

Czem je s t filozolia przyrody? P o c z ą tk o ­ wo zdaje się ona w założeniu zaprzeczać samej sobie. Czy może poza przyro do­

znawstw em istnieć n a u k a o przyrodzie?

T a k jest, i ona dopiero uzupełnia przyro­

doznawstwo w kom pletną n au kę o przy­

rodzie.

P rzy rod a nie jest bezładnem zbiorowi­

skiem faktów zmysłowego postrzegania, wynajdow anych przez badacza przyrody, lecz je s t prawom poddaną całością świa­

ta przedmiotowego. A ta ostatnia jest w ytw orem myślenia przyrodniczego, k tó ­ re stanowić może p u n k t wyjścia dla no­

wego b adania naukowego.

W y tw ó r te n j e s t przedewszystkiein przedm iotem krytyki wiedzy przyrodniczej.

Czynność podobna należy już do filozo­

fii przyrody, 1) gdyż przedm iotem jej jest w y tw ó r um ysłowy, 2) dlatego, że j e s t nim przyroda w naukowem jej traktowaniu.

Filozofię przyrody nazwać można również

„m etafizyką" w dosłownem znaczeniu, gdyż istnieje poza obrębem fizyki, to jest poza obrębem sam ych nauk p rzyrodni­

czych. Oprócz tego zadania krytyczno-po- znawczego istnieje drugie: p o z y ty w n e , przyrodniczo-filozoficzne zadanie. Nie po­

lega ono na rozwiązaniu zagadnienia, j a k myśleć musimy, aby dane doświadczenie

(8)

2 4 8 WSZECHŚWIAT Ne IG podciągn ąć pod p raw a ducha, ale: jak

lpożemy o nich myśleć, na ile wogóle po­

winniśmy w yobrażać je sobie, jako rze­

czywistość? J a k ie m i drogami oderw any syste m at m yślowy n auk przyrodniczych przekształcić m ożna w rzeczyw istość w y ­ pełnioną treścią? j a k z isto ty św iata rze­

czywistego, k tóre j nie określają pojęcia m asy, siły, energii, uczynić coś określone­

go? ja k w y p e łn ić próżnię, k tó rą te poję­

cia tylko ujawniają, treścią daną w do­

świadczeniu C2y w p rzeżyw aniu bezpo- średniem? Odpowiedź n a te p y ta n ia roz­

strzyg nie jed nocześnie zagadnienie, czy św iat rze c z y w isty z n a tu ry rzeczy można podciągnąć pod określenia przestrzenne, czy też ty lk o w ję z y k u przyrodnika, t. j., czy m ate ry a istnieje naprawdę? Umysł ludzki dać może w ty m względzie tylko t a k ą odpowiedź: luki powyższe m ożna w y­

pełnić je d y n ą tre śc ią daną w bezpośred- niem przeżywaniu, je s t nią nasza świado­

mość, k tó r a stanow i jednocześnie o wła- ściwem znaczeniu terminów: siła, działanie, energia i t. p. R zeczyw istość dana w świa­

domości jest pierw szą a zarazem ostatnią bezpośrednio nam daną rzeczywistością. .Je­

dnocześnie k w e s ty a ob jek ty w n e g o istnienia m ate ry i zostaje ro z s trz y g n ię ta przecząco.

R z eczy w isto ść p ojęta ja k o świadomość, jaźń, dusza, w szechśw iat — świadomość, w szechśw iat— jaźń, wszechświat — dusza, j e s t je d y n ą dla nas rzeczą określoną, k t ó ­ ra może być treścią myślenia. W tedy świat, dostępny dla zmysłów naszych, j e s t językiem , ja k im przem aw ia do nas rze­

czywistość, a przez nie do naszej świado­

mości indywidualnej, światem zaś p rz y ro ­ doznawstw a, „przyro d ą" j e s t sposób, w7 ja ­ ki prawidłowość tej rzeczyw istości daje się ujmować pod p ostacią przestrzenności, i granice, w jakich ta k ie ujęcie daje się osiągać.

T e n a b solutny idealizm burzy pojęcie m ate ry i, tra k to w a n ie rzeczywistości jako m ateryi. Do pogląd u takiego doszliśmy nie zwalczaniem materyalizm u, lecz roz­

patrzeniem jego istoty, wypowiedzeniem postulatu k ry tyćzno-poznaw czego. N a to ­ m iast właściwie zrozumiany, świadomy swej n a tu ry m ateryalizm przyrodniczy jest sam tak im wrłaśnie idealizmem.

T ylko wtedy, gdy zagadnienie czem jest rzeczywistość, rozstrzygniemy w p0.

wyższy, jed y n y możliwy dla nas sposób, stanie się zrozumiałem, że umysł ludzki jest w możności stw arzania praw przyro­

dy; że przez stw arzanie ty c h praw sain wznosi gm ach przyrody; że wreszcie ta stw orzona przez duch jego przyroda jest w zgodzie z tem, co dane j e s t nam bez­

pośrednio w doświadczeniu. Duch, anale- ży tu także i duch przyrodnika, stwarza przyrodę pod każdym względem.

On stanowi istotę n a tu ry , ona jes* jo­

go dziełem.

