• Nie Znaleziono Wyników

Nad Jeziorem Białym działy się wielkie brewerie - Wojciech Chodkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nad Jeziorem Białym działy się wielkie brewerie - Wojciech Chodkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WOJCIECH CHODKOWSKI

ur. 1938; Borysław

Miejsce i czas wydarzeń Włodawa, PRL

Słowa kluczowe Włodawa, PRL, życie kulturalne, Kaziemierz Grześkowiak, Jezioro Białe

Nad Jeziorem Białym działy się wielkie brewerie

Kiedyś przebywałem w okolicach Jeziora Białego we Włodawie. Robiłem tam jakieś duże plastyczne chałtury. Kupiłem sobie tam domek kempingowy i miałem żaglówkę Omegę. W tej chwili on już nie stoi, ale tam się działy wielkie brewerie. Przyjeżdżał do mnie Kazio oraz cała masa ludzi. Siedzieli tam bez przerwy. Kupa aktorów, dziennikarzy. Tak że działy się różne niesamowite rzeczy.

Jak wybrałem się na chałturę, to cały tłum ludzi pojechał ze mną, żeby mnie zainstalować tam na jakiś dłuższy czas. Bo miałem pomysły, było [dużo] pracy. I kiedy w Lublinie nie było żadnych robót, kiedy [panowała] pełna nędza i pustka ekonomiczna, to prosiłem kolegów, żeby przyjechali mi pomóc. [Dzięki temu] mogli sobie zarobić. Wtedy we Włodawie na rynku, na narożnym budynku, zrobiłem największy zegar słoneczny w Polsce. Sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Jest zrobiony z grafitu. I jak tam [pracowałem], to przyjeżdżał tłum ludzi.

Kiedyś przyjechaliśmy [nad jezioro] z Kaziem i z mnóstwem ludzi. Kazio już był sławny. Dostał prawo jazdy. Dostał! Nie wypracował, tylko dostał –po znajomości.

Wtedy kupił sobie samochód. To był chyba biały trabant. Dawne czasy. Jeździł nim mój kolega prawnik, który nie pracował na uniwersytecie, bo się rozpił. Potem pracował we Włodawie, był tam jakimś prawnikiem, biurokratą w powiecie. Po drodze do Włodawy, przy wyjeździe z Lublina, jest [przejazd] kolejowy. Wtedy akuratnie samochodem jechał Kazio, a przynajmniej próbował. Podjechaliśmy pod szlaban.

Przed nami stał samochód, więc Kazio zaczął hamować. Ale pomógł mu w tym kolega. I nie zatrzymali się na czas, tylko uderzyli w samochód. Po czym Kazio puścił hamulec i uderzył tyłem w drugi samochód. [Zapanowała] jakaś kontrowersja.

Pojechaliśmy do Włodawy. Tam na plaży był tłumek znajomych plastyków. Kazio i jacyś ludzie zaczęli tam publicznie biesiadować. [Pomyśleliśmy]: jest ciepło, właściwie co robimy w ubraniach na plaży? [Będzie] lepiej, jak wskoczymy w nich [do wody]. I wszyscy [tak zrobiliśmy]. Zaniepokojona milicja zaczęła nas stamtąd wyciągać. Biliśmy ich po łapach, że sobie pochodzimy. Ale tłum zobaczył, że [jest

(2)

wśród nas] Grześkowiak. Pan milicjant zapytał: „To prawdziwy Grześkowiak?” „Tak, prawdziwy” „A to trzeba sprawdzić!” Zawołali jakiegoś dostojnika, który przyjechał.

„Prawdziwy!” Wyciągnęli nas i dali nam spokój. Zgromadził się ogromny tłum ludzi.

Kilkaset osób stało i patrzyło na Grześkowiaka. A on opływał z wody. To był taki incydent. Potem Kazio się zainstalował w moim domku i tam mieszkaliśmy. I tam ciągle się imprezowało.

Kiedyś [nad jezioro] przyjechała Silna Grupa pod Wezwaniem (bardzo dobrze ich znałem). Mieli tam występ i u mnie nocowali.

