• Nie Znaleziono Wyników

Szkoła : miesięcznik poświęcony sprawom wychowania w ogólności, a w szczególności szkolnictwu ludowemu : organ Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielastwa Szkół Powszechnych, 1925 nr 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szkoła : miesięcznik poświęcony sprawom wychowania w ogólności, a w szczególności szkolnictwu ludowemu : organ Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielastwa Szkół Powszechnych, 1925 nr 4"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

1 9 2 5 . ZESZYT IV.

RO CZNIK LVI.

S Z K O L A

O R G A N S T O W A R Z Y S Z E N IA C H R Z E Ś C IJ A Ń S K O - N A R O D O W E G O ________ N A U C Z Y C IE L S T W A S Z K Ó L P O W S Z E C H N Y C H ~

MIESIĘCZNIK

POŚWIĘCONY SPRAWOM WYCHOWANIA W OGÓLNOŚCI, fl W SZCZEGÓLNOŚCI SZKOLNICTWU POWSZECHNEMU.

Redaguje^ M ic h a ł S ic iń s k i ze w s p ó łu d z i a łe m K o m i t e t u r e d a k c y jn e g o . R e d a k to r o d p o w ie d z i a ln y : L u d w ik a R o g o w sk a.

A d re s R e d a k c ji i f ld m in is tr . W arszaw a, S e n a to rs k a 19. K o n to P.K O. 10.185.

TEOFIL SZCZERBA (Warszawa).

D o źródeł szkoły pracy.

U progu XX stulecia spotykamy się z poważnym zwrotem dążeń pedagogicznych ku systemom możliwie jasnym w sobie, przemyślanym i wypróbowanym. Całość ruchu pedagogicznego niejako zwiera się w sobie, krystalizuje, teorje wcielają się w ży­

cie, znajdują tu i ówdzie wykonawców, pociągających zastępy naśladowców, przejętych duchem reform, ideą, zapładniającą pracę, entuzjazmem wreszcie, nieodzownym współczynnikiem wszelkiego trudu wychowawczego.

Już w r. 1889, dzięki poważnemu dziełu Langbehna p. t.

Rembrandt jako wychowawca“ , ożywiła się dość znacznie myśl pedagogiczna. Dała ona, zwłaszcza w Niemczech, impuls w kie­

runku rozwoju wychowania, opartego na zamiłowaniu sztuki, co wiąże się z nazwiskiem Lichtwarka, który od nauczyciela i ucznia domagał się produkcyjności i czynności. Troska o rozwój uczuć musiała tu prowadzić do wyłącznego kształcenia sfery uczuciowej, jednakże praktyczny stosunek do zadań szkoły przezwyciężył te dążenia, nacechowane niedostępnym dla wszystkich artyzmem, niemniej natomiast ożywiając kierunek „Niemieckiego związku w y­

chowawczej pracy ręcznej dla chłopców“ , istniejącego od r. 1886.

Pierwsze prace warsztatowe nie wszędzie nosiły na sobie już wówczas piętno „roboty szkolnej“ , gdyż niekiedy precyzją wyko­

nania wybiegały one ponad poziom nawet wysoko stojących prac ręcznych kobiecych.

S top nio w o , coraz bardziej zaczęto zdawać sobie sprawę z is tn ie n ia przepaści, jaka się w y tw o rz y ła m ię d zy życiem a pracą

(2)

szkolną. Wybijający się w szkole uczniowie, w życiu okazywali bezradność. W książce Grafa z r. 1912 p. t. „Lata uczniowskie“

znajdowały się oskarżenia, skierowane przeciwko starej szkole.

Pedagogika socjalna, pod kierunkiem Pawła Natorpa uzasadniała, że szkoła nie powinna znajdować celu w samej sobie, lecz że powinna przygotowywać do życia w społeczności ludzkiej.

Same koła młodzieży wnosiły nowe pierwiastki do rozwoju idei szkoły racjonalnej. Uznanie znaczenia podróży, wycieczek i zatrudnień sportowych były poważnym przyczynkiem do zrozu­

mienia konieczności odmiany poglądów na szkołę i jej zadania.

Ale dopiero postępy w dziedzinie badań psychologicznych dały istotną, rzec można, granitową podstawę dążeniom w kie­

runku reform. Pozostanie wiekopomną zasługą Wundta, że wstrzą- snął psychologją herbartowską w jej słanowisku panującem, które doprowadziło do zgubnej w skutkach intellektualizacji pracy szkol­

nej. Zwroty stanowcze w myśleniu psychologicznem, widoczne w psychologji personalnej Williama Sterna i w psychologji nauk humanistycznych Dilthey’a i Sprangera, oddziaływują silnie na współczesne myśli pedagogiczne.

Pewnem uwieńczeniem myśli o reformie, które wynurzały się powoli i precyzowały konsekwentnie — była „Szkoła pracy“ . Instytucja ta wykwitła na tle głęboko-życiowego pojmowania szkoły i jej zadań. Dr. A. Ferrière w książce swej p. t- „Trans­

formons 1 Ecole“ bierze w obronę dziecko szkolne przed zesztyw­

nieniem przeżytych form nauczania. Znajduje on szereg zaprze­

czeń dla poglądów utartych, w rodzaju tych, *że z wstępem do szkoły otwiera się przed dzieckiem świat nowy, ale pozbawiony piękna, życie przedszkolne — to raj, w szkole umęczenie i trudy wbrew dążeniu dzieci ku radości j szczęściu, przed szkołą — ży­

cie, w szkole—zastój i martwe skupienie.

Ferriere wyczuwa w dziecku miłość dla natury. Zniewolono je do przebywania w przestrzeniach zamkniętych. Dziecko chcia­

łoby oddać się zabawom, każą mu się męczyć. Dziecko lubi dać widoczny wyraz swym usposobieniom do czynności, tymczasem jego wysiłkom nie nadano właściwego celu. Chciałoby kształcić się na przedmiotach konkretnych, tymczasem zetknięto je z za­

gadnieniami myślowemi; chciałoby używać swych rąk, a tu jego mózg wciągnięty został jedynie do pracy; chciałoby dociekać przyczyn, kazano mu uczyć się na'pamięć. Dziecko wreszcie wo­

lałoby samodzielnie osiągnąć poznanie, podano mu je w formie zupełnie gotowej. Nawet wyobraźni dziecięcej kładzie się tamy,

(3)

59 oddając dziecko pod jarzmo osoby dorosłej, która zmuszając do biernego posłuszeństwa, nie daje możności dziecku okazywać po­

słuszeństwa na zasadzie wolnego wykonywania obowiązku.

Jako kierownik centrali t. zw. Ecoles Nouvelles i jako ba- dacz-pedagog Genewskiego Instytutu J. J. Rousseau’a, był Ferriere jednym z najbardziej powołanych do torowania dróg nowej szkole.

La Maison de Petits, przeznaczony dla dzieci od 3 — 9 lat, stał się wydatnem polem próby, gdzie badania opierają się na wska­

zaniach Montessori, przy stałem komunikowaniu się z nauczycie­

lami szkół początkowych i udzielaniu im rad, wysnuwanych z do­

świadczeń.

Wolność i radość są emblematami instytutu, gwiazdą prze­

wodnią jest maksyma Rousseau’a: jedna godzina pracy rozwija bardziej wychowanka niż całodzienne wysiadywania. Na skutek badań ściśle umiejętnych powstała tu płodna w działanie komór­

ka „Szkoły aktywnej“ , usuwająca grunt z pod nóg szkole siedze­

nia“ . Szkoła dotychczasowa bywa uważana jako chora, nie tyle w planie swojej nauki i metodach, ile raczej w całym swoim du­

chu. Przychodzi ona od zewnątrz ku wnętrzu dziecka, każe mu pochłaniać za wiele systematycznej wiedzy i zbytnio podlegać autorytetowi. Ferriere stawia cztery wymagania główne, które, wy­

pływając z psychologji genetycznej, muszą prowadzić w kierunku szkoły pracy. Wyjście z przyrodzonej siły dziecka w celu rozwi­

nięcia jego naturalnego pędu do życia; miarkować życie uczuć, zaspakajać instynkty i skłonności, płynące z usposobień, zasilać je i kształtować na siły pożyteczne; przyjąć za podstawę potrze­

by duchowe każdego wieku, zainteresowania pierwotne, które po­

budzają ducha i każą dojrzewać samorzutnym wysiłkom i iść na łękę dziecięcemu pędowi do zatrudnień zarówno parciu do kształ­

towania konstruktywno-ręcznego jak i do duchowej twórczości.

___ (d . c. n.)

JÓZEF TOR (Mysłowice).

Przyczyny dotychczasowego słabego stanu nauki rysunków w szkołach powszechnych.

(Dokończenie).

