• Nie Znaleziono Wyników

Rodzice - Bogusława Rafalska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzice - Bogusława Rafalska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BOGUSŁAWA RAFALSKA

ur. 1951; Wąwolnica

Miejsce i czas wydarzeń Wąwolnica, PRL

Słowa kluczowe Wąwolnica, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa, PRL, rodzice, matka, ojciec, praca ojca, Niemcy, partyzanci, UB

Rodzice

Moja mama nigdy nie pracowała, natomiast ojciec był sekretarzem gminy. W czasie wojny był trochę w Wąwolnicy, trochę w Karczmiskach, bo pochodził z Karczmisk. Ale później tu wrócił, no i tutaj do końca był, w Wąwolnicy.

Jak się poznali, to pracował w Godowie – był takim sekretarzykiem, jak to kiedyś nazywali. Nie wiem, kiedy do Wąwolnicy trafił, po ślubie jakoś oni tu trafili. Chyba do Wąwolnicy najpierw, później był też w Karczmiskach trochę, ale całe życie właściwie w Wąwolnicy.

Najpierw nie był sekretarzem, później został sekretarzem i całe życie, jak ja pamiętam, do emerytury był tym sekretarzem gminy. Jak mieszkali przy gminie, Niemcy mało nie rozstrzelali ojca, mama opowiadała, w Karczmiskach. Przyjechali jacyś obcy – nie wiem dlaczego, o co chodziło – zdążyli przyjechać miejscowi Niemcy, którzy tam mieli jednostkę, i jakoś ojca [uratowali]. Ktoś chyba uciekał, schował się w gminie i o mały włos ojca nie zabili.

W Wąwolnicy – to już chyba było po wojnie – taka niby partyzantka [była]. Nawet podejrzewali, że jeden był spośród pracowników urzędu gminy. W nocy przychodzili, rabowali – bo skąd wiedzieli, że są pieniądze, wpłaty jakieś do gminy, tam była kasa.

Mama mówiła, że w nocy tłukli się w okno, [ojciec] musiał otworzyć, bo mieszkali rodzice przy gminie, sekretarz miał mieszkanie przy gminie. I szukali – raz była taka sytuacja, że szukali pieniędzy. Wiedzieli, że są jakieś, i nie mogli znaleźć. Pojechali po skarbnika, który mieszkał w Zawadzie, on szukał i nie mógł znaleźć. Jak się okazało, on powkładał pieniądze między kartki i sam nie mógł znaleźć, dopiero zaczęli trząść i te pieniądze [wypadły, inaczej] by ich pozabijali wszystkich chyba, ci niby partyzanci.

Jak było spalenie Wąwolnicy, to te władze UB chciały wymóc na moim ojcu, żeby podpisał oświadczenie, że to właśnie partyzanci podpalili Wąwolnicę. Ojciec tego nie zrobił i był zamknięty na UB w Puławach. Wszyscy widzieli, kto podpalał, więc nie

(2)

mógł podpisać przecież, zresztą nie chciał chyba. I mama szukała dojścia do tego UB, żeby jakoś ojca ratować. Taka pani była z Wąwolnicy, a mieszkała w Puławach, nosiła ojcu jedzenie, przecież nie było autobusów, żeby jeździć. Taki był Lewtak, to był wtedy szef UB. Dopiero jakoś dotarli [do niego] przez rolnika z Klementowic, u którego on się ukrywał w czasie wojny. To pamiętam, jak rodzice opowiadali w domu.

I jakoś ojca wypuścili. W każdym razie ten Lewtak był szefem UB i on właśnie jakoś w końcu uwolnił ojca. Później był długie lata starostą powiatu – przyjeżdżał do gminy.

On nigdy nie patrzył nikomu w oczy, patrzył pod nogi. Coś tam miał na sumieniu, tak mówili.

Data i miejsce nagrania 2019-01-18, Wąwolnica

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

W Wąwolnicy kamienice też były żydowskie, na Rynku tutaj to dwie chyba są żydowskie kamienice.. Byli bogaci Żydzi i

Przewodniczącym powiatowej rady był taki pan Hołosyniuk i z władzami miejscowymi ustalił, że zrobią tutaj park, ale starzy gospodarze nie chcieli się na to zgodzić, więc ten

My byśmy bardzo chcieli zobaczyć się z wami i z panią Polkowską, więc może pani i Bogusia będziecie mogły przyjechać do Łodzi – ja nie byłam wtedy, to przed studiami

Pamiętam też, że w Bilczu jest rzeka, która się nazywa Seret, i byliśmy tam na tym Serecie, tak na wycieczce w Serecie i tam uczyliśmy się piosenki „Katiusza” i jeszcze

Jeden z tych esesmanów, taki najwyższy, wisiał z lewej strony, to widziałem, jak utopił w takiej kadzi jakiegoś więźnia, prawdopodobnie Żyda.. To była sprawa sądowa w

Tego typu zbiorniki były w mieście na wypadek pożaru i jeden z nich był właśnie na lubartowskiej rogatce, koło szkoły. Nie było już tam wody, a ponieważ brzegi były pochyłe

Nie było wojny [na plakaty], dlatego że komuna nie miała dobrych plakatów w ogóle.. Plakaty miała

Po drugiej stronie, na samym rogu gdzie się skręca w Narutowicza z [ulicy] Świerczewskiego, to z tego budynku bronili się Niemcy, na tym rogu walka szła. Myśmy stali