• Nie Znaleziono Wyników

Ucieczka z transportu do Sobiboru, ukrywanie się i powrót do Lublina - Helena Grynszpan - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ucieczka z transportu do Sobiboru, ukrywanie się i powrót do Lublina - Helena Grynszpan - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

HELENA GRYNSZPAN

ur. 1926; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, Siedliszcze, II wojna światowa

Słowa kluczowe projekt W poszukiwaniu Lubliniaków, projekt W

poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2006, Żydzi, okupacja niemiecka, obóz pracy w Siedliszczu, ucieczka z transportu, ukrywanie się

Ucieczka z transportu do Sobiboru, ukrywanie się i powrót do Lublina A później [po] nas przyjechały takie podwody, furmanki. Wzięli nas na te furmanki i wozili, to było przed Bożym Narodzeniem, i wieźli nas do Sobiboru. Po drodze uciekłyśmy z tych furmanek, ja, moja starsza siostra i kuzynka. Moja mama w tym czasie przechowywała się u chłopów tam na wsi z tą moją małą siostrą. I ojciec też uciekł przedtem, ojciec też tam był. Brat był natomiast w Rosji. No i przedostałyśmy się do mamy i tam żeśmy się przez jakiś czas ukrywali. Ciężko mówić... trudno jest mówić o rzeczach tych, co ja nigdy nie mówiłam o tym ani synowi, ani wnukom. I teraz też mi nie jest lekko mówić. To był koszmar. Gdzie będziemy spać tej nocy, gdzie jutrzejszej nocy, jak się myć, jak tego, jak i... W ogóle to był... tego nie można opowiedzieć. To jest trudno uwierzyć, że człowiek mógł to przeżyć w ogóle. Później żeśmy uciekli do Lublina. Znaczy ja byłam w Lublinie i ja byłam u mamy koleżanki.

Tej pani mąż był kiedyś przed wojną, nie będę operowała nazwiskami, Polka oczywiście, był dyrektorem KKO, Komunalnej Kasy Oszczędności w Lublinie.

Oczywiście podczas wojny nie. I byłam u niej i któregoś dnia przyszła moja ta młodsza siostra, która jest młodsza ode mnie o 5 lat. Była mała, zabiedzona i powiedziała: „Czy ty mnie wpuścisz? Tatusia zabili”. Ojciec się ukrywał, daliśmy wszystko, cośmy mieli. Myśmy nie byli bogaci przed wojną, ojciec był księgowy, żyliśmy jak każden tak. Skromnie, myślę. Brat i siostra chodzili do gimnazjum, ja też byłam zapisana, ale nie byliśmy daleko bogaci i... Ciężko... I ona powiedziała, że ojciec się sam zgłosił na żandarmerię. Bo tam gdzie był przechowywany, zabrali mu wszystko i dali mu truciznę na szczury i on zgłosił się sam właśnie w Siedliszczach. I został zabity 5 maja 1943 roku. Ech... Ja to i tak opowiadam pokrótce, bo trudno, trudno to opowiedzieć.

To straszne było. Ta ucieczka była tak straszna, że trudno ją opowiedzieć, trudno.

Trudno opowiedzieć, jaka była ta ucieczka i ta droga... żeśmy były do mamy, to

(2)

ciężko mówić. Myśmy szły, uciekłyśmy i szła jakaś garstka kobiet... przecież to...

Wiedziałyśmy jedną rzecz, jak żeśmy uciekły z tego wozu, to zaczęli strzelać. Jak żeśmy uciekli z furmanek, bo to niedaleko, niedaleko Sobiboru. To jest koło Włodawy, a to też było tam. Jak żeśmy stamtąd uciekali... to tak. Tu jeszcze były zabudowania.

I jeszcze, jak żeśmy pracowali przy melioracji, to jeszcze były takie... ziemi, dużo ziemi, to jeszcze nie było rozplantowane, bo się nie zdążyło. To były takie pagórki.