Na poparcie wysnutych przez siebie wniosków nie podaje on jednak oryginalnych rysunków dziecięcych, lecz w pierwszym w y­

padku, ogranicza się do tabelarycznego zestawienia, a w drugim

i

(4)

do zestawienia prostolinijnych schematycznych figur, mających ilu­

strować tego rodzaju rysunki dziecięce (rysunek stołka). W pierw­

szym wypadku chodziło mu o to, czy dzieci dostrzegają ścianki boczne skrzypiec, a w drugim czy rysunki stołka odpowiadają prawidłom perspektywy linijnej. Przeoczył Kerschensteiner, że skrzypce powieszone na ścianie, chociażby nie przed frontem, wywierają zawsze wrażenie swoją stroną prostokątną i nią inte­

resują dziecko, które tylko tę stronę jako charakterystyczną stara się odtworzyć i to raczej z pamięci niż z modelu, dlatego też re­

zultat ujemny łatwo można było przewidzieć. Co do drugiego zadania — rysunku stołka w perspektywie linijnej podług założeń Kerschensteinera, rezultat ujemny także łatwo można było prze­

widzieć. Tabelaryczne zestawienie jest więc bezwartościowe i po­

siada tylko pozory uczoności, przytaczam je jednak poniżej.

RYSUNEK SKRZYPIEC RYSUNEK STOŁKA

Z NATURY Z NATURY

Chłopcy Dziewczęta Chłopcy Dziewczęta

KL

0 /t o N ie p e r s -

p e k t y - w i c z n i e

7 . P e r s p e k ­ t y w ic z n i e

N ie p e r s -. % p e k t y - w ic z n ie

% P e r s p e k ­ ty w ic z n ie KL

. 7 . N ie p e r s -

p e k t y - w i c z n i e

°/o P e r s p e k ­ ty w ic z n ie

. °/o

N ie p e r s - p e k t y - w ic z n ie

/ 0 . P e r s p e k ­ t y w ic z n ie

I 79/s„ 1 40/eo I | 98 2 100 —

11 88 / „ 3 74/26 II 1 97 3 100

III 84/3 13 86/ 12 2 III ! 94 6 100

IV 77 23 9 1 /5 4 IV ! 90 10 98 2

V 68 32 93

/,

6 V | 87 13 97 3

VI VII

27 73 76 ‘ "“ 24 VI 73 27 95 5

' 14 86 o9 41 | VII 55 45 85 15

V III 16 84 | 42 58 | V III 57 43 73 27

Jeżeli chodzi o otwarte i szczere zdanie w tej sprawie, to prawidłowy rysunek perspektywiczny nie zależy tyle od wieku ucznia, ile od ukształcenia tegoż w prawidłach perspektywy lin ij­

nej i praktycznego zastosowania tejże do rysunku. Wiemy bo­

wiem, że całe tysiące dojrzałych artystów iluminatorów wieków średnich, nie wykonało ani jednego rysunku poprawnie perspek­

tywicznego. Dopiero renesans podejmuje studja nad doskonałym rysunkiem tego rodzaju i stwarza tę nową teorję. Rezultat jed­

nak przesłanek Kerschensteinera stał się ogólnie i bezkrytycznie miarodajnym i w naszych programach ministerjalnych „ćwiczenie

(5)

61 próbne z zakresu rysunku przestrzennego“ w nawiasie „perspek­

tyw y“ zaczynają się od klasy VI. szkoły powszechnej,

Niepoznano dotąd całej skali stopniowania poczucia plas­

tycznego uzmysławiania przedmiotów odnośnie do tak zwanej perspektywy rozwijającego się u dziecka. A pojęcie to rozwija się stopniowo od rysunku zupełnie płaskiego, przechodzi przez pojęcie rysunku półpłaskiego i dochodzi aż do pojęcia rysunku zupełnie bryłowatego.

i

FI

Powyżej załączone rysunki dzieci, wyjęte z mojego pod­

ręcznika „Forma plastyczna“ str. 33. 35, i 36 przedstawiają nam stopniowy rozwój pojęcia „perspektywy“ u dzieci w rzędzie pierw­

szym (I) naczyń okrągłych, w rzędzie drugim (II) przedmiotów graniastych. Rysunki a i b w obu rzędach I. II. są to rysunki dzieci klasy III. Ani jednego z tych rysunków Kerschensteiner nie zaliczyłby do perspektywicznych, a jednak jak wyraźnie za­

znacza się w nich dążność do uwydatnienia skrótów płaszczyzn.

W rysunku b I łuk pod górną krawędzią litra jest dążnością do zaznaczenia owalnie górnej krawędzi, w rys e I już to wyraźnie zaznaczone, tylko krawędź dolna pozostaje linją prostą tak jak w rzucie prostym pionowym rys. a I, lecz wadę tę w większym lub mniejszym stopniu możemy spotkać u ludzi zupełnie dojrza­

łych. Rysunek c i d w rzędzie II. są też wyrazem dążności do plastycznego uzmysłowienia przestrzeni płaszczyzn poziomych;

jeżeli w rysunku c rysunek deski u ławki mogliśmy przyjąć za jej rzut poziomy, to w rysunku d bezwarunkowo tego zrobić nie możemy. Zauważyć należy w rysunkach dzieci odpowiadających rys. c i d I. pewne stałe rozpięcie owali, nie odpowiadające zmiennemu punktowi widzenia, w rysunkach zaś a i e II. pewną rozbieżność krawędzi równoległych w głąb biegnących. Rysunki więc tego rodzaju możemy zaliczyć do skali rysunków półpłaskich odpowiadających rysunkom w rzutach skośnych przyczem rozbież­

(6)

ność krawędzi w głąb biegnących należy tłumaczyć sugestywnem wrażeniem poczucia ekscentrycznego rozszerzania się przestrzeni w okół stanowiska człowieka.

Wobec tego, jak widzimy, pewne wymagania co do studjum formy, wynikające z rozwoju tejże i odpowiadające uzdolnieniu dziecka powinny stanowczo być przyjęte i egzekwowane już w pierwszych latach szkoły powszechnej. W dzisiejszym stanie rzeczy dochodzi jednak do tego, że nauka rysunków do kl. 4 szkoły powszechnej przedstawia obraz zupełnego zaniedbania i do gimnazjum przychodzą uczniowie zupełnie pod tym wzglę­

dem nieprzygotowani, tak że naukę trzeba zaczynać od a, b, c = a do seminarjum przychodzą uczniowie zacofani pod względem ukształcenia plastycznego i do rysowania nie wdrożeni. To skła­

nia poniekąd nawet do oportunistycznego twierdzenia, że wydat­

niejszą była metoda rysowania podług wzorków, gdyż dawała pewną wprawę techniczną i wdrażała do staranności wykonania.

Nie prowadziła ona jednak do pełnego rozwoju i zrozumienia rzeczy, lecz też nie można jej w zupełności odmawiać pewnego poglądu, gdyż to zapoznałoby sam charakter poglądowy rysunku, jakiby on nie był

Obserwacja przedmiotu i naprowadzanie do spostrzeżeń przez nauczyciela, jużto dotyczące ogólnego charakteru formy, jużto odnośnie do szczegółów, ma niezaprzeczone znaczenie i skut­

ki nawet dla dzieci od 6 roku życia. Doświadczenie najlepiej o tern pouczy: porównajmy tylko rysunek dziecka z pamięci, z ry­

sunkiem po krótkiem okazaniu przedmiotu, z rysunkiem po objaś­

nieniu kształtu przez nauczyciela i narysowaniu przez tegoż, a zo­

baczymy, że w każdym z tych rodzai są znaczne różnice. Jeżeli te różnice są dodatnie, dlaczego nie stosować metody, która prowadzi do dodatnich wyników? Ale przyjąwszy taką zasadę, znaleźlibyśmy się w sprzeczności z zasadą nauczyciela szkoły wi szechnej, że dziecku należy pozostawić jak największą samo

dzielność. 1 wobec tej samodzielności zachować takie bałwo.- chwalstwo, iżby zapomnieć o.własnem dostojnem zadaniu jako nauczyciela. Najnowsze bowiem prądy pedagogiczne sprowadzają rolę nauczyciela do roli kierownika, a w nauczaniu elementarnem stosuje się metody laboratoryjno - doświadczalne, odpowiadające raczej uczelniom uniwersyteckim. Na dowód można przytoczyć ustęp z ministerjalnych programów nauki rysunków w szkołach powszechnych str. 5 — „Ogólne wskazówki matodyczne“ . Dta grupy średniozdolnych będzię nauczyciel po za śwą rolą Ikierow-

(7)

63 nika-doradcą, dla grupy zdolnych — obserwatorem, dla grupy niezdolnych— opiekunem“ . Czy ten „kierownik“ jakim ma być nauczyciel szkoły powszechnej nie zbłądzi wraz ze swoim ucz­

niem na manowce — Czy nie lepiej, żeby ten nauczyciel powró­

cił do swojej roli prowadzącego i naprowadzał dzieci na dos­

tępne im spostrzeżenia, a temsamem nie zaniedbywał ich rozwoju umysłowego? Zgoda! nie powinien je przeciążać, nie powinien stawiać za dużych wymagań, lecz powinno się mu wskazać miarę w treści programów ministerjalnych. Dalej nauczyciel ten nie powinien zapoznawać wartości samego rysunku, już to kładąc nacisk na staranność i poprawność wykonania tegoż przez dzieci jużto dając wzór swoim rysunkiem na tablicy lub korektą rysunku dziecka. Dz,wić się zatem wypr ęcznika do wartość samego rysunku i czynią różnicę między celem nauki rysunków a rysowaniem. Str. 5. „Uwagi o programie ministerjal- nym. W programie sam rysunek jest na drugiem miejscu, ale za to powtarza się ciągle nakaz: uczyć patrzeć“ i t. p... „Odtąd dzięki postępowi(?l), dzięki nowym programom ma być inaczej.

