• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Hartwigów - Magdalena Spasowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Hartwigów - Magdalena Spasowicz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MAGDALENA SPASOWICZ

ur. 1927; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina, ciotka, Maria Spasowicz, Maria Hartwig, Ludwik Hartwig, rodzina Hartwigów, Edward Hartwig, Helena Hartwig, fotografia

Rodzina Hartwigów

Ciocia Mania, mimo że była taka przystojna, [długo] nie wyszła za mąż, wszyscy się dziwili dlaczego. Ale w pewnym momencie okazało się, że wychodzi za mąż za Ludwika Hartwiga. Te dzieci były prawie dorosłe już, to był okres przed wojną – nie wiem, [19]34-[193]5 rok, coś takiego, Julcia miała tak ze trzynaście lat, ale to była osoba bardzo samodzielna, te inne dzieci już wyszły z domu, ale w każdym razie były blisko. Edward Hartwig już robił zdjęcia, Walek się uczył, przychodził do moich rodziców – moja mama była lekarzem, ojciec był biochemikiem – i pamiętam, że on bardzo był pracowitym studentem, ale to już w Warszawie, stąd ich przypominam sobie. Później była jeszcze Zosia ta najstarsza.

Ja pamiętam spotkania, pamiętam na przykład zdjęcia robione pod jakimś drzewkiem – cała rodzina Hartwigów, Edzio, Julcia, jeszcze Hela była Hartwigowa, siostra Julii trochę starsza, która wyszła za mąż za Niemca w czasie wojny, to była śliczna kobieta, ale o niej się też mało mówi. Była bardzo miła i z nią bliższe były stosunki, bo ona mieszkała w Warszawie, chciała na medycynę iść, nie poszła, bo nie zdała, to później była w jakiejś szkole pielęgniarskiej. Ona częściej przyjeżdżała do nas jeszcze przed samą wojną, dlatego że moja mama była lekarzem i ona tam jakieś książki [pożyczała], ją to interesowało. O jej późniejszym życiu w ogóle bardzo mało wiem, czasami się urywają [kontakty], ja w ogóle nic o niej nie słyszałam. Wiem, że wyszła za mąż i miała dzieci, to było w Łodzi. Uważano, że [małżeństwo z] Niemcem w tym czasie to było coś takiego bardzo nie na miejscu. Ona w czasie wojny wyszła za mąż, ale w jakiej sytuacji, tego nie wiem. Wiem, że on miał jakąś fabrykę, jakimś fabrykantem był. Bardzo ładna ona była, miła, moi rodzice ją lubili, często bywała u nas, ale to było przed wojną jeszcze. Edek był najstarszy, później Walenty był – ten lekarz, później Zosia była, ona była tak bardziej na uboczu i taka szara była postać, mniej się uwidaczniała. Oni byli bardzo efektowni wszyscy, to była efektowna rodzina.

Edek tam miał zakład na rogu, nie wiem, jak się nazywał, ale pamiętam, jak

(2)

wyglądała ta jego szopa. I tam on fotografował, robił te zdjęcia. Walek to był już lekarzem i Zosia, która pomagała cioci i wujkowi robić te zdjęcia tam w tym zakładzie fotograficznym.

To są fragmenty, to są takie tylko błyski, poza tym nic nie pamiętam z takich rzeczy, no bo ja tam nie żyłam, ale to pozostało w pamięci jako coś w jakimś sensie niezwykłego, innego niż normalne życie.

Data i miejsce nagrania 2018-03-03, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ta moja ciocia pracowała, cała rodzina była w sklepach bławatnych i mój ojciec był tym, co nie dawał, ale sprzedawał te materiały, co najbardziej modne, tak że oni mogli

Raki pamiętam głównie z opowiadań, choć przy jednej okazji skosztowałem raków, które łowiła moja ciotka Danuta. Pamiętam ich smak, zapach gotującej się wody i

Mój ojciec robił insulinę i dla naszych, i dla Niemców, dlatego że insulina była bardzo ważna, w czasie wojny coś tam dawali tym żołnierzom, była nieodzowna i

Miałam do Julci Hartwig taki żal, że ona nie pisała [o mojej cioci] – nie wiem, jaką ona była macochą, bo może nie była taka dobra, nigdy nie wiadomo, ale w każdym razie

Julcię pamiętam, to była dziewczynka samodzielna i mój ojciec mówił zawsze, że ona jest mądrą dziewczynką, że powinnam się z nią przyjaźnić, bo ja mam takie głupie

Tak się stało, że w sobotę 22 lipca raniutko zaprowadzono nas – mnie i córkę sąsiadki zaprowadzono na… wujek, z którym mieszkaliśmy, był

Zapamiętałam błoto, bo jak na Króla Leszczyńskiego robili szosę, to trzeba było iść aż do Krakowskiego Przedmieścia, Alei Racławickich i z Alei Racławickich do szkoły, bo

Stary żydowski cmentarz był też na Kołłątaja, teraz tam mieści się Przedsiębiorstwo Komunikacji.. Tam są takie domy, tak zwane rządowe, to znaczy pracowników dawnego Rejonu