T y lk o w ten sposób może być zaspoko­

jo ne pożądanie monistycznego poglądu na świat. W szelka wiara w materyę jest w istocie swej dualistyczną. Obok mate- ryi pozostaje zawsze odrębna od niej du­

sza, nie dająca się ująć w pojęcie prze­

strzenności. Monizm materyalistyczny jest sprzecznością sam w sobie. Dualizm za­

daje się usunąć wyłącznie przez uznanie tego, co n a z y w a m y m ateryą, za duszę.

W y d a je mi się, że współczesne prądy naukow e zmierzają ku takiem u absolut­

nem u idealizmowi. E ta p e m na tej drodze j e s t twierdzenie, że przyrodnik tylko opi­

suje zjawiska. Podobnież rzecz się m»

z energetyzm em . Należy tylko właściwi rozumieć wyraz energia. Twierdzenie,

„rzeczywistość je s t energią" może nnec z punktu widzenia r z e c z o w e g o w ażne zna­

czenie dla filozofii przyrody, z nadmie­

nieniem jed n a k , że same terminy, j ^ 1' tu wprowadzamy, są rzeczą zupełnie ol'»

j ę t n ą dla rzeczowego stanowiska nal1'- przyrodniczych.

E ta p em również na wzmiankowanej di dze są współczesne p rą d y witalisty cz'>

Należy ty lk o rozszerzyć i u o g ó l n i ć ">

lizm. Zam iast w prowadzać go od czasu >- czasu na scenę dla łatania naszej me"-- dzy, ja k o ostatn ią deskę ratunku, nak*- twierdzić, że rzeczywistość jest to ży- a przez to działanie celowe. Jeden * istnieje sposób pogodzenia m e c h a n i k

i celowości; tkwi on w przekonaniu, wszystko je s t celowością i w s z y s t k o Jr

z konieczności m echanizm em dla przyrodnika.

(9)

WSZECHŚWIAT 2 4 9

.V lfi

Wrklęty kiedyś wyraz filozofia przyro-

dv z o s t a j e przyw rócony w naszych cza­

sach do czci. Dowodzi tego może choć

w m a l e ń k i e j cząstce fakt, że dziś tu przed wami ośmielił się przem ówić filozof.

tłum. E . Solcolnicka.

l o k a l i z a c y a o ś r o d k ó w k o o r­

d y n u j ą c y c h W MÓŻDŻKU.

W ostatnim rozdziale dzieła sw ego *) _l)as Cerebellum der S augetiere” profe- Lcr amsterdamski L. Bolk rozpatruje zna­

czenie tizyologiczne móżdżku. Opierając się na tem, co już o funkcyi móżdżku wiadomo, a mianowicie na jego działaniu koordynującem dla system u mięśniowego i utrzymania równowagi, Bolk stara się I wyświetlić kwestyę, czy fun kcya móżdż- Iku jest jednolita, t. j. czy działa on jako I < ałośe, czy też można go podzielić pod Iwzględem fizyołogicznym na okręgi i w Iten sposób dać po c z ąte k lokalizacyi po-

■'iobnej, jaka już do pewnego stopnia j e s t

■ustalona dla mózgu.

I Porównawcze b a d ania móżdżku (Cere- IlUhim) ssaków pozwalają Bolkowi do- l-trzedz pewien schem at w budowie, je- 1'len wzór, wredług którego organ ten 11 I rożnych gatunków je s t zbudowany, ale Ina tle jednego schem atu widzi również Iznaczne zmiany, które w ystępują w róż- ' li okolicach móżdżku. Bolk wychodzi V ogólnego założenia, że tego rodzaju zmiany morfologiczne u w arunkow ane są

!rzez limkcye, pełnione przez tiane orga- n> lub ich części, i dlatego a priori wnio- p ul° "brew zapatryw anio m fizyologów linicystów), że móżdżek nie funkcyo- n Jednolicie, lecz przeciwnie, że i 111,11 istnieje lokalizacya, t. j. że pewne I; "oliee móżdżku rządzą określonemi oko-

■ ‘jmi systemu mięśniowego. Zadaniem

^ a jest znaleźć j a k ą ś korelacyę, pa- iz,n między ograniczoneini okolicami --jnowemi, a określonemi polami korv Pożdżkowej.

*) lleh a

r . rebeli P^ysiologisclie Bedeutung des

<(-'erebellum der S a u g e tie re - Je n a S.

Lchcr 1801. Str. 239).

Ogólny schemat budowy móżdżku we­

dług Bolka przedstawia się jak n a stę p u ­ je: Cały móżdżek składa się z lobus an- terior i lobus posterior ‘). Lobus anterior dzieli się na cztery sublobuli, z których czwarty j e s t zwykle najsilniej rozwinięty.