Rysunek dziecka przestaje być „wzorem“ , przestaje być celem a ma się stać środkiem w nauce i tego powinno się bezwzględ­

nie przestrzegać“ , Gdzież to znajduje się taka zasada w progra­

mie rninisterjalnym? Str. 3, np. „Cel nauki. 1. Rozwijanie zmysłu spostrzegawczego i umiejętności świadomego patrzenia; rozwijanie zdolności ujmowania rozmiarów przestrzennycl; ćwiczenie pamięci kształtów i barw.“ i t. d. rozumie się chyba, że wszystko w związku z rysowaniem. A dalej str. 4. „Ogólne wskazówki metodycżne. Zgodnie z celem, określonym na wstępie, nauka rysunków w szkole powszechnej służy nie tylko do budzenia i rozwijania w dzieciach umiejętności rysowania, lecz również do tego, aby je nauczyć pojmować i tworzyć w plastyce“ . Tego rodzaju dowolne naciąganie programów powoduje jeszcze większą dezorjentację pomiędzy nauczycielstwem i doprowadza do mnie­

mania, że nauka rysunków nie może być samodzielnym przed­

miotem, lecz ma stanowić przyczynek i uzupełnienie do innych przedmiotów i na nich się opierać. W analizie celu nauki rysun­

ków doprowadzona do tego, że rozszczepiano go na poszczególne cele i środki jak promień światła słonecznego w widmo słonecz­

ne, lecz nie potrafiono go z powrotem syntetycznie ująć w jedno ognisko, jakiem jest kształcenie poczucia pięknej formy plastycznej.

Dlaczego poczucia a nie zrozumienia? dlatego, że rysunek jest swojego rodzaju sposobem wypowiadania się i tam, gdzie się

nauczania rysunków. H. Policht zapoznają

(8)

kończy 'logicznie zrozumiałe słowo, tam zaczyna się intuicyjna i symboliczna mowa rysunku. Dlatego obok konstrukcyjnego, logicznie uzasadnionego rysunku, należy kontynuować wraże­

niowe, intuicyjne odtwarzanie przedmiotów. Wprawdzie więcej plastycznie uzdolnione jednostki, kontynuują przeważnie intuicyjny rysunek, alé i dla nich zrozumienie konstrukcji rysunku i budowy przedmiotu, przyczyni się jak “n. p. zrozumienie konstrukcji ję­

zyka w jego gramatycznej 'budowie, do głębszego odtwarzania i pojmowania rzeczy.

Dzisiejszy stan nauki rysunków w szkołach powszechnych jest tego rodzaju, że panuje ogólnie dezorjentacja co do celów i środków tej nauki, co ^potęguje jeszcze brak należycie przygo­

towanego nauczycielstwa i rysunki schodzą znowu do roli tak zwanych „michałków“ . Jeżeli tu i ówdzie stan ten nie jest taki rozpaczny, |to jest zasługa ¡¡jednostki danego grona, która zdaje sobie sprawę z ważności i celowości tego przedmiotu i stara się poziom tegoż podnieść do właściwych wyżyn i znaczenia.

Z powyższego obrazu pojęć o nauce rysunków i wynikają­

cego stąd jego stanu w «szkołach powszechnych nasuwają się na­

stępujące dezyderaty:

Należy poddać gruntownej rewizji program nauki rysunków w szkołach powszechnych i rozwinąć należycie wytyczne szczegó­

łowe tego programu, a całość oprzeć na podstawach polskiej my­

śli pedagogicznej.

Zorganizować wszystkich nauczycieli rysunków w stowarzy­

szenie naukowo-zawodowe z powodu specjalnego charakteru nauki rysunków. Utworzyćjinstytut do badania praktycznego uzdolnienia dzieci i młodzieży, połączony z archiwum prac tychże i wydawać specjalne czasopismo.

Położyć większy nacisk na kształcenie w tym przedmiocie kandydatów zawodu nauczycielskiego i-dążyć do należytego zro­

zumienia przez nich ważności przedmiotu, celu i środków naucza­

nia jakoteż opanowania techniki i formy.

Ustanowić specjalnych instruktorów okręgowych (wizytato­

rów) do nauki rysunków, którzyby czuwali nad rozwojem tej na­

uki tak w szkołach powszechnych jak i średnich, wydawać opinje o jej stanie i kwalifikacjach odnośnych nauczycieli.

Uwaga: Naprowadzenie.! cytatów z dzieł autorów polskich z powyższej treści nie miało na celu krytyki tych dzieł, posiada­

jących pozatem wiele cennych wartości, lecz krytykę ogólnie dziś panujących a błędnych poglądów zasadniczych.

(9)

6!>

STANISŁAW RYMAR (K raków)

Stan naszej oświaty w cyfrach.

(Dokończenie).

Z ważniejszych zmian, proponowanych przezeninie wskutek uzyskania swobody dysponowania sumą 20 m iły zł. i wskutek skreślenia wydatków osobowych na około 31/, milj. zł., wymienię tylko kilka. Skreślenie tysiąca statów daję.

Z ważniejszych zmian, proponowanych przeżeranie wskutek uzyskania swobody dysponowania sumą 20 milj. zł. i wskutek skreślenia wydatków osobowych na około 3'/,, miljona zł., wy­

mienię tylko kilka. Skreślenie tysiąca etatów daje oszczędność 2 508 000 zł. Tak zwane godziny nadliczbowe obliczone są w bu­

dżecie wedle teorji, iż tyle a tyle jest w planie godzin i wobec tego tyle a tyle złotych za nie się należy. Zycie wykazuje znaczne odchylenie od tej zasady i dlatego zgodnie z odnośnymi referentami Min. W. R. i O. P. i Skarbu te skreślenia proponuję.

W szkolnictwie powszechnem sumę 5,000.000 zł., przezna­

czone na budowę szkół powszechnych proponuję podwoić. Mam w ręku elaborat Wydziału budowy szkół powszechnych, wykazu­

jący sumę zgłoszeń na 19/'t miljona złotych. Kwota 10 milj., oczywiście nie zaspokoi potrzeb — później myśleć trzeba będzie 0 dalszych inwestycjach i o jakiejś wielkiej długoterminowej po­

życzce na budowę szkół. Dzięki takim pożyczkom mają tak sto­

sunkowo wiele budynków szkolnych dawne prowincje pruskie 1 austrjackie. Nie wątpię, że zapowiadana dodatkowa ustawa skarbowa, dotycząca głównie inwestycji, uwzględni także i po­

trzeby inwestycyjne szkół. Pierwsze dyskusje na ten temat z re- prezentami skarbu wykazują zrozumienie kierujących czynników skarbowych dla tej myśli.

W Seminarjach nauczycielskich uderza bardzo znaczna pod­

wyżka na pomoce i środki naukowe, a jednak jest to tylko >/, tego, czego Seminarja bezwzględnie potrzebują, jeżeli me mają byc

szkołą tandety. .

Nie wiem, czy to jest dobre, iż cały ciężar budowy szkol średnich ogólnokształcących, Seminarjów nauczycielskich i szkół zawodowych wzięło na siebie Państwo. Ale tak jest i dlatego wstawiono znaczne kwoty na budowle tych trzech grup szkolni­

ctwa. We wnioskach moich proponuję podniesienie budżetu szkół średnich ogólno-kształcących z 31.097.338 zł. na 33.306.158 zł.,

5

(10)

budżetu Seminarjów nauczycielskich z 13.409.500zł. na 16.359.110 zł.

budżetu szkół zawodowych z 14.780.741 zł. na 20.743.314 zł wreszcie budżetu szkół wyższych z 33.356.876 zł. na 38,380,693 zł.’

O szkolnictwie zawodowem wiele dziś mówić nie będę. W y­

starczy, gdy przypomnę, że mamy szkół zawodowych zaledwie paręset z kilkudziesięcioma słuchaczy, gdy potrzeabby ich kilka tysięcy z paru miljonami słuchaczy. Ze względu na ważność dz.ału szkolnictwa proponuję podniesienie jego budżetu o pełne 6 rnil- jonów złotych. Wreszcie szkolnictwo wyższe. Gdybyśmy dziś mieli przystąpić do zakładania niektórych z istniejących zakładów uniwersyteckich myślę, że znalazłbym dość słów, aby przeko­

nać'każdego, iż zakładać ich nie należy. Ale one już są., I tak, jak nikt z nas nie myśli zamykać gimnazjów, czy szkół powszechnych, choć wiele z mch nie odpowiada celowi tak i w sprawie szkół wyższych nikt pewnie z nas nie zgłosi wniosku o zwinięcie uniwersytetu tego lub Akademji tamtej.