Kazio lubił sobie podjeść i był dobrym kucharzem, nawet koneserem. Do jedzenia miał bardzo pozytywny stosunek. W Hadesie podawano kiedyś golonkę à la Grześkowiak. Doszliśmy więc do wniosku, że trzeba upiec coś ekstraordynaryjnego.

W związku z tym postanowiliśmy, że kupimy małego prosiaczka i go upieczemy.

(Kazio mieszkał wtedy u mnie.) Wsiedliśmy na motor. Pojechaliśmy na targ kupić prosiaka. Ale on był tak sympatyczny, tak miły i tak przyjemny, że nie nikt nie miał serca go zabić i upiec. I ta świnka służyła do zabawy –bawiliśmy się z nią jak z pieskiem. Mieszkała w moim domku nad jeziorem. I dzieci, [i dorośli] przychodzili się z nią bawić. W końcu przyszedł ważny milicjant i zaczął krytykować, że zanieczyszcza plażę. Kazio zaczął bronić w ogóle zwierząt. Powiedział, że zwierzęta są lepsze niż milicjanci. Jego sława była na tyle wielka, że nie mogli mu nic zrobić.

Ale lato się kończyło [i nie wiedzieliśmy], co zrobić z tą świnką. Poszliśmy z Kaziem do pana Pruszkowskiego. On był rybakiem nad Jeziorem Białym. Łowił tam węgorze i je wędził. Była to bardzo dobra znajomość. [Zaproponowaliśmy mu]: „Może pan by, panie Pruszkowski, ją zatrzymał u siebie w chlewiku i hodował? My będziemy jej przynosić jedzenie” Wziął tę świnkę. Od czasu do czasu, kiedy przyjeżdżaliśmy [nad jezioro], to tam chodziliśmy. Świnkę nazwaliśmy Karol. Nie wiem [dlaczego]. Chyba kojarzyło się to ze sztuką [Sławomira] Mrożka. „Jak tam Karol?” „Karol się dobrze hoduje, wszystko je, ale nie chce jeść z innymi świniami. Trzeba mu dawać osobno”

W związku z tym [zmieniliśmy imię na] Magister. I wpadało się do Karola z jedzeniem, z jakimiś [innymi] sprawami. To trwało pół roku. W pewnym momencie dostaliśmy telegram od pana Pruszkowskiego: „Karol nie żyje. Przyjeździe po produkty”

Pojechaliśmy z Kazikiem. Pan Pruszkowski zrobił znakomite wyroby wędliniarskie.

Data i miejsce nagrania 2012-11-08, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Redakcja Maria Buczkowska

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Był dziennikarzem, a potem, kiedy Kazio zaczął się rozwijać, został szefem Domu Prasy.. On po prostu pozwalał przebywać i grać do

Potem, w latach sześćdziesiątych, przeniosłem się do Teatru Osterwy, bo zacząłem się zajmować usługami plastycznymi.. Przez cztery lata pracowałem tam jako

I powiedziała tak: „Proszę taką a taką wódeczkę, ale w kieliszku pana Wojtka” Pani Krysia popatrzyła na listę. „Ale tu nie ma pani profesor” Na co druga

Pierwsze zamówienie Kazika [Grześkowiaka więc brzmiało]: „Pięćdziesiąt, pięćdziesiąt” Na dole pod knajpką znajdowała się jeszcze sala, [gdzie] stał

Poza tym były różne poetessy, byli liczni dziennikarze, których już nie ma w tej chwili i którzy wymierają –mało kto z nich został.. [W klubie] odbywały się

[W Krokodylu] znajdował się taras, gdzie często [się spotykał] cały przekrój społeczny.. Był tłumek bardzo sympatycznych ludzi, z którymi dobrze nam

I po nagraniu, kiedy ten utwór się stał sławny, to ciciborzanie się oburzyli, że się kala dobre imię [tamtejszych] dam.. Postanowiłem, że można zrobić imprezę i

(A [pan Szymon] był tak silnym człowiekiem, że kiedyś wyrwał kratę do knajpy, do kawiarni. Bo było późno i nie mogliśmy dostać żadnych alkoholi. W jakiś dziwny sposób