Sublobuli następują jeden za drugim w kierunku septalnym; zróżnicowania w tej części niema. Bolk usuwa zatem podział na vermis i hemisfery. Cały lobus ante­

rior oddzielony jest od reszty cerebellum przez sulcus primarius (fissura prim a—

według Elliota i Smitha). Lobus posterior przedstawia budowę zawilszą. Bolk tu

rozróżnia lobu-

1 lus s i m p 1 e x ę*6 (przypominają- ją c y budową sublobuli), lo- fir bulus media- nus posterior.

tj ui' -ri*d (który dzieli się na a —nodulus, pyramis, c2=^tuber vertnic), dwa lobuli ausi- formes, dwa L. a n t = l o b u s anterior, S.

p rim .= su lc u s primarius. L. s. — lobulus simplex, L. aus. Cr. I. crus primum 1 )- buli ausiformis; L. aus. Cr. IL=cr. secun- duin lob. aus; Lob. pau.=dobulus parame- dianus; L. m. p o s t.= lo b u lu s medianus p o­

sterior; Fis. pr.—fissura praepyram idalis;

Fis. sec.= fissu ra secunda; S. in t.= s u lc u s intercruralis; P. to n s .= p a r s tonsillaris;

FI.—flocculus; L. petr.==lobus petrosus;

Fis. interv. = fissura intervermicularis;

Fis. fl. to n .= fiss u ra fiocculo - tonsillaris;

Fis. uv. nod. = fissura uvulo-nodularis lobuli paramediani i wreszcie dwie forma- tiones vermiculares (te dzielą się na pars tonsillaris, flocculus; gdzieniegdzie lo­

bulus petrosus). Z powodu zawiłej bu­

dowy lob. m. post, lob. paramediani, au- siformes i formationes vermiculares noszą wspólną nazwę lobulus complicatus, w przeciwstawieniu do lobulus simplex.

Co dotyczę powstawania móżdżku, to Bolk zauważył, że kora móżdżkowa nie

P orów naj schem at m orfologiczny E lliota i Sm itha, u L. Edingera, Vorl. iiber den Bau der nervosen Z entralorgane. S tr. 207. Lipsk, 190*.

(10)

2 5 0 WSZECHŚWIAT

rozwija się jednostajnie. Istnieje według Bolka ośrodki r o z w o ju kory, z których każdy posiada właściwą sobie (odmienną u różnych zwierząt) in tensy w n o ść rozwoju.

Jeżeli intensyw ność je s t wielka, dany ośro­

dek tworzy większą część k o ry móżdżkowej jeśli j e s t m ała , odpowiedni ośrodek bie­

rze m niejszy udział w utw orzeniu po ­ w ierzchni móżdżku. T a niejednostajność rozwoju prow adzi właśnie do morfologi­

cznego zróżnicow ania m óżdżku na okoli­

ce, g d y ż powoduje niejednakow e pofałdo­

wanie kory.

Z pow yższych ośrodków rozwojowych, jeden rozwija się w lobus anterior, lobus posterior pow staje z kilku ośrodków, z którycłi je d e n jest założeniem dla lobu- lus simplex, drugi dla lobulus med. post., trzeci i cz w a rty dają części sy m e­

tryczne po obu bokach lob. m. post, wreszcie dwa ostatnie t w o r z ą późniejszą o bustronną formatio verm icularis.

Bolk zwraca uwagę, że podczas kiedy Lobus ant.—przednia część móżdżku zbu­

d ow ana jest przez jedno pośrodku położo­

ne cen tru m rozwojowe, ty ln a je g o część składa się niety lko ze środkowego, nie­

parzystego ośrodka, ale z kilku parzyr- stych obustronnych. Następnie, że wybi­

tniejsze zm iany w budowie móżdżku u różnyrch zw ierząt ssących < dnoszą się zawsze jedyrnie do lobus post., lobus anterior różni się ty lko większą lub m n i e j s z ą i l o ś c i ą f a ł d ó w poprzecz­

nych i mniej lub więcej łu k o w a ty m ty ch fałdów przebiegiem. Ogniskami zmian są głównie g órna część łobulus med. post., lobulus ausiformis i formatio vermicularis.

Stosunkowo stalszym elem entem je s t lo- j bulus param edianus. W y d a je się, że m óż­

dżek przedstawia kom pleks organów, w któ ry ch jedne są s ta łe —inne n a to m ia s t zmienne. To właśnie je s t podstaw ą dla tezy, że w móżdżku istnieje loklizacya funkcyj, poniew aż wciąż w y n u rz a się p y ­ tanie, czemu u tego zwierzęcia właśnie dany p ia t silnie, a u innego tak słabo jest rozwinięty.

Początk ow o Bolk przypuszczał, że istnieje związek między rozw ojem mas mięśnio­

w y c h pewnej okolicy ciała, a rozwojem

odpowiednich płatów móżdżkowych. p0.

gląd ten nastręczał nam jednak wielu sprzeczności w zastosowaniu do b u d o w y

móżdżku. Wreszcie Bolk doszedł do wniosku, że istnieje związek korrelacyjny między ukształtowaniem się móżdżku a stopniem fizyologicznego, funkcyonalnugo rozwoju różnych okolic mięśniowych. Im bardziej samodzielna je s t jakaś grupa mię.

śni, im częściej mięśnie te funkcyonują, tem bardz ej rozwinięte m uszą być ośrod­

ki, które zawiadują temi mięśniami. Na tę myśl naprowadziła Bolka zgodność mię­

dzy system em ośrodków rozwojowych w móżdżku a podziałem mięśni na gru­

py, jeżeli te ostatnie rozważać będziemy w ich wzajemnej zależności podczas ru­

chów skomplikowanych.