W tej dziedzinie zwracam uwagę na dwie pozycje: na koszta or­

ganizacji Instytutu ruskiego i na koszta organizacji Studjum sło­

wiańskiego.

Podkreślam jeszcze raz: ponosimy dziś konsekwe icje poli­

tyki ostatnich 3 lat. Wszystkie poprzednie lata podobne były do siebie, jak dwie krople wody: na zapłacenie nauczycieli pieniądze zawsze znaleźć się musiały —- wszystkie inne zjadła dewaluacja, zanim doszło swego przeznaczenia (sławną jest historja np. bu­

dowy gimnazjum w Łucku, gdzie to wypłacono całą sumę, a za­

miast budynku został się plac i trochę cegły), a potem przyszły oszczędności. Pod znakiem oszczędności robiony był budżet i na rok 1925. Ministerstwo W. R. i O. P. — już po swoich obcię­

ciach zażądało sumy 342 miljony — dostało sumę 311'/, mil- jona. Ponieważ etatów obciąć nie chciano, a wydatków osobo­

wych obciąć nie można wbrew ustawie uposażeniowej _ więc i tym razem niemal wszystkie obcięcia dotknęły inwestycji i wy­

datków rzeczowych i dlatego proponuję restytucję całego szeregu skreślonych sum.

Z innych pozycji wstawiono 97.000 zł. na stypendja i 100.000 zł. na organizację obchodu 3-go maja. Jest ta suma wynikiem inicjatywy Pana Prezydenta Rzplitej, aby spróbować w Polsce zorganizować obchód 3-go maja — poza uroczystą o fi­

cjalną częścią, na sposób francuskiego 14 lipca.

Zwracam uwagę władz na zaniedbaną u nas niesłychanie dziedzinę pieśni ludowej. Nie mamy nauczycieli śpiewu, nie

(11)

67 mamy nawet pędu do organizowania chórów, teatrów, orkiestr.

Coraz więcej metylko my tu, w Sejmie, stajemy się śledzienni­

kami, którym bardzo źle jest na świecie.

Z resortu Nauki należy dwa słowa poświęcić jednej sprawie:

wraca do nas, do kraju, do Warszawy Biblioteka z Rapperswylu w Szwajcarji, Dzięki poparciu Pana Prezydenta Rzplitej znajdzie ona pomieszczenie w pałacu myśliwskim, który już władze opróż­

niają i adoptują tak, aby do 1 kwietnia b. r. był gotów.

Nie miałem już odwagi pukać tego roku do kasy Państwa, w jednej jeszcze ważnej sprawie. Jesteśmy ubodzy i nie wszyst­

kie dzieci zdolne mogą się kształcić, nie wszystkim państwo dać może i szkołę i bezpłatne utrzymanie w bursie, czy stypendjum.

Dawnymi czasy szło tu z ofiarną pomocą społeczeństwo. Mało­

polska w ciągu dwu pokoleń stworzyła około 1000 fundacji oświa­

towych: z procentów od fundacji żyło i uczyło się okrągło 1500 ubogiej, a zdolnej młodzieży. W ostatnim dziesiątku lat przed wojną nie było bodaj uświadomionego narodowo człowieka w Ma- łopolsce, któryby pisząc testament — zapomniał o fundacjach szkolnych. Podobne fundacje ma i b. Kongresówka, ma i W iel­

kopolska. Ale dziś te wszystkie fundacje leżą zdruzgotane, za­

ledwie drobna garstka uratowana, a i tym grozi niebezpieczeń­

stwo. Uważam za obowiązek naszego pokolenia, uważam za obo­

wiązek państwa uratowania tego kulturalnego dorobku pokoleń nietylko dlatego, że dorobek ten daje możność nauki paru ty­

siącom młodzieży, nietylko dlatego, że kapitały tych fundacji lo­

kowane były przymusowo, ale i dlatego, aby znowu pobudzić za­

marłą ofiarność społeczną— przez okazany szacunek dla ofiar tych, którzy żyli przed nami.

Nie występuję dziś z konkretnym w tej sprawie wnioskiem, sprawa ta wymaga odrębnego traktowania w drodze ustawy, ale wspominam o niej, aby pamiętać o potrzebie nowego wydatku w przyszłości. Materjał, jaki już zdołałem zebrać, świadczy, iż wartość fundacji tych w złocie sięgać może 80 — 100 miljonów złotych. Wyobrażam sobie, iż w ciągu lat drogę corocznych do­

tacji można będzie refundować te fundusze i przywrócić im moż­

ność spełnienia woli fundatorów. Dziś wspominam o tern i dla­

tego, aby przestrzec i rząd i społeczeństwo przed zbyt pochopnem odbieraniem ziemi nielicznym u.nas — o ziemię opartym funda­

cjom, naprzykład Skarbowskiej. Podobno zamiary i apetyty wielu w tę właśnie kierują się stronę.

(12)

Nie dotykam dziś całego szeregu zagadnień, jak i działów budżetu wyznań religijnych, szkół dla niepolskich narodów, pro­

blemu szkolnictwa żydowskiego, dla którego zbiera materjały p. Minister Thugutt. Sprawy te wymagają głębokiego rozważenia po wynikach zastosowania nowych ustaw i dyskusji na innych terenach. Osobnej dyskusji i uchwał wymagają także sprawy szkolnictwa za granicą. Sprawy te zostaną poruszane przy dyskusji szczegółowej.

Nie chcę się wdawać i w rozbiór stanu ustawodawstwa szkolnego — jest on niedostateczny, jeśli nie wręcz zły, organi­

zacja szkolnictwa jest jednostronna szczególniej, jeśli weźmiemy pod uwagę, kto ponosić ma ciężary na utrzymanie i budowę szkół; jeśli przyglądniemy się choćby w komisji skarbowej leżą­

cym projektem różnych przyczepek dodatkowych, opłat i po­

datków, mających służyć na utrzymanie szkolnictwa zawodowego, czy dokształcającego. Będziemy o tern zapewno szeroko mówili, gdy wpłynie na stół obrad naszych zapowiedziana już podsta­

wowa ustawa o ustroju szkolnictwa.

Wprzygotowaniu jest szereg ustaw szkolnych, zależnych, już to od uchwalenia przez Sejm ustaw samorządowych, już od przy­

jęcia zasadniczych podstaw ustawy o ustroju szkolnictwa. Na jedno jednak dziś zwracam uwagę: niebacznie przyjęta i ogło­

szona przez autonomiczny Sejm Śląski ustawa o przejęciu praw b. Ministerstwa W. i Oświaty w Wiedniu przez wojewodę ślą­

skiego w Katowicach odbiera Sejmowi Polski i Rządowi państwa możność nawet nadzoru nad szkolnictwem cieszyńskiej części Śląska. Wydaje mi sie, iż ustawa ta sprzeczna jest i ze statutem śląskim i z intencjami tyeh, którzy ten statut uchwalili, sprzeczna jest niewątpliwie i z wolą polskiej ludności Śląska. Ten błąd musi być naprawiony, ustawa ta musi być cofniętą i usuniętą.

W okresie chaosu pierwszych lat organizowania własnego państwa, w chwili, gdy samorząd nie istniał, gdy dewalucja unie­

możliwiała jakąkolwiek pracę każdemu, kto nie dysponował ma­

szyną drukarską, zrozumiałą była tendencja przerzucania wszystkich wydatków na państwo. Przyczyny w całości jeszcze nie ustąpiły.

I dziś nie podobna liczyć na to, że zwłaszcza okolice o niższej kulturze i mniejszej zamożności nie dadzą nawet, co by dziś dać miały na budowę szkół powszechnych. Ale nie mniej stwierdzić trzeba, że przyszedł już czas na znowelizowanie obu ustaw z lu­

tego 1922 r. W Anglji ustawa z 1921 r. przyznaje gminom 50%

wszystkich wydatków, ale wyraźnie postanawia, iż subsydjum nie

(13)

69 może być przyznane na budowę, remont, rozszerzenie szkól i t. d.

Student uniwersytetu angielskiego płaci za naukę rocznie 100 — 150 f. st. (2.400—4000 zł.), student gimnazjum 8 — do 30 f. st.

(200 — 750 zł.) a stan ten przetrwał i rządy Labour-Party. Uboż­

sza młodzież ma tam 1000 stypendjów, a w gimnazjach 25% ucz­

niów uwolnionych jest od opłat. U nas nauka w wyższych uczel­

niach i gimnazjach jest bezpłatną. Poza opłatą za naukę istnieją i u nas i w Anglji opłaty za zużycie materjału, za laboratorja it.d.