Tak, że można się było gdzieś skryć. Ale jak te furmanki od razu miały skręcić na szosę włodawską, koniec, tam już nie było gdzie się ukryć. Tam już były pustka z jednej i z drugiej strony i trzeba było tu uciec. Fakt jest, fakt jest prawda taki, że myśmy chciały już raz uciec stamtąd, to siedział policjant granatowy. Znaczy się widział to i przysłał jakiegoś Ukraińca, bo wtedy nas eksportowali nie Niemcy, tylko Ukraińcy i polska policja. I ten Ukrainiec usiadł na naszej furmance, bo ten polski policjant widział, żeśmy chciały uciec. I moja siostra powiedziała tak, a bardzo piękna siostrę miałam: „Słuchaj, ty chcesz żyć, my też”. Pan uwierzy, że on zeszedł z furmanki i myśmy uciekły w trójkę. I pomiędzy te [pagórki]. I później jakieś kobiety szły i razem myśmy doszły, rozmawiałyśmy, i tak żeśmy przeszły. Ale zbliżała się noc i weszłyśmy do jakiegoś domu. Jakiś kowal po drodze, to on mówi: „Ta wojna jeszcze potrwa długo”. I on wiedział, zresztą to można było poznać, że zabiedzone, i on pokazał nam jak iść. I myśmy szły, ale myśmy zabłądziły. I weszłyśmy na wieś, gdzie wszystkich Żydów tam wyłapywali, Marysin. Jest ciemno i jest noc i psy wyją i szczekają, i my słyszymy, że nadchodzi, nie wiem czy panu wiadomo jest, że podczas [wojny] chodziły takie polskie warty po wsiach, sprawdzać czy wszystko w porządku i tak dalej. I nagle drzwi się otwierają, gdzieśmy stali przy jakiejś chałupie, nie wiem, i wpycha nas ktoś do środka. I później słyszę głosy: „Tutaj ktoś chodził”. Z tej warty żeśmy słyszeli. A tamten mówi: „To się wam zdawało, ja wyszedłem”. I dał nam się umyć, dał nam jeść. To był sołtys stamtąd. I myśmy przespali się w stodole, a rano jego syn i córka odprowadzili nas tam, gdzie była mama. Bośmy, gdzie miałyśmy iść jak żeśmy uciekły? My też w ogóle... Były takie momenty, że przecież...

A zresztą każden jeden, kto przeżył wojnę, czy na aryjskich papierach, czy w obozie, może napisać książkę. Bo mi się zdaje, że na aryjskich papierach wcale nie było lżej.

Bo te kroki w nocy tych Niemców, jak wchodzili po schodach... to była śmierć. Trudno opisać. To jest trudno mówić nawet na ten temat. Ja to wszystko w skrócie powiedziałam, bo ja nie jestem w stanie powiedzieć to wszystko.

[Chcieliśmy wrócić do Lublina], bo nie mieliśmy pieniędzy, myśmy nie mieli pieniędzy, ja zaznaczam, że myśmy nie mieli pieniędzy [żeby się ukrywać na wsi]. I moja mama złamała rękę tam i ja pojechałam do Lublina. Później zabili mojego ojca. I tak, nie było gdzie, no gdzie? Nie było. I w snopkach żeśmy się chowali, no ale... Jak nie ma żadnej pomocy, żadnej. Tak? I to przecież trzeba i jeść, i się umyć i [wiadomo], że obóz to są i wszy, i wszystko. To jest straszne, przecież nie można się... jak?

Straszne!

[Dotarłyśmy do Lublina]. Żadna z nas nie była takim wybitnie żydowskim typem,

(3)

może z czasem to tego... Raczej takie jasne oczy i włosy jasne. Tak, że tak trudno nie było dotrzeć do Lublina, jak nie było gdzie, jak nie było dokąd. Nikt nic nie myślał, to już to wszystko łut szczęścia. Nic nie mogło być zaplanowane. Jednej nocy żeśmy spały w trójkę, ja, mama i siostra moja starsza, na tym samym strychu i żadna jedna o drugiej nie wiedziała. No, co można było zaplanować? Jakie plany? Co za plany?

Dlatego mówię, że ta pani Sokołowska, to był cud.

Data i miejsce nagrania 2006-11-28, Ramat Gan

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Magdalena Ładziak

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Głód był, ale gdzie tylko mogłam, tam jadłam – ten okres, kiedy byłam w getcie i jak wyszłam z getta, nim przyjechałam do Niemiec – co tylko oczy widziały i mogłam

I te dwoje dzieci trzymało się za rączki, dwoje małych dzieci, cztery, pięć lat, coś takiego, i szły, a ona stała.. Wtedy może

Mama też ukrywała się u znajomych i moja starsza siostra, a później to był jakiś cud, dosłownie cud.. Powiedziałam [wcześniej], że mąż [tej pani], co ja byłam tam u

I tyle, że mieszkałam obok niedaleko normalnie przed wojną, zdarzyło mi się tylko raz, że właśnie wyszłam [na ulicę] i jedna koleżanka z klasy że tak powiem, tyle że ja

To ktoś był z nami, bo z nami ktoś był jeszcze i powiedział, że myśmy się uratowały, że jesteśmy Żydówkami.. No, wtedy już nie było się niby

Pani Unger przez ten cały czas, to jest od [19]39 do [19]42 – mama pisze, że to był listopad, grudzień, jak była ta likwidacja – ona nas utrzymywała, znaczy – nasze pieniądze,

To było w 1945 roku, pamiętam że wtedy jeśli gdzieś chciało się wyjechać trzeba było mieć przy sobie takie zaświadczenie kim się jest, gdzie się urodziło itd..

To widocznie mój tatuś, nie wiem w jaki sposób on się skontaktował.. Może miał pomoc od