Jeżeli z tego p u nk tu widzenia przypa­

trujem y się mięśniom, to widzimy, że są okolice ciała, w k tó rych podczas wyko­

nyw a n ia ruchu działają jednocześnie mię­

śnie tak prawej, j a k i lewej strony, są in­

ne okolice, w k tó ry c h w skombinowa- nych naw et ru ch a c h biorą udział mię­

śnie jednej tylko strony, podczas gdy drugostronne mięśnie sym etryczne pozo­

stają w spoczynku. Do pierwszych okolic należą np.. głowa, szyja. Podczas r u c h ó w

np. gałki ocznej, żucia lub mówienia, kur­

czą się mięśnie obustronne. Co do mięśni mimicznych tw arzy, to można coprawda kurczyć je jednostronnie, szczególniej po­

siadając pewną wprawę, częściej jednakie używ am y jednocześnie mięśni stron obu.

Bolk przypuszcza, że w obec tego funk- cyę regulującą i koordynującą dla tych okolic, k tó ry c h mięśnie pracują równo- cześni •, pełnić będzie jeden o ś r o d e k ,

wspólny dla obu stron. Ośrodek taki Bjlk nazywa ośrodkiem k oordynującym ')•

Inaczoj rzecz się ma z ruchami K°n‘

czyn np. górnych. Te m ogą działać al')0 współcześnie, albo też każda z o s o b n a .

(u człowieka i niektóryrch zwierząt na"e‘

częściej). K ończyny więc będą musiał' mieć jeden wspólny ośrodek dla koord}'

') W c h a r a k t e r tej k o o r d y n a c ji, w drogi na k tó r y c h się on a o d b y w a, B olk n ie w chodzi. K"c sty e k o o rd y n a c y i są d o ty c z a s sp o rn e P atrz l-u cia n i i L e w a n d o w sk y .

(11)

I „ownnia obustronnych jednoczesnych Ichów, i dwa ośrodki parzyste, praw y i le-

I

wv, odpowiadające niezależnym czynno- I i o m prawej i lewej kończyny. To samo I stosuje się do kończyn dolnych, aczkol- I wiek ich samodzielność fizyologiczna nie I osiągnęła takiego stopnia rozwoju jak sa-

I

modziclność kończyn górnych. Rozpatry-

I

wania powyższe doprowadziły Bolka do I zdania, że istnieć muszą ośrodki koordy-

I

mijące parzyste i nieparzyste. Pierwszemi I sj ośrodki dla mięśni oczu, jęz y k a , żwa- I czy. mimicznych tw arzy, krtani, gardzie- I ii, karku, grzbietu i innych kadłubowych.

Lecz do drugich należą ośrodki, dla g ór­

nych i dolnych kończyn, które prócz te ­ go posiadają ośrodek nieparzysty.

.leżeli istnieje taka, przypuszczana przez Bolka korrelacya, to u ty c h zwierząt, jak

już mówiliśmy, u któ ry c h pew na grupa mięśni jest samodzielniejsza, wyżej fizyo- logicznie rozwinięta, równocześnie odpo­

wiednia partya kory móżdżkowej, powin­

na wykazywać wzrost i silniejsze pofał­

dowanie. I oto na zasadzie obfitego ma- I leryału w tym k ierunku, przez siebie zba- I danego, Bolk wypow iada pogląd następu-

lący:

Lobus anterior zawiera ośrodek koordy-

"ująey dla mięśni głowy, krtani, gardzie lobulus simplex dla m uskulatury szyi, górna część lobulus medianus posterior zawiera nieparzysty ośrodek dla kończyn,

" każdym z Jobuli ausiformes znajduje 'K'jeden z p arz y sty ch ośrodków dla dwu ! kouczyn, w pozostałej części m óżdżku—

ośrodki dla m uskulatury kadłuba.

Dowodami, że ten rodzaj lokalizacyi )''t słuszny, są następuj t ce spostrzeżenia.

I rzednia część móżdżku, lobus ante- lll,r—pozostaje u w szystkich ssaków pła- 111 nieparzystym, mało zróżnicowanym, ''nikowo większym u trawożernych niż II "lięsożernych. (Bolk zwraca uwagę na /IKtl zenie żucia u trawożernych). Dopiero I ln<dp mamy ciągłe powiększanie się

•• >nuerior. Staje sie on tu szerszym i wię- 1 I'°hddowanym. P odstaw ą fizyologicz- J " 21 ostu j e s t to, że m uskulatura gło-

• 1 '" a r z y , dla której ośrodek ma się y[ | 11 'v lobus anterior, w szeregu niż- 1 zwierząt nie zmienia się, a dopiero .\» 10

u małp (mięśnie ję z y k a i krtani) docho­

dzi do wyższego rozwoju, a zatem w y­

m aga udoskonalonej i subtelniejszej koor- dynacyi, szczególniej zaś odnosi się to do człowieka, gdzie jednocześnie powierzch­

nia kory L. anterior zwiększa się wido­

cznie

M uskulatura głowy jest od innych grup mięśniowych prawie pod względem fun­

k c jo n a ln y m niezależna, podczas kiedy inne g ru p y mięśni często działają wspól­

nie, np. podczas chodzenia, utrzym yw ania równowagi. Bolk przypuszcza, że w y ra ­ zem może tej niezależności jest fakt, że lobus anterior oddzielony jest od lobus posterior przez najwcześniej występującą i początkowo najsilniej rozwiniętą brózdę

—sulcus primarius.