Od tych opłat 10% uczniów w gimnazjum jest uwolnionych, w uniwersytetach zaś dowolny odsetek ma te opłaty podzielone na spłaty po 10 latach od ukończenia studjów. Jeżeli jeszcze zro­

zumieć można, iż państwo dopomaga samorządom gminnym do wystawienia budynków, to już trudno tolerować stan taki, iż pań­

stwo dać ma po 50 zł. każdej szkole na pomoce naukowe. Aby zaznaczyć potrzebę nowelizacji tej ustawy, zaproponuję Panom skreślenie w odnośnej pozycji 50.000 zł. oraz odpowiednią rezo­

lucję. Wogóle zagadnienie: kiedy, co i ile płaci państwo, a co i kiedy samorząd i jaki samorząd musi być rozpatrzo­

ne raz jeszcze pod kątem obciążenia Skarbu państwa; jeśli tego rząd szybko nie rozpatrzy, nie obronimy się w latach przy­

szłych od konieczności bardzo wielkiego rozszerzenia ram budżetu Ministerstwa W. R. i O, P.

Mówiłem poprzednio o brakach szkolnictwa istniejącego, a przecież szkolnictwo to wymaga dalszego rozwoju. Ponad jeden miljon dzieci nie chodzi do szkoły powszechnej. Sieć szkół śred­

nich jest bardzo nierówna. Świeżo opracowało Ministerstwo W. R. i O. P. projekt sieci szkolnictwa dla 5-ciu województw.

W jesieni ub. roku rozpoczęto wstępne prace nad organizacją sieci szkolnej w 4-ch województwach południowych, na terenie 2-ch kuratorjów krakowskiego i lwowskiego, wypracowanie planu sieci szkolnej szkolnictwa powszechnego, do skutecznej walki z analfabetyzmem młodego pokolenia na całym terenie państwa.

Cała dziedzina szkolnictwa zawodowego czeka na pług i orkę.

Boję się tego, aby w tej właśnie dziedzinie społeczeństwo nie szło po omacku. Dwa tu do rozwiązania są postulaty: aby dać społeczeństwu tyle szkół i takich, jakie społeczeństwo potrzebuje i tam, gdzie one są potrzebne oraz, aby koszta tych szkół tak rozłożyć, aby one nie rujnowały państwa' a równocześnie dały temu szkolnictwu trwałe podstawy finansowe. Nie najdrobniejszem zagadnieniem powinno być szkolnictwo zawodowe żeńskie. Tę jedną uwagę wolno mi zrobić, iż w Departamencie III M.W.R. i O.P.

(14)

dzieł szkolnictwa zawodowego żeńskiego wygląda mi trochę jak to małżeństwo, w którem płeć piękna, kobieta, jest zahukaną. Rad- bym więc ważność tego problemu, zawodowego wychowania kobiet, silnie podkreślić.

Inicjatywa prywatna w dziedzinie szkolnictwa zawodowego większa, niż w inych działach wychowania, święcić winna tryumfy Zbyt bezpośrednią jest korzyść i ucznia i jego najbliższego oto­

czenia, miasta i powiatu ze szkoły zawodowej, abyśmy nie chcieli wykorzystać tego faktu dla odciążenia i skarbu i administracji państwa i nic przerzucili na barki naszego społeczeństwa części ciężaru i inicjatywy w tej dziedzinie. Ale państwu około tej pry­

watnej inicjatywy nie wolno przechodzić obojętnie: szkolnictwo prywatne upada wszędzie, nawet w bogatych krajach angielskiej rasy, w Ameryce, w Anglj. Szkolnictwo prywatne u nas będzie zawsze liche, jeśli ze strony państwa nie będzie miało poza nad­

zorem pomocy materjalnej i dlatego, acz w drobnych zmianach tylko przecież przedkładam Panom propozycję podwyżek sum przeznaczonych dla szkół prywatnych powszechnych, średnich i zawodowych, sum przyznawanym tym szkołom już to wprost w gotowce, już w płatnych etatach i urlopowanych na ten cel ze szkół państwowych w siłach nauczycielskich. Jeśli już o tę sprawę zaczepiłem to powiem też, iż za bardzo szkodliwe dla szkół pry­

watnych i poziomu ich nauki uważani ten przepis ustawy emery­

talnej, który postanawia, iż nauczyciel szkoły publicznej, który za bezpłatnym przez rząd udzielonym urlopem, uczy w szkole pry­

watnej, nie ma za te lata prawa do emerytury.

Z wielu stron słyszymy głosy skargi na złe plany, na wy- klejanki, na podręczniki, na przeładowanie uczniów, na zbyt wiele przedmiotów a powierzchowną wiedzę i t. d. i t.d. Dyskusja na te tematy jest potrzebną. Niechaj ona na razie toczy się poza mu- rami Sejmu: Sejm musi wpierw położyć podwaliny pod główny gmach szkolnictwa: musi wpiew uchwalić ustawę o organizacji szkół i organizacji władz szkolnych. Jakie przedmioty i w ilu godzinach wykładane będą w poszczególnych szkołach, z jakich podręczników dzieci uczyć się będą i kto te podręczniki dobierać ędzie o tern będziemy mówić po dokonaniu głównego dzieła:

0 ustawieniu mebli w pokoju mówi się wtedy, gdy jest dom 1 pokój. Nie chcę przez to powiedzieć, jakobym pochwalał to wszystko, co dziś jest, albo jakobym chciał twierdzić, że w tym zakresie władze nic dziś nie mają do zrobienia. Owszem sądzę, że w sprawie np. oceny podręczników i wprowadzenia podręczni-

\

(15)

1\

ków do szkół i dziś dużo, jeśli nie wszystko zrobione być może.

Ale nie mniej o dwu, trzech, czterech, pięciu czy sześciu typach szkoły średniej ogólnokształcącej mówić będziemy mogli realnie dopiero wtedy, gdy zadecydujemy, czy ta szkoła ma być dalej 8-10 klasową czy też ma być na przyszłość 5-io letnią przez od­

jęcie jej trzech klas niższych. To samo można powiedzieć i o szko­

łach zawodowych, zwłaszcza średnich i o wszystkich przybu­

dówkach czy nadbudówkach szkolnych. Ostatecznie to co jest _ najgorsze, nie jest i bynajmniej wstydzić się tego, co mamy przed światem ma potrzebujemy. A wszak dopiero rok 7-y wolno nam samodzielnie pracę szkolną prowadzić, dopiero rok drugi pracę zaczynamy na warunkach, trochę do normalnych podobnych Pracę prowadzimy niesłychanie ofiarnie: Anglja zwiększyła w cią­

gu 2-ch lat budżet szkół raz ó 10 miljonów funtów, drugi raz 0 dalsze 5 miljonów funtów szterlingów, licząc się ze stanem skarbu. Ciężar ten spadł na dobrze i sprawnie działające samo­

rządy. A my, przy innym ustroju, gdy w przeciwieństwie do Anglji państwo a nie samorządy odpowiedzialne jest za szkol­

nictwo, z roku na rok prawie że podwajamy wydatki na szkołę Wolno mi ten wysiłek skarbu i społeczeństwa wysoko podnieść 1 Podkreślić silnie, zwłaszcza, że nie szczędzę i skarbowi i spo­

łeczeństwu wymówek, iż dają jeszcze za mało a często źle groszem ofiarowanym szafują.

O nastrojach w szkolnictwie, o duchu szkolnictwa — to jedno powie ziec potrzeba, szkolnictwo krzepnie i postępuje. Zwiedzi­

łem 5 kuratorjow, zetknąłem się z działaczami wszystkich części państwa. Szkoła wszędzie gruntuje się, zdąża na wyżyny. Za niebezpieczny a szkodlity eksperyment uważam próby wciągnięcia szkolnictwa w okręg ogólnej administracji państwa: szkoła winna zostać na boku. Wśród nauczycielstwa widać pęd masowy do samokształcenia. Najwyższa Izba Kontroli Państwa zgodnie w swych sprawozdaniach, narzeka iż ma z rachunkami pedagogów kłopotów dosc ale dziwnie ci pedagogowie nie umieją kraść i nie kradną. Mini- s ers wo W. R. i O. P. przybrało nową szatę: dostało nowy statut organizacyjny. Ministerstwo pozbyło się całego balastu drobiazgów, oddając je już to kuratorjum już to inspektoratom.

1 e wszystkie prace wewnętrzne powinny dać lepsze formy pracy lepsze wyzyskanie sił i pieniędzy.

Organizacja terytorjalna niższych władz szkolnych nie jest dokończona. W tym roku powstać ma kuratorjum okręgu szkolnego w Lublinie, przez co wypełnioną zostanie największa luka w orga-

(16)

nizacji władz szkolnych II instancji. Ministerstwo W. R. i O. P.

zamierza przydzielić temu kuratorjum 19 powiatów t. j. całe wo­

jewództwo lubelskie, posiadające 2.433 szkół z 7.7000 nauczycie­

lami, 7 preparand, 9 seminarjów nauczycielskich, 16 gimnazjów i 29 prywatnych. Całe natomiast woj. Kieleckie i Warszawskie oraz Warszawa należeć mają i dalej do kuratorjum Warszawskiego.

Wogóle pytanie, czy istnieć mają wszystkie dotyczasowe kura- torja, winno być możliwie szybko rozpatrzone i zdecydowane, aby można było ostatecznie ustalić terytorja i ich działania.

