• Nie Znaleziono Wyników

Pobyt w żydowskim sierocińcu w Lublinie po wojnie - Zipora Nahir - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pobyt w żydowskim sierocińcu w Lublinie po wojnie - Zipora Nahir - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

ZIPORA NAHIR

ur. 1930; Hrubieszów

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, okres powojenny

Słowa kluczowe okres powojenny, życie codzienne, Żydzi, dzieci żydowskie, żydowski sierociniec

Pobyt w żydowskim sierocińcu w Lublinie po wojnie

Pobyt w sierocińcu to był dobry czas, ponieważ myśmy… Ja muszę mówić to w liczbie mnogiej, bo to było „my”, tam nie było indywiduum w tym domu dziecka.

M y ś m y t a m p r o w a d z i l i s a m o r z ą d i w s z y s t k o b y ł o j a k g d y b y w s p ó l n a odpowiedzialność i wspólne przyjęcie ról. Tak że to był pierwszy raz, że ktoś na nas zwrócił uwagę. To był czas, kiedy ludzie przyszli do nas jako dobrzy ludzie. Nie żeby się litować, myśmy tego nie mogli znieść, nie żeby wypytywać, nie żeby nam coś darować. Myśmy na przykład dostawali co jakiś czas różne rzeczy, ubrania, z Ameryki. I myśmy te rzeczy nosili. Ja w każdym razie, naprawdę z wielkim niesmakiem, bo ja nie chciałam nigdy przyjmować od nikogo niczego. I wtedy dużo ludzi do nas przyszło i nas bardzo pocieszali. I poza tym przyszli wychowawcy i zarządzili, był taki dzień z zajęciami. Byliśmy zajęci, uczyliśmy się, tworzyliśmy i zdawało nam się, że my jesteśmy częścią jakiegoś nowego porządku świata. Ale nie, nie byliśmy weseli. Przecież pisali o tym, że te dzieci nie umieją się śmiać. Nie byliśmy weseli. Na pewno nie. Nie było opowiadań co myśmy przeszli. Nikt nie mówił o przeszłości. Myśmy się urodzili tego dnia, kiedy przyszliśmy do domu dziecka. To nawet nie był dom sierot. U nas to był dom dziecka. Chcieli nam przywrócić dzieciństwo, nie udało się. Ale udało się włączyć jakiś porządek i wysłuchanie. Byli ludzie, którzy chcieli nas wysłuchać o bieżących rzeczach. Ale był ktoś, który zwracał na nas uwagę. Był ktoś, który się o nas troszczył. I był ktoś, który był przyjacielem.

Nie mówiąc o tym wiele, nie zwierzając się wiele. Ja nie wiem czyśmy dużo płakali, czyśmy w ogóle płakali, ale byliśmy bardzo oddani temu porządkowi rzeczy. Były różne role, które każdy sprawiał. Miało się odpowiedzialność. Było się karanym, był sąd. Był porządek. A porządek, to nie był porządek niemiecki, to był porządek ludzki.

To nas, ja myślę, wprowadziło w jakiś schemat życiowy. Ale może ja to dzisiaj tak przedstawiam. W każdym razie ja mam dobre wspomnienia. Oprócz tych ogólnie smutnych wspomnień, bo każdy był sam, został sam, nie wiedział co robić z tą wolnością. To było jakiś czas. Ja już nieraz opowiadałam, że przez lata myśmy

(2)