Tuż za rowkiem pierwszorzędnym n a ­ stępuje lobulus simplex. Bolk umieszcza z nim ośrodek dla mięśni szyi. Stopień rozwoju tego płata jest najzupełniej zgo­

dny ze znaczeniem funkcyonalnem m u ­ sk ulatury karku. U kreta lob. simplex jest bardzo mały, toż samo u psa m or­

skiego, k tóry zresztą posiada móżdżek dość duży. U wieloryba niemal nie m o ­ żna rozpoznać określonej części ja k o lo­

bulus simplex.

Przeciwnie ogromny rozrost tej okolicy móżdżku widzimy u żyrafy, ta k że nawet lob. simplex przykryw a tu częściowo lob.

ausiformis. Wiemy, j a k ważne znaczenie dla tego zwierzęcia mają ruchy szyi we wszelkich czynnościach.

Przypuszczenie Bolka, że lobulus sim- plex j e s t ośrodkiem ko ordynującym dla mięśni szyi, silniejszą uzyskało podstawę w doświadczeniach van Rijnberka r), któ­

ry po ekstyrpacyi lob. simplex u psów obserwował charakterystyczne, nieskoor­

dynowane ruchy szyi.

Lobuli ausiformes, w których Bolk umieszcza ośrodki parzyste kończyn, ule­

gają u różnych g atu n k ó w zwierząt znacz­

nymi zmianom, i dla tego właśnie Bolk tu szuka i znajduje liczne argum enty, które przem aw iają za jeg o poglądem. Zdaniem

') Van Rijnberk. T cntatiyi di Localisazioni funzionali del Cervello I. II lobulo sirnplice. Areh.

di Fisiologica tom I, zesz. V 1604.

ru-

WSZECHŚWIA T 2 5 1

(12)

2 5 2 WSZECHŚWIAT

Bolka można roze zn ać trz y ty p y budowy lobuli ausiformis łącznie z górnym odcin­

kiem lobulus m edianu s p o sterior (bezpo­

średnio z lobuli ausiform. graniczącym).

P ie rw sz y ty p budow y tej okolicy móżdż­

ku przedstaw iają zw ierzęta kopytow e.

Lobuli ausiformes słabo rozwinięte, lobu­

lus med. post. bardzo silnie pofałdowany, z licznemi w ygięciam i w różnych k ieru n ­ kach (owca. koń, żyrafa, tapir). U ty c h zw ierząt szkielet dystolnych części k oń ­ czyn jest mało rozw inięty, stąd mniejsza ilość mięśni — a zatem uproszczona ich koordynacya. P ró c z tego znaczenie fun- k cyo n alne każdej k o ń c z y n y zosobna (lub dwu jed no stro nn ych) bardzo małe. Zwie­

rzęta te przew ażnie w y ko n yw ają ru ch y jednocześnie c z te re m a kończynam i. Stąd po trzeb a silniejszego ośro łk a n ie p a rz y s te ­ go k o o rd y n u ją c e g o czynności wspólne ob ustronnych k o ń c z y n a mniejsze zna­

czenie specyalnych ośrodków każdej ko ń ­ czyny. Drugim ty p e m budowy tej oko-' licy j e s t ty p n a p o ty k a n y u zwierząt mię­

sożernych (i świni). W idzim y t u m niej­

szy rozwój lobulus m. p. (jedno esow ate wygięcie), t. j. ośrodka nieparzystego, a za to znaczny rozwój lob. ausiformis, ośrodków p a rz y sty ch . II ty ch g atu n k ó w zwiększa się znaczenie pojedyńczej k o ń ­ c zyny, u n ie k tó ry c h zwłaszcza rola d y ­ stolnych części ko ń czyn (u opatrzonych pazuram i)— a zmniejsza się wspólna dzia­

łalność w sz y stk ic h kończyn.

Trzeci typ bud o w y przedstaw ia móżdżek m ałp i człowieka. Lobulus med. post. — pozbaw ion y j e s t t u zupełnie fałdów i b a r­

dzo wąski, n ato m iast bardzo silnie rozw i­

nięte lobuli ausiformes, w skutek czego w m óżdżku człowieka zatraca się ogólny, poprzednio w skazany sc h em a t kształtów móżdżku. Oczywiście u t y c h zwierząt s a ­ modzielność poszczególnych kończyn i ich części dochodzi do najwyższego swego rozw oju (człowiek).

Z in n y ch zwierząt, u ty ch , k tó re z k o ­ nieczności posługują się k aż d ą ko ń czy n ą zosobna, s p o ty k a m y podobny, prawie z a ­ niko w y lobulus med. posterior (kret, foka).

WTszędzie, j a k należało się tego spodzie­

wać, istnieje o d w ro tn y sto sun ek wielkości m iędzy lob, med. p o s t i lob. ausiformis.

P o g lą d y Bolka zostały doświadczalnio spraw dzone przez van Rijnberka J), w ba­

daniu wykonanem w laboratoryum Lucia- niego. Z ty c h doświadczeń wynika, że środek parzysty dla górnej kończyny (p0 tej samej stronie położony) znajduje się w crus 1 lobuli ausiformis.