W ub. roku z wielu stron zarzucono Ministerstwu W. R. i O. P.

i Ministrowi, iż za mocną ręką wprowadzał do szkolnictwa oszczęd­

ności. Przyglądając się z bliska tej oszczędności nabrałem prze­

konania, że akcja ta w rezultacie korzystną się dla całego szkol­

nictwa okazała: nauczyła, zwłaszcza administrację szkolną, cho­

dzenia po ziemi, liczenia się z finansami państwa, i liczenia się z siłami państwa i społeczeństwa. Ten obrazek oszczędności i skąpstwa w wydawaniu pieniędzy winienem przypomnieć i dziś, gdy ogólna suma pożyczek do preliminarza rządowego, prze- zemnie proponowana, wynosi ponad 20 miljonów. Min. W. R. i O. P.

a więcej jeszcze Min. Skarbu, ma możność ulżenia skarbowi w tru­

dach pokrywania sum na szkolnictwo. Nie ma dotąd np. stempla na świadectwa szkolne. Z lat dawnych istnieją zobowiązania sa­

morządów miejskich i powiatowych na poważne sumy w zamian za przejęcie przez rząd zakładów średnich. Np. wiele miast Wiel­

kopolski ma zobowiązania, iż płacić będą stale po parę lub po kilkanaście tysięcy marek, przedwojennych marek, do skarbu.

(Gniezno 6.000 marek, Pleszew 13.000 mk., Szamotuły 20,000 mk., Kutno — Magistrat 15.000 mk., Sejmik 50.000 mk., Lipno — Ma­

gistrat 5.000 mk., Sejmik 40.000 mk.). Sumy takie winny być wyegzekwowane. W oszczędnościach sądzę, iż wskazać mi wolno na niepotrzebnych dyrektorów szkół ćwiczeń przy Seminarjach nauczycielskich (wiadomo, że gdzie kucharek sześć, tam jest źle) albo na obowiązek Ministerstwa zniesienie niepotrzebnych już dziś kursów, prowadzonych w Krakowie, Lwowie i Warszawie, a mających za cel szybką fabrykację nauczycieli i nauczycielek.

Takich oszczędności znajdziemy więcej. Administracja szkolna musi wpoić w społeczeństwo to przekonanie, iż gospodaruje mądrze i oszczędnie. Świadomość tego, iż każdy grosz jest użytym ce­

lowo, ułatwi nam gładkie przyjęcie naszego przedłożenia a na przyszłość da nam silną moralną podstawę do stawiania dalszych

(17)

73 żądań, byśmy szkołę naszą dać mogli wszystkim, byśmy dać mogli wszystkim szkołę taką, któraby miała wszelkie warunki do spełnienia swojego zadania w całości.

ALEKSANDER URBAŃSKI (Trzcinica).

Pismo „g o ty ck ie “ czy „łacińskie“?

Odnośnie do artykułu w sprawie języka obcego w szkole powszechnej wysuwa się kwestja pisma przy nauce jęz. niemieckiego.

Program ministerjalny, obowiązujący w nauce języka obcego w szkole powszechnej, nie rozstrzyga kwestji używania jednego z powyższych pism. Zastosowanie jednak tego łub owego pisma nie jest obojętnem z przyczyn dość ważkich. Zgóry zaznaczyć wypada, że sprawa ta przed laty poruszyła umysły nauczycielstwa i uczonych niemieckich i zainteresowała ogół inteligencji niemiec­

kiej. Były głosy, opowiadające się za zatrzymaniem pisma „go­

tyckiego“ , niby ze względów narodowościowych i patrjotycznych, idące śladem Bismarków i Wilhelmów, jktórzy stale podpisywali się „po niemiecku“ . W zacietrzewieniu nacjonalistycznem jed­

nostki używały w wszelkiej korespondencji fraktury, pisząc stale nazwiska, a nawet nazwy miejscowości po niemiecku. W szko­

łach ludowych o charakterze wyznaniowym ewangelickim uczono podpisywania się tylko literami niemieckiemi. Przeprowadzono tę zasadę w odniesieniu do dzieci polskiego pochodzenia, a Koś­

ciół ewangelicki kontynuował „tę pracę“ zapomocą kancjonałów, pisanych niby w języku polskim, lecz pismem niemieckiem.

Nie brakło jednak głosów z przeciwnego obozu, które do­

magały się zaprowadzenia pisma „łacińskiego“ przynajmniej w początkowej nauce szkoły powszechnej i obszerniejszego za­

stosowania go i poza szkołą (w prasie, w urzędach). Przeciw­

nicy fraktury przeciwstawiali wywodom fanatyków wszechniemie- ckich argumenty natury praktycznej. Twierdzili bowiem, że pismo i druk niemiecki są męczące dla oka i ręki, że używanie tego pisma nie wpływa dodatnio na pomnożenie wyników czynności pisarskiej. Obliczono nawet procentowo ile czasu więcej poświę­

cić musi piszący literami niemieckiemi od używającego pisma łacińskiego. Wskazywano na to, że szkoła, ucząc pisma nie­

mieckiego, nie wychowuje bynajmniej dla życia praktycznego, gdyż dziecko widzi choćby tylko w napisach firm zastosowanie pisma łacińskiego. Co do nazwy samej i przywileju posiadania

(18)

odrębnego pisma, ta wysoka liczba Niemców jasno zdawała so­

bie sprawę z tego, że fraktura czyli t. zw. pismo „niemieckie“ , nie zasługuje bynajmniej na miano „niemieckiego“ , gdyż pozo­

stało ono z pierwotnego pisma łacińskiego, dzięki upiększaniom tegoż, jakie wykonywali pisarze klasztorni. Nie bez słuszności nazywa niepodpisany autor książki tendencyjnej p. t. „Die deu- tsche Schulsprache ein Todfeind des Deutschtums“ swych ziom­

ków Chińczykami Zachodu! To też uczeni niemieccy, piszący dzieła naukowe,(jktórym chcieliby zapewnić czytelników w szero­

kim świecie, piszą tylko pismem łacińskiem, oczywiście między- narodowem.

Taki stan rzeczy w Niemczech samych podaje nam cenne wskazówki w rozważaniu kwestji używania stosownego pisma w nauce języka nie mieckiego. U nas upadają zgóry względy narodowościowe. Nie mamy zgoła przyczyny do uświęcania rze­

komych tradycji, do podkreślenia sztucznej różnicy u obyweteli jednego i tego samego Państwa. „Ze względów zaś czysto prak­

tycznych zastosujemy tylko to pismo, które dzieciom naszym jak najmniej sprawi trudności i w czasie najkrótszym pozwoli na zastosowanie nabytych wiadomości w życiu praktycznem. Pozo­

stańmy więc przy t. zw. piśmie łacińskiem, które dzieci nasze czytają i piszą już w pierwszym roku nauki. Nacóż więc uczyć drugiego pisma, kiedy wystarczy jedno! Lepiej będzie, jeżeli czas w ten sposób zaoszczędzony zużyjemy na zdobycie moż­

liwie największej wprawy w używaniu języka niemieckiego, gdyż - jak słusznie mówi program — warunki nauki jężyka ob­

cego w szkole powszechnej nie są bardzo pomyślne“ . W myśl powyższych uwag należałoby używane w naszych szkołach pod­

ręczniki do nauki języka niemieckiego poddać szczegółowej rewizji.

M yśli o wychowaniu.

Prof. Stanisław Grabski.

Trzy ostatnie pokolenia żyły myślą Mickiewicza: „jestem miljonę; bo cierpię za miljony“ . Dziś hasłem naszem winno być:.

„Jestem miljon, bo chcę za miljony, bo mam wolę i dążność za miljony“ . Silna zaś wola i zdecydowane dążenie związane są ściśle z realizmem w myśleniu. Umiejętność widzenia rzeczywistości taką, jaką jest, należy postawić jako podstawę naszej kultury umysłowej. To wymaga gruntownej reformy programów i metod szkolnych. Nasza nauka szkolna musi być mniej literacka. Nie może polegać na powtarzaniu form bez dokładnego zrozumie-

(19)

75 ma treści, oceny czy ta treść da si'ę pogodzić z życiem i jakie przyniesie w zrealizowaniu konsekwencje“ .

„Gdy Wojtuś ma dobre stopnie ze wszystkiego — jest mądry : i powinien iść do gimnazjum, jeśli jednak Wojtuś [lubi majstrować, lecz nieortograficznie pisze, to niechaj dalej gęsi pasie!

Nie chodzi o to, by chłopiec miał ze wszystkich przedmio­

tów oceny b. dobre, ale by nad czemś solidnie pracował; miał wyraźną, określoną fizjonomję duchową. Powinna się wytworzyć opinja, że bardziej pożądane od ogólnych wiadomości we wszyst­

kich kierunkach — jest zdecydowana, wytrwała praca w jednej dziedzinie“ .

(I O g ó ln o p o lski Kongres O św ia to w y).

B 1 B L J O G R A F J A .

Oceny i sprawozdania.

P ró c h n ic k i — B a ra n o w s k i — P olska ksi ążk a do c z y ta n ia dla kl. V szk. pow sz. w y d . IX z 75 ilu s tr a c ja m i. O p ra c o w a ły i d o s to s o w a ły do p ro g ra m ó w m in is te r ja ln y c h M a rja M a g d ó w n a i J a n in a Z a ją c z k o w s k a , L w ó w 1924 r. N a k ła d e m K s ię g a rn i N a u k o w e .

