• Nie Znaleziono Wyników

Szkoła podstawowa - Tomasz Okoń - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szkoła podstawowa - Tomasz Okoń - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

TOMASZ OKOŃ

ur. 1965; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, dzieciństwo, nauka szkolna, Szkoła Podstawowa nr 23 przy ulicy Walecznych, Szkoła

Podstawowa nr 37 przy ulicy Bieruta, Szkoła Podstawowa nr 19 na Czwartku, klasa eksperymentalna

Szkoła podstawowa

Z tych pierwszych lat, to nie pamiętam za bardzo nauczycieli, nazwisk. Najpierw do pierwszej klasy chodziłem do [Szkoły Podstawowej] nr 23 przy ulicy Walecznych, później zmieniali nam rejonizację i chodziłem do szkoły nr 37 przy ulicy Bieruta. Tej szkoły nie wspominam dobrze, ponieważ był natłok uczniów i lekcje nawet do godziny 20. Później nas przenieśli z mojej dzielnicy do szkoły nr 19 na Czwartek. Tam całe Śródmieście chodziło, więc bardzo różni ludzie potrafili być w klasie, z różnych zakątków Śródmieścia, Starego Miasta. Po latach spotykam znajomych, to dowiedziałem się, ja tego już nie pamiętałem, że nie ukończyli nawet szkoły podstawowej. Po latach człowiek dopiero rozumie pewne rzeczy inaczej niż [wtedy], jak uczęszczałem do szkoły. Zachowanie nauczycieli. Ja sam nie wiem, jak bym się zachował, mając taki element w szkole. Modne było w razie jakiegoś przewinienia dziennikiem po głowie zarobić i to bardzo mocno, czy za włosy na przykład. Zastępca pani dyrektor, pani Olszewska potrafiła tak za włosy ciągnąć, że nawet wyrywać, czy pani Solecka od plastyki, jak ktoś rozrabiał na lekcji, to miała kij i wszyscy, którzy zawinili, stawali w rzędzie, łapki do przodu i tym kijem po rękach, ale to tak solidnie lała. Czy kazała się odwrócić i wypiąć i w tyłek tym kijem, czy gumką do ścierania za włosy tarła, to też tak dość bolało. Ale to nie było zawsze, tam było środowisko specyficzne i tak zwana trudna młodzież. Więc musieli sobie nauczyciele jakoś radzić, żeby ich okiełznać. Stołówka była w szkole, panie kucharki często dawały dokładki. Jakieś wycieczki szkolne były, kolonie.

Była klasa eksperymentalna i to nam się trafiła akurat, to było chyba w 7 albo 8 klasie, kilka osób nam do klasy dali dorosłych już, osoby, które nie skończyły szkoły podstawowej i miały tę podstawówkę skończyć razem z nami. Tam były takie incydenty, że potrafił ktoś papierosa wyjąć na lekcji, zapalić sobie, czy moda była

(2)

taka, że klej butapren do woreczka sobie wlewali i tym klejem się odurzali. Nie cieszyliśmy się z takiego stanu rzeczy, bo baliśmy się tych ludzi. Nie wiem, kto to eksperymenty wtedy wprowadzał, ale to nie trwało długo, bo to się nie udało.

Pamiętam moją wychowawczynię, panią Sidor, bardzo dobry pedagog, potrafiła nagradzać, ale i karać. Była bardzo sprawiedliwa. Pani Gronkiewicz, matematyczka.

Nie pamiętam pani od rosyjskiego, jak się nazywała. Wtedy też jedynym językiem obcym, jakiego się uczyliśmy, był język rosyjski. Dopiero w 7 klasie wprowadzili nam język francuski. Religię mieliśmy w kościele świętego Mikołaja, obok szkoły. Ksiądz Pac był katechetą, proboszczem. Nie lubiliśmy go bardzo, bo był nieprzyjemny i w związku z tym na religię w kratkę się chodziło. Nawet pamiętam do bierzmowania parę osób nie dopuścił, w tym i mnie. Bierzmowanie w innym czasie przechodziłem.

A propos kościoła świętego Mikołaja, tam chrzczony byłem i mój ojciec też tam był chrzczony. [Szkołę] zacząłem jeszcze będąc na Kalinowszczyźnie, a potem z Czechowa dojeżdżałem. Człowiek taki był zżyty, że już nie chciało się do obcej szkoły uczęszczać. Nauczycieli człowiek znał i wszystkich w szkole.

Data i miejsce nagrania 2019-03-07, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szkoła była drzewiana, było tam siedem klas, czy osiem, bo ja do ósmej nie chodziłem. Było tak i nieraz siedem,

Później wybudowano nową szkołę na ulicy Zuchów, gdzie chodziłem do szóstej, siódmej klasy. Sadziliśmy tam drzewa, które

Potem kilka osób, które często chodziły do muzeum, już znali i nie trzeba było nawet legitymacji.. Miałem

Ja to do Lubartowa, powiat był Lubartów na piechotę chodziłem, przed wojną chodziłem, bo samochód do Lublina był jeden.. Ojciec tego od książki Kuchciewicza Stanisława, to

Na religię przychodził ksiądz prałat Krasucki, był bardzo dzielny, trzydzieści lat spędził w Łęcznej.. Żydzi chodzili na religię do bóżnicy, do synagogi, ale był

Kolega chodził do budowlanki i uczył się tam, to codziennie zasuwał piechotą, o siódmej rano wstawał, na ósmą do szkoły.. To taki

Czasy były inne, były czasy straszne, ja do kościoła chodziłem boso, nie miałem butów, a pamiętam z tego, bo dywan tylko był w kościele kiedyś, dywanu nigdzie na wsi nie było,

No to przeważnie był Icek, to była jakaś Rajska, to była jakaś Pesa, Syma, no takie żydowskie imiona, ale nazwisk ich już nie pamiętam niestety.. To przecież tyle