Pozostała niewspomniana dolna część lob. medius posterior i formatio verniicu- laris, a z okolic mięśniowych — mięśnie grzbietu, brzucha, oddechowe, perineałne.

Można przypuszczać, że dla tych mięśni znajdują się ośrodki w nodulus, imila, tonsilla i flocculus. Dokładniejsza lokaliza­

cya dotych c z a s n a p o ty k a na trudności.

Istnieje w tym kieru n k u nieco spostrze­

żeń (np. współrzędny rozwój lobulus pe- trosus i funkcyonalnego znaczenia ogona) ale na ty ch niepodobna się oprzeć.

W y c z e rp a łe m mniej więcej cały mate- ryał z a w a rty w rozprawie .profesora Bol­

ka. Daje ona je d y n ie p u n k ty oparcia do dalszych badań i dowodzeń. W tych kwe- sty a c h decydują spostrzeżenia klinicystów i w ielokrotnie p ow tarzany eksperyment 2i.

Bron. Frenkel.

KORESPONDENCYA WSZECHŚWIATA.

PRACOWNIE

PRZYRODNICZO-KRAJOZNAWCZE.

Niedawno zawiązane i urządzone „Pol"

skie towarzystwo krajoznawcze*' ro z w ija

') Y an Iiijnberk. Tent. di L ocalisazioni del Cerv. II II centro p a r gli arti anteriori, Arcli. di Fisiol. 1904.

2) In n ą l o k a liz a c j ę podaje S. P rus (Arch- P°l_

skie nauk biologicznych i lekarskich. T. I str • Lwów 1902). Zwolennikiem lokalizaeyi j e s t taKze

pr. Adamkiewicz (Neur. C en tralb latt, j\° 12, Ogólną funkcyę możliwie ro zp a tru ją: M unk—l'cl’cr die funktfonen des kleinhirns. ( S i t z u n g s b e r i c l i 10

der K. preuss Ac. der W. 1906 XX, XXI, XX!

S. 443). Lew andowsky—Die Funktionen des zen- tralen N erw ensystem s, 1907. Bechterew (,lsn 1 w y u czen ja o funkcjach mozga. Petersburg, 191)51 L uciani Das K leinhirn. (Erg. der. P hysiologil 1904)—w o sta tn ic h dwu ro zp raw ach podana Jf-‘

obszerna lite ra tu ra , p rze d staw ia ją ca znaczę11'1 móżdżku.

(13)

WSZECHŚWIAT 2 5 3

e n e r g i c z n i e swą działalność, zarówno w

W a r s z a w i e jak i na prowincji.

Jednein z ważnych zadań Towarzystwa ,4 gromadzenie zbiorów krajoznawczych urządzanie oddziałów prowincyonalnyyh,

„raz pracowni do badań i doświadczeń.

Pracownie te, choć najskromniejsze w za­

kresie, stanowić mogą istotną, bardzo waż­

ną. podstawę całej owej działalności.

P r z e d e w s z y s t k i e m zakładanie ich i urzą­

dzanie jest dosyć łatwe, i nie wymaga na

p o c z ą te k znaczniejszych k o s z t ó w .

Towarzystwo po-iada już licznych człon­

ków korespondentów na prowincyi; ci więc mogą i powinni zająć się goiliwie urządza­

niem takich pracowni, a oprócz nich także liczni właściciele aptek, lekarze w miastach i miasteczkach, a w większych dworach wiejskich światlejsi właściciele ziemscy agro­

nomowie, oraz inni przyrodnicy.

Celem głównym takich pracowni przyro- ilniczo-krajoznawczych winno być ułatwia­

nie badań naukowych w danej miejscowości gromadzenie okazów zebranych w okolicy, porządkowanie i wysyłanie dubletów do muzeum głównego Towarzystwa, ułatwia­

nie poszukiwań miejscowych specyalistom przyjezdnym i członkqm wycieczek zbioro­

wych.

W miarę możności i środków założycieli ' wy cli pracowni muszą one zaopatrywać się stopniowo w narzędzia, przyrządy i przy- '"O do badań i poszukiwań naukowych.

Badać,.e przyjezdni mogą tam mieć punkt 'parcia i składać czasowo w depozyt swo­

je własne narzędzia i przybory podczas po­

szukiwań w danej okolicy.

razie przybycia większej gromadnej

"'ycioczki mogą być w pracowniach takich 11 rządzane konferencye i pogadanki, w celu zapoznania się z danemi miejscowościami 1 l:o (lo podziału pracy.

(dówne zadania tej pracy stanowić win- n-v następujące działy:

opogiaficzny: badania orograficzno-hy- r"~lafi('zne, kartografia i fotografia miej­

scowości.

teologiczno-mineralogiczny: gromadzenie IJ‘azow petrograficznych, badanie i foto-

~1 ‘‘ la °hnażeń naturalnych utworów miej-

•cowjch i t, p .

^"'aniczny: zbieranie zielników, owoców 8u'l>jch, nasion i t, d.

' l "logiczno-paleontologiczny: gromadze- '..pimieniałości, kości kopalnych, szkie- , . - ’ Czaszek, okazów zwierząt wypcha-

-C', owadów, muszli, gniazd, jaj i t.p.

■ ,1,,r,P°logiczno-etnograficzn): antropo- r}a, fotografia typów ludowych, ubiorów,

wyrobów, ornamentyka.