P rzed k ilk u d n ia m i w z ią łe m z ż y w e m z a ję c ie m do r ę k i z a m ie s z ­ czo n ą w B ib ljo g r a f ji p e d a g o g ic z n e j: (Z e s z y t III. z 1924) o c e n ę p. Z o f ji P e r k o w s k ie j- M iło b ę d z k ie j p o d rę c z n ik a : P r ó c h n ic k i B a ra n o w s k i — p o ls k a k s ią ż k a do c z y ta n ia na k l. V . szk. p o w s z . w o p rc o w a n iu p. M a r ji M a g d ó w n y i J a n in y Z a ją c z k o w s k ie j.

P o w ta r z a m , że u c z y n iłe m t o z ż y w e m z a ję c ie m , g d y ż p o d r ę c z n ik p o w y ż s z y z nam i u w aż a m za n i e z m i e r n y c e n n y — w m ia r ę j e d n a k c z y t a ­ nia r e c e n z ji o g a r n i a ł m ię n i e s m a k i p r z y k r e u c z u c ie zaw odu.

S z a n o w n a R e c e n z e n t k a ro z p o c z ę ła swą o c e nę o d uw a g i, że w y p is y p o ls k ie nie b y w a ją d z i e łe m n a t c h n i e n ia , co je s t z r e s z tą o g ó l n ie w ia d o m e . P isanie r e c e n z y j nie je s t ta k ż e w y n i k i e m n a t c h n ie n ia , ale j a k do zesta"

w ie n ia w y p is ó w p o t r z e b a w y k s z t a ł c e n ia , z n a jo m o ś c i d u szy dziecka, d o b r e g o s m a k u i k o n ie c z n ie o b y w a t e l s k i e g o ducha, k t ó r y je p r z e n ik a ć p o w in ie n , tak do p is a n ia r e c e n z y j t r z e b a p r ó c z f a c h o w e g o w y k s z t a ł c e n ia i b y s t r o ś c i k o n ie c z n ie je szcze b e z t r o n n o ś ć , a t e j w r e c e n z ji p. Z o f ji P e r k o w s k ie j- M ił o b ę d z k i e j , d o jr z e ć nie m oż n a.

R e c en z entk a . n ie znają c, ja k p o w ia d a sama, p o p r z e d n i c h w y p is ó w P r ó c h n i c k ie g o - B a r a n o w s k ie g o , nie w ie, że k s ią ż k a ta je s t p r a w ie z u p e ł­

n ie n o w a i z g ó r y z I e k k i e m s e r c e m n a z y w a ją „ k r a w i e c k ą p r z e r ó b k ą ” w y w o d z ą c z teg o , że nic d z i w n e g o iż je s t „ ła ta n a , n ie s h a r m o n iz o w a n a i t r u d n o u c h w y c ić j a k i ś w y r a ź n y p la n p r z e p r o w a d z o n y k o n s e k w e n t n ie do k o ń c a .

G dzie d o p a t r z y ł a się ła t a n i n y w ksią żce o z u p e łn ie p r a w i d ł o w y m u k ła d z ie , n ie w i a d o m o . W szak u k ła d tej k s ią ż k i u w z g lę d n ia i k o l e jn o ś ć p ó ł r o k u i o d n o ś n ie do t e g o z ja w is k a p r z y r o d y i u r o c z y s te świę ta , p r z y p a d a ją c e w c ią g u r o k u .

(20)

W m a te rja le h is to ry c z n y m s to s u je się do c h ro n o lo g ic z n e j k o le j­

no ś c i fa k tó w , i ta k b e z w z g lę d n ie być p o w in n o , a je ś li u m ie s z c z o n o u s tę p y o d n o s z ą c e się d o p o w s ta n ia P o ls k i na p o c z ą tk u k s ią ż k i, to p ra w d o p o ­ d o b n ie n a to , aby to n a jd o n o ś n ie js z e zd a rz e n ie na ■ n a c z e ln e m m ie js c u p o s ta w ić .

K s ią ż k a p o d a je d a le j o p is y ró ż n y c h s tr o n k ra ju , a je ż e li z a m ie s z ­ czo n o tu i ó w d z ie o p is y k ra in d a le k ic h , to s to s u ją c s ię do p la n u ge o- g r a fji w te j k la s ie , k t ó r y w id o c z n ie je s t R e cen zentce n ie z n a n y .

W o g ó le , gdy się tę k s ią ż k ę c zyta , to w ła ś n ie u d e rz a łą c z n o ś ć u s tę ­ pów m ię d z y sob ą i ic h lo g ic z n e p o w ią z a n ie .

N ie p o d o b a się R e c e n z e n tc e w ie lk a ilo ś ć u s tę p ó w h is to ry c z n y c h . Nie zw ra ca uw ag i na to ; że ró w n o le g łe b ie g n ą c y p la n h is to r ji w k i. V.

o b e jm u je c a ło k s z ta łt d z ie jó w aż do p a n o w a n ia S ta n is ła w a A u g u s ta . Us­

tę p y h is to ry c z n e zate m p o m ie s z c z o n e w te j książce, m a ją na c e lu z ilu ­ s tro w a n ie n ie ja k o naszych d z ie jó w . P o d o b a ją się R e c e n z e n tc e u s tę p y h is to ry c z n e w fo r m ie p o w ia s te k , a nie p o d o b a ją w y ją tk i z d z ie ł S z a j­

n o c h y , B a n d u rs k ie g o i Ś liw iń s k ie g o , ja k k o lw ie k w ła ś n ie ci a u to ro w ie o d ­ zn a cza ją się b a rw n o ś c ią ję z y k a i p rz y s tę p n o ś c ią p o p ra c o w a n ia d a n y c h te m a tó w . P a m ię ta ć n a le ż y że k s ią ż k a dla m ło d z ie ż y n ie m o ż e 'nużyć je j je d n o s ta jn o ś c ią u k ła d u u s tę p ó w , ale p o w in n a z a z n a jo m ić ją z ro z m a - ite m i ro d z a ja m i s ty lu .

N ie k tó ry m u s tę p o m g e o g ra fic z n y m zarzuca z n o w u R e cen zentka pew n ą p o b ie ż n o ś ć . A u to r k i o p ra c o w a n ia , chcą c m ło d z ie ż z a z n a jo m ić z k ra je m o jc z y s ty m i o b u d z ić u m iło w a n ie te g o co s w o js k ie , u m ie ś c iły w ksią żce, p o n a d p ro g ra m , dużo u s tę p ó w o ro ż n y c h s tro n a c h naszego k ra ju . D ro b n a uw ag a R e c e n z e n tk i, co do u ż y c ia t y tu łu o g ó ln e g o p rz y u stę p a c h : Rzym i J e ro z o lim a z a m ia s t w y s z c z e g ó ln ie n ia : G ró b C h ry s tu s a i t. d. je s t n ie s łu s z n a i ta k m a ło s tk o w a , iż n ie w a rto z n ią p o le m iz o w a ć .

Co do d z ia łu p rz y ro d n ic z e g o ró w n ie ż k ilk a u s tę p ó w nie z a d o w o l- n iło p P e rk o w s k ie j M iło b ę d z k ie j z te j sa m e j p rz y c z y n y , co i p o w a ż n ie j­

sze u ry w k i h is to ry c z n e .

U stęp : Z ż y c ia p in g w in ó w , k t ó r y na z y w a n a iie p s z y m z te g o d z ia łu , d o c z e k a ł się ta k ż e k r y ty k i, gd yż „ ra z i swą e g z o ty c z n o ś c ią “ . Z d a je się, że ja k ju ż raz p o w ie d z ia łe m , R ecenzentka n ie zna p ro g ra m u , gd yż na k i. V. p rz y p a d a ją w ła ś n ie o p is y k ra jo b ra z ó w , łą c z n ie z fa u n ą i f lo r ą s tro n d a le k ic h a p ro g ra m zaleca w ła ś n ie w y ją tk i z d z ie ł A ro to w s k ie g o i D o b ro w o ls k ie g o .

N ie p o d o b a ją się R e cen zentce n ie k tó r e p o w ia s tk i e ty c z n e i dw a u s tę p y na zw ane p rz e z nią „ m o r a liz a to r s k ie m i r o z p ra w k a m i", o k tó ry c h m ó w i „że są p is a n e bez z n a jo m o ś c i i z ro z u m ie n ia duszy i z a c ie k a w ie ń d z ie c k a ". Do ty c h z a lic z a p o c z c iw ą p o w ia s tk ę K a rn o c k ie j.J co do k tó r e j d o ś w ia d c z e n ie p e d a g o g ic z n e s tw ie rd z a , że się w ła ś n ie d z ie c io m p o d o b a . W b e z p re te n s jo n a ln y m zaś k r ó tk im u s tę p ie : O b o w ią z k i p o ls k ie g o d z ie c k a w y ję ty m z k s ią ż k i p. B u k o w ie c k ie j, c h c ia ły a u to r k i n ie z a w o d n ie p r z y p o ­ m n ie ć d z ie c io m p o ls k im cze g o o d n ic h w ym a g a o d ro d z o n a O jc z y z n a . U s tę p je s t z ro z u m ia ły , k r ó t k i, p o ż y te c z n y i s y m p a ty c z n y .