marzyli jak to będzie… Wiedzieliśmy, że nie dojdziemy do tej wolności. Ale jednak, gdyby był jakiś cud, jak się będziemy zachowywać… Jak przyszła ta wolność, to ja nic nie czułam. Ja przez dłuższy czas nic nie czułam. To w ogóle nie było tego momentu jakiejś radości. Tak że tego w domu dziecka nie było. Myśmy się nie czuli ocaleni. Myśmy się czuli dziećmi. Każdy swoje przeszedł. I każdy, jak powiedział, lizał swoje rany po cichu, samemu. Nie opowiadał, ani się tym nie dzielił, ani nie był z tego dumny… To po prostu była pewna rzeczywistość, niezupełnie naturalna. Ale ja myślę, że ten schemat życiowy wprowadził nas w jakąś drogę zachowania się. Że na przykład, że trzeba być czystym, że trzeba szanować drugiego. Takie normalne, ludzkie rzeczy. To nam pomagało. A poza tym myśmy mieli naprawdę dobrych wychowawców. I mieliśmy dużo zajęć. Że przez te zajęcia również wgłębiliśmy takie ludzkie zachowanie. Szczególnie młode dzieci były zupełnie dzikie, zupełnie jak jakieś stworzenia. My, jako starsi, rozumieliśmy więcej i może nam nawet było łatwiej, ale nigdy nie opowiadaliśmy o sobie. W każdym razie nie na jakimś forum publicznym. I nie umieliśmy się śmiać. Byliśmy poważni, robiliśmy nasze, trochę mechanicznie, a trochę tak… I to wszystko. Ale ponieważ ja byłam wśród tych starszych i ja mogłam ocenić co nam dali, to ja pamiętam ten okres jako powiedzmy okres przejściowy do normalnego życia. Bo później jak byłam w Hrubieszowie i ten rok z rodzicami był okropny dla mnie, bo wtedy byłam poniżona i prześladowana jako Żydówka. Byłam zupełnie osamotniona i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. To mnie z powrotem wtrąciło w jakąś ciemną dziurę. Było mi trudno później się z tego wydostać.

Ale po Lublinie ja miałam poczucie, że ja jestem człowiekiem. To było bardzo dużo.

Myśmy nawet na początku mieli dwóch wychowawców czy pedagogów, którzy pracowali u Korczaka i słyszeli, że jest taki dom dziecka, to przyszli do nas i byli przez jakiś czas wychowawcami. Później to się zmieniło. Myśmy byli odpowiedzialni przede wszystkim za to co jest. Za porządek jaki jest. I to było bardzo ważne. To nam naprawdę dało poczucie, że możemy coś robić, że nie musimy być cały czas gnani tu czy tam, że my jesteśmy odpowiedzialni i my jesteśmy zdolni zrobić rzeczy. To było też bardzo ważne. Myśmy się opiekowali mniejszymi dziećmi. Myśmy byli odpowiedzialni, powiedzmy, za taki czy inny porządek między nami i z innymi. Ja w każdym razie czułam wielką degradację przez ten pobyt później w Hrubieszowie.

Zawsze tak myślałam o tym, jak to się stało, że tam byłam jak gdyby równa wszystkim, a tutaj znowu nie. To znaczy, że tam, oczywiście, trzeba było dużo czasu żeby przywrócić, jeżeli w ogóle można było, albo wyciągnąć gdzieś z takiego nienormalnego trybu. Ale to było dobre przejście. Tak. Ja nie wiem, zdaje mi się, że inni też tak myślą, ale w każdym razie to mi dało bardzo dużo pewności siebie.

(3)

Data i miejsce nagrania 2017-11-04, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Marta Tylus

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak że jeżeli jestem na tym zdjęciu, to chyba wszystkie pierwsze dzieci tam były.. Ja się postaram określić, kto jest na

Nie pamiętam dokładnie, kiedy zakończyłam pisać ten dziennik, ale pisałam go po polsku, a później pisałam go po hebrajsku, ale ja głównie pisałam jak byłam później

To znaczy to było zupełnie zrozumiałe, że on mnie zabrał do ambulansu, on mnie ocalił od ewentualnej śmierci przez zastrzelenie.. Ja nie mogę tego tłumaczyć, bo te

Ja byłam w domu sierot, w sierocińcu i tam było kilkoro dzieci, to znaczy tam była dwunastoletnia dziewczynka, ośmioletni chłopiec i zdaje się tam dziesięcioletnia jeszcze

Nawet ci, którzy wracali z obozów i właściwie wiedzieli, że już nie ma krewnych, ale jednak wracali do Polski, żeby odszukać trochę kraju, domu, czy wspomnień..

Mimo to ja jestem pełna uznania przede wszystkim dla samego projektu… Nie miałam pojęcia o tym, że istnieje taka duża grupa czy ośrodek, który się zajmuje istotą żydowską i

Oni się bardzo serdecznie nami opiekowali… Część dzieci poszło do szkoły i ja pamiętam, że oni bardzo dużo czynili w tym kierunku, żeby nas przyjąć do szkół, do klasy.. I

Dlatego może ona… Myśmy były dwie, jedna była Sonia, a druga była Fela, myśmy trochę rywalizowały i ubiegały się o jej… Ja bardzo chciałam i Sonia też, żeby nas