' 'eorologiczny: spostrzeżenia stałe, za- I

Potograficzi.y i opisowy wreszcie dla przygotowania odpowiednich sprawozdań, korespodencyj i opracowań zebranego ma- teryału faktycznego dla Towarzystwa kra­

joznawczego, jego wydawnictw i czasopism specjalnych.

Oi'ok tego pracownie przyrodniczo-krajo- znawcze powinny stopniowo gromadzić swoje własne biblioteki podręczne, dzieła, broszury, czasopisma specyalne, atlasy, ma­

py, plany, prz.ekro.je, rysunki, fotografie miejscowe i t. p.

Pracownie dostarczające cenniejszych o- kazów i fotografij do muzeum Towarzy­

stwa krajoznawczego w Warszawie mogły­

by odeń wzamian otrzymywać odpowiednie dzieła, wydawnictwa, czasopisma, narzędzia, przyrządy i przybory potrzebne do prowa­

dzenia poszukiwań i badań na miejscu.

Jeszcze przed założeniem „Polskiego To­

warzystwa krajoznawczego" zaczęły się za­

wiązywać tego rodzaju pracownie, między innemi w guberni kieleckiej w Miochowie, Ojcowie, Pieskowej Skale.

W mieście powiatowem Miechowie w miej­

scowej „Bibliotece i muzeum polskiem’*

gromadzą się i badają liczne wykopaliska przedhistoryczne z bliższych i dalszych okolic, szczątki antropologiczne i okazy et­

nograficzne, oraz przyrodnicze minerałów, skał, roślin i t. p., z odpowiednio urządzo­

ną pracownią fotograficzną.

W Ojcowie pracownia i okazy przyrod­

nicze mieszczą się w jedynej komnacie nad bramą ruin zamku tamecznego, pod opieką zarządu miejscowego Koła Polskiej Macie­

rzy szkolnej.

W Pieskowej Skale pracownia przyrodni­

cza mieści się w komnacie dolnej wieży głównej zamku, w drugim podwórcu, pod opieką zarządu Zamku.

Wszelkich objaśnień udziela, listownie i na miejscu, podpisany członek korespon­

dent „Polskiego Towarzystwa krajoznaw­

czego" w Miechowie.

S. J. Czai nowski.

KRONIKA NAUKO.WA.

— Promieniowanie słoneczne w Warsza­

wie-

W jednym z numerów kwietniowych czasopisma Naturwissenschaftliche Rund­

schau S. Giinther zdaje sprawę z trzech roz­

praw d-ra Władysława Gorczyńskiego (kie­

rownika Centralnej stacyi Meteorologicznej przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie), poświęconych mało dotąd zba­

danej kwestyi promieniowania słonecznego.

Pierwsza z tych rozpraw traktuje o zależ­

ności pomiędzy zmianami w natężeniu pro-

(14)

2 5 4 WSZECHSW1AT

mieniowania słonecznego a wysokością słońca; druga o depresyi promieniowania słonecznego w Warszawie w r. 1903; trze­

cia wreszcie wyznacza tak zwane sumy ciepła dla Warszawy, Treurenburga i Mont­

pellier.

Pomiarów dokonywano w Warszawie przez lat o zapomocą aktynom etru systemu Ang- stroma i Chwolsona. Stwierdzono, że zmien­

ność w natężeniu promieniowania słonecz­

nego zmniejszała się w miarę wznoszenia się słońca. Porównawszy wartości warsza­

wskie zmian, odpowiadających oddzielnym przedziałom wysokości, z wartościami otrzy- manemi na wyspie Teneryfie oraz w Zako­

panem, autor doszedł do wniosku, że za­

leżność pomiędzy promieniowaniem a wy­

sokością słońca jest w gruncie rzeczy jed­

nakowa w najrozmaitszych miejscach kuli ziemskiej.

W roku 1903 stwierdzono uderzające cofanie się w natężeniu promieniowania słonecznego, cofanie się, na które w jedna­

kowej mierze zwrócili uwagę badacze, d a ­ leko od siebie zamieszkali, jak Dufour, Langley, Kimball, Marchand, a które uja­

wniło się i w Warszawie. Tu okres c~a.su od grudnia 1902 do lutego 1904 okazał- się zupełnie anormalnym tak dalece, że nie można go było wprowadzić w pięciolecie 1901—-1905. Zmniejszenie wynosiło 13%

w porównaniu ze średnią za lat 5 i dosię­

gało nawet 20 °/o w porównaniu z oddziel­

nym rokiem 1901. Już przedtem czyniono niejednokrotnie to spostrzeżenie, że, jak po­

dówczas mniemano, przezroczystość atmo­

sfery stawała się uderzająco małą. Prawdzi­

wą przyczynę podał później Dufour z L o ­ zanny. W Upsali i Jutlandyi, podług Hol- ma, już w lipcu 1902 roku stwierdzono zmniejszanie się energii promieniowania, gdy tymczasem obśerwacye pyrheliome- tryczne Chistonisa z Modeny wskazują po­

dobnie j a k i spostrzeżenia warszawskie grudzień jako miesiąc początkowy zjawiska.

Pytanie, o ile niezwykły ten proces wpły­

nął na temperaturę powietrza, zadał L a n ­ gley i pierwszy dał na nie odpowiedź.