N ie c h c ia łb y m b y ć z ło ś liw y m , a le m uszę tu p rz y p o m n ie ć u s tę p o m o w ie o jc z y s te j w ła ś n ie z k s ią ż k i p. Z. P e rk o w s k ie j dla k l. II. J e s t o n rz e c z y w iś c ie m o r a liz a to r s k i i ta k im z re s z tą b y ć m u s i. N ie m a w n im je d n a k ani w d z ię k u , an i p ro s to ty , n. p, g d y m o w a o w y ra z a c h „ k t ó r e są w y n io s łe , ja k d ę b y s ię g a ją c e d o n ie b a “ . K o n ia z rz ę d e m te m u , k to m i

(21)

ta k i d ę b o w y w y ra z p rz y to c z y , lu b dąb s ię g a ją c y do n ie b io s , pokaże.

J e s t to g ru b a prz e s a d a , k tó r a na d z ie c i d z ia ła ć m o ż e h u m o ry s ty c z n ie , ta k sam o ja k i k o ń c o w e z d a n ie u s tę p u : J ę z y k s m u ci się, gdy lu d z ie źle n im m ó w ią . S m uci się on ta k ż e p e w n ie , gdy k to n im pisze n ie s p ra w ie ­ d liw e k r y t y k i“ .

W y d a je się R e ce n ze n tce , że k s ią ż k a m a za m a ło h u m o ru — w is to ­ c ie n ie je s t on a h u m o ry s ty c z n a , ale niepraw dą je s t, że nie m a c h a ra k te ru p o g o d n e g o , ow szem ma ona c h a ra k te r n a w s k ro ś p o g o d n y , bo nad I w szyst- k ie m w te j ksią ż c e u n o s i s ię to , co c z ło w ie k a u m a c n ia i p ra w d z iw ą p o ­ g o d ą n a p e łn ia — m iło ś ć B o g a , lu d z i i O jc z y z n y .

N aj k a p ita ln i ejszą je d n a k częścią k r y t y k i p. P. M . je s t oce n a d o b o ru p o e z y j. Tu w p ra w d z ie lic z b a w ie rs z y r e lig ijn y c h w y d a ła je j się za dużą (9 w ie rs z y na 140 u s t.:) ale o m a w ia ją c d o b ó r p o e z y j, pisze, że „w y b o ru p o e z y j d o k o n a n o t r a f n ie “ , a na ko ń c u u s tę p u że „ n ie z b y t s z c z ę ś liw ie “ . T o, co tra fn e m je s t w ty m w y p a d k u s z c z ę ś liw ie , je ż e li zaś n ie z b y t s zczę śliw e , to i n ie z b y t tra fn e . G dzie w ię c lo g ik a ?

N a k o n ie c p o s łu g u ją c s ię d o s ło w n ie w y ra z a m i p. P e rk o w s k ie j-M iło - b ę d z k ie j, p o w tó rz ę : „ n ie w s k a z u ją a u to r k i d z ie c k u na p ię k n o m o w y o j ­ c z y s te j" . N ie ro z u m ie m , ja k i je s t in n y s p o s ó b w s k a z a n ia d z ie c k u „p ię k n a (n ie na p ię k n o ) ja k pis z e R e c e n z e n tk a , gd yż to je s t ra ż ą c y b łą d , k tó r y n ie p o w in ie n z n a jd o w a ć się w je j k ry ty c e ja k p o d a n ie m u d o b o ro w y c h w y ją tk ó w z d z ie ł z n a k o m ity c h p is a rz y . Rzeczą n a u c z y c ie la je s t w ła ś n ie p o d k re ś lić i w y d o b y ć p ię k n o , i to się p o z o s ta w ić m u s i n a u c z y c ie lo w i.

Is to tn ie n ie w ia d o m o , w ja k ie m ś ro d o w is k u R e ce n ze n tka p ra c u je , bo uw aża, iż k o n ie c z n ie są p o trz e b n e p rz y z u ż y tk o w a n iu m a ie r ja łu w k s ią ż c e p o ls k ie j p y ta n ia i w s k a z ó w k i do ć w ic z e ń na k o ń c y każdego us tę p u . Z a b ija ło b y to p rz e c ie ż s a m o d z ie ln o ś ć n a u c z y c ie ls tw a , zresztą to n ie je s t p o d rę c z n ik m e to d y c z n y .d la n a u c z y c ie la , le cz k s ią ż k a dla d z ie c k a .;

W re s z c ie R e c e n z e n tk a zarzu ca „s k ą p e u w z g lę d n ie n ie ś w ia ta fa n ­ t a z ji“ , ja k k o lw ie k w te j ksią ż c e z n a jd u ją się p o d a n ia i le g e n d y i to b a r­

dzo p ię k n e , a że ic h je s t n ie z b y t du żo, to ch yb a t y lk o le p ie j, ze w zg lęd u na p s y c h ik ę naszego n a ro d u , s k ło n n e g o ra c z e j do g u b ie n ia się w fa n ta ­ zja c h i łu d z e n ia się w w ie lu k ie ru n k a c h , n iż do p ra c y re a ln e j, i'

N a w e t spis u s tę p ó w , w e d łu g ic h k o le jn e g o n a s tę p s tw a , co je s t p ra k ty k o w a n e we w s z y s tk ic h p o d rę c z n ik a c h , s p o ty k a się z uw ag ą, że to ną nic się n ie p rz y d a , ja k ż e w ię c d z ie c k o o d n o ś n y u stę p w ks ię ż c e

w y s z u k a ? , „ . , . . .

Z n a ją c d o b rz e o p ra c o w a n ie pp. M . M a g d ó w n y i J. Z a ją c z k o w s k ie j i w id z ą c , że je s t o n o n a p ra w d ę w a rto ś c io w e , ta k p o d w zg lęd em u k ła d u i d o b o ro w e j tr e ś c i ja k i w y k w in tn e j f o r m y u s tę p ó w , o tw o rz y łe m z c ie k a w o ś c ią k s ią ż k ę p. Z. P e rk o w s k ie j-H e rz tb e rż a n k i {d la k l. 11. gdyż te j w ła ś n ie m i u ż y c z o n o - sądząc, że n ie z a w o d n ie m usi być d o s k o n a łą , s k o ro p. Z. P e rk o w s k a ta k s u ro w o o d n io s ła się do z na ne j m i p ra c y .

O tw o rz y łe m i z n a la z ła m na sam ym w s tę p ie o r y g in a ln y t y tu ł. ,S pis rz e c z y p o d łu g p ó r r o k u . Ten, d o p ra w d y h u m o ry s ty c z n ie b rz m ią c y na pis je s t je d n a k , ja k się o k a z u je , w ła ś c iw ie spisem p o d łu g s tro n , k tó r y się R e ce n ce n tce ta k w s k ry ty k o w a n e j p rz e z nią k s ią ż c e n ie p o d o b a ł.

D a le j n a s tę p u je s p is rz e c z y , n ie w e d łu g a u to ró w , co m ia ło b y sens ale w p o rz ą d k u a lfa b e ty c z n y m ty tu łó w np. P o lo w a n ie z s o k o ła m i — P ó łm o rd e k — P o ra n e k — P o w ą z k i i t. d. co d o w o d z i { w ie lk ie j p ra c o w i­

Cytaty

Powiązane dokumenty

sobów kształcenia okaże się najwłaściwszym. Pozostawia obok siebie równorzędnie wyższe klasy szkoły powszechnej i 3 klasy liceum niższego, przewiduje różne

Kto chce posiąść patent nauczyciela szkoły sekun*darnej, wchodzącej w zakres szkolnictwa powszechnego, jako typ wyższy, musi poddać się szczególnemu egzaminowi i

Pan Minister uważa, że punktem wyjścia reformy szkolnictwa winna być przedewszystkiem reforma szkoły średniej, ponieważ dla przyszłości Polski jedną z

rzania niezbędnych warunków istnienia człowieka, a w miarę, gdy wzmagały się jego potrzeby, musiała wytężyć wszystkie swoje siły, ażeby zaspokoić nowe

Idzie tu nie- tylko o zorjentowanie się co do stanu szkół zawodowych, lecz bardziej jeszcze o wywołanie potrzeby tych szkół, ich obesła­. nia—a tern samem

Polska obok tego, że potrzebuje obrońców Ojczyzny, potrzebuje przedewszystkiem obywateli zdolnych do twórczej pracy i najwięcej cenioną cechą tego obywatela,

Szkoły, które poddadzą się powyższym wymaganiom ustawy, otrzymują ze skarbu państwa pełną subwencję i nazywają się Public Schools.. Jak już zaznaczyliśmy w

Dzieci, które się uczyły języka obcego, powinny ze szkoły wynieść dostateczną umiejętność władania językiem w po­.. trzebach życia