• Nie Znaleziono Wyników

Bieda podczas II wojny światowej - Maria Józefczuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Bieda podczas II wojny światowej - Maria Józefczuk - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MARIA JÓZEFCZUK

ur. 1934; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe projekt Lublin. Opowieść o mieście, okupacja hitlerowska, ulica Lubartowska, piekarnia, święta, warunki życia podczas okupacji, bieda

Bieda podczas II wojny światowej

Nie pamiętam jakichkolwiek sklepów z czasów okupacji. Może w ogóle ich nie było.

Tylko ten targ. Może tylko był ten pokątny handel. Trudno mi powiedzieć. Może jakieś kartki były. Często nie było światła, niedogrzane mieszkanie. Ja się zatrułam czadem, bo tam był piec i spałam najbliżej i tylko ja się podtrułam. Życie było strasznie biedne.

W innych rodzinach było lepiej. Ja byłam w wyjątkowo biednej rodzinie, dlatego że ojca zabrali, nas wysiedlili. [Gdyby] był ojciec, to byłoby inaczej. Ci co mieszkali w tym domu na Lubartowskiej, to inaczej mieli, [to] były pełne rodziny. [Mama musiała utrzymywać rodzinę] sama.Nie wiem w której to było klasie, ale w czasie okupacji jedna z dziewczynek zaprosiła mnie na swoje imieniny, co było dla mnie niesamowite. Mieszkała na Lubartowskiej, tylko troszkę dalej, za Ruską, po tej stronie, co ja. Poszłam do niej, byłam zdumiona. To mieszkanie w porównaniu do mojego to był dla mnie pałac. Były piękne firanki, dywany, jakieś serwety, upieczone ciasto. A u nas szafa, dwa łóżka, stół i taka toaletka, którą mój tata zrobił – już szykował meble ewentualnie do tego mieszkania czy domu, co mieli kupić i wojna im [przeszkodziła]. I nic nie było. Nic kompletnie. Bo wszystko, co tylko można było, to moja mama sprzedała wtedy, jak chciała ratować ojca.

Czułam się zobowiązana w stosunku do tej koleżanki, że byłam u niej i zrobiłam ten błąd, że zaprosiłam ją na swoje imieniny. Ale u mnie nic nie było. Ona przyszła i przyniosła mi w prezencie takie malutkie nożyczki do paznokci. A u mnie wtedy było potwornie w tym domu, bo w kuchni mama to mięso akurat rozkładała, a w pokoju nic nie było. Jeżeli była herbata, to ta herbata była z łupin jabłek. Ta koleżanka zerwała ze mną [kontakty] po wizycie u mnie w domu. To było straszne.Pieców nie było. Za

„Bazarem” na Lubartowskiej chyba drugi dom to była piekarnia, na parterze. Jak przychodziły święta, to wszyscy z Lubartowskiej [tam szli], każdy sobie zamawiał, miał swój termin i przynosił ciasto do pieczenia. Byłam tam kiedyś, mama mnie wysłała jako dyżur. To było niesamowite. Piekarnia dosyć duża, dużo kobiet, dużo

(2)

tych blach. Każda ze swoimi, każda miała określoną godzinę. [To] nie były takie ciasta jak teraz, nie było rozmaitości. Ja znałam tylko ciasto drożdżowe i w wyjątkowych okolicznościach pierniki, które były strasznie twarde, no i sernik, w kratkę robione to ciasto, ale twarde. Takie piekarnie były. Swoje [ciasto] się zabierało i się wracało. Niektórzy mieli dalej, [inni] bliżej. Myśmy raz mieli termin koło jedenastej czy dwunastej w nocy. Na okrągło, cały dzień i noc, jak przychodziło święto, piekły się ciasta w tej piekarni. [W czasie okupacji na Boże Narodzenie] nie miałam nigdy żadnej choinki. Nic, kompletnie.

Data i miejsce nagrania 2012-03-15, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Spytałam się pani Pięciukowej: „Dlaczego tak jest?”, „No”, mówi, „Oni nie ratują tych co są słabi tylko dożywiają i dbają o tych co są mocniejsi w zdrowiu.”.. Także

Słowa kluczowe Asino, II wojna światowa, rodzina, ojciec, praca ojca, wywózka na Syberię, edukacja.. Losy rodziny podczas II

Miałam uszyte palto po prostu z koca takiego szarego koca, które było przyozdobione skórkami z królika, ale ja rosłam i palto rosło, ponieważ na dole dużo się

Zaczęła się wojna, nie miało się pojęcia, co to jest wojna, czym grozi.. Ludzie starsi, to znaczy mam na myśli tych, co mieli 30 lat, czy dwadzieścia parę, to już zdawali

Była taka akcja w [19]47 roku, też to zorganizował Międzynarodowy Czerwony Krzyż – wyjazd do Danii na dwa czy trzy miesiące, pobyt dla dzieci, sierot i półsierot

Przynosiło się trochę buraków do domu i mama gotowała je na gęsty i bardzo słodki syrop.. Używaliśmy go

Świtaniem moja matka, też nie była młodziutka –1900 rocznik dokładnie, w czasie okupacji miała 40 lat, chodziła do Baraku, bo tam była piekarnia, gdzie można było

Mam zdolności lingwistyczne i chciałem uczyć się francuskiego, ale niestety uległem sugestiom otoczenia, rodziny i wybrałem to durne prawo, czego po dziś dzień