J a k wiadomo, pomiary promieniowania służą także do oznaczania tak zwanej sta­

łej, a w razie gdy stała ta jest znana, do obliczania tych ilości ciepła, jakie otrzymu­

je dany punkt powierzchni ziemskiej w o- bręcie danego przedziału czasu. Gorczyń­

ski usiłował oznaczyć te wartości dla W ar­

szaw)-.

Znalazł on dla czterech głównych pór roku liczby następujące: zima 30 800, wios­

na 66 400, lato 73 800, jesień 45 200 jedn.

ciepła, razem 217 200 kaloryj rocznie, co uważać należy, oczywiście, za ilość m aksy­

malną. W rzeczywistości, z łatwych do

zrozumienia powodów ogrzewanie wypa(ja znacznie słabsze, wypadek bowiem, gdv niebj jest wolne od chmur, nie należy 4 bardzo częstych. Dla Szpicbergu wypada teoretycznie 252 300 kaloryj, ale faktycznie znaleziono tylko 53 610 kaloryj, gdy tym.

czasem w bardziej sprzyjającym klimacie miasta Montpelier wypadł za siedmiolecie 1 883 — 1 889 stosunek 145 000 : 71820.

(Nat. R.) 8. li.

— Najlżejsze warstwy atmosfery.

J. e.

CoateS, poddawszy nowemu badaniu naj­

wyższe warstwy powietrza atmosferycznego stwierdził, że w widmie jego niema żad­

nych linij nieznanych, gdyż wszystkie te, jakie dają się zauważyć w tem widmie, na­

leżą do helu, neonu i wodoru. Ilość wodo­

ru, dającego się oddzielić od powietrza, jest znacznie mniejsza od ilości maksymal­

nej, wskazywanej przez poprzednich bada- ezów: A. Gautiera, Riyleigha i Duwara, wynosi ona najwyżej 1 objętość na półtora miliona objętości powietrza. W. 11.

(Ii. g. d. Sc.).

— Nowe zastosowanie promieni Roenlpe- lia.

N a posiedzeniu Niemieckiego Towarzy­

stwa fizycznego (d. 25 stycznia 1907 r.) p. F.

Dessauer złożył komunikat przedwstępny, dotyczący nowego zastosowania promieni Roentgena. Od kilku lat promienie X , któ­

re dawniej służyły do celów wyłącznie dya- gnostycznych, znajdują zastosowania tera­

peutyczne bezpośrednie. Działanie, jakie « tych wypadkach wywierają promienie X, nie jest, co prawda, dokładnie w y jaśn io n e;

jednakże, zdaje się być rzeczą ustaloną, że komórki patologiczne, bogate w protopiaz- mę, najpierwsze giną pod ich działaniem, gdy tymczasem komórki organiczne doj­

rzałe i zdrowe opierają >m się skuteczniej- Tak czy owak, terapeutyka promieni R o e n t­

gena zawodzi zawsze, ilekroć chodzi o procesy chorobowe, umiejscowione na !*®‘

wnej głębokości. Autor nazywa „energi?

terapeutyczną” albo energią „fizyologiczną promieni X silą ich działania na komórką Energia ta zdaje się być, w ogólności, pr1’

poreyonalna do potęgi chemicznej promie'11

X ; działa ona na powierzchni z siłą sto ra­

zy większą, aniżeli na głębokości 5 mi metrów. To szybkie osłabienie działania wzrostem głębokości tłumaczy bezskutefz' ność metod roentgenograficznych wo wszyst­

kich porażeniach, ześrodkowanych f-łębok pod powierzchnią. Przyczynę tego au<;

przypisuje samemu układowi doświadczę"- w których wogóle posługuje się cewk? |!- dukcyjną z przerywaczem. Dlatego też dzi zaniechać zupołnie tego układu. k |C''- antykatoda, źródło największej części !»'•

mieni, umieszczona jest w ogległości t.'

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzy dwoma układami, znosiło się wzajemnie. Ce\yka, poprzez którą wysyła się drgania elektryczne, otacza jednę z tych wiązek drutu... Doświadczenia wykonane były

biorczość kojarzą się w nim z inteligen- cyą, zręcznością oraz nadzw yczaj sympa- tycznem obejściem. To co się dawniej w ydaw ało nie- możliwem, stało

Dla większości itlróżujących, szczególniej ze Szwajcaryi północno-wschodniej Fraucyi, jednak ostatnia linia stanowi znaczne zboczenie, (jędzy Szwajcaryą a

Zgodnie z prawem v a n ’t Hoffa, związki egzotermiczne, jako powstające z wydzielaniem się ciepła, przeważać będą w tem peratu rach niskich, rozkładać się

W lecie często podnosi się tam znacznie wyżej, do takiej naw et wysokości, że mogłaby się stać niebezpieczną dla życia pszczół', gdyby ich zadziwiający

Okazało się mianowicie, że rozkład amygdaliny i sal i cyny pod wpływem emułsyny odbywa się bez najmniejszych zmian współczynnika załamania, a więc

Skutkiem rozwoju przem ysłu ilość w ody tej katarak ty znacznie w ostatnich kilku latach się zm niejszyła.. P o ­ mimo, że przedsięw zięte zostały środki,

[r]